NAGŁÓWEK/HTML1

L.A. Dreamers

INFORMACJE/HTML2

❤️‍🔥 Na blogu pojawiła się lista obecności!

❤️‍🔥 Kilka punktów regulaminu uległo zmianie (zaznaczenie kolorem), zapraszamy do zapoznania się z treścią!

❤️‍🔥 Zapraszamy do zapisów! 👁️

Midnights become my afternoons

Theo Sanders

właściciel prestiżowej restauracji Thyme z dwiema gwiazdkami Michelin 
miłośnik sztuki — elegancki gangster — nikt nie wie, ile dokładnie ma lat

Pamięta, gdy w środku nocy do drzwi ktoś zaczął się dobijać. Policja. Niektóre z obrazów stały się niewyraźne, jakby oglądane zza mgły. Czerwono-niebieskie światła odbijały się od szyb. Matka wpadła w histerię, a tata nigdy więcej nie wrócił do domu. Później był pogrzeb i czerń. Obcy ludzie zjawiali się w domu i sprawiali, że matka zaczynała myśleć trzeźwo. Miał dziewięć lat, kiedy jego ojciec zginął w wyniku postrzału. Miał dziewięć lat, kiedy przestał obchodzić matkę. Miał dziewięć lat, kiedy zrozumiał, że musi liczyć tylko na siebie. 

Swój biznes prowadzi od wielu lat, dbając o każdy najdrobniejszy szczegół. Personel chodzi jak w zegarku, jednak restauracja… Jest jego oczkiem w głowie, jest mu potrzebna, ale nie do tego, co wydaje się oczywiste. Jest przykładnym obywatelem. Udziela się charytatywnie, jest na wszystkich najważniejszych imprezach, nie opuszcza żadnego spotkania śmietanki towarzyskiej, dając wyraźnie znać o swojej obecności. Jednocześnie zna najgorszych typów znajdujących się w Los Angeles na stałe czy przejazdem. Jest kontaktem, jest łącznikiem, jest szyją sterującą głową. Nie brudzi sobie rąk, dyrygując swoimi ludźmi. Jednym spojrzeniem jest w stanie zdecydować o życiu lub śmierci. Trzyma w dłoni kieliszek szampana, lawirując pomiędzy najbogatszymi ludźmi tego miasta, a oni niczym idioci nie wiedzą, z kim tak naprawdę mają do czynienia. Nie jest jak oni, jego występkiem nie są oszustwa podatkowe. Siedzi znacznie głębiej. 

62 komentarze:

  1. [Dziękuję bardzo za powitanie. Postaram się być dla odmiany trochę miła dla Rox, ale wyjdzie co wyjdzie, haha.
    Tyle tych postaci na raz wrzuciłaś, że nie wiedziałam gdzie się odezwać, a bardzo chciałam, więc przyszłam tutaj, bo ten pan mnie intryguje i chciałabym go poznać ;). Myślę, że znalazłoby się jakieś połączenie. Oczywiście, jeśli masz ochotę :>]

    Roxanne Plummer

    OdpowiedzUsuń
  2. [Przyszłam odpowiedzieć u Theo, bo przejście obojętnie obok pana gangstera brzmi jak przepis na tarapaty. A przy okazji tworzy wspaniałą i ciekawą mieszankę, gratuluję pomysłu, uwielbiam nietuzinkowe połączenia!
    W odpowiedzi na Twoje domysły, to absolutnie spotkania nie wykluczam, bo jeszcze kilka lat temu było mnie tu pełno, choć rzadko na dłużej, niestety. Wyleczona, miejmy nadzieję, ze słomianego zapału - powracam! I dziękuję pięknie za powitanie, przemiło się to czyta, a ze swojej strony oczywiście zapraszam, gdy ta wolna chwila się znajdzie i odwzajemniam życzenia wspaniałej zabawy.]

    Val

    OdpowiedzUsuń
  3. Spojrzała na niego, najpierw nie rozumiejąc, co w ogóle do niej mówił, a kiedy w końcu to do niej dotarło, otworzyła usta ze zdziwienia. Jej ojciec miał tutaj dwa domy, a skoro była dorosła to nie zakładała, że Theo wypełnił ten, który zamieszkiwali jej rodzice. Musiało więc chodzić o willę na wzgórzach. To była spora willa. Sam parter zdawał się niemożliwy do zapełnienia nawet ludźmi, a co dopiero kwiatami.
    — Chyba musiałeś ostro spieprzyć — odezwała się w końcu i zamrugała kilka razy oczami. — To… Brzmi jak… Sama nie wiem. Naprawdę zrobiłeś coś takiego dla mnie? — westchnęła z niedowierzaniem. Brzmiało jak bajka. Jak romansidło dla nastolatek, choć tych nigdy nie czytała, po prostu słyszała od koleżanek, jak się nimi zachwycały. Bo Violet może była promiennym dzieciakiem, ale zawsze ciągnęło ją do ciemności. Z jednej strony trudno się temu dziwić, jej rodzina była złem w najczystszej postaci. W każdym razie jako nastolatce daleko jej było do romantyczki i nie sądziła, że to się kiedyś zmieni. Ale jak widać się myliła.
    — Okej… I nie możemy realizować tego hobby, mieszkając razem tak na sto procent w jednym domu? Albo… Nie wiem. Nie mogliśmy przez jakiś czas pomieszkać w jednym domu, a drugi w tym czasie wyremontować i przystosować tak, żeby pasował nam obojgu? Przecież budowanie czegoś nowego w sytuacji, kiedy mamy dwa domy jest bez sensu — zauważyła. — Co to za hobby? — spytała po chwili, przechylając lekko głowę. Po chwili oparła ją na zagłówku fotela i westchnęła cicho. Póki była w szpitalu, brak pamięci nie doskwierał jej aż tak. Jasne, wolałaby pamiętać swojego faceta i fakt, że zrobili sobie dziecko, ale samo to, że nie miała wspomnień nie miało znaczenia tak długo, jak zajmowali się nią obcy ludzie. Teraz miała zamieszkać z człowiekiem, który ją znał. I pierwszy raz naprawdę poczuła, że jej stan jest uciążliwy. Mówił o czymś, a ona go nie rozumiała. Znał ją, a ona nie znała jego. To nie było fair. — Chciałabym pamiętać — szepnęła, odwracając spojrzenie.
    — Więc mi wyjaśnij — powiedziała. — Jak mam rozumieć i sobie przypominać, skoro krążysz wokół każdego tematu i tak naprawdę nic mi nie mówisz? — westchnęła, wywracając oczami, a łobuzerski uśmieszek spłynął z jej twarzy. Przetwarzała informacje, które właśnie uzyskała od mężczyzny. — Często się kłócimy? — zapytała, zanim oczy ponownie jej rozbłysły, a twarz rozjaśnił kolejny uśmiech, tym razem szczery i pełny zadowolenia. Zawsze interesowała się urodą. Dobrze było wiedzieć, że mogła spełniać swoje marzenie o zajmowaniu się tym zawodowo. Zaraz jednak nie spodobała jej się kolejna rzecz, o której powiedział. — Więc podsumujmy. Mieszkamy razem, ale nie mieszkamy, zajmujemy się podobnymi sprawami, ale nie mieszamy się w swoje interesy, kłócimy się, godzimy, znowu kłócimy i tak w kółko… Jesteś pewien, że dobrana z nas para? Bo to wcale tak nie brzmi — mruknęła.
    Jej świat na moment skurczył się do tej maleńkiej dziewczynki spoczywającej w jej ramionach. Violet kołysała się lekko, odrobinę uspokajając Lavender. Była na niej tak skupiona, że nie od razu zaczęła rozglądać się po wnętrzu domu. Wnętrzu, które niezbyt jej się podobało, jeśli miała być szczera. Było… Cóż, zimne. Za zimne dla dziecka.
    — Burger, frytki i shake czekoladowy? — spytała nieco niepewnie i uśmiechnęła się nieśmiało. — A zaczęliśmy? W sensie budowę? — dodała, idąc w głąb i nieustannie się rozglądając. — Byłoby super — odparła z uśmiechem i zatrzymała się tuż przed brunetem. — Prowadź.

    🤭

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie miała pojęcia, co mogłaby odpowiedzieć, zwłaszcza, że nie miała pojęcia, o co się pokłócili. Domyślała się jedynie, że to musiało być coś poważnego, skoro tak bardzo się starał, żeby to naprawić, ale bez wszystkich informacji mogła jedynie przyglądać się mężczyźnie z nieodgadnionym wyrazem twarzy i zastanawiać się, jak to było być tamtą Violet. Jak się zachowała, gdy weszła do domu i zobaczyła kwiaty? Czy wszystko od razu wybaczyła Sandersowi, czy może wciąż mieli opory, żeby wrócić do wcześniejszej relacji?
    — To… Miłe — odezwała się w końcu i wykrzywiła wargi w grymasie. — Chciałabym to pamiętać. Ciebie, Lav… Nawet tamtą kłótnię. Czuję się… Niekompletna. Ostatnie co pamiętam to wsiadanie do samochodu z Victorem — westchnęła. Nie mogła nie zauważyć napięcia między Theo a jej bratem. Nawet nie mając wspomnień czuła, że nie powinna zbyt często wspominać o Vicu. — Co się stało między wami? — spytała, zanim zdążyła ugryźć się w język. — Patrzycie na siebie, jakbyście chcieli się pozabijać. To… Czy to ma coś wspólnego z naszym związkiem? — dodała, bo skoro powiedziała a, musiała też powiedzieć b. Chociaż wątpiła, że czegoś się dowie.
    — To… To naprawdę bez sensu. Zwłaszcza teraz. Nawet nie wiem jakim jestem człowiekiem. Nie chcę zrobić czegoś, czego będę żałować, gdy odzyskam pamięć. Mamy gotowy jakiś projekt? — zerknęła na niego, a na jego ostatnie słowa odwróciła wzrok i uśmiechnęła się, czując, że na jej policzki wpływa rumieniec. To, co mówił, brzmiało… Dobrze. Bardzo dobrze. Nawet jeśli teraz była nastolatką, która go nie zna. — Starsza Violet jest szczęściarą, że trafiła na faceta z takim podejściem — stwierdziła, posyłając ten uśmiech bezpośrednio Sandersowi.
    Westchnęła ciężko, wywracając oczami, a wszelkie ślady wesołości zniknęły z jej twarzy.
    — Jak mam cokolwiek sobie przypomnieć, skoro tak naprawdę nic mi nie mówisz? — spytała z wyrzutem i ponownie wydała z siebie westchnienie. — Jasne, świetnie. Mój ojciec jest mafiosem, wiem, że robi ludziom okropne rzeczy, ale na pewno się ciebie przestraszę — burknęła. — Cudownie. Więc wzajemnie się rozumiemy, ale i tak nic mi nie powiesz. Wkurzasz mnie — stwierdziła, patrząc na niego spod przymrużonych powiek.
    — Możemy na razie się wstrzymać? — spytała. — Póki nie odzyskam pamięci. Na pewno nie wszystko jest dopięte na ostatni guzik, trzeba będzie podejmować jakieś decyzje, a ja… Nie wiem, co zrobiłabym dorosła ja — przyznała, krzywiąc się lekko.
    Kiwnęła głową i ruszyła za mężczyzną, nawet nie ukrywając tego, że się rozgląda. W ogóle nie czuła tu obecności kobiety. Albo nie zwracała uwagi na surowość tego domu, albo wstrzymywała się ze wszystkim do wybudowania ich wspólnego lokum. Tak czy inaczej nie do końca podobało jej się to co widziała.
    Kiedy dotarła na piętro, nie ruszyła od razu za Theo w kierunku, do którego podążał. Jakiś wewnętrzny głosik nakazał jej zatrzymać się przed wejściem do jednego z mijanych po drodze pokoi. Nawet Lavender całkowicie zamilkła, chyba zasnęła od lekkiego kołysania. Tym lepiej, bo Violet czuła, że musi tu wejść.
    Rozejrzała się po pomieszczeniu, które ewidentnie musiało być ich sypialnią. Domyślała się, że zajmują ten pokój razem, bo widziała damskie perfumy i jakiś fiołkowy krem do rąk na jednym z dwóch nocnych stolików.
    Ale tak naprawdę to nie to przyciągnęło jej wzrok. To ściana była najbardziej interesująca, bowiem ciemna czerwień, burgund właściwie, kontrastował z jasną farbą. Na pewno nie miała do czynienia z tapetą. Jakiś dziwny, abstrakcyjny malunek?
    — Co to jest? — zapytała, usłyszawszy za sobą kroki? Nie musiała się odwracać, żeby wiedzieć, że Theo jest w tym samym pomieszczeniu. Wpatrywała się jednak w ścianę z wyraźnym zaciekawieniem.

    😶

    OdpowiedzUsuń
  5. Przeniosła na Theo swoją uwagę, wsłuchując się w jego słowa i… Próbując cokolwiek zrozumieć. Może wyłapać między wierszami. Nic takiego nie nastąpiło. Sanders wciąż mówił bardzo ogólnikowo, a ją cholernie to frustrowało, bo tak bardzo chciała sobie przypomnieć, wiedzieć wszystko to, co wiedział on… Dopiero wyszła ze szpitala, a już miała dość tej sytuacji. Jako dzieciak nie była cierpliwa, będąc piętnastolatką żadna rzecz, która jej się przydarzyła, nie zmusiła jej do wykształcenia w sobie tej cechy.
    — Seks układ — powtórzyła powoli. Okej, takie rzeczy oglądała w telewizji. Konkretniej w tym głupim filmie z Milą Kunis i Justinem Timberlake’m. Ale nie była jeszcze na etapie, w którym myślałaby, że coś takiego spotka ją w prawdziwym życiu. Przynajmniej dawna ona. Ta dorosła wersja ewidentnie nie miała nic przeciwko. — Dlaczego się nie broniłeś? I dlaczego w ogóle spuścił ci łomot? Tylko za to, że ze sobą sypialiśmy? Przecież to bez sensu — zauważyła, marszcząc brwi. Szybko jednak je wygładziła, wciąż słuchając. Więc to ona pierwsza się zakochała. Ona pierwsza chciała związku. Ta świadomość była… Dziwna. — Kiedy tak o tym mówisz, naprawdę brzmi, jakbyśmy byli dobrą parą — przyznała cicho, ponownie odwracając spojrzenie i wbijając je w okno.
    — Dzięki. Ale raczej nie skorzystam. Nie chcę… To głupie, ale czuję, że z nimi o niczym sobie nie przypomnę. Chciałabym zostać. Z tobą. I z Lav — wyznała, lekko się rumieniąc, bo poczuła się jak skończona idiotka. Klejąca się do obcego faceta małolata. A to było naprawdę kretyńskie, bo nie był obcym facetem, a ona nie była małolatą.
    Nie skomentowała w żaden sposób jego słów, nie chciała o tym dyskutować, bo nie była obiektywna w tej kwestii. Pragnęła wiedzieć wszystko, odzyskać utracone wspomnienia, więc nie miałaby nic przeciwko, żeby ją zasypał informacjami.
    — A dla mnie jest bardzo łatwe — mruknęła pod nosem, powstrzymując się przed wywróceniem oczami. Był zadziwiająco frustrującym człowiekiem.
    Nie odrywała wzroku od śladu. Poczuła dotyk na biodrach, więc drgnęła i zrobiła krok w bok, ale okazało się, że nikt jej nie dotykał. Zagryzła dolną wargę, przenosząc spojrzenie na dotykającego ściany mężczyznę. Po kręgosłupie przeszły jej dreszcze, a pod skórą narodziło się jakieś dziwne uczucie. Przyjemne. Jakby jej ciało pamiętało, że to, co czuła przy tej ścianie, było czymś dobrym.
    — Chyba powinno mnie to bardziej przerazić — odezwała się cicho, bezwiednie zbliżając się do ściany. Wpatrywała się w opuszki palców Theo sunące po gładkiej powierzchni jak zahipnotyzowana. — Pamiętam… Że… — zaczęła, choć nie wiedziała, co właściwie chce powiedzieć. — Nie, to złe słowo. Nie pamiętam. Bardziej… Czuję, że… To było coś dobrego — wyrzuciła w końcu na wydechu. Przeniosła spojrzenie na mężczyznę. — To ma sens?

    😌

    OdpowiedzUsuń
  6. I znowu te niedopowiedzenia, szczątkowe informacje, z których nic nie rozumiała. Tyle, że sobie zasłużył, potrafiła wywnioskować z kontekstu, ale czym, do jasnej cholery? Co takiego zrobił, że jej brat go sprał? Ewidentnie musiał wyrządzić jej jakąś krzywdę, Victor od zawsze był nadopiekuńczy, ale co dokładnie się wydarzyło? I jakim cudem Vic się dowiedział, skoro Violet i Theo byli dorośli i to powinny być sprawy między nimi?
    Odetchnęła głęboko, próbując pohamować złość, która zaczynała w niej narastać. Nozdrza jej zafalowały, a dłonie same zacisnęły się w pięści. Chyba musiała nauczyć się cierpliwości, w dodatku jakimś przyspieszonym kursem, bo jeśli tak to miało wyglądać, niewykluczone, że wkrótce mogła wybuchnąć.
    W końcu jednak skinęła głową i rozluźniła ręce.
    — Okej. Upomnę się o to. Nie chcę cały czas żyć w niewiedzy. To… Niesprawiedliwe, że ty wiesz o mnie, o nas wszystko, a ja o tobie nic — westchnęła, nerwowo przeczesując palcami włosy. To też było czymś nowym, przywykła do długich kosmyków, a teraz ledwie sięgały jej ramion, w dodatku miała grzywkę. Dorosła Violet chyba musiała mieć sporo cierpliwości, żeby to układać.
    Ponownie kiwnęła głową, nie mówiąc nic więcej. Bała się, że jeśli się odezwie, z jej ust popłynie niekontrolowany potok słów, którego będzie żałować, a nie chciała wychodzić na gówniarę. W końcu miała do czynienia z dorosłym facetem, nie mogła zachowywać się na swój mentalny wiek, nawet jeśli pragnęła zacząć krzyczeć z frustracji i uderzać pięściami o podłogę.
    — Co zrobiłeś? Powiedz mi. Nie zniosę więcej ochłapów, chcę wiedzieć — zażądała, patrząc na niego ze zmarszczonymi brwiami, ale chwilę później wyraz jej twarzy złagodniał. Oczy jej rozbłysły, a ona poczuła coś w dole brzucha. Coś jakby skurcz. Kilka razy tego doświadczyła, gdy czytała jakąś gorącą scenę między bohaterami książek. Podobało jej się to, co usłyszała, w dodatku wypowiedziane tak niskim, przyjemnym dla ucha głosem. Uśmiechnęła się mimowolnie i zagryzła dolną wargę, oddychając głęboko.
    — Podoba mi się, kiedy mnie tak nazywasz. Tamta Violet też to lubi? Ma dla ciebie jakąś pieszczotliwą ksywkę? — zapytała, zanim przeniosła spojrzenie na ścianę i zbliżyła się do niej. Uklękła naprzeciw, badając kontury malunku najpierw wzrokiem, a potem palcami. Przyłożyła dłoń do jednego ze śladów i wciągnęła głośno powietrze, gdy zrozumiała, że pasował idealnie do jej ręki. To naprawdę była ona. To jej krew widniała na tej ścianie. I prawdopodobnie zostawiła te ślady, będąc w podobnej pozycji jak teraz. Powinna się bać. Powinna stąd spierdalać, bo ewidentnie miała do czynienia z chorym człowiekiem. Ale czy sama nie była równie chora? W którymś momencie swojego życia znalazła się na etapie, że coś takiego jej nie przeszkadzało. A teraz zamiast drżeć ze strachu, była zafascynowana.
    Drgnęła, wybudzając się ze swego rodzaju transu, gdy Theo ponownie się odezwał. Cofnęła dłoń i przysiadła na piętach, zerkając w górę na twarz mężczyzny.
    — Lubisz wykrwawiać swoje dziewczyny? Czy malujesz krwią? — zapytała, odwzajemniając spojrzenie bez choćby mrugnięcia.

    😶

    OdpowiedzUsuń
  7. [Oj z wielką, wielką przyjemnością! W końcu to, co zakazane, smakuje najlepiej, czyż nie? Mam ciągoty do półświatków, na pewno opracujemy coś ciekawego!]

    Chris

    OdpowiedzUsuń
  8. — Okej… Okej — mruknęła, próbując ułożyć sobie to wszystko w głowie. Miała tak ogromny mętlik, że bolała ją czaszka. A może to skutek wypadku, nie miała pojęcia. Tak czy inaczej trudno jej było uporządkować myśli. W jednej chwili była nastolatką, a w następnej się okazało, że zgubiła gdzieś jedenaście lat swojego życia i nie jest dzieckiem tylko dorosłą kobietą. Kobietą, która prowadzi swój interes, współpracuje z ojcem mafiosem i pomieszkuje z facetem, z którym jest w czymś na kształt związku od ponad roku. Tyle wiedziała. Boże, jak ktoś normalny miałby się w tym połapać?
    — W takim razie powiedz mi co lubisz robić. Co Theodor Sanders robi w wolnym czasie? — zapytała, postanawiając posłuchać jego sugestii. Bo miał rację. Musieli najpierw się poznać, a dopiero później rozmawiać o ich związku, który… Prawdopodobnie teraz nie istniał. Bo jak mogła z nim być, skoro niczego o nim nie wiedziała? Owszem, chciała z nim mieszkać, ale tylko dlatego, że wiedziała, iż przed wypadkiem właściwie niemal się do niego wprowadziła. Liczyła więc, że znajome otoczenie pozwoli jej cokolwiek sobie przypomnieć. I może coś w tym było, bo kiedy zobaczyła tę ścianę… Poczuła… Coś. Coś, czego nie potrafiła zdefiniować, wiedziała jednak, że to uczucie było w porządku. Jakby była na swoim miejscu.
    Poczuła za sobą jego ciało, a jej oddech nieznacznie przyspieszył. Nie odważyła się jednak zerknąć przez ramię, wciąż wpatrywała się w krwawy malunek, próbując sobie wyobrazić ich w jednoznacznej sytuacji. Nie potrafiła. Może dlatego, że jej nastoletnie doświadczenie opierało się na kilku pocałunkach. Dorosła Violet wiedziała znacznie więcej. Chyba…
    — To brzmi… Jakbyście dosłownie się na siebie rzucali — odezwała się lekko schrypniętym głosem i zmarszczyła brwi na ten dźwięk wydobywający się z jej własnego gardła. Jej ciało reagowało bez udziału jej woli, jakby uruchomiła się pamięć mięśniowa. Utwierdziła się w tym przekonaniu, kiedy przestąpiła z nogi na nogę, a bielizna prześlizgnęła się po jej skórze. Wstrzymała powietrze w płucach, żeby nie jęknąć. Nie, nie mogła go pragnąć. Nie znali się.
    — Nie, ani razu. Chociaż bywasz frustrujący — przyznała i w końcu odważyła się spojrzeć na mężczyznę. Szybko odwróciła wzrok. — Chyba musi cię kochać, skoro z tobą pomieszkuje. Jeśli nie zmieniła się bardzo przez te lata, ceni sobie przestrzeń osobistą tak jak ja. Zostawanie u kogoś z własnej woli to duży krok — wyznała i przechyliła lekko głowę, po czym wstała i odsunęła się od ściany, jeszcze raz obejmując spojrzeniem całe dzieło.
    — Wiesz, ten obrazek świadczy o czymś innym — zauważyła, uśmiechając się mimowolnie. Obróciła się przodem do bruneta, przygotowując się na to, że jego widok może na nią bardzo intensywnie zadziałać. Nie myliła się, jednak wzięła kilka głębokich, uspokajających oddechów. Kiwnęła głową na jego następne słowa. — Rozumiem. Musisz mi zaufać. Ale nigdy nie zdradzałam niczyich tajemnic, wiesz? Ojciec tak mnie wychował, że pilnuję sekretów. Nie musisz mi wierzyć na słowo. Zresztą może nic nie będziesz musiał mi mówić, może sama sobie przypomnę — uśmiechnęła się nieco ponuro. Po chwili zmarszczyła brwi. — Dzisiaj chyba nie mam na to siły, ale możemy to jutro zobaczyć? I w ogóle mój dom… Jestem ciekawa, jaką jestem osobą — wyznała i drgnęła, kiedy w jej uszy wdarł się nagle ostry dźwięk. — Chyba jedzenie — mruknęła, chociaż odechciało jej się jeść.

    😌

    OdpowiedzUsuń
  9. Problem w tym, że Violet zaczynała się obawiać, że lekarze się mylili, a ona nigdy sobie nie przypomni. Już zawsze będzie nastolatką zamkniętą w ciele dorosłej kobiety i wszystkiego będzie się musiała nauczyć na nowo. Siebie, życia… Theodora…
    Zmarszczyła brwi, przysłuchując się jego słowom. To brzmiało jak jakiś tandetny książkowy motyw. Wyjechała do innego miasta i poznała miłość życia, a potem wróciła i ściągnęła go za sobą. Czy to mogło być jeszcze bardziej oklepane? Uśmiechnęła się do samej siebie, kręcąc lekko głową do własnych myśli.
    — Nie pamiętam. Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek tam była. Chociaż od zawsze marzyłam, żeby tam mieszkać — przyznała, uśmiechając się szerzej. Miło było wiedzieć, że jakaś jej wersja spełniła marzenie młodszej Violet. I mało tego, wyglądało na to, że ułożyła sobie tam życie. — Nie spodziewałam się, że jesteś człowiekiem, który rzuciłby wszystko i przeprowadził się na drugi koniec kraju za miłością — stwierdziła, zerkając na niego błyszczącymi oczami. Jakoś dzięki tej informacji stał się dla niej odrobinę bardziej ludzki i osiągalny. Odetchnęła głęboko na jego kolejne słowa, starając się nie zarumienić. Przed chwilą sama mu powiedziała, że nie jest dzieciakiem, nie mogła się więc zachowywać, jakby nim była.
    — Naprawdę nie mogliśmy oderwać od siebie rąk, co? — mruknęła i drgnęła, nagle zdając sobie z czegoś sprawę. — Jak ty sobie z tym radzisz? Z tym, że nagle… Nie robimy tego cały czas? — wyrzuciła z siebie niemalże na wydechu. To tylko utwierdzało ją w przekonaniu, że jej ciało było bardzo dorosłe i miało swoje potrzeby. Tak samo jak jego. I trzymanie się od siebie z daleka tym bardziej może wszystko przekreślić. Jeśli tak na to spojrzeć, to chyba miał być dla nich wyjazd ostatniej szansy. W jedną albo w drugą stronę.
    Spoglądała spod rzęs na jego twarz, oddychając głęboko przyjemnym zapachem męskich perfum. Ten sam zapach unosił się w domu, ale z bliska był znacznie lepszy, bardziej uzależniający.
    — Nie skrzywdzisz mnie, jeśli ja sama tego chcę — odparła cicho i odchyliła lekko głowę, żeby przyjrzeć mu się nieco uważniej. — W zasadzie nie jesteśmy. Ja po prostu tego nie pamiętam, ale… Ale moje ciało pamięta — wyznała niemal szeptem. — Czasami staję przed tą ścianą, kiedy cię nie ma i… Wyobrażam sobie pewne rzeczy. Czuję jak mnie dotykasz, jak mnie całujesz… To są takie krótkie urywki, ale jestem pewna, że to wspomnienia, a nie tylko wyobrażenia — dodała, wbijając spojrzenie w jego klatkę piersiową. — Nie uważam tak. Myślę, że masz rację. Powinniśmy spróbować się do siebie zbliżyć. Zachowywać i rozmawiać jak para i zobaczyć, co z tego wyjdzie — posłała mu lekki uśmiech.
    — Jesteś tragicznie nudny — mruknęła, wywracając oczami. — Wysil się bardziej. Co zrobiłbyś z dawną Violet? Wypilibyśmy cały dostępny alkohol? Poszlibyśmy się pieprzyć w łazience? Wzięlibyśmy zakładników, a potem byśmy powiedzieli, że to tylko żart? — rzucała pytaniami, rozglądając się po samolocie. Dobrze, że to chociaż była pierwsza klasa. Znacznie więcej miejsca, znacznie mniej innych ludzi. Ale i tak wciąż za dużo. — Następnym razem pogadam z ojcem i go przekonam — burknęła pod nosem.

