Mówili: masz złote dłonie. A jednocześnie: jesteś za blisko. Słowami uznania łechtali ego, błagając, byś gmerał chirurgicznymi instrumentami w tkankach ich żon. Ojców. Sióstr. I dzieci. Byle nie swojego. Swojego szczęścia nie tykaj. Tym mózgiem zabawi się ktoś inny. Wyssawszy krew wydłubie koszmar spomiędzy zwojów i tętnic, pozostawiając przestrzeń na niezachwiany oddech. Bez cienia ryzyka, że niezawisłość decyzyjności zakołysze się na emocjonalnej szubienicy.
Powiedziała: potrzebuje ojca, a nie lekarza. Więc ograniczyłeś się jedynie do tego pierwszego. I wraz z jej mózgiem obumarło twoje serce.
Tymczasem ty: milczysz. Choćbyś bowiem rozszarpał paznokciami krtań, nie uwolni ona tego zagnieżdżonego na dnie płuc, druzgoczącego skowytu czystej rozpaczy. Katusze odrętwiałej męką duszy są niewyrażalne. Poniosłeś najwyższą karę. A teraz z chirurgiczną precyzją dbasz, by poniósł ją i świat. Albowiem się mylił.
Powiedziała: potrzebuje ojca, a nie lekarza. Więc ograniczyłeś się jedynie do tego pierwszego. I wraz z jej mózgiem obumarło twoje serce.
Tymczasem ty: milczysz. Choćbyś bowiem rozszarpał paznokciami krtań, nie uwolni ona tego zagnieżdżonego na dnie płuc, druzgoczącego skowytu czystej rozpaczy. Katusze odrętwiałej męką duszy są niewyrażalne. Poniosłeś najwyższą karę. A teraz z chirurgiczną precyzją dbasz, by poniósł ją i świat. Albowiem się mylił.
KEITH LESSARD, 45 lat. Piekielnie utalentowany neurochirurg, przeklęty ojciec zmarłej przed laty siedmiolatki oraz od zgnuśniałych ośmiu trzeźwy rozwodnik-narkoman. Z uwagi na swoje przyjemne usposobienie, szeroko opowiadaną za jego plecami historię życia oraz awersję do pacjentów, w najbliższemu otoczeniu znany jest jako Doktor House. Bynajmniej nie szkodzi to jego renomie światowego eksperta w chirurgicznym usuwaniu glejaków III i IV stopnia oraz badaniom klinicznym, jakie w ich zakresie prowadzi.
[W tytule fragment wiersza Do czytelnika Charlesa Baudelaire'a, na wizerunku oczywiście David Tennant.
Lessard naturalnie nie zabija małych dzieci, po prostu jest wstrętnym skurwielem. Szukamy romansów z płciami wszelakimi i każdego, komu Keith może napsuć krwi. Aha, szukamy też chirurga, który zabił mu dziecko. Kontakt: rotted.angel@gmail.com.]
[Miałam przyjemność czytać kartę Twojego autorstwa całkiem niedawno na innym blogu i byłam pod ogromnym wrażeniem talentu, więc nie jest żadnym zaskoczeniem, że tutaj jest tak samo. Krótko i dobitnie, a sama kreacja Lessarda ma w sobie coś tak hipnotyzującego, że aż ciarki przechodzą.
OdpowiedzUsuńW razie chęci serdecznie zapraszam do którejś z moich pań — nadmienię, że ojciec Rosie również jest neurochirurgiem, więc może akurat coś by z tego sensownego wyszło. Poza tym życzę dobrej zabawy i ciekawych historii!]
R. Donovan, A. Moore
[Zawsze zachwycam się Twoimi kartami, są niepowtarzalne, niepodrabialne, jedyne w swoim rodzaju. Współczuję jednak Keithowi; jak widać wszyscy lubimy cierpieć tak samo mocno. Może Miasto Aniołów okaże się lepszym początkiem? Trzymam kciuki, a jeśli masz ochotę, zapraszam.]
OdpowiedzUsuńPhoebe Miller&Iselin G.
[Jak widzę Twoje i Pornografii karty, to zawsze sobie myślę, że też chciałabym umieć tak pisać. Tym razem jest dokładnie tak samo. Pięknie napisana karta!
OdpowiedzUsuńJestem ciekawa, co wymyśliłaś dla Keith! Życzę Wam udanej zabawy, samych porywających wątków!]
Margaret, Mercy, Ledger & Theo
OdpowiedzUsuńBez większych oczekiwań przesuwa leniwie palcem po ekranie telefonu, szukając odpowiedniego kandydata na ten wieczór. Spogląda na napięte mięśnie, na zarośnięte żuchwy, na obrzezane penisy, czyta opisy w większości pozbawione jakiegokolwiek sensu. Wie dokładnie czego szuka, dlatego kiedy w końcu przed oczami pojawia się profil, który wzbudza w nim tę niebywałą ekscytację połączoną z przyjemnym dreszczem wędrującym wzdłuż kręgosłupa, bez wahania decyduje się napisać wiadomość prywatną. Dużo myśli o tych kilku zdaniach, które w piękny sposób opisywały wszystko to, czego może się spodziewać po spotkaniu z mężczyzną bez twarzy. Przechodzi mu przez myśl, że brak zdjęcia oznaczać może kłopoty, ale adrenalina i chęć spędzenia nocy w cudzych ramionach wygrywają z instynktem samozachowawczym.
Odpowiedź otrzymuje kilkanaście minut później: adres oraz czas - wszystko czego potrzebuje. Przygotowuje się do wyjścia dość energicznie, przejęty wizjami, które sam stworzył. Bierze prysznic, myje zęby, skrupulatnie dobiera części garderoby. Ciemne spodnie, czarna, przewiewna koszula z krótkim rękawem, czyste, wypastowane buty, pleciona bransoleta, bielizna przylegająca do jego ciała niczym druga skóra - każda z tych rzeczy sprawiała, że czuł się pewny siebie, opuszczając mieszkanie.
