NAGŁÓWEK/HTML1

L.A. Dreamers

INFORMACJE/HTML2

❤️‍🔥 Porządki po liście obecności zrobione!

❤️‍🔥 Lista obecności dobiegła końca. Karty autorów, którzy się na nią nie wpisali, zostały przeniesione do archiwum. Autorzy mają czas do 7.09 na zgłoszenie chęci dalszego współtworzenia bloga, po tym czasie zostaną usunięci z grona autorów.

❤️‍🔥 Kilka punktów regulaminu uległo zmianie (zaznaczenie kolorem), zapraszamy do zapoznania się z treścią!

❤️‍🔥 Zapraszamy do zapisów! 👁️

Baby, angels like you can't fly down hell with me

W ciszy letniego wieczoru, gdy słońce opuszcza niebo, wspomnienia budzą się w mojej pamięci. Czy pamiętasz te lata beztroskie, roześmiane usta i kolana obdarte po długich spacerach? A szczęśliwe oczy i wszystkie te chwile, które sprawiły, że nasze serca biły mocniej? Czy pamiętasz kiedy śmialiśmy się do łez, kiedy nasze marzenia wydawały się osiągalne, a miłość była silniejsza od wszelkich trudności? Jakże piękne byłoby to życie, gdybyśmy mogli wspominać momenty, których nigdy nam nie dałeś, albo zamienić na nie chociaż garstkę tych, od których pragnęliśmy się oderwać. Gdybyśmy mogli zapomnieć o ciężkiej dłoni na policzku, wymierzonej bezlitośnie w przypływie złości w nasze bezbronne twarze, albo o krwi brudzącej marmurowy gres, i o wrzasku, który wwiercał się w nasze uszy tylko dlatego, że tobie znowu coś się nie udało. Jakże piękne byłoby to życie, gdybyśmy mogli zapomnieć wszystko to, co zechciałeś nam dać, a potem spojrzeć w głąb naszych serc i nie widzieć tam ciemnych zakamarków, gdzie skrywają się przeklęte uczucia, które nie pozwalają nam spokojnie w nocy zasnąć. Nie bylibyśmy zamknięci w klatce twojego gniewu, ograbieni z wolności i szczęścia, i nie przepełniałaby nas nienawiść, trująca duszę i trawiąca serce. Nie musielibyśmy cierpieć i w tych chwilach, gdy doznawaliśmy największego bólu, odkrywać, jak silni i odporni jesteśmy. Nie musielibyśmy się bać, ona mogłaby żyć, ja mógłbym czuć. Mógłbym doznawać i dawać. Szanować. Nie niszczyć, by przetrwać. Kochać. Byłbym człowiekiem pełnym wiary, gotowym wybaczać. Wyrwałbym kartkę ze starym rozdziałem i wręczył ci nową, czystą jak łza, zapominając jak uparcie powtarzałeś, że dopiero na własnej skórze doznając bólu, zrozumiem prawdziwe znaczenie życia. I nie myślałbym o tym, że kiedy ona umierała, ty z pustym wyrazem twarzy powiedziałeś tylko, że co mnie nie zabije, to mnie wzmocni. Powiedz mi w takim razie, ojcze, czy jeżeli ty mnie nie zabiłeś, to znaczy, że teraz ja powinienem zabić ciebie?
Zayden Rowan Miles urodził się w Los Angeles w 1989 roku w pokoleniowej rodzinie prawników. Syn dwojga adwokatów, aktualnych właścicieli kancelarii Miles & Co założonej w 1956 roku, która w ostatnim czasie zasłynęła za sprawą producenta filmowego Harvey'a Weinsteina i niekończącej się listy jego wybryków. Adwokat procesowy specjalizujący się w prawie karnym i gospodarczym. Od 2024 roku oficjalnie w spółce z odwiecznym konkurentem ojca, Edwardem Waltonem, których kancelaria mieści się w budynku Wilshire Grand Center na 29 piętrze. Uzyskał tytuł licencjata na Uniwersytecie Loyola Law Marymount oraz tytuł dokotora prawa i Master of Laws na Uniwersytecie Stanforda. Właściciel posiadłości w dzielnicy Pacific Palisades przy Casale Road oraz apartamentu w The Beaudry. Kiedyś młodszy brat, dziś jedynak. Zapalony szachista i wielbiciel rysunku. W wolnych chwilach uprawia windsurfing i nurkowanie, a także boks. Z zasady nie bierze jeńców i łapówek, za to chętnie negocjuje z terrorystami. Oskarżyciel posiłkowy w sprawie byłego radnego miasta Los Angeles, José Huizara, który w 2024 roku został skazany na 13 lat więzienia za korupcję. Członek organizacji Innocence Project i aktualnie jeden z obrońców Scotta Petersona, skazanego w 2004 roku za zabójstwo pierwszego stopnia. Porusza się Porsche Panamerą.
     Edward Walton — wspólnik, urodzony w Los Angeles w 1970 roku. Adwokat w kancelarii Walton & Miles, który specjalizuje się w prawie gospodarczym i administracyjnym. Odwieczny konkurent Rowana Milesa, nie tylko na stopie zawodowej. W 2005 roku został wprowadzony do galerii sław prawników procesowych przez kalifornijską adwokaturę. Członek Międzynarodowej Akademii Prawników Procesowych. Jeden z prawników, który pozbawił Thomasa Girardiego, działacza Partii Demokratycznej, prawa do wykonywania zawodu.

    Robert Walton — prawnik w kancelarii Walton & Miles, urodzony w 1996 roku w Los Angeles. Student prawa na Uniwersytecie Stanforda. Ambitny uczeń, aspirujący do funkcji prokuratora. Syn Edwarda, z którym Zayden ma napięte stosunki.

    Rowan Jonathan Miles — znienawidzony ojciec, urodzony w Los Angeles w 1964 roku. Adwokat, aktualny współwłaściciel kancelarii Miles & Co. W 2007 roku, razem z Thomasem Girardim, należał do zespołu prawników, którzy wynegocjowali ugodę w wysokości 4,85 miliarda dolarów w imieniu tysięcy powodów, którzy skarżyli się na powikłania związane ze stosowaniem leku przeciwbólowego firmy Merck Vioxx. Uważa się, że była to największa osada narkotykowa w historii. Członek Międzynarodowej Akademii Prawników Procesowych. Obrońca Harvey'a Weinsteina.

    Gabriela Miles — adwokatka, urodzona w Los Angeles w 1968 roku. Matka, której nigdy nie było. Współwłaścicielka kancelarii Miles & Co. Aktualnie skupia się na prowadzeniu działalności i organizowaniu pracy biurowej.

    Tamara Miles — starsza siostra, która w 2012 roku, mając dwadzieścia pięć lat, popełniła samobójstwo. Studiowała prawo w Loyola Law School. Odeszła, bo zabrakło jej sił, nadziei i wiary, by walczyć przeciwko ojcu.
ZAYDEN MILES
criminal and economic law
Walton & Miles LLP
your
perfect
excellent
ruthless
wicked
dirty
lawyer

154 komentarze:

  1. Riley lubiła, gdy jej dłonie zagrzewały się od kubka ciepłej kawy, letniego słońca, czy miękkiego brzucha któregoś z jej psów; a lubiła to tym bardziej bo przeważnie miała chłodne, suche palce i wrażenie, że ten ziąb brnie jej pod skórą do reszty ciała. Nijak się to miało do doboru cieplejszych ubrań, bo nawet dodatkowy sweter z domieszką wełny merino, czy jedwabna koszulka pod strojem nie zapewniały jej ogrzania dłoni, jednocześnie sprawiając, że reszta ciała w tej dodatkowej warstwie po prostu się męczyła z przegrzania. Dlatego tak szeroko uśmiechała się, spiesząc teraz w wysokich czółenkach na cieniutkiej szpilce po Harbor Freeway, bo choć poranną waniliową latte dawno już skończyła, jej ręce wciąż pozostawały ciepłe! Potrafiła cieszyć się z małych rzeczy, błahych, wręcz dziecinnych. Lubiła i ceniła to w samej sobie, choć może powinna sie odrobinę opanować, gdy już trzeci mijany mężczyzna spieszący się również jak ona w drodze do pracy, zwrócił na nią uwagę. Riley jednak przywykła do cudzej uwagi, bo ta towarzyszyła jej od najmłodszych lat z powodu dość znamienitej rodziny, w jakiej przyszło jej się narodzić i wychowywać i ostatecznie dzisiaj, nie skupiała się na cudzych reakcjach przesadnie. Czy raczej trafniej byłoby powiedzieć, że dostrzegała je, ale nie naginała własnej woli i zachowań pod cudze oczekiwania i dyktando.
    Należałoby zaznaczyć, że powodem jej pośpiechu, w którym nowiutkie fleczki w butach odbijały się charakterystycznym dźwiekiem po chodniku, nie było byle co, a pierwszy dzień nowej pracy, w której udało jej się wynegocjować już na początku roczny kontrakt. Sama odrobinę się dziwiła, bo przygotowana była na krótszą umowę, ale cieszyła się, że jako świeżo upieczona absolwentka kierunku prawniczego, po przeniesieniu się z Nowego Jorku do LA, od razu złapała cos dużego i napawającego dumą. Dzięki temu nie wypierze się całkowicie z zaoszczędzonej sumy, którą gotowa była przeznaczyć na start i odnalezienie się w tym mieście, bo miała już plany w zanadrzu, by w ostateczności gdy zostanie bez zarobku niechętnie zgłosić się do pracy poza zawodem, a może i w ostateczności poprosić rodzinę o wsparcie. Blondynka była osobą radosną, pomocną i uczynną, miała jednak w sobie dumę i upór, z których nie potrafiła całkowicie zrezygnować i nie chciała być kims, kto wykorzystuje i żeruje na dorobku, który nie należy do niej. Kancelaria w jakiej przyjęto jej aplikację wysłaną właściwie tylko na próbę, jak zresztą do wielu miejsc w tej części kraju, zaproponowała jej współpracę po trzech rozmowach: dwóch z rekruterem i jednej z założycielem spółki i RIley nie wnikała, czy proces był odpowiednio rzetelny, czy ktoś odszukał powiązanie jej nazwiska. Przyjeła pracę z radością i biegła teraz do biura podekscytowana. Nie chwaliła się tym, kim sa jej rodzice i na prawdę od dawna nie miała krepujących sytuacji, gdy ktoś chciał to wykorzystać, lub jej dokuczyć, zresztą ani jej ojciec ani mama nie wtrącali się w jej karierę i wierzyła, że w tym wypadku to również nie ma znaczenia i nie jest uprzywilejowana.
    Dmuchnęła niecierpliwie w górę, gdy jeden krótszy kosmyk z odrastającej grzywki wciąż łaskotał ją w nos i przystanęła za grupką osób, która zatrzymała się przed przejściem dla pieszych. Czerwone światło miało trwać jeszcze dobrych kilkadziesiąt sekund, mogła więc na spokojnie rozejrzeć się po ulicy i dostrzec, że jest na prawdę podobna do Wall Street. Mieszkała tu dopiero drugi tydzień, ale wcale nie czuła się obco, chociaż mieszkanie, które udało jej się wynająć sprawiało, że czuła się niemożliwie samotna. I mała, zdecydowanie maleńka przez cudowne przestrzenie oraz ogromne okna i wystylizowane wnętrze troszkę na styl paryski, który codziennie pokazywała mamie na wideorozmowach, bo ani ona, ani tato Riley nie mieli jeszcze okazji jej odwiedzić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przystąpiła z nogi na nogę i podwineła rękaw kremowego żakietu, spoglądając na tarczę srebrnego zegarka zapiętego na lewym nadgarstku. Miała jeszcze dwadzieścia dwie minuty do umówionej godziny rozpoczęcia pracy i teoretycznie był jeszcze zapas na czekanie na tych i kolejnych czterech czerwonych światłach, regulujących porządek ulicy, ale nawet gdy była tylko jedno przejście dla pieszych dzielące ją od wejścia do budynku, w jakim znajdowała się kancelaria, zaczynała się stresować. Nie tym że się spóźni, ale tym, że... właściwie konkretnych powodów nie miała. To sytuacja, coś nowego: wyzwanie, środowisko, ludzie, to wszystko co nieznane wprawiało ją w ekscytację i pewne obawy. Wygładziła ubranie z przodu i zerknęła w dół, by upewnić sie, że identyczne w kolorze do żakietu dobrane w komplecie spodnie nie są nigdzie ubrudzone, a potem widząc, że jest jeszcze pół minuty do zmiany koloru w sygnalizacji na skrzyżowaniu, zwróciła się w kierunku samochodu, który parę sekund temu przystanął obok na jezdni, czekając jak i ona na swoją kolej, by ruszyć dalej. Podeszła do krawężnika i pochyliła się odrobinę do przodu, widząc, że szyby w tym aucie nie pokazują wnętrza, a ładnie odbijają obraz z zewnątrz i dzieki temu może się niedyskretnie przyjrzeć a także upewnić, że wygląda porządnie, elegancko, profesjonalnie - jak na pracownika kancelarii prawnej przystało. Zaczesała kilka kosmyków za uszy, rozchyliła usta i wyszczerzyła się w szerokim uśmiechu, aby upewnić, że nic z śniadania nie utknęło jej między zębami, a potem nawet nie rozglądając wokół, pochyliła się jeszcze bardziej, by sprawdzić, czy biała koszula nie uwydatnia zbyt wiele w takiej pozycji. Pociągnęła materiał w dół, poprawiła kołnierz i zaczęła prostować sylwetkę w momencie, gdy dostrzegła niewielki ruch wewnątrz pojazdu, co wcześniej jej umykało, a szyba zaczęła się opuszczać.
      - Hmmm... Miłego dnia! - rzuciła wesoło i głośno, bo nie wstydziła się swojego zachowania i nagła zmiana światła, której przestała przez chwilę nawet wyczekiwać, w jednej chwili skutecznie uratowała ją od niezręczności i ewentualnej wymiany zdań. Nie była pewna, czy kierowca skomentowałby jej zachowanie, czy żartobliwie, czy może kąśliwie, ale to nie było nic, czym chciała zajmować teraz swoją głowę. RIley wraz za tłumem ludzi spieszących do pracy, ponownie sprężystym i pewnym krokiem skierowała się do budynku po drugiej stronie skrzyżowania i nawet nie zwróciła większej uwagi na to, kto właściwie siedzi w samochodzie, z którego zrobiła sobie na kilka chwil lusterko.
      Biznesowy wieżowiec miał szereg zasad i zabezpieczeń monitorujących przepływ osób pracujących na jego terenie i tych nieupoważnionych. Nim Riley dostała się do głównego holu z windami, musiała sie wylegitymować na recepcji przy wejściu, a później poczekać jeszcze chwilę, nim nie potwierdzono jej wizyty na odpowiednim piętrze i wtedy też otrzymała przepustkę (na razie tymczasową dla gościa). Zerknęła ponownie na zegarek, aby pilnować czasu i widząc, że czas jej się niebezpiecznie kurczy, a nie lubiła się spóźniać, przyspieszyła do wind i znów jej szpilki wystukały pewną melodię.

