Dobry. :)Emory Carmen Forbes ♛ 17 latka; urodzona 12 lipca 2006 roku w Los Angeles ⬪ uczennica ostatniej klasy liceum ⬪ pływanie ucieczką od problemów ⬪ baristka w weekendy ⬪ pochowała rodziców trzy lata temu ⬪ starszy o dziesięć lat brat, Colton, który jeszcze przez parę miesięcy sprawuje nad nią opiekę ⬪ mieszkanka dzielnicy Sherman Oaks ⬪ nie ma prawa jazdy, do szkoły i pracy dojeżdża niebieskim rowerem ⬪
Emory Forbes zawsze zwracała na siebie uwagę.
Ponadprzeciętne wyniki w nauce przykładały się do częstych pochwał, które słyszała od najbliższych. Osiągnięcia sportowe sprawiały, że tata zawsze z dumą opowiadał o tym, jak jego ukochana córeczka stawała na podium po wygraniu kolejnych zawodów pływackich. Niechętnie, ale z uśmiechem pozwalała mamie na to, aby wciskała na nią wielkie, kolorowe sukienki, wpinała spinki we włosy i zabierała na konkursy piękności, w których brała udział od trzeciego do dwunastego roku życia. Emory nie zwracała uwagi na swój dyskomfort. Widok uśmiechniętych, zadowolonych i dumnych rodziców był ważniejszy. Nie potrafiła zadowolić jedynie starszego brata, któremu nigdy nie pasowała rola, którą przyszło mu odegrać w życiu Emory. Zaprzestała więc przejmować się brakiem zainteresowania z jego strony i zaczęła go traktować równie chłodno, co on ją.
Emory Forbes nie przestała zwracać na siebie uwagi. Sierpniowa noc sprzed trzech lat sprawiła, że do dziś jest na językach fanów historii kryminalnych, rówieśników ze szkoły i każdego kto zainteresował się losem rodziny Forbes. Udaje, że niewiele z tamtej nocy pamięta, choć w rzeczywistości dałaby wiele, aby zapomnieć. Przerażony głos ojca, który nakazywał się jej schować; krzyki i niezrozumiałe słowa matki; kilka głośnych huków, które dopiero po kilku godzinach spędzonych w ukryciu okazały się być śmiertelnymi wystrzałami, które odebrały jej rodziców. Przerobione na małą bibliotekę poddasze, do którego dostać się można było jedynie poprzez wejście w garderobie, a o którym nie każdy wiedział, stało się miejscem, które ocaliło jej życie. Do dziś nie wie kto jest odpowiedzialny za tamtą sierpniową noc i śmierć rodziców. Wie jedynie, że zrobiono to dla kilkuset dolarów i biżuterii, którą skradziono jej matce.
Emory Forbes wtapia się w tłum, aby nie zwracać na siebie uwagi. Z nijakim wyrazem twarzy wykonuje codzienne obowiązki. Nie czeka z utęsknieniem na kolejne zawody. Poza trenerem nikt jej nie kibicuje, a dziewczynie nie zależy na jego uśmiechu i pochwałach. Spędza wiele czasu poza domem, ale wcale nie dlatego, że jest duszą towarzystwa. Wychodzi z domu nad ranem, wraca późnym wieczorem, najczęściej mija się z bratem w drzwiach, ale gdy już spędzają razem czas to bez sprzeciwu przyjmuje na siebie jego ostre słowa połączone z silnymi dłońmi. Ślady nocy chowa pod rękawami za dużych, rozciągniętych bluz, dobrym podkładem i korektorem.
bysiaa44@gmail.com
Obserwował ją dzisiaj przez cały dzień, nie miał jednak okazji z nią porozmawiać, zwłaszcza, że unikała go, jak ognia. Nie rozumiał, dlaczego nie wyłapuje wysyłanych w jej kierunku sygnałów, ucieka, kiedy próbuje złapać z nią kontakt wzrokowy. Zupełnie tak, jakby to ona była najpopularniejszą dziewczyną w szkole, a nie na odwrót. Stanowiła dla niego cholerną zagadkę, nie przywykł do takiej sytuacji, każda inna na jej miejscu oddałaby wszystko, aby w ogóle zwrócił na nie uwagę, ewidentnie musiało być z nią coś nie tak. Pomysł z rowerem zrodził się w jego głowie przypadkiem, widział, jak rano zapinała go do stojaka, a że przy okazji minął przed szkołą dzieciaka, któremu pękła opona, dodał dwa do dwóch i postanowił wykorzystać okazję. Często spieszyła się do domu, a jedynym wyjściem, aby nie była spóźniona, była zaoferowana przez niego podwózka. Co prawda nie rozumiał, dlaczego punktualność była dla niej aż tak istotna, ale jeśli przez to zgodzi się, aby podrzucił ją do domu, mogła być i nadgorliwą perfekcjonistką.
OdpowiedzUsuń- Potrzebujesz pomocy? – zapytał, zatrzymując się obok niej swoim samochodem – Przystanek jest kawałek drogi stąd, jest straszny upał, nie chciałbym, żebyś zemdlała – dodał, lustrując ją wzrokiem. Od jakiegoś czasu w mieście panowały wyjątkowo wysokie temperatury, a ona nijak nie była ubrana adekwatnie do pogody. Nie rozumiał, dlaczego nigdy nie odsłoni więcej ciała, ale być może pochodziła z jakiejś skrajnie religijnej rodziny, a tacy ludzie bywali wyjątkowo popieprzeni. Szkolne mundurki miały to do siebie, że każdy mógł je swobodnie modyfikować, ona jednak nigdy nie pozwalała sobie na takie szaleństwo. Zakładał, że jako wzorowa uczennica najwyraźniej nie lubi walczyć z systemem, kto wie, może obawiała się konsekwencji ze strony dyrekcji, ‘normalni ludzie’ mogli przecież w każdej chwili zostać wydaleni, zaprzepaszczając tym samym swoją szanse na studia i godne życie.
- Obiecuję, że cię nie wywiozę gdzieś na drugi koniec miasta, ani tym bardziej, że cię nie zgwałcę – wyskoczył zgrabnym ruchem z samochodu i oparł się o drzwi – Seryjnym mordercą też nie jestem – dodał, ściągając okulary i utrzymując z nią przez moment kontakt wzrokowy, aby jego zapewnienie było bardziej wiarygodne – Słowo harcerza – dodał, unosząc dłoń w charakterystycznym geście przyrzeczenia. Co prawda nigdy nie miał nic wspólnego z tego typu organizacją i wizja sprzedawania ciasteczek po domach nigdy do niego nie pasowała, ale jeśli to miałoby ją przekonać do spędzenia choć chwili wspólnego czasu, gotów był nawet narzucić na siebie to paskudne, zielone wdzianko.
no heeej, ktoś wzywał pomocy?
[boże nieświęty, znowu mną wstrząsa dramat postaci, a mam wrażenie, że co bohater wskakuje na główną, robi się ciężko, przykro i ogólnie bardzo niemiło. co jest kurna grane?! Ja rozumiem starania, żeby nie było nudno, no ale... wyczuwam mroczny klimat ma blogu -,- i zaczyna mi być trochę szkoda tych naszych postaci, bo oni na prawdę mają niełatwy los.
OdpowiedzUsuńpiękne wybrałaś imię, wizerunek również, cała historia choć przykra, składa się w interesującą całość. Riley gdyby mogła, natychmiast ratowałaby dziewczynę z szponów nieszczęścia i to nieważne jak to nieszczęście ma na imię z ile waży i ile ma wzrostu. czuję, że ratunek się znajdzie sam i trzymam kciuki, by ta kruszyna jeszcze odżyje i będzie się uśmiechać!
podziwiam za wyobraźnię i śmiałe żonglowanie mnogimi postaciami! Szacun! ]
Riley
Domyślał się, że nie łatwo będzie ją przekonać, nie zamierzał jednak zbyt szybko się poddawać. Emory nauczyła go cierpliwości i choć wcześniej miał z tym problem, jeśli chodziło o nią, zawsze walczył do końca. Jego podchody trwały od lat, a mimo to pozostawała oporna na jego wdzięki. Mógł mieć każdą, ale to Emory zawróciła mu kiedyś w głowie i nijak nie chciała z niej wyjść. Obiecał sobie, że kiedyś mu ulegnie i zamierzał robić wszystko, aby w końcu przyznała, że on także jej się podoba.
OdpowiedzUsuń- Dziewczyny często mdleją na mój widok, ale ty udowodniłaś mi już, że tobie to nie grozi – wzruszył bezradnie ramionami, uśmiechając się przy tym w ten charakterystyczny dla siebie, nieco łobuzerski sposób – Co nie zmienia faktu, że możesz stracić przytomność na skutek przegrzania organizmu, a to będzie wielka strata dla całej społeczności szkolnej. Dyrektor wyrzuciłby mnie ze szkoły, gdyby się dowiedział, że naraziłem taką prymuskę i dumę tego przybytku na jakiekolwiek niebezpieczeństwo – mrugnął do niej, zsuwając okulary na nos i unosząc ręce do góry w geście bezradności. Nie była to najlepsza wymówka, zwłaszcza, że był ostatnią osobą, która mogła za cokolwiek zostać skreślona z listy uczniów, ale nic innego na szybko nie przyszło mu do głowy. Odbił piłeczkę, a przy okazji prawił jej komplementy, była to jakaś strategia, choć sam nie wiedział, co w końcu może na nią podziałać. Jakimś cudem była oporna na jego wdzięki, albo nie była, a jedynie usilnie z tym nie wiedzieć czemu walczyła.
- Nie poradzisz. I nie, nie masz niedaleko, wiem gdzie mieszkasz Emory, naprawdę myślisz, że nie znam topografii tego miasta? – westchnął ciężko, przewracając przy tym teatralnie oczami. Tylko głupi nie skorzystałby z jego oferty, mogła dostać się szybko do domu w klimatyzowanym samochodzie, zamiast wlec się na przystanek w tym upale z rozwalonym rowerem pod pachą, musiała prędzej czy później schować dumę do kieszeni i połknąć przynętę. Wiedział, że jest uparta, ale specjalnie odwołał dzisiaj wszystkie spotkania z kumplami, aby móc ją ‘urabiać’ i przekonać w końcu do tego, aby spędziła z nim trochę czasu sam na sam. Nie miała okazji go tak naprawdę poznać, wyrobiła sobie zdanie na podstawie tego, co prezentował sobą w szkole, nie chciał, aby postrzegała go w ten sposób. Zależało mu na tym, aby odkryła prawdziwego Willa, takiego, jaki jest tylko wśród rodziny i najbliższych przyjaciół i który niewiele ma wspólnego z szkolnym błaznem i klasowym imprezowiczem roku.
