NAGŁÓWEK/HTML1

L.A. Dreamers

INFORMACJE/HTML2

❤️‍🔥 Porządki po liście obecności zrobione!

❤️‍🔥 Lista obecności dobiegła końca. Karty autorów, którzy się na nią nie wpisali, zostały przeniesione do archiwum. Autorzy mają czas do 7.09 na zgłoszenie chęci dalszego współtworzenia bloga, po tym czasie zostaną usunięci z grona autorów.

❤️‍🔥 Kilka punktów regulaminu uległo zmianie (zaznaczenie kolorem), zapraszamy do zapoznania się z treścią!

❤️‍🔥 Zapraszamy do zapisów! 👁️

Right now let's just runaway

 


Luna Myers-Collins
13.06.2003 | studentka stosunków międzynarodowych na UCLA | urodzona w Wielkiej Brytanii | córka byłej amerykańskiej korespondentki wojennej i emerytowanego brytyjskiego generała broni, obecnie ambasadora Wielkiej Brytanii w USA | podwójne obywatelstwo | przyszła pani premier | Panna Idealna

Oślepiający błysk fleszy towarzyszył jej jeszcze zanim wiedziała, czym jest aparat fotograficzny. Nienagannie ubrana, pięknie uczesana, Dziewczynka z Kokardką, tak określały ją media, bo matka nie wypuszczała jej z domu bez wpiętej we włosy różowej kokardki, jakby się obawiała, że bez tego elementu ktoś pomyli jej cudowną córeczkę z chłopcem.
A może chodziło o coś innego? Może Ona miała nadzieję, że ten maleńki rekwizyt sprawi, że jej córka będzie zbyt niewinna, żeby ją skrzywdził? W końcu nic tak nie krzyczy o słodyczy i niewinności jak białe falbaniaste sukieneczki i kokardki wpięte w jasne włoski.
Ale to nie miało znaczenia. Podarte falbanki, wyrwane włosy, siniaki na ciele, płacz do utraty przytomności. On nie zwracał uwagi na niewinność. On nie widział w niej dziecka i własnej córki. Dla świata ciepły i uśmiechnięty, kochający mąż i ojciec. Za drzwiami tyran, który potrafił bić i gwałcić tak, że fizycznie niemal nie zostawiał śladów. Manipulant i psychopata potrafiący obarczyć winą za swoje zbrodnie ofiarę. Wcześniej żonę, później córkę. Ona o wszystkim wiedziała, ale zamiast pomóc, cieszyła się, że jego agresja przestała skupiać się na niej. Odwracała wzrok od krwi i siniaków, udawała, że nie słyszy płaczu i krzyków. Uśmiechała się, stała ramię w ramię ze swoim mężem i czuła się szczęśliwa, bo w końcu to nie Ona cierpiała.
Nowy Jork miał być ucieczką, nowym początkiem. Ale On znalazł sposób. Zawsze go znajduje. Wolna fizycznie, uwięziona psychicznie. Pilna studentka, działaczka charytatywna, uśmiechnięta, pozująca do zdjęć z najznamienitszymi w całych Stanach Zjednoczonych.
Zamknięta, krucha, nieszczęśliwa. Z bliznami, które nigdy się nie zagoją. Z przeszłością, która nieustannie wraca do niej w snach. Zakładniczka własnego strachu, bo przecież wystarczyłoby powiedzieć nie.
Ale wtedy znowu będzie boleć. A ból jest tym, od czego uciekać będzie zawsze.

Isabela Merced, OneRepublic, lukrowane.ciastko@gmail.com

39 komentarzy:

  1. — Nie — zaprzeczył, bez żadnego skrępowania przesuwając wzrokiem po jej sylwetce — a wiesz, dlaczego? — Spytał, wysuwając koniaczek języka między wargi i powoli nim po nich przesunął, jednocześnie uśmiechając się zawadiacko. Dał jej krótką chwilę na zastanowienie się i odpowiedź, dopiero po chwili samemu dzieląc się z nią swoim podejściem — bo doskonale wiem, że jeszcze dzisiaj dasz mi ponownie spróbować swojej słodkiej cipki, kwiatuszku — zniżył głos, uważnie wpatrując się w jej oczy.
    Owszem, był pewny siebie. Owszem, nie brał pod uwagę opcji, w której Luna mu odmawia. Wiedział dobrze, że poprzedniej nocy cholernie jej się podobało. Wiedział, że tego chciała. Inaczej nigdy nie wyszedł by temat układu, który zaproponowała. Poza tym… kurwa, przez tyle czasu powstrzymywał się przed zbliżaniem się do niej w taki sposób. Zduszał za wszelką cenę pożądanie, które w nim wzbudzała. Powtarzał sobie, że była jedynie małą dziwką Aidena, ale kiedy już wczoraj jej zasmakował… nic nie mogło go powstrzymać. Nie było opcji, aby dalej sobie wmawiał, że Luna Myers go nie interesuje, że ma na nią wyjebane. Bo nie miał. Bo kiedy uciekła i tak starałby się ją znaleźć, może nie po to, aby sprowadzić ją koniecznie do apartamentu i bawić się w tę farsę ze ślubem… chciał wiedzieć gdzie jest, że wszystko z nią w porządku. Jej ojciec jedynie przyspieszył jego działania i sprawił, że nie zamierzał walczyć ze ślubem.
    — Dlaczego? — Spytał rozbawiony, nie zamierzając się od niej odsuwać — kiedy ty brudzisz mnie to wszystko jest w porządku, tak? — Spytał, mrużąc oczy — nie jestem ugodowy. I nie robię nic, o co prosisz — uśmiechnął się szeroko, nie odwracając od niej spojrzenia — może nazywanie cię kwiatuszkiem, zwyczajnie mi się podoba? Albo podoba mi się to, jak reagujesz na te jedno, konkretne słowo? — Mówił, nie zamierzając się od niej odsuwać.
    Cholernie żałował, że ochroniarz pojawił się akurat w tym momencie. Wiedział, że gdyby im nie przerwał, z pewnością skończyliby razem w jednej łazience, a pojawienie się mężczyzny i przywrócenie ich na ziemię, do rzeczywistości mogło sprawić, że wszystkie jego plany się posypią.
    Spiął się. Sama myśl, że Walker był w jednym pomieszczeniu z Luną, która w tej chwili nie miała na sobie nic poza koszulką sprawiała, że miał ochotę go wywalić z apartamentu, ale zdawał sobie sprawę z tego, że nie może, że Walker przyszedł na jego wezwanie, był tutaj aby ją chronić. Dlatego wytrzymywał jego obecność. Uniósł brew, słysząc słowa brunetki. Nie spodziewał się, że będzie chciała… kontynuować. Dlatego przez chwilę po prostu spoglądał na nią z pewnym niedowierzeniem. Jakby musiał przetworzyć, że ona mówi poważnie i mówi o tym, o czym on myślał. Stał, wpatrując się w jej krągłe biodra kołyszące się, gdy schodziła coraz wyżej po schodach. Ocknął się, momentalnie udając się za nią.
    Kiedy znaleźli się na piętrze, uśmiechnął się i złapał ją za nadgarstek, zatrzymując dziewczynę w ten sposób przed dalszym przemieszczaniem się.
    — Jesteś pewna? — Spytał, rozluźniając nieco uścisk, gdy przyciągnął ją już do siebie — bo jeżeli jesteś pewna, musisz wiedzieć, że to nie będzie ten jeden, ostatni raz. To dopiero będzie początek, kwiatuszku — wymruczał, unosząc dłoń i jej wierzchem pogładził powoli jej policzek, nie odrywając swojego spojrzenia od jej oczu.

    😏

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie był w stanie powstrzymać diabelskiego uśmiechu, który pojawił się na jego ustach, gdy usłyszał brzmienie jej głosu. Jakby dosłownie już teraz była gotowa na to, aby chwycił ją mocno, zmusił do objęcia nogami bioder i przypierając ją do ściany, wszedł w nią. A później już tylko pieprzył, całując zachłannie jej usta, szczękę, szyję… na samą myśl o tym, jego kutas stawał się jeszcze twardszy, wręcz boleśnie i wiedział, że będzie musiał się w niej znaleźć. Bo żadna inna forma rozładowania napięcia nie wchodziła w grę. Chciał jej. Chciał jej ciasnej cipki na swoim kutasie, chciał ociekać jej sokami i nie było mowy, żeby, kurwa, odpuścił.
    — Naprawdę myślisz, że będę musiał?
    Miał dość tej zabawy z ciastem. Jego kutas wyraźnie odznaczał się w spodniach, a Ledger czuł, że w tym momencie wystarczyłoby, aby tylko zanurzył w niej główkę i już byłby bliski orgazmu. Nie był pewien czy zdążyłby w nią w pełni wejść, tak bardzo się podniecił i nie był w stanie nad tym zapanować. Chyba pierwszy raz czuł coś takiego i nie do końca wiedział, jak ma sobie z tym poradzić. Bo to była Luna, a nie pierwsza lepsza laska poznana w klubie…
    — Przestań pieprzyć… — wymruczał, bo oboje doskonale wiedzieli co się działo. Przynajmniej do pewnego momentu, bo pojawienie się Walkera nieco ostudziło Ledgera, chociaż, na całe szczęście nie na długo. Bo zachowanie Myers, działało na niego tak cholernie intensywnie, że nawet nie zauważył, kiedy znalazł się na piętrze i trzymał jej nadgarstek.
    Wziął głęboki oddech, przesuwając spojrzeniem po jej twarzy, a następnie szyi i dekolcie. Wpatrywał się w nią, zastanawiając się nad tym, dokąd to wszystko zmierza, co zrobi, bo… naprawdę nie zamierzał się o nic prosić. Chciał jej, ale proszenie nie było tym, co robił Collins.
    Wewnętrznie więc ulżyło mu, gdy chwyciła jego dłoń i pociągnęła go do ich sypialni. Nie zdążyła zaprowadzić ich do łazienki, bo Ledger zatrzymał się, ale tylko po to, aby przyciągnąć ją do siebie i wpić się w jej usta namiętnym pocałunkiem, nie przejmując się tym czy umaże ją ciastem. Nie był w stanie wytrzymać tych kilku kroków więcej, aby znaleźć się w kabinie prysznicowej i włączyć strumień ciepłej wody. Musiał posmakować jej ust już teraz, a kiedy to zrobił, jego męskość drgnęła, boleśnie o sobie przypominając.
    — Chyba możemy się trochę jeszcze ubrudzić, skoro i tak weźmiemy prysznic — powiedział i nie czekając na odpowiedź, zrealizował częściowo wyobrażenie, które doprowadziło go do stanu, w którym się znajdował. Chwycił ją mocno pod pośladkami i uniósł, zmuszając, aby objęła go biodrami, co okazało się karą samą w sobie, bo zapomniał, że nie miała na sobie nic poza koszulką. Kiedy więc poczuł bijące od niej ciepło, momentalnie zacisnął mocno dłonie, wbijając w jej biodra palce — kurwa mać, kwiatuszku, musisz być tak bardzo podniecającą? — Wymruczał cicho, składając mokre pocałunki na jej szyi, kierując się powoli w stronę łazienki.