    V

    OdpowiedzUsuń
  10. — Chciałabym. Mam dość tej niewiedzy. I tego, że wszyscy dookoła znają mnie lepiej niż ja sama siebie — westchnęła ciężko. Miała też dość tego tematu. Jej brak wspomnień chcąc nie chcąc przewijał się w każdej rozmowie, w każdym skierowanym do niej zdaniu. Bardziej nienawidziła tylko tych pełnych litości spojrzeń od ludzi, którzy wiedzieli o wypadku. O tym, że niemal nie przeżyła. Że pasja doprowadziła do sytuacji, w której teraz była. Od tamtego momentu instynktownie unikała motocykli, chociaż przecież nie pamiętała samego zdarzenia.
    Zrobiło jej się… Cóż, głupio. Bo Theo tak bardzo ją kochał, a ona na razie nie potrafiła tego odwzajemnić. Wiedziała, że kiedyś musiała kochać go równie mocno, ale to było tylko takie poczucie, że naprawdę mieli wspólną historię. Zresztą, gdyby jej nie kochał, chyba nie chciałby brać sobie na głowę problemu, prawda? Równie dobrze mógłby zostawić nową Violet i zacząć układać sobie życie od nowa.
    A jednak tego nie zrobił. Był tutaj z nią i się starał. Robił wszystko, co wydawało im się sensowne, żeby przywrócić jej pamięć. Jeśli to nie była prawdziwa miłość, to Violet nie wiedziała, co mogłoby nią być.
    — A jeśli sobie nie przypomnę? Powinieneś mnie wtedy zostawić, Theo. Nie możesz przez resztę życia gonić ducha. Nie skazałabym cię na to — powiedziała cicho, odwracając spojrzenie i wbijając je w podłogę przed sobą.
    — Jasne, zero presji — prychnęła, wywracając oczami. — Ciekawe, czy dalej byłabym w tym dobra. Wiesz, pamięć mięśniowa i tak dalej — zastanowiła się na głos. Zerknęła na niego kątem oka. — Mogę poćwiczyć z tobą? Też przydałoby mi się spuścić nieco pary — przyznała, uśmiechając się głupkowato.
    — Powiem — szepnęła. Znowu uważnie przyjrzała się jego twarzy, a w jej głowie pojawiła się myśl, że chciałaby go pocałować. Albo żeby to on pocałował ją. Nie znalazła w sobie jednak wystarczająco odwagi, żeby o to poprosić. Chciała, żeby ich pierwszy pocałunek nie odbył się na oczach biegających po lotnisku ludzi. Albo tak sobie wmawiała, żeby zyskać na czasie. — To przyjemne. Lubię być blisko ciebie — wyznała i odetchnęła głęboko, zbierając myśli. Zastanawiała się, jak najlepiej opisać to, co wówczas odczuwała, ale chyba nie było odpowiednich słów, które oddałyby to w pełni. — Ciepło. Spokój. Przyjemny ucisk gdzieś tutaj — wskazała na swoje podbrzusze, a potem nieco wyżej, okolice pępka. — Czasami wydaje mi się, że stoisz za mną i czuję twój zapach. I dotyk na biodrach. Poczułam to, kiedy pierwszy raz weszłam do sypialni i zobaczyłam te ślady. Nie umiem tego opisać. Ale po prostu… Wiem, że to jest gdzieś blisko. Jakby te wspomnienia tylko czekały, żeby się wydostać — westchnęła z wyraźną frustracją.
    — Mówiłam, nudziarz — prychnęła, a zaraz potem otworzyła szerzej oczy. Zmierzyła się szybkim spojrzeniem. Miała na sobie zwiewną sukienkę i trampki. — Serio? Tak tutaj? — szepnęła i roześmiała się cicho, nieco nerwowo. Pokręciła lekko głową. — Widziałam zdjęcia w internecie. Wyglądamy na eleganckich — przyznała. Oczywiście, że wygooglowała ich związek. W miarę możliwości, bo wyglądało na to, że cenili sobie prywatność. Znalazła tylko zdjęcia z jakiejś ścianki i kilka kiepskiej jakości ujęć paparazzi jak trzymali się za ręce, czy wymieniali krótkie pocałunki podczas spacerów.
    Zadrżała, przymykając powieki i wydając z siebie ciche, udręczone westchnienie. Znowu to uczucie. Kumulujące się w podbrzuszu i wprawiające jej ciało w wibracje.
    — To też brzmi nudno — wychrypiała, zerkając na niego, gdy się odsunął. Nie chciała, żeby się odsuwał… — Drink się przyda — przyznała. — Brzmi jak dobry plan. Możemy go nazwać jakoś w stylu rozpierdalacz przestworzy albo coś?

    🤭

    OdpowiedzUsuń
  11. — Jeszcze mogę — szepnęła, chociaż cała jej nadzieja odnośnie tego gdzieś wyparowała. Z jej mózgiem wszystko było w porządku, regularnie stawiała się przecież na badaniach, a wspomnienia wciąż nie wracały. Bała się tego, co przyniesie przyszłość. Bała się, że nie będzie potrafiła się ponownie nauczyć życia. Chciała iść na cholerne skróty. Żeby było jak w filmach, a jej mózg nagle zalały setki wspomnień z ostatnich lat. Jakby jeden odpowiedni ruch miał uruchomić jakiś zardzewiały mechanizm i sprawić, że Violet zacznie odzyskiwać to co miała wcześniej.
    — Spakowałam. Nie powiedziałeś mi, co będziemy robić, więc spakowałam się na każdą ewentualność — odparła i uśmiechnęła się niemal dumna z siebie, że była taka zapobiegliwa. Może nie miała ciuchów, w których normalnie ćwiczyła, ale zwykłe legginsy i koszulka też powinny dać radę, prawda?
    Odwzajemniła uśmiech i jakby odetchnęła z ulgą, choć nie wiedziała dlaczego. To przecież ona trzymała się z daleka, ona go unikała. Nigdy nie dał jej do zrozumienia, że nie chce jej bliskości. Po prostu sama tak założyła, zważywszy, że była inną osobą. Ale może nie do końca? Może wciąż była tą samą Violet, bo przez lata nie zmieniła się tak bardzo?
    — To dobrze, bo wtedy czuję, jakby wszystko było na swoim miejscu — szepnęła i odetchnęła głęboko, odnajdując w sobie odwagę na to, żeby sięgnąć jego twarzy i ułożyć dłoń na ciepłym policzku. Pogładziła kciukiem skórę, jakby robiła to już wiele razy. Bo tak było, tylko tego nie pamiętała. Po raz kolejny jednak utwierdziła się w przekonaniu, że jej ciało pamięta. — Więc zrób — dodała jeszcze ciszej i zwilżyła językiem wargi, jakby szykowała się do pocałunku.
    Do którego nie doszło, bo w tej samej chwili usłyszała szum zamykanych drzwi i mimowolnie zerknęła za siebie, na stewardessę, która blokowała mechanizm. Brunetka odetchnęła głęboko, wracając myślami na ziemię.
    — Po prostu popadasz ze skrajności w skrajność, Sanders — stwierdziła ze śmiechem, ale po jego kolejnych słowach śmiech zamarł jej w gardle i westchnęła drżąco. — Nigdy nie zakładałam, że nie warto — powiedziała cicho, zerkając na niego z ukosa. Zapięła pas i zapadła się wygodniej w miękkim siedzeniu.
    Spojrzała na dłoń mężczyzny i rozchyliła wargi, żeby ułatwić sobie oddychanie. Niby nie zrobił nic wielkiego, ale to wystarczyło, żeby każdy nerw w jej ciele zaczął mrowić. Zagryzła dolną wargę i nakryła jego rękę swoją, splatając ich palce. Uśmiechnęła się przy tym kącikiem ust, spoglądając na niego błyszczącymi oczami.
    — Właściwie to były moje propozycje — zauważyła. Odchyliła głowę na oparcie i do pierwszej ręki dołączyła również drugą, wodząc opuszkami palców po jego nadgarstku i przedramieniu. To było przyjemne. Nawet bardzo. — Ty je tylko zaakceptowałeś albo odrzuciłeś. Więc ty coś zaproponuj, mądralo — przedrzeźniła go, w ostatniej chwili powstrzymując się przed wytknięciem mu języka. Nie była gówniarą.
    Roześmiała się głośno.
    — Okej, więc kim ja będę? Dupek i wredna suka lecący rozpierdalaczem przestworzy? Nie wiem czy świat jest gotowy na udźwignięcie czegoś takiego — wydusiła przez śmiech.

    🫠

    OdpowiedzUsuń
  12. Speszyła się lekko, bo nie spodziewała się usłyszeć od niego takich słów, choć przecież wiedziała, że musiał ją kochać, dosłownie przed chwilą o tym pomyślała. Czymś innym jest jednak się tego domyślać, a czymś innym usłyszeć to wprost. Czuła, jak na jej policzki wstępuje lekki rumieniec i zrobiło jej się przykro. Tak cholernie przykro, że nie mogła odpowiedzieć tym samym. Bo w tej chwili dopiero zyskiwała wrażenie, że zaczyna go lubić, spędzili ze sobą za mało czasu, by mogła z całą pewnością to stwierdzić. Jedyne, co wiedziała na pewno, to że budził w niej jakiegoś rodzaju pierwotne pragnienie, którego samodzielnie nie mogła zaspokoić w żaden sposób.
    — Mam nadzieję, że kiedyś odpowiem ci tym samym — powiedziała cicho, spoglądając prosto w jego ciemne oczy. Odetchnęła drżąco i przymknęła powieki, żałując, że złożył ten pocałunek tylko na jej ręce, a nie na wargach. Gdyby wiedziała, że dotykanie go i bycie przez niego dotykaną będzie tak przyjemne, zdecydowałaby się na to znacznie wcześniej. Nie miała właściwie pojęcia, co ją powstrzymywało. — Nie wiem. Nie byłam gotowa? Musiałam to wszystko sobie poukładać? Nie mam pojęcia, ale… Chyba lepiej późno niż wcale, prawda? — uśmiechnęła się lekko.
    — Hm? — mruknęła, rozluźniając odrobinę nogi. Jezu, co ona robiła? Naprawdę chciała, żeby jej dotknął? Tutaj? Chyba ewidentnie tak, skoro przy nieznacznym ruchu poczuła, że jej bielizna zawilgotniała. Westchnęła i założyła nogę na nogę, żeby to nieznośne pulsowanie choć trochę zelżało. Uniosła przy tym rękę Theo, żeby jej nie zakleszczyć, ale szybko położyła ją z powrotem na swoim udzie. — Moglibyśmy spróbować… Dziś wieczorem… — szepnęła, również obracając głowę w bok, żeby swobodnie na niego patrzeć. — Nie wiem, czy spełnię twoje oczekiwania, ale… — urwała, żeby sam sobie dopowiedział resztę.
    — I tak mnie wkurza, że nie możemy zrobić nic więcej. Mój ojciec to złośliwy dupek — wyburczała pod nosem z niezadowoleniem. Przeniosła wzrok na ich splecione dłonie i zaczęła bawić się długimi palcami bruneta, starając się nie myśleć o starcie samolotu. Nie bała się latać, ale nie lubiła tego momentu. Rozluźniła się dopiero, gdy kapitan ogłosił, że znajdują się na wysokości przelotowej. Wówczas przywołała gestem stewardessę i poprosiła o drinka (choć wciąż nie mogła przywyknąć, że jest w takim wieku, iż mogła zamawiać alkohol w pełni legalnie).
    — Funkcję, do której pasowałaby ksywka — zadecydowała, gdy Theo również złożył zamówienie. — Albo może zabójczy skarb? Bo wiesz, podoba mi się, kiedy mnie tak nazywasz, ale to zdecydowanie zbyt łagodne w porównaniu do rozpierdalacza. Zresztą dupek też brzmi lekko, może bardziej coś w stylu… Pomiot szatana — rzuciła po chwili zastanowienia i roześmiała się głośno. — Albo władca piekieł. Albo ognisty grom. Grom kojarzy się z niebem, a my będziemy przecież latać rozpierdalaczem przestworzy — myślała na głos, póki nie przerwała jej stewardessa, wracając z ich zamówieniem. Uniosła szklankę i powąchała jej zawartość, po czym upiła niewielki łyk. Skrzywiła się lekko. — Ja chyba sobie daruję upijanie — stwierdziła.

    😌

    OdpowiedzUsuń
  13. Czuła, że na policzki wstępuje jej lekki rumieniec i odwróciła wzrok. Nagle miała wrażenie, że jest przytłoczona. Przytłoczona pragnieniem odzyskania wspomnień, przytłoczona chęcią nawiązania prawdziwej relacji z Theo, przytłoczona jego uczuciami, których nie potrafiła odwzajemnić…
    — Jest w porządku — odparła cicho, choć to było kłamstwo, chyba pierwsze, jakim go obdarzyła. Nie było w porządku. Nie chciała więcej tego słyszeć, póki sama nie będzie gotowa, żeby odpowiedzieć tym samym. Ale miała wrażenie, że jeśli mu o tym powie, zniszczy ich ledwie rozpoczętą relację. Na jego kolejne słowa jednak westchnęła ciężko i pokręciła głową. — Mogłeś mi tego nie mówić, teraz będę to wykorzystywać — uśmiechnęła się kącikiem ust, a potem lekko się skrzywiła. — Auć. Dobra, zasłużyłam sobie na to — mruknęła. Miał rację. To ona uciekała. Nawet nie wiedziała, dlaczego. Teraz przebywanie z nim nie wydawało jej się takie straszne, jak zakładała wcześniej. Demonizowała go w swojej głowie, bo miała wrażenie, że nie będzie w stanie się z nim dogadać, skoro on pamiętał wszystko z ich przeszłości, a ona nie. — Okej, przyznaję, mogłam wcześniej z tobą porozmawiać. Naprawdę jest w porządku — przyznała, posyłając mu lekki uśmiech.
    Nie skomentowała jego słów, jedynie uśmiechnęła się szerzej i przejechała paznokciami po jego przedramieniu, zostawiając po sobie zaróżowione ślady.
    — Och, nie. Jak sama nazwa mówi, będziemy je rozpierdalać — wyszczerzyła zęby.

    Koniec końców przez połowę lotu rozmawiali o wszystkim i o niczym, nieustannie dotykając się w jakiś sposób, a drugą połowę Violet przespała z głową opartą na ramieniu Sandersa. Wciąż była lekko nieprzytomna, gdy opuszczali pokład, dopiero w hotelu na dobre się rozbudziła. Głównie za sprawą tego, że po przekroczeniu progu sypialni dość sporego apartamentu dostrzegła jedno łóżko. Zarumieniła się na samą myśl o tym, co powiedziała wcześniej. Że dziś wieczorem chciałaby spróbować. Nic jednak nie powiedziała, po prostu zaczęła rozpakowywać swoje rzeczy.
    Chciała wyglądać dobrze. Przyłapała się na tym, że nie tylko dla siebie, ale również dla niego. I nie tylko w sukience, ale również w tym, co miała pod nią. Jakiś impuls kazał jej wcześniej spakować komplet najładniejszej bielizny, jaką miała, jakby się spodziewała, że podczas tego wyjazdu coś się między nimi wydarzy. Założyła więc czerwony koronkowy komplet, w którym wyglądała tak, że samej siebie nie poznawała, a po chwili zakryła go czarną sukienką sięgającą połowy ud i przylegającą do jej ciała w miejscach, w których miała do niego przylegać. Związała włosy w kucyk, zrobiła makijaż i wsunęła na stopy szpilki, bo szczęśliwie matka zadbała o to, żeby jej elegancka córeczka umiała w nich chodzić od dwunastego roku życia, nie bała się więc, że coś sobie po drodze połamie. W końcu wyszła z łazienki, zawieszając na ramieniu niewielką torebkę. Była gotowa wyjść, zatrzymała się jednak w progu, chłonąc spojrzeniem stojącego przed nią mężczyznę. Przywykła do tego, że zawsze wyglądał dobrze, ale dziś miała wrażenie, że prezentował się jeszcze lepiej niż zwykle. Aż zapomniała na moment, jak się używa języka.
    — Możemy iść — odezwała się lekko schrypniętym głosem, nie odrywając od niego wzroku.

    😏

    OdpowiedzUsuń
  14. — Ty też niczego sobie — odpowiedziała szczerze, ponownie mierząc go błyszczącym spojrzeniem. Uśmiechnęła się przy tym kącikiem ust i poprawiła torebkę, powoli zmniejszając dystans między nimi. Wsunęła rękę pod jego ramię, biorąc głęboki wdech, gdy do jej nozdrzy dotarł zapach perfum bruneta. Były przyjemne. Tak cholernie przyjemne. Budziły w niej coś, czego nie potrafiła zdefiniować, ale wiedziała, że nie chce, by to uczucie kiedykolwiek zniknęło.
    — Co? Nie — wypaliła i zmarszczyła brwi, zdając sobie sprawę, że zabrzmiała trochę zbyt obcesowo. — To znaczy… Nie musisz. Łóżko jest wystarczająco duże, żebyśmy mogli swobodnie na nim spać we dwójkę. A poza tym… Ja się nie rozmyśliłam. Chciałabym… Spróbować się do ciebie zbliżyć. A nawet jeśli się nie uda… Wciąż możemy spać w jednym łóżku. Na pewno nie będziesz spał na podłodze. I nie chcę zmieniać pokoju, ten mi się podoba — wyjaśniła, gdy drzwi pokoju się za nimi zamknęły i ruszyli w kierunku windy. Nie weszli do niej sami, więc powstrzymała się przed mówieniem czegokolwiek, jedynie przesunęła rękę tak, żeby chwycić Theo za dłoń i spleść ze sobą ich palce, posyłając mu przy tym uśmiech.
    Dobrze, że pomyślała o zabraniu w miarę reprezentatywnej sukienki, bo w innym wypadku czułaby się jak wyrzutek. Panowie może nie byli pod krawatem, a panie nie miały eleganckich sukni, ale wszyscy w galerii byli wystarczająco odstrzeleni, żeby ktoś w codziennych ubraniach poczuł się bardzo nie na miejscu. W takim wydaniu jak teraz Violet wtapiała się w tłum, co bardzo jej pasowało, bo nie miała pojęcia, czego się spodziewać. Gdyby wiedziała, dokąd się udają, chociaż wygooglowałaby jakąś galerię, ale aktualnie szła na żywioł.
    — Trochę to wszystko nadęte — szepnęła, zbliżając się nieco do bruneta. Rozglądała się po ludziach, zamiast podziwiać wiszące na ścianach dzieła. W pewnym momencie jednak jej wzrok przyciągnął obraz, przed którym stała jakaś młoda kobieta w towarzystwie niewiele starszego od niej mężczyzny. Wiedziona jakimś dziwnym przyciąganiem, Violet ruszyła w kierunku obrazu, nie odrywając od niego swojego spojrzenia. To był zachód słońca, najpewniej nad oceanem. Pomarańczowe koło częściowo schowało się za horyzontem, zabarwiając niebo na kolory, których nawet najlepszy obraz nie byłby w stanie wiernie oddać, choć musiała przyznać, że autor się postarał. Para podążyła do kolejnego dzieła, a brunetka zajęła ich miejsce, wciąż patrząc na obraz na ścianie.
    To były przebłyski. Krótkie klatki, jakby oglądała zdjęcia w przyspieszonym tempie. We wspomnieniu oglądała podobny obraz, nawet dostrzegła jego nazwę, a zaraz potem widok obrazu zastąpiła twarz Theo, choć był ubrany nieco inaczej. Zapytał, czy obraz do niej mówi, czy może szepcze czułym głosem. A ona odpowiedziała, że nie ma znaczenia, co mówi do niej. Najważniejsze, co mówił do autora, gdy ten go malował.
    — Popołudnie w Santa Monica — odezwała się cicho. Nie zdobyłaby się teraz na to, żeby mówić głośniej. — Podszedłeś do mnie, kiedy go oglądałam. Ojciec wysłał mnie na aukcję, żebym wybrała dla niego obraz, a mnie spodobał się ten, który ty miałeś wylicytować. Usiadłeś obok mnie w tamtej sali — wskazała dłonią pomieszczenie, w którym odbywały się licytacje — i próbowałeś mnie przelicytować. Oskarżyłeś mnie, że współpracuję z policją. A potem… Poszliśmy do mojego samochodu… Groziłam ci nożem — mówiła cicho, całkowicie zatapiając się we wspomnieniach. Przypomniała sobie, jak cholernie była nagrzana na tego mężczyznę, choć jego imię poznała tylko dlatego, że musiał je podać przed wejściem na licytację. A to wspomnienie sprawiło, że teraz również zrobiło jej się gorąco. — Pamiętam. Pamiętam, jak się poznaliśmy — szepnęła, a jej oddech nieco przyspieszył.

    🥹

    OdpowiedzUsuń
  15. Rozchyliła wargi, mimowolnie przesuwając spojrzenie na jego usta. Nagle zrobiło jej się ciepło, wręcz gorąco, a w jej głowie pojawiła się myśl, że chętnie sprawdziłaby, jak ten mężczyzna smakuje. Wystarczyłoby przecież zarzucić mu ręce na kark i wspiąć się na palce, żeby go pocałować. To nie tak, że miałby coś przeciwko, prawda? W końcu dziś wieczorem wszystko miało sprowadzić się do tego, żeby się do siebie zbliżyli. Żeby ona się do niego zbliżyła. Kiedy wyglądał w ten sposób i robił takie rzeczy, czuła się jakaś… Bardziej na to gotowa. I zahipnotyzowana tym jego pieprzonym językiem.
    — Pierwsza czy kolejna? Bo wiesz, głupie komedie romantyczne twierdzą, że z seksem trzeba poczekać przynajmniej do trzeciej — odezwała się lekko schrypniętym głosem i uśmiechnęła łobuzersko kącikiem ust. Skoro on się z nią droczył, ona równie dobrze mogła się podroczyć z nim.
    — Okej. Ale nie chcę z niej korzystać — odparła, ściskając mocniej jego dłoń.
    Na krótką chwilę bez wahania przylgnęła do boku Theo, zerkając na niego spod rzęs.
    — Ale przecież to nie jest to samo. Musujące wino to musujące wino, a szampan to szampan. Też bym się oburzyła, gdyby ktoś uznał musujące wino za szampana — prychnęła, przesuwając spojrzeniem po kieliszkach, które trzymali w dłoniach niektórzy spacerujący po galerii ludzie. Trochę ją kusiło, żeby również się napić, ale zanim zdążyła zrealizować ten pomysł, obraz przyciągnął jej uwagę i ruszyła w jego stronę, wywijając się spod ramienia Sandersa i nie odrywając wzroku od płótna.
    Była tak pogrążona we wspomnieniach, że nawet nie drgnęła, gdy poczuła ręce bruneta na swoim ciele. A może po prostu czuła się z nim na tyle swobodnie, że jego bliskość nie robiła na niej żadnego negatywnego wrażenia, jedynie te pozytywne. Nie znała przyczyny, wiedziała natomiast, że bez wahania oparła się na jego ciele, odchylając głowę na twardą pierś. Wciąż jednak wpatrywała się w obraz, przypominając sobie minuty, godziny, które całkowicie zmieniły jej życie. Nie pamiętała wszystkich szczegółów, dokładnych słów, które między nimi padły, raczej ogólny zarys, ale samo to sprawiło, że się uśmiechnęła. Już rozumiała, dlaczego po powrocie ze szpitala powiedział, że dawna ona wyciągnęłaby z niego odpowiedzi siłą. Jeśli ich relacja przypominała przepychanki słowne, które ze sobą wtedy prowadzili, z pewnością był to dość wybuchowy związek.
    — Nie pamiętam — odpowiedziała równie cicho, czując, jak na jej policzki wstępują rumieńce. Ciekawe, kiedy pozbyła się w sobie tej reakcji, zawstydzenia na myśl o tym, że ktoś wyobrażał sobie, co miała pod sukienką. Nie zamierzała jednak udawać cnotki, którą ewidentnie nie była, nawet jeśli obecna ona nie miała zbyt wielkiego doświadczenia w tych sprawach. — Ale teraz mam. Jest ładna. Nazwijmy to intuicją, ale dzisiaj rano pomyślałam, że muszę ją ze sobą zabrać — przyznała. Oparła dłonie na przedramionach obejmującego ją mężczyzny i przechyliła głowę w bok, drżąc lekko, gdy poczuła jego wargi na swoim uchu. Te kuszące wargi, których chciała posmakować. Jej oddech lekko przyspieszył, gdy próbowała stłumić w sobie to pragnienie, bo nie chciała robić tego tutaj, teraz, przy tych wszystkich ludziach. — Chciałabym pamiętać więcej — westchnęła, a zaraz potem skinęła głową. — Ale tym razem powiesimy go u ciebie — szepnęła i obróciła się w jego ramionach, wędrując dłońmi w górę jego rąk. — Miejmy już tę aukcję za sobą — wymruczała i zagryzła dolną wargę.

    😏

    OdpowiedzUsuń
  16. Och, boże, jakim cudem miała funkcjonować, kiedy on zachowywał się w taki sposób? Już rozumiała o co chodziło z tym przyciąganiem, a jednocześnie chęcią dźgnięcia go nożem. Cóż, może nie do końca, ale potrafiła sobie wyobrazić, co musiała czuć podczas ich pierwszego spotkania. Nienawiść mieszająca się z pożądaniem musiała być naprawdę cholernie wybuchową mieszanką. Jej umysł był zbyt młody, żeby sobie z czymś takim poradzić, ale ciało… Ciało było pobudzone jak nigdy dotąd.
    — Jak wyglądała? — spytała cichym, schrypniętym głosem. Wiedziała, że zdradza w ten sposób swój stan, ale nie umiała z tym walczyć. — Co robiliśmy na naszej pierwszej randce? — doprecyzowała, naprawdę zaciekawiona tym, jaką stanowili parę. Przez to, że unikała Theo, nie zdążyła przez cały ten czas zyskać zbyt wielu informacji. Teraz widziała, jak ogromny błąd popełniała swoimi ucieczkami. Zamiast pytać, poznawać bruneta, poznawać siebie jego oczami… Wybrała izolowanie się. Była idiotką. Szkoda, że zrozumiała to tak późno.
    — Śmiejesz się ze mnie — burknęła, wywracając oczami. — Nie moja wina, że jestem snobką. Moja mama lubi pieniądze i wszystko, co się z nimi wiąże. Cholera, ciekawe czy wypchnęła mnie w końcu na bal debiutantek, kiedy miałam siedemnaście lat. Muszę ją o to zapytać — wzdrygnęła się na samą myśl o tego rodzaju wydarzeniu. Nie miała pojęcia, że nigdy nie wzięła udziału w czymś takim. Była wtedy zbyt zajęta zakradaniem się na wszelkiego rodzaju akcje ojca i ćwiczeniem samoobrony, żeby nikt więcej nie był w stanie jej skrzywdzić. Gdyby wiedziała, czego nie pamięta, cieszyłaby się.
    Wzięła drżący wdech, a na całym jej ciele pojawiła się gęsia skórka w reakcji na dotyk mężczyzny. To były zaledwie muśnięcia, a rozpalały tak, jakby smagał ją ogniem. Przylgnęła do niego ciaśniej swoimi plecami, czerpiąc z tej bliskości nieznaną sobie dotychczas przyjemność.
    — Nie możemy odtworzyć wszystkiego. Nie mam ze sobą noża, nie mam czym ci grozić — szepnęła, a kącik jej ust zadrżał, gdy powstrzymywała cisnący jej się na wargi uśmiech.
    Przymknęła powieki, słysząc kolejne słowa bruneta. Jak rozmowa mogła być w jakikolwiek sposób seksowna? Samo wyobrażenie, że miałby zerwać z niej siłą czerwoną koronkę sprawiło, że musiała skrzyżować nogi w kostkach, czując nagły napływ wilgoci.
    — Nie szkodzi, odkupisz mi jakiś czerwony, koronkowy komplet — mruknęła, odnajdując w końcu odpowiednie słowa, choć nie wiedziała, jakim cudem w ogóle jest w stanie mówić. — Lubisz czerwień, prawda? Głęboką, krwistą… Właśnie taki kolor mam teraz na sobie — szepnęła, czując nagły przypływ odwagi, by się z nim podroczyć. Nie była dzieckiem. Nie była pieprzonym dzieckiem! Brak wspomnień wciąż ją frustrował, ale względnie pogodziła się z tym, że jest dorosłą kobietą. Tak więc powinna, wręcz musiała się zachowywać. A czy było coś bardziej dorosłego niż flirtowanie ze swoim facetem?
    — Myślę, że to dobry pomysł… Właściwie… Moglibyśmy co jakiś czas wybierać się na taką aukcję i kupować obrazy, żeby powiesić je w każdym pomieszczeniu domu — powiedziała cicho, wbijając wzrok w jego ciemne oczy. — Myślisz, że dawnej Violet spodobałby się ten pomysł? — szepnęła i odetchnęła drżąco, przymykając powieki, gdy znalazł się tak blisko. Tak bardzo, bardzo blisko… Wystarczyłoby przekręcić głowę, żeby…
    Miała inny plan, ale nie mogła dłużej czekać. Po prostu nie mogła. Zatrzymała się w pół kroku i uniosła głowę, czując, że policzki zaczynają ją piec. Wycofanie się jednak nie wchodziło w grę.
    — Pocałuj mnie — powiedziała… Nie, zażądała tonem nie pozostawiającym miejsca na dyskusję i nerwowo zwilżyła wargi językiem. — Chcę… Chcę, żebyś mnie pocałował.