      Usuń
    2. - Prosze poczekać! - zawołała, widząc że akurat w jednej z wind już zasuwają się drzwi i wysoki mężczyzna w garniturze uda się prawdopodobnie na górne kondygnacje. Podbiegła te kilka metrów, pewna że zdąży również wsiąść i że osoba w windzie będzie na tyle uprzejma, by jej drzwi przytrzymać i zaczekać dwie sekundy, ale te zasunęły się tuż przed jej nosem w ostatnim momencie.
      Riley rzadko się złościła i miała na prawdę dużo cierpliwości. Dzisiaj to jednak nie był ten dzień, bo zaczynała odczuwać, że jest coraz bardziej spięta.
      - Dupek! - fukneła wściekła i jeszcze próbowała kilkakrotnie naciskając przycisk windy, ściagnąć ją w ostatniej chwili z powrotem. - To byłaby zwykła uprzejmość i nic nie kosztuje! Jak ktoś nosi garnitur, to zdecydowanie powinien wiedzieć, jak się zachować! - wyspała rozdrażniona i zaraz wcisneła kolejne przyciski w sąsiednich windach, próbując ściągnąć kolejną. Tamta zdecydowanie była nie dla niej.
      Zerkneła na zegarek i doszła do wniosku, że jednak się spóźni. Dokładnie minutę. Dokładnie tyle, ile by się nie spóźniła, gdyby gość jadący windą, wykazał się chęcią pomocy i przytrzymał jej drzwi zaledwie kilka sekund.

      Riley

      Usuń
  2. W momencie gdy przy recepcji kancelarii powitał ją Edward i obdarzył uśmiechem wraz z ciepłym powitaniem i uściskiem dłoni, wszelkie obawy i rosnący stres minęły. Znała tego człowieka, a więc już nie wszystko było nowe, obce i straszne, a Riley jako kobieta bardzo emocjonalna, empatyczna momentalnie uśmiech odwzajemniła i nie widać było po niej żadnego napięcia, pośpiechu, czy jakichkolwiek oznak, że bardzo przejmuje się wrażeniem, jakie wzbudzi od progu.
    - Dzień dobry, panie Walton, dobrze widzieć znajomą twarz- jej uścisk był pewny, pozostawał jednak nienachalnie łagodny i ciepły, podobnie jak ton i ekspresja emocji wyrażana mimiką, gestem i postawą. - Dzień dopiero się zaczął i podoba mi się ten początek - przyznała wesoło, posyłając uśmiech również recepcjonistce, która powitala ją uprzejmie od progu.
    Riley była pogodna i promienna, wydawała się być otwarta, przyjacielska i radosna i gdziekolwiek się pojawiała, przynosiła powiew świeżości pozytywnym nastawieniem. Była jak słoneczko i wielokrotnie zderzyła się z opinią, że do prawniczego, szorstkiego niejako światku nie pasuje. Lubiła jednak wyzwania, była ambitna, dzielna, dokładna , konsekwentna i cierpliwa, a ta konbinacja pozwoliła jej przejść przez studia prawnicze i wciąż emanować chęcią podążania tą drogą.
    Jedynie drobne ruchy palców, które znów były zimne i zaciskała chwilami na krawędzi marynarki zdradzały jej niepewność, lecz gdy skierowała się za Edwardem w wskazanym przez niego kierunku, nie traciła uśmiechu. Nie bała się pracy, lubiła wyzwania, to całokształt sytuacji był trudny. Wiedziała oczywiście, jakie stanowisko objęła i z czym się to wiąże. Wiedziała również, że nie będzie podlegać bezpośrednio pod Waltonem i zdążyła już zapoznać się z zapisami w ogólnodostępnym rejestrze spółki. Wiedziała, co znaczy nazwisko Miles i że to drugi wspólnik będzie jej przełożonym, ale nie wpłynęło to na jej decyzję podpisania kontraktu w żadną stronę. Wiedziała, co znaczy ciężar nazwiska. Wiedziała również, jak to jest się z tym mierzyć, pracować na własny sukces i mimo artykułów, piszących o rodzinie Miles, dostrzegała tu to, na co sama nie miała odwagi. Duża śmiałość, zdecydowanie, niezależność i upór w dążeniu do wyrobienia własnej marki, mimo sukcesów rodziny, które by wiele pomogły, albo może wbrew tym sukcesom. Nie wnikała za daleko, nie szukała za głęboko, nie chciała się uprzedzić, ani wyrobić sobie zdania na podstawie wytworów medialnych. Chciała się zmierzyć z tym wyzwaniem, bo na pewno wiedziała jedno, jej przełożony nie był łatwą osobą. Tylko to ją interesowało, a reszty chciała dowiedzieć się osobiście.
    Krok miała lekki i równy, mimo że jej szpilki miały kilkanaście centymetrów. Obrzuciła uważnym spojrzeniem część główną holu ich piętra i skierowała się za mężczyzną. Była pod wrażeniem urządzenia siedziby spółki. Wszelkie formalności do podpisania mieli dopiąć dziś bądź jutro w zależności od planu dnia jej przełożonego, na co chętnie przystanęła. Zaczesała zbłąkany kosmyk za ucho i weszła za Edwardem do gabinetu swojego przełożonego, chwilę obserwując i słuchając wymiany zdań obydwu mężczyzn bez słowa. Jej szeroki uśmiech nieco przygasł w ledwie sekundę. Nie było to... Miłe. Nie było również przyjemne i właściwie nie została nawet przywitana w żaden sposób przez bruneta. Czy tak wyglądają rozmowy z panem Miles 'em? Czy były to te neutralne, czy już okraszane jego rozreklamowanym nietaktem przywołanym z premedytacją? Zawiesiła na brunecie jasne, zielone tęczówki okalane ciemną oprawą podkreśloną przez czarną maskarę i odetchnęła głębiej, gdy zwrócił się do niej, a po sekundzie również Edward spojrzał w stronę blondynki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cisza w pomieszczeniu i spoczywające na niej dwie pary oczu przywołały na jej policzki delikatny rumieniec, lecz poza tym Riley nie straciła rezonu. Nie skojarzyła bruneta z sytuacją w windzie, a tym bardziej nie dopasowała jego osoby do samochodu, w którym się przejrzała, ale gdy padło słowo dupek wiedziała, że mogła na dole budynku odrobinę... Przesadzić. Nigdy jednak nie przepraszała za swoje emocje i dziś też to nie był ten dzień.
      - Dzień dobry, panie Miles - wyciągnęła dłoń nieskrępowanie podchodząc do biurka i wyłaniając się zza szerszych pleców Edwarda. - Chętnie się przekonam, o ile nie każe mi pan korzystać z schodów i podzielimy się windą - oznajmiła, nie kuląc się w sobie na tak ciekawe oficjalne zapoznanie i nie dając zbić z pantałyku. Rozumiała już czemu media tak rozpisują się o legendarnym nieprzyjemnym obyciu zarówno tego mężczyzny, jak i jego ojca, ale niełatwo było ją zniechęcić i wystraszyć. Miała dużo samozaparcia w realizacji zamierzonych celi.
      Przechyliła lekko głowę, a krótszy kosmyk znów opadł na jej policzek, łaskocząc w skrzydełko nosa, lecz powstrzymała się przed odruchem zaczesania go w tył. Miała nauczkę, by więcej nie eksperymentować z włosami sama przed lustrem w łazience!
      - To nasze drugie pierwsze spotkanie, minęliśmy się na dole - wyjaśniła krótko starszemu mężczyźnie, uśmiechając się w jego stronę serdeczniej.
      Wiedziała już na pewno, że przy swoim przełożonym będzie musiała być, czujna, uważna i ostrożna. Przede wszystkim będzie musiała uważać na to, by mu nie podpaść. I będzie musiała uważać na niego.


      Challenge accepted

      Usuń
  3. Do ludzi wychodziła z uśmiechem, wyciągniętą dłonią, śmiało, z dużą pogodą ducha i cierpliwością. Była serdeczna, pomocna i uczynna. W tym momencie mogła się odrobinę zapomnieć, co zresztą dotarło do niej, gdy Miles nie uścisnął jej dłoni, tylko na nią spojrzał, więc cofnęła rękę, opuszczając wzdłuż ciała. Uśmiech odrobinę jej zbladł, a rumieniec na policzkach zdradzający emocje, a szczególnie jak bardzo przejmuje się dzisiejszym dniem, odrobinę się pogłębił, kolorując jej twarz na róż. Nie spuściła jednak wzroku, nie speszyła się, jedynie lekko ściągnęła brwi, gdy brunet podniósł się z fotela i obszedł biurko, stając naprzeciw niej. Zadarła głowę, bacznie mu się przyglądając i na wspomnienie ilości ich pierwszych spotkań, lekko ścisnęła usta.
    - No tak... - przyznała odrobinę zmieszana, bo o ile nie miała pojęcia do kogo należy auto, w którym się przeglądała, o tyle nie można było zaprzeczyć, że taka sytuacja miała miejsce. Mogłaby powiedzieć, że ma ładny samochód, ale chyba wygłupiłaby się totalnie, a Miles raczej nie wyglądał na kogoś z poczuciem humoru i lekkim podejściem. Mogłaby sprostować, że nie poprawiała tylko dekoltu, ale sprawdzała też, czy nic jej nie utknęło między zębami, czy makijaż jej się nie rozmazał, czy włosów nie ma brzydko roztrzepanych, ale to raczej nie interesowało żadnego z panów. Jej zresztą też się to nie wydawało ważne, choć gdy już drugi raz Zayden przypomniał, że nazwała go dupkiem, poczuła się w obowiązku przeprosić. I o ile na końcu języka miała komentarz, że nie muszą się dzielić windami, bo jest ich aż osiem w budynku, już wiedziała, że nie należy się starać ani rozluźniać atmosfery, ani walczyć o poprawę pierwszego wrażenia. Chyba dostatecznie się postarała wywrzeć jakiekolwiek i nie poszło jej najlepiej.
    Riley nie miała problemu z przyznaniem się do popełnionej pomyłki, błędu, czy porażki. Nie była arogancka, zadufana w sobie ani w żadnym stopniu narcystyczna. Miała wiele pokory i lubiła się uczyć , a także pracować. Nie bała się wyzwań, a pewność siebie bazowała u niej na wiedzy i zdobytym doświadczeniu w rozsądnej skali. Rodzice nauczyli jej konsekwencji, od małego była żywiołowa i ciekawa świata i nigdy nie wykorzystała swojego nazwiska, by skrócić sobie dążenie do obranego celu. Jej rodzice zresztą wpajali jej szacunek i wartość pracy i sami również nie używali wpływów i koneksji we własnych celach zawodowych. Uważała, że została wychowana bardzo dobrze i wyrosła na osobę godną zaufania, rzetelną, godną szansy, dlatego tak nieswojo czuła się w sytuacji, gdy jej nowy przełożony okazał się trudnym rozmówcą, nieprzejednanym, nieufnym i może nawet uprzedzonym. Jak ściana przez którą należy się przebić. Nawet nie dawał jej szansy, otwarcie stojąc w kontrze do samej jej obecności!
    - Przepraszam za brak grzeczności z mojej strony - powiedziała tylko spokojnie, wycofując się za Edwardem z gabinetu bez zbędnych komentarzy. Nie dało się ukryć, że to spotkanie odrobinę przycieło jej skrzydła. Cóż... Przynajmniej nie usłyszała wprost, że jest niepotrzebna i trzeba jednak unieważnić kontrakt, prawda? To już był plus!
    Skierowała się za Waldenem, ciekawa wszystkiego o czym wspomniał Zayden. Nie była pewna, jak w ogóle ma się odnaleźć w współpracy z kimś tak niedostępnym i nieprzejednanym jak jej szef, ale minęło dopiero parędziesiąt minut od chwili przekroczenia jej nogi przez próg kancelarii i miała nadzieję, że nie będzie gorzej jak do tej pory. Bo mimo spotkania z drugim wspólnikiem, nic nie szło źle, a właściwie mogłaby powiedzieć, że poza szorstkością Miles'a nie spodziewała się niczego innego. Obawiała się jedynie, czy Edward na pewno ma czas poświęcać jej swój dzień, a może lepiej by było gdyby przekazał ją w ramiona HR, bo wyglądało na to, że obaj panowie mają ręce pełne roboty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Pozostawała jeszcze jedna ważna dla blondynki kwestia. Jeśli miała zostać bezpośrednio pod Zaydenem, to on sam musiał ją wprowadzić w tematy, którymi miała się zaopiekować i od niego potrzebowała informacji, czego dokładnie od niej oczekuje i jak interpretować jego polecenia. Przykładowo, choć może było to zbyt drobiazgowe, chciałaby wiedzieć czy prosząc o kopie dokumentów, chce je w wydruku jednostronnym czy dwu, a jeśli ma dostarczyć foldery do sądu, to czy wyraża zgodę na kuriera, czy wymaga od niej osobistego nadzoru w tym temacie. Riley była uważna i przywiązywała uwagę do szczegółów, liczyła więc na klarowne i dokładne instrukcje, by współpraca obydwu stronom nie spędzała snu z powiek. Jednak do tego na pewno jeszcze dojdzie, bo w gruncie rzeczy nie wiedziała nawet, czy Miles w ogóle ją pod swoje skrzydła przyjmie.
      - Kancelaria prezentuje się imponująco - przyznała gdzieś między maszerowaniem po piętrze, gdy pokazywano jej rozkład pokoi, a odbieraniem firmowego sprzętu w postaci służbowego laptopa i komórki z dedykowanym numerem. Uśmiech nie schodził jej z twarzy, choć gdy miała okazję zerknąć w stronę biura Zaydena, jej twarz traciła ten błysk ekscytacji i wesołości , a pojawiała się w jej rysach uważność.


