NAGŁÓWEK/HTML1

L.A. Dreamers

INFORMACJE/HTML2

❤️‍🔥 Na blogu pojawiła się lista obecności!

❤️‍🔥 Kilka punktów regulaminu uległo zmianie (zaznaczenie kolorem), zapraszamy do zapoznania się z treścią!

❤️‍🔥 Zapraszamy do zapisów! 👁️

All the voices in my mind calling out across the line

 

Jacob 'Jake' Miller
25.09.2004
Kiedyś kapitan drużyny futbolowej Harvard-Westlake | Obecnie student UCLA | Złodziej, cwaniak i bajerant | Nie dostaje dobrych ocen za wiedzę | Nowobogacki | Hoduje marihuanę na własny użytek | Po co komu matka?

Jake uśmiecha się łobuzersko, a jego oczy wcale nie są niewinne. Wiecznie zjarany ziołem, czasami też pod wpływem mocniejszych substancji. Nosi podarte, poplamione ubrania, włosy ma w nieładzie, a na twarzy najczęściej widnieją ślady. Ślady walki z jakimś typem, który krzywo na niego spojrzał, bijatyki z najebanym ojcem… Różnie. Nie ma żadnych ambicji, włóczy się po ulicy, na lekcje chodzi tylko wtedy, gdy szkoła zgłasza nieobecność i zmusza go opieka społeczna. Nie jest idiotą, w domu ma luz, w żadnym innym ośrodku by go nie miał, więc nie walczy z urzędnikami. Przywykł do kradzieży, żeby mieć co jeść, do ucieczki przed wiatrówką (raz nawet oberwał; całą noc wyciągał śrut z nogi, a potem przez miesiąc nie mógł dojść do siebie), do podprowadzania portfeli staruszkom, bo on miał gorzej. Przywykł też do obcych dłoni na swoim ciele, bo łatwy zarobek okazał się znacznie bardziej kuszący niż wynoszenie jedzenia pod bluzą. Wystarczy nie myśleć, robić swoje, a potem cieszyć się kasą.
Jacob jest poważny i elegancki. Bez szemrania zakłada szkolny mundurek i prezentuje się w nim nadzwyczaj elegancko. Patrzy niewinnymi oczami na nauczycieli, uśmiecha się anielsko. Zawsze pomocny, zagaduje na szkolnych korytarzach do mniej popularnych dzieciaków, jeśli trzeba otworzy zaciętą szafkę i pożyczy notatki z angielskiego. Na treningach daje z siebie wszystko, motywuje drużynę, wspiera chłopaków całym sobą. Po każdym meczu dziękuje cheerleaderkom za występ, a w przerwach razem z nimi macha pomponami, śmieje się i wygłupia. W domu jest przykładnym synem, szanuje swojego ojca, nie drze kotów z macochą i jej córką. Udziela się w wolontariacie, każde święto dziękczynienia spędza w jadłodajni. Jest złotym chłopcem, wymarzonym synem i pasierbem, prawdopodobnie przyszłym rekinem biznesu, choć przez to, że jego ojciec wygrał na loterii, a nie dorobił się fortuny ciężką pracą, Jacob wciąż nie wie, czym będzie się zajmował. Do bólu wspaniały, mdły i nudny, idealny pod każdym względem.
A kim jest Miller? Miller jest sobą. Idealną mieszanką jednego i drugiego. Wspaniały chłopiec z niezbyt wspaniałym hobby, jakim jest sprzedawanie swojego ciała bogatym znudzonym mamusiom i tatusiom z fetyszem. Dobrze się kryje i zabezpiecza, dlatego wiecznie nosi przy sobie laptopa i nigdy nie dał się przyłapać na nagrywaniu. Zawsze o krok przed nimi, zawsze zadowolony z siebie, dumny z własnej przebiegłości. Kroczy pewnie, z podniesioną głową i uśmiechem na twarzy, bo wie, że ma ich wszystkich w garści.

fc Froy Gutierrez
Ed Sheeran - Bloodstream

58 komentarzy:

  1. Zadając mu te konkretne pytanie, raczej oczekiwała w odpowiedzi uśmiechu i pociągnięcia ewentualnego żartu, ale widziała, ten nerwowy gest dłonią. Dlatego przygryzła delikatnie wargę, zastanawiając się, o co do cholery chodziło. W kawiarni z Ianem i Mallory byli zestresowani, bo nie chcieli aby znajomi dowiedzieli się o ich przeszłości, ale kiedy zostali sami… wydawało jej się, że mimo trudnych tematów rozmowa szła im całkiem dobrze, zwłaszcza później, gdy zdecydowali się przyjść do niego, a teraz… teraz nie rozumiała.
    — Jake, przestań — powiedziała, spoglądając prosto w jego jasne oczy — przeszłość się nie liczy, okej? Nie chcę, żeby się za nami ciągnęła. Nie chcę jej w naszej teraźniejszości i przyszłości. W żaden sposób. Niczego nie musisz mi wynagradzać, po prostu bądź, proszę — prawdopodobnie nie powinna była tego robić, ale w tym momencie było to silniejsze od niej. Dlatego przysunęła się i trąciła nosem jego nos, a następnie ułożywszy dłonie na policzkach chłopaka, wpiła się w jego usta namiętnym pocałunkiem. Odsunęła się dopiero, gdy zabrakło jej tchu. Wiedziała doskonale, że musi odsunąć się nie tylko od jego warg, ale od niego całego, bo mogłoby się to skończyć różnie — po prostu bądź — powtórzyła cicho, uśmiechając się przy tym uroczo. Niczego więcej od niego nie chciała.
    Zatrzymała się w drzwiach i obróciwszy głowę przez ramię, spojrzała na blondyna.
    — Trochę będziemy mogli — stwierdziła, a później zniknęła za drzwiami łazienki.
    Zmrużyła lekko oczy, a następnie uniosła kąciki ust.
    — Powinieneś być za to wdzięczny. Inaczej wróciłabym do siebie, mógłbyś zapomnieć o nocnych przytulankach — wytknęła mu język, a kiedy to on zamknął za sobą drzwi łazienki, Margaret od razu skierowała się do łóżka. Usadowiła się wygodnie na środku, szczelnie przykrywając się kołdrą i ugniotła wygodnie poduszkę. Rozglądała się po pomieszczeniu, czekając za Jake’m, jakby chciała znaleźć jakieś wskazówki, co do tego, czy na pewno dobrze postępuje. Sama nie wiedziała, na co liczyła. Że nagle przez okno wpadnie wielki neonowy napis to dobra decyzja? Albo, że dostrzeże coś, co jasno mówiłoby o tym, że Miller wciąż był rozchwytywany przez dziewczyny i z tego korzystał? Przymknęła powieki, biorąc głęboki oddech. Musiała w końcu przestać wpadać w paranoje.
    — Mógłbyś — zaśmiała się cicho, gdy wszedł do sypialni — ale jak się położysz i mnie przytulisz, będę czuła się wystarczająco bezpiecznie — dodała, czekając, aż też znajdzie się w łóżku.
    Kiedy zgasił światło, a w pomieszczeniu zapanowała ciemność, przez chwilę jej mięśnie się napinały. Starała się rozluźni, ale udało jej się to dopiero w momencie, w którym poczuła ciepło jego dłoni. Przygryzła wargę, zastanawiając się nad jego słowami.
    — Jest tak, jak w wyobrażeniach? — Spytała cicho, przymykając przy tym powieki. Pierw skinęła głową, ale szybko sobie uświadomiła, że przecież było na tyle ciemno, że mógł nie dostrzec, że się zgadza — możesz — wyszeptała, wstrzymując oddech do momentu, w którym nie poczuła jego ciepłych ramion na swoim ciele. Całego ciepła, bijącego od niego. Wzięła głęboki oddech, zaciągając się jego zapachem i sama też się wtuliła w niego — tak sobie myślę, że… może to i lepiej, że mnie wcześniej nie szukałeś. Nie wiem czy byłabym gotowa pozwolić sobie na to wszystko. Teraz wiem, jak bardzo za tobą tęskniłam przez cały ten czas, Jakie. Ciągle mi czegoś brakowało, ciągle miałam wrażenie, że nigdy nie będę szczęśliwa, a wystarczył jeden wieczór z tobą, żeby to wrażenie zniknęło.

    🥹

    OdpowiedzUsuń
  2. [Również witam serdecznie. CAN'T WAIT! 💜💜💜]

    wyszłam z tej samej pizdy, elo

    OdpowiedzUsuń
  3. — I nie stracisz — powiedziała cicho, czując jak gula w gardle sprawia, że ciężko było jej mówić. Z jakiegoś powodu ta rozmowa stała się odrobinę za bardzo emocjonalna, chociaż sama nie umiała stwierdzić, dlaczego.
    Oddychała ciężko, gdy jego dłonie znalazły się na jej ciele. Wiedziała, że dzisiejszej nocy nie przekroczą żadnych granic, ale czuła, że wystarczyłaby jedna iskra. Jedna, krótka chwila niepilnowania samej siebie i byłaby gotowa porzucić wszystkie swoje postanowienia co do braku seksu. — Trzymam cię za słowo — szepnęła, pospiesznie muskając jeszcze wargami czubek jego nosa.
    — Znowu taki pewny siebie! — Powiedziała nieco głośniej, aby usłyszał jej odpowiedź nawet, jeżeli zdążył zamknąć już drzwi od łazienki.
    Zaśmiała się wesoło, kiedy naprawdę zaczął sprawdzać przestrzeń pod łóżkiem. Odsunęła kołdrę, widząc, że zamierza się położyć i poklepała delikatnie miejsce przy sobie.
    — Za takie poświęcenie, zdecydowanie należy się nagroda w formie przytulanek — powiedziała, czekając, aż Jake się położy i znajdzie blisko niej. Uśmiechnęła się szeroko, gdy przyciągnął ją do siebie. Znajdując się tak blisko niego, momentalnie również go objęła i przymknęła na krótką chwilę powieki. Znalezienie się w jednym łóżku z Jake’m było niczym powrót do bezpiecznej przystani. Jego obecność tego wieczoru już sprawiała, że czuła się lepiej, ale dopiero teraz, gdy leżeli wtuleni w siebie, naprawdę poczuła się dobrze i bezpieczenie.
    — W takim razie cieszę się — wyszeptała, dobrze wiedząc, że z każdym słowem będzie delikatnie muskać wargami jego kciuk, którego nie cofnął od razu. Wzięła głęboki oddech, powstrzymując się przed wszystkimi z pozoru wcale nie niegrzecznymi rzeczami, które mogłaby i miała ochotę zrobić, ale za dobrze wiedziała, że żadne z nich wówczas nie byłoby w stanie się powstrzymać.
    Rozumiała dobrze to, o czym mówił. Była jednocześnie w szoku, jak bardzo jego słowa nie odbiegały od prawdy. Była na początku wściekła. Zostawił ją w najgorszym możliwym czasie, w najgorszym miejscu na ziemi z ludźmi, którzy w żaden sposób nie chcieli dla niej dobrze. A jego tłumaczenie, które słyszała w swojej głowie nijak miało się do prawdy. Tak zdecydowanie nie było dla nich lepiej, a na pewno nie dla rudej.
    — Nie pozwolę na to — szepnęła, wtulając się w niego mocniej, sunąc powoli dłonią po jego plecach, wzdłuż kręgosłupa — obiecajmy sobie coś jeszcze, dobrze? — Spytała, nie odsuwając się od niego — niech to będzie nasza ostatnia szansa, ja… nie zniosę więcej takich rozstań i powrotów. Nawet jeżeli miałabym być już do końca życia nieszczęśliwa… rozstania z tobą za bardzo bolą — szepnęła cicho. Liczyła na to, że nie będą musieli nigdy więcej przechodzić przez to ponownie. Chciała… chciała wierzyć, że to już na zawsze.
    — Kocham cię, Jake — wyszeptała cicho, chociaż początkowo, gdy to on wyznał swoje uczucia bała mu się odpowiedzieć. Nie chciała się spieszyć, nie chciała składać mu pospiesznych wyznań, ale ten jeden wieczór sprawił, że była tego wszystkiego pewna. Była pewna Jake’a. Przymknęła powieki, gdy złączył ich usta w pocałunku. Oddychała przy tym głęboko, wbijając palce w jego plecy.
    — Jest już jutro? — Spytała cichym szeptem, mając wrażenie, że ten przepełniony czułością pocałunek rozpalił ją bardziej niż jakakolwiek inna bliskość, jakiej dzisiaj doświadczyli.

    🤭

    OdpowiedzUsuń
  4. Było jej ciężko, jakby…
    Nie.
    Było jej tak ciężko, że…
    Było jej ciężko. Koniec, kropka.
    Nigdy nie przypuszczała, że można czuć się w ten sposób, a jednak żyć dalej. Żałować tak mocno, jakby żal z wolna osuszał żyły z krwi i wypełniał je niekończącą się tęsknotą. Czasem budziła się w nocy i drapała po całym ciele, jakby pod jej skórą maszerowały tysiące mrówek, pragnących skłonić ją do działania, którego nie mogła podjąć. Miała wrażenie, że świat pędzi naprzód, a ona ugrzęzła na stałe w kokonie stworzonym z żalu, pogardy, miłości i nienawiści, i że już nigdy nie uda jej się wyrwać na wolność. Wydawało się jej czasami, że po prostu leży i rozkłada się w czasie, leży i umiera, leży i wsiąka w kanapę. Leży i wycieka ze świata żywych. W takich momentach najdobitniej uświadamiała sobie, jak wielka jest różnica między samotnością z wyboru, a samotnością z konieczności. Było tak, jakby utknęła na wysokim wieżowcu, skąd mogła obserwować innych, ale nie mogła do nich dołączyć, i przeraziło ją to.
    Oto paradoks straty – jak coś, czego już nie ma, może tak bardzo boleć?
    Budziła się o niewiadomych godzinach i chodziła spać o nieludzkich porach, miała oczy przekrwione z niewyspania i brzydką szramę wzdłuż serca. Czasami wtulała się w kocie futro tak mocno, jak kiedyś przytulała brata, i wmawiała sobie, że jest tak samo, prawie tak samo, trochę podobnie, nieco dziwnie, całkiem inaczej. Okłamywanie siebie samej miała wypracowane do perfekcji, bo ostatecznie bolało mniej, niż mierzenie się z rzeczywistością, ale od jakiegoś czasu nawet nie próbowała dbać o pozory.
    Czuła piasek pod powiekami, kiedy przebierała się do zdjęć i kiedy makijażystka starała się zatuszować ciemne cienie pod jej oczami. Niewiele spała tej nocy, może ze trzy godziny, i trochę kręciło jej się w głowie. Wspomnienia wczorajszego wieczoru tliły się niewyraźne, zamazane i jakby zapomniane, ale wyłaniał się z nich obraz dzikiej imprezy w jakimś klubie… nie była pewna w którym. Błyski świateł, głośna muzyka, nosy białe od proszku i kolorowe tabletki w maleńkich strunowych woreczkach. Nawet nie wiedziała, na ile brała w tym udział ani kto był tam z nią; liczyło się, że byli, gdy ich potrzebowała, że dudnienie z głośników wygłuszało myśli, że alkohol zasnuwał jej umysł mgiełką, przesłaniającą wszystko to, o czym nie chciała pamiętać.
    Wiedziała, że to nie będzie jej dobry dzień. Była zmęczona i zniechęcona, jakby to, co dawniej pociągało ją w karierze modelki, nagle kompletnie straciło znaczenie. Właściwie miała ochotę schować się pod kołdrą i nie wychodzić z domu, palić papierosy w mieszkaniu, przytulać kota i gapić się w telewizor pustym wzrokiem, nie wiedząc nawet, co tak właściwie ogląda. Za każdym razem obiecywała sobie, że to już ostatni dzień, że po nim zakopie się na kanapie za życia i pozostanie tak do śmierci, ale gdy niespodziewanie uniosła głowę i spojrzała prosto w oczy swojego brata, poczuła się tak żywa, jak nigdy dotąd. Serce zabiło jej mocniej, zwolniło, a potem przyspieszyło, tłukąc się szaleńczo w jej piersi. Powinna odejść. Uciec, żeby mogła udawać, że było to tylko przywidzenie. Schować się choćby w mysiej dziurze, żeby wspomnienia nie rozpaliły się na nowo. Zamiast tego stała jak sparaliżowana, nie mogąc oderwać od niego wzroku.
    – Co ty tu robisz? – wydusiła w końcu głosem tak słabym, jakby nie odzywała się od miesięcy.

    siostrzyca

    OdpowiedzUsuń
  5. Westchnęła głośno, wręcz przesadnie, aby usłyszał i oczami wyobraźni widział, jak wywraca przy tym oczami dookoła, chociaż w rzeczywistości uśmiechnęła się na jego słowa, bo… naprawdę coś w tym było.
    — Dobrze, że jesteś tego świadomy — zachichotała, wtulając się w niego policzkiem. Gdyby ktoś jej powiedział, jak będzie wyglądać ten dzień, a zwłaszcza wieczór, nigdy by nie uwierzyła. Nie tylko w to, że zdecyduje się na wylądowanie w jakimkolwiek innym mieszkaniu niż własne, a już na pewno nie uwierzyłaby w to, że ona i Jake tak szybko mogliby dojść do porozumienia.
    A teraz leżeli w jednym łóżku, wtuleni w siebie i rozmawiający o tym, że każde z nich właśnie tego chciało. Siebie nawzajem. Każde z nich tęskniło. Margo przeszło przez myśl, że ich tęsknota musiała być tak silna, ale oboje byli tchórzami by coś z tym zrobić, że sam wszechświat musiał wziąć sprawy w swoje ręce. Podobała jej się ta myśl. Myśl, że byli dla siebie stworzeni.
    — Nie kręć się tyle — zaśmiała się cicho, kiedy odrobinę zmienił pozycję i sama też odrobinę się przekręciła, bo będąc wtuloną w niego, jego minimalny nawet ruch sprawiał, że musiała na nowo wygodnie się ułożyć, bo nie zamierzała rezygnować ze spania wtuloną w niego.
    — Dziękuję — wyszeptała cicho, przymykając powieki i rozkoszując się dotykiem jego dłoni na swoim ciele.
    Słysząc jego odpowiedź, uśmiechnęła się subtelnie nim zaczęli się całować. Może właśnie te słodkie wyznanie sprawiło, że rudowłosa nie była w stanie nad sobą w pełni zapanować? Nie zastanawiała się jednak nad tym, nie chciała niczego analizować. Zamierzała… pozwolić sobie, im, na to, aby stało się po prostu to, co ma się stać. Dlatego wbiła mocniej paznokcie w jego plecy, kiedy pod wpływem jego pocałunku poczuła, jak zaczęło robić jej się ciepło pomiędzy nogami. Wiedziała, że Jake będzie niczego próbował, obiecał jej, więc zadała z pozoru niewinne pytanie, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że oboje wiedzą, do czego mogło doprowadzić.
    Czuła na sobie jego spojrzenie, chociaż w pomieszczeniu było cały czas tak samo ciemno. Ona sama również się w niego wpatrywała, wyczekując jego reakcji, przez cały czas trzymając na nim swoje dłonie, wciąż wbijając paznokcie w jego plecy, chociaż już nieco słabiej. To nie trwało długo, ale miała wrażenie, że nie wytrzyma. Jakby wszystkie pokłady cierpliwości jakie w sobie miała, po prostu zniknęły. Odetchnęła nieco drżąco, kiedy w końcu wziął telefon, żeby sprawdzić godzinę.
    Zaśmiała się melodyjnie, gdy poczuła, jak ich przekręca, a tuż po chwili znalazła się na nim. Uśmiechnęła się, podpierając się dłońmi o jego nagi tors i odnalazła spojrzeniem jego oczy.
    — Tak tylko chciałam wiedzieć — powiedziała cicho, uśmiechając się do niego uroczo. Zaczęła sunąć dłonią po jego klatce piersiowej, oddychając przy tym głęboko, bo jego palce sprawiały, że przez jej ciało przechodziły dreszcze. — Może — szepnęła w odpowiedzi — a może chciałabym coś ci dać — mówiąc to, przesunęła dłońmi w dół, do jego nagiego brzucha, jednocześnie uginając nogi w kolanach, przez co, napierając dłońmi na jego brzuch, podniosła się do siadu. Westchnęła cicho, czując wyraźnie, że ten z pozoru niewinny pocałunek zadziałał również na niego. Przesunęła dłonie jeszcze niżej, zahaczając palcami o gumkę jego dresów — albo może faktycznie czegoś chcę — uśmiechnęła się, spoglądając na niego błyszczącymi oczami — chcę się z tobą kochać, Jake — szepnęła, wsuwając palce pod materiał dresowych spodni — o ile ty też chcesz — dodała, chociaż dobrze wiedziała, że w tym momencie chcieli tego samego.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  6. — Kręcę się, bo ty się kręcisz — odpowiedziała od razu, gotowa do kolejnego przekręcenia się po pierwsze, aby znaleźć się bliżej i po drugie by wiedział, że nie będzie jej mówił, co ma robić. Kiedy jednak ją chwycił, uzmysłowiła sobie, dlaczego się kręcił i dlaczego nie chciał, aby się kręciła — oh — spojrzała na niego, uśmiechając się przy tym i patrząc z błyskiem w oczach — już nie będę — dodała szybko po jego słowach i pozwoliła na to, by przytulił ją tak, jak tego chciał.
    Zamruczała cicho, czując jego dłoń w swoich włosach. Czuła, jak robiło jej się coraz bardziej gorąco, ale nie zamierzała się ani odsunąć od chłopaka, ani zrzucić z siebie kołdry. Chciała tylko znaleźć się bliżej niego, najbliżej, jak tylko się dało. Przesunęła jedną dłoń w dół, drażniąc skórę jego pleców paznokciami.
    — Na pewno się nie wyśpię — stwierdziła cicho. Mógł czuć, jak na jej skórze pojawia się gęsią skórka, kiedy poczuła jego twardego członka. Przymknęła powieki. Pytając o godzinę podjęła już ostateczną decyzję, że nie muszą się dłużej pilnować. Nie z jej powodu. Czuła wyraźnie, że Jake też nie będzie czuł potrzeby bycia grzecznym. Dlatego, kiedy usiadła na nim okrakiem, nie była w stanie powstrzymać cichego westchnięcia.
    — Coś miłego — szepnęła, delikatnie poruszając biodrami, po prostu musiała się o niego otrzeć, inaczej by nie wytrzymała. I w tej jednej chwili poczuła, jak wilgoć z niej wypływa — chcę przestać się pilnować — powiedziała — nie musi być tak, jak powinno, chcę, żeby było po naszemu — wyszeptała, a na jego pytanie pokręciła przecząco głową i przymknęła powieki, bo sposób w jaki ją drażnił przez warstwy ubrań, gdy się tak o nią ocierał, był cholernie przyjemny. Westchnęła cicho, splatając ręce wokół jego karku, a kiedy złączył ich usta pocałunkiem, jęknęła cicho. Zamrugała, orientując się, że nie czuje jego ust na swoich i wzięła głęboki oddech. Nie podobało jej się to. Bardzo.
    — Co się stało? — Spytała, oddychając równie głęboko jak Jake. Słysząc odpowiedź… nie, to przecież niemożliwe. Jakim cudem Miller miał w swojej sypialni w rodzinnym domu pełną szufladę prezerwatyw, chociaż nie sprowadzał żadnej dziewczyny do domu, a teraz, kiedy miał swoje mieszkanie, nie miał pieprzonych gumek? Rozchyliła wargi, biorąc głęboki oddech. — Kiedy ostatnio cię wypuściłam po gumki, wróciłeś z wiadomością, że uruchomili child alert — jęknęła, wplatając dłoń w jego włosy. Złapała mocno za krótkie kosmyki i pociągnęła za nie, odchylając jego głowę od swojego ciała — nie ma opcji, że stąd wyjdziesz — wpatrywała się przez chwilę w jego oczy, a następnie wzięła głęboki oddech i wpiła się w jego usta, powoli się o niego ocierając — inne rzeczy — szepnęła cicho gdy zabrakło jej tchu. Jakiekolwiek pieszczoty nie mogły się równać z seksem, z czuciem go w sobie, ale może to był znak od wszechświata, że naprawdę nie muszą się z nim spieszyć — to też jest przyjemne — sapnęła cicho, ponownie poruszając biodrami — dla ciebie też? Czy wolisz coś innego? — Spytała, jakoś nie mogąc w tej chwili nazwać wprost swojej propozycji, jakby użycie słów lód czy obciąganie miało zepsuć chwilę.

