NAGŁÓWEK/HTML1

L.A. Dreamers

INFORMACJE/HTML2

❤️‍🔥 Na blogu pojawiła się lista obecności!

❤️‍🔥 Kilka punktów regulaminu uległo zmianie (zaznaczenie kolorem), zapraszamy do zapoznania się z treścią!

❤️‍🔥 Zapraszamy do zapisów! 👁️

Here is the root of the root and the bud of the bud and the sky of the sky of a tree called life

None but ourselves can free our minds
Have no fear for atomic energy
'Cause none of them can stop the time
Życie jest pełne wzlotów i upadków. Zmierzamy się z porażkami, by kolejnego dnia powitać dzień sukcesem. Jednym przypada dłuższa zapałka w losowaniu, inni losują tylko drzazgę. Mogę powiedzieć, że w świecie pełnym losowych zdarzeń, nie wyciągnęłam najkrótszej zapałki. Dostałam tak wiele możliwości wyboru, czasem aż kłuje to w oczy, czasem czuję się niegodna świata, w którym żyję. Jednak jestem tu i każdego dnia wybieram, którą ścieżką chcę podążać. Chcę być ciszą, która wybrzmiewa między krzykami. Pustym miejscem między słowami, przerwami między tymi urwanymi trzema kropkami. Pozwól mi być i smutkiem i radością. Spójrz na mnie, gdy stanę nad przepaścią i z odwagą zerknę w dół, dostrzeż mnie, gdy uniosę się w górę, choć wciąż boję się latać. Chcę być tęsknotą i nadzieją. Wizją na lepsze jutro i starym wspomnieniem uchwyconym na fotografii. Jednak ponad wszystko inne pragnę być sobą i nie dać się porwać ciemności otaczającego nas świata. Wciąż chcę pozostać tą dziewczyną, która notorycznie się spóźnia, ponieważ rozprasza ją zwykła codzienność. Tą, która uwielbia uchwycać na zdjęciach prozaiczność, której inni nie dostrzegają. Tą samą, którą wspina się na dachy wieżowców i godzinami wpatruje się w rozgwieżdżone niebo. Tą, która odnajduje się w muzyce i w tańcu, tą, która może godziny spędzić w studiu, dopracowując utwór. Tą, która od czterech lat znajduje się w stanie remisji i rozumie kruchość życia, dlatego trzyma się go kurczowo, obawiając się przede wszystkim żałować nieuczynionego. 
Córka właściciela wytwórni muzycznejStudentka LACMWłaścicielka czarnego kotaGhostwriterkaZa kierownicą starego mustanga
 Nalani Hendrix
 05.05.2000
 Hilo, Hawaje
Historia
Urodzona w Hilo na Hawajach, jako owoc letniego romansu rdzennej Polinezyjki i Kalifornijczyka; została ochrzczona imieniem oznaczającym spokój nieba, ponieważ gdy jej rodzicielka spojrzała pierwszy raz w oczy swojej córki, poczuła euforyczny spokój, podobny do tego odczuwanego podczas spojrzenia w czyste niebo. Jej rodzice, których połączyła jedynie chwila uniesienia, nie zdecydowali się na zawarcie związku, a Nalani do siódmego roku życia mieszkała na Hawajach wraz z matką, utrzymując jednak stały kontakt z ojcem mieszkającym w Los Angeles i rozwijającym swoją wytwórnię muzyczną. W wieku szkolnym Nalani przeniosła się do Kalifornii, po tym jak u jej matki wykryto nowotwór złośliwy. Jej ojciec dopilnował, by kobieta, która sprowadziła na ten świat jego jedyną córkę, została otoczona należytą opieką. Zapewne jedynie dlatego, wbrew początkowym rokowaniom, kobieta przeżyła kolejne dwa lata, ostatecznie jednak pozostawiają na świecie pogrążoną w żałobie dziesięciolatkę. Pierwsze kilka miesięcy po śmierci matki było dla Nalani niezwykle trudne: pogodzenie się z jej odejściem, zaaklimatyzowanie w Los Angeles, które od teraz miało być jej domem oraz przyzwyczajenie się do względnie stałej obecności zapracowanego ojca… Z biegiem czasu zaczęła przyzwyczajać się do nowej codzienności, do krzykliwości Los Angeles, do otaczającego ją pędu, do stałej obecności gosposi i tych cennych godzin w ciągu dnia, które starał się jej poświęcać ojciec. Po spędzeniu większości życia w Los Angeles nie nazwałaby się jednak miejscową Kalifornijką. W tym przypadku odziedziczyła wiele cech po matce, a w jej żyłach płynęła hawajska krew, co łatwo można dostrzec w jej zachowaniu czy postrzeganiu otaczającego ją świata. Mimo wszystko zgodnie z namowami ojca zdecydowała się zostać w Mieście Aniołów, zapisać się na Uniwersytet Muzyki w Los Angeles, a nawet wspierać ojca w jednej z największych wytwórni muzycznych w Stanach Zjednoczonych. 
"Life is a journey, not a destination."
RODZINA

Kiedyś.

MIŁOŚĆ

Kiedyś.

PRZYJACIELE

Kiedyś.

ULOTNE

Kiedyś.

"Life is a journey, not a destination."

Odautorsko.Nalani jest moim takim radosnym promyczkiem. Jej historia została stworzona w dosyć luźny sposób, dlatego jeśli ktoś poszukuje jakiegoś konkretnego powiązania, bardzo możliwe, że z nią uda się coś wykroić. Druga postać (zwłaszcza, gdy w roboczych oczekuje trzeci pan) zapowiada się trudnym zadaniem dla mojego dosyć okrojonego czasu wolnego, jednak ta postać nie chciała wyjść z mojej głowy i musiała powstać.
opis grafiki

Nala

43 komentarze:

  1. [Bardzo się cieszę, że mimo okrojonego czasu, pozwoliłaś poznać nam Nalani! Dziewczyna jest absolutnie urocza i przepiękna - nie tylko urodowo! Podejrzewam, że niełatwo było jej się odnaleźć w innym świecie, gdy zachorowała jej mama, ale wydaje się kimś, kto mimo przeciwności i kaprysów losu dzielnie spogląda na każdy nowy dzień ;) życzę jej aby nie traciła wrażliwości, spontaniczności, a może kiedyś znalazła kogoś kto szczególnie ją zrozumie, a Tobie czasu na spisanie wyjątkowych historii i tu i drugiej Pani]

    Riley

    OdpowiedzUsuń
  2. [Dzień dobry!
    Życie w końcu odpuściło i można powitać nowe postacie. :D Wybrałaś przepiękne imię oraz wizerunek. Ciężko od tej panny odwrócić wzrok. Historii jednak zbyt łagodnej Nalani nie zaserwowałaś, ale wydaje mi się, że wydarzenia z przeszłości jej nie powstrzymują i dzielnie brnie do przodu. :) Mam nadzieję, że jej zawodowe i osobiste marzenia będą się spełniać. Zdecydowanie na blogu brakuje słonecznych postaci, a wszyscy jakoś tak zaczęli obrywać od życia. :D
    Miłej zabawy! ^^]

    Emory & Elena
    Caden & Xavier

    OdpowiedzUsuń
  3. [Jakie to życie naprawdę jest kruche! Nie dziwię się, że Nalani chce łapać każdą chwilę, skoro doświadczyła tej kruchości na własnej skórze. Całe szczęście, że jest w remisji, bo może dzięki temu jest jej choć trochę łatwiej cieszyć się tym życiem. Niech Nala spełnia swoje wszystkie marzenia w Los Angeles, a Ty baw się z nią tutaj dobrze! :)]

    Zayden Miles

    OdpowiedzUsuń
  4. [Postanowiłam się przywitać z postaciami przede mną, zwłaszcza, że niestety te tematy zdrowotne są mi bliskie w kręgu przyjaciół. Bardzo poruszająca postać, drgnęła mi w serduchu niejedna nutka.
    Jeśli masz ochotę na niełatwy nieco wątek to zapraszam. W tle proponuję brak zrozumienia Christine dla silnej postawy Nalani wobec wiecznie wiszącego nad nią ryzyka nawrotu i drążenie tematu przy kilku butelkach wina w pracowni. Może się pokłócą, może polecą łzy - chcesz sprawdzić?]

    Chris

    OdpowiedzUsuń
  5. [Tak, tak, pisałyśmy to tu, to tam, pamiętam! I, zgadza się, historia mojego Zaydena jest w jakiejś części inspirowana historią Zaydena z serii Negrońskiej, bo ten dupek skradł też i moje serce. Chociaż muszę przyznać, że czytając książki, nie raz miałam ochotę go ukatrupić! Rosannę zresztą też. Ale, wracając już do wątku, zapodziałam gdzieś Twojego maila, a chętnie coś wspólnie napiszę. Tylko przyda się burza mózgów, bo trochę tych naszych bohaterów różni, więc jak masz ochotę pogłówkować, to zapraszamy!]

    Zayden Miles

    OdpowiedzUsuń
  6. [myślę i myślę, jakby je połączyć... może mogłyby być sąsiadkami? Riley dopiero się przeniosła do LA, chętnie przyjmie kogoś, kto pokaże jej ten skrawek świata ;) albo jeśli nie chcemy zaczynać znajomości od zera, mogłyby być koleżankami, które poznały się za dziecka na wakacjach w jakimś wyjątkowym miejscu i wiele lat utrzymywały kontakt mailowy, to byłoby urocze i chyba takie w stylu naszych pozytywnych dobrych duszyczek, hmm? :) ]

    Riley

    OdpowiedzUsuń
  7. [Bardzo podoba mi sie ten pomysł! Zaczne nam w takim razie, ale pod koniec weekendu, albo na początku tygodnia dopiero dam radę ;)]

    Riley

    OdpowiedzUsuń
  8. [Mam w zasadzie mały zalążek pomysłu, który można byłoby wykorzystać dla zapoznania naszej parki. Znajomość zaczęłabym od zera i wykorzystała to, że Caden jest teraz wszędzie i jednocześnie nigdzie. Widzę ich w takiej sytuacji - Caden na deskorolce i w swoim świecie, pochłonięty swoimi myślami i niezwracający uwagi na nic, spacerująca/biegająca Nalani, na którą Whitmore wpadnie. Zderzenie mogłoby być na tyle mocne, że oboje będą wymagali wizyty w szpitalu np. na prześwietlenie nadgarstka czy coś takiego. Caden trochę może panikować, bo jednak musi teraz być grzeczny, aby nie podpaść, a jednocześnie może próbować zrzucić winę na nią, że to ona nie patrzy pod nogi i wchodzi na ścieżki rowerowe czy coś w ten deseń. Bo on do winy to się nie przyzna. :D I między nimi widziałabym taką znajomość w stylu od nienawiści do przyjaźni. Najpierw jest irytujący, ale potem zaczyna się w nim tę cechę kochać. 😅 Daj znać co myślisz i ewentualnie będziemy myśleć dalej. ^^]

    Caden/I>

    OdpowiedzUsuń
  9. [nie wiedziałam, czy one już wiedzą o tym, że są w tym samym mieście, więc masz otwartą furtkę, jak to rozegrać ;)]

    Riley nigdy nie miała problemów z nawiązywaniem znajomości i pozyskiwaniem przyjaciół. Była od zawsze pogodnym i przyjaznym dzieckiem, a program łączenia młodzieży z całego świata, który pojawił się w jej podstawówce gdy była w szóstej klasie, bardzo mocno ją zaciekawił, bo lubiła poszerzać własne horyzonty. Mając ojca w polityce, nie zawsze miała tyle swobody co jej rówieśnicy, dostrzegała czasami, że nie wolno jej chodzić tak często na przyjęcia jak innym, że czasami inaczej ją postrzegano przez to, gdy przyjeżdżała do szkoły z ochroniarzem; bardzo mocno za to lubiła angażować się w pomoce i programy społeczne swojego taty i właściwie już od parunastu lat pomagała w jadłodajniach, noclegowniach i ochoczo poznawała nowe osoby. Tam nikt nikogo nie oceniał i właściwie nie było ważne, jakim samochodem kto jeździ, albo z jakiej marki ma buty. Blondynka nie cierpiała tego oceniania na podstawie portfela, czy szufladkowania i uważała, że dzieciaki są o wiele bardziej okrutne niż dorośli. Sama nie była nigdy gnębiona, ale niektórzy jej koledzy tak i tu stawiała pierwsze kroki w walce o sprawiedliwość, bo kilka razy dotarła do domu z obitym kolanem, albo potarganym sweterkiem, gdy broniła słabszych. Była wrażliwa na cudze krzywdy i ogólnie uczuciowa, więc gdy nauczyciele dali im możliwość poznać inne dzieci z różnych krańców świata, Riley zachwycona zapisała się za zgodą rodziców do programu. Pisanie z kimś przez internet dawało morze możliwości poznania kogoś tak na prawde, bez pozorów, bez wpływu otoczenia, bez żadnych pryzmatów zmieniających obraz. I tak poznała Nalę, która również okazała się osobą ciepłą, promienną i kochaną.
    Mineło wiele lat, a kontakt miała z koleżanką nieustannie. Czasami były przerwy w ich odpisach, ale chyba tak to już bywało, każda z nich miała swoje życie i wszystko toczyło się swoim naturalnym rytmem. Riley nigdy nie zapominała o urodzinach Nalani, a ona zawsze wiedziała, kiedy złożyć życzenia Gray.
    To był wyjątkowo pochmurny i wietrzny dzień. Los Angeles było szare a Riley, która wyszła z kancelarii dwie godziny wcześniej niż zwykle, odbierając nadgodziny, postanowiła kupić sobie nową sukienkę i iść do znanego klubu, aby trochę się rozluźnić. Nie była wielce rozrywkową dziewczyna bo ojciec wpoił jej dużo rozsądku w wychowaniu, ale na prawdę chciała i bardzo jej zależało, aby się poczuć swobodniej w mieście, do jakiego przeniosła się już prawie miesiąc temu. Nie miała tu jeszcze za wielu znajomych i prawdopodobnie pójdzie sama potańczyć, ale należała do tych rozsądnych kobiet i umiała na siebie uważać. A wieczorem, w wynajętym mieszkaniu, zrobiła sobie jedno zdjęcie w krótkiej, czerwonej sukience, kiedy gotowa już była do wyjścia i wysłała je do Nalani na komunikatorze, z którego korzystały zdecydowanie rzadziej i mniej, z dopiskiem "Dzisiaj chyba zaszaleję!".