Uber podjeżdża pod budynek chwilę przed czasem i to moment, w którym śmiałość na moment pozostawia go w bezruchu, kiedy to stoi pod nieznanym sobie adresem, w głowie wciąż mając bardzo graficzny opis tego, co ma się za chwilę wydarzyć. Daje sobie kilka minut, żeby spalić papierosa i ochłonąć - kiedy więc puka do drzwi jest całkowicie spokojny, wiedziony jedynie chęcią spędzenia przyjemnie tej nocy.
Widok mężczyzny sprawia, że na jego twarzy pojawia się łagodny, pełen zadowolenia uśmiech: dostaje zdecydowanie więcej niżeli spodziewał się po profilu bez zdjęcia. Przyjemny dreszcz, który poczuł czytając opis powraca, wciska się w lędźwie, popychając go do przekroczenia progu mieszkania.
- Nice place - komentuje, rozglądając się dookoła, choć wzrok co chwilę powraca do przystojnej twarzy, bo to ona w tym wszystkim jest najbardziej interesująca.
Elijah
Podekscytowanie jedynie wzrasta, gdy cudzy głos dociera do jego uszu; przyjemnie zachrypnięty, wsuwa się w niego na tyle zgrabnie, że jakiekolwiek oznaki strachu, które co jakiś czas nachalnie się pojawiały, znikają. W tym momencie nie interesuje go już czy ma do czynienia z seryjnym mordercą czy tylko przystojnym facetem lubiącym ostry seks - finalnie, dostanie dokładnie to, po co przyszedł.
OdpowiedzUsuńKomentarz dotyczący kutasa mężczyzny szybko utwierdza go we wnioskach wysuniętych z przeczytania opisu na profilu: obejdzie się bez small-talku, niepotrzebnych wymian uprzejmości; mało tego, może uda mu się wrócić do domu na tyle wcześnie, że usiądzie do pisania.
Cofa się o krok, tak by oprzeć się o cudze ciało, nie jest to oczywiście przypadek, bardzo chętnie już teraz sprawdziłby ile prawdy kryje się w wyszeptanych słowach. Póki co jednak czuje męską sylwetkę ściśle przylegającą do jego pleców i wie, że musi się bardziej postarać, żeby właśnie rzucona w powietrze obietnica została spełniona.
- Pozwól, że sam to ocenię - odzywa się, dłoń wsuwając pomiędzy ich przyciśnięte do siebie ciała, szybko odnajdując cudze krocze. Nie stara się przy tym jednak przejąć kontroli, nie po to tutaj jest; zdecydowanie ważniejsze zdaje się skuszenie mężczyzny do dalszego działania i pokazanie mu, że jest gotowy na wszystko, co ten ma mu do zaoferowania.
[Bardzo się cieszę, że kreacja Izzy przypadła Ci do gustu. (: Jeżeli mimo wszystko masz ochotę pomyśleć nad jakimś niepokojącym wątkiem, to jestem za.]
OdpowiedzUsuńIselin Greenwood
Dopiero teraz, przyciśnięty do drzwi, podduszony materiałem własnej koszuli, z cudzym członkiem napierającym na jego pośladki, dociera do niego, jak bardzo tego potrzebował. Jak żądza spotkania się z podobną fantazją dręczyła go ostatnimi tygodniami, nie pozwalając czerpać satysfakcji z innych, mniej drapieżnych kochanków. Teraz jednak, w tej absolutnie niewygodnej pozycji, w której właściwie nie ma żadnej władzy, a ruchy są na tyle ograniczone, że jedyne na co może sobie pozwolić to mocniejsze wypięcie pośladków, wyczuwa jak cały jego organizm drży z ekscytacji. Podniecenie zalewa go silną falą, wraz z przesunięciem opuszków po kręgosłupie, silny dreszcz przechodzi tę samą trasę, po czym wciska się niżej, wewnątrz, aż dociera do krocza, doprowadzając do wzwodu i jego.
OdpowiedzUsuńOdchyla głowę do tyłu, chcąc zobaczyć go choćby i kątem oka dostrzec wyraz cudzej twarzy, znaleźć na niej odrobinę tej samej ekscytacji bądź czegoś dużo bardziej drapieżnego, zapowiedzi kolejnych działań. Drugi powód jest dużo bardziej przyziemny - zdaje sobie sprawę, że zaraz zabraknie mu powietrza, jeśli nie zyska choć odrobiny przestrzeni pomiędzy skórą a ciasno opinającym szyję materiałem.
Opiera dłonie o chłodną fakturę drzwi, a krótko obcięte paznokcie gdyby tylko mogły, z pewnością by się przez nie przebiły. Ograniczenie ruchów w połączeniu z dyskomfortem przy nabieraniu do płuc powietrza wywołują silną mieszankę pobudzenia i świadomości utraty kontroli, co doprowadza go do wydania z siebie cichego, acz żarliwego westchnięcia, które odebrane może być jednorako: daj mi jeszcze.
Ograniczenie ruchów zupełnie mu nie przeszkadza, przyciśnięty do chłodnej faktury drzwi czerpie zadziwiającą ulgę z temperatury tak różnej od jego własnej. Oddech przyspiesza, kiedy cudzy język zaczyna swoją wędrówkę po jego karku i okolicy szyi, a kiedy do gry wchodzą i zęby, spomiędzy jego warg wydobywa się niski jęk. Ciśnienie rośnie - ma wrażenie, że krew w jego żyłach zaczyna płynąć szybciej, nachalnie pchając się w okolice krocza, toteż uwolnienie go z ciasnego materiału spodni przyjmuje z prawdziwą ulgą.
OdpowiedzUsuńŻądza zalewa go falami, z każdym ugryzieniem, z każdym wbiciem paznokci następuje silniejsza, a kiedy język dociera do jego pośladków, z gardła wydziera się bliżej niezidentyfikowany, chrapliwy dźwięk, a później jeszcze jeden i kolejny.
Na tyle, na ile pozwalają mu cudze dłonie, wypina mocniej pośladki i gdyby tylko mógł, zespoliłby się z tym językiem - ale i z tą ścianą - z tym uczuciem przenikającym go na wskroś, jakby właśnie raził go piorun, unosząc włoski na karku.
