NAGŁÓWEK/HTML1

L.A. Dreamers

INFORMACJE/HTML2

❤️‍🔥 Zachęcam do zapoznania się z postem i zapraszam do wspólnej zabawy!

❤️‍🔥 Marzyciele, Guardian Angel rozpocznie swoją fabularną funkcję w połowie maja, więc… Bądźcie czujni… 👁️

❤️‍🔥 Aby wejść na Group Chat, wystarczy zaakceptować otrzymane od Guardian Angel zaproszenie.

❤️‍🔥 Blog L.A. Dreamers został oficjalnie otwarty! Zapraszamy do zapisów ❤️

Wide-eyed, like we're in a crime scene


Amelia Moore 
dziewiętnaście lat – córka byłego szefa LAPD — uznana za zaginioną w 2022 roku
powtarza ostatnią klasę w Harvard-Westlake — amnezja wsteczna

— Cudownie odnalezione dziecko czy morderczyni?
Od powrotu otaczały ją niedopowiedzenia. Nagłe milczenie, kiedy weszła do pokoju, mimo iż przed momentem toczyła się tam zawzięta dyskusja. Ukradkowe spojrzenia rzucane znad filiżanki herbaty, ale i pospiesznie odwrócony wzrok, kiedy przypadkowo oczy się spotkały. Szepty, pełne napięcia, kiedy przechodziła obok i dyskretny krok w tył, kiedy znalazła się zbyt blisko. Zupełnie tak, jakby obawiano się, że z jej powodu zniknie ktoś jeszcze. Zupełnie tak, jakby była czemukolwiek winna.
— A byłaś winna?
Plotki pojawiły się w momencie, gdy jej bose stopy stanęły na brukowanym chodniku przed siedzibą Departamentu Policji w Los Angeles, a artykuły w gazetach zaraz po tym, jak paparazzi zrobił pierwsze zdjęcie, na którym ani trochę nie przypominała siebie. Brudne, wychudzone ciało, skóra pokryta siniakami, krwawe otarcia na nadgarstkach i przerażone spojrzenie skryte za splątanymi włosami. Drżąca, słaba, złamana. Zaledwie cień osoby, którą kiedyś była.
— Nie pamiętam…
W mediach rozpętała się burza. Gdy nadzieja została już dawno pogrzebana, pojawiła się znikąd. Nagle, niespodziewanie. Tylko ona. Sama. Chociaż tamtego dnia zniknęły obie. Jak? Dlaczego? Co się stało z tą drugą? Zadawano pytania, na które nie znała odpowiedzi. Ciemność otulała umysł jakby wszystkie wydarzenia od dnia zaginięcia zostały wymazane z jej pamięci. Nie pamiętała. I nie była pewna, czy chciała pamiętać.


szukamy dobrych dusz – i nie tylko dobrych! – które pomogą jej dokopać się do zagubionych wspomnień.
kontakt: little.dwarfie69@gmail.com
FC: Isabell Andreeva; tytuł: Daughter

10 komentarzy:

  1. [ Hej!
    Ależ jej traumatyczne doświadczenia zgotowałaś 🫣 Może rzeczywiście lepiej, że niczego nie pamięta, nawet jeśli przez to musi czuć się niesamowicie skołowana i zagubiona… oby jednak wszystko z biegiem czasu się wyjaśniło, a Amelia nauczyła się na nowo żyć i czerpać z niego, chociaż trochę radości.
    Miłej zabawy i mnóstwa weny! ]

    Yongsun

    OdpowiedzUsuń
  2. [ cześć!
    aż strach myśleć, przez co Amelia musiała przejść, a teraz jeszcze męczy się z rzucanymi oskarżeniami o coś, czego nawet nie pamięta 💔 mam nadzieję, że jednak biedna da sobie radę w życiu i spotka ją szczęście!
    a wam obu życzę jak najwięcej weny i dobrej zabawy ♥ ]

    Minjae

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Historie dziewczyna ma mega mocna i bardzo ciekawą, a ja jestem ogromnie zainteresowana tym, jak rozwiniesz postać Amelii. Życzę powodzenia i dużo ciekawych wątków, a gdy już się pojawię to zapraszam do siebie ☺️]
    Isa wychylająca się z roboczych