    🥵

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie chciał myśleć. Nie teraz. Dlatego po prostu spoglądał na nią i uśmiechał się, czekając na jej reakcje. Oczywiście, że nie zamierzał jej o nic prosić, nawet jeżeli miała w planach to na nim wymusić. Nie ugnie się, bo już i tak okazywał się przy niej zbyt miękki.
    — Twoje niedoczekanie, kwiatuszku — wymruczał cichym, niskim głosem. Kącik jego ust uniósł się w połowicznym uśmieszku, gdy spoglądał w jej błyszczące spojrzenie.
    — Z przyjemnością, Myers — wyszeptał tak cicho, aby go nie usłyszała, gdy odwróciła się do niego plecami. Przygryzł wargę, nie mogąc oderwać od niej spojrzenia. Jakby jej kształty i sposób w jaki się kołysała z każdym stawianym przez siebie krokiem hipnotyzowały go.
    Ściskał mocno jej pośladki, nie przestając składać pocałunków na jej szyi. Zaśmiał się chrapliwie, niechętnie, na moment odrywając usta od jej szyi.
    — Pościel? W pościeli będziemy się pieprzyć, jak już nie będziemy mieli sił — stwierdził, nie patrząc na nią. Nie chciał odsuwać się bardziej od rozgrzanej skóry, jak najszybciej chciał powrócić do całowania i przygryzania szyi dziewczyny, co też uczynił. Przez cały ten czas, niespiesznie zmierzając w stronę drzwi prowadzących do łazienki.
    Pozwolił sobie na ciche sapnięcie, czując, jak rozsmarowywała na jego podbrzuszu swoją wilgoć, doprowadzając go w ten sposób na skraj. Czuł wyraźnie, jak bardzo była mokra i gotowa na niego. Najchętniej wziąłby ją tu i teraz, ale nie zostało mu do pokonania, aż tak wiele, aby znaleźć się w łazience, a następnie w kabinie prysznicowej. Zerknął, wciąż ją całując, jaka pozostała mu odległość do pokonania, a następnie odsunął się od szyi, aby wpić się ponownie, namiętnym pocałunkiem w jej usta.
    — Prosto pod prysznic — powtórzył cicho za nią, gdy oderwał się od jej ust. Głównie przez to, że brakło mu już tchu. Po chwili powrócił do całowania jej ust, przekraczając w końcu próg łazienki — oh tak? — Spytał, muskając z każdym słowem jej warg swoimi wargami — muszę? — Spytał, wciąż znajdując się tuż przy jej ustach swoimi ustami.
    Wszedł do kabiny prysznicowej i przyparł ją do ściany wyłożonej kamiennym gresem, a następnie puszczając ją jedną ręką, sięgnął do baterii, aby włączyć ciepłą wodę.
    — Nie lubię, kiedy ktoś mi mówi, co mam robić — wyszeptał, wpatrując się prosto w jej oczy — ale jeżeli ładnie o to poprosisz — kącik ust drżał mu, gdy to mówił. Oczywiście, że powiedział o proszeniu tylko przez to, że wcześniej to ona stwierdziła, że to Collins będzie musiał ją o cokolwiek prosić. Sam również znajdował się na skraju, chciał dokładnie tego samego co ona, chciał ją zerżnąć. Chciał wysłuchiwać jej krzyków, gdy to on doprowadzi ją do orgazmu. Chciał czuć na swoim kutasie jej zaciskające się mięśnie i wilgoć. — Jedno słowo, Myers i zrobię wszystko, czego tylko będziesz chciała — mruknął, przesuwając dłonią po jej biodrze, zaczepnie chwytając zębami jej dolną wargę i delikatnie ją pociągnął — jedno słowo — powtórzył, tym samym wypuszczając jej wargę spomiędzy swoich zębów.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  4. — Mnie to w niczym nie przeszkadza, kwiatuszku — wymruczał cicho wprost do jej ucha, muskając je swoimi wargami z każdym wypowiadanym słowem, a na koniec złapał zaczepnie zębami płatek — i podejrzewam, że tobie tak naprawdę też nie — wyszeptał, gdy już puścił zębami jej ucho. Jego twarz wciąż znajdowała się blisko jej twarzy. Czuł wyraźnie zapach jej skóry, mieszający się z wonią ciasta, którą oboje byli wybrudzeni, ale najbardziej działało na niego jej ciepło. Ciepło całego jej ciała, ciepło jej cipki, która wyraźnie czuł na skórze podbrzusza i żałował, że jeszcze nie może czuć tego na swoim kutasie, tak samo jak jej soków, które rozcierała na nim. Wiedział, że to wszystko się stanie, ale najchętniej wziąłby sobie to już. Teraz. Natychmiast. Ciągnąc tę gierkę, tak naprawdę testował też samego siebie. Jak długo będzie w stanie powstrzymywać się, nim zdecyduje się ją zerżnąć.
    Przypierał ją mocno do zimnej ściany, nie mogąc oderwać swoich ust, od jej ust. Całował ją namiętnie i długo, dopiero gdy zabrakło mu tchu, odsunął się od jej ust. Wydał z siebie stłumiony jęk, gdy ściągnęła się jedynego ubrania, jakie na sobie miała. Przesunął spojrzeniem po jej nagim torsie, uważnie przypatrując się jędrnym piersią i sterczącym, stwardniałym sutką.
    Przeniósł spojrzenie na jej twarz, gdy zaczęła mówić, chociaż zrobił to bardzo niechętnie. Zmrużył lekko powieki, a na jego usta wkradł się jeden z tych ciężkich do odgadnięcia uśmiechów.
    — Może będę stał pod twoimi drzwiami, świetnie się bawiąc podczas trzepania sobie do twoich jęków — wymruczał — oczywiście, że wolałbym czuć na swoim kutasie twoje soki, zamiast własnej śliny, ale słuchanie tego, że pragniesz mnie tak bardzo, że będziesz musiała, aż sobie ulżyć… — jego głos zaszedł chrypka, ale nie próbował się jej pozbyć, wiedział dobrze, że za chwilę to stałoby się ponownie. Nie było sensu z tym walczyć. Tak samo, jak nie było sensu dłużej walczyć z samym sobą. Zwłaszcza, gdy powiedziała, że ma zrobić wszystko to, czego chciał. Słysząc te słowa, ten uśmiech ponownie zagościł na jego wargach — jesteś pewna, kwiatuszku? W końcu jesteś taka obolała… nie chciałbym ci zrobić krzywdy, ale jeżeli sama mówisz, że mam zrobić to, czego chcę — urwał, przymykając powieki, gdy otarła się o jego kutasa. Mimo, że wciąż miał na sobie spodnie, przez to, że materiał był mokry, czuł ją wyraźnie — kurwa, Myers — sapnął, a następnie naparł na jej ciało, aby mieć pewność, że nie wyślizgnie się z jego objęcia i puścił ją jedną ręką, aby sięgnąć nią do swoich spodni. Zsunął je nieco z jednej strony, a następnie wymienił ręce, aby uwolnić w końcu swoją męskość. Skoro nie chciała kulturalnie poprosić, on również nie zamierzał zachowywać żadnych pozorów. Gdy tylko jego kutas znalazł się poza spodniami, nakierował go dłonią na wejście jej cipki i wszedł w nią mocnym, długim ruchem, czując jak centymetr po centymetrze ciepło otaczało jego penis. Jej ciepło.
    Spojrzał prosto w jej oczy, złapał ponownie dłońmi jej biodra i odsunął biodra, aby tuż po chwili pchnąć nimi ponownie. Mocno. Wysuwał się i wsuwał w jej wnętrze, nie odrywając od niej swojego spojrzenia.
    — Nie lubię waniliowego seksu, kwiatuszku, bądź tego świadoma — wymruczał, a następnie w końcu przestał spoglądać w jej oczy. Tylko dlatego, że przybliżył usta ponownie do jej ucha — i lepiej, żebyś polubiła to, co lubię ja, bo inaczej to ostatni raz, kiedy masz w sobie mojego kutasa — warknął, a następnie zaczął składać mokre pocałunki na jej szyi.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  5. — Może — wymruczał, uśmiechając się przy tym nieco złowieszczo — przyznaj, że chcesz przekonać się na własnej skórze, jak to jest z tymi wszystkimi plotkami — pamiętał, jak coś mu kiedyś o nich wspominała. Sam nie przywiązywał do tego większej uwagi. Nie przejmował się tym, co pisali czy mówili, tak długo, dopóki jego biurowe sekreciki pozostawały sekretami. Zwłaszcza, że z tym skończył — a może daję ci ostatnią szansę na polubowne wycofanie się — wiedział, że nie zrobiłaby tego, nie teraz. Zresztą. Widział dobrze, że w bibliotece podobało jej się to, co robił. Podczas ich wszystkich kłótni tej nocy, widział, jak na nią działał. I widział, że nie powinna mieć nic przeciwko temu, czego chciał. Co chciał sobie wziąć, ale jednocześnie również chciał jej dać. Owszem, w dużej mierze był egoistą w łóżku, ale to dawanie spełnienia dawało mu równie dużą satysfakcję. Nie było możliwości, aby pozwolił na to, aby nie doznała spełnienia. Wręcz przeciwnie. Zamierzał kolejny raz doprowadzić ją do stanu, w którym jeszcze nigdy nie była. Chciał, żeby chciała tylko jego, chciał, żeby kolejnym razem go błagała, aby ją zerżnął.
    Oblizał usta, obserwując jak pieści swoją pierś, a jego kutas drgnął mocno w spodniach. Musiał ją w końcu mieć. Musiał się w niej znaleźć. Musiał jej dotykać, musiał… miał już plan. I miał nadzieję, że Luna to wytrzyma.
    — Skoro tak bardzo chcesz — uśmiechnął się kącikiem ust — ja nie będę miał nic przeciwko. Lubię patrzeć na ładne rzeczy — wymruczał.
    Gdyby mógł, wzruszyłby ramionami. Za bardzo skupiał się jednak na trzymaniu jej i przypieraniu do ściany.
    Zignorował jej słowa. Bolało. Miał tak mocny i bolesny wzwód, że musiał się w niej znaleźć, dlatego nie zwlekał. Jęknął głośno, gdy zacisnęła się na nim. Kontynuował jednak, nie przerywając nawet na chwilę. Pieprzył ją mocno, wpatrując się w jej oczy pomiędzy pocałunkami, gdy już musieli nabrać powietrza. Syknął, czując jak jej cipka stawała się jeszcze ciaśniejsza pod wpływem skurczy, a słysząc jak dochodzi, warknął, ponownie gwałtownie się w nią wbijając.
    Nie pozwolił sobie jeszcze na dojście. Wysunął się z niej, nie puszczając jej nawet na moment, a następnie nie przejmując się tym, że ich ciała były mokre, wciąż mieli gdzie nie gdzie resztki ciasta na sobie, wyszedł z kabiny prysznicowej i ruszył do sypialni. Całą drogę składał na jej ustach gorączkowe pocałunki, zatrzymując się dopiero u nóg łóżka, oderwał się od jej ust i niedelikatnie rzucił nią na materac. Miał gdzieś to czy go ubrudzą, czy nie.
    — Mój mały, delikatny kwiatuszek, wcale nie taki delikatny — wymruczał, wchodząc na łóżko. Zawisł nad nią. Wpił się w jej wargi, ale szybko się od nich oderwał, by zejść ustami niżej. Do jej piersi, które kusiły go już w łazience. Teraz mógł poświęcić im więcej czasu, więc złapał jeden sutek zębami, podgryzając go na tyle mocno, aby poczuła ból, ale nie aż tak, aby przysłonił przyjemność. — Powiedz, jak bardzo to lubisz — rozkazał, gdy przechodził do drugiej piersi, kierując dłoń to pierwszej, by dalej ją pieścić.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  6. — Może — powtórzył mrukliwie, cały czas z tym samym uśmieszkiem na twarzy. Miała rację, chciał tego. Nie było w tym jednak nic zaskakującego, patrząc na to, dokąd to wszystko zmierzało, jak się zaczęło. Nie chciał przecież, żeby się rozmyśliła i wycofała. Zamierzał zrobić wszystko, aby nie wypuścić jej tak po prostu z pomieszczenia, chociaż oczywiście do niczego by jej nie przymuszał, bowiem miał świadomość, że wówczas naprawdę byłby potworem pozbawionym wszelkich granic, a wbrew temu za jakiego brali go czasami inni, Ledger miał ścisłe wytyczone granice, których dobrze wiedział, że nie mógł przekroczyć — świetnie — wymruczał cicho, nie przerywając kontaktu wzrokowego.
    Kącik jego ust drgnął. Mógłby. Gdyby poprosiła. Zachował to jednak na ten moment dla siebie. Chciał, żeby teraz skupili się na jednym. Dlatego sięgnął ustami jej warg, wsuwając pomiędzy nie język i zamknął jej usta, aby zakończyć w końcu wszystkie przekomarzanki. Wiedział, że zaczynając ją pieprzyć, nie będzie jej tak łatwo złapać tchu, by kontynuować pyskówki, przez co miał większą motywację by nadać boleśnie szybkie tempo doprowadzenia jej do orgazmu. A później, gdy jego uszy nasłuchały się jęków spełnienia brunetki, planował w końcu skupienie się również na sobie.
    — Jak to odgadłaś — głupkowaty uśmieszek nie zniknął, dopóki jego usta nie zbliżyły się do jej piersi. Zerkał na nią, słuchając jej słów, jednocześnie zaciskając mocniej zęby, nie odrywając przy tym spojrzenia od jej oczu i całej twarzy. Wyczekiwał momentu, w którym ból mógłby przekroczyć poziom przyjemności i stałby się jedynie nieznośny. Nie chciał, żeby cierpiała. Seks miał dawać przede wszystkim przyjemność, dlatego chciał znać jej granice, chciał je dostrzec, żeby mieć pewność, że nie będzie go okłamywała. Nie wiedział czy faktycznie by to zrobiła, ale wolał mieć pewności że wszystko jest w porządku. — Twoje sterczące sutki za bardzo mnie rozpraszały i fakt, że nie mogłem się nimi zająć w odpowiedni sposób bez ryzyka puszczenia cię — powiedział całkowicie szczerze — ale spokojnie, skoro masz w sobie jeszcze tak dużo siły i jest ci mało… zabawimy się, kwiatuszku — naparł na jej ciało, przymykając powieki, rozkoszując się ciepłej jej cipki i wilgocią, która z pewnością nie była spowodowana tym, że nie wytarli swoich ciał po wyjściu z tej jakże szybkiej kąpieli.
    — Tylko uwielbiasz? — Spytał rozczarowany, puszczając sutek i odsuwając twarz od jej piersi. Zwolnił również ruchy dłonią. Wyprostował rękę, na której się podpierał i ponownie zawisł nad dziewczyną, aby spojrzeć prosto w jej oczy — skoro prosisz, ale wiesz, że mogłabyś się bardziej postarać? — Przysunął twarz do jej mostka, powoli schodząc w dół pocałunkami. Drażnił się z nią, powolnie wytaczając sobie ścieżkę do jej mokrej cipki, która tak bardzo chciała poczuć ponownie w sobie jego kutasa. Skupił się na całowaniu wzgórka łonowego, nie schodząc pocałunkami niżej, chociaż jej zapach tak bardzo go kusił. Złapał dłońmi jej biodra, trzymając ją mocno.
    — Na brzuch, skarbie — warknął, szybkim i mocnym ruchem rąk pomagając jej się sprawnie przekręcić — wypnij się — wymruczał, a kiedy spełniła jego polecenie, złożył kilka pocałunków na lędźwiach, a następnie rozmasował jeden z pośladków, by wymierzyć jej po chwili klapsa — co musisz mieć w sobie, bo nie dosłyszałem? — Trzymając jedną dłoń na jej biodrze, przywarł do jej pośladków, tak, że jego kutas znalazł się pomiędzy nimi, skierowany na jej mokrą cipkę, nie wszedł w nią jednak od razu. Nachylił się nad jej plecami, wolną ręką sięgając jej piersi.

    🥵😈

    OdpowiedzUsuń
  7. Właśnie tak było, ale wolał, aby Myers nie była tego świadoma. Zresztą, nie miałaby się skąd dowiedzieć, że gdy spędzał czas z innymi kobietami, chodziło wyłącznie o seks. Często nawet nie flirtował, bo one same pchały mu się do łóżka. Czasem, bawił się w ten sposób, ale tak naprawdę robił to tylko dla sportu. Nie zależało mu na tym aby te kobiety czuły się wyjątkowe. Wiedział, że często tak było, ale on się nawet nie starał. Formułki, które słyszało wiele przed tą konkretną i jeszcze wiele zaraz po niej. Ale Myers? Żadnej innej przed nią nie nazwał kwiatuszkiem i samo to mówiło mu wiele. Mówiłoby każdemu, kto go znał, kto spędzał z nim czas.
    — Ach tak? — Wymruczał, jednak nie skupiał się już na słowach. Poświęcił całą swoją uwagę jej ciału. Jej piersią, które idealnie pasowały do jego dłoni. Jej gładkiej skórze, którą całował mokrymi pocałunkami, schodząc w dół. Po prostu miała sto procent jego uwagi, co tak naprawdę wcale nie zdarzało się rzadko, jednak w tym konkretnym kontekście owszem. — No nie wiem — szepnął — gdybyś się bardziej postarała może właśnie jęczałabyś swoje spełnienie — nie mógł się powstrzymać, aby i tym razem na krótką chwilę oderwać się od pieszczoty — mogę tak w nieskończoność — dodał cicho, aby była świadoma, że mógł ją częściej doprowadzać niemal do szczytu, by po chwili dać jej chwilę czasu na ochłonięcie. Tak, mógł ją tak słodko torturować naprawdę długo.
    Prawdą było jednak to, że działała na niego tak intensywnie, że chociaż chciałby tortury przedłużyć, nie mógł, bo jego kutas jeszcze nigdy nie był tak gotowy jak w tym momencie. Słysząc jej słowa, wyraźną prośbę co do tego co ma z nią zrobić, nie mógł czekać, nie mógł zadawać sobie więcej tego bólu.
    — Grzeczna dziewczynka — szepnął w jej usta, a następnie złapał zębami jej wargi i pociągnął, znacznie mniej delikatnie nim robił to wcześniej.
    Dlatego oderwał się jej ust. Złapał dłońmi jej biodra i spełnił jej życzenie. Wszedł w nią mocno, trzymając ją cały czas przy sobie. Pchnął swoimi biodrami, wchodząc w nią głęboko i nie przestając jej przytrzymywać, powtórzył mocne ruchy, wchodząc w nią raz za razem coraz mocniej. Gdy puścił w końcu jej biodra, pozwalając na to, aby mogła się dostosować do jego rytmu, wymierzył jej jeszcze jednego klapsa, a tu po tym nachylił sieć mocno napierając podbrzuszem na jej pośladki i sięgnął dłonią jej włosów, tylko po to by odgarnąć je na bok. Ułożył dłoń na jej szyi, ale nie zrobił początkowo nic więcej. Badał jej reakcje, czekał na słowo sprzeciwu, gotowy na zaciśnięcie mocniej palców, gdy nie usłyszy, że ma nawet o tym nie myśleć.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  8. Nie był zachwycony zmianami, które zaczynał w sobie dostrzegać. To nie tak, że chciał być za wszelką cenę oziębłym dupkiem dla całego świata, on po prostu taki był, ale Luna… na samą myśl o niej, czuł dziwne ciepło na sercu. Ciepło, którego nigdy wcześniej jeszcze w swoim życiu nie czuł i było mu z tym po prostu dziwnie… nie wspominając już o tym, że równie dziwnie było mu zrobić cokolwiek, aby jakoś z tym ruszyć. Z tą relacją. Dlatego też nic nie robił, niczego nie oczekiwał, nie próbował nawet w żaden sposób z nią na ten temat rozmawiać.
    Budził się po prostu o poranku i brał to, co akurat dawał mu ten dzień. Właściwie było w tym też coś nieco ekscytującego, że nie miał pewności co wydarzy się w ciągu dnia, ale dobrze wiedział, że koniec końców i tak wylądują we wspólnej sypialni. Przeprowadzka tam początkowo miała być dla wszystkich innych. Dorothy miała mieć pewność, że pozostałe dwie sypialnie są nieużywane. Ledger wiedział, aż za dobrze, że w obecnej sytuacji jego ojciec może chcieć wyciągać informacje od gosposi, nie chcąc kolejnego skandalu. Brunet polubił jednak zasypianie obok swojego kwiatuszka tuż po seksie. Lubił tę osobliwą mieszankę ich ciał zaraz po, lubił zanurzać nos w jej włosach i zaciągać się zapachem, który przyprawiał go o przyjemne zawroty głowy. Lubił… tak wiele rzeczy związanych z Luną, ale jednocześnie za wszelką cenę nie chciał tego nikomu mówić.
    Próbna kolacja była… nie był nią zachwycony, bo miał na głowie mnóstwo innych spraw (chociaż zdawał sobie sprawę, że to dość istotny element przedślubny, denerwowało go jednak to, że termin został narzucony przez ojca Luny, jedyne na co miał ochotę w związku z tym facetem to przywalić mu porządnie w mordę).
    Jedynym pozytywnym aspektem tej kolacji było to, że będzie mógł bezkarnie kłaść ręce na Lunie, nie musząc przy tym niczego, nikomu tłumaczyć, bo w końcu to była ich próbna kolacja przedślubna. Narzeczeństwo powinno sobie okazywać czułości, a Ledger… lubił ostatnio je okazywać. Sam zaczął nawet szukać powodów do wyjść, na których musieli pokazać się we dwoje. Nagle musiał zabierać Lunę ze sobą, gdy miał pojawić się na jakimś bankiecie, charytatywnej kolacji, aukcji… szukał pretekstu. Miał tylko w tym wszystkim nadzieję, że Myers go nie rozszyfruje.
    Poprawiał właśnie krawat, kiedy wyszła z łazienki. Nie musiała pytać go o zdanie, bo gdy tylko pojawiła się w sypialni, od razu zaczął uważnie lustrować jej sylwetkę, a kiedy sama zaczęła mu prezentować swój strój i całość… jego oczy lśniły z zachwytu.
    — Olśniewająco — powiedział bez zastanowienia, robiąc krok w jej stronę z lekkim uśmiechem na twarzy, a dopiero o ocenili odchrząknął, jakby zdając sobie sprawdzić że to było zbyt miłe jak na niego, ale słowo już się rzekło — ale że mną u boku zdecydowanie lepiej — uśmiechnął się szerokość podając jej dłoń — powinniśmy już być w drodze — zerknął na zegarek na swoim nadgarstku i uniósł pytająco brew — możemy już czy coś jeszcze?

    😌

    OdpowiedzUsuń
  9. — Sugeruję, żebyś nie próbowała wycisnąć ze mnie słów, których żadne z nas nie chce usłyszeć ani powiedzieć — odparł, ale cały czas trzymał dłoń wyciągniętą w jej stronę i czekał, aż ją złapie. Chciał ją już wyprowadzić z apartamentu, aby jak najszybciej znaleźć się na miejscu i równie szybko wrócić z powrotem do domu. Chciałby się cieszyć wspólnym wyjściem i możliwością… bycia z nią, ale jednocześnie chciał to mieć za sobą, bo dużo przyjemniej byłoby spędzić czas z Myers bez tych wszystkich ludzi, bez rodziny czekającej na najdrobniejsze potknięcie jego lub jej. Niestety, nie mogli tego przeskoczyć. Co samo w sobie go drażniło, a nawet nie zdążył wyjść z sypialni. — Teoretycznie. Wiesz, jakby się to skończyło w praktyce — mruknął, bo już widział oczami wyobraźni swoją spanikowaną matkę i wkurwionego ojca myślą, że na pewno już coś kombinowali — postarajmy się to po prostu przetrwać, co? Wkurwia mnie samą myśl, że tego wieczoru będzie blisko ciebie — mruknął, chociaż może nie powinien wyrażać tych myśli na głos. Nie był jednak w stanie nad tym zapanować — Walker będzie cały czas w pobliżu, ale po prostu nie pozwól mu się ode mnie odciągnąć nawet na chwilę, dobrze?
    Spojrzał na nią z prawdziwą troską w oczach. Miał nadzieję, że poza wymienieniem grzecznościowych kilku słów, uda im się trzymać od rodziców jednych i drugich jak najdalej. Oczywiście, że naiwnie w to wierzył, ale… kto mu zabroni.
    Zatrzymał się wraz z nią, a następnie uniósł brew, widząc pudełko. Uśmiechnął się widząc jego zawartość, gdy je otworzył.
    Wyciągnął naszyjnik i powoli zbliżył się do jej pleców, napierając na nie, aby przełożyć naszyjnik przez jej szyję, a następnie zapiąć. Przesunął palcami po jej skórze, a następnie obrócił ją za biodra, aby spojrzeć, jak wisiorek prezentował się w zestawieniu z całością.
    — Brakowało go tu.
    Nie przejmował się swoim bratem. Aiden był ostatnim problemem na jego liście, jego żona też. Bardziej martwił się rodzicami. Z jakiegoś powodu czuł, że od tej kolacji będzie dużo zależało. Dlatego najchętniej pojawiłby się, odhaczył swoją obecność i wrócił, żeby nic się nie spierdoliło. Gdyby mógł tak zrobić, byłoby za prosto, zbyt idealnie. Przyzwyczaił się już do tego, że jego życie takie nie było.
    — Spokojnie. Co najwyżej ojciec wymyśli jakiś podstęp, żeby wciąż trzymać władzę w firmie, ale zacząłem zbierać sprzymierzeńców — mruknął. Tak, jego obawy dotyczyły tylko firmy, a słowa, które wypowiedział na uspokojenie Luny, nawet go nie uspokajały. Czuł, że miał za mało czasu, że ludzie w firmie wciąż brali go za dzieciaka (którym właściwie był) i mało kto zamierzał twardo za nim stać przy okazji spotkań zarządu. Musiał jednak zdobyć większość, musiał mieć sprzymierzeńców, a później wnioskować o wypierdolenie seniora. To był jego plan. I miał nadzieję, że się ziści.
    — Uwierz, chciałbym tego — prychnął — ale dobrze wiesz, że wtedy będzie tylko gorzej — dodał, jednocześnie przysuwając się do dziewczyny. Objął ją ramieniem przez kark i przyciągnął do siebie — ale mam kilka pomysłów, jak będziemy mogli odreagować cały ten stres związany z kolacją — stwierdził, mrucząc cicho do jej ucha. Tak, zamierzał tej nocy się z nią pieprzyć i wolał ją wyjątkowo uprzedzić, chociaż właściwie, byłoby dziwnie, gdyby nie zakończyli dnia w ten sposób.
    Kiedy samochód zaparkował, Ledger wysiadł, a następnie obszedł auto i otworzył drzwi Lunie, pomagając jej wysiąść, a następnie poprowadził ją w stronę wejścia.
    — Nie będę pytał czy jesteś gotowa, na to nie da się być gotowym — stwierdził, przywołując na twarz czarujący uśmiech zarezerwowany dla paparazzich. Mógł się spodziewać, że będą na nich czekać przed wejściem. Nie zdziwi go, gdy okaże się, że matka sama ich zaprosiła.
    Dlatego przyciągnął do siebie Lunę, ułożył dłoń na jej lędźwiach i pocałował namiętnie, dając im to, po co się tutaj zjawili.