    😇

    OdpowiedzUsuń
  7. Boże, głupie serce biło w szaleńczym tempie, tak mocno, jak gdyby chciało wyskoczyć z żebrowej klatki, w której je uwięziono. Miała problem z oddychaniem; wrażenie, jakby jej płuca skurczyły się jak dwie zgniecione torebki po chipsach. Powietrze wypełnione było trucizną, gazem, który zabijał od środka. Stała tam tylko i stała, i stała, robiąc z siebie idiotkę, a zarazem nie mając ochoty się ruszyć. Dopóki tak tkwili naprzeciw siebie, dopóty mogła karmić się złudzeniami, że wszystko jest w porządku. Że nie pojawiła się między nimi wyrwa, rana tak głęboka, że nawet po zszyciu zostanie brzydka, poszarpana blizna. Że jeszcze nie wszystko stracone, że jeszcze będzie w porządku. Że cała ta przeszłość w ogóle się nie wydarzyła.
    Jaka ja byłam głupia, pomyślała, wciąż nie odrywając wzroku od brata, jasne oczy kontra jasne oczy. I jaka wciąż jestem.
    Na ogół nie miała złudzeń, ale teraz, kiedy Jake był na wyciągnięcie ręki, po prostu nie potrafiła się powstrzymać. I nadzieja, ta cholerna nadzieja, która wciąż tliła się gdzieś tam pod skórą, ledwo żarzącym się płomieniem, nagle roznieciła się w ogień, pożar, który zjadał ją całą na żywca. Wiele razy fantazjowała o tej chwili, obracała ją w głowie na wszystkie strony, kleiła fragmenty układanki; jak się zachowa? Co powie? I czy to w ogóle cokolwiek zmieni?
    Nie było odwrotu. Nie było ucieczki. A ona nawet nie chciała uciekać, chociaż tak bardzo bolało ją wszystko w środku, jakby ktoś starł jej wnętrzności do krwi. Duszę, o ile jakąś miała. Resztki pewności siebie, które prysnęły jak mydlana bańka, gdy stała naprzeciw brata, nie mogąc zrobić kroku wstecz, a tylko w jego stronę. Jak gdyby on był magnesem, ona zaledwie metalowymi opiłkami.
    – Ja… Ja… Tak – przyznała miękkim głosem, jakby gdzieś w środku tonęła we własnych łzach, które nigdy nie popłynęły. – Ale dopiero od kilku miesięcy.
    Mimo wszystko radziła sobie w tym świecie, w którym szanse na przetrwanie mieli tylko najsilniejsi. Schudła, bo mało co jadła, bo prochy nie karmiły się jedzeniem, tylko emocjami; posmutniała, a potem zobojętniała, a fotografowie byli tym zachwyceni. Co może być lepszego od wyrazu tragizmu na twarzy? Przecież wszyscy kochamy cierpieć.
    – Poczekaj, nie… – Chciała go zatrzymać, dotknąć, jakby był złudzeniem, które za chwilę się rozwieje. Czuła się tak, jakby z każdym oddalającym się krokiem ciągnął za sobą połowę jej serca, rozdzierał je wzdłuż starych ran, które się trochę zrosły. Miała wrażenie, że zaraz umrze, a wtedy już niczego nie zdoła naprawić, albo że coś w niej pęknie, wyrzucając z siebie litry krwi i hektolitry cierpienia.
    – Nie moglibyśmy… po prostu… proszę – szepnęła, nie potrafiąc ubrać w słowa tych uczuć, które kłębiły się jej pod skórą. Było ich zbyt wiele, a może zwyczajnie nie dało się ich nazwać. Czuła się chora, słaba, wykończona. Czuła się bezsensowna, zniszczona, załamana. Czuła, że dłużej tego nie zniesie, nie teraz, kiedy po raz pierwszy od dawna był tak blisko, niemal na wyciągnięcie ręki.

    siostrunia

    OdpowiedzUsuń
  8. Uśmiechnęła się tylko kącikami ust, oddychając głęboko jego zapachem.
    — Ja? Ja niczego nie planuję — wzruszyła niewinnie ramionami, chociaż nie mogła się już doczekać, aż zrzucą z siebie ubrania. Dobrze wiedziała, że to kwestia kilku minut i było jej z tym dobrze. — Tak bardzo tęskniłam, Jake — szepnęła, czując wyraźne wybrzuszenie. Nie czuła się tak zestresowana jak podczas ich dzisiejszych rozmów na temat samego seksu. To… rozważania i ustalanie czegokolwiek nie było im potrzebne. Musieli po prostu… być sobą, pozwolić sobie na to, żeby działo się to, co po prostu miało się stać. Bez pilnowania siebie, bez zakładania, że coś musi wyglądać tak i tak, bo inaczej nic nie będzie dobrze. Było dobrze bez tego wszystkiego.
    Skinęła lekko głową na potwierdzenie, że właśnie tak powinni postępować. Bez analizowania wszystkiego.
    Nie myślała o tym, co by było, gdyby. Myślami była w tu i teraz, rozkoszując się bliskością ukochanego człowieka. Jedynego, przy którym czuła się bezpiecznie, tego, który wiedział o niej wszystko, a mimo to był obok. Powiedziała mu przecież o wszystkim, co skrywała przed wszystkimi innymi. Mógł wtedy uciec, mógł tak naprawdę wpakować ją i Evelyn w prawdziwe kłopoty, ale on pojechał z nią do Charlotte, był z nią w najgorszych chwilach i teraz też był. Była w stanie zapomnieć o bólu, który jej zadał przy jego wyprowadzce, przy ich rozstaniu. Była w stanie wyrzucić to z głowy, bo liczyło się tylko to, co było teraz.
    Uśmiechnęła się, gdy tak sprawnie sprawił, że znalazła się na plecach. Wpatrywała się w jego jasne oczy, swoimi błyszczącymi, a uśmiech nie zszedł z jej twarzy nawet na chwilę. Ułożyła dłonie na jego karku i powoli go gładziła, oddychając głęboko. Uniosła jedną nogę i oplotła jego biodro. Szybko jednak cofnęła i nogę i ręce, słuchając go uważnie.
    — Bardziej myślałam, że ja mogłabym zrobić ci dobrze — wyszeptała. Oddychała ciężko, czując jego dłonie na swoim brzuchu i w ekscytacji czekała, czekała, co zrobi dalej. Chłód, który poczuła po ściągnięciu bluzy momentalnie minął, gdy ponownie się odezwał. Czuła, jak jej policzki robią się czerwone. Nigdy nie nauczy się przyjmować bezpośrednich komplementów. Przymknęła powieki, oddychając ciężko, gdy schodził z pocałunkami niżej. Pamiętała, jak bardzo się wtedy wstydziła, a teraz tylko uśmiechnęła się nieco szerzej kącikami ust, oddychając przy tym ciężko.
    — Nie dowiemy się, jeżeli nie spróbujesz — szepnęła cicho, właściwie nawet bardziej do samej siebie niż do niego, nie mogąc się doczekać.
    Wplotła palce jednej ręki w jego włosy, przytrzymując jego głowę przy sobie. Swoją odchyliła do tyłu i wyginając ciało w łuk. To, do jakiego stanu potrafił ją doprowadzić, było… nie mieściło jej się w głowie, wydawało się wręcz nierealne, zwyczajnie… niemożliwe.
    Przeczesywała jego włosy, oddychając głęboko i cicho pojękując, za każdym razem, gdy jego usta, język i zęby sprawiały, że powoli zbliżała się do spełnienia. Czuła, jak stawała się coraz bardziej mokra, a wilgny materiał bokserek zaczynał doprowadzać ją do szału.

    🥵

    OdpowiedzUsuń
  9. Oblizała powoli wargi, uśmiechając się jedynie do niego. Dobrze, że nie zamierzał się odsuwać, bo Margaret nie miała ochoty mu na to pozwolić, zwłaszcza po usłyszeniu kolejny raz tych słów, które sprawiały, że mogłaby się roztopić. Zwłaszcza, kiedy mówił coś takiego, a później ją całował i dotykał w ten sposób.
    — Powiedz to jeszcze raz — wychrypiała cicho po zakończonym pocałunku.
    Może i mogłaby się kłócić, że nie powinien skupiać się od początku na niej, że powinien pozwolić jej najpierw dać sobie przyjemność, ale kiedy czuła na swoim ciele jego dłonie i ciepłe usta, nie miała siły na wykłócanie się, zresztą, nie przeżyłaby chyba, gdyby teraz tak po prostu przestał. Kolejność nie miała przecież żadnego znaczenia, zwłaszcza, że finalnie oboje mieli być zaspokojeni i zadowoleni.
    Nie rozumiała, jak, ale sposób w jaki pieścił jej piersi był wystarczający, aby jej wnętrze zaczęło zaciskać się rytmicznie na pustce, a bielizna, stała się jeszcze bardziej mokra niż była do tej pory.
    Zamknęła oczy, dysząc ciężko, a kiedy podczas szczytowania zadał jej dodatkowy ból, jęknęła głośno, nie przejmując się czy ktokolwiek mógłby ją usłyszeć. Było jej z nim tak dobrze, że nie mogła się hamować, nie chciała. Pragnęła jedynie, żeby był świadomy, do jakiego stanu potrafił ją doprowadzić.
    — Mi też — wyszeptała z błogim uśmiechem na ustach, unosząc głowę, aby na niego spojrzeć, gdy po pocałunku jego usta przestały być w jej zasięgu. Automatycznie uniosła biodra, czując, że zamierzał ściągnąć z niej jedyną część ubrania jaką na sobie miała. Powinna teraz zająć się nim, ale było jej tak dobrze, tak przyjemnie i chciała w tej konkretnej chwili, po prostu więcej. Chciała jeszcze więcej. Pisnęła zaskoczona, gdy pociągnął ją na skraj łóżka, chociaż wcale nie powinna być przecież zaskoczona.
    Rozsunęła szeroko nogi, a kiedy jej dotknął, zadrżała. Była w tym momencie, tak bardzo wrażliwa i wyczulona na każdy jego gest. Najbardziej zaskoczyła ją jednak reakcja, na jego jęk.
    — O. Mój. Boże — wyszeptała, bo na jej ciele pojawiła się gęsią skórka. Chciała słuchać jego jęków, chciała być ich powodem, chciała do nich doprowadzać, już, teraz, natychmiast. Zacisnęła się na jego palcu, biorąc jednocześnie głęboki oddech, rozluźniając się, kiedy poczuła jego język i kolejny palec. Otworzyła oczy, unosząc głowę, aby spojrzeć na jego jasne kosmyki między jej nogami. — To jest takie podniecające — wyszeptała, jednocześnie jedną dłonią sięgając jego włosów, drugą sięgając swojej piersi. Przez chwilę ugniatała stwardniały sutek, ale widok jego poruszającej się głowy za bardzo ją rozpraszał. Jej oczy błyszczały. Poruszała biodrami, chcąc aby przyspieszył. Oddychała głęboko, walcząc z ciężkimi powiekami, przez co prawie umknąłby jej fakt, że sięgnął drugą ręką do swojego krocza. — Jake — sapnęła czując nadchodzące dreszcze — Jake, kurwa, Jake, przestań się dotykać — wydyszała, ściskając mocniej jego włosy. Była na granicy. Była tak blisko wykrzyczenia swojego spełnienia, ale przełknęła z trudem ślinę i zaczęła poruszać nogami, starając się zacisnąć uda tak, jakby chciała wyprosić Jake’a spomiędzy nich — chcę dojść z tobą — szepnęła rozluźniając chwyt jego włosów i powoli przesunęła się wyżej na łóżku, wzdychając cicho, gdy nagle zrobiło jej się zimno w cipkę, bo zabrakło jego ciepła — kładź się — rozkazała, a może bardziej prosiła? Sama nie była pewna, nie była przyzwyczajona do wydawania poleceń w łóżkowych sprawach, ale wiedziała dobrze, czego konkretnie chciała w tym momencie. Chciała mieć go w ustach i czuć jego usta, chciała jęczeć mając jego kutasa w ustach i drzeć że spełnienia i miała nadzieję. — Proszę — dodała, przygryzając wargę — nie będziesz żałować — wymruczała, wyciągając do niego ręce.

    🥵🥵

    OdpowiedzUsuń
  10. Przez jej ciało przeszedł delikatny dreszcz, kiedy spełnił jej prośbę. Uśmiechnęła się kącikami ust, słysząc te słowa raz jeszcze.
    — Ja ciebie też, Jake. Też cię kocham — wyszeptała, odchylając głowę do tyłu i wpatrując się w jasny sufit. Naprawdę go kochała. Tęskniła za nim każdego dnia, gdy nie było go w pobliżu, dopiero teraz orientując się, że to nieznośne uczucie, które dzień w dzień nie dawało jej spokoju to właśnie tęsknota za Jacobem.
    Wydawało jej się, że zaczęła odczuwać spokój, kiedy wyszli z kawiarni i zaczęli rozmawiać, ale tak naprawdę dopiero teraz tak naprawdę zeszło z niej całe napięcie. Albo przypisywała rozluźnieniu po orgazmie coś więcej. Ta myśl była jednak miła. Że tylko Jake był w stanie sprawić, że się wręcz rozpływała.
    — Mogę być twoim niebem — zachichotała, a tuż po chwili wzięła głęboki, świszczący oddech, czując kumulujące się w jej ciele podniecenie. Zaciskała palce, próbując rozluźnić zbierające się napięcie, żeby przesunąć spełnienie odrobinę w czasie. Cicho jęcząc, czuła, że nie wytrzyma, że jeżeli chciała, aby doszli razem, naprawdę musiał przestać jej dotykać w tym momencie. A ona bardzo chciała dzielić z nim tę chwilę i liczyła, że Jake też tego chciał.
    — Chcę dojść razem z tobą — wysapała powtórnie, zerkając na niego — chcę, żebyśmy doszli razem — pociągnęła go w górę, przygryzając wargę, gdy dostrzegła, że zsuwa z siebie spodnie. Widok jego całkowicie nagiego ciała sprawiał, że zrobiło jej się gorąco, chociaż miała wrażenie, że nie może być już bardziej rozgrzana i podniecona.
    — Nic — szepnęła, przypominając sobie, że zadał jej pytanie. Nim się położył, spojrzała na jego penisa, a następnie zerknęła na jego oczy i w tym samym czasie oblizała wargi, jasno dając mu znać, do czego zmierzała — po prostu pozwalam sobie… daję się ponieść chwili — stwierdziła z uśmiechem. Przez chwilę po prostu wpatrywała się w niego, uśmiechając się i myśląc o tym, jakie to było łatwe. Jakby w tym momencie dotarło do niej, że wystarczyło mówić, że… że nie musiała się niczego wstydzić. Nie przed nim.
    — Ja… — rozchyliła wargi, spoglądając prosto w jego oczy — po prostu zobaczysz — zdążyła szepnąć, nim przyciągnął ją do siebie i pocałował. Odwzajemniła pocałunek, żarliwie angażując się w jego pogłębienie, układając dłoń na jego policzku. W pierwszej chwili spojrzała na niego zdezorientowana, a słysząc kolejne słowa, uśmiechnęła się — ach, tak? — Uniosła brew — a co z czułym seksem? — Spytała, przygryzając wargę w reakcji na klapsa. Szybko jednak rozluźniła chwyt zębów i spojrzała prosto w jego oczy — w zasadzie… dobrze się składa — szepnęła, a następnie zainicjowała kolejny pocałunek, który zakończyła przygryzieniem jego wargi i delikatnym pociągnięciem jej.
    Zaczęła schodzić pocałunkami niżej, po jego brodzie, szczęce i szyi. Sunęła językiem po jego skórze, drażniąc jego sutki. Wciąż kierowała się w dół, aż musiała zmienić pozycję, w której się znajdowała. Klęczała obok niego i z przygryzioną wargą, spojrzała w jego oczy nim zdecydowała się popchnąć go delikatnie, aby położył się na plecach, a następnie usiadła okrakiem na jego brzuchu, plecami do niego. Czuła, jak rozciera po jego skórze swoje podniecenie każdym swoim ruchem. Oparła się rękoma o materac, jednocześnie unosząc swój tyłek z jego brzucha, przenosząc ciężar na kolana, którymi się podpierała i powoli przesunęła się w tył: tak, aby jej głowa znajdowała się na wysokości jego kutasa, a jej cipka była w zasięgu jego ust, jeżeli tylko zechce jej sięgnąć.
    Podpierała się jedną ręką, a drugą sięgnęła penisa i powoli po nim przesunęła, od główki w dół, aby chwycić go. Zaczęła od delikatnych pocałunków i muśnięć językiem, aż rozchyliła wargi, aby wsunąć sobie w usta główkę, początkowo to na niej skupiając pieszczoty.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  11. W odpowiedzi na jego słowa, jedynie się uśmiechnęła i wzruszyła lekko, całkiem niewinnie ramionami.
    Było jej z nim dobrze, ale stan do którego doprowadził ją wcześniej i jej chęć wspólnego osiągnięcia orgazmu sprawiała, że w tym momencie nie potrafiła cieszyć się jedynie pocałunkami. Chwilę temu była na granicy i sama to sobie odebrała. Dlatego zamierzała szybko przejąć inicjatywę.
    — Czeka nas dużo seksu, zrozumiałam — zaśmiała się cicho w jego skórę, gdy już schodziła z pocałunkami niżej.
    To było dla Margaret coś zupełnie innego. Całkiem nowe doświadczenie, którego chciała spróbować. Skupiła się więc całkowicie na tym, co chciała zrobić. Wiedziała, że przed Jake’m nie musi się wstydzić, ale mimo to, początkowo nie była w pełni swobodna. Bo nie miała pojęcia czy jemu się to spodoba. Może powinna była mu powiedzieć, co planowała zrobić?
    Kiedy jednak siedząc na nim, powoli przybierając docelową pozycję usłyszała jego słowa, cała niepewność, jaka w niej była odeszła. Te jedno zdanie zadziałało niczym zaklęcie.
    — Powiesz mi po, czy to podtrzymujesz — szepnęła, wpatrując się błyszczącym spojrzeniem w jego penisa — oh, taki właśnie jest plan — powiedziała nieco głośniej, nim zaczęła całować jego kutasa. Początkowo była delikatna ze składanymi pocałunkami, ale wystarczyła jej chwila na oswojenie się, aby wciąż sugerowała się tym, co chwilę wcześniej mu powiedziała. Dała ponieść się chwili. Wsunęła go głębiej w usta, ssając i krążąc językiem wokół. A kiedy poczuła usta chłopaka na swojej cipce, wydała z siebie zduszony jęk, jednocześnie czując, że chce dać mu więcej, że musi dać mu więcej. Poruszała więc głową, nie przestając ssać jego główki, za każdym razem biorąc go głębiej. Jej oczy łzawiły i potrzebowała chwili, aby złapać miarowy oddech. Słysząc jego słowa, miała ochotę się uśmiechnąć, ale zamiast tego zassała go jedynie bardziej, chcąc sprawić mu przyjemność.
    Zrozumiała, co mówił, ale wcale tego nie chciała. Nie zamierzała się odsuwać i przerywać, chciała dać mu dojść w swoich ustach, chciała w końcu poczuć jego smak. Dlatego nie odsunęła się od penisa. Zaciskała mocno dłoń, którą się podpierała, na pościeli. Kiedy docisnął do niej usta, czuła, jak oczy jej uciekają w tył, a już po chwili całe jej ciało drżało. Wydała z siebie przeciągły, zduszony jęk, podkurczając jednocześnie palce u nóg i zaciskając mocno uda, powstrzymując się przed ucieknięciem biodrami od twarzy Jake’a. Jednocześnie próbowała nie zakrztusić się spermą, na którą teoretycznie była gotowa, ale wszystko stało się tak szybko… przełknęła i jeszcze chwilę ssała jego kutasa, dopiero po chwili opadła na rozgrzane cialo Jake’a a następnej zsunęła się na materac tuż obok niego.
    — To było… — sapnęła cicho, wtulając policzek w prześcieradło, leżąc na brzuchu, wciąż wijąc się od spełnienia, którego doświadczyła — było cudowne — wymruczała, powoli zbierając w sobie siłę, aby odwrócić się na plecy.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  12. Tak właściwie, ciężko było powiedzieć, w którym dokładnie momencie Margo wprowadziła się do Jake’a. To stało się samo, całkowicie. Zaczęło się od szczoteczki do zębów, która dość szybko zagościła w łazience Jacoba, co jakiś czas zostawiała kolejne rzeczy, aż nadszedł moment, w którym we własnym mieszkaniu orientowała się, że coś ma u Jake’a w szafie, a nie u siebie. Przeprowadzka wydawała się uzasadniona. Zwłaszcza, że więcej czasu i tak spędzali u niego. Nadal płaciła czynsz za swoje mieszkanie, które w tym momencie służyło jej raczej za miejsce do przechowywania.
    Chciała o tym dzisiaj porozmawiać z Jake’m. O oficjalnym przeprowadzeniu się. Przestaniu płacenia za puste mieszkanie, a dokładnie się do jego czynszu. Wszystko przecież było między nimi dobrze. Odkąd na nowo zaczęli się spotykać, nie było między nimi żadnych kłótni i problemów, po prostu świetnie się ze sobą dogadywali, tak jak powinno być od samego początku, tylko wtedy wisiała nad nimi świadomość, że ich związek może się nie podobać, a teraz… teraz było tak, tak powinno być i była pewna, że Jake czuł to samo. Dlatego chciała z nim porozmawiać, bo wiedziała, że to powinno stać się w pełni oficjalne, wspólne zamieszkanie.
    Siedziała w mieszkaniu, czekając, aż chłopak wróci do domu. Przeskoczyła przez kilka programów telewizyjnych, ale nic ją nie zainteresowało na tyle, aby skupiła się na ekranie. To samo było z platformami streamingowymi, nic ją nie zainteresowało wystarczająco. Zapach przygotowanej zapiekanki roznosił się po mieszkaniu, a ona wręcz walczyła ze sobą, aby nie zacząć jeść bez niego, bo była już tak głodna. Uznała, że świetnym pomysłem będzie zerknięcie na instagram Jake’a, bo może wrzucił coś na stories i potrafiłaby ocenić czy już jest w drodze do domu, czy jeszcze nie. Będąc na jego profilu i nie widząc obwódki wokół profilówki, z ciekawości zerknęła na zdjęcia, na których był oznaczony. W zasadzie nigdy tego nie robiła, bo zwyczajnie nie czuła takiej potrzeby, ale musiała się czymś zająć, bo chciała zjeść z nim wspólny posiłek. Zainteresowało ją w szczególności jedno zdjęcie. Zdjęcie z dziewczyną, którą kojarzyła ze starych czasów. Wklikała się w jej profil i mrużąc powieki zaczęła przeglądać dodawane przez nią zdjęcia. Najświeższe ją nie interesowały, ale kiedy znalazła te z Jake’m poczuła nieprzyjemny ucisk w żołądku. Zwłaszcza, gdy jej oczom ukazała się data wpisu. Tuż po tym, gdy zostawił ją dla ich dobra. Ciekawe, czyje konkretnie dobro miał na myśli. Zacisnęła wargi, zagłębiając się bardziej w profil laski i dodawane przez nią fotki. Tak bardzo była tym pochłonięta, że szybko zapomniała o głodzie, a powrót Jake’a zarejestrowała, gdy był już na kanapie i zaczął się opierać o nią.
    Słyszała, co mówił, ale w głowie miała tysiące myśli. Tysiące, cholernie uciążliwych myśli. Zwłaszcza, że to ona uznała, że mieli nie rozmawiać o tym, co się stało po ich powrocie do L.A., ale… nie mogła przestać. Nie mogła przestać patrzeć na te zdjęcia i filmiki, nie mogła przestać myśleć o tym, że najwyraźniej była tą drugą, tą mniej ważną, tą, którą się zostawia, a ta dziewczyna… do niej się wracało. Od razu zaczęła się zastanawiać nad tym, kiedy znowu ją zostawi. Zapewne dla kogoś ważniejszego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Walczyła ze sobą. Naprawdę się starała, ale w którymś momencie przestała wyraźnie widzieć ekran telefonu, bo oczy zaszły jej łzami.
      Cierpiała. Tak strasznie cierpiała, kiedy ją zostawił, a on po prostu korzystał z życia, świetnie się bawił i zapewne pieprzył tę dziewczynę, kiedy Margo próbowała odnaleźć w sobie siłę do życia, do podniesienia się z łóżka, bo tak bardzo za nim tęskniła. Bo go, kurwa, kochała, a on w tym czasie rżnął inną.
      — Wiedziała, że w ogóle byłam w twoim życiu czy, aż tak nic nie znaczyłam, że nawet nie warto było o mnie wspominać, hm? — Wydusiła z siebie, spychając go ze swoich nóg. Zaczęła żałować tych słów tuż po ich wypowiedzeniu, bo… bo to było kiedyś, ale było zbyt blisko tej pieprzonej ucieczki i tego wszystkiego, co się stało, aby mogła to zignorować. — Byłeś z nią? Kiedy dawałeś mi nadzieję… byłeś z nią?

      🙃

      Usuń
  13. Racjonalna Margo wiedziała, że to była przeszłość i nie powinna była rozdrapywać starych ran. W końcu… minęło tak dużo czasu, a od kilku miesięcy byli razem naprawdę szczęśliwi. Była z nim szczęśliwa. Gdyby działo się coś złego, z pewnością zorientowałaby się… Ta druga Margo, nie miała jednak wątpliwości, że skoro wtedy poszedł prosto od niej do tamtej, za chwilę zrobi to samo. To, że przez ostatnie miesiące nic na to nie wskazywało, nie miało znaczenia. Ba, w głowie rudowłosej już układał się cały scenariusz, jak to z pewnością podczas stażu odnawiał stare znajomości. Jak wracał do tego życia, od którego oboje kiedyś chcieli się odciąć. Od którego ona chciała się odciąć i… oczywiście, że zamierzał ją zostawić. Nie było innego wytłumaczenia.
    Kiedy jednak wylądował częściowo na stoliku, zakryła usta dłonią i spoglądała na niego z przestrachem. Nie brała pod uwagę, że będzie miała tyle siły, aby tak mocno go zepchnąć. Zamierzała go po prostu zsunąć ze swoich nóg, ale nie z kanapy. Odetchnęła, widząc, że nic mu nie jest, bo naprawdę nie chciała zrobić mu krzywdy. Nie była przecież taka.
    — O czym mówię? — Powtórzyła za nim, spoglądając w jego jasne oczy. Czuła się… czuła się oszukana. A po chwili zaśmiała się, jednocześnie pociągając nosem — mógłbyś chociaż nie kłamać, wiesz? Z nikim się nie spotykałeś — zaśmiała się gorzko, kręcąc przy tym lekko głową. Przygryzła wargę, przeniosła spojrzenie na swój telefon, a następnie ponownie na Jake’a. Po chwili zdecydowała się go podnieść i pokazała, o co dokładnie jej chodzi — a to niby to co to jest? — Spytała, ale nie pozwoliła mu zbyt długo przypatrywać się filmikowi. Podniosła się gwałtownie z kanapy i zaczęła krążyć po pokoju, próbując zebrać myśli, przekazać to, co siedziało nie tyle w jej głowie, co w sercu.
    — Od wyprowadzki — zaśmiała się cicho — od tej wyprowadzki, po której wprowadziłeś się do niej? — Spytała, czując, jak gardło jej się zaciska, a oczy ciągle zachodzą nowymi łzami — zostawiłeś mnie tam — wyszeptała, nie mogąc przestać krążyć po pomieszczeniu — zostawiłeś mnie tam, kurwa, zostawiłeś mnie tam z nimi. Z tą jebniętą suką! Kiedy niby zrozumiałeś, że za mną tęsknisz? W którym momencie? Kiedy z nią sypiałeś?— Spytała, podnosząc spojrzenie — byłeś… byłeś z dziewczyną z życia, które zostawiliśmy, a teraz jeździsz na sesje zdjęciowe, wracasz tam. Wracasz do ludzi, których nie chcieliśmy, wracasz do życia, którego nie chcieliśmy — powiedziała, z trudem łapiąc oddech. Była chyba bardziej wściekła na siebie niż na niego za to, że pozwoliła sobie wierzyć, że może być z kimś szczęśliwa. Owszem, tęskniła za nim przez cały ten czas, kochała go, tak cholernie mocno go kochała, ale może to po prostu nie mogło działać, oni razem — widujesz się z nią nadal? — Spytała, chociaż nie była pewna czy chce znać odpowiedź.