Oddycha głośno, z policzkiem przyciśniętym do drzwi kątem oka obserwuje klęczącego mężczyznę, choć zamglone spojrzenie oraz pozycja nie pozwalają mu uzyskać pełnego obrazu. Dłoń lokuje w cudzych włosach, mocno zaciska na nich palce i przyciska do siebie, jakby liczył, że ten może wejść w niego jeszcze głębiej.
Gdyby pieszczoty trwały odrobinę dłużej, rzeczywiście mógłby dojść o wiele wcześniej niż wyobrażał to sobie przed spotkaniem tego mężczyzny. Moment wytchnienia jest krótki, zaraz po nim następuje siarczysty klaps, pod którego siłą na moment uginają mu się kolana, a oddech niekontrolowanie przyspiesza. Niesamowicie stymulujący zdaje się sam fakt dość uwłaczającej pozycji, w której się znajduje: roznegliżowany, przyciśnięty do ściany, naznaczony dziesiątkami dowodów na to, że jego ciało w tym momencie wcale nie jest jego.
OdpowiedzUsuńBierze głębszy oddech, czując główkę penisa błądzącą w okolicy jego wejścia i choć ma ochotę oprzeć czoło o gładką taflę drzwi, zostaje powstrzymany, przytrzymany w konkretnej pozycji, która sprawia, że nieznajomy może dokładnie zobaczyć, co się z nim dzieje, kiedy ten brutalnie się w niego wdziera. Rozwiera wargi, tym razem nie ucieka spomiędzy nich żaden dźwięk, jedynie powietrze wydziera się z płuc jakby właśnie uderzono go w klatkę piersiową. Źrenice znikają na moment pod powiekami - gdy tylko jednak odzyskuje skrawki kontroli nad własnym ciałem, oni je, nie chcąc stracić go z oczu. Przystojna twarz pełna determinacji i podniecenia jest dodatkowym bodźcem, z którym nie jest gotowy się pożegnać.
Wolną dłonią sunie wzdłuż własnego ciała, a kiedy dociera do nabrzmiałej męskości, otacza ją palcami i pozwala sobie na dodatkową porcję przyjemności, jednocześnie dociskając pośladki do cudzego krocza. Druga ręka odnajduje cudze biodro i to w nim zatapia paznokcie.
Uśmiecha się pod nosem, słysząc komplement, który uderza przecież dokładnie tam, gdzie powinien i jakby z podwójną zawziętością pieści się pod czujnym okiem mężczyzny. Ruchy stają się jednak dużo bardziej przypadkowe, kiedy nieznajomy zaczyna poruszać biodrami, bo mocne, brutalne pchnięcia uniemożliwiają mu w pełni kontrolowanie własnego ciała. Z gardła wyrywają się chrapliwe jęki, nogi wiotczeją i chwilę później dochodzi już na drzwi przed sobą. Nie musi długo czekać na orgazm kochanka, wraz z jego przyjściem zalewa go kolejna fala rozkoszy w postaci dotkliwego ugryzienia, pod którego siłą ugina się jeszcze mocniej.
OdpowiedzUsuńPotrzebuje kilkunastu dobrych sekund, żeby odzyskać kontrolę nad oddechem. Wciąż trzymany za szczękę wpatruje się w przystojną twarz zamglonym podnieceniem wzrokiem, ale dłoń, która jeszcze przed momentem znajdowała się na cudzym biodrze, opiera przed sobą, chcąc odepchnąć się od drzwi na tyle by stanąć o własnych nogach.
– Gdybyś był uberem, dałbym ci pięć gwiazdek - informuje go z bladym uśmiechem, bo pełen zdaje się wykraczać obecnie za możliwości, które odbiera zmęczenie brutalnym stosunkiem.
[Cześć! Zdecydowanie nie jesteś jedyna, jak dla mnie nie ma nic przyjemniejszego, niż rzucanie postaciom kłód pod nogi. :D Keithowi losu absolutnie nie zazdroszczę, nawet nie chcę sobie wyobrażać, jak bardzo strata córki go dotknęła. Sama karta pięknie napisana, nic, tylko pogratulować umiejętności!
OdpowiedzUsuńJak najbardziej mam chęci na wątek i chętnie dowiem się, co takiego chodzi Ci po głowie. :)]
Jim
PS Davida kocham nad życie, świetny wybór wizerunku :D
Przewraca oczami, słysząc niezbyt miłą odpowiedź; mężczyzna najwidoczniej lubi odzywać się tak jak uprawiać seks: brutalnie i bez owijania w bawełnę. Nie przeszkadza mu to, ale też nie wzbudza szczególnej sympatii. Postanawia nie wdawać się w niepotrzebną dyskusję, resztę komplementów zachowując dla siebie.
OdpowiedzUsuńPodciąga spodnie na tyłek, zapina guzik, który w międzyczasie musiał puścić pod naciskiem, podnosi też z ziemi zmiętą koszulę, wytrzepuje ją, jakby miało to pomóc w przywróceniu jej pierwotnego wyglądu, po czym zakłada przed głowę.
Rozgląda się dookoła w poszukiwaniu łazienki, a kiedy napotyka spojrzenie mężczyzny, bez słowa rusza we wskazanym kierunku. Myje dokładnie dłonie oraz twarz, z nieukrywaną radością dotykając czułych miejsc na szyi, naznaczonych zębami, gdzie z pewnością niedługo pojawią się siniaki. Poprawia rozmierzwione włosy i wychodzi z pomieszczenia.
Jedno jest pewne: woli nie zostawać w tym mieszkaniu dłużej niż musi. Gospodarz zdążył już mu przecież uświadomić, że nie ma, co liczyć na miłą pogawędkę, a komentarz rzucony przed momentem tylko go w tym upewnił.
- To cześć - mówi w przestrzeń, bo już nie szuka go wzrokiem, ten podąża w stronę drzwi wyjściowych.
[Zdecydowanie jestem za opcją numer trzy. Jak szaleć, to szaleć. Zniszczmy świat doszczętnie.]