    OdpowiedzUsuń
  4. [Przejrzałam sobie obie karty i chociaż widzę więcej połączeń z Rosaline to jako fanka true crime ciągnie mnie bardziej w stronę Amelii. Co prawda nie wiem do końca, jak można Amelię połączyć z Xavierem, ale myślę, że co do wątku możemy się zgadać na hangouts czy discordzie i podumać wspólnie?:)]

    Xavier

    OdpowiedzUsuń
  5. Los Angeles miało być nowym początkiem.
    Miał plan, aby zostać w mieście na dłużej, o ile uda mu się znaleźć rolę w interesującej go produkcji. Pobyt w mieście aniołów zależał również od tego w jaki sposób potoczą się sprawy w jego prywatnym życiu, ale nie tym Callegaro przejmował się tego popołudnia. Co do przesłuchań Włoch miał dość dobre przeczucia. Przygotował się odpowiednio, wiedział czego szukają i zamierzał dać z siebie wszystko. Właściwie zawsze dawał z siebie sto procent. Tak, jak na co dzień nie do wszystkiego się przykładał w pracy nie pozwalał sobie na niechlujstwo. Zależało mu na karierze i tej nie zamierzał sobie zepsuć brakiem profesjonalizmu. Jeśli nie wyjdzie mu w Los Angeles to nie będzie to co prawda koniec świata, ale też z kolei do najszczęśliwszych osób należeć nie będzie. Miał spore nadzieje co do swojej przyszłości, ale jednocześnie też przygotowywał się na to, że nie od razu może dostać angaż w fascynującym filmie. Był gotów na to, żeby zagrać w czymś mniej ciekawym i wymagającym, byle tylko coś tutaj robić i zbudować swoją karierę w Stanach. Potrzebował tylko tego, aby ktoś go dostrzegł i zdał sobie sprawę, że Xavier jest nową gwiazdą kina, której Hollywood potrzebuje. Zdawał sobie sprawę z tego, że to nie będzie najłatwiejsze zadanie, ale od zawsze lubił wyzwania, nie poddawał się zbyt łatwo i był bardziej niż gotów na to co miało przynieść mu Los Angeles. Gdyby jednak mu nie wyszło zawsze mógł wrócić do rodzinnego kraju, gdzie w końcu czekała na niego ciepła posada. Nudziło go jednak granie powoli we Włoszech i potrzebował czegoś więcej. Chciał zasmakować czegoś nowego, ciekawszego. Poznać nowych ludzi, przekroczyć własne granice aktorskie, nauczyć się nowych rzeczy. Sprawdzić się w produkcji, która dotrze do większej liczby osób.
    Jednak zanim będzie musiał wybrać się na castingi to mógł bez wyrzutów sumienia mógł robić to, na co tylko miał ochotę. Miał jeszcze trochę czasu wolnego. Specjalnie przyleciał wcześniej, aby zapoznać się lepiej z miastem. Bywał tutaj już wcześniej, ale to były dość krótkie wizyty. Poza centrum nie miał okazji zbyt dobrze pozwiedzać miasta, co dziś planował zmienić.
    Pogoda w Los Angeles rozpieszczała. Temperatura dobijała dwudziestu stopni, słońce przyjemnie grzało z góry. Po ludziach, których mijał po drodze widział, że również im udziela się pogoda. Turystów, chyba jak wszędzie, była cała masa. I obecnie Xavier do nich dołączył. Nogi same zaprowadziły go do Santa Monica, a raczej przywiózł go tutaj Uber, ale to nie było już ważne. Sam jeszcze nie wiedział czego właściwie chce, ale miał zakupiony bilety do wesołego miasteczka, które się tutaj znajdowało. Do podobnych miejsc wolał chodzić w większych grupach, ale skoro był tutaj sam to musiał poradzić sobie bez kumpli, którzy bez wątpienia zaciągnęliby go na najszybszą i najwyższą kolejkę. Właściwie to nie potrzebował ich do tego, aby dołączyć do kolejki.
    Czekał cierpliwie, ukrywając swoją irytację tym, że musiał czekać na swoją kolej. Nie pomyślał o zakupieniu szybszej wejściówki, która umożliwiłaby mu ominięcie stania w kolejkach. Mógł mieć pretensję tylko i wyłącznie do siebie. Na jego szczęście kolejka przemieszczała się dość szybko, a w przeciągu niespełna dwudziestu minut siedział już w wagoniku obok jakiejś dziewczyny. Albo była tu również sama lub odłączyła się od znajomych, nie ważne. Pracownicy sprawdzili, czy są odpowiedni zapięci, po czym kolejka ruszyła. Uwielbiał to uczucie, kiedy wagonik powoli wznosił się do góry po torach. Specjalnie wybrał też pierwszy wagonik, aby móc wszystko widzieć.
    — Całkiem niezły widok, racja? — rzucił, nim jeszcze na dobre się rozkręciło. Plaża, ocean i mnóstwo ludzi, którzy z każda kolejną chwilą robili się w jego oczach coraz mniejsi.

