NAGŁÓWEK/HTML1

L.A. Dreamers

INFORMACJE/HTML2

❤️‍🔥 Porządki po liście obecności zrobione!

❤️‍🔥 Lista obecności dobiegła końca. Karty autorów, którzy się na nią nie wpisali, zostały przeniesione do archiwum. Autorzy mają czas do 7.09 na zgłoszenie chęci dalszego współtworzenia bloga, po tym czasie zostaną usunięci z grona autorów.

❤️‍🔥 Kilka punktów regulaminu uległo zmianie (zaznaczenie kolorem), zapraszamy do zapoznania się z treścią!

❤️‍🔥 Zapraszamy do zapisów! 👁️

Damaged goods, send 'em back

Caleb Whitmore
Ostatnia klasa | Harvard-Westlake | Kapitan drużyny koszykówki | 31.01 | Syn gubernatora stanu California w latach 2017-21 oraz jego dawnej sekretarki pisarki 


Znacie ten typ. Czytacie o nim w książkach, widujecie go w serialach. Zazwyczaj jest kumplem protagonisty. Nawet nie najlepszym, tym dalszym, z którym główny bohater nieszczególnie się dogaduje. Tacy jak on nie zasługują na pierwszą rolę, chyba że mowa o dziele, które nie kończy się dobrze. 
To on patrzy wilkiem na tę nową dziewczynę i wytrąca jej książki z rąk. To on zabiera pierwszakom ubrania z szafek, gdy ci mają w-f. To on dręczy nauczycieli i nie pozwala im prowadzić lekcji według planu. Jeśli wasze ważne notatki zniknęły, bądźcie pewni, że od teraz on jest w ich posiadaniu. A podpalenie ogródka tej biednej staruszki na Long Beach to z pewnością również jego sprawka, bo on nie ma żadnych zahamowań.
Nigdy nie uśmiecha się szczerze, patrzy swoimi czarnymi oczami na ludzi tak długo i intensywnie, aż uciekają w popłochu, odczuwając zbyt wielki dyskomfort, żeby dalej z nim przebywać. W ustach zazwyczaj trzyma tlącego się papierosa, ale jego ubrania nie śmierdzą. Szkolny mundurek nosi wedle własnego uznania (o ile w ogóle ma go na sobie), nie udziela się na lekcjach, chyba że po to, by dosrać nauczycielowi, na testach nawet się nie podpisuje, a ostatni projekt od początku do końca zrobił w przedszkolu, gdy jeszcze myślał, że ma to jakikolwiek sens. Zdaje jednak z klasy do klasy bez większych problemów. Dlaczego, zapytacie? Bo dyrektor chce się go jak najszybciej pozbyć. Robi zbyt wiele bałaganu, nie zależy mu na niczym, a w dodatku jego ojciec mógłby z łatwością zmienić grono pedagogiczne na takie, które bez słów zrobi z Caleba geniusza na papierze. 
Istnieją dwie rzeczy, na których mogłoby mu zależeć, gdyby miał jakiekolwiek uczucia: koszykówka i ta jedna noc w szkole, którą organizuje raz do roku i tajemnicą poliszynela jest, że to on stał się pomysłodawcą. Dzień po rozpoczęciu roku urządza podchody, podczas których zdarzyć może się wszystko. 
Bo Calebowi nic się nie przytrafia. To on przytrafia się wszystkim.

Fc Kaden Hammond
Gang of four - Damaged goods
lukrowane.ciastko@gmail.com

37 komentarzy:

  1. Zdecydowanie wolałaby, żeby Caleb po prostu zaczekał na nią w sypialni, łazience, gdziekolwiek i najlepiej, gdyby skupiał się na czymkolwiek innym niż przysłuchiwanie się jej rozmowie z Loganem.
    Musiała wziąć się w garść. Przestać myśleć o tym, że stojący w korytarzu mężczyzna może cokolwiek wiedzieć. Czuła, że to wręcz irracjonalne. Nie było przecież możliwe, aby mógł coś podejrzewać, tak po prostu.
    Caleb jednak, jak się okazało, zamierzał kontynuować rozmowę z Loganem, a Mercy po usłyszeniu jego słów, miała wrażenie, że blednie. Dlatego się uśmiechnęła. Wpatrywała się w Logana z uniesionymi kącikami ust, nie zastanawiając się nad tym czy Caleb zwróci na to uwagę i czy cokolwiek sobie z tego zrobi. Chciała jedynie, aby niespodziewany gość po prostu sobie poszedł i nie miał dziwnych przemyśleń.
    — Oh, kotku, Logan na pewno jest ostrożny, a na misjach z pewnością bardzo dbają o medyków — odezwała się słodkim głosem, jakby chcąc zatrzeć te nieprzyjemne wrażenie, które sprawiał Whitemore.
    Modliła się, żeby Logan po prostu ignorował Caleba, żeby nie odpowiadał na jego pytania i po prostu nie wchodził z nim w dyskusje. Sama Mer już nie wiedziała, co ma zrobić, żeby mężczyzna zrozumiał, że ma po prostu już sobie stąd iść.
    — Może łańcuszek się zerwał… gdzieś po drodze — mruknął, odrywając w końcu wzrok od chłopaka. Obrzucił szybkim spojrzeniem wnętrze, jakby jeszcze próbował dostrzec gdzieś swoją własność — wiesz, Mercy, nie byłem w innych miejscach — rzucił niespodziewanie, cicho prychając powietrzem przez nos. Leclerc uniosła brew, spoglądając zaskoczona na niego, nie spodziewając się tego. Wtedy, gdy byli razem, kiedy tylko powiedział, czym się zajmuje, góry wiedzieli, że to jednorazowa przygoda, że to po prostu… dobra zabawa, a on teraz, co próbował niby zrobić? I to przy Calebie.
    Chciała coś powiedzieć, wyprosić go już zdecydowanie mniej subtelnie niż do tej pory, ale w tym samym czasie odezwał się Cal. Tuż po chwili poczuła jego dłoń na swoim karku i usta na swoich ustach. Czuła, jak mocno na nią napierał.
    Jęknęła cicho, jednocześnie rozchylając wargi, czego nie zdążyła zrobić wcześniej. Jedną rękę zarzuciła na kark Caleba, drugą wciąż mocno ściskając narzutę i kącikiem oka spoglądając, jak Logan zdecydował się wycofać, mrucząc pod nosem kilka przekleństw.
    — Cal… — mruczała niewyraźnie, próbując się odsunąć od jego ust — Caleb — czuła wciąż jednak jego dłoń na swoim karku, cały czas przyciskającą ją do siebie — nie wiedziałam — wydusiła, muskając wargami jego usta z każdym słowem. Chyba próbowała się usprawiedliwić, chciała mu wytłumaczyć, że gdyby tylko wiedziała wcześniej kim jest, czego chce, że nie próbowałaby go odnaleźć w mężczyznach, którzy wizualnie przypominali jego sylwetkę, że nie byłaby zainteresowana jakimikolwiek poszukiwaniami, że w ogóle, nie byłaby przecież zainteresowana nikim poza nim.

    🫢

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie chciała wiedzieć czy za słowami Caleba kryło się coś więcej. Nie, nie możliwe, na pewno nie byłby w stanie w żaden sposób skrzywdzić Logana, a na pewno nie gdy ten znajdował się na misji. To było niedorzeczne. Miał ledwo osiemnaście lat i… nawet jeżeli chciał znaleźć dla niej najlepszych specjalistów na całym świecie w sprawie nogi, z pewnością nie mógłby zorganizować morderstwa… prawda? Nie chodziło o strach o samego Logana – nie aby czuła się dobrze z myślą, że Cal mógłby zamordować kolejnego człowieka – ale o to, że niewinny mężczyzna umarłby przez nią, z jej winy. Przez to, że tak łatwo było jej sobie wyobrazić podczas pieprzenia się z nim, że tak naprawdę to nie on, a zamaskowany mężczyzna z tamtej nocy.
    Ulżyło jej. Naprawdę jej ulżyło, kiedy dostrzegła, że Logan wyszedł. Liczyła na to, że uda jej się to jakoś wyjaśnić Calebowi. Przecież… przecież to nie jej wina, że pojawił się akurat teraz. Była z nim, kiedy nie miała pojęcia kim był zamaskowany mężczyzna w czerni. Dopiero zeszłej nocy albo raczej tego poranka, można powiedzieć, że doszło do jakichś pokręconych deklaracji (chociaż Mercy nadal nie była pewna czy nie powinna po prostu uciec i z Los Angeles), a Logan… Logan był przeszłością. Nic nie znaczącą przeszłością.
    Starała się wytłumaczyć, przestała nawet próbować nadążyć za jego pocałunkami. Czuła, że jeżeli nie wyjaśni, to wszystko skończy się źle. Na tyle źle, że bała się o swoje życie, bo skoro wiedziała o śmierci Marcusa, Whitmore nie pozwoli jej tak po prostu odejść. Wydała z siebie zduszony jęk, kiedy uderzyła plecami o drzwi, a później otworzyła szeroko oczy, patrząc na Caleba ze zdezorientowaniem, nim zdążył odwrócić ją plecami do siebie. Kolejny zduszony jęk, wybrzmiał, kiedy docisnął ją do drzwi, a jeszcze jeden tuż po zerwaniu z niej narzuty, kiedy rozgrzane ciało zetknęło się z zimną powierzchnią drzwi. Jej sutki momentalnie stwardniały z zimna, a przez całe ciało przeszedł dreszcz. Nie wiedziała tylko czy wywołany samym zimnem czy również słowami, które padały z ust nastolatka. Słuchała każdego słowa, które wypowiadał. Zapamiętywała je. Zapisywała w pamięci, chcąc później, na spokojnie przemyśleć wszystko, co powie, każde jedno słowo. Bo to, co słyszała, to… bała się odezwać, bała się zadać jakiekolwiek pytanie, które mogłoby rozświetlić sprawę, chociaż czy było cokolwiek do wyjaśnienia? Myślał o niej, wiedział, co robiła… śledził ją? Zamaskowaną postać, która widywała nie była wyobrażeniem.
    Ból, który poczuła, gdy tak nagle i mocno w nią wszedł sprawił, że oderwała się od myśli, w tej samej chwili, w której wyrwał się z jej gardła krzyk.
    Próbowała wbić palce w drzwi, gdy się ponownie w nią wbił. Zacisnęła mocno usta i powieki nie chcąc więcej wydać z siebie żadnego dźwięku, bo nie była w ogóle pewna czy może. Doznania były intensywne, zwłaszcza pod takim kontem, zwłaszcza, gdy nie była w ogóle gotowa na niego, nie wspominając o jakimkolwiek czasie do przyzwyczajenia się do obecności jego kutasa w sobie.
    Dusiła w sobie jęki bólu. Jego ruchy były zbyt mocne, zbyt gwałtowne biorąc pod uwagę, że wciąż była obolała. Zaciskała jednak wargi, bo z jakiegoś powodu nie chciała prosić, aby przestał. Powiedział jej, że jest tchórzem, a jego kobieta musi być silna. Z jakiegoś powodu właśnie teraz chciała mu pokazać, że potrafi być silna, że zasługuje by być jego.
    Nie wytrzymała jednak, kiedy wbił zęby w jej ramię, pozwoliła sobie wówczas na przeciągły, głośny jęk spowodowany bólem.
    — Tak — wydusiła z siebie, wciąż z zamkniętymi powiekami — rozumiem, Caleb, jesteś tylko ty, jestem tylko twoja — dodała, przyciskając policzek do drzwi — tylko my — wychrypiała, zaciskając jeszcze mocniej powieki w oczekiwaniu na to, co jeszcze chciał jej zrobić.

    🫥

    OdpowiedzUsuń
  3. Wszystkie myśli, które krążyły po jej głowie i były związane z potencjalną ucieczką, wyparowały. Nie chciała nawet sobie wyobrażać, jak bardzo Caleb byłby wkurwiony, gdyby zniknęła. Pamiętała wszystkie słowa, które padały wtedy z jego ust. Obserwował ją. Nie miała pojęcia, od kiedy dokładnie, ale wolała o to nawet nie pytać. Nie miała tylko pojęcia, jak dokładne były jego obserwacje. To znaczy, do tamtego dnia na pewno, były ograniczone. Ale… sama wpuściła go do mieszkania. Wpuściła go do miejsca, które obecnie nazywała swoim domem, do swojego bezpiecznego kącika, a teraz? Nie potrafiła myśleć o mieszkaniu, jako bezpiecznym. Czuła się obserwowana, chociaż nawet nie wiedziała czy Whitmore wciąż to robił. Świadomość, że z pewnością robił to wcześniej sprawiała, że teraz czuła się tak, jakby z pewnością ktoś ciągle na nią patrzył. I cholernie nie lubiła tego uczucia.
    Starała się robić wszystko tak, jak zawsze.
    Starała się, naprawdę się starała go nie denerwować, nie wzbudzać w nim żadnych podejrzeń, chciała po prostu, żeby jej życie było normalne… chociaż czuła, że już nigdy takie w pełni nie będzie. Nie potrzebowała dokładać sobie do tego jakichś prowokacji i niepotrzebnych konfliktów z Calebem.
    Podczas porannego przygotowywania się do wyjścia do pracy, znalazła pieprzony nieśmiertelnik Logana przez całkowity przypadek. Spadł jej tusz do rzęs, a podnosząc go, zauważyła nieśmiertelnik pod łazienkową szafką. Samojeżdżący odkurzacz musiał go tam wepchnąć. W jednej chwili poczuła, jak zaczyna boleć ją brzuch ze stresu. Dosłownie, jakby żołądek zwinął się w supeł. Przez chwilę wpatrywała się w łańcuszek, nie ośmielając się go dotknąć. Wiedziała, że z pewnością nie zwróci go Loganowi. Nie było takiej opcji, ale wiedziała, że musi się go pozbyć z domu. Gdyby Caleb go znalazł… Problem polegał na tym, że w jednej chwili zaczęła się denerwować i zastanawiać się nad tym, jak ma to zrobić, aby chłopak o niczym się nie dowiedział. Zostawiła go pod szafką, obiecując sobie, że zajmie się tym później. Po pracy. Bo nie mogła się spóźnić. Miała wrażenie, że Handler i tak był na nią strasznie cięty.
    Dlatego podczas okienka, szybko podeszła do ulubionej kawiarni po swoją ulubioną flat white, a gdy tylko chwyciła w dłonie papierowy kubeczek, pospiesznie opuściła lokal, zmierzając do szkoły. Zamierzała zamknąć się w jednej z pustych klas i odwalić robotę Handlera, którą na nią zrzucał, a później miała zająć się sprawdzaniem wejściówek ostatnich klas z książki, którą obecnie przerabiali.
    Kiedy przechodziła przez drzwi, niczego się nie spodziewała, więc kiedy poczuła czyjąś dłoń, ciągnącą ją, serce zaczęło jej bić jak szalone i od razu otworzyła usta, aby zacząć krzyczeć, jednocześnie próbując się wyszarpnąć z mocnego uścisku.
    Nie musiał się odzywać. Kiedy przycisnął ją do swojej klatki piersiowej, od razu rozpoznała jego zapach zmieszany z zapachem perfum, których używał. Słysząc jego głos, tak blisko, na jej ciele pojawiła się gęsia skórka.
    — Panie Whitmore — powiedziała, starając się brzmieć neutralnie, chociaż serce wciąż próbowało wyrwać się z jej piersi — jeżeli chce pan omówić swoją pracę, zapraszam na okienko, które zaczynam właśnie w tej chwili — dodała, zastanawiając się nad tym, czy coś podejrzewał? Nie chciała kontaktować się z Loganem. W życiu. Nie tknęła tego pieprzonego wisiorka. Ale nie była głupia, zauważyła, jak się na nią patrzył przez całe dwie godziny, jak później puścił jej oczko, a teraz… — Caleb, jesteśmy w szkole, jak ktoś nas zauważy, będziemy mieć kłopoty — szepnęła cicho, delikatnie szarpiąc barkiem, próbując uwolnić się z jego uścisku. Oczywiście oboje, aż za dobrze wiedzieli, że głównie to ona będzie miała kłopoty.

    M

    OdpowiedzUsuń
  4. Przełknęła głośno ślinę, w reakcji na jego mrukliwy głos. Wpatrywała się zawzięcie w róg szafki stojącej przy równoległej ścianie, nie drgnąwszy nawet, gdy poczuła jego miękkie wargi na swojej skórze.
    Byli w szkole. Ciągle powtarzała to sobie w myślach oraz to, że z pewnością będzie próbował ją podejść, a później znowu stanie się zimny i oschły, jak tamtego dnia, gdy pojawił się Logan i wszystko spieprzył. Wtedy jeszcze rozumem wierzyła, że mogłaby uciec, że byłaby w stanie się przed nim schować. Ukryć gdzieś daleko, może w Europie, tak, aby jej nie znalazł. A serce wierzyło, że miał w sobie dobro, tylko potrzebował kogoś obok siebie, kogoś, kto pomógłby mu je wydobyć na wierzch. Sam przecież powiedział, że przy niej czuje rzeczy, a serce Mercy chciało wierzyć, że z tego naprawdę mogłoby wyjść coś dobrego.
    — Caleb — szepnęła tylko cicho, a po chwili zamknęła oczy i odetchnęła głęboko, gdy się od niej odsunął. Automatycznie chwyciła kubeczek z kawą, gdy go jej podał, a po chwili wysunęła się z kącika na korytarz.
    Miała złe przeczucia, więc szła korytarzem prosto do klasy, w której zazwyczaj spędzała swoje wolne godziny między lekcjami. Z drugiej strony tak było nawet mniej podejrzanie. Bała się, że jakakolwiek interakcja z Calebem poza zajęciami, byłaby podejrzana. Oczywiście, że przesadzała. Czuła się jednak winna, przez co próbowała zachować nadmierną ostrożność.
    — Nie powinieneś zamykać ich kluczem — powiedziała, odkładając na biurko kawę i torebkę. Stała przy meblu, opierając się biodrami o jego blat i powoli zaczęła wyciągać z torby potrzebne rzeczy. Słuchała tego, co miał do powiedzenia, cały czas z głową spuszczona w dół, układając starannie na biurku markery w pastelowych kolorach, prace uczniów Handlera, notatki z jego wytycznymi, aż zawiesiła rękę w połowie drogi do torebki. Podniosła wreszcie spojrzenie na bruneta, jednocześnie wybiegając myślami do tego, co może się stać. Powinna mu sama powiedzieć? Powinna zaczekać, aż jej powie, że wie? A może powinna odpowiedzieć przede wszystkim na jego pierwsze pytanie? Myśląc o tym, wybiegła automatycznie do środy, zastanawiając się nad swoimi planami. Rzadko kiedy miała inne plany niż te związane z pracą. Przed walentynkami miewała je. Wychodziła z innymi asystentami, próbowała poznać znajomych, mieć jakichkolwiek znajomych. Mieć w LA coś więcej niż jedynie pracę. Teraz? Teraz wyjścia były rzadkością. Decydowała się na nie wtedy, kiedy inni sugerowali, że coś się musiało stać, bo przecież tak nagle zaczęła wykręcać się ilością pracy.
    — O wpół do trzeciej kończę ostatnią lekcję, później nic nie robię — ułożyła dłoń na blacie biurka i uśmiechnęła się kącikami ust, kręcąc przecząco głową — ducha — zaśmiała się odrobinę zbyt nerwowo, z czego zdała sobie sprawę, gdy dotarło do niej jego brzmienie — muszę skontaktować się z rodziną, to w sumie trochę jak wywoływanie duchów — mruknęła, w jednej chwili żałując kłamstwa. Bo będzie musiała w nie brnąć i będzie musiała faktycznie skontaktować się z kimś z rodu Leclerc, a wolała tego nie robić. — Dlaczego pytasz o środę? — Spytała szybko, mając nadzieję, że skupia się na jego sprawie. W końcu czegoś od niej chciał.