    Riley

    OdpowiedzUsuń
  10. [Caden nie lubi brać odpowiedzialności za swoje czyny, więc zrobi wszystko, aby wyszło, że to wina Nalani🥲 Gaslighting na pełnej, ale poza tym to dobry chłopak, obiecuję! Też myślę, że więcej można będzie ustalić z czasem, a zawsze się możemy złapać na czacie czy mejlu, jak nam jakieś pomysły wpadną. Dobra, a jako, że to on w nią ma wjechać, a nie na odwrót to nam zacznę. Chyba, że wolisz to nie będę się kłócić. :D]

    Caden

    OdpowiedzUsuń
  11. Walka z oceanicznymi falami zawsze była skutecznym sposobem na wyładowanie emocji po ciężkim tygodniu pracy i brodzeniu w syfie pełnym czyichś problemów, nawet jeśli balansowanie na desce i trzymanie żagla, który za wszelką cenę próbował wyrwać się na wietrze, wymagało stu procentowego skupienia, tak samo jak jego praca. Tutaj też wychodziło się fali naprzeciw i robiło się wszystko, by podporządkować ją sobie, wybić się na niej wysoko w powietrze, a później wylądować bez szwanku i surfować dalej. Różnica była taka, że windsurfing uprawia się z wiatrem, a zawód adwokata często pod wiatr; że ten pierwszy wciąż potrafi spowodować wyrzut adrenaliny i szybsze bicie serca, a ten drugi stał się poniekąd rutyną, nie przynoszącą już żadnego szaleństwa. Z reguły pływał bliżej wieczora, gdy słońce nie prażyło już tak bardzo, jak za dnia, ale nie chciał ryzykować zapowiadaną na dzisiejszy wieczór ulewą i zrobił sobie mały trening wcześniej. Nieco zaskoczył go nawet fakt, że Huntington Beach nie była w tych godzinach aż tak oblegana, bo najczęściej z tego względu wybierał inne miejsca, choć to właśnie ten skrawek kalifornijskiego oceanu oferuje najlepsze wiatry do pływania. A tym razem, nie dość, że można było surfować bez ścisku na wodzie, to na dodatek udało się wysuszyć na molo, znajdując sporo wolnej przestrzeni w pierwszej jego części. Było tak ciepło, że bluza neoprenowa, którą zdjął z siebie i przewiesił przez drewnianą balustradę, wyschła w mgnieniu oka, podobnie jak kosmyki ciemnych włosów, nieustannie targane ciepłym wiatrem. Krople wody nie skapywały już z nich na odkrytą skórę ramion i nie tworzyły krótkich ścieżek na plecach, a w zasadzie to Zayden wcale nie wyglądał tak, jakby piętnaście minut temu wyszedł z oceanu, w którym skąpał się przynajmniej kilka razy przez niedokładnie wykonany manewr.
    Spakował wreszcie swoje zabawki, zamierzając zwijać się za moment do domu, bo czekała go jeszcze gala charytatywna, na którą został zaproszony kilka dni temu. I chociaż normalnie miałby to w głębokim poważaniu, tak jak wszystkie wydarzenia towarzyskiej śmietanki, miał tam do załatwienia jedną sprawę, dla której warto było wsadzić swoje niechęci w kieszeń i iść. A do tego wypadało się przygotować. Schował więc bluzę do pokrowca z deską, wyprostował się jeszcze na moment, żeby spojrzeć na zegarek, a kiedy podniósł spojrzenie w stronę miasta, na jego oczach wydarzył się mały wypadek: jakieś rozbiegane dziecko trąciło torbę, a ta zleciała z molo prosto do wody, wieńcząc tę katastrofę cichym chlupnięciem. Analiza sytuacji trwała zaledwie kilka sekund, bo już niezależnie od tego, czyja była ta torba – mamy tego dziecka, czy kogoś zgoła innego – do uratowania jej zawartości zostało też zaledwie kilka sekund, dlatego Zayden przeszedł przez barierkę i zeskoczył z tych dziewięciu metrów, wpadając do wody jak strzała i znikając pod jej niespokojnym lustrem na kilkanaście sekund. Gdyby nie znał tego miejsca, nigdy w życiu by stąd nie skoczył, bo cholera wie co za kamienie mogły znajdować się w wodzie, ale to nie pierwszy raz, gdy skakał z tego molo. Chociaż ostatni raz był stosunkowo dawno, w latach szkolnych. Przyjemnie było odświeżyć sobie stare, głupie wybryki.
    Wydostał się z wyłowioną torbą na brzeg, znów mokry od stóp do głów, a nawet bardziej, bo wcześniej miał na sobie neoprenowy strój, a teraz tylko ciemne spodenki z cienkiego materiału, który przykleił się do jego ud, jak naklejka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zmierzwił palcami włosy i zaczesał je do tyłu, by kosmyki nie wpadały mu do oczu, a kiedy odnalazł spojrzeniem właścicielkę torby – a nie miał wątpliwości, że to właścicielka, skoro jako jedyna tak niedyskretnie przejęła się losem skaczącego z molo człowieka – zmrużył oczy i i przyłożył dłoń do czoła, żeby zasłonić je przed słońcem i lepiej widzieć. Stopy zapadały się w grząskim piachu, gdy szedł, dlatego zdecydował się odezwać głośniej już z oddali.
      — Elektronika pewnie nie przetrwała, ale dla całej reszty wciąż jest nadzieja — stwierdził, bardziej snując przypuszczenia, bo nie miał pojęcia, co znajdowało się w środku i generalnie wcale go to nie interesowało, chociaż ratowanie jakichś śmieci okazałoby się naprawdę żałosne. Z drugiej strony, gdyby nie było czego ratować, właścicielka torby pewnie wciąż stałaby na molo i stukała się palcem w czoło, tymczasem znalazła się na tyle blisko, że mógł dostrzec jej twarz. I rozpoznać w niej kogoś konkretnego.

      Zayden Miles

      Usuń
  12. Chociaż z wartościami sentymentalnymi nie było mu po drodze, bo nie przywiązywał się do rzeczy materialnych tak bardzo, by przekładać na nie jakiekolwiek emocje, w tym przypadku było to pocieszające, że torba była cenna sama w sobie, a ten jego brawurowy skok z pomostu miał jakiś sens. Ale nie było potrzeby robić z tego żadnego halo, już niezależnie od wartości, którą uratował przed zatopieniem, bo nie wymagało to od niego aż tak wielkiego poświęcenia, żeby ten wyczyn roztrząsać w nieskończoność, dlatego na brzeg wyszedł z zamiarem zwrócenia rzeczy i ruszeniem z powrotem do własnych spraw. Tyle, że cała sytuacja przybrała nieco inny wymiar, gdy w momencie przekazania rzeczy, ich spojrzenia się spotkały, a z ust kobiety padł dość wymowny tekst, na który mogła pozwolić sobie wyłącznie ta osoba, która miała o Zaydenie jakieś pojęcie. Wtedy w jego głowie zapaliła się mała lampeczka, bo nawet jeśli człowiek może zmienić się nie do poznania, niektóre elementy zawsze są stałe, a należą do nich na przykład oczy, i tylko tak dla pewności musiał uważniej jej się przyjrzeć, bo w jej przypadku te zmiany były oszałamiające, oczywiście w pozytywnym tego słowa znaczeniu.
    Od ich ostatniego spotkania minęło mnóstwo czasu, nic więc dziwnego, że w jego pamięci Nalani wciąż była nastoletnią dziewczyną, która borykała się z krytyczną diagnozą i trudami długotrwałego leczenia. Co prawda, usłyszał kiedyś od jej ojca, gdy spotkali się na jednym z tych ekskluzywnych wydarzeń, że stan jej zdrowia się polepszył, ale ta informacja nie miała żadnego wpływu na utrwalony w pamięci obraz, który trwał w niej aż do teraz. Może, gdyby miał te wszystkie konta społecznościowe, na których w dzisiejszych czasach tętni życie, wyśledziłby ją i zaktualizował kadry w swojej głowie, doznając tego maleńkiego szoku już wcześniej, ale daleki był od interesowania się życiem w sieci, zresztą, wolał surfować po oceanie niż po internecie, więc zaskoczenie przyszło dopiero dziś, wraz z przypadkiem, który sprawił, że spotkali się pierwszy raz po wielu latach.
    I musiał przyznać, że niewiele z tej nastoletniej dziewczyny w Nalani zostało, bo dojrzewając przeszła ewidentną transformację. Miała dłuższe włosy, jaśniejsze przynajmniej o kilka tonów, które podkreślały muśniętą słońcem karnację i przyprószony piegami nos, a jej piękny uśmiech sięgał oczu tak, jak nigdy wcześniej. Teraz miała może ze dwadzieścia pięć lat, była dorosła i Zayden nie do końca wiedział, jak powinien się do niej zwracać, skoro dawniej, mimo że sam pozostawał dla niej panem, mówił do niej per ty lub panienka, bo o ile on był już wtedy dorosły, wiek w jej metryce wciąż kończył się słowem naście.
    Mogło wyglądać to trochę zabawnie, kiedy stał przed nią i w milczeniu, z głową przechyloną w bok, przyglądał się jej z ciekawością, ale takiego spotkania zwyczajnie się nie spodziewał, mimo że oboje mieszkali w tym samym mieście i kto wie, czy nie minęli się gdzieś w tłumie przynajmniej kilka razy, wcześniej po prostu nie zwracając na siebie uwagi. Choć to trochę wątpliwe nie zwrócić uwagi na burzę jasnych włosów, okalających tą hawajską twarzyczkę, bo urodę Nala miała nietypową, nawet jak na amerykańskie standardy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Na plaży lubię być w trybie incognito — odparł, unosząc kącik ust w lekkim uśmiechu i położył dłonie na swych biodrach. Garnitur to taki jego znak rozpoznawczy, że wynurzenie się z wody w takim wydaniu faktycznie byłoby mało zadziwiające, choć nie zmienia to faktu, że gdyby wybrał się na deskę w garniaku, tabloidy miałyby o czym pisać, a dziennikarskie hieny znów przez długi czas nie dałyby mu spokoju. Generalnie, lubił szaleństwo i w poważaniu miał społeczne standardy, ale nie do przesady. Im mniej jego prywatności pojawia się na świeczniku, tym lepiej.
      — Czy to stosunkowo nowa pasja? — Wskazał palcem na aparat fotograficzny, który miała przewieszony przez szyję. — Wcześniej nie widziałem panienki z aparatem — przyznał, chociaż poznał ją w takim momencie jej życia, w którym nie było okazji do chwalenia się swoim hobby. Ona miała na głowie zdrowotne problemy i próbujące dostać się do prasy informacje, a on miał za zadanie sporządzić skuteczny pozew przeciwko pracownicy szpitala, która te informacje ośmieliła się rozprowadzić. Poznali się, tak czy siak, ale okoliczności nie sprzyjały zgłębieniu tych przyjemniejszych faktów. A teraz okoliczności były zupełnie inne, a kartki, na których miała się pisać przyszłość, zupełnie czyste.

