NAGŁÓWEK/HTML1

L.A. Dreamers

INFORMACJE/HTML2

❤️‍🔥 Porządki po liście obecności zrobione!

❤️‍🔥 Lista obecności dobiegła końca. Karty autorów, którzy się na nią nie wpisali, zostały przeniesione do archiwum. Autorzy mają czas do 7.09 na zgłoszenie chęci dalszego współtworzenia bloga, po tym czasie zostaną usunięci z grona autorów.

❤️‍🔥 Kilka punktów regulaminu uległo zmianie (zaznaczenie kolorem), zapraszamy do zapoznania się z treścią!

❤️‍🔥 Zapraszamy do zapisów! 👁️

‘cause I feel like the city’s got the better of me

 
 Ledger S. Collins

15.12.97r • ten, który nigdy nie musiał się niczym przejmować • środkowy z rodzeństwa • najmniej lubiany syn • absolwent prawa na Stanford • dziesięcioletni plan, którego musi się trzymać • czarna owca rodziny • a jednak ten, który ma przejąć rodzinny biznes • chodząca tragedia, wstyd i hańba 

Ledger ma przejąć fotel prezesa. W pierwszej chwili, gdy ta wiadomość wychodzi na światło dzienne, zapada cisza. To żart, prawda? Upewnienia. Ledger S. Collins naprawdę przejmie stanowisko po ojcu. Sam wcześniej wspomniany nie wydaje się być zadowolony z takiego obrotu sprawy. Ta rola nie była przecież przeznaczona dla niego. Notowania na giełdzie drastycznie spadają. Ten ruch jest nie tylko dużym zaskoczeniem, ale… wydaje się być czystą głupotą. Przecież Ledger się nie nadaje. Zawsze o nim głośno, ale nigdy w odpowiednim tonie. Robi zawsze to, co mu się podoba, nie zważając na konsekwencje, nie myśląc o tym, co powie ojciec, jak odbije się to na firmie, jak bardzo będą wkurzeni członkowie zarządu. Dla Ledgera liczy się jedynie on. Nikt więcej. Nic więcej poza swoją satysfakcją, rozrywką i poczuciem, że spędza życie dokładnie tak, jak mu się podoba. Do czasu. Bo ojciec stawia twarde warunki, ale Ledger… Ledger S. Collins naprawdę zajmuje fotel prezesa. 

41 komentarzy:

  1. Nie odwzajemniła delikatnego uśmiechu. Obróciła się plecami do bruneta, udając, że szuka czegoś w szufladzie z przyborami kuchennymi i dopiero wówczas pozwoliła sobie na delikatne uniesienie kącików ust. Zanim odwróciła się z powrotem, jej twarz przybrała neutralny wyraz.
    Względnie, bo z jakiegoś powodu spojrzenie Ledgera i ten głupkowaty uśmiech nie pozwalały jej zachować należytej powagi.
    — A ciebie nie rozprasza to, że nie mam na sobie nic poza koszulką? — spytała podejrzliwie. Chyba właśnie się przyznała, że naprawdę rozpraszała ją jego nagość. Półnagość. Jak zwał tak zwał. W każdym razie nie zaprzeczyła, więc… Właściwie można to było uznać za potwierdzenie. Ona na jego miejscu tak by zrobiła.
    — Przestań się o mnie ocierać! — zawołała, odrzucając głowę do tyłu i nie przestając się śmiać. — Od kiedy to jesteś taki ugodowy i robisz to, czego chcę? Wysyłasz sprzeczne sygnały — stwierdziła, mając na myśli to, że nie poszedł po koszulkę, ale już nie miał problemu z nazywaniem jej tak jak tego chciała. Bo naprawdę podobała jej się nowa ksywka i fakt, że nie była już naćpana wcale tego nie zmienił.
    Oddychała ciężko już nie tylko przez ich małą zabawę. Rozchyliła wargi, przyglądając się twarzy bruneta. Szczególnie jego błyszczącym oczom, bo miała wrażenie, że jej własne wyglądają w tej chwili bardzo podobnie. Czuła jego dłonie, ale przestało jej przeszkadzać, że są brudne.
    — Chcesz, żebyśmy… — zaczęła, ale nie dane jej było dokończyć. Zrobiło jej się głupio, kiedy Ledger przedstawił mężczyznę. Wiedziała przecież, że ochroniarz miał się zjawić, nie powinna na niego naskakiwać.
    Szybko jednak przeniosła wzrok z powrotem na Collinsa, bo jego słowa… Znowu zrobiły na niej wrażenie. I to takie, że zrobiło jej się ciepło. Brzmiał jakby naprawdę się o nią martwił. Na tyle, że groził swoim pracownikom. Nie miała pojęcia na ile to gra z jego strony, ale musiała przyznać, że wytrącał jej z rąk wszystkie argumenty przeciw ich sypianiu ze sobą. Bo przecież razem utknęli, a on zachowywał się… Inaczej. Jak Ledger, którego chciała poznać. Naprawdę poznać.
    Kiwnęła głową, w pełni się z nim zgadzając. Mogli się ze sobą droczyć, ale nie przy osobach trzecich. A na przekonaniu kogokolwiek do prawdziwości ich związku i tak już jej nie zależało, dawno temu się wsypali.
    — Najpierw powinniśmy się umyć — mruknęła, przenosząc wzrok na ochroniarza, który zgodnie z poleceniem podszedł do blatu i położył na nim pakunek, a potem oznajmił, że będzie w biurze ochrony. Luna zmarszczyła czoło, bo nie miała świadomości, że jest tu jakieś biuro. Wyszedł, a dziewczyna chwyciła za torebkę i wyjęła z niej tabletkę, nie zważając na pokryte surowym ciastem dłonie. Natychmiast ją połknęła, a potem ruszyła w kierunku schodów. — Idziesz? — rzuciła przez ramię, rozpoczynając wspinaczkę na piętro.

    🤭

    OdpowiedzUsuń
  2. [Bardzo dziękuję za miłe słowa, bardzo się cieszę, że karta Elijah przypadła Tobie do gustu, bo muszę przyznać, że wyrywałam sobie włosy z głowy pisząc ją. W razie chęci (a i pomysłu, bo mu mnie pusto bardzo) zapraszamy na wątek.]
    Elijah

    OdpowiedzUsuń
  3. Milczała, przyglądając mu się bez mrugnięcia okiem. Powinna być wściekła, prawda? Po każdym jego słowie powinna być coraz bardziej wkurzona, ale wcale tak nie było. Jej oddech lekko przyspieszył, a spojrzenie zrobiło się zamglone, ale nie dlatego, że się zdenerwowała. Jedyne, co poczuła, to wilgoć wzbierającą między nogami i gotową na to, żeby zacząć spływać po udach. Wystarczyło, że przypomniała sobie to uczucie, kiedy Ledger jej dotykał, a także widok jego twarzy zanurzającej się w jej cipce i miała ochotę złamać się pierwsza, prosząc o to, żeby się do niej zbliżył. I żeby ją zerżnął, mimo że była obolała i miała zjazd.
    — Zamierzasz o to prosić? — zapytała cicho, przeklinając się w duchu za zduszony, lekko schrypnięty głos, ale nie odwróciła spojrzenia ani nie odchrząknęła, nie chcąc dać mu jakiejkolwiek satysfakcji ze stanu, do jakiego ją doprowadzał. Choć była na tyle świadoma, żeby się nie łudzić, że tego nie zauważył. Działał na nią. Gdyby nie jego wredny charakter, nie próbowałaby nawet walczyć z tym przyciąganiem. Co ciekawsze, już od jakiegoś czasu nie chodziło o to, że był podobny do Aidena. Po prostu… Miał w sobie coś takiego, że zwyczajnie na niego leciała.
    — Gdybyś mnie nie prowokował, nie musiałabym cię brudzić — odparła, tym samym odwracając kota ogonem. Po jego kolejnych słowach wywróciła oczami i szarpnęła się, chcąc wyrwać ręce z jego uścisku, a potem jeszcze trochę go pobrudzić, ale skutecznie doprowadził do tego, że przestała się wyrywać i podniosła wzrok na jego twarz. Nawet ubrudzona ciastem wciąż zdawała się nieprzyzwoicie przystojna. — Jak reaguję? — spytała cicho na wydechu. — Wydaje ci się — dodała szybko, tym samym przyznając się do tego, że wie o czym mówił. Bo miał rację, reagowała na tę pieszczotliwą ksywkę. Podobało jej się, że przestała być dla niego zwykłą Luną lub gorzej, Myers.
    Skupiła się na przyjęciu tabletki, nie zwracając większej uwagi na zachowanie Ledgera. Idąc na piętro, tak naprawdę nie miała na myśli żadnego podtekstu, gdy zapytała, czy również wybiera się na górę. Po prostu przypomniało jej się, że on również chciał się umyć. Zakładała, że zrobią to oddzielnie, ale spojrzenie, które na sobie poczuła, podpowiadało jej, że chyba się w swoim założeniu pomyliła. Odetchnęła jednak głęboko i wznowiła marsz, z całej siły powstrzymując się przed naciągnięciem koszulki niżej na tyłek.
    Drgnęła zaskoczona i zatrzymała się, spoglądając na bruneta rozszerzonymi oczami. Zatrzymała się tuż przed nim, wystarczyłoby zrobić pół kroku, żeby przylgnąć do jego torsu.
    — Czego jestem pewna? — zapytała, niezbyt umiejętnie zgrywając idiotkę, bo jej oddech znowu przyspieszył. Była niczym bomba gotowa do wybuchu, a Ledger… Ledger przeciął swoimi słowami nieodpowiedni kabelek. Bo to brzmiało jak obietnica. Słodka obietnica. Obietnica czegoś lepszego niż to, co było między nimi do tej pory. — To miało na celu mnie odstraszyć? Bo na razie odnosisz odwrotny skutek — powiedziała cicho, odwzajemniając spojrzenie. Kusiło ją, żeby złapać jego dłoń i wsunąć sobie do ust jeden palec, a potem go possać, powstrzymało ją tylko to, że wciąż był brudny od ciasta, a ona czuła się wystarczająco źle, by dorzucać do tego jeszcze ewentualny ból brzucha. — Po prostu chodź — szepnęła i uśmiechnęła się kącikiem ust, a potem chwyciła go za rękę, którą dotychczas dotykał jej twarzy i pociągnęła go w kierunku wspólnej łazienki.

    😏

    OdpowiedzUsuń
  4. Dupek. Pieprzony dupek. Jakby doskonale wiedział, w jaki sposób zadziała na nią ten uśmiech, to spojrzenie, którym ją obdarzył. Bo może wiedział. Już wcześniej leciała na te jego uśmieszki, ale był takim chamem, że potrafiła się powstrzymać.
    Teraz jednak wiedziała, że Ledger Collins miał inną stronę. Bardziej ludzką. Stronę, która wprawdzie wykorzystała jej naćpanie, ale tylko dla siebie. Nie pozwolił, żeby dotknął jej ktokolwiek inny. Stronę, która potrafiła wygłupiać się z nią w kuchni, dać się posypać mąką i oblać ciastem, nie robiąc z tego karczemnej awantury. Stronę, która ściągnęła ochroniarza, żeby Sylvester nie mógł jej nic zrobić. Kiedy okazywał się człowiekiem, Luna miała coraz większy problem w tym, żeby go tak szczerze i czysto nienawidzić.
    — Wysoce rekomendowane — szepnęła, nie odrywając błyszczącego spojrzenia od jego ciemnych tęczówek. Kątem oka jednak widziała, co się z nim działo. Trudno było nie widzieć, skoro natura mu nie poskąpiła. Z jakiegoś powodu czuła się znacznie lepiej z myślą, że nie tylko on działał na nią w ten sposób.
    — Pieprz się, Collins — mruknęła, patrząc na niego spod rzęs, zanim ruszyła na piętro. Kiedy znalazł się tuż obok, a jego dłoń zacisnęła się na jej nadgarstku… Coś w niej pękło. Iskra zmieniła się w płomień, który Ledger podsycał z każdą chwilą. Nie przemyślała tego, że w następnej chwili pociągnęła go do sypialni, to się po prostu stało. Nie miała ochoty tego roztrząsać, po prostu słuchała instynktu, a ten nakazywał jej… Cóż, powtórzyć tę noc, tym razem w pełni świadomie jako zupełnie przytomna osoba. Nie przeszkadzało jej nawet w tej chwili, że była obolała, a skacowana głowa błagała o coś tłustego do jedzenia i sen.
    Obróciła się ze zdziwieniem, kiedy brunet ją zatrzymał, ale nie zdążyła odezwać się słowem, bo jego usta już wylądowały na jej. Jęknęła cicho, odwzajemniając pocałunek i wspinając się na palce, żeby znaleźć się bliżej.
    — Zapomnij o pościeli w takim stanie — wydyszała w przerwie na głębszy oddech. Czując, że mężczyzna ją unosi, bez wahania objęła go rękami i nogami, a potem wydała z siebie kolejny jęk, gdy jej mokra cipka zetknęła się z jego podbrzuszem. Poruszyła biodrami, ocierając się o ciepłą skórę swoją nabrzmiałą łechtaczką. — Nie udawaj, że będziesz płakał z tego powodu — szepnęła, odchylając głowę do tyłu, by ułatwić mu dostęp do swojej szyi. Oddychała płytko i szybko, a jej ciało drżało z wcale nie takiego znowu tłumionego pragnienia. Miała wrażenie, że jeśli za chwilę nie poczuje go w sobie, wyląduje w pieprzonym psychiatryku. — Ledger… Idź prosto pod prysznic — poleciła cicho, łapiąc go za włosy, żeby odchylił głowę. Dotykanie ciemnych kosmyków, gdy były w takim stanie, nie było najprzyjemniejsze, a ona pragnęła się tym rozkoszować. Nie przeszkadzało jej, że zmoczą ubrania, i tak wyrządzili już dzisiaj wystarczająco szkód w tym mieszkaniu.
    Wpiła się w jego usta i otarła się o niego, znowu wydając z siebie jęk, tym razem głośniejszy.
    — Musisz mnie zerżnąć… Nie wytrzymam dłużej — wydusiła.

    🥵

    OdpowiedzUsuń
  5. [Cześć. Dziękuję za powitanie. W moim przypadku to pierwsza postać związana z medycyną, ale potencjał jest duży, więc mam nadzieję, że będzie ciekawie.
    Przeczytałam karty Twojej czwórki i, jak widzę, każda z postaci ma przed sobą inne wyzwania. Życzę dobrej zabawy przy rozwijaniu ich historii.]

    Maxine

    OdpowiedzUsuń
  6. Nawet jego chrapliwy śmiech robił na niej znacznie większe wrażenie niż powinien. Szczerze mówiąc, mogłaby słuchać tego dźwięku nieustannie, najlepiej tuż przy swoim uchu, kiedy będzie śmiał się z czegoś, co powiedziała ona, ale nie w celu wyśmiania jej. Nie miała czasu ani ochoty zastanawiać się nad tym, w jak bardzo popieprzonym kierunku wędrują w tej chwili jej myśli. Może mogłaby to zrzucić na swój obecny stan, nieważne.
    — Przypominam, że… Mam zjazd i jestem… Obolała… Już nie mam siły — szeptała w przerwach od głębokich oddechów. Było jej tak dobrze… Tak kurewsko dobrze. Nie przypominała sobie, by czuła się tak kiedykolwiek wcześniej od samych tylko pocałunków. Nie wykluczała, że mogłaby dojść od takich pieszczot, ale za bardzo pragnęła go w sobie, żeby to sprawdzać.
    — Mhm — zamruczała w jego wargi. Miała jeszcze na tyle przytomności, żeby załapać, co takiego chciał zrobić. A czemu Luna nie zamierzała ulec. Wprawdzie nie była gotowa zrezygnować z tej bliskości, jeśli zaszłaby taka potrzeba, ale proszenie również nie wchodziło w grę. Skoro on sięgał po to, czego chciał, Myers również mogła to zrobić, prawda?
    Jęknęła cicho, gdy jej plecy w końcu miały podparcie, dzięki czemu mogła wypchnąć biodra do przodu i mocniej otrzeć się o ciało Ledgera. Tyle wystarczyło, by ukłucie przyjemności rozlało się po jej podbrzuszu, wyciskając z niej ciche sapnięcie. Odchyliła głowę do tyłu, wystawiając twarz do deszczownicy, żeby spłukać z siebie ciasto. Koszulka natychmiast przykleiła się do jej ciała, więc wykorzystała to, że Collins zdawał się trzymać ją dość pewnie w swoich ramionach i sięgnęła do krawędzi, zdzierając z siebie materiał, który następnie opadł na płytki z plaśnięciem. Gdy tylko tak się stało, Luna objęła Ledgera za kark, wplatając palce jednej ręki w jego włosy, teraz już pozbawione lepkiej masy.
    — Zawsze możemy sobie darować — odpowiedziała równie cicho, a przy każdym wypowiadanym słowie ich wargi ocierały się o siebie. — Puścisz mnie, a ja pójdę do siebie i poradzę sobie sama. I oczywiście cię nie wpuszczę, będziesz mógł jedynie stać za drzwiami i słuchać moich jęków. Nie wolałbyś wypełniać mnie swoim kutasem osobiście, zamiast pozwalać na to silikonowej zabawce? — wymruczała, a kącik jej ust również zaczął drżeć. Wiedziała, co ona by wolała, ale proszenie nie wchodziło w grę. — Więc to zrób. Wszystko, czego ty chcesz. Podejrzewam, że oboje będziemy zadowoleni — szepnęła i wysunęła język, żeby musnąć jego koniuszkiem górną wargę bruneta. — Albo zrobię to sama i tylko jedno z nas będzie zadowolone. Spoiler, nie będziesz to ty — dodała z połowicznym uśmieszkiem. Obniżyła się nieco i poruszyła biodrami, ocierając się o napięty materiał jego spodni. Gdyby był nagi, tym ruchem nasunęłaby się na niego sama, ale wciąż był ubrany, co znacznie utrudniało zadanie. Pozycja jednak nie pozwalała jej na samodzielne rozebranie go, a jakoś nie mogła się zmusić, żeby się teraz odsunąć.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  7. Pokręciła lekko głową, tym samym przyznając mu rację. Nie było sensu udawać i na siłę zaprzeczać, skoro jej ciało reagowało jednoznacznie, a Ledger mógł nie tylko zobaczyć, ale i poczuć tego dowody. To również było niepokojące, bo skoro działał na nią tak mocno, mimo że była zmęczona i marzyła jedynie o położeniu się z powrotem do łóżka, to co się stanie, gdy będzie w pełni trzeźwa i nie na kacu?
    — Kręci cię to, że będzie mnie boleć? — szepnęła, przyglądając mu się błyszczącymi oczami. Rzecz w tym, że Luna całe życie uciekała przed bólem. Robiła wszystko, żeby go nie czuć, dlatego była cicha jak trusia i tańczyła tak, jak zagrał jej ojciec. Ale kiedy w perspektywie miała był ból mieszający się z przyjemnością, w dodatku zadawany przez Ledgera… Jakoś ta perspektywa nie była przerażająca. Przeciwnie, w sekundę zawilgotniała tak bardzo, że czuła, jak podniecenie zaczyna spływać po jej pośladkach.
    Uśmiechnęła się mimowolnie, czując na sobie jego wzrok. To był pierwszy raz, kiedy dostrzegła, że podoba mu się to, co widział. Jedną ręką wciąż trzymając się jego karku, drugą sięgnęła do swojej piersi i zrolowała sutek, wydając z siebie cichy jęk. Potem wygięła się w łuk i przylgnęła do torsu bruneta, ocierając się o niego piersiami.
    — Może powinniśmy skrócić godziny pracy Dorothy. Wiesz, żebyś częściej mógł się na mnie tak gapić. Będę tak dobra i pochodzę trochę bez ciuchów po domu — mruknęła z uśmieszkiem, który jednak szybko zniknął, gdy Ledger zaczął mówić. Luna rozchyliła wargi, oddychając szybko i płytko, gdy wyobrażała sobie, co mógłby robić pod jej drzwiami.
    — Powiedział ten, który twierdzi, że będzie sobie walił, słuchając moich jęków, więc można powiedzieć, że jesteśmy kwita, książę ciemności — wydyszała. Ta rozmowa doprowadzała ją na skraj. Dosłownie ociekała wilgocią, która nie miała nic wspólnego z lecącą z deszczownicy wodą, a jej cipka zaciskała się na pustce. Była zdesperowana, żeby go w sobie poczuć, ale na tyle uparta, że nie zamierzała go o to prosić, cokolwiek się wydarzy.
    — Tak, dokładnie tak. Chcę zobaczyć to, czego nie pokazałeś mi wczoraj — szepnęła i trąciła nosem jego nos. — Tak, Collins? — spytała, udając niewiniątko, po czym uśmiechnęła się, gdy poczuła, że zaczął szarpać się ze swoim ubraniem. Sekundę później odrzuciła głowę do tyłu, uderzając nią o ścianę, ale nic sobie z tego nie robiąc, a z jej gardła wyrwał się krótki krzyk. Była mokra, ale obolała i ciasna, więc ten gwałtowny ruch był dość bolesny, ale jednocześnie na tyle przyjemny, że jej mięśnie mocno się zacisnęły.
    — To dobrze, nie lubię wanilii — wydyszała, wbijając paznokcie w jego kark. Jej biodra poruszały się w rytmie, który nadawał, a mięśnie paliły żywym ogniem, ale miała to gdzieś. — Nie wkurwiaj mnie — jęknęła i szarpnęła go za włosy, odciągając od swojej szyi, ale tylko po to, by wpić się w jego wargi, a chwilę później wyjęczeć w nie swoje spełnienie.