    Mercy

    OdpowiedzUsuń
  5. Zerknęła na chłopaka, zaciskając nieco mocniej palce na swojej kawie. Coś jej nie pasowało w jego zachowaniu, ale nie potrafiła jeszcze wskazać, co konkretnie. Dlatego tak naprawdę z napięciem wyczekiwała momentu, w którym coś się stanie.
    — Inni uczniowie też mają prawo i możliwość do omówienia swoich prac — powiedziała, spoglądając na niego. Chociaż coś w tym było, momentami bała się być z nim całkiem sama. Teraz, kiedy wiedziała, że zguba Logana jest w jej mieszkaniu, a Caleb mógł o tym wiedzieć… tak, właściwie w tym momencie bała się być z nim sama. To, że znajdowali się w szkole dodawało jej trochę otuchy, bo chyba nic jej nie zrobi w takim miejscu? Chciała wierzyć w to, że jest bezpieczna — a jak ktoś zobaczy, że byliśmy tu całkiem sami za drzwiami zamkniętymi na klucz — wzruszyła lekko ramionami — wiem, że jesteś ostrożny — przywołała jego słowa jeszcze z korytarza przy głównym wejściu — ale przypadki chodzą po ludziach.
    Przypadkiem było przecież to, że zamordował niewłaściwą osobę. Kiedy przeczytała tamten wpis była przerażona. Bo ktoś wiedział, co się stało.
    — Nie chcę mieć kłopotów, Cal — powiedziała tylko w odpowiedzi na jego słowa — niedługo koniec roku… nie będziemy mieć tego problemu, ale jeszcze teraz… proszę, po prostu niech nie będą zamknięte kluczem. Nikt nie usłyszy — liczyła, że będzie mógł to dla niej zrobić. Nie chciała przecież wiele. Nie prosiła o szerokie otworzenie drzwi (chociaż może powinna).
    — Spotkanie? — Uniosła brew, była zaciekawiona, owszem, ale czy chwilę wcześniej nie mówiła mu, że muszą uważać? Pokazywanie się gdziekolwiek publicznie było po prostu ryzykowne. Zawsze istniała możliwość, że ktoś ze szkoły będzie w tym samym miejscu i ich rozpozna. Już chciała zacząć mówić o tym, że to nie byłoby najrozsądniejsze, ale wyleciał z tym duchem, a ona zaczęła kłamać i… liczyła, że się nie zorientuje. Była naprawdę gotowa skontaktować się z rodziną, byleby tylko Cal niczego nie podejrzewał. Jakim cudem mógł w ogóle tak szybko ją przejrzeć? Okej, była świadoma, że ten śmiech nie brzmiał naturalnie, ale… tak błyskawicznie?
    Zmarszczyła lekko brwi na jego zarzut, całkiem celny, przechyliła głowę, chcąc coś powiedzieć, ale on już ruszył w jej stronę, a Mer… nie miała pojęcia, co robić. Mówił prawdę, że nie wiedział? Nawet jeżeli, to właściwie co z tego, skoro właśnie poinformował, że się dowie? A Mercy wierzyła w jego zdolności… detektywistyczne, ładnie mówiąc.
    Wzięła głęboki oddech, gdy zatrzymał się tuż przed nią. Kolejny, gdy poczuła jego palce na swojej twarzy i jeszcze jeden, gdy zadał pytanie. Dawał jej szansę, na powiedzenie prawdy? To była jakaś gra? Jeżeli się przyzna, będzie łaskawy? A jeżeli będzie kłamać?
    Wbiła spojrzenie w jego ciemne oczy, przez chwilę po prostu patrząc w nie i próbując cokolwiek z nich wyczytać. Chyba… chyba mówił prawdę z tym, że nie wiedział, a przez to poczuła się w jednej chwili jeszcze gorzej, bo z góry zakładała, że na pewno wciąż ją obserwował, że być może zamontował jakieś kamery w jej mieszkaniu, że na pewno będzie chciał ją w jakiś sposób ukarać, a tymczasem, sama sprowadziła na siebie kłopoty, zamiast po prostu wyrzucić ten pieprzony nieśmiertelnik i zapomnieć raz na zawsze o całej sprawie.
    — Znalazłam to, czego szukał — powiedziała, uprzednio układając dłonie na jego torsie. Nie chciała nawet wypowiadać imienia mężczyzny przy Calebie — po prostu go wyrzucę albo dam tobie jeżeli tak wolisz i zrobisz z tym co będziesz chciał — dodała szybko, mając nadzieję, że się nie zdenerwuje. Przecież to nie była jej wina, że znalazł się dopiero teraz.

    naprawdę nie zrobiła nic złego

    OdpowiedzUsuń
  6. Odetchnęła, kiedy spełnił jej prośbę. Uśmiechnęła się nawet połowicznie kącikiem ust i skinęła lekko głową, jakby chciała mu niemo podziękować, że nie zamierzał uparcie trwać przy swoim.
    — Wiem, Caleb, że specjalnie byś do tego nie doprowadził — powiedziała spokojnym, cichym głosem — ale nie jesteśmy tutaj całkiem sami, nie możemy… ograniczać się tylko do naszej postawy, naszych intencji — dodała, ciesząc się, że rozumiał, że brał pod uwagę jej słowa i zdanie. Chociaż takie zachowanie nie powinno jej, aż tak bardzo cieszyć. To powinno być normalne.
    Chciałaby mu po prostu powiedzieć, ale prawda była taka, że to ją przerażało. Nie chciała, żeby się zdenerwował. W chwili wypowiedzenia kłamstwa już tego żałowała, a teraz jeszcze miała przyznać, że faktycznie chciała, nie, że go okłamała. Nie trwało to długo, ale jednak się odważyła. I to też ją przerażało, bo nie wiedziała, jak zareaguje. Czuła jednak, że musi mu sama powiedzieć, że musi się przyznać, bo tak będzie dużo bezpieczniej. Lepiej dla niej.
    Po wypowiedzeniu prawdy, cała się napięła w oczekiwaniu na najgorsze, tymczasem… poczuła jego miękkie wargi na swoim czole i silne ramionach które tak delikatnie ją objęły. To było… nie tego się spodziewała. Była w lekkim szoku, że nie zrobił nic gwałtownego, agresywnego, że był nawet, w pewien sposób… czuły. Ulżyło jej tak mocno, że czuła, jak cały ciężar i stres po prostu z niej schodzi, sprawiając, że w jednej chwili jej sylwetka całkowicie się rozluźniła. W jednej chwili zniknął ślad po całym strachu i napięciu, które czuła od rana, aż do teraz.
    — Tak — powiedziała, potwierdzając to skinieniem głowy. Wciąż trzymała dłonie na jego klatce piersiowej, więc delikatnie przesunęła jedną z nich w miejsce serca i uśmiechnęła się lekko — jesteś tylko ty — powtórzyła słowa, które wypowiedziała tamtego dnia — tak bardzo chciałabym cię pocałować — szepnęła cicho, powoli cofając swoje dłonie — ale nie możemy tutaj ryzykować, już i tak… jesteśmy zbyt blisko siebie — dodała.
    Przechyliła lekko głowę w bok, przyglądając mu się uważnie. Podejrzewała do czego prowadzi takie pytanie. Wracał do tematu znalezienie lekarza, który mógłby sprawić, że ponownie będzie mogła tańczyć. Ona sama w to nie wierzyła. Była pewna, że gdyby ktoś naprawdę mógł coś zrobić, po prostu lekarze w Toronto, też by sobie z tym poradzili.
    — Mam — westchnęła, odsuwając się od niego, aby ponownie stanąć przy biurko i wyciągnąć jeszcze prace uczniów, które miała sprawdzić — tylko… — spojrzała na niego spod rzęs. Dla świętego spokoju chciała mu pozwolić na te poszukiwania. Niech sam się przekona, że to ona miała rację. Z drugiej strony… jakaś jej część chciała, żeby to ona się myliła — po prostu sprawdź to dobrze nim będę musiała się z kim widzieć, dobrze? Proszę — miała nadzieję, że spełni i tę prośbę.

    🥺

    OdpowiedzUsuń
  7. — Miesiąc — powtórzyła za nim, a następnie spojrzała w jego ciemne oczy i zacisnęła wargi. Zastanawiała się nad tym, co faktycznie będzie później. Właściwie nie rozmawiali o tym, ale przecież czekała go dalsza edukacja. Gdzie planował się uczyć? Zapomni o niej, jeżeli to on wyjedzie? Czy to mogło być… szansą dla niej? — Co planujesz po zakończeniu? Poza naszą randką — Spytała, posyłając mu przy tym uśmiech — będziesz musiał się postarać, to chyba najdłużej wyczekiwana randka na świecie — zaśmiała się cicho, bo w walentynki też o tym wspominał. W zasadzie była ciekawa, co planował. Caleb Whitmore był… intrygującym człowiekiem. Strasznym, ale na tyle ciekawym i momentami naprawdę miała wrażeniem że mogło przebić się przez niego dobro, że była zwyczajnie ciekawa, jaką zaplanuję randkę. To mogło jej wiele o nim powiedzieć, a Mercy z jakiegoś powodu chciała wiedzieć więcej niż to, co już wiedziała.
    Przymknęła na krótką chwilę powieki, kiedy objął ją mocniej. Otworzyła oczy i spojrzała na Niegów słuchając tego, co miał do powiedzenia. Zamrugała pospiesznie kilka razy powiekami, bo nie zamierzała się rozklejać. Miał rację, przesadził, skrzywdził ją. Brunetka tamtego dnia zrozumiała, że może i nie chciał pozbawić jej życia, ale jeżeli tylko zachce będzie mógł ją skrzywdzić na tysiące innych sposobów. Nie chciała się nigdy więcej czuć w ten sposób, nie chciała, by kiedykolwiek zrobił to ponownie. Nie w taki sposób.
    — Nie zapomniałam o tobie nawet na chwilę, a to, co zrobiłeś… — szepnęła cicho. Wiedziała jednak, że tłumaczenie mu co nią kierowało, nie będzie dobre. Nie miała go porównywać. Pamiętałam jego słowa gdy wspomniała mu o byłym, chociaż nie była pewna czy wspomniała, że był trenerem, że to on uczył ją tańczyć. Chyba nie. Wtedy prawdopodobnie nie byłby taki chętny do wyleczenia jej nogi. Tak przynajmniej jej się wydawało. Zresztą, to i tak było nieważne, bo Mercy doskonale zapamiętała, że miała nie mówić o innych, nie miała o nich nawet myśleć — po prostu… przepraszam, Caleb, nie zrobię więcej niczego co mogłoby cię zranić — chyba nie potrafiła uwierzyć, że tak po prostu mogłaby mu w pełni ufać.
    Uśmiechnęła się ciepło na jego słowa.
    — Jeżeli nie masz innych planów — ona i tak spędzała wieczory sama.
    Czuła na sobie jego spojrzenie, ale ona sama starała skupiać się jedynie na tym co robiła. Naprawdę nie chciała ryzykować, że ktoś mógłby ich przyłapać na czymś podejrzanym. Po wyciągnięciu wszystkiego z torebki, spojrzała na bruneta i wyciągnęła dłoń w stronę szafki — musisz się przesunąć — spojrzała na zablokowaną przez niego szufladę — mam tam książkę.
    Wbiła w niego spojrzenie. Jej oczy zabłysły, bo… mówił poważnie? Szybko jednak sama sprowadziła siebie na ziemię. Ten najlepszy nie widział nawet jej historii medycznej, skąd mógł wiedzieć w takim razie czy da radę.
    — Nie wie nawet, w jakim dokładnie jest stanie i już twierdzi, że mu się uda? — Spytała licząc, że Caleb zrozumie jak to brzmi. Jak kłamstwo. Co miała jednak zrobić? Jeżeli nie da mu dokumentacji, znowu zapewne nazwie ją tchórzem — dam ci je, wieczorem, ale… nie wiem, Cal, nie przekonuje mnie ktoś kto nie znając szczegółów twierdzi, że jest niezwyciężony.

    😕

    OdpowiedzUsuń
  8. — Mhm — przytaknęła. Wiedziała, jak wyglądały jego oceny. W zasadzie wkurzało ją, że ewidentnie się po prostu nie starał… ale wiedziała, że musi skończyć studia, że na pewno już wie, dokąd się wybiera, bo uczelnie rozesłały już odpowiedzi na zgłoszenia uczniów. — To świetnie — odpowiedziała słysząc, że wybrana uczelnia już na niego czekała. Uniosła lekko brwi w zdziwieniu, bo nie spodziewała się w dalszej kolejności usłyszeć takich słów — zaczekać? Nie czułabym się dobrze z myślą, że coś przeze mnie tracisz — albo nie chciała, żeby na nią po prostu czekał — ja to ocenię, jak już będzie po. Myślę, że to będzie całkiem obiektywna opinia — zaśmiała się cicho, nie rozumiejąc tego, co się z nią działo. Caleb był… potrafił wzbudzić w człowieku tak wiele skrajnych emocji. Z jednej strony szukała jakiejkolwiek szansy na wyrwanie się z tego, z drugiej strony cholernie bała się konsekwencji, gdyby spróbowała sama spróbować jakoś się uwolnić. Było też coś jeszcze, coś więcej poza dobrym seksem, ta chęć wyciągnięcia z niego dobra, bo przecież to nie tak, że był po prostu zły czy straszny. Chciał przecież dla niej uzdrowienia, chciał, żeby mogła tańczyć, bo to było dla niej wszystko. Obiecał, że jej nie skrzywdzi, wtedy, kiedy się go bała i obawiała się, co mógłby zrobić… naprawdę jej nie skrzywdził. Tamto, sprawa Logana to było coś innego… i przez to wszystko w jej głowie panował jeszcze większy mętlik, chociaż do niedawna nie była świadoma, że może mieć taki chaos.
    Wzięła głęboki, uspokajający oddech. Nie przewidywała, że kiedyś przeprowadzą tę rozmowę, ale może Caleb miał rację, musieli, jeżeli to, czymkolwiek było, miało działać.
    — Zdajesz sobie sprawę, co zrobiłeś? Co mi zrobiłeś? — Spytała, patrząc w jego oczy — to było jak gwałt, Cal. Wiesz, że nie mam nic przeciwko ostrzejszym zabawą, ale wtedy, kiedy oboje tego chcemy, wtedy, kiedy nie wymierzasz mi w ten sposób kary za coś, za co nie powinieneś mnie w ogóle karać — wyszeptała, nerwowo zerkając na drzwi co jakiś czas, bo klasa zdecydowanie nie była najlepszym miejscem na taką rozmowę — nie zapomniałam o tobie, wręcz nie mogłam zapomnieć, a chciałam. Chciałam, bo nie miałam wtedy pojęcia kim jesteś czy kiedykolwiek jeszcze na siebie trafimy, czy jeszcze kiedyś przeżyje coś tak cudownego — wtuliła się policzkiem w jego dłoń. To był jeden z tych momentów, kiedy wierzyła, że on naprawdę miał w sobie dobro, że warto jest doświadczyć z nim czegoś złego, aby walczyć właśnie o takiego Cala, którego miała teraz przed sobą.
    — Naprawdę — powiedziała, spoglądając na niego, kręcąc delikatnie głową z lekkim rozbawieniem — a nie wystarczy, że po prostu chcę? — Spytała z lekko uniesionymi kącikami ust.
    Zagryzła wargę, odwracając głowę w bok i spoglądając w widok za okna. Gdyby to była prawda, gdyby jakimś cudem mogła wrócić do baletu, wyrwać się z tej klasy, z murów tej szkoły. Znaleźć się na deskach parkietu, poczuć ten niepowtarzalny rodzaj bólu i zmęczenia po intensywnym treningu, zapach pudru, którego używały, założyć niewygodny kostium, to było masochistyczne, ale uwielbiała to i chciałaby móc doświadczyć tego wszystkiego jeszcze raz… słyszała jego słowa, ale odwróciła głowę dopiero kiedy poczuła jego dłoń na swojej.
    — W porządku, Cal, wierzę, że dotrzymasz słowa — iskierki w oczach, które pojawiły się kiedy myślała o tym, że mogłaby naprawdę wrócić do tego, co kocha, powoli wygasały — chciałabym w to wierzyć tak bardzo jak ty — szepnęła, posyłając mu słaby uśmiech.