    🫥

    OdpowiedzUsuń
  14. — Nie powiedziałam tego — odpowiedziała natychmiast, spoglądając na niego. Nie mogła jednak uwierzyć w to, że tylko się z nią przyjaźnił. Nie potrafiła sobie wyobrazić sytuacji, w której Jacob Miller, złoty chłopiec, kapitan drużyny tylko się przyjaźni z jakąś dziewczyną. Okej, może i po ucieczce nie był tym samym chłopakiem, ale Margaret wątpiła, aby wcześniej nigdy się nie przespał z Nel, a to oznaczało według niej, że później równie dobrze mogli to robić. Zwłaszcza, jeżeli razem ze sobą mieszkali. Zacisnęła mocno wargi, bo wytłumaczenie, które jej przedstawił ani trochę jej się nie podobało. — Nie musiałbyś się po mnie zbierać, wystarczyłoby, że byłbyś wtedy ze mną szczery.
    Żałowała również tych słów. Nie była w stanie zmusić się do ugryzienia się w język, mimo dobitnej świadomości, że rozdrapuje stare rany. Wraca do czegoś, czego sama nie chciała poruszać, o czym nie chciała rozmawiać, kiedy był ku temu odpowiedni moment. To ona, a nie Jake, uznała, że mają do tego nigdy nie wracać, tymczasem… nie potrafiła się zamknąć. Bo to tak mocno bolało. Chyba bardziej bolała ją świadomość, że ją zostawił tak po prostu w domu niż sprawa sypiania i mieszkania z Nel.
    Przełknęła ślinę, spoglądając na chłopaka, gdy i on wstał.
    — A jak według ciebie mam to widzieć? — Spytała, automatycznie robiąc krok do tyłu z każdym jego krokiem w jej stronę. Nie bała się go, wiedziała, że nigdy by jej nie skrzywdził. Zwyczajnie nie chciała być teraz blisko niego. Potrzebowała przestrzeni. Słuchała jednak każdego jego słowa, czując, jak narasta w niej złość.
    — Oh, gdybym je miała, byłoby cudownie. Uwierz — odpowiedziała, chociaż nie podobało jej się to, że znalazł się tak blisko, że nie miała jak się bardziej odsunąć, że czuła wyraźnie jego zapach — nie, w zasadzie to nie. Pieprzyłeś się z nią tuż po tym, jak mnie zostawiłeś. Jak mnie porzuciłeś, jak ostatni dupek! — Krzyknęła mu w twarz, unosząc dłonie na wysokość klatki piersiowej, aby dać mu do zrozumienia, że potrzebuje przestrzeni. Nie wyłapała nawet, że mówił o jakimś zakładzie — ładne są? Te wszystkie dziewczyny, które codziennie widujesz. No przyznaj, ile z nich cię kręci?! Ile z nich jest ładniejszych i atrakcyjniejszych ode mnie? Znowu chcesz mi to zrobić? Znowu chcesz mnie zostawić? A nie… może znowu stwierdzisz, że się rozstaliśmy? — Spytała, ale nie czekała na jego odpowiedź. Zakryła twarz dłońmi, próbując uspokoić oddech. Nie udało jej się to. Zamiast głęboko oddychać, zaszlochała głośno — nie rozumiem, dlaczego to tak bardzo boli — zapłakała, wciąż z zakrytą twarzą. Przesunęła dłonie wyżej, wplatając palce w swoje włosy i wbijając paznokcie w skórę głowy — dlaczego w ogóle ze mną jesteś? — Spytała, nie mogąc przestać płakać — ktoś taki jak ty… mógłbyś mieć każdą, Nel czy te modelki ze stażu, kogoś… kogoś kto by do ciebie pasował — zauważyła, naprawdę próbując się uspokoić. To co zobaczyła na instagramie przypomniało jej, jak bardzo beznadziejna we wszystkim była.

    😭

    OdpowiedzUsuń
  15. Zacisnęła mocno wargi, bo nie podobał jej się ton jego głosu. Pamiętała, kiedy ostatni raz brzmiał podobnie i naprawdę nie chciała, aby zmierzało to teraz w tym samym kierunku. Z drugiej strony, czego innego tak właściwie miała się spodziewać?
    —Nawet nie próbowałeś, a może właśnie okazałoby się proste — zauważyła, marszcząc brwi. Wiedziała, że gdybanie nie miało teraz żadnego sensu, bo to niczego nie zmieni, ale zrozumiała, jak źle zrobili nie przegadując ich rozstania i tego, co się z nimi działo po nim. Wiedziałaby, że mieszkał z inną. Przezywałaby to wtedy, być może nie mając aż takiego żalu, jaki czuła teraz.
    — Odsuń się — warknęła. Gdy był tak blisko niej, nie potrafiła skupić się na słowach, które chciała powiedzieć. Starała się po prostu odsunąć, jak najdalej, bo gdy był tak blisko, najchętniej po prostu by krzyczała. Nie dotykałaby go, gdyby uszanował jej potrzebę przestrzeni. Nie musiałaby go dotykać. — W takim razie pytam, pieprzyłeś się z nią tuż po tym, jak mnie rzuciłeś? — zacisnęła przy tym mocno wargi — nie wkładaj mi w usta słów, których nie powiedziałam! Nie mówimy o pieprzeniu się z kim popadnie! Chyba, że chcesz mi coś jeszcze powiedzieć, to proszę bardzo, mów! — Pospiesznie przesunęła dłońmi po policzkach, ścierając z nich słone łzy, chociaż nie działało to zbyt długo, bo kolejne szybko zastępowały te starte. Okej, musiała przyznać, że prze cały ten czas wcale nie czuła się w żaden sposób zagrożona. Nie musiała martwić się o Jake’a i o to czy spotyka się z kimś innym, ale to co zobaczyła dzisiaj na jego instagramie… świadomość, w jaki sposób ją zostawił, że poszedł od razu do innej… to tak cholernie mocno bolało. I sprawiało, że w jednej chwili poczuła, że to mogłoby wydarzyć się jeszcze raz. Nie była w stanie przyjąć do wiadomości, że nic pomiędzy nim a Nel nie było, bo… bo to wydawało się bez sensu.
    Zamarła słysząc jego słowa. Nie spodziewała się usłyszeć tego w tej konkretnej sytuacji, więc potrzebowała chwili, aby zrozumieć, co właśnie powiedział. Opuściła głowę, spoglądając na jego dłonie na swoich nadgarstkach.
    — Ja… jestem beznadziejna, Jake — powiedziała cicho, wstydząc się spojrzeć w jego jasne oczy. Tak bardzo go kochała, ufała mu przecież, przez cały ten czas ani razu nie pomyślałaby, że mógłby ją zostawić, ale później przychodziły takie momenty jak ten. Wpadała na zapalnik, a później już nad soba nie panowała — Ja… nie wiem, jak zobaczyłam te zdjęcie… to wszystko wróciło. Jak było w domu, a myśl, że ty w tym czasie… — zacisnęła mocno ręce w pięści i wzięła głęboki oddech. Pokręciła lekko przecząco głową w odpowiedzi na jego pytania. Owszem była ciekawa czy dziewczyny, które spotyka w pracy były ładniejsze od niej, ale… nie myślała o tym, że mógłby chcieć ją zostawić. — Dlaczego z nią mieszkałeś? Dlaczego nie mogłeś zamieszkać po prostu z jakimś kumplem? — Zapytała cicho, zaciskając mocno wargi, wciąż nie patrząc mu w oczy.

    ☹️

    OdpowiedzUsuń
  16. — Przecież zapytałam! Może moja pamięć nie jest wybitna, ale zaczęłam od pytań! — Cały czas miała uniesiony głos, bo nie potrafiła się uspokoić, a ciągła wymiana zdań z pewnością tego nie ułatwiała. — Zapytałam czy z nią byłeś — przypomniała, podnosząc powoli na niego wzrok. Chyba jeszcze nigdy wcześniej nie widziała go tak złego. To też bolało, bo najwyraźniej był na nią zły, a ona przecież chciała się tylko dowiedzieć prawdy. Może… może dała ponieść się emocjom, ale przede wszystkim chodziło o prawdę, a on się wkurzał tak, jakby… jakby coś jednak było na rzeczy. I to cholernie mocno ją niepokoiło.
    — Gdybyś trzymał dystans, nie musiałabym cię w ogóle dotykać! — Z całej siły powstrzymywała się, żeby go od siebie nie odepchnąć, chociaż jego bliskość naprawdę ją drażniła w tym momencie. Czuła się zapędzona w róg, uwięziona. I odczuwała potrzebę uwolnienia się, ale nie chciała się z nim szarpać, bo jeszcze zaraz zrobiłby z niej niezrównoważoną wariatkę. Już była gotowa na kolejne krzyki, ale dotarł do niej sens jego słów. Rozchyliła wargi, wpatrując się w niego z prawdziwym osłupieniem i niedowierzaniem.
    Od balu? — Spytała cicho, szczerze mówiąc, naprawdę zaskoczona, bo pamiętała doskonale jak na nią spojrzał tym lodowatym spojrzeniem, kiedy Fibs ich nakryła. Jak wyrzucił ją ze swojego pokoju. Nigdy nie czuła się tak upokorzona, jak tamtej nocy, kiedy musiał przejść z jego pokoju do swojego, osłonięta jedynie sukienką. Pamiętała, że tamta noc była jednocześnie najlepszą i zarazem najgorszą nocą jej życia. Wszystko, co działo się później… Rozchyliła wargi, jakby właśnie zaczęło do niej docierać. Naprawdę nie był z nikim od czasu tamtej nocy do meczu, podczas którego doszło do złamani ręki? Była pewna, że zdążył przespać się z conajmniej kilkoma, bo… bo przecież był Jake’m. Dziewczyny w szkole ciągle o nim gadały, więc była przekonana, że zawsze mówiły o najświeższych podbojach.
    Nie odpowiedziała na jego słowa. Jedynie odetchnęła i wyprostowała się, bo w końcu miała przestrzeń, której tak bardzo chciała. Tyle, że kiedy Jake nie był już tak blisko, wcale nie czuła się dobrze. Co jeżeli wszystko spieprzyła? Naciągnęła rękawki bluzki na dłonie i trzymając je mocno, splotła ręce pod biustem.
    Jakim cudem mógł mówić, że nie była beznadziejna? Przecież… przecież była.
    — Ja… — podniosła na niego spojrzenie, w końcu odważając się na kontakt wzrokowy — ja myślałam, że jeżeli nigdy do tego nie wrócimy, to będzie lepiej, łatwiej — powiedziała cicho, bo w zasadzie to przez cały ten czas tak myślała. Nie zastanawiała się nad tym, co robił, kiedy się wyprowadził, przez cały ten czas, kiedy nie mieli ze soba kontaktu, owszem, myślała o nim, nie umiała zapomnieć, ale starała się żyć dalej i nie zadręczać. Dlatego nigdy nie trafiła na te filmiki, zablokowała go wszędzie gdzie się dało, nawet pojedyncze słowa, żeby tylko przypadkiem nie trafić na nic, co by jej o nim przypominało. Żyła w nieświadomości. — Ale kiedy to zobaczyłam, od razu przypomniałam sobie wszystkie awantury w domu, to jak trzymała mnie w nim jak w więzieniu, jak znowu chciała mnie faszerować xanaxem, czasami myślałam, że dobrze byłoby po prostu wziąć je wszystkie i się nie przejmować, powtarzałam sobie, że muszę wytrzymać tylko do urodzin, dostanę kasę i wyjadę. Przeżywałam piekło, a ty w tym czasie… bawiłeś się? — wyszeptała, rozplatając ręce i objęła się sama, wbijając paznokcie w swoje ramiona — poczułam wściekłość, bo na tym filmiku wyglądało to tak, że miałeś zajebiście, kiedy ja… mówiłam ci, że jej odjebało. Ona… miała do mnie żal, że je straciłam, a kiedy dotarło do niej wreszcie, że to nie było twoje dziecko, stwierdziła, że w takim razie dobrze się stało — mówiła, patrząc na swoje stopy i czując, jak łzy na nowo przysłaniają jej obraz. W takich chwilach jak ta, czuła niewytłumaczalną pustkę i smutek. — Wszędzie cię poblokowałam na początku. Nic o tym nie wiedziałam…

    🫤

    OdpowiedzUsuń
  17. — Nie odpowiedziałeś! — Miała ochotę dźgnąć go palcem w sam środek klatki piersiowej. Nigdy wcześniej nie czuła w sobie tak silnej potrzeby zrobienia czegoś takiego. Po prostu… była wściekła. Była tak bardzo wściekła, że sobie z tym zwyczajnie nie radziła. Przygniatało to ją. Całkowicie. — Nie odpowiedziałeś od razu, to co sobie miałam pomyśleć, że nic nie mówisz, bo odpowiedź jest przecząca?! — Spytała, oddychając ciężko. Boże, miała ochotę wyrzucić z siebie całą tę złość. Dlatego właśnie nie potrafiła przestać krzyczeć. Miała gdzieś czy sąsiedzi ich słyszą. Musiała jakoś rozładować te napięcie, które się w niej kumulowało z każdym wymienionym zdaniem z Jake’m. — Nie twierdzę, że robisz to teraz — warknęła, wiedząc, jakie to wszystkie jest głupie. Bo nie chodziło o teraz. Ale po części chodziło, bo czuła się tragicznie z myślą, że on mógł wtedy tak łatwo o niej zapomnieć, ale cała ta złość, ta siedząca w niej wściekłość dotyczyła tego, co stało się wtedy. Nie teraz. — Zresztą zapytałam. I jakoś na pytanie czy nadal się z nią widujesz umiałeś odpowiedzieć od razu — zauważyła.
    Wpatrywała się w jego plecy, naprawdę, naprawdę starając się uspokoić. Co, niestety, nie było tak łatwe, jakby sobie tego życzyła.
    Kolejne słowa chłopaka, zaczęły ją dopiero w jakimś stopniu uspokajać.
    — Wyobraź sobie, że tak, że ciężko mi przewidzieć, co by było gdyby… — mruknęła, odwracając od niego wzrok. Wzięła głęboki oddech i policzyła w myślach do pięciu. — Ale ja nie mówię, że się nie starasz, że jest do dupy, że masz mnie przepraszać, ja… — zawiesiła głos. Była taka głupia. Była taka głupia zaczynając w ogóle ten temat. Mogła… mogła przemęczyć się z tym sama. Pochodzić parę dni smutna i rozdrażniona, ale nie zaczynać całej tej rozmowy, bo to nie miało najmniejszego sensu. Czuła sama, jak gubi się w tym wszystkim. Bo była zła, ale o wtedy, była wkurzona, ale o wtedy… teraz jedynie się bała, że coś takiego mogłoby stać się ponownie, ale tego zawsze miała się bać. I to nie miało związku z Jacobem, a jedynie z nią samą. Bo nie wierzyła w to, że ktoś może ją tak bardzo kochać, bo w którymś momencie zawsze dopadały ją wątpliwości, bo była za mało pewna siebie, bo miała całą listę swoich wad, którą mogła wyrecytować, bo to ona była problemem, a nie Jake. — Przepraszam bardzo, że na tych materiałach wygląda to na przednią zabawę! Wybacz, pewnie źle to wszystko zrozumiałam! — Zironizowała, wciągając mocno powietrze nosem. Jakiś zapach, wkradał się do jej nozdrzy, ale nie mogła zarejestrować, skąd go znała i skąd dobiegał. Zignorowała go jednak szybko, zajęta małą sprzeczką. — Nie wiem! Nie wiem! — Wrzasnęła — to po prostu boli! — Dodała, a następnie wściekła wyrzuciła ręce w górę i znowu zaczęła chodzić po mieszkaniu — mam to w dupie, Jake — wyrzuciła z siebie czując, jak frustracja w niej narasta. Była wściekła, że w ogóle zaczęła — zapomnij — rzuciła, a następnie zerknęła na jego telefon na jego wyciągniętej ręce. Kusił ją. Bardzo ją kusił. — Nie chcę — powiedziała — nie chcę, schowaj go. Ja… — oblizała nerwowo wargi, uzmysławiając sobie skąd dochodził zapach, który drażnił jej nos. Piekarnik. Zrobiła ulubioną zapiekankę Jake’a, bo chciała z nim porozmawiać o mieszkaniu, o wspólnym, oficjalnym mieszkaniu. To miał być miły dzień. Wcisnęła się w koronkowy zestaw z gorsetowym stanikiem, bo to miał być miły wieczór, a teraz czuła, jak każdy haft drażni jej skórę — to po prostu boli — powiedziała, odsuwając się i odwracając na pięcie, aby wyłączyć piekarnik — ale to mój problem, nie twój — szepnęła, sięgając po rękawice, żeby wyjąć żaroodporne naczynie — przepraszam — drugą ręką rozganiała dym. Oczywiście, że musiała się przy tym oparzyć tuż nad zakończeniem rękawicy. Syknęła cicho, pozwalając, żeby łzy spłynęły po jej policzkach, nie mając w ogóle związku z małym bólem — przepraszam, miała… miała utrzymać tylko temperaturę — szepnęła, nie wiedząc co ma zrobić. Z jedzeniem, z Jake’m, ze sobą, z wszystkim.

    🥺

    OdpowiedzUsuń
  18. Czuła się tak, jakby weszła do wody mając w płucach tonę kamieni. Próbowała złapać oddech albo wypłynąć na powierzchnię, ale coś w niej samej ściągało ją w dół, w dół i w dół… aż w końcu nie było już czego ratować, zupełnie tak, jakby w ogóle na ten ratunek zasługiwała. O tym myślała w najmroczniejszych chwilach — o śmierci, jaka jest piękna i łatwa, i że do życia trzeba mieć wiele odwagi, a ona nigdy nie była odważna. Tym bardziej teraz, kiedy została nieodwołalnie sama, samotna, bez wsparcia, na które mogłaby liczyć. Nigdy przedtem nie doskwierał jej aż tak brak znajomych. Właściwie nigdy ich tak naprawdę nie miała. Inne modelki nieustannie prowadziły pomiędzy sobą wyścig szczurów, chorą rywalizację, która napędzała je w tym biegu po wygraną. Fibs miała to w nosie. Im więcej dawała ludziom obojętności, tym bardziej stawała się towarem pożądanym. Nie narzekała na brak zleceń, a dziewczyny niejeden raz podchodziły do niej z zaproszeniami na ekskluzywne imprezy, ale ona dobrze wiedziała, że to nie są jej koleżanki. Że nigdy nimi nie zostaną. Spotykały się tylko po to, żeby wybadać słabe punkty u wszystkich innych, obgadać kilka żenujących zachowań swoich wspólnych znajomych i w końcu pójść potańczyć do klubu. Na początku swojej kariery, owszem — miała cichą nadzieję, że uda jej się wbić w tę ich grupkę najlepszych, więc robiła to, co one: imprezy, prochy, drogie alkohole i szybki seks. To przez nie, przynajmniej pośrednio, przestała być siostrą Jake'a, a stała się jego koszmarem. Musiała w to wierzyć. Musiała, bo jeśli mogłaby przerzucić na kogoś choćby część odpowiedzialności, nie musiałaby dźwigać jej sama.
    Czasami strasznie żałowała, że w ogóle zaczęła robić karierę w modelingu. Zdawało jej się, że gdzieś w okolicy tamtego czasu znajdował się punkt zapalny, z którego wynikła cała reszta problemów, spadających im lawinowo na głowy. Gdyby dostała kiedykolwiek możliwość spełnienia jednego ze swoich życzeń, brzmiałoby ono: cofnąć czas.
    — Po pracy nawet się za mną nie obejrzysz, a ja… ja muszę ci to powiedzieć. Po prostu muszę.
    Zacisnęła drżące dłonie w pięści, a jej głos brzmiał tak, jakby się topiła, szła na dno razem z całym swoim okrętem, z którego uciekła już cała załoga.
    — Przepraszam — szepnęła. — Kurwa, naprawdę mi przykro. Gdybym mogła powtórzyć tamten dzień, wszystko zrobiłabym inaczej, ale już za późno — dodała, kładąc nacisk na trzy ostatnie słowa. — No dalej, uderz mnie, albo obrzuć stekiem wyzwisk, zrób co najgorszego ci przyjdzie do głowy, tylko nie zostawiaj mnie samej, kurwa, błagam — rzuciła, desperacko chwytając się każdej możliwej wymówki, każdego pretekstu, by nie kończyć tej rozmowy tak, jak gdyby ona nie miała miejsca. — Urwij mi nogę, rękę, głowę, zrób cokolwiek, żeby poczuć, że dostałam za swoje. Tylko nie traktuj mnie tak… tak… tak — wydusiła, czując się tak, jakby przebiegła maraton.

    😞

    OdpowiedzUsuń
  19. Zacisnęła wargi, bo tak naprawdę nie wiedziała co miała jeszcze powiedzieć. Kompletnie nie rozumiał, o co jej chodziło, a ona nie umiała mu tego dokładnie wytłumaczyć. Tak właściwie, sama chyba do końca nie rozumiała o co jej chodziło. Ta świadomość, że zostawił ją w rodzinnym domu w tak okrutny sposób sprawiała, że widząc zdjęcia z tego okresu, zalała ją złość, nad którą nie umiała zapanować. Przecież gdzieś w środku, wiedziała, że kłótnia o coś sprzed takiego czasu nie ma sensu, a mimo to, nie umiała się powstrzymać.
    — Jasne, bo to byłoby dokładnie to samo — warknęła, bo podany przez niego przykład nijak miał się do sytuacji, w której w tym momencie byli. On wiedział o niej i Reece, porównywanie tych sytuacji nie miało najmniejszego sensu. — Nieważne — burknęła, bo nie podobało jej się to, dokąd ta kłótnia zmierzała. Wkurzał ją fakt, że Jake odwrócił rolę i to on krzyczy na nią, twierdząc, że szuka sobie problemów. Kiedy to one same ją odnajdywały. Dokładnie tak, jak w tym przypadku. — To nie tak, że obudziłam się i stwierdziłam, że dzisiaj się pokłócimy, że dzisiaj na pewno coś na ciebie znajdę — burknęła — wręcz przeciwnie, chciałam… pogadać o mieszkaniu — odwróciła od niego wzrok, wysłuchując tego, co doskonale wiedziała. Wiedziała, jak wyglądała rzeczywistość social mediów, bo sama za każdym razem starannie obmyślała co wrzuca do internetu. — Ja to wszystko wiem! — Krzyknęła, odwracając się przodem do chłopaka, aby widzieć jego oczy — wiem, okej?! Dobra, rozumiem, nic między wami nie ma i nie było, cieszy mnie to bardzo! — Tylko co z tego, skoro wszystko wydawało się beznadziejne. — Dlaczego chociaż o tym nie wspomniałeś? Boże, gdybyś tylko coś napomknął, nie byłoby tego! — Zauważyła — wiem! Okej? Wiem! Mówię, że to mój problem, ale… ale nie pomagasz tymi krzykami! — Jęknęła już nie wiedząc na co i na kogo jest tak właściwie zła. Po prostu była zła i nie umiała sobie z tym poradzić. Spojrzała na dłoń, w którą wcisnął jej telefon i odłożyła go na kuchennym blacie — nie chcę — powtórzyła, czując, jak jej gardło zaciska się z nerwów.
    Słyszała trzaskanie drzwi, słyszała jego kroki, ale nawet nie spojrzała za nim. Stała przy szafce, zastanawiając się nad tym, co ma ze sobą zrobić. Bo nie miała ochoty go przepraszać, a siedzenie tutaj wydawało się bezsensowne i nie na miejscu. Bo ona tutaj przecież nie mieszkała, jedynie pomieszkiwała. Oparła się rękoma o blat kuchenny i oddychała głęboko, starając się uspokoić. Zapanować nad chaosem panującym w jej głowie, ale to wydawało się niemożliwe.
    Wyprostowała się, starła dłońmi łzy z policzków i wzięła głęboki oddech, a następnie podeszła do drzwi łazienki i zapukała w nie. Czekała z mówieniem, aż szum wody ustanie.
    — Przepraszam, Jake — zaczęła, wpatrując się w swoje stopy — to… to silniejsze ode mnie, wiem, że to może być dla ciebie głupie, ale ja po prostu… po prostu się boję — wyszeptała, zagryzając wargi — przepraszam, naprawdę przepraszam, nie powinnam… to ja sama muszę sobie z tym wszystkim jakoś poradzić — dodała i odsunęła się od drzwi, aby przejść do korytarza, gdzie zatrzymała się przy swoich butach, które szybko założyła. Cofnęła się po swój telefon i klucze do mieszkania po czym wróciła pod drzwi wyjściowe.

    nie odpuścimy tego kota…🙄

    OdpowiedzUsuń
  20. Jego słowa bolały. Tak cholernie mocno bolały, bo chyba była w stanie odnaleźć w nich prawdę. Chyba… bała się tego, co mogłoby nastąpić gdyby faktycznie znalazła się w sytuacji, z której nie byłoby awaryjnego wyjścia. Z drugiej strony to nie tak, że go przecież nie kochała i nie chciała spędzić z nim tej przyszłości, po prostu… bała się tego, co mogłoby się przytrafić, jeżeli zdecydowałby się ją zostawić. I bała się też tego, że on naprawdę mógłby to zrobić. Uznać, że jednak jej nie kocha, poznać kogoś, po prostu, lepszego. Mniej konfliktowego, bardziej ułożonego i potrafiącego trzymać język za zębami, myślącego… kogoś, kto zasłużyłby na jego miłość. Tak. Bała się mnóstwa rzeczy, ale wśród tego wszystkiego było też to, o czym mówił Jake.
    — A może to właśnie tego chcesz? Żebym zniknęła, żebyś miał drogę wolną, co? — Spytała, czując, że wszystko zaszło za daleko i nic nie było w stanie tego uratować. Słysząc więc kolejne słowa chłopakach miała ochotę rzucić w nim tym jego telefonem i tylko świadomość, że gdyby go zepsuła nie byłaby w stanie mu go odkupić, powstrzymała ją przed tym.
    Po tym wszystkim nie mogła po prostu zostać w jego mieszkaniu i czekać, co się wydarzy dalej. Musiała coś zrobić. Przychodziły jej do głowy dwa rozwiązania. Mieszkanie i Mallory. Mal odpadała z prostego powodu. Musiałaby jej opowiedzieć znacznie więcej niż chciała. Dlatego po opuszczeniu mieszkania Jacoba od razu ruszyła do siebie.
    Do siebie, które przez te kilka miesięcy zrobiło się takie obce. Niby wpadała tam raz na jakiś czas sprawdzić czy wszystko jest w porządku, wymienić torbę ubrań czy wpaść po coś, czego zwyczajnie nie miała w mieszkaniu Jake’a, ale zawsze szybko wychodziła i wracała do niego.
    Zaraz po przekroczeniu progu ruszyła do sypialni i rzuciła się na łóżko płacząc, bo była na siebie wściekła. Miała świadomość, że zaczęła awanturę o coś z przeszłości, ale… nie była w stanie tego zignorować.
    Sama nie wiedziała na co liczyła. Na to, że będzie wydzwaniał? Że szybko ją znajdzie i będzie błagał, aby wróciła? Nie miała pojęcia. Wiedziała natomiast, że zamierzała unieść się honorem i nie odezwać się pierwsza, tak po prostu, dla zasady.
    Kiedy więc kolejnego wieczoru usłyszała szczęk zamka w drzwiach, a później głos Jacoba, nie miała pojęcia czy to dobrze i co ma właściwie zrobić. Powitać go z szeroko otwartymi ramionami?
    — Nie ma mnie — odpowiedziała beznamiętnie, leżąc w sypialni i gapiąc się w sufit. Miała wrażenie, że odkąd pojawiła się w mieszkaniu, nie robiła niczego innego poza bezsensownym leżeniem. — Możesz zostawić wiadomość — dodała po chwili, nie racząc nawet odwrócić spojrzenia od białych zdobień.