    🥵

    OdpowiedzUsuń
  8. — Może — wymruczała takim samym tonem jak Ledger i również się uśmiechnęła. — Przyznaj, że chcesz, żebym tego chciała — dodała, starając się jednocześnie, by jej myśli nie zawędrowały w kierunku, który zdecydowanie nie sprzyjałby obecnej atmosferze między nimi. Wolała wciąż z nim flirtować niż zastanawiać się, jak wiele lasek musiał przelecieć, by plotki o jego umiejętnościach dotarły nawet do Luny i to jeszcze wtedy, gdy nie byli zmuszeni ze sobą żyć. — Nie jestem tchórzem, Collins — szepnęła, patrząc wyzywająco prosto w jego ciemne oczy. Teraz nie wydawały jej się tak puste jak zwykle.
    — Też to lubię — odpowiedziała, spoglądając znacząco w dół. Okej, kazała mu ubrać koszulkę, ale tylko dlatego, że kiedy jej na sobie nie miał, nie mogła skupić się na odpychaniu go od siebie. A skoro to i tak nic nie dało, równie dobrze oboje mogli chodzić bez pewnych części garderoby.
    Każdy jego ruch bolał, ale to był ten słodki rodzaj bólu, którego pragnęło się więcej, dłużej i mocniej. Poruszała się w nadawanym przez niego tempie, odwzajemniając gorączkowe pocałunki, odwzajemniając intensywne spojrzenia i jęcząc głośno, kiedy przyjemność zaczęła rozlewać się po jej ciele. Miała w dupie, że Dorothy w każdej chwili mogła się zjawić, a w tym samym budynku czekał na nią ochroniarz. W końcu byli u siebie, prawda? Mogli robić co chcieli, nawet jeśli miało być to pieprzenie się i głośne jęki.
    Krzyknęła, gdy wdarł się w nią wraz z przetaczającą się przez jej ciało falą orgazmu. Wbiła paznokcie w jego ramiona, jęcząc z każdym ruchem jego bioder, aż nagle… Aż nagle przestała go w sobie czuć. Zanim zdążyła się zorientować, co się w ogóle dzieje, w jej rozgrzane, mokre ciało już uderzyło chłodne powietrze. Zadrżała i odsunęła się na moment od ust bruneta, żeby zapytać, co takiego robił, jednak nie zdążyła tego zrobić. Odruchowo wydała z siebie pisk i uniosła się na łokciach, spoglądając na niego z dołu. Pościel przykleiła się do jej mokrego ciała, ale miała to w bardzo głębokim poważaniu, jak zresztą wszystko inne, co nie wiązało się w tej chwili z Ledgerem.
    — Komuś chyba się to bardzo podoba — wymruczała, opadając na plecy. Objęła nogami jego biodra i odwzajemniła pocałunek, który nie trwał tak długo, jak by sobie tego życzyła. Nic jednak nie powiedziała, bo za bardzo była ciekawa, co takiego wymyślił. — A co z będziemy się pieprzyć w pościeli, jak już nie będziemy mieli sił? Opadłeś z sił, Ledge? Tak wcześnie? — spytała i roześmiała się, ale śmiech płynnie przeszedł w jęk. Wygięła się w łuk i odruchowo wplotła palce jednej ręki w mokre włosy Collinsa, ściskając je mocno w pięści. — Kurwa — wydusiła i znowu jęknęła na kolejne ukłucie bólu mieszającego się z przyjemnością, która trafiała prosto między jej nogi. Mimowolnie poruszyła biodrami, ocierając się cipką o tors mężczyzny i drżąc lekko, gdy wrażliwa łechtaczka również sprawiła jej ból. — Uwielbiam — wyszeptała, zupełnie nie myśląc nad swoimi słowami. Przyjemność była zbyt wielka, żeby mogła się skupić. — Pieprz mnie, proszę… Muszę mieć cię w sobie — wyrzuciła z siebie wraz z kolejnym jękiem. Cóż, chyba właśnie przegrała ich małą walkę, w końcu o coś poprosiła, ale to była ostatnia rzecz, nad którą by się teraz zastanawiała.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  9. Uśmiechnęła się jedynie kącikiem ust, ale zrobiła to szczerze, co było dość zaskakujące. Bo podobało jej się to, co właśnie się między nimi działo. I podobał jej się taki Ledger. Ledger, który nie był wrednym chujem dla zasady tylko odwzajemniał flirt i również wyglądał, jakby każdy jego uśmieszek był szczery i zarezerwowany tylko dla Luny. Z jakiegoś powodu miała wrażenie, że jego wspólna noc z Lexie nie wyglądała w ten sposób. Wmawiała sobie, że nie potrafiłby wyrzucić jej z łóżka tak, jak uczynił to wtedy z tamtą dziewczyną. Że mimo wszystko, choć był cholernym dupkiem, nie potrafiłby potraktować w ten sposób swojej narzeczonej, fałszywej czy nie.
    Okej, stop. To zaczynało iść zdecydowanie za daleko i w tym momencie nie było wskazane.
    Odsunęła od siebie ponure myśli, skupiając się wyłącznie na piszczącym jej ciało brunecie. Oddychała ciężko i wiła się pod nim, wyginając się w kierunku jego dłoni i ust. Każdy dotyk, nawet ten bolesny, był dla niej czymś nowym i cholernie przyjemnym. Dotychczas nie ufała nikomu na tyle, by pozwolić sprawić sobie ból. Z Ledgerem było trochę inaczej, bo kiedy pociągnęła go za włosy i jęknęła głośniej, dając znać, że to za dużo, ból nagle zelżał wystarczająco, by znowu zaczęła czerpać z tego przyjemność. I to właśnie robiła.
    — Spokojnie, Collins, tego nie powiedziałam — wydyszała i ponownie jęknęła, odrzucając głowę do tyłu. Poruszyła biodrami, ocierając się o jego skórę i czując, jak drobne ukłucia przyjemności powoli zaczynają rozlewać się po jej podbrzuszu. Wystarczyłoby jej kilka minut, żeby ponownie osiągnąć orgazm, ale wtedy on nagle przestał zajmować się jej piersiami, a tors, z pomocą którego próbowała doprowadzić się na szczyt nagle zniknął. Rozchyliła wargi i westchnęła z wyraźnym niezadowoleniem.
    — Nie mogłabym. To i tak za dużo — szepnęła, wodząc za nim spojrzeniem. Jego twarz niemalże przy jej cipce była chyba najseksowniejszą rzeczą, jaką widziała od dawna i nie mogła się doczekać, aż ujrzy jego usta zatopione w jej kobiecości. Oddychała coraz szybciej i bardziej urywanie, a jej dłoń sama powędrowała do ciemnych włosów mężczyzny i nacisnęła na jego głowę, próbując zepchnąć go niżej, żeby w końcu poczuć jego język. Jęknęła z frustracji i opuściła głowę na poduszkę, gdy jej się to nie udało. — Dupek — wyrzuciła na wydechu, a w następnej chwili pisnęła, nagle lądując na brzuchu. Natychmiast spełniła polecenie, unosząc się na kolanach i na rękach. Zerknęła na Ledgera przez ramię i wydała z siebie następny głośny jęk. Zamiast jednak uciec od jego dłoni, poruszyła biodrami i wypchnęła pośladki w jego kierunku, domagając się więcej. — Ciebie — szepnęła, znowu na niego patrząc. Wykorzystała to, że się nad nią nachylił i wyciągnęła się do tyłu, odnajdując ustami jego wargi. — Muszę mieć w sobie twojego kutasa. Teraz. Pieprz mnie, Ledger — wyrzuciła z siebie, napierając na jego męskość, którą czuła między swoimi nogami. Ale niewystarczająco. — Zrobię co zechcesz, tylko w końcu mnie zerżnij…

    🥵

    OdpowiedzUsuń
  10. Nie da się zaprzeczyć, że po tamtej nocy i dniu coś się między nimi zmieniło. Oczywiście to nie tak, że przeszli nagle przeszczep osobowości i zaczęli zachowywać się jak papużki nierozłączki, ale coś ewidentnie było na rzeczy. Jakoś tak samo wyszło, że przestali walczyć z przeprowadzką do wspólnej sypialni. Zasypiali obok siebie, zazwyczaj wykończeni po wyuzdanym seksie, a Luna nie raz budziła się wtulona w ciepłe ciało Ledgera lub z głową opartą na jego piersi. Nie wymieniali randomowo pocałunków, nie traktowali się z czułością, nie przytulali, nie przestali sobie wzajemnie dogryzać, a za rękę trzymali się wyłącznie pod publiczkę, gdy musieli pojawić się na jakimś evencie, ale prawda była taka, że kiedy któreś z nich pragnęło tego drugiego, maski opadały, a oni rzucali się na siebie z takim głodem, jakby mieli się nigdy sobą wzajemnie nie nasycić. Wielbili swoje ciała, flirtowali, wymieniali czułości, sprośne słówka, spełniali fantazje, a następnego ranka wstawali i zachowywali się, jakby to nigdy nie miało miejsca. Aż do następnego razu, gdy napięcie stawało się nie do wytrzymania i nie potrafili utrzymać rąk przy sobie.
    I to działało. Szczerze mówiąc, Luna mogłaby tak żyć. Bez tej jawnej wrogości i rzucania sobie kłód pod nogi. Jeśli ich małżeństwo miało tak wyglądać, naprawdę nie miała nic przeciwko.
    To była jedna z tych okazji, podczas których musieli zachowywać się jak prawdziwa para i jak zauważyła, z każdym takim wyjściem coraz mniej przeszkadzało jej obejmujące ją ramię Ledgera czy krótkie całusy, którymi się obdarowywali. Miała wrażenie, że coraz mniej robią to dla rodziców, a coraz więcej dla samych siebie, bo po prostu mieli na to ochotę. Powinno ją to przerazić, prawda? Nie mogła niczego czuć do Ledgera Collinsa. On zniszczył jej życie. Miał zostać jej mężem z przymusu, jedyne uczucie, jakim powinna go darzyć, to nienawiść. A jeśli miała być całkiem ze sobą szczera… Przestała widzieć perspektywę małżeństwa z nim jak więzienie, ucieczkę z deszczu pod rynnę.
    W każdym razie wracając do tematu, ślub miał odbyć się na początku czerwca, ale ze względu na zobowiązania zawodowe Sylvester zażyczył sobie, by próbna kolacja miała miejsce prawie miesiąc wcześniej. Wprawdzie ojciec nie stanowił już dla Luny bezpośredniego zagrożenia, ale tak naprawdę nie miała nic przeciwko, by impreza odbyła się tak szybko, bo chciała skupić się na dopinaniu ostatnich poprawek przed samym wielkim dniem, a nie wysłuchiwaniu próbnych toastów. Co chociaż ślub był ustawiony, sama Myers chciała, żeby był jej wymarzonym. Od zawsze miała wszystko zaplanowane. Wiedziała, że Ledger nie będzie miał nic przeciwko, w końcu jego poziom zaangażowania był znikomy, więc robiła wszystko tak, żeby mimo wszystko było cudownie.
    I miało być, choć próbna kolacja w żadnym stopniu nie nawiązywała do samego ślubu. Miała odbyć się w nowoczesnej, ogromnej willi na wzgórzu. Ogromny ogród, po którym goście mogli spacerować w swoich eleganckich ubraniach, popijając szampana i jedząc maleńkie przekąski… To nie było to, czego chciała Luna, ale ustąpiła, żeby tylko odbębnić ten wieczór.
    Postarała się jednak w innej kwestii. Kiedy opuszczała łazienkę, nie przypominała samej siebie. Oczywiście na co dzień musiała wyglądać nienagannie, gdy wychodziła z domu, ale teraz prezentowała się wyjątkowo dobrze. Satynowa złota sukienka sięgająca połowy ud przylegała do jej ciała we wszystkich właściwych miejscach, a ciemne włosy opadały miękkimi falami na odsłonięte plecy. Dodała sobie kilka centymetrów czarnymi szpilkami, miała też nieco mocniejszy makijaż niż zwykle, ale wystarczająco stonowany, by nie przypominać karykatury. Stanąwszy w progu salonu, obróciła się wokół własnej osi, by Ledger mógł obejrzeć ją z każdej strony.
    — Jak wyglądam, książę ciemności? — zapytała, uśmiechając się kącikiem ust. Wbrew wcześniejszym zapowiedziom nie zmieniła mu ksywki, bardzo często zwracała się do niego w ten sposób. Uważała, że to do niego pasuje.

    😏

    OdpowiedzUsuń
  11. Czy to naprawdę było takie złe? To, że zaczęli się dogadywać, że ta relacja ewidentnie działała, a oni przestali dopieprzać sobie na każdym kroku, w końcu czerpiąc z tego wymuszonego bycia razem coś dobrego? Lunie naprawdę to pasowało. Okazało się też, że ludzka twarz Ledgera wcale nie jest taka zła i zaczęła go lubić. Być może bardziej niż powinna, biorąc pod uwagę całą ich historię, ale im dłużej zachowywali się względem siebie normalnie, a nie wrogo, tym mocniej zakorzeniało się w niej to uczucie. Cóż, być może nawet… Trochę się w nim zauroczyła. Na tyle, że mogła zacząć rozważać prawdziwy, a nie udawany związek.
    Ale do tego nigdy by się nie przyznała. Poza tym to, co się między nimi działo, było wystarczające. Nie mieli względem siebie żadnych oczekiwań, niczego nie ustalali, nie komplikowali sobie życia szczerymi rozmowami. Było dobrze. Naprawdę dobrze.
    Uśmiechnęła się szerzej i dygnęła lekko na usłyszany z ust bruneta komplement. To nie tak, że rzadko je słyszała. Nie raz ktoś jej mówił, że jest ładna, że pięknie wygląda, że mogłaby zostać modelką i tak dalej, ale nigdy nie wierzyła w te zapewnienia. Rodzice skutecznie zabili w niej jakiekolwiek poczucie własnej wartości. Ledgerowi jednak była w stanie uwierzyć. W końcu z nią sypiał, prawda? Chyba nie robiłby tego, gdyby mu się nie podobała choć trochę…
    — Sugerujesz, że do siebie pasujemy, panie Collins? — uśmiechnęła się łobuzersko i chwyciła jego dłoń bez większego wahania, bo to wydawało się czymś naturalnym. — Jeśli komuś wypada się spóźnić, to właśnie nam — zauważyła, ale na jego kolejne pytanie pokręciła głową. Kiedy jednak ruszyła do wyjścia, o czymś sobie przypomniała i przystanęła przy toaletce, sięgając do szuflady. Wyjęła z niej małe pudełko. Okazało się, że podczas sprzątania Dorothy znalazła wisiorek, który Luna zerwała tamtego dnia i oddała go do naprawy. Dziewczyna wzięła go z powrotem, ale nie zakładała, jakby czekała na odpowiednią okazję. Z lekkim wahaniem podała pudełko Ledgerowi. — Założysz mi? — spytała i obróciła się do niego tyłem, unosząc włosy.
    Przez całą drogę nie puszczała jego ręki, nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Im bliżej celu się znajdowali, tym mocniej chciało jej się rzygać. Nie chciała widzieć rodziców, nie chciała widzieć przyszłych teściów, nie chciała widzieć Rosie i Aidena… Zwłaszcza tej ostatniej dwójki. Dobrze, że Rose miała do Luny identyczny stosunek i nie brała sobie do serca obowiązków pierwszej druhny (tak, rodzicom tak bardzo spodobał się pomysł Ledgera, że nie odpuścili w tej kwestii) i nie widziały się ani razu od tamtego felernego przyłapania. Amelia była dla Luny największym wsparciem. To ona naprawdę była pierwszą druhną. Tylko nie będzie mogła stać tuż obok podczas ceremonii.
    — Mam złe przeczucia — odezwała się w pewnym momencie, gdy budynek zamajaczył w oddali. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że przez całą drogę wpatrywała się w krajobraz za oknem. Obróciła głowę w kierunku Ledgera. — Rose i Aiden. Czuję, że oni nie powinni się tam pojawić, to się źle skończy — westchnęła, a jej głowa opadła na zagłówek. — Może powinniśmy się z tego wykręcić. Ucieknijmy gdzieś.