    🥲

    OdpowiedzUsuń
  9. — Chcę, żebyś był świadom, gdybyś zmienił zdanie, że możemy do siebie latać, to tylko kilka godzin w samolocie — powiedziała, ale nie ciągnęła tematu. Nie chciała przecież, rozbudzić jego podejrzliwości. Zaśmiała się cicho w reakcji na jego słowa — ja to ocenię, panie Whitmore, ale powiem, jeżeli tak właśnie będzie.
    W zasadzie nie miała żadnych oczekiwań. Nie miała pojęcia, czego mogłaby się spodziewać po takim człowieku jak Caleb. Randki wydawały się nie iść z nim w parze, ale może dużo jeszcze o nim nie wiedziała. I to z kolei sprawiało, że mimo braku oczekiwań do samej randki jako takiej, nie mogła się doczekać, kiedy w końcu nadejdzie ten dzień.
    Domyślała się, że nie był do końca świadomy, co tak właściwie zrobił, jak ona mogła to odebrać. Okej, nie powiedziała mu wprost ani razu, że ma ją zostawić, że nie chce tego, nie powiedziała nie, ale kiedy próbowała mu wyjaśnić kwestię Logana, był taki nieprzewidywalny i zwyczajnie się bała. Zwłaszcza, że słowa, które kierował do Logana wcale nie brzmiały jak troska, wręcz przeciwnie, a ona wciąż miała przed oczami widok Caleba pakującego cząstki Marcusa do worków…
    — Po prostu nie rób tego nigdy więcej, nie w ten sposób. Nie traktuj mnie tak — poprosiła, spoglądając na niego. Widok, który właśnie przed sobą miała był tak zaskakujący, że była gotowa mu wszystko wybaczyć, cokolwiek by zrobił, bo aż za dobrze wiedziała, że brunet się nie kajał. Nasłuchała się o nim od nauczycieli i innych asystentów, widziała jak się zachowywał w szkole, a teraz stał przed nią ze spuszczoną głową i ją przepraszał. W ogóle nie przypominał Caleba Whitmore’a, którego znała. — Bo nie chciałeś się pokazać — odpowiedziała.
    — Tak? To niby czego takiego potrzebujesz? — Spytała, unosząc brew i delikatnie muskając palcami jego udo, stąpnęła z nogi na nogę. Nie powinna ryzykować i się do niego zbliżać w szkole, a już zwłaszcza nie powinna sobie pozwalać na kontakt fizyczny, ale to było dużo silniejsze od zdrowego rozsądku.
    Chciała podchodzić do tego tak, jak on, ale jednocześnie nie chciała robić sobie za dużych nadziei, bo rozczarowanie za bardzo bolało.
    Słysząc pukanie do drzwi, drgnęła przestraszona i raptownie odsunęła się od Caleba, czując, jak jej serce wali w piersi. Zerknęła w stronę drzwi i na dziewczynę, która pewnie chciała omówić swoją pracę.
    — Panie Whitmore, przypominam, że w szkole obowiązują pewne zasady — odezwała się od razu, mając nadzieję, że dziewczyna niczego nie zauważyła.
    — Do widzenia — powiedziała do Caleba, jakby upominała go o kulturalnym zachowaniu, a następnie całą uwagę poświęciła Amy i jej esejowi.
    Pierwsze co zrobiła po powrocie z pracy, to wyrzucenie nieśmiertelnika Logana, a następnie wzięła odświeżający prysznic i zjadła sałatkę. Bliżej ósmej wzięła się za uszykowanie swojej dokumentacji, którą trzymała w kartonowym pudełku na dnie szafy, tuż obok pudła z baletowymi rzeczami, które trzymała, sama nie wiedziała po co. Chyba tylko po to, aby od czasu do czasu zadręczać się, że to przeszłość. Dlatego nie brała się szybciej za uszykowanie dokumentów, bo nie chciała, żeby kusiło ją otwieranie tego drugiego. A tak, skupiała się jedynie na nodze, papierach i tym, aby jak najszybciej wsunąć pudło pod zwisające z wieszaków sukienki.

    Mercy

    OdpowiedzUsuń
  10. Miała nie tylko ochotę, ale naprawdę potrzebowała się w tym momencie wtulić w jego szerokie, silne ramiona. Poczuć właśnie teraz, że może być w nich bezpieczna. Bardzo tego chciała, ale równie bardzo nie chciała mieć kłopotów, więc nic nie zrobiła. Patrzyła jedynie, jak Caleb muska wargami jej dłoń.
    — Nie chciałam ci mówić, że go znalazłam, bo bałam się, że znowu to zrobisz — szepnęła cicho, korzystając z tego, że trzymał jej dłoń przy swoich ustach, przesunęła powoli opuszkami palców po kąciku jego warg — ale wierzę ci, widzę, że… wiem, że nie zrobisz tego więcej — dodała i spojrzała na niego. Chwyciła dłońmi jedną z jego zaciśniętych pięści i zaczęła ją masować, by rozluźnić ścisk i wyprostować palce chłopaka — nie zrobię, odkąd wiem, że ty to ty… wiesz dobrze, że jesteś tylko ty — wyszeptała cicho, próbując zrozumieć to, co mówił. Jak to, nigdy się tak nie czuł? — Nie miałeś nigdy wcześniej dziewczyny? — Spytała, wyciągając dłoń w stronę jego policzka, ale zatrzymała ją. Nie dlatego, że nie chciała go dotknąć. Już i tak za bardzo ryzykowali. — Nie do końca, miałam wrażenie, że zaczynam naprawdę wariować.
    Całe szczęście, że temat dostania się do szuflady urwał się w takim momencie, w którym uczennica teoretycznie nie powinna mieć żadnych podejrzeń.
    Zacisnęła wargi kręcąc bezradnie głową na jego słowa, mamrotając cicho, jakim to jest utrapieniem.
    Słysząc pukanie do drzwi, zebrała papiery w jeden plik i przechodząc przez salon do drzwi, odłożyła dokumentację na stoliku kawowym.
    — Można się przestraszyć — stwierdziła, widząc ciemną postać na klatce schodowej. Gdyby nie odezwał się od razu, mogłaby mieć wątpliwości czy to na pewno on — hej — odsunęła się od drzwi robiąc krok w tył, aby mógł wejść swobodnie do jej mieszkania.
    Odwzajemniła pocałunek, układając dłoń na jego boku.
    — Nie możesz przychodzić na moje przerwy, nie mogłam się skupić przez resztę zajęć — stwierdziła, zaciągając się mocno jego zapachem i traciła nosem jego nos. Złapała jego dłoń i pociągnęła go za sobą w głąb mieszkania, do salonu, gdzie wciąż go trzymając, spojrzała w ciemne oczy bruneta — chcesz coś zjeść, napić się? — Chciała trochę przeciągnąć w czasie temat, z którego powodu zjawił się w jej mieszkaniu. Wiedziała, że nie sprawi aby zapomniał o tym całkowicie, ale… po prostu nie wiedziała, czego ma się spodziewać i dlatego chciała to oddalić w czasie. Nie miała ochoty na rozmowę o wypadku, o pobytach w szpitalu, o ćwiczeniach i rehabilitacji, a nie miała pojęcia czy Caleb nie będzie chciał wykorzystać momentu i o coś spytać, bo przecież wiedział jedynie tyle, że miała wypadek.

    mer

    OdpowiedzUsuń
  11. — Przeszłość — potwierdziła, chociaż nie nazwałaby tego nawet w ten sposób. Ona i Logan… to od początku było jasne, że się skończy, że nie będzie trwało. Chociaż jego słowa wydawały się nie być wartościowe. W tamtym momencie Logan też był przeszłością (rozumiała, że mógł nie czuć się pewnie po całej nocy w szkole pełnej… niespodzianek), ale nawet nie pozwolił jej nic powiedzieć. Mimo to, uśmiechnęła się na jego kolejne słowa, bo były miłe, były cholernie miłe i były czymś, czego ona sama zwyczajnie nie słyszała często. Trener… nigdy nawet nie udawał, że mu zależy na jej szczęściu. Sama sobie dopowiadała wiele rzeczy, a później obudziła się sama na szpitalnym łóżku. Była pewna, że Caleba musieliby siłą wyprowadzać z sali, gdyby wypadek miał miejsce teraz. — To dobrze, bo oboje chcemy dokładnie tego samego. Naszego szczęścia — uśmiechnęła się, żałując, że nie może go pocałować. Pocałunek idealnie pasowałby do chwili. Ale już i tak za dużo ryzykowała. Zmarszczyła lekko brwi, bo… myślała, że mówił raczej o bliższym czasie, kiedy wspominał, że ma problem z odczuwaniem emocji. Myślała, że to trwało… nie podejrzewała, że mogło trwać tak długo. — Tak, mówiłeś — powiedziała — w takim razie, musimy razem poczuć jeszcze wiele rzeczy — posłała mu przy tym delikatny uśmiech.
    Westchnęła tylko cicho, bo to było takie typowe, jemu wydawało się zabawne… szkoda, że nie myślał w tym o niej, ale nic nie powiedziała. Założyła, że wszystko co było przed tym nim dowiedziała się, że Caleb to Caleb, nie miało znaczenia.
    Zamruczała cicho, splatając nogi wokół jego bioder gdy to wymusił, podnosząc ją. Ręce zarzuciła na jego kark, oddychając głęboko. Doprowadzał ją do szału tym, że tak niewiele potrzebowałam aby zapomnieć o wszystkim, poza trwającą chwilą. Jakby bijąca od niego męska energia sprawiała, że Mercy przestawała jasno myśleć. Liczył się tylko on. Jego silne ramiona, duże dłonie pewnie trzymające jej drobne ciało. Jego usta na jej ustach…
    — Cal — jęknęła cicho, gdy złapał jej wargę, czując jak już od tego zaczyna zachodzić wilgocią — nawet nie próbuj — wymamrotała pod pocałunkiem, a później przełknęła głośno ślinę, czując jak robi jej się gorąco. I tyle. Odstawił ją, a ona miała wrażenie, że ledwo jest w stanie utrzymać się na nogach. — Zabierasz? — Już miała mu przypomnieć, że to nie jest rozsądny pomysł, ale on mówił dalej, a z każdym jego słowem, uśmiech na ustach Mercy poszerzał się. Uniosła brew, gdy wspomniał, że się przygotował. Spojrzała na szarą bluzę i słuchała poleceń, uśmiechając się coraz szerzej. To… myśl, że wyjdą gdzieś, spędzą wspólnie czas w innym miejscu niż jej mieszkanie była wręcz odświeżająca. Dlatego chwyciła bluzę, przytuliła ją do siebie i skinęła głową.
    — Jeszcze jakieś sugestie, co do mojego ubrania? — Spytała, ruszając powoli w stronę sypialni. Spojrzała na niego przez ramię, gdy klepnął ją w pośladek i uśmiechnęła się uroczo — leżą na stoliku — powiedziała, a następnie przygryzła wargę. Grzecznie jednak udała się do sypialni.
    Splotła włosy w niedbały warkocz, a dżinsy zmieniła na wygodne, ciemne spodnie dresowe z dopasowanymi nogawkami. Wciągnęła na siebie jego bluzę, zaciągając się przyjemnym zapachem. Czuła się trochę jak nastolatka, ale… nie zamierzała mu jej oddawać. Wyciągnęła z szafy czarne, lekkie adidasy i po ich założeniu wróciła do salonu.
    — Co wymyśliłeś? — Spytała, nie mogąc ukryć zaciekawienia i ekscytacji.

    m

    OdpowiedzUsuń
  12. Uśmiechnęła się kącikiem ust pod pocałunkiem, a następnie lekko pokręciła głową.
    — Nie powinieneś się za dużo kręcić koło mnie w szkole, Cal. Jeszcze tylko miesiąc — przypomniała cicho, nie dowierzając, że… że chyba naprawdę sama czekała, aż ten miesiąc minie i będą mogli… po prostu być. Bylo tak, jakby całkowicie o wszystkim zapominała, kiedy trzymał na niej swoje dłonie. Kiedy traktował ją po prostu normalnie. Jakby… wszystko co złe i zakazane nigdy nie miało miejsca, a cały świat zwyczajnie nie istniał.
    — To brzmi tak, jakbyś był przekonany, że mam tylko jedne takie majtki — odpowiedziała posyłając mu niewinny uśmiech.
    Naprawdę była ciekawa, co takiego wymyślił i naprawdę, cholernie się ekscytowała. Musiała, aż samą siebie naprostować w myślach, bo przecież, to nie było nic niezwykłego. Wyjście z domu. Wyjście z domu, z nim było już nieco bardziej niezwykłe, ale przecież nie powinna się zachowywać tak, jakby… jakby właśnie robił coś niesamowitego.
    Czuła się dziwnie, kiedy tak jej się przypatrywał, bo przecież wyglądała w tym momencie najzwyczajniej na świecie.
    Chwyciła opaski, a po chwili siedziała już na kanapie ze ściągniętym butem i podciągnięta nogawką, zakładając stabilizatory.
    — Wiesz… kiedy wspominasz o długim marszu, to nic dziwnego, że chciałabym wiedzieć. Zwłaszcza, że to faktycznie musi być spora wędrówka, inaczej nie pomyślałbyś o opaskach — stwierdziła, chociaż musiała przyznać, że usłyszenie z jego ust słowa kochanie, zaskoczyło ją bardziej niż widok opasek uciskowych w jego ręce. Niż sam jego pomysł, żeby brać ją w jakieś miejsce, do którego muszą dojść spory kawałek. Dlatego, kiedy wyciągnął w jej stronę dłoń, przez chwilę po prostu patrzyła się na nią. Nie, nie przemawiał przez nią żaden strach, nie o to chodziło. Po prostu, to słowo w nią uderzyło. Podniosła się z kanapy i splotła ze sobą ich palce, ruszając razem z nim.
    — Świetnie, mów mi więcej takich rzeczy, a w ogóle nie będę miała ochoty zadawać kolejnych pytać — zaśmiała się cicho. Nim wyszli z mieszkania chwyciła swoje klucze, a następnie zamknęła drzwi i ruszyła w kierunku, który obrał Caleb.
    — Nie możesz tak po prostu mnie wyciągać wieczorem z domu i nie mówić nic konkretnego — stwierdziła, kiedy znaleźli się w samochodzie, którym po nią przyjechał. Zapięła pas bezpieczeństwa i z zaciekawieniem przyglądała się Calebowi. Na jej usta wkradł się delikatny uśmiech, bo od razu przypomniało jej się, jak wywiózł ją po rozpoczęciu roku szkolnego, jak przerażona wtedy była i jak cholernie ekscytujące to było. — Często to robisz? — Spytała, odwracając spojrzenie — wiesz, ta zabawa w polowanie, z maską na twarzy — sprecyzowała, ponownie na niego spoglądając.

    mer

    OdpowiedzUsuń
  13. Dowiadując się o tej jebanej kolacji miał ochotę wszystkim powiedzieć, że głęboko w dupie ma te rodzinne spotkania, a oni wszyscy z Audrey na czele mogą się wypchać. Wcześniej nawet lubił te spotkania, bo Caden mimo wszystko był dość rodzinnym chłopakiem, ale nie jeśli w grę wchodziła jego starsza siostra. Z nią od samego początku miał na pieńku, jakby miała mu za złe to, że się w ogóle urodził. Tylko, że to było nieważne, bo kiedy ona zadzierała nosa i miała się za lepszą, a czas spędzała z dorosłymi, Caden wolał siedzieć z dzieciakami, a raczej z jednym konkretnym, bo tylko z Calebem dogadywał się dobrze. Reszta rodziny zwisała mu i powiewała. Jedna połowa na szczęście siedziała we Francji i praktycznie ich nie widywał, a z drugą… z tą drugą częścią spotkania odbywały się co jakiś czas, a przetrwanie ich ułatwiał mu Caleb.
    Zawsze miał lepszy kontakt z młodszym kuzynem. Wszyscy się raczej spodziewali, że to Caleb i Billie będą mieli lepszy kontakt, bo w końcu byli niemal rówieśnikami, ale Billie od zawsze żył w swoim świecie i kompletnie nie pasował do towarzystwa. Wolał robić eksperymenty w swoim pokoju. Czasami mu tego Caleb zazdrościł, ale potem dochodził głos rozsądku – Billie nie miał kumpli ani życia towarzyskiego. Głównie miał te swoje głupie związki chemiczne, które nijak bruneta nie interesowały. Przynamniej nie wyglądał na typowego nerda, któremu łatwo spuścić wpierdol, więc może jakoś na tych studiach się trzymał i nie dawał sobą tam pomiatać.
    Rodzina Cadena wcale nie była zła. Matka trochę zadzierała nosa, po kimś to Audrey miała, ale była na ogół w porządku. Natomiast ojca łatwo było udobruchać. Właśnie było, bo po wycieczce Cadena do więzienia już nie był taki łaskaw, a chłopak obiecał sobie, że nie popełni więcej żadnego błędu, który doprowadzi go do ruiny. Zjebało mu się dosłownie wszystko, a to tylko dlatego, że wziął jakieś pigły, popił je alkoholem i jego zmysły nie działały tak, jak działać powinny. Niejeden raz się włamywał, ale ten jeden raz był feralny i go zamknęli. Właściwie to ten jeden raz ojciec nie opłacił policji ani właścicieli mieszkań, aby nie narobili mu syfu w papierach.
    Ulotnił się z jadalni jeszcze zanim tak naprawdę oficjalna część się skończyła. Nigdy nie ogarniał, dlaczego nie mogą mieć po prostu normalnego obiadu, tylko każdy musiał się stroić. Jakby byli na jebanym bankiecie, a nie spotykali się w sobotni wieczór z rodziną. Przypadło mu siedzenie obok siostry, więc był podwójnie zirytowany. Ucieczka na dach była dokładnie tym, czego potrzebował. Nawet nie liczył, że Caleb tu przyjdzie; Caden wiedział, że tu przyjdzie.
    Leżał rozciągnięty na leżaku z zamkniętymi oczami, a w ustach trzymał wykałaczkę, której końcówkę delikatnie podgryzał. Na szczęście dom znajdował się na wzgórzu, a stąd mieli całkiem zacny widok i w dodatku było tu cicho, a odgłosy miasta były niesłyszalne. Dobrze było jednak być dzieciakiem bogatych starych.
    Kąciki ust bruneta lekko się uniosły, kiedy usłyszał kroki zmierzające w jego stronę. Gdyby to była jego matka to pewnie coś już by powiedziała, a gdyby to była Audrey to zaczęłaby drzeć mordę, a reszta nawet by tu nie zaglądała. Bo i po co? Musiał to więc być Caleb.
    I się nie pomylił.
    — Spierdalaj, mój tyłek ma się zajebiście dobrze — rzucił w odpowiedzi — cały czas jest zarezerwowany dla ciebie — rzucił kąśliwie. Otworzył oczy, a głowę przekręcił w stronę kuzyna. Faktycznie, dawno się nie widzieli, ale czy w ich wypadku czas miał jakieś znaczenie? Raczej nieszczególnie. — Ojciec się wkurwi, jak zauważy, że jej brakuje — dodał kiwając głową na butelkę, ale jakoś niespecjalnie się tym przejął. Miał ich tyle, że pewnie nawet się nie doliczy.