      Zayden Miles

      Usuń
  13. Nigdy nie zależało mu na tym, by informacje na jego temat rozbrzmiewały w internecie, ale miał pełną świadomość istnienia różnorakich artykułów, w których to właśnie jemu przypadła rola głównego bohatera. MetNews nieustannie rozpisywało się o rozłamie w Miles & Co, na równi z LA Daily Journal podkreślając fakt, że Zayden wszedł spółkę z konkurentem ojca, a Los Angeles Times dzielnie śledziło sprawę Scotta Petersona i bezskutecznie próbowało wyciągać od niego informacje, korzystając z okazji złapania go chociażby przed wejściem do Wilshire Grand Center, w którym mieści się jego kancelaria. Z tego, co wiedział, profil jego osoby istniał nawet na stronie internetowej Famous Birthdays, na szczęście nie było tam nic więcej, oprócz podstawowych informacji, a to oznaczało, że z powodzeniem strzegł swojej prywatności i dbał o to, by newsy z jego życia nie przewalały się w sieci jak jakiś tani towar. Na pewno ratowało go bycie prawnikiem, bo w jego przypadku nikt nie przekraczał dopuszczalnej granicy w obawie o wyciągnięcie konsekwencji, szczególnie, że Zayden nie jeden raz pokazał już swoją niemiłosierną naturę, gdy wyciągał prawnicze asy z rękawa i bez wahania wieszał psy na kimś, kto mu podpadł. Oczywiście sprawy, o których pisał internet, po tygodniu i tak szły w zapomnienie, wyparte przez coraz to nowsze plotki, więc Zayden tych artykułów nawet nie śledził, za to jego serdeczny wspólnik uwielbiał przychodzić do niego w trakcie pracy, żeby pokazać mu dyskusję kobiet w komentarzach, spierających się o to czy jest gejem, czy tylko amatorem krótkich przygód miłosnych. A śmiał się prawie do łez, gdy czytał mu tego typu wypowiedzi.
    Z wielką przyjemnością sporządził przed laty pozew przeciwko pielęgniarce, żądając dla Nalani odpowiedniego zadośćuczynienia. Raz, że lubił powoływać się na prawo do autonomii informacyjnej, a dwa, że popierał podejście ojca Nalani do prywatności i wcale nie dziwił się jego frustracji w tamtym trudnym dla nich okresie. Gdyby nie łaskawość co niektórych osób, pozbawiłby kobietę prawa do wykonywania zawodu albo załatwił ograniczenie praw obywatelskich przez wydanie zakazu przyjmowania jej do pracy w szpitalach i przychodniach w całej Kalifornii, bo jego wyrozumiałość na sali sądowej była bliska zeru włącznie ze sumieniem, ale ona też dostała drugą szansę, by przemyśleć swoje zachowanie i nie zaprzepaścić życia, łapiąc się idiotycznych pomysłów na dodatkowy zarobek. Czy wykorzystała ją należycie? Tego nie wiedział, bo już nigdy więcej o niej nie słyszał i wcale nie obchodziło go to, co dalej stało się z tą pielęgniarką gdy jej ówczesny pracodawca rozwiązał z nią umowę, a sąd zatwierdził satysfakcjonujący dla państwa Hendrix wyrok.
    Ale największą wygraną z pewnością była dla nich wygrana z chorobą i chociaż on sam nie mógł być tego świadkiem wcześniej, mógł podziwiać ją dziś, właśnie teraz, stojąc na plaży i obserwując nową, dojrzalszą wersję Nalani, która wciąż nie wyzbyła się tego beztroskiego, urzekającego na swój sposób stylu bycia. Miała na sobie sukienkę w słoneczniki, a długie wymykające się z warkocza kosmyki włosów, które plątały się na ciepłym wietrze, wciąż podkreślały jej delikatność, jednak to wyzywające spojrzenie, którym za chwilę go zlustrowała, było przejawem pełnowymiarowej dorosłości, z którą do tej pory jej nie kojarzył, bo nie miał do tego odpowiednich perspektyw. I to aktualizowanie czyjejś osoby przy spotkaniu po latach, a zarazem zamiana zapamiętanych w głowie starych, zakurzonych kadrów na świeże, było naprawdę ciekawym doświadczeniem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Patrząc na panienkę, nieznoszenie tego określenia to chyba jedyna rzecz, która pozostała w panience niezmienna. Jestem naprawdę pełen podziwu — stwierdził, nawet z lekkim uznaniem, bo nie był przecież ślepy, w dodatku jej transformacja rzucała się w oczy samoistnie, a była naprawdę wielka dla kogoś, kto widział ją po raz ostatni, gdy była w wieku nastoletnim. Oczywiście, nie byłby sobą, gdyby nie przemycił maksimum tych znienawidzonych określeń w jednym zdaniu. Nala ich nie lubiła, a on zawsze uważał je za beznadziejne, tak jak większość tych sztampowych konwenansów. Jeśli z nich korzystał, to zwykle w ironicznym kontekście, albo tak jak teraz, nawiązując nimi do wydarzeń z dawnych lat.
      — I mam nadzieję, że nie zmoczyło się w niej nic, co byłoby z tą pasją związane — powiedział, wskazawszy jeszcze na przemoczoną torbę, którą Nalani trzymała w dłoniach. Szkoda by było, gdyby znajdowały się w niej jakieś karty pamięci, baterie, obiektywy, czy cokolwiek innego, co mogło ucierpieć w kontakcie z wodą i nie być już zdatne do odratowania. Zwłaszcza karty pamięci z zawartością.

      Zayden Miles

      Usuń
  14. Był przypadkiem naprawdę osobliwym, w jakiejś części może nawet skrzywionym i na pewno pozbawionym możliwości odczuwania tego, co piękne w takim kontekście chwil oraz istotnych momentów swojego życia, bo nie potrzebował doświadczać ich zbyt wielu i nie doświadczał, zwłaszcza tych związanych z ludźmi. Wynikało to z wyboru, natomiast wybór wynikał z dorastania w zgoła innych wartościach, bo ich domu rodzinnym nie było miejsca sentymentalizm i prymat uczuć nad rozumem, a te resztki wrażliwości, które jeszcze kiedyś pomimo wszystko skrzyły się w jego sercu, zgasły dokładnie w momencie, w którym najważniejsza dla niego osoba wsadziła do swych ust lufę pistoletu i nacisnęła na spust. Czyli dobre dwanaście lat temu. Od tamtej pory nie doświadczył w swoim życiu chwili, która wywołałaby w nim choć krztę wyjątkowych, dobrych emocji, ale to może dlatego, że rozkruszone serce nie było już zdatne do ich odczuwania. Mógł docenić dobra muzykę, ale tylko pod względem techniki i dopasowanych dźwięków. Mógł docenić zachód słońca, ale tylko dlatego, że jego czerwień zwiastuje nadciągający wyż, ten zaś dobrą pogodę. Był w stanie dostrzec nawet najmniejsze szczegóły i pojąć ich unikatowość, ale nigdy nie zachwycały go tak, by z tego zachwytu ugięły się pod nim nogi. Zbyt twardo stąpał po ziemi, żeby oderwać stopy i pofrunąć, a przez wyszlifowany realizm nie oczekiwał też od życia zbyt wielu przyjemności. Ale to nie tak, że jakkolwiek z tego powodu cierpiał – ten stan rzeczy, brak ekspresji uczuciowej, czy bycie człowiekiem czynu, który przedkłada działanie nad sentymenty, całkowicie mu odpowiadał, był zresztą typem samotnika, więc to nawet lepiej, kiedy coś lub ktoś pojawia się w jego życiu i zostaje tylko na chwilę, a potem znika, nie zajmując więcej jego przestrzeni. Poza tym, był w stu procentach zrównoważony, bo nie licząc bezpośrednich, chłodnych uwag, które na ogół rzucał bez przejęcia, nie zdarzało mu się wybuchać niekontrolowaną złością, która niszczyłaby wszystko, co niefortunnie znalazło się na drodze. Nie był ani agresywny ani nerwowy, ani nawet zbyt awanturniczy, ale był za to niewyobrażalnie cyniczny i pełen pogardy, co czasami było gorsze, niż gniew w jakimkolwiek wydaniu. Bo z gniewem można było sobie poradzić, można było go zignorować i o nim zapomnieć, natomiast uderzenia trafiające w najczulsze punkty ludzkiej świadomości, w które Zayden zawsze celował, mogły jeszcze przez długi czas odbijać się echem w głowie, czy nawet kłaść się cieniem na szarej codzienności. Wiedział o tym każdy, kto chociaż raz mu podpadł, co oczywiście nie oznacza, że sam nie trafił nigdy na kogoś równego sobie. Ojca miał dla przykładu dwa razy gorszego, a musiał mierzyć się z nim przez całe dotychczasowe życie. To prawdopodobnie dlatego był teraz odporny na piekło, które sam potrafił komuś zgotować.
    Ale to niespodziewane spotkanie z Nalani niosło ze sobą spore pokłady zaskoczenia, które jako jeden z wielu stanów psychicznych też wywoływał przecież jakieś emocje, więc jego życie wcale nie było ich doszczętnie pozbawione. W tym przypadku były one pozytywne, bo dostrzeżenie w Nali tylu dobrych zmian w zestawieniu z jej przeszłością było naprawdę krzepiące. Trzeba jednak przyznać, że ich znajomość wyglądała zupełnie inaczej, niż każda inna, którą Zayden przerobił w swoim życiu, głównie dlatego, że zaczęła się w dość trudnych okolicznościach i była pozbawiona wszelkich skaz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie trwała wcale krótko, ze względu na współpracę Zaydena z ojcem Nalani, nie była też zbyt intensywna, ale była tak po prostu dobra. Oparta na wzajemnej sympatii, delikatna i okraszona żartami, bo uśmiech zawsze pasował do ust Nalani, a w tamtych czasach, ze względu na chorobę, pojawiał się na nich zdecydowanie zbyt rzadko. Czasami wystarczyło, że palnął jakimś bezpośrednim tekstem, ale czasami musiał dorzucić do słów trochę więcej swojej specyficzności, żeby kąciki jej ust wyginały się w tą odpowiednio odwróconą podkówkę.
      Popatrzył, jak zanurzyła dłoń w torbie i wyszperała z zewnątrz kluczyki. Immobilizer na pewno nie przeżyłby spotkania z wodą, ale kluczyki starych aut były ich pozbawione, a właśnie taki typ samochodowego kluczyka Nalani wyciągnęła z torby.
      — Odwdzięczyć się? — Podniósł brwi. — Ceny poszły cholernie w górę przez ostatnie lata. Zastanów się, czy cię stać, bo obawiam się, że za ten skok nigdy nie będziesz w stanie się wypłacić — powiedział, po chwili uśmiechając się wyraźniej. A uśmiechał się tak rzadko, że jego twarz nie nosiła ani jednej zmarszczki mimicznej.
      — Podziękowałaś, więc jesteśmy kwita — zapewnił zaraz, znów poważniejąc. Niczego od niej nie oczekiwał, a gdyby nie to, że się znali, nie czekałby nawet na to krótkie dziękuję.