OdpowiedzUsuńIselin Greenwood
[Twój pomysł bardzo mi się podoba i wchodzę w to! Z mobilnością Jima to aż szok, że już wcześniej jakoś niefortunnie nie upadł i sobie czegoś nie zrobił. Nie będę ukrywać, że z wiedzy medycznej ogarniam tylko dentystykę, więc musiałam zrobić szybki research. Może w jego przypadku urazy głowy wywołały nagromadzenie się płynu mózgowo-rdzeniowego?
OdpowiedzUsuńJeśli chodzi o kolano Jima, to oryginalnie zamysł był taki, że Tony dosłownie mu to kolano rozbił z użyciem sporej siły (młotek, te klimaty); i Jim ma strzaskaną rzepkę na tyle mocno, że nie udało się tego poskładać i przez to ma bardzo ograniczoną możliwość ruchu na tej iednej nodze. Ale skoro użyto sporej siły, to nie widzę żadnej przeszkody w tym, by doszło również do uszkodzenia nerwów, co z kolei jeszcze bardziej mu tę nogę unieruchomiło i wiąże się z dodatkowymi symptomami (tracenie czucia, problem z odbieraniem bodźców, te sprawy).
Zdecydowanie nie zamierzam mu niczego ułatwiać, haha. A Jim, pomimo całej traumy i problemów zdrowotnych, wciąż dostanie szansę, żeby zemścić się na Tonym, więc chociaż tutaj sobie ulży. ;)]
Jim
[Z przyjemnością nam zacznę. Powiedz mi tylko – wolisz pisać w czasie przeszłym czy teraźniejszym? Mnie to nie robi różnicy, dostosuję się. c:]
OdpowiedzUsuńIselin Greenwood
Neony rozświetlają mrok nocy, kiedy Iselin Greenwood odłącza się od grupy znajomych i samotnie zmierza na plażę. Jest pijana i jest jej trochę wesoło, a trochę smutno, jak zawsze. Długie włosy opadają na ramiona, muskają delikatnie odsłonięte skrawki skóry; skrawków tych jest więcej, niż ojciec byłby w stanie znieść. Ale teraz jej przecież nie widzi. Resztki makijażu rozmazują się po twarzy, czarna kredka i ciemna szminka; jest zmęczona, a jednocześnie nie chce wracać do domu. Siada na wciąż jeszcze ciepłym piasku, czując się tak, jak w dzieciństwie, kiedy budowała nad morzem paskudne piaskowe babki, wyobrażając sobie najwytworniejsze budynki. Od wody wieje przyjemny wiatr, chłodząc jej rozgrzaną skórę. Zamyka oczy i z lubością odwraca głowę w tamtą stronę, jak gdyby zachęcała morskie krople do zetknięcia się z jej ciałem. Iselin Greenwood lubi prowokować. To niemalże jej druga natura.
OdpowiedzUsuńMężczyznom się to podoba, chłopcom także. Ona ma wymagania; płeć męska w jej wieku to co najwyżej dobrzy kumple z placu zabaw, ale na pewno nie materiał na partnera. Starsi faceci są bardziej elokwentni, oczytani, mądrzejsi. Próżna część jej natury jest zadowolona, kiedy widzi charakterystyczny blask w ich oczach, specyficzny uśmiech przeznaczony tylko dla niej, lekkie drgnienie dłoni, jakby już mogli ją do siebie przyciągnąć. Ona spogląda nieśmiało spod rzęs; czasem wyzywająco i wprost; raz ma grzeczną sukienkę, a kiedy indziej szorty do połowy pośladków i ciężkie wysokie buty. Nie jest bytem, który można zamknąć w ramach jednego kształtu, określić danym słowem, zapisać jego budowę na kartce. Iselin Greenwood to wolna dusza, wolny człowiek lubiący igrać z ogniem, nie pamiętając, że dotykając płomieni można się mocno poparzyć.
Opada na plecy, grzebiąc dłonie w plażowym piasku i ogląda ciemne niebo rozświetlone gwiazdami. Nie wie, jak długo tak leży, dryfując bezwładnie pod powierzchnią konkretnych myśli, ale szmer ludzkich głosów dookoła powoli zaczyna cichnąć. Wzdycha, wstaje i wytrzepuje pył z jasnych włosów, otrząsając się jak mokry pies. Może zbyt zamaszyście, zbyt entuzjastycznie; czuje to, niespodziewanie waląc głową w jakiś metal za sobą. Ostra krawędź rozcina jej skórę, słodkawy zapach krwi miesza się ze słonym zapachem morza.
— Kurwa mać — klnie pod nosem i szuka w torebce chusteczek, ale żadnych chusteczek nie widać. — Kurwa mać — powtarza. Przykłada dłoń do tylnej części czaszki i czuje na palcach lepką substancję. — Przepraszam, ma pan może chusteczki? — zaczepia pierwszego przechodnia, który się nawinął. To facet. Izzy odnosi wrażenie, że gdzieś go już widziała. Choć może to przez alkohol; procenty wciąż wirują jej w głowie, jakby tańczyły ze sobą miliony tańców.
[PRZEPRASZAM, że tyle mi to zajęło! Nie chciałam podsyłać jakiegoś byle gówna, a to może i nie jest szczyt moich możliwości, ale względnie nadaje się początek :D]
Iselin Greenwood
Nie lubił pierwszych razów. Nie dało się ich zaplanować ani powtórzyć. Zwykle wychodziły żenująco i niezgodnie z wyobrażeniami. Paradoks, bo zwykle działał przecież spontanicznie, nie dało się przewidzieć jego kolejnego ruchu i niewiele w życiu go peszyło czy zaskakiwało.