    ten ulubiony kuzyn

    OdpowiedzUsuń
  14. — Jasne — zaśmiała się cicho — dobrze wiemy, że nikt by w to nie uwierzył — szybko się zorientowała, że Calebowi nieszczególnie zależało na dobrych ocenach. W zasadzie, jeszcze nim na dobre rozpoczęła swoją pracę, inni nauczyciele i asystenci szybko opisali jej, kto jest największym utrapieniem kadry i Caleb był wymieniony wśród tych kilku nazwisk.
    Pokręciła lekko głową, ale nic więcej nie powiedziała. Po prostu szła dalej, wiedząc, że nie umiałaby się powstrzymać przed spełnieniem jego prośby.
    Naprawdę było jej dziwnie, kiedy tak się jej przypatrywał. Nie raz czuła na sobie jego spojrzenie, ale teraz, miała wrażenie, że było to jakieś inne.
    — Nie zdajesz sobie sprawy z tego, jakie to frustrujące — westchnęła, spoglądając w jego ciemne oczy. Zdecydowanie wolałaby, aby odpowiedział na jej pytania i uchylił chociaż rąbka tajemnicy. Nie była cierpliwa jeżeli chodziło o takie sprawy i w zasadzie nie przepadała za niespodziankami, jeżeli faktycznie nie była w stanie nic przewidzieć, wolała… mieć podpowiedzi. Dlatego tak bardzo chciała już wiedzieć, o co chodziło, gdzie ją zabierał. Miała wrażenie, jakby z tej ciekawości i niecierpliwości zaczynała swędzieć ją skóra. Po prostu świerzbiło już ją od tej niewiedzy. Zerknęła na niego, naprawdę zaskoczona, bo się tego nie spodziewała. To, że ktoś mógł się nią naprawdę przejmować i jej zdrowiem było… zaskakujące. Na tyle nowe to było, że jej spojrzenie błyszczało.
    — To jest jeszcze bardziej frustrujące — westchnęła, patrząc na wprost przez szybę na drogę. Nadal nie znała za dobrze miasta, zresztą, ciężko było o dobrą znajomość tak wielkiego miasta, więc nawet nie łudziła się, że uda jej się cokolwiek rozpoznać, co mogłoby ją nakierować na cel ich wycieczki.
    Zagryzła wargi. Miał rację. I kiedy tak słuchała tego, co mówił, czuła się, jak idiotka. Wiedziała, że nie o to chodziło, ale… ale może faktycznie powinna stawiać mu większy upór. Nie tylko teraz, ale również ogólnie. Gdyby za pierwszym razem też się stawiała, nie przespałaby się z niepełnoletnim uczniem. Powinna była wymusić na nim ściągnięcie maski, nie powinna była wsiadać do jego samochodu, później w walentynki… powinna trzymać się od niego z dalek, dokładnie tak samo, jak teraz, a ponownie po prostu robiła, czego od niej chciał, nawet o tym nie myśląc. Była naiwna i tak bardzo łatwowierna. W ogóle nie potrafiła być asertywna. Kiedy czuła jego zapach i ciepło, jej instynkt samozachowawczy znikał.
    — Muszę koniecznie ćwiczyć swoją asertywność — powiedziała, spoglądając na niego z lekkim uśmiechem.
    Skinęła lekko głową na jego pytanie, a następnie wsłuchała się w odpowiedź. Nie powinno ją obchodzić ile dziewczyn też wywiózł. Zresztą, jeżeli organizowali to raz w roku, nie potrzebowała zaawansowanej matematyki do tego.
    — I od początku chodziło o to, żeby po prostu dzieciaki mogły w szkole bezkarnie pić, palić, pieprzyć się po kątach…? — Spojrzała na niego, marszcząc delikatnie brwi. Wiedziała, że zabił nie tę osobę i to ją przerażało jeszcze bardziej. Nie chciała o tym myśleć, nie teraz, kiedy właśnie gdzieś ją wywoził, a ona nic nie wiedziała.
    Wzruszyła lekko ramionami.
    — Dostałam zaproszenie — powiedziała, uzmysławiając sobie, że kolejny raz komuś po prostu zaufała. Musiała przestać tak obdarzać wszystkich swoim zaufaniem, musiała być mniej ufna — kiedy zobaczyłam, że to adres szkoły — przechyliła głowę w bok — stwierdziłam, że to nie może być niebezpieczne, a chciałam wyjść z domu, może liczyłam, że poznam ludzi, że może znowu będziesz tam ty… — kolejny raz wzruszyła ramionami — czasami samotność dobija, nawet jeżeli to właśnie jej się chciało, dlatego zdecydowałam się przyjść — stwierdziła, wiedząc dobrze, że właśnie do tego dążyła.

    m

    OdpowiedzUsuń
  15. Wiedziała, że miał rację. Nie tylko czuł się bezkarny, ale on naprawdę nie musiał się niczego obawiać. Zresztą, widziała na własne oczy wystarczająco dużo, aby wiedzieć, że nie przesadzał. O ile wcześniej mogła podejrzewać, że zachowywał się w ten sposób jedynie w szkole, tak teraz wiedziała doskonale, że Caleb po prostu żył w ten sposób, nie obawiając się konsekwencji. Ciekawe było, że za to sam chętnie wymierzał kary. Czego sama doświadczyła.
    — Mhm, o ile lubi się niespodzianki — stwierdziła — powinieneś dać mi możliwość, chociaż spróbowania odgadnięcia. Jedna mała podpowiedź — poprosiła, spoglądając na niego wzrokiem przepełnionym niemą prośbą. Nie miała pojęcia czy na Caleba działały takie sztuczki, ale przecież spróbować mogła. Zwłaszcza, że nie miała nic do stracenia. Ułożyła dłoń na jego dłoni i delikatnie sunęła opuszkami palców po jego kostkach, po każdej wyraźnej wypustce.
    — Tak? A kto powiedział, że cię uwielbiam? — Uniosła brew, spoglądając na niego z zaciekawieniem, wciąż gładząc palcami wierzch jego dłoni — bo nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek mówiła ci coś takiego.
    Zaśmiała się cicho, kręcąc delikatnie głową.
    — Nie jestem pewna czy to ma mnie zniechęcić, czy wręcz przeciwnie — stwierdziła, poważnie nie mając pojęcia jak powinna odebrać jego słowa. Zerknęła jednak w dół, na swoją nogę i ich dłonie, na jego dłoń. Chwyciła ją obiema rękoma i odsunęła od swojego uda, splatając ze sobą ich palce, a drugą dłonią je nakryła — co jeżeli tak się wyćwiczę, że na nic się nie zdadzą twoje sztuczki?
    Nadal nie wiedziała, dlaczego tak właściwie Handler kazał jej się pojawić na podchodach. Czego oczekiwał? Była pewna, że nie zrobił tego tak po prostu, że na coś liczył, tylko ona nie miała pojęcia na co.
    — Caleb Whitmore, przywódca na boisku i poza nim — wyszeptała, posyłając mu słaby uśmiech. Musiała przyznać, że idea podchodów była… fascynująca i gdyby sama wciąż uczęszczała do szkoły, spoglądałaby na nie zupełnie inaczej niż teraz — mówiłeś, że dostałeś się na NYU. Co chciałeś studiować? — zapytała jeszcze, bo w zasadzie to była nieliczna okazja do zwyczajnej rozmowy, a Mercy chciała wiedzieć o nim coś więcej. Chciała… znaleźć w nim dobro, bo przecież nie mógł być całkiem zły, skoro tak bardzo chciał sprawić, aby była szczęśliwa.
    Przez chwilę jeszcze bawiła się palcami jego dłoni, aż odłożyła jego rękę z powrotem na swoje udo.
    — Może… — przytaknęła na jego pytanie, widząc ten uśmieszek na jego ustach. W końcu, właśnie to przyznała chwilę wcześniej. Liczyła, że tam będzie. Drugie pytanie zignorowała, bo do tego też się przyznała, a robienie tego ponownie było żałosne — od początku roku szkolnego. Spóźniłam się pierwszego dnia, bo nie wzięłam pod uwagę, że podczas przeprowadzki mogą pojawić się opóźnienia. Przez to Handler kazał mi przyjść na podchody… I mam znajomych — mruknęła, bo trochę ją tym pytaniem dotknął. Powiedziała wcześniej, że chciała tej samotności, a przynajmniej tak początkowo uważała. Dopiero z czasem zaczęła być… dołująca — po prostu chciałam być sama — dodała, zerkając na bruneta, gdy po wyprzedzeniu aut zaczął jechać szybciej. Bezwiednie zsunęła prawą dłoń na siedzenie i zacisnęła ją na nim, gdy nie zwalniał. Zerknęła na niego zdezorientowana, dopiero po chwili rozumiejąc, co miał na myśli.
    — Zrobiłeś… to znowu? — Spytała cicho, czując jak zasycha jej w ustach. Zacisnęła jeszcze mocniej dłoń na fotelu. Po imprezie pojawił się przecież jeszcze jeden wpis, chyba, że po tym wszystkim z nerwów miała tak rzeczywisty sen, który mieszał się z jawą. — Możesz zwolnić? — Spytała oblizując wargi, nie odrywała spojrzenia od przedniej szyby, jakby to miało sprawić, że będzie gotowa na wszystko, co mogłoby się wydarzyć.

    M

    OdpowiedzUsuń
  16. — No tak, jakby spacerować można było w jednym celu, a sportowe ubrania sprawiały, że nie można się w takim wydaniu nigdzie pokazać — spojrzała na niego, posyłając mu przy tym delikatny uśmiech — chyba, że naprawdę nie można, a ja pół życia popełniałam karygodny czym zupełnie nieświadoma — zaśmiała się cicho, bo biorąc pod uwagę czasy, gdy balet był jej życiem, faktycznie niemal non stop chodziła w sportowych rzeczach. Musiała jednak przyznać, że faktycznie były może nie tyle ładniejsze, co dużo bardziej zmysłowe niż dresowe spodnie, które miała na sobie w tej chwili.
    Nie odpowiedziała na jego kolejne słowa, a jedynie spojrzała na jego rękę i przygryzła wargę. Nie potrafiła zrozumieć, jak mogła czuć tak ogromne pożądanie względem człowiekowa, który ją przerażał. Dlaczego… dlaczego zgadzała się na to wszystko, dlaczego po prostu nie próbowała pozbyć się go ze swojego życia. Bo przecież próbować mogła, ale coś jej podpowiadało, że przy nikim innym, nie czułaby się w ten sposób. Nie chciała tego tracić… a jednocześnie nie wiedziała, co ma myśleć o samej sobie, bo czy to nie sprawiało, że sama też stawała się tą złą? Sama chęć odnalezienia w nim dobra nie była usprawiedliwieniem na to wszystko.
    — Nie udzielę odpowiedzi na te pytanie. Jeżeli odpowiem twierdząco, to nie będzie w ogóle… magiczne, lepiej poczekać na odpowiedni moment. Nie chciałbyś stracić tej magicznej chwili w swoim życiu — wzruszyła lekko ramionami, nie podejmując się tematu, co byłoby gdyby zaprzeczyła, bo… sama nie wiedziała i wolała się nie dowiadywać.
    Uśmiechnęła się tylko lekko, ponownie opuszczając spojrzenie w dół.
    — Ale wiesz, że na prawie jest dużo nauki, prawda? — Spytała, nie mogąc powstrzymać się przed uśmiechem. Uśmiech szybko jednak zniknął z jej twarzy, bo ta rozmowa za bardzo uświadamiała jej, że spotyka się z jednym z uczniów. A lepiej było o tym po prostu nie myśleć i nie skupiać. Dlatego machnęła lekko ręką, ten temat nie był istotny. Nie chciała zadręczać się kolejnym, męczącymi myślami. Zwłaszcza, że i tak w jej głowie kłębiło się ich całkiem sporo.
    — Nie ma takiej potrzeby. W zasadzie lubię patrzeć na jego zdziwioną minę, kiedy jego nadzieje co do tego, że nawalę się rozpływają — było w tym ziarnko prawdy. Nie, aby lubiła być przez mężczyznę gnojona, ale jego mina bywała naprawdę mocno satysfakcjonująca.
    Zerknęła na niego, gdy użył słowa zabijać, bo ona nie mogła tego wydusić. Ta cała swoboda Caleba… to właśnie ją przerażało. To, że chociaż miał na koncie morderstwo, wydawał się tym w ogóle nieprzejęty. Dlatego skinęła tylko głową, wiedząc, że na nią zerka.
    — Okej, wierzę ci — powiedziała, zaciskając mocniej rękę na siedzeniu gdy ponownie przyspieszył. Co było dziwne, bo naprawdę mu wierzyła. Wątpiła, aby jej powiedział gdyby ponownie kogoś zabił, ale… ale miała przeczucie, że był szczery — miałam wypadek samochodowy, Cal, tak, boję się, bo możesz być świetnym kierowcą, ale na ulicy są też inni kierowcy — wyrzuciła z siebie, bo ten mrukliwy ton w tym konkretnym przypadku ją drażnił, a zwłaszcza ten śmiech, bo Mercy nie miała żadnego powodu, aby czuć się rozbawioną. Dlatego odetchnęła, gdy zwolnił. Jej dłoń również się rozluźniła, tak jak całe ciało.
    Kiedy samochód się zatrzymał, zmrużyła lekko oczy, obserwując, gdzie dokładnie są. Słysząc jego pytanie, pierw spojrzała na jego twarz, a następnie na płot, po czym ponownie powróciła spojrzeniem do chłopaka.
    — Dlaczego czuję całą sobą, że przejście przez ten płot jasno wskazuje na to, że będziemy robić coś nielegalnego? — Skinęła jednak głową — powinnam dać radę, ale naprawdę musisz mnie złapać, wolałabym nie pogarszać stanu nogi — tak, nie wątpiła co do tego, że bez problemu będzie w stanie wspiąć się po płocie I przeskoczyć, ale to lądowanie zdecydowanie ją martwiło.

    M

    OdpowiedzUsuń
  17. Słysząc jego słowa, zmrużyła najpierw powieki, spoglądając na niego, ale po chwili z uśmiechem wzruszyła jedynie ramionami. Nie była w stanie odpowiedzieć na te pytanie, zresztą, dobrze wiedziała, że nie miało żadnego znaczenia. Nie w tej chwili.
    — Żaden unik, najszczersza odpowiedź, jaką możesz dostać w tym momencie — powiedziała, pozwalając sobie na całkiem swobodny, szczery uśmiech. To było szalone. Cała relacja z Calebem, reakcje jej ciała, serca i umysłu na niego… jakby ktoś wsadził ją do wagonika rollercoastera, albo raczej na jakiś wirujący młyn i czekał, w którym momencie będzie miała dość, kiedy się podda i co wtedy zrobi.
    Zerknęła na niego, słysząc jego pytanie i nim zdążył cokolwiek dopowiedzieć, z jej ust padła odpowiedź.
    — Nie — nawet po jego kolejnych słowach, pokręciła jedynie przecząco głową — nigdy. Chociaż czasami wydawało mi się, że mogło tak być, a później okazywało się, że było coś lub był ktoś ważniejszy — wzruszyła lekko ramionami. Mówiła całkiem szczerze. Może dlatego jakaś cząstka jej wcale nie chciała uciekać od Caleba? Bo czuła, że tym razem mogło być inaczej? Że wreszcie była dla kogoś ważna? Tak ważna, że rościł sobie do niej prawa, że ją śledził i obserwował, że… powinna wiedzieć, że był chodzącą czerwoną flagą, ale jednocześnie jedyne czego chciała to poczuć w końcu w swoim życiu, że jest dla kogoś czymś więcej niż jedynie przelotną przygodą, wakacyjną zabawą czy tegoroczną ulubienicą tak długo, dopóki była w stanie tańczyć. A Caleb? Caleb był… zdecydowanie był wyjątkowy, ale chciał jej dobra, chciał jej szczęścia. Chciał dla niej odłożyć w czasie studia, a przecież nie musiał tego robić. Tak, jak nie musiał też uparcie twierdzić, że znajdzie lekarza, który będzie w stanie naprawić jej nogę. — Dlaczego tak bardzo chcesz, żebym była szczęśliwa? — Spytała nagle, wbijając w niego spojrzenie swoich jasnych oczu — i dlaczego uważasz, że tylko taniec może mi je dać? — Tak było. Sama uważała, że tylko powrót do baletu mógł jej to dać, ale przecież tak na dobrą sprawę, Caleb jej nawet nie znał. Owszem, wiedział o niej sporo, ale… nie znał jej, bo znaczna część jego wiedzy i jej znania ograniczała się do jego obserwacji.
    Skinęła lekko głową na jego słowa o nauce i wynikach egzaminu. Nie chciała dłużej ciągnąć rozmowy, która za bardzo przypominała jej, że wciąż był jej uczniem. Jeszcze tylko miesiąc, ale jednak.
    — Nie będę się bała, jeżeli nie będziesz przesadzał z prędkością — powiedziała, bo głównie wtedy zaczynała się stresować. Spojrzała na niego szczerze zaciekawiona — tak? I co to za pomysły?
    Słysząc jego śmiech, już wszystko wiedziała, zresztą, wiedziała gdy tylko zatrzymał samochód. Spoglądając to na niego, to na płot, miała ochotę się zaśmiać, bo w takich momentach jak ten, czuła się przy nim tak swobodnie i dobrze, jakby sama miała znowu te osiemnaście lat i wszystko było łatwe.
    Uniosła brew widząc plecak, który wziął z samochodu i z zaciekawieniem mu się przyglądała. Kiedy był już po drugiej stronie płotu, sama się do niego zbliżyła i zaczęła się wspinać, aby po chwili znaleźć się na szczycie i spoglądać z góry na chłopaka i jego wyciągnięte ręce.
    — Skoro obiecujesz — zaśmiała się cicho, chociaż w zasadzie mogłaby przecież po prostu zejść powoli po samych ogrodzeniu, tak jak się na nie wspięła. Wzięła głęboki oddech i po chwili niczego już się nie trzymała, z zamkniętymi oczami mając nadzieję, że Caleb faktycznie złapie ją w swoje ramiona. — Zrobiłeś to — szepnęła, kiedy nie poczuła twardego lądowania na ziemi, a jedynie na chłopaku — spełniłeś obietnicę. — Zaśmiała się cicho, czując dziwną lekkość i ekscytację. Musnęła pospiesznie wargami jego policzek, a następnie uśmiechnęła się szeroko.

    zachwycona M 🤩

    OdpowiedzUsuń
  18. Swobodny uśmiech, momentalnie został zastąpiony nerwowym przygryzieniem wargi i odwróceniem spojrzenia. Nie powiedziała przecież nic złego, dlaczego więc miała wrażenie, że czymś właśnie zepsuła mu humor? Nie chciała przecież tego.
    Wpatrywała się w milczeniu przed siebie, uznając temat za zakończony, bo ostatnie czego by się w tym momencie spodziewała, to usłyszenie takich słów z ust Caleba. Dlatego dość gwałtownie odwróciła głowę, aby spojrzeć na chłopaka i… upewnić się, że to jej się nie przesłyszało. Wiedziała, że Whitmore nie był wylewny, zwłaszcza, że sam jej przecież powiedział, że jest zamknięty na uczucia. Co prawda ujął to nieco inaczej, ale według Mercy tak brzmiało to lepiej i świadczyło o tym, że być może się otworzy. Kiedyś. Dzięki niej. A teraz usłyszała, że ją uwielbia, że on ją uwielbia. Caleb Whitmore ją uwielbia.
    Wpatrywała się w niego wzrokiem pełnym zachwytu? Tak, to dobre słowo. Zachwycała się, bo wszystko, co właśnie słyszała sprawiało, że z łatwością mogła zapomnieć o wszystkim, co złe. Być może nie potrzebowała wiele, ale to co dawał jej Caleb… W tym momencie było tym, czego potrzebowała.
    — Jesteś cudowny, wiesz? — Tylko na tyle było ją stać w tej chwili, bo zebranie odpowiednich słów, wydawało się zbyt trudne. Ale to co mówił, było tak proste, tak jasne i zrozumiałe. I nie mogła go zostawić tak bez słowa.
    — Dla mnie chyba możesz wyjątkowo tego nie robić? — Spytała z niewinnym uśmiechem, a następnie cicho się zaśmiała — świetnie, po prostu świetne zachęcenie, skoro sam wiesz, że bym się nie zgodziła — spojrzała na niego wymownie. Dobrze, że cokolwiek przyszło mu do głowy, nie zamierzał od razu wprowadzać tego w życie.
    Uśmiechnęła się łagodnie na jego słowa, a już po chwili jej uśmiech stał się szerszy, bo pocałunek, chociaż krótki, był przyjemny.
    Od momentu, w którym usłyszała, te co prawda mało magiczne wyznanie uwielbienia, spoglądała na Caleba, bardziej… przychylnie. Miała wrażenie, jakby od tamtej chwili sam starał się bardziej? A może to jej hormony uznały, że warto spojrzeć na nich z czystą kartą? Nie chciała się nad tym nawet dłużej zastanawiać. Liczyło się to, że… Caleb był obok niej. Chciał jej szczęścia, bo lubił kiedy się uśmiechała i ją uwielbiał. I była pewna, że będzie o nią dbał. Teraz czy kiedykolwiek inaczej. Dlatego, kiedy złapał jej dłoń i splótł ze sobą ich palce, Mercy mocno ścisnęła jego dłoń.
    — Okej — szepnęła i ruszyła za nim, patrząc uważnie pod nogi, starając się stąpać dokładnie po jego śladach. Moment zejścia w dół był dla niej dużo bardziej męczący i trudniejszy, bo bardziej obciążała wówczas kolano niż samo podejście — jest w porządku — odparła ze spokojem, całkiem szczerze — naprawdę próbuje odgadnąć, dlaczego zabierasz mnie akurat tutaj — powiedziała, rozglądając się — ale za cholerę nie mam pojęcia — zaśmiała się cicho, dalej idąc za Calebem. Po kilkunastu krokach, ścisnęła mocniej dłoń chłopaka i zatrzymała się nagle, rozglądając się dookoła — słyszałeś to? — Miała na myśli dziwny szelest, który dobiegał gdzieś z dołu, jakby zza nich.