      Zayden Miles

      Usuń
  15. Sporo jego zachowań było wyćwiczonych i był to niezaprzeczalny fakt, tak samo jak jego udział w kursach komunikacji niewerbalnej i autoprezentacji, które ukończył świadomie, by wykorzystywać te techniki na sali sądowej, czy w pracy tak w ogóle, bo dawały przewagę w negocjacjach i wzmacniały pozycję. Dużo inwestował w siebie, w tym w naukę świadomego operowania słowem oraz ciałem, ale to, na jakiego człowieka wyrósł, było w dużej mierze zależne od wychowania i wartości wniesionych z domu. A w jego domu nie było miejsca na okazywanie jakiegokolwiek wsparcia emocjonalnego, bo jego rodzina od pokoleń praktykowała zimny chów, święcie przekonana, że brak czułości, wysokie wymagania, perfekcjonizm i częste stosowanie kar to jedyna słuszna metoda wychowania. W końcu młodzi musieli wyjść na ludzi, więc rozpieszczanie ich czułostkami było niedopuszczalne, a pal już licho, że takie chłodne środowisko może doprowadzić w przyszłości chociażby do ograniczonej zdolności zrozumienia i okazywania empatii w stosunku do innych. A tej empatii Zayden rzeczywiście nie okazywał. Nie był jednak człowiekiem w zupełności pozbawionym kręgosłupa moralnego, ani totalnie wykolejonym ze społeczeństwa. Był po prostu trudny, bo lubił brać to, na co ma ochotę, czasami podły i rzadko wyrozumiały, ale nie przepełniał go gniew i zła wola. Nie szkodził ludziom, którym szkodzić nie należało i potrafił wykazać się swoimi maleńkimi pokładami dobroci, kiedy tylko miał na to ochotę. Ludzi miał przy sobie zaledwie garstkę, bo brak zobowiązań względem innych był dla niego wygodny, a kredytu zaufania zawsze udzielał wyjątkowo ostrożnie. I nawet, jeśli nie był w stanie dzielić się uczuciami, pozostając obojętnym na sercowe problemy innych, to potrafił doceniać tych, którzy wykazywali się szczerością i autentycznością.
    To dlatego jego stosunek do Nalani z góry był bardzo przychylny. Uważał ją za osobę szczególnie autentyczną, niezależnie od etapu życia, w którym się znajdowała, bo była sobą i żyła w zgodzie ze sobą, również w tych krytycznych chwilach, kiedy los nie okazywał jej ani grama litości. Wtedy podobała mu się jej wola walki, której nie utraciła pomimo wielu kłód rzuconych pod nogi, a teraz podobała mu się jej promienność. Bo kiedy życie daje człowiekowi cytryny, należy zrobić z nich lemoniadę, a miał wrażenie, że Nalani nie tylko zrobi lemoniadę, a otworzy budkę z lemoniadą, by częstować nią innych. Z tego tez względu wnioskował, że musiała być niezwykle podobna do matki, bo akurat jej ojciec zapisał się w jego pamięci jako mało wylewny człowiek.
    — Tak? — Uniósł brew, słuchając jej stwierdzenia. — A wiesz, co ja o tym myślę, moja droga? Że jeśli nie rzuca się swojego nigdy na wiatr, tak, jak wielu innych słów, to nie trzeba wcale być ostrożnym — powiedział z przekonaniem, ale mówił przede wszystkim o sobie, bo był słowny i pilnował się w kwestii wszystkich swoich zawsze i każdego nigdy. Dotrzymywał obietnic, stawiając dane komuś słowo wręcz za punkt honoru, jakby od tego zależało życie lub śmierć. Choć to nie zdarzało się często, bo takich zobowiązań też starał się unikać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Tak więc bardzo chętnie poszedłbym z tobą na kolację, a jeszcze chętniej popatrzyłbym jak przygotowujesz dla mnie białkowego shake, ale za dwie godziny muszę być w Bel Air na gali charytatywnej, więc na ten moment muszę zadowolić się twoim krótkim podziękowaniem — wyjaśnił pokrótce. Nie faszerował się białkowymi shake'ami, bo nie było takiej potrzeby, gdy o jego dietę dbał prywatny katering, ale skusiłby się na rozrywkę w postaci przyglądania się Nali przygotowującej dla niego taki specjał. Gdyby nie to, że miał do załatwienia dość istotną dla siebie sprawę, całkowicie zignorowałby tę galę, bo miał głęboko gdzieś tego rodzaju spotkania. Odbywały się dwa razy w roku i o dwa razy za dużo. Nie sądził, że musi tłumaczyć Nalani co to za gala, bo na pewno niejednokrotnie o niej słyszała, tak samo jak o elitarnym Bel-Air Country Club, w którym bawiła się cała ta towarzyska śmietanka.

      Zayden Miles

      Usuń
  16. Gdy pociągnęła temat białkowego shake, ponownie uniósł usta w lekkim uśmiechu. Istniały dla niego takie sprawy, w których słowo bardzo często nie wystarczało, albo wcale nie miało znaczenia, i wynikało to z barku zaufania względem otoczenia oraz ostrożności, bo błędy mogły kosztować go naprawdę wiele, więc wolał im zapobiegać, jeśli tylko mógł, niż radzić sobie później z ich skutkami. Wiara w słowo jest trudna, zwłaszcza dla kogoś, kto obraca się w środowisku, które boleśnie weryfikuje poleganie na ludziach tylko w oparciu o to, co mówią. Bo gdyby tak wierzył we wszystkie słowne zapewnienia ludzi, którzy go otaczają i nie zabezpieczał się żadnym dokumentem prawnym, albo nie wnikał w ich działania, dawno poszedł na dno chętnie zaprowadzony tam za rękę przez każdego z osobna. Mowa nie tylko o klientach czy kontrahentach, bo wbrew pozorom ten ich elitarny świat, który wszyscy określają dostojnym mianem wyższych sfer, pełen jest perfidnych krętaczy i ludzi wyrachowanych – z wierzchu wyglądających na przyjaciół, a w rzeczywistości podkopujących dołki pod nogami przy każdej możliwej okazji. Doświadczenie nauczyło go zachowywać ostrożność zarówno w dawaniu słów, jak i ich przyjmowaniu, ale akurat w przypadku Nalani wszystko to, czego doświadczył, było dobre i sprawiało, że ich znajomość była wolna od jakichkolwiek uprzedzeń. Nie musiał wierzyć jej na słowo, ale mógł i chciał, bo miał świadomość, że przyłożyłaby się do przygotowania tej białkowej brei i wcale nie zrobiła tego byle jak, choćby dla zasady. Że nawet, jeśli już z samego przepisu ten shake miałby wyjść ohydny, ona postarałaby się zmodyfikować go tak, że naprawdę okazałaby się najlepszym w całym jego życiu.
    Skinął uprzejmie głową na powtórne podziękowania i odprowadził Nalę krótkim spojrzeniem, gdy pożegnawszy się, ruszyła w przeciwną stronę. Zastanawiał się chwilę na tym do zobaczenia tu i tam, bo zabrzmiało to tak, jakby przepowiadała im kolejne spotkanie, mimo że to aktualne było zupełnym, chociaż nadal zadziwiającym, przypadkiem, ale nie wnikał głębiej. Kolejne spotkanie było przecież możliwe w przyszłości bliżej lub dalszej. Jak widać, świat jest mały, skoro po tylu latach wpadli na siebie akurat na tak gęsto okupowanej przez ludzi plaży Huntingtona.
    Przejechanie z jednego końca miasta na drugi i dotarcie do posiadłości w Pacific Palisades zajęło mu znacznie więcej czasu, niż przygotowanie się do gali, ale stąd miał do Bel Air już rzut tylko beretem. Wziął więc szybki prysznic, żeby pozbyć się resztek oceanicznej soli i piasku, doprowadził włosy do ładu i składu, a potem założył na siebie białą koszulę od Garavaniego i czarny garnitur smokingowy od Zegny. Szyję ozdobił klasyczną czarną muszką, a na guziki przy mankietach zapiął okrągłe spinki z czarnym kamieniem. Całość zwieńczył kardamonowo-waniliową nutą perfum, nie mając wątpliwości, że i tak zginą w mieszaninie innych, równie drogich i wyrazistych, co ten jego No.1 od Clive'a Christiana.
    Na co dzień był człowiekiem bardzo punktualnym, mocno ceniącym własny czas, ale na takie gale nigdy nie przychodził o równej godzinie ich rozpoczęcia, bo męczyło go to powolne zbieranie się gości i czekanie na konkrety. Gdyby był typowym sympatykiem takich wystawnych spędów, którzy lubią postać przy stoliku koktajlowym i popatrzeć na kreacje innych gości, a potem oceniać je w skali od jeden do dziesięciu, pewnie czekałby pierwszy przy drzwiach, ale miał tych ludzi w szczerym poważaniu. Oczywiście oprócz jednego, z którym miał do ubicia mały interes. Tylko z tego powodu pojawił się na terenie ekskluzywnego klubu golfowego, spóźniony o jakieś czterdzieści minut, żałując, że nie ominęła go jednak sztampowa paplanina organizatorów, którzy szczerzyli się ze sceny hollywoodzkimi uśmiechami, wymieniając sponsorów oraz ludzi ważnych i ważniejszych, bez których ten świat nie mógłby według nich istnieć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wśród gości dostrzegł również pewnego polityka, członka Krajowego Komitetu Partii Demokratycznej, którego jakiś tydzień temu bronił w sądzie za jazdę po pijaku. Gdy namierzyli się spojrzeniami, mężczyzna podniósł szklankę z whisky, a Zayden zastanowił się tylko, czy to nieme powitanie, czy jednak znak, że zamierzał ponownie zwalić mu się na głowę z pijackimi przewinieniami. Do trzech razy sztuka, za czwartym sam wsadzi go do pudła.
      Kiedy przemowy się zakończyły, przywitał się z niektórymi osobami, dając się wciągnąć w krótki small talk, a potem zorganizował sobie szklankę z bursztynowym płynem i w towarzystwie starego znajomego, który siedział dość wysoko w policyjnej hierarchii, przeszedł na zewnątrz. Z szerokiego tarasu rozciągał się widok na pagórkowate pola golfowe i biały most, na którym kobiety w drogich sukniach strzelały sobie zdjęcia na Instagrama, ale to nie na tym Zayden skupiał swoją uwagę. Musiał dotrzeć do starych policyjnych akt pewnego człowieka i wiedział, że dobry kolega jest w stanie mu z tym pomóc, więc skupiał się na dogadaniu warunków tego dealu, licząc się z tym, że grzebanie w czyjeś przeszłości może nie być dla kolegi żadną przyjemnością. Dla niego też zresztą nie jest – w przeciwieństwie do wygrywania sądowych spraw, a właśnie do tego potrzebował tych kilku starych informacji. Ostatecznie się dogadali: otrzymał namiar do osoby, która przekaże mu wszystko na dniach, więc w ramach przypieczętowania tej umowy stuknęli się szklankami, a potem chwilowo rozeszli.
      Zayden wziął większy łyk alkoholu, kończąc trzymaną w dłoniach porcję mocnego Bookersa. Z pustą szklanką podszedł do balustrady na tarasie i oparł na niej przedramiona, tym razem z zaciekawieniem obserwując sytuację na białym moście, który chyba naprawdę robił jakąś furorę wśród instagramowych influencerek, bo kolejka do zdjęć zrobiła się zacna. Panie ewidentnie chciały wykorzystać moment, gdy ich stroje i makijaże są jeszcze w idealnym stanie i będą doskonale prezentować się na iPhone'owskich zdjęciach, bo był święcie przekonany, że za kilka godzin, gdy całkowicie się ściemni a alkohol wejdzie co niektórym za mocno, most opustoszeje i będzie można przejść się po nim bez tego tłumu za plecami.

      Zayden Miles

      Usuń
  17. Riley lubiła ludzi, tak po prostu była szczera, otwarta i przyjazna do wszystkich. Mogła uchodzić przez to za dziecinną i naiwna, szczególnie gdy weszła w te dorastający nastoletni wiek, gdy każdy chce już w końcu być pełnoletni i móc samemu o sobie decydować. I też szczególnie dzisiaj, gdy była już dorosła, jej szeroki uśmiech, szczere i uśmiechające się oczy też wzbudzały w ludziach dziwne reakcje i ci zwkle ją bagatelizowali. Jej to nigdy nie przeszkadzało i nie czuła, aby koniecznie musiała się zmieniać, a znała drugą taką pogodną osobę, dzięki której nawet bardziej lubiła samą siebie i to jaka jest. To Nalani, z którą choć już nie pisała tak często i dużo jak dawniej, to jednak nadal pisała i było to na prawdę miłe i cenne.
    Blondynka nie miała problemów z nawiązywaniem przyjaźni, a jednak problem polegał się z ich utrzymaniem, szczególnie że z powodu zawodu jej ojca, nie mogła sobie pozwolić na tak wiele swobody jak jej rówieśnicy. Czasami śmiała się w rodzinie, że całe szczęście nie jest córką prezydenta, bo wtedy każde jej wyjście z domu byłoby weryfikowane, ale fakt faktem, na prawdę miała jedynie garstkę znajomych, przy których mogła być sobą i dla których nie liczyło się to, ile znaczy jej nazwisko. Ta urocza dziewczyna, którą poznała w sieci do nich należała i to o niej często Riley myślała, kiedy brakowało jej ciepłej i dobrej duszy obok. A ostatnio myślała o niej dużo częściej, bo każdy dzień stawiał przed nią wielkie wyzwania i po prostu chciała się komuś pożalić.
    Ostatnie tygodnie były napięte i powoli zaczynało dopadać ją zmęczenie nie tyle z przeogromnej ilości obowiązków, co z zwyczajnego napięcia i stresu. Była często w dużych emocjach, musiała w pracy nieustannie być uważna i skupiona i w obawie przed surową oceną przełożonego nie korzystała z swoich obiadowych przerw. Była nowym pracownikiem i wiedziała, że musi się wykazać i mocno starać i wcale nie to było najgorsze, a fakt że dopiero kończyła układać rzeczy po przeprowadzce do wynajmowanego mieszkania. Tego wszystkiego okazało się po prostu dla niej za wiele! Potrzebowała się rozlużnić zabawi, odreagować i stąd spontaniczny pomysł, aby kupić sukienke, wypić lampkę wina przed wyjściem w miasto, a potem już zaszaleć. Szczególnie, że jutro miała dzień wolny i nie musiała się niczym przejmować!
    Stała w kolejce do klubu, który wynalazła jej koleżanka z Nowego Jorku. Tamta była znawczynią imprez i miejscówek z najlepszą muzyką i wyszperała w sieci listę polecanych lokalizacji, a potem dokonała własnej selekcji i ostatecznie niemal nakazała Riley wskakiwać w ubera i jechać się bawić. A Riley dwa razy nie trzeba było namawiać!
    - Nala...?! - gdy znikąd pojawiła się przed nia koleżanka, a potem poczuła na szyi mocny uścisk, sama nie była mniej zdumiona tym spotkaniem.
    Musiała połączyć kropki i zajeło jej to dwa razy dłużej przez spożyte wino, ale faktycznie, wprowadziła się w rejony Nalani i do tej pory jakoś nie dała jej nawet znaku! Wstyd! Po chwili sama objeła ją i przytuliła, posyłając szeroki i serdeczny uśmiech, bo takiego spotkania się całkowicie nie spodziewała. I aż głupio było pytać, co tu robi, bo o wiele więcej przemawiało za obecnością Hawajki w tym miejscu niż Gray.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Mieszkam w Los Angeles od prawie miesiąca! - powiedziała głośno, z niebywałym entuzjazmem, bo miasto jej się podobło, praca ją zachwycała, nawet jeśli pochłaniała bez reszty, a teraz jeszcze przestała czuć się samotna jak palec, bo przecież znała tu Nalę i w istocie mogła już powiedzieć, że ma w mieście przyjaciół. - Nie wierzę, że cię tu widzę, to dopiero niespodzianka! - roześmiała się wesoło, na prawdę zdumiona, że im się coś takiego przydarzyło!