OdpowiedzUsuńTym razem naprawdę otrzymał lepszą propozycję pracy i właśnie do niej zmierzał, powoli przebijając się przez poranny korek. Dotychczasowej posady nie nazwałby złą, przynajmniej odkąd udało mu się przekonać dyrektora szpitala, że zakup nowocześniejszego sprzętu przyciągnie więcej pacjentów i pozwoli personelowi efektywniej wykonywać swoje obowiązki służbowe. Ze względu na swoje podejście do zawodu lekarza i ̶u̶p̶i̶e̶r̶d̶l̶i̶w̶o̶ś̶ć̶ dar przekonywania, nie należał do grona osób lubianych przez zarząd szpitala, ale wcale mu nie zależało na sympatyzowaniu z nimi. Podlizywanie się komukolwiek nie leżało w jego naturze, poza tym rzadko okazywało się skuteczne.
Przede wszystkim podjął decyzję o przeprowadzce do Los Angeles z uwagi na Noah. Nastolatkowie byli irytujący, taka już kolej rzeczy. Burza hormonów w połączeniu z młodzieńczym buntem i zachłyśnięciem się zbliżającą niezależnością, sprawiały, że nie zawsze zachowywali się w rozsądny sposób. Charles nie miał względem siedemnastoletniego dzieciaka zbyt wielkich oczekiwań, bo sam pamiętał siebie z tamtego odległego okresu życia. Martwił się jednak o ̶j̶e̶j̶ jego przyszłość. Dziś chce ściąć włosy, używać innych zaimków i spłaszczać piersi, bo dzięki temu czuje się bardziej komfortowo, a czego zapragnie jutro? Koncept niebinarności nie był mu całkiem obcy, choć to zdecydowanie nie jego działka, ale to, że zaczął dotykać jego dziecka coś w nim poruszył.
Jego dziecko. Sama ta myśl sprawiała, że skóra mrowiła Charlesa tuż przy sztywnym kołnierzu wyprasowanej koszuli. Nie sądził, że kiedykolwiek zostanie ojcem. Nie po tym, co stało się z Uną. Informacja o ciąży nim wstrząsnęła. Zwykle mówił co mu ślina na język przyniesie, ale wtedy zaniemówił i stał nieruchomo przez kilka sekund, czując jak na zmianę robi mu się zimno i gorąco. Nigdy nie kwestionował tego, czy Noah jest jego. Z żoną od początku żyli w otwartym związku. On nie wnikał w to, z kim Amber spotykała się wieczorami, gdy odbywał dyżur w szpitalu. Ona nie pytała z kim spędzał czas na zagranicznym wyjeździe na sympozjum. Obu stronom ten układ odpowiadał. Kochał Amber, ale najdotkliwiej uświadomił sobie to w dzień jej pogrzebu. Podobnie jak on, śmierć Amber odbiła się na Noah. Liczył na to, że zmiana środowiska i rozpoczęcie kolejnego etapu w nowym miejscu pomoże im obojgu. Liczył też na pojednanie z Keithem, którego nie widział ostatnie lata.
Davis zaparkował pod szpitalem i zdążył spalić jednego papierosa, słuchając porannych wiadomości, zanim zdecydował się wejść do środka. Przebrał się w szatni i spryskał perfumami, tymi samymi, których używał kiedy się poznali. Bursztyn, cedr i czarny pieprz, tworzące zmysłowe połączenie, choć nie na tyle intensywne by całkowicie pozbyć się zapachu tytoniu.
Schował rzeczy do szafki, przypiął identyfikator i otworzył drzwi do pokoju lekarskiego dokładnie dwie i pół minuty przed rozpoczęciem dyżuru. Nie musiał widzieć twarzy postaci siedzącej przy stole. Nawet po zwróconej do niego tyłem sylwetce rozpoznał w mężczyźnie swojego dawnego przyjaciela ̶i̶ ̶k̶o̶c̶h̶a̶n̶k̶a̶.
Drzwi zamknęły się za nim z hukiem, czym zwrócił na siebie uwagę kilku zaspanych lekarzy, którzy przebywali w pomieszczeniu.
doktorek
Gdy drzwi otwierają się, Maxine rozpina guzik przy rękawie butelkowozielonej koszuli. Satyna spływa na nadgarstek, pochłaniając zegarek na cienkim pasku wartką falą, gdy kobieta wsuwa dłoń do kieszeni czarnych cygaretek. Wargi zatrzaskują się niczym łapka pod wpływem pustki cudzego spojrzenia. Natłok emocji wwiercających się tuż pod żebra nie zaskakuje jej swą intensywnością, lecz naturą; czuje, jak język grzęźnie jej w ustach, gdy po raz pierwszy dopuszcza do siebie myśl, że być może popełniła błąd, lecz padający komentarz wymusza gwałtowne spięcie szczęki. Siłuje się z uśmiechem, który barbarzyńsko próbuje wedrzeć się na jej wargi i choć udaje jej się ściągnąć kąciki ust, nie potrafi stłamsić kojącego ciepła czegoś tak znajomego, jakby niegdyś stanowiło cząstkę jej samej.
OdpowiedzUsuń- Czarujący jak zwykle - stwierdza z pełnym ulgi westchnieniem, że pewne rzeczy się nie zmieniają. Zbliża się nieco, by wyciągnąć rękę i choć pamięć mięśniowa nakazuje opuszkami palców zbadać wystające kręgi na jego karku, zamiast tego Maxine sięga dłonią ku szklance. Chwyta ją palcami od dołu, po czym pozbawia go trunku i mija w drzwiach. Wygląd i stan mieszkania nie wzbudzają krzty jej zainteresowania. Opiera się plecami o naprzeciwległą do drzwi wejściowych ścianę, by bez zbędnych wstępów oświadczyć: - Dostałam zgodę na badania nad nową metodą wymiany zastawki mitralnej. Moje zdrowie.
Unosi szklankę w geście toastu, po czym upija łyk, ze spojrzeniem nieprzerwanie wbitym w jego twarz. Cienki pozór filuterii strzępi się na grubo ciosanych konkretach, które nią kierują; wie, że próżno szukać autentycznej reakcji na wieść, że udało jej się osiągnąć coś, nad czym pracowała odkąd ukończyła specjalizację, a przez co prawdopodobnie zabawi w LA dłużej niżby sobie tego życzyła. Wie również, że postąpiła właściwie przychodząc tutaj, gdyż zaskoczony na szpitalnym korytarzu Keith kąsałby jeszcze zajadlej. Lata rozłąki nie zatarły w jej pamięci faktu, że współpraca z byłym mężem częściej ocierała się o rękoczyny niż rozwiązania.