    M

    OdpowiedzUsuń
  19. Próbowała powstrzymać uśmiech, ale kąciki jej ust drżały. Podobała jej się myśl, że jest pierwszą, zachwalającą go osobą. Może pierwszą, która w ogóle miała szansę to zrobić? Przestała ze sobą walczyć i pozwoliła sobie na szczery uśmiech.
    — Widzisz, a ja to właśnie zrobiłam — podążyła spojrzeniem za ich dłońmi a uśmiech na jej twarzy zaczął sięgać ust — jesteś — szepnęła, mówiąc prawdę. O poranku tego samego dnia w życiu by tak nie powiedziała, ale ich rozmowa w szkole i to, co teraz usłyszała… Caleb popełniał błędy, ale Mer doskonale wiedziała, że każdy je popełnia. Byli tylko ludźmi, a on był młody i w dodatku, widziała przecież, że był zagubiony pomiędzy tym co dobre, a złe.
    — A to nawet całkiem miłe — miała nadzieję, że będzie brał pod uwagę jej komfort, bo przecież sam chciał, jej dobra. Umyślna szybka jazda temu przeczyła — jesteś strasznie rzeczowy — westchnęła, ale musiała przyznać mu rację. Cokolwiek by zaproponował, najpewniej każdy jego pomysł chciałaby zanegować, bo to wiązało się ze stawieniem czoła strachowi, a Mercy… W tym konkretnym momencie nie czuła się na to gotowa. — O czym ja to dzisiaj mówiłam… o asertywności. Będę ją ćwiczyć, pamiętaj — zaśmiała się cicho, ale kiedy wspomniał o bezpieczeństwie, spojrzała na niego łagodnie. Nie trwało to jednak długo, bo już po chwili wywracała oczami, a później skupiła się po prostu na drodze.
    Stawiała ostrożnie każdy krok, nie tylko nie chcąc zrobić sobie krzywdy przeciążając kolano, ale również z ostrożności na to, aby nie zwracać na siebie uwagi. Nie miała pojęcia czy na obiekcie byli jacyś strażnicy, ale podejrzewała, że Caleb z pewnością wszystko wiedział, ale mimo tego wolała zachować ostrożność. To, że ktoś mógł ich złapać na wtargnięciu to było jedno, ale kiedy wyszłoby, kim dla siebie wzajemnie są, to stworzyłoby mnóstwo kolejnych kłopotów, a tych Mercy naprawdę wolała unikać.
    — Wiem — nie trzeba było być do tego geniuszem. Napotkała wzrokiem jego spojrzenie, a następnie wpatrywał się w jego plecy, zerkając co jakiś czas pod nogi. Słuchając tego co miał do powiedzenia, kolejny raz zaczęła się uśmiechać i cieszyła się, że idzie przed nią i nie może dostrzec tego szerokiego uśmiechu, bo chyba wstydziła się pokazać mu, jak bardzo podobała jej się wizja tego, co mówił. To natomiast potwierdzało, że był cudowny i zamierzała mu to powiedzieć jeszcze raz tej nocy. — Myślałam, że pierwszą randkę planowałeś na po zakończeniu — ścisnęła mocniej jego dłoń, w jednej chwili mając ochotę przyspieszyć i znaleźć się już na miejscu.
    — Pewnie masz rację — powiedziała, bo dźwięk się nie powtórzył w momencie, w którym się zatrzymali. Brunetka maszerując dalej, wciąż starała się uważnie nasłuchiwać czy dźwięk ponownie wybrzmi, ale wydawało się, że to coś jednorazowego. Mimo to, była czujna. Przynajmniej do czasu, aż dotarli na miejsce. Bo kiedy już się zatrzymali, pierw musiała wziąć kilka głębszych oddechów, bo przez wymuszoną przerwę w treningach, jej kondycja nie była w najlepszej formie, a następnie całą uwagę skupiła na Calebie.

    Mercy

    OdpowiedzUsuń
  20. — Wiesz, że sam sobie podnosisz poprzeczkę, skoro dzisiejsza noc nie ma nic wspólnego z randką? — Spytała cicho się śmiejąc na jego słowa — bo wiesz, z tego co mówisz, to brzmi całkiem jak prawdziwa randka — poinformowała, cały czas z ustami wygiętymi w wesołym uśmiechu.
    Musiała przyznać, że miała wrażenie, jakby ten wieczór był czymś oddzielającym złe rzeczy od teraźniejszości, od dobra, które miało być przed nimi. W końcu do ukończenia przez Caleba szkoły został miesiąc, a to oznaczało, że jeden problem będą mieli z głowy. Zdecydowanie to nie był największy z nich, ale ten również sprawiał, że Mercy spała niespokojnie. Chyba nawet bardziej wpływał na jej sen niż morderstwo, bo… bo skoro nikt niczego nie podejrzewał, to chyba oznaczało, że naprawdę nie będzie problemów, że Caleb jest bezpieczny i ona. I cała reszta, która tam wtedy była. A spotykanie się z Calebem, kiedy wciąż był uczniem było ryzykowne. Cholernie ryzykowne. — Próbujesz powiedzieć, że mnie lubisz, tak? Chcesz powiedzieć, Mercy, naprawdę cię lubię — mówiła, idąc za nim, cały czas trzymając mocno jego dłoń — no, śmiało, spróbuj — zachichotała cicho, naprawdę licząc, że to usłyszy kiedyś z jego ust. Chciała, żeby ją lubił. Myśl, że nie chodzi o sam seks była… miła. Ale chyba nie powinna nawet myśleć, że mogło chodzić jedynie o kontakt fizyczny. Inaczej nie mówiłby przecież, że chce jej szczęścia, nie byłoby ich tutaj… nie mówiłby o randce ani w ogóle, byłoby… inaczej. Gorzej. A ona dzisiaj czuła, że jest naprawdę dobrze.
    Kiedy dotarli na miejsce, uważnie go obserwowała i to, co robił. Mógł sobie wmawiać, że to nie jest randka, ale Mercy zaczynała myśleć o tym wieczorze zupełnie inaczej. Co prawda nie zakładała, że na ich pierwszej randce będzie w dresie z nieco zmęczonym makijażem, który wytrzymał cały dzień na twarzy, ale kiedy już pomógł jej wejść na szczyt litery, pokazując zapierający dech w piersiach widok i znalazł się tak blisko niej… czuła, jak rozpływa się w jego ramionach. Jakby znalazła się w bezpiecznym miejscu, daleko od wszystkiego co problematyczne, a nawet nie tknęła jeszcze kropelki alkoholu! A już czuła się tak, jakby była w innym świecie.
    Kiedy zadał pytanie, przez jej ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Wpatrywanie się w panoramę miasta, będąc otoczoną jego sylwetką i słysząc jego głos tuż przy sobie… rozluźniła się w jego ramionach, oddychając głęboko jego zapachem.
    — Jest pięknie, Cal — odszeptała, przymykając na krótką chwilę powieki, aby rozkoszować się jego bliskością. Odwróciła głowę, aby trącić nosem jego policzek i uśmiechnęła się — często tu przychodzisz? — Była ciekawa, czym było dla niego te miejsce. Ten widok. Dlatego sama zaczęła mówić — kiedy tak tu siedzę w twoich ramionach… czuję się bezpiecznie, wiesz? To zabawne, bo jesteśmy tu dopiero chwilę, ale ten widok, twoje ciało, to wszystko sprawia, że czuję spokój — szepnęła z uśmiechem, prostując ponownie głowę, aby skupić się na tym, co miała przed oczami.

    🫠

    OdpowiedzUsuń
  21. Zdążyła zapomnieć, jak to jest gdy ktoś robił dla niej coś miłego. Tak naprawdę odkąd przeprowadziła się do Toronto stopniowo oddalała się od wszystkich i wszystkiego, co znała. Pozwalając na to, aby w jej życiu był tylko taniec i on, który odpowiadał za to, kiedy i czy zostanie zauważona. A ona bardzo tego chciała, więc posłusznie robiła wszystko, czego chciał, wierząc, że to coś więcej, a nie jedynie droga do głównych ról.
    — Nie musisz tego robić — stwierdziła po krótkiej chwili — nie musisz robić niczego specjalnego, wystarczy, że spędzimy po prostu razem czas — uśmiechnęła się do niego, bo naprawdę wystarczyłby jej jeszcze jeden wieczór jak ten. Spędzony razem.
    Jego plan działał. Wystarczyło kilka miłych słów i gestów i Mercy była w stanie spojrzeć na niego bez rozmyślania o tym wszystkim, co wydarzyło się do tej pory.
    Nie zorientowała się, że się zatrzymał. Nim do dotarło do niej, co się dzieje, poczuła jego twardą klatkę piersiową. Nie była w stanie się odsunąć, gdy trzymał ją przy sobie w ten sposób. Wiedziała, że powiedział to tylko dlatego, że sama go do tego sprowokowała, ale jej oddech przyspieszył, wraz z biciem serca, gdy wypowiadał te słowa w taki sposób. Mogłaby słuchać jego szeptu już zawsze. Przymknęła powieki, biorąc głęboki oddech. Nie rozumiała, dlaczego tak na nią działał. Wzięła głęboki oddech, układając dłoń na jego karku i przytrzymała go przy sobie. Poddając się jego słowom.
    — Caleb, ja też naprawdę cię lubię — szepnęła cicho, może nieco zbyt poważnie. Przymykając przy tym powieki. Powoli zsunęła dłoń wzdłuż jego karku, przygryzając na kilka sekund mocno wargi, jakby w ten sposób musiała sprowadzić się na ziemię. Do tu i teraz. — Prawie jak ten magiczny moment — odchrząknęła, a po chwili zaśmiała się cicho, jednocześnie delikatnie trącając drugą dłonią jego bok, jakby chciała sprawić, żeby wszelką powagą jaką czuła minęła. — Dobrze ci idzie, jeszcze trochę i, czekaj, jak to było…? — Udała, że próbuje sobie przypomnieć — rozwali mi mózg, bez żadnej randki — zaśmiała się, chociaż miała wrażenie, że naprawdę mogłoby tak być.
    Zamknęła oczy, rozkoszując się się tą chwilą bliskości. Zamruczała cicho, czując jego wargi na swojej skórze. Kąciki jej ust wygięły się w delikatny, zadowolony łuk, a Mercy po raz pierwszy poczuła, że Caleb jest po prostu człowiekiem. Takim, jak każdy inny. Czasami po prostu zagubionym. To głupie. Głupie, że początkowo bała się go, uznając, że mógłby być po prostu zły. Żaden nastolatek taki nie był.
    — Kto by pomyślał, że możesz czuć się przytłoczony — wymruczała, układając dłonie na jego dłoniach. Przesuwała powoli opuszkami palców po jego rękach, czule je gładząc. Odchyliła głowę do tyłu, wciąż jednak nie rozdzielając ich policzków od siebie, i zerknęła w niebo. Było widać tu znacznie więcej gwiazd niż w mieście, ale światło bijące od Los Angeles i tak sprawiało, że niebo nie było w pełni gwieździste. — To miłe — odezwała się cicho — że chcesz dzielić się swoim miejscem — uśmiechnęła się, powoli prostując głowę, a słysząc jego słowa, westchnęła ciężko — czasami zastanawiam się co mnie bardziej blokuje. Noga czy strach, że mogłaby mnie ponownie zawieść. Chciałam spróbować, wiesz? Po wypadku, kiedy już myślałam, że dam radę, poszłam na próby jakby nic się nie stało. Część patrzyła na mnie z podziwem, a część z litością. Poszłam tam, bo chciałam po prostu, żeby nasz trener wciąż widział we mnie… wszystko to, co widział do tamtego dnia — nie wiedziała, po co mu o tym mówiła, ale czuła się tak bezpiecznie i dobrze w tym miejscu, przy nim, że poczuła, że może wrócić ten jeden raz do tamtych wspomnień. Wyrzucić je z siebie i nie wracać, bo były przeszłością — sprowokował mnie. Dałam się podpuścić, wierzyłam, że jeżeli mi się uda on będzie mnie dalej chciał. A tak naprawdę chciał tylko pokazać zespołowi, jak mogą skończyć. Jak ja skończyłam.— Szepnęła cicho, wtulając się w niego.

    🥺

    OdpowiedzUsuń
  22. Wywróciła tylko oczami. Owszem, wystarczyłby jej jeszcze jeden taki wieczór i nie było to kłamstwem, ale jednocześnie świadomość, że planował coś wyjątkowego, mimo wszystko była naprawdę ekscytująca. Ktoś zamierzał się starać. Dla niej.
    Czując jego ciepły oddech na wargach, mimowolnie przymknęła powieki, musząc ze sobą walczyć, aby nie zacząć go całować. Przyglądała się jego twarzy, mając wrażenie, że jeżeli tylko przestanie ją przy sobie przytrzymywać to upadnie, bo jej kolana w kilka sekund stały się miękkie, jakby były z waty.
    — J… jasne — szepnęła, potrzebując chwili, aby dojść do siebie, kiedy zaczął tak po prostu iść dalej. A ona po prostu wpatrywała się w jego plecy, ruszając tylko dlatego, że musiała za nim ruszyć jeżeli nie chciała się wywrócić.
    — Możesz mi w takim razie o nich opowiedzieć — powiedziała, zerkając na niego z lekkim uśmiechem — chciałabym poznać cię lepiej — dodała, a po chwili zamknęła usta i skupiła się na słuchaniu tego, co miał do powiedzenia. Chociaż musiała przyznać, że skupianie się jedynie na jego słowach, kiedy mogła bez skrępowania przylatywać się jego twarzy, wcale nie było tak łatwe, jakby chciała, żeby było — to przykre — powiedziała po chwili — to, że nie mógł zaakceptować cię po prostu takim jakim jesteś — przechyliła lekko głowę, odnajdując dłonią jego dłoń — myślę, że niezależnie od tego jak człowiek by się starał… zawsze trawnik sąsiada będzie bardziej zielony. My ludzie… mamy strasznie brzydki zwyczaj nie doceniania tego, co mamy — uśmiechnęła się krzywo kącikiem ust — chciałbyś tego? — Spytała cicho — chciałbyś, żeby cię w końcu docenił? — była ciekawa odpowiedzi. Bo ona mogła sporo powiedzieć o Calebie. Nie miała pojęcia, co zrobiłaby na miejscu chłopaka. Ona po przeprowadzce do Kanady zwyczajnie urwała kontakt z całą rodziną i kiedy siedziała tutaj na literce H w towarzystwie Caleba, naprawdę niczego nie żałowała.
    Wzruszyła lekko ramionami na jego słowa, bo sama będzie w stanie uwierzyć, że może tańczyć dopiero wtedy, kiedy naprawdę będzie w stanie to zrobić, kiedy będzie już po wszystkim.
    — Naprawdę chciałabym, żeby wszystko to, co mówisz się spełniało — wyszeptała, odchylając lekko głowę, ułatwiając mu dostęp do swojej szyi — tak, jasne — nie chciała narzekać, chociaż miała całkiem długa listę na temat tego, dlaczego to wszystko będzie trudne. Bo nawet jeżeli udałoby się uleczyć nogę, pozostawał czas długiej przerwy i jej wiek. Wyjście z… obiegu. Będzie zwyczajnie za stara, aby jakikolwiek reżyser chciałby ot tak zrobić z niej primę.
    Odebrała kieliszek z jego dłoni i uśmiechnęła się przyjaźnie, skinąwszy lekko głową, gdy trykali się kieliszkami.
    — Potrafię to sobie wyobrazić. Zwłaszcza ten fragment o wspólnym tańczeniu — powiedziała, przykładając kieliszek do ust. Zamruczała cicho, uśmiechając się kącikami ust — wiesz… moglibyśmy zrobić to też dzisiaj — szepnęła — zatańczyć chwilę. Moglibyśmy to nagrać, tylko dla siebie i za rok powtórzyć… mieć namacalny dowód, że miałeś rację — zamoczyła usta w alkoholu, opierając się głową o jego tors.