    🤭

    OdpowiedzUsuń
  17. Wytrzeszczyła oczy, po czym parsknęła krótkim śmiechem, bo to brzmiało, jakby Violet, której nie miała szansy jeszcze poznać, była całkiem niezłą babką. Kobietą, którą mała i nastoletnia Violet zawsze chciała się stać. Cieszyła się, że osiągnęła cele i spełniła marzenia, które przed sobą postawiła. I że najwyraźniej nikt jej w tym nie przeszkadzał, mimo nadopiekuńczości ojca i brata.
    — Możemy któregoś dnia się tam wybrać i spróbować tej paelli? Może kiedy ją zjem, przypomnę sobie coś więcej — podsunęła, zerkając na mężczyznę przez ramię, ale szybko wróciła spojrzeniem do obrazu. Samo słowo orgazm w jego ustach brzmiało tak, że robiło jej się jeszcze cieplej. — Podoba mi się to — szepnęła w zamyśleniu. — Nie zrozum mnie źle, wciąż uważam, że nasz związek nie jest zbyt zdrowy, bo wciąż się kłócimy i idziemy na noże, ale kiedy opisujesz nas w taki sposób… Rozumiem, co nas w sobie pociągało… Pociąga. To nie jest nawet bycie dla siebie ogniem i wodą. Raczej ogniem dla ognia — uśmiechnęła się lekko kącikiem ust.
    — Tylko jeśli podstawiłbyś mi to pod nos, twierdząc, że to najlepszy szampan na świecie — stwierdziła, ale myślami była zupełnie gdzieś indziej, nie przy szampanie. Powoli narastało w niej coś… Coś, co szukało ujścia. Jej ciało zdawało się pamiętać; każdy gest, każdy dotyk, każde padające z ust bruneta słowo… Niski głos pieścił jej uszy, a delikatny dotyk doprowadzał do szaleństwa, sprawiając, że w tym momencie nie pamiętała nawet swojego imienia.
    — Mam szpilki, mogłabym ci nimi pogrozić — szepnęła.
    Wzięła głęboki, świszczący wdech i mimowolnie przymknęła powieki. Nie wiedziała, czego spodziewać się w następnej kolejności. Że zacznie jej dotykać przy tych wszystkich ludziach? Że przerzuci ją sobie przez ramię, wyniesie stąd i zerżnie w najbliższym wolnym pomieszczeniu?
    Boże, jej myśli zdecydowanie nie były zdrowe. Była w miejscu publicznym, powinna myśleć o obrazach, podziwiać dzieła sztuki, a nie pragnąć, żeby ta dłoń wodząca po jej biodrze wślizgnęła się między nogi i…
    — Więc to zróbmy. Ja też chcę się świetnie zabawić — mruknęła z lekkim uśmieszkiem.
    Kiedy tak na nią spojrzał, niemal się wycofała. Chciała odwołać swoje słowa, nerwowo się zaśmiać i o wszystkim zapomnieć. Dobrze, że nie zdążyła tego zrobić, bo gdy otworzyła usta, Theo już się nad nią nachylał. Wodziła spojrzeniem między jego oczami a wargami, a jej oddech przyspieszył. Przymknęła powieki, nie wiedząc, kiedy chwyciła dłońmi za klapy jego marynarki, napierając ciałem na jego ciało. Odwzajemniła pocałunek bez najmniejszego wahania. Jej usta same wiedziały, co powinny robić. Nie pamiętała, ale czuła, że robiła to z tym mężczyzną wiele razy. Smakował znajomo, a przyjemny zapach i ciepło mąciły jej w głowie. Wydała z siebie cichy, ledwie słyszalny jęk zawodu, gdy pieszczota nagle się zakończyła. Oddychając ciężko przez rozchylone wargi, uniosła na bruneta zamglone spojrzenie. Zadrżała, słysząc słodkie określenie z jego ust. Lubiła, gdy nazywał ją w ten sposób.
    — Nie możemy po prostu podać jakiejś zawyżonej kwoty i kupić go bez licytacji? — spytała cicho. — Przecież się tym zajmujesz, prawda? Na pewno potrafisz ocenić jego wartość i przewidzieć, za jaką kwotę moglibyśmy go kupić… Ja… Chcę być teraz gdzieś indziej. Sama. Tylko z tobą… — wyznała bez tchu, przenosząc spojrzenie na swoje dłonie, które mimowolnie przesuwały się powoli po jego torsie. — Wystarczająco dużo czasu już straciłam na uciekanie od ciebie…

    😏

    OdpowiedzUsuń
  18. — Wyglądasz, jakbym dała ci gwiazdkowy prezent pół roku wcześniej — stwierdziła, odwzajemniając uśmiech, bo kiedy tak na nią patrzył, nie potrafiła się powstrzymać. — Lubisz mnie karmić? — strzeliła, bo właściwie… Cóż, nie wiedziała. Nie miała nawet pojęcia, czy potrafił gotować. Zdawała sobie sprawę, że ona tego nie potrafi, więc przez cały czas, gdy go unikała, żywiła się jedzeniem na wynos lub po prostu gdzieś wychodziła. Ale skoro był właścicielem restauracji, chyba powinien lubić gotowanie, prawda? — Umiesz gotować? — dopytała, zanim odpowiedział na poprzednie pytanie.
    Wciąż wtulona plecami w ciało bruneta, mruknęła cicho w zamyśleniu.
    — Czy byłam z tobą szczęśliwa? Zanim straciłam wspomnienia… Byliśmy ze sobą szczęśliwi? Tak… Prawdziwie i w pełni? — spytała cicho, nieco nieśmiało, jakby bała się poznać odpowiedź. Choć chyba nie miała czego się obawiać. Czuła, że Theo ją kochał. Pomijając, że wprost to wyznał, po prostu to wiedziała. Gdyby jej nie kochał, nie zostałby z nią, gdy straciła pamięć. A on wciąż tu był. Wciąż się starał. Wciąż ją wspierał. Nawet kiedy była nie do zniesienia i uciekała. Chciała jednak wiedzieć, czy ona czuła do niego to samo.
    Ni to parsknęła, ni to się roześmiała na jego słowa. Mimowolnie zaczęła wodzić opuszkami palców po jego dłoniach i przedramionach, które obejmowały jej ciało. Zadrżała, gdy znalazł się jeszcze bliżej. Przy każdym wypowiadanym słowie jego oddech łaskotał jej ucho i szyję, a niski głos sprawiał, że jej serce galopowało.
    — Na pewno bym się zorientowała. Napiłam się pierwszego szampana, kiedy miałam dziesięć lat. Tylko nie mów o tym moim rodzicom — zachichotała… Zachichotała! Pieprzona Violet Brennan nie chichotała nawet będąc w liceum, a teraz brzmiała jak słodka idiotka. Ten mężczyzna sprawiał, że traciła rozum. Dobrze, że ten dźwięk szybko zamarł w jej gardle, bo Theo odezwał się ponownie. Musiała zagryźć dolną wargę, żeby nie jęknąć, gdy po jego słowach wilgoć przesiąkła przez cienki materiał koronki i poczuła, że jej uda robią się śliskie. — Stać cię na to, kochanie — szepnęła i przylgnęła do niego ponownie, kiedy się odsunął. Nie chciała, żeby to robił. Jego bliskość była tak przyjemna… — Możemy to sprawdzić… Myślisz, że mogłabym spróbować cię nimi udusić? Albo przebić ci gardło? — spytała z lekkim uśmiechem. To było… Ciekawe doświadczenie. Wyobrażać sobie przemoc, jednocześnie będąc podnieconą. Wiedziała, że jej dawną wersję kręciły takie zabawy, Theo przecież jej o tym powiedział, ale podejrzewała, że coś musiało do tego doprowadzić. Nie przypuszczała, że teraz również mogłoby jej się to podobać. Ale najwyraźniej się myliła.
    Przepadła pod tym pocałunkiem. Całkowicie odsunęła od siebie rozsądek, potrafiła myśleć jedynie o tym, że musi go poczuć. Jego usta na swoich ustach, na swoim ciele, jego nagą skórę pod swoimi palcami… Dla obecnej niej miał być to pierwszy raz, powinna się stresować, ale… Czuła, że przy nim nie musi się bać. Niczego. Że Theodor Sanders nigdy by jej nie skrzywdził. Na pewno nie w taki sposób.
    Zaczęła się jednak wahać. Nie dlatego, że czegoś się obawiała, po prostu miał rację. Pragnęła poczuć energię tamtego pomieszczenia, przypomnieć sobie, co czuła podczas tamtej licytacji… Tę osobliwą mieszankę napięcia między nimi i wiszącego w powietrzy podniecenia… Chemię, która ich połączyła…
    — Wiem… Teraz czy później i tak wrócimy tam w jednym celu. Chcę tego — odpowiedziała, odwzajemniając intensywne spojrzenie. Trąciła nosem jego nos i uśmiechnęła się lekko. — Nie wiem co robić. Z jednej strony chcę tu zostać, a z drugiej… Ja… Och, kurwa, Violet po prostu by to powiedziała, nie? Jestem tak mokra, że nie potrafię się na niczym skupić — ostatnie słowa wyrzuciła na wydechu, czując, że znowu się czerwieni. Trzymała się jednak myśli, że przecież jest dorosła. A dorosłe kobiety mówiły wprost o takich rzeczach, prawda? — Musisz zdecydować, ja nie potrafię.

    🤭

    OdpowiedzUsuń
  19. Odetchnęła głęboko, trochę wzruszona, że ujął to w taki sposób. Bo to chyba znaczyło, że o nią dbał, prawda? A skoro o nią dbał, to musiał naprawdę ją kochać. Kolejny raz dotarło do niej, że ma tego świadomość, ale czymś innym było wiedzieć, a czymś innym słyszeć i czuć… Czuć to na sobie. A przynajmniej mieć wrażenie, że to czuje. Bo tak naprawdę przecież nie kochał jej. Kochał wcześniejszą wersję jej. Tę, która pamiętała i która również go kochała.
    — Chciałabym to poczuć. To znaczy… Wszystko jest w jakiś sposób znajome. Twoja obecność i tak dalej. Ale chciałabym to tak naprawdę poczuć — wyznała. Z przyjemnością słuchała, w jaki sposób ich opisywał. Jak opisywał … — Cieszę się, że przy mnie jesteś. Że nie odszedłeś, kiedy się obudziłam — dodała znacznie ciszej, wodząc opuszkami palców po jego dłoniach.
    — Och, więc jeszcze nie zdążyliśmy tego zrobić? I innych rzeczy? Dobrze wiedzieć, że tamta Violet zachowała coś dla mnie — uśmiechnęła się kącikiem ust. Czyżby właśnie zażartowała ze swojej amnezji? Tak, choć żart pozostawił gorzki posmak na jej języku. Chyba było jeszcze na to za wcześnie.
    Sapnęła cicho, bo jej nazwisko w jego ustach brzmiało… Nieprzyzwoicie seksownie. Przestąpiła z nogi na nogę, czując, że wilgoć spływa po jej udach. Miała wrażenie, że wszyscy za chwilę to zobaczą, więc dobrze, że Theo podjął taką, a nie inną decyzję.
    — Jaki niecierpliwy — szepnęła ze śmiechem i odwzajemniła pocałunek, wbijając paznokcie w materiał marynarki, którą brunet miał na sobie. Chciała ją zerwać i poczuć jego skórę, ale gdyby to teraz zrobiła… Cóż, chyba można zaryzykować stwierdzenie, że nie dotarliby do hotelu. — Może wspomniałam o niej specjalnie — dodała, zadzierając brodę. Bez protestów ruszyła za mężczyzną, zapominając o obrazach. No, może z wyjątkiem jednego. Tego, który przypomniał jej niewielki fragment przeszłości.
    — Będę improwizować. Zresztą, jeśli wszystko ci powiem, stracę element zaskoczenia — zauważyła. Pozwoliła nasunąć płaszcz na swoje ramiona, chociaż aktualnie była w takim stanie, że nieszczególnie go potrzebowała. Nic jednak nie powiedziała, bo dzięki dodatkowemu okryciu miała pewność, że nikt nie dostrzeże śladów jej podniecenia. — Obraz. Nie powinniśmy go teraz kupić? Co, jeśli ktoś go wylicytuje? — spytała, obracając się na pięcie przodem do Theo i zatrzymując się tuż przed nim. — Skoro nie przegrałam pierwszego, nie zamierzam też przegrać drugiego — dodała, uśmiechając się łobuzersko.

    😏

    OdpowiedzUsuń
  20. Kiwnęła głową, bo ona też w to wierzyła. Wierzyła, że znowu stanie się jej bliski, nawet jeśli nie będzie jej dane odzyskać wspomnień. Choć wszystko wskazywało na to, że jest na dobrej drodze ku temu, żeby jednak przypomnieć sobie chociaż ostatni rok, a przecież zdążyła już spisać swoją pamięć na straty. Dobrze, że Theo się nie poddał. Dobrze, że kochał dawną Violet na tyle mocno, by nie zostawić obecnej.
    — Nie chcę, żebyś odchodził — wyznała, zerkając prosto w jego ciemne oczy i unosząc dłoń, żeby opuszkami palców przesunąć po linii jego szczęki, a potem oprzeć rękę na jego szyi tuż nad kołnierzykiem koszuli. — Czuję, że to by było coś złego — szepnęła, gładząc kciukiem jego jabłko Adama.
    Uśmiechnęła się, zadowolona z tego, co właśnie usłyszała. Co prawda nie miała pomysłu, w jaki sposób mogliby korzystać z każdego dnia, ale podobała jej się wizja wspólnego spędzania czasu.
    — Kiedy tak mówisz, mam wrażenie, że nie dotrzemy do hotelu — mruknęła schrypniętym głosem i spojrzała na jego usta, gotowa na kolejny pocałunek. Westchnęła z rozczarowaniem, gdy ten nie nadszedł. Ale może to i lepiej. Dzięki temu szybciej zostaną sami i szybciej będzie mogła… Cóż, sama jeszcze nie wiedziała, co będzie mogła zrobić. Bo pragnęła wszystkiego, co ten mężczyzna jej da.
    Zadrżała, bo choć jego dłonie od jej skóry oddzielał materiał cienkiego płaszcza, czuła się tak, jakby dotykiem posyłał iskry wprost do jej podbrzusza, a potem niżej, między nogi, którymi poruszyła lekko, szukając jakiegokolwiek tarcia. Nie pamiętała siebie w takim stanie, ale podejrzewała, że było to dość częste zjawisko, gdy Theo znajdował się w pobliżu. Nie była w stanie się skupić na niczym innym, tylko na bliskości bruneta i narastającej frustracji, kiedy jej wnętrze zaciskało się na pustce.
    Zaczęła kiwać głową, przystając na jego słowa, ale znieruchomiała w połowie gestu, gdy dotarł do niej sens wypowiadanych przez niego słów. Rozchyliła wargi, ale nic nie odpowiedziała, zbyt zszokowana propozycją. Czy on… Sugerował to, co jej się wydawało, że sugerował? Mieliby kogoś…
    — Chcesz go skrzywdzić? — szepnęła. Powinna się oburzyć. Powinno w niej to wzbudzić wstręt. Owszem, była przyzwyczajona do przemocy, w końcu jej ojciec był szefem mafii, a brat jego zastępcą, ona sama natomiast często ich śledziła i obserwowała ich poczynania, ale nie zakładała, że sama zrobi komuś krzywdę. Nie zakładała też, że ten pomysł wzbudzi w niej… Ekscytację. Jakby możliwość popełnienia przestępstwa w towarzystwie Theo była czymś pozytywnym. — Zróbmy to. Ale później. Na razie… Chciałabym wrócić do hotelu — przyznała, przesuwając dłońmi po jego klatce piersiowej i uśmiechając się kącikiem ust.

    😏

    OdpowiedzUsuń
  21. Uśmiechnęła się, bo choć domyślała się, że Theo prawdopodobnie tego nie zrobi, dobrze było usłyszeć to zapewnienie z jego ust. Bo nie chciała, żeby odchodził. Nie czuła się na to ani trochę gotowa. Nigdy by sobie nie wybaczyła, gdyby teraz ją zostawił, podczas gdy zmarnowała tyle czasu z daleka od niego. Już miała do siebie pretensje, że uciekała przed jego obecnością. Wprawdzie wtedy nie czuła się gotowa, ale zrozumiała, jak cholernie była głupia, odwlekając zbliżenie się do niego.
    Skinęła głową, zagryzając na moment dolną wargę.
    — Jedno moje słowo — szepnęła, wpatrując się w jego ciemne oczy. Z jednej strony było to proste, a z drugiej nie do końca, bo nie miała pojęcia, jak to jedno słowo miałoby brzmieć. Natomiast była pewna tego, że cokolwiek się wydarzy, chciała, żeby byli w tym razem. Teraz, gdy poznała w końcu na nowo przyjemność płynącą z bliskości bruneta nie chciała rozstawać się z nim nawet na chwilę.
    — Więc się zabawimy — odwzajemniła połowiczny uśmieszek, czując wzrastającą w niej ekscytację. Nie spodziewała się, że ten wieczór skończy się w ten sposób. Zakładała, że co najwyżej podczas tego wyjazdu się do siebie zbliżą, może zaczną dotykać, ale nie przewidziała, że każdy jego dotyk będzie budził w niej pragnienie, którego nie potrafiła okiełznać. Jakby jej ciało nie słuchało umysłu.
    Odwzajemniła pocałunek, ściskając dłońmi klapy marynarki, którą Theo miał na sobie. Przylgnęła do niego, oddychając szybko i płytko. Nie chciała wcale się ruszać, ale wiedziała, że muszą to zrobić, żeby dotrzeć do hotelu, więc pozwoliła, by poprowadził ją do wyjścia. Chodzenie jednak nie było łatwe, kiedy mówił takie rzeczy. Wciągnęła gwałtownie powietrze, a jej podbrzusze zacisnęło się w znajomym już skurczu. Nie zdziwiła się nawet, gdy jej uda pokryła świeża fala wilgoci.
    — Robisz to celowo, żebym doszczętnie je przemoczyła? — spytała lekko drżącym głosem i rozchyliła wargi, czując na sobie jego dłonie. Jęknęła cicho pod pocałunkiem, mimo szpilek wspinając się na palce. Wbiła paznokcie w ramię mężczyzny, napierając biodrami na jego rękę. — Nie możesz tak robić. Nie chcę cię przelecieć w taksówce — wychrypiała i zdusiła w sobie kolejny jęk, tym razem pełen rozczarowania, kiedy Theo się odsunął. Ruszyła za nim na miękkich nogach i odetchnęła z ulgą, chwilę później opadając na siedzenie w taksówce. Założyła nogę na nogę i złapała dłoń bruneta w obie swoje, układając je na swoim udzie. Na tyle daleko od krocza, żeby nie mógł już tutaj się do niej dobrać, ale żeby wciąż jej dotykał. — Nie przeszkadza ci, że… W zasadzie nie mam doświadczenia? — spytała cicho, nieśmiało, wodząc opuszkami palców jednej dłoni po wierzchu jego ręki.

    😇

    OdpowiedzUsuń
  22. Odetchnęła głęboko, żeby choć trochę uspokoić ciało i myśli. Co wcale nie należało do najłatwiejszych, kiedy Theo był tak blisko i trzymał ją przy sobie w ten sposób. Oczywiście, że potrafiła sobie wyobrazić, jak w taksówce siada na nim okrakiem, jak jego kutas wślizguje się w jej wnętrze, jak zaczynają poruszać biodrami… Ale Violet nie chciała, żeby to wyglądało w ten sposób. Pragnęła się nim delektować. Nim i swoim pierwszym-nie pierwszym razem.
    — Przecież potrafimy — zauważyła, myśląc o ostatnich kilku tygodniach wspólnego mieszkania, kiedy w zasadzie się mijali. Choć teraz, kiedy spróbowała jego bliskości, była pewna, że nie będzie potrafiła zachowywać się tak ponownie. — Tak jakby — dodała szeptem w jego wargi i odwzajemniła szybki pocałunek.
    Spoglądając na bruneta spod rzęs, uśmiechnęła się delikatnie i wzruszyła ramionami.
    — Moim zdaniem nie, ale chyba nie jestem obiektywna, bo też mnie to ekscytuje — przyznała i oparła głowę na jego ramieniu. — Wiem. Powinnam się tym stresować, ale z jakiegoś powodu tak nie jest. Ufam ci. Czuję, że mnie nie skrzywdzisz. Na pewno nie fizycznie — szepnęła i przymknęła powieki, na chwilę odpływając myślami. Niski głos mężczyzny przywrócił ją do rzeczywistości, więc podniosła głowę, spoglądając na niego. Zagryzła dolną wargę i uśmiechnęła się kącikiem ust. Wyciągnęła się, sięgając ucha Sandersa.
    — Mam ochotę na coś konkretnego i to wcale nie jest szampan — szepnęła, owiewając ciepłym oddechem jego skórę. Ostatkiem sił powstrzymała się, żeby nie zacząć całować jego szyi, bo naprawdę nie chciała, żeby jazda do hotelu zakończyła się szybkim numerkiem w obecności kierowcy. — Zdam się na ciebie. Przy okazji sprawdzisz, czy naprawdę mam tak wyczulony gust — powiedziała głośniej, puszczając mu oczko, gdy się odsunęła.
    Tym razem winda była pusta, a Violet czuła, jak rośnie między nimi napięcie. Starała się trzymać ręce przy sobie, nie stykali się nawet ramionami, a ona opierała się o chłodną ścianę, ale z każdą sekundą skóra coraz bardziej mrowiła ją z niecierpliwości. Elektroniczne cyferki w bardzo złośliwy sposób zdawały się zmieniać dużo wolniej niż powinny, jakby winda grała dziewczynie na nerwach.
    — Jebać to — szepnęła i obróciła się, zarzucając dłonie na kark bruneta i wspinając się na palce, żeby wpić się w jego wargi. Przywarła do jego postawnej sylwetki, ponownie żałując, że dzieli ich tyle warstw ubrań. Ze złością zrzuciła więc z siebie cienki płaszcz, nie przerywając pocałunku. — I tak miałam go wyrzucić — mruknęła w usta Theo, kiedy materiał opadł na podłogę z cichym szelestem. Miała ochotę dokładnie to samo zrobić z marynarką, którą miał na sobie Sanders, ale nie miała pojęcia, czy jest przywiązany do swoich rzeczy, poprzestała więc na tym, że zsunęła dłonie w dół jego torsu, wędrując nimi na twarde plecy, pod marynarkę. — Myślisz, że są tu kamery? — wymruczała między pocałunkami.

    😏

    OdpowiedzUsuń
  23. — Ty się zdecydowałeś. Ja po prostu nie uciekłam, kiedy go zaproponowałeś — odparła z gorzkim uśmiechem i zerknęła w górę, opierając głowę na jego barku. Patrzyła na przystojny profil, który z jednej strony wydawał jej się do bólu znajomy, a z drugiej tak nowy, że nie potrafiła przestać się na niego gapić i chłonąć całą sobą tego, co widziała. Tego, czym był ten mężczyzna. Tego, że choć go nie pamiętała, znalazł sposób na to, by po pięciu minutach przebywania z nim wślizgnął się do jej popieprzonego umysłu i serca. — Przepraszam, że tak długo nie dałam nam szansy — szepnęła, przesuwając opuszkami palców po jego ramieniu. — Nie powinnam była cię odpychać, ale dopiero teraz to widzę. Nie byłam gotowa. Przepraszam — przy ostatnim słowie jej głos się załamał i musiała odwrócić wzrok. Nie mogła się rozpłakać. Po prostu, kurwa, nie mogła. Nie w takim momencie. Ani nigdy, bo przecież ona nigdy nie płakała.
    Dłoń aż ją świerzbiła, żeby ułożyć ją na jego kroczu, gdzie widziała kątem oka wyraźną wypukłość mimo panującej w taksówce ciemności, ale zacisnęła ją w pięść, ostatecznie tego nie robiąc.
    — Pragnę ciebie. Całego — odpowiedziała równie cicho głosem schrypniętym od narastającego w niej pożądania. — Wszystkiego, co możesz mi dać — dodała i musnęła wargami ciepłą skórę.
    Gorący dreszcz spłynął w dół jej kręgosłupa, gdy usłyszała, jak się do niej zwracał. Była jego. Tak bardzo jego… Wszystko w niej zdawało się to potwierdzać. Należała do niego, choć tego nie pamiętała. Ale teraz wyraźnie widziała, że nie musiała pamiętać, żeby mieć tego świadomość. Wystarczyło to, jak jej ciało reagowało na samą jego obecność. Jak jej serce zaczęło galopować, kiedy odwzajemnił pocałunek i ją do siebie przycisnął.
    — Twoja — potwierdziła zduszonym szeptem prosto w wargi bruneta i wbiła paznokcie w jego kark. — Jebać to, stać nas na wyjście za kaucją — zauważyła zdyszana i wydała z siebie jęk, a zaraz po nim zaskoczony pisk, nagle znalazłszy się wyżej. Owinęła nogi wokół jego pasa i roześmiała się cicho. — Za pierwszym razem. Każdy kolejny może być na innych meblach — wymruczała, przywierając ciaśniej do jego sylwetki. Całowała go, jakby nic innego się nie liczyło, nawet dźwięk dzwonka obwieszczający, że dotarli na swoje piętro. Tylko częściowo przebijała się do niej świadomość, że przemieszczają się do wyjścia, a potem w stronę pokoju. Pamiętała jednak, że to ona miała kartę do drzwi, więc nie odrywając swoich ust od ust Theo, wsunęła jedną dłoń do przewieszonej przez ramię małej torebki w poszukiwaniu kawałku plastiku. Nie przerywając pocałunku, sięgnęła nieco niezdarnie za siebie i odblokowała zamek. A kiedy tylko przekroczyli próg pokoju, wypuściła kartę i wsunęła ręce pod materiał marynarki, którą Theo miał na sobie.
    — Zdejmij to — jęknęła. — Natychmiast. Nie wytrzymam dłużej…

    😈

    OdpowiedzUsuń
  24. — Nie umiem być spokojna — mruknęła głosem napiętym ze zniecierpliwienia. Objęła jednym ramieniem jego kark, a palcami drugiej podążyła do guzików koszuli i zaczęła je rozpinać, choć nie zdążyła zawędrować zbyt daleko. Przestała, gdy Theo ułożył ją w hotelowej pościeli i niechętnie pozwoliła, żeby się wyprostował. Uniosła się na łokciach, oddychając przez rozchylone wargi i obserwując, jak mężczyzna zsuwa z siebie marynarkę. Mimo że wciąż miał na sobie koszulę, zrobiło jej się gorąco. Tym bardziej, kiedy uklęknął, a jej noga znalazła się na jego klatce piersiowej. O czymś takim czytała tylko w książkach i poczuła się, jakby nagle stała się główną bohaterką jednej z nich. Nie to, żeby miała coś przeciwko, szczególnie, kiedy zajmował się nią w ten sposób.
    — Naprawdę chcesz zmusić mnie do myślenia, co? — sapnęła i zamruczała cicho z przyjemności. Jego dotyk coraz wyżej sprawiał, że pragnęła więcej. Znacznie więcej. Pragnęła wszystkiego, co mógł jej dać. Opadła na plecy i uniosła biodra, żeby mógł podwinąć sukienkę, jednak na wysokości talii sama złapała za materiał i zdjęła z siebie, odrzucając na podłogę. Leżała przed nim w samym bordowym komplecie bielizny i nawet nie myślała o tym, że może powinna czuć się skrępowana, zwłaszcza, że jej majtki całkowicie nasiąkły wilgocią i z pewnością widniała na nich ciemna plama. Miała jednak wrażenie, że to nie jest coś, co powinno ją zawstydzać w takiej sytuacji.
    Przeszkadzała jej jednak dysproporcja w braku ubrań, poza tym naprawdę cholernie chciała w końcu dotknąć Sandersa, dlatego pchnęła go, a kiedy opadł na plecy, szybko usiadła okrakiem na jego biodrach.
    — Podoba mi się na górze — stwierdziła z łobuzerskim uśmieszkiem, nachylając się nad mężczyzną. Wpiła się w jego wargi, ale jedynie na krótki moment, bo bardziej interesowało ją teraz coś innego. Wróciła do rozpinania koszuli, a w miarę jak jej dłonie przesuwały się w dół, w ślad za nimi podążały usta. Rozchylała materiał i składała mokre pocałunki na jego skórze, czasami ją podgryzając, a czasami muskając samym językiem, aż dotarła do paska spodni. Dopiero wtedy ponownie się wyprostowała i oparła ręce na umięśnionym torsie, po czym zaczęła wodzić nimi po ciepłym ciele. — Mam propozycję — odezwała się nagle i uniosła wzrok na twarz Theo. Powoli nachyliła się nad nim i przywarła wargami do jego szyi. — Co ty na to, żebyśmy po powrocie do LA chodzili po domu tylko w bieliźnie? Albo jeszcze lepiej, zupełnie nago. Po prostu nie mogę uwierzyć, że nie wpadłeś na to, żeby się przy mnie wcześniej rozebrać. To by przyspieszyło pewne rzeczy — wymruczała, po każdym wypowiedzianym zdaniu składając pocałunki na jego skórze. — Założę się, że za pierwszym razem dotarliśmy do tego momentu znacznie szybciej…

    🥵

    OdpowiedzUsuń
  25. — Świetnie, ale nie teraz — odparła, a całe jej ciało, jakby dla potwierdzenia zniecierpliwienia, jakie jej towarzyszyło, zaczęło się wić pod dotykiem bruneta. Oddychała szybko i płytko, a jej dłonie to zaciskały się, to znowu rozluźniały na pościeli, gdy Theo tak powoli piął się ustami w górę jej nogi. Za wolno. Zdecydowanie za wolno. Miała wrażenie, że minęła cała wieczność od tego pierwszego pocałunku jeszcze w galerii.
    — Aktualnie nie potrafię myśleć — przyznała, podnosząc na niego spojrzenie, gdy się wyprostował. Uśmiechnęła się kącikiem ust, bo może i obecna ona nie miała doświadczenia w tej kwestii, ale widziała, w jaki sposób na nią patrzył. Jakby naprawdę jej pragnął. I to tylko utwierdziło ją w przekonaniu, że dobrze zrobiła, gdy kazała się pocałować. — Tak czułam, że w twoim hobby nie o samą krew chodzi — powiedziała, zanim obrócili się na łóżku.
    — Na swój też nie mogę narzekać — wymruczała w skórę mężczyzny, składając kolejne pocałunki na jego torsie. Wyprostowawszy się, zaczęła wodzić dłońmi po jego mięśniach, choć spojrzenia nie odrywała od jego ciemnych oczu. — Zawsze mogę najpierw chodzić w koronkach, żebyś potem mógł je ze mnie zdejmować — uśmiechnęła się uroczo. — Nie miałabym nic przeciwko takiemu onieśmielaniu — szepnęła i wciągnęła ze świstem powietrze, zaskoczona nie tyle samym klapsem, co raczej tym, w jaki sposób na nią zadziałał. Przez jej głowę przemknął obraz. Kątem oka widziała za sobą umięśnioną sylwetkę Theo, a przed sobą czuła twardą ścianę. Jej dolna warga pulsowała bólem. — Do tego, w którym stworzyliśmy obraz w sypialni — odezwała się cicho, wracając do rzeczywistości. — To był nasz pierwszy raz, tak? Krwawiłam dla ciebie, a ty stwierdziłeś, że jestem idealna — wyszeptała i przywarła do jego warg, odwzajemniając chciwe pocałunki. Jedną dłoń wplotła w jego włosy, a drugą oparła na barku, żeby utrzymać równowagę. Mimowolnie poruszała przy tym biodrami, ocierając się o jego spodnie. Materiał bielizny pobudzał ją przy tym na tyle, że wydała z siebie kilka krótkich, cichych jęków. — Więc to zrób — jęknęła i odchyliła się do tyłu, bez wahania pozwalając na to, żeby Theo pozbawił ją górnej części kompletu. Przymknęła powieki i wbiła paznokcie w jego skórę, gdy zaskakująco intensywna przyjemność zaczęła rozlewać się po jej ciele od piersi do samego podbrzusza. — Ja ciebie też. To jest… Jezu, Theo — zdołała z siebie wydusić i zaczęła ocierać się o niego mocniej, ale to wciąż było za mało. — Muszę cię poczuć… Proszę, nie baw się ze mną — szepnęła, jednocześnie chwytając w pięść jego włosy i odciągając głowę do tyłu, żeby wpić się w jego wargi, a wolną ręką zjechać w dół jego ciała i szarpnąć za pasek spodni, by go rozpiąć.

    🥵

    OdpowiedzUsuń
  26. — To… Tylko przebłyski — odpowiedziała cicho, niemal szeptem i uśmiechnęła się lekko, zanim ich wargi ponownie złączyły się w chciwym pocałunku. Jęknęła, kiedy materiał bielizny potarł jej obrzmiałą łechtaczkę i poczuła nowe, choć jednocześnie znajome skurcze w okolicy podbrzusza. Przyjemność zaczęła powoli się po niej rozlewać i była pewna, że jeszcze kilka takich ruchów, a przez jej ciało przetoczyłby się orgazm. I z jednej strony cholernie pragnęła tego spełnienia, a z drugiej nie chciała, żeby to wyglądało w ten sposób.
    Dobrze, że Theo najwyraźniej miał swój plan względem niej i zanim zdążyła się zorientować, opadła na plecy, a brunet znalazł się nad nią. Wiła się i oddychała ciężko i szybko przez rozchylone wargi, wpatrując się zamglonymi oczami w jego twarz. Obserwowała każdy pocałunek, który składał na jej ciele i wyginała się w kierunku jego ust, nie potrafiąc się przed tym powstrzymać. Kiedy złapał w zęby jej bieliznę, tak jak obiecywał wcześniej, uniosła biodra, by było mu łatwiej, a potem wyplątała nogi z koronkowego materiału. Nie spodziewała się tego, co Sanders zrobił w następnej kolejności, myślała, że na rozebraniu jej poprzestanie, ułożyła się więc wygodnie, przygotowując się na to, że nakryje ją swoim ciałem.
    Ale on ewidentnie miał inne plany. Drgnęła zaskoczona nagłym ciepłem i uniosła głowę, spoglądając na niego szeroko otwartymi oczami.
    — Kurwa — sapnęła, opadając z powrotem na pościel. Zacisnęła pięści na kołdrze, nie wiedząc, co ma z nimi zrobić, jednak im większa przyjemność narastała w niej z każdym ruchem języka i palców, tym mniej się nad tym zastanawiała. W końcu jej ciało całkowicie poddało się jego woli. Kołysała biodrami do nadawanego przez bruneta rytmu, palce jednej ręki wplotła w jego włosy, a drugą sięgnęła za siebie, chwytając za materac. Wzdychała i pojękiwała, coraz głośniej i głośniej, aż zupełnie przestała się hamować i wydawała z siebie przeciągłe jęki, kurcząc się wokół jego palca. Sam orgazm nie był zaskoczeniem, ale już jego intensywność jak najbardziej. Nie spodziewała się, że można dojść tak mocno i niekontrolowanie, a już na pewno nie tak szybko. Kiedy zaspokajała się sama, zwykle trwało to dłużej, ale… Cóż, obecna ona nie znała swojego ciała i nie wiedziała, co jej sprawia przyjemność. Theo natomiast ewidentnie zdążył się z nim zaznajomić na tyle dobrze, że całość zajęła kilka chwil.
    Czując, że w tej chwili nie zniesie więcej, uciekła biodrami od jego ust i dłoni, przysiadając na materacu.
    — To było… Wow — sapnęła wciąż z przyspieszonym oddechem. — Chyba potrzebuję chwili — roześmiała się cicho.

    😏

    OdpowiedzUsuń
  27. Czuła, że nie musi się przy nim hamować, więc zrobiła dokładnie tak, jak jej kazał: krzyczała. Wykrzyczała swoje spełnienie, wykrzyczała jego imię i nie przejmowała się tym, czy ktoś w sąsiadujących pokojach może ją usłyszeć. Jej świat skurczył się do nich dwojga poruszających się we wspólnym rytmie.
    Rzeczywistość docierała do niej powoli, gdy stopniowo stygła po intensywnym spełnieniu. Siedziała na łóżku, podpierając się za plecami na rękach i dysząc ciężko, jakby właśnie przebiegła maraton. Wpatrywała się w bruneta roziskrzonym spojrzeniem i zastanawiała się, jakim cudem jej głupi mózg mógł zapomnieć kogoś takiego. Dla niej nie był zwyczajnym człowiekiem, był kimś wyjątkowym i wiedziała to, nawet nie pamiętając łączącego ich uczucia.
    — Nieprawda, spieszy nam się. Straciliśmy wystarczająco dużo czasu — odpowiedziała cicho i zmieniła pozycję tak, żeby uklęknąć i przysiąść na piętach. Kiedy się zbliżył, uniosła się na kolanach i ujęła w dłonie jego twarz, odwzajemniając pocałunek. Uśmiechnęła się przy tym, gdy poczuła wybrzuszenie w jego spodniach na swoim podbrzuszu. Właściwie, dlaczego cały czas miał na sobie spodnie?
    Odsunęła się nieznacznie i zmierzyła krytycznym spojrzeniem materiał koszuli, w którą wciąż był ubrany. Ona była całkiem naga, bo buty przypadkiem zrzuciła w którymś momencie, więc ani trochę nie podobała jej się ta dysproporcja.
    — Za chwilę — mruknęła i wyplątała się z objęć Theo. — Wstań — nakazała. Nie miała pojęcia, dlaczego się na to porywała, co jej w ogóle strzeliło do głowy, żeby kazać mu się podnieść, ale… Ale pragnęła tego, co zamierzała za chwilę zrobić.
    Uśmiechnęła się, gdy wykonał jej polecenie i również się podniosła, zeskakując z łóżka na podłogę. Jej nogi lekko drżały, a kolana miała jak z waty, ale przecież nie miała pozostać długo w obecnej pozycji. Obeszła mężczyznę i zatrzymawszy się za jego plecami, powoli zsunęła z jego ramion koszulę. Po chwili zastanowienia narzuciła ją na siebie, nie zapinając jej ani nie podwijając rękawów. Po prostu chciała czuć zapach jego perfum na swojej skórze, a to był najlepszy sposób, żeby spełnić tę zachciankę.
    Ponownie go obeszła, tym razem zatrzymując się tuż przed nim. Bez wahania oparła dłonie na jego brzuchu. Wahanie zniknęło, gdy doprowadził ją swoimi ustami do orgazmu, od którego jej cipka wciąż lekko pulsowała.
    — Mam nadzieję, że ja też sprostam — szepnęła i uśmiechnęła się, po czym przywarła wargami do twardej klatki piersiowej, spoglądając w górę spod rzęs na jego twarz. — Gdybym coś robiła źle, po prostu mi powiedz, poprawię się — dodała równie cicho i zsunęła dłonie na pasek jego spodni. Odpięła go, po chwili to samo robiąc z rozporkiem i zaczęła zsuwać je wraz z bokserkami, jednocześnie składając mokre pocałunki na jego skórze, stopniowo się obniżając. W końcu uklękła na podłodze i spojrzała na twardego penisa. Pierwszy raz od początku tego wieczoru poczuła ukłucie niepokoju. To, że nie wiedziała, jak się do tego zabrać, to jedna sprawa, ale… Jak miała go w sobie zmieścić? Nie tylko w ustach, gdziekolwiek… Objęła go dłonią u podstawy, ale nawet jej ręka wydawała się niewielka. Odetchnęła głęboko i wysunęła język, dotykając główki całą jego powierzchnią. Po chwili jednak wsunęła ją do ust i zaczęła ssać, zerkając w górę, żeby nie przegapić żadnej reakcji na swoje działania.

    🥵

    OdpowiedzUsuń
  28. — Z jednej strony masz rację, ale z drugiej… Przepraszam, że tak długo cię odpychałam — szepnęła, gładząc dłonią jego policzek. Patrzyła przy tym błyszczącymi oczami prosto w jego ciemne tęczówki. Słuchała go, czując to dziwne szczypanie pod powiekami, jakby miała się za chwilę rozpłakać. Nie, nie mogła płakać. Ona nigdy nie płakała. Była pieprzoną Violet Brennan, córką jednego z najpotężniejszych mafiosów w Stanach, a rozklejała się od kilku słodkich słówek… — Ale ja chcę sobie przypomnieć. Tak bardzo chcę… Bez wspomnień czuję się, jakby bez przerwy brakowało jakiejś części mnie. Nie chcę, żeby tak było już zawsze. Nie chcę cię nie pamiętać — wyznała szeptem, bo gdyby odezwała się głośniej, z całą pewnością by się rozpłakała. — Też to wiem. Czuję — powiedziała i uśmiechnęła się, po czym zbliżyła się jeszcze odrobinę i wpiła się w jego wargi, jakby chciała w ten sposób pokazać, że jest pewna swoich słów.
    Patrzyła na Theo spod rzęs i uśmiechała się do samej siebie, nie przestając składać kolejnych pocałunków na jego skórze. Muskała ją językiem i przygryzała co jakiś czas, dopóki nie znalazła się na kolanach.
    — Wiem, ale chcę — powiedziała schrypniętym głosem. Wcale nie brzmiała tak pewnie, jak chciałaby w tej chwili brzmieć, bo widok twardego penisa sprawił, że nieco zwątpiła, ale wtedy ponownie spojrzała w górę. Widząc w oczach Theo podniecenie i pragnienie, przestała się wahać. Obserwowała uważnie każdą jego reakcję, żeby wiedzieć, co mu się podoba i powtarzała to znacznie pewniej. Chciała poznać jego ciało, tak jak on poznał jej, chciała nauczyć się sprawiać mu przyjemność, ale brunet jej na to nie pozwolił. Przeczuwając, że coś się za chwilę wydarzy, zdążyła wziąć głęboki oddech i chwycić się jego ud. W pierwszym momencie zakrztusiła się, a w jej oczach zalśniły łzy, gdy okazało się, że brakuje jej tchu. Dreszcz paniki skumulował się gdzieś w okolicy jej lędźwi i niewiele brakowało, a wydałaby z siebie stłumiony krzyk, powstrzymała się w ostatniej sekundzie. Chcąc odwrócić swoją uwagę od minimalnej ilości powietrza dostającej się do jej płuc, zaczęła wsłuchiwać się w odgłosy, które wydawał z siebie Theo. Dźwięki jego przyjemności były właśnie tym, czego potrzebowała, żeby się rozluźnić. Po kilku kolejnych ruchach rozpoznała rytm i zaczęła nabierać powietrza, gdy się wycofywał. W końca też odnalazła w tym swoją własną przyjemność i poczuła, że znowu robi się mokra.
    Ale akurat wtedy, kiedy miała sięgnąć do swojej łechtaczki i zacząć ją pocierać, żeby również dojść, poczuła lepką, słoną ciecz spływającą w dół jej języka i gardła. Czując, że jego uścisk na włosach się rozluźnia, odsunęła się i przełknęła to, co miała w ustach. Dysząc ciężko, ponownie spojrzała w górę załzawionymi oczami.
    — Powinieneś — przyznała i naciągnęła rękawy koszuli na dłonie, żeby otrzeć twarz z łez i śliny. — To było… Intensywne. Ale całkiem fajne — dodała po chwili i uśmiechnęła się do siebie. Zawsze myślała, że poczuje się w takiej sytuacji wykorzystana, ale wcale tak nie było. Przeciwnie, była zadowolona, że pragnął jej tak bardzo, że nie tylko nie powstrzymał się przed zerżnięciem jej ust, ale także nie zdążył ostrzec przed swoim spełnieniem. Złapała go za dłonie i podniosła się z podłogi, ponownie przywierając do jego ciała. — Teraz możemy się napić — stwierdziła i wspięła się na palce, by wpić się w jego wargi.

    🫠

    OdpowiedzUsuń
  29. Nie mogąc się powstrzymać, wywróciła oczami na wspomnienie o Victorze. Niewykluczone, że jej brat był jednym z powodów tego, że nie chciała zbliżać się do Theodora. Brunet raczej nie był tego świadomy i Violet wolała, żeby tak zostało, nie zamierzała więc o niczym mu mówić, ale za każdym razem, gdy widziała się ze swoimi najbliższymi, ci robili mu niezłą antyreklamę. Starała się tego nie słuchać, ale możliwe, że podświadomie wierzyła w słowa swojego brata i ojca i konfrontowała ich słowa z tym, co widziała w rzeczywistości, mieszkając z Sandersem.
    Teraz miała świadomość, że nie mieli racji.
    — Jeśli chciałeś mnie zachęcić, mogłeś zrobić to, co za pierwszym razem — stwierdziła i uśmiechnęła się łobuzersko. — Ciekawe, czy pod tym względem się zmieniłam i znowu by to na mnie zadziałało — mruknęła zamyślona. Słuchając jego kolejnych słów, westchnęła cicho i skinęła głową. Nie zgadzała się z nim, wciąż uważała, że to ona skopała, ale dla świętego spokoju postanowiła nie dyskutować. Miała w głowie teraz inne rzeczy niż kłócenie się z nim kto ma rację.
    Uśmiechnęła się i ponownie wspięła się na palce, żeby go pocałować. Tym razem jednak zrobiła to czule, próbując przelać w to wszystkie uczucia, których nie pamiętała.
    — Teraz twoja kolej, żeby przestać przepraszać. Gdybym tego nie chciała, po prostu bym tego nie zrobiła — zauważyła. Dziwnie było robić z kimś takie rzeczy. Z jednej strony jej umysł nie pamiętał, ale ciało zdawało się bez większych problemów nadążać i wszystko robić intuicyjnie. Niemniej jednak nie zamierzała zbytnio narzekać na taki stan rzeczy. Przynajmniej była niemal pewna, że nie narobi sobie wstydu swoim niedoświadczeniem.
    Mruknęła z zadowoleniem, splatając palce na jego karku i przywierając do jego ciała. Westchnęła ciężko, gdy się od siebie odsunęli i jeszcze raz szybko musnęła jego usta. Następnie z zagryzioną dolną wargą zaczęła śledzić spojrzeniem każdy ruch bruneta. Nawet jego plecy były pieprzonym dziełem sztuki.
    — Z alkoholem zaczekam na szampana — odezwała się po dłuższej chwili i podeszła do barku, żeby wyjąć z niego butelkę wody. Tak zaopatrzona zawędrowała w kierunku łóżka i rzuciła się na nie, lądując na plecach. Poprawiła się na poduszce, by widzieć mężczyznę. — Jak to się stało, że zająłeś się fałszerstwem? Skąd w ogóle pomysł, żeby wejść do tego świata? — zapytała, odkręcając wodę. Upiła kilka łyków i odstawiła ją na szafkę nocną, po czym uniosła się na łokciach, wwiercając w Theo zaciekawione spojrzenie. Skoro zaspokoili chwilowo to największe pożądanie, była w stanie nieco jaśniej myśleć. A co za tym idzie, znowu zacząć go wypytywać. Bo chciała go poznać, dowiedzieć się jak najwięcej o jego życiu.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  30. Uniosła brew, bo nie wiedziała, z czego się śmiał. Generalnie domyślała się, że ich relacja na początku nie była zbyt ciepła, wystarczyło, że przypomniała sobie ich pierwsze spotkanie i to, w jaki sposób mu groziła, ale nie podejrzewała, że trwało to jakoś szczególnie długo. Chyba…
    — Tak, dodałam dwa do dwóch — odparła i zmarszczyła brwi. — Ile to trwało? To nasze wkurzanie się wzajemnie. Jak długo jesteśmy razem? — zapytała. Na jego kolejne słowa lekko się zarumieniła i posłała mu uśmiech. Nie podejrzewała samej siebie o bycie pruderyjną, biorąc pod uwagę to, co się przed chwilą między nimi wydarzyło było jej bardzo daleko do tego typu osoby, po prostu musiała przywyknąć do mówienia pewnych rzeczy na głos. — Zadziałało — przyznała, wtulając twarz w jego rękę. Nakryła ją swoją dłonią, gładząc opuszkami palców ciepłą skórę. Czuła się cholernie dobrze w ramionach bruneta. Mogłaby się w tym uczuciu zatracić, tak samo jak robiła to teraz w pocałunku.
    Czas, w którym Theo zamawiał szampana, Violet wykorzystała na gapienie się na niego i podwijanie rękawów koszuli do łokci. Wspaniale było nieustannie mieć na sobie jego zapach. Lepiej byłoby tylko, gdyby zapachowi towarzyszył ciężar jego ciała na jej ciele, ale wiedziała, że pretensje może mieć wyłącznie do siebie. W końcu to ona poprosiła o przerwę, nie na odwrót. Przez moment zastanawiała się, czy nie poprosić, żeby należycie się nią zajął, ale przypomniała sobie o szampanie, a wolała, by nikt im nie przerywał, gdy już zabiorą się do rzeczy.
    Poza tym chciała też czegoś się o nim dowiedzieć. Wykorzystywała to, że w końcu ze sobą rozmawiali.
    — Pokażesz mi kiedyś swoje obrazy? — spytała z uśmiechem, usłyszawszy o zmyśle artystycznym. Po obrazie wiszącym w jej sypialni wiedziała, że Theo maluje abstrakcyjne rzeczy, na czym kompletnie się nie znała, ale chciałaby je po prostu zobaczyć.
    Zagryzła dolną wargę, słuchając dalej. To brzmiało… Smutno. Ale Theo nie wyglądał i nie brzmiał smutno. Bardziej jakby… Przedstawiał fakty. Zaczęła się zastanawiać, co zrobiłaby dawna Violet. Wstałaby i go przytuliła, żeby okazać swoje wsparcie? A może nie zareagowałaby w żaden sposób, bo już to wszystko wiedziała?
    Obecna Brennan jednak nie umiała pozostać obojętna. Podniosła się do siadu i przesunęła się na łóżku w stronę brzegu. Uklękła na materacu tuż przed brunetem i objęła ramionami jego sylwetkę, opierając głowę na jego piersi.
    — Przykro mi, że cię to spotkało — odezwała się cicho. — Nie bałeś się tego życia? To znaczy… Wiem, że materialnie jest bardzo w porządku, ale tacy jak my w każdej chwili mogą zginąć… Albo skończyć jeszcze gorzej. Nie żałujesz tej decyzji? — odsunęła się jedynie na tyle, żeby spojrzeć na jego twarz. Uśmiechnęła się i podniosła się do pozycji stojącej. Dzięki temu odrobinę nad nim górowała, ale nieznacznie. Nie po to jednak wstała. Chciała zarzucić ramiona na jego kark i bez problemu sięgnąć warg, na których złożyła krótki pocałunek. — Wszystko to, co wiedziałam o tobie wcześniej — mruknęła, zerkając prosto w ciemne oczy. Nie zdążyła jednak powiedzieć ani zrobić nic więcej, bo w pokoju rozległo się pukanie. — Chyba szampan dotarł — szepnęła i cmoknęła go krótko, po czym zeskoczyła z łóżka i ruszyła do drzwi, zapinając kilka guzików koszuli, żeby nie świecić negliżem w przeciwieństwie do Theo. Otworzyła jedynie na tyle, żeby widać było jej głowę i wystawiła rękę.
    — Kieliszki nie będą potrzebne — uśmiechnęła się czarująco i chwyciła za kubełek, w którym butelka szampana leżała w lodzie. Trzasnęła drzwiami, zanim boy upomniał się o napiwek (bo miała inne rzeczy na głowie) i z triumfalnym uśmieszkiem obróciła się przodem do Theo. — Powiedz, gdzie i jak mam się położyć, żeby za dużo nie rozlać — wymruczała, pamiętając doskonale, że chciał zlizać trunek z jej ciała.

    🍾

    OdpowiedzUsuń
  31. — Jako dziecko chciałam, żeby moje życie wyglądało jak film, ale nie sądziłam, że będzie to friends with benefits — roześmiała się i pokręciła lekko głową do samej siebie. Wiedziała, że zaczęło się od jakiegoś układu między nimi, ale biorąc pod uwagę, jak bardzo pokręcony obraz ich dwójki wyłaniał się z tego, co opowiadał jej Theo, nie sądziła, że będą zdolni do zakochania się w sobie. To był w sumie banał, zmiana układu z seksem bez zobowiązań w związek, bo coś do siebie poczuli. — Aż tak źle, że czas ci się dłuży? — rzuciła, ale zrobiła to z rozbawieniem, bo wiedziała, że nie to miał na myśli. Gdyby rzeczywiście był nią zmęczony, odszedłby, gdy straciła pamięć. Ale on wciąż był obok. I nie wyglądał ani nie brzmiał jak osoba, która miałaby ją zostawić.
    — Zawsze jestem grzeczna — odparła natychmiast, odwzajemniając uśmieszek. Po kolejnych słowach Sandersa jej oczy rozbłysły i wyprostowała się, czując dreszcz podekscytowania. Obecnie nie była brutalną osobą. Nie czuła potrzeby krzywdzenia innych, choć wiedziała, że to robiła. I najwyraźniej czerpała z tego przyjemność, której wprawdzie świadomie nie pamiętała, ale jej ciało najwyraźniej tak. — Będę bardzo, bardzo, bardzo grzeczna — powiedziała cicho, mrukliwie i zagryzła dolną wargę. — Ekstremalnego? Co masz na myśli? — spytała, przechylając lekko głowę.
    Uniosła głowę i ułożyła dłoń na jego policzku, gładząc skórę kciukiem. Widziała napięcie w jego szczęce, domyślała się więc, że tylko brzmiał, jakby się nie przejmował. W rzeczywistości jednak nie do końca tak było. I pragnęła, żeby nigdy więcej się tak nie czuł. Żeby miał świadomość, że może dla swojej matki nie miał znaczenia, ale dla kogoś innego miał ogromne.
    — Szkoda, że wtedy cię nie znałam. Ja bym cię szukała. Ja bym się przejęła, gdybyś zniknął. Teraz tak właśnie by było. Szukałabym cię do skutku — powiedziała cicho i również drugą dłoń ułożyła na jego policzku, ujmując twarz w dłonie. — Chociaż wolałabym, żeby nigdy nie zaszła taka konieczność — szepnęła. Uśmiechnęła się lekko i musnęła ustami jego wargi. — Ja wierzę, że tak czy inaczej byśmy się odnaleźli — wyznała cicho.
    Trzymając kubełek, zaczęła powoli podchodzić do bruneta, przyglądając się jego ruchom. Bez wahania oddała mu alkohol i pozwoliła zsunąć z siebie koszulę. Wprawdzie nie podobało jej się, że jego zapach nagle zniknął, ale przecież za chwilę miała poczuć znacznie więcej nie tylko samego zapachu. Uśmiechnęła się na tę myśl i przyklękła na narzucie, po czym zgodnie z poleceniem położyła się na brzuchu. Splotła ze sobą przedramiona i oparła na nich głowę w taki sposób, żeby móc zerkać z ukosa na Theo. Wciąż obserwowała każdy jego ruch, czując, jak w jej podbrzuszu kumuluje się ekscytacja. Czekając na to, co Sanders zrobi jako następne, zgięła nogi w kolanach i splotła je w powietrzu w kostkach.
    Drgnęła i pisnęła cicho, kiedy zimny alkohol zetknął się z jej rozgrzaną skórą. Jej oddech w sekundę przyspieszył i niemalże zaczęła dyszeć, czując język zlizujący z niej szampana. Kolejny wdech jednak uwiązł jej w gardle i jęknęła krótko w reakcji na klapsa. Nie chodziło o ból, raczej o to, jak zachowało się jej ciało, gdy duża dłoń z plaśnięciem wylądowała na jej pośladku. Wcześniej była podniecona, ale teraz miała niemal pewność, że jej wilgoć zostawi ślady na narzucie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Cholera — szepnęła i ponownie zadrżała. Nie powinno jej to aż tak bardzo nakręcać, prawda? Pośladki nie były jakąś szczególnie erogenną strefą, przynajmniej dla niej. Ale sam fakt, że czuła na nich wargi Theo sprawił, że nie potrafiła leżeć spokojnie. Opuściła nogi i podparła się na łokciach, obracając głowę na tyle, żeby widzieć mężczyznę. I niemal doszła na sam jego widok zupełnie nagiego, pochylonego nad jej ciałem. Przez mgłę zasnuwającą jej umysł przebiło się odczucie kilku zimnych kropli spływających po jej skórze. Wszystko przez to, że jej biodra mimowolnie zaczęły lekko się poruszać. — Ups — powtórzyła jego słowa, gdy alkohol zebrał się w miejscu, w którym udo łączyło się z pośladkiem. — Przepraszam, kochanie. Jakoś tak wyszło — wymruczała schrypniętym głosem i uśmiechnęła się kącikiem ust.

      🍑

      Usuń
  32. — Też nie rozumiem. Powinieneś uciekać, póki miałeś szansę. Teraz… — urwała, a uśmiech zniknął z jej twarzy, gdy zbliżyła się do niego jeszcze bardziej i przygryzła zębami jego brodę. — …Nie pozwolę ci nigdzie odejść. Jesteś mój, Sanders. Nawet jeśli nie pamiętam — szepnęła, muskając wargami ugryzione miejsce, a po chwili jeszcze przesuwając po nim czubkiem nosa z połowicznym uśmieszkiem.
    Przechyliła głowę, słuchając z zaciekawieniem tego, co miał jej do powiedzenia. Szybko połączyła kropki i zmarszczyła brwi.
    — Och, więc wcześniej też tego nie widziałam? Nie pozwalałeś się obserwować przy pracy? — dopytała i zagryzła dolną wargę, powstrzymując uśmiech. — W takim razie będę cholernie grzeczną dziewczynką — szepnęła.
    Szczerze mówiąc, nie rozumiała, o czym mówił. Nigdy nie potrzebowała więcej wrażeń niż już dostarczało jej życie w mafijnej rodzinie. Owszem, wiedziała, że uległa wypadkowi na motocyklu, ale może po prostu traktowała jazdę na nim jako hobby, a nie sposób na życie.
    — Ja… Nie jestem pewna, czy wciąż to lubię — wyznała cicho. — To znaczy… Nigdy nie interesowałam się żadnymi sportami ekstremalnymi. Moje życie i bez tego jest dość… No wiesz, jestem córką bossa, tak czy inaczej muszę cały czas oglądać się przez ramię. Nie wiem, kiedy mogłam się w to wkręcić, ale… Chyba byłam starsza — zacisnęła wargi i odwróciła wzrok. — Przepraszam. Jeśli chcesz, spróbuję coś wymyślić — mruknęła niepewnie.
    Dobrze, że odwracanie jej uwagi wychodziło mu wyśmienicie, a obsługa wybrała odpowiedni moment na zapukanie do drzwi. Na widok szampana jej oczy rozbłysły, a umysł zupełnie się wyłączył. Leżała na podłodze i skupiała się wyłącznie na odczuwaniu. Na zimnym alkoholu i zlizującym go ciepłym języku. Na stróżkach napoju łaskoczących jej skórę. Na rękach dotykających jej ciała. Na niskim głosie bruneta, który sprawiał, że po jej kręgosłupie przechodziły gorące dreszcze, a oddech przyspieszał.
    — Ojej… Ukarzesz mnie za to? — spytała cichym, schrypniętym głosem i wciągnęła gwałtownie powietrze, gdy rozsunął jej nogi. Chłodne powietrze uderzyło w jej mokrą, już pulsującą z pragnienia cipkę. Im niżej czuła język Sandersa, tym wyraźniej czuła, jak jej łechtaczka nabrzmiewa. Jęknęła i szarpnęła biodrami, kiedy ją ugryzł.
    — Jestem bardzo rozpieszczoną dziewczynką — sapnęła. Była tak rozgrzana, że tym razem zimny alkohol nie zrobił na niej wrażenia. Natomiast klaps był zupełnie inną sprawą. Pisnęła, ale zamiast uciec od jego dłoni, wygięła się w jej stronę. Zanim brunetka się zorientowała, zgięła kolana tak, że jej tyłek znalazł się wyżej i poruszyła biodrami. Reszta jej tułowia natomiast wciąż znajdowała się niżej. Opierała policzek na podłodze, a ręce miała wyciągnięte przed siebie. Będąc jednak w takiej pozycji sprawiła, że szampan spłynął po jej kręgosłupie, częściowo rozlewając się na boki, a częściowo wsiąkając w jej włosy nad karkiem. — Ups, chyba ją zmarnowałam — wymruczała i zerknęła do tyłu na twarz Theo swoim rozpalonym wzrokiem. — Co wspominałeś o tym szacunku do drogich rzeczy? Że musisz mnie go nauczyć? Więc chyba powinieneś to zrobić…

    🫠

    OdpowiedzUsuń
  33. Słysząc słowa Theo, ponownie poczuła, jak po jej kręgosłupie przebiega gorący dreszcz. Uśmiechnęła się do samej siebie, po czym wspięła się na palce, zarzucając ręce na jego kark. Ponownie musnęła ustami ciepłą skórę i jeszcze raz, zanim obnażyła zęby i przygryzła jego żuchwę, brodę, aż dotarła do dolnej wargi i złapała za nią dość niedelikatnie, na koniec zasysając.
    — Ups — szepnęła, opadłszy z powrotem na pięty. Patrzyła na niego niewinne spod rzęs, a jej słodki uśmieszek poszerzał się nieznacznie z każdą chwilą. Odwzajemniła pocałunek, przylegając ciasno do jego ciała i wzdychając z przyjemności.
    — Bo co, ukarzesz mnie? — spytała, zerkając na bruneta. Jej oddech przyspieszył, gdy do jej uszu dotarł niski, cichy śmiech. Była gotowa zrobić wszystko, żeby usłyszeć ten dźwięk jeszcze raz.
    Później. Teraz skupiała się na czymś zupełnie innym. Wciągnęła gwałtownie powietrze, a jej biodra ponownie drgnęły w reakcji na klapsa. Nie sądziła, że będą ją kręcić takie zabawy, ale ewidentnie się pomyliło, bo jej ciało reagowało tak intensywnie, że ledwo za nim nadążała. Podniecenie, które odczuwała w galerii i po wejściu do pokoju było niczym w porównaniu do tego, co pojawiło się teraz. Miała wrażenie, że wilgoć za chwilę zacznie z niej kapać na narzutę, o ile już się to nie działo. Nie wiedziała, bo za bardzo skupiała się na dłoniach Theo ściskających jej biodra i jego cieple tuż za sobą. Na tyle, na ile pozwalało jej pobudzone ciało, znieruchomiała w oczekiwaniu na to, co wydarzy się dalej.
    Ale na to zdecydowanie nie była gotowa. Nagłe rozpieranie i towarzyszący temu ból sprawiły, że zacisnęła dłonie w pięści na materiale narzuty, a z jej gardła wyrwał się głośny jęk. Obróciła głowę i wcisnęła twarz w podłogę, dysząc ciężko i próbując rozluźnić ciało. Dobrze, że Theo miał wystarczająco wyczucia, by dać jej chwilę czasu, bo nie była pewna, jak by zareagowała, gdyby zaczął poruszać się od razu. Skupiła się na tym, by przyzwyczaić się nie tylko do jego obecności, ale przede wszystkim do rozmiaru. Prawie jej się udało, ale wtedy poczuła ruch, a jej cipka zacisnęła się wokół twardego penisa.
    — O mój boże — szepnęła, a zaraz potem jęknęła przeciągle i odruchowo sięgnęła jedną dłonią do swoich włosów, kiedy Theo za nie szarpnął. Jednak wbrew temu, czego się spodziewała, ból nie sprawił, że miała ochotę uciec. Przeciwnie, pragnęła więcej. Jej ciało samo zaczęło poruszać się w nadawanym przez mężczyznę rytmie, a dłonie same powędrowały do jego karku oraz na biodro. Wbiła paznokcie w rozgrzaną skórę z taką siłą, że poczuła na opuszkach gorącą krew.
    — Możesz ze mną zrobić… Wszystko co chcesz — wydyszała. — Naucz mnie, jak powinnam się zachowywać — dodała, napierając pośladkami na jego ciało i jęcząc z każdym kolejnym pchnięciem coraz głośniej.

    🥵

    OdpowiedzUsuń
  34. Bez wahania poddawała się jego działaniom, bo w jej głowie zapanowała totalna pustka. Myślała jedynie o swojej przyjemności, o silnych dłoniach na jej ciele i o tym, jak cudownie było czuć w sobie tego pięknego mężczyznę, który najwyraźniej równie mocno cieszył się z tego, że czuł ją na sobie. Nie protestowała, kiedy ją objął i do siebie przycisnął, a ból, który czuła przez ciągnięcie włosów jedynie potęgował przyjemne doznania. Wzdychała, jęczała i szeptała imię mężczyzny, mając wrażenie, że jej ciało za chwilę wybuchnie od nadmiaru bodźców. Już było tego za dużo, a kiedy jeszcze ujął w palce jej pierś, niemal straciła równowagę. Gdyby nie ramię owinięte wokół jej sylwetki i dłoń, którą nieświadomie sięgnęła do ramy łóżka i się o nie przytrzymała, już leżałaby na podłodze. Całe jej ciało mrowiło, pokrywając się gęsią skórką mimo gorąca, a wilgoć spływała po wnętrzu jej ud z każdym pchnięciem Theo. Wsłuchiwała się w jego głos i dźwięki, które towarzyszyły każdemu uderzeniu bioder o pośladki i nie miała pojęcia, co bardziej ją nakręca; kutas w jej wnętrzu czy wszystko, co robił i mówił Sanders.
    Cokolwiek jednak to było, osiągnęło zamierzony efekt. Jej cipka zaczęła rytmicznie się zaciskać, a jęki stały się głośniejsze, gdy przyjemne ciepło zaczęło rozchodzić się falami od podbrzusza po całym ciele. Od orgazmu dzieliły ją sekundy i wiedziała, że ten wcześniejszy nijak będzie miał się do tego obecnego. Już samo to byłoby silnym doznaniem, ale kiedy brunet zaczął tak mocno i szybko masować jej łechtaczkę, całkowicie przepadła.
    — Tak, tak… Proszę, Theo! — wykrzyczała, wbijając paznokcie w jego nadgarstek. Orgazm przetoczył się przez nią, sprawiając, że pociemniało jej przed oczami i na chwilę zupełnie ją odcięło. Wiła się, jęczała i krzyczała, nie potrafiąc się zamknąć, nawet gdyby jego polecenie brzmiało odwrotnie. Każdy ruch Sandersa sprawiał, że przyjemność trwała i trwała, przedłużając jej spełnienie do stanu, w którym niemal nie potrafiła go znieść. Nie miała jednak żadnej drogi ucieczki, a jej ciało zdawało się działać niezależnie od jej woli, wychodziła więc biodrami naprzeciw mocnym pchnięciom, a jeden orgazm płynnie zmienił się w następny, wyrywając z jej gardła kolejny krzyk.
    Ale to było za dużo, dlatego użyła całej swojej siły, by odciągnąć dłoń Theo od swojej łechtaczki i wsunąć śliskie palce do swoich ust, ssąc je mocno. Nie przyznałaby się do tego na głos, ale z ulgą przyjęła jego spełnienie i wolniejszy rytm pchnięć. Pojękiwała coraz ciszej, czując, jak jej cipka wciąż mocno kurczy się wokół niego, a kiedy ich ciała w końcu znieruchomiały, rozluźniła się w jego ramionach i opadła całym ciężarem na jego tors.
    — Boże, chyba umarłam — wychrypiała, obracając nieznacznie głowę i spoglądając na jego profil. Uśmiechnęła się kącikiem ust, a drżącą dłonią sięgnęła do gorącego policzka mężczyzny. — Ale w ten sposób mogę umierać codziennie kilka razy dziennie — przyznała, przymykając powieki i uspokajając oddech.

    🫠

    OdpowiedzUsuń
  35. Nie słuchała jego poleceń, bo jej mózg nie nadążał za tym, co działo się z jej ciałem. Zwyczajnie pozwoliła się temu porwać, przeżywając coś, czego nie przeżyła nigdy wcześniej. Lub przeżyła, ale nie pamiętała, nieważne.
    W każdym razie działała instynktownie i nie hamowała przekleństw ani krzyków opuszczających jej usta, gdy jej cipka z ogromną siłą zaciskała się wokół twardego penisa.
    Dobrze, że miała oparcie w postaci ciała Theo, a jego ramię owinęło się wokół jej sylwetki, bo niewykluczone, że z impetem wylądowałaby na podłodze. Drżała na całym ciele i oddychała ciężko, ale na jej twarzy mimo wszystko malował się błogi uśmieszek.
    — Poważnie? A myślałam, że bardziej lubisz bawić się krwią — wydyszała i wydała z siebie cichy jęk, gdy ją ugryzł. Nie wiedziała, że po czymś takim może mieć siłę na więcej, ale jej cipka udowodniła, że mogła się mylić, gdy mięśnie mimowolnie zacisnęły się na pustce na ten gest. Violet czuła jednak, że naprawdę potrzebuje chwili odpoczynku, więc nie protestowała, kiedy Sanders robił z jej ciałem co chciał. Z trudem uniosła drżące dłonie i splotła je na karku bruneta, odwzajemniając pocałunek.
    — Mhm. W jak najlepszym — szepnęła, posyłając mu lekki, zadowolony uśmiech. Pewnie wyglądała, jakby była na niezłym haju, ale to nie było coś, czym w tej chwili by się przejmowała. — Możemy przez chwilę po prostu tak poleżeć? — zapytała, nie odrywając od niego maślanego spojrzenia. Śledziła nieco zamglonym wzrokiem każdy jego ruch i obróciła głowę, gdy położył się obok. Dopiero wówczas na chwilę przymknęła powieki. — Ćśś… Nic przez chwilę nie mów — odezwała się tak cicho, że niemal niesłyszalnie i obróciła się na bok przodem do mężczyzny. Przysunęła się i przyłożyła ucho do jego klatki piersiowej, wsłuchując się z rytmiczne bicie serca, a ramieniem obejmując go w pasie.
    — Dlaczego miałabym nie mieć ochoty być z tobą w łazience? Ta ciepła kąpiel brzmi naprawdę super, zwłaszcza jeśli miałaby być wspólna — stwierdziła i zamrugawszy kilka razy, żeby pozbyć się z oczu mgiełki, odchyliła głowę i spojrzała na jego twarz. — Szampan też brzmi super. Jest tylko jeden problem — urwała i opadła na plecy. Dłonie wciąż jej drżały i była pewna, że nogi nie utrzymają jej własnego ciężaru, jeśli spróbuje wstać. — Chyba będziesz musiał mnie zanieść. Myślę, że jeżeli spróbuję iść sama, wybiję sobie zęby — zaśmiała się cicho. — To zawsze tak wygląda? Wiesz, nasz seks… Od początku był taki dobry, czy musieliśmy się dotrzeć? Poza tym to chyba trochę niesprawiedliwe, że znasz moje ciało tak dobrze i ewidentnie to wykorzystujesz… Powiesz mi co lubisz? Też chciałabym… Być dla ciebie jak najlepsza — wyznała. Nie bała się, że mógłby ją zostawić, w końcu nie zrobił tego przez tak długi czas, choć nie pozwalała mu się do siebie zbliżyć. Bardziej chodziło o to, że nie chciała być dla niego rozczarowaniem.

    ❤️‍🔥

    OdpowiedzUsuń
  36. — Nie śmiałabym — roześmiała się krótko z przymkniętymi powiekami. Samo to, że jej dotykał sprawiało, że nie mogła uspokoić drżenia ciała, a kiedy całował jej skórę w taki sposób, jak uczynił to przed chwilą… Odchyliła głowę w bok i zamruczała z przyjemności. Była w takim stanie, że słowa Theo nawet jej w szczególny sposób nie zaniepokoiły. Choć może nie stałoby się tak nawet, gdyby była w pełni przytomna. Nie pamiętała, ale czuła, że coś z nią było nie tak, bo wizja pieprzenia się z nim w krwi była cholernie kusząca. I podniecająca. Na tyle, że jej sutki ponownie stwardniały, choć ewidentnie musiała odpocząć.
    Mruknęła na znak potwierdzenia, wtulając się w rozgrzane ciało mężczyzny. Wodziła drżącymi palcami po jego kręgosłupie, wsłuchując się w bicie serca. Było jej tak dobrze, że chciała zatrzymać czas. Ta podłoga zdawała się teraz najwygodniejsza na świecie, a jego ramiona dawały tak ogromne poczucie bezpieczeństwa, że nie chciała, by kiedykolwiek ją z nich wypuszczał.
    — Nie mam. Chcę być z tobą — odpowiedziała bez zastanowienia i zmarszczyła brwi, bo to była prawda. Chciała być z nim. Nie tylko w sensie fizycznym akurat w tym momencie, ale w każdym możliwym. Wiedziała, że po powrocie do LA ich życie w jednym domu będzie wyglądało zupełnie inaczej. Choćby ze względu na to, że była gotowa przenieść się do jego sypialni, z której wyniosła się po wyjściu ze szpitala. — Nie przeszkadza mi to — uśmiechnęła się, a po jego kolejnych słowach parsknęła cichym śmiechem. — Już ustaliliśmy, że nie miałabym nic przeciwko takiej śmierci — zauważyła.
    Wodziła spojrzenie po twarzy mężczyzny, kiwając lekko głową.
    — Tak… Czuję — szepnęła i z westchnieniem przyjemności odwzajemniła krótki pocałunek. Kiedy się od niej odsunął, wciąż się w niego wpatrywała. Posłusznie rozchyliła wargi i musnęła koniuszkiem języka jego palec. A potem jeszcze raz, zanim objęła go szczelnie ustami i zaczęła lekko ssać, powoli krążąc wokół niego językiem. Jej oddech lekko przyspieszył, sutki stwardniały tak bardzo, że zaczęły boleć, a cipka ponownie obudziła się do życia, mrowiąc i pokrywając się wilgocią. Jęknęła cichutko i przygryzła jego palec, po czym wypuściła go ze swoich ust. Poczuła na udzie drgnięcie, którego nie pomyliłaby chyba już teraz z niczym innym. Przesunęła więc dłoń po jego ciele w dół i objęła palcami twardniejącego kutasa. Wciąż był wilgotny od jej soków, pobudzanie go powolnymi ruchami było zatem łatwiejsze. — Więc spraw, żebym dla ciebie krwawiła — szepnęła nisko i ścisnęła go mocniej, a jej ręka nieco przyspieszyła. — Chcę tego. Zerżnij mnie tak, jak lubisz najbardziej. Pokaż mi, jak to wyglądało wcześniej — mówiła cicho, dotykając kciukiem główki i rozprowadzając po niej kropelkę wilgoci. — Stać nas na zapłacenie za szkody, pamiętasz? — uśmiechnęła się łobuzersko.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  37. Nie pamiętała, by kiedykolwiek wcześniej była tak zmęczona i obolała, a jednocześnie szczęśliwa, jakby Theo dosłownie wypieprzył z niej wszelkie wątpliwości i niedowierzanie. Przypominała sobie niewielkie fragmenty ich przeszłości, ale to wciąż było za mało, żeby zyskać pełny obraz. No i pozostawały te wszystkie lata przed poznaniem Sandersa, ale teraz się na tym nie skupiała, on był najważniejszy.
    Żałowała jedynie, że przez te kilka dni nie zobaczyła ani trochę Nowego Jorku, bo spędzali czas głównie w apartamencie z kutasem Theo tkwiącym w jej cipce. Nie, żeby na to narzekała, naprawdę. Nie miała nic przeciwko takiemu scenariuszowi.
    Kiedy jednak zasypiała wykończona kolejnym maratonem, postanowiła sobie, że w końcu wyciągnie mężczyznę z pokoju i poprosi, by odwiedzili razem jeszcze jakieś znajome miejsca. Jej organizm potrzebował regeneracji, a to była idealna wymówka. Chciała wstać wcześnie, przygotować się i zaplanować cały dzień, ale… Nic z tego nie wyszło. Spała w najlepsze tak twardo, że nie czuła, gdy Theo wypuścił ją ze swoich objęć i nie słyszała krzątaniny wokół niej. A jeśli już, nic sobie z tego nie zrobiła, jedynie wtuliła się mocniej w poduszkę. Nawet zakryła głowę kołdrą, żeby słońce wpadające przez odsłonięte okna jej nie przeszkadzało.
    Zamruczała cicho, czując delikatny dotyk. Myślała, że wciąż śni, więc w pierwszej chwili nie zareagowała, chcąc, żeby ta pieszczota trwała. Ale głos, który usłyszała, tak wyraźny, uświadomił jej, że najwyraźniej to nie jest sen. Powoli zsunęła kołdrę i lekko rozchyliła powieki, dostrzegając nieco zamazaną poranną mgiełką sylwetkę Theo.
    — Dzień dobry — uśmiechnęła się sennie i westchnęła, przekręcając się na plecy i układając obie stopy na jego udzie. To było przyjemne. Cholernie przyjemne. Lubiła ich ostry seks, ale jej ciało było naprawdę wykończone i obolałe, więc pobudka delikatnym masażem była miłą odmianą. — Dlaczego już nie śpisz? Która godzina? — wymamrotała i uniosła się na łokciach, żeby sięgnąć po leżący na szafce nocnej telefon.
    I wtedy jej spojrzenie padło na podłogę. A potem na meble. Na morze fioletowych róż wokół łóżka, na każdej wolnej powierzchni w apartamencie. Znieruchomiała z dłonią w połowie drogi do telefonu i rozchyliła wargi, mrugając zawzięcie oczami, jakby była przekonana, że coś jej się przywidziało. Ale kwiaty nie znikały, tak samo jak Theo.
    — Czy to… — urwała, nie wiedząc, o co właściwie powinna zapytać. Podniosła się do siadu, a potem przyklękła na materacu obok mężczyzny, owijając się kołdrą, bo była w nocy tak zmęczona, że nie miała siły wstać i czegokolwiek na siebie narzucić, więc była zupełnie naga. — Co to jest? — wypaliła w końcu. — To znaczy… Widzę, co to jest. Ale… Nie rozumiem. Z jakiej to okazji? — zapytała i sięgnęła do jednego z bukietów. Wyjęła różę i przystawiła jej główkę do nosa. — Są piękne — szepnęła. — Ale wciąż nie rozumiem — dodała, przenosząc wzrok na bruneta.

    🥀

    OdpowiedzUsuń
  38. — Tak jakby — zdołała wymamrotać, zanim dostrzegła morze kwiatów. Była… Zdezorientowana. Nie miała pojęcia, z jakiej to okazji, bo ostatnimi czasy nie zwracała większej uwagi na kalendarz. Ten i tak nie miał dla niej sensu, bo z 2013 przeniosła się nagle do 2024 i wszystko było zupełnie inne. Żyła więc w swojej własnej linii czasowej, gdzie niby była obecna w teraźniejszości, ale jej umysł osiadł w przeszłości. Dość szybko ogarnęła podstawy, takie jak obsługa nowego telefonu czy dopasowywanie innych ubrań niż wcześniej i więcej nie potrzebowała na ten moment z nadzieją, że nie będzie musiała wszystkiego uczyć się od początku, że po prostu kiedyś sobie przypomni.
    Tak czy inaczej nie miała do końca świadomości, że dziś przypadał dzień jej urodzin. Według metryki dwudziestych siódmych, według niej szesnastych. To było… Dziwne. Tak bardzo dziwne, że nie była pewna, czy chce obchodzić ten dzień i pamiętać, że jej życie było tak kurewsko skomplikowane.
    Ale biorąc pod uwagę, jak oblicze Theo pojaśniało, gdy składał jej życzenia, nie miała serca mu tego powiedzieć, uśmiechnęła się więc i odwzajemniła pocałunek z cichym pomrukiem, wplatając palce w jego włosy nad karkiem.
    — To jest ten moment, w którym będziesz wykorzystywał swoją wiedzę na mój temat, prawda? — spytała z rozbawieniem i opuściła rękę, pozwalając mu się odsunąć. — Och… Myślałam, że te róże to prezent. Są cudowne. Naprawdę nie powinieneś nic więcej… — urwała, bo on już się podniósł. Westchnęła i przeczesała swoje włosy, żeby wyglądać nieco lepiej, po czym owinęła się szczelniej cienką kołdrą i uklękła na materacu, przysiadając na piętach.
    Uśmiechnęła się szeroko, bo mimo mieszanych uczuć przeważało w niej podekscytowanie. Odebrała od bruneta torebkę i wyjęła pudełeczko, domyślając się od razu, że w środku musi być biżuteria. Nie spodziewała się jednak, że naszyjnik okaże się tak piękny i… I symboliczny. Bo pomyślała dokładnie to samo, co Theo za chwilę obwieścił na głos.
    — Jest cudowny — odezwała się cicho, wpatrując się w kluczyk i serce. I wówczas dotarło do niej, że ten mężczyzna musiał naprawdę bardzo ją kochać. Bardziej niż ona będzie w stanie kiedykolwiek, jeśli sobie nie przypomni. A to łamało jej serce, bo pragnęła dać mu to, na co zasługiwał. Problem w tym, że nie potrafiła. Jak bardzo popieprzone to było?
    — Nie mogę go przyjąć — szepnęła, podnosząc na Sandersa swoje spojrzenie. Nie mogła mu tego robić. Nie mogła pozwolić mu się tak bardzo kochać, nie odwzajemniając tych uczuć. Zamknęła pudełko i drżącą dłonią podała je brunetowi. Dlaczego musiała uświadomić to sobie akurat teraz? Tak daleko od domu… — On nie jest dla mnie. Jest dla tamtej Violet, a ja… Nie jestem nią. Już nie. Możliwe, że nigdy nie będę. Kochasz kogoś, kim nie jestem. Nie chcę… Nie mogę… Nie mogę dłużej ci tego robić — ostatnie słowa wyszeptała, podejmując decyzję. — Muszę wracać do domu — powiedziała nieco mocniejszym, choć drżącym głosem i przytrzymując materiał przy swoim ciele, wstała z łóżka i szybkim krokiem ruszyła do łazienki, żeby się ubrać. I uciec. Jak pieprzony tchórz, którym najwyraźniej była.