    😊

    OdpowiedzUsuń
  10. — Cały ja — wzruszył ramionami, uśmiechając się przy tym rozbrajająco, nie robiąc sobie nic z przytyku. Gdyby miał dostać za każdym razem jednego dolca gdy słyszał tak pieszczotliwe określenie skierowane do niego, jego stan konta prawdopodobnie byłby wyższy niż obecnie. — To są najbardziej optymistyczne scenariusze — rozbawiła go — gdybyś mogła mi zagwarantować, że to skończyłoby się właśnie w taki sposób, nie musiałabyś mnie do niczego namawiać.
    Uśmiechnął się dużo łagodniej, przesuwając palcami po jej nadgarstku, gdy wsłuchiwał się w słowa padające z jej ust.
    — Po prostu nie mogę dopuścić do złamania danego ci słowa — szepnął, czując jak głos zachodzi mu lekką chrypką. Nie potrafił przyznać, że się zwyczajnie o nią bał, jakby wyznanie, że jest zdolny do martwienia się o kogoś innego było oznaką słabości. W zasadzie… trochę tak właśnie było, bo gdyby ktoś się dowiedział o tym, że przejmuje się Luną, mógłby ją wykorzystać. Tak, stała się jego słabością i wolałby, aby nikt o tym nigdy się nie dowiedział. O co cholernie ciężko, skoro brali ślub.
    — Cieszę się, że jednak nie pozbyłaś się go na stałe.
    Westchnął jedynie ciężko na jej słowa, bo całość była dużo bardziej skomplikowana.
    — Teoretycznie tak — mruknął — ale wciąż, to on i pozostali mają większość udziałów. Jeżeli uda mi się przekonać do siebie dwoje jego ludzi, to ja będę miał większość — gorzej było z tym, że nawet gdyby udało mu się w praktyce ich do siebie przekonać, nie był pewien czy podczas głosowań faktycznie by go popierali. — To trochę bardziej skomplikowane, niestety.
    — Poważnie marzysz o zimnie? — Nie dowierzał w to, co słyszał — ale dobra, w takim razie może od razu Alaska? Z lata do zimy, powinno ci się spodobać — zaśmiał się cicho. Śmiech jednak zmienił się w nieco bardziej chrapliwy i niski, gdy mu odpowiedziała — skoro tego chcesz — skinął głową, spoglądając na jej dłoń — proponuje jednak dodać do tego pasek — uśmiechnął się kącikiem ust — będzie przyjemnie, gwarantuję.
    Wiedział, bo dokładnie chciał tego samego. Dlatego musieli przetrwać. Grać, starając się spełnić oczekiwania staruszków, żeby nie mieli się do czego przyczepić po wszystkim. Miał nadzieję, że już po prawdziwym ślubie, trochę sobie odpuszczą. Nie potrzebował mieć ich ciągle nad głową.
    — Chciałbym. Naprawdę chciałbym — wyszeptał wprost do jej ucha, co dla pozostałych wyglądało, jak szeptanie słodkich słówek — ale nie jesteśmy mięczakami, Myers. Myśl o tym, że do ślubu coraz bliżej i może w końcu odpuszczą.
    Kiedy weszli do sali, od razu ich oczom ukazał się tłum gości. Ledger wygiął usta w znacznie mniej zadowolonym uśmiechu, gdy napotkał spojrzeniem wzrok ojca.
    — Pięknie wyglądacie — matka Collinsa uśmiechnęła się szeroko, kiedy we czwórkę wraz z rodzicami Luny podeszli do nich, gdy zmierzali do swojego stołu. Posłał matce jedynie słaby uśmiech, przez cały czas kontrolnie zerkając to na ojca, to na Sylvestra, chcąc mieć pewność, że nie zbliży się bardziej do Luny.
    — Zacznijmy już — powiedział — wszyscy znaleźli bez problemu swoje miejsca? — spytał, licząc na to, że rozejdą się i ruszą właśnie w kierunku swoich krzeseł.

    😊

    OdpowiedzUsuń
  11. Szczera rozmowa pomiędzy tą dwójką z pewnością rozjaśniłaby wiele oraz rozwiała wszystkie wątpliwości, ale Ledger był zbyt dumny, aby przyznać się do jakichkolwiek uczuć względem Luny (kogokolwiek tak właściwie). Był zbyt dumny na to, aby w ogóle rozpoczynać jakąś rozmowę, która miałaby coś rozjaśniać, nawet gdyby podczas niej nie wspominał o uczuciach jakimi ją obdarzał. Zresztą bez problemu potrafił przekonać samego siebie, że tak jak jest, jest po prostu dobrze i zmienianie tego nie miało najmniejszego sensu. Bo tak właściwie, po co mieliby nadawać temu jakiekolwiek ramy i nazwy? Przestali ze sobą walczyć, dobrze się razem bawili, a do tego seks był dobry, a właściwie bardzo dobry. Zmiany mogły… nie koniecznie musiały przynieść coś dobrego, a całość Ledgerowi odpowiadała. Nie widział powodu, dla którego miałby ryzykować zniszczenie czegoś, co zwyczajnie w świecie dobrze działało. Lepsze wrogiem dobrego, jeżeli chodziło o relacje międzyludzkie, bo we wszystkim innym chciał piąć się do najlepszego.
    Spojrzał na nią, ale nic nie odpowiedział. Rozważał szantaż, oczywiście, że tak. Podejrzewał jednak, że to co udało mu się znaleźć, ojciec znalazł pierwszy. A to wszystko utrudniało.
    — Masz rację, firma to nieodpowiedni temat — przytaknął, bo chociaż język sam mu się rozwiązał i tak jak wcześniej, nie miał teraz problemu z mówieniem o pracy, z chęcią by pociągnął, bo może rozmowa z Luną zainspirowałaby go do jakiegoś kroku, ale to by oznaczało zmiany. A zmiany nie były potrzebne, przy czym zamierzał uparcie trwać.
    Oczywiście, że w jednej chwili miał już plan na to, w jaki sposób spędzą najbliższe Boże Narodzenie, nie zamierzał jednak w tym momencie o tym wspominać. Wiedział, że będzie zachwycona i chociaż do grudnia było daleko, już nie mógł się doczekać, aż zobaczy jej minę.
    Uśmiechnął się z satysfakcją wymalowaną na twarzy, bo chociaż nie miał wątpliwości co do swoich łóżkowych umiejętności i tego, że Luna była zadowolona, to usłyszenie tego wprost, cóż, sprawiało, że ego Collinsa rosło.
    Obejmował ją, biorąc na siebie jej ciężar, i kroczył pewnym krokiem do sali. Licząc, że będą mieli nieco więcej spokoju nim zostaną osaczeni przez rodziców. Jak bardzo się mylił.
    Gdy tylko ojciec Luny odezwał się, Ledger chwycił pewniej brunetkę, aby czuła fizycznie jego bliskość jeszcze bardziej, aby nawet przez chwilę nie zwątpiła w to, że jest bezpieczna.
    — Kwadrans spóźnienia jest czymś obowiązkowym w LA — rzucił, spoglądając prosto w oczy mężczyzny. Owszem wiedział do czego był zdolny, sam tego doświadczył po aferze z Lexie, ale od dnia znalezienia Luny i sprowadzenia jej do domu, zaczął spędzać więcej czasu na siłowni, aby być gotowym, gdyby kiedykolwiek miało ponownie dojść do konfrontacji. Dlatego twardo wpatrywał się w jego oczy, nie zamierzając odpuścić pierwszemu. Niestety to zrobił, przez Lunę, bo pociągnęła go w stronę ich stolika.
    — Potarcie się o nos środkowym palcem — zaproponował — najlepiej tak, żeby przekaz szedł do Aidena lub Rose, do kogo wolisz — burknął. Nie przepadał za swoim bratem, a ich relacja po śmierci najstarszego z Collinsów uległa znacznemu pogorszeniu. Każdy z nich przechodził żałobę inaczej (a raczej Aiden ją przechodził), inaczej spędzał czas przez co ich drogi naturalnie się oddaliły. — A tak poważnie, to jak chcesz, wystarczy jedno twoje spojrzenie. Będę wiedział, kiedy cię stąd zabrać — dodał, nim usiedli przy stole.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Nie było krótszych sukienek? — Rose przywitała się w typowym dla siebie stylu.
      — Nadal nie opuściłaś liceum? — Collins nie zdążył nawet na nią spojrzeć, mając już odpowiedź — nie wiedziałem Aiden, że tak bardzo lubisz dzieciaki — puścił mu oczko — wiesz, gdybyś chciał — urwał jednak, bo jego telefon wydał z siebie dźwięk przychodzącej wiadomości. Nie wyciszył go, bo zawsze był w nieprzerwanym kontakcie ze swoją sekretarką. Wiedziała jednak, że dziś ma odzywać się jedynie w naprawdę pilnych sprawach. Sięgnął do kieszeni spodni i odblokował urządzenie, aby przeczytać krótką wiadomość:

      zabawmy się.
      Uniósł jedynie brew, a kiedy podniósł spojrzenie by rozejrzeć się po gościach, przyszła kolejna wiadomość.
      wybierz, kiedy chcesz dostać niespodziankę: teraz, w czasie toastów, a może wraz z wejściem tortu?

      Bez słowa podsunął telefon Lunie, całkowicie ignorując przez cały ten czas gadaninę Aidena, na temat tego, że z ich dwójki to właśnie Aiden jest odpowiedzialny i nadal nie rozumie dlaczego do Ledger dostał fotel prezesa.
      — Powiedz, że to nie ma związku z twoimi złymi przeczuciami tylko znalazłaś jakąś apkę do automatycznego wysyłania wiadomości i chcesz mnie zabrać do pokoju na górze — powiedział, chociaż domyślał się, że odpowiedź nie będzie twierdząca. Miał tylko nadzieję, że to nie miało nic wspólnego z firmą i zbliżającym się spotkaniem zarządu.

      🙄

      Usuń
  12. Wpatrywał się dalej w wojskowego, unosząc brew na jego słowa. Kąciki ust drgnął mu, widząc, jak bardzo wkurzył się jednym, niewinnym tekstem. Z chęcią powiedziałby coś więcej, ale przede wszystkim nie chciał denerwować Luny, a gdy ta się spięła, od razu to poczuł.
    — Przepraszam — szepnął, bo tyle gadał o tym, że przy nim może czuć się bezpiecznie, a jednocześnie zachowywał się w ten sposób. Powinien był myśleć o tym, że Luna nie czuła się dobrze choćby w obecności swojego ojca, a próbowanie z nim dyskusji… z pewnością nie sprawiało, że Myers wierzyła w słowa bruneta, co do zapewnienia jej bezpieczeństwa — nie będę, nie musisz się martwić, chociaż to urocze, że nie chcesz mojej śmierci — puścił jej oczko, przesuwając dłonią po jej plecach.
    — Musi być w nim więcej błagania — chciał zażartować, ale w obecnej sytuacji odnoszącej się do chęci zniknięcia stąd, nie wyszło mu to za dobrze — jak tylko nadarzy się okazja, pójdziemy zwiedzić ogrody, co ty na to? — Spytał. Wiedział, że gdyby zniknęli za szybko, zaraz mieliby wysłuchiwane, ale przespacerowanie się po terenie sali nie było tym samym co powrót do domu.
    Parsknął cicho powstrzymując śmiech, gdy dotarły do niego słowa Luny. Jak na prawdziwego dżentelmena przystało, pomógł Lunie z krzesłem, a następnie sam zajął swoje.
    Kiedy wzięła jego telefon, wpatrywał się w nią z napięciem. Wiedział, że nie usłyszy twierdzącej odpowiedzi na swoje pytanie, ale mimo wszystko, chciał liczyć po prostu na to, że mogła wiedzieć, że to wcale nie miało oznaczać kłopotów.
    Zmarszczył brwi, bo nie podobało mu się to. Nie miał pojęcia o co mogło chodzić i to przede wszystkim go drażniło.
    — Problemy w raju? — Usłyszał głos brata. Całe szczęście, że akurat zostali z Luną wywołani przez dj’a, bo całkiem możliwe, że jeszcze słowo czy dwa z ust Aidena, a Ledger po prostu by mu przywalił. Ten dzieciak nigdy nie wiedział, kiedy jest odpowiednia pora na zamknięcie ust (co w zasadzie było rodzinne).
    — Nie podoba mi się to, zaraz po tym pieprzonym tańcu muszę to ogarnąć. Zostaniesz z Walkerem — szepnął cicho, gdy szli z udawanymi uśmiechami na środek sali. Nie był typem panikarza, normalnie nie przejąłby się taką wiadomością. Za bardzo mu jednak zależało na firmie, a zbliżające się zebranie stresowało go, nie samo w sobie, ale jego ewentualne efekty, jeżeli coś pójdzie nie tak, jeżeli nie będzie miał większości.
    Przyciągnął ją do siebie, a kiedy dj włączył wybraną przez nich piosenkę, pierw kołysał się delikatnie z Luną w swoich ramionach, aby po chwili przejść do tańca, który ćwiczyli.
    — Pewnie o firmę — stwierdził niezadowolony. — Bo o nas? Niby co mogłoby się wydarzyć? Oni i tak mają w dupie czy to prawdziwy związek, czy nie. Ojcom zależy tylko na tym, żebyśmy wzięli ślub. Matki dobrze wiedzą, jak jest — stwierdził, bo całkiem szczerze nie myślał o tym, że ktoś mógłby mieć coś na nich. Nie myślał o Lexie w ich apartamencie, o ucieczce Luny o imprezie. Nie myślał, bo nie miał pojęcia, że istniały jakieś taśmy i nagrania. Dlatego tańczył, trzymając brunetkę w swoich ramionach, aż kątem oka dostrzegł, że niektóre pary oczu, odwracają się od nich, a tkwią w ekranach – szczególnie te, należące do młodych osób. Na ich twarzach malowały się skrajne emocje. Od rozbawienia, przez zdziwienie po zdegustowanie. Jego telefon też wydawał z siebie dźwięk. Pierw przychodzącej wiadomości. Jednej. Później kolejnej, następnej i jeszcze kilku, aż dźwięk wiadomości przerwała melodia ustawiona na Jess. Oczywiście, że miał ochotę przerwać i odebrać, dowiedzieć się, o co te całe zamieszanie, ale czuł, że gdyby go teraz zrobił, ojciec Luny nie byłby zadowolony, a obiecał, że nie będzie go więcej prowokował.
    — Czuję, że cokolwiek to jest, właśnie się stało, kwiatuszku — mruknął, nie przestając tańczyć.