    🤭

    OdpowiedzUsuń
  12. — Sugeruję, że jesteś dupkiem — odpyskowała, wytykając mu język. Dawno minęły te czasy, kiedy bała się cokolwiek mu odpowiedzieć, zwłaszcza takim tonem. Właściwie lubiła wszelkie pyskówki i dyskusje z Collinsem, bo nie robili tego po to, żeby jak najbardziej dopieprzyć tej drugiej osobie; już nie. Teraz to było zwykłe przekomarzanie, może nawet flirt.
    Westchnęła, splatając ze sobą ich palce i zagryzła dolną wargę w zamyśleniu.
    — Zawałem seniorów? Histerią matek? Dalej nie widzę przeciwwskazań — stwierdziła z niewinnym uśmieszkiem, wzruszając ramionami. Spojrzała na bruneta i spoważniała, kiwając nieznacznie głową. — Nie pozwolę. Nie zamierzam z nim rozmawiać. Przez cały wieczór będę blisko ciebie. Lub Walkera. Nie martw się — powiedziała cicho i odruchowo sięgnęła ręką w górę, układając dłoń na jego policzku. Powinna się przed tym powstrzymać, ale nie myślała. Zresztą czasu nie dało się cofnąć, prawda? Już to w końcu zrobiła. — Z wami jestem bezpieczna — szepnęła, gładząc kciukiem jego twarz. Musnęła paznokciem dolną wargę i dopiero wtedy cofnęła rękę, uśmiechając się do niego delikatnie.
    Po jej ciele przeszedł przyjemny dreszcz i przymknęła powieki, wstrzymując na chwilę oddech. To nie był pierwszy raz, kiedy byli tak blisko, ale nieustannie robiło to na niej ogromne wrażenie. Zadrżała lekko i powoli puściła włosy, pozwalając im opaść z powrotem na plecy. Oparła ręce na ramionach Ledgera, spoglądając na niego błyszczącymi oczami.
    — Czekał na odpowiedni moment — wyznała, wędrując dłońmi do jego dłoni i splatając ze sobą ich palce. Wyciągnęła się lekko i musnęła wargami szczękę mężczyzny, posyłając mu uśmieszek.
    — Myślałam, że on nie ma już nic do powiedzenia. Ty jesteś prezesem — odparła, obracając głowę w stronę Collinsa. Nie to, żeby była wtajemniczona w sprawy firmy. Dostała nauczkę i więcej nie pytała. Ale skoro sam zaczął temat… — Za trzy tygodnie spełnimy jego jedyny warunek. Chyba nic nie będzie mógł zrobić, prawda? Zwłaszcza, że masz sprzymierzeńców — zauważyła.
    Wzruszyła ramionami i wydała z siebie ciężkie westchnienie.
    — Moglibyśmy zmienić nazwiska. Przefarbować włosy. Załatwić fałszywe paszporty. I lecieć do Europy. Albo do Kanady. Zawsze chciałam mieszkać gdzieś, gdzie jest śnieg. Albo no wiesz, w ogóle inne pory roku poza latem — wyznała. Czując jego ramię oplatające jej ciało, przywarła do jego boku i uśmiechnęła się kącikiem ust. — Czy te pomysły obejmują łóżko i twój krawat? — spytała równie cicho, przesuwając dłonią po pasku materiału, o którym mówiła.
    — Chcę mieć to za sobą — mruknęła i wysiadła z auta. Przywołała na twarz równie szeroki, czarujący, cholernie fałszywy uśmiech i razem z brunetem ruszyła w kierunku wejścia. Roześmiała się, gdy ją do siebie przyciągnął i zarzuciła dłonie na jego kark, odwzajemniając pocałunek z równym, wcale nie udawanym zaangażowaniem. Dźwięk migawek był tylko szumem w tle, tak samo jak krzyki reporterów i pytania, którymi się przerzucali. Luna ignorowała ich podczas pocałunku, odsuwając się od mężczyzny dopiero, gdy zabrakło jej tchu. Zanim jednak całkowicie się od niego oderwała, trąciła nosem jego nos i przelotnie musnęła nabrzmiałe wargi. Dopiero wówczas obróciła się do reporterów, żeby odpowiedzieć na pytania związane ze ślubem.
    — Ostatnia szansa na ucieczkę — szepnęła, gdy w końcu przekroczyli próg sali bankietowej, trzymając się za ręce i uśmiechając, jakby to był najszczęśliwszy moment ich życia.

    😇

    OdpowiedzUsuń
  13. — Jestem w dziewięćdziesięciu procentach pewna, że właśnie tak by się to skończyło. Wyobraź sobie, jak piękne byłoby życie — westchnęła z rozmarzeniem. Co ciekawe, nie miała tutaj na myśli tego, że gdyby rodziców zabrakło, mogliby się rozstać. Jakoś… Przestała się zastanawiać, co by było, gdyby. Bo teraz było w porządku. Tak bardzo przyzwyczaiła się do myśli, iż za kilka tygodni zostanie panią Collins, że nie wydawało jej się to już aż tak straszne.
    Skinęła głową i przełknęła ciężko ślinę, cofając dłoń. No tak, dał jej słowo. Tylko o to chodziło. Nie troszczył się o nią, nie martwił, nie tak naprawdę. Po prostu bał się, że jeśli coś jej się stanie i nie zostaną małżeństwem, jego los stanie pod znakiem zapytania. Od początku tak było, dlaczego niby coś miało się zmienić? To był przecież tylko seks. Fajny dodatek, dzięki któremu łatwiej było im w tej gównianej sytuacji. Jak mogła być na tyle naiwna, żeby myśleć, że komuś mogłoby zależeć na niej jako osobie, a nie na czymś, co sobą reprezentowała?
    To nie powinno aż tak zaboleć, a jednak. Skupiła się na tym, by odsunąć od siebie nieprzyjemne uczucia. Dzisiaj musiała wyglądać na szczęśliwą. Musiała grać pod publiczkę, jak zwykle. Nie tylko przed ludźmi dookoła, ale też przed Ledgerem i przed samą sobą.
    — Więc to zrób. Ale czymś mocnym. Szantażem — powiedziała, wzruszając obojętnie ramionami, jakby mówiła o pogodzie. Po chwili machnęła jednak dłonią, przypominając sobie, jak zareagował ostatnim razem, gdy rozmawiali o firmie. Przecież kazał jej się nie wtrącać. — Nieważne. Nie rozmawiajmy o tym — uśmiechnęła się lekko, odwracając wzrok, ale tylko na moment.
    Kolejne wzruszenie ramion i głupkowaty uśmiech.
    — W Anglii zawsze pada deszcz, tutaj non stop świeci słońce… Chciałabym przeżyć chociaż jedne święta z prawdziwym śniegiem, grubymi skarpetkami i gorącą czekoladą. I łyżwami. Nigdy nie jeździłam na łyżwach — westchnęła, myśląc o tych wszystkich świątecznych filmach, które oglądała. Wiedziała, że to marzenie ściętej głowy, bo nikt nie zrobi dla niej czegoś takiego, ale za myślenie o tym nikt jej nic nie zrobi, prawda?
    — Wiem. Zawsze jest — wymruczała, zerkając na mężczyznę spod rzęs.
    Po przedstawieniu godnym Oscara dla paparazzi, Luna objęła Ledgera ręką w pasie i oparła na nim część swojego ciężaru, jakby samo to, że musiała tam wejść odbierało jej siły, bo właściwie tak właśnie było. Sam widok podchodzących do nich rodziców sprawił, że zachciało jej się rzygać.
    — Spóźniliście się — oznajmił niewzruszonym tonem Sylvester, patrząc na swoją córkę tak, jakby miał zaciągnąć ją do jakiegoś dźwiękoszczelnego pomieszczenia i przypomnieć po swojemu o wszystkich zasadach, jakie jej wpoił. Choć wiedziała, że tutaj nic jej nie grozi, bo jest otoczona ludźmi i tak skuliła się w sobie.
    — Rozmawialiśmy z reporterami — powiedziała cicho, na co ojciec uśmiechnął się drwiąco.
    — W takim razie trzeba było przyjechać wcześniej, żeby zdążyć z nimi porozmawiać i nie spóźnić się na własne przyjęcie — syknął. Luna przylgnęła ciaśniej do swojego narzeczonego, a jej ramiona nieznacznie zadrżały. Kątem oka dostrzegła także Walkera, ale jakoś i tak nie czuła się bezpiecznie.
    — Przepraszam, tato — wychrypiała, opuszczając głowę. Cały rezon, który zyskiwała, gdy była sam na sam z Collinsem gdzieś się z niej ulotnił. — Czy możemy po prostu zająć swoje miejsca i zacząć?
    — Jasne, kochanie — zaświergotała Natalie, uśmiechając się promiennie. — Siedzicie przy środkowym stole, my przy tym po lewej — dodała, wskazując drogę, a Luna powstrzymała się od wywrócenia oczami, bo przecież osobiście rozsadzała gości i postarała się, by ich rodzice siedzieli jak najdalej. Bez słowa chwyciła Ledgera za dłoń i razem z nim ruszyła w kierunku ich miejsc. Zapowiadało się kilka ciężkich godzin w towarzystwie jej byłego i jego żony. Oni również nie wyglądali na zadowolonych.
    — Ustalmy jakiś sygnał. Jeśli któreś z nas go użyje to znaczy, że natychmiast się zwijamy, bo nie zniesiemy więcej. Co ty na to? — szepnęła, zerkając na Ledgera.

    🙄

    OdpowiedzUsuń
  14. Tak, rozmowa zdecydowanie by im nie zaszkodziła, ale przed rozpoczęciem takowej powstrzymywał Lunę… Strach. Strach przed utratą tego człowieka. Oczywiście wiedziała, że nie straciłaby go w sensie dosłownym. Nie mogli się przecież rozstać, to nie było takie proste. Ale bała się, że utraci to, co między nimi było. Nie wyobrażała sobie powrotu do tego, co działo się wcześniej. Swoją drogą to zabawne, prawda? Jeszcze kilka miesięcy temu całą sobą chciała się go pozbyć, nawet od niego uciekła, a teraz nie dopuszczała do siebie myśli, że mieliby się rozstać w jakikolwiek sposób. Czy to znaczyło, że była w nim zakochana? Nie, jeszcze nie, ale była na dobrej drodze, żeby jej uczucia ewoluowały w ten stan. Ledger traktujący ją jak partnerkę, a nie jak największego wroga, był zadziwiająco łatwy do polubienia, nawet do zauroczenia się w nim.
    Ale nie zaryzykowałaby na tyle, żeby mu o tym powiedzieć.
    — Słuchaj, gówniarzu… — zaczął Sylvester, a Luna spięła się mimowolnie, zaciskając palce na materiale koszuli Ledgera. Nie powinni prowokować jej ojca, jakkolwiek wydawało się jej narzeczonemu, że z Walkerem są bezpieczni. Ten człowiek był nieobliczalny. Prawdziwie nieobliczalny. Wprawdzie nie zaatakowałby ich w sali pełnej świadków, ale na osobności…
    — Skarbie — odezwała się Natalie, uspokajająco kładąc dłoń na ramieniu męża. Wziął kilka głębokich oddechów, nie odrywając wzroku od Ledgera.
    — Siadajcie — nakazał swoim głosem generała, zanim Luna pospiesznie pociągnęła bruneta za dłoń.
    — Pasuje mi to — stwierdziła cicho i rzuciła mężczyźnie zatroskane spojrzenie. — Nie prowokuj go więcej, proszę… Czasem lepiej po prostu… Zachować odpowiedź dla siebie. Tylko dzięki temu jeszcze żyję, a nie chciałabym, żeby tobie się nie udało — wyznała i skinęła głową z lekkim uśmiechem. — To już to spojrzenie. Chętnie bym stąd zwiała — mruknęła, marszcząc nos na widok swojego byłego i jego żony. Boże, jak mogła z nim sypiać? Nie rozumiała samej siebie. Był tak cholernie denerwujący, że to nie mieściło się w głowie.
    — Nie było ładniejszych twarzy? — rzuciła w tym samym momencie, w którym odezwał się Ledger i zerknęła na niego spod rzęs z połowicznym uśmieszkiem. Parsknęła cicho i trąciła go łokciem, po czym zajęła swoje miejsce przy stole, ignorując Aidena i Rose. Spojrzała natomiast na Amelię i uśmiechnęła się szeroko, otwierając usta, żeby się przywitać, ale nie zdążyła tego zrobić. Zmarszczyła brwi, patrząc najpierw na Ledgera, a później na jego telefon i powoli wzięła urządzenie do ręki. Widząc smsy z nieznanego numeru, po jej kręgosłupie przebiegły zimne dreszcze.
    — To nie ja — odparła i rozejrzała się po gościach. Wszyscy zdawali się zajęci sobą. — To nie może być nic dobrego — szepnęła, oddając mu telefon. — Powinniśmy… Pokazać to twojej ochronie? Nie brzmi, jakby ktoś naprawdę chciał się z tobą bawić. To wygląda jak groźba — zauważyła. — Albo powinniśmy to wszystko odwołać. Jeszcze nic na dobre się nie zaczęło, moglibyśmy… — podjęła, jednak w tej samej chwili odezwał się dj, który zaczął witać gości i poprosił Lunę i Ledgera o wystąpienie na środek, żeby zatańczyli. Miała ochotę krzyczeć z frustracji, bo to była ostatnia rzecz, którą by teraz zrobiła. Gdyby, oczywiście, miała jakiś wybór. Z fałszywym uśmiechem przyklejonym do twarzy udała się razem z mężczyzną na środek parkietu i zatopiła się w jego ramionach, jednak nie po to, żeby korzystać z bliskości. — Ciekawe czy chodzi o firmę, czy o nas — odezwała się cicho. Z daleka musiało to wyglądać, jakby szeptała do niego czułe słówka.

    😶

    OdpowiedzUsuń
  15. — Żartujesz? Kogo bym wtedy doprowadzała do szału? — rzuciła w formie żartu, chociaż prawda była taka, że nie potrafiła sobie wyobrazić, by miało go zabraknąć w jej życiu. Przyzwyczaiła się do spania w jego ramionach, do wspólnych śniadań, do trzymania się za ręce, ilekroć musieli pokazać się gdzieś publicznie… Nawet do nieustannych sprzeczek, które od jakiegoś czasu kończyły się seksem. Poza tym na samą myśl, że miałoby go spotkać to, co nieustannie przez piętnaście lat jej życia spotykało ją samą… Wzdrygnęła się lekko, ale zamaskowała ten ruch mocniejszym przylgnięciem do boku bruneta i połowicznym uśmieszkiem na twarzy.
    — Gdyby było więcej, musiałabym paść przed tobą na kolana — mruknęła pod nosem, a chwilę później kiwnęła głową i odetchnęła z ulgą. Wszystko, byleby tylko stąd wyjść. — A potem może do któregoś z pokoi na piętrze — podsunęła z błyskiem w ciemnych oczach.
    Ten błysk utrzymywał się, póki patrzyła na Ledgera, bo kiedy jej spojrzenie padło na Aidena i Rose, cała radość z niej uleciała. Chciałaby siedzieć przy stole z kimś innym, ale wiedziała, że nie może. Gorszym towarzystwem byliby tylko rodzice. Wieczór jeszcze na dobre się nie rozpoczął, a Luna już czuła ogromne zmęczenie.
    — Chciałbyś, co? — warknęła, mrożąc Aidena spojrzeniem. Najchętniej wylałaby mu coś na głowę i gdyby nie byli zmuszeni razem z Ledgerem udać się na parkiet, prawdopodobnie nie udałoby jej się przed tym powstrzymać.
    Zacisnęła wargi w wąską linię, przyglądając się uważnie twarzy bruneta. Dawniej pewnie by na to przystała, ale teraz… Teraz ich relacja wyglądała zupełnie inaczej.
    — Nie. Chcę pomóc — odezwała się w końcu równie cicho. Zaczęła wykonywać ćwiczone wcześniej kroki, ale robiła to automatycznie, bo jej myśli skupiały się na czymś zupełnie innym. — A jeśli nie? Pomyśl tylko, dlaczego ktoś miałby wybrać naszą próbną kolację, żeby zrobić coś twojej firmie? Równie dobrze mógłby wybrać jakiś weekend, kiedy zebranie całego zarządu byłoby utrudnione. Poza tym moje złe przeczucia… Myślę, że to ma związek z nami — mówiła, chociaż sama również nie miała pomysłu, co ktoś mógłby na nich mieć. Sprawy firmy miały więcej sensu, ale jakiś wewnętrzny głos podpowiadał jej, że to wszystko ma związek z ich dwojgiem. Ta pewność tylko się nasiliła, gdy kątem oka dostrzegła, że goście zaczynają szeptać między sobą i patrzeć z niesmakiem na tańczącą parę. Nie na samego Ledgera, na nich. Zrobiło jej się zimno i gorąco jednocześnie.
    — Zobacz co to jest — szepnęła, zatrzymując się w połowie ruchu. Miała w dupie taniec, rodziców, gości… Musiała natychmiast się dowiedzieć, co się wydarzyło. Stanęła tuż obok, gdy brunet wyjął swój telefon i przesunęła palcem po ekranie, odrzucając połączenie od Jess. Najpierw wiadomości, potem asystentka, miała nadzieję, że Ledger dojdzie do tego samego wniosku.
    Szybko jednak pożałowała tego, że chciała wiedzieć. Stało się to po kilku pierwszych sekundach nagrania. Natychmiast rozpoznała sypialnię Ledgera, tak samo jak długie czarne włosy dziewczyny, którą tamtego ranka spotkała w kuchni. Wryły się w jej pamięć i nie chciały z niej zniknąć. Nie było widać jej twarzy, natomiast twarz Ledgera wykrzywioną w wyrazie ekstazy już tak. Bez problemu dało się jednak stwierdzić, że w tym filmiku nie występuje Luna. Nie była tak opalona, jej włosy były znacznie jaśniejsze i lekko falowane. Nikt nie dałby się nabrać, że na nagraniu widać stojące obecnie na parkiecie narzeczeństwo. Jedynie jedną osobę z tej dwójki.
    Luna poczuła się tak, jakby ktoś wyrwał z ciała jej godność i zdeptał ją brudnymi butami. Bo czymś innym było przyłapać go na przyprowadzeniu do ich wspólnego mieszkania jakiejś obcej laski, a czymś innym była świadomość, że teraz wszyscy o tym wiedzieli.
    — Nie dość, że pieprzyłeś ją w naszym domu, to jeszcze to nagraliście — wyszeptała łamiącym się głosem. Piekły ją oczy, ale nie pozwoliła łzom popłynąć. Jeszcze nie. Najpierw ruszyła szybkim krokiem w kierunku wyjścia, zupełnie zapominając o reporterach, a dopiero potem się rozpłakała.

