NAGŁÓWEK/HTML1

L.A. Dreamers

INFORMACJE/HTML2

❤️‍🔥 Porządki po liście obecności zrobione!

❤️‍🔥 Lista obecności dobiegła końca. Karty autorów, którzy się na nią nie wpisali, zostały przeniesione do archiwum. Autorzy mają czas do 7.09 na zgłoszenie chęci dalszego współtworzenia bloga, po tym czasie zostaną usunięci z grona autorów.

❤️‍🔥 Kilka punktów regulaminu uległo zmianie (zaznaczenie kolorem), zapraszamy do zapoznania się z treścią!

❤️‍🔥 Zapraszamy do zapisów! 👁️

ZBRODNIA I KARA, KRZYWDA I ZEMSTA, WCZEŚNIEJ CZY PÓŹNIEJ, ALE ZAWSZE IDĄ W PARZE.

WIĘCEJ


Zła najczęściej nie da się naprawić; możemy je tylko pomścić.
Olivier Evans

INSTAGRAM
Liceum to zazwyczaj najgorszy okres w życiu nastolatka. Człowiek musi mierzyć się z licznym wyzwaniami - pierwsze zauroczenia, miłostki, przyjaźnie, bunt przeciwko rodzinie, nieustanne imponowanie grupie rówieśniczej i osiąganie wyników, które pozwolą dostać się na renomowaną uczelnie. Przypomina trochę sztukę, w której wszyscy mają z góry przydzielone role, a jemu trafiła się jedna z bardziej parszywych. Nigdy nie był wybitnym sportowcem, nie pochodził też z bogatej rodziny, a jedyne co miał, to matematyczny umysł, który sprawiał, że od początku mierzył się z łatką kujona. Nie lubili go, śmiali się z niego, dokuczali mu, upokarzali na każdym kroku, ale znosił to dzielnie, bo nie był sam, miał jego i zawsze mógł na niego liczyć. ON, mimo wszystkich okropności wokół, nieustannie był obok, idealnie go rozumiał, przechodził przez to samo i tylko dzięki niemu nie skończył ze sobą, kiedy jego głowa za sprawą kapitana drużyny rugby po raz kolejny wylądowała w ubikacji. Ich przyjaźń trwała od lat, planowali wspólne studia, karierę i pracę u swojego boku, nie myśląc o zakładaniu żadnej rodziny. Nigdy z nikim się nie umawiali, nie byli popularni, więc i tak żadna z dziewczyn nie zwracała na nich uwagi, wręcz przeciwnie, obydwoje byli ofiarami i dzięki temu, że mieli siebie, pogodzili się z tym. Wszystko było idealne, dopóki nie pojawiła się ONA. Nie planował tego, nie zamierzał się w niej zakochać, ale to było silniejsze od niego. Wiedział, że ten krok przekreśli wszystko, ale obsesja na jej punkcie kompletnie zaburzała jasność umysłu, przez co z czasem to ONA, niczego nieświadoma, stała się najważniejszą osobą w jego życiu. Teraz jednak, zarówno ONA, jak i ON, znajdują się na jego czarnej liście zemsty, a ich zdjęcia wiszą na tablicy w jego tajnym gabinecie, zaraz obok innych osób, które w czasach szkolnych zniszczyły mu życie. Dziś w niczym już nie przypomina kujona z liceum, a dzięki temu, że był wybitny z matematyki i informatyki, skończył studia na Harvardzie i stworzył aplikację, która dziś pozwala zarabiać mu miliony. Jest na szczycie, a ci, który kiedyś się nad nim znęcali, dziś mogą tylko błagać go to, aby móc dla niego pracować. Nie chce wracać do przeszłości, a jedyne, co przypomina mu o najgorszych czasach, to JEJ wisiorek, który ściska w dłoni za każdym razem, kiedy z dumą obserwuje, jak w okolicy płonie kolejny kościół.
Moonstress Codes

11 komentarzy:

  1. Dzień dobry, ja nadal czekam na obiecane rok temu zaczęcia XD

    OdpowiedzUsuń
  2. [Cześć! Na początku czytałam kartę i sobie pomyślałam: jaka smutna historia, biedny ten Olivier, a potem doszłam do fragmentu o nim i o niej, i teraz jedyne, co mam w głowie, to mema: well, that escalated quickly. :D Nie mam pojęcia, co dokładnie zaszło między Olivierem i tą dwójką, ale zdecydowanie nie chciałabym znaleźć się w ich skórze.
    Na ten moment niestety pomysłów nie mam, więc życzę Ci tylko świetnej zabawy. Postarajcie się nie spalić całego LA razem z tymi kościołami! ;)]