    🙃

    OdpowiedzUsuń
  21. Nie odpowiedziała mu nic więcej, bo to co mówił brzmiało sensownie. Zerwałby z nią już dawno, gdyby nie chciał z nią być. Wiedziała też, że gdyby nie ona to ta kłótnia w ogóle nie miałaby miejsca. Wiedziała o tym.
    Kiedy była sama w swoim mieszkaniu, zastanawiała się nad tym wszystkim, co powiedział Jacob. Próbowała… zrozumieć samą siebie. Dlaczego się tak zachowywała. Dlaczego nie potrafiła po prostu przyjąć tego wszystkiego, co mieli, bez szukani dziury w całym. Dlaczego?
    Nie drgnęła nawet, kiedy położył się obok. Jedynie kątem oka dostrzegała, że położył się tak jak ona, na plecach i też patrzył się przed siebie, w sufit.
    — A chcesz mnie tam nadal? — Spytała cicho. Nie chciała się kłócić. Pytała poważnie. Ona sama na jego miejscu, chyba zrobiłaby się zmęczona tym wszystkim. Tego też się bała, że sama go do siebie zniechęci, ale jednocześnie nie umiała nad soba zapanować i przestać się tak zachowywać.
    Wzięła głęboki, drżący oddech, bo tak naprawdę nie umiała odpowiedzieć na jego pytanie. Gdyby wiedziała, co ma mu powiedzieć, nie byłoby tej chwili, nie byłoby kłótni, przez którą ostatnią dobę spędzili oddzielnie. Po prostu byłoby inaczej.
    — Nie chodzi o to, że ci nie ufam — wyszeptała, wciąż patrząc się w sufit — raczej o to, że… mówiłam ci, miałeś rację, to nie jest twój problem, to po prostu ja — zamknęła oczy oddychając głośno — nie wiem dlaczego, ale czekam zawsze na ten moment, kiedy coś się zepsuje, bo zawsze jest ktoś, kto jest ode mnie po prostu lepszy. Mądrzejszy, ładniejszy, zabawniejszy, częściej się uśmiechający, nie mający problemów z którymi sobie nie radzi, po prostu ktoś, kto nie jest mną — zacisnęła wargi i zaśmiała się gorzko — nawet moja matka wolała ciebie i Fibs niż mnie — mruknęła cicho, bo przywoływanie myśli, że są przyrodnim rodzeństwem zawsze wprawiało ją w lekki dyskomfort, ale cóż, tak to widziała, taka była prawda — dlatego po prostu… nie wiem, Jake, po prostu jestem do dupy. Sam zresztą to widzisz — otworzyła w końcu oczy i przekręciła głowę w bok, aby na niego spojrzeć — zawsze wszystko chrzanię i nie mów, że tak nie jest. Gdyby tak nie było, nie wkurzyłabym się tak o te zdjęcia z Nel — mruknęła — chociaż nie myśl, że nie wiem, że spała z facetem swojej przyjaciółki — dodała niemrawo, bo dobrze pamiętała wpisy na stronie. Wiedza co zrobiła Nel też nie pomogła w całej tej kłótni i poczuciu zagrożenia.

    😒

    OdpowiedzUsuń
  22. — Nie, ja nie… nie chcę zrywać — wyszeptała głosem tak ściśniętym z emocji, że przez chwilę myślała, że nie będzie w stanie tego z siebie wyrzucić. Naprawdę nie chciała się z nim rozstawać, ale nie była pewna czy on chce tego samego, co ona.
    Po powiedzeniu wszystkiego, co przyszło jej na myśl i tak miała wrażenie, że nie umiała tak całkiem przekazać, co dokładnie siedziało w jej sercu i głowie. Nie potrafiła znaleźć idealnych do tego słów. Dlatego po prostu słuchała Jake’a i zastanawiała się ciągle nad tym samym: dlaczego chciał właśnie jej.
    — Nie chcesz nikogo innego, ale…. Ale dlaczego chcesz mnie? Dlaczego mnie lubisz, Jake? Dlaczego… dlaczego kochasz akurat mnie, skoro ciągle wszystko psuje? — Zagryzła wargi, bo nie była pewna jaką usłyszy odpowiedź i czy w ogóle ją usłyszy.
    Zadrżała lekko, gdy dotknął jej policzka. Kiedy siedziała sama w swoim mieszkaniu, niejeden raz zastanawiała się nad tym czy jeszcze poczuje kiedyś jego dłonie na swoim ciele. A to się teraz działo. Nie chciał wcale tego kończyć, co sprawiało, że miała jeszcze większe wyrzuty sumienia, bo zachowywała się względem niego okropnie. Ułożyła powoli dłoń na jego dłoni, którą gładził jej policzek i spojrzała prosto w jego jasne oczy. Wpatrując się w nie, próbowała odgadnąć o czym myślał.
    — Spróbuję — powiedziała cicho, chociaż nie umiała mu obiecać, że to się stanie. Niektóre rzeczy i zachowania były od niej po prostu silniejsze. Zwłaszcza teraz, kiedy zdążyła przyzwyczaić się do swojego nowego życia, gdzie nie musiała ukrywać wszystkiego pod maską niewzruszonej suki, co i wtedy nie zawsze jej wychodziło.
    Uniosła lekko brew, kiedy dostrzegła, że wyciągnął coś z kieszeni spodni. Nie zorientowała się od razu, co to takiego, a kiedy chwycił jej dłoń i poczuła zimno pierścionka wsuwanego na jej palec, otworzyła szerzej oczy. Wpatrywała się w twarz Jake’a, kiedy składał pocałunek na jej ręce i oddychała ciężko, próbując wyczytać z jego twarz czy właśnie zrobił to, co jej się wydawało, że zrobił. Przez chwilę miała wrażenie, że czas się zatrzymał. Rozchyliła wargi i po prostu gapiła się na niego, jakby zmrożona, nie mając pojęcia, jak w ogóle powinna zareagować, bo co, jeżeli to wcale nie było to i tylko zrobi z siebie idiotkę? W końcu zrobiła mu awanturę o dziewczynę sprzed roku, z którą nawet nie był, a teraz… oświadczał się? Oświadczał się. Oświadczał?
    — Jake — wydusiła, patrząc na niego dość niepewnie, a po chwili przeniosła spojrzenie na pierścionek, który był śliczny, był po prostu idealny i, boże, czuła, że nie zasługuje na to wszystko, co dostawała od niego — czy to… czy ty… my? M-my właśnie… — Wydukała cicho, sięgając drugą dłonią pierścionka i powoli przesunęła po nim opuszkami palców, skupiając spojrzenie na chłopaku — przepraszam, Jakie, przepraszam, że jestem tak bardzo zazdrosna.

    🙈

    OdpowiedzUsuń
  23. — Tyle, że to nie ty ciągle coś psujesz — wyszeptała, przeskakując spojrzeniem pomiędzy jego twarzą, a jakimś punktem za nim. Ciężko było jej utrzymać kontakt wzrokowy z chłopakiem, bo coraz bardziej docierało do niej, jak idiotycznie się zachowywała. Była wdzięczna za to, że tutaj przyszedł, że był obok, że wciąż uważał ją za swoją dziewczynę, że mimo awantury jaką zrobiła, nada chciał mieć ją w swoim życiu.
    Posłała mu delikatny uśmiech, bo tak naprawdę czuła, że to ona powinna dziękować za to, że tak bardzo ją kochał, że był w stanie być ponad jej scenami zazdrości. Ona sama, nie próbowała nawet sobie wyobrażać w jaki sposób zachowywałaby się, gdyby to Jake był taki jak ona.
    Wpatrywała się w swoją dłoń, na przemian zerkając na chłopaka… a właściwie już na swojego narzeczonego, bo zdecydowanie nie miała w planach ściągania pierścionka, który nie dość, że idealnie pasował rozmiarem na jej palec serdeczny to idealnie pasował po prostu do niej.
    — Nie ściągnę go — wyszeptała, ponownie ściśniętym głosem, bo oświadczyny były ostatnim, czego mogłaby się w tym momencie spodziewać. Nie tuż po tym, gdy zachowała się jak największa idiotka na świecie, a ten gest Jake’a tylko ją w tym utwierdził. Była głupia.
    — Postaram się — powiedziała — naprawdę się postaram — powtórzyła, a kiedy znalazł się nad nią, sięgnęła dłońmi jego policzków i czule je chwyciła, ostrożnie je gładząc. Wpatrywała się prosto w jasne oczy Jacoba, poza którymi nie widziała świata, a na jej usta wkradł się szeroki uśmiech. — Margaret Miller — powiedziała na głos, mrużąc lekko powieki — Margaret Mackenzie-Miller — dumała — chyba nie odmówię, brzmi całkiem dobrze — zaśmiała się wesoło i wychyliła się, aby sięgnąć wargami jego usta. Złożyła na nich krótki, ale przepełniony uczuciami pocałunek i pogładziła raz jeszcze opuszkami palców jego policzki — podoba mi się… — wyszeptała i nie miała na myśli jedynie pierścionka, ale całokształt. Wizja, że Jacob chciał spędzić z nią całe życie, że mieli wziąć ślub, że to wszystko działo się naprawdę, a nie jedynie w jej najśmielszych marzeniach — oh, ja? — Uniosła wysoko brew — czyli chcesz już teraz wymigać się od podejmowania tych wszystkich decyzji, tak? — Zaśmiała się cicho, mrużąc delikatnie oczy — nie myśl sobie, że nie będę cię dręczyć kolorami i kwiatami — przygryzła wargę, cały czas się przy tym uśmiechając.
    Wsunęła jedną dłoń w jego włosy, drugą pozostawiając wciąż na policzku chłopaka, raz jeszcze złożyła na jego wargach pocałunek. Tym razem nieco dłużysz.
    — Kocham cię, Jake — szepnęła, spoglądając prosto w jego oczy — i z przyjemnością zostanę twoją żoną.

    🥰

    OdpowiedzUsuń
  24. Powstrzymała się przed wchodzeniem w dyskusję, że to wcale nie było tak jak mówił proste. Nie dla niej. Ale wchodzenie teraz w takie dyskusje byłoby największą głupotą na jaką mogłaby się zdecydować.
    — Okej — wyszeptała, uśmiechając się delikatnie kącikami ust. Nie była tak głupia, aby dosłownie minuty po zaręczynach kłócić się o to, że nie bycie zazdrosną nie było dla niej łatwym zadaniem. W końcu… to właśnie jej się oświadczył, to właśnie z nią chciał spędzić resztę swojego życia, a ona musiała to w końcu zrozumieć. Zrozumieć, że dla niego liczyła się tylko ona. Nikt więcej.
    — Zakodowane — zaśmiała się, przymykając powieki, ciesząc się po prostu jego bliskością. Kiedy przekręcała klucz w zamku drzwi swojego mieszkania bała się, że będzie wracała do mieszkania Jake’a tylko po to, aby spakować swoje rzeczy, bo nie będzie jej chciał. Tymczasem… on chciał mieć ją już na zawsze. — Margaret Miller — powtórzyła za nim i uśmiechnęła się, podobało jej się.
    — Już? Już marudzisz, chociaż nawet nie mamy wybranej daty? — Zaśmiała się cicho, chociaż żartobliwie mrużyła groźnie powieki — okej, to byłby całkiem sprawiedliwy podział… — stwierdziła, a po krótkiej chwili uśmiechnęła się promiennie — musimy koniecznie umówić się z Mal i Ianem — stwierdziła, a po chwili się roześmiała — przecież oni nie dadzą nam spokoju, a na pewno Mal nie da mi spokoju świergocząc jak to wszystko dzięki niej — chociaż musiała przyznać, że gdyby nie przyjaciółka nie wiadomo, kiedy i czy w ogóle wpadliby na siebie z Jacobem i jakby to wówczas wyglądało. Teraz to jednak nie miało żadnego znaczenia. Miała na swoim palcu pierścionek zaręczynowy i miała wyjść za mąż za Jacoba Millera. Nic nie mogło tego zmienić.
    Pisnęła rozbawiona, kiedy nagle zrobiło jej się zimno, a po chwili została gwałtownie przesunięta. Spojrzała na Jake’a i pokręciła lekko głową.
    — Mam tego za dużo, nie damy rady tak po prostu spakować mnie w torbę — powiedziała, ale nie protestowała. Podniosła się z łóżka i od razu podeszła do szafy, gdzie po otwarciu, z dolnej półki wyciągnęła torbę i ułożyła ją na łóżku. — zadzwonię jutro do właściciela i umówię się na oddanie kluczy — powiedziała, uśmiechając się lekko. Właśnie tego chciała. Chciała życia z Jake’m, a ono właśnie się zaczynało. Ich wspólne życie.
    — To zajmie wieki — jęknęła, powracając przed szafę, zastanawiając się jakim cudem w ciągu kilku miesięcy od wyniesienia się z domu rodzinnego udało jej się nagromadzić tak dużo rzeczy. To wydawało się wręcz niemożliwe.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  25. Nie mogła powstrzymać uśmiechu, który zagościł na jej ustach tuż po wypowiedzeniu przez niego sformułowania państwo Miller. Chyba jeszcze do niej, tak nie do końca docierało, co się właśnie stało, albo raczej nie docierało do niej, że to stało się naprawdę, a nie było jedynie wytworem jej wyobraźni. Jacob jej się oświadczył. Wezmą ślub. Będą szczęśliwi. To brzmiało jak spełnienie najskrytszych marzeń, przed którymi sama się broniła, a jednak… to wszystko miało się wydarzyć.
    — Może poczekamy do jesieni? — Zaczęła się zastanawiać na głos, zerkając jednocześnie na Jacoba. Jesień była na tyle blisko, że nie musieliby czekać do kolejnego roku, a jednocześnie wydawała się na tyle odległa, że zdążyliby wszystko zorganizować. Chyba. — Tak naprawdę wesele będzie skromne — stwierdziła, bo w zasadzie nie miała kogo zaprosić poza dziadkiem. Nie zamierzała go jednak zapraszać, bo za dobrze wiedziała, że kazałby jej przeprosić się z matką, a tego nie zamierzała robić — moglibyśmy zorganizować coś bardziej… nowoczesnego — zerkała na swojego narzeczonego, aby wychwycić jakąś reakcję na jej pomysły. — Typowe wesele to raczej nie dla nas, hm?
    — Właściwie to są jak rodzina — stwierdziła, bo zdecydowanie Mallory i Ian byli dla niej (nie licząc oczywiście Jacoba) najbliższymi ludźmi, z jakimi spędzała czas. Owszem, miała sporo koleżanek i kolegów z uniwerku, ale to tę dwójkę śmiało mogła nazwać przyjaciółmi — dlatego o nich myślę! Mówimy o weselu, a oni na pewno na nim będą — wzruszyła ramionami, uśmiechając się niewinnie. Chociaż pomysł, aby Ian organizował wieczór kawalerski Jake’a już tak bardzo jej się nie podobał. Sama wizja wieczoru kawalerskiego jej się nie podobała, ale walczyła ze sobą i nic na ten temat nie wspomniała. Miała pierścionek na palcu. Miała pierścionek. Ona. Nie żadna inna.
    Przyglądała mu się, bo początkowo nie podejrzewała, że on mówił poważnie. Znaczy, zrozumiała, że miała się przeprowadzić, ale nie myślała, że Jake będzie chciał to zrobić natychmiast w całości.
    — Myślałam, że to sobie po prostu… rozbijemy na kilka dni? — Zerknęła na chłopaka, uśmiechając się kącikami ust w reakcji na jego szept i ciepłe wargi — no wiesz, zabierzemy dzisiaj część rzeczy, ja się umówię z właścicielem. Będziemy mieszkać już razem i przenosić resztę moich rzeczy — wywróciła oczami, kiedy dał jej klapsa.
    Zagryzła wargę, wpatrując się w swoją szafę, poważnie zastanawiając się nad tym, co powiedział. W końcu… i tak u niego tak naprawdę mieszkała. To mieszkanie było jak miejsce na przechowanie, ale świadomość, że miałaby je całkiem stracić, sama nie wiedziała dlaczego, ale nieco ją przerażała.
    — Nie powinniśmy tracić zajęć przez przenoszenie mnie do ciebie. Możemy po prostu wpaść po zajęciach i dokończyć — mówiąc to, zaczęła wyciągać ubrania z szafy i zgodnie z jego wcześniejszą sugestią, podawać mu, żeby nie pomyślał sobie, że wcale się przeprowadzać nie chciała, bo przecież chciała.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  26. — Brzmi idealnie — uśmiechnęła się, bo wydawało jej się, że do tego czasu faktycznie byliby w stanie wszystko zorganizować. Zwłaszcza, że to nie miało być nie wiadomo jak duże przyjęcie. Zresztą, Margo szybko pomyślała o tym, że to wcale nie musiałoby być przyjęcie. — Święta? — Powtórzyła za nim, zastanawiając się nad tym. Właściwie… dlaczego nie? Uśmiechnęła się i przechyliła lekko głowę — że śniegiem we włosach i białej sukience? — Spytała, chociaż nie była pewna czy chciałaby mieć typowo ślubną kreacje. Skinęła lekko głową, gdy wspomniał o rodzicach. Na wspomnienie o Phoebe zmarszczyła tylko lekko brwi. Nie zabroni mu tego, chociaż zdecydowanie to nie był ktoś, kogo chciałaby widzieć na swoim ślubie. — Jak będziesz chciał — powiedziała, ale szybko skupiła się na tej części rozmowy, która była wstępnymi planami tego, jak mogłoby to wszystko wyglądać — oh wiesz, moglibyśmy po ceremonii zamiast typowego przyjęcia zrobić imprezę w klubie dla znajomych. Z rodziny… będzie tak naprawdę Fibs, jeżeli się zdecydujesz. Nie potrzebujemy wystawnego obiadu i kolacji — stwierdziła, a po chwili na niego spojrzała — chciałbyś żebym miała tradycyjną białą sukienkę?
    — Nie — odpowiedziała od razu — lubię ich. Bardzo. Ale żadnego podwójnego ślubu. To ma być tylko nasz dzień — zamierzała być uparta w tej kwestii, jeżeli Jake próbowałby ją przekonać do swojego pomysłu.
    Odwracając się plecami do szafy, a przodem do Jacoba, otworzyła szeroko oczy i spojrzała na niego. Trzymała w rękach kilka wieszaków z koszulkami i czekała, aż je od nie odbierze.
    — Co? Nie — odpowiedziała i spojrzała wymownie na swoje ręce z ubraniami, które miał spakować — zaraz koniec semestru, egzaminy, opuszczanie zajęć… to nie jest dobry pomysł — powiedziała, chociaż… nie, nie miał racji. Nie potrzebowała żadnego poczucia, że będzie miała gdzie uciec. Po prostu, było jej dziwnie z myślą, że… że gdyby kolejny raz pokłócili się tak, jak poprzedniego dnia, nie miałaby co ze sobą zrobić czyli… Jake miał rację. Ale nie mogła i nie zamierzała tego powiedzieć na głos. — Prowadzący patrzą na obecności — dodała, zaciskając palce na swoich bluzkach — chcę to zrobić, ale nie kosztem ocen czy zaliczenia przedmiotu — burknęła, otwierając szerzej oczy — nie powiedziałam, że mamy to robić przez kolejne pół roku, tylko tyle, że nie musimy robić tego jednej nocy — zauważyła, marszcząc delikatnie brwi. Puściła jedną ręką ubrania i opuściła ją w dół wzdłuż ciała — poważnie? — Spytała, niedowierzając w to co słyszy. Rzuciła ubrania w kierunku torby i tak jak wcześniej Jake, splotła ręce pod biustem — o mój boże, naprawdę? — Uniosła wysoko brwi — a może właśnie próbujesz mnie sprowokować, co? Może żałujesz, że mi go dałeś? Po co mi go dawałeś, skoro twierdzisz, że go nie chce? Że mogłabym go przyjąć tylko dlatego, że chwilę wcześniej się kłóciliśmy? Rozmyśliłeś się właśnie? Dostałeś olśnienia, że jednak mnie nie chcesz? — Pytała, czując na palcu ciężar pierścionka. Nie zdążyła nawet się do niego przyzwyczaić, a już czuła, że gdyby miała go teraz ściągnąć, byłoby to cholernie ciężkie, bo… bo chciała tego ślubu. Chciała życia z Millerem — tego chcesz? Chcesz, żebym ci go oddała? Dlatego gadasz te wszystkie bzdury?

    drama Queen 👑

    OdpowiedzUsuń
  27. — I dobrze do nas pasuje — stwierdziła, bo zdecydowanie nie wyobrażała sobie nadętego obiadu. Bo i po co im to? Najważniejsze było, żeby zawarli oficjalnie ślub, a później się tym cieszyli wspólnie z bliskimi osobami, a najbliżsi byli znajomi. Rodziny już nie było. Rodzinę mieli zacząć tworzyć sami. We dwoje.
    Spojrzała na niego, naprawdę ciekawa tego, co miał do powiedzenia. Nie miała nic przeciwko, aby zainspirować się tym, co jemu się podobało. Zwłaszcza, że najzwyczajniej na świecie lubiła mu się po prostu podobać. Lubiła, kiedy spoglądał na nim roziskrzonym spojrzeniem, w którym widziała zachwyt jej osobą. Tak, zdecydowanie lubiła mu się podobać. W reakcji na jego słowa, przez jej ciało przeszedł dreszcz — tego chyba jeszcze nie było, panna młoda w zieleni — zastanowiła się na głos, uśmiechając się delikatnie pod krótkim pocałunkiem. — Chyba mi się podoba ten pomysł — stwierdziła, posyłając mu czarujący uśmiech — tylko nasz dzień — powtórzyła, muskając delikatnie jego wargi.
    — Nie powiedziałam, że mamy egzaminy jutro. Tylko, że się zbliżają, a prowadzący zwracają uwagę na obecności — mruknęła, odwracając od niego spojrzenie.
    Słuchała go i automatycznie zrobiła krok w tył. Odruch, którego nie umiała powstrzymać.
    — Nigdzie nie uciekłam, po prostu… — urwała i spojrzała prosto w jego jasne oczy, biorąc głęboki oddech. Nie chciała go stracić. Nie chciała stracić ze swojego życia Jake’a. Nie mogła do tego dopuścić. Bała się tak z dnia na dzień po prostu się przeprowadzić, ale… ale przecież tak naprawdę tego chciała. Gdyby nie kłótnia, sama by mu to zaproponowała.. chociaż na swoich warunkach, a teraz… teraz stawiał jej ultimatum.
    — Jesteś idiotą — powiedziała, marszcząc mocno brwi — jesteś idiotą, jeżeli myślisz, że nie chce z tobą mieszkać — prychnęła, wywracając oczami — nie ściągnęłam tego pierścionka i nie zamierzam tego zrobić, głupku. Nie mam pojęcia, co ty sobie wyobrażasz. Chodziło mi tylko o rozłożenie tego w czasie na… nie wiem… dwa, trzy dni — burknęła i zmierzyła spojrzeniem jego sylwetkę — ale proszę bardzo. Masz ochotę zarwać noc, to dalej, śmiało. Pakuj te rzeczy zamiast marnować czas — oznajmiła, prostując się i delikatnie go odpychając, aby podejść do łóżka i spakować rzeczy, które wcześniej na nie rzuciła — no dalej, na co czekasz? — Spojrzała na niego, unosząc wysoko brew. Jeżeli chciał się jej pozbyć, będzie musiał to zrobić wprost.