    🥲

    OdpowiedzUsuń
  16. — I miałabym szukać jej słabych punktów i inne takie pierdoły? Podziękuję. Lepsze znane zło od nieznanego — machnęła ręką, jakby naprawdę to był jedyny powód, by nie chcieć jego śmierci. Nie myślała o tym w takich kategoriach jak Ledger. Gdyby nie miała innego wyjścia, jak teraz, z pewnością prędzej czy później przystosowałaby się do nowej sytuacji, jaką byłby następny narzeczony. Ale ona po prostu nie chciała nowego narzeczonego. Ich obecna relacja była naprawdę dobra. Można pokusić się o stwierdzenie, że wręcz przyjemna i mogłaby tak wyglądać już zawsze. No, może jeszcze troszeczkę lepiej…
    — Jak myślisz, ile tu jest pokoi, które moglibyśmy zaliczyć? — spytała z takim samym uśmieszkiem i odwzajemniła lekki pocałunek z cichym pomrukiem. To wydawało się naturalne, jakby nie musieli się do niczego zmuszać. Bo czy musieli? Luna już dawno przestała to robić. Lubiła jego bliskość, wręcz jej łaknęła, dlatego nie miała nic przeciwko takim gestom.
    Uśmiech jednak szybko zniknął z jej twarzy. Udajemy… Jego zdaniem wciąż udawali. Poczuła się, jakby strzelił jej palcami tuż przed twarzą, budząc ją z jakiegoś surrealistycznego snu. To nie było prawdziwe. Tylko dobrze się razem bawili, względnie się dogadywali, ale wciąż udawali. Nic do siebie nie czuli, robili to po to, żeby łatwiej było im poradzić sobie z tą sytuacją.
    Bo byli dla siebie niczym. A dla rodziców tylko transakcją biznesową.
    Odetchnęła głęboko, starając się po sobie nie pokazać, że jego słowa po tym wszystkim w jakiś sposób ją dotknęły.
    — Może chodzi o pożywkę dla mediów. Szmatławce nie wiedzą, że udajemy — zauważyła, chociaż chwilę później to i tak przestało mieć jakiekolwiek znaczenie. Bo ten filmik był niczym uderzenie w twarz, zwłaszcza po słowach, które od niego usłyszała. Jeśli potrzebowała jakiegokolwiek utwierdzenia się w tym, że Ledger nigdy nie będzie jej, nie tak, jakby tego chciała, właśnie je dostała. Była idiotką. Idiotką, która pozwoliła sobie na zbyt wiele, a teraz przyjdzie jej za to zapłacić. Czego się niby spodziewała? Że nagle staną się bez pamięci zakochani? Że Ledger nie znajdzie sobie kogoś innego, jak tylko Luna mu się znudzi albo jak się pokłócą?
    Boże, była tak żałośnie słaba. Jak mogła płakać przez coś, o czym doskonale wiedziała? Przecież przyłapała ich na gorącym uczynku, uciekła, chciała zacząć nowe życie z daleka od Collinsa… Ale wtedy jeszcze nic dla niej nie znaczył. Teraz widok jego twarzy, jego ciała splątanego z ciałem innej kobiety sprawiał jej ból. Ból tak silny, że nie potrafiła powstrzymać łez, choć nie było żadnego racjonalnego powodu, żeby płakać. Ale to, co czuła, nie było ani trochę racjonalne.
    — Zostaw mnie — powiedziała, wyrywając dłonie z jego uścisku. Gwałtownym ruchem otarła łzy i roześmiała się pozbawionym wesołości śmiechem. — Tak, stara. Jak widać nie do końca, skoro istnieje jakieś nagranie i ktoś je właśnie wysłał wszystkim. Jak byś się poczuł, gdybym ja była na tym filmiku z Aidenem? — Wyrzuciła z siebie, zanim zdążyła ugryźć się w język. Szybko jednak pokręciła głową. — Nie, nie odpowiadaj. To i tak nie ma znaczenia, prawda? Tylko udajemy — uśmiechnęła się kwaśno i wyminęła go, szybkim krokiem zmierzając w stronę wyjścia.

    😔

    OdpowiedzUsuń
  17. — Może — odparła z łobuzerskim uśmieszkiem i puściła mu oczko, również ignorując istnienie Aidena i Rose. Wiedziała, że ta kolacja będzie wystarczająco trudna, nie potrzebowała dorzucać do tego jeszcze dyskusji z tą dwójką.
    — Brzmi jak plan idealny — wymruczała z nieskrywanym zadowoleniem. Gdyby nie dj, byłaby gotowa zaciągnąć Ledgera gdzieś już teraz.
    Szybko jednak straciła na to ochotę. Zdążyła zapomnieć o tamtej sytuacji. Naprawdę. Ale teraz, gdy to wypłynęło, było jeszcze gorzej niż wcześniej. Teraz każdy wiedział, jak została potraktowana. Każdy wiedział, co stało się za zamkniętymi drzwiami ich mieszkania. Każdy wiedział, że była dla swojego własnego narzeczonego, udawanego czy nie, nikim. Nawet nie ciepłą dziurą do wypieprzenia, bo tę znalazł u kogoś innego. U kogoś, kto nie był Luną.
    — O co właściwie mnie prosisz? — spytała łamiącym się głosem i odetchnęła spazmatycznie, gdy zastąpił jej drogę. Chciała stąd uciec. Ucieczka była jej odruchem bezwarunkowym, zawsze uciekała, gdy robiło się trudno. Dlatego wtedy zniknęła i dlatego teraz miała podobny plan. Ale teraz musiała być lepsza. Musiała sprawić, by nikt jej nie znalazł. Nie mogła żyć z takim upokorzeniem.
    — Wiesz jaka jest między nami różnica? Ja nie pozwoliłabym się nagrać. I na pewno nie przyprowadziłabym nikogo obcego do naszego mieszkania. Wszyscy teraz o tym wiedzą, rozumiesz? Wszyscy widzieli twoją sypialnię, nietrudno będzie ją rozpoznać, porównując zdjęcia na Instagramie. Wszyscy wiedzą, że pieprzyłeś kogoś w naszym mieszkaniu, gdy oficjalnie byliśmy razem. Każdy wie, że gówno dla ciebie znaczę — wyrzuciła z siebie, łapiąc płytkie oddechy. Nie chciała płakać. Tak cholernie nie chciała płakać, a jednak łzy nie przestawały płynąć. Nie mogła ich jednak otrzeć, bo brunet znowu złapał jej dłonie. Tym razem ich nie wyrwała. Nie miała siły się z nim szarpać. Poza tym i tak już zrobiła scenę. Słyszała za sobą głosy gości, którzy wyszli na korytarz, zapewne, żeby zobaczyć, jak rozwinie się dalej sytuacja.
    — Dlaczego kłamiesz, Ledger? Po co? Po co robisz mi wodę z mózgu? Skoro udajemy, nie wmawiaj mi, że to robiłoby ci jakąś różnicę — pokręciła gwałtownie głową. Po pierwszej rozpaczy przyszła złość. Wściekłość. Na samą siebie, że coś do niego poczuła, a także na niego, że pozwolił jej coś poczuć. — Nie chcę tego ciągnąć. Wyjdę za ciebie, bo nie mam wyjścia, ale nie chcę więcej tak się czuć. Nie mogę… Nie zasłużyłam na to. Naprawdę nie zasłużyłam — wyszeptała i cofnęła się o krok. Wciąż jednak trzymał jej dłonie, więc nie mogła zrobić nic więcej. — Puść mnie. Chcę jechać do domu. Później przeproszę rodziców i gości. Przez telefon, bo nie dam rady na nich spojrzeć — pokręciła głową i odetchnęła, próbując się uspokoić. Musiała się uspokoić. — Albo nie. Przenocuję u Amelii. Tak, to dobry pomysł. Przynajmniej ojciec mnie nie znajdzie — wyszeptała do siebie.

    🥲

    OdpowiedzUsuń
  18. — Jak widać musimy — syknęła, krzywiąc się na samo wspomnienie tego, co przed chwilą zobaczyła. Wystarczył tylko fragment, by jej wnętrzności się ścisnęły i wywróciły do góry nogami. Nie chciała tego pamiętać, a tym bardziej przypominać sobie na własnej próbnej kolacji tuż przed ślubem. Pomijając fakt, że to bolało, choć wydarzyło się dawno temu… Ośmieszył ją. Ośmieszył ich. Nieważne czy wiedział o filmiku, chodziło o sam fakt, że zrobił to wtedy z tą laską w ich mieszkaniu, z Luną po drugiej stronie korytarza.
    — Serio, Ledger? Pieprzenie się z nią też wydarzyło się bez twojej wiedzy i bez twojej zgody? Przyprowadzenie jej do mieszkania również? — syknęła, obnażając zęby. Poczuła się taka mała, taka nic nieznacząca… Wiedziała przecież, że on niczego do niej nie czuł, ale to nie znaczyło, że ona była równie bezuczuciowa względem niego. Miała ochotę zwinąć się w kłębek pod kocem i wyć. — Oczywiście. Nigdy mi ich nie wytykałeś, prawda? Nigdy nie powiedziałeś, że nie dotkniesz tego, czego dotykał twój brat — uśmiechnęła się kwaśno, bo choć ostatecznie przecież jej dotknął, te słowa również wciąż bolały. — Z pewnością — prychnęła, a po jego następnych słowach cofnęła się o krok. Nie chciała kontynuować tej rozmowy. Nie chciała o tym wszystkim myśleć. Nie chciała pamiętać, że to wszystko się wydarzyło. Nie chciała go widzieć…
    — Ja nigdy nie pieprzyłabym się z kimś innym, mieszkając z tobą — szepnęła i korzystając z tego, że w końcu ją puścił, otarła łzy z policzków. Nie obróciła się przodem do gości, nie mogła teraz na nikogo spojrzeć. Po prostu stała, patrząc przed siebie i zaciskając dłonie w pięści tak mocno, że poraniła paznokciami skórę. — Pierdol się, Collins. Po prostu się pierdol — wymamrotała, zanim ruszyła przed siebie szybkim krokiem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Była zajęta wszystkim, co wiązało się ze ślubem, więc dość skutecznie udawało jej się unikać nie tylko Ledgera, ale również innych, z którymi nie chciała mieć nic wspólnego. Oczywiście wyprowadziła się ze wspólnej sypialni, zanim brunet wracał do domu, ona zamykała się w swoim pokoju i opuszczała go dopiero po tym, jak wychodził do pracy. Całe dnie spędzała na dopinaniu wszystkiego na ostatni guzik, a dzięki obecności Walkera ojciec również się do niej nie zbliżał. I jakkolwiek wydawało jej się, że jest w porządku…
      Wcale nie było. Tęskniła za nim. Tęskniła za tym cholernym dupkiem. Za droczeniem się, za wspólnymi śniadaniami, za rozmawianiem z nim o pierdołach i poznawaniem się, za seksem, za spaniem u jego boku… Za budzeniem się z nosem przyciśniętym do jego piersi lub pleców, bo zawsze przez sen się w niego wtulała. Nie potrafiła spać w pustym łóżku. Udawało jej się może ze dwie-trzy godziny, a potem spędzała resztę nocy na gapieniu się w sufit, czytaniu lub tworzeniu biznesplanu, który kiedyś zamierzała przedstawić… Komuś. Jeszcze nie wiedziała komu, ale wizja powoli krystalizowała się w jej głowie.
      W każdym razie w dzień ślubu makijażystka załamała ręce na widok cieni pod jej oczami i szarej cery. Spędziła dodatkową godzinę na doprowadzaniu jej do porządku, przez co fryzjerka zamiast zrobić jakieś finezyjne upięcie rozpuściła ciemne włosy, pozwalając im opadać na plecy łagodnymi falami. To nawet lepiej, przynajmniej pasowało do wianka, który Luna zamierzała założyć zamiast welonu i sukni, która od pasa w dół spływała luźną kaskadą do samej ziemi. Nie wiedziała, co na to wszystko Ledger, nigdy go o to nie zapytała, ale doszła do wniosku, że skoro ma być nieszczęśliwą mężatką, to chociaż ślub będzie tym wymarzonym.
      Miał więc się odbyć na plaży. Banał, prawda? Ale wymarzony banał Luny. Kiedy więc rozbrzmiała muzyka, druhny przeszły po piasku w stronę pergoli oplecionej kwiatami i zwiewnym materiałem, a Luna stała na końcu kilkunastu rzędów krzeseł, odprowadzając je wzrokiem. Kiedy nadeszła jej kolej, zsunęła buty i kopnęła je w bok, po czym ruszyła przed siebie boso, mimowolnie wbijając spojrzenie w Ledgera. Ojciec nie odprowadzał jej do ołtarza, choć próbował to na niej wymusić. Wyjątkowo jednak matka wstawiła się za nią, więc postawiła na swoim i odprowadzała się sama. Ściskała w dłoniach bukiet stokrotek, powoli pokonując dystans przy dźwiękach Perfectly wrong Shawna Mendesa granej na skrzypcach. Wybrała tę piosenkę zaledwie przedwczoraj, bo wydawała jej się… Cóż, idealna. Idealna dla nich. Bo byli przecież dla siebie źli, a jednocześnie… Nie byli.
      Nie mogła powstrzymać lekkiego uśmiechu, który rozciągnął jej wargi, gdy zatrzymała się naprzeciw bruneta. Czuła się, jakby widząc go po takim czasie, wróciła do domu. Tak bardzo tęskniła… Przerażało ją to, ale nie umiała walczyć z tym uczuciem. Dopiero teraz dotarło do niej w pełni, jak cholernie brakowało jej widoku tego mężczyzny.
      Szybko oddała bukiet Amelii, która stanęła w miejscu pierwszej druhny, czyli dokładnie tak, jak powinno być i obróciła się z powrotem do Ledgera.
      — Hej — odezwała się cicho, niemal szeptem, gdy melodia wygrywana na smyczkach powoli dobiegała końca. — Dobrze cię widzieć — dodała, choć tak naprawdę miała ochotę powiedzieć tak bardzo za tobą tęskniłam, zmieńmy to udawanie w coś prawdziwego.

      ❤️‍🩹

      Usuń
  19. Jakaś część Luny była przerażona. Nie tylko nie wiedziała, czego spodziewać się po tym dniu, ale też wychodziła za człowieka, dla którego była transakcją i który z wszelkim prawdopodobieństwem nie odwzajemniał jej uczuć, nie licząc pożądania. Bo nie było już sensu zaprzeczać, Luna… Czuła do niego znacznie więcej niż powinna. Nie powinna niczego do niego czuć, powinna go nienawidzić, a zamiast tego pragnęła, żeby ta cisza między nimi się skończyła, by mogła bez przeszkód go dotykać, patrzeć na niego, rozmawiać z nim… Po prostu być. Być i nie mieć z tego powodu żadnych wyrzutów sumienie, pretensji do siebie czy do niego. Nie była gotowa nazwać tego uczucia po imieniu, jeszcze nie. Możliwe, że nigdy nie będzie, choć tak bardzo chciałaby, żeby było inaczej… Żeby ich relacja była prosta, żeby zaczęła się od czegoś dobrego i czymś dobrym się zakończyła… Wiedziała, że nie ma na to najmniejszych szans, że nigdy nie będą szczęśliwym małżeństwem, które nie widzi świata poza sobą, ale tak bardzo, bardzo tego chciała… Chociaż trochę szczęścia w tym swoim parszywym, usłanym bólem życiu.
    Dlatego kiedy jej stopy dotknęły gorącego piasku i ruszyła wyznaczoną krzesłami oraz kwiatami alejką, a goście wstali, pozwoliła sobie na to uczucie. Pozwoliła sobie na to, żeby na chwilę zapomnieć o tym, że idzie ku mężczyźnie, który wcale jej nie kocha. Zamiast tego udawała, że koszmar zmienił się w najprzyjemniejszy sen, że wyjdzie stąd dziś jako żona, która pragnęła tego ślubu. Stąd szczery uśmiech rozjaśniający jej twarz. Wmawiała sobie, że to spojrzenie, którym Ledger ją obdarzył, jest spojrzeniem pełnym tęsknoty i miłości, że on również czekał na ten dzień, bo chciał zostać jej mężem, zamiast pragnąć uciec stąd jak najdalej. Możliwe, że to w niczym nie pomoże. Możliwe, że kiedy ten dzień się skończy, a oni wyjadą w podróż poślubną i znowu zaczną się ignorować będzie cierpieć jeszcze bardziej. Ale teraz to się nie liczyło.
    — Tak… Jestem — odparła cicho. Stali na tyle blisko siebie i rozmawiali tak przyciszonymi głosami, że wątpiła, by nawet mężczyzna, który miał udzielić im ślubu cokolwiek słyszał. — Ty też jesteś — zauważyła, mierząc jego twarz błyszczącym spojrzeniem. W świetle popołudniowego słońca na tle plaży i oceanu wyglądał jeszcze lepiej niż zwykle. Bolało ją to, że nie mogła go dotknąć. Choć właściwie… Dlaczego nie? Za chwilę mieli zostać małżeństwem, chyba mogła to zrzucić potem na granie pod publiczkę. Dlatego ostatecznie ujęła dłoń, którą do niej wyciągnął i uniosła wolną rękę, żeby ułożyć ją na jego policzku i pogładzić go kciukiem. — Nawet gdyby mi się udało… Nie potrafiłam — szepnęła, czując, że jej gardło zaciska się od niewylanych łez. Tak bardzo, bardzo chciała przestać jedynie udawać… — Przepraszam, że nie umiałam się na to zdobyć. Ułatwiłabym wiele spraw, prawda? — uśmiechnęła się smutno i opuściła rękę, którą dotykała jego twarzy, ale nie puściła jego dłoni.
    — Kochani, zebraliśmy się tutaj… — zaczął siwowłosy mężczyzna, ale Luna go nie słuchała. Cały czas wpatrywała się w Ledgera, w jego ciemne oczy i myślała o tym, że za kilka minut zostanie panią Collins, ale to i tak niczego nie zmieni.

    🥹

    OdpowiedzUsuń
  20. Luna uważała, że widzi to, co pragnie zobaczyć. Pragnęła jego uczucia, jego tęsknoty względem niej, jego ciepła… Tego wszystkiego, czego nie mogła mieć, bo wiedziała, że on nigdy nie będzie do niej należał. Ledger nie miał serca. Był zimny, wyrachowany, skupiony wyłącznie na celu, który musiał osiągnąć. Przez długi czas traktował ją jak powietrze, potem jak przeszkodę, by na sam koniec zrobić z niej środek do utrzymania prezesury, a seks był tylko dodatkiem.
    Tak to widziała i racjonalna część jej umysłu nie łudziła się, że to się kiedykolwiek zmieni. Ale dziś chciała marzyć. Dziś chciała udawać, że on naprawdę może coś do niej czuć, że to szczęśliwy dzień, bo biorą ten ślub z miłości, a nie z powinności.
    — Jestem tutaj — szepnęła, uśmiechając się. Szczerze. Jakby to było prawdziwe.
    Wpatrywała się w niego przez cały czas. Słowa przysięgi wypowiadała mechanicznie, bo była zbyt skupiona na jego oczach, by zastanawiać się nad czymkolwiek innym. Nie oderwała od niego swojego wzroku, nawet gdy wymieniali się obrączkami. Tylko chłód złotego krążka na jej palcu przypominał o tym, że za kilka godzin bańka, w której znalazła się Luna, pryśnie i zmieni się w rzeczywistość.
    Choć ta i tak się do niej przebiła, gdy nadeszła kolej Ledgera na wypowiedzenie przysięgi. Miała ochotę gorzko się roześmiać, bo ze wszystkich słów, które właśnie padły, wierzyła tylko w nie opuszczę cię aż do śmierci. Bo nie mógł tego zrobić ze względu na firmę. Cała reszta… Cała reszta boleśnie przypominała o tym, że nigdy nie będą prawdą.
    Wzięła głęboki wdech, robiąc niewielki krok do przodu. Od kilku tygodni się nie widzieli, nie dotykali… Była idiotką, ale tęskniła za jego pocałunkami i nie mogła doczekać się momentu, w którym w końcu poczuje jego wargi na swoich. Oparła dłonie na twardej klatce piersiowej bruneta i uniosła głowę, czekając, aż wyjdzie jej naprzeciw. Jej ciało rozpadło się pod tym pocałunkiem, który bez wahania odwzajemniła.
    W tym samym momencie rozpadło się też jej serce. Bo usłyszała te słowa. Jak… Jak mógł być tak perfidny? Jak mógł jej to robić? Znał jej historię. Może nie ze wszystkimi szczegółami, ale wiedział, jak wiele przeżyła z rąk ojca. Czy jego zdaniem naprawdę nie wycierpiała już wystarczająco? Musiał dokładać do tego fałszywe wyznanie miłości? Nie było przecież przy nich nikogo, kto mógłby to usłyszeć. Nie musiał grać, nie musiał udawać. Więc po co to robił? Dla własnej satysfakcji? Z zemsty za to, że wyszła z próbnej kolacji? Och, przyznawała, że był w tym naprawdę dobry. Bo to kłamliwe wyznanie z ust świeżo upieczonego męża, który nie chciał być jej mężem, bolało niemal tak samo, jak te fizyczne razy, które niejednokrotnie wymierzał jej ojciec.
    Po jej policzkach spłynęły łzy, ale uśmiechnęła się, udając, że to łzy szczęścia. Obróciła się przodem do tłumu gości, odsuwając od siebie myśl, że właśnie została żoną człowieka, który nienawidził jej tak bardzo, że zranił ją w takim momencie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Grała szczęśliwą pannę młodą zachwyconą swoim wielkim dniem. Tańczyła z każdym, kto poprosił ją do tańca, piła tyle, żeby nawet się nie podchmielić i wymieniała pocałunki z Ledgerem, wewnątrz rozpadając się na kawałki za każdym razem, gdy posyłała mu uśmiech. Maska opadła dopiero, gdy znaleźli się w prywatnym odrzutowcu, którym mieli polecieć do Włoch. Zrzuciła z siebie suknię i zerwała wianek, po czym przebrała się w krótkie spodenki i koszulkę na ramiączkach. Włosy zostawiła rozpuszczone, a makijażu nie zmyła. Wyszła boso z niewielkiej pokładowej sypialni, choć pragnęła się w niej zaszyć. Nie mogła jednak wciąż uciekać.
      — Dlaczego to powiedziałeś, Ledger? W takim momencie… Nie mogłeś sobie darować, prawda? Nie mogłeś po prostu… Nie ranić mnie chociaż ten jeden raz? W dodatku w tak podły, okrutny sposób… Po co kłamałeś, że mnie kochasz? Nikt cię nie słyszał… — wyrzuciła z siebie zduszonym głosem, opadając na fotel naprzeciw mężczyzny i zapinając pas. Wpatrywała się w niego z łzami w oczach, ale nie pozwalała im spłynąć. Miała dość płaczu. Dość bycia słabą. — Masz pojęcie, jak poczułam się jako ktoś, kto naprawdę… Coś do ciebie czuje?