      Riley

      Usuń
  18. Jedyne dywany, na których Zayden chętnie brylował, to te rozłożone w sądzie na sali rozpraw. Cała reszta dywanów go nie obchodziła, tak samo jak show-biznes, z którym nie miał nic wspólnego i mieć nie zamierzał, bo bycie atrakcją dla gawiedzi to dla niego żaden prestiż. Oczywiście, na pewne rzeczy nie miał wpływu, bo urodził się w rodzinie o nie byle jakiej pozycji i renomie, a ponieważ sam występował teraz bardzo często w imieniu znanych nazwisk, broniąc ich mniej lub bardziej głośnych wybryków, był po prostu skazany na rozgłos i sporadyczne pojawianie się na łamach różnorakich tabloidów. Nie czerpał z tego żadnej radości, czy tym bardziej satysfakcji, bo nadziewanie się na upierdliwych reporterów było męczące, a niezależnie od tego, co im powie, oni i tak wyrwą z kontekstu te informacje, które będą najlepiej kilkalne, ale zdawał sobie sprawę, że jest to nieuniknione. I musiał z tym żyć, bo sam był za to poniekąd odpowiedzialny, nie tylko ze względu na kaliber spraw, które brał na swe barki, ale i rozmach, z którym te sprawy doprowadzał do finiszu. Gdyby zajął się rozwodami, albo konfliktami sąsiedzkimi i nie wchodził do sądu, jak do własnego królestwa, z pewnością nie byłby interesującym materiałem dla żadnego czasopisma.
    Plusem takich gal było to, że fotoreporterzy nie mogli kręcić się tu bez jakiejkolwiek kontroli. Ochroniarze dbali o komfort gości, nie wpuszczając do środka żadnych natrętów, szukających okazji, chociaż nie dało się nie zauważyć ich obecności w okolicach bramy wjazdowej, przy której czyhali z teleobiektywami, żeby uchwycić jakieś pikantne momenty, a potem sprzedać je do gazet. A przekrój osobistości był tutaj naprawdę różny, zaczynając od osób znanych ze świata polityki, idąc przez przedsiębiorców, a kończąc na gwiazdach muzyki. Spora ich część znała się na polu prywatnym, nawet jeśli nie okazywali tego publicznie, zresztą, nawet Zayden, który stronił od takich wydarzeń, znał większą część gości chociażby z twarzy. Z większością mógł się przywitać, jeśli tylko chciał, i wdać się w jakąś pogawędkę.
    To, że nie chciał, to już nieco inna sprawa, ale przybył tutaj tylko w konkretnym celu, który przed momentem został odhaczony. I tak na dobrą sprawę, skoro dostał już to, czego chciał, mógł się stąd ulotnić. Z czystej grzeczności i z racji tego, że przyjął zaproszenie, wypadało jednak poszwendać się jeszcze wśród gości przez parę chwil – zamienić z nimi kilka słów, a w międzyczasie spróbować rarytasów ze szwedzkiego stołu. Truskawki w czekoladzie wyglądały całkiem zachęcająco, podobnie jak przystawki z owoców morza.
    Obserwowanie kobiet, które robiły sobie zdjęcia w okolicach most, zaczynało go nudzić, więc był to dobry moment, żeby przejść się w kierunku głównej sali i wspomnianych stołów. Zanim jednak wyprostował się w plecach i odsunął od balustrady, dotarł do niego głos Nalani, która ponownie w ciągu tego dnia zaskoczyła go swoją obecnością w miejscu, w którym nie spodziewał się jej zobaczyć. Mimowolnie zlustrował spojrzeniem jej sylwetkę, gdy przystanęła obok i przechylił głowę lekko w bok, zauważając, że miała na sobie kreację wyróżniającą się na tle całej reszty. To, że wyglądała w niej elegancko i dobrze – nie musiał się zastanawiać, bo było to pierwsze wrażenie, które w niego uderzyło, gdy ją zobaczył, ale suknia była awangardowa i nawet dość odważna jak na standardy tego rodzaju spotkań. I właśnie dlatego pasowała do Nalani, bo okraszała jej urok swoistym pięknem i pewnością siebie, poza tym była świetnie skrojona, więc bez wątpienia zaprojektował ją jakiś ceniony artysta.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — A i owszem: jest — odpowiedział, lokując spojrzenie w jej oczach. — Podobny jak na stalking, a dwa spotkania wystarczą, żeby zdefiniować je jako uporczywe nękanie — dodał, po chwili unosząc kącik ust w uśmiechu, żeby nadać swoim słowom nieco żartobliwej nuty. Wcale przecież nie uważał, że Nalani go prześladuje, chociaż dwa niespodziewane spotkania w ciągu tego samego dnia były dość ciekawym zjawiskiem. I jeśli to pierwsze faktycznie było przypadkiem – za drugim zdecydowanie stał jakiś konkretny plan, znany na ten moment wyłącznie Nalani. Chyba naprawdę chciała przyrządzić mu tego białkowego shake.
      Kiwnął do kelnera, który krążył z pustą tacą, a kiedy mężczyzna podszedł, odłożył szklankę po alkoholu i krótko podziękował.
      — Panienka przyszła sama? — Zainteresował się zaraz, wracając pełnym skupieniem do Nali. Był święcie przekonany, że jej ojciec również został zaproszony, ale nie widział go wśród gości, więc zakładał, że albo się spóźni, albo po prostu nie zjawi. Po tylu latach bez kontaktu ciężko było przewidywać, czy Nala mogła pojawić się tu w towarzystwie z kimś, czy też jako czyjaś towarzyszka, więc najlepszym sposobem na rozwianie własnych wątpliwości było ją o to zapytać.

      Zayden Miles

      Usuń
  19. Całe szczęście Zayden potrafił skutecznie obronić swoją prywatność, więc na próżno szukać tak osobistych informacji na jego temat w internecie, poza tym, pod tym względem nie był aż tak interesującym materiałem na plotkarski artykuł, bo nie wdawał się w żadne skandaliczne romanse, czy znajomości tak w ogóle. Zainteresowanie mediów jego osobą naprawdę nie było mu na rękę, dlatego starał się temu zapobiegać na tyle na ile tylko mógł, a że wyznaczał te granice dość surowo, mając za plecami cały wachlarz paragrafów, niewielu było śmiałków, którzy świadomie podejmowali ryzyko przekroczenia ich. Nie mógł nic zrobić jedynie z plotkami i pogłoskami, które przekazywali między sobą ludzie pokroju tych, z którymi dzielił właśnie galę, bo była to naturalna kolej rzeczy, że ludzie będą gadać, zastanawiać się i gdybać, wymieniając się wnioskami i spostrzeżeniami. Prawda jest natomiast jedna: Zayden rzadko wpuszcza kogoś do swojego świata, a jeszcze rzadziej pozwala komuś zostać w nim na stałe, więc to, że nie trwał w żadnym stałym związku to był oczywisty fakt, któremu nigdy nie zaprzeczał. Ale gdyby tak trzymać się utartych schematów, wtedy rzeczywiście wypadałoby dopasować do niego długonogą modelkę ze szlachetnymi rysami twarzy i wrodzoną elegancją, ewentualnie kobietę biznesu o nienagannych manierach i perfekcyjnej urodzie, która nawet śmieci wynosiłaby w wysokich obcasach i odpowiednio skrojonym żakiecie. Te stereotypowe założenia nie szły jednak w parze z kimś takim, jak on. Co prawda, zwracał uwagę na wygląd tak, jak każdy facet, ale długonogie modelki nie były żadnym wyznacznikiem jego ulubionego typu, zwłaszcza w kierunku większego zaangażowania się w relację, bo co mu po długonogiej modelce, skoro nie będzie potrafił odbyć z nią normalnej rozmowy. Cenił sobie przede wszystkim autentyczność, a czegoś takiego brakowało wielu długonogim modelkom dzisiejszych czasów, bo wystarczyło przejrzeć kilka profili w internecie, żeby stwierdzić, że jedna często jest kopią drugiej, bo różni je już tylko kilka drobnych szczegółów. Z kimś takim mógł wdać się w przelotną przygodę, nie angażując w to nic więcej poza atutami fizycznymi, a potem zapomnieć o niej za dzień, czy dwa i nie wiązać z żadnymi zobowiązaniami. Nie przywiązywał się bowiem do ludzi, a w wielu przypadkach naprawdę wcale nie zależało mu na tym, by kogoś przy sobie zatrzymać.
    Kiedy Nalani odbiła piłeczkę, znów spojrzał chwilowo w kierunku kobiet, które krążyły przy białym moście, a na jego twarzy wymalowało się politowanie z wyraźnym odcieniem lekceważenia. Wcześniej patrzył na nie przez kilkadziesiąt dobrych sekund, ale był tak zaciekawiony tym, co wyprawiały, wyginając się w mało komfortowych pozycjach, że nawet nie spróbował żadnej ocenić pod kątem atrakcyjności fizycznej. Wszystkie miały eleganckie sukienki, wysokie obcasy i idealnie wymodelowane fryzury, a ponieważ nie ma ludzi brzydkich, są tylko biedni – za odpowiednie pieniądze każda prezentowała się dzisiaj wykwintnie. Natomiast, czy one miały twarze, których widok mógł zwalić go z nóg? Czy miały w sobie coś szczególnego, co mogło go przyciągnąć? Niekoniecznie. Były ładne, ale nic poza tym. A ładnych kobiet jest na tym świecie przecież całe mnóstwo, więc te znajdujące się przy moście nie były pod tym względem ani trochę wyjątkowe. W tej chwili wyjątkowością odznaczała się dla przykładu Nala, bo wyróżniała się z tłumu zarówno kreacją, jak i urodą – przyciągała spojrzenia, a już mniejsza o to, czy były one przychylne czy pogardliwe. Liczył się fakt, że wzbudzała zainteresowanie prawdopodobnie większe, niż wszystkie te panie przy moście razem wzięte. Faktycznie wyglądała jak niebo o poranku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Nie, bo to zaszczytne miejsce trzymam specjalnie dla ciebie i dla białkowego shake'a — odpowiedział, wracając spojrzeniem do Nalani i uśmiechnął się, nieco rozbawiony jej pytaniem, jak i w ogóle faktem, że to właśnie któraś z tamtych dam mogła być jego potencjalną partnerką. Przecież dostałby szału, gdyby musiał być codziennym uczestnikiem tego typu sesji, nawet jeśli jego uczestnictwo polegałoby tylko na byciu obok tego cyrku.
      — Nie przyszedłem tutaj w celach towarzyskich — kontynuował po chwili, tym razem już bez cienia żartu. — Miałem do załatwienia sprawę, a że już ją załatwiłem, to nic mnie tutaj nie trzyma. Myślałem, żeby zakręcić się wśród gości jeszcze przez chwilę, a potem stąd zniknąć — dodał, utrzymując spojrzenie w jej twarzy. Przechylił głowę nieco w bok, żeby zlustrować spojrzeniem bardzo delikatny, minimalistyczny makijaż, który miał na celu jedynie podkreślić pewne rzeczy w jej urodzie. Zawsze wydawała mu się taka delikatna, momentami wręcz filigranowa i dalej miał o niej takie wyobrażenie, bo kadry sprzed lat nadal tkwiły w jego głowie, ale zaczynał już dostrzegać iskrę w jej temperamencie, która dodawała tej delikatności sporych pokładów śmiałości. Jakby rzeczywiście zamierzała wykorzystać każdą chwilę daną jej przez los. Jakby zamierzała przeżyć to życie tak, żeby na jego końcu nie pluć sobie w brodę, że w pewnym momencie odpuściła i czegoś nie doświadczyła.