    🙄

    OdpowiedzUsuń
  28. To mogła być jedna z piękniejszych nocy. Mogli zostać u niej, albo przenieść się spokojnie do niego i kontynuować rozważania na temat tego, jak będzie wyglądać ich ślub. Podobała jej się ta rozmowa. Pierwsze pomysły, pierwsze propozycje, chociaż nawet nie mieli pojęcia, kiedy dokładnie to się stanie… według Meg, było w tym coś niesamowicie słodkiego i uroczego, ale niestety. Ten stan nie mógł trwać wiecznie.
    Wywróciła oczami na jego słowa. To, że jego wykładowcy nie byli czepliwi nie oznaczali, że wszyscy na uniwerku są dokładnie tacy sami, ale nie miała ochoty kłócić się i ten konkretny powód. Wciąż jednak się cofała, kiedy szedł w jej kierunku, aż zwyczajnie nie miała gdzie się wycofać. Dokładnie jak poprzedniego dnia. Zacisnęła wargi w wąska linie i słuchała, co miał do powiedzenia, starając się nie odwracać od niego spojrzenia.
    — Dałam ci przestrzeń! — Krzyknęła, czując jak się w niej zaczyna gotować. Spojrzała na jego palec i nadęła policzki, gdy śmiał ją dźgnąć — nie zwiałam, z zamysłem schowania się i zniknięcia z twojego życia! Ukrywania się po kątach! I wiesz, jaka jest zasadnicza różnica? Nie poleciałam od razu do mieszkania jakiegoś przyjaciela z dawnych czasów! — Oznajmiła splatając ręce pod biustem — ale proszę bardzo, nazywaj mnie hipokrytką, jeżeli to przyniesie ci ulgę — prychnęła, zaciskając mocno pięści — no to świetnie, bo ja zamierzam się wyspać, więc lepiej się zamknij i rób, co masz do zrobienia — odpyskowała, chociaż nie podobało jej się, w jaki sposób się do niej odzywał. Nie mogła jednak stchórzyć i uznać, że nie wraca z nim.
    Stanęła nad walizką, starając się względnie ułożyć te rzeczy, aby jak najwięcej spakować A jednym razem.
    — Uważaj, bo ci zaraz komplementów zabraknie — prychnęła cicho, bo słyszała, co sobie mamrotał pod nosem i nie zamierzała udawać, że nic z tego nie słyszy. Czując nagle, jak ją ciągnie w swoją stronę pierw cicho pisnęła, a gdy ich ciała się o siebie uderzyły cicho jęknęła, spoglądając prosto w jego oczy — kretyn — burknęła, nim cokolwiek powiedział.
    Kiedy zaczął mówić, przez jej ciało przeszedł dreszcz. Czuła wyraźnie jego zapach, ciepły oddech otulający jej wargi i jego usta, poruszające się z każdym słowem.
    — Nie rozumiem o co ci chodzi, Jacob — powiedziała — robię dokładnie to, czego przecież chciałeś, pakujemy mnie — zauważyła, nie odsuwając się od niego nawet o pół kroku. Przełknęła ślinę, uparcie wpatrując się w jego oczy. Nawet nie mrugnęła — wytłumacz mi, co robię źle. Nie pakuje się, to jestem hipokrytką, a teraz co? Dostanę klapsa, bo co, Jakie? Bo jestem zbyt posłuszna? — Spytała oddychając ciężko. To jak bardzo ją wkurzał w tym momencie było wręcz nie do opisania. I tak, miała ochotę go sprowokować,

    😌

    OdpowiedzUsuń
  29. Przyglądała się jego twarzy, wciąż się cofając i jednocześnie zastanawiając się nad tym czy kiedykolwiek wcześniej widziała Jake’a w takim stanie, czy… kiedykolwiek wcześniej wzbudzał w niej niepokój? W tym momencie, tak właśnie było, a kiedy zaczął śmie szyderczo śmiać, Margaret opuściła spojrzenie i delikatnie pokręciła przecząco głową.
    Nie pomyślała o tym, że wcale nie musiała uciekać. Nie mogła jednak już nic na to poradzić. To… nauczyła się tego w domu, od Evelyn. Dystansowanie się od problemów było nie tylko najłatwiejsze, ale do któregoś momentu przede wszystkim skuteczne. Jake doskonale wiedział, jak wyglądała jej relacja z matką, nie powinien być zdziwiony reakcją rudowłosej.
    Zacisnęła mocno wargi, z silnym postanowieniem, że nie da mu się złamać, nie da mu satysfakcji. Dlatego, słuchając uważnie wszystkiego, co miał do powiedzenia, jedynie mocniej zaciskała dłonie w pięści, czując jak wbija sobie mocno paznokcie w środek dłoni. Nie czuła jeszcze, że wbiła je tak mocno, że po wszystkim miały zostać delikatnie zakrwawione ślady półksiężyców. Kiedy skończył mówić, spojrzała jedynie hardo w jego oczy.
    — Rozumiem, że nie chciałeś być w domu z nimi. Rozumiem, że nie było ci łatwo. Rozumiem to wszystko. Ale wiesz czego nie rozumiem? Jakim prawem nazywasz mnie hipokrytką, ale wiesz, co? Jak ma być ci tak lepiej to proszę bardzo — parsknęła — lepiej wyrzuć z siebie wszystko teraz, przed ślubem. Może do pieprzonych świąt zdążymy oczyścić atmosferę — wysyczała i skupiła się na ubraniach. Chciała jak najszybciej się spakować, udowodnić mu, jak wielkim jest idiotą i jak bardzo źle ją osądził i… i właściwie nie wiedziała, co później, bo jeżeli mieli kontynuować dalej te kłótnie to najzwyczajniej w świecie wolałaby zostać tutaj. Sama. Nie chciała się z nim kłócić. Nie chciała słuchać kolejnych wyzwisk, chociaż za wszelką cenę starała się pokazać, że nic z tego co powiedział, nie rusza jej.
    Przez krótką chwilę liczyła, że będą mogli w spokoju kontynuować pakowanie, że temat skończony, że po prostu mają robotę do zrobienia i na tym się skupią. Dlatego, wzięła głęboki oddech i mrugnęła szybko, czując jego dłoń na swojej szyi. Zacisnęła kolejny raz zęby i patrzyła w jego oczy (właściwie to nie miała wyboru, bo nie była w stanie odwrócić głowy przez jego chwyt), słuchając ponownie tego, co miał do powiedzenia.
    — Naprawdę myślisz, że gdybym tego nie chciała to pozwoliłabym ci na wpakowanie tych rzeczy do torby? — Spytała, ale z jakiegoś powodu zamiast się uspokoić i porozmawiać z nim bez emocji, czuła, jak robi się na niego coraz bardziej wkurzona — że mógłbyś tak po prostu tutaj wparować i zmusić mnie do przyjęcia oświadczyn? Że nadal pozwalałabym się dotykać? — Wysyczała każde z pytań, nie odrywając wzroku od jego przeszywającego spojrzenia — jeżeli uważasz, że odpowiedzi to tak, to w ogóle mnie nie znasz, braciszku — warknęła wkurzona. Nie wiedziała, dlaczego użyła tego słowa. Nigdy. Nigdy nie mówiła do niego w ten sposób, ale… chciała dać mu do zrozumienia, jak wielkim jest kretynem. Tyle, że to ona była kretynką. Była skończoną kretynką, bo tuż po tym gdy nazwała go swoim braciszkiem poczuła dziwne, niespodziewane motylki w brzuchu, a zdecydowanie nie powinna się w tym momencie czuć w ten sposób.

    🙊

    OdpowiedzUsuń
  30. Zacisnęła mocno wargi, bo ona widziała to inaczej. I wcale nie wypominała mu tego, że stchórzył. W zasadzie to przecież niczego mu nie wypominała. Wpadła na tamte zdjęcia po raz pierwszy i chciała po prostu wiedzieć co go łączyło z Nel i czy ona, Margaret Mackenzie cokolwiek dla niego znaczyła, skoro tak szybko znalazł inną.
    — O byle pierdołę?! — Spojrzała na niego, czując jak cała chęć bycia opanowaną, ulatnia się z niej. Jego bliskość tak na nią działała. Świadomość, że znajdował się tak blisko, że niemal czuła smak jego ust, ale jednocześnie nie mogła go dotknąć, sprawiał, że jeszcze bardziej i szybciej się denerwowała. Tak. W tym tkwił jej obecny problem. W bliskości Jake’a, która była zbyt intensywna w tej chwili, a Margo była na nią za słaba. — No tak, bo wszystko to moja wina — parsknęła.
    Czując jego nacisk, przełknęła ślinę i wyprostowała głowę, licząc, że w ten sposób zyska odrobinę więcej przestrzeni między swoją szyją, a jego dłoni. Oh, jak bardzo się myliła.
    — Powiedziałam ci, co się stało Lukasowi — przypomniała cichym głosem
    Obserwowała z bliska jego reakcje na słowa, które wypowiedziała. Patrzyła, nie mając naprawdę pojęcia, jak na niego zadziałają, a raczej konkretnie to jedno słowo.
    Widziała zmianę w jego oczach, ale nie miała pojęcia, co konkretnie ze sobą niesie. Rozchyliła wargi i czując, że ten robi krok do przodu, ona robiła krok w tył, aż nie miała gdzie dalej się wycofać. Po pomieszczeniu rozległ się głuchy dźwięk, gdy jej plecy dotknęły drzwi szery, a przez jej głowę przetaczało się wiele myśli. Konkretnie dużo, brzydkich myśli. Rozchyliła wargi, będąc jeszcze w stanie nabrać powietrze, co przez jego dłoń na jej gardę miało przestać za chwilę być tak łatwe.
    — A co, nie podoba ci się? — Sapnęła cicho, czując, że stąpa po cienkim lodzie. Nie była pewna jak zareaguje, jak zorientuje się, że jej się podobało. Cholernie mocno jej się podobało, bo wyraźnie czuła, jak bielizna stawała się mokra. Ona… ona sama niewiedziała, jak powinna zareagować. Pozwolić na to, czy natychmiast to przerwać, zakopać gdzieś w otchłani myśli i nigdy więcej do tego nie wracać, bo to było zbyt chore.
    — Ja… — urwała, nie wiedząc, co ma powiedzieć — po prostu… — szeroko otwartymi oczami spojrzała na niego, powoli przenosząc spojrzenie w dół, zdecydowanie nie spodziewając się, że przyłoży jej dłoń do swojego wzwodu, że jego ciało zareaguje podobnie do jej ciała. Jeżeli myślała, że czuła motylki w brzuchu na słowo braciszku wypowiedziane do Jake’a, to była w błędzie. Słysząc jego szept, czując zaciskającą się dłoń na jej szyi i dotykając dłonią jego twardego kutasa, przez jej ciało przeszedł dreszcz.
    — Chcesz, żebym ci obciągnęła? — Spytała cicho, ale pewnie siebie. Zacisnęła przy tym dłoń na jego kutasie, a następnie przesunęła po nim przez materiał spodni i spojrzała w końcu w jego jasne oczy, a na jej twarzy zagościł figlarny uśmiech — a może Jakie Junior wolałby poczuć moją cipkę? No dalej, powiedz czego chcesz, braciszku — wyszeptała, przyciskając mocno dłoń do jego krocza — i zmuś mnie, żebym to zrobiła — dodała cicho, otulając jego twarz swoim ciepłym oddechem.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  31. Zacisnęła mocno wargi, bo wcale nie uważała tamtej kłótni za taką całkiem nieistotną. Okej, przesadziła, bo mogła spokojnie go zapytać, zwłaszcza, że wcześniej sama nalegała, żeby nie rozpamiętywać tego, co się działo, kiedy nie mieli ze sobą kontaktu. Ale to nie była pierdoła. Tylko sposób poruszenia tematu wyszedł… nieodpowiednio.
    — I właśnie dlatego kłócisz się ze mną, bo chce się przeprowadzić tak? — Spytała, próbując zapanować nad nerwami, ale prawda była taka, że im dłużej ta rozmowa trwała, tym bardziej czuła się sfrustrowana tym wszystkim. — A może chcesz, żebym przyznała ci rację? — Sapnęła, patrząc w jego jasne oczy. Nie myślała już nad tym, co mówi. Gdyby myślała, nigdy w życiu nie wypowiedziałaby tych słów na głos, a jednak złość na krótką chwilę przyćmiła zdrowy rozsądek. — Czekasz na to, co? Czekasz, żeby usłyszeć, że tak, że boję się tak z dnia na dzień pozbyć się mieszkania? Że potrzebuje tych kilku pieprzonych dni, żeby to ogarnąć w głowie? Żeby poukładać sobie, że mnie znowu nie zostawisz! — Wybuchła, nie będąc w stanie dłużej wytrzymać.
    — Próbuję ci tylko wytłumaczyć — syknęła — że gdybym naprawdę nie chciała z tobą mieszkać, to bym tego nie zrobiła — nie była pewna czy on naprawdę mocniej zaciskał dłoń na jej szyi, czy tylko jej się wydawało. Może to przez to wszystko, co czuła? Była w tej chwili nie tylko na niego zła, ale też na siebie. Bo się złamała, bo mu powiedziała, czego się boi. Była na niego wściekła, bo sprawiał, że nie poznawała samej siebie. Nawet teraz. Jeszcze nigdy wcześniej nie doświadczyła czegoś takiego. Nigdy wcześniej nie była tak zła, aby jednocześnie czuć potrzebę… rozładowania tej złości. Mimo wszystkich obaw, mimo całego tego wkurzenia, nie mogła myśleć o niczym innym, jak o tym, żeby ją wreszcie posiadł. Mocno. Żeby pokazał jej, że jest tylko jego i nie musi się bać, że ją kiedykolwiek ponownie zostawi, żeby dosłownie, wypieprzył jej to z głowy. Chyba dlatego właśnie wypaliła z tym braciszkiem. Chciała go wkurzyć. Sprowokować. Chciała… właśnie tego, co dostała.
    Nie zdążyła zdusić cichego jęknięcia, gdy złapał zębami jej wargę. Przymknęła powieki, czując, że musi się ogarnąć, że to nie powinno tak wyglądać.
    Nie umiała mu odpowiedzieć. Nie potrafiła znaleźć żadnych słów, więc jedynie przycisnęła mocniej rękę do jego kutasa, a drugą złapała jego nadgarstek. Nie po to, aby spróbować odciągnąć jego rękę od swojej szyi. Nie. Chciała, żeby ścisnął mocniej. To było popieprzone, ale czuła, że te wszystkie negatywne uczucia zaraz po prostu znikną, że kiedy to skończą, będzie znowu dobrze. Chociaż to, że stykali się czołami i wciąż byli ubrani, sprawiało, że frustracja w niej jeszcze bardziej narastała. Dyszała ciężko i już sama nie wiedziała z jakiego powodu bardziej. Złości? Podniecenia? A może przez jego dłoń? To nie było jednak ważne. Najważniejsze było to, że to jej się podobało. Cholernie mocno.
    Wydała z siebie pisk zmieszany z cichym jęknięciem, kiedy wpadła na walizkę. To nie miało jednak znaczenia. Nic nie miało znaczenia poza tym, że zaraz go poczuje. Nie miała pojęcia, co zamierzał zrobić, ale to sprawiało, że stawała się coraz bardziej mokra. Na tyle, że przesiąknięta bielizna powodowała dyskomfort.
    — Jake — szepnęła, czując jak całe jej ciało drżało od napięcia spowodowanego połączeniem jego słów i czynów. Drżało, bo nie mogła się doczekać, co z nią zrobi. Nie protestowała, pozwalała mu na wszystko, bo przecież właśnie tego chciała. Krzyknęła głośno, kiedy w nią wszedł. Złapała dłońmi rozkopaną wcześniej narzutę i zacisnęła na niej mocno dłonie, mając wrażenie, że z każdym jego pchnięciem zaciska palce mocniej, że krzyczy głośniej, a wszystko i tak wydawało się w tej chwili za słabe — tylko… na to… cię stać, braciszku? — Prowokowała go, wciskając policzek w pościel i zaciskając powieki, z każdym jego ruchem.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  32. Zmarszczyła brwi, bo zaczynała się w tym wszystkim zwyczajnie gubić. Po prostu… to wszystko jej się nie kleiło. Nie rozumiała, co tak właściwie chciał osiągnąć, bo… bo to nie miało sensu, najmniejszego.
    — Pieprz się, Jake — tylko tyle zdołała z siebie wyrzucić, nim złość przejęła nad nią kontrolę. Ostatni raz podobny poziom wkurzenia czuła wtedy, kiedy ją zostawiał, kiedy przyszedł wtedy do jej pokoju, żeby poinformować ją o ich zerwaniu. Tylko wtedy, wszystko było inaczej. Od startu trzymał dystans, zachowywał się jak nie jej Jakie. Teraz… pod tym względem było inaczej. Też nie był jak typowy Jake, ale nie odsuwał się, nie powodował dystansu pomiędzy nimi.
    Zacisnęła mocno wargi. Też by chciała to wiedzieć. O ile wszystko byłoby łatwiejsze, gdyby nie musiała się tym martwić.
    — Przecież mnie pakujemy — burknęła, sycąc cicho z bólu. Chyba zaczynała czuć to samo co chłopak w tym temacie. On miał dość słuchania jej podejrzeń i strachu, a ona miała dość tłumaczenia, że nic za to nie może — więc po co w ogóle ta dyskusja. Robię co chcesz! Tracimy czas na tę bezsensowną rozmowę, zamiast dokończyć pakowanie — dodała, odwracając od chłopaka wzrok.
    Słysząc jego słowa, momentalnie na niego spojrzała szeroko otwartymi oczami. Nie chodziło jej o to, poza tym… poza tym wcale wtedy tego nie chciała. Teraz Jake’owi chciała jedynie wytłumaczyć, że gdyby czegoś nie chciała, choćby w głębi duszy, to by tego nie zrobiła. Chciała się do niego przeprowadzić, dlatego zaczęli pakowanie, ale chciała to po prostu… wydłużyć. Odrobinę. A teraz patrzyła na Millera i znowu czuła napływ złości.
    Nie myślała nad tym, na ile dobry był ich sposób na rozładowanie złości. Liczyło się tylko to, że miało pomóc. Margaret czuła, że wybuchnie, jeżeli nie znajdzie ujścia, chociaż to w jaki sposób ją traktował, na ten moment sprawiało jedyneczki że czuła więcej.
    Podobało jej się, że był taki niedelikatny, władczy… syknęła gdy dał jej klapsa, jednocześnie mocno się na nim zaciskając. Zerknęła na niego przez ramię i oblizał wargi, jednak zgodnie z jego prośbą, zamknęła się. Nie wypowiedziała żadnego słowa. Jęki przyjemności mieszały się z cichymi sykami spowodowane bólem, gdy obchodził się z nią niedelikatnie. Wilgoć wciąż z niej wypływała, a Mackenzie czuła się podniecona, jak jeszcze nigdy dotąd.
    — Lubiłam go — wydusiła, mając na myśli stanik, ale w tym samym czasie poczuła dreszcze spowodowane jego słowami i kolejny raz w przeciągu krótkiego czasu jęknęła. Czuła, że nie będzie potrzebowała dużo czasu, aby osiągnąć spełnienie. Kiedy więc chłopak tak po prostu się z niej wysunął, niemal zaskomlała rozczarowana, bo po jego słowach, zdecydowanie nie tego się spodziewała. Dlatego spiorunowała go wzrokiem, wijąc się z pragnienia. Dlaczego ją zostawił? Dlaczego pozwalał jej w tym momencie na zaciskaniu się na pustce. Chciała go w sobie, boże, potrzebowała go poczuć, ponownie jak najszybciej.
    — Tak się nie robi, nie możesz mnie tak zostawić — sapnęła, czując narastającą frustrację.
    Jej spojrzenie utkwiło na jego kutasie i dłoni, która po nim przesuwał. Nie spodziewała się, że ten widok sprawi, że poczuje wilgoć na swoich udach. Na drżących nogach i rękach, weszła na łóżko, nie ośmielając się na sprzeciw.
    — Co chcesz zrobić? — Spytała cicho, ale przysunęła się bliżej zagłówka, a po chwili ułożyła na nim ręce, przybierając pozycję, której od niej chciał. Odwróciła głowę przez ramię i uniosła lekko brew, widząc swoją bieliznę w jego dłoniach. Zacisnęła mocno uda, licząc, że to przyniesie jej jakąkolwiek ulgę, ale jedyne co poczuła, to jeszcze większe pragnienie poczucia kutasa Jake’a w sobie.

    🥵

    OdpowiedzUsuń
  33. Jego słowa… przeszedł przez nią dreszcz. Po raz pierwszy widziała go tak bardzo zdenerwowanego i nie rozumiała, naprawdę nie rozumiała, w którym momencie z oświadczyn przeszli do takiego poziomu kłótni. Czy u nich nic nie mogło przebiegać normalnie? Zagryzła wargę, spoglądając w jego oczy.
    — Ty nadal nic nie rozumiesz — odpowiedziała, wciąż wściekła. To wkurzenie, miała wrażenie, że szybko z niej nie zejdzie — nie chodzi o ciebie. Nie wątpię w ciebie — prychnęła, oddychając ciężko.
    Zagryzła mocno wargi, kiedy ponownie wymierzył jej klapsa, a jej cipka zareagował w dokładnie taki sam sposób jak wcześniej. Zaciskając się mocno na nim. Starała się uspokoić oddech, ale podniecenie i wściekłość mieszały się w jedno, sprawiając, że oddech rudej był głośny i płytki. Nie mogła się doczekać, co zamierzał. Przynajmniej do momentu, w którym z niej nie wyszedł. Odchyliła głowę do tyłu, jęcząc cicho, gdy wymierzył kolejnego klapsa, tym razem w znacznie wrażliwsze miejsce. Wzięła głęboki oddech, spoglądając prosto w jego oczy.
    Takie wydanie Jacoba w tym momencie było jeszcze bardziej pociągające niż to, co zdążyła poznać do tej pory. Przełknęła z trudem ślinę i zaczęła oddychać przez rozchylone wargi.
    Na jego pytanie, zdążyła jedynie skinąć głową i oblizać wargi na jego ponowny ruch. Serce szaleńczo biło w jej piersi, podniecenie narastało, a cała otoczka sprawiała, że odnosiła wrażenie, że wystarczy kilka jego ruchów, gdy już się w niej znajdzie a osiągnie najlepszy orgazm w swoim życiu. Chciała już tego. Tak bardzo chciała, aby całe te napięcie odeszło w zapomnienie, chciała już poczuć tę słodką poorgazmową mgiełkę. Obserwowała, co robił, starając sobie ulżyć, co, jak wyszło, okazało się błędem.
    — Jake, nie wytrzymam — szepnęła, nie mając pojęcia, co planował. Nie miała jednak wyjścia, jak pozostać w ustawionej przez niego pozycji. — to chodź tu i spraw, żebym nie musiała próbować sama się zaspokoić — wyszeptała, obserwując jak używał ramiączek niczym sznurów. Zacisnęła się na piątce, wzdychając cicho, chciała go już czuć, tak bardzo tego chciała… kiedy zaczął przykładać materiał do jej twarzy, domyśliła się, co chciał zrobić. Zamknęła oczy i próbowała oswoić się z nową sytuacją. Ograniczonymi ruchami i ciemnością, która ją otoczyła. Czuła się… dziwnie. Całkiem naga, związana i tak kurewsko podniecona.
    Słysząc jego głos, gwałtownie odwróciła głowę. Słuchanie go i niemożność zobaczenia gdzie był, co robił, była frustrująca.
    — Odmawianiu? — Powtórzyła cicho i niepewnie. Czytała pewną książkę, w której był taki moment, ale… nigdy się nad tym nie zastanawiała w formie ich seksu. Jej biodra automatycznie wypchnęły się w jego stronę, kiedy tylko poczuła jego wargi. Odchyliła głowę i wzięła głęboki oddech, gdy sunął po niej językiem i dłonią. Zagryzła mocno wargi, jęcząc cicho. Chciała więcej. Znacznie więcej.
    — I cała twoja — wtrąciła mu się, a po chwili dotarł do niej sens jego dalszych słów. Cała się spięła, gdy jego palce zaczęły się cofać i momentalnie pokręciła przecząco głową — n-n-nie — powiedziała szybko, nie przestając spinać mięśni — nie chcę — starała się zlokalizować jego głowę, spojrzeć w jego oczy… a raczej jedynie odwrócić głowę w jego stronę, bo przez związaną koszulkę na oczach. nie była w stanie przecież nic zobaczyć — Jake, ja… nie dam rady. Przecież… — urwała, dusząc w sobie cichy jęk w reakcji na jego dotyk. Zacisnęła mocno cipkę, poruszając biodrami wbrew własnej woli. Zdradzieckie ciało chciało osiągnąć spełnienie, a do niej docierało, co się wtedy stanie — nie możesz…. Tylko mnie… dotknąłeś, a ja… — szeptała, zaczynając się obawiać, czy naprawdę zamierzał trzymać się swoich zasad.

    🥵🙊

    OdpowiedzUsuń
  34. Kiedy już po przeprowadzeniu się do Jake’a umówiła się z najemcą na oddanie kluczy i zdanie mieszkania, cały niepokój związany z pozbyciem się swojego kąta zniknął. Jake… skutecznie sprawił, że nie zamierzała z nim więcej dyskutować na ten temat i… tak właściwie było jej dobrze. Ze świadomością, że wszystko dobrze się układa, że będzie tylko lepiej.
    Dlatego, kiedy wychodząc po raz ostatni z kamienicy usłyszała miauczenie, a po chwili dostrzegła małego, słodkiego rudzielca, nie mogła przejść obojętnie obok niego. Musiała go wziąć. Najpierw co prawda rozejrzała się czy nigdzie w pobliżu nie ma matki z pozostałymi kociętami, ale rudzielec był całkiem sam, więc Margo nie zastanawiała się nawet minuty. W tej samej chwili, w której wzięła go w ramiona, zdecydowała o zerwaniu się z zajęć. Musiała zająć się potrzebującym stworzeniem i upewnić się, że kot szybko zadomowi się w mieszkaniu, nawet jeżeli Jake nie będzie początkowo zachwycony nowym lokatorem. Bo ona sama, pokochała Cynamonkę już od pierwszego wejrzenia i liczyła, że Jakie to zrozumie.
    Oczywiście, że przesadzał narzekając na kotkę. Była kochana. Lubiła łasić się do nóg Margo, kłaść się zawsze tuż obok albo na rudowłosej, dzieląc się przyjemnym ciepłem. Meg uwielbiała, kiedy Cynamonka wskakiwała na nią i mrucząc cicho ugniatała łapkami jej brzuch, przygotowując sobie miejsce do drzemki. Głaskała ją po łebku i wcale nie potrzebowała dużo czasu, aby też zrobić sobie drzemkę.
    Cynamonka okazała się również wspaniałym towarzyszem w niedoli, kiedy po napadzie Margaret zaczęła czuć się po prostu źle… fizycznie i psychicznie. Poczucie winy, zżerało ją od środka tak mocno, że w którymś momencie zaczęła się nawet zastanawiać czy czuje się tak źle przez to, że schodzi z niej to gówno, którym się z Fibs nafaszerowały czy może wyrzuty sumienia znalazły sobie ujście w taki sposób. Chociaż nazywanie tego ujściem nie było odpowiednie, bo wcale się nie zmniejszały. Wręcz przeciwnie. Czuła się okropnie za każdym razem, kiedy Jake był blisko, kiedy ją przytulał, całował, kładł się wieczorem obok. Kiedy budziła się rano, a on już nie spał, witała go z uśmiechem, ale wewnętrznie miała ochotę płakać i błagać o wybaczenie. Tyle, że milczała i starała się żyć tak, jakby nic się nie stało, jakby nie miała przed nim sekretu, który gnił w niej od środka.
    Dlatego, kiedy dziewczyny ze studiów na czele z Mallory uznały, że muszą wreszcie uczcić zaręczyny Meg i Jake’a, Ruda zgodziła się na wyjście. Nie miała innego wyboru.
    Tak, jakby nic się nie stało.
    Chociaż tego wieczoru czuła ciężar pierścionka bardziej niż normalnie. Piła więcej niż zazwyczaj, ale pozostałe dziewczyny wydawały się towarzyszyć jej w tym. Miała ochotę krzyczeć, że nie mają czego świętować, a ona nie zasługuje na to wszystko, co dostawała od Jake’a. Nie zasługiwała na niego. Ale nic nie powiedziała ani nie zrobiła. Piła drinka za drinkiem udając, że świetnie się bawi i wcale nie myśli o tym, że zdradziła swojego narzeczonego z jego bliźniaczką, a kiedy on się o tym dowie, Meg straci miłość swojego życia przez własną głupotę. O ironio. W tamtym sklepie pojawiła się tylko i wyłącznie dlatego, że przyszło jej do głowy, że kupi sobie coś nowego, żeby podobać mu się jeszcze bardziej…
    Było jej niedobrze. Czuła, że zaczyna mrowić jej górna warga, a to był znak, który potrafiła już rozpoznać: to będzie ciężka noc a połowy o poranku nie będzie pamiętała. W zasadzie to już zaczynała zapominać, bo nie umiała sobie przypomnieć czy dzwoniła już po Jake’a czy jeszcze nie. Jedynie informacja w telefonie o wykonanym połączeniu sprawiała, że nie dzwoniła do niego ponownie. Umiała jeszcze rozpoznać co wyświetla ekran, więc nie było tak źle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Przyjechał narzeczony — dziewczyny się zaśmiały, dostrzegając zbliżającego się do nich chłopaka.
      Margaret zamrugała kilkakrotnie, spoglądając na niego, gdy ją objął. Po chwili dopiero się uśmiechnęła i oparła lekko głową o jego duże ciało.
      — Cześć, Jake — odpowiedziały mu chórem, podśmiechując się cicho. Każda z czegoś innego. Meg tylko wpatrywała się w niego, starając się uśmiechać. Musiała się uśmiechać.
      — Chce ją zabrać na plażę! — Pisnęła Mandy — taki romantyczny…
      Mallory dumnie wypięła w tym czasie pierś.
      — Wiedziałam, że będą dla siebie idealni. Nie zapominajcie, że to dzięki mnie — złapała dłoń Meg i przesunęła palcem po pierścionku — no i trochę dzięki Ianowi. Swoją drogą, mógłbyś mu Jake wytłumaczyć pewne sprawy — zachichotała, puszczając Margo.
      Ruda skinęła lekko głową, mając wrażenie, że Jake czeka już wieczność na jej odpowiedź.
      — Może być plaża — odezwała się w końcu, wtulając się w bok Jake’a i wkładając całą siłę w to, żeby mówić wyraźnie. Warga zdawała się mrowić bardziej — pojadę gdzie tylko będziesz chciał — dodała i uśmiechnęła się — nie żebym miała inne wyjście — zaśmiała się cicho, a po chwili czknęła. Od razu zakryła dłonią usta i raz jeszcze zachichotała.