    m

    OdpowiedzUsuń
  23. Zamruczała cicho na jego słowa, nie komentując ich od razu. Potrzebowała krótkiej chwili na przetrawienie tego co usłyszała i zastanowienie się nad odpowiedzią.
    — Czyli chciałbyś, żeby zobaczył w tobie po prostu ciebie — stwierdziła — żeby pozwolił sobie na zrozumienie ciebie? — Spytała, przechylając delikatnie w bok głowę. Westchnęła cicho i zmarszczyła delikatnie brwi, słysząc o funduszu powierniczym. — Co ci zrobił? — Spytała cicho, chociaż wcale nie powinna być przecież zdziwiona tym, że ktoś może chcieć odciąć się od rodziny. Ona sama nie była przecież lepsza. Zrobiła to bez mrugnięcia okiem. W jednej chwili zdecydowała, że nie chce mieć nic wspólnego z rodzicami ani nikim innym z rodu Leclerc. Tak było łatwiej. Najpierw dlatego, że nie chciała być w żaden sposób oceniana, nie chciała słuchać, jak to popełnia największe życiowe błędy, a później nie mogła się przyznać, że straciła to, na czym najbardziej jej zależało, z czego najbardziej byli dumni i czego najbardziej od niej chcieli. Łatwiej było udawać i żyć tak, jakby była sama na tym świecie niż przyznać im się do tego, że nie mogła już więcej tańczyć.
    — Chyba tak — mruknęła dość niemrawo, przygryzając wargę — może… może po tym spotkaniu z lekarzem będzie mi jakoś łatwiej uwierzyć, że to może stać się naprawdę — dodała, starając się uśmiechnąć. Po chwili jednak nie miała z tym najmniejszego problemu. — Zatańczę — skinęła lekko głową. Nie mogła się powstrzymać, więc uniosła dłoń aby ułożyć ją na jego podbródku i pchnęła go lekko w górę, samej odwracając głowę w bok, aby odnaleźć jego usta — zatańczę — powtórzyła szeptem, a następnie złożyła na jego wargach czuły pocałunek.
    Uśmiechnęła się szeroko, bo naprawdę nie spodziewała się po nim, że zgodzi się na jej pomysł. Tym bardziej była zadowolona, że w ogóle to zaproponowała. A to, jak szybko zabrał się do jego realizacji było jeszcze bardziej zaskakujące, więc niczemu nie protestowała. W miarę swoich możliwości sprawnie do niego dołączyła, a kiedy stanęła naprzeciwko niego, zadarła głowę i uśmiechnęła się, spoglądając na niego z dołu.
    — Jestem pewna, że sobie poradzisz, nie jestem ostatnio najlepszej formie — zaśmiała się cicho, splatając swoje dłonie na jego karku, nie przestając na niego patrzeć. Oddychała głęboko, czując jak sunie rękoma po jej ciele, a kiedy dotarł do pośladków i je ścisnął, podnosząc ją, uniosła lekko brew. — Mieliśmy tańczyć — spojrzała prosto w jego ciemne oczy — razem, a nie… trzymać mnie i samemu — zauważył, wpatrzona w jego ciemne oczy. Mogła się domyślić, że przecież nie pozwoli na to, aby się nadwyrężała — bardzo ładnie się bujasz — zaśmiała się cicho, a następnie skupiła się na jego ustach, gdy padały z nich kolejne słowa — może bym mogła — szepnęła cicho, nie chcąc dyskutować teraz o tym, że nie może brać od niego pieniędzy i samo to, że będzie finansować jej powrót do zdrowia to było naprawdę dużo, dużo za dużo. — Cal — uśmiechnęła się lekko, nie odrywając od niego spojrzenia — dziękuję — powiedziała i musnęła delikatnie jego wargi, nie myśląc o włączonym nagrywaniu, które przecież sama zaproponowała — za wszystko. Bardzo, bardzo ci dziękuję — dodała z każdym słowem muskając jego wargi swoimi i pogłębiła pocałunek, przymykając przy tym oczy i jedną dłoń, którą do tej pory trzymała na karku chłopaka, teraz przeniosła na policzek.

    🫠

    OdpowiedzUsuń
  24. Zacisnęła wargi, bo nie podobała jej się ta odpowiedź. Z drugiej strony… może po prostu jeszcze tego nie zrozumiał? Tak, na pewno o to chodziło. Nie mogła przyjąć, że był tak po prostu pozbawiony wszelkich uczuć. Nie chciała.
    — Okej, rozumiem — stwierdziła, kiwając przy tym lekko głową, chociaż tak naprawdę w ogóle tego nie rozumiała. Zmarszczyła brwi, patrząc na niego. Ta reakcja była… czuła, że słowa nijak miały się do tego, w jaki sposób zareagował. Nie zamierzała jednak naciskać — gdybyś pewnego dnia stwierdził, że jednak chcesz mi coś powiedzieć, jestem — uśmiechnęła się do niego ciepło — jestem i będę — mówiąc to, gładziła dłonią jego policzek.
    Jej ciało było zdradzieckie. Nie współpracowało z rozumem, który można powiedzieć, starał się jeszcze bronić przed Calebem. Znaleźć racjonalne rozwiązanie. Ale jej ciało… tak bardzo reagowało na chłopaka, że gdy poczuło dłoń na gardle, przeszedł przez nie dreszcz. Oddychała głęboko, próbując uspokoić walące w piersi serce, które szalało, kiedy Whitmore zachowywał się w ten sposób.
    — Dobrze wiesz, co mam na myśli — nie przestała się jednak go trzymać, nie wymuszała postawienia na nogach, bo prawdę mówiąc, zwyczajnie dobrze czuła się w jego ramionach. — Dobrze, że jesteś świadom jego wartości. Nie wiem czy takie słowa kiedykolwiek się powtórzą — zaśmiała się cicho, a kiedy stanęła na nogach, posłała mu uśmiech i spojrzenie pełne wdzięczności. A po chwili zaśmiała się melodyjnie, gdy pozwolił na delikatny obrót — wiem — wyszeptała — ale nie chcę tego nadwyrężać — dodała, gładząc jego policzek. Chciała powiedzieć coś więcej, ale nie zdążyła. Zamknęła oczy i skupiła się na pocałunku, reagując na wszystko, co robił. Wplotła drugą dłoń w jego włosy i delikatnie za nie pociągnęła, kiedy poczuła wbijające się rusztowanie w jej plecy. Nie przeszkadzało jej to, nie po tym, co usłyszała z jego ust. Odchyliła tylko głowę do tyłu i splotła mocniej nogi wokół jego bioder.
    — Tak — szepnęła cicho — możesz wziąć to, na co masz ochotę — powiedziała, ściskając jego ciemne włosy.
    Powinna się ogarnąć, powinna potrafić mu się oprzeć, wiedziała o tym. Jednocześnie wiedziała też, jak bardzo była przy nim słaba. Nie umiała się powstrzymać. Nie chciała się powstrzymywać. Zdusiła głos rozsądku i wzięła głęboki oddech przez rozchylone wargi, specjalnie poruszając biodrami, aby otrzeć się o jego podbrzusze, nawet jeżeli dzieliły ich warstwy ubrań.

    🫠

    OdpowiedzUsuń
  25. Uśmiechnęła się, bo nie miała podstaw do poddawania w wątpliwość jego słów. Wierzyła, że ta dziwna relacja, która obecnie pomiędzy nimi była, z czasem… pójdzie w którąś stronę. Podświadomie, wiedziała już w którą konkretnie, chociaż wcale nie chciała mówić tego już teraz na głos. Jakby szukała usprawiedliwienia dla siebie samej, jakby musiała się przekonać, że próbowała, że się starała i opierała, nim uległa czemuś tak nierozsądnemu jak uczucia, nad którymi nie była w stanie zapanować.
    Przymknęła na krótką chwilę powieki, kiedy poczuła nacisk jego palców. W tym samym momencie poczuła, jak jej bielizna zachodzi wilgocią. Odruchowo zacisnęła uda, chcąc nad sobą zapanować. Nie zrobił przecież niczego szczególnego…
    — Ładnie poproszę? — Spytała z uśmiechem błąkającym się po jej ustach, który stał się znacznie szerszy, kiedy naprawdę zaczęli tańczyć. — Nie potrzebuje niczego więcej do szczęścia — wyznała cicho. Samo to, że jej noga zostanie dzięki niemu ponownie zoperowana było wystarczające. W zasadzie to, że tak bardzo się o nią troszczył już było tym, czego potrzebowała do szczęścia. Została za dużo razy skrzywdzona i teraz… cieszyła się najmniejszym poświęceniem uwagi, a Caleb Whitmore robił to w szczególny sposób.
    Miała ochotę to powtórzyć. Przylgnąć ciasno do jego ciała i raz jeszcze poruszyć biodrami, zwłaszcza, że zareagował w taki sposób.
    — Jasne — wyszeptała, poddając się jego działaniom. Nie próbowała się przeciwstawiać, bo wiedziała, że był silniejszy, a przede wszystkim… nie chciała. Zacisnęła mocno palce na zimnym metalu, oddychając głęboko, gdy ustawił ją w pozycji, której chciał, skinęła tylko głową. Nie mogła się doczekać, aż zrobi to, o czym mówił. Dlatego kiedy trzymał jej biodra, poruszyła nimi delikatnie, zachęcająco, bo jeżeli chodziło o Caleba, jej cierpliwość praktycznie nie istniała.
    — Ja ciebie też — wyszeptała, chociaż daleko było temu do magicznej chwili, o której wspominała w drodze tutaj. To wszystko nie miało jednak znaczenia, bo nie miała siły dłużej walczyć ze sobą. Zwłaszcza w takiej sytuacji — tak bardzo — szepnęła, opuszczając głowę w dół i zamykając oczy. Całe jej ciało napięło się w oczekiwaniu, a kiedy poczuła jego ciepły język, przełknęła ślinę i westchnęła. — A niby. Nie chodziło. O same. Pieprzenie — wydusiła, powstrzymując się przed pojękiwaniem, chociaż kiedy poczuła na sobie jego usta, nie mogła dłużej ze sobą walczyć. Caleb sprawiał, że chciała mocniej i więcej, dlatego zaczęła poruszać płynnie biodrami, chcąc nadać rytm, który z łatwością doprowadziłby ją do orgazmu.

    🥵

    OdpowiedzUsuń
  26. — Chcesz, żebym ci opowiedziała, jak to dokładnie zrobię? — Spytała, a kąciki jej ust drżały delikatnie, gdy był tak blisko. Zaśmiała się, oddychając głęboko jego zapachem. Ten wieczór był tak zupełnie inny od wszystkich pozostałych, które spędzali razem. Mercy czuła, że w takim Calebie mogłaby się zakochać. Mogłaby… udawać, że wszystko co złe nigdy nie miało miejsca. Bo czy ten chłopak, który właśnie trzymał ją w swoich objęciach, troszczący się o jej zdrowie mógł być zły? Miała przed sobą inną wersję. Lepszą niż tą, którą poznała na samym początku. Dużo lepszą.
    — Mówisz? — Spytała zaczepnie — chociaż… muszę się zgodzić, w pewnych kwestiach to prawda — tuż po wyszeptaniu tych słów, wpiła się w jego wargi w łapczywym pocałunku.
    Uśmiechnęła się niewinnie w reakcji na słowa chłopaka, a czując jego dłonie, przez jej ciało przeszedł przyjemny dreszcz.
    — Tylko odrobinę — a po chwili zamruczała w reakcji na klapsa i na kolejnego. Czując, jak wilgoć zbiera się między nogami. Gdyby miała wciąż na sobie majtki, właśnie stałyby się mokre.
    Parsknęła cicho śmiechem, chociaż dźwięk ten szybko przeobraził się w jęk. Zdecydowanie nie było tak, jak mogłaby sobie to wyobrażać w odniesieniu do ich rozmowy. Ale było… było idealnie na swój sposób. Na ich sposób. Czuła, jak dreszcze przechodzą przez jej ciało, gdy nie przestawał jej pieścić. Poruszała się rytmicznie do nadawanego przez niego tempa. Odchyliła głowę do tyłu, gdy poczuła w sobie jego język, a dłonią, którą się nie trzymała, sięgnęła do głowy Caleba. Musiała go czuć. Musiała złapać jego przydługie kosmyki i zacisnąć na nich palce, gdy upragniony orgazm zaczął się zbliżać.
    Chciała mu coś odpowiedzieć, ale cała jej uwaga skupiała się na nadchodzącym spełnieniu. Całe jej ciało spięło się, kiedy rozpłynęła się po nim ciepła fala. Nim zdążyła się powstrzymać, krzyknęła, kiedy Caleb wszedł w nią cały, nie zważając na spinające się mięśnie. Zacisnęła mocno obie dłonie na rusztowaniu, oswajając się z jego obecnością w sobie.
    — Nie przestawaj — wyszeptała, kiedy zaczął się w niej poruszać, a jeden orgazm miał za chwilę przejść w kolejny. Puściła ponownie jedną dłonią rusztowanie i sięgnęła do tyłu, aby wbić paznokcie w jego udo, zostawiając po sobie wyraźne ślady — tak, jezu tak, proszę, to będzie cudowne, na pewno będzie cudowne — wydyszała, a na jej ustach zamajaczył szeroki uśmiech, którego w tej chwili nie mógł zobaczyć, kiedy poczuła jego zęby.
    Zamknęła oczy, a całe jej ciało zesztywniało, gdy przeszedł przez nie kolejny orgazm. Zaciskała się na jego penisie, nie przestając poruszać biodrami. Po chwili, gdy się uspokoiła, czuła, że gdyby jej nie trzymał, upadłaby. Odruchowo zacisnęła mocniej palce na jego nodze i na rusztowaniu.
    — Co, jeżeli nie będę chciała cię wypuścić? — Spytała, kiedy jej serce nieco się uspokoiło, a oddech zaczynał być miarowy, a utrzymanie się na nogach o własnych siłach nie przerażało.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  27. — Zostawię to na później — wyszeptała cicho, posyłając mu łobuzerski uśmieszek — ale obiecuję, że będziesz zadowolony, gdy już zacznę — puściła do niego oczko i rozkoszowała się trwającą chwilą tego bardzo ostrożnego tańca, który jej podarował i pocałunkami, które na sobie czuła. Wiedziała, że zbliżała się do nieuniknionego: przepadała dla niego. Powoli zbliżała się do granicy, z której nie będzie powrotu. Wiedziała, że jeżeli odda mu swoje serce, będzie cierpieć. Prędzej czy później, będzie cierpiała, ale… to co działo się w tej chwili, w tym momencie, było tak bardzo kuszące…
    Zacisnęła powieki, słysząc jego niski ton głosu. Po jego kilku kolejnych pchnięciach, ponownie krzyknęła, a kiedy sprostował ją co do wypowiadanych imion, doszła, wykrzykując w spełnieniu jego imię.
    Sapnęła cicho, kiedy ich ciała o siebie uderzyły, a po chwili rozchyliła wargi, czując jego palce zaciskające jej szyję. Ledwo co doszła, a jej cipka na nowo stała się mokra. Czuła, jak wilgoć spływa po jej udach, a wystarczyło jedynie, że lekko ją poddusił. Poruszyła biodrami, czując jego kutasa między pośladkami i przywarła do jego ciepłego ciała. Tak bardzo odczuwała w tym momencie pustkę.
    — Jestem twoja, przecież wiesz, Caleb — wychrypiała cicho, układając jedną rękę na jego dłoni na swojej szyi. Nie próbowała jej jednak od siebie odciągnąć. Uśmiechnęła się na jego słowa, a kiedy odwrócił ją do siebie przodem, wspięła się na palce i złożyła na jego ustach zachłanny pocałunek — jak sobie życzysz — wymruczała cicho, z każdym słowem muskając jego wargi, a następnie osunęła się powoli w dół, uważając na kontuzjowane kolano i westchnęła z zachwytem, gdy musnęła wargami jego kutasa nim wszedł w nią mocno i głęboko. W pierwszym odruchu zaczęła się dławić, ale szybko zdusiła to w sobie i przyjęła go w sobie. Pozwalając się pieprzyć w usta i czekając na przyjęcie jego spełnienia, sama jedną ręką sięgnęła swojego krocza i zaczęła zataczać kółka wokół nabrzmiałej, wrażliwej łechtaczki.
    Oblizała wargi, przełykając jego spermę gdy wysunął się z niej i pomógł jej się podnieść.
    — Tylko uwielbiasz? — Spytała szeptem, gdy jej oddech nieco się uspokoił. Wpatrywała się w jego ciemne oczy i zastanawiała się nad tym, jak to wszystko będzie wyglądało, gdy w końcu Caleb skończy szkołę. — Powinnam zmienić pracę, nie wytrzymam miesiąca — wyszeptała cicho. Jeszcze niedawno trzydzieści dni nie wydawało się być tak ciężkie do przeczekania, ale teraz? W tym konkretnym momencie wydawały się wiecznością — nie chcę tyle czekać, żeby móc… — naprawdę z tobą być, przestać bronić się przed uczuciami — miesiąc… — wyszeptała cicho, wtulając się w zagłębienie jego szyi. Zaciągnęła się mocno jego zapachem, a następnie zaczęła składać delikatne pocałunki na skórze jego szyi. Szybko jednak po delikatności nie było śladu, a Mercy poczuła silną potrzebę wbicia się zębami w jego szyję, a następnie zassania jej. Skoro on mógł znaczyć ją, ona też chciała dać wyraźny znak potencjalnie wzdychającym do niego koleżankom, że Whitmore z kimś się pieprzy, i nie jest to żadna z nich.