Maxine
Zerka na mężczyznę spod rzęs, oczami błękitnymi jak bezchmurne niebo latem albo krystaliczne wody jeziora i przekrzywia głowę odrobinę w bok. Wmawia sobie, że gdyby była trzeźwa, trzeźwiejsza, na pewno by go nie zagadała, ale gdzieś w głębi duszy nieśmiało tli się pewność, że to nieprawda. Iselin nie ma problemu z obcością, z wymianą zdań z kimkolwiek, kto się akurat napatoczy; czasami tylko ta wymiana bywa bardziej elektryzująca od innych. Powolnym ruchem oblizuje usta i przygryza lekko wargę, słuchając mężczyzny z uwagą niegodną faktu, że nie ma zamiaru stosować się do jego zaleceń. Jej wzrok bacznie przesuwa się po jego twarzy, zastygłej w jednym wyrazie — właściwie bezwyrazie — lecz ma wrażenie, jakby coś drgnęło, coś się zmieniło. To jakby cień za jego oczami, niewidoczny, możliwe, że nieistniejący, ale dla niej — obecny. Strużka krwi spływa jej spomiędzy włosów na kark, ciepła i lepka, pachnąca cukrem i rdzą, intensywnym zapachem życia, a może śmierci.
OdpowiedzUsuń— Rozumiem — potakuje, nie spuszczając z niego spojrzenia, jakby była kotem polującym na swoją ofiarę… choć nie opuszcza jej świadomość, że w tym przypadku obejdzie się bez ofiar. — Ale nigdzie się nie wybieram — dodaje beztrosko, wyciągając papierosa z pomiętej paczki i odpalając go zapalniczką, dzięki towarzyszącemu wszystkim nietrzeźwym ludziom szczęściu.
Paląc, siada wygodnie na piasku, nie zważając, że wsypuje jej się do butów. Uważnie przygląda się temu, w co uderzyła głową, a co okazuje się być metalowym fragmentem niewiadomego pochodzenia, aktualnie nieco zakrwawionym. Nie wydaje jej się, żeby rana była aż tak głęboka, by musiała jechać na szycie, za to chętnie przeszłaby się do baru na jeszcze jednego drinka. To uderzenie trochę ją otrzeźwiło i nie jest z tego powodu zbyt zadowolona.
— Coś się stało? — pyta niemal szeptem, przybierając najbardziej niewinną ze swoich niewinnych min. — Czy my się znamy? — Czuje się tak, jakby mózg podsuwał jej wspomnienia, obrazy, których nie może rozszyfrować. — Na pewno nie…
Iselin
Słowa, które wybrzmiały z ust Keitha wywołały wyraz zmieszania na twarzach kilku lekarzy, znajdujących się w pomieszczeniu. Jedni zerkali na nich teraz kątem oka, nie kryjąc zaciekawienia, inni wymieniali ze sobą skonfundowane spojrzenia, jakby chcieli zapytać kompanów czy przypadkiem nie ominęła ich jakaś pracownicza drama. Na twarzy Charlesa przez krótką chwilę zagościło zaskoczenie. Zmarszczył czoło, ściągnął brwi, drgnął mu kącik ust. Spodziewał się, że Lessard będzie świadom jego obecności w szpitalu. Najwyraźniej było inaczej.
OdpowiedzUsuń— Też miło mi cię widzieć, Keith — odparł nieco zachrypniętym głosem. Wydawał się kompletnie nie przejmować tym, że już pierwszego dnia pracy przez Lessarda stanie się obiektem licznych plotek i domysłów. Prędzej czy później i tak znaleźliby temat, przez który byłby na językach. Przywykł do tego, że ludzie zawsze gadali, a on zwykle znajdował się na świeczniku, czy to przez swoje niekonwencjonalne podejście do pacjentów i ich rodzin, czy przez ryzykowne zabiegi, jakich się podejmował.
— Zacznij się przyzwyczajać na nowo do mojego widoku — poradził mu z uprzejmym uśmiechem, po czym podszedł do ekspresu.
Stanął blisko mężczyzny, na tyle blisko, że stykali się teraz ramionami. Celowo naruszył jego strefę osobistą, zupełnie jakby rzucał mu w ten sposób rękawicę. Możesz się wściekać i pieklić ile zechcesz, ale nigdzie się nie wybieram. Pogódź się z tym.
Otworzył skrzypiące drzwiczki szafki, w której znajdowało się mnóstwo kubków. Bez większego namysłu sięgnął po jeden z nich. Po ten, z którego zwykle pijał Keith, co zrobił niecelowo.
— Jakiś ciekawy przypadek…? — zapytał, zapuszczając żurawia na tablet, który wyświetlał kartę pacjenta. Zdążył jednak zauważyć tylko kilka kluczowych słów, zanim ekran zgasł. Jeśli wierzyć słowom dyrektorki szpitala, czekało go tu pełno zawodowych wyzwań. Bez wątpienia jednym z nich będzie ścisłe współpracowanie z doktorem Lessardem, czego raczej nie uda mu się uniknąć. Przyjrzał się mężczyźnie, którego od tak dawna nie widział. Odniósł wrażenie, że Keith wyglądał trochę niezdrowo, ale ani trochę go to nie zdziwiło. Zwykle lekarze jedli w pośpiechu, niewiele sypiali i nierzadko odreagowywali stres, uciekając w używki. Keith miał ku temu dodatkowy powód, dużo bardziej mroczny. Nie był tylko pewien, czy ktokolwiek ze zgromadzonych o nim wiedział. Nie nazwałby Keitha osobą wylewną, przynajmniej jeśli chodzi o zwierzenia obcym. Wątpił też, by któregokolwiek z lekarzy nazwał swoim przyjacielem. Tacy jak Lessard byli oporni na zmiany, co w sumie zawsze mu się w nim podobało. Doceniał tę upartość, nawet jeśli niekiedy działała mu na nerwy, bo próba przekonania do czegoś Keitha graniczyła z cudem i przypominała walkę z wiatrakami, wyjątkowo wyszczekanymi.