- Jesteś zazdrosna? – spojrzał na nią spod okularów, szczerząc się w szerokim uśmiechu – Schlebiasz mi Emory, naprawdę. Wiedziałem, że mnie lubisz, jesteśmy tutaj sami, nie musisz tego ukrywać. Zapraszam, nic nie tracisz, a możesz zyskać…wiele – zawahał się na moment przed wypowiedzeniem ostatniego słowa, aby dodać temu nieco dramaturgii. Jeśli uważała, że mógłby być seryjnym mordercą, to może chociaż lubi dreszczyk emocji? Na pewno. I na pewno lubi także jego, musi jedynie mu to w końcu pokazać, aby mógł dać jej w końcu spokój.
nie wystawiaj naszej cierpliwości na próbę słonko
[Jest i Emory! Teraz to ja mam ciary, bo sporo jej rzuciłaś na głowę i aż szkoda się robi tak fajnej dziewczyny. Tym bardziej, że odnoszę wrażenie, że Emory nigdy nie dostała szansy, żeby być sobą – bo najpierw robiła wszystko, by zadowolić rodziców, a teraz po ich morderstwie tonie we wspomnieniach i zmaga się z traumą. Jej brata to najchętniej wyciągnęła za ucho z domu, zaciągnęła na jakieś pustkowie i pokazała, co to znaczy ból. Trzymaj się zdala od Emory, o ile ci życie miłe! 😠
OdpowiedzUsuńJestem bardzo ciekawa, jaki masz pomysł na nią i Jima; i wiem, że gdyby Jim dowiedział się, przez co Emory przeszła i nadal przechodzi (a myślę, że jeśli się spotkają, to dość szybko się zorientuje, bo zna na własnej skórze, jak wygląda przemoc i pewnie byłby w stanie rozpoznać pewne zachowania i nawyki u Emory), to równie chętnie by się na Coltonie zemścił. Jeśli Emory potrzebuje pomocy, przy pozbyciu się ciała i ustaleniu alibi, Jim zgłasza się na ochotnika! :D
Baw się z nią dobrze. 🖤]
Jim
[Też mam nadzieję, że LA będzie dla niego bardziej szczęśliwym miejscem. Dziękuję też serdecznie za miłe powitanie i życzę duuużo satysfakcji w życiu, bo to przyda się każdej postaci. Przy okazji zapoznałam się z treścią KP Emory, bo akurat jest ostatnia publikowana. Nie daj jej zginąć pod ostrzem krytyki i siły brata Gabriel Blatt
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuńWyszczerzył się triumfalnie, kiedy udało mu się ją koniec końców namówić na podwózkę do domu. Domyślał się, że będzie się opierała, wiedział jednak, że widząc jego upór prędzej czy później odpuści, gotów był w końcu jechać za nią kilometr za godzinę, katując ją tym samym swoją osobą przez całą trasę na przystanek. Miała do wyboru trasę w upale prowadząc rower, przy okazji z jego jękami nad uchem, albo jego towarzystwo na wygodnym, skórzanym fotelu samochodu. Byłaby nierozsądna, gdyby zdecydowała się na tą pierwszą opcję.
- Nadal możesz zdjąć sweter, nie mam nic przeciwko – mrugnął do niej porozumiewawczo, zgranym ruchem wskakują na miejsce kierowcy, aby zaraz po tym ruszyć przed siebie – Wiem o tobie wiele rzeczy Emory Fobres. Niestety ty o mnie nie wiesz prawie nic, a szkoda, bo nigdy nie miałaś okazji, aby mnie naprawdę poznać. Polubiłabyś mnie – zapewnił, sprawnie wbijając się na drogę krajową. Cieszył się, że bez trudu udało mu się uzyskać prawo jazdy, zawsze co prawda mógł liczyć na prywatnych kierowców dziadka, ale w takich chwilach, jak te, cenił sobie niezależność. Nikt nie musiał wiedzieć o tym z kim i gdzie się spotyka, zwłaszcza, że Emory nijak nie pasowała do medialnego szumu i nie chciał, aby ten świat ją zniszczył. Postrzegał ją jako nieskażoną systemem i tą całą otoczką dziewczynę, potrzebował w swoim życiu kogoś, kto w przeciwieństwie do Caleba czy innych chłopaków z jego otoczenia, był po prostu normalny.
- A ty? Jak zamierzasz podziękować mi za podwózkę? Kto wie, może jednak uznam, że robisz to lepiej, niż Angelina? – uniósł pytająco brew, odwracając głowę w jej kierunku i wsuwając na głowę okulary tak, aby móc utrzymywać z nią bezpośredni kontakt wzrokowy – Jest piękna pogoda, jesteś pewna, że chcesz spędzić ten wieczór zamknięta w czterech ścianach? – dodał, bo chętnie zabrałaby ją gdzieś na przejażdżkę i pospacerował o zachodzie słońca po plaży. Normalnie nijak nie kręciły go takie romantyczne otoczki, ale w jej towarzystwie wszystko zdawało się być inny, on sam także kompletnie nie przypominał wrednego, cwanego Willa, za jakiego postrzegano go często w szkole.
- Lubisz lody? – rzucił, kiedy wjechali na drogę, która prowadziła wzdłuż wybrzeża, zapewniając tym samym miłe dla oczu widoki – To znaczy nie lody, lody, tylko lody – dodał, zdając sobie sprawę z tego, że mógł zabrzmieć w tej chwili dość dwuznacznie. Właściwie nie miałby nic przeciwko, gdyby jej usta znalazły się właśnie na jego kutasie, już bez tego sterczał mu w spodniach, nie chciał jednak jej spłoszyć i całkowicie do siebie zrazić – Jeśli zatrzymalibyśmy się tutaj, to w pobliżu jest budka z najlepszymi lodami w Los Angeles. Ich czekolada nie może się równać z żadną inną, a ja uwielbiam lody czekoladowe – wyjaśnił, aby dokładniej doprecyzować, o jakie lody mu chodziło i dać tym samym znać, że zaprasza ją na krótki spacer po plaży – Tak, moje życie jest cholernie nudne, wierzę, że wprowadzisz do niego nieco koloru i dasz się namówić na te lody. To jak? – kontynuował, nie mając zamiaru i tym razem dać za wygraną. Był wdzięczny rodzinie, że od dziecka nauczyli go zawziętości i upartości w dążeniu do celu, przydatna sprawa, zwłaszcza z tak opornym przeciwnikiem jak Emory.
a może lodzik?
Mógł mieć setki planów na ten wieczór, ale ona nie musiała o tym wiedzieć. Zresztą, znała go i za pewne nie trudno było się domyślić, jak wiele osób chciałoby pójść z nim na imprezę. Z jakiegoś jednak powodu to z nią i tylko z nią zamierzał spędzić dzisiaj czas i naprawdę cholernie się ucieszył, kiedy zgodziła się wybrać z nim na lody.
OdpowiedzUsuń- Jak można łączyć mięte z czekoladą? To profanacja dla czekolady. W ogóle, jak można robić z mięty cokolwiek innego, niż gumy do żucia, no ej – oburzył się, krzyżując przy tym niczym obrażony ramiona na wysokości klatki piersiowej. Nie przepadał za takim połączeniem, czekolada to czekolada, miała być słodka, a nie cierpka – To grzech, gorzej niż pizza z ananasem, zaczynam jednak żałować, że cię zaprosiłem na te głupie lody – mruknął, aby zaraz po tym się roześmiać i odruchowo zmierzwić dłonią jej włosy, kiedy wyszli z samochodu – Żartowałem, cieszę się, że spędzimy razem ten dzień Forbes. A, jeszcze tak przy okazji, ja i moje ego mamy się bardzo dobrze, nie wiem w ogóle, co ci w nim nie odpowiada – zmarszczył zaskoczony brwi, obdarzając ją zdziwionym spojrzeniem. Oczywiście miała rację, był cholernie pewny siebie, a przynajmniej tak postrzegał go każdy w szkole. Jeśli miałby taką możliwość, oddałby choć cząstkę swojego poczucia własnej wartości Emory, nawet jeśli nie dała mu się nigdy do siebie zbliżyć, zdążył już zauważyć, że nie należała do osób, które znają swoją wartość. Dużo osób wśród jego znajomych powinno nauczyć się od niej skromności. Zwłaszcza, że w przeciwieństwie do większości jego koleżanek, miała do zaoferowania o wiele więcej, niż tylko ładna buźka i seksowne ciało.
- To nawet lepiej, gdyby dominowała tęcza, byłabyś lesbijką, choć to właściwie by tłumaczyło, jakim cudem na mnie nie lecisz – roześmiał się, gestem wskazując kierunek w którym mieli ruszyć w kierunku budki. Zeszli niżej po schodach, aby znaleźć się bliżej wody, a przyjemna bryza mogła nieco ochłodzić ich rozgrzane od upału ciała – Lubię jeszcze karmelowe, ale tutaj wybieram lody czekoladowe z polewą karmelową, o – uniósł palec do góry, niczym naukowiec, którego olśniło i który odkrył jakiś skomplikowany wynalazek – A skąd wiesz, że wyobrażam sobie nie wiadomo co? – uniósł pytająco brew, ściągając przy okazji koszulkę, którą teraz trzymał w ręce – Nie zgwałcę cię, po prostu mi gorąco – zapewnił, bo naprawdę nie chciał się u niej spalić na dzień dobry, zwłaszcza, że pierwszy raz od dłuższego czasu zgodziła się poświęcić mu trochę swojego wolnego czasu. Metoda małych kroczków, właśnie tak zamierzał działać i jak widać w końcu powoli zaczynało przynosić to oczekiwane rezultaty.
mięta? fuuuj
Na imprezę mógł wyskoczyć w każdej chwili, a czas spędzony z Emory zdarzał mu się rzadziej, niż pozytywne oceny z matematyki. Świat się nie skończy, jeśli nie zaszczyci dziś kumpli swoją obecnością, zresztą, potrafili całkiem nieźle radzić sobie i bez niego. Ci, którzy byli dla niego najważniejsi, doskonale wiedzieli, jaką miał do niej słabość, nie obraża się, kiedy jeden wieczór zamiast chlać z nimi do upadłego, pospaceruje po plaży w towarzystwie Em.
OdpowiedzUsuń- Mam świetny gust, nie znasz się. Zresztą, jak mogę mieć kiepski gust, skoro mi się podobasz? – mrugnął do niej, odbijając tym samym piłeczkę. Szach, mat, tego podważyć już nie mogła, musiała zdawać sobie sprawę z tego, jak atrakcyjna jest, nawet jeśli nigdy tego nie wykorzystywała i uchodziła raczej za ‘cichą wodę’.
- Wiele rzeczy mam dużych i nie ma potrzeby, aby się skurczyły, chyba, że w wyjątkowych sytuacjach – roześmiał się, kierując się przed siebie wzdłuż plaży. Miał nadzieję, że pójdzie jego torem i także ściągnie sweterek, ale najwyraźniej nie zamierzała go dziś wystawiać na pokuszenie. Nie musiała, już i tak miał kompletnego fioła na jej punkcie i nie wierzył, że w ogóle tego nie dostrzegała. Nikogo nie potrafił traktować tak, jak jej, był przy niej zupełnie innym chłopakiem i szczerze mówiąc całkiem nieźle mu się to podobało. Będąc w towarzystwie kumpli robili za zwyczaj mnóstwo zakazanych, popieprzonych i szalonych rzeczy, przy niej znajdował spokój i ukojenie, którego brakowało mu także i w domu. Świat polityki bywał wyjątkowo brutalny i nawet jeśli mógł liczyć na wsparcie ze strony rodziny, ciągle musiał być w gotowości, aby nie przynieść im wstydu i nie zrujnować szans ojca na reelekcję.
- A co jest nie tak z moją codziennością, skoro moje ego mi ją przesłania? – uniósł pytająco brew, składając przy okazji zamówienie w budce z lodami – Proszę, oto twoja czekoladowa profanacja, miętowe lody, kompletnie postradała zmysły – pokręcił zrezygnowany głową, wręczając jej lody – Przejdziemy się wzdłuż wybrzeża? – dodał, ruszając powoli w stronę wody. Chciał spędzić z nią czas sam na sam, a przy budce zawsze roiło się pełno ludzi. Nie wiedział, czy kiedy spotkają wspólnych znajomych ze szkoły, będzie czuła się swobodnie w jego towarzystwie, wolał więc na wszelki wypadek zapewnić im dyskrecję, a do tego całkiem miłe widoczki.