    🥵

    OdpowiedzUsuń
  28. Z każdą kolejną ich nie-randką, tak naprawdę zakochiwała się w Calebie coraz bardziej. Dostrzegała w nim coś więcej, a cały strach jaki towarzyszył jej początkowo po prostu zaczął znikać. Czuła się przy nim… bezpiecznie, chociaż początkowo to wydawało się wręcz niemożliwe.
    Kiedy nadszedł początek wakacji, a termin operacji zbliżał się nieustannie, cholernie mocno się bała, ale Caleb był przy niej cały czas. Dawał jej swoją obecnością ogromne wsparcie, do którego tak naprawdę nie była przyzwyczajona, a kiedy już po operacji wciąż był przy niej, towarzysząc w tych lepszych i gorszych momentach, była już pewna. Kochała go. Wiedziała, że nigdy nie zrobiłby jej krzywdy, że mu zależało, że naprawdę nie chodziło o samo pieprzenie się ze sobą, bo po operacji zwyczajnie nie mogła tego robić, a on nadal był obok. Nadal się o nią troszczył, nadal jej chciał. Nie naciskał, niczego nie wymagał. Po prostu był, jak… kochający, wspierający chłopak. Nie tylko tym skradł jej serce, ale ten czas po operacji i jego opieka sprawiły, że przestała próbować powstrzymać swoje serce i uczucia. Pozwoliła im gnać prosto do Whitmore’a, chociaż nie wyznała mu jeszcze tego, co czuła, bo chciała, żeby ta chwila była magiczna.
    Oczywiście, że kiedy tylko posadził ją w samochodzie i związał jej oczy nie mogła się doczekać, gdzie zabiera ją tym razem. Tęskniła za organizowanymi przez niego wypadami, więc nawet nie dopytywała gdzie ją wywozi, wiedziała, że gdziekolwiek to będzie, z pewnością będzie cudownie. Może nawet… ośmieli się powiedzieć mu te dwa, wyjątkowe słowa.
    — Nie musisz mnie nosić, przecież to nie tak, że nie byłeś ze mną na wizycie kontrolnej i nie masz pojęcia o tym, że mogę już chodzić jedynie o jednej kuli, a nawet zaleca, żebym chodziła już bez żadnej— zaśmiała się cicho, kiedy gdzieś ją wprowadzał. Oczywiście, że pozwoliła sobie na skorzystanie z tego, że znajdowała się tak blisko niego. Wtuliła twarz w jego szyję i oddychała jego zapachem. Mogła to robić. Niezależnie od tego czy ktokolwiek ich widział, czy nie. Nie był już jej uczniem i chociaż początkowo obawiała się, że ktoś mógłby zacząć węszyć i mógłby dowiedzieć się o ich pierwszej nocy, z czasem zaczęła czuć się swobodnie ze świadomością, że są bezpieczni. W końcu tamtą noc była… minęło tyle czasu. Nikt nie mógł wiedzieć, inaczej już dawno miałaby problemy.
    Stała o własnych siłach, zaciągając się zapachem, nowości i drewna. Nie miała pojęcia gdzie mógł ją zabrać, ale kiedy poczuła jego dłonie ściągające krawat w pierwszej chwili zacisnęła powieki. Otworzyła oczy dopiero, kiedy poczuła, jak ją przytula. Rozchyliła wargi, szybko orientując się, gdzie się znajdują. Nie potrafiła jednak zrozumieć jego pytania. Oczywiście rozumiała słowa, ale nie rozumiała, dlaczego w ogóle pytał o coś takiego.
    — Jest idealna — powiedziała po krótkiej chwili, przenosząc spojrzenie na duże przeszklenie i szezlong stojący przy nim — co to za miejsce? — Spytała, odnajdując w lustrzanym odbiciu wzrok Caleba.

    💘

    OdpowiedzUsuń
  29. Kiedy chłopak się od niej odsunął i zajął miejsce na siedzisku, od razu zrobiła krok do tyłu i powoli przesunęła wzrokiem po całym pomieszczeniu.
    Słuchała jego słów, nie przestając wodzić wzrokiem po sali. Zmarszczyła lekko brwi, bo twoja dźwięczało jej w uszach, wprowadzając lekki dyskomfort. Jak to jej sala. Nie miała żadnej sali na wyłączność, tak naprawdę nawet nie orientowała się, gdzie ewentualnie w L.A. znajdowały się jakiekolwiek sale taneczne do ćwiczeń, bo kiedy się tutaj przeprowadzała wiedziała, aż za dobrze, że nie może tańczyć, że nie będzie tańczyć.
    — Nie zrobiłeś tego — powiedziała cicho, spoglądając na jego zadowoloną minę. Przypomniała jej się ich rozmowa z pierwszej nie-randki, kiedy wspominał o tym, że mogłaby założyć swoją szkołę i uczyć innych. — Błagam cię, Caleb, powiedz, że tego nie zrobiłeś — mówiła, kręcąc przy tym delikatnie głową — mówiłam wtedy poważnie, nie chcę cię wykorzystywać, nie chcę niczego ponad to, co mi już dałeś, to… — machnęła dłonią wskazując na całość pomieszczenia — to jest za dużo. To, że dzięki tobie miałam operację, przecież nigdy nie będę w stanie w pełni się za to odwdzięczyć, Caleb — ruszyła powoli w stronę chłopaka. Oczywiście, że sala jej się podobała. Miała cudowne światło wpadające przez okno, a dzięki pozostałym ścianą z luster, pomieszczenie wydawało się wręcz rozświetlone wpadającymi promieniami słońca. Kolor parkietu i drążków był idealny, bo gdyby sama miała kiedyś otworzyć własne studio, wybrałaby właśnie jasne odcienie drewna, dokładnie takie same jak te tutaj. — Jest piękna. Nic więcej tak naprawdę nie potrzebuje i tak… mogłabym tutaj tańczyć, ale to jest za dużo, Cal — zatrzymała się przed nim. Szybko jednak usiadła na jego kolanach, wysuwając zoperowaną nogę tak, aby przypadkiem nie przegiąć jej. Miała na niej ortezę z punktowymi stabilizatorami, ale i tak wciąż się pilnowała i uważała, aby z niczym nie przesadzić — poza tym nie wiadomo, kiedy dostanę zgodę na powrót do tańca, szkoda, żeby się starzała nie używana — dodała, układając dłonie na policzkach bruneta — to naprawdę mi schlebia, ale… to po prostu za dużo — wyszeptała, uśmiechając się kącikami ust. Ten uśmiech nie był w pełni szczęśliwy, tlił się w nim smutek, bo gdyby to zależało tylko i wyłącznie od niej, już teraz zaczęłaby rozgrzewkę, aby móc wreszcie przed nim zatańczyć. Nie chodziło o samą salę i to, że zdecydowanie chciał sprezentować jej za dużo. Chodziło o taniec. Wiedziała, że nie będzie mogła do niego wrócić od razu po operacji, ale… tak bardzo już chciała — ale dziękuję, to cudowne, wiesz? To, że tyle dla mnie robisz, że jestem dla ciebie taka ważna, że chcesz to wszystko dla mnie robić — oparła się czołem o jego czoło i odrobinę poszerzyła uśmiech — jesteś dla mnie najważniejszy, wiesz o tym, prawda? — Spytała, spoglądając w ciemne oczy chłopaka.

    💘

    OdpowiedzUsuń
  30. Spoglądała na niego, nie mając pojęcia, co ma o tym wszystkim myśleć. Uśmiechał się, a to podpowiadało dziewczynie, że z pewnością właśnie to zrobił. Co było… niepotrzebne u naprawdę bezsensowne na chwilę obecną, bo Mercy nawet gdyby zdecydowała się na skorzystanie z takiego prezentu, to zwyczajnie nie była w stanie tego zrobić.
    — Nie wiem? — Odpowiedziała na jego pytanie — nie jestem pewna czy chcę usłyszeć, co masz do powiedzenia — i była to prawda, bo jeżeli miał potwierdzić jej przypuszczenia, to zwyczajnie czułaby się z tym strasznie niekomfortowo. Przesuwała jednak wciąż dłońmi po jego policzkach i czekała w napięciu na to, co miał do powiedzenia. Słysząc jego pierwsze słowa, odetchnęła z prawdziwą ulgą. Naprawdę się ucieszyła, że tego nie zrobił. To, że zawdzięczała mu operację i tak było trudne, nie chodziło o sam jej koszt. Miała ogromną świadomość, że ma u niego wielki, życiowy dług. Zmarszczyła jednak brwi, nie do końca rozumiejąc, co miał na myśli, mówiąc, że sala była jej. To nie miało sensu.
    — Kupiłeś dom? — Powtórzyła za nim, otwierając szeroko oczy i uważnie mu się przyglądając, jednocześnie próbując to wszystko zrozumieć — to wspaniale — uśmiechnęła się, ale gdzieś poczuła ukłucie bo cóż, zakup domu był dla niektórych spełnieniem marzeń, osiągnięciem jakiegoś celu w życiu, chociaż wiedziała, że dla Caleba to pewnie był zakup jak każdy inny, ale… ludzie dzielą się takimi informacjami z ludźmi, z którymi chcą być. Opowiadają o swoich planach, a Cal? Nie wspominał jej ani razu, że taki pomysł chodzi mu po głowie — ale czekaj… kupiłeś dom i postanowiłeś zrobić tu… moje miejsce? — Ściszyła nieco głos, przestając gładzić jego policzki — nie musiałeś tego robić — powiedziała, a subtelny uśmiech poszerzył się, chociaż starała się to w jakiś sposób ukryć. Nie, że nie chciała mu pokazać, że się cieszy. Raczej wpajana skromność dawała o sobie znać — dziękuję — szepnęła cicho, tuż przed pocałunkiem, który odwzajemniła z zaangażowaniem, wkładając w pieszczotę wszystkie swoje uczucia, nawet te jeszcze nie wypowiedziane.
    — Oczywiście — odparła, uśmiechając się do chłopaka — i liczę na dokładne opowieści, jak będzie wyglądał, gdy już skończysz go remontować — dodała, trącając nosem jego nos. Wzięła głęboki oddech, zaciągając się jeszcze jego zapachem, a następnie powoli zaczęła podnosić się z jego nóg.

    😊

    OdpowiedzUsuń
  31. Słuchała uważnie tego, co miał do powiedzenia. Cieszyła się, że ta sala nie miała nic wspólnego ze szkołą, ale im więcej mówił, tym większe czuła zdezorientowanie. Zwłaszcza, kiedy dotarło do niej sformułowanie w naszym domu. Oczywiście, że je wyłapała. Usłyszała jego słowa, ale… nie chciała ich przyjąć do wiadomości, bo to przecież nie miało sensu. Szukanie jakiegoś wytłumaczenia, dlaczego użył tych słów lub czy nie miał na myśli może kogoś innego nie miało racji bytu, bo mówił o sali baletowej. O jej sali baletowej. A do niej już dotarło, że stworzył dla niej, jej własną salę do treningów. W domu. W swoim domu, o którym mówił, że to ich dom.
    — Oh, masz tutaj blisko? — Pytanie Mercy było bezsensowne, bo przed chwilą dokładnie to powiedział, ale… Boże on naprawdę nazwał ten dom ich domem. Odwzajemniła jego pocałunek, chociaż w głowie huczały myśli. Dużo różnych myśli i nie miała pojęcia, co ma zrobić.
    Kiedy zakończyli pocałunek, a Caleb zaczął mówić dalej o domu i jego urządzeniu, słuchała każdego słowa i po prostu nie wiedziała, jak ma to traktować… zarzuciła ręce na jego szyję i rozglądała się dookoła, próbując to wszystko ułożyć sobie w głowie.
    — Caleb, ale… — zmarszczyła brwi, przyglądając się uważnie wszystkiemu. To nie tak, że nie podobał jej się budynek. Wszystko, co mówił brzmiało cudownie, ale… Mercy miała świadomość, że niedawno skończył dopiero osiemnaście lat, że ledwo co skończył szkołę, a w tym momencie pokazywał jej ich dom. To brzmiało… Boże, jakby się zjarała. — Kupiłeś dom. Kupiłeś dla nas dom i nawet nie zapytałeś wcześniej co o tym myślę? Jak… jak się będę z tym czuła? Jest piękny, wszystko jest tu piękne i jak będzie skończony będzie jeszcze piękniejszy, ale… tak się nie robi Caleb. Decyzję o kupnie domu się wspólnie rozważa. Rozmawia się o tym i dzieli koszty. My… oficjalnie jesteśmy ze sobą zaledwie chwilę, a ty kupujesz dom. Dla nas — odwróciła się w jego ramionach. Trochę się bała jego reakcji na jej reakcje, ale nie mogła tak po prostu się tym wszystkim zachwycać — to jest… szalone — wyszeptała i spojrzała w jego ciemne oczy — nawet nie powiedziałeś mi przez cały ten czas, co tak właściwie do mnie czujesz, ale kupujesz nam dom… — parsknęła cicho, nie odrywając spojrzenia od jego twarzy. Ona co prawda też mu nic jeszcze nie wyznała, ale to tylko przez to, że chciała, aby zapamiętał to na zawsze, a on… on kupił dom. Wolałaby usłyszeć te dwa magiczne słowa z jego ust niż usłyszeć, że kupił im dom.

    🙃

    OdpowiedzUsuń
  32. Zamrugała. Słuchała go. Naprawdę starała się to wszystko zrozumieć… ale nie potrafiła. Chyba im więcej mówił, tym bardziej czuła się w tym zagubiona i sama naprawdę nie wiedziała, jak powinna zareagować.
    — Czekaj — powiedziała spokojnie, nie odrywając od niego spojrzenia swoich jasnych oczu — tu nie chodzi o to czy dom mi się podoba, czy nie. Chodzi o to, że… kupno wspólnego domu nie powinno być niespodzianką — starała się, naprawdę starała się wyjaśnić, o co dokładnie jej chodziło — co? Nie. Nie. Nie możesz… nie możesz tak po prostu kupić domu, a po chwili stwierdzić, że chcesz kupić jednak inny — otworzyła szerzej oczy, bo teraz jasno zobaczyła, że on ten zakup traktował tak, jakby to był… zakup sukienki, którą bez problemu mogłaby zwrócić lub wymienić na inny rozmiar. Jakby zakup domu nie był czymś zobowiązującym, czymś poważnym, czymś… wspólnym. — Tak się nie robi — powtórzyła wcześniejsze słowa — Caleb, ale ja nie chcę twoich pieniędzy. Nie chcę być twoją utrzymanką, nie chcę, żebyś wszystkie poważne decyzje podejmował sam. Ja… Znamy się rok? Znamy się rok!? — Uniosła brew — Caleb, nie, nie znamy się od roku, to… to była inna relacja, okej? My znamy się tak naprawdę od walentynek, wcześniej byłeś po prostu… uczniem. I znamy się to też dużo powiedziane, my… wciąż się poznajemy. Dlatego nie możesz tak po prostu kupić dla nas domu — pisnęła nerwowo, bo im dalej w las tym było gorzej. Poważnie? Poważnie uważał, że ślub był tylko formalnością, bo kiedyś powiedział, że będzie jego żoną? Tak naprawdę, wtedy powiedziałaby wszystko, czego tylko by od niej chciał, bo jeszcze wtedy cholernie mocno się go bała. A on to brał… za pewniak. Objęła sama swoje ramiona i zrobiła powoli krok do tyłu, spoglądając na Caleba pełną wątpliwości. Nie bała się go, już się go nie bała, bo wiedziała, że jej nie skrzywdzi, ale… nie rozumiała, kim tak właściwie dla niego jest.
    — Czyli jestem twoją własnością? — Spytała, patrząc prosto w jego ciemne oczy — należę do ciebie i mogę zapomnieć o swoim życiu? O usłyszeniu, że mnie kochasz? O prawdziwych oświadczynach? Mam po prostu być obok ciebie i ładnie wyglądać czy co? Bo ja też nie rozumiem, Caleb, nie rozumiem co ty właściwie do mnie czujesz, czego ode mnie chcesz czy… czujesz do mnie cokolwiek? I dlaczego, do cholery nie rozumiesz, że nie można tak po prostu kupić domu, kiedy jest się w związku zaledwie lekko ponad pół roku.
    Wiedziała, że widzi go po raz pierwszy w takim stanie: nie był pewny siebie, miał nerwowe ruchy, był… kimś zupełnie innym niż Caleb, którego zdążyła poznać. Wyglądał jak zagubiony chłopiec, którego pragnęła w tym momencie jedynie mocno przytulić i uspokoić, zapewnić, że wszystko będzie dobrze, tylko… tylko muszą razem tego chcieć. Dlatego opuściła ręce, rozluźniła ramiona i powoli podeszła w jego stronę, nie mając pojęcia, czego może się spodziewać.
    — Bo ja… kocham cię, Caleb — powiedziała cicho — i chcę z tobą być, mogę z tobą zamieszkać w odpowiednim czasie, mogę kiedyś wziąć z tobą ślub, ale tylko wtedy, jeżeli ty też mnie pokochasz. Nie mogę żyć z kimś, kto chce być moim właścicielem. Chcę po prostu być kochana — wyszeptała, układając dłonie na jego przedramionach — a ty? Czego ty chcesz, czego oczekujesz?

    i tyle z tej magii 🙄

    OdpowiedzUsuń
  33. — Bo to coś ważnego? — Odpowiedziała mu pytaniem na pytanie, niedowierzając, że on naprawdę tego nie rozumiał. — Nie można robić takich niespodzianek. Gdybyśmy rozmawiali o wspólnym zamieszkaniu, o zakupie domu, gdybyśmy jakieś oglądali, byli wstępnie na coś zdecydowani… wtedy taka niespodzianka byłaby cudowna, naprawdę, byłaby zachwycająca, ale… — urwała, bo nie wiedziała, jak ma mu to wytłumaczyć. Nie rozumiała, dlaczego nie rozumiał. Zagryzła nerwowo wargę, zastanawiając się nad tym, gdzie konkretnie leży problem. — Rozumiem, że masz dużo forsy i możesz kupować domy jak nową parę butów, ale… — znowu zagryzła wargi, zastanawiając się, co właściwie chce mu powiedzieć, bo powtarzanie, że tak się nie robi, nie miało sensu. Przywołanie, że nie zapytał czy ona w ogóle chce z nim mieszkać też nie miało sensu, bo i tak ze sobą mieszkali, poza tym to byłoby straszne z jej strony, że chciała z nim mieszkać, kiedy potrzebowała jego obecności, a kiedy wracała jej sprawność uznałaby, że jednak nie chce… — masz osiemnaście lat, Caleb — westchnęła w końcu nieco zrezygnowana — masz przed sobą całe życie, wszystko może się zmienić, a ty kupujesz dom dla siebie i dla mnie. Tak wiem, zawsze możesz go sprzedać, gdyby… gdyby coś poszło nie tak między nami. Kupno domu to po prostu, dla przeciętnych ludzi coś ważnego, coś dużego — liczyła, że chociaż to będzie w stanie jakoś zrozumieć — uwielbiam twoje niespodzianki — zapewniła, uśmiechając się — są wspaniałe, ale po prostu zakup domu… nie spodziewałam się tego — dodała. Zaczynała czuć się źle, bo skoro on chciał jedynie ją uszczęśliwić, a ona właśnie zaczynała kręcić nosem na coś tak wspaniałego… tylko to nie chodziło o to, że była wybredna i wymagająca. Była… przerażona powagą tej niespodzianki. To najjaśniej obrazowało jej uczucia.
    — A jak to widzisz po tym, jakbyśmy się tu wprowadzili? Mogłabym za cokolwiek płacić? Dzieliłbyś ze mną koszty utrzymania tego domu? — Spytała całkiem poważnie, chociaż doskonale znała odpowiedź.
    Cofnęła się o krok, bo takiej odpowiedzi się nie spodziewała. Ona pytała czy uważał, że jest jego własnością, a one jej właśnie powiedział, że tak. Rozchyliła wargi, patrząc na niego i zastanawiając się, kim właściwie był ten chłopak. Co się działo w jego głowie. Wpatrywała się w niego z zaciekawieniem i… nadzieją, kiedy zaczął odpowiadać na dalsze pytania. Patrzyła na niego i czekała, licząc, że powie jej to, co tak bardzo chciała usłyszeć. Krótkie ja ciebie też wystarczyłoby jej, ale on urwał. I widziała, że się miota, że coś jest nie tak, mocno nie tak.
    Przyglądała mu się i czuła smutek. Ogromny smutek, bo go kochała, a on nie potrafił jej na to odpowiedzieć. Smutek, bo widziała, że coś chciał powiedzieć, ale nie mógł, że coś go… bolało? Blokowało? Widziała… coś, ale nie umiała tego konkretnie nazwać, jeszcze nie umiała.
    — Zaczekaj — powiedziała najłagodniej jak potrafiła, odpychając od siebie całą tę sprawę z domem i tą złością jaką czuła przez to co wynikło z tej rozmowy. Teraz liczył się tylko Caleb i… sprowadzenie go z powrotem? Mogła to tak nazwać — poczekaj, kochanie, poczekaj, zapomnijmy na chwilę o tej niespodziance i domu, proszę — zrobiła niepewnie krok w jego stronę, bo nie miała pojęcia, jak zareaguje. Nie chciała, by przed nią ponownie się wycofał. — Przestałam, już o nic nie pytam — wyszeptała, podchodząc do niego w końcu i jedyne co zrobiła to objęła go mocno, wtulając policzek w jego tors — ćśś — wymruczała, nie przestając go obejmować — po prostu mnie teraz przytul, Caleb, proszę, przytul mnie tak mocno, jak tego potrzebujesz.

