NAGŁÓWEK/HTML1

L.A. Dreamers

INFORMACJE/HTML2

❤️‍🔥 Porządki po liście obecności zrobione!

❤️‍🔥 Lista obecności dobiegła końca. Karty autorów, którzy się na nią nie wpisali, zostały przeniesione do archiwum. Autorzy mają czas do 7.09 na zgłoszenie chęci dalszego współtworzenia bloga, po tym czasie zostaną usunięci z grona autorów.

❤️‍🔥 Kilka punktów regulaminu uległo zmianie (zaznaczenie kolorem), zapraszamy do zapoznania się z treścią!

❤️‍🔥 Zapraszamy do zapisów! 👁️

Don't bend; don't water it down; don't try to make it logical; don't edit your own soul according to the fashion. Rather, follow your most intense obsessions mercilessly.

Maxine Lessard
28.12.1979, Los Angeles – kardiochirurg – powrót z Cleveland, Ohio po 8 latach 
matka zmarłej dziesięć lat temu Uny – była żona nieszczęsnego cudotwórcy

Praca wyrywa ją z łóżka o trzeciej nad ranem, nie pozwala dokończyć kawy, stawia pod ścianą w galerii ludzkiego dramatu. Wybawia od groźnych wycieczek na temat sensu i kruchości życia, brutalności świata, ułomności materii. Pozwala zasnąć, nim myśl wymknie się w kierunku ziejącej czeluści obrazów minionego szczęścia, teraz czarnych i pokurczonych jak uschnięta roślina. W końcu: gubi ją, gdy jeden telefon wystarcza, by wyniosła się z Cleveland z ledwie dwoma walizkami. Dyrektor tamtejszego szpitala słusznie zauważa, że przeprowadziłaby upragnione badania w samym piekle i biorąc pod uwagę fakt, że jest zmuszona wrócić do LA, Maxine bezwiednie przyznaje mu rację.
Wraca, by żyć w trójkącie bermudzkim między domem, szpitalem i basenem. Miasto jest ogromne, lecz przeszłość pełna słodkiej, cuchnącej zgnilizny i ciemnowłosa wie, że żadna nowa trasa jej przed tym nie ochroni. Otoczenie, choć tonie w słońcu, ma w sobie coś z wnętrza śnieżnej kuli; nieruchome skrawki wspomnień jak potępiony hologram wryte są w miejsca i tylko mętny migot tego, co jeszcze żyje, dobitniej nakazuje ugiąć się przed świadomością, że reszta dawno przeminęła. Całe to widowisko pozostawia w ustach gorycz, z którą od dziesięciu lat dr Lessard nie potrafi się pogodzić.

[Cytat Kafki. Wizerunek: Lena Headey. Maxine ma za sobą kawał przeszłości, który chętnie wypełnimy powiązaniami.
darrkslayerr@gmail.com]

7 komentarzy:

  1. [Bardzo ładnie napisana karta, a przy tym Lena na wizerunku - czego chcieć więcej! Witamy serdecznie z Elijah, który aktualnie sypia z byłem mężem Maxine. Myślę jednak, że byłoby bardzo ciekawie, gdyby Max i Elijah mieli całkowicie osobną relację, nie zdając sobie sprawy z łączącego ich elementu w postaci Keitha. Jeśli masz ochotę na wątek to zapraszamy.]
    Elijah

    OdpowiedzUsuń
  2. [Cześć! Bardzo ładnie napisana karta, lubię generalnie postacie lekarzy. W jakiś sposób zawsze mnie do siebie ciągnęły, chociaż nie umiem wytłumaczyć dlaczego dokładnie. Co ciekawe, mimo tych ciągot, w swojej blogowej karierze tylko raz chyba o ile mnie pamięć nie myli pokusiłam się na stworzenie takiej.
    Ale mniejsza z tym. Witamy serdecznie na blogu! Życzę samych porywających wątków!]

    Margaret, Mercy, Ledger & Theo

    OdpowiedzUsuń
  3. [Hańba, że nikt więcej żony nie powitał. Mam dzisiaj zabiegany dzień, ale postaram się wcisnąć nam początek. Szykuj się na buca <3]/nieszczęsny cudotwórca

    OdpowiedzUsuń
  4. [Dzień dobry. =)
    Nawet nie próbuję sobie wyobrazić jakiś to musi być okropne uczucie stracić dziecko. I podziwiam Maxine za to, że powróciła do miejsca, gdzie zakładam, że do tragedii doszło. Musi jej chyba naprawdę mocno zależeć na tych badaniach, ale być może pobyt w Los Angeles wprowadzi do jej życia coś dobrego. ☺️
    Życzę udanej zabawy i ciekawych wątków!]