      🥺

      Usuń
  21. Roześmiała się pozbawionym wesołości śmiechem i przyłożyła palce obu dłoni do skroni, zbierając myśli. Oczywiście, że mu nie wierzyła. Nie miała powodu, żeby wierzyć. Po tym wszystkim, co się między nimi wydarzyło… Owszem, miewał momenty, w których dostrzegała, że mógł być zupełnie innym człowiekiem, niż jej się wydawało, ale w tej kwestii… W kwestii jakichkolwiek uczuć… Wiedziała, po prostu wiedziała, że to, co powiedział tuż przed pocałunkiem, było cholernym kłamstwem. Bo niby dlaczego miałby kochać kogoś takiego jak ona? Była nijaka, sam tak powiedział. Nie miała zupełnie nic do zaoferowania ani jemu, ani nikomu innemu. No dobra, poprawka, miała do zaoferowania swoje ciało, ale biorąc pod uwagę, z jakimi dziewczynami i kobietami sypiał wcześniej (po prostu nie mogła sobie darować, po aferze z Lexie musiała przejrzeć wszystkie portale plotkarskie), nawet na tej płaszczyźnie się nie wyróżniała. Nie było w niej nic, co mogłoby sprawić, że zacząłby coś do niej czuć. Była nudna i bezwartościowa, a oprócz tego zepsuta, a on doskonale wiedział, jaki jest tego powód. Biorąc pod uwagę, że znał jeden z jej największych sekretów, tym mocniej bolało to, że tak sobie pogrywał. I to przy ołtarzu…
    — Serio, Ledger… Jesteśmy tu sami, nie musisz grać ani udawać. Obsługa nas nie słyszy — odezwała się w końcu, opuszczając ręce i wracając spojrzeniem do jego twarzy… Do jego oczu. Oczu, w których widziała to, co pragnęła zobaczyć, od kiedy sobie uświadomiła, że nie jest jej obojętny, a dla niej ta relacja to coś więcej niż zwykły seks. Wyobraźnia płatała jej figle. Tak długo zawała wszystkim sobą pomiatać, że wmówiła sobie, iż w końcu ktoś spojrzał na nią jak na człowieka, a nie nic niewartego śmiecia.
    Rozszerzyła oczy i drgnęła, wbijając się mocniej w siedzenie, kiedy tak nagle się poruszył i do niej zbliżył. Spodziewała się ciosu i mimowolnie zacisnęła powieki, czekając na ból. Jednak zamiast bólu były jego ciepłe dłonie i zapach męskich perfum mieszający się z ostrą wonią alkoholu. Powoli otworzyła oczy, patrząc na klęczącego przed nią mężczyznę. Na swojego męża, który nigdy nie chciał nim zostać.
    Otworzyła usta, ale nie potrafiła znaleźć słów, więc je zamknęła. Ponowiła próbę, ale również nic nie powiedziała. Dopiero za trzecim razem jej się udało.
    — Nie chciałam. Próbowałam to zwalczyć, jakoś… Zdusić… Ale nie potrafię — wyrzuciła z siebie na wydechu, odwracając spojrzenie i wbijając je gdzieś ponad głową Ledgera. — To nie tak, że czegoś od ciebie oczekuję. Nie chcę niczego. Mogę z tym żyć. Wiem, że nigdy tak naprawdę nie będziemy razem i… I jestem na to gotowa. Po prostu… Proszę cię tylko, żebyś mi tego nie utrudniał, dobrze? Nie mów takich rzeczy. Nie chcę robić sobie jakiejś głupiej nadziei. Ja… Przepraszam. Po prostu… Przepraszam, że nad tym nie zapanowałam. W ogóle nie chciałam ci mówić, ale to, co dzisiaj powiedziałeś… Musiałam ci powiedzieć, żebyś zrozumiał. Nie liczę, że się tym przejmiesz, tylko się mną nie baw. Nie poradzę sobie, jeśli będziesz to robił — wyrzucała z siebie bez ładu i składu, nieustannie walcząc z piekącymi łzami i zaciskającym się gardłem. Odniosła niewielki sukces, bo udało jej się nie rozpłakać. — Przepraszam. Przepraszam, Ledger — powtórzyła, mimowolnie sięgając dłońmi do jego przedramion i zaciskając na nich palce. Chciała odsunąć jego ręce od swojej twarzy, ale nie mogła się na to zdobyć. Za bardzo tęskniła za jego dotykiem. Dlatego po prostu zatrzymała tak swoje własne ręce, znajdując w sobie odwagę, by spojrzeć w jego ciemne oczy.

    🥹

    OdpowiedzUsuń
  22. Spojrzała na niego i jedynie skinęła krótko głową, bo co miała na to odpowiedzieć? To był odruch bezwarunkowy. Zazwyczaj, gdy ojciec był na nią zły, gdy w jakiś sposób mu podpadała, kończyło się to w jeden sposób i to nie miało nic wspólnego z delikatnym ujmowaniem jej twarzy w dłonie. Nie wiedziała, dlaczego zaczęła obawiać się Ledgera akurat teraz. Jakby małżeństwo miało dać mu prawo do prania jej na kwaśne jabłko… No w sumie nie miała najlepszego wzorca. Z tego co wiedziała, Sylvester pokazał swoją prawdziwą naturę dopiero po ślubie… Tak, jej strach zdecydowanie był uzasadniony.
    — Nie wiem. I ty też tego nie wiesz. Ja ciebie uderzyłam, chociaż gardzę przemocą — szepnęła, wpatrując się w jego ciemne oczy. To nie było żadne oskarżenie, raczej pokazanie swojego punktu widzenia. Luna wierzyła bowiem, że nie tylko nie da się poznać drugiej osoby na tyle, żeby wszystko z całą pewnością o niej wiedzieć. Nie dało się również poznać samego siebie. — Mój ojciec zaczął po ślubie… — dodała ciszej. Może nie powinna mu tego mówić. W końcu co go to obchodziło. Czuła jednak, że powinna się jakoś usprawiedliwić.
    Dotyk Ledgera był tak… Inny. A jednocześnie znajomy. Nie przypominała sobie, by kiedykolwiek wcześniej dotykał ją w taki sposób. Albo patrzył tak jak teraz. Z jednej strony go nie poznawała, a z drugiej… To był Ledger, do którego przywykła w ostatnich miesiącach. Ten, do którego zaczęła czuć coś więcej. Ten, w którym się… Zakochała.
    — Powiedziałeś, że mam się w tobie nie zakochać. Że jeśli coś do ciebie poczuję, natychmiast skończymy tę zabawę między nami — przypomniała. Właśnie dlatego nie wierzyła, że mówił poważnie o swoich uczuciach. Ostrzegał ją, że jej nie pokocha. Dlaczego coś miałoby się w tej kwestii zmienić?
    W końcu nie wytrzymała, a wraz z kolejnym mrugnięciem oczami po jej policzkach spłynęły pierwsze łzy. Bolało. Bolało, bo wszystko, co mówił, miało odzwierciedlenie w jej rzeczywistości. Pragnęła, żeby zapukał do drzwi jej pokoju i powiedział, że ma przestać się wygłupiać i wrócić do ich sypialni. Albo żeby nic nie mówił, tylko po prostu wziął ją w swoje ramiona i przeniósł śpiącą do wspólnego łóżka; to bardziej pasowało do Collinsa. A najbardziej chciała wrócić do wspólnych posiłków, podczas których po prostu rozmawiali. Albo milczeli. Bo to była komfortowa cisza, ich cisza.
    Tylko skąd o tym wiedział? Nikomu przecież nie mówiła. Bała się, że ktoś mógłby to wykorzystać przeciwko niej.
    — Dlaczego to robisz? Przestań… Przestań… — jęknęła, zamykając oczy. Przez chwilę trwała w ten sposób, uspokajając oddech i przywołując w głowie jego ostatnie słowa. Tak, właśnie to próbowała mu powiedzieć. Czy raczej nie próbowała, to po prostu samo się z niej ulało, bo już dłużej tak nie mogła. — Zakochałam się w tobie. Kocham cię. Wiem to od jakiegoś czasu. Może nawet od tamtej nocy w szkole. A może wcześniej. Broniłam się przed tym jak mogłam, ale mimo wszystkich tych złych rzeczy… Nie potrafię przestać. Dlatego tak mnie zabolała ta afera z Lexie… I ten filmik… I twoje słowa… Nie wykorzystuj tego przeciwko mnie, proszę… Ja naprawdę niczego od ciebie nie chcę. Tylko żebyś mnie nie ranił… To niewiele, prawda?

    🥺

    OdpowiedzUsuń
  23. — Rozumiem — szepnęła głosem tak cichym, że niemalże niesłyszalnym. Kiwnęła lekko głową, odwracając spojrzenie. Miał rację, nigdy jej nie skrzywdził, przynajmniej nie fizycznie. Nie podniósł na nią ręki, nie licząc tych momentów, w których tego chciała, gdy się pieprzyli. Wręcz przeciwnie, zatroszczył się o nią, gdy znalazł ją pobitą w swojej łazience, ale czy w jej życiu mogło to cokolwiek znaczyć? Prawdopodobnie nie, ale nie miała siły się z nim wykłócać i go prowokować. — Wierzę — dodała równie cicho, spoglądając mu krótko w oczy.
    — Nie. Ale to nie jest coś, o czym tak po prostu da się zapomnieć — powiedziała, oddychając szybko, ale głęboko, gdy gładził dłońmi jej twarz. Nie przypominała sobie, by kiedykolwiek wcześniej dotykał jej lub patrzył na nią w ten sposób. Zastanawiała się, czy to nie jest po prostu jakaś halucynacja wywołana stresem związanym ze ślubem. Albo kiepski żart, który zakończy się wyskoczeniem zza foteli operatora z kamerą i informacją, że Luna zostanie gwiazdą internetu.
    — Ja… — zaczęła, ale urwała, nie mając pojęcia, co powiedzieć. Bo co mógł zrobić, żeby mu uwierzyła? Co ona miała zrobić, żeby on uwierzył jej? Byli tak poranieni, tak spieprzeni przez życie i wszystkich otaczających ich ludzi, że wyplenienie tego z siebie nie było kwestią jednego wyznania i rozmowy na ten temat. Pytanie tylko, czy mieli wystarczająco cierpliwości i uczucia do siebie nawzajem, żeby nad tym popracować. Luna nie była tego taka pewna.
    Wiedziała jednak, że na pewno nie chciała tego, co właśnie zaproponował.
    — Nie rozumiesz, że nie chodzi o to, co możesz mi kupić? Nie chcę twoich pieniędzy, nie chcę, żebyś mnie kupował — odpowiedziała i pochyliła się do przodu, opierając swoje czoło na czole bruneta z przymkniętymi powiekami. Uniosła dłonie i zaczęła nimi przesuwać w górę po jego przedramionach, aż zatrzymała się na nadgarstkach. — Chcę ciebie — szepnęła po uprzedniej walce z samą sobą, żeby wypowiedzieć te słowa. — Jeśli mam uwierzyć, że mnie kochasz… Po prostu mi to pokaż. Bądź ze mną. Szanuj mnie. Traktuj mnie jak kogoś ważnego, a nie pasożyta, na którego nie chcesz nawet patrzeć, a co dopiero z nim przebywać. Nie chcę kwiatów, gwiazdek z nieba i jakichś wymyślnych rzeczy. Tylko ciebie, nic więcej — ostatnie słowa wyszeptała i przechyliła lekko głowę, by trącić nosem jego nos i musnąć ustami wargi, na których poczuła ostry smak alkoholu. Już miała pogłębić pocałunek, gdy usłyszała przed sobą kroki na miękkiej wykładzinie. Uniosła wzrok, by zatrzymać go na stewardessie, która cicho, lecz znacząco odchrząknęła.
    — Kapitan jest gotowy do startu, bardzo proszę o zajęcie miejsc i zapięcie pasów — odezwała się łagodnym głosem i posłała im grzeczny uśmiech. Luna wyprostowała się, chwytając swojego świeżo upieczonego męża za dłonie.
    — Porozmawiamy na osobności — szepnęła dziewczyna.