ten, który przyszedł bez uprzedzenia i pił z Twojego kubeczka
Przyciska do piersi szkło z resztką trunku, gdy Keith swym bezpardonowym zwyczajem zawłaszcza przestrzeń i powietrze. Mimo narzucającej się bliskości, jego słowa nikną w eterze, bo brunetka sięga spojrzeniem ponad czubek szpiczastego nosa, o zachłannie ssących nozdrzach drapieżnika węszącego świeżą krew. Założenie, że oczy będą mieć w sobie najwięcej znajomego, okazuje się błędne; ta pustka, o której wszyscy mówili, że zblednie z czasem, stopiła się nierozerwalnie z kolorem tęczówek. Czujny rozsądek wymalowany na jej twarzy zastyga pod wpływem tego spostrzeżenia, przeciwnie do palców lewej dłoni, nadal wciśniętych w kieszeń spodni, które szamoczą się gwałtownie, gdy stara słabość nakazuje zbadać kciukiem linię szczęki, zsunąć się po podbródku na szyję, aż do gęstych, ciemnych włosów porastających klatkę piersiową.
OdpowiedzUsuńKobieta zachowawczo zerka w bok, choć uniki są z góry skazane na porażkę; to, co między nimi, jest czysto fizyczne, niemal namacalne, przeklęcie nieuchronne. Nie sposób wyperswadować sobie elektryzujących dreszczy na karku, nie ma ucieczki przed tym rodzajem niemocy, od której ciągle chce się więcej.
- I teraz… co? - spogląda na niego w końcu spod uniesionych brwi, kręcąc machinalnie głową. W tonie nie ma śladu zniecierpliwienia, trąci raczej sceptyczną konsternacją. - Przez pół nocy bierzesz mnie na stole, przy kolejnej butelce opowiadamy sobie o trudnych przypadkach i durnych pacjentach, a rano wychodzę bez pożegnania?
Patrzy na niego wyczekująco, choć wcale nie potrzebuje odpowiedzi. Nie ma najmniejszych wątpliwości, że byłoby lepiej, niż podpowiada to przesycona wypartą tęsknotą wyobraźnia, aż do momentu, gdy jedno nieuważne zdanie wywołałoby pęknięcie, a niedługo potem rozdarło tamę bolesnych wspomnień.
Maxine
Powinien przywyknąć już do szpitalnego łóżka, do specyficznego, chemicznego zapachu pościeli i niewygodnego materaca. Wciąż jednak czuje się nieswojo, wciśnięty w jednorazową koszulę nocną, podłączony do aparatury, co chwilę pytany o to jak się czuje. Kiedy więc po raz kolejny znajduje się w tym położeniu, stres nie opuszcza go nawet na moment. Tym bardziej, że zdaje sobie sprawę jak poważna czeka go operacja i że równie dobrze paskudna, cytrynowa galaretka, którą uraczono go wczoraj, może być jego ostatnią.
OdpowiedzUsuńTwarz lekarza rozpoznaje od razu, co jedynie wzmacnia niepokój. Po spędzonej wspólnie nocy prędzej spodziewa się, że mężczyzna prędzej wbiłby mu skalpel w środek mózgu, niżeli otoczył go opieką. Fakt, że swoich podwładnych traktuje z równie oschłą manierą, co jego samego jakiś czas temu również nie wzbudza szczególnego zaufania. Owszem, słyszał o tych lekarzach, którzy słowami tną równie głęboko, co instrumentami chirurgicznymi - obejrzał w życiu również wystarczająco seriali medycznych, by znaleźć potwierdzenie dla tej teorii - ale mając z tym do czynienia twarzą w twarz, nie jest taki pewien, czy mu się to podoba.
Obserwuje przestraszonego mężczyznę, który co jakiś czas spogląda w jego kierunku, jakby w wypranej z emocji twarzy Elijah miał znaleźć odpowiedź na zadawane mu pytania. Cieszy się kiedy ten opuszcza pomieszczenie, nerwy tamtego z pewnością nie pomagały poczuć się pewnie z zespołem, który mu przydzielono.
Przez dłuższą chwilę nie zdaje sobie sprawy, że zadane pytanie skierowane jest do niego. Tak długo rozmowa odbywała się bez jego udziału, że kiedy w końcu zostaje w nią zaangażowany, na moment traci wątek. Przesuwa dłonią po zmęczonej twarzy, nie do końca też rozumiejąc, jakie znaczenie w obecnej chwili ma jego wybór lekarza.
- Moi rodzice chcieli, żeby leczył mnie najlepszy - wzrusza przy tym nieznacznie ramionami, mimo że coś ściska go w dołku. Choć doskonale zdaje sobie sprawę, że zarówno ojciec jak i matka chcą dla niego dobrze, a wieść o chorobie o mało nie spowodowała u nich podwójnego zawału, wie również że żaden lekarz nie dokona cudu, którego ci by pragnęli, choćby wydali na to wszystkie swoje pieniądze.
Niemrawe poczynania jego palców podrażniają skórę wystarczająco, by receptory reagowały zgoła inaczej niż zdradza to jej twarz, zacięta w bezbarwnej roztropności, przy pomocy której Maxine wysnuwa względnie poprawne wnioski na temat potencjalnych zachowań byłego męża. Nie przewiduje jednak, że twarda stal jej kręgosłupa, znosząca wiele wśród szpitalnego zgiełku, zacznie w ledwie kilka sekund pod jego dłonią topić się, niemal spływać po powierzchni ściany. Nagła nieobecność napięcia w ramionach, naciągniętych w łuk plecach i sztywnej, atlasowej szyi pozwala doświadczyć nieznośnej lekkości własnego ciała. Zwiotczałe, waciane mięśnie nie stają się jednak nośnikiem ulgi, lecz dotkliwej wadliwości, której natychmiast trzeba zaradzić. Emocjonalny zamordyzm, który od lat uprawia z taką biegłością, nie zawodzi i tym razem, a wewnętrzny impas zdradzić mogą co najwyżej bielejące kostki, bo w jej oczach szkli się ten sam zracjonalizowany marazm, przez który były mąż odskakuje jak oparzony.