    🤭

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Założę się, że szybko znalazłabyś sobie nową ofiarę — odparł, uśmiechając się. Nie podejrzewał, aby Lunie faktycznie zależało na znalezieniu się na nowo w związku, ale nie byłby zdziwiony, gdyby okazało się, że jej ojciec ma listę rezerwową na małżonków dla jego córki. Tak, w ogóle by go coś takiego nie zdziwiło w przypadku tego faceta. Odrzucił jednak te myśli. Świadomość, że Sylvester nie miałby problemu, aby kolejny raz wpakować Lunę w tak popieprzone relacje… na samą myśl miał ochotę coś zrobić, konkretnie, przywalić w coś, najchętniej w twarz jej ojca, ale wiedział, że to z kolei nie było tak łatwe jakby tego chciał.
      — Nie widzę przeciwwskazań — mruknął cicho, posyłając jej przy tym łobuzerski uśmieszek — takie zwiedzanie wydaje się całkiem ciekawe — zamruczał, przyciskając ją do siebie, a następnie musnął delikatnie jej wargi.
      Nie miałby nic przeciwko przed całowaniem jej za każdym razem, kiedy tylko miał na to ochotę. Właściwie, łapał się na tym, że brakowało mu momentami tej swobody na co dzień. Co było dziwne, bo teoretycznie nie powinien był się czuć tak swobodnie i luźno, skoro to wszystko było udawane, prawda? Powinien odczuwać skrępowanie? Chociaż minimalne zwątpienie? Tymczasem kiedy mógł ją dotykać na oczach wszystkich, całować, przytulać, czuł się na odpowiednim miejscu. Te słowa najlepiej to opisywały. Był na swoim miejscu, przy niej. Z nią u boku.
      Zignorował całkowicie swojego brata, skupiając się jedynie na Lunie. Nie miał pojęcia, jak niby widziała swoją pomoc w tym, ale nie chciał się w tym momencie kłócić.
      — Tylko co ktoś mógłby na nas mieć? — Spytał, bo to mu się nie zgadzało. Nie był w stanie wymyślić nic, co mogłoby jakoś na nich wpłynąć. Nie było nic, o czym by nie wiedzieli. W takim przeświadczeniu żył. — Dobra ten argument, że to nasza kolacja jest… trafny, ale pomysł, Luna, niby o co może chodzić? Ktoś zdradzi, że udajemy? Starzy i tak o tym wiedzą, reszta… — wzruszył ramionami. Czy ktoś naprawdę by się przejął informacją o tym, że ten związek nie jest na poważnie? Wątpił w to.
      Skupiał się na tańcu. Tak długo, jak mógł, bo w którymś momencie nie przestający wydawać z siebie dźwięków telefon, stał się strasznie wkurzający i niepokojący. W połączeniu z reakcją gości. Dlatego, kiedy Luna się odezwała, nawet się nie zastanawiał czy to sprawdzić, po prostu wyciągnął swój telefon.
      I zamarł, kiedy nagranie się uruchomiło, a do niego dotarło, na co tak właściwie patrzy. Na kogo patrzy.
      Otworzył bezwiednie szerzej oczy i gapił się w ekran, nie rozumiejąc jak. Jak do tego w ogóle doszło. Kiedy…. Kiedy włączyła nagrywanie, że niczego kompletnie nie zauważył? Nie był na tyle pijany, żeby nie zauważyć, tak przynajmniej mu się wydawało, bo w tym momencie, łatwo było mu zwątpić.
      — Co? Nie. To nie tak, Luna — powiedział. Nie nagrywał niczego, na nic się nie zgadzał. Nie miał pojęcia, że Lexi wszystko nagrywała, to było… kurwa. Schował telefon do kieszeni i ruszył za Myers, ignorując wszystko i wszystkich. — Luna, zaczekaj — powiedział nieco głośniej, ruszając za nią szybkim krokiem. Wypadł za nią, z pomieszczenia i zastąpił jej pospiesznie drogę.
      — Proszę — szepnął, spoglądając w jej oczy i łapiąc jej dłonie w swoje — to… nie umiem tego wytłumaczyć, to nagranie, nie miałem pojęcia, a ona… ona to stara sprawa przecież wiesz.

      L

      Usuń
  13. — Jasne, przyznaj, że to dla ciebie największa rozrywka — zaśmiał się cicho pod nosem, skupiając się całkowicie na niej. Gadanie z Aidenem i Rose nie miało najmniejszego sensu. Zwłaszcza, że ta kolacja sama w sobie nie była miejscem, w którym w tym momencie najchętniej by się znajdował. Psucie sobie wieczoru dobrowolnym przebywaniem i rozmawianiem z bratem i bratową było oznaką prawdziwej autodestrukcji. Collins w tym momencie nie miał ochoty na takie cierpienie. W zasadzie skazywanie siebie na taką udrękę chyba nigdy nie będzie dla niego w żaden sposób satysfakcjonujące.
    — Zakładam, że wystarczająco dużo, abyśmy mogli zniknąć po tańcu i nie zdążyć wrócić przed końcem — wymruczał w odpowiedzi, trącając nosem jej nos. Najchętniej przytrzymałby ją przy sobie, nie puszczając ze swoich rąk i po prostu wyprowadził z restauracji, chcąc rozpocząć realizowanie rozmowy, która według Ledgera, śmiało mogłaby się zamienić po prostu w plan na te noc.
    Nie spodziewał się, że w jednej, krótkiej chwili coś potoczy się, aż tak źle. Że zamiast trzymać ją w swoich ramionach podczas tańca i napawać się tym legalnym momentem bycia tak blisko… nagle ktoś wyrwie mu ją z rąk i obleje wiadrem lodowatej wody.
    Był tak przejęty samą Luną, że nawet przez chwilę nie pomyślał o sobie samym w całej tej sytuacji, jak takie nagranie może odbić się nie tyle na nim samym, co na CC&C, bo wiedział, że z pewnością nie będzie tak, że pozostanie to bez odzewu. As to nie było ważne, nie teraz, nie, kiedy obok niego nie było Luny. Nie mógł dopuścić do tego, aby odeszła, żeby przypadkiem na nowo mu nie uciekła. I nie chodziło o Sylvestra. Chodziło tylko o nią.
    — Luna, proszę — powiedział, pozwalając jej jednak na przestrzeń. Oczywiście, że chciał ją trzymać, ale za chwilę z sali mogło wyjść więcej zainteresowanych, nie chciał się z nią szarpać. Zagradzał jej drogę tak, aby nie mogła tak po prostu sobie przejść i odejść. — Gdyby to było stare nagranie, nic bym nie zrobił — powiedział, patrząc na nią. Widząc, że próbuje go wyminąć, od razu zrobił krok w bok, udaremniając jej to. Miał dać jej przestrzeń, ale złapał ją ponownie za nadgarstki, a po chwili przesunął dłonie w dół, łącząc jej ręce ze sobą i chowając w swoich — ale gdyby to było świeże… — spojrzał na nią, zastanawiając się nad tym, co tak właściwie czuł. Mówił o udawaniu, ona teraz też, ale Ledgerowi ciężko było odróżnić czy mówiła poważnie, czy miało to być ironiczne — wkurwiłbym się, gdyby to było świeże — powiedział. I wcale nie chodziło o to, że Walker mu jej nie dopilnował, że ktoś dotknął tego, co należało do niego. Byłby wkurwiony, bo to by oznaczało, że naprawdę jedynie udawali, że kompletnie nic się nie zmieniło między nimi — możliwe, że rozszarpałbym go w strzępy — dodał nie puszczając jej rąk.

    Ledge

    OdpowiedzUsuń
  14. Odwzajemnił ten łobuzerski uśmieszek, nie mogąc się doczekać, aż odbębnią tę oficjalną część, na której po prostu musieli zostać i przetrwać.
    Był wściekły, że wszystko w jednej chwili po prostu runęło. Za każdym razem, kiedy już wydawało mu się, że pomiędzy nimi jest w porządku i wszystko może się ułożyć jakoś sensownie, musiało dziać się coś takiego.
    Stanął przed nią i wpatrywał się w jej oczy, nie musząc się zastanawiać nad odpowiedzią. Nie wymówił jednak tych słów od razu. Patrzył na nią i rozmyślał nad tym czy jest w ogóle sens cokolwiek mówić. Przecież udawali. Przecież to wszystko było fałszywe, nic co było pomiędzy nimi nie było prawdziwe, a jednak momentami czuł, że… że mogłoby być. Tylko jak, skoro właśnie w tym momencie wszystko wskazywało na to, że wszystko runęło? Oblizał wargi, a następnie przełknął ślinę. Denerwował się. Boże, jak bardzo się denerwował, a przecież przerabiali już tę kłótnie. Wtedy, kiedy Lexi była w ich mieszkaniu, później na imprezie… czy naprawdę musieli robić to raz jeszcze? Ile razy jeszcze będą wracać do tego samego?
    — Luna — wypowiedział miękko jej imię, wciąż nie odrywając oczu od jej twarzy — nie musimy tego robić kolejny raz — powiedział cicho, robiąc krok w jej stronę. Odległość między nimi była minimalna.
    Zaciskał mocno wargi, starając się zachować spokój i dystans. Nie mógł pokazać… emocji. Nie był przecież taki. Nie przejmował się dziewczynami. Owszem, relacja z Luną była bardziej skomplikowana, ale to nie była… prawdziwa relacja. Tak sobie wmawiał. I może dobrze, skoro potrafiła kolejny raz robić scenę z tego samego powodu. Jakby kurwa mógł coś z tym zrobić, z tym, że coś się wydarzyło bez jego wiedzy, bez jego zgody. Nie był za to odpowiedzialny. Nie za to, co działo się teraz.
    — Wiesz jaka jest między nami różnica? — Użył jej słów, cały czas nie odrywając od niej spojrzenia — nie obwiniałbym cię za coś, co się wydarzyło bez twojej wiedzy, bez twojej zgody. Nie obwiniałbym cię kolejny raz za tę samą zdradę, za publikację filmu, o którym nie miałaś pojęcia. Nie wytykałbym, błędów — zacisnął zęby, przybierając najbardziej obojętny wyraz twarz, zmuszając się do lodowatego spojrzenia — ale może jestem bardziej ludzki nim się wszystkim wydaje, co? — Zaśmiał się gorzko. Normalnie jej łzy sprawiłyby mu ból, ale w tej konkretnej sytuacji tylko go irytowały. Chodziło tylko o nią.
    — Wiesz co? Masz rację. Tylko udajemy — niemal wypluł te słowa — no tak, ja zasłużyłem na to, żeby moje nagranie krążyło w sieci, zasłużyłem na to, żeby ktokolwiek bez mojej wiedzy mnie nagrywał, nie? Bo zastanów się, jak ty byś się czuła, gdybyś jednak jakimś cudem pozwoliła na to, panno idealna — prychnął, puszczając w końcu jej nadgarstki. Odsunął się o krok i zmierzył ją spojrzeniem, a następnie zerknął na gości.
    — Impreza na dzisiaj zakończona, ale nie martwcie się kochani, data ślubu zostaje bez zmian — rzucił do gapiów, szczerząc się wesoło — może na samym ślubie zadbamy o to, żebyście to nas oglądali, a nie tylko jedną z połówek — dodał sarkastycznie, a następnie zerknął na Lunę.
    — Jasne, Walker pojedzie z wami — nawet nie miał siły do przekonywania jej, że powinna wrócić do domu razem z nim.

    🙃

    OdpowiedzUsuń
  15. Gdyby nie to, że był zwyczajnie porządnym facetem i wiedział dobrze, że gdyby wybuchnął byłoby to idealna pożywką do plotkowania, pozwoliłby sobie na to. Pozwoliłby sobie na stracenie kontroli, bo nikt jeszcze nigdy nie wkurwiał go tak mocno, jak robiła to Luna. Nie istniała na świecie druga osoba, która budziłaby w nim uczucia takie uczucia.
    Dlatego jedynie złączył ze sobą wargi i przybrał nic nie wyrażającą minę, słuchając tego, co miała do powiedzenia. Wkurwiało go, że dla niej to wszystko było takie jasne i tak łatwe do przyswojenia. Przyznałby jej parę punktów, bo owszem, miała częściowo racje, ale w ogóle nie dostrzegała drugiej strony. Lub zwyczajnie nie chciała dostrzegać.
    — Ty lepiej tego nie rób — warknął na odchodne w odpowiedzi na jej słowa. Oczywiście, że najchętniej wyżyłby się właśnie w taki sposób. Spuściłby parę, rżnąć ją mocno. Ją. I na tym polegał problem. Bo o ile wtedy chciał po prostu się z kimś pieprzyć, tak w tym momencie, mimo całej tej kłótni, wycieku filmiku i ogólnego chaosu i sprzeczki, nadal chciał rżnąć tylko ją. I to był kolejny powód, którym go wkurwiała. Wiedziała że było to nieświadome, ale jednak.

    Kolejne dni były takie same. Cały czas czuł wściekłość i nie rozumiał, dlaczego nie może przestać o niej myśleć. Dlaczego liczył na to, że w końcu spotkają się w kuchni i zjedzą razem śniadanie? Próbował wszelkich sposobów na to, aby w końcu na siebie wpadli. Zagroził nawet Jess, że jeżeli nie zdobędzie dokładnego grafiku Luny to ją zwolni. I zrobił to, bo chociaż go zdobyła, nie chciała mu go udostępnić i przekonała Walkera, żeby też mu się przeciwstawił. Zwolnił ją, ale po trzech dniach bez niej zdusił swoją dumę i wcisnął w kieszeń, aby zadzwonić do dziewczyny, zaoferować podwyżkę, przeprosić i prosić, aby wróciła do pracy. Jak zawsze bezpośrednia Jess jasno dała mu do zrozumienia, że to nie ją powinien przepraszać, ale, chociaż cholernie mocno odczuwał brak obecności Luny, nie mógł tego zrobić. Po prostu nie mógł.
    Kiedy nastał dzień ślubu, obudził się z nieprzyjemnym uciskiem gdzieś w okolicach pępka i nie rozumiał, dlaczego. Dlaczego martwił się tym, że do ślubu jednak nie dojdzie? Dlaczego zaczął wyobrażać sobie siebie w oczekiwaniu na nią i… pozostaniu w takim stanie? Nie podobały mu się te myśli, a jeszcze bardziej nie podobało mu się to, że… że co, jeżeli tak właśnie będzie? Jeżeli postanowiła spróbować uciec raz jeszcze? Mówiła, że nie ma szans na ucieczkę i ukrycie się, ale przecież wtedy jej się udało całkiem dobrze… nie znalazł jej szybko. Faktycznie przez pewien czas nawet jej nie szukał, ale kiedy się za to wziął, wcale nie było łatwo.
    Bał się. Naprawdę czuł strach, że będzie tam sterczał sam i nigdy się jej nie doczeka i… i wcale nie martwił się tym, że portale plotkarskie będą mieć używanie. Martwił się, że już nigdy więcej jej nie zobaczy. I cholernie go to przerażało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Stał na środku wyznaczonego kwiatami przejścia tuż obok przedstawiciela kościoła, czując, jak robi mu się coraz bardziej gorąco. Nie miał pewności czy ona tu była. Tak naprawdę odetchnął dopiero, kiedy w końcu ją dostrzegł. Momentalnie poczuł jak wszystko, co do tej pory go bolało, nagle przestało. Wszystkie zmartwienia odeszły. Wpatrywał się tylko w nią. W zasadzie, to w tym momencie nie widział nikogo innego poza nią, nikt inny się nie liczył, a on poczuł na nowo ucisk w żołądku. I nieprzyjemny głosik, który mówił, że spierdolił sprawę i ona nigdy nie będzie należała do niego.
      Wstrzymał oddech, gdy zatrzymała się przy nim. Obserwował uważnie każdy jej ruch, przypatrywał się uważnie jej twarzy, próbując wyczytać z jej oczu, czy czuła się tak samo, jak on.
      — Hej — powtórzył cicho za nią, nie mogąc oderwać od niej spojrzenia, choćby na chwilę — hej — powiedział raz jeszcze i poczuł, jak mocno boli go serce, jak jeszcze nigdy. Nawet, kiedy Jay umierał — jesteś — powiedział, żałując, że nie mieli chwili sam na sam przed całą ceremonią — nie uciekłaś… — zauważył, wyciągając do niej dłoń. Chciał jej dotknąć, upewnić się, że to prawda, a nie jakiś cholernie realistyczny sen, który miał się zmienić w koszmar.

      🥺❤️

      Usuń
  16. Odetchnął. Naprawdę odetchnął, kiedy przekonał samego siebie, że to z pewnością nie może być sen. Nie słyszałby w nim jej tak wyraźnie, nie czułby jej dłoni. Nie tylko tej ściskającej jego własną, ale tej na policzku. Nie… nie mówiłaby takich słów, gdyby to był sen. Nie przepraszałaby za to, że nie dała rady uciec. On zresztą sam, też by o tym nie mówił, a to przecież on zaczął. We śnie… wszystko byłoby łatwe i idealne. Uśmiechaliby się do siebie pełnymi szczerości uśmiechami, spoglądając przy tym w swoje oczy, czując, że na całym świecie nie liczy się nic więcej poza stojącą naprzeciwko osoby…
    Ale czy tak właśnie się nie czuł w tym momencie? Spoglądał na nią, wciąż z lekkim niedowierzaniem, że zdecydowała się nie uciekać, ale przez jego oczy przemawiały najszczersze uczucia. Uczucia, które łatwiej było wyrazić oczami niż słowami.
    — To… dobrze — wyszeptał cicho, nie puszczając ze swojego uścisku jej drobnej dłoni. Trzymał ją, nie chcąc pozwolić na to, aby się odsunęła. Jakby złączone dłonie mogły sprawić, że wszystko stanie się proste i prawdziwe. — Ja… bałem się, że znikniesz, jak wtedy — wyznał cicho. Dobierał słowa ostrożnie, jakby bojąc się odrzucenia. Mówił tak, że w zasadzie nie było jasności czy mówi w kontekście tego, że naprawdę nie chciał aby zniknęła, bo tak naprawdę chciał spędzić z nią życie, czy w kontekście tego, że gdyby zniknęła, straciłby firmę, rodzice by się wkurzyli i znowu wszystko byłoby spieprzone. Gdyby tylko chciała dostrzec w jego oczach prawdę… bo potrafił świetnie udawać, ale były takie emocje, tak silne, nad którymi nie był w stanie objąć władzy.
    Jego przepełnione miłością i tęsknotą oczy, mówiły wszystko. Mówiły całą prawdę, której usta nie chciały powiedzieć.
    — Nie przepraszaj, Luna — szepnął cicho, jakby wybudzając się z krótkiego transu. Wbił spojrzenie prosto w jej oczy i zacisnął usta, zastanawiając się, jak to wszystko będzie wyglądało. Jak niby ma wyglądać ich życie, skoro go nienawidzi, a on miał za duże ego, aby przeprosić?
    — Ja Ledger, biorę ciebie Luno za żonę i ślubuje ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską, oraz że nie opuszczę cię, aż do śmierci — powtórzył za mężczyzną, przez całą ceremonię nie będąc w stanie oderwać wzroku od swojej narzeczonej, od swojej zaraz żony. Przez cały ten czas zastanawiając się, co ma zrobić, żeby to wszystko miało jakikolwiek sens.
    Kiedy doszło więc do uwielbianego przez wszystkich pozwolenia na pocałunek, Ledger przez kilka sekund gapił się w jej oczy, jakby próbując odnaleźć nie tyle zgodę, co swoją własną pewność siebie, próbował znaleźć… jakikolwiek znak, że nie zrobi z siebie idioty, że… w jednej chwili stwierdził jednak, że może podjąć tę ryzyko, stawić czoła ewentualnej porażce.
    Zrobił krok do przodu, aby zbliżyć się do dziewczyny, a następnie ułożył jedną dłoń na jej biodrze, a druga na policzku.
    — Kocham cię, kwiatuszku — szepnął niemal bezgłośnie i złączył ich usta w pocałunku, nie pozwalając jej na jakąkolwiek reakcje. Nie chciał wiedzieć, czy gdyby dał jej te kilka sekund roześmiałaby się, a może spojrzała na niego z litością, że był na tyle słaby, że pozwolił sobie na jakiekolwiek uczucia.