- Lesbijki też na mnie lecą, ale trzeba się z nimi dłużej napracować. I jeśli jednak nadal nie chcesz, żebym cię zgwałcił, lepiej zachowaj szczegóły tego, co robisz z koleżankami dla siebie – mruknął, czując, jak jego członek robi się coraz bardziej nabrzmiały, a erekcja nieprzyjemnie drażni jego jeansy. Wyobraził sobie scenę o której właśnie wspomniała Emory i chętnie znalazłaby się wraz z nią i jej koleżankami pod prysznicem – No proszę, kryjesz w sobie gorszą, zboczoną i mroczną stronę, której nie miałem jeszcze okazji poznać, podoba mi się to – wyszczerzył się w szerokim uśmiechu, brudząc przy tym delikatnie czubek jej nosa lodem, którego wcześniej nabrał na koniuszek palca – Lepiej się ze mną nie drocz mała, każdy z nas ma swoje granice, a ja zamierzam zrobić wszystko, aby być ostatnim facetem, jakiego zobaczysz bez koszulki – mruknął, kiwając przy tym karcąco palcem.
taki słodziak
Naprawdę dobrze się z nią bawił i cieszył się, że wybrał wieczór z nią, zamiast ponownego zalewania się w trupia na kolejnej z takich samych licealnych imprez. Miał w końcu okazję porozmawiać z nią nieco dłużej, niż podczas tworzenia wspólnego projektu czy bycia w parze na chemii, przy okazji dowiadując się na jej temat zupełnie nowych rzeczy. Nie spodziewał się, że z takim luzem może podchodzić do kwestii związanych z intymnością, zakładał, że jak każda szkolna prymuska jest oburzona na samo słowo seks, a kto wie, być może miała i swój pierwszy raz za sobą. Jeśli tak, to w sumie szkoda, bo po cichu liczył, że to właśnie on będzie tym, który ją rozdziewiczy i przez to zapamięta go już na zawsze, nawet jeśli jakimś cudem ich kontakt miałby się kiedyś urwać.
OdpowiedzUsuń- Nie, masz rację, dlatego właśnie spędzam czas z tobą, a nie dziewczynami z drużyny. One może i są ładne, choć nie tak jak ty, ale z mózgu mają sieczkę. Cenię sobie inteligencję, choć sam pewnie nią nie grzeszę – roześmiał się, bo choć starał się od czasu do czasu przykładać do nauki, przez deficyty w zakresie skupienia uwagi i nadpobudliwość psychoruchową, nigdy nie było mu po drodze z siedzeniem z nosem w książkach. Swoją pozycję w szkole zdobył poprzez sport, nie musiał być przy tym piątkowym uczniem, nie zależało mu na stypendium, jego rodzinę stać było na takie studia, o jakich tylko sobie zamarzy.
- Mam duże wszystko, nie tylko ego – wyszczerzył się dumnie i po tym, jak upewnił się, że wokół nikt się nie kręci, ściągnął jak gdyby nigdy nic spodenki i bokserki na dół, stając przed nią nago i pełnej okazałości – Pływałaś kiedyś bez stroju kąpielowego lub bielizny? Woda stanowi wtedy całość z naszym organizmem, zupełnie inne odczucia – uśmiechnął się, zostawiając ją na moment na brzegu i rozpędzając się w kierunku wody – Idziesz do mnie? Nikogo tutaj nie ma, specjalnie wywiozłem cię w taką część miasta, gdzie nie kręci się prawie nikt. Wszystko sobie zaplanowałem – wyszczerzył się dumnie, gestem zachęcając, aby do niego dołączyła. Miał nadzieję, że uda mu się ją namówić na ten szalony krok, a nawet jeśli nie, to dołączy do niego chociaż i w szkolnym mundurku i sweterku. Miał wrażenie, że w przeciwieństwie do niego, dawno nie robiła niczego spontanicznie. Chciał, aby ten dzień był dla niej wyjątkowy. Zamierzał jej udowodnić, że nawet po tym, co przeszła i tragicznych wydarzeniach z tamtej nocy, kiedy straciła rodziców, nie jest w żaden sposób wybrakowana i musi ruszyć dalej do przodu, aby na nowo móc cieszyć się życiem.
- I nie, nie jestem ciekaw co się dzieje w damskiej szatni, zdecydowanie za często w niej bywam. No chyba, że byłabyś tam tylko ty, wtedy to co innego – przyznał szczerze, bo doskonale wiedziała, że nie stronił od przygodnego seksu i dobrej zabawy z innymi. Nie zamierzał przy niej grać i udawać świętoszka, chodzili do tej samej szkoły, a każdy uczeń wiedział, do czego zdolna była ich drużyna koszykarka i jak chętnie wszyscy, niezależnie od płci, rozkładali przed nimi nogi.
chciałaś to masz
Nie przypuszczał, że ich wspólny wieczór podąży w takim kierunku, ale nie narzekał. Często wyobrażał sobie, co ma pod mundurkiem szkolny, a teraz przynajmniej mógł podziwiać ten widok na własne oczy. Wiedział już, jaki obraz będzie miał za każdym razem, kiedy sam, lub częściej ktoś będzie robił mu dobrze. Jej prześwitująca bielizna długo nie wyjdzie mu z głowy i naprawdę ciężko było mu się powstrzymać przed tym, aby nie rzucić się na nią w tej wodzie. Jeśli robiła to celowo, to zdecydowanie jej nie doceniał i liczył, że pokaże mu jeszcze więcej swojego pikantnego charakterku.
OdpowiedzUsuń- To ja czuję się zaszczycony tym, że ty spędzasz go ze mną – wyszczerzył się, przeczesując dłonią mokre włosy i ruszając głową tak, aby kropelki wody rozbryzgały wokół. Próbował skupić się na tym, co mówi, ale nijak nie potrafił oderwać wzroku od jej sterczących, prześwitujących sutków, które teraz powinny znaleźć się zassane w jego ustach – Tak, właściwie to tak. I cieszę się, że mi się to udało – podszedł do niej bliżej, odgarniając kosmyk jej mokrych włosów za ucho – Mówiłem ci, że mam cienką granicę, nie jestem w stanie nad sobą panować, kiedy tak wyglądasz – wymruczał jej do ucha, niepewnie dotykając ustami jej szyi. Nie chciał jej spłoszyć, ale skoro sama podjęła tą grę, to być może także miała na to ochotę. Wiedział, że to może skończyć się tragicznie i na dobre się od niego odwróci, ale musiał zaryzykować, inaczej jego penis nigdy by mu tego nie wybaczył, a był mu jeszcze zdecydowanie bardzo potrzebny w życiu.
- Co ty ze mną robisz dziewczyno – wyszeptał, oparty na jej ramieniu i wtulony w jej włosy. Złapał ją za pośladki tak, aby mogła unieść się nieco do góry i objąć jego pas nogami – Nie chcę cię skrzywdzić Emory. Nie chodzi mi o szybki seks ani o to, aby cię przelecieć i odhaczyć na liście. Naprawdę cię lubię, nawet jeśli przede mną z jakiegoś powodu uciekasz i mnie ciągle unikasz – dodał, wpatrując się jej głęboko w oczy. Chciał być wobec niej szczery, miał taką, a nie inną reputację, być może dorobiła sobie na jego temat jakieś nieprawdziwe teorie, które blokowały ją przed dalszym kontaktem z nim. Miewał głupie pomysły, szanował jednak ludzi na tyle, aby nigdy w życiu nie zakładać się o to, czy kogoś przeleci lub uwiedzie. Zresztą, Forbes zawróciła mu w głowie jeszcze w okresie, kiedy był głupim czternastolatkiem, nie mogło to być zwykłe, szczenięce zauroczenie, skoro do tej pory nie był w stanie o niej zapomnieć.
oh Ty diabełku jeden, cicha woda brzegi rwie?
Nie mógł sobie lepiej wymarzyć tego popołudnia i był naprawdę wdzięczny dzieciakowi, którego widok dziś rano zainspirował go do przebicia opon w rowerze Emory. Nie spodziewał się, że dziewczyna da mu się namówić na spacer, a co dopiero na wspólne igraszki w wodzie, ale zdecydowanie nie narzekał i musiał skorzystać z nagłego przypływu jej pewności siebie.
OdpowiedzUsuń- A dlaczego zakładałaś, że chodzi mi tylko o seks? – odbił piłeczkę, odpowiadając pytaniem na pytanie. Domyślał się, skąd taki pomysł, zwłaszcza, że miał taką, a nie inną reputację w szkole, ale gdyby w grę wchodziła tylko kwestia przelecenia jej, już dawno by się poddał. Mógł uprawiać seks z każdą dziewczyną w szkole, Emory była ładna, ale nie jakoś super wyjątkowa pod tym względem, chodziło mu o coś kompletnie innego, ciało i uroda stanowiły jedynie istotny dodatek.
- Nie wiem, ile amerykańskich seriali się naoglądałaś, ale jeśli możesz mieć wszystko i wszystkich, nie bawisz się w jakieś głupie zakłady dotyczące przelecenia niedostępnej laski. Seks mogę mieć z każdą, nie ukrywam tego, nijak nie chciałoby mi się za tobą uganiać, gdyby chodziło o zwykłe ruchanko – wzruszył bezradnie ramionami, utrzymując z nią kontakt wzrokowy i co jakiś czas spoglądając na jej pełne usta i starczące pod prześwitującą bielizną sutki – Znaczy nie miałby nic przeciwko, gdybyśmy jednak skończyli w łóżku, nie jestem aż tak święty – dodał rozbawiony, bo nawet jeśli w tej relacji chodziło mu o coś więcej, nie dało się ukryć, jak jego organizm reagował na jej bliskość, nie mówiąc już o tym, że zazwyczaj to ją sobie wyobrażał, nawet kiedy pieprzył jakieś przypadkowe laski na imprezie. Uśmiechnął się pod nosem, widząc lekkie zarumienienie na jej twarzy, kiedy poczuła jego erekcję. Mówiła, że ma doświadczenie w tych sprawach, ale jeśli była nieco speszona, pozostawała nadzieja na to, że jednak on będzie tym, który ‘naznaczy’ ją dla siebie na dobre.
- Coś, czego nikt o mnie nie wie? Zbierasz na mnie haki? Czyli co, zgodziłaś się, bo ktoś cię na mnie nasłał, tak? Wiedziałem, że to wszystko było zbyt podejrzane. Będę musiał cię za to ukarać – mruknął, nieco mocniej zaciskając dłonie na jej pośladkach, gryząc koniuszek jej ucha i schodząc niżej, aby móc zasypać pocałunkami jej rozgrzaną słońcem szyję – Na takie tajemnice trzeba sobie zasłużyć mała – mruknął, chwytając w zęby ramiączka jej stanika, aby zsunąć je niżej i móc swobodnie zasysać w ustach jej skórę w okolicach łopatek – Ewentualnie możemy wejść w układ, tajemnica za tajemnicę. Jeśli nie ja cię przed samym powstrzymuję, to co lub kto? – odsunął na moment twarz od jej dekoltu, aby spojrzeć do góry i zatrzymać wzrok na jej twarzy.
no kto by pomyślał, riki tiki bara bara?
Sprawdzał powoli na co może sobie pozwolić, aby jej nie spłoszyć i nie zepsuć tego wieczoru. Jak na razie nie uciekła, co więcej, ku jemu zaskoczeniu podjęła grę, zamierzał więc dalej przesuwać granice, gotów w każdej chwili przerwać, jeśli jednak przestanie się jej podobać. Potrafił nad sobą panować, nie chciał zrobić jej krzywdy, wręcz przeciwnie, wnieść trochę radości do jej pozbawionego kolorów życia.
OdpowiedzUsuń- Mam ci dać jednego na pamiątkę? Sklonujesz mnie w ramach jakiegoś projektu i zarobisz na moim ciele fortunę? – zaśmiał się, czując, jak przyjemnie ciągnie go za włosy. Długo marzył o tej chwili i miał nadzieję, że ich zbliżenie nie pogorszy sprawy, wręcz przeciwnie, pozwoli dziewczynie w końcu się na niego otworzyć. Nie wiedział, dlaczego akurat dzisiaj przestała przed nim uciekać, ale to był dobry znak na przyszłość, być może z czasem uda jej się zapomnieć o bolesnej przeszłości i wróci do tego, co był przed tragiczną śmiercią jej rodziców.