    🫣

    OdpowiedzUsuń
  39. Zagryzła dolną wargę tak mocno, że ból na chwilę przyćmił wszystko inne, odwracając jej uwagę. Nie chciała prezentów, zwłaszcza tak znaczących, symbolicznych. Czuła się z tym źle, bo wiedziała, że tak naprawdę nie są dla niej, a dla tej wersji Violet, która już nie istniała. Czym innym była wycieczka do Nowego Jorku, żeby mogła sobie przypomnieć, czym innym było pieprzenie, ale wisiorek, którym Theo obwieszczał, że daje jej klucz do swojego serca… To było za dużo. Nie spodziewała się, że to przybierze taki obrót. W połączeniu z setkami róż rozstawionymi po pokoju wydawało się to jeszcze bardziej bolesne i dołujące. Tak bardzo chciała pamiętać w jaki sposób i dlaczego Theo ją pokochał, ale nie mogła. A ten prezent dobitnie jej o tym przypominał.
    — Nie wygłupiam się — szepnęła jedynie, odwracając spojrzenie od jego twarzy. Nie mogła patrzeć, jak uśmiech wyparowuje nie tylko z jego ust, ale również z oczu. Boże, była idiotką. Koszmarną idiotką. Powinna po prostu przyjąć ten prezent, podziękować i pozwolić, żeby ten dzień potoczył się tak, jak Theo to sobie zaplanował. Ale nie miała na to siły. Nie przez niego, przez siebie. Kiedy zajmowali się swoimi ciałami, nie miała czasu na myślenie o tym, jak bardzo jej mózg był uszkodzony. Nieustannie pragnęła odzyskać wspomnienia, ta myśl cały czas była gdzieś z tyłu jej głowy, ale się na niej nie skupiała, tym samym nie popadając we frustrację.
    Ale teraz… Teraz było inaczej. Zupełnie inaczej, bo pojawiła się w niej paląca wręcz potrzeba, żeby sobie przypomnieć. Chciała krzyczeć i płakać, pokazać, jak kurewsko to dla niej trudne, ale… Co by to dało? Histeria nie sprawi, że sobie przypomni.
    Drgnęła, słysząc, że Theo zwraca się do niej po nazwisku, w dodatku tak bezbarwnym tonem. Dotychczas nazywał ją w ten sposób tylko gdy się ze sobą droczyli, ale to nie brzmiało jak droczenie. Brzmiało jak… Brzmiało tak, że miała ochotę walić głową w ścianę tak mocno, że zrobi sobie krzywdę.
    Podeszła do walizki, której nie miała czasu wypakować i zaczęła wyjmować z niej rzeczy, które zamierzała założyć. Każde słowo wypowiadane przez Sandersa było jak fizyczny cios. Przypomnieniem, że on był tym dobrym, a ona tą złą i wszystko spieprzyła.
    — Przestań — syknęła, czując, że szczypią ją oczy. Z trudem łapała oddech przez zaciśnięte gardło. Coś jej podszeptywało, że Violet Brennan nie płakała przy nikim, nigdy. Choć czuła, że za chwilę się to zmieni. Zatrzasnęła wieko walizki i podniosła się gwałtownie, po czym obróciła się w stronę mężczyzny. Patrzyła na niego, ale jego twarz była rozmazana, bo nad dolną powieką brunetki zebrało się zbyt dużo łez. — Nie wiem! Do rodziców! Do mojego! Nie wiem! Czy ja w ogóle mam jakiś dom, który należy do mnie?! Nie, nie mam! Wszystko należy do niej, a ja nie wiem, kim ona jest! Wszyscy mi mówią, jaka byłam przed wypadkiem, wszyscy czegoś ode mnie chcą, czegoś ode mnie wymagają! Chcą, żebym sobie przypomniała, żebym wiedziała i czuła to wszystko co ona, a ja… — urwała, oddychając spazmatycznie. Nerwowymi ruchami przeczesywała włosy, a po jej policzkach płynęły łzy. Mnóstwo pieprzonych łez. Czuła się jak rozhisteryzowana gówniara. I mentalnie tym właśnie była. — Nie chcę tak żyć…

    😩

    OdpowiedzUsuń
  40. Wargi i broda drżały jej, gdy słuchała pytań, które brzmiały bardziej jak wymierzane w nią pociski. Dlaczego nie mógł jej zrozumieć? Choć na kilka minut postawić się w jej sytuacji, otoczony tymi wszystkimi ludźmi, którzy znali ją lepiej niż ona samą siebie, bez absolutnie żadnych wspomnień o ich związku.
    Nie miała pojęcia, na co liczyła, ale chyba nie na to, co w rzeczywistości miało miejsce. Poczuła się jak jeszcze większa idiotka, zapłakana kretynka i tak bardzo, tak kurewsko bardzo chciała znaleźć się w jakimś cichym, odosobnionym miejscu, w którym mogłaby dać ujście tym wszystkim emocjom nagromadzonym przez ostatnie miesiące. Bo płacz to było za mało i teraz dobitnie zdawała sobie z tego sprawę. Chciała wrzeszczeć, kopać i bić, aż poczuje upragnioną ulgę. Albo sobie przypomni. Obie opcje byłyby teraz w porządku.
    Ale nie mogła sobie pozwolić na żadną.
    — Wszystko! Przestań robić wszystko, bo ona nie wróci! — wykrzyczała. Nie miała problemu z mówieniem o dawnej sobie jako o innej osobie, większy problem miała z mówieniem w taki sposób, jakby mówiła rzeczywiście o sobie.
    Obróciła się i zgarnęła z wieka walizki swoje rzeczy, po czym ruszyła do łazienki, żeby się ubrać. Nie zdążyła jednak tam dotrzeć, bo dotarł do niej sens kolejnych słów Theo. Zatrzymała się w przejściu między pomieszczeniami, walcząc z samą sobą. A raczej z ochotą, żeby się obrócić i rzucić się na niego z pięściami.
    — Mój mentalny wiek jakoś ci nie przeszkadzał, kiedy tkwiłeś we mnie po same jaja — wycedziła, nagle czując tak ogromną wściekłość. Dupek. Co za pieprzony dupek! Wystarczyła jedna kłótnia, żeby pokazał swoją prawdziwą twarz. Nie dziwiła się już opowieściom o ich związku, które od niego usłyszała. Jeśli traktował w ten sposób dawną Violet, zasługiwała na miano świętej, że z nim wytrzymała. — Nie trzeba, poradzę sobie sama. Skoro spełniasz dzisiaj życzenia, to jest moje. Zostaw mnie w spokoju — powiedziała, wciąż stojąc tyłem do niego. A potem weszła do łazienki i trzasnęła drzwiami tak mocno, że dziwne, iż nie wypadły z zawiasów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uczenie się życia na nowo szło jej dość opornie, zwłaszcza, że robiła to całkowicie sama. Zamieszkała w domu, którego nie pamiętała, ale który podobno należał do niej. Bez rodziców, bez Victora i bez Theodora. Jej pracownicy szkolili ją w tym, co powinna mieć w małym palcu, ale powoli zaczynała ogarniać cały ten biznes.
      Nikomu nie pokazywała tego, jak kurewsko źle się czuła. Krzyczała i płakała w samotności, często też uderzała bokiem głowy, żeby nic nie było widać, w umywalkę albo w ścianę łazienki jakby w nadziei, że kolejny uraz sprawi, iż sobie przypomni. Nic takiego się nie działo, więc… Zaczęła grzebać w przeszłości. Odzywała się do znajomych, których podobno nie widziała od zakończenia liceum i spędzała długie godziny na wypytywaniu ich o swoje życie, o relacje z nimi. Kiedy kolejna osoba z kolei zaczęła unikać tematu lub udzielać wymijających odpowiedzi zrozumiała, że coś jest nie tak. Coś się wydarzyło, nie miała jednak pojęcia, co to mogło być. W końcu jedna z dawnych koleżanek nakazała jej odezwać się do jakiegoś Ziona, który podobno mieszkał w LA. Więc to zrobiła.
      I w końcu miała kogoś, z kim mogła pogadać. Zion był całkiem sympatyczny, uśmiechnięty, a w dodatku chyba z nią flirtował. Nie żeby miała ochotę szukać pocieszenia w czyichkolwiek ramionach, może obecna ona nie kochała Sandersa, ale i tak cholernie przeżywała ich rozstanie. Może ciut za bardzo jak na kogoś, kto nic do niego nie czuł.
      W każdym razie obecność Ziona jej pomagała. Dzięki niemu wychodziła z domu i nie miała czasu martwić się tym, że wciąż niczego nie pamiętała. Nie zamierzała iść na otwarcie jakiejś nowej restauracji, na które zaproszenie leżało w jej kuchni, ale Zion stwierdził, że nawet jeśli będzie nudno, to przynajmniej będą się mogli dobrze najeść. Więc znowu ją gdzieś wyciągnął, a Violet nawet za bardzo nie oponowała. Za talerz dobrego spaghetti mogłaby zrobić naprawdę wiele, bo jej miłość do jedzenia akurat nie zniknęła.
      — Jezu Chryste — burknęła z niezadowoleniem, gdy po wyjściu z samochodu dostrzegła dziennikarzy. Zion nadstawił jej swojego ramienia, więc wsunęła w nie rękę. — To jakaś gwiazdeczka, której zamarzyło się zainwestować w gastronomię? Co oni tu robią? — spytała cicho, choć skąd Zion mógłby to wiedzieć, był jej osobą towarzyszącą, a nie zaproszonym.
      — Uśmiechnij się ładnie, może znowu będziesz sławna — mężczyzna mruknął w odpowiedzi, a Violet uniosła brew.
      — Znowu? Jak to znowu? — zerknęła na niego z niezrozumieniem, ale zanim jej odpowiedział, weszli do środka.
      I wtedy przypomniała sobie, dlaczego dostała zaproszenie na to otwarcie. To chyba oczywiste, że na takie wydarzenie zaprasza się swoją dziewczynę. Ale Violet stała się w międzyczasie ex-dziewczyną. A w dodatku kogoś ze sobą przyprowadziła.
      — Chyba powinniśmy sobie jednak darować — szepnęła, gdy spojrzenia jej i Theo się skrzyżowały.

      😶

      Usuń
  41. Gdyby połączyła kropki, nie przyszłaby tutaj. Ostatnim, czego w tej chwili potrzebowała, było spotkanie się z człowiekiem, który niby ją kochał, ale jednak nie do końca, bo wciąż nie była osobą, której chciał. Musiała pozbyć się go ze swojego krwiobiegu, przestać o nim myśleć w każdej minucie każdego pieprzonego dnia, bo jedynym, na czym powinna się teraz skupić, było budowanie swojego życia na nowo. Samodzielnie. Bez wszechobecnego przypomnienia w postaci osoby Theodora Sandersa, że na własne życzenie stała się zepsutą zabawką.
    Ale Violet Brennan nie była tchórzem. Cóż, może trochę. Gdyby ich spojrzenia się nie spotkały, odwróciłaby się na pięcie i ewakuowała, zanim Theo by się zorientował. Jednak w tej sytuacji nie miała wyboru. Nie chciała pokazać, jak ogromny miał na nią wpływ, że była gotowa do ucieczki, byleby tylko zniknąć mu z oczu. Stała więc wyprostowana, skryta za fasadą fałszywej pewności siebie. Tylko zimny pot na dłoniach sugerował, że się stresuje. Zwłaszcza, gdy ruszył w ich stronę, po drodze wyprzedzając kierownika sali, choć ewidentnie zdawał się tego nie zauważyć. Wbrew instynktowi, który nakazał jej się skulić na widok wściekłości na jego twarzy, wyprostowała się jeszcze bardziej, nie odwracając wzroku. Bo niby co mógł jej zrobić? W najgorszym wypadku ją wyprosić. Chyba nie zrobiłby sceny przy tak wielu ludziach… Nie zrobiłby, prawda?
    — Zanim cokolwiek powiesz, zapomniałam… — zaczęła, ale urwała, zdając sobie sprawę, że to nie w nią skierowana była cała ta złość. Otworzyła szerzej oczy, podążając zdezorientowanym spojrzeniem do swojego towarzysza, a potem znowu do Sandersa. — Okej. Chyba coś ci się bardzo pomyliło, Sanders. Nie jesteśmy razem, nie masz prawa… — podjęła, jednak ponownie nie było jej dane skończyć, bo tym razem wtrącił się Zion.
    — A kim ty niby jesteś, żeby mi rozkazywać? I co zrobisz? — mężczyzna uśmiechnął się lodowato, robiąc krok do przodu. — Nikt jej do niczego nie zmuszał, sama się do mnie odezwała. Widocznie oprzytomniała po dekadzie i zrozumiała, że było fajnie — dodał, a właściwie zamruczał, jakby wspominał coś wyjątkowo przyjemnego.
    — Co? — Violet spytała głupio, nic nie rozumiejąc. To brzmiało tak, jakby coś się między nimi kiedyś wydarzyło. Ale Zion nie był w jej typie. W sumie nikt, poza Theo, nie był w jej typie i nawet jako mentalna nastolatka to wiedziała.
    — A teraz wskaż nam stolik, przy którym ja i moja dziewczyna będziemy mogli usiąść — Zion odezwał się ponownie, pstrykając palcami jak na służącego, a Violet gwałtownie pokręciła głową.
    — Nie jestem twoją dziewczyną. Nawet cię zbyt dobrze nie znam, wiem tylko, że chodziliśmy razem do szkoły i to tyle. I w ogóle o co tutaj chodzi? Czy ktoś może mi wytłumaczyć, dlaczego obaj się zachowujecie, jakbym była waszą własnością? — wyrzuciła z siebie nieco głośniej niż zamierzała, stając pomiędzy mężczyznami i obracając się w taki sposób, żeby móc patrzeć to na jednego, to na drugiego. — Wiedziałam, że coś jest na rzeczy. Nikt mi nie odpowiadał na żadne pytanie wprost, wszyscy odsyłali mnie do niego — wskazała na Ziona, choć zwracała się do Theo. — O czym nie wiem? Czego nikt mi nie mówi?

    😤

    OdpowiedzUsuń
  42. Niczego nie rozumiała. Nie zakładała wprawdzie, że Theo przyjmie w łagodny sposób widok jej z kimś innym, nawet jeśli daleko jej było do lecenia na Ziona i planowania z nim związku, bo skoro nie wyszło jej z człowiekiem, który ją kochał, tym bardziej nie wyszłoby z kimś, kto najwyraźniej chciał ją tylko przelecieć. Nie spodziewała się jednak, że będzie to wyglądało w taki sposób. Przy tych wszystkich ludziach, którzy nie mieli pojęcia, czym Theo się zajmuje, kiedy nie jest rozchwytywanym restauratorem. Violet wiedziała, że nie był łagodnym człowiekiem. Przeciwnie, był pieprzonym gangsterem, a jako że wychowała się wśród nich, miała świadomość, do czego byli zdolni. Jeśli się nad tym zastanowić, to miała sporo szczęścia, że potraktowała go w taki sposób, a jednak wyszła z tego cało.
    Czuła jednak, że Zion nie będzie równie wielkim szczęśliwcem. A Theo nie brzmiał jakby żartował, nawet jeśli wyraz jego twarzy z każdym słowem stawał się coraz bardziej… Radosny? Pełny zadowolenia? W tej chwili przypominał jej Victora, a znała swojego brata na tyle dobrze, by wiedzieć, jak chore, pokręcone rzeczy kryły się za tego rodzaju wyrazem twarzy i przepełnionym ekscytacją głosem. I jeżeli się nie myliła, Zion miał zwyczajnie przejebane.
    Sama Violet z kolei… Kurwa, chyba miała równie mocno przesrane, ale z zupełnie innego powodu. Bowiem kiedy z ust Sandersa padały te wszystkie groźby i widziała, jaką przyjemność czerpał z samego tylko wyobrażenia, że miałby zrobić to wszystko jej koledze… Musiała zacisnąć nogi i przełknąć ślinę, bynajmniej nie ze strachu.
    Ściągnęła łopatki i zamrugała kilka razy oczami, przywołując się do porządku. To nie był czas ani miejsce na takie reakcje z jej strony, musiała się dowiedzieć, o co chodziło.
    I dlaczego Zion miałby ją przepraszać na kolanach. Przecież nic jej nie zrobił… Prawda?
    Tymczasem sam zainteresowany nie zrobił sobie nic z gróźb usłyszanych od Theo. Przyglądał mu się w milczeniu, aż w końcu odrzucił głowę i parsknął śmiechem, zwracając na siebie uwagę coraz większej liczby gości. Violet miała gdzieś, że wszyscy się gapią. Miała poważniejsze problemy na głowie niż kilku gapiów.
    — Jesteś zabawny, stary — Zion wskazał na bruneta kciukiem, zerkając na Violet z ukosa. — Zabawny, nie? Brzmi, jakby naprawdę wierzył w to, że może mi cokolwiek zrobić — blondyn uśmiechnął się arogancko i przeniósł spojrzenie z powrotem na Sandersa. Zbliżył się do niego o krok, przez co niemal zetknęli się ze sobą postawnymi ciałami. — Nie mam za co jej przepraszać. Suka sama się o to prosiła. Wciąż pamiętam jej jęki, kiedy po kolei się w nią wbijaliśmy. I wiesz co, może nie do końca kontaktowała, ale biorąc pod uwagę, jak brzmiała, myślę, że to było najlepsze rżnięcie w jej życiu. To ja ją rozdziewiczyłem, wiesz? Czasami patrzę na swojego kutasa i przypominam sobie, jak to było mieć na nim jej krew. Zajebiście. To było naprawdę zajebiste uczucie — mówił tak cicho, żeby nikt z gości go nie słyszał, ale wystarczająco głośno, żeby każde słowo dotarło do Violet.
    I wtedy to się stało. Jakby ktoś zdjął z jej wspomnień gruby koc i pokazał wszystko to, o czym zapomniała. Obrazy mieszały się w jej umyśle. Było ich tak dużo, że nie potrafiła skupić się na żadnym konkretnym. Błyskały jak kalejdoskop. Przymknęła powieki, wertując je, żeby złapać to jedno konkretne wspomnienie.
    Poczuła wściekłość. Tak ogromną wściekłość, że kiedy otworzyła oczy, wszystko widziała w odcieniach czerwieni.
    — Masz rację, nie tutaj — odezwała się lodowato. Nisko. Ochryple. Kobieco. Jak dorosła Violet. Jak Violet, która pamiętała. Jak Violet, która miała w życiu jeden cel, a było nim wytropienie swoich gwałcicieli i zabicie ich w bardzo bolesny, nieludzki sposób. — Musimy zabrać mojego kolegę do naszego specjalnego pokoju. Wiesz, tego stworzonego specjalnie dla takich jak on. Dokończ kolację, zaczekam na ciebie — posłała Theo krótki uśmiech. — Chyba, że chcesz zrobić scenę tutaj i przemodelować mu twarz na oczach tych wszystkich ludzi, w takim wypadku też droga wolna — dodała cicho.

    🙂

    OdpowiedzUsuń
  43. Zarówno niepamiętającej, jak i pamiętającej Violet nie zależało na zwracaniu na siebie uwagi, ale czuła na sobie spojrzenia gości i wiedziała, że wyplątanie się z tego wszystkiego nie będzie łatwe.
    Choć Zion zasługiwał na wszystko, co miało go spotkać, Theo nie mógł narażać swojej reputacji. Ludzie nie mogli interesować się jego drugim życiem, w którym taka agresja była czymś normalnym.
    Sam Zion natomiast z całych sił starał się po sobie nie pokazać, że jakkolwiek ruszają go groźby czy zachowanie bruneta, choć w głębi jego jasnych tęczówek czaił się strach. Nie spodziewał się, że Sanders okaże się tak silny i że zacznie grozić mu publicznie. W ogóle nie spodziewał się, że ten wieczór przybierze taki obrót, miał po prostu wyjść na kolację z Brennan, a nie wpadać na jej rozwścieczonego byłego, który najwyraźniej doskonale wiedział, co wydarzyło się dziesięć lat temu.
    — Zmuś mnie — mruknął Zion, ale w tej samej chwili Violet się odezwała. Obaj spojrzeli na nią w tym samym momencie, jednak w zupełnie inny sposób.
    Okoliczności nie sprzyjały, ale i tak brunetka przywołała na twarz uśmieszek, patrząc prosto w oczy Theo. Wszystko jeszcze było nieco zamglone, jakby musiała przewertować wspomnienia w swojej głowie i zetrzeć z nich nadmiar kurzu, ale generalnie tak, można uznać, że w jednej chwili się odblokowała.
    To nie był jednak czas ani miejsce na świętowanie. Miała przed sobą kolejną ofiarę, którą zamierzała pozbawić godności, a potem życia w bardzo bolesny sposób.
    — Nie powiedziałabym. Raczej uśmiechnął się do nas — stwierdziła, przechylając lekko głowę i przenosząc wzrok na swojego pożal się boże towarzysza. Przyglądała mu się jak zwierzę swojej ofierze. — To prawda, nawet Nico nie dostąpił tego zaszczytu. Był zdany tylko na mnie. Ale żałuję. Theo jest bardzo kreatywnym facetem i ma artystyczną duszę. Jeśli to cię pocieszy, Mitchells, nie zostaniesz zapomniany. Staniesz się dziełem sztuki mojego mężczyzny — powiedziała cicho. Zion przełknął ślinę i nie udało mu się tego ukryć.
    — Co zrobiłaś Russelowi? — zapytał lekko drżącym głosem, na co Violet uśmiechnęła się jak psychopatka. Bo właśnie tym była, psychopatką. I to oni ją taką uczynili.
    — To, na co sobie zasłużył — szepnęła i chwyciła dłoń Theo, mając nadzieję, że ten gest powstrzyma go przed zrobieniem czegoś głupiego przy tych wszystkich ludziach. — Nie, nie powinieneś zwracać na siebie jeszcze większej uwagi. Ten gnojek na pewno wniósłby oskarżenie, a to skomplikowałoby pewne sprawy. I je opóźniło. A tego nie chcemy — zauważyła, zbliżając się do Sandersa. — Pojadę do ciebie, a ty dokończ kolację. Zaczekam ze wszystkim. A potem się zabawimy — uśmiechnęła się promiennie i nie potrafiąc się powstrzymać, wspięła się na palce i złożyła na ustach bruneta krótki, ale czuły pocałunek. Pocałunek, który mówił przepraszam za to, że kazałam ci odejść, więcej tego nie zrobię, bo już pamiętam. — Masz przy sobie broń? Przydałaby mi się — szepnęła go jego ucha, gdy się od siebie odsunęli.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  44. Zion przypatrywał się stojącej przed nim parze z rosnącym przerażeniem, nie potrafiąc pozbyć się wrażenia, że oboje zachowują się… Dziwnie. Nawet patrzyli na niego z identycznie przechylonymi głowami, jakby w straszeniu ludzi mieli ogromne doświadczenie i spędzili mnóstwo czasu na dopracowywaniu tego do perfekcji.
    Poza tym Theodor miał rację, zaczynał rozumieć powagę sytuacji i to był bardzo dobry moment, żeby wziąć nogi za pas.
    — Dziękuję, raczej nie skorzystam — burknął i obrócił się na pięcie, chcąc odejść, ale dotarł zaledwie do drzwi i zdołał je otworzyć, kiedy nagle wyrósł przed nim jakiś mięśniak.
    — Na twoim miejscu posłuchałbym pana Sandersa i panny Brennan i nie robiłbym niczego głupiego — odezwał się Walker niskim głosem, a Violet uśmiechnęła się jeszcze szerzej. Dobrze, że nie zrezygnowała z ochroniarza, bo ten bywał przydatny. Jak teraz.
    — Bo niby co? — warknął Zion.
    — Bo przestrzelę ci kolana, a policji powiem, że to była obrona konieczna — odparł mężczyzna, odsuwając materiał marynarki, żeby pokazać mu broń wetkniętą w kaburę. Zion przełknął ślinę. — Zaczekamy na panią w samochodzie — ochroniarz zwrócił się głośniej do Violet, na co dziewczyna skinęła głową, a potem złapał Ziona za ramię i ruszył razem z nim do samochodu.
    — Dziękuję, Hugo! — zawołała za Walkerem, po czym przeniosła swoją uwagę z powrotem na Theo. — Chyba wychodzi na to, że już nie potrzebuję broni — stwierdziła, obracając się przodem do mężczyzny. Nie potrafiąc się powstrzymać przed dotykaniem go, oparła dłonie na jego klatce piersiowej, spoglądając na jego twarz. Wciąż czuła na sobie uwagę zgromadzonych w restauracji ludzi, ale ta powoli zaczynała topnieć, kiedy wracali do cieszenia się swoimi posiłkami. — Wiem. Samą siebie też irytowałam — przyznała. — Co nie zmienia faktu, że powinieneś okazać mi trochę więcej zrozumienia. Nie pamiętałam prawie połowy swojego życia — zauważyła, wodząc dłońmi po jego torsie. — Ale to bez znaczenia. Wróciłam — uśmiechnęła się szerzej, a na jego propozycję pokręciła lekko głową. — Pojadę do domu. Uśpię go i zamknę w pracowni. I na ciebie zaczekam — szepnęła. — Pod warunkiem, że to ja zadam ostateczny cios. Zasługuję na to, żeby zabić tego gnojka — powiedziała, zanim jeszcze raz wspięła się na palce i pocałowała bruneta krótko. — Przywieź mi paellę — puściła mu oczko, zanim wycofała się do wyjścia.

    Wciąż miała klucz do jego domu i pamiętała drogę do pokoju, do którego kiedyś niósł ją z zasłoniętymi oczami. Wprawdzie nie miała okazji zobaczyć Sandersa podczas tworzenia obrazów, ale spędziła tutaj wystarczająco dużo czasu, by znaleźć drogę samodzielnie do pomieszczenia.
    Dzięki pomocy Walkera udało jej się napoić Ziona alkoholem doprawionym końską dawką środków nasennych. Potem odesłała ochroniarze i wykorzystała fakt, że jej ofiara mogła jeszcze sama chodzić, ale wszystko było mu obojętne i zaprowadziła go do pokoju, gdzie związała mu ręce i nogi, po czym wyszła, zostawiając go leżącego na podłodze. Na boku, oczywiście, żeby nie zakrztusił się wymiocinami i nie zniszczył zabawy.
    Wzięła prysznic, zmywając z siebie zapach tego pieprzonego robaka i przebrała się w koszulkę Sandersa oraz swoją bieliznę, którą jakimś cudem tutaj znalazła. Tak przygotowana zeszła do kuchni, gdzie zrobiła dwie mocne kawy, bo czekała ich długa noc i przeszła do salonu, siadając na kanapie i bezmyślnie oglądając jeden ze swoich głupich sitcomów.
    Drgnęła na dźwięk otwieranych drzwi i zanim zdążyła się zastanowić, zerwała się z miejsca i pobiegła na korytarz. Nie zwracając uwagi na nic poza samym Theodorem, z rozbiegu wskoczyła w jego ramiona, obejmując go mocno nogami w pasie i przywierając do jego warg.
    — Tak kurewsko za tobą tęskniłam — szepnęła między pocałunkami.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  45. Z restauracji wyszła nakręcona, ale nieco rozmiękczona szeptem Theodora. Nie oponowała, obiecała cicho, że dotrze do jego domu w jednym kawałku, bo kiedy kilka miesięcy temu wzburzona, wręcz wściekła, wsiadła na motocykl i niemal tego nie przeżyła, a potem zapomniała nie tylko Theo, ale też prawie pół swojego życia… Nie rozumiała jeszcze, jak to jest troszczyć o kogoś tak bardzo, by się martwić. Widziała jednak, jak bardzo Theo się starał, zanim zostawiła go w Nowym Jorku i nie chciała narażać go na to wszystko kolejny raz.
    I siebie również, bo tęskniła za nim tak bardzo, że serce ściskało jej się boleśnie na samą myśl o podobnym do tamtego scenariuszu.
    Póki nie usłyszała dźwięku otwieranych drzwi, miała niepokojące wrażenie, że to wszystko jej się śni. Niepokój jednak wyparował wraz z szelestem odwieszanego płaszcza i widokiem ukochanego mężczyzny. Objęła mocniej ramionami jego kark i przywarła do twardego ciała, z ulgą czując znajome ciepło i zapach. Nawet kiedy posadził ją na blacie, nie pozwoliła na to, żeby Sanders się odsunął. Uczepiła się go niczym małpka.
    — Nigdy — powtórzyła za nim, dotykając językiem jego górnej wargi. Z cichym sykiem zacisnęła uda ciaśniej wokół bioder bruneta. — Nie skończyliśmy tamtej kłótni. Pewnie powinniśmy to zrobić. I jeszcze kilku innych. Ale nie mam na to ochoty, wiesz? Nie teraz. Najpierw… — urwała, wsuwając dłonie pod klapy marynarki, którą Theo miał na sobie. Zdjęła materiał z jego ramion, aż opadł na podłogę. — Zamierzam się tobą nacieszyć. Tak, jak lubimy najbardziej. A potem zabawimy się z tym gnojkiem i będziemy się pieprzyć w jego krwi — mruczała, rozpinając guziki jego koszuli, ale wcale nie zamierzając jej zdjąć. Przywarła wargami do ciepłej szyi, po czym zaczęła się obniżać, składając po drodze mokre pocałunki.
    — Czy mogę cię w końcu zobaczyć w trakcie tworzenia obrazu? — zapytała, zsuwając się z blatu. Wciąż wyznaczała sobie ścieżkę w dół jego ciała, aż znalazła się przed nim na kolanach. Spoglądając z uśmiechem w górę, odpięła pasek spodni i rozporek, po czym uwolniła kutasa z bokserek i natychmiast objęła ustami główkę. Zassała ją mocno, ale krótko, a potem uwolniła ją spomiędzy swoich warg z charakterystycznym odgłosem. — Bardzo, bardzo, bardzo ładnie proszę — wymruczała, ale zanim zdołał odpowiedzieć, ponownie wsunęła penisa do swoich ust, tym razem głębiej, tak głęboko, jak tylko mogła bez odruchu wymiotnego i zaczęła go mocno ssać, nie odrywając wzroku od twarzy mężczyzny. Wiedząc, że mu się to spodoba, bo jako ‚nastoletnia’ Violet tego nie robiła, obnażyła zęby i zaczęła przesuwać nimi po jego długości z każdym ruchem głowy, jaki wykonywała, przy wycofywaniu się lekko go przygryzając, ale nie na tyle, żeby sprawić mu ból. — Za tym też tęskniłam — jęknęła w przerwie na oddech, zanim znowu do niego przywarła.