    Xavier

    OdpowiedzUsuń
  6. [Proszę mnie tu nie oskarżać, jakbym mogła zapomnieć? Oczywiście, że Cię pamietam! 🖤 I na wątek jestem bardzo chętna, szczególnie z tą panią, bo bardzo mnie zaciekawiła propozycja z karty - chętnie staniemy się z Seojunem osobą, która w jakiś sposób przyczyni się do odnalezienia przez Amelię (w ogóle, piękne imię, jedno z moich ulubionych) wspomnień. Powiedz mi tylko, czy masz już wobec tego jakieś konkretne plany, brakuje Ci jakiejś postaci drugoplanowej w historii? Bardzo chętnie obralibyśmy rolę partners in crime, którzy pomogą rozwikłać tajemnice jej zniknięcia 🕵🏻‍♂️]

    OdpowiedzUsuń
  7. Światła uliczne rzucały delikatne refleksy na ściany, tworząc ciepłą, relaksującą atmosferę. Zegar wskazywał północ. Moore przeciągnął się, odczuwając zmęczenie i senność, które doścignęły go po całym dniu pracy. Sięgnął po butelkę dobrego single malt whisky, którą miał schowaną na górze szafki kuchennej, nalał sobie szklankę, i w skupieniu napił się trunku, czując, jak rozgrzewa jego gardło.
    Telefon od ojca jak błyskawica rozdarł spokój jego wieczoru. Zanim odebrał, wziął głębszy oddech. Michael Moore w ostatnim czasie nie był w najlepszej formie. Był poddenerwowany i zestresowany, ciągle martwił się o bezpieczeństwo swojej córki. Alan też się o nią martwił, ale starał się utrzymywać to w granicach zdrowego rozsądku. Jego siostra była jeszcze nastolatką i pomimo tego, co przeżyła, źle znosiła nadopiekuńczość i próby nadmiernej kontroli, których nagminnie dopuszczał się ich ojciec. Długie godziny samotności, bezczynności i brak codziennych wyzwań sprawiały, że czuł się zagubiony i niepewny. Mial za dużo czasu na myślenie. Emerytura zdecydowanie mu nie służyła. Jednak po wydarzeniach minionych dwóch lat, praca na służbie była więcej niż niewskazana. Jego największym priorytetem zostało więc bezpieczeństwo jego ukochanej córki
    Głos mężczyzny brzmiał wydawał się przerażony. Alan poczuł dreszcz niepokoju przeszywający jego ciało, choć zawsze w takich chwilach starał się racjonalizować zagrożenie i na chłodno ocenić ryzyko. Był piątkowy wieczór, Amelia mogła się gdzieś urwać z koleżankami i zasiedzieć. Z drugiej jednak strony, zawsze w takich sytuacjach dawała ojcu znać, informowała o tym, gdzie i z kim jest, o której planuje wrócić do domu.
    — Nie martw się, tato. Wiem, gdzie jest Amelia.