    Jim

    OdpowiedzUsuń
  3. Może, gdyby udało im się porozmawiać na spokojnie to doszliby do porozumienia. Zrozumieliby, że to nie Olivier ani Elena zawinili, ale jej rodzice oraz brat, że to wszystko to była ich wina. Ciężko było jednak blondynce pomyśleć, że Olivier mógłby chcieć z nią porozmawiać bez wrzasków czy szarpania. Ona z nim również nie chciała rozmawiać, więc ten temat był skreślony i nie było nawet sensu do tego wracać. Blondynka była przekonana, że więcej już go nie zobaczy, a raczej wmawiała sobie, że go więcej nie zobaczy. Dał jej do zrozumienia, że nie odpuści i będzie zawsze skryty w mroku, który kilka dni temu wprowadził do jej życia. Elena potrzebowała się z tego mroku wyplątać. Nie pasowała do bycia w nim, do bycia skąpaną w ciemności. A choć Oliviera nie było w pobliżu to miała wrażenie, że czuje jego obecność cały czas. Cóż, niejako na własne życzenie. Wcześniej nie mogła przestać o nim myśleć, a teraz o nim rozmawiała.
    — Wiem, że tak jest. Czasami ten, który się najgorliwiej modli jest tym najgorszym — powiedziała cicho. Zupełnie tak, jak jej ojciec. Obecny w każdą niedzielę w kościele, uczęszczający na różne kazania dodatkowe, a w domu potrafił być potworem, przed którym nie było ucieczki. Wiele razy myślała o tym, że najwyższa pora się usamodzielnić, ale kiedy tylko zaczynała ten temat szybko był on ucinany. Nie potrafiła zrozumieć, dlaczego jej rodzice nie chcą, aby spróbowała życia w samotności. Nie mogła wjechać na uczelnię, bo w Los Angeles również mają odpowiednie programy. Nie mogła robić nic, co by im się nie podobało, bo to było niezgodne z wiarą według ich zasad. Była tym wszystkim zmęczona, ale też brakowało jej sił, aby się z nimi kłócić. Wolała pewne sprawy przemilczeć niż ściągać na siebie dodatkowe problemy.
    — Dziewiętnaście. Ale to nie ma znaczenia, nie w moim domu — odparła. Pełnoletność w pełni miała osiągnąć dopiero za rok, ale wątpiła, że mając dwadzieścia jeden lat cokolwiek w jej życiu się zmieni. Raczej nie było na to większych szans, a blondynka już pogodziła się z myślą, że wszystko będzie ktoś robił za nią. Że decyzje będą już zawsze podejmowane za nią. Chociaż obecnie nie była pewna niczego, skoro nie tak dawno się dowiedziała, że jej ojciec był gotów ją upchnąć Olivierowi za pomoc finansową. Może jej rodzice nie byli bardzo bogaci, ale nigdy nie było problemów finansowych. Były za to inne, czasami o wiele gorsze i pieniądze nie miały tu żadnego znaczenia.
    Zamilkła, nie chcąc udzielać mu aż tak prywatnych informacji. Z drugiej strony, nigdy więcej już go nie zobaczy. Nie wiedział kim jest, nie będzie wiedział, dokąd się uda, kiedy stąd wyjdzie. Nie był kimś kto na stałe zagości w jej życiu.
    — Nigdzie nie czuję się bezpiecznie.
    Nawet tutaj w pełni się tak nie czuła, chociaż kiedyś było inaczej. Potrafiła znaleźć w kościele spokój, poczucie bezpieczeństwa i wiele innych, ale teraz? Teraz nawet nie była pewna czego tu szuka. Miała wiele pytań, na które odpowiedzieć mogła jej tylko jedna osoba, a nią był Olivier. I problem polegał na tym, że nie chciała z nim rozmawiać, o ile nie musiała.
    — Jestem pewna, że coś się wydarzyło. Ale to nie daje mu powodu, aby traktować mnie jak wroga, kiedy nie zrobiłam nic złego. A zachowuje się tak, jakbym to ja była powodem całego jego cierpienia — westchnęła zirytowana. Olivier ją obwiniał, ale nie zdradzał tak naprawdę niczego. I to ją drażniło.