    🥺❤️

    OdpowiedzUsuń
  17. Sam nie dał jej szansy na odpowiedź, ale łzy, które zobaczył na jej policzkach wprowadziły go w tak duże zdezorientowanie, że sam nie miał pojęcia, co ma zrobić.
    Zwłaszcza, że później podczas wesela miała szansę z nim porozmawiać, zareagować na wyznanie, na które sobie pozwolił. Nie dostał jednak tego. Nie dostał niczego, co odnosiłoby się do tego, co stało się tuż po udzieleniu sakramentu.
    Starał się o tym nie myśleć. Skupiając się jedynie na tym, aby każdy z gości zapamiętał wesele jako najlepsze w swoim życiu. Idealne. Musiał zajmować czymś myśli, bo świadomość, że otworzył się przed Luną tak bardzo, a ona najwyraźniej zamierzała udawać, że nic się nie stało, była cholernie wkurzająca. Chociaż może dobrze? Jeżeli nie czuła tego samego, może tak było lepiej. Udawać, że z jego ust nie padły takie słowa.
    Kiedy wesele dobiegało ku końcowi, pozwolił sobie na mocniejszego drinka, mając świadomość, że już za chwilę nie będą nie widoku gości ani tym bardziej żadnych natarczywych fotoreporterów.
    Kiedy znaleźli się w odrzutowcu, od razu zasiadł na jednym z wygodnych foteli i poprosił o whisky. Był… zły i bolało go serce. Nie spodziewał się, że będzie tak bardzo odczuwał jej reakcje, a w zasadzie jej brak. Spędzenie z nią lotu i całego pobytu we Włoszech, wydawało się wręcz niemożliwe.
    Trzymał w dłoni szklankę, czując jak pas drażni go w tym momencie niezwykle mocno. Podniósł wzrok słysząc, ciche kroki. Zerknął na Lunę i momentalnie poczuł, jak chce mu się rzygać. Jakby ból był na tyle silny, że próbował znaleźć jakiś sposób na ujście. W jednej chwili przypomniał sobie, dlaczego lepiej było mieć grubą skorupę i wysoki mur, przez które nikogo do siebie nie dopuszczał.
    Wiedział też, co mógłby zrobić, aby poradzić sobie z tym natłokiem wszystkiego, który zaczął odczuwać w jednym momencie. Ale nie mógł. Nie mógł być tak słaby. Nie mógł, bo po śmierci Jay’a obiecał sobie, że nigdy więcej nie sięgnie po to gówno.
    Rozchylił wargi, zaciskając palce na szkle, gdy słuchał tego, co zaczęła mówić. Pokręcił przecząco głową.
    — Nie powiedziałem przez całą dzisiejszą noc ani jednego kłamstwa — odparł, przechylając lekko głowę i…czekaj, co ona właśnie powiedziała? Wbił spojrzenie prosto w jej oczy i wpatrywał się w nie, zastanawiając się nad tym czy to, co właśnie usłyszał było prawdziwe, czy miał, kurwa, aż tak bujną wyobraźnię, a prawdziwa Luna jeszcze nie wyszła z sypialni? Zamrugał, jednocześnie wbijając palce w szkło. Jakby chcąc się upewnić, że to… prawda. Odpiął pas, odstawił szklankę z alkoholem i właściwie wyskoczył z fotela, aby klęknąć u jej stóp. Spoglądał na nią z dołu, pozwalając sobie na sięgnięcie dłońmi jej policzków. Widział, że miała łzy w oczach, a jego palce były gotowe aby zetrzeć je natychmiast, gdy tylko z nich wypłyną.
    — Nie kłamałem, ja… nie chciałem cię zranić, po prostu… nie mogłem tego dłużej w sobie dusić — wyznał cicho — czujesz coś? Do mnie? — Spytał, nerwowo oblizując wargi. Mówiła poważnie czy postanowiła się zabawić jego kosztem? W zasadzie, potrafiłby to zrozumieć. On się nią przez długi czas jedynie bawił. Alkohol i bolące serce sprawiały, że z pewnego siebie mężczyzny, którym był na co dzień stał się… miękki. Bo mu zależało, bo pragnął, żeby to co słyszał było prawdą, bo był zmęczony ciągłym udawaniem i bronieniem się przed wszystkim i wszystkimi, przed nią, przed jej bliskością. Miał… dość. — Luna — wypowiedział jej imię z wyraźnie słyszalnym bólem, bo jakoś nie mógł uwierzyć, że to prawda. Bo jeżeli to byłaby prawda, dlaczego czekała tak długo? Dlaczego nie chciała z nim rozmawiać podczas wesela. Dlaczego tyle czekała?

    🥲

    OdpowiedzUsuń
  18. — Nie udaję — szepnął cicho, zastanawiając się nad tym czy robiła to specjalnie. Chciała, aby znowu to zrobił? Żeby znowu wyznał jej miłość? Mógłby to zrobić… pewnie gdyby był całkowicie normalny, nie miał ze sobą życia w takiej, a nie innej rodzinie, prawdopodobnie mógłby jej mówić co kilka minut, że ją kocha. Był jednak Collinsem i wiedział, co mogło się za tym kryć. Zwłaszcza, że nie tak dawno temu, do sieci trafiło nagranie z nim, nie chciałby powtórki. Bo… nie chciał wierzyć własnym myślą, ale co, jeżeli Luna chciała go ukarać za wszystko co zdążył jej do tej pory zrobić? Może chciała nagrać jak się przed nià płaszczy, może chciała go upokorzyć? Nie miał pojęcia i chociaż czuł, że ją kocha i, że ona nie byłaby zdolna do czegoś takiego… nie umiał w pełni zaufać.
    — Nie bój się mnie — dostrzegł jej zaciśnięte powieki. Miał wrażenie, że czuł wręcz wzdrygnięcie i strach, jej strach przed nim, co jeszcze bardziej mu się nie podobało. Obiecał jej przecież, że jej nie skrzywdzi. Owszem… obietnica nie była do końca spełniona, bo może i nie krzywdził jej fizycznie, zdawał sobie sprawę z tego, jak często ranił ją psychicznie. Jak swoim zachowaniem sprawiał, że Luna cierpiała. — Przecież wiesz, że nigdy niczego ci nie zrobię — powiedział, bo bolało go to, że tak na niego reagowała. Przecież nie miała powodu.
    Rozchylił wargi, słuchając jej słów i… poważnie? To dlaczego nic nie odpowiedziała? Dlaczego dopiero teraz zdecydowała się poruszyć ten temat? Dlaczego uparcie twierdziła, że nie mówił tego poważnie?
    — Luno — spojrzał na nią, przesuwając powoli dłońmi po jej policzkach. Wpatrywał się w jej oczy, próbując odgadnąć czy mówiła prawdę, czy to miała być jaka głupia, jeszcze bardziej skomplikowana gra pomiędzy nimi. — Nie kłamałem. Niczego nie mówiłem po to, żeby cię zranić — powiedział, marszcząc nos — za co tak dokładnie mnie przepraszasz? — Spytał, nie mogąc przestać jej dotykać — bo… kurwa, Luna, czy… mówisz poważnie? Przepraszasz mnie za to, że coś czujesz do mnie i nie możesz zrozumieć, że ja… że ja też? — Spytał cicho, jakby bojąc się, że właśnie na to czekała, zaraz pojawià się chwytliwe nagłówki na portalach, mówiące o tym, jak bardzo jest miękki a wcale przecież nie był miękki. — Nie przepraszaj mnie za coś takiego — wyszeptał — jeżeli mówisz… poważnie, jeżeli to prawda… tęskniłem za toną — powiedział z lekką chrypką — po tej kolacji… starałem się zapomnieć, ale nie mogłem. Czekałem aż pojawisz się w drzwiach sypialni, aż będziesz w naszym łóżku i będę mógł cię przytulić. Za wspólnymi śniadaniami, kolacjami, za… za tobą, wszystkim czym byłaś, na czym zostawiłaś swój ślad, ja… powiedz to. Powiedz, że nie rozumiem niczego opatrznie, że właśnie próbujesz powiedzieć mi dokładnie to samo, co ja powiedziałem tobie przed pocałunkiem — wyszeptał, ściskając mocniej na dziewczynie.

    🥺

    OdpowiedzUsuń
  19. — Mogę nie wiedzieć wielu rzeczy, ale tego, że cię nie skrzywdzę jestem pewien i nie mów mi, że jest inaczej — chyba był zły, że myślała w ten sposób. Może i mógł zrozumieć, dlaczego tak sądzi, ale bolało go to, że nie chciała w niego uwierzyć — nigdy nie podniosę na ciebie ręki, nigdy. Rozumiesz? Prędzej przypierdolę sobie głową w ścianę, niż zrobię coś tobie — wyszeptał, będąc przekonanym o tym w stu procentach. — Nie jestem twoim ojcem, nie jestem taki jak on czy jak mój ojciec, musisz mi uwierzyć — dodał, mając nadzieję, że kiedyś mu uwierzy, bo… bo to była prawda. Miał wiele za uszami, nie krył tego, nie udawał, że jest święty. Ale były granice, których nie przekraczał. Nigdy.
    Wziął głęboki oddech i opuścił spojrzenie. Pamiętał te słowa. Pamiętał dokładnie, co powiedział, ale… wtedy w nie wierzył. Dobra, nie mógł potwierdzić w ten sposób swojej wiarygodności co do tematu przemocy, bo teraz jedyne czego pragnął to właśnie tego, aby odwzajemniała jego uczucia, aby czuła dokładnie to samo, co on i nie zamierzał niczego kończyć. Wręcz przeciwnie. Wierzył, że wszystko dopiero się zacznie.
    — To się nie liczy, jeżeli ja też coś czuję — powiedział, wpatrując się prosto w jej oczy. Przesunął powoli palcami po delikatnej skórze pod oczami i przez chwilę wpatrywał się w nią. W ciszy. Zastanawiając się nad tym, dlaczego tak uparcie nie chce uwierzyć w jego słowa. Dlaczego on sam też nie był w stanie tak po prostu przyjąć tego, co słyszał, a szukał w tym wszystkim drugiego dna. Jakby… jakby żadne z nich nie było zdolne do uwierzenia w to, że ktoś może ich naprawdę kochać.
    W zasadzie czy mógł się dziwić Lunie? Nie tylko przez wzgląd na jej dzieciństwo, ale przez to, jak do tej pory sam ją traktował…
    — Co mam zrobić, żebyś mi uwierzyła? — Spytał cicho, nie przestając jej dotykać. Sunął powoli palcami po jej skórze, nie mogąc pozwolić na to, aby ich kontakt fizyczny został przerwany. Miał wrażenie, że kiedy czym pod palcami jej skórę, to cała ta sytuacja była bardziej prawdziwa. To, że Luna tu była, że wyznawał jej swoje uczucia, że słyszał z jej ust podobne słowa, że… to było prawdziwe. Po prostu prawdziwe. — Powiedz mi, proszę. Co mam zrobić, żebyś przestała myśleć, że kłamię. Nie robię tego… chcesz kwiaty, randki? Mam kupić dla Ciebie gwiazdę? Zrobię to. Zrobię wszystko, co tylko chcesz — wyszeptał — to co mówiłem o zakochaniu się… byłem wściekły, że ojciec się wpieprza. Byłem zły na ciebie. Na siebie. Na cały świat, że nigdy nic nie może być dobrze, że zawsze wszystko się pierdoli, ale teraz… proszę uwierz mi.