- Seks to zawsze cel jakiejś relacji, jej nieodłączny element. Przyjemny dodatek, jedność ciał, dusz, penisa i ciapuszki i takie tam – zaśmiał się, bo dla niego seks był niczym powietrze, mógł na niego liczyć, kiedy tylko chciał i o której chciał, nie udawał, że z tego nie korzystał. Jego kumple miewali popieprzone pomysły, często robił z nimi rzeczy o których wolał jej nie mówić, Emory wydawała być się przy nim niewinna i święta, niczym nieskażone złem tego świata dziecko.
- Posłuszny? Ja? Nie ma takiej możliwości – wyszczerzył się w swoim pewnym siebie, głupkowatym uśmieszku, masując dłońmi uda, którymi była owinięta wokół jego bioder – Jesteś coraz bardziej niegrzeczna Forbes, naprawdę powinienem cię ukarać – mruknął, wsuwając dłoń pod jej majtki i poruszając kciukiem po jej wargach sromowych. To były głupie pieszczoty i pocałunki, a on już czuł, że zaczyna mieć orgazm. Ta dziewczyna miała na niego dziwny wpływ, wystarczyło jedno jej spojrzenie, a jego penis robił się twardy i uwierał go w spodniach za każdym razem, kiedy choćby tylko mijali się na szkolnym korytarzu – Pokręcone i mroczne rzeczy to moja specjalność. Nie ma bardziej popierdolonej i mrocznej osoby na świecie niż mój najlepszy przyjaciel. Nie boję się mroku, także pudło. Nie ma takiej rzeczy, która mogłaby mnie odrzucić Emory Forbes – powiedział, patrząc jej prosto w oczy i gładząc ją wierzchem dłoni po policzku – Jesteś taka krucha i delikatna, chciałbym się tobą zaopiekować – mruknął, zjeżdżając palcem niżej, aby pogładzić ją nim po ustach, na których zaraz po tym złożył namiętny pocałunek – Moja tajemnica? Słucham Taylor Swift i śpiewam jej piosenki pod prysznicem. No i śpię w koszulce z jej zdjęciem – zaśmiał się, wyznając coś, o czym wiedziała tylko mieszkająca wraz z nim rodzina.
słodziak
W tym wypadku miała rację, nijak mu to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie, było cholernie przyjemne. Każdy jej dotyk wywoływał na jego ciele dreszcz podniecenia, a kiedy robiła się coraz śmielsza czuł, że kompletnie wariuje na jej punkcie.
OdpowiedzUsuń- Mówił ci ktoś, że jesteś strasznie złośliwa Forbs? – westchnął ciężko, dając jej pstryczka w nos. W innym wypadku pewnie by się zdenerwował, ale jej uwagi odbierał jako słodkie, miała swoje przywileje i wykorzystywała je, aby się z nim droczyć – Moje centymetry mają się dobrze mała – mruknął, biorąc jej dłoń, aby położyć ją na jego nabrzmiałym członku – Musisz mieć kiepskie doświadczenie, skoro masz jakiekolwiek zastrzeżenie do mojego rozmiaru – dodał, wsuwając palec nieco głębiej, rytmicznie masując jej wargi sromowe i pochwę. Nadal nie miał pewności, czy z kimś wcześniej spała, ale skoro była obecnie szkolnym wyrzutkiem i nie narzekała na nadmiar znajomych, raczej nie miałaby ku temu okazji. Nie pojawiała się też nigdy na imprezach, a to głównie tam dochodziło do takich rzeczy, zwłaszcza w ich wieku.
- Dlaczego? Chcemy to, czego chcemy – uśmiechnął się niewinnie, składając na jej ustach namiętny pocałunek. Woda znajdowała się na wysokości ich kolan, mógł więc swobodnie błądzić po jej ciele, bez obaw, że mogłoby się to dla nich źle skończyć – A ja od dawna chcę ciebie, Emory Forbes – mruknął, schodząc pocałunkami coraz niżej, najpierw po jej szyi, później klatce piersiowej, aby w końcu przed nią kucnąć i zasysać w ustach skórę we wnętrzu jej ud – Czy chcesz tego czy nie, należysz do mnie – dodał, dochodząc swoim językiem do jej warg sromowych. Teraz kompletnie nic dla niego się nie liczyło, świat wokół nie istniał, nie dbał o to, że są na publicznej plaży i ktoś może ich obserwować. Nie przewidział też, że jest na tyle popularny, że ktoś w ogóle zechciałby to nagrać. Liczyła się tylko ona i to, że w końcu czuł ją przy sobie, a być może zaraz ona poczuje go w sobie.
- Dam ci niejednego klapsa – mrugnął, delikatnie uderzając ją w pośladki – I wiele tortur, kiedy będziesz błagała o to, abym w ciebie wszedł – wyszeptał jej do ucha, kiedy podniósł się do pozycji stojącej – Czy chcesz tego, czy nie, ja musze się tobą zaopiekować – zaakcentował, patrząc jej prosto w oczy. Przyciągnął ją do siebie bliżej, aby móc otrzeć się członkiem o jej ciało. Nie wiedział, jak długo jeszcze wytrzyma, orgazm zalewał jego ciało i był już na granicy, chciał dojść w niej, ale nie był pewien, czy ona jest na to gotowa. Dawała mu jasne sygnały, droczyła się z nim i aż krzyczała, aby ją przeleciał, ale to ona musiała wykonać ten ostateczny krok. Inaczej w życiu by sobie nie wybaczył, gdyby przez marzenie seksu z nią, przekreślił na zawsze szansę na zbudowanie głębszej relacji.
tu też porno i duszno?
[Tak, LA skusiło w końcu i mnie :)
OdpowiedzUsuńBiedna Emory, musi czuć się zagubiona i samotna, mam nadzieję, że znajdziesz dla niej jakąś dobrą duszę, dzięki której poczuje się chociaż trochę lepiej! :)
Wątków z Tobą, to nigdy dość! Nawet pomyślałam sobie, ze sprawa rodziców Emory mogła być jego pierwszą sprawą po zmianie departamentu, bo akurat mniej wiecej zgrywa się to w czasie :) ]
Alan Moore
Miała rację, publiczna plaża i ocean to nie było dobre miejsce na seks, przynajmniej nie na tym etapie relacji i nie w czasie, kiedy nie zapadł jeszcze mrok. Zapraszając ją tutaj, nijak nie przypuszczał, że to wszystko tak się potoczy i pójdzie w intymnym kierunku. Liczył na wspólny spacer czy lody, wspólna kąpiel i pieszczoty to coś, co kompletnie przerosło jego oczekiwania i rozpaliło przy okazji wszystkie zmysły.
OdpowiedzUsuń- Samochód to nijak nie jest odpowiednie miejsce, choć nie mogę obiecać, że uda mi się tam trzymać rączki przy sobie – zaśmiał się, biorąc ją na ręce i brodząc w wodzie, idąc przy tym w kierunku brzegu. Chciał, aby to była wyjątkowa chwila, moment, który na długo zapamięta, on sam czekał na to już dobre kilka lat i trudno było mu uwierzyć, że brunetka w końcu mu uległa. Domyślał się co prawda, że jest w jej typie i nie ma możliwości, aby się jej nie podobał, ale jak dotąd uparcie starała się go ignorować i nawet dziś po szkole z trudem namówił ją na tą durną podwózkę, która koniec końców przybrała jednak zupełnie inny obrót.
- Tortury i posłuszeństwo? Nie znałem cię z tej strony Forbes – zaśmiał się i przyciągnął ją do siebie, delikatnie przy tym ją całując, kiedy już postawił ją na piaszczystej plaży – Nie tak łatwo mnie oswoić i zmusić do czegokolwiek, musiałabyś nad tym naprawdę długo i cierpliwie popracować – mrugnął do niej, oblizując wargi. Nie wziął ze sobą ręcznika, narzucił więc na mokre ciało koszulkę i wsunął na nogi bokserki, przerzucając sobie spodnie przez ramię – Gdzieś, gdzie żadna inna nie była? A niby czym ty różnisz się od nich? – uniósł pytająco brew, kierując się powoli w stronę schodów prowadzących na parking. Różniła się wszystkim i była totalnie wyjątkowa i za pewne doskonale o tym wiedziała, skoro podchodziła do niego w ten sposób. Nie każdy miał odwagę, aby droczyć się z nim, czy kimkolwiek z jego paczki, ona jednak stanowiła wyjątek i doskonale wiedziała, co w danej chwili powiedzieć, aby mu dogryźć. Nie chciała za wszelką cenę się z nim zaprzyjaźnić, wręcz przeciwnie, robiła wszystko, żeby go od siebie odsunąć, a to odnosiło oczywiście odwrotny rezultat. Im bardziej coś było dla niego niedostępne, tym bardziej się nakręcał, aby to zdobyć. Miał w sobie coś z łowcy, pewnie przez to tak dobrze szło mu na boisku i odnosił tyle sukcesów, nie można było mu odmówić ambicji, mimo, że dzięki rodzinnej pozycji, mógłby mieć sport i szkołę daleko gdzieś.
słodziak
Wiedział, że to wszystko w każdej chwili może prysnąć niczym mydlana bajka, robił jednak wszystko, aby dziewczyna nie zmieniła zdania i mu nie uciekła. Nie spodziewał się, że po tylu latach Emory zmieni o nim zdanie, nie miał pojęcia co takiego się wydarzyło po drodze, że w końcu zwróciła uwagę, wierzył więc, że podobnie będzie jutro i przez kolejne dni. Nie chciał się z tym kryć, nie wstydził się jej, najchętniej krzyczałby do każdego mijanego ucznia, że Forbes należy do niego i nikt nie może jej od dzisiaj tknąć.
OdpowiedzUsuń- Nie znam, bo nie dajesz mi okazji, abym mógł cię bliżej poznać. Pytanie tylko, dlaczego? Czego się boisz Forbes? – westchnął, otwierając przed nią drzwi samochodu i gestem wskazując, aby zajęła miejsca pasażera. Taka była prawda, od niemalże czterech lat robił do niej podchody, ich relacja mogła być dzisiaj w zupełnie innym miejscu, gdyby tylko przestała wierzyć w plotki, jakie o nim krążą i mu zaufała. Nie był jak inni, nie zachowywał się tak, jak jego kumple, ale każdy przez to, że się z nimi zadawał, odbierał go jako tego, który budził grozę.
- Jesteś moją przeklętą słabością Forbes i doskonale wiesz, jak to wykorzystać – pokręcił roześmiany głową, ruszając z parkingu. Zastanawiał się, gdzie ją zabrać, nie chciał, aby uprawiali seks w samochodzie, zbyt długo na to czekał, aby ta intymna chwila przebiegła w tak banalny sposób. Jego dom także nie wchodził w grę, nie chciał pytań, jeszcze nie, choć gdyby to, co ich łączy, trwało nadal, oczywiście był gotów z czasem przedstawić go swoim bliskim. Hotel też był banalny, sala kinowa, nawet jeśli ona uwielbiała oglądać filmy, także nie była dobra. Zostawał jego domek przy plaży, do którego faktycznie nie zdarzyło mu się zabrać żadnej dziewczyny i który był oazą dla rodziny Hawley, kiedy ktoś potrzebował odpocząć od zgiełku miasta, a przede wszystkim dziennikarzy. To miejsce strzeżone było bardziej, niż Biały Dom, prasa nie miała o jego istnieniu pojęcia, o co zresztą każdy, kto się tutaj wybierał, bardzo mocno dbał.