    🥹

    OdpowiedzUsuń
  24. Luna była nieźle zorana przez życie, Ledger nie powinien więc się dziwić, że nie potrafiła zaufać i uwierzyć w pewne rzeczy. To było tak, jakby w ich relacji cofnęła się do samego początku budowania przez nich sojuszu, do chwili w łazience, gdy stała przed nim w samym ręczniku, próbując zasłonić ślady, które na jej ciele zostawił ojciec. W końcu uwierzyła, że brunet jest po jej stronie i nie da jej skrzywdzić. Teraz ponownie musiała w to uwierzyć, zaufać, że po ślubie w tej kwestii nic się nie zmieni, bo Ledger naprawdę nie był taki jak jej ojciec.
    — Spróbuję — odpowiedziała cicho, mimowolnie wtulając twarz w jego dłonie. Dzięki temu, że jej dotykał, to wszystko wydawało się czymś prawdziwym, a nie snem. Bo mówił rzeczy, których w życiu nie spodziewałaby się usłyszeć, chyba że w snach. Jednak jego palce na policzkach uświadamiały jej, że wcale nie śniła.
    — Ja też tego chcę dla ciebie. Tylko nie wiem jak mam to zrobić. Jestem… Jestem nudna i bezwartościowa, nie wiem, co możesz we mnie widzieć ani tym bardziej w jaki sposób cię uszczęśliwić. Po prostu… Powiedz, czego ode mnie oczekujesz, a ja się postaram. Postaram się być kimś, kto jest ciebie wart — powiedziała cicho, patrząc prosto w jego ciemne oczy.
    Uśmiechnęła się lekko, słysząc znowu te dwa słowa padające z ust Collinsa.
    — Ja ciebie też, panie Collins — szepnęła ledwie słyszalnie i zdążyła jeszcze raz musnąć jego wargi swoimi, zanim usiadł na swoim miejscu. Również zapięła swój pas, podnosząc spojrzenie na mężczyznę. Uniosła brew, a na jej ustach zamajaczył połowiczny uśmieszek, gdy usłyszała ton bruneta. Spokojny jak na niego. Pamiętała, w jaki sposób odzywał się do swojej asystentki, z którą sama Luna zawiązała pewnego rodzaju sojusz, gdy unikała Ledgera. Musiała w jakiś sposób zmusić go do przeprosin, bo Jess robiła jedynie to, o co Luna ją poprosiła i nie zasłużyła na opieprz.
    — Pomyśl, komu zadajesz to pytanie — westchnęła. — Nie widziałam nic poza kawałkiem Stanów i wyspami. Zawsze chciałam, ale wiesz, jak jest — wzruszyła ramionami i podkuliła pod siebie nogi, obejmując je ramionami. Pożałowała, że nie zmyła makijażu, bo ślady łez zrobiły się sztywne i ciągnęły skórę. Wyobrażała sobie, jak tragicznie musiała wyglądać. Powinna zrobić z tym porządek, bo czekało ich przecież dwanaście godzin lotu. — Chcesz wziąć prysznic i trochę się przespać? — spytała, gdy samolot wzniósł się już względnie wysoko i trochę wyrównał. Nie lubiła startów, ale starała się tego po sobie nie pokazać. — Albo po prostu poleżeć i… Się poprzytulać? — zaproponowała, ostatnie słowa wypowiadając cicho i nieśmiało, bo wciąż nie wiedziała, czy może posuwać się tak daleko.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  25. Jej oddech spłycił się i przyspieszył, gdy walczyła z płaczem, który chciał wydostać się na powierzchnię po raz kolejny, jednak teraz powód był inny. Wzruszył ją. Nie spodziewała się, że kiedykolwiek usłyszy od kogoś takie słowa, a już zwłaszcza od Ledgera. Świadomie czy nie, wcześniej zrobił wszystko, żeby jej pokazać, jak niewiele miała światu do zaoferowania i jak bardzo przewyższał ją swoją osobą. Dowiedzenie się więc, że miał ją za wspaniałą, silną i odważną było dla dziewczyny ogromnym zaskoczeniem. Próbowała, ale nie potrafiła pohamować kolejnych łez, które spłynęły powoli po jej policzkach, lądując na dłoniach bruneta. Odetchnęła drżąco, starając się nie rozryczeć jak ostatnia sierota. Nie wiedziała, co odpowiedzieć. Ujęła więc w ręce twarz Collinsa i pochyliła się, żeby przycisnąć swoje wargi do jego warg, całując go mocno i głęboko, przelewając w tę pieszczotę wszystkie swoje uczucia, których nie umiała nazwać i słowa, których nie potrafiła teraz wypowiedzieć.
    — Cieszę się, że za ciebie wyszłam — szepnęła w jego usta, gdy zabrakło jej tchu i musiała się od niego nieznacznie odsunąć.
    — Myślisz, że moglibyśmy od czasu do czasu robić sobie małe wakacje i zwiedzać inne kraje? — spytała, patrząc przez okno na granatowe niebo i coraz mniejsze światła miasta.
    Wzruszyła ramionami, nie wiedząc, jak odpowiedzieć na to pytanie. Z jednej strony czuła zmęczenie ostatnimi tygodniami i dzisiejszym dniem, a z drugiej była dziwnie nakręcona, jakby miała nie zasnąć w najbliższym czasie.
    — Właściwie to nie, nie jestem. Po prostu pomyślałam, że powinniśmy trochę odpocząć — odpowiedziała w końcu. Spojrzała w górę, gdy Ledger się nad nią zatrzymał i odpięła swój pas. Ujęła jego dłoń i podniosła się, z uśmiechem przylegając do ciepłego ciała. Oparła dłonie płasko na twardej piersi, patrząc na jego twarz. — To… Byłoby miło się razem umyć, ale nie musisz. Ja po prostu chcę być obok ciebie, niczego więcej nie potrzebuję — odezwała się cicho, przesuwając rękami w górę. Splotła palce na jego karku, gładząc kciukami skórę tuż pod linią włosów. — Tylko pod warunkiem, że ty właśnie tego chcesz. Wiesz, że nigdy nie miałam takich wymagań. To się nagle nie zmieni — powiedziała cicho. Z westchnieniem chwyciła jego dłoń i ruszyła w wyznaczonym kierunku. Jej suknia wciąż leżała zwinięta na podłodze pod ścianą, a szpilki spoczywały tuż obok zwiewnego materiału wraz z wiankiem. Tym razem jednak spojrzała na biel nieco inaczej. Jak na coś dobrego.
    Nie była wcześniej w łazience, więc nie miała pojęcia, jakich jest rozmiarów. Podejrzewała, że nie była duża, sypialnia też wcale nie należała do największych, ale na widok niewielkiej kabiny parsknęła cichym śmiechem. Miała wrażenie, że Ledger miałby problem zmieścić się w niej sam, a co dopiero w towarzystwie Luny.
    — Myślisz, że damy radę zrobić coś więcej niż tylko stać pod wodą? — spytała ze śmiechem, ale nie czekając na odpowiedź, sięgnęła do krawędzi swojej bluzki i zdjęła ją przez głowę, odrzucając materiał na podłogę. To samo uczyniła z szortami, więc kilka sekund później została w samych majtkach, bo pod suknią nie miała biustonosza. Na koniec zsunęła cienką koronkę i zupełnie naga weszła do kabiny, patrząc na swojego męża z połowicznym uśmieszkiem.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  26. — Nie płaczę ze smutku — wyjaśniła i pociągnęła nosem, po czym roześmiała się cicho. Otarła wilgoć spod oczu, choć niewiele to dało w obecnej sytuacji, bo wciąż płakała. Nie chciała psuć tej chwili, to był ich pierwszy tak szczery, pełen uczucia moment, od kiedy się poznali, ale też nie potrafiła powstrzymać łez. — Tylko ze szczęścia. Nie masz pojęcia, jak długo na to czekałam. I jak bardzo chciałam, żebyś… Żebyś mnie pokochał — wydusiła z siebie, a jej głos załamał się pod koniec, gdy łzy popłynęły po raz kolejny. Odetchnęła jednak głęboko, odrobinę się uspokajając. — Zaraz mi przejdzie — szepnęła, ponownie lekko go całując i uśmiechając się przy tym.
    — Nie o to mi chodzi. Nie chcę, żebyś zaniedbywał przeze mnie obowiązki. Po prostu… Byłoby miło w twoim wolnym czasie coś zwiedzić — wzruszyła lekko ramionami, przenosząc spojrzenie z powrotem na bruneta. — I moim. Mam pomysł na firmę i chciałabym, żebyś na niego zerknął — dodała nieco bardziej nieśmiało, czując, że się rumieni. Obawiała się, że Ledger uzna pomysł za idiotyczny, ale musiała spróbować. Nie dowie się, póki nie pokaże mu biznesplanu, prawda?
    — Uspokój się, napaleńcu. Pieprzyć możemy się zawsze i wszędzie, a we Włoszech jeszcze nie byliśmy. Chcę coś zobaczyć — wywróciła oczami, ale zrobiła to z połowicznym uśmieszkiem. — Będę nosić sukienki, żebyśmy mogli się maskować — szepnęła, puszczając mu oczko.
    Odetchnęła drżąco i zagryzła dolną wargę, czując, jak jej bielizna nasiąka wilgocią na samo wyobrażenie seksmaratonu, który ich dzisiaj czekał. Jeszcze pół godziny temu nie sądziła, że w ogóle się dotknął, a teraz Collins groził, że nie da jej spokoju.
    — Nie chcę, żebyś dawał mi spokój — szepnęła, spoglądając na niego błyszczącymi oczami.
    — W co? — rzuciła ze zmarszczonymi brwiami i podążyła spojrzeniem w kierunku, w którym patrzył Ledger. — Okej — uśmiechnęła się. Stojąc pod prysznicem, zerknęła w stronę drzwi i po chwili zastanowienia wyszła z kabiny. — Zaczekaj, zaraz wrócę — rzuciła i musnęła przelotnie jego wargi, po czym wybiegła z łazienki, zamykając za sobą drzwi. W sypialni szybko wciągnęła suknię na nagie ciało, nie przejmując się tym, że materiał przyległ do skóry w miejscach, w których ta zdążyła już namoknąć. Zerknęła w lustro i wzdrygnęła się lekko na widok śladów tuszu pod oczami. Starła je kilkoma szybkimi ruchami, żeby choć trochę się prezentować i wróciła do łazienki. Nie przejmując się suknią, wślizgnęła się do kabiny prysznicowej, stając pod strumieniem wody. Zwiewna biel natychmiast nasiąkła wodą, przyklejając się do reszty ciała dziewczyny i przylegając do niego niemalże jak druga skóra. Luna uśmiechnęła się, patrząc na twarz swojego męża i przesuwając dłońmi po jego torsie. — Możesz zrobić co chcesz. Z suknią i ze mną — wymruczała, wspinając się na palce. — Chcę właśnie tego. Żebyś zrobił ze mną wszystko — szepnęła, zanim wpiła się w jego wargi.

    👰🏻‍♀️

    OdpowiedzUsuń
  27. — Zamknij się i przestań być taki słodki, bo będę płakać jeszcze bardziej — wymamrotała w jego wargi, przymykając powieki i pozwalając na to, żeby Ledger ścierał kolejne łzy powoli spływające po jej policzkach. Odetchnęła głęboko, nieco drżąco i spróbowała myśleć o czymkolwiek, tylko nie o wyznaniach, które przed chwilą między nimi padły. Poskutkowało, wkrótce na jej twarzy zostały jedynie wilgotne ślady, a słone krople przestały wypływać z opuchniętych oczu.
    Zmierzyła twarz mężczyzny uważnym spojrzeniem i zagryzła dolną wargę, przypominając sobie, co usłyszała od niego ostatnim razem, gdy powiedziała o podjęciu jakiejkolwiek pracy. Nie chciała być jak jej matka: jak żona korzystająca z dobrodziejstw, które dawał jej obrzydliwie bogaty mąż. Pragnęła na siebie zarabiać, a nie stanowić bezużyteczną ozdobę na balach charytatywnych i innych wydarzeniach, na których musiała pokazywać się z Collinsem.
    — Obiecujesz, że mnie wysłuchasz i nie skreślisz od razu pomysłu z pracowaniem? — spytała ostrożnie miękkim tonem. Nie chciała się kłócić, nie wtedy, gdy rozpoczynała się ich podróż poślubna, ale też byłoby miło wiedzieć, że mógłby brać na poważnie jej plany i marzenia. — Nie chcę siedzieć w domu i wydawać twoich pieniędzy na organizacje charytatywne, chcę mieć jakiś wkład w społeczeństwo. I jakieś zajęcie. I cel w życiu — wyjaśniła cicho.
    — Kochanie, ale ja nie powiedziałam, że nie będziemy się pieprzyć. Powiedziałam, że możemy to robić zawsze i wszędzie i chciałabym coś zobaczyć. Wiesz, że możemy to połączyć, prawda? — uśmiechnęła się łobuzersko. Roześmiała się i wyciągnęła rękę, żeby przeczesać palcami jego ciemne włosy. — Jestem pewna, że jakoś to pogodzimy, panie Collins — wymruczała, puszczając mu oczko.
    Mimo ciepłej wody zadrżała lekko, jak za każdym razem, gdy nazywał ją kwiatuszkiem. Uwielbiała to pieszczotliwe określenie.
    — Dlaczego akurat kwiatuszek? Nigdy cię o to nie zapytałam — odezwała się cicho i przylgnęła do ciała Ledgera, przesuwając ręce w górę jego ramion. Westchnęła w jego wargi i odwzajemniła pocałunek równie namiętnie. Nie zdążyła jednak nacieszyć się pieszczotą tak długo, jak by tego chciała, bo po chwili poczuła, jak sylwetka mężczyzny zaczęła się obniżać. Otworzyła oczy i zamrugała, żeby pozbyć się nadmiaru wody z rzęs, po czym podążyła spojrzeniem za jego twarzą. Odruchowo sięgnęła do podwiniętej sukni i zacisnęła na niej palce, oddychając ciężko przez lekko rozchylone wargi. — Auć — jęknęła, jednak na jej twarzy zamiast grymasu pojawił się błogi uśmieszek. — Chcę cię widzieć — wymamrotała i zdjęła materiał, który zdążył na siebie narzucić. Zrobiła to akurat w momencie, w którym język Ledgera dotknął jej cipki. Zadrżała i oparła się plecami o ścianę, żeby nie upaść, choć wiedziała, że jej mąż na to nie pozwoli. — Wszystko, czego chcesz, mężu — jęknęła i wciągnęła gwałtownie powietrze. Minęło tak dużo czasu, od kiedy ostatni raz ją dotykał, sama siebie też nie zaspokajała, bo nie miała na to ani czasu, ani ochoty. Czując więc nacisk na swoim najwrażliwszym punkcie, jej podbrzusze natychmiast zareagowało, kurcząc się w przyjemny, cholernie przyjemny, sposób. — Wiesz, że za chwilę dojdę, prawda? — wyrzuciła z siebie na wydechu i zaczęła poruszać biodrami w nadawanym przez jego język rytmie, goniąc za upragnionym spełnieniem.

    🥵

    OdpowiedzUsuń
  28. — Czasami, kiedy się postarasz — wymamrotała z obrażoną miną. — Spokojnie, wiem z kim mam do czynienia. Nie mam złudzeń. Chociaż miło będzie od czasu do czasu poudawać, że mój mąż jest uroczy — uśmiechnęła się. — Tylko dla mnie. I może dla Jess. Zdajesz sobie sprawę, że zwolniłeś ją tylko dlatego, że prosiłam ją o dyskrecję, tak? Za to zamierzam wymusić na tobie premię dla niej — oznajmiła, mrużąc lekko oczy. Jeszcze wtedy nie wiedziała, że Ledger tak naprawdę bywał miły dla swoich pracownic. I okazywał to wchodzeniem w nie. Gdyby miała choćby nikłe pojęcie, darowałaby sobie.
    — Dzięki za wiarę we mnie — mruknęła i wydała z siebie ciężkie westchnienie. Czuła, że to skończy się tak jak ostatnio. Może bez awantury, ale w gruncie rzeczy efekt będzie taki sam. A wtedy będzie musiała sobie poradzić na własną rękę. Nie miała pojęcia, w jaki sposób to rozegrać, bo gdyby się nie zgodził, nie zamierzała wziąć od niego ani centa. Sama natomiast nie miał wystarczająco oszczędności, żeby rozkręcić firmę… — Jasne. Po powrocie z wakacji — przytaknęła, chociaż wiedziała, że do tematu pewnie nie wrócą, a jeśli już, jej pomysł natychmiast zostanie przez Ledgera odrzucony. Niby to wiedziała, zakładała taki scenariusz od samego początku, dlatego tak długo zwlekała z poinformowaniem go o swoich planach, ale i tak poczuła się… Mała. Zwyczajnie mała. Jakby wciąż nic nie znaczyła.
    Z tego powodu nie rozważała żadnego komplementu Ledgera w kategorii szczerych. Nie chciała jednak psuć nastroju, więc przywołała na twarz najbardziej uroczy uśmiech, na jaki była w stanie się zdobyć.
    — Pewnie zrobiłeś coś dobrze w poprzednim życiu — wymruczała, przesuwając dłońmi w górę jego ramion. Zagryzła dolną wargę, słuchając kolejnych słów i ponownie nie wierząc w ani jedno z nich. Bo czuła, że Collins nie pozwoli jej kwitnąć. Że mimo wyznania sobie uczuć, będzie dla niej kolejnym mrozem do przetrwania. Wiedziała, że sobie poradzi. Skoro przez tyle lat to robiła, teraz również się nie podda. Przez chwilę wierzyła jednak, że od tej pory będzie łatwiej. Uświadomienie sobie, że się myliła, bolało bardziej, niż gdyby nie pozwoliła sobie na tę wiarę nawet przez moment.
    Jęknęła, odrzuciwszy głowę do tyłu, gdy orgazm zaczął budować się w jej ciele z zawrotną prędkością. Już czuła nadchodzące dreszcze i ciepło przebiegające wzdłuż kręgosłupa, ale w tym samym momencie wargi bruneta zniknęły, a w jej nabrzmiałą łechtaczkę uderzyło chłodne powietrze.
    — Co? Nie… Proszę… Byłam tak blisko — wydyszała i naparła na jego dłoń, próbując odnaleźć tarcie, które doprowadzi ją do szczytu. Sfrustrowana uderzyła głową o ścianę za sobą i wydała z siebie kolejny jęk. — Pamiętam każdy raz z tobą. Nie miałam orgazmu od ostatniego razu, kiedy się pieprzyliśmy, więc niech będzie dla ciebie jasne, że to, co teraz robisz, jest zwykłym znęcaniem się nade mną — stwierdziła głosem napiętym z pragnienia. Szarpnęła za górę sukienki, żeby odsłonić piersi i zacisnęła na nich swoje dłonie, szczypiąc i rolując sutki. Pojękiwała cicho, kiedy jej cipka zaciskała się od tego z przyjemności, mimo że Ledger wciąż poruszał palcami nieznośnie powoli. Nie chciała się jednak tak bawić, musiała dojść i to jak najszybciej.

    🥵

    OdpowiedzUsuń
  29. — Nie będę narzekać — przyznała, posyłając mu lekki uśmiech i wyciągając dłoń, żeby ułożyć ją na policzku Ledgera, a potem pogładzić jego skórę. Wywróciła oczami na jego kolejne słowa, ale mimo wszystko kąciki jej ust wciąż były lekko uniesione. — Cieszę się, że zatrudniłeś ją z powrotem. Wychodzi na to, że mój koszmarny mąż jednak ma serce — szepnęła i zaczepnie trąciła nosem jego nos. Może to dziwne, ale dość szybko przywykła do nazywania go w ten sposób. Świadomość, że tak czy inaczej zostaną małżeństwem chyba swoje zrobiła.
    — Jasne. Przecież już nic nie mówię — uniosła dłonie w obronnym geście, odpuszczając. Kolejny już raz. Myślenie o tym, jak wiele marzeń musiała odpuścić było cholernie depresyjne, więc starała się na tym nie skupiać. Wiedziała, że prędzej czy później uwięzienie w złotej klatce się na niej odbije, tak jak odbijało się już wcześniej, ale… Skoro twierdził, że ją kocha, chciała dać szansę temu małżeństwu w jego prawdziwej wersji. Może jednak coś się zmieni? Może jej życie nie będzie jedną wielką pieprzoną porażką?
    Wygięła się w łuk i szarpnęła biodrami, czując, że spełnienie jest na wyciągnięcie ręki, ale wciąż zbyt daleko, żeby w nią uderzyło. Nie mogła dłużej utrzymać otwartych oczu, więc przymknęła powieki, pojękując coraz głośniej z każdym ruchem palców Ledgera. Czuła jego wargi na swojej skórze, jego zęby podgryzające ją co jakiś czas, ale cała jej uwaga skupiała się na obecności palców w pulsującej cipce.
    — Wykończysz mnie — wychrypiała i wstrzymała oddech, kiedy jego język dotknął jej łechtaczki. Niczego więcej nie potrzebowała. Fala ciepła przepłynęła przez jej ciało, zostawiając po sobie gęsią skórkę i wycisnęła z jej gardła krzyk. Nieświadomie wplotła palce jednej dłoni we włosy Collinsa, przyciskając jego twarz do swojego krocza. Rozluźniła uścisk dopiero po tym, jak orgazm zaczął odpuszczać i cofnęła rękę. Otworzyła zamglone oczy, spoglądając w dół na mężczyznę. Jej biodra mimowolnie lekko drgały, a gdyby nie noga przerzucona przez jego bark i ręka ściskająca jej pośladek, z pewnością by upadła. — Pierwszy orgazm jako żona jest jakiś inny — odezwała się cicho, dysząc ciężko. — Lepszy — uściśliła, a jej wargi rozciągnęły się w uśmiechu. Dopiero teraz poczuła, że mokra suknia jest dość ciężka i drażni wrażliwą skórę, jednak jej nie zdjęła. Nie chciała odbierać tej przyjemności Ledgerowi, w końcu sam stwierdził wcześniej, że chciałby ją rozebrać. — Chodź do mnie — szepnęła, chwytając go za nadgarstek i odsuwając rękę od swojej cipki. Pociągnęła za nią w górę, a kiedy Ledger się wyprostował, wsunęła sobie jego palce do ust, zlizując swoją własną wilgoć i nieprzerwanie patrząc mu w oczy. — Chcesz mieć swój pierwszy orgazm jako mąż tutaj, czy masz jakieś inne życzenia? — spytała cicho, przywierając ciałem do jego torsu, ale ręką sięgając między nimi, żeby chwycić jego penisa i kciukiem podrażnić główkę. — Zrobię co zechcesz — wymruczała, składając lekki jak piórko pocałunek na jego klatce piersiowej.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  30. — Powiedz to jeszcze raz. Nazwij mnie tak jeszcze raz — wydyszała, na chwilę wypuszczając jego palce ze swoich ust, ale szybko wróciła do oblizywania ich do czysta, cały czas patrząc prosto w jego ciemne oczy. W końcu uniosła głowę, uwalniając jego dłoń i oddychając przez rozchylone wargi. — Więc zostańmy — szepnęła i zacisnęła rękę mocniej, poruszając nią po całej długości twardego penisa. Odwzajemniła pocałunek z cichym jękiem i równie wielkim zaangażowaniem, nie mogąc się nim nasycić. Dobrze, że najwyraźniej Ledger wychodził z podobnego założenia i miała wrażenie, że całują się znacznie więcej niż kiedykolwiek wcześniej. Nie, żeby na to narzekała. Pragnęła być jak najbliżej, a dzięki temu czuła, że tak właśnie jest.
    — Jezu, to nie powinno mnie tak bardzo nakręcać — jęknęła i bez wahania objęła nogami jego biodra, a ramionami mokry od wody kark. Wplotła palce w krótkie kosmyki ciemnych włosów i przytrzymała go przy sobie, przedłużając kolejny pocałunek na tyle, na ile pozwolił jej brak tchu. — Weź ją sobie. Jest cała twoja. Tylko twoja — wyszeptała, drżąc lekko od tego delikatnego dotyku, który zaraz został zastąpiony mocnym pchnięciem. Wciąż była zaciśnięta po orgazmie, więc odrzuciła głowę do tyłu i krzyknęła, wbijając paznokcie w skórę bruneta. — Uwielbiam czuć cię w sobie — wydyszała, wtulając się w niego. Korzystając z tego, że się nie poruszał, zaczęła składać mokre pocałunki na jego szyi i szczęce. Nie przestała, gdy chwycił za górę jej i tak już zrujnowanej sukienki i pociągnął ją w dół. Pomogła mu trochę, jedną ręką puszczając jego kark. Po uwolnieniu piersi szybko jednak wróciła do obejmowania go, bo chciała czuć jego ciało całą sobą, każdym zakończeniem nerwowym, nawet opuszkami palców.
    — Nie będzie mi szkoda — mruknęła z połowicznym uśmieszkiem. Zaczęła poruszać biodrami w nadawanym przez Ledgera rytmie, pojękując coraz głośniej i częściej. — Ja ciebie też. Nie wiedziałam, że można kogoś tak bardzo kochać — szepnęła w odpowiedzi i odwzajemniła pocałunek, wydając z siebie stłumione jęki. Miała gdzieś to, czy obsługa ją usłyszy. Byli w swojej podróży poślubnej, mieli prawo zachowywać się jak chcieli, prawda?
    Jej ciało, stęsknione za obecnością Collinsa, szybko poddało się kolejnemu orgazmowi, znacznie intensywniejszemu od poprzedniego. Odsunęła się od jego warg i znieruchomiała, patrząc prosto w ciemne tęczówki, gdy spełnienie przetaczało się przez nią potężną, odbierającą dech falą. W końcu zassała powietrze i wykrzyczała imię swojego męża, odrzucając głowę do tyłu i wyginając się w jego ramionach od siły swojego spełnienia.
    — Kocham cię, kocham cię, kocham cię — zaczęła szeptać jak mantrę i ponownie wtuliła twarz w zgłębienie jego szyi, całując lekko rozgrzaną skórę, czekając na jego orgazm.

    ❤️‍🔥

    OdpowiedzUsuń
  31. Uśmiechnęła się najjaśniejszym uśmiechem, jakiego się po samej sobie nie spodziewała i zamruczała z uznaniem, chłonąc brzmienie swojego nowego nazwiska w ustach Ledgera. W zestawieniu ze słowem żona wywołało to gorący dreszcz wzdłuż jej kręgosłupa.
    — Chyba polubię to bardziej niż kwiatuszka — wyznała, kolejny raz usłyszawszy, jak nazywał ją swoim własnym nazwiskiem. Samo to wystarczyłoby, żeby doprowadzić ją na skraj, nic więc dziwnego, że orgazm wręcz w niej eksplodował. Mimo bólu, który sprawiał jej brunet, wbijając się w jej zaciśnięte ścianki, bez wahania odpowiadała na każdy jego ruch. Trzymała się kurczowo jego karku i odwzajemniała łapczywe pocałunki, wzdychając i pojękując za każdym razem, gdy jego wargi dotykały jej wrażliwych sutków. Pozwoliła mu wykorzystać samą siebie do osiągnięcia spełnienia i uśmiechnęła się mimowolnie, kiedy jego ruchy zaczęły zwalniać. Wciąż pulsowała wokół jego kutasa i czuła, jak lepka ciecz spływa po jej pośladkach, ale nawet nie drgnęła, nie chcąc się odsuwać.
    Po jakimś czasie, nie miała pojęcia, jak długim, rozplotła nogi i powoli wysunęła się z uchwytu Ledgera, zasysając powietrze ze świstem, gdy jego penis opuścił jej wnętrze. Zrobiła niewielki krok do przodu i przylgnęła do bruneta.
    — Tak. Możemy. Jest idealnie — odezwała się schrypniętym głosem, a na kolejne słowa skinęła lekko głową. — Chodźmy do łóżka — uśmiechnęła się, zerkając w górę na twarz Collinsa.
    Zdjęła z siebie do końca mokrą suknię, szybko spłukała z siebie dowody ich spełnienia, a potem równie szybko wytarła się miękkim ręcznikiem i zupełnie naga przeszła do sypialni. Niedługo później ułożyła się w ramionach swojego męża, oddychając głęboko ich wspólnym zapachem. Zanim się zorientowała, odpłynęła.

    Obudziło ją pukanie do drzwi. Drgnęła i otworzyła oczy, przez chwilę nie wiedząc, co się wydarzyło i gdzie się znajduje. Czuła za plecami ciepłe ciało i zaciskała dłoń na czyjejś ręce przerzuconej przez jej brzuch. Dopiero cichy szum przywołał ją do rzeczywistości, a wydarzenia z poprzedniego dnia i nocy zaczęły do niej wracać. Przesunęła opuszkami palców po wierzchu dłoni Ledgera, uśmiechając się do samej siebie. Więc to wcale jej się nie śniło. Naprawdę rozmowa w samolocie miała miejsce.
    — Przepraszam… Nie chcę przeszkadzać, ale niedługo będziemy podchodzić do lądowania. Powinniście państwo zająć swoje miejsca — powiedział stłumiony głos stewardessy zza drzwi.
    — Zaraz przyjdziemy! — zawołała Luna. Po chwili jej uszu dobiegł dźwięk oddalających się kroków. Wówczas obróciła się na plecy i spojrzała na twarz Ledgera. Na twarz swojego męża. Mężczyzny, którego kochała i który twierdził, że odwzajemniał to uczucie. Zagryzła dolną wargę, żeby nie szczerzyć się jak ostatnia idiotka. — Kochanie, wstawaj. Zaraz lądujemy — odezwała się cicho, sięgnąwszy dłonią do jego włosów, które przeczesała palcami. — Powinniśmy się ubrać.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  32. Uśmiechnęła się mimowolnie, gdy przyciągnął ją do siebie. Dotychczas nie pozwalali sobie na coś takiego, chyba że rzucali się na siebie jak zwierzęta. Nie było w tym jednak czułości i miłości, która teraz otaczała Lunę. Szczerze mówiąc, wątpiła w jego uczucia. Choć w nocy powiedział, że ją kocha, wiele razy, wciąż tliła się w niej iskierka niepewności. Wiedziała bowiem, że Ledger potrafił być okrutnym człowiekiem i zabawa jej uczuciami prawdopodobnie byłaby bardzo w jego stylu.
    Ale czyny w tej chwili przemawiały do niej bardziej niż słowa. Czuła się kochana. Czuła, że to wszystko prawda.
    Roześmiała się cicho, ponownie przeczesując palcami jego włosy i wciąż przyglądając się jego spokojnej twarzy.
    — Nie mogę, już się rozbudziłam — odpowiedziała cicho, żeby nie wyciągać go tak od razu z tej senności. Słysząc kolejne słowa, jeszcze raz parsknęła śmiechem. Wyplątała jedną nogę spod jego nogi i przełożyła ją przez udo bruneta. — W takim razie całe dwa tygodnie spędzimy tutaj. Świetnie. Umawialiśmy się, że trochę pozwiedzamy, obiecałeś — przypomniała. Wywróciła oczami, ale zrobiła to z uśmiechem i zgodnie z poleceniem objęła ramionami jego kark, przytulając do siebie. Zaczęła wodzić opuszkami palców jednej dłoni po jego kręgosłupie, wsłuchując się w szum silników i spokojny oddech swojego męża. — Uważasz, że mam cudowne usta? — wymruczała w jego włosy po krótkiej chwili. Pisnęła zaskoczona i objęła nogami biodra Ledgera. Zachichotała, układając dłonie na jego ramionach.
    — Też tutaj byłeś, mogłeś to powiedzieć — odparła z rozbawieniem. — Nie lubisz, kiedy jestem grzeczna i milutka? Mogę zacząć ci pyskować. Będę najwredniejszą suką z wszystkich wrednych suk. Chcesz tego, Collins? Generalnie myślałam, że lubisz, jak stawiam się tylko tobie, ale skoro tak… Świat może poznać tę Lunę, którą jestem tylko dla ciebie — ostatnie słowa wyszeptała, odchylając głowę do tyłu, gdy zaczął ją całować. — Przejrzałeś mnie. Widok ciebie nago to najgorszy widok na świecie. Nie mam pojęcia, jak się z tej traumy otrząsnę — westchnęła, przymykając powieki z przyjemności. Mimowolnie poruszyła biodrami, wijąc się pod jego ciałem. — Nie. To była tragedia. Najgorsza noc poślubna świata — stwierdziła i zamrugała kilka razy oczami, odwzajemniając spojrzenie. Uśmiechnęła się łobuzersko. — Głupie pytanie, głupia odpowiedź — wyjaśniła i uniosła głowę, żeby go pocałować, ale w tym samym momencie ponownie rozległo się pukanie do drzwi.
    — Nie chcę państwa poganiać, ale naprawdę… — zaczęła stewardessa, ale Luna nie dała jej szansy dokończyć.
    — Mówiłam, że zaraz przyjdziemy! — zawołała i z ciężkim westchnieniem cmoknęła Ledgera w usta, po czym opadła z powrotem na poduszkę i klepnęła go w pośladek. — Skoro i tak już nie śpimy, wylądujmy i zacznijmy naszą podróż poślubną — uśmiechnęła się lekko. — Jutro. Dzisiejszy dzień spędzimy w łóżku — zadecydowała, mając wrażenie, że taki plan przypadnie mu do gustu.

    😏

    OdpowiedzUsuń
  33. Prychnęła głośno wyraźnie niezadowolona z jego jakże genialnego pomysłu. Wiedziała, że sobie żartował (przynajmniej taką miała nadzieję), ale czułaby, że zmarnowali ten wyjazd, gdyby nic nie zobaczyli. Luna była… Cóż, ciekawa świata, którego nie miała nigdy okazji zobaczyć. Jej ojciec był dyplomatą, ale nie zabierał jej w podróże służbowe, matka tak samo, gdy jeszcze pracowała. Dziewczyna nie znała więc nic poza kawałkiem USA i deszczową Anglią.
    — Nie zgadzam się i miej tego świadomość — wymamrotała w jego czoło zaraz po tym, jak objęła go ramionami i przytuliła.
    Uśmiechnęła się szeroko i odwzajemniła pocałunek, pogłębiając pieszczotę jeszcze bardziej. Czując, że Ledger schodzi ustami niżej, odchyliła głowę do tyłu i wplotła palce w ciemne kosmyki, oddychając szybciej i płyciej.
    — Twoim zdaniem to była bezlitosna pobudka? Dopiero mogę ci pokazać bezlitosną pobudkę — roześmiała się, a w zasadzie bardziej sapnęła i odwzajemniła intensywne spojrzenie. Kącik jej ust uniósł się w połowicznym uśmiechu. — Naprawdę? I jaka to będzie kara, panie Collins? Dasz mi klapsa? Zwiążesz mnie? W obu przypadkach jestem na tak — wymruczała i westchnęła z przyjemności. Nie zdążyła do końca się rozbudzić, a już czuła, że robi się mokra. Gdyby brunet wciąż kontynuował, niewykluczone, że po kilku następnych chwilach sięgnęłaby między ich ciała, żeby wsunąć go w siebie.
    Jęknęła cicho z rozczarowaniem, a zaraz potem jeszcze raz, kiedy jej powoli pęczniejąca łechtaczka została tak rozkosznie podrażniona przez jego skórę.
    — Tylko twoja — szepnęła, tracąc chęci na żarty. — Jestem tylko twoja, kochanie — zdążyła powiedzieć, zanim ich wargi ponownie złączyły się w pocałunku. Pomysł z powiedzeniem pilotowi, żeby krążył nad lotniskiem jeszcze przez jakiś czas nagle wydał jej się całkiem dobry, ale nie zdążyła tego powiedzieć.
    — Odbijemy to sobie — mruknęła, zanim zebrali się z łóżka.

    Kiedy planowali podróż poślubną, nie byli jeszcze na etapie, w którym zakładaliby wyznanie swoich uczuć. Decyzja zapadła tak dawno temu, że Luna nie była pewna, czy wtedy w ogóle ze sobą sypiali. Nie spodziewała się więc, że po dotarciu na miejsce zastanie ich coś takiego. A raczej ją, bo zaplanowanie ślubu i wesela było jej broszką, natomiast miesiąc miodowy leżał w gestii Ledgera.
    Samochód nie zszokował jej tak jak to, co zobaczyła po opuszczeniu go. Powietrze było gorące, ale dzięki wiatrowi upał tak nie doskwierał; zupełnie inaczej niż w LA. Ale to nie pogoda zaparła dech w piersiach brunetki. Patrzyła na dom, a raczej na willę i niedowierzała, że naprawdę są w takim miejscu. Z rozchylonymi wargami szła w stronę wejścia.
    — Co? — rzuciła i zerknęła za siebie. Nie słyszała, co do niej powiedział. Była zbyt zauroczona tym, co przed sobą widziała. — Ledger, to… — urwała, nie mając pojęcia, jakich użyć słów. Po wejściu do budynku i zawędrowaniu do salonu bez udziału swojej woli była pod jeszcze większym wrażeniem. — Tu jest tak pięknie… — zdołała wyszeptać, patrząc na majaczącą na horyzoncie wodę i piękny ogród znajdujący się właściwie na wyciągnięcie ręki. Obróciła się przodem do swojego męża, do człowieka, który pokazał jej to miejsce i poczuła, że zakochuje się w nim jeszcze bardziej. Ruszyła w jego stronę szybkim krokiem i niemalże z rozbiegu wskoczyła w jego ramiona, oplatając go nogami w pasie. — Jak możesz chcieć pieprzyć się w sypialni, kiedy mamy taki piękny ogród? I basen? I cały dom? Ledger, tu jest idealnie — powiedziała z zachwytem, rozglądając się. Szybko jednak wróciła spojrzeniem do swojego męża i oparła swoje czoło na jego czole. — Dziękuję. Nie tylko za to. Za wszystko, co dla mnie zrobiłeś od tamtego wieczoru w twojej łazience. Kocham cię. Tak bardzo cię kocham — szepnęła i wpiła się w jego wargi. — Obiecaj, że nasze życie będzie lepsze niż wtedy zakładaliśmy — dodała wciąż równie cichym głosem, zerkając prosto w jego ciemne oczy.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  34. — Może kiedyś ci taką zafunduję — wymruczała i zagryzła dolną wargę, znacząco poruszając brwiami. W sumie szkoda, że nigdy na to nie wpadła. Chciałaby zobaczyć jego minę, gdyby po przebudzeniu zorientował się, że Luna postanowiła się z nim zabawić. — Ciekawe, czy w ogóle byś się obudził, czy może byś uznał, że to tylko piękny sen. Chętnie to sprawdzę — dodała, oblizując usta.
    Zadrżała i westchnęła, bo same jego słowa robiły na niej takie wrażenie, jakby już zabrał się do rzeczy. Wprawdzie perspektywa bycia zostawioną na samym skraju bez orgazmu raczej do niej nie przemawiała, ale już związanie czy klapsy podobały jej się znacznie bardziej i nie skupiała się na tym, że Ledger miałby ją w ten sposób ukarać.
    — Nie? Jesteś pewien, kochanie? — spytała szeptem i korzystając z tego, że był tak blisko, chwyciła zębami jego dolną wargę i za nią pociągnęła, jednocześnie poruszając biodrami i się o niego ocierając.
    — Powinnam ich bronić, ale wyjątkowo podoba mi się twoje wredne podejście do pracowników — przyznała równie niezadowolona.

    Nie słuchała go. Była jak zahipnotyzowana, chłonęła wszystko co widziała i niemalże płakała przy tym z zachwytu. Nigdy nie była w równie pięknym miejscu, nie wspominając o tym, że ktokolwiek chciałby ją gdziekolwiek zabrać. Jeszcze do wczoraj myślała, że Ledger również nie byłby zdolny zrobić dla niej czegoś tak wspaniałego.
    — Podoba to nie jest odpowiednie słowo — odpowiedziała na wydechu. Ujęła jego twarz w swoje dłonie i zaczęła składać na niej pocałunki; na oczach, na czole, na nosie, w kącikach ust. Powstrzymała łzy, które szczypały ją pod powiekami tylko dlatego, że nie chciała, by znowu sobie pomyślał, że płacze przez niego. Jeśli już, to raczej dzięki niemu. Zamiast tego zachichotała i objęła ramionami jego kark, ani myśląc o tym, żeby wyswobadzać się teraz z jego objęć. — Przepraszam! Mogłeś mi zasłonić oczy — podsunęła. — Teraz nigdzie się nie wybieram, więc możesz mnie przenieść przez próg każdego pomieszczenia. Może być, czy mam błagać o wybaczenie w inny sposób? — uśmiechnęła się łobuzersko. Trąciła nosem jego nos i ponownie chwyciła zębami dolną wargę. — Uwielbiam, kiedy mnie pieprzysz jak się wściekasz — szepnęła tuż przed pocałunkiem.
    — To najpiękniejsze miejsce jakie widziałam — wyznała i znowu zaczęła się rozglądać. Korzystając z tego, że Ledger przeszedł do salonu, wyjrzała przez przesuwne okna na ogród. Westchnęła z rozmarzeniem, opierając głowę na jego obojczyku.
    — Jaki akt własności? — zmarszczyła brwi i gwałtownie podniosła głowę, patrząc na bruneta z niezrozumieniem. Kiedy w końcu dotarło do niej, o czym mówił, rozszerzyła oczy. — Nie… Ty… Kupiłeś ten dom? Kupiłeś dom we Włoszech? Dla nas? Zanim my… — urwała i zasłoniła usta dłonią. Kupił dla nich dom, zanim wyznali sobie uczucia. Kupił dom dla niej na urodziny, chociaż przez ostatnie tygodnie nawet ze sobą nie rozmawiali.
    Tym razem nie zdołała powstrzymać łez. Spłynęły po jej policzkach w momencie, w którym ich wargi kolejny raz złączyły się w namiętnym pocałunku. Odwzajemniła go bez wahania, wplatając palce w ciemne włosy mężczyzny i przytrzymując go przy sobie.
    — Dziękuję… To… Nie wiem co powiedzieć. Jesteś najlepszym, co mnie w życiu spotkało — wyszeptała, gdy odsunęli się od siebie. Spoglądając wprost w ciemne oczy, uśmiechnęła się szeroko. — Wiesz, że to za dużo, prawda? Nigdy nie będę w stanie ci się wystarczająco odwdzięczyć — zauważyła i musnęła jego wargi. — Możemy tę sypialnię zostawić na później? Tu jest tak pięknie…

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  35. — Jakim cudem? Jak kogoś w ogóle może to aż tak nie zachwycić? Przecież tu jest tak pięknie — westchnęła i jeszcze raz się rozejrzała, nie potrafiąc się przed tym powstrzymać, ale kiedy odezwał się ponownie, wywróciła oczami, a kąciki jej ust drgnęły w powstrzymywanym uśmiechu. — Szybko się nudzę, nie wiesz? Kiedy stąd wrócimy, od razu złożę pozew o rozwód i zacznę szukać nowego faceta — powiedziała, kończąc zdanie prychnięciem i cichym śmiechem. — Mam podzielną uwagę, mogę zachwycać się i budynkiem, i mężem. Wynagrodzę ci to przeniesienie przez próg — ostatnie słowa wyszeptała wprost do jego ucha i musnęła je wargami.
    — Będę błagać. Jak tylko pokażesz mi cały ten dom. Będę cię błagać calutką noc — wymruczała i odwzajemniła uśmiech. — Więc ja ci przypomnę. Walentynki, biblioteka. Może i byłam naćpana, ale dla mnie to wyglądało jak pieprzenie z wściekłości — powiedziała, zerkając na niego z wyraźnym błyskiem w ciemnych oczach. Bez wahania odwzajemniła pocałunek, układając jedną dłoń na jego policzku, a palce drugiej wplatając we włosy.
    — To jest dla ciebie drobiazg? To znacznie więcej niż drobiazg. To… To spełnienie moich marzeń, Ledger. Piękny dom w Europie. W dodatku we Włoszech… Naprawdę nie wiem, jak ci dziękować — wyszeptała i pociągnęła nosem. Roześmiała się przez łzy i otarła policzki. — Przestań mnie tak bardzo wzruszać to nie będę płakać — odparła zduszonym głosem i ponownie przetarła mokrą twarz. Tym razem z jej oczu nie wypłynęły kolejne łzy, więc uśmiechnęła się szeroko.
    — Wiem, ale chcę. Jak tylko coś wymyślę, ty będziesz płakać ze wzruszenia — stwierdziła i trąciła nosem jego nos. Jeszcze przez chwilę obejmowała go mocno ramionami i nogami, po czym pokiwała entuzjastycznie głową i rozluźniła uścisk, powoli zsuwając się po jego ciele na podłogę. — I plażę. Pójdziemy na plażę? — spojrzała na niego z nadzieją. Pewnie powinna dotrzymać złożonej mu w samolocie obietnicy i pozwolić zaprowadzić się prosto do sypialni, ale tak bardzo pragnęła obejrzeć to miejsce i nacieszyć się pierwszym wrażeniem… — Jesteśmy tutaj sami, prawda? Możemy kąpać się nago w basenie. I pić drinki na leżakach. Och i moglibyśmy wziąć koc i poleżeć na plaży. Niedaleko jest miasteczko, tak? Któregoś dnia byłoby fajnie pozwiedzać — gadała jak nakręcona, układając sobie w głowie cały plan na spędzenie tutaj czasu tylko we dwoje. Sama myśl o tym sprawiała, że była cholernie podekscytowana. — Hej, mamy jakieś wino? — spytała i zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, całkowicie wywinęła się z jego uścisku i ruszyła w stronę pomieszczenia, które wydawało się być kuchnią. Kieliszki namierzyła dość szybko, wystarczyło zaglądać do szafek, z winem miała większy problem. Postawiła więc szkło na blacie i rozejrzała się nieco bezradnie. Wówczas wpadła jej do głowy pewna myśl i przechyliła głowę w bok, spoglądając na swojego męża zmrużonymi oczami. — Właściwie byłeś tu już i wiesz gdzie co jest, czy kupiłeś to miejsce totalnie w ciemno?