    🥺❤️

    OdpowiedzUsuń
  20. Nie brzmiało przekonująco, ale nie chciał się teraz kłócić w tym temacie. Musiał jednak przyznać, przed samym sobą, że to sprawiało mu przykrość. To, że mimo bronienia jej przed ojcem ona nie była pewna co do tego, że jej nie skrzywdzi. Obiecał jej… poza tym czy naprawdę nie widziała, że nie był taki?
    Nie powiedział więc nic więcej w tym temacie, jedynie skinął lekko głową. Chciał wierzyć, że z czasem naprawdę mu uwierzy w tej kwestii. Nie tylko uwierzy, ale przede wszystkim przekona się sama, że naprawdę ostatnie co mógłby zrobić to skrzywdzenie jej. Nie chciał tego. Naprawdę nie chciał ranić jej w żaden sposób.
    — Po prostu… uwierz mi, że chcę jedynie twojego szczęścia — powiedział, nie przestając jej dotykać. Nie chciał odrywać od niej rąk, bojąc się, że gdy to zrobi nie pozwoli mu się kolejny raz dotknąć. Jakby trwający kontakt fizyczny miał być ostatnim. Sam nie wiedział dlaczego myślał w ten sposób. Nie chciał jednak ryzykować i sprawdzać czy to tylko wymysł nietrzeźwego umysłu — twojego szczęścia przy mnie, ja… po prostu to ja chcę być przyczyną tego szczęścia — powiedział cicho, przesuwając dłoń na jej podbródek. Chwycił go dwoma palcami i wziął głęboki oddech.
    — Dam ci to z przyjemnością — szepnął cicho, patrząc prosto w jej oczy — dam ci siebie. Nie chcę cię przekonać kasą, po prostu… — był przyzwyczajony, że pieniądze i odpowiednie prezenty są rozwiązaniem samym w sobie na wszystkie problemy. Dlatego tyle materialnych rzeczy jej proponował — po prostu muszę się tego nauczyć, okej? Tego, że nie jesteś jak te wszystkie inne kobiety. Jak nasze matki, jak wszystkie inne żony trofea, kupione, sprzedane. Że jesteś… po prostu Luną. Najwspanialszą kobietą na świecie, która chce po prostu… miłości — wyszeptał, z trudem przełykając ślinę — a ja właśnie to chcę ci dać. Chce dać ci miłość i szczęście. Chce być twoją miłością i twoim szczęściem — pokiwał nieco zbyt entuzjastycznie głową, ale alkohol, który wypił zaczął odrobinę przez niego przemawiać.
    Uśmiechnął się, czując, że ona też chce kontaktu fizycznego. Jej ciepła skóra, przyjemny oddech i zapach, który kojarzył mu się mimo wszystko ze spokojem… — naprawdę cię kocham, pani Collins — wyszeptała cicho, gdy musnęła jego wargi.
    Nie chciał wracać na swoje miejsce. Nie chciał przestać jej dotykać, ale wiedział, że musi.
    — Po starcie proszę nam nie przeszkadzać — poinformował, naprawdę kulturalnie.
    Spojrzał na swoje ręce w dłoniach Luny i niechętnie wysunął je z nich, cofając się na swoje miejsce, które zajmował do tej pory.
    Nie podobało mu się to, że musieli przerwać rozmowę, że musiał wrócić na swoje miejsce, ale samo to, że chciała do niej wrócić dawało mu nadzieję.
    — Byłaś już wcześniej we Włoszech? — Spytał, gdy zapiął już swój pas. Nie chciał pozwolić na to, aby między nimi zapanowała cisza. Poza tym, chciał jej pokazać, że wziął jej słowa na poważnie i już od teraz zamierzał non stop okazywać jej swoje zainteresowanie jej osobą.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  21. Odetchnął z ulgą. Naprawdę to zrobił, kiedy poczuł jak dziewczyna wtula się w jego dłoń policzkiem. W tej jednej chwili poczuł, jakby ktoś ściągnął z jego barków prawdziwy ciężar, który utrudniał mu wszystko od dłuższego czasu.
    — Dziękuję — powiedział, naprawdę z tego zadowolony. W końcu miał świadomość, że czasami potrzeba po prostu czasu. Wiedział już, że potrafili się dogadać jeżeli tego chcieli, nawet bez tych silnych uczuć, a skoro właśnie… wyjaśnili sobie, że oboje czują to samo, to właściwie teraz wszystko powinno być już proste. W końcu co mogło być skomplikowanego w związku dwójki, kochających się dorosłych ludzi? A tym właśnie teraz byli. Kochającym się małżeństwem. — Nie pożałujesz tego, obiecuję — szepnął jeszcze cicho, a następnie powoli odsunął od niej swoje dłonie. Zrobił to jednak tylko na krótką chwilę, bo gdy słyszał jej słowa, od razu przyłożył palec do jej ust.
    — Ćśś — wyszeptał — nigdy więcej nie mów o sobie w ten sposób, proszę — powiedział, błądząc spojrzeniem po jej pięknej twarzy — jesteś wspaniała, Luna, jesteś cudowna. Jesteś jedyną kobietą, której chcę. Nie musisz nic robić. To jaka jesteś silna i odważna, to mi imponuje, wiesz? — Uśmiechnął sie, ponownie sunąć palcami po jej twarzy — ja na twoim miejscu już dawno bym się poddał, a ty? Miałaś siłę, żeby to przetrwać — powiedział, przymykając powieki — jesteś mnie warta i nigdy nie myśl inaczej — wyszeptał cicho.
    Wzruszył tylko lekko ramionami, widząc jej uniesioną brew, a następnie spojrzał na swoje dłonie.
    — No tak — szepnął, uśmiechając się słabo. Z jakiegoś powodu założył, że może widziała więcej w Europie niż w Stanach, ale jak widać jego podejrzenia były błędne. Czego w zasadzie mógł się przecież domyślić. Wiedział, że zaraz będzie mógł wstać, ale jakoś było mu dziwnie że świadomością, że w tym konkretym momencie nie może jej dotykać. Zwłaszcza po wyznaniach, jakich dokonali. Wolałby z powrotem klęczeć na podłodze przed jej kolanami, byleby tylko móc jej dotknąć.
    — Jesteś bardzo zmęczona, hm? — W zasadzie to bardziej stwierdzam niż pytał. Dlatego skinął lekko głową — co wolisz skarbie. Możemy od razu iść spać, albo możemy… sie poprzytulać, jeżeli właśnie na to masz ochotę — mówiąc, odpinał wreszcie pas bezpieczeństwa, a następnie wstał z fotela i podszedł do dziewczyny, wyciągając do niej dłoń. Kiedy ją chwyciła, przyciągnął ją do siebie i objął mocno ramionami — pozwolisz mi się umyć? — Wyszeptał cicho — chciałbym sprawić, żeby moja żona czuła się lepiej. Jeżeli to ma związek z prysznicem, chcę pomóc. I obiecuję, że jeżeli nie masz ochoty nic więcej nie zrobię — dodał z lekkim uśmiechem — a po wszystkim, zrobię ci masaż. Później będziemy spać albo się przytulać. W zależności, na co tylko będziesz miała ochotę.
    Powinien poczekać na jej odpowiedź, ale po prostu chwycił jej dłoń, splatając ze sobą ich palce i zaprowadził ją w stronę sypialni, gdzie znajdowało się przejście do łazienki.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  22. Spojrzał na nią z prawdziwym przerażeniem wymalowanym na twarzy, bo nie miał pojęcia, co się właśnie stało. Nie powiedział przecież nic, przez co mogłaby płakać. Mówił… same dobre rzeczy, tym bardziej nie potrafił zrozumieć, o co chodziło.
    Wpatrywał się jednak w jej oczy i nie przestając gładzić policzków, ścierał łzę za łzą, przyglądając jej się z wciąż lekkim przerażeniem, ale wymieszanym z troską. Był zdziwiony, kiedy nagle poczuł jej dłonie na swojej twarzy, a tuż po chwili słodko-gorzki smak jej pocałunku, bo wciąż nie bardzo rozumiał, co tutaj właśnie się stało.
    — Luna — szepnął cicho, gdy zakończyli delikatny pocałunek — nie chciałem, żebyś płakała — kontynuował szeptem, nie odwracając nawet na chwilę swoich oczu od jej oczu — nie płacz proszę, nie przeze mnie. Nigdy więcej przeze mnie nie płacz — wypowiedział słowa, mając nadziejecie, że to naprawdę jest ostatni raz, kiedy był powodem jej płaczu. — Też się cieszę, ale naprawdę wolałbym, żebyś przez to nie płakała — trącił nosem jej nos i posłał jej delikatny uśmiech.
    — Będziemy robić sobie wakacje tak często, jak tylko będziesz tego chciała — odparł ze spokojem, obmyślając już, jak załatwić sprawy firmy. Część mógłby robić zdalnie bez problemu, resztą zajęłaby się po prostu Jess. Może by ją nawet awansował? Tak, powinien jej to zaproponować zaraz po powrocie z podróży poślubnej. Zasłużyła.
    — Może masz rację — wymruczał cicho, trzymając mocno jej dłoń, kiedy podniosła się z fotela — przed nami intensywny czas — wymruczał cicho — w końcu to nasza podróż poślubna… nie zamierzam cię podczas niej wypuścić z łóżka — zaśmiał się cicho. Tak, nie miałby nic przeciwko spędzeniu całego wyjazdu w pachnącej pościeli z brunetką w swoich ramionach. — To nasza noc poślubna, Collins. Jeżeli myślisz, że dam ci spokój, to grubo się myślisz — wyszeptał, muskając wargami czubek hej głowy — zaczniemy od prysznica, a później… — rozejrzał się, mieli w prywatnym odrzutowcu całkiem sporo możliwości, z których Ledger zamierzał skorzystać.
    Wchodząc do sypialni, oczywiście, że rzucił spojrzeniem na suknie, a następnie spojrzał na Lunę i uśmiechnął się, a jego oczy zabłysły.
    — Ubierzesz się w nią później? — Spytał cicho, gdy przechodzili już do łazienki. Sam zaczął się rozbierać, chociaż ciężko było mu się na tym skoncentrować, kiedy Luna z taką swobodą pozbawiała się swojego ubrania. Jego wzrok tkwił na niej, a ręce zapomniały, co miały robić — chciałbym cię z niej rozebrać — wyznał cicho — i może zrobić jeszcze kilka rzeczy, nim bym ją z ciebie ściągnął — dodał, ocknąwszy się i na nowo skupiając się na tym, żeby ściągnąć z siebie koszulę, spodnie i bieliznę.
    Wziął głęboki oddech, przyglądając się jej w kabinie prysznicowej. Całkiem nagiej, całkiem jego. Była jego. Była jego żoną, a gdy to sobie uświadomił, w jednej chwili pragnął się w niej znaleźć.
    — To będzie nasz pierwszy raz jako małżeństwo — zauważył z uśmiechem, dołączając do kobiety — na pewno chcesz tego w ten sposób? Możemy faktycznie tylko się umyć, a kochać się możemy w łóżku, czy gdziekolwiek sobie zażyczysz — szepnął, nachylając się nad nią, aby sięgnąć dłonią do kranu i włączyć wodę — powiedz mi, czego chcesz, kwiatuszku. Chce spełnić wszystkie twoje oczekiwania tej nocy i każdej kolejnej —wyszeptał, drugą ręką gładząc powoli jej gołe ramię.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  23. — Kwiatuszku — wymruczał cicho, a jego kąciki ust drżały delikatnie. Naprawdę mu ulżyło, bo nie miał pojęcia co mógł zrobić nie tak, gdyby okazało się, że jej łzy to prawdziwa rozpacz. Na szczęście, nie musiał się tym martwić. Dlatego z lekkim uśmiechem na twarzy, dzielnie wycierał łzę za łzą — spokojnie, wcale nie musisz się uspokajać — wydeptał, kolejny raz wycierając jej policzki — płacz tak długo, jak tego potrzebujesz, jeżeli masz się poczuć lepiej — wymruczał tuż przy jej wargach, a następnie odwzajemnił wcześniejszy pocałunek.
    — W porządku — szepnął skinąwszy przy tym głową. Wiedział, że trochę będzie musiał je zaniedbać, bo nie miewał wolnych chwil, a jeżeli mieli podróżować i czekać ze zwiedzaniem, aż skończy pracę… doskonale wiedziała, w jakich godzinach czasami wracał do mieszkania. Nie mówił jednak nic na ten temat — jasne — powiedział — jak wrócimy do Los Angeles wszystko mi pokażesz — uśmiechnął się zachęcająco. Nie chciał teraz rozmawiać o pracy swojej czy Luny. Chciał cieszyć się nią. Wiedział jedynie tyle, żeby nie gasić jej pomysłu od razu, bo pamiętał jak to się skończyło, kiedy zrobił to pierwszy raz. Nie zamierzał popełniać tych samych błędów, nie teraz, kiedy znał i był świadom swoich i jej uczuć.
    — Psujesz całą ideę podróży miodowej, wiesz o tym? Wiesz o tym, prawda? — Zażartował, wywracając przy tym oczami. Po chwili na jego usta wkradł się łobuzerski uśmiech — może uda nam się jakoś dogadać — dodał, poruszając przy tym znacząco brwiami, gdy wspomniała o sukienkach. Cóż, Ledger był tylko Ledgerem. A duża część plotek, która krążyła po LA o nim była całkiem prawdziwa, jeżeli chodziło o jego wybryki. Uspokoił się nieco, kiedy zaczęła się cała ta sprawa z firmą. Wówczas wiedział, że przede wszystkim musi nieco przystopować. Poza tym znalazł sobie inne zajęcie. Póki nie pojawiła się Luna.
    Uniósł zaciekawiony brew, kiedy nagle stwierdziła, że zaraz wróci. Oczywiście, że przyglądał się uważnie jak wychodziła z łazienki, przechodząc do sypialni. Czekając na nią, przygotował już prysznic, aby zimna woda zdążyła zmienić się w ciepłą. Czekał na nią, rozglądając się po łazience i zastanawiając się, co takiego nagle musiała zrobić, ale kiedy otworzyła drzwi i zobaczył jak do środka wchodzi z swojej białej sukni, jego serce zabiło szybciej.
    — Kwiatuszku — wychrypiał cicho, kiedy dołączyła do niego w kabinie prysznicowej — oh kwiatuszku — powtórzył, od razu układając dłonie na jej biodrach. Ścisnął mocno palce i przyciągnął ją do siebie, uśmiechając się łobuzersko. Przesunął powoli dłonie w dół, jednocześnie przylegając wargami do jej warg i złożył na nich długi, namiętny pocałunek, podciągając biały materiał sukni. Nie przerwał pocałunku, kiedy wsunął palce dłoń pod materiał i przesunął na wewnętrzną stronę jej uda. Złapał zębami jej wargę i powoli zaczął klękać, muskając wargami jej szyję, dekolt i materiał sukienki, aż znalazł się na wysokości, która interesowała go w szczególny sposób.
    — Moja żona — wymruczał cicho, muskając wargami wewnętrzną stronę uda, na której nie trzymał ręki — moja słodka żona — powtórzył, a po chwili wgryzł się w jej udo, zostawiając po sobie ślad swoich zębów. Po chwili delikatnie pocałował te miejsce i zakrył się warstwą sukienki. Zsunął rękę pod kolano i uniósł jej nogę, a następnie zarzucił sobie na bark, aby mieć do niej swobodny dostęp. Dłoń przesunął na jej pośladek i mocno ścisnął, a twarz przysunął do jej cipki i powoli zlizał z niej wilgoć. — Wszystko co chce, hm? — Wymruczał, odsuwając się na krótką chwilę, aby zaraz powrócić językiem do jej łechtaczki.

    🥵

    OdpowiedzUsuń
  24. — Uważasz, że jestem słodki? — Wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu i znacząco poruszył brwiami, chcąc nieco rozładować atmosferę. — Teraz nie wiem czy pozwolić ci w to wierzyć, czy może lepiej od razu wyprowadzić z błędu, żeby sobie nie robiła żadnych nadziei — dodał, cały czas z tym samym, głupkowatym uśmiechem na twarzy.
    Nie ciągnął jednak długo tych żartów, skupiając się na tym, co miała do powiedzenia. Nie był zachwycony tym, aby Luna miała pracować, ale… mógł przecież na to spojrzeć, cokolwiek wymyśliła. Mógł pozwolić jej na pracę. Mógł. To, że chciała pracować nie było jednoznaczne z tym, że cokolwiek miała kombinować.
    — Jeżeli okaże się, że pomysł jest dobry to damy temu szansę, ale jeżeli… nie będzie to najlepsze to po prostu sobie darujesz, okej? Chociaż na jakiś czas — delikatnie dobierał słowa, nie chcąc się kłócić. W tym momencie było to ostatnim czego chciał. — Po prostu pomyślimy i pogadamy o tym po powrocie z wakacji. Dobrze? — Miał nadzieję, że przytaknie, bo naprawdę nie chciał teraz rozważać takich spraw. Mieli cieszyć się sobą, a Ledger naprawdę chciał ten czas wykorzystać w odpowiedni sposób.
    — Czym sobie zasłużyłem na taką dobra żonę — wymruczał z błyszczącym spojrzeniem. I powtórzył dokładnie tę samą myśl, kiedy zobaczył ją w białej sukni w kabinie prysznicowej.
    — Bo jesteś jak kwiat — wyszeptał cicho, spoglądając na nią — przetrwałaś surowe mrozy, a teraz będziesz kwitnąć — pocałował ją zachłannie — już zawsze będziesz kwitnąć — wymruczał, muskając jej wargi swoimi.
    Sunąc językiem po jej mokrej cipce, spoglądał w górę, a kiedy ich spojrzenia się spotkały, kącik jego ust delikatnie zadrżał. Ścisnął mocniej dłonie i zassał jej łechtaczkę, nie przestając pieścić jej językiem. Usłyszawszy jednak słowa dziewczyny, powoli odsunął się, dotykając jej jedynie koniuszkiem języka.
    — Nie może tak być — wymruczał cicho i przesunął powoli palcami, czując wyraźnie jej ciepło — nie pozwolę na to, abyś zapamiętała to w taki sposób — uśmiechnął się lekko. Tak, zamierzał się z nią zabawić, przeciągnąć w czasie i sprawić, aby już ten pierwszy orgazm był niezapomniany. Dlatego ponownie zbliżył się do zwieńczenia jej nóg i wtulił się policzkiem w jej udo, jednocześnie przesuwając powoli palcami po jej cipce, aż wsunął powoli jeden w jej wnętrze, po krótkiej chwil odłączając drugiego. Wsunął je boleśnie powoli i wysunął, nie odrywając oczu od jej oczu.
    — Chcę, żebyś nigdy tego nie zapomniała — wymruczał wciąż wtulony we wewnętrzną część jej uda — nigdy — powtórzył i odwrócił wzrok, patrząc z fascynacją jak zanurza w niej palce.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  25. — Tylko dla ciebie — poprawił, bo Jess to była Jess. Jedynie pracownica, z którą nie łączyło go nic poza pracą. Owszem była dla niego kimś zaufanym, powierzał jej dużo zadań i może gdyby ich relacja była poza pracą, mogliby zostać przyjaciółmi, ale tak nie było. Była po prostu pracownicą, której zdanie brał pod uwagę, co nie zdarzało się często. Nie, gdy ktoś dzierżył stanowisko po prostu zwykłej asystentki. Jess miała jednak coś w sobie — wróciła do pracy i dostała, co miała dostać. Nic więcej nie zrobię — oznajmił, odpychając szybko myśli o Jess i pracy generalnie, skupiając się na samej Lunie. Bo to właśnie ona była w tym momencie tym, co najistotniejsze.
    — Po prostu… — spojrzał na nią — po prostu zostawmy biznes na później, błagam — dodał, licząc, że naprawdę przesuną to po prostu w czasie. Nie zamierzał z góry założyć, że jej pomysł będzie do kitu. Po prostu nie chciał teraz zajmować się żadnymi interesami. Żadnymi.
    Zaśmiał się na jej słowa, bo nie wierzył w takie rzeczy. Bo jeżeli to miałoby jakikolwiek sens, co takiego musiałby zrobić w poprzednim życiu, aby zostać ukaranym w taki sposób? Żyć. Żyć z tymi ludźmi, ze świadomością, że gdyby był inny, jego brat z pewnością wciąż by żył. Co musiał zrobić wtedy, że teraz to wszystko miało miejsce?
    Oddychał jej zapachem, nie zamierzając przestać jej dotykać, ale kontrolował każdy ruch, aby przypadkiem spełnienie nie przyszło za szybko. Nie zamierzał przetrzymywać jej w nieskończonośc, ale… chciał nacieszyć się tym stanem. Dlatego z uśmiechem na ustach słuchał jej jęków, obserwował, jak porusza biodrami chcąc osiągnąć orgazm, który zależał tylko od niego. Wszystko w tym momencie było zależne od niego, a on czerpał z tego radość.
    Wsunął kolejny palec w jej wnętrze, zginając je i odnajdując powoli chropowaty guziczek, na którym przez chwilę zamierzał się skupić.
    Poruszał palcami, wpatrując się prosto w oczy dziewczyny i nie przestawał się uśmiechać.
    — Znęcanie się? W życiu. Po prostu chce dać ci to, co najlepsze — wymruczał, muskając wargami jej rozgrzane podbrzusze. Wolną dłonią podszczypywał jej pośladek, wgryzając się co któryś pocałunek w miękką skórę i wysłuchując jej dźwięków. Wiedział, że przetrzymywanie jej dłużej, naprawdę byłoby formą maltretowania, dlatego nie puszczając jej pośladka i nie wyczuwając z niej palców, zbliżył się twarzą do jej cipki i zaczął sunąc językiem kółka wokół łechtaczki, pozwalając na to, aby osiągnęła wyczekane spełnienie.

    🥵

    OdpowiedzUsuń
  26. Uśmiechnął się tylko do niej, nie dodając nic więcej.
    — Dopiero zaczynam, kwiatuszku — wymruczał cicho, muskając wargami jej łechtaczkę. Sam przymknął powieki, czując, jak jej wnętrze zaciska się na jego palcach. Kutas był boleśnie twardy, ale sam jeszcze chciał z tym walczyć. Wiedział dobrze, że mógł w każdej chwili pozwolić sobie na spełnienie i poczucie ulgi, ale nie robił tego. Koncentrując się najpierw w stu procentach na swojej małżonce i jej orgazmach. Na samym końcu zamierzając skupić się na sobie. Jęknął cicho, kiedy przycisnęła go do siebie. Nie przestawał zataczać kółek wokół jej łechtaczki, na zmianę z ssaniem jej, a czując jak rytmicznie pulsowałam zaciskając się, jedynie przyspieszał tempo swoich palców, czując samemu narastającą ekscytację.
    — Cudownie — wymruczał cicho, przytrzymując ją cały czas swoimi dłońmi, nie pozwalając na to, aby się osunęła. Nim odsunął się całkiem twarzą od jej cipki, zlizał z niej wilgoć i uśmiechnął się do brunetki, podnosząc się powoli, uprzednią ostrożnie ściągając jej nogę ze swojego barku. — Kurwa, pani Collins — wymruczał, obserwując jak zlizuje swoje soki z jego palców. Czuł, jak w jego podbrzuszu zbiera się energia, która czekała, aż będzie mogła zostać uwolniona. Słysząc więc jej słowa, przesunął powoli spojrzeniem po jej mokrej sukni.
    — Możemy tutaj jeszcze zostać — wymruczał, a jego penis drgnął, gdy poczuł dotyk jej dłoni. Przełknął ślinę, a następnie ułożył dłonie na jej biodrach. Przywarł wargami do jej warg i złożył na nich namiętny pocałunek, który szybko pogłębił, wsuwając w jej usta język i odnajdując pospiesznie jej język, zatopił się w smaku swojej żony. — Chcę twojej cipki — oznajmił, gdy przerwał pocałunek. Następnie trzymając ją wciąż za biodra, unosił w górę, zmuszając do objęcia nogami go w pasie. Naparł na nią tak, że plecami przywarła do ściany kabiny prysznicowej i ponownie wpił się w gorącym pocałunku w jej usta — twojej mokrej, ciepłej i ciasnej cipki. Niczego więcej w tym momencie nie pragnę — sprecyzował, powoli przesuwając dłonią po jej biodrze prze udo, aż wcisnął ją między ich ciała i po chwyceniu swojego kutasa, nakierował go na jej wnętrze, w które wszedł mocnym pchnięciem miednicy. Zamknął oczy i jęknął przeciągle, gdy jego kutas znalazł się w końcu w jej wnętrzu. Na chwilę przestał się ruszać, rozkoszując się tą chwilą. Wilgocią i ciepłem otulającym jego członka.
    — Kiedy z tobą tutaj skończę, zedrę ją z ciebie — wyszeptał cicho, mając na myśli sukienkę. W zasadzie, powoli już zaczął to robić, bo gdy wsunął się w nią mocno, wolną dłoń przełożył w górę do dekoltu sukienki, aby uwolnić z niej piersi brunetki. Nie martwiąc się przy tym czy sukienka przetrwa. — Tak bardzo cię kocham — wyszeptał cicho, a następnie opadł ustami na jej wargi w pocałunku, pogłębiając ruchy bioder tak, że wchodził w nią do samego końca.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  27. — Pani Collins — wymruczał niskim, zachrypniętym głosem, nie odrywając od niej spojrzenia swoich ciemnych oczu — moja żono — dodał mrukliwie, przesuwając wolną dłonią po jej ciele, a ręką, z której zlizywała swoje soki pchnął nieco głębiej w jej usta, nie mogąc przestać wpatrywać się w to, co robiła. Nie miał pojęcia, że taki widok może go, aż tak mocno podniecić.
    Całował żarliwie jej usta, nie chcąc przerywać fizycznego kontaktu pomiędzy nimi, nawet na kilka sekund. Więc kiedy ich usta nie trwały złączone w pocałunkach, jego dłonie gładziły jej aksamitną skórę. Fizyczność cały czas pomiędzy nimi była. Nie pozwalał na choćby chwilową jej utratę.
    Słysząc jej słowa, tylko się uśmiechnął, a na kolejne, tylko przymrużył powieki.
    — Spróbowałabyś tylko powiedzieć, coś innego, Collins — wymruczał i tak jak mu pozwoliła, wziął ją sobie. Wziął jej ciasną cipkę, wchodząc w nią do samego końca, a kiedy jego kutas poczuł jej wnętrze zaciskające się na nim, w jego głowie panował chaos. Chciał ją. Chciał ją całą, a teraz znajdował się w niej i poruszał miednicą, mocnymi, długimi ruchami, czując ją wciąż. Przytrzymywał ją za pośladki, nie pozwalając na to, aby upadła. Pchal biodrami coraz mocniej, a w którymś momencie jego ruchy stały się chaotyczne, gorączkowe. Nie tak rytmiczne jak wcześniej. Składał mokre pocałunki na jej szyi, obojczykach i dekolcie, muskając wargami piersi i czując, jak niewiele brakuje mu do spełnienia. A kiedy to się wreszcie stało, poczuł, jak w jego głowie wszystko się uspokaja. Spokój. Czuł spokój, kiedy doszedł w niej, kiedy jej ścianki zaciskały się na nim, a on wciąż poruszał się w niej, tym razem jednak delikatnie. Powoli. Nie chcąc przerywać złączenia ich ciał.
    — Ja ciebie też — wymruczał, cały czas ją trzymając. Dyszał ciężko, próbując uspokoić swój oddech i drżenie, którego całkowicie się po sobie nie spodziewał. — Tak kurewsko mocno cię kocham, Luna — szepnął, zasysając jej dolną wargę. Nie chciał odrywać się od jej ust, nie chciał się odrywać od niej w ogóle.
    — Możemy tak po prostu… pobyć? — Spytał, wiedząc, że to było coś zupełnie niepodobnego do niego, ale Luna sprawiała, że był kimś innym. Kimś lepszym. Dla niej. Bo tak bardzo ją kochał i nie chciał, aby jeszcze kiedykolwiek cierpiała. Przez niego czy przez kogokolwiek. Bo była jego kwiatuszkiem. Jego delikatnym kwiatuszkiem, o który musiał się troszczyć. — Albo możemy przejść do łóżka i po prostu przez chwilę… chce cię czuć, kochanie. Chce cię cały czas czuć, kurwa — wymruczał cicho, mocno zaciskając na niej swoje dłonie.