      Zayden Miles

      Usuń
  20. Zmrużył lekko powieki, posyłając jej dłuższe, przenikliwe spojrzenie. To prawda, że prawie oskarżył ją o stalking, choć to akurat w odpowiedzi na to, że ona wcześniej zarzuciła mu podglądanie, i to prawda, że nie miał pojęcia, że Nala pojawi się na gali, ale wcześniej na plaży absolutnie nic nie wskazywało na to, że zamierzała wskoczyć zaraz w elegancką suknię i odwiedzić właśnie ten zakątek Bel Air. Nawet słówkiem nie pisnęła, że będzie zastępowała tutaj ojca, a miała ku temu okazję w momencie, w którym to on zdradził się ze swoimi planami. Dochodził więc do wniosku, że Nalani świadomie z tej okazji nie skorzystała, choć nie był w stanie określić dlaczego, ale równie dobrze mogła tak po prostu chcieć go w ten sposób zaskoczyć. Gdyby nie ta gala, może szykowaliby się teraz na wspólną kolację, albo stali nad kuchennym blatem, zastanawiając się, jak skonstruować białkowego shake'a, żeby nie był mdłą breją, więc spotkanie tutaj było całkiem sensowną alternatywą. I z tego też powodu Zayden, mimo że wcześniej zamierzał zwinąć się stąd od razu po załatwieniu sprawy, teraz był w stanie rozważyć pozostanie na gali nieco dłużej. Spotkanie po latach było dobrą okazją do poznania Nali na nowo, przede wszystkim dlatego, że nie patrzyła już na świat przez pryzmat choroby, która odbierała jej całą radość, i że przez ten czas na pewno wiele się u niej pozmieniało. Była przecież dorosła, miała swoje życie a w nim naręcze nowych doświadczeń, a także własne plany na przyszłość i cele, do których zmierzała.
    Bez słowa, zapraszającym gestem, wskazał ręką kierunek do głównej sali i wsunąwszy dłonie do kieszeni swych spodni, podążył do środka tuż za Nalani. Przyjrzał się jej kreacji raz jeszcze, bo był ciekawy jak wygląda też z tej drugiej strony, czy tak samo ładnie podkreśla jej figurę jak z przodu, gdzie robotę robiło dodatkowe rozcięcie na nodze. Materiał współgrał z każdym jej krokiem, przez co całość prezentowała się niezwykle subtelnie i lekko, chociaż sam projekt był naprawdę awangardowy jak na standardy takich spotkań. Nalani wyglądała jednak pięknie i to nie podlegało absolutnie żadnej dyskusji.
    Wewnątrz panował gwar rozmów i śmiechów wzbijających się ponad nastrojową muzykę, która płynęła z instrumentów jazzowych grajków, usytuowanych w kącie. Większa część gości siedziała przy okrągłych stołach, kosztując rozmaitych przystawek i alkoholi, ale mimo to na sali panował ruch, głównie za sprawą przemieszczających się kelnerów, którzy stale lawirowali między stolikami, dbając o potrzeby wszystkich i każdego z osobna. Towarzystwo zdecydowanie się rozluźniło, więc zaledwie kwestią czasu jest jak pierwsze pary zaczną kołysać się na parkiecie, albo jak pierwsze osoby od nadmiaru alkoholu zaczną zataczać się w drodze do toalet, czy każdego innego miejsca w tym lokalu. Jeśli jakieś spojrzenia powędrowały w ich stronę, gdy szli przez salę, to Zayden wcale nie zwracał na nie uwagi. Był tak obyty ze wszystkimi rodzajami spojrzeń, że żadne mu już nie ciążyło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szwedzkie stoły były zastawione tak bogato, że każdy mógł znaleźć na nich coś dla siebie. Nie brakowało ani ekskluzywnych przystawek ani egzotycznych owoców, a część stołów była poświęcona deserom z małymi porcjami tiramisu na czele. Wybór był ogromny, a wszystko zostało ustawione tak, by przyciągać oko i zachęcać do próbowania.
      — W takim razie, co według ciebie będzie najlepszym zamiennikiem shake'a? — Spojrzał na Nalani, gdy znaleźli się przy jednym ze stołów, po czym obrzucił wzrokiem przystawki znajdujące się na blacie. Krewetki na tacy obłożonej lodem wyglądały apetycznie, a to przecież bardzo dobre źródło białka, więc mogło nadać się jako zamiennik.

      Zayden Miles

      Usuń
  21. Nie przepadał za niekontrolowanym chaosem, dlatego starał się trzymać w swoim życiu porządek, zarówno w tym zawodowym jak i prywatnym, ale nie zawsze było to takie łatwe, gdy w grę wchodziły relacje międzyludzkie. I jeśli by tak wskazać ten jeden najbardziej pogmatwany aspekt jego życia, to byłyby to znajomości: krótkie, dłuższe, te bardziej intensywne, czy te do przesady nudne. To właśnie w tym obszarze miał największy nieporządek, ale z racji tego, że z natury nie angażował się w znajomości jakoś szczególnie mocno, nie był to nieporządek, który utrudniałby mu funkcjonowanie. Z tym bałaganem dało się żyć, bo mając tak bezceremonialne podejście, łatwo jest go posprzątać, gdy zacznie za bardzo się rozprzestrzeniać. A Zayden nie miał najmniejszego problemu z wyjaśnieniem danemu człowiekowi, ile ten dla niego znaczy i czy znaczy coś tak w ogóle, więc kończenie krótszych, dłuższych, intensywnych czy też nudnych znajomości nie przychodziło mu z trudem. Kończył te, które uważał za niepotrzebne, a zaczynał te, które miał ochotę zacząć, czy to w oparciu o jakiś dobry układ biznesowy czy o układ prywatny, choć te drugie zwykle miały krótką datę ważności i jasno sprecyzowane granice, których przekroczyć się nie da.
    Znajomość z Nalani w zasadzie nigdy się nie zakończyła, a zaczęła naprawdę dawno, więc to obecne spotkanie było odświeżeniem tego, co łączyło ich wcześniej, z równoczesnym odnotowaniem zmian, które zaszły w ich osobach na przestrzeni lat. Mimo, że kontakt między nimi urwał się z czasem samoistnie, jego sympatia do Nalani została dokładnie na tym poziomie, na którym była, gdy rozmawiał z nią po raz ostatni lata świetlne temu. Trwała jakby zawieszona w punkcie, w którym ich drogi się rozeszły i czekała na moment, w którym znów się przetną, by aktywować się z tego samego miejsca. Nie powiedziane, że dalej będzie równie wielka, bo w jakiejś części musieli poznać się od nowa, ale nie powiedziane też, że nie może stać się większa. Miał teraz przed sobą dorosłą, dojrzałą kobietę, niezależną od kogokolwiek i samo to było już ogromną zmianą, która otwierała całkowicie nowy rozdział dla ich historii, a wraz z rozdziałem także nowe możliwości. Zayden nie był z kolei kimś, kto lubił zapisywać nowe rozdziały starymi opowiadaniami, dlatego wcale nie zamierzał patrzeć na Nalani przez pryzmat starej znajomości. To, co było kiedyś, wcale nie musi definiować tego, co będzie teraz. Ten rozdział, nawet jeśli pachnie przeszłością, jest dla nich zupełnie nowy.
    — Nie zgadzałem się na rolę testera — zauważył, przyglądając się, jak Nalani wybiera przekąski, kładąc je później na talerzu okrytym serwetką. Ciasteczka krabowe mogły się nadać, o ile były odpowiednio skomponowane z resztą dodatków, a jakby były z sosem truflowym, to już w ogóle niebo w gębie. Daktyle w bekonie też wyglądały smakowicie, ale tarteletki z twarożkiem pewnie by sobie odpuścił, bo nie przepadał za kruchym maślanym ciastem. Ze spróbowaniem ich nie miał jednak problemu, bo nawet jeśli lubi rozpieszczać podniebienie wykwintnymi daniami, nie jest wybredny i trudny w kwestii smaków. Wszystko da się zjeść, pod warunkiem, że ktoś nie przesadzi z kminkiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — I czasami zaczynam od deseru — oznajmił, sięgając po drugi talerzyk i serwetkę, którą na nim położył. Skoro Nalani nakładała wszystkiego po dwie sztuki, to znaczy, że zamierzała próbować przystawek razem z nim. W przypadku deseru musi być zatem tak samo. A ponieważ truskawki w czekoladzie od początku przykuły jego uwagę, obszedł stół kilkoma krokami i sięgnął po wykałaczkę z truskawką, ale zamiast odłożyć ją na serwetkę, wsunął prosto do ust. Po chwili z uznaniem poruszył brwiami, wydając z siebie cichy pomruk zadowolenia i sięgnął po kolejne dwie truskawki, tym razem przekładając je od razu na serwetkę. Czekolada była lekko płynna, więc nie odpadała od truskawki, ale miała zdolności brudzenia kącików ust i palców, dlatego słusznym było łapać za wykałaczkę.
      — Zdecydowanie musisz ich spróbować — powiedział, podnosząc spojrzenie na Nalani. Oczywiście, to pod warunkiem, że nie była uczulona na truskawki. Jeśli jest, to ominie ją naprawdę smaczna przekąska.

      Zayden Miles

      Usuń
  22. Nie miał sprecyzowanej kolejności próbowania dań. Jeśli miał ochotę to zaczynał od deseru, jeśli nie miał ochoty to zaczynał od tego, co w jego ocenie wypadało najgorzej, a jeśli nie chciał się objadać to próbował wyłącznie tego, co podobało mu się najbardziej, żeby nie marnować miejsca na to, co mogło mu nie zasmakować. I cały ten miszmasz był niezależny od dnia, czy jakichkolwiek zasad, a jedynie od jego własnych chęci. Na co dzień o jego dietę dbał prywatny catering, więc Zayden automatycznie trzymał się kolejności, w której to deser z zasady był zawsze na końcu, ale kiedy wychodził na spotkania, sam ustalał rozkład dań, które jako pierwsze uraczą jego podniebienie. Tym razem to truskawki w czekoladzie otwierały cykl próbowania tutejszych przystawek i nie było czego żałować, bo smakowały wyśmienicie, a były na tyle świeże, że deserowa czekolada wręcz rozpływała się w ustach. Później, stojąc na wystawnych tacach przez dłuższy czas, mogły nie smakować tak dobrze jak teraz, gdy były dopiero co przygotowane i podane. I może był to beznadziejnie słaby zamiennik białkowego shake'a, ale w towarzystwie Nalani zdecydowanie wolał zajadać się truskawkami, niż toną białka, zwłaszcza gdy dostrzegł, że ona szczerze podziela jego entuzjazm do tego smakołyku.
    Uniósł kącik ust w uśmiechu, przyglądając się jak Nalani kosztuje truskawki z zadowoleniem, nie zostawiając na swych wargach ani grama jej słodyczy, a kiedy sięgnęła po następną, tym razem wymownie podsuwając pod jego usta, pochylił się lekko i oddając jej to samo spojrzenie, którym ona poczęstowała przed momentem jego, wgryzł się w polany czekoladą owoc. Towarzystwo innych ludzi nie było dla niego żadnym wyznacznikiem pilnowania się, bo nie obchodziło go to, co sobie myślą ludzie i to nawet teraz, gdy mogli obserwować ich w takiej sytuacji. Większość pewnie nie spodziewała się, że łączy ich jakaś znajomość, a mniejszość zapewne nie zakładała, że przy takiej różnicy wieku może łączyć ich cokolwiek tak w ogóle. Wszyscy byli na pewno nieco zaskoczeni i zaciekawieni, więc należało brać pod uwagę fakt, że plotki rozpełzną się tu i tam, ale Zayden w ogóle nie przejmował się taką możliwością. To nie pierwsze i nie ostatnie plotki, które pojawią się na jego temat, ale ludzie mogą gadać sobie do bólu, bo bycie na językach mu nie przeszkadza – w większości przypadków i tak nie ma na to wpływu, z racji tego, że przez swój zawód jest w jakiejś części osobą medialną. Sytuacja jest stabilna, dopóki ludzie nie zaczynają forsować granic jego prywatności. Najważniejsze to nie zaistnieć w prasie, a cała reszta niech się dzieje.
    Co prawda, nie miał pojęcia jak na takie plotki zareagowałby ojciec Nalani, i czy takie pogłoski w ogóle mogłyby go zainteresować, bo nie wiedział, jak aktualnie wyglądały relacje między nimi, ale pamiętał, że mężczyzna wyjątkowo mocno dbał o Nalę w trakcie choroby. O nią i o jej prywatność.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Jeśli tak dalej pójdzie, zamienimy białkowego shake'a na czekoladowo-truskawkowego — stwierdził, przecierając kciukiem dolną wargę. Zlizał jeszcze odrobinkę czekolady z palca i sięgnął po serwetkę, żeby wytrzeć dłonie.
      — Nie miałbym absolutnie nic przeciwko takiej zamianie, ale jestem ciekawy tych ciasteczek krabowych, które wybrałaś. — Kiwnął głową w stronę talerzyka, który Nalani chwilę temu odstawiła na bok na poczet deseru. One prezentowały się równie zachęcająco, a skoro Nala wydzieliła dla nich porcje, to wypadało przynajmniej spróbować.