    Elena Huntington, Caden Whitmore & Xavier Callegaro

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie wierzy w przeczucia. Jest skrajnie monistycznym empirystą, do obrzydzenia rozkochanym w materii, ciałach i flakach, których może doświadczyć. A mimo tego teraz, z drinkiem w dłoni oparty o framugę drzwi i wpatrzony w jej piękną, delikatną twarz czuje, że to, przez cały dzień, to była ona. Przeklęta intuicja.
    Ponieważ zbyt jest ułomny, by nazwać to wrażenie. Rozedrganie całego ciała, jak gdyby ktoś pod skórę wtoczył mu wlew z roju rozsierdzonych os. Dojmujący ciężar na klatce piersiowej, który sprawia, że każdy oddech wydaje się gwałtem na tym organizmie. Nachalna drażliwość, niema zapowiedź eksplozji. Wpatrzony w jej mądre oczy, czuje to wszystko dosadnie, a mimo to jego afekt niezmiennie pozostaje ograniczony. Mimika nie wyraża niczego, chuda sylwetka wydaje się równie rozluźniona, co okalająca ją, rozchełstana koszula, nawet dłoń nie zaciska się mocniej na szklance. I właśnie dlatego kotłuje się cały w środku oszołomiony jej obecnością i urodą, nadal, po tylu latach gotowy drgnąć na każde jej skinienie i szczelnie owinąć się wokół jej palca. A przede wszystkim: spuścić spodnie na bose stopy i zszarpać uściskiem palców na karku materiał z torsu, jeśli tylko ona wyrazi taką potrzebę. Ponieważ tego bulgotu nienazwanych emocji nie potrafi wyrazić i wypluć ich wraz ze słowem choć w cząstce z organizmu. Sięga więc po to, czego chwyta się zawsze: martwy cynizm i obcesowość.
    - Postarzałaś się - szasta tą grubiańską oczywistością i dławi nią łaskoczące przełyk emocje. Poprawia łykiem alkoholu i dopiero przełknąwszy ciecz i odsunąwszy szklankę od warg, robi krok w bok, niemo zapraszając ją do środka.

    OdpowiedzUsuń
  6. Jest słabym człowiekiem. A jego przekleństwem okazało się to, że na największą słabość jego organizm upatrzył sobie właśnie ją. Nic więc dziwnego, że kiedy mija go, bezwiednie niemal podąża wzrokiem za jej ciałem, zmysłami rozpaczliwie chłonąc jej obecność. Szczególnie wzrok pozwala sobie na flegmatyczne przesunięcie po kusząco ukrytych pod satyną kręgach jej kręgosłupa. Kiedy opiera się o ścianę, widok ten rekompensuje sobie równie pociągającą twarzą byłej żony.
    - Moje gratulacje - odpowiada cynicznie, bez fałszywego entuzjazmu. Zapewne wypadałoby teraz zapytać, co to ma go niby obchodzić, ale to złowrogie, towarzyszące mu od rana uczucie podpowiada mu, że to puszka Pandory, której nie chce otwierać. A także: że Max właśnie w celu jej otwarcia tutaj przyszła. Decyduje się zatem na kolejną swoją specjalność: dywersję.
    Z głośnym trzaskiem posyła drzwi na spotkanie framudze i natychmiast niweluje dzielącą ich przestrzeń. Obserwując falującą od przełykanego alkoholu szyję z ledwością powstrzymuje się, by w tępej brutalności nie zacisnąć na niej szczelnie palców. Zamiast tego sięga nimi wyżej do łaskoczącego jej policzek pasma włosów. Chwyta je między palec wskazujący a środkowy, śledząc ruch ręki spojrzeniem.
    - Ładnie pachniesz - częstuje ją teraz dla odmiany komplementem i przysuwa sobie nienachalnie kosmyk do nozdrzy. - Drzewo sandałowe?
    To oczywiście wierutne kłamstwo. Po pierwsze, Keith nie ma bladego pojęcia, jak pachnie ta roślina. Po drugie, oboje wiedzą, że do gustu znacznie bardziej przypadłaby mu naturalna woń jej ciała: potu i łona. Ale na tym przecież polega jego gra. By nigdy nie poruszać się w zbyt dotkliwej prawdzie.