    🥵

    OdpowiedzUsuń
  46. — Podoba mi się taka odpowiedź — wyznała z łobuzerskim uśmieszkiem na ustach między składanymi na skórze mężczyzny pocałunkami. Nie próbowała nim manipulować, choć właśnie zdała sobie sprawę, że mogłaby to zrobić, widziała to w jego oczach. Nie myślała jednak wystarczająco jasno, by wykorzystać jego stan dla własnych korzyści, była zbyt spragniona dotyku, który teoretycznie wciąż był taki sam, ale zupełnie inny. Bo ona była sobą. — Słucham, Theo? — zamruczała i odpięła spodnie, nie odrywając spojrzenia od twarzy bruneta. To, że na nią patrzył sprawiało, że stawała się jeszcze bardziej podniecona i mogłaby dojść od samego trzymania go w swoich ustach.
    Wypuściła go na chwilę spomiędzy warg, ale zadanie ust przejęła dłoń, która zaczęła poruszać się po całej długości twardego kutasa.
    — Tak bardzo, że nie umiem tego opisać — odparła i zbliżyła się ponownie, muskając koniuszkiem języka główkę. Uśmiechnęła się przy tym, bo czuła jego ręce przeczesujące jej włosy z niezwykłą delikatnością i wiedziała, po prostu wiedziała, co za chwilę się wydarzy. Theo zawsze działał w ten sposób; jakby próbował uśpić jej czujność przed jakimś bardzo brutalnym zagraniem, ale znała jego zagrania na tyle dobrze, że całe jej ciało spięło się w oczekiwaniu na to, co miało nastąpić.
    Nie pomyliła się. Zdążyła ułożyć ręce na jego biodrach i wbić paznokcie w gorącą skórę, zanim całkowicie odebrał jej dech. Wydała z siebie jęk ulgi i błagania, bez słów prosząc, żeby nie przestawał. Rozluźniła gardło, wpuszczając go jak najgłębiej i patrząc w górę załzawionymi oczami, gdy tak bezlitośnie ją rżnął. Jej cipka rytmicznie zaciskała się na pustce, a kiedy Sanders wbił w nią wzrok i doszedł w jej ustach, ona sama również doszła z cichym, stłumionym skowytem. Orgazm był intensywny i zaskakujący, bo przecież nawet się nie dotknęła.
    — Lubię być twoją grzeczną dziewczynką — wychrypiała, posłusznie wstając. Odwzajemniła pocałunek, oplatając ramionami jego kark i czując, jak drżą jej nogi. Uśmiechnęła się na jego słowa. — To znaczy, że Zion zmieni się w dzieło sztuki na moich własnych oczach jak już z nim skończymy? — rozpromieniła się, chwytając dolną wargę mężczyzny w swoje zęby i ciągnąc za nią lekko. Zamruczała w zamyśleniu i odsunęła się, natrafiając plecami na wyspę kuchenną. Wciągnęła się na nią, rozsuwając szeroko uda. Koszulka podwinęła jej się do bioder, ukazując przemoczoną bieliznę i śliski ślad na wewnętrznej stronie nóg. — A może wolałbyś to poczuć, hm? — przechyliła głowę w bok, chwytając bruneta za dłoń. Ułożyła ją na wewnętrznej stronie swojego uda i zaczęła przesuwać w górę. Drgnęła spazmatycznie, gdy dotknęła się jego palcami przez materiał w nabrzmiałą, wciąż wrażliwą łechtaczkę. — Wiesz, że doszłam razem z tobą? — odezwała się i własną ręką odsunęła majtki na bok, po czym pokierowała opuszki jego palców na swoją cipkę, wodząc nimi po śliskiej skórze. — Nie musiałam nawet się dotykać, właśnie tak na mnie działasz, Sanders — szepnęła, przesuwając się na skraj blatu. Wciąż kierując ruchami jego ręki, wsunęła w siebie środkowy i serdeczny palec, wydając z siebie przeciągły jęk, gdy jej ścianki przylgnęły do nich ciasno. Pochyliła się do przodu i odnalazła wargami jego skórę tuż pod uchem. — Ale chcę dojść jeszcze raz. Najpierw na twoich palcach, a potem na twoim kutasie — wyznała między pocałunkami, które zaczęła składać na jego szyi. — Proszę, skarbie… Proszę…

    😈

    OdpowiedzUsuń
  47. Ten wieczór, ta noc, ten wspólny czas od momentu, gdy odzyskała pamięć był po prostu… Idealny. W jednej chwili pieprzyła się z mężczyzną, któremu oddała swoje serce, a w następnej torturowała innego, który kiedyś ją zniszczył. Urządzili sobie ze specjalnego pomieszczenia Theo krwawą łaźnię, ich ciała w całości były pokryte posoką, a kiedy z Ziona zostały jedynie skrawki krwawiącego mięsa i kupka kości, Violet z przyjemnością niemal rzuciła się na swojego ukochanego i osiągnęła nie jedno, a kilka spełnień, nie odrywając wzroku od tego, co zostało z jej gwałciciela.
    To chore, nawet bardzo, ale wiedziała, że Theo nie będzie jej oceniał, bo byli tacy sami. Idealni dla siebie i zabójczy.
    Można nawet powiedzieć, że Violet po tamtej nocy wpadła w lekką depresję. Cholernie chciała to wszystko powtórzyć. Nie sądziła, że zabijanie razem z Sandersem tak bardzo jej się spodoba. Owszem, miała przedsmak, gdy postanowili wytłumaczyć Woodsowi pewne sprawy, ale przywiązanie do krzesła i lekkie przemodelowanie czyjejś twarzy nie mogło równać się z tym, co zrobili z Zionem. Żałowała, że reszta szanownych chłopców zniknęła z jej radaru, bo była spragniona ich krwi. Spragniona ich krzyków, jęków, płaczu i błagania o litość, której ani ona, ani Theodor nie okazali.
    Przez to wszystko jeszcze bardziej nie miała ochoty pojawić się u rodziców i uśmiechać się fałszywie na świątecznej kolacji, zwłaszcza, że nie wiedziała, jak mają się sprawy między Theo a jej ojcem i bratem. Przez amnezję trochę wypadła z obiegu, ale chyba nie mogło być tak źle, skoro brunet przyjął zaproszenie jej rodziców, prawda? Gdyby to zależało od niej, urządziłaby z nim maraton świątecznego pieprzenia na każdej płaskiej powierzchni jego domu, ale nie chciała olać swojej rodziny, zwłaszcza, że ewidentnie wyciągnęli w stronę Sandersa gałązkę oliwną. Mogli więc dać temu wieczorowi szansę, prawda?
    Co nie znaczyło, że Violet zamierzała grać czysto nie tyle w stosunku do reszty Brennanów, co do Theo, który przyjął ich zaproszenie. Chciała mu uświadomić, czego się pozbawiał tym małym przejawem chęci zacieśniania rodzinnych więzi. Włożyła na siebie czarną satynową sukienkę przylegającą do jej ciała jak druga skóra i kończącą się tuż przed kolanem. Do tego cieliste pończochy i… To w zasadzie tyle. Nie bez powodu pod materiałem nie odznaczała się żadna bielizna. Violet zwyczajnie jej nie włożyła. Jedynym, co zrobiła, żeby wyglądać jako tako przyzwoicie przy ojcu i bracie było naklejenie na sutki specjalnych nakładek, by nie przebijały się przez sukienkę. Związała włosy w wysoki kucyk, zrobiła lekki makijaż, a całość zwieńczyła chokerem przypominającym obrożę zakończoną srebrnym serduszkiem. Tak o, dla zagrania jeszcze bardziej na nerwach swojemu mężczyźnie. Nie można powiedzieć, że prezentowała się wulgarnie, ale wystarczająco kusząco.
    — Gotowy? — rzuciła, schodząc po schodach w czarnych szpilkach i rozpiętej damskiej marynarce. Posłała brunetowi psotny uśmiech, mierząc go spojrzeniem. — Wiesz, na czym lepiej wyglądałaby ta koszula? — spytała, przechylając lekko głowę, gdy zatrzymała się na ostatnim schodku. Nie pozwoliła mu jednak odpowiedzieć, bo szybko dodała: — Na podłodze, gdybyśmy mogli zostać tutaj — posłała mu całusa w powietrzu, zanim ruszyła do wyjścia.

    😘

    OdpowiedzUsuń
  48. Uśmiechnęła się nieco szerzej, dostrzegając spojrzenie, jakim Theo ją obrzucił. To nie był czas ani miejsce, ale i tak zrobiło jej się cieplej pod jego wpływem. Wiedziała, że po powrocie będzie musiała coś z tym zrobić. Wciąż było jej mało. Mało jego. Mało czasu z nim. Mało jego ciała. Mało jego głosu i słów, które do niej wypowiadał. Po prostu… Mało. Zdawała sobie sprawę, że to trochę bez sensu tęsknić za człowiekiem, z którym się właściwie mieszka i którego mimo wszystko się widywało, nawet jeśli wcześniej nie pamiętała, ale jednak… Jednak tęskniła i nie potrafiła racjonalnie tego wyjaśnić.
    Właśnie dlatego nie chciało jej się iść na świąteczną kolację i tracić czas, który mogliby spędzić z Theo sam na sam.
    — Tak, Sanders? — spytała słodko, mrugając zalotnie oczami, jakby była zupełnie niewinna. — Przecież się zachowuję. Jestem bardzo grzeczna. Powiedziałam tylko, że ta koszula lepiej prezentowałaby się… Cóż, nie na tobie — wzruszyła ramionami. Z ciężkim westchnieniem podała mu swoją dłoń. — Dwie godziny. Potem zaciągnę cię do swojej starej sypialni i tam przelecę — powiedziała, ponownie uśmiechając się uroczo. Zeszła ze schodów, a potem wsunęła ręce w rękawy, gdy brunet przytrzymał dla niej płaszcz.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Miejmy to z głowy — westchnęła, zanim przekroczyli próg jej rodzinnego domu. Lydia zawsze miała obsesję na punkcie świąt, ale chyba ze względu na obecność Theo w tym roku wyjątkowo jej odwaliło. Na drzwiach wejściowych wisiała ogromna złota kokarda, w każdym oknie na parterze migały girlandy lampek, wszystkie barierki oplatał przewiązany czerwono-białą wstążką świerk, a choinka w ogromnym holu była… Cóż, równie ogromna jak cały hol. Nie miała pojęcia, skąd matka wytrzasnęła to drzewo, ale sięgało aż do sufitu piętro wyżej. Prawdopodobnie też nie obierała jej sama, musiała zatrudnić do tego ludzi, bo nie ryzykowałaby wchodzeniem na tak wysoką drabinę. Dom pachniał świerkiem i cynamonem, a w salonie stała kolejna choinka, znacznie mniejszych rozmiarów niż ta na wejściu, ale równie pięknie ozdobiona. — Jezu Chryste — szepnęła brunetka, krzywiąc się. Zawsze była bardziej Grinchem, jeśli chodziło o święta. I to tym z pierwszej połowy filmu, nie tym, któremu rośnie serce. Nie lubiła tej atmosfery. Była na to zbyt ponura. — Zachowajmy spokój — zwróciła się do mężczyzny, którego dłoń kurczowo ściskała, gdy szli w stronę kuchni, z której dobiegały głosy jej rodziny i… I jeszcze czyjś. Kobiecy. Ale to nie był głos jej matki. Violet zmarszczyła brwi i zerknęła na Theo, jednak się nie zatrzymała.
      — Hej wszystkim — rzuciła, gdy przekroczyli próg pomieszczenia, a jej wzrok natychmiast padł na dziewczynę… Jakąś. Nie miała pojęcia, kto to jest, ale jako że siedziała na hokerze obok Vica, założyła, że jej brat ją ze sobą przyprowadził. Co było dziwne, bo to przecież Victor.
      — Córcia! — zawołała Lydia z tak ogromnym entuzjazmem, że musiał być fałszywy i ruszyła do stojącej w wejściu pary z wyciągniętymi rękami. Jakby kiedykolwiek ściskały się z Violet na powitanie. Brennan postanowiła jednak tego nie komentować i odwzajemniła niechętnie uścisk. — Cudownie, że jesteście. Dobrze, możemy zatem przejść do jadalni — zaświergotała kobieta, przechodząc w bok, żeby równie ciepło przywitać się z Theo, jakby widywali się w święta od lat. Violet natomiast nie odrywała wzroku od swojego brata.
      — Coś mnie ominęło? — spytała, przywołując na twarz sztuczny uśmiech.
      — Wiele rzeczy — odparł Victor i objął dziewczynę ramieniem, po czym pocałował ją w skroń. — To jest Melissa — dodał z dumą, patrząc na swoją towarzyszkę jak w obrazek. — Spotykamy się od kilku miesięcy. Melissa, to moja siostra, Violet i jej… — urwał i zrobił ruch, jakby przełykał wymiociny. — …facet, Theodor.
      W tym samym czasie ojciec wstał ze swojego miejsca i również podszedł, żeby uściskać Violet, a potem uścisnąć dłoń Theodorowi.
      — Nie stójcie tak, wejdźcie — powiedział mężczyzna i objął swoją córkę ramieniem, po czym poprowadził ją w głąb pomieszczenia, a jako, że ona wciąż nie puszczała ręki Sandersa, nie miał innego wyjścia, jak ruszyć za nimi.
      — Ty… Masz kogoś? Ty? — rzuciła, ignorując tatę.
      — Ty możesz, a ja nie? — odparł Victor i zmierzył Sandersa morderczym spojrzeniem. — Sanders — burknął na powitanie i wyciągnął do niego dłoń.

      😶

      Usuń
  49. Jej głowa obróciła się w jego kierunku tak szybko, że coś strzyknęło jej w karku i zmrużyła lekko oczy. Gdyby spojrzenie mogło zabijać, Theodor Sanders padłby trupem. Albo przynajmniej byłby w bardzo ciężkim stanie, bo musiała przyznać, że tęskniłaby za tym dupkiem. W końcu był jej dupkiem. Uzależniła się od jego obecności i kochała go bardziej, niż była gotowa przyznać to przed kimkolwiek, nawet przed samą sobą.
    — Czy wyglądam ci na osobę, która pozwala sobie robić zdjęcia przy choince swojej narwanej matce? — wycedziła przez zaciśnięte zęby, a potem trąciła go łokciem między żebra. — Spróbuj, a nie powiem ci, że nie mam nic pod tą sukienką — odparła i uśmiechnęła się wrednie. — Ups, chyba się wydało — dodała, wzruszając ramionami i rzucając mu prowokujące spojrzenie, choć równie dobrze mogłaby powiedzieć piłka po twojej stronie, Sanders.
    Wystarczyło jej jedno spojrzenie na bruneta, żeby zrozumieć, że coś jest nie w porządku. Może znała go już na tyle dobrze, by zauważyć zaniepokojenie. A może stała się tak do niego dostrojona, że wyczuwała, gdy coś się zmieniało. Zrzuciła to jednak na obecność Victora, bo przecież się nie lubili. Wciąż pamiętała widok twarzy Theo, gdy oberwał od Victora i jego przydupasa. Nie wybaczyła do końca swojemu bratu, ale starała się tego nie wywlekać bez potrzeby, tym bardziej nie chciała tego robić teraz, żeby rodzinna kolacja nie zmieniła się w coś brzydkiego.
    Jednak to, że Theo poprosił ją na stronę wzmogło jej niepokój. Bez wahania skinęła głową, nie łapiąc się na zaczepki Vica i ruszyła za mężczyzną swojego życia, czując, że żołądek zaciska jej się z nerwów.
    — Co się stało? — spytała natychmiast, ale zrobiła to na tyle cicho, żeby reszta jej rodziny tego nie usłyszała. Odruchowo oparła dłonie na umięśnionych ramionach i zaczęła wodzić po nich palcami, wpatrując się bez mrugnięcia w twarz Theo.
    A potem jednak zaczęła mrugać i to znacznie więcej, niż powinna to robić normalnie. To… Nie było coś, czego się spodziewała. Jej dłonie znieruchomiały i zerknęła za siebie, jakby ze swojego miejsca miała zobaczyć dziewczynę. Melissa była… Cóż, ładna. Piękna. A skoro jej brat zwrócił na nią uwagę, musiała mieć w zanadrzu znacznie więcej niż tylko ładną buzię, bo Victor nie bywał w związkach.
    I poczuła, jak coś zaczyna w niej narastać. Coś niedobrego. Coś brzydkiego. Coś, czego nigdy wcześniej nie czuła, bo nigdy nikogo nie kochała i nie była zaborcza. Przynajmniej do teraz. Zielony potwór złapał ją w swoje szpony i czuła, że szybko jej nie puści.
    — Ale nic do niej nie czujesz, tak? — spytała zamiast zdradzić, co naprawdę czuje i wróciła spojrzeniem do Theo. Nie da się temu. To ją kochał. To o nią walczył, nawet gdy go nie pamiętała i odrzuciła. — Dawno temu i krótko — powtórzyła i uśmiechnęła się jak wtedy, kiedy dowiedziała się o Caroline. — Obijanie twarzy twoim byłym chyba stanie się moim nowym hobby. Jakoś zawsze się napataczają, kiedy jestem w bojowym nastroju.

    😏

    OdpowiedzUsuń
  50. — Skarbie, przypomnij sobie mnie jako nastolatkę i zastanów się dobrze jeszcze raz nad tym, co właśnie powiedziałeś — odpowiedziała, patrząc na niego zmrużonymi oczami. Zawsze miała silną osobowość i nigdy nie przepadała za świętami. Przychodziła do rodziców tylko dlatego, że darzyła ich szacunkiem. Cóż, dokładniej ojca, jeśli miała być szczera. Ale sama z siebie nigdy by nie świętowała. I nigdy tego nie robiła. Bo po prostu nie.
    Uśmiechnęła się kącikiem ust, spoglądając na bruneta spod rzęs.
    — Ja? Przecież nic nie robię. Jestem bardzo grzeczna. Powiedziałam tylko, czego ci nie powiem — wymruczała i ujęła jego brodę w palec wskazujący i kciuk, żeby podnieść odrobinę jego twarz. — Oczy mam wyżej — szepnęła z szerokim uśmiechem i musnęła krótko jego wargi w szybkim pocałunku.
    Wiedziała, że może stać się tak, że na jej drodze kiedyś pojawi się jakaś kobieta, z którą Theo sypiał przed nią, ale wkurzało ją to, że Melissa była kolejną, o której powiedział jako o swojej byłej, z którą się spotykał. Kiedy się poznali, Theo jasno postawił sprawę — nie bawił się w związki, a Violet miała być od tego wyjątkiem. Przynajmniej teraz, bo przecież przez długi czas pozostawali tylko w układzie, który miał ich zadowolić w sferze seksu, obecnie byli ze sobą dlatego, że to Violet naciskała.
    A teraz kolejny raz wyszło na to, że wcale nie był takim związkofobem, na jakiego się kreował.
    Ale nie była na tyle niepewną siebie kobietą, żeby zrobić mu o to awanturę. Nie chciała też odpowiadać na jego pytanie, bo gdyby odpowiedziała nie, musiałaby skłamać. Istotnie zaczynała myśleć, że mógł czuć coś do kogoś innego. Nie teraz, ale wcześniej. Zacisnęła więc wargi, zachowując wszystkie słowa dla siebie.
    Skinęła lekko głową po jego zapewnieniu i odwzajemniła krótki pocałunek równie namiętnie. Nie potrafiąc się przed tym powstrzymać, przylgnęła swoim ciałem do ciała Sandersa, opierając dłonie na jego przedramionach.
    — Wiem — szepnęła i wydała z siebie ciche westchnienie, czując palce przesuwające się po jej ciele bliżej w kierunku miejsca, gdzie najbardziej ich pragnęła. — Możesz też poprosić, żebym pokazała ci dom i pójdziemy gdziekolwiek. Na przykład do mojego starego pokoju… Gdzie mam duże łóżko… — wymruczała i poruszyła biodrami, lekko się o niego ocierając. — Mogę mieć pod spodem coś jeszcze. Coś, co mogłoby ci się spodobać. Nie potwierdzam, ani nie zaprzecz…
    — Wcale mnie to nie szokuje — usłyszała gdzieś znad ramienia Theo głos swojego brata. Dwa lata temu by znieruchomiała, jakby dała się przyłapać na robieniu czegoś złego, ale takie odruchy miała już dawno za sobą. Nie wstydziła się tego, że pragnie swojego ukochanego i że on pragnie jej. Nie odsuwając się więc od Theo, wychyliła się lekko w lewo, żeby zerknąć na Vica ponad ramieniem ukochanego.
    — Wspaniale, marzę właśnie o tym, żeby usłyszeć, co myślisz o naszym zachowaniu — westchnęła.
    — Chodźcie, wszystko już gotowe — burknął starszy Brennan, a Violet skrzywiła się na widok Melissy tuż za nim. Wyprostowała się i powędrowała dłońmi do karku Theo.
    — Miejmy to za sobą — szepnęła i posłała mu lekki uśmiech, wspinając się na palce i składając jeszcze jeden pocałunek na jego wargach.

    😌

    OdpowiedzUsuń
  51. — Możliwe, że istnieją takie zdjęcia, ale nie mają nic wspólnego z choinką, a ty nigdy ich nie zobaczysz — uśmiechnęła się łobuzersko. Tak naprawdę nie wiedziała, czy jej rodzice trzymają tego typu pamiątki, nigdy się tym nie interesowała, ale nie mogła wykluczyć, że coś takiego rzeczywiście znajduje się w jakichś starych albumach. Nie to, żeby zamierzała sprawdzać. A tym bardziej pokazywać je swojemu ukochanemu.
    — Absolutnie nic — odwzajemniła spojrzenie. Jej ciemne oczy były rozpalone, tak samo jak skóra pod dotykiem Sandersa. Mogłaby zapomnieć o obecności swojej rodziny i po prostu go gdzieś zaciągnąć. Można by pomyśleć, że skoro ich związek miał już jakiś tam staż (nie uznawała tego krótkiego epizodu z rozstaniem podczas amnezji), powinna nieco lepiej nad sobą panować i nie być tak bardzo napalona na swojego faceta, ale nic bardziej mylnego. Za każdym razem, gdy jej dotykał, niezmiennie jej mózg się rozpływał i wszelkie racjonalne myśli ulatywały. Liczyło się tylko to, że Theo był blisko, że ją całował, że jej nozdrza wypełniał wyłącznie jego zapach i czuła na sobie jego ciepło.
    Tak naprawdę nie zrobił nic szczególnego, a ona już była wystarczająco mokra, żeby zostawić niewielki ślad na jego spodniach, gdy wcisnął udo między jej nogi. Materiał sukienki nie był rozciągliwy, więc podwinął się do góry, dlatego przez kilka sekund Theo dotykał bezpośrednio jej cipki.
    — Zrobisz. Ładnie cię o to poproszę — szepnęła, wbijając paznokcie w materiał jego marynarki. — Wiesz, że potrafię być przekonująca. Zwłaszcza na kolanach z twoim kutasem głęboko w gardle — uśmiechnęła się pod nosem, nic sobie nie robiąc z wcześniejszej groźby bruneta o jeszcze jednym słowie.
    Może i dobrze, że Vic przerwał ten moment, bo niewykluczone, że dałaby się zerżnąć pod tą ścianą, nie przejmując się pozostałymi ludźmi w domu. Była na tyle napalona, że nie próbowała nawet ukryć błyszczących oczu, lekkich rumieńców i przyspieszonego oddechu. Zwłaszcza, kiedy jej spojrzenie spotkało się ze spojrzeniem Melissy. Violet lubiła drażnić ludzi. Była na tyle groźna, że mogła sobie na to pozwolić. Była Theo nie mogła jej nic zrobić.
    — I dobrze. Nie lubię, kiedy się kontrolujesz — powiedziała cicho i powędrowała dłonią do klap marynarki mężczyzny, które wywinęła lekko, gdy zacisnęła na nich wcześniej palce. Poprawiła je szybko. — Nie zdejmuj tego garnituru — szepnęła, muskając wargami jego policzek i składając na nim lekki pocałunek, zanim wyślizgnęła się z jego objęć i zajęła miejsce tuż obok. Ojciec zasiadł u szczytu, matka naprzeciw niego, Vic po prawej stronie Jamesa, a Theo wskazano miejsce po lewej. Zwykle Violet tam siadała, ale nie miała nic przeciwko temu, żeby tym razem Sanders to zrobił. Jedyny mankament tkwił w tym, że naprzeciwko siebie miała twarz Melissy, ale mogła jakoś to przeżyć.
    — Daj spokój, Theodor. Traktujemy cię jak rodzinę, więc nie musisz dziękować — James posłał mężczyźnie uśmiech.
    — Och, tak, jak brata — dopowiedział Victor i również się uśmiechnął, ale wrednie. Violet się skrzywiła.
    — Nie próbuj tego — mruknęła.
    — Ale czego?
    — Wiesz czego. Nie zablokujesz mnie — tym razem wyszczerzyła zęby i pod stołem sięgnęła do uda Theo, zaciskając na nim dłoń.
    — Jakże bym śmiał — Victor machnął ręką. — Przecież nie chcę, żeby moja mała siostrzyczka wyobrażała sobie swojego faceta jako brata, kiedy się z nim pieprzy.
    — Aktualnie jesteśmy na etapie tatusia — przechyliła lekko głowę, ignorując to, że jej ojciec po tych słowach zakrztusił się wodą, którą właśnie popijał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Victor, Violet! — zawołała przerażona Lydia, przykładając rękę do klatki piersiowej. — Dlaczego się tak zachowujecie? Nie jesteśmy tu sami! — zauważyła kobieta. W tym czasie obsługa zaczęła stawiać na stole parujące, pięknie pachnące dania, a Violet przypomniała sobie nagle, że niewiele dziś jadła.
      — To on zaczął — burknęła brunetka i zerknęła na mężczyznę, który trzymał w ręce butelkę wina i stał pod ścianą, jakby czekał na wezwanie. Wskazała na swój pusty kieliszek, który chwilę później stał się do połowy napełniony czerwonym winem. — Więc, Melissa — zwróciła się do dziewczyny swojego brata, żeby pokazać, że jest ponadto. — Co robisz w życiu?