      😵‍💫

      Usuń
  35. Używki od zawsze były jej wrogiem, ale Margaret ciężko było zapamiętać te wszystkie lekcje, które do tej pory przeżyła. Za każdym razem powtarzała sobie to samo: nigdy więcej nie doprowadzi się do takiego stanu. Co prawda nie była uzależniona, nie piła przecież często, nie zapijała problemów, ale… kiedy było gorzej, alkohol dużo łatwiej jej wchodził. A ostatnio nie tylko było gorzej. Było tragicznie. Każda komórka jej ciała zdawała się to wiedzieć.
    A teraz każda komórka jej ciała zdawała się mieć wyrzuty, bo cholernie mocno dręczyło je sumienie. Patrzyła na rozradowane koleżanki widokiem Jake’a, a ona myślała tylko o tym, że nie mówi mu prawdy, że kiedy sam się dowie o jej brzydkim sekrecie to wszystko będzie zrujnowane, że nigdy więcej nie poczuje go obok siebie, nigdy więcej nie zobaczy jego uśmiechu, nie zatraci się w jego zapachu i będzie mogła jedynie rozpaczać, jak wielką byłą kretynką, że Fibs od zawsze oznaczała kłopoty i, że gdy zobaczyła ją tamtego dnia w sklepie, od razu powinna z niego wypaść. Uciec jak najdalej. Po prostu wiedzieć, że spotkanie z przybraną siostrą skończy się katastrofą. I tak było. W dodatku, była to podwójna katastrofa, chociaż sam napad wydawał się być… niczym w porównaniu z tym, co czuła na myśl, że… że zdradziła Jacoba. Z siostrą. Ich siostrą.
    Spojrzała na jego palec na czubku swojego nosa, zezując przy tym. Uśmiechnęła się słabo, ale ten uśmiech nie wytrzymał długo na jej ustach. Pokiwała po prostu głową i wtulając się mocno w bok chłopaka, pozwoliła, aby zaprowadził ją do auta. Niemal zmuszała się do stawiania kolejnych kroków, powtarzając sobie, że musi dotrzeć do łóżka, że musi tylko znaleźć się w łóżku i obudzić się rano. Przetrwać, żeby wszystko było dobrze. Musi po prostu położyć się spać i… obudzić się rano.
    Kiedy siedziała już w samochodzie, przez większość czasu po prostu gapiła się w boczną szybę, obserwując rozmazane światła i to, jak wszystko zostaje w tyle. Czuła jego dłoń na swojej nodze, ułożyła na niej swoją rękę, a kąciki ust drgnęły jej lekko.
    — Niespodziankę? — Powtórzyła po chwili. Boże, robił jej niespodzianki, a ona pieprzyła się z jego bliźniaczką. Chciało jej się rzygać i nie wiedziała czy to przez to, jak okropną osobą była, czy raczej przez alkohol. Oblizała wargi, czując jak w ustach zbiera jej się ślina. Przełknęła ją i odwróciła głowę w stronę chłopaka, niespokojnie, nerwowo oblizując wargi.
    — Cynamonka jest naszym maleństwem — powiedziała, naciskając na ostatnie słowa. Była ich. Była ich futrzastym dzieckiem i tak powinien ją traktować, tak powinien o Cynamonce myśleć. — Musisz ją kochać. Tak jak mnie, musisz nas kochać — wymamrotała, przełykając ślinę. Przechyliła się w bok, opierając się ramieniem i głową o szybę samochodu. Czuła wiatr we włosach i związany z tym chłód, ale nie czuła, aby jakkolwiek miał oto sprawić, aby poczuła się lepiej. Wręcz przeciwnie, było jej gorzej. Przymknęła ciężkie powieki, oddychając głęboko i powtarzając sobie w myślach, że nie będzie rzygać. Musi wytrzymać, musi przetrwać.

    😪

    OdpowiedzUsuń
  36. Nic nie było okej, ale nie miała pojęcia jak ma mu to powiedzieć. Czy cokolwiek ma mu powiedzieć. Z jednej strony kłamanie i nie wspominanie o tym, że bzykała się z jego siostrą było wygodne. Było wygodne, bo sprawiało, że ich życie było normalne, z drugiej natomiast sprawiało, że chciało jej się rzygać. Nie potrafiła nawet normalnie spojrzeć w lustro bez poczucia winy. Czuła, jak z dnia na dzień jest jej gorzej: bo musi okłamywać najważniejszą osobę w swoim życiu. Jedynego człowieka na którym tak naprawdę jej zależy. I było jej z tym źle. Mniej się uśmiechała, mniej jej się chciało… miała wrażenie, że zaczyna ją otaczać ciemność. Było to trafne porównanie.
    — Ona cię kocha — wymamrotała, chociaż chyba tak naprawdę nie chodziło o Cynamonkę — bardzo cię kocha — dodała, zaciskając wargi i zastanawiając się nad tym, co mówił. Przesadzał. Cynamonka w życiu nie zrobiłaby mu krzywdy, w przeciwieństwie do niej, ona mu zrobiła krzywdę i to przed nim ukrywała. Nie mogła przestać myśleć o tym, co się stanie, jeżeli prawda wyjdzie kiedyś na jaw. Wybaczy jej? Czy kiedykolwiek będzie w stanie jej wybaczyć?
    Zamrugała. Tak jej się wydawało, ale kiedy otworzyła oczy samochód już stał, a Jake przed nią klęczał i mówił coś o rzyganiu. Jej usta wydawały się nie być jej, mrowiły i drętwiały. Dosłownie, jakby nie należały do niej.
    Mrugała, wpatrując się w niego i słuchając, co właściwie miał do powiedzenia, a w głowie huczała jedna myśl: dlaczego był dla niej taki kochany?, gdyby tylko wiedział… wzruszyła ramionami, a później po prostu gapiła się na jego rękę, oddychając głęboko przez rozchylone wargi.
    Musiała wytrzymać, aż wrócą do domu. Położy się do łóżka i wytrzeźwieje, a później będzie po prostu łatwiej żyć dalej w kłamstwie. Zatruwać się nim.
    Mogłaby ignorować jego pytania. Były… normalne, troskliwe. Były… kochającego chłopaka. Narzeczonego. Kochającego ją narzeczonego, na którego ani trochę nie zasługiwała. Kiedy więc zapewnił, że zabiłby faceta, który ją zranił, alkohol zrobił swoje.
    Nie odrywając spojrzenia od jego dłoni na swoim kolanie z jej oczu popłynęły lzy. Zaczęło się od pojedynczej, zbłąkanej na policzku łzy, ale nie minęło dziesięć sekund, a z jej ciemnych oczu lał się potok łez.
    — Przepraszam — zakryła twarz dłońmi, ale nie wytrzymała długo w ten sposób. Lewe przedramię zdawało się ją palić. Nie pamiętała dokładnie dlaczego miała na nim wyraźne ślady zadrapań po tamtym dniu, ale zrzuciła to na sam napad. Później gdy wracała myślami do Fibs, momentalnie zaczynała się drapać. Teraz było dokładnie tak samo. Pokazała Jake’owi swoją zapłakaną twarz, bo musiała wbić paznokcie w skórę i pozbyć się tego palącego uczucia — przepraszam, przepraszam, przepraszam — powtarzała jak mantrę, wciąż się drapiąc i nie patrząc w jego oczy. Nie mogła na niego spojrzeć, bo czuła, że jeżeli to teraz zrobi to wyzna mu całą prawdę.

    🥲

    OdpowiedzUsuń
  37. Chciałaby wyłapać tę wzmiankę o wyrównanych rachunkach. Chciałaby dopytywać co to ma znaczyć i jaka to musi być beznadziejna niespodzianka, skoro ma wyrównywać rachunki zamiast cieszyć. Nie robiła tego, bo jej myśli krążyły tylko dookoła jednego. Chciała pozbyć się z myśli Fibs, ale nie potrafiła. Wracała do tamtego dnia. Do tamtej rozmowy.
    Dlaczego nie wyszła ze sklepu, kiedy miała na to szansę?
    Dlaczego próbowała ratować jej życie? Dlaczego narażała swoje życie dla niej?
    Dlaczego ją odprowadziła?
    Dlaczego zgodziła się wejść?
    Dlaczego nie uciekła, kiedy miała szansę?
    Dlaczego nie zorientowała się wcześniej, że jest naćpana jakimś gównem?
    Dlaczego Fibs musiała zawsze oznaczać kłopoty?
    Jej mózg mógłby tak w nieskończoność, w zasadzie, właśnie to robił. W nieskończoność padały te same pytania, na które nie umiała sobie odpowiedzieć. Chociaż najgorsze miały dopiero zacząć ją zatruwać, na nowo, kolejny raz. I tak do końca życia. Bo go okłamywała. Bo nie wiedział. Bo była pierdoloną hipokrytką.
    Dlatego płakała.
    Dlatego piekła ją dłoń.
    Dlatego była taka struta.
    Bo ciągle się bała, że to on ją zdradzi, że to on ją zostawi. A tymczasem to ona wszystko spieprzyła. Z Fibs. Z jego pieprzoną bliźniaczką.
    Może właśnie przez to odwzajemniła pocałunek. Chociaż nie była nawet pewna, która z nich zaczęła. Pamiętała tylko, że w jej oczach widziała jego oczy. Może to przez to. Byli zbyt podobni, ona sama za bardzo naćpana, za bardzo odjechała wtedy myślami. Napad, Fibs, narkotyk, wódka… spieprzyła.
    Wiedziała, że spieprzyła, dlatego płakała, przepraszała go o drapała się, nie mogła przestać się drapać. Nie słuchała go. Myślała tylko o tym, że w końcu to wszystko z siebie wydrapie. Wydłubie, zakopie gdzieś głęboko i będzie mogła normalnie żyć dalej. Patrzeć w jego oczy, patrzeć na jego uśmiech bez tej swędzącej myśli, bez tego poczucia winy, które sprawiało, że miała ochotę codziennie rano kiedy patrzyła w lustro strzelić sobie w twarz.
    Tamten facet powinien w nią strzelić. Powinien ją zranić. Zadzwoniłaby wtedy do Jake’a.
    Nic złego by się nie stało.
    Wszystko byłoby dobrze.
    — Puszczaj — zażądała, kiedy jej pijany mózg zrozumiał, że nie może walczyć dalej ze swędzącym miejscem, bo ktoś ją trzyma. — Puść mnie — powtórzyła, próbując wyszarpać dłonie. Musiała. Się. Podrapać. Nie mogła spojrzeć w jego oczy. Musiała uwolnić ręce. Musiała… — zostaw mnie — powiedziała i coś zrozumiała. Nie chodziło o to, aby zostawił ją teraz. Musiał ją zostawić. Musieli zerwać, musiał znaleść kogoś, kto na niego zasługuje. Przestała się szarpać. Łzy wciąż spływały po jej twarzy, ale usta wygięły się w uśmiechu. Cały czas mu powtarzała, jak to bardzo się boi, że znajdzie kogoś lepszego. Kogoś kto na niego zasługuje. I miała rację. Nie zasługiwała na niego. Nie była go warta. Zdradziła go.
    — Zostaw mnie, Jake. Musisz mnie zostawić, musisz. To za długo trwa. Za dużo czasu na mnie straciłeś. Rozumiesz? Za dużo — odnalazła jego jasne oczy, a z jej znowu popłynęły łzy — nienawidzę jej. Boże, tak bardzo jej nienawidzę. Nie wiem… nie wiem dlaczego w ogóle z nią poszłam. Powinnam ją zostawić. Powinnam ją tam, kurwa, zostawić. Ratowałam jej życie! Ja… uratowałam ją. Uratowałam ją, Jake, a ona mnie ściągnęła na dno — powiedziała, nie widząc nawet wyraźnej jego twarzy, bo łzy wszystko rozmazywały — ja… nie mogę. Nie mogę za ciebie wyjść, nie mogę, ja i Fibs, ja… przepraszam, Jake, nie mogę tak dłużej. Nie mogę… to się po prostu stało. W jednej chwili kłóciłyśmy się w tym pieprzonym sklepie, a później pieprzyłyśmy się w jej mieszkaniu! — Wyrzuciła z siebie, całkowicie opadając z sił. Powiedziała to. Powiedziała mu prawdę, ale wcale nie czuła się z tym lepiej.

    😭😭

    OdpowiedzUsuń
  38. Nie robiła sobie krzywdy. Dawała sobie ulgę. Każde drapnięcie, każde przejechanie wbitymi paznokciami po przedramieniu sprawiało, że… że chociaż przez chwilę czuła coś innego niż poczucie winy.
    — Proszę — niemal zawyła błagalnie — po prostu mnie zostaw, Jake — przestała się z nim szarpać, kiedy dotarło do niej, że jej nie puści. Liczyła, że wyznanie prawdy sprawi, że to w końcu się skończy. Że znikną wyrzuty sumienia, że dłoń przestanie ją piec, że Jake będzie w końcu mógł naprawdę zacząć wszystko od początku. Ona… ona się nie liczyła. Wiedziała, że spieprzyła. Wiedziała, że na niego nie zasługiwała. Przez cały ten czas mu o tym przecież mówiła. Mówiła mu, że na pewno jest ktoś lepszy, ktoś, kto naprawdę zasługuje na jego uwagę. I proszę. Miała rację. Bo ona sama nie była go warta. Inaczej trzeźwa czy nie, nie pozwoliłaby się tknąć Fibs. Nie pocałowałaby jej, nie zrobiłaby tego wszystkiego, do czego doszło w zabałaganionym mieszkaniu Phoebe.
    — Zostaw mnie — powtórzyła jeszcze płacząc, kiedy wkładał jej nogi do samochodu. Zakryła rękoma twarz i po prostu płakała, powtarzając co jakiś czas, że tak bardzo go przeprasza, że wie, że to jest nie do wybaczenia, ale i tak go przeprasza, bo ona tak bardzo go kocha, ale jest tak bardzo głupia. I tak w kółko, dopóki nie powtórzył jej słów, czuła, że… że w końcu do niego dotarło, co mówiła.
    — Nie wiem, jak to się stało — wyrzuciła z siebie po prostu płacząc. Zdawała sobie sprawę z tego, jak żałosna jest, ale nie umiała w tym momencie przestać płakać. Łzy po prostu wypływały z jej oczu, jakby tłumione przez cały ten czas, w końcu się uwolniły — my… naćpałyśmy się przez przypadek, a potem… potem — zakryła twarz dłońmi, bo w zasadzie nie wiedziała, co ma powiedzieć. Co ma zrobić. Nie miał wytłumaczenia. To nie była chwila słabości, zauroczenie kimś innym, to była jedynie żądza spowodowana zaćpanym mózgiem, ona przecież nawet nie lubiła Fibs. Nienawidziła jej. Przez to, to wszystko było znacznie trudniejsze do ogarnięcia w jej głowie. Jak mogła zdradzić Jake’a z kimkolwiek, a zwłaszcza z jego bliźniaczką — przepraszam, Jake, ja po prostu… chciałam wiedzieć, że na pewno będzie w domu z tą ręką, a ona… pamiętam wódkę i kota, a później — zacisnęła mocno powieki i wargi. Nie mogła mu opowiedzieć, co jeszcze pamiętała — nie chciałam, kocham cię, tak bardzo cię kocham, a stało się coś… takiego — wypluła z odrazą, bo właśnie to do siebie czuła. Jake miał rację. Zrobiła mu awanturę życia o potencjalne sypianie z kimś, kiedy nie byli razem, a sama zrobiła, co zrobiła.
    Kiedy zatrzymał samochód i wyszedł z niego, Meg szybko, a przynajmniej starała się zrobić to szybko, wyszła za nim i pobiegła w stronę kamienicy i ich mieszkania.
    — Jake! — Krzyknęła za nim, kiedy zaczęła wchodzić po klatce schodowej. Słyszała go, słyszała co mówił, ale… ale nawet nie miała jak się bronić. Bo wiedziała, że zrobiła źle, że była winna, że… nienawidziła Fibs i samej siebie za to, co się stało. — Proszę, ja… — zaczęła stawiać kroki na schodach, chociaż w szpilkach, pijana i zdenerwowana… nie robiła tego z gracją. Na półpiętrze wkurzyła się i ściągnęła buty, kolejne schody pokonując już na boso — nie chciałam tego — wyszeptała, wchodząc do mieszkania, do sypialni. Obserwowała, jak wkładał ubrania do torby, ale nawet go nie powstrzymywała. Nie dlatego, że nie chciała. Po prostu… wiedziała, że on zrobi i tak to, co będzie chciał i najważniejsze, czuła się winna. Czuła, że to jej wina, że w zasadzie… tak powinno się właśnie stać. Powinien znaleźć prawdziwe szczęście. Bez niej. — Przepraszam, Jakie, ja… przepraszam — wydusiła z siebie po prostu stojąc i pozwalając mu na wszystko.

    😭💔

    OdpowiedzUsuń
  39. Spojrzała na niego zapłakana i po prostu zrobiła, co kazał. Zacisnęła mocno wargi i nie odezwała się, bo dobrze wiedziała, że zrobiła źle. Właśnie dlatego ani razu nie prosiła, aby jej wybaczył. Nie wymyślała marnych wymówek, nie udawała, że to nie było nic takiego. Nie próbowała się wybielić i zrzucić całą winę na Fibs. Owszem, winiła jego bliźniaczkę, ale nie na zasadzie pełnej winy.
    Wiedziała, że spieprzyła, że była tak samo winna jak Fibs albo nawet bardziej. Naćpana czy nie, powinna spojrzeć na pierścionek, przypomnieć sobie, że to nie był byle jakie pierścionek. Ale nie pamiętała, tak jak wielu innych rzeczy. Jakby znajdowała się… w zupełnie innym wymiarze. W innym świecie. A ten świat później rozbił się i wróciła do rzeczywistości. Zaliczając najbardziej bolesny upadek w całym swoim życiu. A miała ich wiele. Żaden jednak nie bolał tak bardzo.
    Oglądanie Jake’a zbierającego swojego rzeczy był bolesny. Tak bardzo, że kolejne łzy spływały po jej policzkach. Ale nie zatrzymywała go. Nie prosiła by przestał.
    — Nie proszę, żebyś mi wybaczył — wychrypiała pociągając nosem, pozwoliła mu chwycić się za dłoń i ściągnąć pierścionek. Zasługiwała na wszystko, co mówił, na wszystko co robił. Nawet… nawet nie była zła, nie była w stanie się złościć, bo mówił prawdę — ja tylko… wiem — dolna warga drżała jej, a palec, na którym nie było już pierścionka wydawał się taki goły, pusty, zimny… niepełny. Sunęła wzrokiem za jego dłonią, chowająca pierścionek do kieszeni. Nie było jej smutno, że go wziął. Było jej smutno, że miał powód do zrobienia tego. — Wiem, Jake, wiem! Jestem największą kretynką świata, że pozwoliłam sobie na strącenie ciebie, wiem! — Krzyknęła, zaciskając pięści. Były granice. Był na nią zły, okej. Ona sama na siebie też była — możesz nazywać mnie suką, ale nie będziesz ze mnie robił… — urwała, bo brakowało jej słów — w dupie mam twojego ojca! Ją zresztą też — powiedziała, chociaż nawet nie brzmiała na w połowie tak wzburzoną, kiedy to ona zaczynała kłótnie i wierzyła, że ma rację. Tym razem wiedziała, po prostu wiedziała, jak bardzo zjebała. Czując jak Cynamonka podeszła do niej, aby mruczeć łasząc się o jej nogi, odsunęła lekko nogą kota od siebie. Nie mogła teraz cieszyć się jej obecnością.
    Spoglądała przez chwilę w zamknięte przez Jake’a drzwi, czując jak łzy spływały po jej twarzy i rozbijały się o podłogę. Nie wiedziała ile to trwało, ale oderwała się od wpatrywania w nie tylko dlatego, że zachciało jej się wymiotować, więc pędem ruszyła do łazienki. Kiedy odsunęła się od toalety, opłukała usta i twarz, po prostu położyła się na łóżku i otulona jeszcze zapachem Jacoba, zasnęła wykończona wypłakiwaniem oczu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko przestało mieć na znaczeniu. Nic się nie liczyło, bo Margo wiedziała, że sama, dobrowolnie pozwoliła na taką stratę. Pozwoliła mu odejść, wypuściła go z rąk po tym, jak uznał, że chce spędzić z nią całe swoje życie. I ona chciała dokładnie tego samego. Życie jednak miało inny scenariusz dla nich.
      Rzecz w tym, że Margaret czuła, że straciła wszystko. Po raz drugi. Wpadła w depresyjny nastrój. Kiedy wstawała, robiła to tylko dlatego, że musiała. Musiała iść do łazienki, musiała otworzyć drzwi, bo nie miała ani siły, ani chęci na zejście do pobliskiego sklepu, więc zamawiała jedzenie z dostawą i to tylko wtedy, kiedy zaczynał boleć ją brzuch z głodu, nie przejmując się wydawanymi pieniędzmi. Karmiła nawet Cynamonkę własnymi resztkami, bo nie czuła potrzeby karmienia jej w odpowiedni sposób.
      Kiedy zobaczyła wiadomość od Jake’a, jej serce zabiło szybciej, ale szybko przywołała się do porządku. Chciał przecież zebrać tylko swoje rzeczy.
      Chyba powinna wyjść. Nie była pewna czy chciał, ją oglądać, ale… nie miała nawet co ze sobą zrobić. Nie odzywała się do Mallory ani innych dziewczyn, bo było jej zwyczajnie wstyd, a była pewna, że Ian powiedział wszystko Mal. Nie była pewna czy blondynka powiedziała komuś dalej, ale… zwyczajnie było jej wstyd, że zrobiła Jake’owi coś takiego.
      Kiedy usłyszała szczęk zamka w drzwiach, nie miała pojęcia co ma ze sobą zrobić. Schować się? Zejść mu z oczu? Zamknąć się w łazience? Stała nieruchomo, jakby nakryta na gorącym uczynku, trzymała Cynamonkę w ramionach i gapiła się na nią, bojąc się spojrzeć na Jake’a, bo pewnie znowu poczuje ten przeszywający ból związany z utratą kogoś tak ważnego.
      Kiedy chłopak wszedł do mieszkania, ruda kotka głośno miaucząc wyrwała się z rąk Meg i szybko podeszła do Jacoba, ocierając się o jego nogi i głośno mrucząc.

      💔

      Usuń
  40. Kiedy Cynamonka wyskoczyła z jej rąk, Margaret poczuła się jeszcze gorzej. Już z kotem w rękach wiedziała, że jest intruzem, ale teraz czuła to jeszcze bardziej. Bardziej dotkliwie. Rozglądała się dookoła, byleby nie spojrzeć na chłopaka, bo bała się własnej reakcji. Kiedy tu był i nawet się z nią nie przywitał, skupiając się jedynie na kocie, którego przecież tak bardzo nie lubił… była zazdrosna o kotkę. Była zazdrosna o własnego kota, bo teraz ją nazywał wrednym rudzielcem, a to przecież ona, Margo, zawsze była jego wrednym rudzielcem.
    — Bobby’ego? — Spytała zdezorientowana, ściśniętym od emocji głosem. Kim, do cholery był Bobby? Dopiero kiedy zapytał o szynszyle, dotarło do niej, że najwyraźniej tak zdążył go nazwać. I cóż, że szynszyla wcale nie była dziewczynką — oh, ona, znaczy on, on reaguje na Poppy — powiedziała, spuszczając głowę w dół i uzmysławiając sobie, że Poppy nie dostała wczoraj jedzenia. Potarła zdenerwowana dłońmi i zrobiła krok do tyłu, chcąc zejść mu z drogi. Zsunąć się. Przeszkadzać mu jak najmniej, bo wiedziała, że nie powinno jej tu być. Nie tylko teraz. W ogóle. To ona powinna się wynieść z jego mieszkania. On je przecież wynajmował, ona tu tylko była gościem. W tym momencie tak się właśnie czuła. Jak nieproszony gość.
    — W sypialni. Klatka jest w sypialni, tak jak ją zostawiłeś — szepnęła, podnosząc w końcu głowę i spojrzenie na jego twarz. Próbowała przygotować się na ból, który poczuje na jego widok, ale… na to nie była w stanie się przygotować. Zrozumiała tamtej nocy, że nie ma sensu go więcej przepraszać i obiecała sobie, że więcej tego nie zrobi, skoro nie chciał tego słuchać, ale…
    — Jake — zaczęła, ponownie nerwowo trąc o siebie dłonie — wiem, że… nie chcesz słuchać przeprosin, dlatego, ja… ja wiem, że źle zrobiłam, że nie powinnam dopuścić w ogóle do takiej sytuacji, ale… Jake, to było jakieś gówno. Spaliłyśmy jakiś gówniany dopalacz, ja nie wiedziałam, że to nie był zwyczajny papieros, a kiedy to gówno przestało działać było za późno — wyszeptała, a jej oczy zaszły łzami. Odchorowywała wypalony dopalacz kolejne dwa tygodnie, a później odchorowywała świadomość, że zdradziła Jake’a z jego siostrą, chociaż odchorowywanie tego trwało… wciąż — nie powinnam tego ukrywać tyle czasu, ale… nie wiedziałam, co mam zrobić, bo… bo to przecież się stało, chociaż nie powinno, nigdy nic takiego nie powinno się stać — chciała dodać, że go przeprasza, ale przecież przed chwilą sama powiedziała, że nie będzie tego robić, bo wie, że on tego nie chce.
    Chciałaby do niego podejść. Przytulić go. Zapomnieć, że ta chora sytuacja miała kiedykolwiek miejsce. Zamknąć oczy, obudzić się w jego objęciach, zorientować się, że to był jedynie okropny koszmar senny, że to nie było prawdą. Nic takiego jednak się nie działo. Bolało ją serce, dusza, wszystko dosłownie wszystko ją bolało, bo Jake nie miał być już nigdy jej ani ona jego.