      Riley

      Usuń
  4. Zayden Miles nie był dla niej zagadką, o ile można użyć tych słów w przypadku osoby znanej i opisanej wielokrotnie przez prasę i media jako człowiek konkretny, nieustępliwy, zasadniczy i po prostu twardy. Podpisując kontrakt wiedziała, kto będzie jej przełożonym i że uprzejmy Edward to jedynie bardziej przyjazna i przyjemna w obyciu strona założycieli spółki. Może właśnie dlatego to on podjął się rekrutacji i wsparcia procesu zatrudnienia, aby potencjalnego kandydata na stanowisko asystenta Zaydena nie wystraszyć? Miałoby to sens a Riley potrafiłaby się doszukać słuszności w krokach Edwarda, choć już było dla niej jasne, że starszy mężczyzna działał bez uzgodnienia z wspólnikiem. Wspólnikiem, który wcale nie wydawał się wyrozumiały, a tym bardziej wdzięczny mimo oczywistego zapracowania. Nie bała się i nie miała zamiaru kulić w sobie na każde dobitnie wyrażone zdanie bruneta. Gdyby nie była gotowa na takie wyzwanie, nie podpisałaby umowy i chciała, aby chociaż ten jeden szczegół został zrozumiany już na początku. Przyszła tu pracować, a nie sączyć kawę i nawet jeśli był to skok na głęboką wode i niebawem utonie, była pewna, że przy okazji wiele się nauczy. Była świeżo po obronie i uważała, że przyjście akurat do tej kancelarii, było jednym z lepszych możliwych kroków, jakie podjeła w budowaniu swojej kariery zawodowej.
    - Ja na prawdę nie jestem strachliwa i potrafię rozmawiać z trudnymi ludźmi - zapewniła już odrobinę się śmiejąc, gdy Edward zapewniał, że Zayden nie jest wcale taki zły. Cóż... gdyby był, to zwyczajnie nikt by nie był w stanie z nim pracować, prawda? A jednak kancelaria to było miejsce pracy więcej osób, niż tylko bruneta, mieli także wielu kluczowych klientów, którzy przecież nie pozwolą sobie na nieprofesjonalne i niegrzeczne zachowania, więc tak na prawdę wiele faktów stało za Zaydenem. Jego wspólnik nie musiał go bronić i wybielać. A Riley jeszcze nie zaczęła nawet się nim za bardzo przejmować, zresztą znała wielu nadąsanych prawników i polityków bez skrupułów z racji swojego wykształcenia i pochodzenia i wiedziała, że jeśli nie da rady się z kimś dogadać, należy tylko mu zejść z drogi i sie nie szarpać. I tu czuła, że jeśli pierwsza opcja nie wypali, druga będzie niemożliwa, ale to czas pokaże, jakie będzie miała rozwiązania, jeśli z Zaydenem będzie jej na prawdę trudno przetrwać.
    Została zapoznana z Robertem, dwoma specjalistami sekcji informatycznej i bezpieczeństwa przepływu danych, z dziewczynami na recepcji, które trzymały całe piętro w ryzach i dbały o porządek, a także sprawne prosperowanie biura. Idąc do pokoi HR mieszczącymi się na końcu piętra za salami konferencyjnymi, rozglądała się ciekawa, witając z uśmiechem z mijanymi osobami. Miała czas, aby wszystkich poznać, aby się wdrożyć, choć pod skórą czuła, że nie będzie go wiele i właściwie działanie zacznie się od zaraz. Może nawet będzie ciężej, niż sądziła, ale z reguły wysokie tempo ją dodatkowo napędzało, podobnie jak stres, który tylko później odchorowywała przesypiając weekendy z bólem brzucha.
    Podczas studiów angażowała się w różne projekty usprawniające działania uczelni. Wspierała biura praktyk i programów wyjazdowych studentów, pracowała nad odnowieniami regulaminów poszczególnych wydziałów, później odbywała staże w dwóch małych kancelariach i w biurze przetargów nieruchomości. Była osobą, której wszędzie pełno, ale należała do tych zorganizowanych i rzetelnych. Wiedziała, że tutaj się spełni i na pewno przyda, to już wydawało się więcej jak oczywiste po pierwszej wizycie w gabinecie Zaydena i krótkiej szorstkiej wymianie zdań między wspólnikami, miała tylko nadzieję, że ten bezlitosny ton Milesa nie będzie uderzał w nią bez powodu. Źle znosiła niesprawiedliwość, a nie chciałaby się zapomnieć i nagle również odgryźć szefowi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po kolejnych ponad dwóch godzinach, skierowała się ponownie w stronę pokoju zajmowanego przez bruneta, po tym jak przekazano jej jego polecenie, aby sie stawiła u niego po wypełnieniu formalności. Trzymała w dłoniach laptop i telefon, których nigdzie nie mogła odłożyć, bo nie wskazano jej jeszcze biurka, które zajmie. Sama najchętniej usiadłaby tak, by przez przeszklenia gabinetu widzieć Milesa i móc obserwować jego pracę oraz rytm działania, wydawało jej się to rozsądne, ale to nie była jej rola, by cokolwiek w tej sytuacji ustalać. Weszła po zaproszeniu do środka i usiadła prosto na wskazanej kanapie, sprzęt odkładając na niskim stoliku przed sobą, a dłonie układając na złączonych udach. Rozejrzała sie po wnętrzu dyskretnie i pobieżnie, czekając, aż zostanie dla niej znaleziony czas. Zawiesiła spojrzenie na brunecie, gdy zwrócił na nią uwagę.
      -Podoba mi się dobór spokojnych kolorów ziemi bez jaskrawości i wykorzystanie drewna oraz skóry w wykończeniach, choć wkomponowałam więcej żywej zieleni kosztem ciętych kwiatów skoro większość piętra jest widna - przyznała. Biuro było ładne, projekt opracowany i wdrożony z namysłem. Zatrudnili tu kogoś, kto na prawdę znał się na rzeczy. Ciemne drewno i jasna skóra przywoływały skojarzenie wysokiej jakości, czegoś solidnego, porządnego, godnego zaufania i idealnie wpisywało się w charakter współpracy, jaką kancelaria chciała zawierać z klientami. Wydawało się, że układ pomieszczeń i plan biura nie został rozrysowany przypadkowo, jednak Rilery nie widziała w częściach ogólnych od wejścia jednej rzeczy, jaka mogłaby się nie tyle przydać, a być takim dodatkiem i miłym akcentem.
      Przechyliła lekko głowe, obserwując jeszcze to skupienie Zaydena, gdy wstukiwał coś na klawiaturze, a krótsze pasemko znów wysunęło się zza ucho i opadło przy jej twarzy. Riley tylko odetchneła głebiej, starając się już nie dotykać włosów.
      - Tylko...- podjęła jeszcze, nie z wahaniem, a szukając odpowiedniego doboru słów. - Nie widziałam dystrybutora wody przy wejściu, stolika z karafką, czy innej niezobowiązującej propozycji napoju - przyznała. Nie był to zarzut, ani wytknięcie przeoczenia. Możliwe, że panie w recepcji na wejściu pytały interesantów, do kogo przychodzą na spotkanie, a nastepnie proponowały wodę, kawe, lub poczęstunek, niemniej jednak zdarzali się też nieśmiali i skrępowani ludzie, którzy odmawiali wszystkiego, jakby wcale nie chcieli być zauważeni, a już na pewno nie chcieli przeszkadzać. I nawet osoby, których stać było na obsługę przez taką kancelarię, mogli tacy być. Dodając taką uwagę Riley miała na myśli jeszcze jedną kwestię, czasami spotkania i rozmowy się przedłużały i należało poczekać na prawnika, który miał wielu klientów. Jeśli nie w zajętej sali konferencyjnej, to w fotelach przy recepcji, gdzie powinna panować atmosfera pozwalająca czuć się swobodnie i bezpiecznie.
      Kiedy wyszedł za swojego biurka i zajął miejsce naprzeciwko niej, uśmiechneła się uprzejmie, choć nie było już w tym tyle wesołości co poprzednio. Była ostrożna i skupiona, a choć czekała na rozmowę, jej uwadze nie uciekł fakt, że młodszy wspólnik jest na prawdę atrakcyjnym mężczyzną. Bardzo. Zupełnie jakby natura sobie kpiła, obdarzając ten nieprzejednany charakter tak apetyczną aparycją. Blondynka ściągneła łopatki, doskonale świadoma, że ona też jest lustrowana i oceniana i czekała, aż przejdą do konkretów. Chciała usłyszeć, jakiego sprawowania Zayden oczekuje od niej, by kolejny rok, nie okazał się dla niej piekłem jakie może jej urządzić w odwecie za niewypełnianie obowiązków.


      Riley Gray gotowa do działania!

      Usuń
  5. [Obiecuję, że nie będę dla niego zbyt surowa! Mam w planie nieco naprostować te jego ścieżki pełne zakrętów i turbulencji. A Tobie życzę szczęścia z Riley, bo widzę, że coś między nimi wisi :D Dobrej zabawy i mnóstwa weny ♥]

    Gabriel Blatt

    OdpowiedzUsuń
  6. Riley może faktycznie nie myślała jeszcze o klientach kancelari ten sposób, jaki miał już wypracowany Zayden, ale tylko dlatego że ich nie znała i nie weszła jeszcze w to środowisko. Była nowym pracownikiem z zewnątrz, jej spostrzeżenia mogły być nic nieznaczącym powiewem świeżości, który nie będzie tu potrzebny a nawet chciany, jednak zapytana, udzielała odpowiedzi i to nie tylko z grzeczności. Ona nie obawiała się, że palnie głupstwo, a wręcz liczyła na sprostowanie i pomoc w lepszym zrozumieniu położenia swojego i firmy. Zayden był o dziesięć lat starszy i wywodził się z surowej prawniczej rodziny, nie wszedł w ten świat z dnia na dzień przez przypadek, u niej wyglądało to nieco inaczej. Ojciec blondynki był senatorem i obracał się w znaczących kręgach. Mama była chirurgiem objeżdżającym świat, od kiedy tylko Riley pamiętała, wspierając najtrudniejsze przypadki. Nauczono ją patrzyć na człowieka z wielu perspektyw, a także pomagać i tu niezależnie jaki był jego status społeczny, pochodzenie i grubość portfela i może dzisiaj to właśnie okaże sie tym, co jej najbardziej będzie przeszkadzało w odnalezieniu się w kancelarii.
    Miała wrażenie, że spojrzenie Zaydena stało się surowsze nim jeszcze się odezwał. Lekko zacisneła chłodne palce na brzegu żakietu i nabrała powoli powietrza. Może jednak należało się obawiać i pilnować nawet z udzielaniem odpowiedzi? Może jednak był tak zły jak opisują go media, a Edward jedynie chciał załagodzić sytuację, aby się nie wystraszyła i nie uciekła, bo potrzebowali kogoś do pomocy? I może właściwie nie było wielu kandydatów na to stanowisko, bo z Miles'em nikt nie chciał zadzierać, ani tym bardziej mu się podkładać jako bezpośredni podwładny? Kilka tego typu myśli i wątpliwości przemkneło jej przez głowę. I już pomijając oczywisty fakt, że przyszła do pracy pracować i nauczyć się funkcjonować w tym miejscu, a nie je zmieniać, należałoby przyznać, że nie skupiała się na czymś, czego nie on nie potrafił zrozumieć, bo również nie znał jej. Powinni oboje dać sobie szansę, takiego była zdania, ale z tym by się na pewno nie zdradziła.
    Kiwneła głową i posłała mu uśmiech bardziej ożywiona, kiedy wskazał jej biurko. Obróciła twarz, zerkając przez szybę i znów usiadła prosto, patrząc na niego i słuchając uważnie. To było to, czego jeszcze dzisiaj jej brakowało i bez czego nie chciała kończyć pierwszego dnia, więc od razu poczuła, że jednak myślą z Zaydenem podobnie i ostatecznie jest jakaś szansa na porozumienie. Jej kontrakt miał kilka imponujących stron pełnej treści. Praca asystenta prawnego z boku mogła nie wydawać się czymś trudnym, a na pewno imponującym. Była to rola wspierająca, nie zbierająca laurów, ale Riley to odpowiadało. Nie chciała i nie lubiła być na pierwszym planie, jednocześnie wiedziała, że zorganizowanie, porządek i szeroki zakres obowiązków kogoś, kto stoi za prawnikiem, stanowi w istocie wyzwanie z racji mnogości i różnorakości zadań. Bardzo to lubiła, nie nudziła sie, bo nie było miejsca w takiej pracy na dużą powtarzalność i monotonię.
    Nie zorientowała się, że w pewnym momencie jej uśmiech znacząco się poszerzył, a spojrzenie odrobinę zmiękło. Było to co najmniej niedorzeczne, bo Zayden mówił treściwie i rzeczowo, utrzymując swój pewny siebie i surowy ton, ale nic nie mogła poradzić na to, że niczym jej nie zaskoczył i pierwszy raz gdy miała z nim do czynienia, poczuła, że to na prawdę jest jej miejsce. Zagryzła lekko wargę, opuszczając zielone tęczówki do jest ust, a potem niżej wzdłuż fragmentu jasnej koszuli pod marynarką, aż zawiesiła spojrzenie w zamkniętym laptopie i telefonie, które otrzymała. Praca w biurze, życie poza nim - to było jasne i oczywiste. Chciała mu oznajmić, że jest profesjonalna i rzetelna i pewne uwagi są zbędne jak upomnienie, gdzie może plotkować z koleżankami, ale coś czuła, że lepiej tego tygrysa nie drażnić. Ostatecznie też nie skomentowała, że żadnych koleżanek jeszcze tu nie ma, a psy ma dwa nie jednego, z kolei z nikim sie nie spotyka, ale to wszystko jak tylko przewineło się w jej głowie, sprawiło, że stała się jeszcze na dodatek rozbawiona.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obawiała się, że padną jakieś wytyczne, że od razu ustawi ją do pionu, ale obszedł się z nią dość... łagodnie. Rozmawiał z dystansem, grzecznie, dostrzegała już, że ta jego nieprzejednana i szorstka natura to po prostu on sam, taki już był. I było to na prawdę miłe uczucie, choć zaskakujące, rozmawiać z Milesem bez stresu i obawy, że jej urwie łeb, bo miała wrażenie, że cała kancelaria przed nim drżała, a Edward był tym, który gasi wszelkie pożary.
      Podniosła głowę i spojrzała mu ponownie w twarz błyszczącymi oczami. Była podekscytowana. Najzwyczajniej w świecie cieszyła sie, że tu jest i tyle!
      - Panie Miles, po pierwsze dziękuję za szansę, po drugie będę musiała prosić o chwilę cierpliwości, zanim się w wszystkie pana tematy wdrożę i oswoję z rytmem pracy - odezwała się w końcu, chcąc od razu zaznaczyć, że o ile wskoczy w siodło od jutra rana z gotowością i starannością realizować wszystkie swoje powinności, o tyle jest to niemożliwe, by nie spadła ani razu i zaczeła galopować. Tak to dodała na zapas, jakby jednak nie był ani cierpliwy, ani wyrozumiały... - Czy jest ktoś, kto wprowadzi mnie w dokumentacje, albo wskaże ich archiwizację, przekaże kontakty, spis aktualnych tematów, abym nie musiała się do pana zgłaszać? - zaczeła, wskazując regały, które stały przy jej biurku, o jak sądziła dotyczyły one bieżących spraw, nad jakimi pracował Zeydan. Mogła oczywiście sama wszędzie zajrzeć i pewnie i tak to zrobi, ale gdyby tylko ktoś jej zarysował, które segregatory czego dotyczą, o wiele szybciej by się zorientowała, co ma pod ręką. - Czy przyjmuje pan gości w gabinecie, czy tylko w salach? Czy wymaga pan rano kawy na swoim biurku razem z pocztą? Czy w przypadku mojego wyjścia w celu dostarczenia dokumentacji, zgłaszać to panu osobiście, mailowo, czy po prostu mam pozwolenie żeby wyjść bez komentarza?
      Była dokładna, skupiała sie na szczegółach, a nawet upierdliwa. Wychodził jednak jej brak doświadczenia. Była zwyczajnie przykładna i staranna i wcale się go nie bała. Nie teraz przynajmniej, bo jeszcze na nią nie warknął. Chciała wiedzieć wszystko i najlepiej od razu, żeby być jak najlepiej przygotowana do nowej posady, bo słysząc jak dzisiaj bez litości komentował poczynania swojego wspólnika, nie miała złudzeń, że jeśli ona popełni błąd, nie zostawi na niej suchej nitki. I o ile miała twardy tyłek, który to zniesie, to wiedziała, że będzie się tym przejmować bardziej, niż gdyby miała roztrząsać własne porażki. Nie działała chaotycznie, ani bezmyślnie, była ostrożna, rozważna i gdyby tylko dał jej choć ziarenko zaufania, czułaby się lepiej. Wiedziała jednak, że sama musi mu to pokazać, zapracować na to, by w nią uwierzył.