    🥺🥺

    OdpowiedzUsuń
  34. — Nic nie rozumiesz — westchnęła ze zrezygnowaniem, spoglądając w jego ciemne oczy — nie chodzi o sam dom i to czy mi się podoba, czy nie. Chodzi o to, że nie robi się takich niespodzianek, Caleb, jeżeli nigdy wcześniej nie rozmawiało się o wspólnym mieszkaniu. Nie można tak po prostu kupić domu i oznajmić, że będziemy w nim mieszkać, razem — zaczynała się denerwować tą rozmową, bo nie potrafiła w jasny sposób wytłumaczyć chłopakowi w czym tkwił problem. Powinien… powinien to po prostu wiedzieć. Zacisnęła mocno wargi, gdy potwierdził ile ma lat, bo sposób w jaki to zrobił, sprawiał, że miała ochotę parsknąć. Zamiast tego wzięła głęboki oddech i policzyła w myślach do czterech. Wypuściła powoli powietrze i ponownie spojrzała w niemal czarne oczy chłopaka.
    — Tak, jest nam dobrze — odpowiedziała, chociaż w jej głosie nie było słychać przekonania. Nie w tym momencie. Była zirytowana i wkurzona, a im dłużej prowadzili tę rozmowę nie była pewna czy to na siebie jest wkurzona czy na niego. Które z nich wszystko popsuło? On samym zakupem i niespodzianką, ale gdyby nie zareagowała w ten sposób, teraz nie byłoby całej tej dyskusji i tego cholernego poczucia, że jest niewdzięczną suką.
    — Dobrze wiesz, że nie pozwolą, nie w takim stopniu, żeby było sprawiedliwie — a może to ją najbardziej bolało w całej tej sytuacji? Że stanie się w pełni zależną od niego? Jakby już teraz nie miała w stosunku do niego ogromnego długu wdzięczności. Oddychała głęboko, starając się odnaleźć słowa, które mógłby bez problemu zrozumieć, ale po których wypowiedzeniu to ona nie wyszłaby na jędzę. Bo nie była jędzą. Była tylko trochę przerażona tym, co się stało, jak się stało…
    Tyle, że w jednej chwili dom i cała ta niespodzianka przestała mieć znaczenie, bo to co usłyszała z jego ust, a raczej to, czego z nich nie usłyszała, zabolało. Dotknęło najbardziej wrażliwy fragment jej duszy i sprawiło, że ta zaczęła ją boleć.
    — Proszę, uspokój się, ja nie chciałam cię zdenerwować — powiedziała, spoglądając na niego. Czuła przejmujący smutek i wyrzuty sumienia, bo to była jej wina. Gdyby tylko zamknęła się w odpowiednim momencie, Whitmore nie cierpiał by teraz. Tak, swoje własne uczucia zepchnęła daleko na dalszy plan. Najważniejszy był Caleb, a widziała przecież dobrze, że cała ta dyskusja zaprowadziła go w narożnik. — Przepraszam, przepraszam, przepraszam — wyszeptała — zapomnijmy na chwilę o domu, wrócimy do tego, ja… przepraszam, nie powinnam była tak zareagować — wyszeptała, próbując go mocno objąć.
    Oczywiście, że czując jak jego ciało się uspokaja sama poczuła spokój, ale i satysfakcję, że udało się go uspokoić.
    — Caleb, proszę — westchnęła cicho, wywracając przy tym oczami. Powinni byli dokończy tę rozmowę, bo Mercy czuła, że nie mogą tego tak po prostu zostawić i udawać, że wszystko jest w porządku. Miała się odezwać ponownie, ale wtedy jej głowa gwałtownie podniosła się w górę, z jej ust wyrwało się sykniecie, a dopiero po chwil dotarł do niej ból spowodowany szarpnięciem. Zamrugała, patrząc na niego i jedynie lekko pokręciła przecząco głową — nie chcę tego tak zostawiać… powinniśmy… po prostu mnie przytul, to pomoże — szepnęła, doszukując się w jego oczach potwierdzenia, że nie porzucą tematu. Chociaż to jaką przywarł rolę było raczej potwierdzeniem, źe nie mają niczym rozmawiać.

    🫥

    OdpowiedzUsuń
  35. Brunetce nie podobało się, dokąd zmierzała ta rozmowa i jaki przybrała ton. Sposób w jaki odezwał się do niej Caleb, wzbudził w niej niepokój. Dziewczynie w jednej chwili przypomniało się, że bezpieczniej jest nie wchodzić z nim w ostre dyskusje, a obawiała się, że gdyby uparcie stała przy swoim zdaniu ta rozmowa mogłaby się właśnie w taką zmienić.
    — Okej, masz rację — stwierdziła — przydałby się więcej miejsca i mniej… ludzi dookoła — chociaż tego ostatniego wcale nie była pewna — po prostu, naprawdę mnie tym zaskoczyłeś, wiesz? — Dodała siląc się na uśmiech. Niby wiedziała, że Caleb ją obserwował, że wiedział o niej dużo, ale chyba do końca to do niej nie docierało, bo przez chwilę nawet nie pomyślała, że chłopak będzie w stanie dostrzec jej nagłą zmianę i fakt, że nie wynikała stuprocentowo naturalnie.
    — Zapomnij, nie ma żadnego problemu — westchnęła, a następnie podniosła na niego wzrok. Oczywiście, że nie chciała być nauczycielką. Cala ta jej obecna praca była tylko i wyłącznie dlatego, że miała pomóc w dostaniu jej, wszystko załatwione od ręki, a kiedy się na to decydowała, chciała po prostu znaleźć się jak najdalej od trenera, od znajomych związanych z tańcem, od tego, co przypominałoby jej, że wszystko jest skończone. — Bo chcę, ale to teraz nieważne. Po prostu zapomnij o całej tej rozmowie — poprosiła, bo nie chciała mówić mu o swoich obawach. Zresztą, atmosfera pomiędzy nimi była zbyt napięta, aby się przed nim w tym momencie otwierała. Żałowała nawet, że przyznała mu się do tego, że go kocha. Powinna była być mądrzejsza i się zamknąć, nie mówić nic o uczuciach, nie oczekiwać od niego jakiejkolwiek reakcji, a tym bardziej odwzajemnienia tych uczuć. Schrzaniła.
    Zmarszczyła lekko brwi, bo o ile jego początkowe słowa mogła uznać za próbę zmiany tematu, tak ciągnięcie tego dalej wydawało się nie dość, że bezsensowne i wręcz absurdalne, to przede wszystkim nie było w stylu Caleba. Może i chwilę wcześniej wytknęła mu, że dopiero się poznają to znała go na tyle by wiedzieć, że nie bawiłby się coś tak głupiego.
    — Mój chłoptaś? — Powtórzyła za nim, unosząc głowę, aby spojrzeć na twarz bruneta, bo wypowiadane przez niego słowa wzbudzały w niej jeszcze większy niepokój. Słuchając tego, co miał do powiedzenia rozluźniła uścisk i cofnęła ręce tak, aby go nie dotykać. Zrobiła nawet pół kroku wstecz, a po chwili kolejne pół, chcąc się powoli wycofać z zasięgu jego rąk — Caleb? — Spytała niepewnie, przełykając ślinę — to nie jest zabawne — dodała cicho, nie spuszczając z niego spojrzenia dużych, niebieskich oczu. Zrobiła jeszcze jeden krok w tył i dyskretnie się rozejrzała, bo nie miała pojęcia, dokąd miałaby uciec gdyby była do tego zmuszona. Nie rozumiała, co się właśnie działo, ale wiedziała, że w ogóle jej się to nie podoba. Najgorsze było jednak to, że poza ich dwójką nikogo tu nie było, a Caleb dał jej jasno do zrozumienia, że sąsiadów nie ma w bliskim sąsiedztwie, co budziło w niej po prostu strach.

    🫣

    OdpowiedzUsuń
  36. Nie dało się ukryć, że Caden w wyjątkowy sposób zjebał sobie parę lat życia. Miał po prostu przejebane. Tym razem nie pomógł nadziany ojciec, nadziana matka ani nikt z bliskiego otoczenia. Poniekąd to ostatnie to była jego wina, bo uparcie odmawiał jakiejkolwiek jałmużny od kogokolwiek. Nie chciał, aby ludzie brali go na litość czy uważali za nieudacznika, bo podwinęła mu się noga. Jasne, zrobił coś głupiego i za to zapłacił. Teraz za to cieszył się wolnością, której odebrać sobie po raz drugi nie pozwoli. Wolał trzymać się z dala od kłopotów, cieszyć życiem i tym, że względnie ma teraz spokój. Matka się nie czepiała, ojciec był zadowolony, bo Caden faktycznie trzymał się z dala od jakichkolwiek problemów. Audrey tylko zadzierała nosa, ale siostra zawsze była zjebana i to się nigdy miało nie zmienić. Gdyby tylko miał na to szansę to wysłałby ją w kosmos bez biletu powrotnego. Wszyscy odetchnęliby z ulgą. Nawet matka, której Audrey była oczkiem w głowie, ale wszyscy wiedzieli, że ta częściej niż rzadziej, ale działa jej na nerwy. Nie ukrywał, ale zobaczenie jak te dwie się ze sobą kłócą było na jego bucket list i takiej przyjemności sobie nie odpuści. Choćby miał czekać na to jeszcze parę dekad.
    Wsunął pod głowę ręce, dalej też gryząc i bawiąc się wykałaczką, którą miał w ustach. Rodzinne spotkania go męczyły. Właściwie to męczyły chyba każdego, ale nie głównych zainteresowanych. Naprawdę mieli w nich jakiś głębszy cel czy chodziło tylko o to, aby się spotykać i wkurwiać, że muszą tam siedzieć? Chyba jednak wolał nie wiedzieć, bo gdy tylko miał możliwość to się wymigiwał od tych spotkań. Jeszcze przez chwilę musiał tylko robić to, o co go poproszą, ale to była niewielka cena, którą Whitmore był gotów zapłacić.
    — Oczywiście. Przyniosłem gumki, możemy dziś zaszaleć — odparł rozbawiony. Więzienie do miłych wcale nie należało, ale na całe szczęście nie trafił do jednej celi z jakimiś pojebami, który lubowali się w zaglądaniu do tyłków. Nie, aby coś do tego miał, ale lubił swój na tyle, aby nie dać do niego dostępu byle komu.
    — Raczej się niczym nie przejmujesz. — Stwierdził. Nie mógł sobie przypomnieć ani jednej sytuacji, w której Caleb byłby czymś przejęty. W zasadzie czasami mu zazdrościł tego poziomu wyjebania. Sam się starał z całych sił nie przejmować aż tak, ale nie zawsze mu to wychodziło. Aczkolwiek, jeśli chodziło o alkohole ojca to Caden również miał to w dupie. Co najwyżej groźnie się popatrzy, zamówi kolejną butelkę i puści to w niepamięć. Raczej nikomu tu nie robiło, że nieletni Caleb się napije. Moralność tej rodziny była elastyczna i to co dla jednych było nie do przyjęcia dla nich było z kolei codziennością.
    Podniósł się do pozycji siedzącej, gdy brunet wyciągnął w jego kierunku butelkę. Chwycił ją bez zawahania i pociągnął od razu sporego łyka. Co, jak co, ale Carlisle miał dobry gust, jeśli chodziło o alkohol. W jego skrytkach można było znaleźć prawdziwe perełki.
    Pokiwał głową, kiedy Caden zaczął mówić o Louise. Sam nie wiedział co z nią zrobić. Z jednej strony chciał zapomnieć i udawać, że nigdy jej nie znał. Nie był raczej z tych co się mszczą. Dlatego dobrze było mieć przy sobie kogoś takiego jak Caleb. Jego kuzyn bywał… inny niż wszyscy. To na pewno.
    Przymrużył oczy, gdy dym do niego dotarł. Wahał się, jakby z jednej strony tego chciał, a z drugiej rozważał wszystkie za oraz przeciw. Kąciki ust Cadena lekko drgnęły.
    — Zakładam, że masz już plan?
    Kto jak kto, ale młodszy Whitmore przecież zawsze bywał przygotowany. Caden zdążył się o tym przekonać już w przeszłości.
    — Tylko pytanie czy jest warta twojego i mojego czasu.

    Caden

    OdpowiedzUsuń
  37. Wiedziała, że nie lubił, kiedy się go bała. Powiedział jej kiedyś, że nie chce, żeby się go bała. Tylko jak miała tego nie robić, skoro znajdowała się… nawet nie wiedziała, gdzie dokładnie byli. Wiedziała, że są tutaj całkiem sami, a w dodatku warczał na nią. O ile lubiła takie zachowanie w łóżku, tak poza nim po prostu… chciała czułości. I może to był właśnie jej problem. Powinna wybrać jedno. Zdecydować na czym jej bardziej zależy i poszukać kogoś, kto sprawiłby, że czułaby się wreszcie zaopiekowana i bezpieczna. Chociaż Caleb w ostatnim czasie tak świetnie grał, że tak się przy nim czuła. Do czasu.
    Nie miała pojęcia, co miałby mu odpowiedzieć. Prawdę? Że tak, że boi się i jedyne o czym marzy w tym momencie to powrót do miejsca, gdzie czułaby się bezpiecznie, gdzie dookoła znaleźliby się ludzie. Ktoś, kto w razie czego mógłby jej pomóc? Nie mogła powiedzieć czegoś takiego i doskonale o tym wiedziała.
    Dlaczego przez tyle czasu udawał? Dlaczego pozwolił jej uwierzyć, że to, co między nimi jest, jest normalne? Była wściekła na siebie, że się zakochała, że pozwoliła sobie zapomnieć, jaki jest Caleb. Nie powinna nigdy o tym zapominać. O tym, kiedy i jak spotkali się po raz pierwszy, o tym, w jakich okolicznościach odkryła kim jest i co wtedy stało się z tamtym chłopakiem.
    Dlatego milczała.
    A kiedy Caleb odezwał się ponownie, jej brwi mocniej się zmarszczyły. Twarz jej bladła z każdym jego słowem i wykonanym przez siebie krokiem w tył. Zaczynała też powoli rozumieć… A to sprawiało, że bała się jeszcze bardziej. Dlaczego, wciąż był tak blisko?
    Trzy mile. Odległość utknęła jej w głowie. Rozważała to. Rozważała to czy byłaby w stanie mu uciec. Ale nie była głupia. Nawet ze sprawną nogą mogłaby mieć problem. On ciągle trenował, a ona miała długą przerwę w aktywności fizycznej.
    — On… wie? — Wydusiła z siebie, starając się, aby jej głos nie drżał. Co było bezcelowe, on… kimkolwiek teraz był, doskonale wiedział, że była przerażona. Zadając swoje pytanie, miała oczywiście na myśli to, że Caleb był świadomy… tego drugiego. Był świadomy swojej choroby i nic jej nie powiedział.
    Zamrugała, robiąc jeszcze jeden krok w tył. Powiedzenie, że wszystko zaczęło układać się w jej głowie było przesadą, ale zdecydowanie zaczęła łączyć ze sobą kropki. — To ty… ty mnie wtedy wywiozłeś? — Spytała cicho, a następnie poczuła, jak robi jej się niedobrze. Walentynki i te kilka dni po nich. Ile razy spędzała czas z… z kimś innym, niż jej się wydawało? Dlaczego, nigdy się nie zorientowała? — To też byłeś ty? W walentynki i… po nich? Kiedy, kiedy przyszedł Logan? — Spytała cicho. Musiała wiedzieć. Musiała wiedzieć czy Caleb potrafił być tak okrutny.
    Kiedy poczuła za plecami ścianę, z jej twarzy odpłynęła krew. Zbladła i czuła, jak ze strachu oblewają ją zimne poty. Była, kurwa, przerażona, a to, że chłopak znajdował się tuż przed nią i czuła go, niczego nie ułatwiało. Wiedziała, że nie ma szans na ucieczkę. Wiedziała, że nie ma nawet po co próbować, a na pewno nie w tym momencie. Tylko bardziej by go wkurzyła… Musiała… musiała poczekać na idealny moment.
    — Czego chcesz? — Spytała, przypominając sobie słowa, które kiedyś wypowiedział. Potrzebuje silnej kobiety czy moja kobieta nie może być tchórzem, nie była pewna co dokładnie powiedział, ale sens był podobny. Może to było… ostrzeżenie? Tylko co jej po nim, skoro nie była świadoma, o co dokładnie mu chodziło. Bała się. Bała się tak wielu rzeczy w tej jednej chwili, że właściwie nie wiedziała, czego boi się najbardziej — chcesz zagrać w podchody? — Spytała, bo olśniło ją, że sam się przyznał, że to lubi — ale potrzebuję większych for niż za pierwszym razem, sam wiesz, że Caleb jest przewrażliwiony i wciąż nie pozwala mi samej chodzić — dodała, chyba licząc na to, że na to pójdzie. W końcu i tak miał nad nią przewagę. Ogromną — zasady te same, co zawsze, a jeżeli uda mi się zostać niezłapaną, po prostu… po-pozwolisz mi odejść — zaproponowała i przygryzła wargę — mam… mam nazywać cię Calebem?

    🙂

    OdpowiedzUsuń