    💔

    OdpowiedzUsuń
  41. Patrzyła na Cynamonkę i nie wierzyła, że kocica uznała, że woli jednak Jake’a. Okej, w ostatnim czasie nie była dobrą kocią mamą, ale to przecież ona zawsze ją karmiła i sprzątała w kuwecie, nie pozwalając, aby kotka miała powód do niezadowolenia. A teraz? Nawet jej futrzasta przyjaciółka się od niej odwróciła.
    — Jasne — powiedziała, skinąwszy lekko głową.
    Zastanawiała się przez bardzo krótki moment nad tym czy odzywanie się, ma jakikolwiek sens. Po reakcji Jake’a… cóż, może lepiej byłoby faktycznie zamknąć się w łazience i udawać, że jej tu wcale nie ma. Poza tym, bolało ją to, że nie rozumiał w pełni. Bo przecież nie chciała, nie zorientowała się, bo jej zaćpany mózg nie kontaktował. Myślał tylko o zaspokojeniu żądzy. Zastanawiała się nawet, co by było, gdyby się w porę zorientowała, ale… Boże, dobrałaby się do kogokolwiek, kogo spotkałaby po drodze?
    — Nie, Jake, nie — pokręciła szybko głową — zostałam, bo… nie zorientowałam się, że to dzisiaj — wyszeptała, nie wspominając o tym, że nie miała się nawet gdzie podziać, a wyjściu z domu towarzyszyło tak wiele czynności, na które nie miała w ogóle ochoty ani siły — ale, ja… to nie tak, boże, ja… ja nawet, przecież… to… gdybym tylko potrafiła wtedy… zobaczyć, coś więcej… ja… nie pamiętam dokładnie, mam dziury w pamięci i… — urwała, zaciskając na chwilę usta. Wracanie wspomnieniami do tamtego dnia sprawiało, że robiło jej się niedobrze. Mdliło ją na samą myśl, co się stało i jakie miało to konsekwencje — to było… gdybym tylko nie wzięła tego papierosa — szepnęła zamykając oczy i pozwalając, aby wypłynęły spod nich łzy. Widok Jacoba tak blisko i niemożność dotknięcia go, widok jego spojrzenia pełnego nienawiści. To wszystko tak cholernie mocno bolało…
    Chyba przez krótki moment bała się, że naprawdę mógł ją uderzyć. Zamknęła nawet oczy, szybko i z całej siły, żeby tego nie widzieć, a później zadrżała, gdy wycelował w ścianę.
    — Jake — wymówiła błagalnie jego imię, chwytając się tego jednego zdania. Była dla niego najważniejsza, aż Fibs mu jej nie odebrała — ja… jestem tutaj, nie, nie odebrała ci wszystkiego, ja… jestem, tylko proszę, pozwól mi… — mówiła, zduszonym z emocji i łzami głosem. Ruszyła powoli w jego stronę na drżących nogach.
    — Ja… wiem, boże wiem jakie to żałosne, jak żałośnie się zachowałam i wiem, jak okropnie się czuję z tym wszystkim. Z naszą kłótnią o Nel i tym, co… co zrobiłam. Też siebie nienawidzę i brzydzę się siebie… i jak pomyślę, co możesz czuć ty… to mi niedobrze, bo byłam taką hipokrytką, nawet jeżeli tego nie chciałam i to wina tego dopalacza, to… to jednak to zrobiłam. Moje ciało to zrobiło — pokręciła głową i zrobiła jeszcze jeden krok, a następnie padła na kolana obok walizki, tuż przed jego nogami — ale ja… chcę ciebie, tylko ciebie, błagam, Jake, zrobię wszystko, żebyś tylko był w stanie mi kiedyś wybaczyć, ja… wiesz, że jej nienawidzę. Nie lubię dziewczyn, nie tak. Ja… lubię tylko kutasy, przecież wiesz. Twojego kutasa. Lubię tylko twojego kutasa, Jake — powiedziała, spoglądając w górę — przepraszam, tak bardzo cię przepraszam, Jakie…

    🙏🏻

    OdpowiedzUsuń
  42. Kiedy przedstawiał to w taki sposób, nie brzmiało to dobrze. Chociaż kiedy słyszała własne słowa padające z jej ust, wcale nie odnosiła wrażenia, aby jej wersja była lepsza. Musiała jednak próbować, bo chociaż sama nie wierzyła w to, aby Jake miał jej kiedykolwiek wybaczyć, chciała mieć pewność, że spróbowała wszystkiego, że nie poddała się za wcześnie.
    — Nie jesteśmy przyjaciółkami — powiedziała, podnosząc spojrzenie — ja… myślałam o tobie. Wiedziałam, że gdybyś dowiedział się, że tak po prostu ją zostawiłam to byś był wkurzony, zresztą, byłeś na mnie wkurzony za to, że przez przypadek ją postrzeliłam! — Przypomniała, kręcąc energicznie ą, bo to co powiedział, nie podobało jej się — nie, Jake, nie byłam u ciebie w szpitalu, bo jasno dałeś mi do zrozumienia, że mam się trzymać od ciebie z daleka, a nie dlatego, że nie chciałam! — Krzyknęła, dając ponieść się emocją, ale po chwili spotulniała, doskonale wiedząc, że to ona jest winna. Nawet jeżeli temat rozmowy zaczął odbiegać od głównego.
    Nie podobał się jej uśmiech, który zagościł na jego ustach, ale… patrzył na nią i nie rzucał kąśliwymi słowami, nie kazał jej się odsunąć, po prostu na nią patrzył z nieco niepokojącym uśmiechem, więc… więc było okej.
    Obserwowała, jak sięgnął dłońmi paska. Słysząc jego słowa, ponownie energicznie poruszyła głową, tym razem twierdząco.
    — Tak, Jake, tylko twojego, przecież wiesz, wiesz o tym — wyszeptała, nie spuszczając spojrzenia z jego dłoni.
    Oczywiście, że była zaskoczona, że tak po prostu chciał, żeby mu obciągnęła, ale jeżeli właśnie tego chciał. Była gotowa zrobić wszystko czego by sobie zapragnął, bo wierzyła, że to sprawi, że jej wybaczy. Miała nadzieję i zamierzała się jej kurczowo trzymać.
    Kiedy jego penis znalazł się przy jej ustach, sięgnęła najpierw dłońmi oczu i policzków, ścierając wierzchem łzy, a następnie jedną ręką chwyciła mocno nasadę jego penisa i rozchyliła wargi.
    — Co tylko chcesz — wyszeptała.
    Wysunęła język i powoli oblizała główkę, składając na niej kilka mokrych pocałunków. Następnie wzięła go w usta i zgodnie z życzeniem chłopaka, zaczęła ssać jego kutasa. Wciąż mocno trzymała go jedną dłonią, a drugą ułożyła na biodrze Jake’a, przytrzymując się, gdy brała go coraz głębiej w ustach, starając się sprawić, aby jej wybaczył. Początkowo czuła się odrobinę skrępowana, ale całkiem szybko wybiła sobie z głowy napiętą atmosferę i skupiła się jedynie na pieszczeniu jego kutasa, czując, jak sama zaczynała robić się mokra.
    Klęczała przed nim, poruszając głową, aby brać go coraz głębiej i wpatrywała się w niego z dołu, nie przestając zasysać główki i wbijać paznokci w jego nogę.

    🧎🏼‍♀️

    OdpowiedzUsuń
  43. Zacisnęła mocno powieki, pozwalając sobie na drżenie wargi. Wiedziała, że tłumaczenie się tym, że w jej oczach widziała jego oczy, nie miało najmniejszego sensu, bo jego oczy nie powinny mieć piersi, a pomiędzy nogami powinien znajdować się kutas. Phoebe oczywiście cycki miała, a na dole zdecydowanie czegoś brakowało. Tyle, że… wtedy o tym nie myślała. Nie myślała dokąd to wszystko zmierzało. Nie myślała w ogóle. Po prostu robiła to, czego chciało jej ciało. Chciało wtedy bliskości, dotyku, chciało doprowadzić się do rozpalenia, żeby tuż po chwili ugasić się lodowatym ocknięciem. Jakby potrzebowało seksu, żeby oprzytomnić mózg, sprowadzić ją do ciała. Ciała, które przez kilka godzin zachowywało się tak, jakby do nikogo nie należało.
    — Byłam naćpana — wyszeptała zachrypniętym głosem. Chciała krzyczeć, potrząsnąć nim, żeby zrozumiał, że nigdy, nigdy, nigdy by mu czegoś takiego nie zrobiła, ale nie miała siły i miała w sobie tyle rozsądku, aby go nie dotykać — byłam naćpana, Jake, nigdy… byłeś jedynym dobrem w moim życiu. Jedynym szczęściem. Jedynym człowiekiem, przy którym mogłam być sobą, ja… nigdy, przenigdy bym cię nie zdradziła ani z nią, ani z żadnym innym facetem, gdybym wiedziała, co robię. A-a-ale ja n-nie wie-d-d-działa co robię — łzy ciągle spływały po jej policzkach, bo chociaż chciała nad nimi zapanować, nie była w stanie tego zrobić. Nie mogła przestać płakać, bo miała bolesną świadomość, że wszystko pomiędzy nimi się skończyło. Przez nią. To ona to skończyła, chociaż wcale tego nie chciała.
    A później dał jej nadzieje. Nie brała pod uwagę opcji, że to ma być forma zemsty na niej. Jake, którego znała nigdy nie zachowałby się w ten sposób. Dlatego bez wahania otworzyła usta i wzięła go, nie zrażona jego oschłością, własnym dyskomfortem i tym, że ani razu na nią nie spojrzał. Koncentrowała się na ssaniu jego kutasa, na zaciskaniu go dłonią, drażnieniu się z nim zębami, sprawieniu, żeby nie miał powodu do niezadowolenia. Dawała z siebie wszystko z nadzieją, że wszystko skończy się dobrze, że obciągnie zmieni się w seks na zgodę, że po wszystkim spokojnie porozmawiają, zasną, Jake zostanie w mieszkaniu, w ich domu… to było ich miejsce. Nie przejmowała się bólem, spowodowanym mocnym chwytem jej włosów, dławiła się jego kutasem, powstrzymując odruch wymiotny, gdy wchodził w jej usta tak głęboko i mocno. Ślina wyciekała kącikami jej ust, ale walczyła ze sobą, naprawdę wierząc, że po wszystkim będzie dobrze, ale nie mogła się bardziej mylić.
    Jęknęła z bólu, gdy tak nagle ją pociągnął, zdezorientowana chciała odnaleźć jego spojrzenie, nim jednak skupiła się na tyle by spojrzeć na jego twarz poczuła na sobie ciepły wytrysk i nie wiedziała, jak ma się z tym czuć.
    Jacob szybko pokazał jej swoim spojrzeniem, jak powinna się czuć, a gdy się odezwał, Margo nie była w stanie na niego spojrzeć.
    Oczy ponownie zaszły jej łzami, jednak tym razem nie były spowodowane poczuciem winy i żalem. Były spowodowane obrzydzeniem do siebie samej, własną głupotą i Jake’m. Po prostu Jake’m, bo nigdy nie myślała, że mógłby potraktować ją w ten sposób.
    — Przepraszam, okej, naprawdę przepraszam, nie wiedziałam, co robię — wyszeptała, podnosząc się, ale nawet na niego nie spojrzała. Czuła go. Czuła jego spermę na sobie i miała wrażenie, że te miejsca ją naznaczają i musi jak najszybciej je z siebie zmyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ruszyła prosto do łazienki, oparła się dłońmi o umywalkę i odkręciła wodę. Nim nabrała wody w dłonie, spojrzała w lustro i zawyła boleśnie z rozpaczy do swojego odbicia. Wcisnęła pięść w usta, aby się zagłuszyć i osunęła się na kolana przed umywalką. W jego oczach już nic nie była warta, już nic dla niego nie znaczyła. Zrozumiała przekaz. I nie chciała, aby miał ją za jeszcze żałośniejszą. Musiała… musiała wziąć się w garść. Tyle, że jej serce straciło nadzieję, na poskładanie się. Nie miała siły nawet zmyć go z siebie, chociaż wiedziała, że musi. Musi to zrobić jak najszybciej i wyjść. Wgryzła się w swoją pięść i podniosła się na drżących nogach. Zmyła z twarzy, dekoltu i włosów resztki jego spermy, ale nie była w stanie zrobić nic więcej. Nie mogła wyjść, nie chciała go widzieć, nie chciała, żeby widział ją w takim stanie.

      🥲

      Usuń
  44. Nie wychodziła z mieszkania. Tkwiła w nim jak w klatce, chociaż wcale nie była pozbawiona kluczy. Po tym, jak potraktował ją tamtego dnia nie potrafiła spojrzeć sobie w oczy. Bała się spotkać go gdzieś na uczelni. Bała się oceniających ją spojrzeń, bo przecież wiedziała, że Jake wspomniał Ianowi o tym, że była zdradziecką suką wolącą dziewczyny. Nie miała pojęcia kto jeszcze wiedział i ile wiedział, ale… kiedy pojawiła się na terenie uczelni miała wrażenie, że wszyscy spoglądają na nią tak, jakby swoje winy miała wypisane na twarzy. Nie wróciła ponownie prędko na zajęcia. Zaszyła się w mieszkaniu. W mieszkaniu, w którym na każdym kroku myślała o Jake’u, w mieszkaniu, w którym spuścił się na jej twarz, a następnie wyśmiał.
    Nienawidziła tego miejsca. Nienawidziła tego miasta, uczelni. Nienawidziła niczego, co miało jakikolwiek związek z byłym chłopakiem, a jak na złość… wszystko jej się z nim kojarzyło.
    Na uczelni prawdopodobnie nie pojawiłaby się jeszcze przez długi czas, gdyby nie interwencja Mallory i to tylko przez to, że były przydzielone razem do zadania w grupie. Tak, jakby Margo zależało na ocenie blondynki w momencie, gdy nie zależało jej już na niczym… w każdym razie, zaraz po grupowych ćwiczeniach, na które Mallory zaciągnęła Margaret siłą, ruda wróciła do mieszkania, do dalszego… marnego egzystowania.
    Miała problemy ze snem, bo jej organizm nie męczył się podczas snucia się z łóżka na kanapę i z kanapy na łóżko. Nie miała ani apetytu, ani nawet siły na robienie sobie jakiegokolwiek jedzenia. Nie miała siły i ochoty dosłownie na nic. O ile obecność Cynamonki wcześniej umilała jej marny żywot, tak teraz kot stał się utrapieniem, bo musiała o niego dbać, chociaż nie miała na to chęci. Żadnych. Najmniejszych.
    Nie spała, kiedy rozległ się dźwięk domofonu i pukania do drzwi. Siedziała akurat na kanapie, wpatrując się niewidzącym wzrokiem w telewizor. Zwlekła się z kanapy i owinięta miękkim kocem poszła otworzyć drzwi. To mogłoby być włamanie z morderstwem. Nie miałaby nic przeciwko. Wszystko byłoby wtedy takie łatwe, gdyby po prostu wszystko się skończyło. Nawet nie czuła strachu, gdy otwierała drzwi w środku nocy, nie spodziewając się nikogo. Nie miała pojęcia, kogo mogłaby zobaczyć po ich otworzeniu, ale to kogo zobaczyła…
    Zamrugała powiekami, wpatrując się w nieprzytomnego Jake’a i jego kolegów, którzy podtrzymywali go. Wpatrywała się w swojego byłego chłopaka i nie była w stanie wydusić z siebie żadnego słowa. Nie wspomniała o kanapie, ale chłopacy weszli do mieszkania i właśnie na niej ułożyli naprutego do nieprzytomności chłopaka i wyszli z minami, jakby właśnie wykonali super dobry uczynek.
    Margaret była w szoku, którego nie umiała się pozbyć nawet po tym, gdy kumple Jacoba już wyszli.
    — Jake? — Stała wciąż przy drzwiach, nie mając pojęcia co ma zrobić. Nie powinno go tutaj być. Jej serce nie powinno szybciej bić na jego widok, na pewno nie w takim stanie, ale… może sam chciał, żeby go do niej przywieźli? Nie wyglądał jakby był w stanie cokolwiek sam zrobić, ale może… może gdzieś głęboko w sercu ciągle ją miał? A ona głupia i jej głupie serce chciały w to wierzyć. W to, że mógłby jej wybaczyć. Nawet po tym, w jaki sposób ją potraktował, co tylko utwierdzało ją w tym, jak bardzo była żałosna.

    🙃

    OdpowiedzUsuń
  45. Wpatrywała się w ledwo przytomnego chłopaka. Jego ciało na kanapie wyglądało niemal jak zwłoki. Kiedy nie odpowiedział, powtórzyła jeszcze raz jego imię. Po braku jakiejkolwiek reakcji, zagryzła mocno wargi, zastanawiając się, co miała niby z nim zrobić. Jego obecność… uwierała ją strasznie. To, że przyprowadzili go do tego mieszkania powodowało, że w jej głowie pojawiło się mnóstwo pytań. To, że był praktycznie nieprzytomny… spojrzała na koc, którym była otulona, a następnie na jego ciało. Westchnęła ciężko do samej siebie i podeszła do kanapy niepewnym krokiem. Zawahała się nim zdecydowała się spróbować ułożyć go na boku, w razie gdyby w nocy zaczął wymiotować. Jakby nie była pewna czy w ogóle może go dotknąć. Chociaż nie miała pewności co do własnych uczuć, ostatnie czego chciała to to, aby umarł na tej kanapie przez własne rzygi.
    — Mogłabyś się do czegoś przydać — burknęła cicho do kotki, która stawiała dostojnie łapki na oparciu kanapy i przypatrywała się męczarni rudowłosej z ulżeniem Jake’a — pamiętam, jak zdradziecko do niego ruszyłaś. To proszę. Masz swoją bezwładną kupę mięśni. Ale jak wybierzesz go i tym razem, obiecuję ci, że możesz zapomnieć o mokrej karmie do końca miesiąca — westchnęła, otulając go kocem. Przeszła jeszcze do łazienki i uszykowała miskę, w razie gdyby była mu potrzebna.
    A później zamknęła się w sypialni, nie mogąc zmrużyć oka. Nie była w stanie zasnąć, wiedząc, że Jake jest tak blisko, całkim nieświadomy co się stało. To nie ona powinna bać się ranka, w końcu to nie tak, że go tu sprowadziła. Była jednak pewna, że to ją będzie za to obwiniał. Po tym, jak ją potraktował ostatnim razem, nie miała wątpliwości, że stała się dla niego odpowiednikiem wszystkiego co najgorsze.
    Nie spała, kiedy wszedł do sypialni. Leżała jednak bezruchu, udając, że śpi. Było jej tak ciężko ruszyć się z łóżka, kiedy był obok… i dlatego, chociaż walczyła ze sobą, dobrze wiedząc, że powinna przejść na kanapę, przegrała tę walkę. Tak bardzo za nim tęskniła.
    Zasnęła. Pierwszy raz od dawna.
    Otwierając oczy, od razu zorientowała się, że Jake leży obok.
    — Przepraszam, że wszystko zniszczyłam — wyszeptała niemal bezgłośnie, bojąc się, że mogłaby go obudzić. Szybko opuściła łóżko i sypialnie, czując wyrzuty sumienia, bo wiedziała, że gdy tylko położył się na łóżku, ona powinna wyjść.
    Wzięła prysznic, umyła włosy i krzątała się po mieszkaniu, nie wiedząc co ma ze sobą zrobić.
    Kiedy usłyszała jego głos, siedziała na kanapie, z kubkiem kawy trzymanym oburącz i patrzyła przez okno. Odwróciła głowę w jego stronę, ale nie była w stanie spojrzeć w jego oczy. Po prostu nie mogła tego zrobić. Wbijała więc spojrzenie tuż obok jego głowy, w futrynę.
    — Twoi kumple — zaczęła, ale przerwała aby odchrząknąć — twoi narąbani kumple musieli zapomnieć, że my… że już tutaj nie mieszkasz — ostatnie słowa wyszeptała cicho, opuszczając spojrzenie — w dzbanku jest ciepła kawa, a w torbie Burger i frytki — poinformowała, bo tak, zamówiła Jake’owy zestaw na kaca, chociaż to, że zadbała o to, by nie zakrztusił się własnymi wymiocinami i tak było wystarczające. Nie miała pojęcia czy będzie w stanie coś zjeść, czy w ogóle będzie chciał tutaj jeść, ale wiedziała, jak zawsze radził sobie z kacem i chociaż nie była mu nic dłużna… zrobiła to dla niego — w lodówce twój ulubione shake — dodała wpatrując się w Cynamonkę, która głośno mrucząc łasiła się o jego nogi. Mała, ruda zdrajczyni.

    💔

    OdpowiedzUsuń
  46. Czuła, jak ściska ją w żołądku. Nigdy wcześniej nie czuła się tak niekomfortowo przy Jake’u ani kiedy powiedziała mu o Fibs, ani nawet tamtego dnia gdy potraktował ją jak szmatę.
    Teraz, po tym wszystkim nie potrafiła spojrzeć mu w oczy. Co było żałosne, biorąc pod uwagę, że nie wyszła z łóżka, kiedy w środku nocy w nim wylądował.
    Słysząc jego słowa odnoszące się do braku wiedzy jego kumpli, zmarszczyła lekko brwi. Zastanawiała się… dlaczego? Dlaczego im nie powiedział? Ian i Mallory wiedzieli. Wiedziała o tym, bo ciągle czuła na sobie oceniające spojrzenie dziewczyny, zwłaszcza poprzedniego dnia, gdy wyciągnęła ją na uniwerek. Dlaczego zatem nie powiedział innym? Jaki miał w tym cel? Była pewna, że to się z czymś wiązało. Tylko za nic w świecie, nie rozumiała z czym. Po co?
    Przemilczała to jednak, przynajmniej na tamten moment. Przesuwała palcami po kubku, nie wiedząc, co ma zrobić. Z nim, ze sobą. Mogłaby zrobić mu awanturę. Wkurzyć się, że nie życzy sobie więcej takich nocnych niespodzianek, że między nimi wszystko jest skończone i zwyczajnie, nie chce go nigdy więcej widzieć.
    Ale nie potrafiła się na niego wkurzać, bo chociaż nie zachował się w porządku względem niej, wiedziała, że jej zdrada była tysiąc razy gorsza. I żałowała tego każdej sekundy.
    — Nie powiedziałeś im? — Spytała, odrywając wzrok od kubka z kawą. Nie patrzyła jednak na niego. Przypatrywała się Cynamonce, która okazywała swoją sympatię Jake’owi. Co było po prostu dziwne, bo chociaż zawsze mu mówiła, że przesadza, kotka początkowo naprawdę zachowywała się tak, jakby robiła mu na złość. — Dlaczego? Mogłeś… — urwała, bo zdała sobie sprawę jakby to brzmiało, gdyby zadawali pytania: zdradziła mnie z moją bliźniaczką. Na samo wyobrażenie i powrót wspomnieniami do Fibs, chciało jej się rzygać. — Nieważne — szepnęła, jednocześnie unosząc ze zdziwienia brew. Częstował ja? Chciał, żeby wzięła tę frytkę i znalazła się bliżej? Jeżeli zdecyduje się wziąć, będzie musiała wstać z kanapy i podejść te kilka kroków do wyspy. Znaleźć się bliżej niego. Chciał tego? Ona chciała. Po tym wszystkim, wciąż chciała być obok. Czuć go. Boże, zrobiłaby wszystko co tylko by powiedział, gdyby to mogło sprawić, że w końcu wybaczyłby jej. Tak bardzo chciała, żeby jej wybaczył.
    Zapytał tylko czy chce frytkę, a ona analizowała możliwości, jakby ta jedna frytka miała o wszystkim zdecydować. Pieprzona frytka.
    Zacisnęła palce na kubku i powoli podniosła się z kanapy. Starała się zapanować nad drżeniem nóg i chwyciwszy porządnie jedną ręką kubek, sięgnęła drugą po frytkę.
    — Dzięki — powiedziała. Nie wiedząc, co ma ze sobą zrobić przeszła do wiszących szafek i otworzyła tę, w której znajdował się mały koszyk, służący za domową apteczkę. Bez słowa wyciągnęła blister paracetamolu i odwracając się do niego przodem, podsunęła mu tuż obok rozłożonego papieru od burgera — pewnie pomogą — patrzyła na Cynamonkę, zastanawiając się czy powinna tu zostać, czy wrócić na kanapę, a może zamknąć się w sypialni — tęskni za tobą — nie mówiła tylko o kotce, ale zrozumiała ostatnim razem, że nie zamierza wysłuchiwać niczego, co dotyczy jej.

    🥺

    OdpowiedzUsuń
  47. Żałowała, że w ogóle się odezwała, że nie pomyślała wcześniej o tym, z czym wiązałoby się wyznanie Jake’a o ich rozstaniu, o jej zdradzie. Po cholerę, w ogóle pytała. Nie mogła powiedzieć, aby te spotkanie przebiegało miło, bo było cholernie sztywno i niekomfortowo, ale po jego odpowiedzi… było tylko gorzej. Przynajmniej ona czuła się gorzej i jedynie domyślała się, jak mógł czuć się Jake.
    Nigdy nie potrafiła się zamknąć w odpowiednim momencie. I musiała się tego, wreszcie, cholera, nauczyć. Zamknąć usta i się nie odzywać. To przecież nie mogło być takie trudne.
    — Masz rację — powiedziała jedynie z wyraźnym zakłopotaniem — jasne — dodała, zastanawiając się czy jeszcze kiedykolwiek przydarzy się… niespodziewana nocna wizyta. Szybko jednak przestała o tym myśleć, bo przecież wiedziała, że Jake nigdy nie imprezował dużo. To wszystko nie było jednak jej sprawą, prawda? Nawet jeżeli mieliby go jeszcze kiedyś tu przyprowadzić, zaciśnie zęby i znowu wskaże im kanapę. Nie miała do niczego prawa po tym, co mu zrobiła. Wiedziała to.
    Wzruszyła lekko ramionami na jego podziękowanie za tabletki i znowu odwróciła się przodem do blatu. Nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Nie umiała bezczynnie siedzieć i udawać, że go nie ma w mieszkaniu. Nie chciała też zamykać się w sypialni, bo nie miała pojęcia czy Jake czegoś jeszcze będzie chciał. W mieszkaniu nadal były jakieś pojedyncze jego rzeczy, a Margo niczego nie ruszała. Chciała wstawić sobie wodę na herbatę, ale szybko się zreflektowała, że hałas może mu nie służyć, więc chwyciła znowu kubek z kawą i zerknęła znowu na Cynamonkę. Miała ochotę powiedzieć, że nie tylko kotka za nim tęskni, ale po poprzednim wiedziała, że musi się zamknąć i przestać gadać, co jej ślina przyniesie na język. Widząc pudełko wyciągnięte w jej stronę, automatycznie wzięła frytkę i zaczęła odgryzać jej małe kawałki.
    — Jak tam Bobby? — Spytała w tym samym czasie, a następnie wzruszyła powoli ramionami. Co miała mu niby powiedzieć? Że w zasadzie to myślała, że po tym jak ją potraktował ostatnio będzie jej łatwiej o nim zapomnieć, ale tak naprawdę wcale tak się nie stało? Że jedynie czuła się gorzej ze sobą samą? Że nie mogła patrzeć w lustro, bo widziała siebie w sposób, w jaki on ją widział? Że chyba rzuci uniwerek, bo i tak ma małą szansę na zaliczenie wszystkich przedmiotów? A może miała skłamać, że jest świetnie? — W zasadzie… — chciała coś powiedzieć, naprawdę, ale nie miała pojęcia, co — nie musisz udawać, że to cię interesuje, Jake — przygryzła wargę — ale cieszę się, że… korzystasz z życia i… chyba u ciebie dobrze, co? — Bo może i teraz wyglądał jak śmierć, to najwyraźniej świetnie sobie radził. Spotykał się z kumplami, bawił się, nie zawalał uczelni. Było z nim lepiej niż z nią. I… dobrze, to ona wszystko spierdoliła, on zasługiwał na to, żeby szybko się pozbierać.

    🥺

    OdpowiedzUsuń
  48. Nic nie musiał mówić, po samej jego minie widziała, że coś spieprzyła. A trzeba było siedzieć cicho. Nic nie mówić, schować się w sypialni i po prostu czekać, aż zdecyduje się wyjść. Domyśliłby się sam, że jedzenie jest dla niego, a tabletki znalazłby przecież bez problemu, bo dobrze wiedział, gdzie je trzyma.
    Oblizała nerwowo wargi, nie bardzo rozumiejąc czym go tak bardzo zdenerwowała, ale… nie chciała przecież. Ostatnie czego chciała to denerwowanie go. Dlatego trzymała się na uboczu, nie wchodziła w niepotrzebne interakcje i trzymała się bezpiecznych tematów! Nie mówiła o tym, jak bardzo za nim tęskni, nie narzucała się, nie wtrącała się w jego sprawy. A i tak był na nią wkurzony. W kilka sekund, a ona nie rozumiała dlaczego.
    Zmarszczyła lekko brwi, spoglądając na niego i słuchając tego, co mówił. Powoli łączyła kropki, a jej serce biło coraz szybciej.
    — Jake… naprawdę przepraszam — powiedziała. Myślała, że sobie radzi, była przekonana, że tak jest. Nie przeszło jej przez myśl, że trafił do mieszkania, bo zapijał smutki. Raczej zakładała, że nieszczęśliwie wypił drinka za dużo. — Kurtka? — Powtórzyła za nim, próbując sobie przypomnieć czy kiedy chłopacy go przyprowadzili to miał na sobie kurtkę. Nie miał. Odstawili go od razu na kanapę, a ona nakryła go kocem, żeby nie było mu zimno. Nie zdążyła jednak niczego wytłumaczyć, bo zasypał ją pytaniami, od której jej oddech przyspieszył, a oczy otworzyły się jeszcze szerzej.
    — Nie mam twojej kurtki — powiedziała, odchylając głowę do tyłu, zestresowana oddychała ciężej, patrząc na niego — w-wiem, ale… chciałam, chciałam, zrobić chociaż tyle. Wiem, że to za mało, że nigdy nie naprawię tego, co było między nami, ale… wciąż cię kocham — ułożyła dłonie na jego ręce, próbując odciągnąć ją od siebie — próbuję! — Krzyknęła, bo chociaż bolało ją serce, starała się nie wchodzić mu w drogę — nie spotykam się z Mal, żebyśmy przypadkiem na siebie wpadli! Nie chodzę na uczelnię, żebyś nie musiał na mnie patrzeć! Mall wczoraj mnie siłą zaciągnęła, bo miałyśmy wspólne zadanie, nawet nie pytam co u ciebie, żebyś nie zarzucał mi, że interesuję się tym czym nie powinnam! Nie pytam jej, jak sobie radzisz, żeby przypadkiem Ian ci nie gadał, że się interesuję, chociaż tak bardzo chciałabym móc się interesować! Wiem, że to spierdoliłam! Wiem! I niczego bardziej w życiu nie żałuję! Ale przecież masz to w dupie, powiedziałeś i pokazałeś mi gdzie moje miejsce! — Krzyknęła, czując jak w jej oczach zbierają się łzy — a może znowu masz ochotę potraktować mnie jak szmatę!? Bo przecież tylko tym dla ciebie jestem, szmatą w którą możesz wytrzeć buty i się wyżyć — miała ochotę go uderzyć, ale wiedziała, że miał rację. Tylko tym była. Sama siebie też widziała właśnie w ten sposób. Zamrugała, pozwalając, żeby łzy spłynęły po jej policzkach. Dyszla ciężko, patrząc na niego. Nawet nie było jej głupio, że wybuchnęła. Gorzej już nie mógł i tak o niej myśleć. — Wszystko… okej? — Spytała zachrypniętym głosem, dostrzegając kropelki prosi na jego twarzy. I nienawidziła siebie za to jeszcze bardziej, bo po tym wszystkim powinna go wykopać za drzwi, a nie martwić się wciąż o niego.

    💔

    OdpowiedzUsuń
  49. Dopiero teraz zaczęła mu się przypatrywać. Do tej pory zerkała krótko na jego twarz, starała się nie patrzeć w jego oczy. Nie chciała go prowokować, nie chciała… nie chciała, aby powiedział na głos to, co sama myślała: że nie zasługiwała nawet, aby na niego patrzeć.
    Może gdyby odważyła się spoglądać na niego dłużej, zorientowałaby się wcześniej, że do takiego stanu nie doprowadził go sam alkohol, że nie wylądował w starym mieszkaniu przez drinka za dużo, tak jak była przekonana. To narkotyki. A jego stan wyraźnie wskazywał, że to nie było jednorazowe.
    — Jake — wychrypiała jedynie jego imię. Kiedy uderzył pięścią w szafki, zadrżała, cały czas próbując odciągnąć jego dłoń ze swojej szyi — przestań — poprosiła cicho. Sama nie wiedziała, co miał przestać robić. Trzymać ją? Mówić? Słowa, które padały z jego ust sprawiały, że bolało ją mocniej serce. Czuła się jeszcze bardziej winna. Bo o ile wcześniej nie rozumiała, ciągle sama usprawiedliwiała się byciem na haju… łzy, jedna za drugą spływały po jej policzkach, bo wraz z jego krzykami zaczęło do niej docierać, jak on to widział, jak on to czuł. Była żałosna, wierząc, że kiedyś mógłby jej wybaczyć. — Przepraszam Jake, naprawdę… tak bardzo cię przepraszam — mówiła płacząc, nie licząc na to, że jej wybaczy — wiem, że nie zasługuje na przebaczenie, boże, wiem, ja… — sama nie wiedziała, co tak właściwie chciała powiedzieć. Poruszyła ustami, bez wypowiedzenia słów. Bo na tym powinni skończyć. Zraniła go. Skrzywdziła go. Sama dopuściła, nie, sama sprawiła, że go straciła. Na zawsze. I nie była w stanie zrobić nic, żeby na to wybaczenie zasłużyć. Nawet nie płakała przez to, że kolejny raz nazwał ją szmatą, że przyznał jej rację w tej kwestii. To nie bolało w taki sposób, bolało, bo wiedziała, że sama zapracowała, żeby tak o niej myślał, żeby tak ją widział…
    — Zaczekaj — poprosiła cicho, chcąc go zatrzymać złapała jego przedramię. Nie mógł wyjść w takim stanie, nie mogła pozwolić mu wyjść. Bo rozumiała, skąd drżenie, skąd pot. Brał. Boże brał i pewnie zaraz po wyjściu stąd weźmie znowu. Myśl, że przez nią dotarł do takiego punktu w swoim życiu… — nienawidź mnie, boże, nienawidź mnie z całego serca, ale nie nienawidź siebie, nie bierz więcej tego gówna — powiedziała przez łzy, kiedy wyrwał rękę z jej uścisku — zrób to dla siebie — prosiła, próbując zatrzymać go w mieszkaniu. Wiedziała, teoretycznie, że w tym stanie jej nie wysłucha i w zasadzie w żadnym innym też nie będzie jej słuchał, ale… Boże, nie mógł tak skończyć. Może powinna spróbować za nim pobiec, zatrzymać go na korytarzu, na klatce schodowej, może gdyby spróbowała go zatrzymać, chwilę się z nim poszarpała…
    — Nie! — Wrzasnęła głośno, bo gdy przez uchylone okno usłyszała klakson, a później głuche uderzenie, nie miała wątpliwości. Nie miała żadnych, kurwa, wątpliwości. Tak jak stała, ruszyła biegiem do wyjścia. — Nie, nie, nie! — Krzyczała zeskakując co kilka stopni, a łzy spływały po jej policzkach — Jake! Boże, nie! — Jakiś przechodzeń z grona gapiów złapał ją za ramię i zatrzymał, ale i tak zdążyła zobaczyć, co się stało i ten widok miał zostać z nią już na zawsze. Ze świadomością, że to wszystko jej wina.

    😭💔

    OdpowiedzUsuń
  50. Nie mogła zapomnieć widoku, który miała przed oczami po wybiegnięciu z kamienicy. Krew. Ciało Jake’a nienaturalnie wygięte na uszkodzonej masce samochodu. Tak dużo krwi. Wszędzie. Nawet w snach czuła, jak jakiś obcy facet ściskał mocno jej ramię, aby przypadkiem nie podbiegła dalej, żeby nie oglądała tego wszystkiego z bliska. Miała wrażenie, że bolało ją gardło nawet od wrzasków, które wydawała z siebie w ciągu nocy, za każdym razem, gdy ten koszmar na nowo odtwarzał się w jej głowie.
    Była przy nim… ciągle. Kiedy tylko mogła i personel nie kazał jej iść odpocząć do domu, ciągle siedziała na plastikowym krześle pod ścianą i gapiła się na jego pogrążone we śnie, spokojne ciało. Wiedziała, że nie byłby zadowolony z jej obecności, ale raz już go posłuchała i nie zjawiła się w szpitalu, teraz… mając świadomość, że mógł prawie umrzeć, a oni tuż przed tym się pokłócili… nie mogła go zostawić na dłużej. Najchętniej w ogóle nie wychodziłaby z jego sali, ale podejrzewała, że pielęgniarki w końcu skorzystałyby z usług ochrony, aby się jej pozbyć.
    Fakt bycia przybranym rodzeństwem dużo dawał, bo przynajmniej nikt jej nie wyprosił, udzielali jej informacji, a ona… była. Każdego dnia przychodziła i czekała na ten, w którym postanowią go wybudzić.
    Zajęła swoje miejsce jak zawsze, na krześle przystawionym do ściany po drugiej stronie pokoju. Jakby chciała mu dać przestrzeń od siebie samej, domyślając się, że mógł jej przy sobie nie chcieć.
    Kiedy lekarz wykonał wszelkie procedury, a oni zostali sami w pomieszczeniu, nie drgnęła. Wpatrywała się jedynie w niego zmęczonym spojrzeniem, ciesząc się, że… że żył, że przeżył ten wypadek, że był w stanie oddychać samodzielnie, że…
    — Pomogę ci — powiedziała, wstając z krzesła i niepewnie podchodząc do stolika na którym stał kubeczek z wodą — chcesz słomkę? — Zapytała, wyciągając dłoń z napojem w jego stronę. — Nie mogłam cię zostawić — wyszeptała patrząc na swoje buty. Słyszała, że nie był zadowolony z jej obecności, ale, kurwa, była pewna, że on umrze. Widząc miejsce wypadku… na samą myśl, na nowo przed oczami miała tamten widok. Odruchowo objęła dłońmi ramiona i wzdrygnęła się lekko — nie mogłam cię kolejny raz zostawić całkiem samego — podniosła powoli spojrzenie na jego twarz — wiem, że wolałbyś widzieć teraz kogokolwiek innego niż mnie, więc… jak chcesz… mogę po kogoś zadzwonić… — zaproponowała, chociaż nie była pewna czy będzie potrafiła tak po prostu wyjść ze szpitala i przestać myśleć o tym, co dzieje się w ten konkretnej sali — tak bardzo się o ciebie balam, Jake… ten samochód… Ty… to było… myślałam, że… — dukała, znowu nawiedzana przez obrazy, które tak bardzo chciała zapomnieć.

    🥺🥺

    OdpowiedzUsuń
  51. Wpatrywała się w niego, ciesząc się, że obejmowała dłońmi ramiona. Dzięki temu nie wystartowała do niego z rękoma od razu, gdy zauważyła, że próbował się nieco poprawić na poduszkach. Wiedziała, że nie ma prawa go dotykać. Przecież zdawała sobie sprawę z tego, że była ostatnią osobą, jaką chciał widzieć… ale mimo tej wiedzy, nie mogła tak po prostu odejść. Bolało ją to, w jaki sposób ją traktował, ale bardziej bolało to, co robił sobie.
    Wiedziała, że to był wypadek, że nie wbiegł specjalnie pod samochód. Ale narkotyki, sposób w jaki się zatracał, nie zasługiwał na to.
    — Nie ma za co — wyszeptała, przez cały czas trzymając dystans. Chciała chociaż minimalnie uszanować jego granice, dać mu minimalną przestrzeń, żeby w końcu w odpowiednim momencie zmusić się do wyjścia i pozwolenia mu na odejście. Nie mogła mu przecież tego bronić, nie mogła mieć żalu, to ona wszystko spieprzyła i miała tego pełną świadomość. Przez to bolało jeszcze bardziej. Zwłaszcza, że nie była świadoma co robiła, kiedy była z Fibs. Popełniła największy błąd w swoim życiu, w momencie, w którym nie mogła siebie kontrolować.
    Wyczekiwała, aż powie po kogo ma zadzwonić. Zakładała, że to właśnie zrobi. Powie, że ma sprowadzić tutaj Iana i spadać, ale… zamrugała, kiedy powiedział, że to ona ma zostać. Skinęła głową i uśmiechnęła się słabo, bo chociaż cieszyła się, że mogła tu z nim być, wolałaby, aby każde z nich znajdowało się poza szpitalem. Całe. Zdrowe. Ale uśmiech szybko zniknął z jej ust, kiedy zaczął mówić dalej.
    — Tak — wychrypiała, a słuchając go, jej oczy też zaszły łzami. Bo to tak boleśnie uświadamiało ją, jak bardzo go zraniła, że nigdy nie będzie w stanie sprawić, aby chociaż spróbował jej wybaczyć. Bo nie zasługiwała na to, jeżeli przez nią czuł się w taki właśnie sposób — nie mów tak — powiedziała cicho, zastanawiając się nad tym, co mogłaby mu powiedzieć. Bo żadne słowa nie były w stanie wyrazić tego co czuła. Do siebie, do niego, do całej tej pieprzonej sytuacji, do której doprowadziła — wiem, że jest trudno, wiem, że moje trudno jest zupełnie inne od twojego, ale… nie możesz tak mówić, nie możesz rezygnować z siebie przeze mnie — wyszeptała, chociaż nie była pewna czy mówienie czegokolwiek było dobrym pomysłem. Ostatnio myślała, że nie wtrącanie się w jego sprawy było dobrym posunięciem, a skończyło się… w szpitalu — gdybym mogła cokolwiek zrobić, żeby było ci łatwiej… wiem, że nie da się tego zrobić, ale tak bardzo chciałabym cofnąć czas, wiedzieć po co sięgam, mieć pewność, że żadne gówno nie odetnie mi świadomości — wyszeptała, cały czas trzymając się na dystans — jeżeli jest coś, co mogę zrobić… powiedz mi proszę — nie była pewna czy powiedzenie, że pragnie jego szczęścia było odpowiednie, ale zaryzykowała — chciałabym, żebyś był szczęśliwy, Jakie.

    🥺

    OdpowiedzUsuń
  52. Opuściła głowę w dół i wbiła spojrzenie w czubki swoich butów. Pytanie, które jej zadał było jednocześnie banalne i trudne. Sprawiało, że żołądek jej się ścisnął, a w gardle pojawiła gula uniemożliwiająca mówienie.
    Rozchyliła wargi, aby wziąć głęboki oddech. Wiedziała, że wszystko przecież i tak było już powiedziane, o wszystkim wiedział, ale rozmawianie o tym, że doprowadziła ich związek do takiego punktu sprawiało, że cała się denerwowała. Bo wiedziała, że wszystko było jej winą, że cokolwiek nią kierowało, spieprzyła. Tak bardzo spieprzyła.
    — Co miałam ci powiedzieć? Jake, był napad, postrzeliłam twoją siostrę chcąc ją ratować przed rabusiem, a później poczęstowała mnie papierosem, który okazał się być jakimś gównianym dopalaczem i dopiero po fakcie, kiedy to gówno przestało działać dotarło do mnie, co tak właściwie się stało? Myślałam, że… tak będzie lepiej. Dla nas, dla ciebie, ale… nie mogłam patrzeć w lustro, nadal nie mogę — nie chciała płakać, bo to ona była w tej historii czarnym charakterem, to ona zraniła, ale zraniła nie tylko jego. Samą siebie też i to chyba najbardziej bolało — bo masz rację, Jake, zachowałam się jak zwykła szmata i nie zasługuje na nic więcej od ciebie — dodała oblizując wargi.
    Pokręciła przecząco głową. Wiedziała, że to ona była żałosna, a nie on.
    — Wcale nie — szepnęła — i powinieneś wylać na mnie całą swoją złość, bo masz do tego prawo, spieprzyłam. I powinieneś na mnie się wyżyć zamiast samemu sobie dowalać — powiedziała, bo chyba była na to gotowa. Była gotowa dać się poniżyć, tylko po to, żeby to on poczuł się lepiej. Bo wyrzuty sumienia i tak niszczyły ją od wewnątrz. Nic nie było w stanie sprawić, aby poczuła się jeszcze gorzej niż czuł się już teraz. Bo wiedziała, jak bardzo go zawiodła, widziała, do czego doprowadziła. Co się stało z Jake’m, przez nią.
    — Nie ma nic lepszego ani ważniejszego, Jake, po prostu nie ma — zrobiła kilka kroków wstecz — mogę zostać gdybyś potrzebował jakiejkolwiek pomocy, mogę wyjść jeżeli chcesz, mogę… po prostu powiedz mi, co mam robić, zrobię wszystko… chociaż tyle mogę dla ciebie zrobić — nie zamierzała więcej prosić o przebaczenie, bo miał świadomość, że po pierwsze na nie nie zasługuje, a po drugie nie powinna go niczym męczyć. Niczym. — Po prostu usiądę sobie tutaj i gdybyś czegoś potrzebował to będę — zaproponowała, wskazując krzesło pod ścianą, które znajdowało się za nią. Najdalej jak się dało od jego łóżka, żeby nie czuł się przytłoczony jej obecnością.

    🥲

    OdpowiedzUsuń
  53. Może miał rację. A może tylko chciał wzbudzić w niej jeszcze większe wyrzuty sumienia. Nie wierzyła w to, że gdyby powiedziała mu w inny sposób, w innych okolicznościach, cokolwiek byłoby inaczej między nimi. Nie ośmieliła się jednak powiedzieć tego na głos. Bo i po co? Wywoływanie jakiejkolwiek kłótni nie było jej celem.
    — Przepraszam. Wiem, że już to mówiłam i że to nadal niczego nie zmieni, ale naprawdę przepraszam, Jake — szepnęła cicho, wracając na swoje krzesło. Nie zamierzała wyjść i go zostawić tak długo, dopóki jej obecność mu nie przeszkadzała, więc… po prostu siedziała i była. Dla niego, tak długo, jak tego chciał.

    Po przychodzeniu dzień w dzień do niego do szpitala, nie wyobrażała sobie, żeby to miało się tak nagle skończyć. Dlatego nie wahała się nawet przez chwilę, aby zaproponować mu swoją pomoc. W końcu… wciąż potrzebował pomocy, a Margo… egoistycznie nie chciała pozwolić na to, aby to ktoś inny mu pomagał w tym czasie. Czuła, że gdyby tak się stało, to… cokolwiek między nimi było, skończyłoby się w pełni. Nie łudziła się, że jej wybaczył, że wybaczy, że kiedykolwiek wrócą do tego, co było. Ale… a może tak naprawdę właśnie na to liczyła? Dlatego tak bardzo nie chciała dopuścić do tego, żeby ten kontakt się skończył. Chciała go. Chciała Jake’a w swoim życiu, bo przez te dwa tygodnie odnalazła w sobie więcej siły i motywacji, do podniesienia się z łóżka niż przez cały ten czas między zerwaniem, a dniem wypadku.
    Kiedy się zgodził, nie umiała powstrzymać delikatnego uśmiechu na twarzy.
    Po wejściu do mieszkania i usłyszeniu jego słów, jedynie pokręciła delikatnie głową, a na jej twarzy chyba było prawdziwe rozbawienie.
    — Chcesz mi powiedzieć, że gdyby zachciało ci się właśnie teraz napić, bez problemu podniósł byś się i się napił, tak? I to tylko takie złudzenie optyczne, że wyglądasz w tym momencie tak, jakbyś właśnie przed chwilą skończył najbardziej wyczerpujący trening na świecie? — Spytała, odkładając swoją torebkę na mały stolik przy drzwiach wejściowych — lepiej powiedz czy nalać ci wody, czy wolisz coś innego? — Przechyliła lekko głowę, przyglądając mu się uważnie w oczekiwaniu — jeżeli chcesz, możesz zająć sypialnie. Nie będę ci przeszkadzała kręcąc się po mieszkaniu, gdybyś potrzebował się zdrzemnąć czy zwyczajnie chciał nieco więcej prywatności — zaproponowała, przechodząc do aneksu kuchennego. Wyciągnęła z szafki dwie szklanki, dla siebie nalała wody, a na odpowiedź Jake’a wciąż czekała, zerkając na niego — i gdybyś czegokolwiek potrzebował, nawet się nie krępuj. W końcu… dlatego tutaj jesteśmy. Żebyś miał pomoc, żebym mogła ci pomóc, kiedy będziesz tego potrzebował. Więc nawet nie próbuj zgrywać twardziela, Miller. Dla mnie to żaden problem, jasne? Po prostu powiedz jak będziesz czegokolwiek potrzebował.
    Nie mogła się zamknąć, bo… chyba trochę się denerwowała. Bała się, że skończą się ich rozmowy o głupotach, które miały miejsce w szpitalu, i ten pozorny brak skrępowania, który czuła siedząc na krześle w jego sali.

    pielęgniarka Margo

    OdpowiedzUsuń
  54. Uniosła lekko brew w reakcji na jego słowa.
    — Czołgając się i ledwo zipiąc — mruknęła pod nosem, ale na tyle głośno, aby ją usłyszał. Znała Jake’a i wiedziała, że samo to, że pozwolił jej sobie pomóc było czymś wielkim. Zwłaszcza po wszystkim, co się w ostatnim czasie między nimi wydarzyło. Nie lubiła nazywać tego w myślach swoją winą, swoją zdradą, bo czuła się przez to jeszcze bardziej gównianie, ale chyba musiała zacząć…
    — Woda, już się robi — powiedziała, zerkając na niego, słysząc jego westchnienie. Napisał się cała i czujnie mu się przyglądała, jakby chciała dostrzec, czy coś było nie tak, ale nie chciał się skarżyć… odpuściła jednak zadawanie miliona pytań, bo przecież miał powód do bycia zmęczonym i obolałym. W końcu… no właśnie, pozwolił jej się sobą zaopiekować, a biorąc pod uwagę, że go zdradziła, nie zgodził się na jej obecność dla towarzystwa.
    Podeszła do kanapy i pochylając się delikatnie nad nim, wręczyła mu szklankę z wodą.
    W zasadzie nie była do końca pewna co ma ze sobą zrobić, więc splotła ręce ze sobą i wycofała się powoli do kuchni.
    Przyglądała mu się przez chwilę w ciszy.
    — Masz ochotę na coś konkretnego do jedzenia? — Wołała się upewnić, chociaż i tak zamierzała zamówić jego ulubione jedzenie — czy mam sama wybrać? — Spytała, chociaż co do dalszej części odnośnie do wspólnego oglądania filmu, nie była taka pewna… oczywiście, że zależało jej na Jake’u. Na jego towarzystwie, obecności, ale… znajdowanie się z nim w jego mieszkaniu było dużo bardziej krępujące niż myślała, że będzie. To… nie wiedziała co może, a czego nie może. Zawsze czuła się przy nim swobodnie, ale to minęło. Zwłaszcza teraz. — Jeżeli czujesz się zmęczony to możesz po prysznicu śmiało się położyć, nie czuj się… — zawiesiła głos, bo nie wiedziała jak wyrazić to, co czuła. Do zabawiania jej? — No wiesz, jestem tutaj dla ciebie. Do pomocy. Nie musisz spędzać ze mną czasu, bo tak wypada czy coś… — mruknęła, chyba jeszcze nigdy w życiu nie czując się, aż tak zakłopotaną przy nim. Zwłaszcza, że gryzło ją coś jeszcze i chciała zapytać, ale nie chciała wyjść na panikującą, wyolbrzymiającą byłą — jak się w ogóle czujesz? — Spytała cicho — znaczy, domyślam się, jak możesz się czuć, ale chodzi mi… mam coś wyrzucić z mieszkania, coś sprzątnąć? Żebyś… to… nie moja sprawa, ale jakie przepisali ci leki, Jake? — Nie chciała się z nim kłócić, po prostu się o niego martwiła, stąd wynikały takie a nie inne pytania. Pamiętała jak wyglądał tamtego dnia w mieszkaniu nim z niego wybiegł.

    😇

    OdpowiedzUsuń