    Alan zachował zimną krew, chociaż wewnętrznie wiedział, że jego serce bije szybciej. Najpierw zajął się uspokojeniem ojca, kiedy tylko się rozłączył, uruchomił aplikację, która pokazywała mu dokładne położenie telefonu Amelii. Nadajnik w telefonie siostry założył bez jej wiedzy. Dlaczego? Sam nie wiedział. Pewnie gdyby zapytał, pozwoliłaby mu na to, biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności. Ale może tak było po prostu bezpieczniej. Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz. Poza tym, teraz używał tego tylko w sytuacjach awaryjnych, takich, jak ta.
    Gdy na mapie pojawiła się lokalizacja Amelii, odetchnął z ulgą, zebrał swoje rzeczy, sięgnął po klucze do samochodu i ruszył w kierunku centrum, skąd odbierał sygnał.
    W tej części miasta wszystkie kluby wyglądały podobnie: neonowe światła migotały, dźwięki basu pulsowały w powietrzu, a tłum dzieciaków tańczył do rytmu elektronicznej muzyki. Jednakże, tylko jeden klub wyróżniał się spośród nich wszystkich - "Elysium". To niezwykłe miejsce na mapie nocnego życia Los Angeles. Znajduje się na głównej ulicy, otoczonej przez błyszczące billboardy i tłumy przechodniów. Gdy wchodzisz przez drzwi, jesteś witany przez euforyczną atmosferę i intensywny układ świateł, które sprawiają, że czujesz się jak w innym wymiarze. Wewnątrz panuje futurystyczny design, z metalicznymi elementami, minimalistycznymi meblami i przepastnym parkietem do tańca. Bar serwuje najwyższej jakości drinki, a na scenie występują najlepsi DJ-e. Alan sam bywał tutaj w czasach swojej młodości, znał tu również ochroniarzy, którzy bez słowa sprzeciwu wpuścili go do środka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Alan wszedł do klubu, przeciskając się przez tłumy tańczących ludzi. Jego spojrzenie wędrowało po każdym kącie, w poszukiwaniu siostry wśród wirujących postaci na parkiecie, czy w lożach. W końcu dostrzegł ją niemalże w objęciach jakiegoś chłopaka, siedzących razem na miękkiej, czerwonej sofie. Jego serce zamarło na moment, widząc jej zszokowane spojrzenie, gdy dostrzegła go w tłumie. Bez wahania podszedł do nich.
      — Zjeżdżaj młody — rzucił do chłopaka, patrząc mu prosto w oczy. Jego ton był stanowczy. Chłopak spojrzał na niego zdezorientowany, ale widząc wyraz twarzy Alana, nie sprzeciwił się.
      Amelia wyglądała na zdezorientowaną i zdumioną jego obecnością. Alan spojrzał na nią z powagą.
      — Koniec imprezy, idziemy.
      Nie czekał na odpowiedź, wiedział, że teraz muszą opuścić klub i porozmawiać w spokoju o tym, co się wydarzyło.