      Zayden Miles

      Usuń
  23. Wolność.
    Wolność smakowała świeżym powietrzem, gumą balonową, porządną colą i nieograniczonym dostępem do wszystkiego. Pierwsze dni po wyjściu z więzienia były dziwne. Nie umiał znaleźć sobie miejsca i miał wrażenie, że każdy go ocenia, że każdy wie co zrobił. Nie zabił w końcu nikogo, nie zrobił nikomu fizycznej krzywdy, ale i tak nie był dumny ze swojego zachowania. No może trochę był, bo o wcześniejszych włamaniach nikt nie wiedział i tylko ten ostatni raz okazał się być tym, który przekreślił jego przyszłość. Przynajmniej tymczasowo. Chłopak z dobrego domu, któremu odbiło z braku zajęcia. Tak właśnie było. Nudził się z kumplami, nafaszerował czymś i zgodnie uznali, że fajnie będzie jeszcze raz sprawdzić, czy uda im się wejść do czyjegoś domu. Nic nawet nie chciał zabierać, bo żadne graty nie były mu potrzebne do szczęścia. Miał milion swoich rzeczy, gdzie o dziewięćdziesięciu procentach z nich nie pamiętał. Zwyczajnie mu się nudziło. I dostał za swoje. Ojciec niechętnie mu pomógł i niechętnie załatwił prawnika, ale wcale nie najlepszego w mieście, a po prostu jakiegoś… w miarę porządnego. Takiego, który nie usadzi go na kilkadziesiąt lat, ale też nie takiego, który go bez problemu wyciągnie. Carlisle potrafiłby ukryć jego błędy, zapłaciłby komu trzeba i puścił całe wydarzenie w niepamięć. A tak za nazwiskiem Whitmore ciągnęła się nieprzyjemna łatka. Caden mógł dziękować tylko sobie za to. Wiedział, że matka dalej była wkurwiona, ojciec chodził naburmuszony, a siostra się do niego wcale nie odzywała. Billie za to siedział na Harvardzie i uczył się nudnych rzeczy, więc nawet się nie przejął tym, że jego brat był w więzieniu. Pisał za to listy i był ciekaw, jak wygląda życie w zamknięciu.
    Wolność to był również wiatr we włosach. I tego chyba brakowało mu najbardziej w tym wszystkim. Przemierzał ulice w Santa Monica na nowej deskorolce, która była świetna. Pomimo, że wyszedł już niemal rok temu to nadal nie mógł się nadziwić, jak wiele go ominęło przez dwa lata. I jak bardzo brakowało mu takich codziennych czynności. Starał się wymijać ludzi, ale to zwykle oni zeskakiwali mu z drogi. Był przyzwyczajony do tego, że to jemu się ustępuje, a nie on innym. Ktoś by pomyślał, że siedzenie za kratkami go zmieniło, ale nie do końca tak było. Pewnych zachowań nie dało się z niego wyplenić, choćby człowiek się starał.
    Rozpędził się trochę za bardzo, bardziej niż tego by chciał. Jednak to właśnie w takich chwilach, kiedy czuł na skórze przyjemny podmuch wiatru czuł się najszczęśliwszy. A ostatnio nie miał wielu powodów do tego, aby być jakoś wybitnie szczęśliwym. Ludzie, którzy zeskakiwali mu z drogi klęli za nim, wymachiwali rękami, ale Caden nie zwracał na to kompletnie uwagi. Po prostu jechał dalej przed siebie. Nie miał konkretnego celu, ale czy musiał go mieć? Był pogodny dzień, idealny do spędzenia go na zewnątrz.
    — Z drogi! — Krzyknął wesoło, a właściwie to wrzasnął. Parę osób się przesunęło. Cóż, najprawdopodobniej nie powinien jeździć po chodniku, z którego korzystali wszyscy. I niemal wszyscy zeszli na bok, poza jedną osobą. Nie miał już czasu na to, aby wyhamować czy zjechać na bok, bo po każdej stronie ktoś był. Po obliczeniu, wcale nic nie obliczył, uznał, że lepiej będzie wpaść na nią niż na kilka osób z boku. Przecież to i tak nie będzie jego wina, ostrzegał i prosił, aby zeszła z drogi, ale tego nie zrobiła. Kto tu więc zawinił?
    Siła uderzenia była dość mocna, gdy wpadł na blondynkę. Poleciał razem z nią na betonowy chodnik, uderzając o niego z całą siłą. Jeździł, jak zwykle, bez jakichkolwiek ochraniaczy czy kasku, prosił się wręcz o kłopoty i chyba właśnie w tym momencie je dostał. Uderzył głową o chodnik. Ból pojawił się dopiero po dłuższej chwili, tak samo z opóźnieniem dotarło do niego, jak bardzo otarł sobie ręce oraz nogi. Zupełnie jak dzieciak, który uczy się chodzić i wywala się co chwilę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Kurwa — zaklął pod nosem, kiedy powoli przekręcił się na plecy. Bolało go wszystko. Chyba każda jedna kość, o ile to w ogóle było możliwe. — Mówiłem z drogi — jęknął. Słonce paliło mu prosto w oczy, promienie były bezlitosne.
      Caden przerzucił rękę przez oczy, aby choć trochę zasłonić się przed promieniami. To miał być dobry dzień. Właściwie jeszcze mógł, chociaż czuł się tak, jakby zaraz miała eksplodować mu głowa, rozdarł sobie kolana. Obecnie wszystko było po prostu nie tak, jak być powinno.
      — Ale dno, ja pierdolę.

      Caden

      [Hej, hej. Wybacz, że tyle mi to zajęło, ale gdzieś tam po drodze wenę zgubiłam, dużo się działo, ale chyba już powinno być z nią lepiej. <3]

      Usuń
  24. Są w show biznesie takie sytuacje, których uniknąć się nie da, i na które skazany jest każdy, kto jakoś bardziej wybija się w szarym tłumie, czy kto płynie na fali popularności, bo bycie na świeczniku to nieodłączny element tego światka. Pewnych rzeczy uniknąć się nie da – czasami wystarczy tylko pojawić się na Rodeo Drive, bo żeby nadziać się przypadkiem na obiektywy fotoreporterów, albo pójść na obiad do restauracji w okolicach Hollywood. Zayden przywykł do tego, tak samo jak do istotnego faktu, że musiałby całkowicie zrezygnować ze swojego dotychczasowego życia i wyjechać na drugi koniec globu, żeby stać się człowiekiem anonimowym i w żaden sposób nie kuszącym tabloidów, więc po prostu z tym żył. Starał się pilnować prywatności, ale przesadnie na tym punkcie nie wariował i dlatego też nie zwracał w tej chwili uwagi na otoczenie i ludzi, którzy rzucali im mniej lub bardziej ukradkowe spojrzenia. Miał głęboko gdzieś, co mogli sobie pomyśleć, bo ich zdanie było mu totalnie obojętne, tak samo jak ich istnienie tak w ogóle. I mniejsza o to, czy na bankiecie byli obecni jacyś szczególnie wpływowi ludzie, przed którymi wypadało dobrze wypaść – oni nie byli mu w tej chwili do niczego potrzebni. Nie przyszedł tutaj dla towarzystwa, a w celu załatwienia jednej, konkretnej sprawy i chociaż w planach miał zniknięcie stąd zaraz po tym, teraz znalazł się powód, żeby jeszcze chwilę swój pobyt przeciągnąć. Bo to, że nie szukał kontaktu do Nalani przez te ostatnie lata wcale nie oznaczało, że nie był ciekawy jak wiele pozmieniało się w jej życiu i jak upłynęły jej ostatnie lata. To był dobry moment, żeby nadrobić braki w tym zakresie, szczególnie, że Nalani podzielała tę ochotę. Co prawda, niezbyt rozrywkowe mieli to otoczenie, ale przynajmniej mogli dobrze zjeść i porozmawiać, nie przekrzykując się przez dudniącą muzykę.
    Rzadko rozmawiał na tematy zawodowe z ludźmi, którzy nie siedzieli w branży, bo z reguły były dla nich za nudne, ale cel jego przybycia na tutejszą galę nie był opatrzony żadną klauzulą tajności. Korzystał ze swoich kontaktów, może nie zawsze, ale często, zwłaszcza w przypadku grubych spraw, bo miał świadomość, że na sali sądowej nigdy nie dostaje tego, na co zasługuje, a to, co sobie wynegocjuje. A do dobrych negocjacji potrzebował solidnych argumentów i porządnego asa w rękawie. Sprawa natomiast była poważna, tak jak i człowiek w nią zamieszany, ale Zayden zawsze dawał z siebie wszystko, nawet jeśli to zmuszało go do brodzenia po pas w gęstym bagnie. Albo do wyrobienia licencji na posiadanie broni, tak w razie czego, gdyby kiedyś ktoś, kogo pozwał, spróbował sprowadzić swoje groźby do rzeczywistości. Załatwienie sobie policyjnych akt to była w zasadzie pestka.
    — Muszę dotrzeć do starych policyjnych akt pewnego człowieka — zaczął, sięgając po krabowe ciasteczko. — Wiedziałem, że w tym towarzystwie będzie mój dobry kolega z LAPD, więc przyjechałem, żeby poprosić go o namiary na kogoś, kto wyciągnie dla mnie te starocie — wyjaśnił, po czym wziął większy kęs ciasteczka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Ale to naprawdę nic ciekawego — stwierdził po chwili. — Lepiej powiedz, co działo się u ciebie przez te wszystkie lata. Promieniejesz, nie da się nie zauważyć. — Popatrzył na Nalani z uśmiechem i za moment wrzucił do ust drugą część trzymanego w placach ciasteczka. W porównaniu do jej stanu sprzed lat, teraz naprawdę żyła. Na jej twarzy błąkał się uśmiech, oczy błyszczały, a beztroska wydawała się nigdy nie gasnąć. To był naprawdę dobry widok. Jeżeli kiedykolwiek myślał o tym, żeby zobaczyć ja ponownie, to właśnie w takim wydaniu: radosną i chcącą żyć, choćby tylko chwilą.