    jestem całkowicie szczera

    OdpowiedzUsuń
  4. [Nie mam pojęcia czy w karcie ukryte są jakieś informacje, aczkolwiek ja przez parę minut klikałam wszędzie gdzie się dało i nic nie wyskoczyło. Najwyraźniej odczuwałam niedosyt po odczytaniu jego historii, a jeśli rzeczywiście coś przegapiłam, jestem również niezbyt technologiczna. Niestety na ten moment niezbyt mam pomysł, jak można byłoby połączyć Oliviera i Keilani, aczkolwiek jak już kiedyś wykluję swojego pana z roboczych, to z pewnością zawitam do Twojej prześlicznej panienki Bass <3
    Na ten moment życzę udanej zabawy, rozwiązania konfliktu z NIMI, a w razie pomysłu, zapraszam do siebie.]

    Keilani

    OdpowiedzUsuń
  5. Widziała u koleżanek, jak wyglądają ich rodziny i że to, co robili jej bliscy nie było do końca w porządku. Zdawała sobie sprawę z tego, że rodzina Huntington funkcjonuje nieco inaczej niż większość. Elena miała znajomych, którzy pochodzili również z tego samego otoczenia, z którego ona była i w ich domach było identycznie. Nikt co prawda nie krzyczał głośno o przemocy, tej fizycznej czy psychicznej, bo o takich rzeczy zwyczajnie się nie mówiło. I nie tylko w ich otoczeniu, ale ogólnie przyjęło się, że ludzie nie chcą słuchać o takich problemach. To nie było też takie łatwe, aby wyrwać się z rodzinnego domu. Niby pracowała, ale głównie w weekendy, a to nie było wystarczające, aby mogła wynająć choćby pokój w Los Angeles. Ceny były naprawdę wysokie, a Elena nie miała oszczędności. Co prawda niedawno zaczęła odkładać pieniądze, ale to wciąż nie było wystarczające, żeby dziewczyna mogła z dnia na dzień się wyprowadzić, a przy okazji dalej mieć ten sam poziom życia, co do tej pory. Przekonywała samą siebie, że wytrzyma jeszcze może rok, dwa lub trzy, a potem się wyprowadzi. Nie chciała wyjeżdżać co prawda z Los Angeles, bo lubiła to miejsce, ale chciała wyrwać się z rodzinnego domu. Chciała zasmakować wolności, o której wszyscy tak mówili, ale nikt nie był w stanie pokazać jej czym ona tak naprawdę jest ani w jaki sposób po nią sięgnąć.
    — No wiesz, przychodzi do świątyni i jest tym idealnym chrześcijaninem, który nie ma w sobie żadnej skazy. Nawraca ludzi, modli się głośno i okazuje miłość Bogu, ale gdy tylko nikt nie patrzy w jego stronę to robi wszystko wbrew temu, co jest napisane w Biblii. Po prostu nie jest dobrą osobą — powiedziała cicho. Próbowała nie myśleć o tym, że jej ojciec i brat tacy byli. Zwłaszcza Aiden taki był, który z jakiegoś powodu wręcz nienawidził Oliviera, choć niegdyś byli przecież najlepszymi przyjaciółmi. Miała dwóch starszych braci, ale tylko Aiden taki był. Caleb tak naprawdę odciął się od wszystkich, nie było go od dawna w LA. Aiden dalej się kręcił w LA, nakręcał ojca na swoje przekonania i uparł się, aby jej uprzykrzyć życie. Chyba wolała to niż jakby miał znęcać się nad Bethany. Beth może była zaledwie dwa lata młodsza od Eleny, ale nie chciała, żeby coś złego jej się przytrafiło. Musiała wstrzymać się z mówieniem, bo… sama nie wiedziała, jak wiele chciałaby mu powiedzieć. Chyba nie powinna zdradzać zbyt wiele, tak naprawdę.
    — Po prostu w mojej rodzinie pewne rzeczy nie wchodzą w grę — powiedziała. Może, gdyby była chłopakiem to mogłaby się wynieść, ale była dziewczyną, która według rodziców musiała przepraszać za to, jak wyglądała i jak była zbudowana, bo swoją sylwetką kusiła, swoim głosem, włosami. Pokręciła głową, choć zapewne nie mógł tego zauważyć. Nikt nie byłby w stanie teraz sprawić, aby się tak poczuła. Jej poczucie bezpieczeństwa zniknęło w noc pożaru. — Chyba nie ma takiej rzeczy. A jeśli jest, to nie wie co to ani gdzie tego bezpieczeństwa poszukać — wyznała. Czuła, że nie może się zwrócić o pomoc do nikogo. Bo i z kim miałaby porozmawiać? Z Olivierem czy z rodzicami? Jedyną taką osobą mógł być Caleb, ale nie chciała zawracać mu głowy. Nie bez powodu wyjechał do innego Stanu.
    Milczała, zastanawiając się nad jego słowami. Może faktycznie coś takiego się stało? Cóż, on jej złamał serce, gdy zniknął. Nikt nie powiedział, że jego zniknięcie nie bolało jego samego.
    — Może masz rację — odezwała się. — Nie wiem, co z nim się działo. A skoro jego zniknięcie złamało serce mi, to być może jemu też — westchnęła. Pierwszy raz przyznała się na głos, że coś takiego miało miejsce. — Tylko, że to on zniknął, a nie ja. I jeśli ktoś powinien mieć o to problem, to powinnam być to ja. Ale to już chyba nie jest ważne.

    Forgive me father

    OdpowiedzUsuń
  6. Była zaskoczona tym, jak z łatwością o wszystkim mówi. Wahała się czasami, jednak ostatecznie prawie o wszystkim mówiła. Wyrzucenie z siebie tych informacji było niemal uzdrawiające. Trzymała w sobie tak wiele, przez lata nie opowiadała o swojej krzywdzie nikomu. Uważała, że nikt nie chciałby jej wysłuchać, a przede wszystkim, że nikt nie wziąłby jej na poważnie. Tymczasem nieznajomy w konfesjonale słuchał jej uważnie, a nawet z fascynacją. Być może to była najlepsza część jego tygodnia. To nie było ważne, bo przecież się już więcej nie spotkają. Los Angeles było ogromne, a Elena do tego konkretnego kościoła nie planowała zbyt szybko wrócić.
    — Tak, tak jest. — Przyznała. Wiedziała, że jej rodzina jest inna i pomimo tej ogromnej wiary, którą mieli, wcale nie podążają odpowiednią drogą. Większość ich wymysłów nie miała żadnego odniesienia do wiary. To były zwyczajne zakazy, bo nie podobało im się, jak wygląda społeczeństwo. Ojciec w każdym widział grzesznika, a szczególnie w niej i po tej nocy, którą spędziła w domu Oliviera. To, ile razy ją tamtego dnia zwyzywał było chyba rekordową liczbą. Pomimo, że sam ją w jego kierunku pchnął, gdyby miała wierzyć w to, co jej mówił brunet tamtej nocy.
    Zadrżała słysząc imię, którego nigdy nie wypowiedziała. Nie w całości w każdym razie. Przez parę sekund miała wrażenie, że się przesłyszała, ale kiedy zaczęła skupiać się bardziej na jego głosie to powoli zaczęło do niej docierać kim jest siedząca po drugiej stronie osoba. Panika pojawiła się od razu, ta sama, której doświadczyła w samochodzie, kiedy przyspieszał i ją specjalnie straszył. Był tu. Słuchał o tym, co w niej siedziało, o jej historii, o sobie samym. Musiała się stąd wydostać. Nie mogła zostać tu nawet chwili dłużej, nie mogła z nim zostać i dalej rozmawiać, jak gdyby nigdy nic. Miała ochotę zacząć krzyczeć, ale nie potrafiła tego zrobić w takim miejscu. Z pewnością zaalarmowałoby to kogoś od razu.
    — Nie powiedziałam ci, jak się nazywa. — Warknęła wściekle. Musiała się przybliżyć do kratki i to w zupełności jej wystarczyło. Znajome włosy, rysy twarzy. — Dupek.
    Poczuła się zdradzona. Naprawdę sądziła, że to tylko nieznajomy, którego nigdy więcej nie zobaczy. Przez parę sekund miała głupią myśl, aby mu zaproponować spotkanie za kilka dni. W tym samym miejscu, aby znów się sobie zwierzyli. Co za kretynka.
    — Nie wierze, po prostu nie wierzę — wycedziła. Założyła torbę na ramię, gotowa do tego, aby wybiec z konfesjonału i z kościoła. Miała teraz nadzieję, że go szybko zgubi. Oby był w szoku i nie zorientował się za szybko, że go rozpoznała. Kretynka, była kretynką. Nie powinna była w ogóle nic mówić. Od początku jej się to nie podobało i należało się słuchać tego cichego głosu, który podpowiadał jej, że należało sobie stąd pójść. Wstała z miejsca i odsunęła drzwi. Miała dość spowiedzi, jak na dziś. Jak na bardzo długi czas.
    Była wściekła, poniżona i czuła się jak ostatnia idiotka, która chodzi po tej ziemi. Jak mogła dać mu się tak nabrać i omamić? Teraz, gdy wiedziała, od początku jej coś nie pasowało, a głos… ten głos był tak bardzo podobny do Oliviera, ale nawet przez sekundę nie przeszło jej przez myśl, że to on jest po drugiej stronie.

    I co narobiłeś🙃

    OdpowiedzUsuń
  7. Wiedziała, że nie miał żadnych hamulców. Przekonała się o tym już kilka dni temu, kiedy zaczął się robić agresywny w samochodzie, a potem to z tamtą dziewczyną w jego domu. Nadal czuła się źle z tym co widziała i słyszała. Nie powinno do takiej sytuacji w ogóle dojść. Sądziła, że ma święty spokój, że przynajmniej tutaj jej nie znajdzie. Jak ona się myliła. Myślała, że będzie szybsza, że uda się jej stąd wybiec, ale się pomyliła. Olivier był szybszy. Nie mogła nawet zareagować, kiedy wciągnął ją do środka, próbowała się wyrwać, ale jego uścisk był silniejszy.
    - Zostaw mnie – wycedziła, choć zdawała sobie sprawę z tego, że nie będzie jej teraz słuchał. Jakby kiedykolwiek wcześniej jej posłuchał, kiedy go kupowałam coś prosiła. – Ty chciałeś pomóc mi. Dobre sobie. Oszukałeś mnie i mam uwierzyć, że miałeś dobre zamiary? – Po raz kolejny szarpnęła się w jego ramionach. Mieli tu mało miejsca, byli ściśnięci i była o wiele bliżej bruneta niż miała na to ochotę. Czuła zapach mocnych, męskich perfum, które na sobie miał. Wirowało jej od nich w głowie. Nie, stop. Nie mogła się dać oczarować czy robić z siebie większej kretynki. Już i tak nią była. – Och, łaskawca. Wielkie dzięki za przypomnienie, doskonale zdaje sobie z tego sprawę. Nie potrzebuje do tego twoich uwag.
    Boże, jaka ona była wściekła. Nigdy wcześniej nie czuła tak silnych, negatywnych emocji i nie potrafiła sobie z nimi radzić. Nie wiedziała, co ma zrobić. Miała ochotę wrzeszczeć, ale przecież nie mogła. Wystarczyło jej upokorzenia jak na jeden dzień.
    Materiał spódnicy, która miała na sobie podsunęło się odsłaniając nagie uda. Nie miała tu jednak możliwości, aby ściągnąć materiał w dół. Siedziała na nim okrakiem w pozie, w której nigdy znaleźć się z nim nie powinna.
    Czuła się upokorzona. Po raz kolejny z jego winy. Jakiego musiała mieć pecha, aby tu na niego trafić?
    - To cię nie tłumaczy. Nie jestem ci nic winna, nic ci nie zrobiłam, a i tak... – urwała z westchnięciem. Nie mogła zrozumieć dlaczego tak bardzo jej nienawidzi. A nie był chętny do tego, aby coś więcej jej mówić na swój temat i swojej przeszłości. – Zależało. Ale mnie zostawiłeś. Nawet się nie pożegnałeś, chociaż wiedziałeś... wiedziałeś, jak jest i mnie tam zostawiłeś – wycedziła. Już nie pamiętała czy mu mówiła czy tylko o tym myślała, ale chciała z nim stąd wyjechać. Chciała skończyć liceum i uciec z Los Angeles. Była w nim zakochana. Może nawet dalej jest, choć nie chciała się do tego przyznać. Chciała powstrzymać drżenie brody, ale nie potrafiła. Odwróciła wzrok nie mogąc dłużej znieść wpatrywania się w jasne tęczówki młodego mężczyzny, które niegdyś tak bardzo uwielbiała. Przetarła oczy palcami, w których zabłysnęły łzy. Nie zamierzała już więcej przy nim płakać. Napłakała się wystarczająco wiele.

    Nie wiem czy tak szybko znajdziemy w sobie przebaczenie ❤️‍🩹

    OdpowiedzUsuń
  8. Wcale jeszcze nie skończyła krzyczeć, ale powoli brakowało jej już zwyczajnie sił. Była zmęczona, tą ciągła walka i tym, jak wyglądało w ostatnim czasie jej życie. Sądziła, że się wyleczyła na dobre z Oliviera. Że jego osoba przestała mieć już jakiekolwiek znaczenie, a rzeczywistość okazała się być zupełnie inna. Wciąż miał znaczenie, choć teraz był kimś zupełnie innym. Osoba, której Lena nie poznawała, z którą nie chciała mieć też nic wspólnego. Po tym co pokazał jej w swoim domu wiedziała, że to nie jest osoba, w której była zakochana jeszcze parę lat temu. Dalej była zawstydzona na sama myśl o tym co widziała i słyszała tamtego poranka. Tego było za dużo. Potem myślała, że będzie miała już święty spokój, ale teraz świat po raz kolejny jej pokazał, że jednak nie uwolnić się od niego. Czuła się okłamana, po raz kolejny, przez niego. Sądziła, że opowiada o swoich problemach komuś obcemu, a to cały czas był on. I zapewne świetnie się bawił wyciągając z niej najdrobniejsze szczegóły.
    - Ja cię wystawiłam? – Powtórzyła z niedowierzaniem. Zupełnie co innego pamiętała z tamtego czasu. To jego nie było, to ona słyszała, że jeśli tam pójdzie to Oliviera nie będzie i rodzice mieli rację. Nie było go, choć uparcie Powtarzała sobie oraz im, że tam będzie. Oboje mieli zupełnie inne wspomnienia z tamtego czasu. Elena pamiętała, jak jej rodzice po odejściu Oliviera często powtarzali, że tak właśnie będzie, a ona skończy ze złamanym sercem. I tak właśnie było. Złamał je, zmiażdżył i zostawił w kawałkach, a teraz wracał i czego właściwie od niej żądał?
    - Nic ci nie zrobiłam. To ty mnie zostawiłeś, Olivier. Od samego początku to twoja wina, zrobiłabym wtedy dla ciebie wszystko, a wyszłam na idiotkę przed każdym kto coś wiedział. A ty... po prostu zniknąłeś. Nie obchodziło cię co się ze mną dzieje, po prostu uciekłeś.
    Z jednej strony nie mogła mu się dziwić, a z drugiej mieli uciec razem. Zostawić za sobą to przeklęte miasto, które nie przyniosło im nic dobrego. Oboje tego chcieli, a on podjął decyzję za nią i uznał, że będzie lepiej, jak odejdzie sam. Może nie chciał problemów, bo w końcu była nieletnia i mogli jej szukać, ale to nie było teraz ważne.
    - Mam uwierzyć, że tak po prostu sobie mogę iść? I co, za tydzień znów będziesz tutaj siedział i czekał, aż wejdę się wyspowiadać? – warknęła. Chciała się ruszyć, wyjść, ale każdy ruch sprawiał, że się o niego ocierała czego robić absolutnie nie chciała. I nie powinna była. Czuła się tak winna, a jednocześnie przecież nie robiła nic złego. Ba, była przekonana, że to wszystko co miało miejsce parę lat temu było wina Oliviera. – Nie wierzę ci. I przeczysz sobie sam, jeszcze tydzień temu mówiłeś coś innego. Czy już zapomniałeś, że w aucie obiecywałeś mi najgorsze?
    Czuła, ze igra z ogniem. Pokazał jej już do czego jest zdolny, nie mogła oczekiwać od niego, że teraz magicznie się zmieni. To wszystko to musiała być gra, w którą chciał, aby weszła. Miała jednak chęć na to, aby mu dopiec. Nie była pierwsza lepsza idiotka, która mógł sobie wykorzystać. Podejmowała w ostatnim czasie głupie decyzję, jak chociażby na impreza z Phoebe. Pamiętała, że podczas jednego zadania a butelkę Adam ją znienacka pocałował, a ona ten pocałunek odwzajemniła, ale ciągle myślała, że Olivier to widział, choć to było niemożliwe. Z kolei nie martwiła się tym, że całowała się z Phoebe i że pocałunek zainicjowała Lena, a nie Phoebe. To w końcu była tylko zabawa, ale aż za dobrze pamiętała, jak mówił, że jest jego rzeczą. Jakby naprawdę nie widział w niej osoby, a coś czym się można pobawić i zostawić na później.
    - To ty zniszczyłeś życie mi. Po co wróciłeś? Aby dalej je niszczyć czy może to plan twojej chorej gierki? Powiedz czego ode mnie chcesz, bo nie uwierzę w dobroć twojego serca i zostawienie mnie w spokoju. Nie po tym, co mówiłeś po tamtym kościele.

    Lord, save me, my drug is my baby

    OdpowiedzUsuń
  9. Nic tutaj nie miało sensu. Oboje mówili sprzeczne ze sobą rzeczy, jakby mieli dwie różne wersje wydarzeń. Elena była jednak pewna, że to jej wersja jest ta prawdziwa. W końcu nie mogło być inaczej, prawda? Nie mogła istnieć inna prawda, bo to buła jedyna prawda. Zawsze starała się wysłuchać druga stronę, jednaj teraz nie miała na to najmniejszej ochoty. Miał okazję, aby porozmawiać z nią na spokojnie i wszystko wyjaśnić, ale wracali do punktu wyjścia. Znów było tak, jak tamtej nocy. Wszystko runęło, a jeszcze przez moment miała nadzieję, że może to, co mówił jej w nocy było nieporozumieniem, które sobie jakoś wyjaśnia.
    Niemal podskoczyła na jego kolanach, kiedy się uniósł i uderzył dłonią o drewniane oparcie krzesełka. Mogła już niemal czuć napływające do oczu łzy, ale nie chciała przed nim płakać. Nie mogła przed nim płakać. Nie po tym wszystkim co jej powiedział. Serce waliło jej w piersi jak oszalałe i mało brakowało, aby z niej wyskoczyło. Tak byłoby prościej, nie musiałaby tego wszystkiego znosić, gdyby nie miała serca.
    - A ty zniszczyłeś moje. Chyba jesteśmy po równo – powiedziała cicho, bardziej do siebie niż do niego. Nie mogła tutaj zostać, siedzieć dalej tak blisko niego. Nie mogła w żaden sposób mu pokazać, że ma nad nią jakąkolwiek przewagę, ale na to było już za późno. O wiele za późno, a Olivier za dobrze ja znał I wiedział już pewnie, że Elena jest na skraju. – Naprawdę? Zasłużyłam na takie traktowanie, bo coś nam stanęło na drodze? Kochałam cię. I chciałam z tobą być, uciec od wszystkich i... Ale w porządku. Skoro tak bardzo mnie nienawidzisz to proszę. Zniszcz mnie. Zobaczymy kogo to na końcu zaboli bardziej.
    Mówiąc to patrzyła mu prosto w oczy. Bała się, oczywiście, że cholernie się bała każdego słowa, które padło z jego słowa dziś czy poprzednim razem. Nie była głupia i czuła, że może spełnić swoją groźbę. Ale nie zamierzała poddać się bez walki. Zniszczył sobie na własne życzenie jej wyobrażenie o nim, ich wspólne wspomnienia teraz nie miały już żadnego znaczenia. To co było w końcu nie wróci, a oni nigdy już nie będą mieli szansy. Upewnił się, aby tak było i aby nie mieli już do czego wracać.
    Nie chciała już nic mówić. Nie było słów, które mogłaby dodać. Chciałaby jakoś zmienić ich sytuację, ale była bardziej niż pewna, że to nic nie da. Nie teraz, kiedy był wściekły i obawiała się, że nigdy nie będzie w stanie już tego zrobić. Nie była pewna, ile czasu patrzyła mu się w oczy, ale w końcu nadszedł czas, aby stąd iść. Nic się nie zmieni.
    - Żebyś tylko nie żałował, Ollie.
    Było tu mało miejsca i nie miała jak się ruszyć. Ostatecznie jednak podniosła się i sięgnęła po swoją torebkę. Potrzebowała stąd uciec I znaleźć się jak najdalej z tego miejsca. Ściągnęła spódniczkę w dół i ostatni raz na niego spojrzała, ale już się nie odezwała tylko wyszła zanim mógłby ja znów przyciągnąć. Wychodząc nawet nie sprawdziła czy ktoś nie widział, że była tam z mężczyzna. To teraz zupełnie jej nie obchodziło. Będąc już poza konfesjonałem czuła jak łzy napływają jej do oczu. Dłużej nie była w stanie też ich utrzymać. Skierowała się prosto w stronę wyjścia. Znów ja upokorzył, po raz kolejny pokazał jej, że ma nad nią przewagę i że to ona jest na przegranej pozycji. Czuła, że może przegrać te walkę, ale to teraz było bez znaczenia.

    You're not my homeland anymore❤️‍🩹

    OdpowiedzUsuń
  10. Elena nie była wybuchową osobą. Wręcz przeciwnie. Była dziewczyną, która zawsze podchodziła do wszystkiego na spokojnie. Nie krzyczała, nie złościła się. Przede wszystkim, nie mogła tego robić. Została wychowana w taki sposób, aby nigdy nie sprzeciwiać się mężczyznom, a Olivier… Olivier wyciągnął z niej to, co najgorsze. Blondynka nie odważyłaby się nigdy tak postawić ojcu czy swojemu bratu, bo dopiero by źle skończyła. Wiele razy chciała, ale ostatecznie i tak nigdy nic z tego nie wychodziło. Była więc posłuszna, cicha i grzeczna, bo właśnie tego od niej wymagano. Elena była hodowana na to, aby być przykładną żoną, która zajmie się domem, urodzi gromadkę dzieci i nie będzie się odzywać niepytana. Miała ten luksus, że mogła iść na studia, choć cały czas słyszała, że gdy tylko znajdą jej odpowiedniego męża to to wszystko się skończy. Nikt nie brał zdania Eleny pod uwagę. Zupełnie tak, jakby jej przyszłość była już przypieczętowana. Cóż, chyba w pewien sposób tak właśnie było, a ona nie miała nic do gadania. Zupełnie jakby pogodziła się z tym losem, bo wszystko w końcu będzie lepsze od przebywania w towarzystwie z pewnym brunetem, który nie chciał opuścić jej myśli.
    Elena często i dużo o nim myślała, choć starała się tego nie robić. Szczególnie, że każda taka jedna myśl sprawiała, że się złościła. Nie potrafiła zrozumieć czego od niej chce, dlaczego powiedział jej tyle przykrych słów, zrobił te wszystkie rzeczy. Mijały jednak tygodnie, a Olivier nie pojawił się na jej drodze. Była z tego powodu bardzo zadowolona. Żyła dalej swoim życiem, zaliczyła kolejny rok na studiach i od października miała zacząć nowy semestr, nie mogła się tego już w zasadzie doczekać. Pracowała, uczyła się, chodziła do kościoła regularnie i zawsze była w tej samej ławce z rodzicami, weekendy wyglądały tak samo, jak zawsze. Zupełnie, jakby wróciła na odpowiednie tory w swoim życiu. Bardzo to dziewczynie pasowało. Bardziej niż się mogło wydawać, bo w końcu powoli o nim zapominała. Powoli w końcu jej życie było takie, jakie być powinno.
    Lubiła pomagać i często to robiła, o ile tylko miała okazję. Dzisiejszy wieczór wcale nie był inny. Zawsze współczuła dzieciakom, które nie mają domów i swoich własnych rodzin, czy są zmuszone do przebywania w domu dziecka z innych powodów. Blondynce zawsze łamało się wtedy serce. Robiła więc tyle, ile mogła, aby im pomóc. Takie przyjęcie charytatywne, gdzie mogła wspomóc ośrodek czy dzieciaki swoją obecnością był świetnym pomysłem, któremu nie odmówiła. Lubiła nawet gotować, więc stała na straży jedzenia. Większość była tak naprawdę gotowa, wystarczyło rozłożyć więcej stołów, donieść krzesełka, a potem nakładać jedzenie, kiedy pojawią się dzieciaki. Ktoś miał jej tu pomóc i czekała z niecierpliwością, bo poznawać nowych ludzi również lubiła i liczyła, że może uda się jej zawrzeć nową znajomość.
    Spięła się momentalnie, kiedy usłyszała ten głos. Przez chwilę miała wrażenie, że się przesłyszała, ale gdy się odwróciła od razu natrafiła najpierw na klatkę piersiową Oliviera, a potem na jego twarz, gdy uniosła głowę. Ostatni raz widziała go w kościele i liczyła, bardzo, bardzo liczyła, że to będzie ich ostatnie spotkanie. Zacisnęła zęby, powstrzymując się przed tym, aby nie rzucić w niego ściskanym w dłoni talerzem. Nie zrobiłaby tego, ale to była ciekawa wizja.
    — Możesz zacząć od pójścia w inne miejsce. Nie potrzebuję tu pomocy.
    Choćby miała tonąć w dzieciakach to wolała robić to sama niż być tutaj z nim. Nie powiedziała nic więcej. Odwróciła się wracając do poprzedniego zajęcia. Miała wrażenie, że wszystko teraz leci jej z rąk. Nie chciała go tutaj, nie chciała z nim pracować ani tym bardziej przebywać w jego obecności. Nie wiedziała co tu robił, nie chciała wiedzieć co tu robi. Chciała, aby stąd poszedł i dał jej w końcu święty spokój.

    Lena

    OdpowiedzUsuń