    🫠

    OdpowiedzUsuń
  28. — Podoba mi się to, że jesteś panią Collins, ale nie odzwyczajaj się od kwiatuszka. Nie będę ciągle do ciebie mówić po nazwisku — zaśmiał się cicho, chociaż miał świadomość, że samemu było mu ciężko zdecydować, co podoba mu się bardziej — kwiatuszek Collins — wymruczał cicho, nim pozwolił sobie na skupieniu się na drodze do własnego spełnienia.
    Uwielbiał seks z nią, ale równie mocno uwielbiał to, co po nim. Bliskość z Luną była wyjątkowa, nie pokusiłby się o stwierdzenie, że wolał tulić się do jej ciała niż ją pieprzyć, ale obściskiwanie się z nią po seksie i obserwowanie, jak spokojnie zasypia w jego objęciach, u jego boku sprawiało, że utwierdzał się w tym, że ją kochał. Całym swoim sercem.

    Trzymał rękę na nagim ciele Luny, wtulony w jej plecy i chłonął jej bliskość całym sobą. Oddychał spokojnie jej zapachem, a kiedy poczuł jak zaczyna się poruszać, ścisnął mocniej dłoń i przyciągnął ją do siebie, nie zamierzając pozwolić na to, aby się od niego odsunęła.
    — Nie ruszaj się — wymamrotał, teraz wtulony w jej bok. Wciąż jednak miał przerzuconą przez jej ciało dłoń i nawet nie myślał o tym, aby uwolnić ją ze swojego uścisku — przestań, śpij — mówił wciąż zaspanym głosem, nawet nie mrugając — zamknij oczy i śpij — powiedział. Kąciki jego ust drgnęły delikatnie, a po chwili przez jej ciało przerzucił również nogę, trzymając ją w ten sposób w swoim uścisku. Nie chciał wstawać. Nie chciał się odsuwać i budzić. Nie chciał po prostu jej puszczać i pozwolić na to, żeby chociaż na chwilę znalazła się z daleka od niego. — Nic nie musimy, zaraz im powiem, że mają krążyć nad lotniskiem tak długo, aż uznam, że mogę cię wreszcie wypuścić z łóżka — oznajmił. Boże, był naprawdę gotowy to zrobić, ale miał świadomość, że po tak długim locie zapasy paliwa w maszynie z pewnością nie pozwoliłby na tak długie krążenie w przestworzach tylko po to, aby mógł zerżnąć swoją żonę jeszcze kilka razy, a później ponownie zasnąć wtulonym w jej ciało. — Zamknij na chwilę swoje cudowne usta i po prostu mnie przytul. I nie myśl o wstawaniu. Jasne? Przez chwilę po prostu… poleżmy jeszcze chwilę — niestety prowadzenie rozmowy wyrwało go z tego sennego stanu, ale przecież to nie był problem tak długo, dopóki pani Collins znajdowała się tuż obok. Otworzył wreszcie oczy, a na jego twarz wkradł się łobuzerski uśmiech. Przeturlał się na łóżku tak, aby dziewczyna znalazła się pod nim — dlaczego musisz być taka grzeczna i milutka? Mogłaś im powiedzieć, żeby cmoknęli się w tyłek i nie przerywali nam naszej nocy poślubnej — wyszeptał, muskając wargami kącik jej ust — tylko nie mów mi, że ci się nie podobało i dlatego tak prędko myślisz o ubieraniu się — zaśmiał się cicho, przesuwając się z ustami niżej na linie jej żuchwy, na której zaczął składać mokre pocałunki, a po chwili zsunął się w dół, na jej szyję — nie podobało ci, Collins? — Spytał, podnosząc głowę, aby zerknąć prosto w jej oczy i czekał na odpowiedź.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  29. — A trzeba było po prostu spać — westchnął, wciąż w nią wtulony. Nie miał ochoty jeszcze wstawać. Myśl, że miałby ją w tym momencie wypuścić z objęć, w ogóle mu się nie podobała. Dlatego poniekąd odetchnął, kiedy zamiast wstawać i się ubierać, jego małżonka pozostała nadal w łóżku — nadal będziemy nad Włochami, poprosimy, żeby zeszli w dół z wysokości to może zobaczymy charakterystyczne punkty przez okienko — zaśmiał się cicho, ciesząc się z tego, że Luna jednak go objęła i mimo tego, że faktycznie powinni wstać, wciąż jeszcze tego nie zrobili. Na jego ustach pojawił się szeroki uśmiech, chociaż nie pokazał go z największą chęcią, bo żeby go zaprezentować pani Collins, musiał się od niej odsunąć.
    — Najcudowniejsze na całym świecie — szepnął i na znak potwierdzenia swoich słów, pocałował ją. Długo i namiętnie. Uśmiechając się pod pocałunkiem, gdy objęła go nogami. Tak, to zdecydowanie bardziej mu się podobało niż wizja podnoszenia się z łóżka. — Spałem. Gdybyś nie zauważyła, to spałem. Ty natomiast bezlitośnie mnie obudziłaś — mruknął z udawanym obudzeniem i odsunął się ustami od jej szyi, aby spojrzeć prosto w jej oczy — będziesz musiała dostać za to karę, wiesz o tym, prawda? — Spytał, unosząc przy tym znacząco jedną brew — i zapewniam, że ją wyegzekwuję — wymruczał, powracając do składania pocałunków na jej szyi. Pomrukiwał przy tym cicho, nie skupiając się w szczególny sposób na słowach, które wypowiadała. Koncentrował się na smaku jej skóry i cieple, które od niej biło. W pewnym momencie jednak znieruchomiał i prostując ręce na których się podpierał, uniósł się, aby spojrzeć na jej twarz — spróbuj tylko — wychrypiał, przesuwając spojrzeniem po jej twarzy — wypluj te słowach albo będę musiał ci właśnie teraz przypomnieć, kogo jesteś żoną i że tylko twój mąż może znać wersję, która jest dla niego — oznajmił tonem nieznoszącym sprzeciwy i otarł się o nią powolnym ruchem bioder — przypomnij mi kwiatuszku, co ustaliliśmy podczas naszej nocy poślubnej? Że jesteś moja. Tylko moja — powiedział i nie przejmując się tym, że wciąż coś mówiła, wpił się zachłannym pocałunkiem w jej wargi, przerywając narzekania. Wiedział dobrze, że to tylko żarty, ale wiedział też, że dobrze byłoby jej przypomnieć, co tak bardzo jej się podobało.
    Tyle, że poza pocałunkiem nie zdążył zrobić nic więcej. Przeżuł w ustach przekleństwo i odwracając się na plecy tuz po tym gdy go klepnęła, wywrócił oczami.
    — Chyba zapomniała, kto jej płaci — prychnął cicho, spoglądając na brunetkę — podoba mi się ta propozycja — uśmiechnął się do dziewczyny i niechętnie ruszył się wreszcie z łóżka.

    Oczywiście, że w ramach podróży poślubnej nie zabrałby swojej żony byle gdzie. Kiedy ustalili wspólnie, że mają być to Włochy, Ledger od razu wiedział, że zabierze Lunę do Toskanii. Nie było innej opcji. Spokój, cisza, cudowne zachody słońca, najpiękniejsze plaże w całym kraju i ogromna, luksusowa willa zachowana w typowym dla rejonu stylu. Kamienny budynek, basen z patio i zejście na prywatną plażę. Mnóstwo roślinności na terenie i piękny widok na plażę z jednej strony, a z drugiej na sad pomarańczy, a za nim teren na lądowisko śmigłowca.
    Jeżeli będą chcieli zwiedzać inne miejsca, przyczynią się do produkcji większego stężenia CO2, ale Ledger w ogóle się tym nie przejmował. Nie podczas podróży, która miała być idealna.
    — Czyli idziemy odnaleźć sypialnię i po prostu w niej zostajemy, właśnie to powiedziałaś jeszcze w samolocie, tak? — Uśmiechnął się, kiedy zatrzymał zakupione specjalnie na tę okazję Lamborghini huracan w typowym, pomarańczowym kolorze. Cóż, nie mógł się powstrzymać. Skoro mieli spędzić najlepszy czas we Włoszech, Collins zamierzał korzystać z wszystkich uroków i wygód tego kraju.

    🏎️

    OdpowiedzUsuń
  30. Wywrócił tylko oczami na jej słowa, a już po chwili zmarszczył je i spojrzał na brunetkę.
    — Każde przerwanie snu jest bezlitosne. Chyba, że obudziłabyś mnie z moim kutasem w swoich ustach, wtedy nawet byłbym zadowolony z pobudki — wyszczerzył zęby puszczając do niej oczko — żebyś wiedziała. Zrobię wszystko to, co powiedziałaś, a następnie doprowadzę cię na skraj… i dam ci chwilę odetchnąć. Powtórzę całą zabawę, aż grzecznie przeprosisz za przerwanie mojego snu — poinformował i właściwie, mógł przecież rozpocząć ukaranie jej już teraz. — Grzeczna dziewczynka… Ale to nie sprawi, że zapomnę o twojej karze — wymruczal, odsuwając się od jej ust. Tak, zdecydowanie chciał zacząć teraz. A przynajmniej mógłby, gdyby załoga nie była tak uparta i łaskawie przestałaby im przeszkadzać.
    — Jak na powrocie odwalą to samo, zwolnię ich wszystkich — wymruczał cicho niezadowolony.