OdpowiedzUsuńZamiast należytej konsternacji, jego gwałtowna reakcja i zwierzęcy warkot wywołują spazmatyczne szarpnięcie klatki piersiowej, jakby dopiero teraz mogła zaczerpnąć powietrza. Maxine odkleja się od ściany i postępuje krok za mężczyzną, lecz zagadką pozostaje, czy ledwie powstrzymuje się od uczepienia wymiętego rękawa białej koszuli, czy zagryza język, nim ten wykrztusi uszczypliwość godzącą w byłego męża do żywego, od której jego kościste, lodowate palce, o zapewne chorobliwe obkurczonych naczyniach krwionośnych, chętnie zostawiłyby czerwone pręgi na jej szyi. Zatrzymuje się, opierając wolną dłoń na biodrze i pod zamkniętymi wargami oblizuje krawędź górnych zębów, kumulując wysiłki, by zapanować nad wygłodniałym ciałem.
Spojrzenie jej łagodnieje, gdy obserwuje jak Keith szamocze się w klatce jej obecności, a spod maski wszechwiedzącego rozsądku wyziera pozbawione ckliwego ulitowania współczucie, które zapewne wywołałoby w byłym mężu jeszcze większe pokłady odrazy. Wyjałowiona przestrzeń mieszkania nie budzi jej podejrzeń, toteż gdy huk zatrzaskującej się lodówki przyciąga jej spojrzenie wprost w sidła dziecięcego rysunku, niewidzialna dłoń widma z przeszłości zaciska się na jej żołądku, a potem miażdży go jak pustą puszkę, zalewając kwasem wszystko, cokolwiek w niej jeszcze zostało. Rozgoryczony mężczyzna niknie z pola widzenia, koślawe linie zwodzą i mamią, ciągną ją ku sobie. Stukot butów jest powolny, nienaturalnie głośny i równomierny. Maxine przygląda się rysunkowi tak, jakby nie potrafiła zaakceptować jego istnienia, jakby bardzo ją raził i nieco fascynował. Mozaikę złożoną ze zdeformowanych namiastek kalekiej ekspresji pożera to, czego nie sposób ukryć; ból, który miał przecież zniknąć, zelżeć chociaż, a zamiast tego rozrósł się potwornym przerzutem w cierpienie, ciemne i lepkie jak smoła, które teraz klei jej oczy i usta, aż ledwie widzi i nie może mówić. Gdy już ocknie się kilka sekund później, upycha całe swoje życie wewnętrzne za fasadę przeklętej rozwagi, teraz pustej i bezużytecznej, bo bez zaufania do własnego instynktu zostaje jej tylko statystyka.
- Chcę wiedzieć, czy będziesz terroryzował moich podwładnych, pluł mi do próbek, czy raczej udzielisz konsultacji, na której będę mogła polegać - odpowiada płasko, mijając się z prawdą o krok czy dwa, i machinalnie przygładza spięte spinką włosy, spojrzeniem studiując powierzchnię lodówki tuż nad rysunkiem.
Maxine
Jęk protestu, tak cichy, aż niemal niesłyszalny, wyrywa się jej spomiędzy warg, tak jak wcześniej wyrywał się stamtąd papierosowy dym. Nietrzeźwość nie sprzyja refleksowi; wmawia sobie, że gdyby nie to, na pewno nie pozwoliłaby od tak odebrać sobie fajki. Gdyby tylko tyle nie wypiła. I gdyby głowa tak jej nie bolała. Gdyby.
OdpowiedzUsuń— Oddaj mi papierosa — mruczy, chwiejnie podnosząc się na nogi i chowając twarz w jego zagłębieniu pomiędzy ramieniem i obojczykiem. — Oddaj. To był mój papieros.
W jej falującym głosie pobrzmiewa echo śmiechu. Jest rozbawiona, rozkojarzona, zauroczona. Chichocze, niepewnie łapiąc równowagę na zapadających się w piasku szpilkach i pozwala się delikatnie popchnąć we wskazanym kierunku, choć jedynie po to, by półobrotem znów stanąć z nim twarzą w twarz. Jej oczy błyszczą, trochę jest w nich radości, trochę beztroski, a trochę czegoś nienazwanego, osiadającego gdzieś na orbicie źrenicy.
— Nigdzie nie idę — postanawia twardo, ale wciąż uśmiecha się rozmarzonym uśmiechem, jak gdyby nie była pewna, na jakim świecie żyje. Robi krok, dwa, trzy kroki, aż milimetry dzielą ich ciała, głowa opada jej w tył. — Ludzie będą się na mnie gapić.
Nie lubi rozgłosu; zawsze ma potem więcej problemów, niż to wszystko było warte. Łapie mężczyznę za rękaw, by nie upaść, i śmieje się cicho. A może płacze. Sama gubi się we własnych uczuciach.
— Zabierz mnie stąd — szepcze, unosząc na niego wzrok. — Zabierz mnie do domu.
Iselin
[Hej. Najmocniej przepraszam, ponieważ wczoraj wysłałam Ci odpis, natomiast dzisiaj zniknęłam z listy autorów — jednak chwilowo brakuje mi pomysłu na tę postać. Jeśli jednak masz ochotę, możemy ów wątek przenieść na inną z moich dziewczyn lub po prostu napisać coś od nowa, więc w razie chęci — zapraszam.]
OdpowiedzUsuńAster Ainsworth, Marjorie Crain, Phoebe Miller, Una Blanchard
[Hej, widziałam na czacie, że możesz poszukiwać wątku :)
OdpowiedzUsuńmatka Gray jest chirurgiem, myślę że może bardziej znanym poza Stanami, to taki malutki punkt zaczepienia między postaciami, na jaki na razie wpadłam, jeśli masz chęć coś razem pomyśleć!]
Riley