      Riley

      Usuń
  7. Zayden oczywiście nie musiał, a może i nawet nie mógł rozumieć tego błysku ekscytacji w jej zielonych tęczówkach, bo Riley była zupełnie inna od niego. Brakowało jej opanowania i powściągliwości, umiejętności maskowania swoich emocji i humorów i z czasem, już gdy to brunet w niej dostrzeże, zrozumie, że mimo uporządkowania, jest też emocjonalna i bardzo serdeczna jak na kogoś, kto wkroczył w świat prawniczy. I chyba dlatego nie nadawałaby się do roli reprezentanta klienta, bo targałyby nią emocje, które na rozprawach niczego nie ułatwiają. Oby tylko mu to nie przeszkadzało, bo najgorsze co mogłoby się stać, to gdyby czuła się winna, a nawet gorsza za to, jaka jest. Jej radość nie brała się z tego, bo zależało jej na pracy bezpośrednio pod Miles'em, miała jedynie nadzieję, że całkiem jej nie zwolnią, natychmiast unieważniając kontrakt. Chyba wyobrażała sobie, że tak właśnie może się stać, gdyby młodszy wspólnik postawił kategoryczny krzyżyk na jej osobie.
    Miał ładne oczy i przyjemny tembr głosu, mimo ostrego tonu, a wyobrażała sobie, że na sali rozpraw tnie przeciwnika jak brzytwa. W postrzeganiu samego Zaydena łatwo jej było przejść od ogółudo szczegółu. I nie czuła się tym wcale skrępowana. Gdy patrzył na nią z powagą, uważnie ją lustrując i odpowiadając na wszystkie pytania, uśmiechała się mniej lub bardziej i chłonęła wszystko, co jej przekazywał jak gąbka. Chciała zacząć jak najlepiej przygotowana, ponieważ ułatwiłoby jej to start i zawracałaby mu mniej głowę. Czuła, że jest typem człowieka, który gdy wsiąknie w sprawę, doprowadza ją do końca sam i nienawidzi, gdy ktoś go rozprasza bez powodu, na przykład nie sprawdzając odpowiedzi na trawiące go pytania i ciekawości u innego dostepnego źródła. Tyle że chciała i potrzebowała usłyszeć, kto takowym źródłem pomocy oprócz niego dla niej może być, skoro ma wspierać go w jego zadaniach. A tak przy okazji miała wrażenie, że jest po prostu takim kimś, kto w ogóle nie cierpi, kiedy mu się przeszkadza i niebywale ceni sobie swój czas i uwagę.
    - Wspaniale - przyznała pogodnie, przy czym uniosła brwi, gdy oznajmił, że sam ją wprowadzi w swoje tematy. Brzmiało to doskonale, nikt przecież nie mógłby być lepszym przewodnikiem niż sam Miles, jednak chodziło jej również o to, do kogo może się zwrócić gdy zabraknie jej zszywek na biurku, segregatorów, bądź teczki na dokumenty a on zdecydowanie nie był osobą, która zaopatruje biuro w materiały. Wiedziała, że Robert piastuje takie samo stanowisko jak ona i może go zapytać w każdym momencie o to, jak on wypełnia swoje obowiązki, ale widząc niechęć Zaydena, nie była pewna czy to jest ktoś, na kim powinna polegać, a już szczególnie na kim się wzorować. Kopiowanie cudzych potknięć nie wpisywało się w jej zainteresowania.
    Zadziwiające było to, co usłyszała i co się pojawiło w nastepnej sekundzie na twarzy Zaydena i okazało się tak interesujące, że blondynka zatrzymała spojrzenie na jego twarzy na dłużej, prostując się bardziej. Czy to był żart w jego wykonaniu? Była zdumiona, ale w pewnym sensie i zadowolona, że pokazał jakąś lepszą stronę siebie. Uśmiechnął sie i nawet nie poczuła się speszona tą dwuznacznością wypowiedzi. Ba, poczuła się w obowiązku złapać tę chwilę i pokazać, że jej nie wystraszy i nie zawstydzi, bo też ma poczucie humoru i potrafi dobierać słowa.
    - Będziemy musieli wtedy renegocjować również pozostałe punkty - odpowiedziała spokojnie, uśmiechając się w pewien subtelny, charakterystyczny sposób dla kogoś, kto rozumie żart, ukrytą zaczepkę, ale nie brnie dalej. Miała oczywiście na myśli wynagrodzenie, które również można było interpretować dwojako.
    Zaraz odprowadziła go wzrokiem, odetchneła głębiej też, gdy odwrócił się do niej plecami, a po chwili spojrzała na klucze, które położył przy jej laptopie. Miała ochotę natychmiast chwycić je w dłonie, pożałowała nawet, że nie wręczył jej ich osobiście w taki znaczący sposób, a położył przed nią, więc wstała, rozumiejąc, że to czas, aby poszła się ulokować przy swoim nowym stanowisku. Zgarneła wszystko z blatu, podnosząc oczy, by znów nawiązać kontakt wzrokowy z szefem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miał coś zimnego w spojrzeniu i podejrzewała, że wie jak mogą czuć się jego przeciwnicy, gdy świdruje ich tymi ciemnymi jak węgielki oczyma, ale ona stała po jego stronie i mimo zderzenia z ścianą na wejściu... może Edward miał rację. I może ona też miała racje, czując że nie będzie źle, a ludzie się go bali, bo po takim pierwszym zderzeniu nie parli dalej. Ona parła, nie tylko dlatego bo musiała, co chciała, nie cofała sie, nie szukała skrótowych ścieżek, była ciekawa, cierpliwa i w tym przypadku wiedziała, po prostu czuła gdzieś w środku, że to się opłaci im obojgu. Poczuła drobny dreszcz na karku od zimnego metalu kluczy przy chłodnych palcach i lekko się wzdrygneła, ale nie z powodu tego, że staneła blisko przed brunetem. Chociaż mógł to tak zinterpretować, pewnie zresztą przywykł, jak ludzie przed nim czmychają. Dzięki szpilkom nie musiała mocno zadzierać głowy, bo kilkanaście centymetrów obcasa pozwalało jej się zrównać wzrostem choć trochę i znów uśmiechneła się ciepło, lekko przechylając głowe, by łaskoczące pasemko na policzku odsuneło się od skóry. Czuła jego perfumy, coś jej przypominały, ale było to ulotne, nieuchwytne i potrzebowała chwili... dłużej i takiej, której teraz nie miała.
      - Dziękuję. Coś jeszcze dzisiaj pan dla mnie przewiduje? - spytała, patrząc na niego łagodnie, gotowa już właściwie wyjść, bo mineło pół jej dnia, a miała jeszcze dzisiaj zalogować się i przejść szkolenie bhp online oraz przelogować sie i pozmieniać hasła na skrzynce i kontach w programach, na których tutaj pracowano. Chciała również usiąść za swoim biurkiem, zajrzeć w segregatory, poszperać w szufladach i jeszcze raz przejść sie po piętrze, aby zapoznać z pespektywy biura Zaydena z układem pomieszczeń. I potrzebowała do łazienki, chociaż gdyby kazał jej siedzieć i już nad czymś się skupić, to pewnie nie pisnęłaby słowem i wytrzymała kolejne cztery godziny bez wizyty w toalecie. Taka była porządna i oddana i o tym on się jeszcze przekona!
      Gdy została oddelegowana i otrzymała już wolną rekę na resztę pierwszego dnia, skorzystała z tego czasu, aby na spokojnie z wszystkim się oswoić. Przede wszystkim z swoimi pierwszymi wrażeniami. Ułożyła na biurku wszystko tak, jak lubiła. Zrobiła liste tego, czego jej brakuje w telefonie, założyła plik na pulpicie laptopa i spisała to, co już wiedziała i czego jeszcze musiała się dowiedzieć. Gdy Zayden skupiał się na pracy i ewidentnie nie chciał, by ktokolwiek mu już przeszkadzał, skierowała się do łazienki nareszcie, potem obeszła sale konferencyjne, sprawdziła, czy pamieta, gdzie są pokoje HR i informatyków, a także recepcja, a potem co było niezwykle miłe, jedna z dziewczyn i Robert zaprosili ją na kawę do kuchni, podczas której opowiedzieli jej jak wygląda życie kancelarii z tej mniej służbowej strony. Widać było pewne zażyłości i relacje, szczególnie że akurat ta dwójka nie miała oporów z opowiadaniem. I w tym momencie powinna już oznajmić, gdy usłyszała że wszyscy sobie pomagają, że robią sobie krótkie przerwy i wspólne kawy, że nie będzie mieć raczej czasu na takie przyjemności. I oni powinni to wiedzieć lepiej od niej, znając dłużej jej przełożonego, ale tak jak podejrzewał Zayden- jako nowa pracownica, nie chciała nikomu podpaść, a przede wszystkim chciała zostać mile powitana i przyjeta w nowym miejscu.
      - Do jutra, panie Miles! - pożegnała szefa z uśmiechem na koniec dnia, a gdy wróciła do domu po takim pełnym wrażeń, musiała pierwszy raz od dawna przekonywać siebie że z psami trzeba wyjść i to ważniejsze niż zalegnięcie na kanapie! A kolejnego dnia przyszła kwadrans wcześniej, aby w sytuacji gdy windy będą przepełnione, na pewno sie nie spóźnić. I również z uśmiechem powitała Zaydena, uważnie obserwując gdy wchodził do siebie, bo chciała się szybko nauczyć rozpoznawać jego nastroje. Tak na wszelki wypadek, gdyby miały się zdarzyć częste i duże wkurwienia, przez które mogłaby oberwać rykoszetem.

      Riley

      Usuń
  8. Wszystko co dotyczyło kancelarii było dla Riley nowe, na dodatek jej bezpośredni przełożony opisywany był jako bezlitosny drań, który nie baczy na nic i na nikogo. Trochę się go bała, trochę nie wiedziała, jak podejść do tej współpracy, a już na pewno nie miała pojęcia co robić, aby go zwyczajnie nie wkurzyć i mu nie podpaść. Była dobra w tym, co jej przypadło, nawet bez podobnego doświadczenia wcześniej wiedziała, że się wywiąże z swoich zadań. Potrzebowała jednak wskazówek, porad i klarownych poleceń i o ile te ostatnie nie będą na pewno stanowić problemu, bo Zayden jest konkretny i bezpośredni aż do przesady, to nie była do końca pewna co z pierwszymi dwoma, bo wymagały choć minimum wyczucia a mężczyzna wydawał się raczej go nie mieć, lub się tym w ogóle nie przejmować. Nie dało się zauważyć, że jeśli nie pali człowieka potrzeba, nie wchodzi do gabinetu Milesa, a przez kolejne dni blondynka przekonała się, jak dosadnie potrafi z ludźmi rozmawiać. Zresztą za każdym razem gdy słyszała, jak wyrażał się bardziej soczyście, uważnie mu się przyglądała, odkładając to, co robiła w danej chwili i dziwnie się napinała. Przez kolejne dwa tygodnie nie zwrócił się do niej więcej jak trzy razy poza pierwszym dniem po przyjęciu, gdy przedstawił jej na dłuższym spotkaniu czym się aktualnie zajmują i jaka jest w tym momencie jej rola przy sprawach, ale czuła się w obowiązku pozostać przy nim zwyczajnie ostrożna i czujna. Było w nim coś tak zimnego i groźnego, że przez głowę przechodziła jej masa pytań i wątpliwości - jakim cudem ludzie go zatrudniali? Czy to że był jednym z najlepszych prawników wystarczało?
    Tak na prawde nie potrzebowała wiele, by się poczuć dobrze na swoim miejscu. Wszystko było przy biurku już uszykowane, przybory do organizacji akt, dokumenty, zapas kartek na notatki i teczek, więcej właściwie nie potrzebowała. Może martwiła się na zapas, może chciała zabezpieczyć się nadgorliwie przed gafami z każdej strony w obawie przed opieprzem od szefa. Ostatecznie nie było jeszcze sytuacji, by musiała o coś prosić, czegoś szukać, albo pytać Zaydena, zresztą Robert i Alison z recepcji niejako ciekawi nowej osoby w pracy, chętnie odpowiadali na każde jej pytania i równie chętnie ciągneli ją na dodatkowe przerwy na kawy, które przeważnie kończyły się jej odmową (poza jednym razem, gdy brunet wyszedł w połowie dnia i nie zapowiadało sie, by miał wrócić). Riley przykładnie i z entuzjazmem zabrała się od razu do pracy, a w połowie pierwszego tygodnia, gdy akurat miała spokojniejszy dzień, przejrzała wszystkie segregatory, które były ustawione przy jej biurku i poprzestawiała ich kolejność wedle własnego uznania, aby najświeższe informacje i te najczęściej przydatne, miała na wyciągnięcie ręki. Trochę wtedy narobiła sobie bałaganu na biurku, bo w pewnym momencie jeden regał był w połowie pusty, drugi pusty i większość segregatorów stworzyło wieżę na jej biurku i obok, ale w dwie godziny wszystko sobie zorganizowała i przy tym nie zaniedbała nic, co zlecił jej Zeydan.
    Każdego dnia czuła, że ją obserwuje. Nie przeszkadzało jej to, choć momentami jej policzki przybierały bardziej rumiany odcień, gdy podchwytywała jego baczne spojrzenie któryś raz z rzędu w ciągu paru minut. Wiedziała, że ją oceniał, że może jeszcze miał pretensje do Edwarda, bo zatrudnił mu asystentkę za plecami, ale o ile to było do wyprostowania między panami, ona mogła się jedynie starać z wszystkich sił, by sprostać oczekiwaniom Milesa. A nie było to łatwe, ponieważ był osobą, która pracowała na wysokich obrotach i trzeba było być skupionym na pracy w każdym momencie, aby za nim nadążać. Przekonała się o tym już pod koniec pierwszego tygodnia, gdy spotkali sie i otrzymała kilka pilniejszych zadań, do wykonania asap. Nie dawał jej taryfy ulgowej jeśli chodzi o tempo, ale też nie obrzucił jej żadnym niewybrednym komentarzem czy krytyką jak do tej pory i ostatecznie miała nadzieję, że na prawdę się spisze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy otrzymali telefon od potencjalnych nowych klientów, Riley jak zaznaczył jej to na początku szef, powiedziała, że nie jest dostępny, jednak poprosiła ich o zarys sytuacji i pozostawienie kontaktu. Sprawa wydawała się nieprzyjemna, ale nie wyjątkowa, a istotnym faktem było to, że strona którą chciano oskarżać to wpływowy udziałowiec jednej z większych produkcji muzycznych. Takich historii jest tysiące, a rodzice ofiary byli tak zrozpaczeni, że Gray nie dziwiła się, do kogo przyszli prosić o pomoc. I wymierzenie odpowiedniej kary.
      Siedziała na spotkaniu obok Zaydena, które umówiła za jego zgodą, trzymając w dłoni elegancki czarny długopis i notując to, co wyłapała, a czego jeszcze nie usłyszeli. Zerkała na drżące ramiona matki dziewczyny i względnie opanowanego ojca, a gdy jej szef dociskał ich o odpowiedzi, drążył niedelikatnie, nazywał rzeczy po imieniu w sposób dobitny, zerkała na niego niemal karcąco. Był okrutny. Był dobry w swoim zawodzie, ale jednak... nie widział tego, co się kryje pod słowami, pod przepisami, pod regułami i frazesami? Czy nie widział tego, co się dzieje z tymi ludźmi i nie wyobrażał sobie, co czuje ta pokrzywdzona dziewczyna? Czy nie mógłby być bardziej... taktowny chociaż, bo o empatię go nie podejrzewała?
      - Jeśli zdecydujecie państwo o wniesieniu zarzutów, Caroline będzie wezwana do zeznań na salę rozpraw i będzie musiała mówić pod przysiegą - odezwała się łagodnie, gdy po słowach Zaydena nikt z obecnych nie odpowiadał. - Ona musi być na to gotowa, tak samo jak państwo i my, by móc doprowadzić do sprawiedliwości. - Odkładając długopis, odrobinę wysunęła dłoń, by ułożyć ją na stole przy krawędzi rękawa nienagannej marynarki Zaydena, zupełnie jakby chciała subtelnie mu dać znać, że chce powiedzieć coś na tyle ważnego, by jej nie przeszkadzał. - Musimy poznać wszystkie szczegóły incydentu, musimy też wiedzieć, czy znała sprawcę wcześniej, jakie mieli kontakty, a nawet jaka relacja mogła łączyć ją z ludźmi z otoczenia tego człowieka - wyjaśniła cierpliwie i spokojnie, chcąc przedstawić zmartwionym rodzicom istotny fakt, że w takiej sytuacji należy wtargnąć w prywatność córki, by dotrzeć do okoliczności gwałtu, poznać wszystkie możliwe koneksje łączące ofiarę z sprawcą. I że może nie znają Caroline wcale tak dobrze, jak im się wydawało i mogą nawet odkryć coś, co im się nie spodoba, mimo że ich dziecko zostało ostatecznie skrzywdzone.
      Przesuneła niemal niezauważalnie dłonią w stronę Zaydena i małym palcem zahaczyła o brzeg rękawa marynarki, spojrzenie jednak utrzymywała w twarzach rozbitych i roztrzęsionych klientach. Zrobiła to bezwiednie akurat. Jego spokój i pewność siebie działały na nią dobrze, choć serce dudniło jej w piersi i wiedziała, że gdy ona bierze pod uwagę emocje i krzywdy ludzi, on patrzy na to przez pryzmat przepisów z kodeksów. Pomyślała w tym momencie, że dobrze się uzupełniają i to ładna kombinacja dla zgranego duetu. Był to tylko przebłysk takiej myśli, bo... cóż, znała go może krótko, ale wystarczająco widziała i słyszała, by jednak nie podkładać mu się pod nogi, nawet jako sprzymierzeniec.
      To pierwsze spotkanie trwało nieco ponad godzinę. Miała wrażenie, że rodzice dziewczyny się denerwują, a Miles mimo że dobitnie i bezlitośnie wskazywał punkty, które trzeba odkryć, pozostawał spokojny jak głaz. Niewyobrażalnie skamieniały od środka! Riley gdy się odzywała, łagodziła albo inaczej ubierała w słowa pytania Zeydana, by roztrzęsiona matka im nie wybuchła histerycznym szlochem. I notowała wszystko, co padło, choć bez rozmowy z pokrzywdzoną i tak mieli tylko strzępy. Na koniec odprowadziła oboje państwa do wind, a potem wygładzając odruchowo granatową prostą sukienkę na biodrach, wróciła z notesem do swojego biurka, tyle że zamiast usiąść na przydzielonym miejscu, staneła przy szybie i wpatrywała się twardo w Zaydena, który był u siebie ponownie.

      Riley

      Usuń
  9. Nie wątpiła w skuteczność Zaydena, właściwie nie można było wątpić w niego jako prawnika w ale i to pod żadnym aspektem, bo lista wygranych spraw, trwałych relacji z istotnymi i liczącymi się klientami, a także długie kolejki, które wciąż się do niego dobijały i o niego konkretnie prosiły, mówiły same za siebie. I nawet ten jego nieprzejednany drański sposób bycia bronił sie, bo jako prawnik miał wygrywać i wygrywał, a jak szła mu walka i jak do zwycięstwa dochodził... to już oceniać mógł tylko on sam. Riley było tylko przykro, że nie potrafił być łagodniejszy i zrozumieć ludzi, którzy nie byli tak zaciekli jak on, lub nie potrafił podejść do nich inaczej. Ale miał teraz to szczęście, że była z nim na spotkaniu, potrafiła opanować emocje pary, którymi one targały i pomogła brunetowi zdobyć to, czego potrzebował najbardziej - informacje. Procesowanie to nie bajka, a walka o sprawiedliwość nie była wcale tak grzeczna, jak mogłoby się wydawać i ona zdawała sobie z tego sprawę. Proces obnażał ludzi z najgorszego, odkrywał sekrety i zdzierał z nich ich maski, prowokował do brzydkiej obrony, ale by proces wygrać, by dojść do prawdy, należało sobie ubrudzić ręce i takie przypadki jak zgwałcona nastolatka i rodzice proszący o pomoc pokazywał, że nie każdy umie walczyć sam i brudzić sobie cokolwiek. Nie każdy miał tyle odwagi, samozaparcia, cierpliwości, konsekwencji. Dlatego Riley domyślała się też, że to jaki Zayden jest, ma swoją cenę, gdy stawał w imię obcych ludzi, by wygrywać ich sprawy.
    Podobało jej się dzisiejsze spotkanie i to, jak mogła wesprzeć Milesa - nienachalnie, subtelnie i skutecznie, nie robiąc nic więcej jak wzmacniając jego pozycję i utwierdzając ludzi którzy go wybrali, że dokonali najlepszego możliwego wyboru. Asystowała swojemu szefowi, ucząc się też samego Zeydana, słuchając i obserwując go i na razie jeszcze ostrożnie pokazywała swoją obecność i to, ile wartości wnosi w wspieraniu go w zebraniu wszystkiego, co do jego wygranej jest potrzebne. Oczywiście od lat pracował sam i może wcale jej nie potrzebował, a może sam tego nie dostrzegał tonąc w swoich sprawach, ale Edward wybierając Riley, na prawdę kierował się dobrem wspólnika i dobrał mu kogoś, kto choć bardzo się różni osobowością i stylem komunikacji, jednocześnie idealnie uzupełni Zaydena. A ona gotowa była pocieszyć, pogłaskać po głowie i przeczekać, aż człowiek się wypłacze, by jeszcze raz i jeszcze raz i kolejny cierpliwie pytać, szukać informacji bez szorstkości, gdy metody Milesa zawiodą. Ostatecznie wygrywał każdy i dzisiaj już się o tym trochę przekonali.
    Gdy siedzieli w sali, czuła na sobie wzrok Zaydena. Bała się, że wtedy jej przerwie i każe wyjść, ze ją odetnie od tej sprawy i może każdej kolejnej, gdy bez uzgodnienia z nim wcześniej zabrała głos. Słyszała jak rozmawiał z kimś przez telefon dzień wcześniej i bez ogródek zwyzywał, gdy wytykał błędy i uświadamiał, że rozmówca jest dla niego kimś na poziomie parterowym. Była świadkiem jak bezlitośnie obchodził się z Robertem. Nie był miłym, ani przyjemnym współpracownikiem i miała pewne podejrzenia, że poza pracą również jest surowy dla ludzi. Ku jej uldze, ale i zdziwieniu nic takiego nie miało miejsca a godzinne spotkanie można było uznać do udanych, jako to wstepne dające zarys sprawie. I po tym spotkaniu Riley była z siebie dumna. I z Zaydena. I bardzo chciała pracować z nim przy tej sprawie i każdej kolejnej, bo gdy mówił do klientów, z tą powaga, konkretnym podejściem, rzetelnością, bez ogródek, mimo wszystko zapalała się w nim taka iskra, na którą przyjemnie było popatrzeć i w pobliżu której przyjemnie było po prostu być. Nawet jeśli Miles był trudny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ani drgneła, gdy brunet stanął po drugiej stronie szyby. Zaskoczył ją, to prawda, bo sądziła, że ją zignoruje wracając do pracy, ale coś w jej wnetrzu na to aż podskoczyło, gdy opuścił biurko. Gdyby teraz ktoś spojrzał w ich strone, pewnie zachodziłby w głowe, co wyprawiają, wpatrując się w siebie tak intensywnie, wyprostowani i w bezruchu, ale jednak oddzieleni szkłem. I w końcu blondynka uśmiechnęła się szeroko, a w jej oczach zabłysnęło coś jasno i siegneła do klamki, aby w kilku krokach znów stanąć przed Zaydenem ale już bez oddzielającej ich szyby w jego gabinecie. Drzwi za sobą nie zamkneła, bo nie chciała wcale mu zawracać głowy, ale tylko przekazać coś bardzo ważnego.
      - Chciałabym brać udział też w kolejnych spotkaniach i być przy tej sprawie cały czas, na ile to możliwe - oznajmiła, ale wcale nie narzucała mu swoich życzeń, bo oczywiście i tak to zależało od jego decyzji i jak rozdysponuje jej zadania. - Podobało mi się dzisiaj to, co zrobiliśmy - przyznała, wskazując trochę chaotycznie na siebie, później na niego i znów na siebie; miała na myśli oczywiście spontaniczne spójne rozegranie rozmowy. Może był tak samo zaskoczony, jak i ona?
      Tylko tyle miała mu do powiedzenia. Zarzuciła prośbe, taki pomysł i chciała, aby to wyszło od niego, aby dał jej zgodę, zaprosił do współpracy przy pierwszej rozprawie, albo i nie. Dlatego uśmiechneła się znów szeroko, na chwilę skupiając oczy w malutkim punkciku na jego policzku przy kąciku ust, gdzie robił się dołek i pełna nadziei, że jednak jej nie odsunie, wycofała się, idąc dwa kroki tyłem i stanęła jeszcze w progu.
      - Oni na prawdę potrzebują kogoś takiego jak pan - powiedziała już poważniej, miękko i z takim przejęciem, jakby na prawdę całkiem osobiście kierowała do niego prośbe, aby ten przypadek wziął na sto procent i się nie wahał, ani nie zastanawiał. A potem zawróciła do swojego biurka, chcąc przygotować szkic notatki z świeżo zebranych danych i założyć wstępną teczkę dla tej sprawy. I przez kolejną godzinę nawet nie podniosła głowy, bo serce dudniło jej z przejęcia tak bardzo, aż miała wrażenie że nie tylko Miles je słyszy, ale i pół piętra.


      Riley

      Usuń
  10. [Z przyjemnością witam i tutaj! :) Jak zwykle w przypadku Twoich postaci, kreacja tego pana jest wprost powalająca – bardzo podziwiam, a w dodatku pięknie prezentuje się wizualnie dzięki tym kodom. Życzę miłej zabawy i owocnych wątków, a jeśli masz ochotę, to zapraszam do siebie. :)

    PS Wiem, że na NYCu wiszę Ci odpis i obiecuję, że go w końcu podeślę!]

    Phoebe Miller&Iselin Greenwood

    OdpowiedzUsuń
  11. Riley nie miała złudzeń i była pewna, że Zayden tak na prawdę jej nie potrzebuje, a przynajmniej nie w stu procentach i jej obecnośc niewiele w jego karierze zmienia. Radził sobie bez niej doskonale do tej pory i gdyby sie nie pojawiła, nie zmieniłoby się nic, poza tym, że Edward zapewne dalej suszyłby mu głowę, bo potrzebował go do wspólnych spraw i konsultacji. Nie była pyszna, a co najważniejsze nie była głupia, miała oczy i widziała, jak się sprawy mają. Niemniej jednak dostrzegała korzyści płynące z jej zatrudnienia dla obu stron. I o ile była delikatniejsza i umiała zaopiekować się interesantem zupełnie z innej strony niż Miles, o tyle podobnie jak on była w stanie przyznać, że żadnej darmowej terapii tu nie wykonają nikomu. Mogła wyjaśnić łagodnie i cierpliwie, dobierając ostrożniej słowa niż jej szef, z czym wiąże się rozprawa, w jaki sposób odbije się to na całej rodzinie i otoczeniu klienta, mogła ciepło też zapewniać o tym, że kancelaria zrobi wszystko, aby klient wygrał rozprawę, ale wszystkie jej zabiegi ostatecznie sprowadzały się do tego, by to Zayden dostał to, czego chce i potrzebuje do wygranej. Poza tym nie robiła nic nad wyraz, nie mówiła nic poza tym, co wyjaśnił już Zayden i nie wychodziła przed szereg, bo znała swoje miejsce. I miała nadzieję, że brunet zrozumie, że może na niej polegać, a przy tej ich wspólnej pierwszej sprawie, pokaże mu się z jak najlepszej strony.
    Zobaczymy to było lepsze niż odmowa i dawało jej nadzieję, że dzisiaj dobrze się spisała. Co prawda nie skomentował jej zaangażowania na spotkaniu w żaden sposób i już to dawało jej wniosek, że nie przeszkadzała mu w rozmowie. Nie zwyzywał jej i nie kazał jej sie nie wtrącać, a przecież nie miał litości dla nikogo i nie wątpiła, że gdy zrobi coś nieodpowiednio, da jej to dobitnie do zrozumienia. Dzisiaj jednak poszło... nienajgorzej. I takie momenty napędzały ją bardziej niż krytyka, więc od razu zabrała się do pracy, choć po spisaniu pierwszych notatek, zamiast skupiać się na nowej sprawie, dokończyła dla Zaydena porządkowanie materiałów dowodowych w sprawie prowadzenia pojazdu w stanie nietrzeźwym przez Krajowego Komitetu Partii Demokratycznej i pod koniec dnia wysłała mu mailem do przejrzenia przygotowane pismo obronne dla tego klienta. Była pewna, że nie będzie to ostateczna forma, ale nie wiedziała jakich poprawek ma się spodziewać i ile błędów wytknie jej szef. Właściwie miała wrażenie, że nie miała nad sobą żadnego parasola ochronnego przewidywanego dla nowych pracowników, choć zupełnie jej to nie przeszkadzało. Zayden tak pracował, że człowiek zapominał o oddychaniu i ona też musiała, to wydawało się logiczne.
    Kolejne dni mijały jej niebywale szybko, miała wręcz wrażenie że osiem godzin w biurze to o trzy za mało, by z wszystkim wyrabiała się na czas, a trzeba przyznać, że uwijała się jak mrówka. Widząc, że Zayden nie wychodzi na lunche jak wiekszość pracowników, ona również nie opuszczała biurka, rano przynosiła sobie karafkę i szklankę pełne wody, by nie musieć częściej odwiedzać kuchni, a kawę wypijała w drodze do kancelarii, bo zaopatrzyła się w wynajętym mieszkaniu w niezły ekspres, który łatwo dało się opanować. Ciągle pewnie wydawała się odrobinę zbyt zestresowana i zbyt przejęta, bo tak bardzo chciała dobrze wypełnić wszystkie zlecone prace, a ludzie chyba rozumieli, że to wina jej szefa, z którym łatwo się nie pracowało i kobieta się go najzwyczajniej boi. Cóż... nie dał jej jeszcze powodów, by się go bała, albo nie lubiła, był po prostu... charakterystyczny. Najbardziej rozluźniała się przy Edwardzie, był tak serdeczny, że gdy tylko pojawiał się w okolicach jej biurka uśmiechała się szeroko i podnosiła się z krzesła, aby zamienić z nim choć dwa słowa. Wiedziała, że w przypadku oceny jej pracy to możliwe, że również on będzie miał coś do powiedzenia, choć Zayden wydawał się silniejszą osobowością, która po prostu przyćmiewa i zagłusza inne i to wcale nie siłą głosu, a argumentów. Tak czy inaczej, obaj byli tu równoprawnymi szefami.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nuciła pod nosem często, a biorąc pod uwagę jak blisko jej biurko było od Zaydena, nie dziwiła się, że zamknął pewnego razu drzwi. Dziwiła się natomiast, że zrobił to tylko raz i ostatecznie nie powstrzymywała się, skoro właśnie w ten sposób przywykła pracować. Nikt do niej nie przychodził na pogaduszki, przed czym przestrzegł ją szef pierwszego dnia i bynajmniej nie dlatego, że nie nawiązała koleżeńskich relacji. To jego wszyscy się bali i nie chcieli mu nadepnąć na odcisk, czy choćby rozdrażnić, a przecież siedzieli niemal obok siebie. No poza Robertem, który emanował taką pewnością siebie, że Riley miała czasami wrażenie, że nieroztropnie niczym sie nie przejmuje, że jest zbyt pewny swego bazując może na powinowactwu z Edwardem, a gdy Zayden pewnego razu mężczyznę po prostu wygonił, gdy ten siedział obok niej i zagadywał, podchwyciła spojrzenie bruneta, tężejąc w krześle.
      - Nie zapraszałam go- mruknęła tylko pod nosem, obracając się w stronę monitora. Wiedziała, co mogłaby usłyszeć, a przynajmniej odrobinę się domyślała. Nie ściągała tu Roberta, sam szukał okazji by przebywać w jej towarzystwie i sama dostrzegała, że albo mu się spodobała, albo najzwyczajniej chciał wykorzystać to, że jest najświeższym pracownikiem i budował sobie na niej ego, snując opowieści jak jest niezbędny kancelarii i jaki dobry w tym, co robił. I każdy komentarz Zaydena sprowadzał go brutalnie na ziemię, ale to co było między nimi nie interesowało Riley. Ona zresztą wciąż czuła się nowa i wdrażała się w życie biura i nie wnikała w relacje między pracownikami, chcąc budować własne bez żadnych zatargów. I nie czuła jeszcze, by musiała zwrócić uwagę Robertowi, by szanował jej czas pracy i pozwolił po prostu robić swoje, bo gdy przychodził i zagadywał, poświęcała mu kilka minut i wracała skupieniem do swoich spraw, czego on raczej nie do końca dostrzegał. Niemniej... nie chciałaby aby niechęć jej szefa na kimkolwiek odbiła się i na niej.
      Drugie spotkanie z rodzicami Caroline i samą dziewczyną wydawało się trudniejsze, choć Riley była pewna, że już przejdą do konkretów i ruszą powoli do przodu. Pierwsze jej wrażenie z ostatniej wizyty rodziców klientki było takie, że dziewczyna cierpi, jest wystraszona i zagubiona i nie wychyla nosa z swojego pokoju w obawie, że znów natknie się na tego mężczyznę, który ją skrzywdził. Ale jednocześnie Riley miała wrażenie, że tej krzywdy dziewczyna jest pewna i teraz cała rodzina szuka sposobu, aby skutecznie udowodnić winę sprawy i walczyć o wymierzenie sprawiedliwości. Gray nie spodziewała się takich rozterek... dawno chyba wyrosła z nastoletniej burzy hormonów. Gdy Zayden wciąż nieustępliwie parł do przodu, nie pozwalał na rozterki, nie zostawiał miejsca na wahanie, obserwowała dyskusje z pewnym wahaniem, czy na pewno przyszli do odpowiednich drzwi. Nie chodziło o wybór prawnika, bo Zayden w wygrywaniu był najlepszy, ale o to, że może... może najpierw powinni iść z nastolatką do psychologa.
      - To dobrze, bo musisz być teraz silniejsza i gotowa na otwarte i niedelikatne pytania, które rozgrzebią twoją prywatność - odezwała się, gdy dziewczyna krzyknęła, a westchnięcie Milesa mogło być zapowiedzią kończącej sie mu cierpliwości i nawet blondynka spojrzała na profil mężczyzny, chcąc się upewnić, że na pewno nie ma dość tych ludzi i nie odrzuci ich sprawy.
      Riley nie widziała jeszcze żadnych wybuchów i utraty samokontroli u swojego szefa. Tak na prawde nie podejrzewała, aby był zdolny do jakichkolwiek zrywów porywczości, miał tylko nieprzyjemny styl komunikacji. Był dokładny i nieprzejednany, konkretny i zatwardziały, ale poza tym w pełni profesjonalny, chociaż... nie zawsze miły. Czy wręcz rzadko miły. Ona nie tyle ocieplała jego wizerunek, co pomagała klientom zrozumieć jego szorstkie słowa, czasami owijając je w łagodniejsze wyrażenia, ale grali do tej samej bramki.

      Usuń
    2. Kiedy Caroline znów zajeła miejsce przy długim konferencyjnym stole, Riley wyjaśniła jej kolejność postępowania, które dotyczyć będą jej osobiście. Zayden powiedział ogólnie o sprawie z perspektywy przepisów, blondynka teraz zwróciła się z kolei do dziewczyny, aby zrozumiała, że musi złożyć zeznania dotyczące nie tylko przebiegu incydentu, ale opowiedzieć o wszystkich kontaktach jakie mogła mieć z sprawcą, o wszystkim bez wyjątku co mogło mu pozwolić sie do niej zbliżyć. Co znaczące, mówiła do niej tak, jakby nie było jej rodziców i sama przestała się traktować jak osobę postronną i dziecko i nawet matka dziewczyny nieco się opanowała z szturchaniem i przywoływaniem Caroline do porządku.
      Po kolejnej godzinie Riley czuła się tak zmęczona, jakby była już szesnasta, podczas gdy dopiero zbliżali się do pory obiadowej. Odprowadziła klientów do wind i wróciła do sali, gdzie widziała, że Zayden jeszcze został odbierając nagły telefon. Musiała zresztą zebrać stamtąd swój notes i komórkę nim wróci do biurka i uzupełnić zapas wody, bo czuła, że zaschło jej w gardle od mówienia i zbyt słodkiej kawy, jaką piła w na spotkaniu. Staneła przy szklanych drzwiach, patrząc na szefa, nim ten nie odsunął komórki od ucha, co świadczyło o zakończonej rozmowie i miała tę chwile, by móc go zlustrować, co uczyniła wcale nieskrępowanie. Pasowały do niego te dobrze skrojone i dopasowane garnitury, nie umiała sobie nawet wyobrazić go w innym wydaniu. Lubiła mu się przyglądać, podobało jej się, że nosił ciężki zegarek na lewym nadgarstku i miał odpowiedź na wszystko. I podobało jej sie, że nie widziała u niego na palcu obrączki. Nacisnęła klamke i weszła do konferencyjnej dopiero gdy była pewna, że nie będzie mu przeszkadzać. Zabrała swoje rzeczy i kubek niedopitej kawy, by zajść jeszcze do kuchni po karafkę i szklankę świeżej wody na swoje biurko i skierowała się bez słowa na zewnątrz. Zdążyła przywyknąć, że jeśli Zayden nie chciał czegoś konkretnego, to nawet nie zwracał na nią uwagi. Nim jednak przekroczyła całkiem próg sali, spojrzała jeszcze na bruneta i to doprowadziło do niewielkiego bałaganu!
      Zza zakrętu wypadł kurier, dziś wyjątkowo spóźniony i sam nie uważał na otoczenie za bardzo, myśląc tylko o tym, by wyrobić się z rozwiezieniem przesyłek nim zastanie go noc. Niósł przed sobą ogromny ciężki karton - zapewne zamówienie informatyków, a na wierzchu kilka kopert do rąk własnych Zaydena i Edwarda. Młody chłopak nie wyhamował, gdy w ostatniej chwili dostrzegł stojącą częściowo już na torze jego drogi Riley i nim ona sama zorientowała się, że może dojść do zderzenia, wpadł na nią z impetem. Blondynka zaskoczona zachwiała się, łapiąc w ostatniej chwili drzwi, a biedak rąbnął tyłkiem o wykładzinę korytarza, obijając się boleśnie i kończąc z rozsypanymi przesyłkami. Kobieta krzyknęła krótko z zaskoczenia, a nawet bólu, gdy ostry róg kartonowej paczki uderzył ją w bark i filiżanka którą trzymała, przechyliła się na nią, a w efekcie kawa zdążyła poplamić jej nie tylko jasny beżowy żakiet, ale i białą sukienkę na dekolcie. Tak się kończy oglądanie za Zaydenem Milesem.

      Ups!

      Usuń
  12. [Puk, puk, witam się grzecznie! Wybaczysz mi jeszcze tę okropną hogwarcką ucieczkę sprzed półtora roku, jeśli wyrwę Cię na jakiś wątek? 🖤]

    Abigail, która dalej w mojej głowie wzdycha do profesora, ale tutaj Yuri i Seojun

    OdpowiedzUsuń
  13. Był okrutny i zimny, to przerażało ludzi. Był dosadny, szczery, bezlitosny, bezkompromisowy. Celnie trafiał komentarzem w punkt, nie owijał w bawełnę, docierał do sedna spraw bez elegancji i wyczucia, szorstko. Widział cudze błędy i potknięcia, wytykał je, nie przejmując się tym, czy kogoś urazi. Na sali się to na pewno sprawdzało, gdy mierzył się z przeciwnikiem, ale nie z każdym musiał walczyć. Riley widziała w nim surowość, wysoko postawione mury, dystans, które nie pozwalały dostrzec nic poza tą twardą tarczą. Zza niej zaś nie widać było nic ciepłego, żadnej serdeczności, żadnego uśmiechu, nic pozytywnego. Pod tym kątem różnili się jak dzień i noc, a jednak jakimś cudem zdarzały się sytuacje, gdy wychodziło im to na korzyść. Jak teraz, przy klientach, których trzeba było dodatkowo zapewnić, że są w dobrych rękach, czego nie potrafił zrobić Miles, a wzięła to na siebie blondynka. I choć ostatecznie była zmęczona tym przebijaniem się przez wahanie i niepewność Caroline, to była też zadowolona, że ostatecznie znów poszli krok dalej.
    Zdecydowanie zderzenia nie spodziewała się ani Riley, ani młody wystraszony chłopak. Ostatecznie to on skończył bardziej poturbowany, bo gdy Edward go podnosił, biedak przystanął krzywo na jednej nodze i zbierając rzeczy wydawał się odczuwać ból w nodze. Jego wystraszone oczy, pobladła twarz i nerwowe ruchy, gdy wszystko zbierał, sprawiły, że nawet Riley nie miała serca mu zwrócić uwagi, by bardziej uważał, choć sama staneła odrobinę krzywo i w wysokiej szpilce wygięła kostkę. A swoją drogą ona też nie popisała się refleksem i spostrzegawczością, choć akurat tu nie czuła, aby to była jej wina, a kogoś kogo miała za plecami.
    - W porządku... Dobrze, że oboje jesteśmy cali- zapewniła spokojnie, nie chcąc jeszcze bardziej stresować biedaka i wyprostowała się, puszczając drzwi, których złapała, aby samej uniknąć polecenia w tył. Oparła się ramieniem o szklane drzwi, pocierając palcami miejsce, gdzie wbił jej się boleśnie karton i uniosła odrobinę stopę, żeby lekko spróbować nią pokręcić w koło tak, by przekonać się, czy nic nie nadwyrężyła.
    Riley nie była gapą, takie sytuacje jej się nie zdarzały. To akurat był przypadek, bo zapatrzyła się na swojego szefa, w nadziei na komentarz, albo ocenę spotkania, gdyż zwykle robił to w dwóch słowach, albo jednym zwięzłym zdaniu. Ta chwila nieuwagi jednak kosztowała ją obolałą kostkę i imponującą plamę na przodzie sukienki. A kiedy usłyszała glos Zaydena tuż przy sobie, podniosła na niego jasne oczy i na moment nawet zapomniała, że musi oddychać. Był tak blisko, że poczuła jego perfumy i ciepło i... było to zdumiewające. Bo nie wydawało jej się, by było w nim cokolwiek ciepłego. Nawet ciało wydawało się jak z kamienia.
    - Tak, w porządku - powiedziała niemrawo, przesuwając spojrzeniem po jego oczach, równych rysach, do pełnych ust i przywołując się w środku do porządku, cicho chrząkneła, stając prosto, choć lekki grymas przemknął jej po twarzy, gdy kostka odrobinę jej dokuczyła. - Tylko... nie mam nic na przebranie, a to... - tu wskazała na ubranie - To nie wygląda dobrze. I mamy jeszcze jedno spotkanie dzisiaj - powiedziała ciszej, bo o ile na tym spotkaniu miała tylko słuchać, nie chciała zostać wykluczona. Nie przez takie coś!


    Riley

    OdpowiedzUsuń
  14. Riley czuła się idiotycznie, bo właśnie przez swoją nieuwagę teraz jak sierota stała na środku korytarza i to mając po swoich obydwu stronach najwyższych szefów kancelarii. A obydwaj w tym momencie patrzyli sobie zmartwieni na jej biust, na którym rozlana kawa przybrała kształt bliżej nieokreślony i w takim stanie blondynka nie mogła pracować zgodnie z założeniami. A chciała! To nie tak, że pchała się do domu, aby się przebrać, nawet nie wyszła z prośbą, aby pozwolono jej wyjść z biura! Nie brała pod uwagę, by kogokolwiek do mieszkania wysłać, bo przecież były tam dwa duże psy i to mogło się zakończyć różnie. Nawet nie skomentowała bólu kostki, choć nie uszło jej uwadze, że Miles zlustrował z pełną uwagą jej nogi zanim spojrzeniem nie dotarł wyżej. I zupełnie jej w tym momencie to nie schlebiało. Ona szukała sposobu, aby uratować sukienkę i wyjść z twarzą z tej niezręcznej sytuacji, a na dodatek stawić się na spotkaniu, które sama zapisała w swój i Zeydana kalendarz.
    Wciągneła powietrze, gdy oznajmił, że pójdzie sam. Zacisneła mocniej palce na notesie, który całe szczęście nie został zalany i zwróciła się w jego stronę. Była trochę zła, a trochę rozczarowana takim obrotem sprawy.
    - Ale... - już chciała zaznaczyć, jak ważne jest dla niej branie udziału w spotkaniach i jak liczyła na to, że po tych udanych w sprawie Caroline, Zayden zaufa jej z kolejnym temat, ale ostatecznie nie dodała nic więcej. Zacisnęła za to jeszcze usta i kiwneła głową. Tak, to było raczej najlepsze rozwiązanie w tej sytuacji.
    Skierowała się w stronę jego gabinetu, gdy pochylił się po swoje przesyłki, a każdy wrócił do swojej pracy. Szła wolniej niż zwykle, ostrożniej stawiając kroki. Nie miała problemu nawet i w bieganiu na niebotycznych obcasach, czuła się w nich nieskrępowanie, pewnie, teraz wolała po prostu uważać. Mijając swoje biurko, odłożyła notes i pusty już kubek i lekko ściągneła łopatki, kiedy Miles zamknął za nią drzwi. Spojrzała na niego niepewnie, szeroko otwartymi oczami, zupełnie jakby się obawiała, że dostanie naganę za ten wypadek, albo ją zwolni - jeszcze cały czas wierzyła w te opowieści na jego temat krążące po biurze, w których go demonizowano. A gdy wyjął z szafy koszulę i podał jej biały, czysty i dobrze skrojony element odzieży, jej mina momentalnie zdradziła ogromne zdumienia. Uniosła brwi, jej spojrzenie nabrało innego wyrazu, a usta rozchyliła, chwilę nic nie mówiąc. Wyciągnęła wreszcie dłoń i odebrała od niego ubranie, zaraz też ciepło i wdzięcznie się uśmiechając.
    - Dziękuję - spojrzała mu w oczy i przypominając sobie o pewnym problematycznym aspekcie tej sukienki, z którym świetnie radziła sobie sama w domu, ale tu było to delikatnie mówiąc niewykonalne, lekko przygryzła dolną wargę. - To dość krępujące... ale ta sukienka ma długi zamek... czy mógłby mi pan pomóc? - spytała, chwytając sie tej iskierki dobroci i uprzejmości w wykonaniu Zaydena, by wykorzystać ją i wycisnąć z niej wszystko, co się da do cna. Uśmiechneła się przy tym jeszcze tak słodko, jak tylko umiała, biorąc pod uwagę totalne uczucie niedorzeczności własnych słów i w ogóle tej sytuacji i nerwowo zaczesała krótszy kosmyk z policzka za ucho, bo ten upierdliwie znów wyswobodził się z upięcia jakie dzisiaj miała, zbierając włosy do góry w eleganckiego koka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czuła jak materiał sukienki z przodu przesiąknął i nieprzyjemnie lepi jej się do piersi. Ubrana była dzisiaj w beżowy mocno taliowany żakiet z złotymi guzikami i nieszczęsną sukienke w kolorze ciepłej złamanej bieli, która z przodu miała dekolt kopertowy, na którym mienił się drobny wisiorek na srebrnym łańcuszku, jednak z tyłu plecy sukienki były wykończone bardzo dwlikatnym i drobnym zameczkiem zaczynającym się aż na karku, a idącym wzdłuż pleców aż do linii poniżej pasa. Ciuch był niesamowicie szykowny i wygodny, ale założenie go i zdjęcie wiązało się z pewną gimnastyką, na którą tutaj nawet w kancelaryjnej łazience nie mogła sobie pozwolić.
      Riley wpatrywała się w swojego szefa, a jej policzki powolutku ubierały się w coraz bardziej widoczne rumieńce. Czuła się jak idiotka.
      - Nieważne - mruknęła ostatecznie, czując rosnące zażenowanie i zawróciła do drzwi, czując jak dłoń w której trzyma koszulę Zaydena jej po prostu drży.

      🤍

      Usuń
  15. Zayden Miles był ogólnie rzecz biorąc groźny. Nie bała się go, ale obawiała opieprzu, złości i przykrości z jego strony. I tego, że był cholernie atrakcyjny i czasami sama łapała się na tym, że mu się przygląda odrobinę za długo. Nie traktował ludzi łagodnie, ani dobrze. Nie był empatyczny, wyrozumiały, ani pomocny. Miał szereg zasad, których nikt oficjalnie nie znał, za to których on sam twardo przestrzegał i przez pryzmat których oceniał innych. Kiedy więc zażartował łapiąc ją za słówka, spojrzała na niego przez ramię, unosząc brew w wyrazie zdumienia, ale nie odpowiedziała. Chociaż chciała i nawet miała gotową odpowiedź, ale jemu by się ona nie spodobała. I kiedy ruszył za nią bez słowa, za to z ciężkim westchnieniem, poczuła rosnące ciepło w dołku. I połkneła to, co chciała chwilę wcześniej powiedzieć już ostatecznie, bo gdyby ta riposta uszła z jej ust, Zayden w sekundę znalazłby się znów w swoim gabinecie zabarykadowany i na pewno nikogo innego by do pomocy nie znalazła. Znaczy... może i by znalazła, może ktoś chętny sam by się zgłosił, ale nie zwróciłaby się do nikogo z prośbą, którą skierowała do niego.
    Riley była młoda, ale należała do tych rozsądnych dziewczyn, które z reguły wiedzą, że w pracy nie należy sobie komplikować życia. Zresztą ona nie szukała i nie zgłaszała się po żadne komplikacje i akurat to, że Zayden się wahał, a może nawet niechętny i zrezygnowany za nią szedł, było zrozumiałe. Jej prośba była niewinna, ale jednak nieodpowiednia, niepoprawna w relacji jaką mieli i na prawdę gdy weszli do łazienki, a zamek w pchniętych drzwiach lekko trzasnął przy zamknięciu, ramiona Riley drgneły, a ona spojrzała uważnie przez odbicie na twarz swojego szefa. Wciąż jakby nie dowierzała, że jej uległ i zgodził się pomóc. Zayden Miles nie pomagał i tego się nauczyła jako pierwszej rzeczy w tej kancelarii, bo to ludzie dla niego pracowali.
    Zsunęła z ramion żakiet i ułożyła go razem z koszulą obok na umywalce, opierając dłonie o jej brzeg. Sięgneła do włosów, aby kilka pojedynczych pasm, które wysuneły się spod spinek przesunąć od główki zamka w bok i podniosła spojrzenie ponownie w górę do lustra. Chciała widzieć twarz Zaydena i tłumaczyła sobie to tym, że wtedy szybko wyłapie gdy coś się stanie z sukienką, materiał się wciągnie w suwak, albo cokolwiek go zdenerwuje. Wydawał jej się kimś, kto teraz może się łatwo i szybko zdenerwować. Ona na przykład zakładając, albo zdejmując ten ciuch często się denerwowała, bo jej sztuczki związane z spinaczem do papieru i kilkunastocentymetrową tasiemką nie zawsze się udawały.
    Nie była nieśmiała, lubiła być komplementowana, podobało jej się, kiedy jakiś mężczyzna ją adorował, świetnie bawiła się flirtując i wiedziała, że może się podobać. I absolutnie nic z tych rzeczy nie miało miejsca w tym momencie, a jednak właśnie o tym wszystkim na raz pomyślała, gdy poczuła pierwszy lekki dotyk na skórze przy brzegu sukienki. Delikatnie się wzdrygneła, a gdy Zayden centymetr po centymetrze odsuwał zamek, nieubłaganie odsłaniając jej nagie plecy przed sobą, miała wrażenie, że w tej niewielkiej łazience zaczyna robić się dziwnie parno i gorąco. Gdy parokrotnie musnął przypadkiem (bądź nie) jej ciepłą skórę, oddychała głebiej, rozchylając usta. Odrobinę zacisneła palce na brzegu umywalki, nie zdejmując spojrzenia z jego twarzy w odbiciu lustra, a gdy zamek ustąpił na całej długości i Miles sie nie odsunął, Riley delikatnie poruszyła ramionami, prostując się i sukienka rozchyliła się na boki, odkrywając przed nim nie tylko jej nagie plecy, ale i jasną koronkę bielizny, jaką nosiła pod spodem. Miał tak palący wzrok, jednak nie było w nim ani grama wściekłości. Zdumiewał ją. Dziś zdumiewał ją raz za razem.
    Obróciła się w jego stronę powoli, zupełnie jakby chciała zatrzymać ten moment, gdy są sami i po prostu tak intensywnie na siebie patrzą na dłużej. I jakby lustro jej nie starczyło, bo potrzebowała zobaczyć to wszystko, co widziała w odbiciu, w jego oczach. Powędrowała spojrzeniem od razu do jego ust, obrysowała ich kształt, a potem dotarła do ciemnych tęczówek, czarnych jak onyksy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. - Dziekuję - powiedziała ściszonym tonem, szukając w jego oczach choć iskierki złości, zniecierpliwienia, albo czegokolwiek znanego wcześniej. Ostatecznie nie znalazła tam nic takiego, ale nie chciała w żaden sposób interpretować tej intensywności. Nie chciałaby się pomylić.
      Pachniał obłędnie, gdy jeszcze miała go tak blisko, a on wciąż sie nie odsuwał, jego perfumy kardamonowo-waniliowie, mocne, docierały do niej wyraźnie mieszając się z jej ulubioną świeżą i kwiatową wodą Givenchy Extravagance d'Amarige. Riley odrobine zuchwale podniosła podbródek i juz po chwili jej usta apetycznie rozchylone, rozciągnęły się w subtelnym uśmiechu.
      - Ma pan bardzo sprawne dłonie, panie Miles - oznajmiła, może ciut bezczelnie, ale na pewno nie całkiem złośliwie, odwdzięczając się za zaczepkę w gabinecie. I może właśnie przekraczała cieniutką granice, którą delikatnie dla niej nagiął, ale ostatecznie nie powiedziała nic złego! A przy okazji po drugiej stronie drzwi, ktoś naciskał klamkę, chcąc dostać się do środka.