      Braciszek

      Usuń
  8. Nie przemyślał tego. Działał impulsywnie i nie zastanawiał się nad tym, jak to będzie wyglądało. Potraktował to jak zadanie do wykonania: sprowadzić Amelię do domu. Skorzystał z lokalizatora, zamiast do niej zadzwonić, albo napisać. Potraktował ją jak zbiega, a nie jak niemal dorosłą dziewczynę.
    Mógł podejść do tej sytuacji nieco ostrożniej, bardziej delikatnie, sprawdzić z odległości, czy wszystko w porządku, upewnić się, że nie dzieje jej się krzywda, a potem mieć na nią oko, ale trzymać dystans i nie wychylać się. Pozwolić jej robić to, co robią jej rówieśnicy i cieszyć się tym, że wyszła do ludzi.
    Ta refleksja przyszła do niego jednak zdecydowanie za późno. Uświadomił to sobie dopiero w momencie, w którym spotkał się z nią spojrzeniem. Wyczytał to z wyrazu jej twarzy, z gestów i postawy ciała. Amelia nagle cała się spięła, zupełnie tak, jakby przyłapał ją na paleniu skręta. Patrzyła na niego z mieszaniną żalu, wstydu, lęku, wyrzutów sumienia. Alan najchętniej po prostu by ją przytulił, powiedział, że przeprasza za zakłócanie zabawy, ale oboje z ojcem bardzo się martwili, bo zniknęła bez słowa. Najchętniej powiedziałby jej też, że cieszy się, że wyszła z domu, bo chyba bardziej się martwił, gdy zamykała się w czterech ścianach. Wyrzuty sumienia spotęgowały się jeszcze, kiedy Amelia bez słowa wstała z sofy, wcisnęła dłonie w kieszenie skórzanej kurtki i ruszyła za nim do wyjścia. Teraz na jej twarzy malowało się zrezygnowanie, jakby stało się coś, co było nieuniknione, czego się gdzieś tam podświadomie jednak spodziewała.
    Było mu wstyd. Zachowywali się oboje z ojcem tak, jakby to Amelia zrobiła coś złego, coś za co skazali ją na wieczny szlaban.
    — Taki z niego bohater?
    To pytanie było przepełnione sarkazmem. Nie spodziewał się żadnej odpowiedzi. Gość zmył się, kiedy usłyszał jedno słowo padające z ust Alana. Bał się za nią wstawić. Moore nic by mu nie zrobił, nawet gdyby ten chłopak mu się w jakiś sposób przeciwstawił. Wręcz przeciwnie. Być może obdarzył by go odrobią uznania. Ale skoro typek zmywa się zaraz po tym, jak z ust Alana pada dosłownie jedno polecenie, jak miałby zadbać o jej bezpieczeństwo? Ludzie, którzy mogli przyjść po Amelię, nie byli z jego ligi. Byli paskudniejsi niż Alan. Moore był teraz przekonany, że w obliczu zagorzenia cały ten Dylan zrobiłby to samo: zmył się. Tak samo jak reszta jej znajomych. Tylko Alan i ich ojciec byli gotowi ryzykować dla niej życiem. Znów zaczęła narastać w nim złość.
    — Myślisz, że by cię obronił, gdyby coś się działo?
    Pokręcił głową. Na to pytanie również nie oczekiwał odpowiedzi, bo była zbyt oczywista. Nie obroniłby.
    — Mam na to swoje sposoby — uciął krótko. — I słusznie, jak widać.
    Odwrócił się w jej stronę, kiedy zwolniła, aż w końcu oboje przystanęli, tuż obok jego auta.
    — Myślałem, że trzymamy się pewnych zasad, a ty wymykasz się po kryjomu z domu. Gdyby nie to — uniósł lekko do góry swój telefon komórkowy — postawilibyśmy na nogi całą policję w mieście, po to, żeby się dowiedzieć, że poszłaś sobie na imprezę.
    Nie krzyczał, ale w jego głosie dało się wyczuć lekką irytację. Starał się jednak zachować względny spokój.
    — I jeżeli kiedykolwiek miałem co do tego jakieś wątpliwości, to dzisiaj mi udowodniłaś, że to była dobra decyzja, Amelia. Nie chce, żebyś teraz każdego dnia myślała tylko o zagrożeniach, jakie mogą cię spotkać, ale nie możesz być, do cholery, taka lekkomyślna.
    Wyciągnął z kieszeni kluczyki do samochodu i wyłączył automatyczny zamek. Otworzył dla niej drzwi pasażera, czekając aż wsiądzie do środka.