    — Jak to, co? — Mruknął, przyspieszając kroku, aby ją dogonić. Nie spodziewał się, że tak szybko opuści samochód i nawet nie zdąży złapać jej za dłoń, a co dopiero mówić o przeniesieniu jej przez próg wejścia — wracaj tu Collins — chciał ją powstrzymać przed wejściem do wnętrza willi, ale nie zdążył. Poirytowany przewrócił oczami i przyspieszył kroku, aby dotrzymać jej tempa.
    — No cieszę się, że ci się podoba — na jego twarzy gościła mieszanka irytacji, ale i zadowolenia. Na taki efekt właśnie liczył. Miał nadzieję, że te miejsce jej się spodoba, bo miał dla niej małą niespodziankę związaną z tym właśnie miejscem — ale zdajesz sobie sprawę z tego, że popsułaś mi bycie dobrym mężem? Chciałem cię przenieść przez próg, a ty tak sobie po prostu weszłaś — fuknął, układając dłonie na jej pośladkach, kiedy na niego skoczyła — zbierasz sobie, wiesz o tym? Pobudka, teraz to… po prostu powiedz, że masz ochotę na moje znęcanie się nad tobą i twoją cipką. Dostaniesz to, a nie będziesz musiała przy okazji sprawiać mi bólu — zaśmiał się cicho, chwytając ją mocno.
    Nim zdążył coś jeszcze powiedzieć, poczuł na ustach jej wargi i od razu pogłębił pocałunek. Odsunął się tylko na chwilę, aby wziąć głęboki oddech, a następnie wpił się w jej wargi z największą zachłannością.
    — Też cię kocham — wyszeptał — i cholernie cieszę się, że tak bardzo ci się tutaj podoba — wymruczał cicho, a kąciki jego ust drżały delikatnie — chciałem, żebyś tak właśnie zareagowała na ten dom — wyszeptał i powoli ruszył w kierunku przestronnego salonu. Duże przesuwne okna były wyjściem na taras i część ogrodu z basenem. Po skosie było widać kolejne duże przeszklenia, te znajdowały się w głównej sypialni i również były drzwiami. — Miałem z tym poczekać i zrobić ci niespodziankę… w dzień twoich urodzin mamy spotkanie z notariuszem. Musisz podpisać akt własności. Ale reszta prezentu zostaje planowaną niespodzianką — wyszeptał cicho do jej ucha — wczesne wszystkiego najlepszego, kwiatuszku Collins — przesunął nosem po jej uchu, a następnie złożył czuły pocałunek na jej szyi, powoli składając kolejne, odnalazł drogę do ust i z żarliwością ją pocałował.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  31. Zaśmiał się cicho pod nosem, z przyjemnością przyglądając się jej reakcji. Podejrzewał, że miejsce jej się spodoba, ale nie ośmielił się myśleć, że aż tak bardzo. Tym bardziej był zadowolony ze swojego pomysłu z prezentem urodzinowym.
    — Nie spodziewałem się, że dom, aż tak cię zachwyci — wzruszył ramionami — i sprawi, że tak szybko zapomnisz o swoim mężu. Powinienem czuć się tym zaniepokojony? Że tak szybko po ślubie zachwycasz się budynkiem, a nie mężem? — Śmiał się cicho, czując na twarzy kolejne, składane przez jego ukochaną żonę, pocałunki — zawiązanie oczu przewidywałem na inną część dnia — wymruczał, a po chwili spoważniał. Widział po jej twarzy, że łzy nie były spowodowane smutkiem, ale ten widok i tak mu się nie podobał. Wolał oglądać jej uśmiech, a nie mokre policzki. — Teraz to zdecydowanie powinnaś błagać o wybaczenie, masz rację — załapał szybko jej pomysł, a przez jego usta przemknął zadowolony uśmieszek. — Poważnie? Nie przypominam sobie, żebym cię pieprzył naprawdę wściekły — wymruczał, gdy wypuściła jego wargę spomiędzy zębów i sam wpił się w jej usta namiętnym pocałunkiem.
    — To drobiazg, ale muszę przyznać, że jestem cholernie zadowolony, że tak bardzo ci się podoba — wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu, gdy dziewczyna zorientowała się o jaki akt chodziło i, że dom będzie należał właśnie do niej. Przyglądał jej się, ponownie nie spodziewając się takiej właśnie reakcji. — Przestań płakać, proszę. Nieważne, że to nie przeze mnie tylko dzięki mnie, ale proszę, nie płacz. Uśmiechnij się szeroko, piszcz z radości, śmiej się… tylko błagam, nie płacz — powiedział, wpatrując się w jej twarz z największą czułością.
    — Ale nie musisz mi się za nic odwdzięczać, kwiatuszku — wymruczał cicho, przytulając ją do siebie. Oczywiście, że chciał jej całej, ale w tym konkretnym momencie chciał, aby czuła się przede wszystkim zaopiekowana i bezpieczna. Chciał jej to wszystko dać, więc chociaż cholernie kusiło go dorwania się do niej teraz, natychmiast, wolał przedłużyć ten czuły moment nieco dłużej. — Chcesz zobaczyć ogród i patio? — Spytał cicho, przesuwając nosem po jej policzku — możemy powoli obejrzeć każdy fragment domu i terenu wokół niego — dodał, nie przestając jej do siebie przytulać — cała reszta… może zaczekać. Chcę, żebyś przede wszystkim była szczęśliwa i zadowolona — dodał, powoli muskając wargami kącik jej ust.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  32. — Nie mówię, że nie jest pięknie — powiedział. Różnica była taka, że zdążył poznać trochę świata, co w przypadku Luny nie było tak oczywiste. Mógł połączyć kropki i przewidzieć jej reakcje, gdy wyznała mu, że w zasadzie to nie widziała nic poza miejscami, w których mieszkała.
    Tym bardziej był zadowolony z zakupu willi. Będzie mogła przylatywać tu zawsze, gdy najdzie ją na to ochota. Właściwie będzie mogła uznać ten dom za bazę wypadowa w inne kierunki Europy. Zwiedzenie kontynentu będzie łatwiejsze, gdy loty będą krótsze niż z Los Angeles.
    — Gdzie się składa reklamację? Nie byłaś, aż tak bardzo pyskata wcześniej. Miałaś cięty język, ale nie aż tak — zaśmiał się cicho, mrużąc przy tym odrobinę powieki i uważnie jej się przyglądając — obyś miała rację.
    Zamruczała cicho, bo zdecydowanie podobał mu się kierunkuje rozmowy. Bardzo mu się podobał. Kącik jego ust drgnął.
    — Mogę Cię jedynie, skoro jesteś już moją żoną, lojalnie uprzedzić, że jeżeli jeszcze przez chwilę poświęcisz więcej uwagi willi, a nie mnie, to dopiero zobaczysz, co oznacza pieprzenie z wściekłości — wymruczał cicho, z trudem odrywając się od jej ust.
    Wzruszył lekko ramionami, nie bardzo wiedząc, co ma zrobić.
    — Wystarczy, że będziesz z niego korzystała z radością — wymruczał, bo przecież nie chciał niczego w zamian. Nie kupił go z myślą o tym, że coś za to dostanie. Tak naprawdę… kupił go z myślą, że będzie mogła się tu schować przed całym światem, gdyby nie porozumieli się po ślubie. Chciał jej podarować jej bezpieczny kąt. Dlatego mieli spotkać się z notariuszem, a akt własności miał zostać przeniesiony jedynie na nią. To miała być tylko i wyłącznie jej własność. Nie, aby zamierzał pozwolić na to, aby się kiedykolwiek rozstali. Po prostu, na wszelki wypadek pragnął, aby miała coś całkowicie swojego.
    Zaśmiał się cicho na jej słowa. Szczerze mówiąc nie wyobrażam sobie, co takiego musiałoby się wydarzyć, aby się ze wzruszenia rozpłakał. Owszem, kiedyś łzy przychodziły łatwo, ale to było za nim.
    — Możesz próbować — zaśmiał się cicho — i tak, rzucam ci wyzwanie — dodał, mrugając do niej z prowokacyjnym uśmieszkiem na twarzy. Nie mógł się powstrzymać.
    — Widziałem jedynie zdjęcia i na kamerce. Miałem spotkanie online z agentką — powiedział — więc teoretycznie wiem, ale praktycznie… powinniśmy po prostu razem go obejrzeć. I możemy zacząć od czego tylko chcesz — powiedział i po chwili skinął głową — agentka dała mi namiar na zaufanych pracowników, ale nikogo nie zatrudniłem. To twój dom, ty decydujesz kto ma tutaj być. Jeżeli będziesz chciała obsługę, sama ich wybierzesz — poinformował — a ja nie będę się słowem wtrącać — dodał, układając dłoń na sercu w ramach przysięgi. — A co do wina, to chyba musimy wybrać się na zakupy… w ogóle musimy się wybrać na zakupy… nie mam pojęcia czy coś jest w lodówce — stwierdził, orientując się, że mógł poprosić agentkę o załatwienie tego — kurwa… mogę zadzwonić do kogoś z tych polecanych gosposi, żeby dzisiaj ekstra popracowała, głównie wrzucając jedzenie i alkohol do koszyka — stwierdził, spoglądając prosto w jej oczy — ale powoli… co chcesz zrobić, żebym zrobił? — Spytał, spoglądając na trzymane w jej dłoniach kieliszki — sprawdźmy lodówkę, będzie wiadomo czy musimy się martwić o przetrwanie.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  33. Ledger wywrócił tylko oczami, a po chwili szczerze się roześmiał. Nie przywykł do tego, bo sam z siebie rzadko kiedy śmiał się w ten sposób, ale przy Lunie pewne rzeczy stawały się po prostu łatwe. Tak łatwe, że nie musiał o nich i ich robieniu myśleć. Wypływały z niego same, bez udziału jego woli i to było w tym najpiękniejsze.
    Czuł się po prostu przy niej dobrze, swobodnie.
    — Nie jestem pewien jak mam to odebrać — stwierdził z zamyśleniem — sugerujesz, że powinienem już przygotować się do ukarani cię? Nauczenia, jak masz się zachowywać? — zapytał, spoglądając na nią wygłodniałym wzrokiem. Na potwierdzenie swoich słownych gróźb, złożył na jej ustach agresywny, łapczywy pocałunek, wręcz miażdżąc jej wargi swoimi — zastanów się dwa razy czy naprawdę właśnie tego chcesz, Collins — wyszeptał, muskając wargami jej wargi z każdym swoim słowem, które wypowiadał — bo z pewnością nie będę przy tym delikatny — uprzedził, chwytając zębami jej wargę.
    Spojrzał na nią z szeroko otwartymi oczami, powstrzymując się przed głośnym śmiechem.
    — Bingo? — Powtórzył za nią, unosząc znacząco brew — poważnie właśnie tak widzisz naszą przyszłość? Z bingo? — Westchnął ciężko, nie będąc usatysfakcjonowanym jej pomysłem — myślałem, że będziesz miała… odważniejsze wyobrażenia, co do naszej starości — zaśmiał się przy tym cicho, nie spuszczając spojrzenia z jej oczu. Mimo nudy, jaka biła z jej wypowiedzi, wtulił się policzkiem w jej dłoń i uśmiechnął się lekko.
    Nie zastanawiał się wielce nad tym. Uważał, że to iż sprawił jej dom było czymś dobrym. Chciał, aby miała coś całkowicie swojego. Wiedział, jak wyglądało to teraz, wiedział dobrze jak urządził ją ojciec i… owszem, kupił ten dom dla niej pierw z myślą, że może będzie chciała w nim przebywać o ile ich małżeństwo byłoby całkowitym niewypałem, ale wcale nie zamierzał jej tutaj zostawiać, skoro wypowiedzieli przed sobą w końcu uczucia i nie zamierzali dłużej wodzić się wzajemnie za nosy.
    — Kupiłem go dla ciebie. Dlatego chcę, żeby na akcie własności było twoje imię — powiedział, spoglądając na nią. Zrobił krok w jej stronę, chcąc znaleźć się blisko — przestań sobie dopowiadać. Nie zostawiam cię tutaj. Nie zamierzam cię zostawić. Chcę po prostu, żeby coś było w pełni twoje. Chce, żebyś miała świadomość, że… masz swoje miejsce na ziemi, gdybyś uznała, że jestem najgorszym co cię spotkało — wyszeptał, chwytając ją ramionami — ale naprawdę nie chcę cię tu zostawiać i mam nadzieję, że nigdy tutaj przede mną nie będziesz musiała uciekać, Luna… kwiatuszku, kocham cię i nie zamierzam ci pozwolić się ode mnie odsunąć, zniknąć, nie masz prawa nie wracać ze mną do Stanów — powiedział stanowczo, patrząc prosto w jej oczy — po urlopie, wracasz ze mną.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  34. — Bo co, mała? — Spytał zaczepnie, nie odrywając od niej swojego roziskrzonego spojrzenia. Po chwili zmarszczył lekko brwi i sięgnął dłonią miejsca, w którym go uderzyła i z udawanym bólem cicho syknął — uważaj, bo mi się spodoba — szepnął, poruszając sugestywnie brwiami.
    Zaśmiał się cicho, ale śmiech szybko został przerwany, bo słowa, które padały z ust brunetki były dokładnie tym, co pragnął usłyszeć. A każde kolejne, które wypowiadała sprawiało, że jego kutas stawał się twardszy.
    Przycisnął ją mocno do siebie, aby poczuła wyraźnie, że zdecydowanie był w tym momencie gotowy do rozpoczęcia należnej jej kary.
    — Sama tego chciałaś, bądź świadoma — wymruczał cicho.
    Seks musieli jednak przełożyć w czasie, a przynajmniej chwilowo, bo chociaż pragnął jej całym sobą nie zamierzał odebrać jej chwili zachwytu nad domem, który niedługo miał wejść w jej posiadanie. Nadal zamierzał jej nie wypuszczać z sypialni, ale najpierw zamierzał jej pozwolić na to, aby oswoiła się z myślą, że ten dom będzie należał tylko do niej.
    Prawdę mówiąc, liczył na odrobinę inną reakcję.
    — To brzmi jak najnudniejsza w dziejach ludzkości gra wstępna — stwierdził na jej wzmiankę o tym, że bingo mogłoby być rozbierane. Przechylił głowę, uważnie przyglądając się swojej małżonce, jednocześnie zastanawiając się nad pytaniem, które właśnie zadała. Zmarszczył lekko brwi, nie odrywając od niej spojrzenia.
    — Może ciepły Zanzibar? — Stwierdził z lekkim uśmiechem — kupimy sobie domki Safari i będziemy co ranek popijać kawę i oglądać jak lwy kopulują — wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu — nie wiem, kwiatuszku, wiem za to na pewno, że będziemy razem. Gdziekolwiek nas poniesie — uśmiechnął, gładząc dłonią jej policzek i spoglądając prosto w jej oczy — jak ładnie poprosisz to przez jakiś czas posiedzimy na altance — dodał, trącając nosem jej nos, chcąc dać jej do zrozumienia, że będzie liczył się z jej zdaniem.
    Wziął ciężko oddech, bo chwilę wcześniej chciał zapewnić ją, że będzie liczył się z jej zdaniem, ale to co teraz słyszał sprawiało, że znalazł się w punkcie, w którym znajdować się nie chciał. Bo jak miał jej udowodnić, że bierze pod uwagę jej słowa, skoro w tym konkretnym przypadku nie chciał tego? Chciał, żeby dom był jej.
    — Dlaczego? — Zapytał, nie przestając gładzić policzka dziewczyny — dlaczego nie chcesz go mieć na własność? — Był tego naprawdę ciekawy, bo nie rozumiał. Przechylił lekko głowę — ale ja niczego poza tobą nie chcę — wyznał. Taka też była prawda, wszystko co materialne mógł bez problemu kupić. Zaspokoić wszystkie te potrzeby, które można osiągnąć za sprawą pieniędzy. Luna dawała mu jednak coś więcej. Coś, czego nie potrafił jasno wytłumaczyć, ale to było znacznie ważniejsze niż dobra materialne.
    Nigdy nie był ulubieńcem, nigdy nie zaznał nawet rodzicielskiej miłości i przez długie lata wierzył, że miłość jest czymś, czego nigdy nie osiągnie. Czymś co spotyka jedynie dobrych ludzi, a on się do nie zaliczał, czego był świadom. Luna mu to jednak dała.
    — Jeżeli dom będzie nasz, przyjmiesz go? Będziesz czuła się w nim jak w domu? Tyle tego chcę, żebyś czuła się tu i traktowała to miejsce jak swój dom, kwiatuszku — wyszeptał. Chwycił podbrudek dziewczyny i uniósł tak, aby spojrzała w jego oczy — nie jesteś mięczakiem. Nigdy nim nie byłaś i nie będziesz, a nawet jeżeli tak właśnie byś się czuła… przy mnie możesz. Przy mnie możesz być każdą wersją siebie — wymruczał i ułożywszy rękę na jej tali, przyciągnął ją do siebie i pocałował.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  35. Uśmiechnął się kącikiem ust na jej słowa, a kiedy wypowiedziała kolejne, uniósł jedynie lekko brew, dość sugestywnie. Lubił. Chociaż dużo więcej satysfakcji sprawiało mu doprowadzanie Luny do stanu, w którym doświadczenie bólu i przyjemności łączyło się, sprawiając, że doświadczała jeszcze większej ekstazy.
    — Zobaczymy, kto bardziej — wymruczał jedynie cicho w odpowiedzi, dość niechętnie odsuwając się od jej ust.
    Temat wizji ich starości, wcale nie ostudził jego pożądania, chociaż powtarzał sobie, że jeszcze będą mieli na to czas.
    — Naprawdę? — Spojrzał na nią — zdajesz sobie sprawę z tego, że mój temperament nie wystygnie? Jestem tego pewien. Będę żywotny do ostatnich dni. Ale cóż… już powiedziałaś tak, więc nie masz odwrotu. Będę cię męczył do końca życia. Nie dam ci wytchnienia. I za każdym razem, kiedy uda ci się namówić mnie na pieprzone bingo, ja będę pieprzył ciebie. Z endoprotezami czy bez. Będę cię pieprzył przez całą resztę naszego życia — nie był sam do końca pewien czy to bardziej groźba, czy może jednak obietnica. Tak czy inaczej, zamierzał się z tego wywiązać.
    — Dokładnie tak — zaśmiał się cicho — a później, uwaga, zgadnij… sami będziemy się pieprzyć. Widzę naszą starość w bardzo konkretny sposób, kwiatuszku — przyciągnął ją do siebie drugą ręką i złożył na jej ustach czuły pocałunek. Nie był w stanie się przed tym powstrzymać, a do tego, nie miał tak naprawdę żadnego powodu, aby nie móc tego zrobić. Była jego żona. Była jego żoną, jego panią Collins i mógł swobodnie robić z nią wszystko, czego zapragnie. — Ja ciebie też — odpowiedział cicho i uśmiechnął się na jej kolejne słowa. Zdecydowanie nie mógł się już tego doczekać.
    Dla niego wizja podarowania jej domu była jasna. Nie potrafił się postawić w jej punkcie widzenia, ale nie chciał robić z prezentu wielkiej afery. Chciał, aby się nim po prostu cieszyła, więc chociaż nie zamierzał być jego właścicielem, mógł zgodzić się na to, aby jednak dom należał do ich dwojga. Dla niej. Bo jedyne czego pragnął najbardziej na świecie, to szczęście brunetki. A skoro wspólność miała jej te szczęście dać… nie zamierzał się bronić. Nie przed tym.
    — Nie będę się z tobą kłócił — wyznał, chociaż naprawdę nie potrafił tego zrozumieć — dlatego okej. Będzie nasz. Naprawdę jedyne czego pragnę to twoje szczęście, Luno. Niczego innego nie chce bardziej. Jeżeli to ma sprawić, że będziesz szczęśliwa, to w porządku — wyszeptał cicho, tuląc do siebie mocno jej drobne ciało. Wplótł palce w jej włosy i zaczął je powolnymi ruchami przeczesywać — nigdy więcej mnie nie przepraszaj za coś takiego — oznajmił tonem nieznoszącym sprzeciwu — nie masz mnie przepraszać za siebie, za swoje życie i obawy jakie w sobie masz przez wzgląd na przeszłość — poinformował — możesz jedynie próbować mi wytłumaczyć, dlaczego, dokładnie tak jak zrobiłaś to teraz. Nie zawsze będę to rozumiał, ale będę umiał to zaakceptować — wyszeptał, a następnie złożył delikatny pocałunek na czubku jej głowy, przepełniony opiekuńczością.
    Skinął głową na jej słowa, a następnie ugiął kolana i obniżając się, chwycił ją pod jej pośladkami i wyprostował swoje nogi, aby podnieść ją i z szerokim uśmiechem na ustach, oprowadzić ją w ten sposób po ekskluzywnym wnętrzu.
    — Chcesz zobaczyć ogród?

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  36. — Dotrzymam jej — oznajmił, całkiem poważnie. Był tego pewien. Nie chciał innej przyszłości niż ta z Luną u swojego boku. Kiedyś wydawało mu się, że nigdy nie będzie w stanie nikogo pokochać. Był o tym przekonany. Zresztą, wiele dziewczyn próbowało go w sobie rozkochać. Chciały go, ale on nie chciał żadnej z nich na dłużej, niż jedną noc. Może w porywach do kilku. Ale nigdy nie szukał niczego na stałe, nudziły go, nic do nich nie czuł. Ale Luna… Luna była zupełnie czymś innym. I chyba będzie musiał kiedyś podziękować Aidenowi, że ten nie potrafił trzymać kutasa jedynie w swojej małżonce, bo gdyby nie romans jego brata, prawdopodobnie nigdy nie poznałby Luny.
    Cieszył się. Cieszył się cholernie mocno, że zostali zmuszeni do obcowania ze sobą, bo gdyby jakimś cudem sam na nią trafił, obawiał się, że wszystko potoczyłoby się tak, jak zawsze. Nie zainteresowałby się nią wystarczająco mocno. Potraktowałby ją, jak każdą inną. A tak? Nie miał wyboru. Musiał spędzać z nią czas i dostrzec, że… że może być inaczej. Lepiej.
    — Zacznijmy już te oglądanie, bo nie mogę się doczekać reszty pobytu — westchnął, odsuwając się z największą niechęcią od jej ust.
    Kiedy przytuliła się do niego, jego dłonie od razu otuliły jej ciało i mocno ją do siebie przyciągnął. Musiał mieć ją blisko. Chciał, aby czuła się przy nim pewnie, żeby wiedziała, że ma go przy sobie, że zrobi dla niej wszystko.
    — Samo to, że będziesz próbowała jest dla mnie w porządku — wyszeptał, a na jego twarzy pojawił się uśmiech — samo to, że w ogóle będziesz chciała spróbować — dodał, nie przestając jej obejmować.
    Wzruszył ramionami, a na jego usta wkradł się uśmiech.
    — Już zawsze będę cię nosił na rękach. Bo chce i mogę. Ale tak, nigdy ci tego nie zapomnę — przyznał, wynosząc brunetkę na duży taras.
    Zatrzymał się na nim, jednak nie postawił dziewczyny od razu na nogi. Sam rozkoszował się widokiem. Basen, bujna roślinność i widoczny w oddali sad z jednej strony, a z drugiej plaża, były piękne, ale to nie one sprawiały, że chciał tutaj zostać na zawsze. To Luna.
    — Też nie chce się z niego budzić — wyszeptał, wpatrzony w nią jak w obrazem — mogę tutaj stać po kres swoich dni i po prostu patrzeć na ciebie, szczęśliwą, uśmiechniętą… chce, żebyś wyglądała tak każdego dnia. Już na zawsze — wyszeptał i musnął delikatnie jej wargi. Pocałunek był subtelny i ostrożny, ale po chwili zmienił go w pełnego paski i zachłannego. Nic nie mógł poradzić na to, że zwyczajnie trzymanie od niej rąk z daleka, było dla Ledgera po prostu niemożliwe. Działała na niego jak magnez. Nawet kiedy się starał, nie potrafił. — Nie masz nic przeciwko kąpieli? — Spytał z łobuzerskim uśmieszkiem, z błyskiem w oku spoglądając na basen.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń