NAGŁÓWEK/HTML1

L.A. Dreamers

INFORMACJE/HTML2

❤️‍🔥 Porządki po liście obecności zrobione!

❤️‍🔥 Lista obecności dobiegła końca. Karty autorów, którzy się na nią nie wpisali, zostały przeniesione do archiwum. Autorzy mają czas do 7.09 na zgłoszenie chęci dalszego współtworzenia bloga, po tym czasie zostaną usunięci z grona autorów.

❤️‍🔥 Kilka punktów regulaminu uległo zmianie (zaznaczenie kolorem), zapraszamy do zapoznania się z treścią!

❤️‍🔥 Zapraszamy do zapisów! 👁️

All the voices in my mind calling out across the line

 

Jacob 'Jake' Miller
25.09.2004
Kiedyś kapitan drużyny futbolowej Harvard-Westlake | Obecnie student UCLA | Złodziej, cwaniak i bajerant | Nie dostaje dobrych ocen za wiedzę | Nowobogacki | Hoduje marihuanę na własny użytek | Po co komu matka?

Jake uśmiecha się łobuzersko, a jego oczy wcale nie są niewinne. Wiecznie zjarany ziołem, czasami też pod wpływem mocniejszych substancji. Nosi podarte, poplamione ubrania, włosy ma w nieładzie, a na twarzy najczęściej widnieją ślady. Ślady walki z jakimś typem, który krzywo na niego spojrzał, bijatyki z najebanym ojcem… Różnie. Nie ma żadnych ambicji, włóczy się po ulicy, na lekcje chodzi tylko wtedy, gdy szkoła zgłasza nieobecność i zmusza go opieka społeczna. Nie jest idiotą, w domu ma luz, w żadnym innym ośrodku by go nie miał, więc nie walczy z urzędnikami. Przywykł do kradzieży, żeby mieć co jeść, do ucieczki przed wiatrówką (raz nawet oberwał; całą noc wyciągał śrut z nogi, a potem przez miesiąc nie mógł dojść do siebie), do podprowadzania portfeli staruszkom, bo on miał gorzej. Przywykł też do obcych dłoni na swoim ciele, bo łatwy zarobek okazał się znacznie bardziej kuszący niż wynoszenie jedzenia pod bluzą. Wystarczy nie myśleć, robić swoje, a potem cieszyć się kasą.
Jacob jest poważny i elegancki. Bez szemrania zakłada szkolny mundurek i prezentuje się w nim nadzwyczaj elegancko. Patrzy niewinnymi oczami na nauczycieli, uśmiecha się anielsko. Zawsze pomocny, zagaduje na szkolnych korytarzach do mniej popularnych dzieciaków, jeśli trzeba otworzy zaciętą szafkę i pożyczy notatki z angielskiego. Na treningach daje z siebie wszystko, motywuje drużynę, wspiera chłopaków całym sobą. Po każdym meczu dziękuje cheerleaderkom za występ, a w przerwach razem z nimi macha pomponami, śmieje się i wygłupia. W domu jest przykładnym synem, szanuje swojego ojca, nie drze kotów z macochą i jej córką. Udziela się w wolontariacie, każde święto dziękczynienia spędza w jadłodajni. Jest złotym chłopcem, wymarzonym synem i pasierbem, prawdopodobnie przyszłym rekinem biznesu, choć przez to, że jego ojciec wygrał na loterii, a nie dorobił się fortuny ciężką pracą, Jacob wciąż nie wie, czym będzie się zajmował. Do bólu wspaniały, mdły i nudny, idealny pod każdym względem.
A kim jest Miller? Miller jest sobą. Idealną mieszanką jednego i drugiego. Wspaniały chłopiec z niezbyt wspaniałym hobby, jakim jest sprzedawanie swojego ciała bogatym znudzonym mamusiom i tatusiom z fetyszem. Dobrze się kryje i zabezpiecza, dlatego wiecznie nosi przy sobie laptopa i nigdy nie dał się przyłapać na nagrywaniu. Zawsze o krok przed nimi, zawsze zadowolony z siebie, dumny z własnej przebiegłości. Kroczy pewnie, z podniesioną głową i uśmiechem na twarzy, bo wie, że ma ich wszystkich w garści.

fc Froy Gutierrez
Ed Sheeran - Bloodstream

32 komentarze:

  1. Zadając mu te konkretne pytanie, raczej oczekiwała w odpowiedzi uśmiechu i pociągnięcia ewentualnego żartu, ale widziała, ten nerwowy gest dłonią. Dlatego przygryzła delikatnie wargę, zastanawiając się, o co do cholery chodziło. W kawiarni z Ianem i Mallory byli zestresowani, bo nie chcieli aby znajomi dowiedzieli się o ich przeszłości, ale kiedy zostali sami… wydawało jej się, że mimo trudnych tematów rozmowa szła im całkiem dobrze, zwłaszcza później, gdy zdecydowali się przyjść do niego, a teraz… teraz nie rozumiała.
    — Jake, przestań — powiedziała, spoglądając prosto w jego jasne oczy — przeszłość się nie liczy, okej? Nie chcę, żeby się za nami ciągnęła. Nie chcę jej w naszej teraźniejszości i przyszłości. W żaden sposób. Niczego nie musisz mi wynagradzać, po prostu bądź, proszę — prawdopodobnie nie powinna była tego robić, ale w tym momencie było to silniejsze od niej. Dlatego przysunęła się i trąciła nosem jego nos, a następnie ułożywszy dłonie na policzkach chłopaka, wpiła się w jego usta namiętnym pocałunkiem. Odsunęła się dopiero, gdy zabrakło jej tchu. Wiedziała doskonale, że musi odsunąć się nie tylko od jego warg, ale od niego całego, bo mogłoby się to skończyć różnie — po prostu bądź — powtórzyła cicho, uśmiechając się przy tym uroczo. Niczego więcej od niego nie chciała.
    Zatrzymała się w drzwiach i obróciwszy głowę przez ramię, spojrzała na blondyna.
    — Trochę będziemy mogli — stwierdziła, a później zniknęła za drzwiami łazienki.
    Zmrużyła lekko oczy, a następnie uniosła kąciki ust.
    — Powinieneś być za to wdzięczny. Inaczej wróciłabym do siebie, mógłbyś zapomnieć o nocnych przytulankach — wytknęła mu język, a kiedy to on zamknął za sobą drzwi łazienki, Margaret od razu skierowała się do łóżka. Usadowiła się wygodnie na środku, szczelnie przykrywając się kołdrą i ugniotła wygodnie poduszkę. Rozglądała się po pomieszczeniu, czekając za Jake’m, jakby chciała znaleźć jakieś wskazówki, co do tego, czy na pewno dobrze postępuje. Sama nie wiedziała, na co liczyła. Że nagle przez okno wpadnie wielki neonowy napis to dobra decyzja? Albo, że dostrzeże coś, co jasno mówiłoby o tym, że Miller wciąż był rozchwytywany przez dziewczyny i z tego korzystał? Przymknęła powieki, biorąc głęboki oddech. Musiała w końcu przestać wpadać w paranoje.
    — Mógłbyś — zaśmiała się cicho, gdy wszedł do sypialni — ale jak się położysz i mnie przytulisz, będę czuła się wystarczająco bezpiecznie — dodała, czekając, aż też znajdzie się w łóżku.
    Kiedy zgasił światło, a w pomieszczeniu zapanowała ciemność, przez chwilę jej mięśnie się napinały. Starała się rozluźni, ale udało jej się to dopiero w momencie, w którym poczuła ciepło jego dłoni. Przygryzła wargę, zastanawiając się nad jego słowami.
    — Jest tak, jak w wyobrażeniach? — Spytała cicho, przymykając przy tym powieki. Pierw skinęła głową, ale szybko sobie uświadomiła, że przecież było na tyle ciemno, że mógł nie dostrzec, że się zgadza — możesz — wyszeptała, wstrzymując oddech do momentu, w którym nie poczuła jego ciepłych ramion na swoim ciele. Całego ciepła, bijącego od niego. Wzięła głęboki oddech, zaciągając się jego zapachem i sama też się wtuliła w niego — tak sobie myślę, że… może to i lepiej, że mnie wcześniej nie szukałeś. Nie wiem czy byłabym gotowa pozwolić sobie na to wszystko. Teraz wiem, jak bardzo za tobą tęskniłam przez cały ten czas, Jakie. Ciągle mi czegoś brakowało, ciągle miałam wrażenie, że nigdy nie będę szczęśliwa, a wystarczył jeden wieczór z tobą, żeby to wrażenie zniknęło.

    🥹

    OdpowiedzUsuń
  2. [Również witam serdecznie. CAN'T WAIT! 💜💜💜]

    wyszłam z tej samej pizdy, elo

    OdpowiedzUsuń
  3. — I nie stracisz — powiedziała cicho, czując jak gula w gardle sprawia, że ciężko było jej mówić. Z jakiegoś powodu ta rozmowa stała się odrobinę za bardzo emocjonalna, chociaż sama nie umiała stwierdzić, dlaczego.
    Oddychała ciężko, gdy jego dłonie znalazły się na jej ciele. Wiedziała, że dzisiejszej nocy nie przekroczą żadnych granic, ale czuła, że wystarczyłaby jedna iskra. Jedna, krótka chwila niepilnowania samej siebie i byłaby gotowa porzucić wszystkie swoje postanowienia co do braku seksu. — Trzymam cię za słowo — szepnęła, pospiesznie muskając jeszcze wargami czubek jego nosa.
    — Znowu taki pewny siebie! — Powiedziała nieco głośniej, aby usłyszał jej odpowiedź nawet, jeżeli zdążył zamknąć już drzwi od łazienki.
    Zaśmiała się wesoło, kiedy naprawdę zaczął sprawdzać przestrzeń pod łóżkiem. Odsunęła kołdrę, widząc, że zamierza się położyć i poklepała delikatnie miejsce przy sobie.
    — Za takie poświęcenie, zdecydowanie należy się nagroda w formie przytulanek — powiedziała, czekając, aż Jake się położy i znajdzie blisko niej. Uśmiechnęła się szeroko, gdy przyciągnął ją do siebie. Znajdując się tak blisko niego, momentalnie również go objęła i przymknęła na krótką chwilę powieki. Znalezienie się w jednym łóżku z Jake’m było niczym powrót do bezpiecznej przystani. Jego obecność tego wieczoru już sprawiała, że czuła się lepiej, ale dopiero teraz, gdy leżeli wtuleni w siebie, naprawdę poczuła się dobrze i bezpieczenie.
    — W takim razie cieszę się — wyszeptała, dobrze wiedząc, że z każdym słowem będzie delikatnie muskać wargami jego kciuk, którego nie cofnął od razu. Wzięła głęboki oddech, powstrzymując się przed wszystkimi z pozoru wcale nie niegrzecznymi rzeczami, które mogłaby i miała ochotę zrobić, ale za dobrze wiedziała, że żadne z nich wówczas nie byłoby w stanie się powstrzymać.
    Rozumiała dobrze to, o czym mówił. Była jednocześnie w szoku, jak bardzo jego słowa nie odbiegały od prawdy. Była na początku wściekła. Zostawił ją w najgorszym możliwym czasie, w najgorszym miejscu na ziemi z ludźmi, którzy w żaden sposób nie chcieli dla niej dobrze. A jego tłumaczenie, które słyszała w swojej głowie nijak miało się do prawdy. Tak zdecydowanie nie było dla nich lepiej, a na pewno nie dla rudej.
    — Nie pozwolę na to — szepnęła, wtulając się w niego mocniej, sunąc powoli dłonią po jego plecach, wzdłuż kręgosłupa — obiecajmy sobie coś jeszcze, dobrze? — Spytała, nie odsuwając się od niego — niech to będzie nasza ostatnia szansa, ja… nie zniosę więcej takich rozstań i powrotów. Nawet jeżeli miałabym być już do końca życia nieszczęśliwa… rozstania z tobą za bardzo bolą — szepnęła cicho. Liczyła na to, że nie będą musieli nigdy więcej przechodzić przez to ponownie. Chciała… chciała wierzyć, że to już na zawsze.
    — Kocham cię, Jake — wyszeptała cicho, chociaż początkowo, gdy to on wyznał swoje uczucia bała mu się odpowiedzieć. Nie chciała się spieszyć, nie chciała składać mu pospiesznych wyznań, ale ten jeden wieczór sprawił, że była tego wszystkiego pewna. Była pewna Jake’a. Przymknęła powieki, gdy złączył ich usta w pocałunku. Oddychała przy tym głęboko, wbijając palce w jego plecy.
    — Jest już jutro? — Spytała cichym szeptem, mając wrażenie, że ten przepełniony czułością pocałunek rozpalił ją bardziej niż jakakolwiek inna bliskość, jakiej dzisiaj doświadczyli.

    🤭

    OdpowiedzUsuń
  4. Było jej ciężko, jakby…
    Nie.
    Było jej tak ciężko, że…
    Było jej ciężko. Koniec, kropka.
    Nigdy nie przypuszczała, że można czuć się w ten sposób, a jednak żyć dalej. Żałować tak mocno, jakby żal z wolna osuszał żyły z krwi i wypełniał je niekończącą się tęsknotą. Czasem budziła się w nocy i drapała po całym ciele, jakby pod jej skórą maszerowały tysiące mrówek, pragnących skłonić ją do działania, którego nie mogła podjąć. Miała wrażenie, że świat pędzi naprzód, a ona ugrzęzła na stałe w kokonie stworzonym z żalu, pogardy, miłości i nienawiści, i że już nigdy nie uda jej się wyrwać na wolność. Wydawało się jej czasami, że po prostu leży i rozkłada się w czasie, leży i umiera, leży i wsiąka w kanapę. Leży i wycieka ze świata żywych. W takich momentach najdobitniej uświadamiała sobie, jak wielka jest różnica między samotnością z wyboru, a samotnością z konieczności. Było tak, jakby utknęła na wysokim wieżowcu, skąd mogła obserwować innych, ale nie mogła do nich dołączyć, i przeraziło ją to.
    Oto paradoks straty – jak coś, czego już nie ma, może tak bardzo boleć?
    Budziła się o niewiadomych godzinach i chodziła spać o nieludzkich porach, miała oczy przekrwione z niewyspania i brzydką szramę wzdłuż serca. Czasami wtulała się w kocie futro tak mocno, jak kiedyś przytulała brata, i wmawiała sobie, że jest tak samo, prawie tak samo, trochę podobnie, nieco dziwnie, całkiem inaczej. Okłamywanie siebie samej miała wypracowane do perfekcji, bo ostatecznie bolało mniej, niż mierzenie się z rzeczywistością, ale od jakiegoś czasu nawet nie próbowała dbać o pozory.
    Czuła piasek pod powiekami, kiedy przebierała się do zdjęć i kiedy makijażystka starała się zatuszować ciemne cienie pod jej oczami. Niewiele spała tej nocy, może ze trzy godziny, i trochę kręciło jej się w głowie. Wspomnienia wczorajszego wieczoru tliły się niewyraźne, zamazane i jakby zapomniane, ale wyłaniał się z nich obraz dzikiej imprezy w jakimś klubie… nie była pewna w którym. Błyski świateł, głośna muzyka, nosy białe od proszku i kolorowe tabletki w maleńkich strunowych woreczkach. Nawet nie wiedziała, na ile brała w tym udział ani kto był tam z nią; liczyło się, że byli, gdy ich potrzebowała, że dudnienie z głośników wygłuszało myśli, że alkohol zasnuwał jej umysł mgiełką, przesłaniającą wszystko to, o czym nie chciała pamiętać.
    Wiedziała, że to nie będzie jej dobry dzień. Była zmęczona i zniechęcona, jakby to, co dawniej pociągało ją w karierze modelki, nagle kompletnie straciło znaczenie. Właściwie miała ochotę schować się pod kołdrą i nie wychodzić z domu, palić papierosy w mieszkaniu, przytulać kota i gapić się w telewizor pustym wzrokiem, nie wiedząc nawet, co tak właściwie ogląda. Za każdym razem obiecywała sobie, że to już ostatni dzień, że po nim zakopie się na kanapie za życia i pozostanie tak do śmierci, ale gdy niespodziewanie uniosła głowę i spojrzała prosto w oczy swojego brata, poczuła się tak żywa, jak nigdy dotąd. Serce zabiło jej mocniej, zwolniło, a potem przyspieszyło, tłukąc się szaleńczo w jej piersi. Powinna odejść. Uciec, żeby mogła udawać, że było to tylko przywidzenie. Schować się choćby w mysiej dziurze, żeby wspomnienia nie rozpaliły się na nowo. Zamiast tego stała jak sparaliżowana, nie mogąc oderwać od niego wzroku.
    – Co ty tu robisz? – wydusiła w końcu głosem tak słabym, jakby nie odzywała się od miesięcy.

    siostrzyca

    OdpowiedzUsuń
  5. Westchnęła głośno, wręcz przesadnie, aby usłyszał i oczami wyobraźni widział, jak wywraca przy tym oczami dookoła, chociaż w rzeczywistości uśmiechnęła się na jego słowa, bo… naprawdę coś w tym było.
    — Dobrze, że jesteś tego świadomy — zachichotała, wtulając się w niego policzkiem. Gdyby ktoś jej powiedział, jak będzie wyglądać ten dzień, a zwłaszcza wieczór, nigdy by nie uwierzyła. Nie tylko w to, że zdecyduje się na wylądowanie w jakimkolwiek innym mieszkaniu niż własne, a już na pewno nie uwierzyłaby w to, że ona i Jake tak szybko mogliby dojść do porozumienia.
    A teraz leżeli w jednym łóżku, wtuleni w siebie i rozmawiający o tym, że każde z nich właśnie tego chciało. Siebie nawzajem. Każde z nich tęskniło. Margo przeszło przez myśl, że ich tęsknota musiała być tak silna, ale oboje byli tchórzami by coś z tym zrobić, że sam wszechświat musiał wziąć sprawy w swoje ręce. Podobała jej się ta myśl. Myśl, że byli dla siebie stworzeni.
    — Nie kręć się tyle — zaśmiała się cicho, kiedy odrobinę zmienił pozycję i sama też odrobinę się przekręciła, bo będąc wtuloną w niego, jego minimalny nawet ruch sprawiał, że musiała na nowo wygodnie się ułożyć, bo nie zamierzała rezygnować ze spania wtuloną w niego.
    — Dziękuję — wyszeptała cicho, przymykając powieki i rozkoszując się dotykiem jego dłoni na swoim ciele.
    Słysząc jego odpowiedź, uśmiechnęła się subtelnie nim zaczęli się całować. Może właśnie te słodkie wyznanie sprawiło, że rudowłosa nie była w stanie nad sobą w pełni zapanować? Nie zastanawiała się jednak nad tym, nie chciała niczego analizować. Zamierzała… pozwolić sobie, im, na to, aby stało się po prostu to, co ma się stać. Dlatego wbiła mocniej paznokcie w jego plecy, kiedy pod wpływem jego pocałunku poczuła, jak zaczęło robić jej się ciepło pomiędzy nogami. Wiedziała, że Jake będzie niczego próbował, obiecał jej, więc zadała z pozoru niewinne pytanie, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że oboje wiedzą, do czego mogło doprowadzić.
    Czuła na sobie jego spojrzenie, chociaż w pomieszczeniu było cały czas tak samo ciemno. Ona sama również się w niego wpatrywała, wyczekując jego reakcji, przez cały czas trzymając na nim swoje dłonie, wciąż wbijając paznokcie w jego plecy, chociaż już nieco słabiej. To nie trwało długo, ale miała wrażenie, że nie wytrzyma. Jakby wszystkie pokłady cierpliwości jakie w sobie miała, po prostu zniknęły. Odetchnęła nieco drżąco, kiedy w końcu wziął telefon, żeby sprawdzić godzinę.
    Zaśmiała się melodyjnie, gdy poczuła, jak ich przekręca, a tuż po chwili znalazła się na nim. Uśmiechnęła się, podpierając się dłońmi o jego nagi tors i odnalazła spojrzeniem jego oczy.
    — Tak tylko chciałam wiedzieć — powiedziała cicho, uśmiechając się do niego uroczo. Zaczęła sunąć dłonią po jego klatce piersiowej, oddychając przy tym głęboko, bo jego palce sprawiały, że przez jej ciało przechodziły dreszcze. — Może — szepnęła w odpowiedzi — a może chciałabym coś ci dać — mówiąc to, przesunęła dłońmi w dół, do jego nagiego brzucha, jednocześnie uginając nogi w kolanach, przez co, napierając dłońmi na jego brzuch, podniosła się do siadu. Westchnęła cicho, czując wyraźnie, że ten z pozoru niewinny pocałunek zadziałał również na niego. Przesunęła dłonie jeszcze niżej, zahaczając palcami o gumkę jego dresów — albo może faktycznie czegoś chcę — uśmiechnęła się, spoglądając na niego błyszczącymi oczami — chcę się z tobą kochać, Jake — szepnęła, wsuwając palce pod materiał dresowych spodni — o ile ty też chcesz — dodała, chociaż dobrze wiedziała, że w tym momencie chcieli tego samego.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  6. — Kręcę się, bo ty się kręcisz — odpowiedziała od razu, gotowa do kolejnego przekręcenia się po pierwsze, aby znaleźć się bliżej i po drugie by wiedział, że nie będzie jej mówił, co ma robić. Kiedy jednak ją chwycił, uzmysłowiła sobie, dlaczego się kręcił i dlaczego nie chciał, aby się kręciła — oh — spojrzała na niego, uśmiechając się przy tym i patrząc z błyskiem w oczach — już nie będę — dodała szybko po jego słowach i pozwoliła na to, by przytulił ją tak, jak tego chciał.
    Zamruczała cicho, czując jego dłoń w swoich włosach. Czuła, jak robiło jej się coraz bardziej gorąco, ale nie zamierzała się ani odsunąć od chłopaka, ani zrzucić z siebie kołdry. Chciała tylko znaleźć się bliżej niego, najbliżej, jak tylko się dało. Przesunęła jedną dłoń w dół, drażniąc skórę jego pleców paznokciami.
    — Na pewno się nie wyśpię — stwierdziła cicho. Mógł czuć, jak na jej skórze pojawia się gęsią skórka, kiedy poczuła jego twardego członka. Przymknęła powieki. Pytając o godzinę podjęła już ostateczną decyzję, że nie muszą się dłużej pilnować. Nie z jej powodu. Czuła wyraźnie, że Jake też nie będzie czuł potrzeby bycia grzecznym. Dlatego, kiedy usiadła na nim okrakiem, nie była w stanie powstrzymać cichego westchnięcia.
    — Coś miłego — szepnęła, delikatnie poruszając biodrami, po prostu musiała się o niego otrzeć, inaczej by nie wytrzymała. I w tej jednej chwili poczuła, jak wilgoć z niej wypływa — chcę przestać się pilnować — powiedziała — nie musi być tak, jak powinno, chcę, żeby było po naszemu — wyszeptała, a na jego pytanie pokręciła przecząco głową i przymknęła powieki, bo sposób w jaki ją drażnił przez warstwy ubrań, gdy się tak o nią ocierał, był cholernie przyjemny. Westchnęła cicho, splatając ręce wokół jego karku, a kiedy złączył ich usta pocałunkiem, jęknęła cicho. Zamrugała, orientując się, że nie czuje jego ust na swoich i wzięła głęboki oddech. Nie podobało jej się to. Bardzo.
    — Co się stało? — Spytała, oddychając równie głęboko jak Jake. Słysząc odpowiedź… nie, to przecież niemożliwe. Jakim cudem Miller miał w swojej sypialni w rodzinnym domu pełną szufladę prezerwatyw, chociaż nie sprowadzał żadnej dziewczyny do domu, a teraz, kiedy miał swoje mieszkanie, nie miał pieprzonych gumek? Rozchyliła wargi, biorąc głęboki oddech. — Kiedy ostatnio cię wypuściłam po gumki, wróciłeś z wiadomością, że uruchomili child alert — jęknęła, wplatając dłoń w jego włosy. Złapała mocno za krótkie kosmyki i pociągnęła za nie, odchylając jego głowę od swojego ciała — nie ma opcji, że stąd wyjdziesz — wpatrywała się przez chwilę w jego oczy, a następnie wzięła głęboki oddech i wpiła się w jego usta, powoli się o niego ocierając — inne rzeczy — szepnęła cicho gdy zabrakło jej tchu. Jakiekolwiek pieszczoty nie mogły się równać z seksem, z czuciem go w sobie, ale może to był znak od wszechświata, że naprawdę nie muszą się z nim spieszyć — to też jest przyjemne — sapnęła cicho, ponownie poruszając biodrami — dla ciebie też? Czy wolisz coś innego? — Spytała, jakoś nie mogąc w tej chwili nazwać wprost swojej propozycji, jakby użycie słów lód czy obciąganie miało zepsuć chwilę.

    😇

    OdpowiedzUsuń
  7. Boże, głupie serce biło w szaleńczym tempie, tak mocno, jak gdyby chciało wyskoczyć z żebrowej klatki, w której je uwięziono. Miała problem z oddychaniem; wrażenie, jakby jej płuca skurczyły się jak dwie zgniecione torebki po chipsach. Powietrze wypełnione było trucizną, gazem, który zabijał od środka. Stała tam tylko i stała, i stała, robiąc z siebie idiotkę, a zarazem nie mając ochoty się ruszyć. Dopóki tak tkwili naprzeciw siebie, dopóty mogła karmić się złudzeniami, że wszystko jest w porządku. Że nie pojawiła się między nimi wyrwa, rana tak głęboka, że nawet po zszyciu zostanie brzydka, poszarpana blizna. Że jeszcze nie wszystko stracone, że jeszcze będzie w porządku. Że cała ta przeszłość w ogóle się nie wydarzyła.
    Jaka ja byłam głupia, pomyślała, wciąż nie odrywając wzroku od brata, jasne oczy kontra jasne oczy. I jaka wciąż jestem.
    Na ogół nie miała złudzeń, ale teraz, kiedy Jake był na wyciągnięcie ręki, po prostu nie potrafiła się powstrzymać. I nadzieja, ta cholerna nadzieja, która wciąż tliła się gdzieś tam pod skórą, ledwo żarzącym się płomieniem, nagle roznieciła się w ogień, pożar, który zjadał ją całą na żywca. Wiele razy fantazjowała o tej chwili, obracała ją w głowie na wszystkie strony, kleiła fragmenty układanki; jak się zachowa? Co powie? I czy to w ogóle cokolwiek zmieni?
    Nie było odwrotu. Nie było ucieczki. A ona nawet nie chciała uciekać, chociaż tak bardzo bolało ją wszystko w środku, jakby ktoś starł jej wnętrzności do krwi. Duszę, o ile jakąś miała. Resztki pewności siebie, które prysnęły jak mydlana bańka, gdy stała naprzeciw brata, nie mogąc zrobić kroku wstecz, a tylko w jego stronę. Jak gdyby on był magnesem, ona zaledwie metalowymi opiłkami.
    – Ja… Ja… Tak – przyznała miękkim głosem, jakby gdzieś w środku tonęła we własnych łzach, które nigdy nie popłynęły. – Ale dopiero od kilku miesięcy.
    Mimo wszystko radziła sobie w tym świecie, w którym szanse na przetrwanie mieli tylko najsilniejsi. Schudła, bo mało co jadła, bo prochy nie karmiły się jedzeniem, tylko emocjami; posmutniała, a potem zobojętniała, a fotografowie byli tym zachwyceni. Co może być lepszego od wyrazu tragizmu na twarzy? Przecież wszyscy kochamy cierpieć.
    – Poczekaj, nie… – Chciała go zatrzymać, dotknąć, jakby był złudzeniem, które za chwilę się rozwieje. Czuła się tak, jakby z każdym oddalającym się krokiem ciągnął za sobą połowę jej serca, rozdzierał je wzdłuż starych ran, które się trochę zrosły. Miała wrażenie, że zaraz umrze, a wtedy już niczego nie zdoła naprawić, albo że coś w niej pęknie, wyrzucając z siebie litry krwi i hektolitry cierpienia.
    – Nie moglibyśmy… po prostu… proszę – szepnęła, nie potrafiąc ubrać w słowa tych uczuć, które kłębiły się jej pod skórą. Było ich zbyt wiele, a może zwyczajnie nie dało się ich nazwać. Czuła się chora, słaba, wykończona. Czuła się bezsensowna, zniszczona, załamana. Czuła, że dłużej tego nie zniesie, nie teraz, kiedy po raz pierwszy od dawna był tak blisko, niemal na wyciągnięcie ręki.

    siostrunia

    OdpowiedzUsuń
  8. Uśmiechnęła się tylko kącikami ust, oddychając głęboko jego zapachem.
    — Ja? Ja niczego nie planuję — wzruszyła niewinnie ramionami, chociaż nie mogła się już doczekać, aż zrzucą z siebie ubrania. Dobrze wiedziała, że to kwestia kilku minut i było jej z tym dobrze. — Tak bardzo tęskniłam, Jake — szepnęła, czując wyraźne wybrzuszenie. Nie czuła się tak zestresowana jak podczas ich dzisiejszych rozmów na temat samego seksu. To… rozważania i ustalanie czegokolwiek nie było im potrzebne. Musieli po prostu… być sobą, pozwolić sobie na to, żeby działo się to, co po prostu miało się stać. Bez pilnowania siebie, bez zakładania, że coś musi wyglądać tak i tak, bo inaczej nic nie będzie dobrze. Było dobrze bez tego wszystkiego.
    Skinęła lekko głową na potwierdzenie, że właśnie tak powinni postępować. Bez analizowania wszystkiego.
    Nie myślała o tym, co by było, gdyby. Myślami była w tu i teraz, rozkoszując się bliskością ukochanego człowieka. Jedynego, przy którym czuła się bezpiecznie, tego, który wiedział o niej wszystko, a mimo to był obok. Powiedziała mu przecież o wszystkim, co skrywała przed wszystkimi innymi. Mógł wtedy uciec, mógł tak naprawdę wpakować ją i Evelyn w prawdziwe kłopoty, ale on pojechał z nią do Charlotte, był z nią w najgorszych chwilach i teraz też był. Była w stanie zapomnieć o bólu, który jej zadał przy jego wyprowadzce, przy ich rozstaniu. Była w stanie wyrzucić to z głowy, bo liczyło się tylko to, co było teraz.
    Uśmiechnęła się, gdy tak sprawnie sprawił, że znalazła się na plecach. Wpatrywała się w jego jasne oczy, swoimi błyszczącymi, a uśmiech nie zszedł z jej twarzy nawet na chwilę. Ułożyła dłonie na jego karku i powoli go gładziła, oddychając głęboko. Uniosła jedną nogę i oplotła jego biodro. Szybko jednak cofnęła i nogę i ręce, słuchając go uważnie.
    — Bardziej myślałam, że ja mogłabym zrobić ci dobrze — wyszeptała. Oddychała ciężko, czując jego dłonie na swoim brzuchu i w ekscytacji czekała, czekała, co zrobi dalej. Chłód, który poczuła po ściągnięciu bluzy momentalnie minął, gdy ponownie się odezwał. Czuła, jak jej policzki robią się czerwone. Nigdy nie nauczy się przyjmować bezpośrednich komplementów. Przymknęła powieki, oddychając ciężko, gdy schodził z pocałunkami niżej. Pamiętała, jak bardzo się wtedy wstydziła, a teraz tylko uśmiechnęła się nieco szerzej kącikami ust, oddychając przy tym ciężko.
    — Nie dowiemy się, jeżeli nie spróbujesz — szepnęła cicho, właściwie nawet bardziej do samej siebie niż do niego, nie mogąc się doczekać.
    Wplotła palce jednej ręki w jego włosy, przytrzymując jego głowę przy sobie. Swoją odchyliła do tyłu i wyginając ciało w łuk. To, do jakiego stanu potrafił ją doprowadzić, było… nie mieściło jej się w głowie, wydawało się wręcz nierealne, zwyczajnie… niemożliwe.
    Przeczesywała jego włosy, oddychając głęboko i cicho pojękując, za każdym razem, gdy jego usta, język i zęby sprawiały, że powoli zbliżała się do spełnienia. Czuła, jak stawała się coraz bardziej mokra, a wilgny materiał bokserek zaczynał doprowadzać ją do szału.

    🥵

    OdpowiedzUsuń
  9. Oblizała powoli wargi, uśmiechając się jedynie do niego. Dobrze, że nie zamierzał się odsuwać, bo Margaret nie miała ochoty mu na to pozwolić, zwłaszcza po usłyszeniu kolejny raz tych słów, które sprawiały, że mogłaby się roztopić. Zwłaszcza, kiedy mówił coś takiego, a później ją całował i dotykał w ten sposób.
    — Powiedz to jeszcze raz — wychrypiała cicho po zakończonym pocałunku.
    Może i mogłaby się kłócić, że nie powinien skupiać się od początku na niej, że powinien pozwolić jej najpierw dać sobie przyjemność, ale kiedy czuła na swoim ciele jego dłonie i ciepłe usta, nie miała siły na wykłócanie się, zresztą, nie przeżyłaby chyba, gdyby teraz tak po prostu przestał. Kolejność nie miała przecież żadnego znaczenia, zwłaszcza, że finalnie oboje mieli być zaspokojeni i zadowoleni.
    Nie rozumiała, jak, ale sposób w jaki pieścił jej piersi był wystarczający, aby jej wnętrze zaczęło zaciskać się rytmicznie na pustce, a bielizna, stała się jeszcze bardziej mokra niż była do tej pory.
    Zamknęła oczy, dysząc ciężko, a kiedy podczas szczytowania zadał jej dodatkowy ból, jęknęła głośno, nie przejmując się czy ktokolwiek mógłby ją usłyszeć. Było jej z nim tak dobrze, że nie mogła się hamować, nie chciała. Pragnęła jedynie, żeby był świadomy, do jakiego stanu potrafił ją doprowadzić.
    — Mi też — wyszeptała z błogim uśmiechem na ustach, unosząc głowę, aby na niego spojrzeć, gdy po pocałunku jego usta przestały być w jej zasięgu. Automatycznie uniosła biodra, czując, że zamierzał ściągnąć z niej jedyną część ubrania jaką na sobie miała. Powinna teraz zająć się nim, ale było jej tak dobrze, tak przyjemnie i chciała w tej konkretnej chwili, po prostu więcej. Chciała jeszcze więcej. Pisnęła zaskoczona, gdy pociągnął ją na skraj łóżka, chociaż wcale nie powinna być przecież zaskoczona.
    Rozsunęła szeroko nogi, a kiedy jej dotknął, zadrżała. Była w tym momencie, tak bardzo wrażliwa i wyczulona na każdy jego gest. Najbardziej zaskoczyła ją jednak reakcja, na jego jęk.
    — O. Mój. Boże — wyszeptała, bo na jej ciele pojawiła się gęsią skórka. Chciała słuchać jego jęków, chciała być ich powodem, chciała do nich doprowadzać, już, teraz, natychmiast. Zacisnęła się na jego palcu, biorąc jednocześnie głęboki oddech, rozluźniając się, kiedy poczuła jego język i kolejny palec. Otworzyła oczy, unosząc głowę, aby spojrzeć na jego jasne kosmyki między jej nogami. — To jest takie podniecające — wyszeptała, jednocześnie jedną dłonią sięgając jego włosów, drugą sięgając swojej piersi. Przez chwilę ugniatała stwardniały sutek, ale widok jego poruszającej się głowy za bardzo ją rozpraszał. Jej oczy błyszczały. Poruszała biodrami, chcąc aby przyspieszył. Oddychała głęboko, walcząc z ciężkimi powiekami, przez co prawie umknąłby jej fakt, że sięgnął drugą ręką do swojego krocza. — Jake — sapnęła czując nadchodzące dreszcze — Jake, kurwa, Jake, przestań się dotykać — wydyszała, ściskając mocniej jego włosy. Była na granicy. Była tak blisko wykrzyczenia swojego spełnienia, ale przełknęła z trudem ślinę i zaczęła poruszać nogami, starając się zacisnąć uda tak, jakby chciała wyprosić Jake’a spomiędzy nich — chcę dojść z tobą — szepnęła rozluźniając chwyt jego włosów i powoli przesunęła się wyżej na łóżku, wzdychając cicho, gdy nagle zrobiło jej się zimno w cipkę, bo zabrakło jego ciepła — kładź się — rozkazała, a może bardziej prosiła? Sama nie była pewna, nie była przyzwyczajona do wydawania poleceń w łóżkowych sprawach, ale wiedziała dobrze, czego konkretnie chciała w tym momencie. Chciała mieć go w ustach i czuć jego usta, chciała jęczeć mając jego kutasa w ustach i drzeć że spełnienia i miała nadzieję. — Proszę — dodała, przygryzając wargę — nie będziesz żałować — wymruczała, wyciągając do niego ręce.

    🥵🥵

    OdpowiedzUsuń
  10. Przez jej ciało przeszedł delikatny dreszcz, kiedy spełnił jej prośbę. Uśmiechnęła się kącikami ust, słysząc te słowa raz jeszcze.
    — Ja ciebie też, Jake. Też cię kocham — wyszeptała, odchylając głowę do tyłu i wpatrując się w jasny sufit. Naprawdę go kochała. Tęskniła za nim każdego dnia, gdy nie było go w pobliżu, dopiero teraz orientując się, że to nieznośne uczucie, które dzień w dzień nie dawało jej spokoju to właśnie tęsknota za Jacobem.
    Wydawało jej się, że zaczęła odczuwać spokój, kiedy wyszli z kawiarni i zaczęli rozmawiać, ale tak naprawdę dopiero teraz tak naprawdę zeszło z niej całe napięcie. Albo przypisywała rozluźnieniu po orgazmie coś więcej. Ta myśl była jednak miła. Że tylko Jake był w stanie sprawić, że się wręcz rozpływała.
    — Mogę być twoim niebem — zachichotała, a tuż po chwili wzięła głęboki, świszczący oddech, czując kumulujące się w jej ciele podniecenie. Zaciskała palce, próbując rozluźnić zbierające się napięcie, żeby przesunąć spełnienie odrobinę w czasie. Cicho jęcząc, czuła, że nie wytrzyma, że jeżeli chciała, aby doszli razem, naprawdę musiał przestać jej dotykać w tym momencie. A ona bardzo chciała dzielić z nim tę chwilę i liczyła, że Jake też tego chciał.
    — Chcę dojść razem z tobą — wysapała powtórnie, zerkając na niego — chcę, żebyśmy doszli razem — pociągnęła go w górę, przygryzając wargę, gdy dostrzegła, że zsuwa z siebie spodnie. Widok jego całkowicie nagiego ciała sprawiał, że zrobiło jej się gorąco, chociaż miała wrażenie, że nie może być już bardziej rozgrzana i podniecona.
    — Nic — szepnęła, przypominając sobie, że zadał jej pytanie. Nim się położył, spojrzała na jego penisa, a następnie zerknęła na jego oczy i w tym samym czasie oblizała wargi, jasno dając mu znać, do czego zmierzała — po prostu pozwalam sobie… daję się ponieść chwili — stwierdziła z uśmiechem. Przez chwilę po prostu wpatrywała się w niego, uśmiechając się i myśląc o tym, jakie to było łatwe. Jakby w tym momencie dotarło do niej, że wystarczyło mówić, że… że nie musiała się niczego wstydzić. Nie przed nim.
    — Ja… — rozchyliła wargi, spoglądając prosto w jego oczy — po prostu zobaczysz — zdążyła szepnąć, nim przyciągnął ją do siebie i pocałował. Odwzajemniła pocałunek, żarliwie angażując się w jego pogłębienie, układając dłoń na jego policzku. W pierwszej chwili spojrzała na niego zdezorientowana, a słysząc kolejne słowa, uśmiechnęła się — ach, tak? — Uniosła brew — a co z czułym seksem? — Spytała, przygryzając wargę w reakcji na klapsa. Szybko jednak rozluźniła chwyt zębów i spojrzała prosto w jego oczy — w zasadzie… dobrze się składa — szepnęła, a następnie zainicjowała kolejny pocałunek, który zakończyła przygryzieniem jego wargi i delikatnym pociągnięciem jej.
    Zaczęła schodzić pocałunkami niżej, po jego brodzie, szczęce i szyi. Sunęła językiem po jego skórze, drażniąc jego sutki. Wciąż kierowała się w dół, aż musiała zmienić pozycję, w której się znajdowała. Klęczała obok niego i z przygryzioną wargą, spojrzała w jego oczy nim zdecydowała się popchnąć go delikatnie, aby położył się na plecach, a następnie usiadła okrakiem na jego brzuchu, plecami do niego. Czuła, jak rozciera po jego skórze swoje podniecenie każdym swoim ruchem. Oparła się rękoma o materac, jednocześnie unosząc swój tyłek z jego brzucha, przenosząc ciężar na kolana, którymi się podpierała i powoli przesunęła się w tył: tak, aby jej głowa znajdowała się na wysokości jego kutasa, a jej cipka była w zasięgu jego ust, jeżeli tylko zechce jej sięgnąć.
    Podpierała się jedną ręką, a drugą sięgnęła penisa i powoli po nim przesunęła, od główki w dół, aby chwycić go. Zaczęła od delikatnych pocałunków i muśnięć językiem, aż rozchyliła wargi, aby wsunąć sobie w usta główkę, początkowo to na niej skupiając pieszczoty.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  11. W odpowiedzi na jego słowa, jedynie się uśmiechnęła i wzruszyła lekko, całkiem niewinnie ramionami.
    Było jej z nim dobrze, ale stan do którego doprowadził ją wcześniej i jej chęć wspólnego osiągnięcia orgazmu sprawiała, że w tym momencie nie potrafiła cieszyć się jedynie pocałunkami. Chwilę temu była na granicy i sama to sobie odebrała. Dlatego zamierzała szybko przejąć inicjatywę.
    — Czeka nas dużo seksu, zrozumiałam — zaśmiała się cicho w jego skórę, gdy już schodziła z pocałunkami niżej.
    To było dla Margaret coś zupełnie innego. Całkiem nowe doświadczenie, którego chciała spróbować. Skupiła się więc całkowicie na tym, co chciała zrobić. Wiedziała, że przed Jake’m nie musi się wstydzić, ale mimo to, początkowo nie była w pełni swobodna. Bo nie miała pojęcia czy jemu się to spodoba. Może powinna była mu powiedzieć, co planowała zrobić?
    Kiedy jednak siedząc na nim, powoli przybierając docelową pozycję usłyszała jego słowa, cała niepewność, jaka w niej była odeszła. Te jedno zdanie zadziałało niczym zaklęcie.
    — Powiesz mi po, czy to podtrzymujesz — szepnęła, wpatrując się błyszczącym spojrzeniem w jego penisa — oh, taki właśnie jest plan — powiedziała nieco głośniej, nim zaczęła całować jego kutasa. Początkowo była delikatna ze składanymi pocałunkami, ale wystarczyła jej chwila na oswojenie się, aby wciąż sugerowała się tym, co chwilę wcześniej mu powiedziała. Dała ponieść się chwili. Wsunęła go głębiej w usta, ssając i krążąc językiem wokół. A kiedy poczuła usta chłopaka na swojej cipce, wydała z siebie zduszony jęk, jednocześnie czując, że chce dać mu więcej, że musi dać mu więcej. Poruszała więc głową, nie przestając ssać jego główki, za każdym razem biorąc go głębiej. Jej oczy łzawiły i potrzebowała chwili, aby złapać miarowy oddech. Słysząc jego słowa, miała ochotę się uśmiechnąć, ale zamiast tego zassała go jedynie bardziej, chcąc sprawić mu przyjemność.
    Zrozumiała, co mówił, ale wcale tego nie chciała. Nie zamierzała się odsuwać i przerywać, chciała dać mu dojść w swoich ustach, chciała w końcu poczuć jego smak. Dlatego nie odsunęła się od penisa. Zaciskała mocno dłoń, którą się podpierała, na pościeli. Kiedy docisnął do niej usta, czuła, jak oczy jej uciekają w tył, a już po chwili całe jej ciało drżało. Wydała z siebie przeciągły, zduszony jęk, podkurczając jednocześnie palce u nóg i zaciskając mocno uda, powstrzymując się przed ucieknięciem biodrami od twarzy Jake’a. Jednocześnie próbowała nie zakrztusić się spermą, na którą teoretycznie była gotowa, ale wszystko stało się tak szybko… przełknęła i jeszcze chwilę ssała jego kutasa, dopiero po chwili opadła na rozgrzane cialo Jake’a a następnej zsunęła się na materac tuż obok niego.
    — To było… — sapnęła cicho, wtulając policzek w prześcieradło, leżąc na brzuchu, wciąż wijąc się od spełnienia, którego doświadczyła — było cudowne — wymruczała, powoli zbierając w sobie siłę, aby odwrócić się na plecy.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  12. Tak właściwie, ciężko było powiedzieć, w którym dokładnie momencie Margo wprowadziła się do Jake’a. To stało się samo, całkowicie. Zaczęło się od szczoteczki do zębów, która dość szybko zagościła w łazience Jacoba, co jakiś czas zostawiała kolejne rzeczy, aż nadszedł moment, w którym we własnym mieszkaniu orientowała się, że coś ma u Jake’a w szafie, a nie u siebie. Przeprowadzka wydawała się uzasadniona. Zwłaszcza, że więcej czasu i tak spędzali u niego. Nadal płaciła czynsz za swoje mieszkanie, które w tym momencie służyło jej raczej za miejsce do przechowywania.
    Chciała o tym dzisiaj porozmawiać z Jake’m. O oficjalnym przeprowadzeniu się. Przestaniu płacenia za puste mieszkanie, a dokładnie się do jego czynszu. Wszystko przecież było między nimi dobrze. Odkąd na nowo zaczęli się spotykać, nie było między nimi żadnych kłótni i problemów, po prostu świetnie się ze sobą dogadywali, tak jak powinno być od samego początku, tylko wtedy wisiała nad nimi świadomość, że ich związek może się nie podobać, a teraz… teraz było tak, tak powinno być i była pewna, że Jake czuł to samo. Dlatego chciała z nim porozmawiać, bo wiedziała, że to powinno stać się w pełni oficjalne, wspólne zamieszkanie.
    Siedziała w mieszkaniu, czekając, aż chłopak wróci do domu. Przeskoczyła przez kilka programów telewizyjnych, ale nic ją nie zainteresowało na tyle, aby skupiła się na ekranie. To samo było z platformami streamingowymi, nic ją nie zainteresowało wystarczająco. Zapach przygotowanej zapiekanki roznosił się po mieszkaniu, a ona wręcz walczyła ze sobą, aby nie zacząć jeść bez niego, bo była już tak głodna. Uznała, że świetnym pomysłem będzie zerknięcie na instagram Jake’a, bo może wrzucił coś na stories i potrafiłaby ocenić czy już jest w drodze do domu, czy jeszcze nie. Będąc na jego profilu i nie widząc obwódki wokół profilówki, z ciekawości zerknęła na zdjęcia, na których był oznaczony. W zasadzie nigdy tego nie robiła, bo zwyczajnie nie czuła takiej potrzeby, ale musiała się czymś zająć, bo chciała zjeść z nim wspólny posiłek. Zainteresowało ją w szczególności jedno zdjęcie. Zdjęcie z dziewczyną, którą kojarzyła ze starych czasów. Wklikała się w jej profil i mrużąc powieki zaczęła przeglądać dodawane przez nią zdjęcia. Najświeższe ją nie interesowały, ale kiedy znalazła te z Jake’m poczuła nieprzyjemny ucisk w żołądku. Zwłaszcza, gdy jej oczom ukazała się data wpisu. Tuż po tym, gdy zostawił ją dla ich dobra. Ciekawe, czyje konkretnie dobro miał na myśli. Zacisnęła wargi, zagłębiając się bardziej w profil laski i dodawane przez nią fotki. Tak bardzo była tym pochłonięta, że szybko zapomniała o głodzie, a powrót Jake’a zarejestrowała, gdy był już na kanapie i zaczął się opierać o nią.
    Słyszała, co mówił, ale w głowie miała tysiące myśli. Tysiące, cholernie uciążliwych myśli. Zwłaszcza, że to ona uznała, że mieli nie rozmawiać o tym, co się stało po ich powrocie do L.A., ale… nie mogła przestać. Nie mogła przestać patrzeć na te zdjęcia i filmiki, nie mogła przestać myśleć o tym, że najwyraźniej była tą drugą, tą mniej ważną, tą, którą się zostawia, a ta dziewczyna… do niej się wracało. Od razu zaczęła się zastanawiać nad tym, kiedy znowu ją zostawi. Zapewne dla kogoś ważniejszego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Walczyła ze sobą. Naprawdę się starała, ale w którymś momencie przestała wyraźnie widzieć ekran telefonu, bo oczy zaszły jej łzami.
      Cierpiała. Tak strasznie cierpiała, kiedy ją zostawił, a on po prostu korzystał z życia, świetnie się bawił i zapewne pieprzył tę dziewczynę, kiedy Margo próbowała odnaleźć w sobie siłę do życia, do podniesienia się z łóżka, bo tak bardzo za nim tęskniła. Bo go, kurwa, kochała, a on w tym czasie rżnął inną.
      — Wiedziała, że w ogóle byłam w twoim życiu czy, aż tak nic nie znaczyłam, że nawet nie warto było o mnie wspominać, hm? — Wydusiła z siebie, spychając go ze swoich nóg. Zaczęła żałować tych słów tuż po ich wypowiedzeniu, bo… bo to było kiedyś, ale było zbyt blisko tej pieprzonej ucieczki i tego wszystkiego, co się stało, aby mogła to zignorować. — Byłeś z nią? Kiedy dawałeś mi nadzieję… byłeś z nią?

      🙃

      Usuń
  13. Racjonalna Margo wiedziała, że to była przeszłość i nie powinna była rozdrapywać starych ran. W końcu… minęło tak dużo czasu, a od kilku miesięcy byli razem naprawdę szczęśliwi. Była z nim szczęśliwa. Gdyby działo się coś złego, z pewnością zorientowałaby się… Ta druga Margo, nie miała jednak wątpliwości, że skoro wtedy poszedł prosto od niej do tamtej, za chwilę zrobi to samo. To, że przez ostatnie miesiące nic na to nie wskazywało, nie miało znaczenia. Ba, w głowie rudowłosej już układał się cały scenariusz, jak to z pewnością podczas stażu odnawiał stare znajomości. Jak wracał do tego życia, od którego oboje kiedyś chcieli się odciąć. Od którego ona chciała się odciąć i… oczywiście, że zamierzał ją zostawić. Nie było innego wytłumaczenia.
    Kiedy jednak wylądował częściowo na stoliku, zakryła usta dłonią i spoglądała na niego z przestrachem. Nie brała pod uwagę, że będzie miała tyle siły, aby tak mocno go zepchnąć. Zamierzała go po prostu zsunąć ze swoich nóg, ale nie z kanapy. Odetchnęła, widząc, że nic mu nie jest, bo naprawdę nie chciała zrobić mu krzywdy. Nie była przecież taka.
    — O czym mówię? — Powtórzyła za nim, spoglądając w jego jasne oczy. Czuła się… czuła się oszukana. A po chwili zaśmiała się, jednocześnie pociągając nosem — mógłbyś chociaż nie kłamać, wiesz? Z nikim się nie spotykałeś — zaśmiała się gorzko, kręcąc przy tym lekko głową. Przygryzła wargę, przeniosła spojrzenie na swój telefon, a następnie ponownie na Jake’a. Po chwili zdecydowała się go podnieść i pokazała, o co dokładnie jej chodzi — a to niby to co to jest? — Spytała, ale nie pozwoliła mu zbyt długo przypatrywać się filmikowi. Podniosła się gwałtownie z kanapy i zaczęła krążyć po pokoju, próbując zebrać myśli, przekazać to, co siedziało nie tyle w jej głowie, co w sercu.
    — Od wyprowadzki — zaśmiała się cicho — od tej wyprowadzki, po której wprowadziłeś się do niej? — Spytała, czując, jak gardło jej się zaciska, a oczy ciągle zachodzą nowymi łzami — zostawiłeś mnie tam — wyszeptała, nie mogąc przestać krążyć po pomieszczeniu — zostawiłeś mnie tam, kurwa, zostawiłeś mnie tam z nimi. Z tą jebniętą suką! Kiedy niby zrozumiałeś, że za mną tęsknisz? W którym momencie? Kiedy z nią sypiałeś?— Spytała, podnosząc spojrzenie — byłeś… byłeś z dziewczyną z życia, które zostawiliśmy, a teraz jeździsz na sesje zdjęciowe, wracasz tam. Wracasz do ludzi, których nie chcieliśmy, wracasz do życia, którego nie chcieliśmy — powiedziała, z trudem łapiąc oddech. Była chyba bardziej wściekła na siebie niż na niego za to, że pozwoliła sobie wierzyć, że może być z kimś szczęśliwa. Owszem, tęskniła za nim przez cały ten czas, kochała go, tak cholernie mocno go kochała, ale może to po prostu nie mogło działać, oni razem — widujesz się z nią nadal? — Spytała, chociaż nie była pewna czy chce znać odpowiedź.

    🫥

    OdpowiedzUsuń
  14. — Nie powiedziałam tego — odpowiedziała natychmiast, spoglądając na niego. Nie mogła jednak uwierzyć w to, że tylko się z nią przyjaźnił. Nie potrafiła sobie wyobrazić sytuacji, w której Jacob Miller, złoty chłopiec, kapitan drużyny tylko się przyjaźni z jakąś dziewczyną. Okej, może i po ucieczce nie był tym samym chłopakiem, ale Margaret wątpiła, aby wcześniej nigdy się nie przespał z Nel, a to oznaczało według niej, że później równie dobrze mogli to robić. Zwłaszcza, jeżeli razem ze sobą mieszkali. Zacisnęła mocno wargi, bo wytłumaczenie, które jej przedstawił ani trochę jej się nie podobało. — Nie musiałbyś się po mnie zbierać, wystarczyłoby, że byłbyś wtedy ze mną szczery.
    Żałowała również tych słów. Nie była w stanie zmusić się do ugryzienia się w język, mimo dobitnej świadomości, że rozdrapuje stare rany. Wraca do czegoś, czego sama nie chciała poruszać, o czym nie chciała rozmawiać, kiedy był ku temu odpowiedni moment. To ona, a nie Jake, uznała, że mają do tego nigdy nie wracać, tymczasem… nie potrafiła się zamknąć. Bo to tak mocno bolało. Chyba bardziej bolała ją świadomość, że ją zostawił tak po prostu w domu niż sprawa sypiania i mieszkania z Nel.
    Przełknęła ślinę, spoglądając na chłopaka, gdy i on wstał.
    — A jak według ciebie mam to widzieć? — Spytała, automatycznie robiąc krok do tyłu z każdym jego krokiem w jej stronę. Nie bała się go, wiedziała, że nigdy by jej nie skrzywdził. Zwyczajnie nie chciała być teraz blisko niego. Potrzebowała przestrzeni. Słuchała jednak każdego jego słowa, czując, jak narasta w niej złość.
    — Oh, gdybym je miała, byłoby cudownie. Uwierz — odpowiedziała, chociaż nie podobało jej się to, że znalazł się tak blisko, że nie miała jak się bardziej odsunąć, że czuła wyraźnie jego zapach — nie, w zasadzie to nie. Pieprzyłeś się z nią tuż po tym, jak mnie zostawiłeś. Jak mnie porzuciłeś, jak ostatni dupek! — Krzyknęła mu w twarz, unosząc dłonie na wysokość klatki piersiowej, aby dać mu do zrozumienia, że potrzebuje przestrzeni. Nie wyłapała nawet, że mówił o jakimś zakładzie — ładne są? Te wszystkie dziewczyny, które codziennie widujesz. No przyznaj, ile z nich cię kręci?! Ile z nich jest ładniejszych i atrakcyjniejszych ode mnie? Znowu chcesz mi to zrobić? Znowu chcesz mnie zostawić? A nie… może znowu stwierdzisz, że się rozstaliśmy? — Spytała, ale nie czekała na jego odpowiedź. Zakryła twarz dłońmi, próbując uspokoić oddech. Nie udało jej się to. Zamiast głęboko oddychać, zaszlochała głośno — nie rozumiem, dlaczego to tak bardzo boli — zapłakała, wciąż z zakrytą twarzą. Przesunęła dłonie wyżej, wplatając palce w swoje włosy i wbijając paznokcie w skórę głowy — dlaczego w ogóle ze mną jesteś? — Spytała, nie mogąc przestać płakać — ktoś taki jak ty… mógłbyś mieć każdą, Nel czy te modelki ze stażu, kogoś… kogoś kto by do ciebie pasował — zauważyła, naprawdę próbując się uspokoić. To co zobaczyła na instagramie przypomniało jej, jak bardzo beznadziejna we wszystkim była.

    😭

    OdpowiedzUsuń
  15. Zacisnęła mocno wargi, bo nie podobał jej się ton jego głosu. Pamiętała, kiedy ostatni raz brzmiał podobnie i naprawdę nie chciała, aby zmierzało to teraz w tym samym kierunku. Z drugiej strony, czego innego tak właściwie miała się spodziewać?
    —Nawet nie próbowałeś, a może właśnie okazałoby się proste — zauważyła, marszcząc brwi. Wiedziała, że gdybanie nie miało teraz żadnego sensu, bo to niczego nie zmieni, ale zrozumiała, jak źle zrobili nie przegadując ich rozstania i tego, co się z nimi działo po nim. Wiedziałaby, że mieszkał z inną. Przezywałaby to wtedy, być może nie mając aż takiego żalu, jaki czuła teraz.
    — Odsuń się — warknęła. Gdy był tak blisko niej, nie potrafiła skupić się na słowach, które chciała powiedzieć. Starała się po prostu odsunąć, jak najdalej, bo gdy był tak blisko, najchętniej po prostu by krzyczała. Nie dotykałaby go, gdyby uszanował jej potrzebę przestrzeni. Nie musiałaby go dotykać. — W takim razie pytam, pieprzyłeś się z nią tuż po tym, jak mnie rzuciłeś? — zacisnęła przy tym mocno wargi — nie wkładaj mi w usta słów, których nie powiedziałam! Nie mówimy o pieprzeniu się z kim popadnie! Chyba, że chcesz mi coś jeszcze powiedzieć, to proszę bardzo, mów! — Pospiesznie przesunęła dłońmi po policzkach, ścierając z nich słone łzy, chociaż nie działało to zbyt długo, bo kolejne szybko zastępowały te starte. Okej, musiała przyznać, że prze cały ten czas wcale nie czuła się w żaden sposób zagrożona. Nie musiała martwić się o Jake’a i o to czy spotyka się z kimś innym, ale to co zobaczyła dzisiaj na jego instagramie… świadomość, w jaki sposób ją zostawił, że poszedł od razu do innej… to tak cholernie mocno bolało. I sprawiało, że w jednej chwili poczuła, że to mogłoby wydarzyć się jeszcze raz. Nie była w stanie przyjąć do wiadomości, że nic pomiędzy nim a Nel nie było, bo… bo to wydawało się bez sensu.
    Zamarła słysząc jego słowa. Nie spodziewała się usłyszeć tego w tej konkretnej sytuacji, więc potrzebowała chwili, aby zrozumieć, co właśnie powiedział. Opuściła głowę, spoglądając na jego dłonie na swoich nadgarstkach.
    — Ja… jestem beznadziejna, Jake — powiedziała cicho, wstydząc się spojrzeć w jego jasne oczy. Tak bardzo go kochała, ufała mu przecież, przez cały ten czas ani razu nie pomyślałaby, że mógłby ją zostawić, ale później przychodziły takie momenty jak ten. Wpadała na zapalnik, a później już nad soba nie panowała — Ja… nie wiem, jak zobaczyłam te zdjęcie… to wszystko wróciło. Jak było w domu, a myśl, że ty w tym czasie… — zacisnęła mocno ręce w pięści i wzięła głęboki oddech. Pokręciła lekko przecząco głową w odpowiedzi na jego pytania. Owszem była ciekawa czy dziewczyny, które spotyka w pracy były ładniejsze od niej, ale… nie myślała o tym, że mógłby chcieć ją zostawić. — Dlaczego z nią mieszkałeś? Dlaczego nie mogłeś zamieszkać po prostu z jakimś kumplem? — Zapytała cicho, zaciskając mocno wargi, wciąż nie patrząc mu w oczy.

    ☹️

    OdpowiedzUsuń
  16. — Przecież zapytałam! Może moja pamięć nie jest wybitna, ale zaczęłam od pytań! — Cały czas miała uniesiony głos, bo nie potrafiła się uspokoić, a ciągła wymiana zdań z pewnością tego nie ułatwiała. — Zapytałam czy z nią byłeś — przypomniała, podnosząc powoli na niego wzrok. Chyba jeszcze nigdy wcześniej nie widziała go tak złego. To też bolało, bo najwyraźniej był na nią zły, a ona przecież chciała się tylko dowiedzieć prawdy. Może… może dała ponieść się emocjom, ale przede wszystkim chodziło o prawdę, a on się wkurzał tak, jakby… jakby coś jednak było na rzeczy. I to cholernie mocno ją niepokoiło.
    — Gdybyś trzymał dystans, nie musiałabym cię w ogóle dotykać! — Z całej siły powstrzymywała się, żeby go od siebie nie odepchnąć, chociaż jego bliskość naprawdę ją drażniła w tym momencie. Czuła się zapędzona w róg, uwięziona. I odczuwała potrzebę uwolnienia się, ale nie chciała się z nim szarpać, bo jeszcze zaraz zrobiłby z niej niezrównoważoną wariatkę. Już była gotowa na kolejne krzyki, ale dotarł do niej sens jego słów. Rozchyliła wargi, wpatrując się w niego z prawdziwym osłupieniem i niedowierzaniem.
    Od balu? — Spytała cicho, szczerze mówiąc, naprawdę zaskoczona, bo pamiętała doskonale jak na nią spojrzał tym lodowatym spojrzeniem, kiedy Fibs ich nakryła. Jak wyrzucił ją ze swojego pokoju. Nigdy nie czuła się tak upokorzona, jak tamtej nocy, kiedy musiał przejść z jego pokoju do swojego, osłonięta jedynie sukienką. Pamiętała, że tamta noc była jednocześnie najlepszą i zarazem najgorszą nocą jej życia. Wszystko, co działo się później… Rozchyliła wargi, jakby właśnie zaczęło do niej docierać. Naprawdę nie był z nikim od czasu tamtej nocy do meczu, podczas którego doszło do złamani ręki? Była pewna, że zdążył przespać się z conajmniej kilkoma, bo… bo przecież był Jake’m. Dziewczyny w szkole ciągle o nim gadały, więc była przekonana, że zawsze mówiły o najświeższych podbojach.
    Nie odpowiedziała na jego słowa. Jedynie odetchnęła i wyprostowała się, bo w końcu miała przestrzeń, której tak bardzo chciała. Tyle, że kiedy Jake nie był już tak blisko, wcale nie czuła się dobrze. Co jeżeli wszystko spieprzyła? Naciągnęła rękawki bluzki na dłonie i trzymając je mocno, splotła ręce pod biustem.
    Jakim cudem mógł mówić, że nie była beznadziejna? Przecież… przecież była.
    — Ja… — podniosła na niego spojrzenie, w końcu odważając się na kontakt wzrokowy — ja myślałam, że jeżeli nigdy do tego nie wrócimy, to będzie lepiej, łatwiej — powiedziała cicho, bo w zasadzie to przez cały ten czas tak myślała. Nie zastanawiała się nad tym, co robił, kiedy się wyprowadził, przez cały ten czas, kiedy nie mieli ze soba kontaktu, owszem, myślała o nim, nie umiała zapomnieć, ale starała się żyć dalej i nie zadręczać. Dlatego nigdy nie trafiła na te filmiki, zablokowała go wszędzie gdzie się dało, nawet pojedyncze słowa, żeby tylko przypadkiem nie trafić na nic, co by jej o nim przypominało. Żyła w nieświadomości. — Ale kiedy to zobaczyłam, od razu przypomniałam sobie wszystkie awantury w domu, to jak trzymała mnie w nim jak w więzieniu, jak znowu chciała mnie faszerować xanaxem, czasami myślałam, że dobrze byłoby po prostu wziąć je wszystkie i się nie przejmować, powtarzałam sobie, że muszę wytrzymać tylko do urodzin, dostanę kasę i wyjadę. Przeżywałam piekło, a ty w tym czasie… bawiłeś się? — wyszeptała, rozplatając ręce i objęła się sama, wbijając paznokcie w swoje ramiona — poczułam wściekłość, bo na tym filmiku wyglądało to tak, że miałeś zajebiście, kiedy ja… mówiłam ci, że jej odjebało. Ona… miała do mnie żal, że je straciłam, a kiedy dotarło do niej wreszcie, że to nie było twoje dziecko, stwierdziła, że w takim razie dobrze się stało — mówiła, patrząc na swoje stopy i czując, jak łzy na nowo przysłaniają jej obraz. W takich chwilach jak ta, czuła niewytłumaczalną pustkę i smutek. — Wszędzie cię poblokowałam na początku. Nic o tym nie wiedziałam…

    🫤

    OdpowiedzUsuń
  17. — Nie odpowiedziałeś! — Miała ochotę dźgnąć go palcem w sam środek klatki piersiowej. Nigdy wcześniej nie czuła w sobie tak silnej potrzeby zrobienia czegoś takiego. Po prostu… była wściekła. Była tak bardzo wściekła, że sobie z tym zwyczajnie nie radziła. Przygniatało to ją. Całkowicie. — Nie odpowiedziałeś od razu, to co sobie miałam pomyśleć, że nic nie mówisz, bo odpowiedź jest przecząca?! — Spytała, oddychając ciężko. Boże, miała ochotę wyrzucić z siebie całą tę złość. Dlatego właśnie nie potrafiła przestać krzyczeć. Miała gdzieś czy sąsiedzi ich słyszą. Musiała jakoś rozładować te napięcie, które się w niej kumulowało z każdym wymienionym zdaniem z Jake’m. — Nie twierdzę, że robisz to teraz — warknęła, wiedząc, jakie to wszystkie jest głupie. Bo nie chodziło o teraz. Ale po części chodziło, bo czuła się tragicznie z myślą, że on mógł wtedy tak łatwo o niej zapomnieć, ale cała ta złość, ta siedząca w niej wściekłość dotyczyła tego, co stało się wtedy. Nie teraz. — Zresztą zapytałam. I jakoś na pytanie czy nadal się z nią widujesz umiałeś odpowiedzieć od razu — zauważyła.
    Wpatrywała się w jego plecy, naprawdę, naprawdę starając się uspokoić. Co, niestety, nie było tak łatwe, jakby sobie tego życzyła.
    Kolejne słowa chłopaka, zaczęły ją dopiero w jakimś stopniu uspokajać.
    — Wyobraź sobie, że tak, że ciężko mi przewidzieć, co by było gdyby… — mruknęła, odwracając od niego wzrok. Wzięła głęboki oddech i policzyła w myślach do pięciu. — Ale ja nie mówię, że się nie starasz, że jest do dupy, że masz mnie przepraszać, ja… — zawiesiła głos. Była taka głupia. Była taka głupia zaczynając w ogóle ten temat. Mogła… mogła przemęczyć się z tym sama. Pochodzić parę dni smutna i rozdrażniona, ale nie zaczynać całej tej rozmowy, bo to nie miało najmniejszego sensu. Czuła sama, jak gubi się w tym wszystkim. Bo była zła, ale o wtedy, była wkurzona, ale o wtedy… teraz jedynie się bała, że coś takiego mogłoby stać się ponownie, ale tego zawsze miała się bać. I to nie miało związku z Jacobem, a jedynie z nią samą. Bo nie wierzyła w to, że ktoś może ją tak bardzo kochać, bo w którymś momencie zawsze dopadały ją wątpliwości, bo była za mało pewna siebie, bo miała całą listę swoich wad, którą mogła wyrecytować, bo to ona była problemem, a nie Jake. — Przepraszam bardzo, że na tych materiałach wygląda to na przednią zabawę! Wybacz, pewnie źle to wszystko zrozumiałam! — Zironizowała, wciągając mocno powietrze nosem. Jakiś zapach, wkradał się do jej nozdrzy, ale nie mogła zarejestrować, skąd go znała i skąd dobiegał. Zignorowała go jednak szybko, zajęta małą sprzeczką. — Nie wiem! Nie wiem! — Wrzasnęła — to po prostu boli! — Dodała, a następnie wściekła wyrzuciła ręce w górę i znowu zaczęła chodzić po mieszkaniu — mam to w dupie, Jake — wyrzuciła z siebie czując, jak frustracja w niej narasta. Była wściekła, że w ogóle zaczęła — zapomnij — rzuciła, a następnie zerknęła na jego telefon na jego wyciągniętej ręce. Kusił ją. Bardzo ją kusił. — Nie chcę — powiedziała — nie chcę, schowaj go. Ja… — oblizała nerwowo wargi, uzmysławiając sobie skąd dochodził zapach, który drażnił jej nos. Piekarnik. Zrobiła ulubioną zapiekankę Jake’a, bo chciała z nim porozmawiać o mieszkaniu, o wspólnym, oficjalnym mieszkaniu. To miał być miły dzień. Wcisnęła się w koronkowy zestaw z gorsetowym stanikiem, bo to miał być miły wieczór, a teraz czuła, jak każdy haft drażni jej skórę — to po prostu boli — powiedziała, odsuwając się i odwracając na pięcie, aby wyłączyć piekarnik — ale to mój problem, nie twój — szepnęła, sięgając po rękawice, żeby wyjąć żaroodporne naczynie — przepraszam — drugą ręką rozganiała dym. Oczywiście, że musiała się przy tym oparzyć tuż nad zakończeniem rękawicy. Syknęła cicho, pozwalając, żeby łzy spłynęły po jej policzkach, nie mając w ogóle związku z małym bólem — przepraszam, miała… miała utrzymać tylko temperaturę — szepnęła, nie wiedząc co ma zrobić. Z jedzeniem, z Jake’m, ze sobą, z wszystkim.

    🥺

    OdpowiedzUsuń
  18. Czuła się tak, jakby weszła do wody mając w płucach tonę kamieni. Próbowała złapać oddech albo wypłynąć na powierzchnię, ale coś w niej samej ściągało ją w dół, w dół i w dół… aż w końcu nie było już czego ratować, zupełnie tak, jakby w ogóle na ten ratunek zasługiwała. O tym myślała w najmroczniejszych chwilach — o śmierci, jaka jest piękna i łatwa, i że do życia trzeba mieć wiele odwagi, a ona nigdy nie była odważna. Tym bardziej teraz, kiedy została nieodwołalnie sama, samotna, bez wsparcia, na które mogłaby liczyć. Nigdy przedtem nie doskwierał jej aż tak brak znajomych. Właściwie nigdy ich tak naprawdę nie miała. Inne modelki nieustannie prowadziły pomiędzy sobą wyścig szczurów, chorą rywalizację, która napędzała je w tym biegu po wygraną. Fibs miała to w nosie. Im więcej dawała ludziom obojętności, tym bardziej stawała się towarem pożądanym. Nie narzekała na brak zleceń, a dziewczyny niejeden raz podchodziły do niej z zaproszeniami na ekskluzywne imprezy, ale ona dobrze wiedziała, że to nie są jej koleżanki. Że nigdy nimi nie zostaną. Spotykały się tylko po to, żeby wybadać słabe punkty u wszystkich innych, obgadać kilka żenujących zachowań swoich wspólnych znajomych i w końcu pójść potańczyć do klubu. Na początku swojej kariery, owszem — miała cichą nadzieję, że uda jej się wbić w tę ich grupkę najlepszych, więc robiła to, co one: imprezy, prochy, drogie alkohole i szybki seks. To przez nie, przynajmniej pośrednio, przestała być siostrą Jake'a, a stała się jego koszmarem. Musiała w to wierzyć. Musiała, bo jeśli mogłaby przerzucić na kogoś choćby część odpowiedzialności, nie musiałaby dźwigać jej sama.
    Czasami strasznie żałowała, że w ogóle zaczęła robić karierę w modelingu. Zdawało jej się, że gdzieś w okolicy tamtego czasu znajdował się punkt zapalny, z którego wynikła cała reszta problemów, spadających im lawinowo na głowy. Gdyby dostała kiedykolwiek możliwość spełnienia jednego ze swoich życzeń, brzmiałoby ono: cofnąć czas.
    — Po pracy nawet się za mną nie obejrzysz, a ja… ja muszę ci to powiedzieć. Po prostu muszę.
    Zacisnęła drżące dłonie w pięści, a jej głos brzmiał tak, jakby się topiła, szła na dno razem z całym swoim okrętem, z którego uciekła już cała załoga.
    — Przepraszam — szepnęła. — Kurwa, naprawdę mi przykro. Gdybym mogła powtórzyć tamten dzień, wszystko zrobiłabym inaczej, ale już za późno — dodała, kładąc nacisk na trzy ostatnie słowa. — No dalej, uderz mnie, albo obrzuć stekiem wyzwisk, zrób co najgorszego ci przyjdzie do głowy, tylko nie zostawiaj mnie samej, kurwa, błagam — rzuciła, desperacko chwytając się każdej możliwej wymówki, każdego pretekstu, by nie kończyć tej rozmowy tak, jak gdyby ona nie miała miejsca. — Urwij mi nogę, rękę, głowę, zrób cokolwiek, żeby poczuć, że dostałam za swoje. Tylko nie traktuj mnie tak… tak… tak — wydusiła, czując się tak, jakby przebiegła maraton.

    😞

    OdpowiedzUsuń
  19. Zacisnęła wargi, bo tak naprawdę nie wiedziała co miała jeszcze powiedzieć. Kompletnie nie rozumiał, o co jej chodziło, a ona nie umiała mu tego dokładnie wytłumaczyć. Tak właściwie, sama chyba do końca nie rozumiała o co jej chodziło. Ta świadomość, że zostawił ją w rodzinnym domu w tak okrutny sposób sprawiała, że widząc zdjęcia z tego okresu, zalała ją złość, nad którą nie umiała zapanować. Przecież gdzieś w środku, wiedziała, że kłótnia o coś sprzed takiego czasu nie ma sensu, a mimo to, nie umiała się powstrzymać.
    — Jasne, bo to byłoby dokładnie to samo — warknęła, bo podany przez niego przykład nijak miał się do sytuacji, w której w tym momencie byli. On wiedział o niej i Reece, porównywanie tych sytuacji nie miało najmniejszego sensu. — Nieważne — burknęła, bo nie podobało jej się to, dokąd ta kłótnia zmierzała. Wkurzał ją fakt, że Jake odwrócił rolę i to on krzyczy na nią, twierdząc, że szuka sobie problemów. Kiedy to one same ją odnajdywały. Dokładnie tak, jak w tym przypadku. — To nie tak, że obudziłam się i stwierdziłam, że dzisiaj się pokłócimy, że dzisiaj na pewno coś na ciebie znajdę — burknęła — wręcz przeciwnie, chciałam… pogadać o mieszkaniu — odwróciła od niego wzrok, wysłuchując tego, co doskonale wiedziała. Wiedziała, jak wyglądała rzeczywistość social mediów, bo sama za każdym razem starannie obmyślała co wrzuca do internetu. — Ja to wszystko wiem! — Krzyknęła, odwracając się przodem do chłopaka, aby widzieć jego oczy — wiem, okej?! Dobra, rozumiem, nic między wami nie ma i nie było, cieszy mnie to bardzo! — Tylko co z tego, skoro wszystko wydawało się beznadziejne. — Dlaczego chociaż o tym nie wspomniałeś? Boże, gdybyś tylko coś napomknął, nie byłoby tego! — Zauważyła — wiem! Okej? Wiem! Mówię, że to mój problem, ale… ale nie pomagasz tymi krzykami! — Jęknęła już nie wiedząc na co i na kogo jest tak właściwie zła. Po prostu była zła i nie umiała sobie z tym poradzić. Spojrzała na dłoń, w którą wcisnął jej telefon i odłożyła go na kuchennym blacie — nie chcę — powtórzyła, czując, jak jej gardło zaciska się z nerwów.
    Słyszała trzaskanie drzwi, słyszała jego kroki, ale nawet nie spojrzała za nim. Stała przy szafce, zastanawiając się nad tym, co ma ze sobą zrobić. Bo nie miała ochoty go przepraszać, a siedzenie tutaj wydawało się bezsensowne i nie na miejscu. Bo ona tutaj przecież nie mieszkała, jedynie pomieszkiwała. Oparła się rękoma o blat kuchenny i oddychała głęboko, starając się uspokoić. Zapanować nad chaosem panującym w jej głowie, ale to wydawało się niemożliwe.
    Wyprostowała się, starła dłońmi łzy z policzków i wzięła głęboki oddech, a następnie podeszła do drzwi łazienki i zapukała w nie. Czekała z mówieniem, aż szum wody ustanie.
    — Przepraszam, Jake — zaczęła, wpatrując się w swoje stopy — to… to silniejsze ode mnie, wiem, że to może być dla ciebie głupie, ale ja po prostu… po prostu się boję — wyszeptała, zagryzając wargi — przepraszam, naprawdę przepraszam, nie powinnam… to ja sama muszę sobie z tym wszystkim jakoś poradzić — dodała i odsunęła się od drzwi, aby przejść do korytarza, gdzie zatrzymała się przy swoich butach, które szybko założyła. Cofnęła się po swój telefon i klucze do mieszkania po czym wróciła pod drzwi wyjściowe.

    nie odpuścimy tego kota…🙄

    OdpowiedzUsuń
  20. Jego słowa bolały. Tak cholernie mocno bolały, bo chyba była w stanie odnaleźć w nich prawdę. Chyba… bała się tego, co mogłoby nastąpić gdyby faktycznie znalazła się w sytuacji, z której nie byłoby awaryjnego wyjścia. Z drugiej strony to nie tak, że go przecież nie kochała i nie chciała spędzić z nim tej przyszłości, po prostu… bała się tego, co mogłoby się przytrafić, jeżeli zdecydowałby się ją zostawić. I bała się też tego, że on naprawdę mógłby to zrobić. Uznać, że jednak jej nie kocha, poznać kogoś, po prostu, lepszego. Mniej konfliktowego, bardziej ułożonego i potrafiącego trzymać język za zębami, myślącego… kogoś, kto zasłużyłby na jego miłość. Tak. Bała się mnóstwa rzeczy, ale wśród tego wszystkiego było też to, o czym mówił Jake.
    — A może to właśnie tego chcesz? Żebym zniknęła, żebyś miał drogę wolną, co? — Spytała, czując, że wszystko zaszło za daleko i nic nie było w stanie tego uratować. Słysząc więc kolejne słowa chłopakach miała ochotę rzucić w nim tym jego telefonem i tylko świadomość, że gdyby go zepsuła nie byłaby w stanie mu go odkupić, powstrzymała ją przed tym.
    Po tym wszystkim nie mogła po prostu zostać w jego mieszkaniu i czekać, co się wydarzy dalej. Musiała coś zrobić. Przychodziły jej do głowy dwa rozwiązania. Mieszkanie i Mallory. Mal odpadała z prostego powodu. Musiałaby jej opowiedzieć znacznie więcej niż chciała. Dlatego po opuszczeniu mieszkania Jacoba od razu ruszyła do siebie.
    Do siebie, które przez te kilka miesięcy zrobiło się takie obce. Niby wpadała tam raz na jakiś czas sprawdzić czy wszystko jest w porządku, wymienić torbę ubrań czy wpaść po coś, czego zwyczajnie nie miała w mieszkaniu Jake’a, ale zawsze szybko wychodziła i wracała do niego.
    Zaraz po przekroczeniu progu ruszyła do sypialni i rzuciła się na łóżko płacząc, bo była na siebie wściekła. Miała świadomość, że zaczęła awanturę o coś z przeszłości, ale… nie była w stanie tego zignorować.
    Sama nie wiedziała na co liczyła. Na to, że będzie wydzwaniał? Że szybko ją znajdzie i będzie błagał, aby wróciła? Nie miała pojęcia. Wiedziała natomiast, że zamierzała unieść się honorem i nie odezwać się pierwsza, tak po prostu, dla zasady.
    Kiedy więc kolejnego wieczoru usłyszała szczęk zamka w drzwiach, a później głos Jacoba, nie miała pojęcia czy to dobrze i co ma właściwie zrobić. Powitać go z szeroko otwartymi ramionami?
    — Nie ma mnie — odpowiedziała beznamiętnie, leżąc w sypialni i gapiąc się w sufit. Miała wrażenie, że odkąd pojawiła się w mieszkaniu, nie robiła niczego innego poza bezsensownym leżeniem. — Możesz zostawić wiadomość — dodała po chwili, nie racząc nawet odwrócić spojrzenia od białych zdobień.

    🙃

    OdpowiedzUsuń
  21. Nie odpowiedziała mu nic więcej, bo to co mówił brzmiało sensownie. Zerwałby z nią już dawno, gdyby nie chciał z nią być. Wiedziała też, że gdyby nie ona to ta kłótnia w ogóle nie miałaby miejsca. Wiedziała o tym.
    Kiedy była sama w swoim mieszkaniu, zastanawiała się nad tym wszystkim, co powiedział Jacob. Próbowała… zrozumieć samą siebie. Dlaczego się tak zachowywała. Dlaczego nie potrafiła po prostu przyjąć tego wszystkiego, co mieli, bez szukani dziury w całym. Dlaczego?
    Nie drgnęła nawet, kiedy położył się obok. Jedynie kątem oka dostrzegała, że położył się tak jak ona, na plecach i też patrzył się przed siebie, w sufit.
    — A chcesz mnie tam nadal? — Spytała cicho. Nie chciała się kłócić. Pytała poważnie. Ona sama na jego miejscu, chyba zrobiłaby się zmęczona tym wszystkim. Tego też się bała, że sama go do siebie zniechęci, ale jednocześnie nie umiała nad soba zapanować i przestać się tak zachowywać.
    Wzięła głęboki, drżący oddech, bo tak naprawdę nie umiała odpowiedzieć na jego pytanie. Gdyby wiedziała, co ma mu powiedzieć, nie byłoby tej chwili, nie byłoby kłótni, przez którą ostatnią dobę spędzili oddzielnie. Po prostu byłoby inaczej.
    — Nie chodzi o to, że ci nie ufam — wyszeptała, wciąż patrząc się w sufit — raczej o to, że… mówiłam ci, miałeś rację, to nie jest twój problem, to po prostu ja — zamknęła oczy oddychając głośno — nie wiem dlaczego, ale czekam zawsze na ten moment, kiedy coś się zepsuje, bo zawsze jest ktoś, kto jest ode mnie po prostu lepszy. Mądrzejszy, ładniejszy, zabawniejszy, częściej się uśmiechający, nie mający problemów z którymi sobie nie radzi, po prostu ktoś, kto nie jest mną — zacisnęła wargi i zaśmiała się gorzko — nawet moja matka wolała ciebie i Fibs niż mnie — mruknęła cicho, bo przywoływanie myśli, że są przyrodnim rodzeństwem zawsze wprawiało ją w lekki dyskomfort, ale cóż, tak to widziała, taka była prawda — dlatego po prostu… nie wiem, Jake, po prostu jestem do dupy. Sam zresztą to widzisz — otworzyła w końcu oczy i przekręciła głowę w bok, aby na niego spojrzeć — zawsze wszystko chrzanię i nie mów, że tak nie jest. Gdyby tak nie było, nie wkurzyłabym się tak o te zdjęcia z Nel — mruknęła — chociaż nie myśl, że nie wiem, że spała z facetem swojej przyjaciółki — dodała niemrawo, bo dobrze pamiętała wpisy na stronie. Wiedza co zrobiła Nel też nie pomogła w całej tej kłótni i poczuciu zagrożenia.

    😒

    OdpowiedzUsuń
  22. — Nie, ja nie… nie chcę zrywać — wyszeptała głosem tak ściśniętym z emocji, że przez chwilę myślała, że nie będzie w stanie tego z siebie wyrzucić. Naprawdę nie chciała się z nim rozstawać, ale nie była pewna czy on chce tego samego, co ona.
    Po powiedzeniu wszystkiego, co przyszło jej na myśl i tak miała wrażenie, że nie umiała tak całkiem przekazać, co dokładnie siedziało w jej sercu i głowie. Nie potrafiła znaleźć idealnych do tego słów. Dlatego po prostu słuchała Jake’a i zastanawiała się ciągle nad tym samym: dlaczego chciał właśnie jej.
    — Nie chcesz nikogo innego, ale…. Ale dlaczego chcesz mnie? Dlaczego mnie lubisz, Jake? Dlaczego… dlaczego kochasz akurat mnie, skoro ciągle wszystko psuje? — Zagryzła wargi, bo nie była pewna jaką usłyszy odpowiedź i czy w ogóle ją usłyszy.
    Zadrżała lekko, gdy dotknął jej policzka. Kiedy siedziała sama w swoim mieszkaniu, niejeden raz zastanawiała się nad tym czy jeszcze poczuje kiedyś jego dłonie na swoim ciele. A to się teraz działo. Nie chciał wcale tego kończyć, co sprawiało, że miała jeszcze większe wyrzuty sumienia, bo zachowywała się względem niego okropnie. Ułożyła powoli dłoń na jego dłoni, którą gładził jej policzek i spojrzała prosto w jego jasne oczy. Wpatrując się w nie, próbowała odgadnąć o czym myślał.
    — Spróbuję — powiedziała cicho, chociaż nie umiała mu obiecać, że to się stanie. Niektóre rzeczy i zachowania były od niej po prostu silniejsze. Zwłaszcza teraz, kiedy zdążyła przyzwyczaić się do swojego nowego życia, gdzie nie musiała ukrywać wszystkiego pod maską niewzruszonej suki, co i wtedy nie zawsze jej wychodziło.
    Uniosła lekko brew, kiedy dostrzegła, że wyciągnął coś z kieszeni spodni. Nie zorientowała się od razu, co to takiego, a kiedy chwycił jej dłoń i poczuła zimno pierścionka wsuwanego na jej palec, otworzyła szerzej oczy. Wpatrywała się w twarz Jake’a, kiedy składał pocałunek na jej ręce i oddychała ciężko, próbując wyczytać z jego twarz czy właśnie zrobił to, co jej się wydawało, że zrobił. Przez chwilę miała wrażenie, że czas się zatrzymał. Rozchyliła wargi i po prostu gapiła się na niego, jakby zmrożona, nie mając pojęcia, jak w ogóle powinna zareagować, bo co, jeżeli to wcale nie było to i tylko zrobi z siebie idiotkę? W końcu zrobiła mu awanturę o dziewczynę sprzed roku, z którą nawet nie był, a teraz… oświadczał się? Oświadczał się. Oświadczał?
    — Jake — wydusiła, patrząc na niego dość niepewnie, a po chwili przeniosła spojrzenie na pierścionek, który był śliczny, był po prostu idealny i, boże, czuła, że nie zasługuje na to wszystko, co dostawała od niego — czy to… czy ty… my? M-my właśnie… — Wydukała cicho, sięgając drugą dłonią pierścionka i powoli przesunęła po nim opuszkami palców, skupiając spojrzenie na chłopaku — przepraszam, Jakie, przepraszam, że jestem tak bardzo zazdrosna.

    🙈

    OdpowiedzUsuń
  23. — Tyle, że to nie ty ciągle coś psujesz — wyszeptała, przeskakując spojrzeniem pomiędzy jego twarzą, a jakimś punktem za nim. Ciężko było jej utrzymać kontakt wzrokowy z chłopakiem, bo coraz bardziej docierało do niej, jak idiotycznie się zachowywała. Była wdzięczna za to, że tutaj przyszedł, że był obok, że wciąż uważał ją za swoją dziewczynę, że mimo awantury jaką zrobiła, nada chciał mieć ją w swoim życiu.
    Posłała mu delikatny uśmiech, bo tak naprawdę czuła, że to ona powinna dziękować za to, że tak bardzo ją kochał, że był w stanie być ponad jej scenami zazdrości. Ona sama, nie próbowała nawet sobie wyobrażać w jaki sposób zachowywałaby się, gdyby to Jake był taki jak ona.
    Wpatrywała się w swoją dłoń, na przemian zerkając na chłopaka… a właściwie już na swojego narzeczonego, bo zdecydowanie nie miała w planach ściągania pierścionka, który nie dość, że idealnie pasował rozmiarem na jej palec serdeczny to idealnie pasował po prostu do niej.
    — Nie ściągnę go — wyszeptała, ponownie ściśniętym głosem, bo oświadczyny były ostatnim, czego mogłaby się w tym momencie spodziewać. Nie tuż po tym, gdy zachowała się jak największa idiotka na świecie, a ten gest Jake’a tylko ją w tym utwierdził. Była głupia.
    — Postaram się — powiedziała — naprawdę się postaram — powtórzyła, a kiedy znalazł się nad nią, sięgnęła dłońmi jego policzków i czule je chwyciła, ostrożnie je gładząc. Wpatrywała się prosto w jasne oczy Jacoba, poza którymi nie widziała świata, a na jej usta wkradł się szeroki uśmiech. — Margaret Miller — powiedziała na głos, mrużąc lekko powieki — Margaret Mackenzie-Miller — dumała — chyba nie odmówię, brzmi całkiem dobrze — zaśmiała się wesoło i wychyliła się, aby sięgnąć wargami jego usta. Złożyła na nich krótki, ale przepełniony uczuciami pocałunek i pogładziła raz jeszcze opuszkami palców jego policzki — podoba mi się… — wyszeptała i nie miała na myśli jedynie pierścionka, ale całokształt. Wizja, że Jacob chciał spędzić z nią całe życie, że mieli wziąć ślub, że to wszystko działo się naprawdę, a nie jedynie w jej najśmielszych marzeniach — oh, ja? — Uniosła wysoko brew — czyli chcesz już teraz wymigać się od podejmowania tych wszystkich decyzji, tak? — Zaśmiała się cicho, mrużąc delikatnie oczy — nie myśl sobie, że nie będę cię dręczyć kolorami i kwiatami — przygryzła wargę, cały czas się przy tym uśmiechając.
    Wsunęła jedną dłoń w jego włosy, drugą pozostawiając wciąż na policzku chłopaka, raz jeszcze złożyła na jego wargach pocałunek. Tym razem nieco dłużysz.
    — Kocham cię, Jake — szepnęła, spoglądając prosto w jego oczy — i z przyjemnością zostanę twoją żoną.

    🥰

    OdpowiedzUsuń
  24. Powstrzymała się przed wchodzeniem w dyskusję, że to wcale nie było tak jak mówił proste. Nie dla niej. Ale wchodzenie teraz w takie dyskusje byłoby największą głupotą na jaką mogłaby się zdecydować.
    — Okej — wyszeptała, uśmiechając się delikatnie kącikami ust. Nie była tak głupia, aby dosłownie minuty po zaręczynach kłócić się o to, że nie bycie zazdrosną nie było dla niej łatwym zadaniem. W końcu… to właśnie jej się oświadczył, to właśnie z nią chciał spędzić resztę swojego życia, a ona musiała to w końcu zrozumieć. Zrozumieć, że dla niego liczyła się tylko ona. Nikt więcej.
    — Zakodowane — zaśmiała się, przymykając powieki, ciesząc się po prostu jego bliskością. Kiedy przekręcała klucz w zamku drzwi swojego mieszkania bała się, że będzie wracała do mieszkania Jake’a tylko po to, aby spakować swoje rzeczy, bo nie będzie jej chciał. Tymczasem… on chciał mieć ją już na zawsze. — Margaret Miller — powtórzyła za nim i uśmiechnęła się, podobało jej się.
    — Już? Już marudzisz, chociaż nawet nie mamy wybranej daty? — Zaśmiała się cicho, chociaż żartobliwie mrużyła groźnie powieki — okej, to byłby całkiem sprawiedliwy podział… — stwierdziła, a po krótkiej chwili uśmiechnęła się promiennie — musimy koniecznie umówić się z Mal i Ianem — stwierdziła, a po chwili się roześmiała — przecież oni nie dadzą nam spokoju, a na pewno Mal nie da mi spokoju świergocząc jak to wszystko dzięki niej — chociaż musiała przyznać, że gdyby nie przyjaciółka nie wiadomo, kiedy i czy w ogóle wpadliby na siebie z Jacobem i jakby to wówczas wyglądało. Teraz to jednak nie miało żadnego znaczenia. Miała na swoim palcu pierścionek zaręczynowy i miała wyjść za mąż za Jacoba Millera. Nic nie mogło tego zmienić.
    Pisnęła rozbawiona, kiedy nagle zrobiło jej się zimno, a po chwili została gwałtownie przesunięta. Spojrzała na Jake’a i pokręciła lekko głową.
    — Mam tego za dużo, nie damy rady tak po prostu spakować mnie w torbę — powiedziała, ale nie protestowała. Podniosła się z łóżka i od razu podeszła do szafy, gdzie po otwarciu, z dolnej półki wyciągnęła torbę i ułożyła ją na łóżku. — zadzwonię jutro do właściciela i umówię się na oddanie kluczy — powiedziała, uśmiechając się lekko. Właśnie tego chciała. Chciała życia z Jake’m, a ono właśnie się zaczynało. Ich wspólne życie.
    — To zajmie wieki — jęknęła, powracając przed szafę, zastanawiając się jakim cudem w ciągu kilku miesięcy od wyniesienia się z domu rodzinnego udało jej się nagromadzić tak dużo rzeczy. To wydawało się wręcz niemożliwe.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  25. Nie mogła powstrzymać uśmiechu, który zagościł na jej ustach tuż po wypowiedzeniu przez niego sformułowania państwo Miller. Chyba jeszcze do niej, tak nie do końca docierało, co się właśnie stało, albo raczej nie docierało do niej, że to stało się naprawdę, a nie było jedynie wytworem jej wyobraźni. Jacob jej się oświadczył. Wezmą ślub. Będą szczęśliwi. To brzmiało jak spełnienie najskrytszych marzeń, przed którymi sama się broniła, a jednak… to wszystko miało się wydarzyć.
    — Może poczekamy do jesieni? — Zaczęła się zastanawiać na głos, zerkając jednocześnie na Jacoba. Jesień była na tyle blisko, że nie musieliby czekać do kolejnego roku, a jednocześnie wydawała się na tyle odległa, że zdążyliby wszystko zorganizować. Chyba. — Tak naprawdę wesele będzie skromne — stwierdziła, bo w zasadzie nie miała kogo zaprosić poza dziadkiem. Nie zamierzała go jednak zapraszać, bo za dobrze wiedziała, że kazałby jej przeprosić się z matką, a tego nie zamierzała robić — moglibyśmy zorganizować coś bardziej… nowoczesnego — zerkała na swojego narzeczonego, aby wychwycić jakąś reakcję na jej pomysły. — Typowe wesele to raczej nie dla nas, hm?
    — Właściwie to są jak rodzina — stwierdziła, bo zdecydowanie Mallory i Ian byli dla niej (nie licząc oczywiście Jacoba) najbliższymi ludźmi, z jakimi spędzała czas. Owszem, miała sporo koleżanek i kolegów z uniwerku, ale to tę dwójkę śmiało mogła nazwać przyjaciółmi — dlatego o nich myślę! Mówimy o weselu, a oni na pewno na nim będą — wzruszyła ramionami, uśmiechając się niewinnie. Chociaż pomysł, aby Ian organizował wieczór kawalerski Jake’a już tak bardzo jej się nie podobał. Sama wizja wieczoru kawalerskiego jej się nie podobała, ale walczyła ze sobą i nic na ten temat nie wspomniała. Miała pierścionek na palcu. Miała pierścionek. Ona. Nie żadna inna.
    Przyglądała mu się, bo początkowo nie podejrzewała, że on mówił poważnie. Znaczy, zrozumiała, że miała się przeprowadzić, ale nie myślała, że Jake będzie chciał to zrobić natychmiast w całości.
    — Myślałam, że to sobie po prostu… rozbijemy na kilka dni? — Zerknęła na chłopaka, uśmiechając się kącikami ust w reakcji na jego szept i ciepłe wargi — no wiesz, zabierzemy dzisiaj część rzeczy, ja się umówię z właścicielem. Będziemy mieszkać już razem i przenosić resztę moich rzeczy — wywróciła oczami, kiedy dał jej klapsa.
    Zagryzła wargę, wpatrując się w swoją szafę, poważnie zastanawiając się nad tym, co powiedział. W końcu… i tak u niego tak naprawdę mieszkała. To mieszkanie było jak miejsce na przechowanie, ale świadomość, że miałaby je całkiem stracić, sama nie wiedziała dlaczego, ale nieco ją przerażała.
    — Nie powinniśmy tracić zajęć przez przenoszenie mnie do ciebie. Możemy po prostu wpaść po zajęciach i dokończyć — mówiąc to, zaczęła wyciągać ubrania z szafy i zgodnie z jego wcześniejszą sugestią, podawać mu, żeby nie pomyślał sobie, że wcale się przeprowadzać nie chciała, bo przecież chciała.

    ❤️

    OdpowiedzUsuń
  26. — Brzmi idealnie — uśmiechnęła się, bo wydawało jej się, że do tego czasu faktycznie byliby w stanie wszystko zorganizować. Zwłaszcza, że to nie miało być nie wiadomo jak duże przyjęcie. Zresztą, Margo szybko pomyślała o tym, że to wcale nie musiałoby być przyjęcie. — Święta? — Powtórzyła za nim, zastanawiając się nad tym. Właściwie… dlaczego nie? Uśmiechnęła się i przechyliła lekko głowę — że śniegiem we włosach i białej sukience? — Spytała, chociaż nie była pewna czy chciałaby mieć typowo ślubną kreacje. Skinęła lekko głową, gdy wspomniał o rodzicach. Na wspomnienie o Phoebe zmarszczyła tylko lekko brwi. Nie zabroni mu tego, chociaż zdecydowanie to nie był ktoś, kogo chciałaby widzieć na swoim ślubie. — Jak będziesz chciał — powiedziała, ale szybko skupiła się na tej części rozmowy, która była wstępnymi planami tego, jak mogłoby to wszystko wyglądać — oh wiesz, moglibyśmy po ceremonii zamiast typowego przyjęcia zrobić imprezę w klubie dla znajomych. Z rodziny… będzie tak naprawdę Fibs, jeżeli się zdecydujesz. Nie potrzebujemy wystawnego obiadu i kolacji — stwierdziła, a po chwili na niego spojrzała — chciałbyś żebym miała tradycyjną białą sukienkę?
    — Nie — odpowiedziała od razu — lubię ich. Bardzo. Ale żadnego podwójnego ślubu. To ma być tylko nasz dzień — zamierzała być uparta w tej kwestii, jeżeli Jake próbowałby ją przekonać do swojego pomysłu.
    Odwracając się plecami do szafy, a przodem do Jacoba, otworzyła szeroko oczy i spojrzała na niego. Trzymała w rękach kilka wieszaków z koszulkami i czekała, aż je od nie odbierze.
    — Co? Nie — odpowiedziała i spojrzała wymownie na swoje ręce z ubraniami, które miał spakować — zaraz koniec semestru, egzaminy, opuszczanie zajęć… to nie jest dobry pomysł — powiedziała, chociaż… nie, nie miał racji. Nie potrzebowała żadnego poczucia, że będzie miała gdzie uciec. Po prostu, było jej dziwnie z myślą, że… że gdyby kolejny raz pokłócili się tak, jak poprzedniego dnia, nie miałaby co ze sobą zrobić czyli… Jake miał rację. Ale nie mogła i nie zamierzała tego powiedzieć na głos. — Prowadzący patrzą na obecności — dodała, zaciskając palce na swoich bluzkach — chcę to zrobić, ale nie kosztem ocen czy zaliczenia przedmiotu — burknęła, otwierając szerzej oczy — nie powiedziałam, że mamy to robić przez kolejne pół roku, tylko tyle, że nie musimy robić tego jednej nocy — zauważyła, marszcząc delikatnie brwi. Puściła jedną ręką ubrania i opuściła ją w dół wzdłuż ciała — poważnie? — Spytała, niedowierzając w to co słyszy. Rzuciła ubrania w kierunku torby i tak jak wcześniej Jake, splotła ręce pod biustem — o mój boże, naprawdę? — Uniosła wysoko brwi — a może właśnie próbujesz mnie sprowokować, co? Może żałujesz, że mi go dałeś? Po co mi go dawałeś, skoro twierdzisz, że go nie chce? Że mogłabym go przyjąć tylko dlatego, że chwilę wcześniej się kłóciliśmy? Rozmyśliłeś się właśnie? Dostałeś olśnienia, że jednak mnie nie chcesz? — Pytała, czując na palcu ciężar pierścionka. Nie zdążyła nawet się do niego przyzwyczaić, a już czuła, że gdyby miała go teraz ściągnąć, byłoby to cholernie ciężkie, bo… bo chciała tego ślubu. Chciała życia z Millerem — tego chcesz? Chcesz, żebym ci go oddała? Dlatego gadasz te wszystkie bzdury?

    drama Queen 👑

    OdpowiedzUsuń
  27. — I dobrze do nas pasuje — stwierdziła, bo zdecydowanie nie wyobrażała sobie nadętego obiadu. Bo i po co im to? Najważniejsze było, żeby zawarli oficjalnie ślub, a później się tym cieszyli wspólnie z bliskimi osobami, a najbliżsi byli znajomi. Rodziny już nie było. Rodzinę mieli zacząć tworzyć sami. We dwoje.
    Spojrzała na niego, naprawdę ciekawa tego, co miał do powiedzenia. Nie miała nic przeciwko, aby zainspirować się tym, co jemu się podobało. Zwłaszcza, że najzwyczajniej na świecie lubiła mu się po prostu podobać. Lubiła, kiedy spoglądał na nim roziskrzonym spojrzeniem, w którym widziała zachwyt jej osobą. Tak, zdecydowanie lubiła mu się podobać. W reakcji na jego słowa, przez jej ciało przeszedł dreszcz — tego chyba jeszcze nie było, panna młoda w zieleni — zastanowiła się na głos, uśmiechając się delikatnie pod krótkim pocałunkiem. — Chyba mi się podoba ten pomysł — stwierdziła, posyłając mu czarujący uśmiech — tylko nasz dzień — powtórzyła, muskając delikatnie jego wargi.
    — Nie powiedziałam, że mamy egzaminy jutro. Tylko, że się zbliżają, a prowadzący zwracają uwagę na obecności — mruknęła, odwracając od niego spojrzenie.
    Słuchała go i automatycznie zrobiła krok w tył. Odruch, którego nie umiała powstrzymać.
    — Nigdzie nie uciekłam, po prostu… — urwała i spojrzała prosto w jego jasne oczy, biorąc głęboki oddech. Nie chciała go stracić. Nie chciała stracić ze swojego życia Jake’a. Nie mogła do tego dopuścić. Bała się tak z dnia na dzień po prostu się przeprowadzić, ale… ale przecież tak naprawdę tego chciała. Gdyby nie kłótnia, sama by mu to zaproponowała.. chociaż na swoich warunkach, a teraz… teraz stawiał jej ultimatum.
    — Jesteś idiotą — powiedziała, marszcząc mocno brwi — jesteś idiotą, jeżeli myślisz, że nie chce z tobą mieszkać — prychnęła, wywracając oczami — nie ściągnęłam tego pierścionka i nie zamierzam tego zrobić, głupku. Nie mam pojęcia, co ty sobie wyobrażasz. Chodziło mi tylko o rozłożenie tego w czasie na… nie wiem… dwa, trzy dni — burknęła i zmierzyła spojrzeniem jego sylwetkę — ale proszę bardzo. Masz ochotę zarwać noc, to dalej, śmiało. Pakuj te rzeczy zamiast marnować czas — oznajmiła, prostując się i delikatnie go odpychając, aby podejść do łóżka i spakować rzeczy, które wcześniej na nie rzuciła — no dalej, na co czekasz? — Spojrzała na niego, unosząc wysoko brew. Jeżeli chciał się jej pozbyć, będzie musiał to zrobić wprost.

    🙄

    OdpowiedzUsuń
  28. To mogła być jedna z piękniejszych nocy. Mogli zostać u niej, albo przenieść się spokojnie do niego i kontynuować rozważania na temat tego, jak będzie wyglądać ich ślub. Podobała jej się ta rozmowa. Pierwsze pomysły, pierwsze propozycje, chociaż nawet nie mieli pojęcia, kiedy dokładnie to się stanie… według Meg, było w tym coś niesamowicie słodkiego i uroczego, ale niestety. Ten stan nie mógł trwać wiecznie.
    Wywróciła oczami na jego słowa. To, że jego wykładowcy nie byli czepliwi nie oznaczali, że wszyscy na uniwerku są dokładnie tacy sami, ale nie miała ochoty kłócić się i ten konkretny powód. Wciąż jednak się cofała, kiedy szedł w jej kierunku, aż zwyczajnie nie miała gdzie się wycofać. Dokładnie jak poprzedniego dnia. Zacisnęła wargi w wąska linie i słuchała, co miał do powiedzenia, starając się nie odwracać od niego spojrzenia.
    — Dałam ci przestrzeń! — Krzyknęła, czując jak się w niej zaczyna gotować. Spojrzała na jego palec i nadęła policzki, gdy śmiał ją dźgnąć — nie zwiałam, z zamysłem schowania się i zniknięcia z twojego życia! Ukrywania się po kątach! I wiesz, jaka jest zasadnicza różnica? Nie poleciałam od razu do mieszkania jakiegoś przyjaciela z dawnych czasów! — Oznajmiła splatając ręce pod biustem — ale proszę bardzo, nazywaj mnie hipokrytką, jeżeli to przyniesie ci ulgę — prychnęła, zaciskając mocno pięści — no to świetnie, bo ja zamierzam się wyspać, więc lepiej się zamknij i rób, co masz do zrobienia — odpyskowała, chociaż nie podobało jej się, w jaki sposób się do niej odzywał. Nie mogła jednak stchórzyć i uznać, że nie wraca z nim.
    Stanęła nad walizką, starając się względnie ułożyć te rzeczy, aby jak najwięcej spakować A jednym razem.
    — Uważaj, bo ci zaraz komplementów zabraknie — prychnęła cicho, bo słyszała, co sobie mamrotał pod nosem i nie zamierzała udawać, że nic z tego nie słyszy. Czując nagle, jak ją ciągnie w swoją stronę pierw cicho pisnęła, a gdy ich ciała się o siebie uderzyły cicho jęknęła, spoglądając prosto w jego oczy — kretyn — burknęła, nim cokolwiek powiedział.
    Kiedy zaczął mówić, przez jej ciało przeszedł dreszcz. Czuła wyraźnie jego zapach, ciepły oddech otulający jej wargi i jego usta, poruszające się z każdym słowem.
    — Nie rozumiem o co ci chodzi, Jacob — powiedziała — robię dokładnie to, czego przecież chciałeś, pakujemy mnie — zauważyła, nie odsuwając się od niego nawet o pół kroku. Przełknęła ślinę, uparcie wpatrując się w jego oczy. Nawet nie mrugnęła — wytłumacz mi, co robię źle. Nie pakuje się, to jestem hipokrytką, a teraz co? Dostanę klapsa, bo co, Jakie? Bo jestem zbyt posłuszna? — Spytała oddychając ciężko. To jak bardzo ją wkurzał w tym momencie było wręcz nie do opisania. I tak, miała ochotę go sprowokować,

    😌

    OdpowiedzUsuń
  29. Przyglądała się jego twarzy, wciąż się cofając i jednocześnie zastanawiając się nad tym czy kiedykolwiek wcześniej widziała Jake’a w takim stanie, czy… kiedykolwiek wcześniej wzbudzał w niej niepokój? W tym momencie, tak właśnie było, a kiedy zaczął śmie szyderczo śmiać, Margaret opuściła spojrzenie i delikatnie pokręciła przecząco głową.
    Nie pomyślała o tym, że wcale nie musiała uciekać. Nie mogła jednak już nic na to poradzić. To… nauczyła się tego w domu, od Evelyn. Dystansowanie się od problemów było nie tylko najłatwiejsze, ale do któregoś momentu przede wszystkim skuteczne. Jake doskonale wiedział, jak wyglądała jej relacja z matką, nie powinien być zdziwiony reakcją rudowłosej.
    Zacisnęła mocno wargi, z silnym postanowieniem, że nie da mu się złamać, nie da mu satysfakcji. Dlatego, słuchając uważnie wszystkiego, co miał do powiedzenia, jedynie mocniej zaciskała dłonie w pięści, czując jak wbija sobie mocno paznokcie w środek dłoni. Nie czuła jeszcze, że wbiła je tak mocno, że po wszystkim miały zostać delikatnie zakrwawione ślady półksiężyców. Kiedy skończył mówić, spojrzała jedynie hardo w jego oczy.
    — Rozumiem, że nie chciałeś być w domu z nimi. Rozumiem, że nie było ci łatwo. Rozumiem to wszystko. Ale wiesz czego nie rozumiem? Jakim prawem nazywasz mnie hipokrytką, ale wiesz, co? Jak ma być ci tak lepiej to proszę bardzo — parsknęła — lepiej wyrzuć z siebie wszystko teraz, przed ślubem. Może do pieprzonych świąt zdążymy oczyścić atmosferę — wysyczała i skupiła się na ubraniach. Chciała jak najszybciej się spakować, udowodnić mu, jak wielkim jest idiotą i jak bardzo źle ją osądził i… i właściwie nie wiedziała, co później, bo jeżeli mieli kontynuować dalej te kłótnie to najzwyczajniej w świecie wolałaby zostać tutaj. Sama. Nie chciała się z nim kłócić. Nie chciała słuchać kolejnych wyzwisk, chociaż za wszelką cenę starała się pokazać, że nic z tego co powiedział, nie rusza jej.
    Przez krótką chwilę liczyła, że będą mogli w spokoju kontynuować pakowanie, że temat skończony, że po prostu mają robotę do zrobienia i na tym się skupią. Dlatego, wzięła głęboki oddech i mrugnęła szybko, czując jego dłoń na swojej szyi. Zacisnęła kolejny raz zęby i patrzyła w jego oczy (właściwie to nie miała wyboru, bo nie była w stanie odwrócić głowy przez jego chwyt), słuchając ponownie tego, co miał do powiedzenia.
    — Naprawdę myślisz, że gdybym tego nie chciała to pozwoliłabym ci na wpakowanie tych rzeczy do torby? — Spytała, ale z jakiegoś powodu zamiast się uspokoić i porozmawiać z nim bez emocji, czuła, jak robi się na niego coraz bardziej wkurzona — że mógłbyś tak po prostu tutaj wparować i zmusić mnie do przyjęcia oświadczyn? Że nadal pozwalałabym się dotykać? — Wysyczała każde z pytań, nie odrywając wzroku od jego przeszywającego spojrzenia — jeżeli uważasz, że odpowiedzi to tak, to w ogóle mnie nie znasz, braciszku — warknęła wkurzona. Nie wiedziała, dlaczego użyła tego słowa. Nigdy. Nigdy nie mówiła do niego w ten sposób, ale… chciała dać mu do zrozumienia, jak wielkim jest kretynem. Tyle, że to ona była kretynką. Była skończoną kretynką, bo tuż po tym gdy nazwała go swoim braciszkiem poczuła dziwne, niespodziewane motylki w brzuchu, a zdecydowanie nie powinna się w tym momencie czuć w ten sposób.

    🙊

    OdpowiedzUsuń
  30. Zacisnęła mocno wargi, bo ona widziała to inaczej. I wcale nie wypominała mu tego, że stchórzył. W zasadzie to przecież niczego mu nie wypominała. Wpadła na tamte zdjęcia po raz pierwszy i chciała po prostu wiedzieć co go łączyło z Nel i czy ona, Margaret Mackenzie cokolwiek dla niego znaczyła, skoro tak szybko znalazł inną.
    — O byle pierdołę?! — Spojrzała na niego, czując jak cała chęć bycia opanowaną, ulatnia się z niej. Jego bliskość tak na nią działała. Świadomość, że znajdował się tak blisko, że niemal czuła smak jego ust, ale jednocześnie nie mogła go dotknąć, sprawiał, że jeszcze bardziej i szybciej się denerwowała. Tak. W tym tkwił jej obecny problem. W bliskości Jake’a, która była zbyt intensywna w tej chwili, a Margo była na nią za słaba. — No tak, bo wszystko to moja wina — parsknęła.
    Czując jego nacisk, przełknęła ślinę i wyprostowała głowę, licząc, że w ten sposób zyska odrobinę więcej przestrzeni między swoją szyją, a jego dłoni. Oh, jak bardzo się myliła.
    — Powiedziałam ci, co się stało Lukasowi — przypomniała cichym głosem
    Obserwowała z bliska jego reakcje na słowa, które wypowiedziała. Patrzyła, nie mając naprawdę pojęcia, jak na niego zadziałają, a raczej konkretnie to jedno słowo.
    Widziała zmianę w jego oczach, ale nie miała pojęcia, co konkretnie ze sobą niesie. Rozchyliła wargi i czując, że ten robi krok do przodu, ona robiła krok w tył, aż nie miała gdzie dalej się wycofać. Po pomieszczeniu rozległ się głuchy dźwięk, gdy jej plecy dotknęły drzwi szery, a przez jej głowę przetaczało się wiele myśli. Konkretnie dużo, brzydkich myśli. Rozchyliła wargi, będąc jeszcze w stanie nabrać powietrze, co przez jego dłoń na jej gardę miało przestać za chwilę być tak łatwe.
    — A co, nie podoba ci się? — Sapnęła cicho, czując, że stąpa po cienkim lodzie. Nie była pewna jak zareaguje, jak zorientuje się, że jej się podobało. Cholernie mocno jej się podobało, bo wyraźnie czuła, jak bielizna stawała się mokra. Ona… ona sama niewiedziała, jak powinna zareagować. Pozwolić na to, czy natychmiast to przerwać, zakopać gdzieś w otchłani myśli i nigdy więcej do tego nie wracać, bo to było zbyt chore.
    — Ja… — urwała, nie wiedząc, co ma powiedzieć — po prostu… — szeroko otwartymi oczami spojrzała na niego, powoli przenosząc spojrzenie w dół, zdecydowanie nie spodziewając się, że przyłoży jej dłoń do swojego wzwodu, że jego ciało zareaguje podobnie do jej ciała. Jeżeli myślała, że czuła motylki w brzuchu na słowo braciszku wypowiedziane do Jake’a, to była w błędzie. Słysząc jego szept, czując zaciskającą się dłoń na jej szyi i dotykając dłonią jego twardego kutasa, przez jej ciało przeszedł dreszcz.
    — Chcesz, żebym ci obciągnęła? — Spytała cicho, ale pewnie siebie. Zacisnęła przy tym dłoń na jego kutasie, a następnie przesunęła po nim przez materiał spodni i spojrzała w końcu w jego jasne oczy, a na jej twarzy zagościł figlarny uśmiech — a może Jakie Junior wolałby poczuć moją cipkę? No dalej, powiedz czego chcesz, braciszku — wyszeptała, przyciskając mocno dłoń do jego krocza — i zmuś mnie, żebym to zrobiła — dodała cicho, otulając jego twarz swoim ciepłym oddechem.

    😈

    OdpowiedzUsuń
  31. Zacisnęła mocno wargi, bo wcale nie uważała tamtej kłótni za taką całkiem nieistotną. Okej, przesadziła, bo mogła spokojnie go zapytać, zwłaszcza, że wcześniej sama nalegała, żeby nie rozpamiętywać tego, co się działo, kiedy nie mieli ze sobą kontaktu. Ale to nie była pierdoła. Tylko sposób poruszenia tematu wyszedł… nieodpowiednio.
    — I właśnie dlatego kłócisz się ze mną, bo chce się przeprowadzić tak? — Spytała, próbując zapanować nad nerwami, ale prawda była taka, że im dłużej ta rozmowa trwała, tym bardziej czuła się sfrustrowana tym wszystkim. — A może chcesz, żebym przyznała ci rację? — Sapnęła, patrząc w jego jasne oczy. Nie myślała już nad tym, co mówi. Gdyby myślała, nigdy w życiu nie wypowiedziałaby tych słów na głos, a jednak złość na krótką chwilę przyćmiła zdrowy rozsądek. — Czekasz na to, co? Czekasz, żeby usłyszeć, że tak, że boję się tak z dnia na dzień pozbyć się mieszkania? Że potrzebuje tych kilku pieprzonych dni, żeby to ogarnąć w głowie? Żeby poukładać sobie, że mnie znowu nie zostawisz! — Wybuchła, nie będąc w stanie dłużej wytrzymać.
    — Próbuję ci tylko wytłumaczyć — syknęła — że gdybym naprawdę nie chciała z tobą mieszkać, to bym tego nie zrobiła — nie była pewna czy on naprawdę mocniej zaciskał dłoń na jej szyi, czy tylko jej się wydawało. Może to przez to wszystko, co czuła? Była w tej chwili nie tylko na niego zła, ale też na siebie. Bo się złamała, bo mu powiedziała, czego się boi. Była na niego wściekła, bo sprawiał, że nie poznawała samej siebie. Nawet teraz. Jeszcze nigdy wcześniej nie doświadczyła czegoś takiego. Nigdy wcześniej nie była tak zła, aby jednocześnie czuć potrzebę… rozładowania tej złości. Mimo wszystkich obaw, mimo całego tego wkurzenia, nie mogła myśleć o niczym innym, jak o tym, żeby ją wreszcie posiadł. Mocno. Żeby pokazał jej, że jest tylko jego i nie musi się bać, że ją kiedykolwiek ponownie zostawi, żeby dosłownie, wypieprzył jej to z głowy. Chyba dlatego właśnie wypaliła z tym braciszkiem. Chciała go wkurzyć. Sprowokować. Chciała… właśnie tego, co dostała.
    Nie zdążyła zdusić cichego jęknięcia, gdy złapał zębami jej wargę. Przymknęła powieki, czując, że musi się ogarnąć, że to nie powinno tak wyglądać.
    Nie umiała mu odpowiedzieć. Nie potrafiła znaleźć żadnych słów, więc jedynie przycisnęła mocniej rękę do jego kutasa, a drugą złapała jego nadgarstek. Nie po to, aby spróbować odciągnąć jego rękę od swojej szyi. Nie. Chciała, żeby ścisnął mocniej. To było popieprzone, ale czuła, że te wszystkie negatywne uczucia zaraz po prostu znikną, że kiedy to skończą, będzie znowu dobrze. Chociaż to, że stykali się czołami i wciąż byli ubrani, sprawiało, że frustracja w niej jeszcze bardziej narastała. Dyszała ciężko i już sama nie wiedziała z jakiego powodu bardziej. Złości? Podniecenia? A może przez jego dłoń? To nie było jednak ważne. Najważniejsze było to, że to jej się podobało. Cholernie mocno.
    Wydała z siebie pisk zmieszany z cichym jęknięciem, kiedy wpadła na walizkę. To nie miało jednak znaczenia. Nic nie miało znaczenia poza tym, że zaraz go poczuje. Nie miała pojęcia, co zamierzał zrobić, ale to sprawiało, że stawała się coraz bardziej mokra. Na tyle, że przesiąknięta bielizna powodowała dyskomfort.
    — Jake — szepnęła, czując jak całe jej ciało drżało od napięcia spowodowanego połączeniem jego słów i czynów. Drżało, bo nie mogła się doczekać, co z nią zrobi. Nie protestowała, pozwalała mu na wszystko, bo przecież właśnie tego chciała. Krzyknęła głośno, kiedy w nią wszedł. Złapała dłońmi rozkopaną wcześniej narzutę i zacisnęła na niej mocno dłonie, mając wrażenie, że z każdym jego pchnięciem zaciska palce mocniej, że krzyczy głośniej, a wszystko i tak wydawało się w tej chwili za słabe — tylko… na to… cię stać, braciszku? — Prowokowała go, wciskając policzek w pościel i zaciskając powieki, z każdym jego ruchem.

    😈

    OdpowiedzUsuń