- Powinienem być jak Caleb i mieć wszystko gdzieś, ale fakt, nie da się ukryć, że biegam za tobą od kilku lat, a ty udajesz, że tego nie zauważasz. Co się dzisiaj nagle zmieniło? – uniósł pytająco brew, odwracając się w jej stronę. Jej mokre włosy przyjemnie falowały na wietrze, który muskał jej delikatnie opaloną skórę. Była piękna, idealna w każdym calu, nie rozumiał, jak inni nie potrafili tego dostrzec, nawet jeśli dla niego to i lepiej, im mniej osób się wokół niej kręciło, tym większe szanse, że będzie tylko i wyłącznie jego.
- Zabiorę cię gdzieś, gdzie uciekam często przed całym światem. Nikt oprócz Caleba nie wie o istnieniu tego miejsca, jeśli piśniesz o nim komukolwiek słówko, będę wiedział, że to ty, a moja rodzina nie spocznie, aby cię za to zabić – zaśmiał się, choć właściwie z tym nie żartował. Mało kto wiedział, że członkowie rodziny Hawley mają swój azyl i miejsce, gdzie uciekają, kiedy robi się gorąco, lub kiedy chcą zając się czymś, o czym inni nie powinni się nigdy dowiedzieć.
top secret
Liczba przestępstw popełnianych każdego dnia w mieście aniołów była zatrważająca. Z roku na rok rosła liczba zabójstw. Rynek substancji odurzających dawno już wymknął się spod kontroli władz i stróżów prawa, a narkotykowe gangi pozwalały sobie na coraz więcej. Do tego wszystkiego dochodziły drobne kradzieże, mniejsze napady i większe skoki, porwania. Policja miała ręce pełne roboty. Wszystkie wydziały były zawalone nierozwiązanymi sprawami, z których każda kolejna wydawała się ważniejsza od drugiej, a na żadną nie było wystarczajaco dużo czasu. Gdyby przeciętny mieszkaniec miasta uświadomił sobie, co się wokół niego dzieje, najpewniej zamknąłby się w domu, zabarykadował i nigdzie nie wychodził.
OdpowiedzUsuńNa głowie Alana ciążyło kilka spraw i jedno, ważne śledztwo, które sprawiało, że mimo jego doświadczenia i odporności na trudności, czuł się wyczerpany. Mimo że miał na koncie wiele rozwiązanych spraw, to ta była inna. Sprawca pozostawał jak cień, pojawiał się i znikał, pozostawiając tylko ślady swojej złośliwości. Alan przekopywał się przez sterty dokumentów, przesłuchiwał podejrzanych, analizował zeznania świadków i tropił każdy ślad, który mógłby prowadzić do rozwiązania zagadki. Próbował połączyć wszystkie kawałki układanki w całość, wciąż jednak bezskutecznie. Im bardziej zagłębiał się w szczegóły, tym mniej wiedział. Czuł, że traci grunt pod nogami, każda próba przesłuchania podejrzanych kończyła się ścianą milczenia, a wszystkie tropy prowadziły na manowce.
Na twarzy Alana malowało się zmęczenie i złość. Czuł, jak z każdym dniem coraz bardziej traci kontrolę nad sytuacją. Odetchnął głęboko zakładając ręce na kark. Przymknął oczy i odchylił do tyłu głowę, jakby to chwilowe rozciągnie miało zniwelować skutki długotrwałego przepracowania i nadrobić te wszystkie zarwane w ostatnim czasie noce. Czy przysługiwało mu w ogóle coś takiego jak urlop?
Wrócił na ziemię dokładnie w tym momencie, w którym ktoś zapukał do drzwi jego gabinetu. Odpowiedział bez wahania, zapraszając przybysza do środka. Był przekonany, że to któryś z jego kolegów, niesie mu właśnie kolejny ważny raport, albo idzie się pochwalić najnowszą informacją, którą zdobył, a która nijak nie przyda im się do rozwiązania śledztwa.
— Emory? Jasne, wejdź. — Zaprosił ją do środka z uprzejmością godną podziwu i wziął głębszy oddech. Jeszcze tego mu brakowało. Sprawa zabójstwa rodziców dziewczyny ciągnęła się od trzech lat i nie zanosiło się na to, że zakończy się sukcesem. To nie było tak, że Alan się tym nie przejmował, że odsunął to sobie na dalszy plan, bo miał na biurku stos innych akt. Do tej pory sprawdzili jednak dziesiątki różnych tropów i żaden nie doprowadził ich do rozwiązania zagadki. Sprawcy napadu najprawdopodobniej wciąż pozostawali na wolności.
— Napijesz się czegoś? — Zapytał z uprzejmości, odwlekając jednocześnie w czasie rozmowę, do której miało tutaj dojść.
Alan nie lubił przyznawać się do porażek, nie lubił tłumaczyć się z tego, że nie potrafi czegoś rozgryźć, nie lubił mierzyć się z tym, że coś go przerosło, a właśnie to będzie musiał zrobić. W przypadku Emory to było podwójnie trudne. Czuł na sobie pewnego rodzaju odpowiedzialność, większą niż zwykle, chociaż na każdym kroku powtarzano mu, że nie może angażować się w żadną sprawę na poziomie emocjonalnym. Miał być jak maszyna: nie wzruszać się, nie współczuć, nie stawiać się w czyjejś sytuacji, a przede wszystkim nie bawić się w psychologa, nie dawać emocjonalnego wsparcia. Tylko kiedy trzy lata temu znalazł te dziewczynę, roztrzęsioną i zupełnie załamaną gdzieś na ciemnym strychu, która jednego dnia straciła oboje rodziców, i sama ledwo uniknęła śmierci, coś w nim pękło. Siedział z nią wtedy tak długo, aż była się w stanie uspokoić. Przez kolejnych kilka dni próbował do niej dotrzeć, dowiedzieć się więcej o tym, co się wydarzyło, osobiście jej pilnował, w obawie, że sprawcy napadu będą próbowali po sobie poprawić, zlikwidować jedynego świadka.
Popełnił wtedy jeden, podstawowy, niewybaczalny na służbie błąd: za bardzo się zaangażował.
To oczywiście nie był jedyny powód. W tamtym czasie Alan zmagał się z tragedią, która spotkała jego własną rodzinę. Bandyci porwali jego młodszą siostrę, w ramach zemsty na nim i na jego ojcu. Moor nie potrafił sobie z tym poradzić, wyrzucał sobie to, że nie potrafił ochronić swojej siostry, że zawiódł. Chronił więc Emory.
OdpowiedzUsuń— Domyślam się, co cię tu sprowadza… — zaczął, spoglądając na nią z drugiej strony biurka.
— I obawiam się, że nie mam dla ciebie żadnych nowych informacji — dodał, patrząc na nią badawczo, jakby próbował przewidzieć jej reakcję: czy przyjmie to spokojnie, ze smutkiem, czy w końcu nie wytrzyma i wybuchnie.
Brother from another mother (and father)
Przez cały czas obawiał się, że dziewczyna zmieni zdanie, a to wszystko rozpłynie się, niczym głupi sen. Widział, że tego pragnęła, że była zdecydowana, podobnie jak on, wciąż jednak nie do końca mógł w to wszystko uwierzyć, a w jego głowie niepotrzebnie zapalała się czerwona lampka i głupie scenariusze. Nie zniósłby, gdyby teraz uciekła i go zostawiła, zakładał, że skoro właśnie się przed nim kompletnie otworzyła, już zostanie tak na dobre, a on nie będzie musiał dłużej się za nią potajemnie uganiać.
OdpowiedzUsuń- Pieniądze szczęścia nie dają, nie warto umierać, za moje rodzinne tajemnice – mrugnął do niej, zostawiając samochód pod ich rezydencją na plaży. Przed wejściem kręciło się kilku ochroniarzy, którzy dbali o to, aby ten dom faktycznie pozostał słodką, rodzinną tajemnicą i nikt nieproszony nie miał do niego wstępu – Jesteś pierwszą dziewczyną, którą tutaj zaprosiłem…- mruknął i zgasił silnik, odwracając twarz w jej kierunku. Naprawdę miał nadzieję, że to doceni i zrozumie w końcu, że nie jest dla niego tylko kolejną zabawką do kolekcji czy ofiarą jakiegoś zakładu z kumplami. Uganiał się za nią od kilku lat, bo wariował na jej punkcie i żadna osoba trzecia nie miała w tym udziału. Uśmiechnął się szerzej, wpatrując się w jej pełne, seksowne usta. Nie zamierzał prędko jej dzisiaj stąd wypuścić, musiał poczuć na sobie te pełne wargi i ten zadziorny wzrok, który sprawiał, że penis stawał mu już na samą myśl.
- Co według ciebie znaczy lepiej? Dla mnie nijak nie jest lepiej, kiedy mnie unikasz i cieszę się, że dzisiaj w końcu zrozumiałaś, że wcale nie jesteś wobec tego tak obojętna, jak starasz się i mi i innym to pokazać – westchnął, kompletnie nie rozumiejąc, dlaczego to robi. Umawianie się z nim nie było żadnym powodem do wstydu, wręcz przeciwnie, zazdrościłaby jej tego każda dziewczyna w szkole. Jego rodzina też była w porządku, także to drugi punkt, którego nie musiała się obawiać, nawet jeśli często bywali na świeczniku, a ich życie kręciło się wokół polityki. Nauczyciele wiedzieli, że jest cholernie zdolna, była pieprzoną prymuską, nawet gdyby widzieli, że się z nim spotyka, przymknęli by oko na pewne sprawy, zresztą, nie zrobiłby w szkole publicznie niczego, na co ona nie miałaby ochoty i z czym nie chciałaby się przy innych obnosić.
- Dlaczego? Dlaczego nie masz komu o tym powiedzieć i dlaczego tak bardzo odsuwasz od siebie ludzi? – uniósł pytająco brew, przybliżając się do niej, aby wsunąć niesforny kosmyk włosów za jej ucho – Jesteś cudowną osobą Emory, dlaczego ukrywasz się przed światem i nikogo do siebie nie dopuszczasz? – ponowił swoje pytanie, bo naprawdę nijak nie rozumiał, dlaczego postępowała tak, a nie inaczej i od tylu lat nie była w stanie zacząć normalnie funkcjonować po śmierci swoich rodziców. Wiedział, że każdy przeżywa żałobę na swój sposób, ale minęło już tyle czasu, że nie powinna wciąż tego roztrząsać, a ruszyć do przodu. Całe życie przed nią, a to, jakie mogłaby spędzić u jego boku, byłoby dla niej idealne. Właśnie to zamierzał jej dzisiaj udowodnić.
słodziaczek do potęgi
Nie zamierzał jej tak łatwo odpuścić i w przeciwieństwie do niej nie zakładał, że ich drogi rozejdą się po ukończeniu szkoły. Prześladował ją przez ostatnie lata w liceum i nic nie stało na przeszkodzie, aby wybrał się na studia do tego samego miasta, co ona. Nie miał ciśnienia, aby pozostać w Los Angeles, był gotów zrobić dla niej naprawdę dużo, nawet jeśli nigdy nie byli oficjalnie parą, a ona zdawała się być wobec niego obojętna.
OdpowiedzUsuń- Schlebia mi to, że znasz imiona moich byłych. Nie doceniałem cię, stalkujesz mnie nawet bardziej, niż ja ciebie. Cieszę się, że w końcu oficjalnie to przyznałaś – wyszczerzył się w dumnym uśmiechu, gestem zapraszając ją do środka. W domu znajdowało się jedynie kilka osób z obsługi, którzy mieszkali tutaj na co dzień, zajmowali oni jednak oddzielne pomieszczenia, przez co nie musieli martwić się o to, że ktokolwiek im przeszkodzi. W przeciwieństwie do otwartej plaży, tutaj mogli liczyć na prywatność i pełną dyskrecję, co zdecydowanie ułatwi im dokończenie tego, co zaczęli wtedy w wodzie.
- Nigdy nie pozwolę ci odejść w swoją stronę Emory Forbes – zadeklarował, patrząc jej prosto w oczy, kiedy przyciągnął ją za rękę do siebie – Jeśli myślisz, że wyjazd z Los Angeles sprawi, że się mnie pozbędziesz, jesteś w błędzie, przykro mi – wzruszył bezradnie ramionami, odsuwając się nieco od niej, aby podejść do stolika przy tarasie i podać jej szklankę świeżej lemoniady. Przed nimi rozpościerał się cudowny widok na plażę i wodę, mogli też skorzystać z basenu, który był połączony z tarasem i z którego mogli wieczorem swobodnie obserwować zachód słońca. Miał nadzieję, że Emory da się przekonać na spędzenie tutaj dzisiejszej nocy, zwłaszcza, że kilka godzin wcześniej rozpoczęli weekend i nie musieli się martwić o to, aby rano dotrzeć do szkoły.
- Nie masz znajomych, bo nie chcesz ich mieć. Odsuwasz od siebie każdego, kto chciałby się do ciebie zbliżyć, nie utrzymujesz żadnych relacji nawet z ludźmi, którzy kiedyś byli twoimi bliskimi znajomymi. Zamknęłaś się w jakiejś szklanej bańce, pytanie tylko, po co? – westchnął, kompletnie nie pojmując jej sposobu postępowania. Przeżyła koszmar, nie był sobie nawet w stanie tego wyobrazić, ale tym bardziej powinna zabiegać o wsparcie bliskich, a nie zamykać się w sobie, niczym jakaś księżniczka w wieży – Jutro wieczorem jest impreza u Thomasa, chciałbym, żebyś poszła tam ze mną, jako moja oficjalna osoba towarzysząca – uśmiechnął się, wtulając się w nią od tyłu, kiedy wpatrywała się w rozpościerający się przed nimi ocean w otoczeniu klifów – Skoczę z jednego z nich, jeśli mi odmówisz – zaśmiał się, całując ją delikatnie po szyi i karku. Nie był taki na co dzień, nie podchodził poważnie do życia i nie poruszał trudnych tematów, sytuacja jednak wymagała wyjaśnienia, a on zamierzał zrobić wszystko, aby Emory wróciła na dawne tory. Od czasu, kiedy była świadkiem tamtego morderstwa, nie widział na jej ustach szczerego uśmiechu, który tak w niej uwielbiał. To musiało się zmienić, nawet jeśli będzie miała go przez to serdecznie dość.
jeju jeju jaki słodki Will
Ostatni czas nie był dla Margaret szczególnie szczęśliwy. Z utęsknieniem wyczekiwała, aż będzie pełnoletnia i będzie mogła w końcu wynieść się z rodzinnego domu. Kiedy nastał dzień jej osiemnastych urodzin, po prostu wyszła z domu ze spakowaną walizką i więcej już nie wróciła. Poza odcięciem się od matki i ojczyma, postanowiła odciąć się również od wszystkich innych, którzy byli w jakiś sposób toksyczni dla niej. Generalnie pokończyła naprawdę dużo znajomości. Miała dość ciągłego udawania bycia kimś, kim tak naprawdę nie była.
OdpowiedzUsuńJej ucieczka z Jacobem, uruchomiony child alert, spędzenie z nim w końcu trochę czasu sam na sam… kiedy wróciła wtedy do domu, czekała, aż będzie mogła się od tego oderwać. Zostawić przeszłość za sobą. Zapomnieć…
I przez długi czas naprawdę udawało jej się trzymać z daleka od tego wszystkiego. Matka się do niej nie odzywała, ona do niej też nie. Żadne z koleżanek też nieszczególnie się przejmowały tym, gdzie nagle zniknęła Mackenzie i dlaczego nie daje znaku życia. Nie tęskniła za nimi, nie było jej przykro. W zasadzie pochłonięta swoim nowym życiem, nie miała za dużo czasu na rozmyślanie o przeszłości.
Z Jake’m trafili na siebie ponownie. Układało im się… różnie. Momentami lepiej, momentami gorzej, ale dawali radę. Margaret była pewna, że w końcu życie musi okazać i im nieco łaskawości, więc korzystała z tego.
Aż nadszedł dzień, w którym nie mogła dalej unikać spotkania z matką i całą tą śmietanką towarzyską. Wszystko przez to, że organizowany bal charytatywny był ściśle powiązany z jej tatą, a właściwie fundacją jaką została założona po jego śmierci. Nienawidziła matki i oddałaby wszystko, żeby to ona, a nie tata był martwy, ale… nie mogła nic z tym zrobić. Mogła za to pokazać się na przyjęciu i uszanować pamięć zmarłego rodzica. Rodzica, którego bezgranicznie kochała, w którego ramionach czuła się bezpieczna i też kochana. Zastanawiała się czasami czy matka zawsze była dla niej taka jak po śmierci, czy w ten sposób odreagowywała, ale… Meg nie miała za wiele wspomnień z matką. Z ojcem też nie było ich dużo, ale były. Najwięcej wspomnień było powiązanych z opiekunkami i gosposią.
W każdym razie, tegoroczny bal fundacji skupiał się oczywiście na licytacji. Próbowali zebrać jak największą sumę na budowę nowego skrzydła szpitala dziecięcego. Meg wiedziała dobrze, że matka mogłaby całość zasponsorować sama, ale po co…
Będąc już na przyjęciu, starała się unikać Evelyn jak najbardziej się dało. Dlatego chodziła pomiędzy stolikami z rozłożonym jedzeniem przez catering, przyglądała się wszystkiemu i wszystkim, zastanawiając się nad tym czy jest tu chociaż jedna osoba, która chciałaby stąd zniknąć równie mocno, jak ona sama. Właśnie wtedy wypatrzyła wśród zgromadzonych znajomą twarz.
— Ems? — zdecydowała się od razu podejść i upewnić się czy to właśnie dziewczyna, o której myślała. Trochę minęło od ich ostatniego spotkania, ale Mackenzie zakładała, że to nie zmieniało wiele — Ems — powtórzyła, uśmiechając się, gdy upewniła się, że to Emory — co ty tutaj robisz? — Spytała, chociaż mogła się spodziewać jaka będzie odpowiedź. Też z pewnością po prostu musiała.
Ruda
— Cześć — uśmiechnęła się do brunetki. Naprawdę cieszyła się, że wypatrzyła właśnie Emory wśród ludzi. Była to chyba jedyna osoba z przeszłości, z którą chętnie spędziłaby czas. Słysząc odpowiedź dziewczyny, uśmiechnęła się niewymuszenie, kiwając przy tym pozwoli, twierdząco głową — dobrze jest usłyszeć, że jest tu ktoś jeszcze, kto ma dokładnie takie same odczucia — jasne, to nie było fajne, bycie ciąganym w miejsca i na wydarzenia, na których wcale nie chciało się być. Udawanie przy tym, że czas spędzony na tym nie jest marnotrawstwem było łatwe, ale męczące, o czym Meg dobrze wiedziała. Dlatego właśnie świadomość, że nie jest w tym sama była pocieszająca.
OdpowiedzUsuńWygładziła dłońmi materiał ciemnozielonej sukienki, jedynej jaką miała w swojej szafie, która nadawała się na takie wyjście. Gdyby ktoś był ciekawski, doszukałby się, że Margaret pojawiła się w niej już kiedyś na przyjęciu. Kiedyś uważałaby to za największy błąd jaki mogłaby popełnić. Teraz już nie przejmowała się takimi bzdurami. Wiedziała, że w życiu były dużo większe problemy niż to, czy pojawia się w sukience drugi raz. Nie byłaby nawet zła, gdyby ktoś miał dokładnie taką samą. Kiedyś, byłoby to nie do przeżycia. Sama była w szoku, jak wiele mogło się zmienić w podejściu człowieka do życia.
— Rozumiem — powiedziała — tak samo jak niegrzecznie byłoby się nie pojawić na wydarzeniu związanym z fundacją założoną na wspomnienie zmarłego ojca — westchnęła, wywracając przy tym oczami. Postępowanie Evelyn, uważała za godne pogardy. Na szczęście matka miała tyle przyzwoitości, że poza kilkoma zdjęciami razem, nie próbowała nawet zmuszać Meg do jakiegokolwiek porozumienia. W zasadzie to też wkurzało rudowłosą. Skoro już postarała się na tyle, aby wciągnąć tu córkę, mogła chcieć spróbować z nią porozmawiać. Margaret z satysfakcją unikałaby tej rozmowy, czy pokazała wyraźnie, co o tym wszystkim myśli. Ale to, jak Evelyn się zachowywała było smutne… dla rudej oznaczało to jedynie tyle, że jej matka robiła wszystko świadomie. Co tak naprawdę nie powinno było jej przecież dziwić.
— U mnie? U mnie… okej — powiedziała z lekkim wahaniem. Dlaczego? Bo nie do końca była to prawda, ale przecież Emory pytała z grzeczności, a sama Mackenzie nie była typem, który od tak się otwierał przed ludźmi. — Chociaż samo to, że muszę tu być jest w sumie nie okej — westchnęła, rozglądając się po sali. Pojawiło się naprawdę dużo osób. Sporo z nich kojarzyła z wcześniej, z takich właśnie imprez. Wszyscy mieli portfele pełne pieniędzy i tylko czekali na okazję, aby wydać z nich sporą sumkę na charytatywne cele, aby ciepło się o nich mówiło w social mediach. — Ale poza tym, to naprawdę w porządku. Pracuję w antykwariacie rodziców koleżanki, którą poznałam na studiach, udało mi się… wyrwać z tego świata — znacząco rozejrzała się dookoła siebie — i muszę przyznać, że chociaż początkowo to było przerażające, bycie… radzenie sobie samemu jest naprawdę fajne — uśmiechnęła się, chociaż początki były trudne. Odzwyczajenie się od posiadania pieniędzy było ciężkie. — A co i ciebie, gdzie się wybierasz na studia? Mów jakie uczelnie się o ciebie biją — zachęciła dziewczynę, pamiętając bardzo dobrze, że ta zawsze dobrze się uczyła.
Margo
Alan wziął głęboki oddech, próbując utrzymać spokój. Było późne popołudnie, światło słoneczne wlewało się przez okna jego biura, tworząc długie cienie na podłodze. Na biurku leżały stosy papierów, teczki z aktami, kubek z zimną już kawą, w tle dało się słyszeć ciche brzęczenie klimatyzacji. Alan spojrzał na Emory. Jej twarz, oświetlona z jednej strony miękkim światłem, wyrażała zarówno zdeterminowanie, jak i zmęczenie. Jej długie, ciemne włosy opadały na ramiona, a w oczach widać było głęboki cień, który nosiła od tamtej nocy. Zauważył, jak nerwowo zagryza policzek. Jej dłonie spoczywały na krawędzi biurka, knykcie zbielałe od siły, z jaką je ściskała.
OdpowiedzUsuńWiedział, że Emory nie miała na celu go obrazić. To była jej desperacja, jej ból, który przenikał przez każde słowo. Widział w jej oczach cień, który nosił od tamtej nocy, kiedy ją znalazł. Była młoda, pełna życia, a jednak los zadał jej najgłębszą ranę, jaką mogła sobie wyobrazić. To bolało nawet jego, chociaż starał się nie pokazywać tego po sobie.
— Emory, wiem, że to trudne — zaczął spokojnym, głębokim głosem, który wypracował przez lata pracy w policji. Patrzył jej prosto w oczy, próbując przekazać choć odrobinę pocieszenia i pewności. — Uwierz mi, nie ma dnia, żebym nie myślał o tej sprawie. Pracuję nad nią, analizuję każdy szczegół, każdą poszlakę.
Emory siedziała nieruchomo. Widział w jej oczach mieszaninę rozpaczy i nadziei, jakby jego słowa mogły rozwiązać jej wszystkie problemy. Alan zaciągnął się powietrzem, starając się znaleźć właściwe słowa.
— Te kamery, ten alarm... To, że nie zadziałały, nie jest przypadkiem — mówił dalej, jego głos był teraz bardziej stanowczy. — Ktoś dobrze się przygotował. Ale to nie znaczy, że nie mamy tropów. Są rzeczy, które powoli składają się w całość.
W pomieszczeniu zapadła chwila ciszy. Alan zauważył, jak Emory oddycha szybciej, jej klatka piersiowa unosiła się i opadała w nieregularnym rytmie. Wiedział, że w końcu będzie musiał zdradzić więcej, ale jeszcze nie teraz. Jeszcze nie miał wystarczająco mocnych dowodów, by móc wskazać winnego bez cienia wątpliwości. A przede wszystkim, by zapewnić jej bezpieczeństwo. Trop prowadził do osoby, której Emory ufała.
— Chodzi o to, że sprawa jest skomplikowana — odpowiedział, starając się ukryć narastające w nim napięcie. — Nie mogę zdradzić szczegółów, ale obiecuję ci, że pracuję nad tym. Nie zostawiłem tej sprawy, nigdy jej nie zostawię. Musisz mi zaufać.
Emory spuściła wzrok, jej dłonie zsunęły się z biurka i oparły na kolanach. Była rozdarta między chęcią poznania prawdy a strachem przed tym, co ta prawda mogłaby oznaczać. Alan widział to i czuł się bezsilny. Był przyzwyczajony do radzenia sobie z trudnymi przypadkami, ale ta sprawa była inna. Osobista.
Dziewczyna spuściła wzrok a jej dłonie zacisnęły się na brzegu biurka, jakby była rozdarta między chęcią poznania prawdy, a strachem przed tym, co ta prawda mogłaby oznaczać. Alan widział to i czuł się bezsilny.
— Są rzeczy, które powoli składają się w całość, Emory i obiecuję ci, że jak tylko będę miał coś pewnego, dowiesz się tego jako pierwsza — mówił, jego głos był teraz cichszy, bardziej intymny.
Jej oczy ponownie spojrzały na niego, teraz pełne lęku. Alan zrozumiał, że powiedział za dużo, ale nie mógł cofnąć swoich słów. Musiał ją chronić, nawet jeśli to oznaczało, że musiał ją trzymać w niepewności.
Przez chwilę panowała cisza. Emory w końcu skinęła głową, choć jej oczy mówiły coś innego. Alan wiedział, że ta sprawa niszczyła ich oboje, ale nie mógł się poddać. Nie teraz. Nie, kiedy był tak blisko prawdy. Wiedział, że musiał działać szybko i precyzyjnie, zanim będzie za późno. Wstał powoli, podchodząc do okna, przez które patrzył na tętniące życiem miasto. Emory pozostała na swoim miejscu. Czuł jej spojrzenie na swoich plecach. Po chwili znów odwrócił się w jej stronę.
— Wiem, że to trudne, ale musisz mi zaufać, Emory.
Alan
Cierpliwość nigdy nie była jego mocną stroną, zawsze wolał działać, niż czekać i podobnie było w tym przypadku. Czas, kiedy bezczynnie trwał w swoich cichych zalotach do Emory minął i nie zamierzał dać jej spokoju. Wiedział, że wbrew temu, co mówi, ona też go lubi, a to, jak reagował na niego jej organizm, było jawnym potwierdzeniem, że ewidentnie na niego leci.
OdpowiedzUsuń- Tak, to jest już coś, a ty ciągle się przed tym bronisz – westchnął, odkładając szklankę z lemoniadą na szafkę – Cokolwiek powiesz na temat przeszłości, gówno mnie to obchodzi. Tak, jesteśmy młodzi i co z tego? Uganiam się za tobą od kilku lat i będę dalej, choćby do zasranej śmierci - wzruszył bezradnie ramionami, biorąc ją delikatnie za rękę, aby poprowadzić ją w kierunku schodów. Dom był ogromny i miał dużo udogodnień, ale to z jego sypialni rozpościerał się najlepszy widok, przy okazji to właśnie tam mogli też liczyć na całkowitą prywatność. Ludzie, którzy pracowali w rezydencji zawsze podpisywali listy lojalnościowe, nie ufał im jednak na tyle, aby obmacywać się przed nimi z dziewczyną na której naprawdę mu zależy.
- Nie było tutaj żadnej z kobiet, jesteś pierwsza, która ma okazję być w mojej sypialni w domku letniskowym. Nigdy nie przyprowadzam tu byle kogo – wyszczerzył się w uśmiechu, gestem zapraszając ją do środka. Nie zamierzał tego przed nią ukrywać, nie była pierwszą lepszą, którą mógł zaliczyć na imprezie i szybko o niej zapomnieć, była wyjątkowa, nawet jeśli nijak nie potrafiła w to uwierzyć.
- Mam gdzieś moje koleżanki, chcę iść tam z tobą Emory, naprawdę nadal tego nie rozumiesz? – uniósł pytająco brew, przyciągając ją do siebie – I nie zamierzam zapomnieć o tym, co było w liceum. To najlepszy okres w życiu każdego człowieka – dodał, obejmując ją ramieniem i obserwując rozpościerający się przed nimi widok. Przyszli tutaj, aby dokończyć to, co zaczęli na plaży, zależało mu na tym, aby w końcu w pełni ją poczuć, nie zamierzał na to naciskać i wychodzić z inicjatywą, aby nie uciekła w popłochu.
- Dlaczego ciągle odpychasz od siebie ludzi? Nie chcesz, żeby ktokolwiek był obecny w twoim życiu, dlaczego? – stanął przed nią tak, aby móc spojrzeć jej w oczy i wymusić na niej tym samym szczerą odpowiedź. Wiedział, że utrata rodziców to straszny cios, ale minęło już tyle czasu, że choć trochę powinna pogodzić się z żałobą i wyjść do ludzi. Rozumiał, że unika większych imprez, choć to i tak nie przywróci nikomu życia, ale kompletne wycofanie się w cień i porzucenie dawnego życia było najgłupszym, co mogła w tej sytuacji zrobić.
Will
Z tej dwójki to on był tym, który żył chwilą i nie myślał na poważnie o przyszłości, przez co dziwił się, że dziewczyna za wszelką cenę chciała uciąć temat, upierając się przy tym, że z czasem nie będą mieć ze sobą żadnego kontaktu. Ludzie postrzegali go jako lekkoducha, ale w kwestiach Emory nigdy nie żartował, miał na jej punkcie obsesję od dobrych kilku lat i był pewien, że zakończenie szkoły i rozpoczęcie studiów nijak tego nie zmieni.
OdpowiedzUsuń- Jesteśmy młodzi, więc w czym problem? Nie zachowuj się tak, jakbyś była jakąś ciotką po pięćdziesiątce – zaśmiał się, przyciągając ją do siebie i wsuwając dłoń pod jej koszulkę. Rozumiał, że po tamtej tragedii sama musiała o siebie zadbać i dojrzeć o wiele szybciej niż inne dzieciaki w jej wieku, wciąż jednak była przecież nastolatką i powinna skupić się na popełnianiu młodzieńczych błędów, a nie chłodnych kalkulacjach i przekreślaniu na dzień dobry ich wspólnej przyszłości. Lubił korzystać z życia i miał całkiem sporo za uszami, ale wystarczyłoby jedno słowo Emory, a ograniczyłby się tylko i wyłącznie do kontaktów seksualnych z nią, gotów przy tym nawet się jej oświadczyć.
- Zagrożenie? Emory Forbes, jakie ty możesz stanowić dla mnie zagrożenie? – roześmiał się, patrząc na nią z góry, kiedy obejmował w pasie jej drobne ciało – Jestem od ciebie o głowę wyższy, jakieś trzy razy szerszy i pewnie z dziesięć razy silniejszy, jeśli chcesz mnie uszkodzić, śmiało, próbuj – dodał rozbawiony, odsuwając się od niej kilka kroków tył, aby podnieść ręce do góry i przygotować się na jej atak. Kompletnie nie rozumiał jej toku myślenia i miał nadzieję, że uda mu się w końcu jakoś przekonać ją do tego, aby w końcu wyszła do ludzi i odnalazła dawną siebie. Spotkała ją ogromna tragedia, ale musiała ruszyć do przodu, zamiast ciągle to rozpamiętywać i chować się przed ludźmi za filarami. Był pewien, że większość problemów generuje ona sama i gdyby przyszło co, do czego, jej liczne grono przyjaciół z dawnych lat, stanowiłoby dla niej solidne wsparcie, nikt nie plotkował o niej po kątach, tak, jak za pewne niesłusznie to zakładała.
- Ja jestem i będę obecny cały czas, tylko musisz mi na to pozwolić, a nie wiecznie przede mną uciekać – westchnął, przyciągając ją znów do siebie i zgrabnym ruchem ściągając jej koszulkę. Wiedział, że za jej postawą musi stać coś, a raczej ktoś więcej, nie zamierzał jednak na to teraz naciskać. Długo czekał na ten moment i nie darowałby sobie, gdyby przez swoją troskę, osiągnąłby odwrotny efekt i jeszcze bardziej ją do siebie zraził – Nie pozwolę ci więcej uciekać do skorupy jak żółw – dodał, ściągając jej stanik i obsypując pocałunkami jej szyję. Robił to już setki, jeśli nie tysiące razy, ale ten wieczór był dla niego wyjątkowy i nie chciał niczego spierdolić – Jesteś tego pewna? – uniósł pytająco brew, zsuwając na dół jej majtki i porywając do góry w ramiona tak, aby obydwoje znaleźli się na jego łóżku.
Will
Bardzo długo czekał na ten moment i choć starał się tego po sobie nie pokazywać, stresował się, nie chcąc niczego spieprzyć. Emmy od dawna ignorowała jego zaloty, traktowała go niczym cień, nie miał pojęcia, co takiego się wydarzyło, że dziś zmieniła swoją postawę o 180 stopni i pozwoliła sobie na chwilę słabości. Wiedział, że jej się podoba, czuł na sobie jej ukradkowe spojrzenia, nie przypuszczał jednak, że koniec końców jego fantazje się ziszczą i wylądują razem w jego sypialni.
OdpowiedzUsuń- Nigdy. Słowa strach i tchórz nie ma w moim słowniku – mruknął, układając ją wygodnie na łóżku tak, aby znalazł się nad nią, a ich twarze dzieliły milimetry – Naprawdę nigdy wcześniej tego nie robiłaś? – uniósł pytająco brew, wpatrując się w jej pełne usta. Nie była zbyt towarzyska, ostatnio unikała wszystkich, nawet swoich bliskich przyjaciół, nie zakładał jednak, że nadal była dziewicą i faktycznie może być tym, który w pewien sposób ‘naznaczy’ ją na zawsze. Była jego, należała do niego i to nigdy się nie zmieni, dzisiejszy dzień jedynie jeszcze bardziej go w tym przekonaniu utwierdził. Nawet jeśli z jakiegoś powodu zacznie go unikać i znów zabarykaduje się niczym księżniczka w wieży, nigdy już się go nie pozbędzie ze swojego życia, ani teraz, ani za kilkadziesiąt lat.
- Rób po prostu wszystko to, co sprawia ci przyjemność. I nie bój się mi przerwać, jeśli poczujesz, że jednak nie jesteś na to gotowa…- zapewnił, gładząc wierzchem dłoni jej policzek. Nigdy nie uprawiał seksu w ten sposób, zazwyczaj chodziło o zabawę czy szybkie odreagowanie meczu, pozbycie się adrenaliny poprzez ostre, mechaniczne ruchanie. Nie przyznał się głośno, ale ten wieczór i dla niego był dziś czymś nowym, co budziło jednocześnie strach i podekscytowanie.
- Należysz już do mnie Emory Forbes – wyszczerzył się w szerokim uśmiechu, zsuwając na dół jej majtki, przy okazji pozbywając się też stanika. Rozsunął delikatnie jej uda, obsypując pocałunkami ich wewnętrzną stronę. Powolnymi ruchami kierował się coraz wyżej, docierając do jej warg sromowych. Nie wiedział, jaki rodzaj pieszczot lubi i co będzie sprawiać jej przyjemność, co jakiś czas zerkał więc w stronę jej twarzy, aby upewnić się, że nie robi niczego wbrew niej i jej pragnieniom. Rytmicznie poruszał wargami w poszukiwaniu jej łechtaczki. Zależało mu na tym, aby ten wieczór zapadł jej w myślach na zawsze i stał się przypieczętowaniem tej znajomości. Nie miał pewności, że dziewczyna nagle nie poderwie się z miejsca i nie zniknie, znów udając, że w ogóle go nie zauważa, starał się więc jak mógł, aby okazać jej uczucia w dobitny sposób, udowadniając tym samym, że nie pozwoli jej się dłużej przed tym wzbraniać i powinna zacząć traktować go poważnie.
porno i duszno
Nawet jeśli seks okazałaby się totalną klapą, co oczywiście nie wchodziło w grę, nijak by mu to nie przeszkadzało. Emory od lat stanowiła obiekt jego cichych westchnień i uwielbienia, nie istniało więc nic, co w jego oczach mogłaby zrobić źle. Nigdy nie ukrywał, że seks stanowił dla niego bardziej formę zabawy, niż wyrażania uczuć, dziś jednak było zupełnie inaczej, przez co sam lekko się stresował. Leżąca pod nim bruneta nie była jak inne, nie była jednorazową przygodą, o której zapomni za kilkanaście minut, zależało mu na niej, a ten wieczór stanowił dla niego wręcz coś w rodzaju spełnienia długich marzeń.
OdpowiedzUsuń- Nawet nie wiesz, jak długo czekałem na ten moment….- wyszeptał pomiędzy kolejnymi pieszczotami, czując, jak miejsce stresu, zajmuje powoli fala przyjemności. Była tutaj, czuł jej zapach i bliskość, a to nie był sen. Nie był w stanie zliczyć, jak wiele razy wyobrażał sobie ten moment i nigdy nie przypuszczał, że akurat tego dnia stanie się on rzeczywistością. Ten dzień był naprawdę idealny, ich zbliżenie na plaży, a teraz to, nie mógł zaplanować sobie tego lepiej.
-Nie wierzę, że po tym wszystkim o mnie zapomnisz Forbes – uśmiechnął się w charakterystyczny dla siebie sposób, wchodząc w nią powolnymi, nieco ostrożnymi ruchami. Faktycznie droczyła się z nim, mówiąc, że nie jest tym pierwszym i tym bardziej należała do niego. Rozdziewiczył ją, a to oznaczało, że chcąc nie chcąc, na zawsze pozostanie w jej pamięci. Nie wierzył w to, że ich drogi rozejdą się po liceum, nie zamierzał na to pozwolić, nawet jeśli sam musiałby poświęcić przez to swoje studia czy karierę koszykarską. Zresztą, nawet w szkole nie da jej już spokoju, wszyscy powinni wiedzieć, że nie mają już prawa się do niej zbliżyć, ani nawet popatrzeć się z pożądaniem w jej kierunku.
- Pozwól mi pochwalić się tobą przed całym światem…- wyszeptał, składając na jej czole czuły pocałunek. To nie mogło zakończyć się dzisiaj, dał jej już wystarczająco dużo czasu i zbyt długo znosił jej oziębły stosunek co do jego osoby. Rozumiał, że dużo przeszła, być może nie do końca przerobiła traumę i żałobę, która spadła na nią w tak niespodziewany sposób, ale przecież był tutaj, aby jej pomóc. Nie wiedział, co można czuć po utracie rodziców, nigdy tego nie przeżył, ale gotów był być na jej każde zawołanie, służąc swoimi szalonymi pomysłami w chwilach kryzysu.
- Jutro cała szkoła, ba, całe Los Angeles dowie się, że jesteśmy razem, czy ci się to podoba, czy nie – wzruszył bezradnie ramionami, mrugając przy tym porozumiewawczo. Dość ukrywania się i udawania, że nic do siebie nie czują, jej ciało ewidentnie pokazało, że wcale nie jest jej obojętny i wszystko, co robiła, było jedynie grą. Wiedział, że ona także spogląda na niego ukradkiem na szkolnych korytarzach, czuł, że mimo tych drwiących i lekceważących spojrzeń, przyciąga ją tak samo, jak ona jego, a ten seks ewidentnie to dzisiaj udowodnił.
kochaj nas nadal
Nigdy wcześniej nie był aż tak delikatny podczas seksu, ale nie chciał, aby wspomnienia tej nocy kojarzyły się jej z bólem. Uśmiechnął się delikatnie, słysząc z jej ust przyzwolenie, aby móc wejść w nią głębiej i mocniej. Każda sekunda w jej towarzystwie jedynie potęgowała rosnące w nim od kilku godzin podniecenie, którego nawet nie próbował ukrywać. Spał z wieloma kobietami, nigdy wcześniej nie doszedł jednak w żadnej tak, jak miało miejsce to tej nocy. Kochał Emory i nawet jeśli ona nie do końca potrafiła mu w to uwierzyć, teraz nie powinna mieć ku temu już żadnych wątpliwości. Żadna nie potrafiła zrobić z jego organizmem tego, do czego doprowadzał moment bliskości z Forbes.
OdpowiedzUsuń- Dlaczego? Mam w dupie te puste laski, mam w dupie wszystkich, nie obchodzi mnie, co ktoś sobie o nas pomyśli, nie będę niczego ukrywał – stanowczo zaprotestował, opadając obok niej na łóżku. Nie chodziło oczywiście o przechwalanie się tym, że w końcu udało mu się ją zaliczyć, chciał, żeby oficjalnie byli razem i każdy w szkole wiedział o tym, że nie może jej tknąć, ani nawet patrzeć w jej kierunku – To chyba oczywiste, że coś na łączy i nie muszę chyba prosić cię o chodzenie, jak w podstawówce? – zaśmiał się, choć gdyby tylko miała jednak taką ochotę, gotów był to zrobić nawet przed całą szkołą. Przestała mu się opierać, poddała się temu i nie widział powodu, aby teraz miała się z wszystkiego wycofać. Od rodzinnej tragedii minęło dość sporo czasu i najwyższy czas, aby wróciła do normalności. Przed tym, jak odsunęła się od wszystkich znajomych i kompletnie zdziczała, była dość popularna, a związek z nim niewątpliwie ułatwi jej powrót w porzucone kręgi. Była cudowna, miała mnóstwo do zaoferowania i nie mogła już dłużej ukrywać się niczym szara myszka po kątach.
- Dlaczego akurat dzisiaj? Co takiego stało się, że w końcu po tylu latach moich zalotów, uległaś i przestałaś się przed tym bronić? – obrócił się na poduszce na bok tak, aby ich spojrzenia się spotkały, a ona zdobyła się w końcu na szczerą odpowiedź. Nigdy nie krył się z tym, że mu się podoba, robił wiele rzeczy, wręcz idiotycznych, aby tylko zwrócić na nią swoją uwagę, lub wywołać uśmiech na jej ustach, musiała to wszystko widzieć, nie była przecież głupia ani ślepa.
słodziak
Kompletnie nie rozumiał jej obaw, jeśli coś deklarował, dotrzymywał zdania i żadna inna dziewczyna nie była w stanie zawrócić mu teraz w głowie. Nie obawiał się, że ktoś może ich rozdzielić, albo coś pójdzie nie tak, był pewien swoich uczuć i choćby stanęła przed nim jakaś międzynarodowa mis, nie zrobiłoby to na nim zupełnie żadnego wrażenia. Jego umysł od kilku lat był wręcz zafiksowany na Emory, a teraz, kiedy w końcu się ze sobą przespali, był pewien, że tym bardziej nie daj jej już spokoju.
OdpowiedzUsuń- Kto miałby to popsuć? Nie rozumiem o co chodzi Em? – zmarszczył brwi, wpatrując się w nią intensywnym spojrzeniem. Nadal nie mógł uwierzyć, że tutaj była i że przed chwilą uprawiali seks. Ba, właśnie ją rozdziewiczył, a to sprawiało, że chcąc nie chcąc na zawsze już pozostanie w jego myślach – Nawet, jeśli jakieś dziewczyny będą chciały się do mnie dobierać, nie mają najmniejszych szans. Nie pozwolę im też jakkolwiek skrzywdzić ciebie, więc nie masz się naprawdę zupełnie, czym przejmować. Jeśli jednak chcesz, możemy na razie to wszystko utrzymać w tajemnicy, nikomu nie powiem – zapewnił, starając się jakoś rozwiać jej obawy. Zamierzał uszanować jej wolę, zresztą, gotów był na każde jej skinienie i zrobienie wszystkiego, o co tylko poprosi. Caleb zdecydowanie nie byłby z niego dumny i wręcz czuł jego szyderczy śmiech, że okazał się tak słaby, zwłaszcza przez jakąś kobietę. Teraz jednak to ona była najważniejsza i miał gdzieś, co pomyślą o tym wszystkim jego kumple, kiedy tylko brunetka pozwoli mu w końcu wyjawić światu prawdę na temat ich bliskiej relacji. Jeśli naprawdę im na nim zależy, zaakceptują to i będą mu kibicować.
- Plotki z szatni? O jakich konkretnie plotkach mówisz? – wyszczerzył się, obejmując ją w talii tak, aby swobodnym ruchem przerzucić ją nad sobą i aby usiadła na nim okrakiem, obejmując udami jego biodra – Chętnie usłyszę, jakie plotki krążą na mój temat – dodał, opierając się przy okazji na łokciach, aby móc całować ją po szyi, kiedy pochyliła się nieco do przodu – Mówią, że jestem bogiem seksu? A może, że jestem najlepszy w całej szkole? – mruknął, schodząc z pocałunkami coraz niżej. Nie chciał jej wymęczyć, jak na pierwszy raz, ale był przy niej tak podniecony i wygłodniały, że zdecydowanie nie obejdzie się tylko na jednej rundzie – Jeśli nie chcesz, powiedz…- wyszeptał do jej rozpalonej skóry, przy okazji wsuwając dłoń tak, aby móc palcami odszukać jej łechtaczkę. Miał nadzieję, że nie była zbytnio obolała, nie chciał zrobić jej krzywdy, nie był potworem i w każdej chwili był gotów przestać. Lubił ostry seks, często podejmował się różnych eksperymentów w łóżku, ale nigdy nie robił tego z osobą, którą kocha. Tak, kochał Emory Forbes, nawet, jeśli jak dotąd niewiele mieli ze sobą do czynienia. Nie do końca wiedział, jak to wytłumaczyć, ale w tym wypadku wierzył w miłość od pierwszego wejrzenia – Nigdy, ale to nigdy, nie pozwolę ci odejść. Pójdę z tobą na koniec świata Forbes… - zapewnił, obsypując jej usta łapczywymi, namiętnymi pocałunkami, przerywanymi delikatnym gryzieniem jej pełnych warg.
napaleniec