    Braciszek

    OdpowiedzUsuń
  9. To był jeden z najdziwniejszych dni w jego życiu. Po tym, jak naga, zakrwawiona dziewczyna wbiegła mu pod koła, myślał, że to jedynie jakaś charakteryzacja do filmu, zwłaszcza, że w okolicy roiło się od planów zdjęciowych. Zwyzywał ją pod nosem za nieuwagę, ale kiedy osunęła się na nogach tuż obok jego samochodu, stało się jasnym, że kobieta naprawdę ma jakiś problem, a on miał pecha i znalazł się o złym czasie w niewłaściwym miejscu. Nie lubił takich sytuacji, unikał ludzkiego cierpienia jak ognia, nawet mijając bezdomnych, zamykał oczy i wmawiał sobie w myślach, że nie istnieją. Kochał życie i postrzegał świat jako miejsce nieskończonych szans, wypierał z głowy wszystko, co przykre, smutne i związane z czyimś bólem. Na początku spanikował, ale po tym, jak dotarło do niego, że nikogo nie ma w pobliżu, a jego telefon komórkowy jak na złość padł, koniec końców zabrał ją do środka i odwiózł do najbliższego szpitala. Nie został tam z nią, nie podał swoich danych, nie miał też pojęcia, kim była i jak się nazywała. Przekazał ją w ręce jakiejś pielęgniarki na korytarzu i zniknął, przy okazji licząc, że nikt go nie rozpoznał i nijak nie skojarzył z taką sytuacją. Nie chciał żadnych problemów, nie wiedział czy z kimś zadarła, czy może padła ofiarą jakieś zorganizowanej grupy przestępczej, wystarczyło mu, że jego rodzina z Meksyku babrała się w nieciekawych interesach, więcej niebezpieczeństwa na głowie nie potrzebował. Zostawił ją w bezpiecznym miejscu, pomógł jej, spełnił swój obywatelki obowiązek i na tym sprawa się dla niego zakończyła. Przynajmniej tak zakładał i tak myślał do czasu, aż obraz zakrwawionej dziewczyny nie zaczął dręczyć go w snach, nie pozwalając przy tym zapomnieć o tamtym przeklętym wieczorze. Czy przeżyła? Kto ją porwał? Co takiego się wydarzyło? Coraz więcej pytań pojawiało się w jego głowie i nie był w stanie normlanie funkcjonować, kiedy ciekawość zżerała go wręcz od środka. Minęło co prawda kilka miesięcy, liczył jednak, że policja będzie posiadać jakiekolwiek informacje na jej temat, sprawa na bank związana była z jakimś przestępstwem i na pewno ktoś musiał to w szpitalu zgłosić. Nie znał się na tym, ale zakładał, że tak właśnie powinny wyglądać ich wewnętrzne procedury. W Los Angeles nie był jeszcze aż tak rozpoznawalny jak w Paryżu, wiedział jednak, że jego nazwisko wystarczy, aby zasięgnąć interesujących go informacji, każdy miał swoją cenę, nie wierzył, że jakiś komisarz w lokalnej policji będzie milczał, jak grób, widząc stosowny plik studolarówek na biurku. Odszukał największy w okolicy komisariat i skierował się na miejsce, rozglądając przy okazji za wolnym miejscem na parkingu. Pod hotelami czy ekskluzywni restauracjami byli zdecydowanie lepiej przygotowani na ludzi jego pokroju, tutaj jedynie inwalidzi, a nie VIP-owie, mieli wydzielone oddzielne strefy parkingowe, cholerna niesprawiedliwość.
    - Kurwa! – zahamował w ostatniej chwili, dziękując w duchu za system bezpieczeństwa w swoim nowym, sportowym samochodzie – Gdzie do chuja masz oczy?! – warknął, wysiadając z samochodu, przy okazji ostentacyjnie trzaskając drzwiami. Miał ochotę wypuścić z ust kolejną wiązankę nieprzychylnych słów w kierunku stojącej w okolicy jego zderzaka kobiety, wyglądała jednak zdecydowanie znajomo, nawet jeśli potrzebował chwili, aby rozpoznać ją w ubraniach i nieco innym stanie, niż wtedy – Założyłaś się z kimś, ile razy uda ci się przeżyć po tym, jak wyjdziesz mi pod maskę? Ostatnio zarysowałaś mi lakier i musiałem zmienić samochód – jęknął, jakby to było wtedy najistotniejsze. Wyglądała całkiem nieźle, wszystko wskazywało więc na to, że jednak doszła do siebie i wyszła z tamtej dziwnej przygody bez szwanku. Koniec końców dobrze, że na nią wpadł, przynajmniej nie musiał już wchodzić do budynku, wiedział, że żyje i ma się dobrze, tyle mu wystarczyło, aby móc na dobre zamknąć tą sprawę i skupić na własnych sprawach.

    wybawiciel

    OdpowiedzUsuń