    OdpowiedzUsuń
  7. Kusząca wizja wymalowana jej słowami w wyobraźni posuwa dłoń wraz z wplątanym w nią kosmykiem wprzód, ku miękkości policzka, po której przesuwa się flegmatycznie, by finalnie wtopić palce we włosy tuż za jej uchem. Opuszki wpijają się silnie w skórę, czym zastępują sobie potrzebę zrujnowania fryzury kobiety przez zaciśnięcie się na niej kurczowo.
    - Nie - mruczy Keith przyjemnie wibrująco, kiedy opiera wolne przedramię ponad głową byłej żony i nachyla się do niej ściślej. Wzrok leniwie śledzi ruch dłoni przy twarzy, która wyswobodzona z kosmyków powraca na policzek, ujmuje podbródek i kciukiem sięga do dolnej wargi, dociskając ją mocno do linii zębów. - Nie mam stołu.
    Gotów jest gwałtem wedrzeć opuszkę do jej jamy ustnej, dołączając do niej język, ale wtedy oczy popełniają błąd. Unoszą spojrzenie w górę, ku brudnej zieleni jej tęczówek, która zdradza tę niezmiennie nieznośną mu racjonalność Max, a wraz z nią sedno jej wypowiedzi. Wargi zamiast do niej, przylegają szczelnie do siebie samych w wyrazie dezaprobaty, kiedy puszcza kobietę, jednocześnie odbijając się od ściany. Krtań płodzi zwierzęce warknięcie, skutek tłumionego pożądania i jawnej dezaprobaty dla jej rozsądkowego oglądu na świat. Odwraca się, wtapiając dłoń tym razem w swoje włosy i szarpie je z irytacją, przechodząc w głąb mieszkania.
    Otwarta przestrzeń loftu jest nienagannie czysta i martwa, podobnie jak bez życia okazują się otrzymane od pacjentów rośliny usychające pod oknem. Jedynie sterta papierów przy otwartym laptopie na ławie za kanapą po prawej stronie, popielniczka na kontuarze w kuchni po lewej i pożółkły, miejscami poplamiony, koślawy i ewidentnie dziecięcy, ale precyzyjny rysunek ludzkiego mięśnia sercowego z niezgrabnym podpisem dla tatusia na drzwiach lodówki świadczą o tym, że mieszkanie mieści w sobie żyjącego człowieka, a nie jest jedynie protezą możliwej rzeczywistości w katalogu designerskiego sklepu meblowego. Nawet na zdjęcia Lessarda nie stać, bo fotografia dziewczynki, której już nigdy nie obejmie, notorycznie skutkowała łaskotaniem nozdrzy w niemym łaknieniu kokainy. Nie byłby jednak sobą, gdyby nie zaoferował Unie trybutu w formie tego jednego obrazka sprezentowanego mu przez nią na walentynki półtorej roku przed jej śmiercią z pełnym dezaprobaty komentarzem, że inne dzieci rysują serca, które nie wyglądają jak serca. Żeby nie zapomnieć o tej chwili, kiedy jeszcze objawy chorobowe nie wytrąciły mu gruntu spod nóg. Sęk w tym, że stała obecność tego nonkonformizmu dziewczynki na widoku sprawiła, że zupełnie przestał go zauważać.
    Nie widzi go i teraz, kiedy właśnie do lodówki podchodzi, by wyciągnąć z niej butelkę bursztynowego trunku.
    - Po cholerę tu przylazłaś, Max? - Atakuje byłą żonę tym pytaniem, zatrzaskując z hukiem drzwiczki urządzenia. Z szafki wyciąga szklankę i zalewa ją alkoholem, rozjuszone spojrzenie skupiając na kobiecie. Raczej nie oczekuje żadnej odpowiedzi. Drażni go zwyczajnie najmniejszy przejaw tej jej bezbłędnej racjonalności, która nakazała jej dowlec się pod te drzwi, by zareagował tak, jak właśnie reaguje w zaciszu własnego mieszkania, a nie - jak mniema - nazajutrz pośrodku szpitalnego korytarza.

    OdpowiedzUsuń