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  36. — Powinieneś się bardziej zachwycać. Nie jestem usatysfakcjonowana poziomem twojego zachwytu — stwierdziła, starając się zabrzmieć poważnie, jednak nic nie mogła poradzić na to, że przez jej głos przebijało się rozbawienie i taka najzwyklejsza w świecie wesołość. Nie sądziła, że dzień, który, jak przypuszczała, miał być najgorszym dniem jej życia, okaże się najlepszym i najszczęśliwszym, nie do końca potrafiła więc kontrolować swoje emocje. A nawet gdyby potrafiła, chyba w końcu mogła przestać ukrywać prawdziwą siebie, prawda?
    — Ojej, przykro mi, ale już na to za późno. Podpisałeś cyrograf, kochanie, więc masz przejebane — pokazała mu wierzch swojej dłoni, na której błyszczała obrączka wraz z pierścionkiem zaręczynowym, a Luna uśmiechnęła się słodko.
    — To groźba czy obietnica? — wymruczała i przygryzła zaczepnie jego dolną wargę. — Ta willa jest taaaka cudowna… Znacznie lepsza od ciebie. Powinnam wyjść za nią — powiedziała, rozglądając się teatralnie, jakby wcale nie była teraz w ramionach bruneta i jakby wcale nie chciała go sprowokować.
    — Będziemy z niego razem korzystać. A na starość zamieszkamy tutaj i będziemy grać w bingo na tarasie — wyszeptała i pogładziła dłonią policzek Ledgera, spoglądając w jego ciemne oczy z uczuciem, którego nie potrafiła i nie chciała już ukrywać. Jeszcze dobę temu nie wyobrażała sobie ich wspólnej starości. Nawet życia jako takiego w ogóle. Była więcej niż pewna, że spędzą małżeństwo na unikaniu i nienawidzeniu się nawzajem. W najśmielszych marzeniach nie myślała o tym, że Ledger mógłby ją pokochać, a reszta ich życia może wyglądać inaczej. — Wyzwanie przyjęte. Powalę cię na kolana — mruknęła zaczepnie.
    Przeglądając kolejne szafki nie tylko w poszukiwaniu naczyń, ale też po to, żeby trochę się rozeznać, słuchała tego, co mówił Collins i powoli notowała to w swojej głowie. Z opóźnieniem więc zrozumiała, co do niej mówił.
    — Chwila, że co? — rzuciła, zostawiając kieliszki w spokoju i obracając się na pięcie, żeby na niego spojrzeć. — Nie, przejęzyczyłeś się. To nasz dom. Kupiłeś go dla nas, tak? — uniosła brwi, ale kiedy odezwał się ponownie z obietnicą, że nie będzie się w nic wtrącał, pokręciła gwałtownie głową. — Nie. Nie. Nie ma takiej opcji. Po prostu nie. Nie chcę domu, który będzie tylko mój. Jeśli powiesz mi teraz, że kupiłeś go tylko dla mnie, wychodzę stąd — oznajmiła, olewając kompletnie temat wina, który w tej chwili nie miał najmniejszego znaczenia. Po pierwsze, nie mogła przyjąć tak ogromnego prezentu, jakim był dom. Jakkolwiek wspaniały, w cudownym miejscu, nie mogła. Nie było jej stać na to, żeby odwdzięczyć mu się czymś równie okazałym. Nie miała żadnych oszczędności, poza tym nie pomyślała o prezencie, skoro była przekonana, że jej świeżo upieczony mąż pała do niej nienawiścią. Po drugie… Nie chciała niczego tylko dla siebie. To miało być wspólne życie, co oznaczało również wspólny dom. — Chcę, żebyś obiecał, że to będzie nasz dom. Nie chcę go bez ciebie. Nie chcę, żeby na akcie własności było tylko moje imię. Jakbyś… — urwała, nagle zdając sobie z czegoś sprawę. Boże, była taka głupia, taka naiwna… Jak mogła uwierzyć we wszystko, co stało się od wczoraj? To przecież jasne, co chciał zrobić. Sama kiedyś powiedziała, że może się wyprowadzić na drugi koniec świata, jeśli to oznacza, że zostanie jej mężem, bo chciała zejść z celownika swojego ojca. — Zostawisz mnie tutaj, prawda? Wrócisz do Stanów i będziesz żył swoim życiem, a ja zostanę tutaj… Nikt nam nie zarzuci, że nie jesteśmy małżeństwem, a ty przynajmniej pozbędziesz się problemu — powiedziała cicho i roześmiała się bez żadnej wesołości. — Nie mogłeś chociaż porzucić mnie w Anglii? Tam przynajmniej mam jakichś znajomych…

    🫣

    OdpowiedzUsuń
  37. — Nie wywracaj na mnie oczami, dupku — powiedziała, nie potrafiąc powstrzymać rozbawienia i trzepnęła go ręką w ramię, również się śmiejąc. Po chwili jednak zagryzła dolną wargę i mruknęła cicho, odwzajemniając spojrzenie, od którego mogłaby spłonąć.
    — Myślę, że powinieneś zawsze być gotowy na ukaranie mnie — szepnęła. — Lubię być dla ciebie niegrzeczną dziewczynką — dodała, zanim ich usta złączyły się w pocałunku, który odwzajemniła z równie wielkim zaangażowaniem, wplatając palce w ciemne włosy Ledgera i przytrzymując go przy sobie. — Mam powiedzieć to wprost, Collins? — wymruczała i jęknęła cicho, czując jego zęby na swojej wardze. — Nie chcę, żebyś był delikatny — wyszeptała, wbijając paznokcie w jego skórę tuż pod linią włosów.
    — Hej, to może być rozbierane bingo — zauważyła i wyszczerzyła zęby w szerokim uśmiechu. — Ale… Tak. Tak widzę naszą starość. Spokojnie i w ciszy, bo nasza młodość jest wystarczająco napakowana wrażeniami — powiedziała po chwili nieco poważniej, wciąż nie cofając dłoni z jego policzka. Uśmiechnęła się lekko, gładząc kciukiem ciepłą skórę. — A jak ty ją widzisz, Ledger? Kim jesteśmy za pięćdziesiąt lat? — zapytała naprawdę cholernie ciekawa jego odpowiedzi.
    — Ale ja nie chcę domu tylko dla siebie — odparła takim tonem, jakby to było oczywiste. Luna przywykła, że nic w życiu nie należało do niej. Była z tym tak oswojona, że nie wyobrażała sobie, by taki stan rzeczy miał ulec zmianie. Tym bardzie teraz, kiedy zostali małżeństwem. Nie chciała takich prezentów. Nie potrafiłaby przyjąć go z czystym sumieniem, mając świadomość, że sama nie jest w stanie w żaden sposób odwdzięczyć się nie tylko czymś równie okazałym, ale w ogóle czymkolwiek.
    — Skoro nie chcesz mnie tu zostawić, to dlaczego miałbyś… — zaczęła, ale wtedy Ledger odezwał się ponownie. Słuchała go, wpatrując się w jego ciemne oczy i jednocześnie zastanawiając się, jakim cudem ktoś, kto grał takiego dupka dla całego świata, mógł być tak dobrym, cudownym człowiekiem, dzięki któremu Luna czuła, że jest kochana i że nareszcie ma dla kogoś znaczenie. — Jeśli nie chcesz, żebym płakała, przestań mnie tak cholernie wzruszać — odezwała się cicho drżącym głosem, czując, że do oczu napływają jej łzy. Dobrze, że nie miała w samolocie czasu na zrobienie makijażu, bo do tej pory nie zostałoby z niego zupełnie nic. — Przepraszam. Przepraszam. Ja po prostu… Nie rozumiem, dlaczego miałbyś robić dla mnie te wszystkie rzeczy. Nie jestem w stanie dać ci nawet połowy tego, co ty dajesz mi. Właściwie nic nie mogę ci dać, bo nic nie mam. Tylko siebie, ale czuję, że to za mało. Nie mogę przyjąć tego domu, jeśli ma być tylko mój, okej? Dlaczego nie może być nasz? — spytała cicho i pociągnęła nosem, ocierając łzy, które spłynęły po policzkach. Wciąż tkwiła w uścisku bruneta, nie zamierzając się odsuwać. — Nie chcę od ciebie uciekać. Boję się, że to ty możesz uciec ode mnie — wyznała, wbijając wzrok w jego klatkę piersiową, bo nie potrafiła spojrzeć mu w oczy. — Czuję się jak mięczak — mruknęła i roześmiała się ponuro.

    🥺

    OdpowiedzUsuń
  38. — Bo zemszczę się w sposób, który bardzo cię zaboli — odpowiedziała, wciąż uśmiechając się łobuzersko. — A może lubisz, kiedy cię boli, hm? — szepnęła i chwyciła zębami jego dolną wargę. Wydała z siebie cichy pomruk pełen aprobaty, gdy poczuła na podbrzuszu twarde wybrzuszenie. — Ojej, kochanie, chyba naprawdę ci się to podoba — uśmiechnęła się szeroko i objęła go rękami w pasie, po czym zsunęła jedną z nich niżej i niezbyt delikatnie klepnęła go w pośladek.
    — Nie mogę się doczekać — mruknęła i roześmiała się cicho.
    Uznała jednak, że seks mógł poczekać. Mieli całe dwa tygodnie na pieprzenie się, pierwsze wrażenie spowodowane tym miejscem miało natomiast potrwać zaledwie kilka chwil. Chciała wyciągnąć z nich tak wiele, jak tylko mogła w tej chwili.
    — Jeśli chcesz, możemy ją podkręcić. Kto przegra, będzie musiał zatańczyć dla tego drugiego. Pamiętaj, że to będzie etap endoprotez, więc myślę, że walka będzie zacięta — parsknęła śmiechem, wyobrażając sobie ich jako staruszków grających w bingo. Tutaj, w tym domu. Zadziwiające, jak łatwo przyszła jej ta wizja, choć nigdy wcześniej się nad nią nie zastanawiała.
    — Brzmi… Bardziej interesująco niż chciałabym przyznać — powiedziała z rozbawieniem. — Czyli co, jak pojedziemy kiedyś do Montany, będziemy chodzić w tych śmiesznych futrzastych czapkach i oglądać kopulujące łosie? — spytała i wyszczerzyła zęby, ale jej uśmiech szybko stał się czuły i delikatny. Nakryła dłoń Ledgera na jej policzku swoją dłonią i wtuliła się w nią, po czym musnęła wargami jego nadgarstek. — Kocham cię — szepnęła. — Później będę prosić. Na kolanach — dodała nieco ciszej.
    — Bo… — zacięła się, nie wiedząc, w jaki sposób mu to wytłumaczyć, żeby nie zabrzmiało idiotycznie. Miała bowiem świadomość, że dla niego jej argumentacja nie będzie zbyt sensowna. Cholera, dla niej samej nie była sensowna, nic jednak nie potrafiła na to poradzić. Bała się. Bała się, że jej największy koszmar się spełni i Ledger ją tutaj zostawi. Od kiedy zrozumiała, jak bardzo go kocha, niczego nie obawiała się tak bardzo jak tego. Ale chyba powinna mu o tym powiedzieć, prawda? W końcu to właśnie przez niemówienie sobie pewnych rzeczy przed ślubem spędzili tak dużo czasu osobno. — Boję się, że jeśli ten dom będzie tylko mój, kiedyś zrozumiesz, że tak naprawdę mnie nie chcesz i mnie tu odeślesz. Poza tym… Nic nigdy nie należało do mnie. Wiem, że w takiej sytuacji powinnam być szczęśliwa i chcieć go dla siebie, ale nie chcę. Nie chcę, żeby był tylko mój. Wiem, że to brzmi głupio i… I idiotycznie… — urwała i wzięła głęboki wdech, po czym powoli wypuściła powietrze przez usta i skinęła lekko głową. — Jeśli będzie nasz… Tak. Chcę życia z tobą, nie sama. Chcę naszego domu, nie swojego — wyznała i przymknęła powieki, opierając czoło na jego klatce piersiowej. — Przepraszam, że moje lęki zawsze wszystko psują. Nie chcę, żeby to tak wyglądało — powiedziała cicho i uniosła głowę. Wspięła się na palce i odwzajemniła pocałunek. — Dziękuję. Nawet o tym wszystkim nie marzyłam — szepnęła z wargami przy jego wargach. Musnęła je jeszcze raz w krótkiej, delikatniej pieszczocie i odsunęła się nieznacznie. — Skoro nie mamy nic do jedzenia, chyba powinniśmy iść na zakupy. Jak już obejrzymy dom. Co ty na to?

    💞

    OdpowiedzUsuń
  39. Cholera, była nagrzana. Naprawdę nagrzana. A jako że chciała trochę się z nim podrażnić i nie założyła pod sukienkę bielizny, odczuwała to znacznie mocniej, bo nie było żadnej bariery, która powstrzymałaby wilgoć przed spływaniem po udach. Pilnowała się, żeby nie pocierać ich o siebie w poszukiwaniu jakiejkolwiek ulgi, bo wiedziała, że Ledger zdążył dość dobrze poznać jej zdradzieckie ciało przez cały ten czas, gdy ze sobą sypiali. Nie posądzała go o bycie zwierzęciem czy coś w tym stylu, ale sama zaczęła flirtować, więc gdyby teraz zdradziła się, jak bardzo to wszystko na nią działa, zapewne nie ruszyliby dalej ze zwiedzaniem. A naprawdę bardzo chciała zobaczyć w całości dom i otoczenie. Musiała się zatem powstrzymać. I pilnować.
    Roześmiała się głośnym, szczerym śmiechem, odrzucając głowę do tyłu, bo wyobraziła sobie siwego, pomarszczonego Ledgera goniącego ją po tym domu, żeby zemścić się za grę w bingo. Zadziwiające, jak ta wizja oprócz bycia zabawną, była też tak zwyczajnie urocza.
    — To wcale nie brzmi jak groźba, powiedziałabym, że raczej jak obietnica. I bardzo mi się ona podoba — przyznała z uśmiechem, gdy przestała się śmiać. — Z takim entuzjazmem pewnie nie będziemy potrzebowali niebieskich tabletek, żeby cię wspomóc — zachichotała i trąciła nosem jego nos.
    Wywróciła oczami, ale zrobiła to wciąż z wyraźną wesołością malującą się na twarzy.
    — Brzmi, jakbyś przez te dwa tygodnie bardzo za mną tęsknił, książę ciemności — stwierdziła i mruknęła z aprobatą, kiedy ich wargi niemalże się o siebie rozbiły. — Ale to dobrze, bo ja też za tobą tęskniłam. Idealnie, że nie mamy nic przeciwko nadrabianiu tego czasu pieprzeniem. Jak tylko obejrzymy dom — zastrzegła i cmoknęła go szybko, uśmiechając się jeszcze szerzej i weselej.
    Nie była pewna, jakiej reakcji może się po nim spodziewać. W końcu jej problem z tym wszystkim był dość… Niecodzienny i nielogiczny. Nie podejrzewała go o coś, co mogłoby ją skrzywdzić, ale… Cóż, zawsze pozostawało ziarno niepewności.
    Właśnie przez to ziarno odetchnęła z ulgą i przymknęła powieki, wtulając się w niego mocniej, chcąc czuć go bliżej.
    — Dziękuję — szepnęła. — Nie tylko za to. Za ten dom też. I za… Za wszystko — otarła łzy gwałtownym ruchem i wypuściła drżący oddech. — Postaram się. To po prostu… Coś nowego. To, że ktoś mnie akceptuje. Muszę… Przywyknąć — przyznała, a po wypowiedzeniu słów pokręciła gwałtownie głową, odsuwając od siebie natrętne, ponure myśli. Uśmiechnęła się szeroko, spoglądając w górę na twarz bruneta. Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale nie zdążyła tego zrobić, bo nagle znalazła się ponownie w jego ramionach. Odruchowo objęła go nogami w pasie, a ramionami za kark, wydając z siebie krótki pisk, a zaraz po nim śmiech.
    — Nie wybaczysz mi tego przejścia przez próg do końca życia, co? — spytała z rozbawieniem i kiwnęła głową. — Chcę zobaczyć wszystko — przyznała. Gdy Ledger wyniósł ją na zewnątrz, jedną ręką odgarnęła włosy na ramię i zaczęła się rozglądać. LA było urokliwe, ale nie umywało się do tego, co właśnie widziała. Nawet gorący wiatr był zupełnie inny. Odchyliła głowę do tyłu i przymknęła powieki, rozkoszując się tym uczuciem i próbując wszystko zapamiętać; słońce, zapach piasku i morza, wiatr na skórze, ciepło ciała swojego męża i trzymające ją mocno ramiona. Nigdy wcześniej nie była tak szczęśliwa. Nigdy wcześniej jej życie nie było tak idealne. — Mam wrażenie, że to piękny sen, z którego zaraz się obudzę — szepnęła. Nie otwierając oczu, oparła czoło na czole Collinsa. — I jeśli naprawdę śnię, to nigdy mnie nie budź.

    🥹

    OdpowiedzUsuń