      🤗

      Usuń
  52. — Wiem. I dlatego nie zostawię cię z nią sam na sam, kochanie — odwzajemniła połowiczny uśmieszek i dotknęła koniuszkiem palca wskazującego jego nosa. Nie to, że miała coś przeciwko temu, by Theo oglądał jej zdjęcia z dzieciństwa, tak naprawdę niezbyt ją to obchodziło, ale teraz nie chciała tego wyłącznie dla zasady, żeby z nim wygrać. Jak zresztą zawsze, gdy zaczynali w czymś rywalizować.
    Odchyliła głowę do tyłu, opierając ją o ścianę i przygryzając dolną wargę. Poruszyła lekko biodrami, ocierając się o materiał spodni i wydała z siebie westchnienie, które zmieniło się w cichy jęk.
    — Ty mi powiedz — wydyszała cichutko, żeby Vic jej nie usłyszał. — Jestem mokra? — spytała zaczepnie i mocniej zacisnęła uda na jego nodze. Czuła przetaczające się przez jej ciało iskry przyjemności, gdy nabrzmiała łechtaczka ocierała się o spodnie pod tym wspaniałym kątem, który przy kilku płynniejszych ruchach doprowadziłby ją do orgazmu. Musiała włożyć całą siłę woli w to, żeby przerwać. — Och, wiem. Liczę na to — szepnęła i chwyciła zębami jego dolną wargę na krótki moment, ciągnąc ją w swoją stronę. — Kocham cię — dodała, posyłając mu lekki uśmieszek.
    Obróciła głowę w stronę bruneta i poklepała go lekko po plecach. Nie roześmiała się na głos, ale nie potrafiła powstrzymać łobuzerskiego uśmiechu, który wpłynął na jej wargi. Kiedy jednak zobaczyła, że wodą w większości oberwał jej brat i Melissa, z jej gardła wyrwał się cichy chichot.
    — Dużo mi dzisiaj grozisz. To znaczy, że czeka nas ciekawa noc? — spytała cicho, ale nie na tyle cicho, żeby Victor i Melissa nie usłyszeli. Czując dłoń Theo na swoim udzie, założyła nogę na nogę, więżąc w ten sposób jego palce tak blisko miejsca, w którym chciała je poczuć.
    Z niechęcią przeniosła swoją uwagę na siedzącą naprzeciw kobietę. Uniosła kieliszek z winem do ust i upiła łyk.
    — Och, serio? W mojej branży nie uznaje się instagramowych modelek. Ale jeśli cię to uszczęśliwia, to życzę ci wszystkiego najlepszego — odgryzła się bez większych emocji i posłała Melissie fałszywy uśmiech. Oparła się na ramieniu Theo i zerknęła z dołu na jego twarz. — Masz rację, wygląda znajomo — pokiwała głową w zamyśleniu i przyjrzała się uważnie kobiecie, jakby naprawdę się zastanawiała, skąd mogliby ją kojarzyć. — Wiem! Pamiętasz tę dziwną laskę, która zawsze stoi na Times Square i zbiera pieniądze do kubka po kawie? Tę, co krzyczy do siebie i wszędzie widzi boga. Są do siebie bardzo podobne — wyrzuciła z siebie na poczekaniu. Taka kobieta nie istniała, ale Violet zapragnęła być wredna. W końcu nie ona zaczęła, jedynie odpowiadała na zaczepkę.
    — Vi — zaczął Victor przez zaciśnięte zęby.
    — Słucham, mój najukochańszy braciszku? — zatrzepotała niewinnie rzęsami, ale zanim brat zdążył jej cokolwiek odpowiedzieć, matka klasnęła w dłonie.
    — Dzieci, wystarczy! Jedzcie zanim wystygnie — poleciła Lydia. Violet uśmiechnęła się szerzej i sięgnęła po miskę z puree maślanym dokładnie w tym samym momencie, w którym zrobiła to Melissa. Brunetka zgarnęła ją dla siebie, jakby niczego nie zauważyła, nałożyła sobie porcję i podała naczynie dalej, do Sandersa.
    — Jak interesy, Theodor? — odezwał się ojciec, przełamując niezręczną ciszę, która zapanowała przy stole.

    🍽️

    OdpowiedzUsuń
  53. Zagryzła dolną wargę i uśmiechnęła się cwaniacko. Rzecz w tym, że kochała, gdy Theo, ten twardy jak skała, panujący nad sobą zawsze i wszędzie facet, tracił kontrolę. I to nie przez byle jakie okoliczności, a przez Violet. Biorąc pod uwagę, jak rzadko widywała go w takim stanie, tym bardziej doceniała te momenty i pragnęła, żeby trwały jak najdłużej. Szkoda tylko, że złożyło się tak, iż działo się to pięć metrów od jej wesołej, morderczej rodzinki, bo w innych okolicznościach mogłaby coś z tym zrobić.
    — Kocham, kiedy mnie prosisz — wyznała szeptem i przysunęła się na tyle, by dotknąć językiem ciepłej skóry tuż pod uchem. — Pomyśleć, że wszystko zaczęło się od tego, że żadne z nas nie chciało tego robić — westchnęła, a zaraz potem jęknęła cicho, gdy uścisk jego dłoni na jej udzie stał się bolesny. Nie uciekła przed tym, przeciwnie, uniosła nogę wyżej, by jego palce ścisnęły mocniej. — Nie? W takim razie po co? — spytała zaczepnie. Jej oddech przyspieszył po następnych słowach mężczyzny. Boże, ten człowiek działał na nią w taki sposób… Naprawdę nie potrzebowała więcej, żeby znaleźć się na skraju. Widziała odmalowaną przez niego scenkę oczami wyobraźni i niemal zaczęła dyszeć. — A może chciałeś zobaczyć, jak ja tracę nad sobą kontrolę? Bo wiesz, kiedy Caroline oberwała, nawet cię jeszcze nie lubiłam. Wyobraź sobie, co mogę zrobić teraz, kiedy jesteśmy razem — uśmiechnęła się złośliwie.
    Violet miała krótki lont. Bardzo króciutki. Zawsze, choć zazdrości dopiero się uczyła. Nie podobało jej się do końca to, jak w sekundę z lekkiego podminowania przeszła w tryb ledwo panującej nad sobą morderczyni, która miała na koncie kilka ofiar zabitych w brutalny sposób. To, jak Melissa patrzyła na jej faceta sprawiało, że w Violet budziły się zupełnie nowe pokłady okrucieństwa. Chciała, żeby ta suka cierpiała. Żeby cierpiała tak bardzo, że zapomni, iż kiedykolwiek znała kogoś takiego jak Theodor Sanders.
    — Jego siostra doskonale cię słyszy — mruknęła i dźgnęła widelcem fasolkę, którą miała na talerzu. — Dobrze, że nie zabawisz tutaj długo. Nie jesteś mną, żeby którykolwiek z nich o ciebie walczył i chciał cię na dłużej — uśmiechnęła się wrednie. To trochę żałosne, że zagrała akurat tą kartą, ale nie mogła się powstrzymać.
    — Co to ma niby znaczyć, Violet? — wtrącił się Victor, wbijając w brunetkę spojrzenie. Wzruszyła jedynie ramionami.
    — Ale co?
    — Którykolwiek z nich?
    — Proszę cię, Vic, chyba widzisz, jak się gapi — parsknęła Violet. Zanim jednak kłótnia miałaby się rozwinąć, ojciec wtrącił się ze swoim pytaniem, więc przeniosła uwagę na Jamesa i Theo. Uniosła brew, słysząc pierwszy raz o tego rodzaju planach. Zerknęła na Sandersa. — Kupujesz lokal na kolejną filię? — powtórzyła? Nie to, żeby wymagała od niego, by dzielił się z nią takimi informacjami, w końcu każde z nich prowadziło własny biznes niezależnie od siebie, ale… Cóż, miło byłoby wiedzieć trochę wcześniej. A potem padła kolejna informacja i uniosła brwi jeszcze wyżej. — O…kej? — rzuciła, nie do końca wiedząc, co tutaj się dzieje. Zamrugała szybko oczami. — Jakoś… W najbliższej przyszłości? — spytała cicho, nie chcąc zdradzać, jak bardzo była ciekawa, co takiego sobie zaplanował. Znali się już dość dobrze i wiedziała, że Theo nie wydawał takich pieniędzy bez powodu, a prał w zupełnie innych źródłach. Chyba.

    🤨

    OdpowiedzUsuń
  54. — Nikt nie tworzy tutaj żadnych konfliktów — odparła, trzepocząc niewinne rzęsami i uśmiechając się słodko. — Nie patrz tak na mnie, skarbie, przecież nie chcę zakrwawić mamie dywanów… — urwała, a po chwili namysłu dodała: — …za bardzo — uśmiechnęła się jeszcze szerzej, po czym wyciągnęła się ku twarzy bruneta i złożyła na jego wargach krótki pocałunek, bardziej buziaka.
    Roześmiała się, a przez jej głowę mimowolnie przemknęły te wszystkie razy, gdy Theo o nią zadbał. I to nie tylko w łóżku. To on walczył o ten związek, martwił się o jej samopoczucie, dawał jej przestrzeń, której potrzebowała, gdy nie pamiętała. A gdy powiedziała, że została zgwałcona, zrobił wszystko, by czuła się przy nim dobrze, choć nawet jej wtedy nie lubił.
    Nagle dotarło do niej, jak cudownego mężczyznę miała u swojego boku i spojrzała na niego z całym tym uczuciem, które narosło w niej przez te ponad dwa lata.
    — Nie masz pojęcia, o czym mówisz — powiedziała cicho do dziewczyny, choć patrzyła na Theo. Ułożyła rękę na jego policzku i nachyliła się w jego stronę, żeby czule musnąć jego wargi. — Kocham cię — szepnęła tak, żeby tylko Theo to usłyszał. Nie chodziło o żadną pokazówkę, po prostu chciała mu to teraz powiedzieć, jakby nagle sobie uświadomiła, że robi to za rzadko. Szczerze mówiąc, nagle miała w dupie swojego brata i jego nową dziewczynę.
    Przechyliła lekko głowę, patrząc na bruneta z zaciekawieniem.
    — Jasne, brzmi świetnie — rzuciła i zmrużyła lekko oczy. — Co ty kombinujesz, Sanders? — zapytała, ale zrobiła to z uśmiechem. Violet nie lubiła czekać, więc z trudem powstrzymała się przed zaciągnięciem do samochodu, żeby już mogli jechać. I jakoś nawet seks zszedł na dalszy plan, choć nie była pewna, czy po wstaniu z krzesła nie zostawi po sobie mokrej plamy.
    — Słucham, kochanie? — Lydia uśmiechnęła się do Theo, jakby również był co najmniej jej synem. — Och, pewnie, proś o co chcesz — pomachała dłonią, a Violet jęknęła, odrzucając głowę do tyłu.
    — Jezu, Theo, naprawdę?
    — O co chodzi? — dopytał James, patrząc na córkę z rozbawieniem.
    — Ten mój dupek chce zobaczyć zdjęcia z dzieciństwa. Liczy, że mam jakieś przy choince z kokardkami we włosach — wyjaśniła, patrząc na mężczyznę z mordem w oczach. — Mamo, powiedz mu, że takie nie istnieją…
    — Istnieją — odezwał się James i uśmiechnął się wrednie, gdy Violet przeniosła na niego swoje spojrzenie.
    — Słucham?
    — Masz takie zdjęcia. Razem mamy. Leżymy pod choinką i patrzysz na światełka. Miałaś może z półtora roku — wyjaśnił Vic, na co Violet znowu głośno jęknęła.
    — Boże, zamknij się już — wzięła z talerza fasolkę i rzuciła nią w brata. Kretyn złapał ją ustami i z uśmiechem przeżuł. — Nie słuchaj go, pieprzy głupoty, takich zdjęć wcale nie ma — mruknęła do Theodora, zanim zajęła się swoim jedzeniem.

    😌

    OdpowiedzUsuń
  55. — Wiem, co się wtedy dzieje. Po prostu uwielbiam, kiedy przestajesz się kontrolować — przyznała szeptem, posyłając mu najbardziej niewinny uśmiech, na jaki było ją stać. Dobrze, że ustalili, iż nie będą przedłużać tej kolacji, bo nie mogła się doczekać, aż znajdą się sam na sam w czterech ścianach jego domu. Miała dzisiaj ochotę się zabawić. Zacząć od każdej płaskiej powierzchni na parterze, potem zaliczyć schody, by ostatecznie skończyć w łóżku, gdy słońce będzie już wysoko na niebie.
    Nic nie powiedziała, jedynie spojrzała głęboko w jego ciemne oczy, gładząc kciukiem jego policzek. Trwałaby tak w nieskończoność, gdyby nie chrząknięcie Victora i lecąca w jej stronę zwinięta w kulkę serwetka, którą oberwała w głowę. Pokazała bratu środkowy palec i jeszcze raz złożyła krótki, słodki pocałunek na wargach Theo, po czym wyprostowała się i przeniosła uwagę na swój talerz.
    — Czy ty próbujesz mnie przekonać, żebym polubiła święta? Myślałam, że ty też jesteś bardziej w typie Grincha — parsknęła cichym śmiechem, zanim rozmowa przeniosła się na inne tory.
    Ponownie głośno jęknęła, ukrywając twarz w dłoniach.
    — To jest jakiś zlot hejterów Violet? — burknęła i zmrużyła oczy, rzucając swojemu bratu mordercze spojrzenie.
    — Pójdę ich poszukać — oznajmił Victor, wstając ze swojego miejsca.
    — A może ja poszukam twoich, jak bawiłeś się w wannie gumową żabą?! — zawołała za nim brunetka dokładnie w tym samym momencie, w którym Lydia powiedziała:
    — Są w gabinecie w drugiej szufladzie w komodzie!
    — Boże — sapnęła Brennan i ponownie trąciła Theo łokciem. — To chyba dobry moment, żeby ci przypomnieć, co potrafię zrobić z nożem — odezwała się cicho, celując w niego palcem. — Zapłacisz mi za to, Sanders. Jeszcze nie wiem jak, ale coś wymyślę i zemsta będzie bardzo dotkliwa — powiedziała, po czym cicho westchnęła, czując jego gorący oddech na swojej szyi i uchu. Przymknęła powieki i potarła o siebie udami, gdy motyle w jej brzuchu znowu zaczęły szaleć na samo wyobrażenie tego, co mógłby chcieć z nią zrobić, gdy byłaby związana pieprzonymi kokardkami. — Wolałbyś, żebym zawiązała je na włosach, czy raczej na nadgarstkach i kostkach? A może obie opcje ci pasują? — szepnęła, z trudem uspokajając oddech. — Nie odpowiem na to pytanie — odparła. W tej samej chwili Victor wrócił z otwartym albumem i podał go Sandersowi, po czym zasiadł na swoim miejscu, uprzednio całując Melissę w czubek głowy. Violet z ciekawością nachyliła się nad zdjęciem, bo nie wiedziała, że takie istniało. Vic nie kłamał. Rzeczywiście byli na nim razem. Leżeli na podłodze zwróceni do siebie głowami i patrzyli na światełka zawieszone na choince. Violet miała we włosach pieprzone różowe kokardki i białą falbaniastą sukienkę. — Powinniście to spalić — oznajmiła, wracając do jedzenia.
    — Violet była bardzo słodkim dzieckiem — odezwała się nagle Lydia. — Zmieniła się w liceum. Z dnia na dzień zaczęła nosić czarne ubrania, interesować się tymi wszystkimi niebezpiecznymi rzeczami i tak dalej… Nawet wywołała w szkole kilka bójek!
    — To się nazywa nastoletni bunt, mamo — mruknęła dziewczyna, nagle tracąc apetyt. Nie sądziła, że rodzice w ogóle zauważyli zmianę. A tym bardziej nie chciała o tej zmianie mówić. — Nie macie jakichś innych tematów? Dlaczego wszyscy skupiają się na mnie?
    — Oj, córeczko, to z miłości — ojciec posłał jej uśmiech.
    — Jak się poznaliście? — wypaliła dziewczyna, przenoszą uwagę na Melissę.

    😒

    OdpowiedzUsuń
  56. — Nigdy nie bałam się ognia, kochanie — puściła mu oczko i uśmiechnęła się, zadowolona z tego, jak na niego działała. Wciąż nie do końca się do tego przyzwyczaiła i uwielbiała, gdy w jakiś sposób potwierdzał, że naprawdę do niej należał, tak jak ona należała do niego.
    Nie skupiała się zbytnio na wspomnianej ziemi, jakoś temat otwarcia kolejnej filii wydawał jej się ważniejszy. Poczuła się… Trochę rozczarowana. Rozczarowana tym, że Theo o niczym jej nie powiedział. Ona mówiła mu, gdy planowała jakieś większe przedsięwzięcie w związku ze swoją firmą. Przychodziło jej to naturalnie i myślała, że nieufanie sobie w kwestii interesów zostawili już dawno za sobą…
    Odsunęła od siebie tę myśl i z uśmiechem wywróciła oczami, gdy dotarł do niej zadowolony z siebie głos Theo. Nie zdążyła jednak nic odpowiedzieć, bo chwilę później odezwała się Melissa, a Violet przechyliła lekko głowę, patrząc na nową dziewczynę swojego brata. Pomijając to, że Theo kiedyś się z nią spotykał, brunetka nie polubiła jej z zupełnie innego powodu.
    — Przynajmniej mają pojęcie kim jestem. Nie, żebyś wiedziała, jakie to uczucie — odpowiedziała i uśmiechnęła się wrednie do kobiety. Miała ochotę złapać ją za włosy i wcisnąć jej twarz w talerz z jedzeniem. Wyobrażała to siebie przez cały czas, w którym Melissa opowiadała o swoim niezbyt ciekawym życiu. Violet jakoś przestała się dziwić, że nie chciał z nikim zostać na dłużej, jeśli wszystkie jego byłe miały do zaoferowania tyle co nic.
    — A może odwrócimy role i to ty będziesz moim grzecznym chłopcem? Ale daruję ci te kokardki, sznur będzie prezentował się lepiej — odparła cicho i roześmiała się, napierając lekko na jego ciało i wtulając się w jego bok.
    Upiła łyk wina i wróciła do jedzenia, jednym uchem słuchając tego, co miała do powiedzenia Melissa, bo tak naprawdę ciekawiło ją, co Vic w niej zobaczył. Cokolwiek to było, Violet jakoś nie umiała dostrzec tego samego.
    Zerknęła na Theo i odchrząknęła, dając znać, że odpowie, choć wymienianie jakichkolwiek uprzejmości z tą dziewczyną nieszczególnie do niej przemawiało.
    — Poznaliśmy się ponad dwa lata temu w galerii sztuki — powiedziała, na co jej ojciec z zaciekawieniem przechylił głowę. Cóż, nigdy tak naprawdę nie opowiedziała swojej rodzinie jak i kiedy poznała Sandersa. Po prostu kiedyś wyznała, że kogoś ma i tyle.
    — Przecież ty nie chodzisz… — zaczął James, ale Violet posłała mu uśmiech.
    — Nie, nie chodzę. Byłam tam dokładnie dwa razy, w tym pierwszy raz dlatego, że mnie do tego zmusiłeś, tato — przypomniała.
    — Och, a więc to moja wina — mruknął mężczyzna w zamyśleniu. — Niezła ze mnie swatka — roześmiał się.
    — W każdym razie nie zakochaliśmy się w sobie od pierwszego wejrzenia — brunetka powróciła do przerwanej historii. — Spodobał nam się ten sam obraz, za który ostatecznie przepłaciłam pewnie z półtora miliona tylko po to, żeby wygrać tę aukcję. Na początku właśnie tak to wyglądało. Działaliśmy sobie na nerwy, kłóciliśmy się, nienawidziliśmy, walczyliśmy z… Tym, cokolwiek między nami było. On wiedział, że ja nie bywam w związkach, ja wiedziałam, że on nie bywa w związkach, ale… Okazało się, że trzymanie się od siebie z daleka jest trudniejsze niż bycie razem — przeniosła spojrzenie na swojego ukochanego i uśmiechnęła się do niego czule. — Nie żałuję niczego — przyznała, gładząc go dłonią po policzku.
    — Przestań, bo ja też się w nim zakocham — burknął Vic i udał odruch wymiotny. Tym razem to Violet chwyciła za serwetkę i zwinęła ją w kulkę, po czym rzuciła ją bratu w twarz, wywołując jego śmiech.
    — Skoro widziałeś fotki z dzieciństwa, może chcesz obejrzeć też mój pokój? — zwróciła się do Theo z łobuzerskim uśmiechem.

    😏

    OdpowiedzUsuń
  57. — Nie potwierdzam i nie zaprzeczam — odparła, nie tracąc z twarzy łobuzerskiego uśmieszku, który cały czas posyłała brunetowi. Podobało jej się to, że najwyraźniej oboje nie zwracali większej uwagi na obecność jej rodziny, bez wahania okazując sobie w taki czy inny sposób uczucia. Choć lubiła droczyć się z Sandersem, cieszyła się, że walkę ze swoimi zachowaniami w tej kwestii mają już za sobą. Dlatego bez wahania oparła głowę na jego ramieniu, a wolną dłoń oparła na jego udzie i ścisnęła je lekko, gdy odpowiadała na pytanie Melissy.
    — Chętnie ubrudzę sobie rączki — mruknął Victor, patrząc na Theo spod byka. — Jeśli nie przestaniesz pieprzyć mojej siostry wzrokiem, tamten prezent od Maxa wyda ci się przyjemnym wspomnieniem w porównaniu do tego, co ja ci zrobię — dodał, na co Violet się skrzywiła.
    — Ile ty masz, kurwa, lat? Pięć? — warknęła. — Jakoś ja się nie czepiam, że twoja nowa dziewczyna wisi na tobie jak na wieszaku — zauważyła, patrząc sugestywnie na rękę Melissy, która oplatała ramię jej brata niczym bluszcz. — Musisz psuć atmosferę?
    — Nie ma za co — wtrącił się głośno James, unosząc swój kieliszek i posyłając Theodorowi uśmiech. Violet również się uśmiechnęła, kompletnie ignorując mamroczącego coś pod nosem Victora. Uznała, że później sobie z nim porozmawia. Zachowywał się jak jęcząca pizda, więc tak zamierzała go potraktować, ale nie przy wszystkich.
    — Och, jasne, idźcie, dzieciaki — Lydia machnęła dłonią. — Pewnie przeniesiemy się do sali kinowej obejrzeć jakiś świąteczny film, więc wiesz, gdzie nas znaleźć w razie czego, Violet — kobieta zawołała za oddalającą się parą. Violet posłała jej uśmiech przez ramię i pokazała uniesiony kciuk, zanim razem z Theo zniknęli w korytarzu.
    — Jesteśmy teraz we wschodnim skrzydle, mój pokój jest w zachodnim. Więc tak, dość daleko — przyznała, posyłając mężczyźnie uśmiech. Sięgnęła ręką za swoje plecy, żeby chwycić jego dłoń i spleść ze sobą ich palce. Nie chciała, żeby obejmował ją akurat w tym miejscu. Wolała, by nie wyczuł, co miała pod materiałem sukienki. — Wiedzą, po co tam idziemy, więc myślę, że mamy dla siebie jakąś godzinę — wymruczała. — Za mało na wiązanie cię, ale wystarczająco, żebym mogła ci pokazać, co mam na sobie zamiast bielizny — dodała z pełnym zadowolenia z samej siebie uśmiechem i nieco przyspieszyła kroku, ciągnąc mężczyznę za sobą.
    Jej pokój nie różnił się zbytnio od sypialni w jej domu. Jasnofioletowe ściany, czarne meble, łóżko zajmujące większą część pomieszczenia. Różnica była taka, że tutaj wszystko było obwieszone zdjęciami. Z rodzinnych wakacji, imprez, z koleżankami i kolegami ze szkoły. Na wszystkich jednak Violet miała nie więcej niż piętnaście lat. Później przestała zadawać się z kimkolwiek, tym bardziej nie chciała robić sobie zdjęć. Czuła się obrzydliwa i zbrukana. Do tej pory oglądanie samej siebie na fotografiach stanowiło dla niej wyzwanie.
    Oprócz zdjęć, na regałach stały nagrody i trofea, które zdobywała, zanim jej życie się rozpadło. Zachowała nawet pompony na pamiątkę, mimo że cheerleaderstwo rzuciła dzień po tym wszystkim. Jej pokój na przestrzeni lat nie zmienił się zbytnio, bo wyniosła się z domu w dniu osiemnastych urodzin. Kochała swoją rodzinę, ale nie mogła tu dłużej mieszkać.
    — Witam w moim królestwie — rzuciła odrobinę sarkastycznie i przysiadła na brzegu łóżka. Odchyliła się, podpierając się za plecami na dłoniach. — Zamknij na klucz — poleciła z łobuzerskim uśmieszkiem.

    😌

    OdpowiedzUsuń
  58. Violet najpierw zmierzyła jadowitym spojrzeniem swojego brata, a zaraz potem Melissę. Jeśli się nad tym zastanowić, miała znacznie więcej niż jeden powód do odwetu za to, co Victor zrobił Theo. Fakt, w jakiś sposób tamte wydarzenia ostatecznie zakończyły się dobrze, bo teraz brunetka była w związku z mężczyzną, którego kochała ponad życie, ale powinna zająć się dziewczyną swojego brata dokładnie tak, jak on zajął się facetem Violet.
    — Nie chcesz, żebym się w to wtrąciła i pokiereszowała jej tę śliczną buźkę — odezwała się cicho, uprzednio przenosząc wzrok z powrotem na starszego Brennana. — Miałabym ku temu pełne prawo po tym co odwaliłeś, więc lepiej się pilnuj, braciszku — posłała mu słodki uśmieszek.
    Roześmiała się i trąciła łokciem żebra Theo.
    — I to niby moja wina, że nie możesz się skupić, tak? Sam nie jesteś lepszy, kotku — parsknęła z rozbawieniem, prowadząc go korytarzem.
    Założyła nogę na nogę i z przechyloną głową przyglądała się rozglądającemu się po jej pokoju Sandersowi. Jeśli się nad tym zastanowić, poza jej bratem i ojcem był pierwszym mężczyzną, którego tutaj wpuściła, a w dodatku darzyła go tak ogromnym zaufaniem, że kazała mu zamknąć drzwi na klucz. Nastoletnia Violet byłaby w tej chwili albo bardzo dumna, że w jakiś sposób przepracowała traumę, albo kurewsko przerażona postępowaniem dorosłej siebie, bo przecież Theodora w żadnym razie nie można było uznać za łagodnego człowieka.
    — Dziękuję — odparła, uśmiechając się. Uśmiech szybko zmienił się w śmiech. — Powinieneś zobaczyć, co potrafię zrobić z pomponami — stwierdziła i odchyliła lekko głowę, spoglądając prosto w twarz stojącego nad nią bruneta. Zagryzła dolną wargę i uniosła jedną dłoń, by oprzeć ją na jego piersi. — Jako rozgrzewkę przed powrotem do domu — uzupełniła lekko zduszonym z podniecenia głosem. Wystarczyło, że na nią spojrzał, a ona robiła się rozpalona. Zadziwiające, jak ten człowiek na nią działał. — Powinieneś ładnie poprosić. Tak ładnie, jak ja zawsze proszę — szepnęła, przymykając powieki. Zamruczała z uznaniem w reakcji na jego bliskość. — Ale nie mamy na to czasu — dodała, otwierając oczy. Naparła ręką na jego tors, żeby się odsunął, po czym podniosła się z łóżka. Ponownie go pchnęła, żeby usiadł na materacu, a sama stanęła między jego rozchylonymi nogami i zsunęła z siebie marynarkę. Fakt, że miała ją na sobie był przemyślany, bo rękawy zasłaniały łańcuszki na jej ramionach. Po pozbyciu się okrycia bez wahania sięgnęła do krawędzi sukienki, a po chwili materiał leżał porzucony na podłodze. Violet wyprostowała się i oparła dłonie na ramionach Theo, przyglądając mu się z góry. — Podoba ci się? — wymruczała i poruszyła biodrami. Miała na sobie uprząż, ale nie taką zwykłą. Ta konkretna była zrobiona ze srebrnych, cieniutkich łańcuszków ze splotem, który odbijał światło w taki sposób, że wyglądała, jakby była ozdobiona maleńkimi diamentami. Zaczynała się pod chokerem, okalała piersi, talię, a na brzuchu i żebrach łączyła się w skomplikowany wzór, by skończyć się na górnej części ud. Z tyłu na wysokości miednicy miała dwa nieco większe kółka, przez które można było przewlec sznurek lub wstążkę, ale o tym zamierzała poinformować Theo dopiero po powrocie do domu.

    😈

    OdpowiedzUsuń