      Zayden Miles

      Usuń
  25. Gdyby nie załatwił swoich spraw tutaj, załatwiłby je gdzieś indziej, przez kogoś innego, bo kolega obecny wśród gości, nie jest jedyną osobą, do której mógł się zgłosić po tego rodzaju wsparcie. Jego kontakty sięgają daleko, a chociaż stara się ich nie nadużywać, nie miewa problemów ze skorzystaniem z nich kiedy naprawdę są mu potrzebne. Czasami sprawy są na tyle poważne, że posiłkowanie się znajomościami w walce o sprawiedliwość jest wręcz wskazane, a czasami dobrze mieć dzięki nim dostęp do kilku dodatkowych asów, które można schować w rękawie i zużyć, gdy podstawowa argumentacja okaże się niewystarczająca. Co prawda, znajomości były tylko dodatkiem w prowadzonych sprawach, bo Zayden z natury nie pozwala wejść sobie na głowę i nie ma skrupułów przed ściąganiem ludzi na ziemię w dość dobitny sposób, dlatego słynął z nieprzejednanej, często zdecydowanej i konsekwentnej natury, już nie tylko w prawniczym otoczeniu, na sądowych salach, ale w świecie tak w ogóle. Dla ludzi, którzy czepiali się go o jakieś sprawy bywał równie niemiły co dla dziennikarskich hien, które próbowały forsować jego prywatność, i zawsze kazał im wszystkim wypierdalać, a w tej mniej wulgarnej wersji po prostu zejść czym prędzej z oczu. Ludzie czuli obawę przed konfrontacją z nim, a on z tego korzystał, bo to już w jakiejś części stawiało go na wygranej pozycji. A jeżeli dołożyć do tego kilka solidnych kontaktów, które pomagają przechylić szalę, to tym lepiej, dlatego korzystał z nich, aczkolwiek z umiarem, żeby nie narobić sobie jakichś dziwnych długów wdzięczności, które nigdy nie wygasają.
    Już pomijając zawodowe tajemnice, szkoda byłoby marnować wieczór na prowadzenie dyskusji o obcych ludziach, którzy odwalili w życiu coś głupiego, a teraz próbują wyłgać się od kary, skoro mogli porozmawiać o sobie i uaktualnić kilkuletnie braki. Nie rozmawiali szmat czasu, a zmieniło się naprawdę wiele, szczególnie w życiu Nalani, która pokonując chorobę w jakiejś części je odzyskała. Skoro los wreszcie okazał się dla niej łaskawy i odpuścił, przynajmniej na jakąś chwilę, był ciekawy jak zamierzała spędzić życie w niedalekiej przyszłości. Na pewno miała jakieś marzenia, cele lub plany, które zaczęła już realizować i to niekoniecznie te wychylające się daleko w przód. Szczerze wątpił, że dostając taką szansę, postanowiłaby mimo wszystko przeleżeć większość tego życia w łóżku. Nie pasowało to do niej, zresztą, do południa spotkał ją na molo z aparatem, ewidentnie więc realizowała swoje pasje. I zamierzenia – włącznie z tymi, które pojawiają się w jej głowie nagle pod wpływem impulsu.
    — No proszę. — Pokiwał nieznacznie głową, nieco zaskoczony wyborem uczelni, nawet jeśli wydawało się to oczywiste. Jej rodzina była zawodowo związana z muzyką, ale ta informacja w zestawieniu z tym, o czym marzyła kiedyś, było trochę zaskakujące. Pamiętał, jak wspominała mu o podróżowaniu i ta informacja zakotwiczyła się w jego głowie dość mocno i na tyle mocno, by zakładać, że jeśli odzyska zdrowie to przepadnie właśnie dla podróży. Tymczasem wybrała uczelnię tu na miejscu, w rodzinnym LA.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — I zamierzasz podążać tymi śladami i zająć się w przyszłości wytwórnią? Czy jednak zboczysz później ze ścieżki, bo zaplanowałaś dla siebie coś trochę innego? — Dopytał, sięgając po daktyla w bekonie. Drugą dłoń wsunął do kieszeni swych spodni i wrzucając przekąskę do ust, powrócił spojrzeniem do Nalani, zaciekawiony odpowiedzią. Miała jeszcze sporo czasu, żeby wybrać dla siebie odpowiednie zajęcie, ale na pewno jakieś pomysły przelatywały jej przez głowę nie raz czy dwa. On w jej wieku miał już co prawda wszystko sprecyzowane, zresztą, jemu od dziecka zaplanowano życie co do szczegółu, więc ominęły go tego rodzaju dylematy. To, że plany rodziny wywaliły się z biegiem czasu, to już inna sprawa, ale został adwokatem dokładnie tak, jak mu zaplanowali, tyle że zamiast przejąć rodzinną kancelarię, stanął do niej w opozycji. I powoli zaczyna robić jej pod górkę.

      Zayden Miles

      Usuń
  26. W jego przypadku sytuacja była oczywista od samego początku, bo nie zdążył się jeszcze dobrze urodzić i wydostać na światło dzienne, a już miał rozplanowane życie i to na kilka różnych wariantów, oscylujących oczywiście wyłącznie w granicach ścieżki prawa. Nie można powiedzieć, że został wciśnięty w adwokackie buty wbrew swojej woli, bo fascynowała go ta dziedzina i czuł się spełniony w tej roli, poza tym, jako dorosły człowiek mógł porzucić prawo i zająć się czymkolwiek innym, a nigdy tego nie zrobił. Z drugiej jednak strony, został wychowany w konserwatywnej rodzinie, w której na tematy związane z prawem rozmawiało się podczas obiadów i kolacji, gdzie wieczorów nie spędzało się przy grach planszowych, tylko na interpretowaniu paragrafów, zgłębianiu logiki prawniczej albo zaczytywaniu się w ciekawostki prawa rzymskiego. Przez to, że w ich rodzinie dominowało prawo, a prawniczy fach przekazywano z dziada pradziada, nigdy nie miał nawet sposobności spróbować swoich sił w czymś zgoła innym. Nie nudził się wprawdzie za młodu, bo rodzice zasypali go toną zajęć dodatkowych, ale nigdy nie były to zajęcia osiągalne dla niego tak w stu procentach. Pięknie rysował, więc pobierał lekcje rysunku, miał smykałkę do szachów, więc udzielał się w turniejach. Uczył się łaciny i trochę grywał na fortepianie, ale resztę wolnego czasu zawsze wolał spędzać na plaży, bo w rodzinie miał jeszcze kilku zapalonych nurków i windsurfingowców, więc to z automatu i dla niego stało się odskocznią od codzienności. Żadne inne sporty nie wchodziły zresztą w grę. Pozwolenie miał tylko na szermierkę, ale ta dyscyplina nigdy go nie interesowała, gdyby zaś ojciec dowiedział się, że łazi potajemnie na boisko, żeby pograć w koszykówkę, czy już nie daj boże ćwiczyć gdzieś boks, to zrobiłby mu z tyłka jesień średniowiecza. Jak wrócił kiedyś z rozciętą wargą, bo dostał z pięści, to z pokoju wypuszczono go dopiero po tygodniu, choć tylko dla tego, że matka wynegocjowała zgodę, by mógł przyjść wreszcie do jadalni i zjeść przyzwoity obiad. Przy nauczaniu indywidualnym nie miał zbyt dużego pola do popisu, żeby nagminnie łamać zasady, a w wielu przypadkach strach przed bezlitosnymi konsekwencjami był na tyle duży, że od łamania ich był daleki. Wolał nie ryzykować, bo dobrze wiedział, do czego ojciec jest zdolny, gdy szczerze się zdenerwuje. Skrzydła rozwinął dopiero później, gdy stał się dorosły, aczkolwiek był już wtedy w prawniczej szkole, a jego przyszłość została ukierunkowana. Nie myślał więc o szukaniu swojego ja w innej dziedzinie, nawet jeśli miał predyspozycje, żeby zostać chociażby architektem czy projektantem, albo sportowcem, dla którego praca byłaby równocześnie pasją. Polubił prawo, bo nie miał innego wyjścia, wychowując się w takiej a nie innej rodzinie, ale to nie oznacza, że z tego powodu cierpi. Czuł się spełniony w tym zawodzie, a tak poza tym mógł wykorzystać swoją pozycję do realizacji planów, które opracowywał latami, odkąd poprzysiągł sobie, że śmierci siostry ojcu nie podaruje. W odpowiednim momencie karma wróci do starego Milesa, a ten młody Miles jej odrobinę dopomoże.
    Sięgnął po małą gałązkę białych winogron i skinął głową w zrozumieniu na odpowiedź Nalani, a potem wrzucił dwie kulki do ust. Miała jeszcze czas, by zadecydować o swojej przyszłości, bez względu na to czy wybierze życie dla muzyki, czy życie chwilą. Tak z czystej ciekawości zapytałby ją o te rzeczy, których chciała jeszcze doświadczyć, ale gdyby chciała się tym podzielić właśnie teraz, na pewno nie musiałby ciągnąć jej za język. Może zdradzi więcej innym razem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Jeżeli będziemy chodzić za rękę i przejdziemy się po białym moście, mogę rozważyć spacer — odpowiedział, zanim wrzucił do ust jeszcze jedną kulkę, a pustą gałązkę odłożył na talerzyk. Oczywiście, w stu procentach sobie żartował, chociaż śmiał podejrzewać, że chodzenie za rękę nie byłoby dla Nalani żadnym problemem, nawet tutaj, wśród towarzyskiej śmietanki, skoro przed chwilą karmiła go truskawką. Wtedy co prawda staliby się tematem numer jeden dla plociuchów, ale kto by się tym przejmował.
      — Przejdźmy się — zgodził się więc, tym razem już na poważnie, i zachęcającym gestem wskazał dłonią kierunek do wyjścia z sali bankietowej. Na zewnątrz zapadał już zmrok, ale światła, które rozświetlały ogrodowe ścieżki, umożliwiały spacery o każdej godzinie. Zresztą, pod pełnym oświetleniem znajdowały się również rozległe pola golfowe, które chowały się za niezliczonymi pagórkami. Jego ojciec często tutaj grywał. I załatwiał interesy.

      Zayden Miles

      Usuń
  27. Na ogół bardzo łatwo było się z Cadenem dogadać. Zwłaszcza, że ten młody mężczyzna był otwarty zawsze na nowe znajomości, potrafił gadać jak najęty i nie potrzebował nawet sensownego tematu, aby otworzyć gębę. Po prostu to lubił i robił, najczęściej bez zastanowienia. W taki sam sposób pyskował, kiedy coś mu się nie podobało, gdy ktoś coś mu zrobił lub kiedy to on coś zrobił, ale winę wolał zrzucić na kogoś innego. To zawsze było łatwiejsze niż przyznanie się do błędu. Zrobił to jeden raz i więcej w zasadzie nie zamierzał. Jazda po chodniku, gdzie chodzili ludzie może nie była rozsądna, ale czy Whitmore był znany z robienia rozsądnych rzeczy? No nieszczególnie. Jego przeszłość była wypełniona mało przemyślanymi decyzjami, a nic nie zapowiadało tego, że chłopak zamierzał się zmienić. W zasadzie to wcale nie chciał się zmieniać, bo całkiem podobała mu się ta wizja bycia typem, który ma wieczny haj, nic nigdy mu nie przeszkadza. Lubił taką wersję siebie. Patrząc jednak na to, co miało właściwie miejsce nie tak dawno temu to powinien raczej zastanawiać się nad swoim zachowaniem, aby przypadkiem znów nie znaleźć się w zamknięciu. Zdawało się, że jego bliscy tylko czekają na to, aż znów coś odwali. Tylko Caden nic odwalać nie zamierzał, a przynajmniej nie teraz, bo zbyt dobrze się bawił na wolności, aby ryzykować jej kolejną utratą. Teraz był czas na to, aby wziąć swoje życie w garść, ogarnąć się i jakoś w miarę dalej żyć.
    Dalej leżał rozwalony na chodniku z ręką na twarzy. Zupełnie nie zwracał uwagi na przechodniów, na to, że ludzie są niezadowoleni z tej małej wywrotki. Chyba nawet trochę kręciło mu się w głowie, ale nie był tego do końca pewien. Równie dobrze to mogły być podwyższone emocje, których teraz miał w sobie pełno. I być może było mu trochę niedobrze. Chyba faktycznie porządnie walnął głową w betonowy chodnik. To zdecydowanie nie było rozsądne. Przecież jego ojciec dostanie zawału, jeśli trafi do szpitala. I tak, zarówno w teorii jak i praktyce to była jego wina, ale nie zamierzał się do niczego przyznać. Ostrzegał, prawda? To już nie był jego obowiązek, skoro dziewczyna go nie posłuchała tylko dalej, jak gdyby nigdy nic, słuchała sobie muzyki i wesoło szła przed siebie. Caden miał ochotę na tym chodniku już zostać, nie ruszać się z niego. Najchętniej wsiąknąłby w ten chodnik, aby nie musieć nigdzie dalej iść. Nieszczególnie wiele robił sobie z informacji, że coś sobie zrobił. Trudno, nie pierwszy ani tym bardziej nie ostatni raz. Będzie musiał to jakoś przeboleć, bo innego wyjścia przecież z tej sytuacji nie było. A już na pewno nie zamierzał się nad sobą użalać niczym dzieciak, który się wywrócił. Zdarzało się, zawsze mógł gorzej trafić.
    — Mhm — wymamrotał. Poniekąd miał nadzieję, że jednak nie ma tego wstrząsu mózgu. Wystarczająco mocno miał już pomieszane we łbie. Gdyby był większym dupkiem to pewnie zlałby dziewczynę całkiem, ale nie był aż takim gnojem. Zdawał sobie sprawę z tego, że mogło im się obojgu stać coś poważnego. — Jakoś przeżyję.
    Powoli się podniósł do pozycji siedzącej i dopiero teraz tak naprawdę dostrzegł, jak dziewczyna trzyma się za nadgarstek. Wyglądała na równie sponiewieraną co i on. Może i powinien jeździć po ścieżce rowerowej, ale gdzie w tym cała zabawa?
    — Ty chyba za to masz coś z ręką. — Spojrzał na jej nadgarstek, który no szczerze mówiąc zadowalająco nie wyglądał. Lekarzem nie był, ale z pewnością oni powinni się z nim zobaczyć. — Wiesz, jakbyś zeszła z drogi to nie bylibyśmy teraz w tej sytuacji.

    [Wybacz to okrutne opóźnienie. ._.]
    Caden

    OdpowiedzUsuń