      półpłynna Riley

      Usuń
  16. [Szczerze mówiąc, liczyłam na to, że odezwiesz się u Yuri, bo gdzieś tam jakiś zalążek pomysłu mi się urodził, ale tak, potrzebujemy burzy mózgów! Tak sobie pomyślałam, że ze względu na różnicę wieku ciężko nam by było zrobić z nich dalszych czy bliższych znajomych, aleeee… Oglądałam ostatnio „Rzymskie wakacje”, nie wiem, czy kojarzysz film, i przyszło mi do głowy, że moja Yuri mogłaby się w podobny sposób do Twojego pana pewnego wieczoru przykleić. Samotna kobieta, dobrze ubrana, nie wie, gdzie jest, ani jak trafić do domu, zbyt otumaniona, żeby pamiętać adres. Na pewno ze względu na swoją relację prędzej czy później potrzebowałaby jakiejś porady prawnej, więc tu też mamy połączenie, a dynamika koleżeństwa, gdzie jedna osoba naturalnie przyjmuje rolę młodszego rodzeństwa, a drugie starszego, zawsze nam wychodziła świetnie, więc może i tu by się to nam wpasowało! Tylko nie wiem, jak na to wszystko zapatruje się Twój pan i czy taki comedy relief wątek miałby szansę w jego przypadku :D]

    OdpowiedzUsuń
  17. Gdyby poznała listę problemów, jakie dotyczyły rzekomo Zaydena, dodałaby czwarty, którego była pewna w momencie, gdy bezpardonowo, śmiało, a wręcz zuchwale sforsował do reszty jej przestrzeń osobistą, jednocześnie nie gwałcąc jeszcze tej ostatniej najcieńszej granicy. Przyzwyczaił się za mocno do roli zwycięzcy, a może wręcz nie wychodził z walecznej roli dążenia do wygranej. Tyle że teraz nie było między nimi żadnego starcia. Nie musiał jej nic udowadniać. Dosłownie między nimi nie było wiele, by dystans został znacząco zmniejszony, a Riley miała tuż przed sobą mężczyznę, który był tak samo intrygujący, jak i... Nieznośny. Cóż, to raczej ostatnie co powiedzieli by o nim ludzie, a jednak tak właśnie było, gdy emanował pewnością siebie, w poważaniu miał jej granice wszelkiej maści i na dodatek patrzył na nią tak, jakby chciał jej coś udowodnić. I ją pożreć.
    To prawda, że Riley się obróciła, zadarła głowę i nie dała mu do zrozumienia, że czas najwyższy by sobie poszedł. Riley pociągnęła ten nieprzeciętny moment, gdy atmosfera między nimi gęstniała, odnajdując przyjemność w tym, jak Zayden się na niej skupiał. To ona to rozpoczęła, przecież sama wyszła z prośbą o pomoc, a jednak... Miała wrażenie, że teraz oboje tarasują pewne zasady, tyle że jedno jeszcze z wyczuciem, a drugie zupełnie bez pardonu.
    Jej jasne oczy błyszczały, wytrzymując jego ciężki wzrok, a pozostałą burzę jaką się w niej rozgrywała zdradzał tylko głębszy rumieniec. Odrobinę zsunęła spojrzenie do ust, wyłapując ruch języka po wardze i przełknęła ślinę. Czy on sobie z niej kpił, czy może czuł równie mocno to przyciąganie i tą rosnącą fascynację? A może ona tylko sobie dopowiadała coś, czego nie było, bo przecież Miles zawsze tak działał - parł do przodu bez oglądania się na cokolwiek? Wróciła spojrzeniem do jego oczu, pięknych i mrocznych, głębokich, bezdennych i lekko się spięła, gdy ktoś ponownie szarpnął za klamkę. Nie odpowiedziała mu jeszcze, czując męskie ramiona po swoich bokach, a gdy cofnął jedno i ktoś znów szarpnął za klamkę, tyle że odrobinę już lżej, jakby zrezygnowany i pogodzony z okupacją łazienki, odetchnęła głęboko. Chyba przez kilka sekund dłużej wstrzymywała powietrze w płucach.
    - Na pewno - wyszeptała, czując jak w gardle ma sucho. - Ale nie w tej chwili - musiała być rozsądna, musiała się opamiętać. I nie mogła zapomnieć z kim ma do czynienia.
    Riley równie mocno chciała się teraz pochylić i spróbować tych ust, które miała przed sobą. Ale jednocześnie nie zapominają kto stoi tak blisko i gdzie się znajduje. I kim jest ona sama.


    win win?

    OdpowiedzUsuń
  18. Riley nie szukała romansów, w pracy szczególnie ważna była dla niej przejrzysta, zdrowa atmosfera i skupienie na obowiązkach. Przyszła z zamiarem nabycia cennego doświadczenia i wzmocnienia swojej pozycji na rynku pracy, bo tak na prawdę dopiero zaczynała budować na poważnie swoją karierę zawodową i jej ścieżki nie były nawet w znaczącym stopniu nakreślone. Była trochę jak nieopierzony pisklak w poważnym świecie biznesowego prawa i każdy kto z nią rozmawiał, kto obserwował jej pracę, musiał widzieć, że nie szuka okazji do nabycia innych, bliższych, a już tym bardziej niepoprawnych kontaktów. Czasami żartobliwie łapała za słówko, pokazywała jednak tym inteligencję i umiejętność słuchania, a nie złośliwość. Była rzetelna, poważna, ale śmiało stawiała swoje pierwsze kroki w kancelarii. Jeśli miała wątpliwości, albo coś było niejasne, szukała sama rozwiązań, a dopiero w drugiej kolejności zadawała pytania, zabierając innym cenny czas. Była uprzejma i kulturalna, może wciąż drobinę niepewna, przez co ustepowała cudzym prośbom i nie zachowywała rozsądnej i przede wszystkim zdrowej asertywności względem kolegów z pracy, ale zdecydowanie wiedziała, po co tu przyszła. I na pewno nie było to uwodzenie Zaydena Milesa, czy choćby słabiutkie tego próby. To sie po prostu... działo. Drobne gesty, ukradkowe spojrzenia już się zdarzały. Czasami dwuznaczna, aluzyjna uwaga sama wyciekała w ich zdawkowych rozmowach. Riley nie szukała okazji do flirtu, zdawała sobie sprawe, jak wiele ich dzieli, a przede wszystkim jaka zawodowa relacja łączy i nie forsowała tego co oficjalne w żadną stronę. Miała wysoki respekt wobec bruneta i najzwyczajniej w świecie nie była z kamienia, ani ślepa. Była za to młoda i niedoświadczona, bo nigdy nie znalazła się w poważnym, oficjalnym związku i to sprawiało, że nie do końca wiedziała, jak reagować i jak tłumić to, co się z nią dzieje, gdy Miles sie nie hamował. Jedyne czego była pewna, to to że powinna o nim myśleć w kategorii mężczyzna i nie mogła zapominać, jak się oddycha, gdy zmniejszał dzielącą ich odległość.
    Kiedy została sama, patrzyła jeszcze kilkanaście sekund na drzwi, za którymi zniknął, jakby czekając, aż wróci. Czuła jak dudni jej serce, ono wystukiwało prawdziwy galop, łomocząc w drobnym ciele, w końcu jednak znów obróciła się w stronę lustra i podniosła spojrzenie do odbicia na swoją twarz. Boże, czy ona cały czas miała tak bezdenne, intensywne spojrzenie przepełnione... cóż, kryło sie w nim tak wiele, aż było to przerażające. I nic z tego, co zobaczyła w zielonych tęczówkach nie przypominało tego, co powinna w nich dostrzec. Właśnie przekonała sie, jak słabo zna samą siebie i jak bardzo groźny jest dla niej jej szef. Nie złamał żadnej zasady, choć zapewne miał ich wiele, ale wobec niej naginał je i od tego, na prawdę łatwo się gubiła. Zayden sprawiał, że budziła się w niej inna kobieta, taka która chce czegoś więcej, czego nie powinna szukać tutaj i wiedziała to w momencie, kiedy wyszedł, a ona jeszcze chwilę nie była w stanie się ruszyć.
    Wysuneła pospiesznie z włosów wsuwki, zmieniając upięcie z wysokiego koka, na luźny splot przewieszony przez ramię. Zdjęła sukienkę i wyciągając kilka chusteczek z pudełka ułożonego z innymi przyborami do higieny na stoliku obok umywalki, starała się jak najlepiej osuszyć plamę na sukience. Potem założyła sukienkę jeszcze raz, ale samą górę podwinęła pod biustem, chowając górę ubrania pod spód i na ramiona zarzuciła koszulę od Zaydena. Zapieła ją częściowo, górę opierając szeroko na ramionach i chowając pod spód kołnierzyk, a dół podpięła na kilka zakładek wsuwkami z włosów. Po kwadransie wyszła z łazienki w kreacji wyglądającej bardziej koktajlowo na lunch, choć wciąż w porządnym towarzystwie, która przypominała dopasowaną ołówkową spódnicę za kolano i szerszą oversize romantyczną koszulową bluzkę. Wyglądała schludnie i mogła wrócić do pracy, choć tego dnia starała się już nie spoglądać zbyt często i za długo na swojego przełożonego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiadomość, jaką znalazła na mailu sprawiła, że z pełnym entuzjazmem zajeła się już na poważnie sprawą Caroline. Planując swój czas pracy i realizując na bieżąco zadania podrzucane przez bruneta, z dnia na dzień zaczeła zagłebiać się w zbieranie zeznań i organizowanie materiałów. Riley była pewna, że nic co zaszło tamtego dnia z drobnym wypadkiem z kurierem nie miało żadnego wpływu na to, jak jest postrzegana jako pracownica, bo nic się nie zmieniło w stosunku Zaydena wobec niej. Był w pełni profesjonalistą i ona też nie czuła się w żaden sposób skrępowana i wierzyła, że przekazałby jej sprawę nastolatki tak czy inaczej, bo miał na głowie zdecydowanie większe rzeczy do ogarnięcia. Gdy więc wszystkie priorytetowe tematy zostały dopięte na ostatni guzik i nadgoniła trochę pracy, mogła poświęcić jeden z dni na prześledzenie wstepnych zeznań Caroline.
      Kiedy się na coś uparła, zdarzało się, że zapominała o całym bożym świecie skupiona na tej jednej upatrzonej rzeczy. Często pomijała w kancelarii lunche, zbywała Roberta, który zapraszał ją na dodatkowe kawy w środku dnia, odmawiała Alison odwiedzenia pokoju, gdzie trzymali biurowe zasoby, bo wszystko miała na miejscu i analizowała notatki z rozmów z nieletnią, która wciąż niepewna i wystraszona mówiła niejasno. Gdyby nie dostała tej sprawy i nie była zaangażowana w temat od początku i tak nie opuszczałaby biurka, obawiając się reprymendy od Zaydena, który na swoim fotelu spędzał niemal cały dzień, ale teraz tym bardziej się przejeła, czując wielką odpowiedzialność za poprawne przygotowanie do rozprawy. Zapowiadało się na na prawdę wiele spotkań i wiele rozmów z tym dzieckiem, więc po kilku dniach Gray postanowiła poznać lepiej drugą stronę i dowiedzieć się o sprawcy więcej. A było tego sporo. Udziałowiec jednej z większych produkcji muzycznych, który skrzywdził Caroline, miał na swoim koncie wycofane dwa oskarżenia o molestowanie, choć żadna z osób pokrzywdzonych nie była nieletnia. Pracował z wieloma osobami, był znany od lat, a jego zasięgi, znajomości i wpływy zapewne przypominały świetnie rozwiniętą siatkę o szerokim zasięgu. Riley wiedziała, że nie może niczego zakładać, ale domyślała się w duchu, że złożone pozwy nie były wycofane bez powodu, tak samo jak nie wpłynęły od tak. Zastała ją noc, gdy długopis wysunął jej się spomiędzy szczupłych palców, głowa opadła na ramię, a ona zwyczajnie przysnęła nad własnymi notatkami przed laptopem, który zdążył wygasnąć. Może nie powinna zdejmować szpilek, ani żakietu, bo poczuła się zbyt swobodnie, zbyt swojsko i straciła poczucie czasu. Była może pierwsza, lub chwilę po, gdy biurowiec wymarł praktycznie cały, a w oknach wysokiego budynku paliło się ledwie kilka świateł w oknach hotelowych pokoi górnych pieter i tylko jednym na dwudziestym pierwszym piętrze.

      Riley

      Usuń
  19. Riley wiedziała, że nawet jeśli otrzymała zadanie od pana Milesa, to nie znaczy wcale, że ten człowiek nagle w nią uwierzył i jej zaufał. Musiała się teraz starać dwa razy bardziej, aby udowodnić, że zasłużyła na samodzielny skrawek pracy i on wcale się przy tym założeniu nie pomylił. To była niejako jej brzydka przypadłość, że sama sobie narzucała wysokie tempo i nakładała presje, by je utrzymać i ścigać sama z sobą. Bo przecież nikt jej tu nie gonił, jej szef jeszcze ani razu na nią nie nakrzyczał, ani nawet jej nie upomniał, ani też z nikim sie nie mierzyła o wyniki. A jednak... cóż, jednak nadal miała to uczucie, że musi się wykazać i że cały czas jest oceniana. I wiedziała czyja to wina, bo pewien brunet o ciemnym jak onyks spojrzeniu, nieustannie był niedoścignionym ideałem.
    Już parokrotnie zdarzało jej się robić nadgodziny, ale zwykle zostawała godzine, albo dwie po pracy i raczej nie wychodziła za Zaydenem. On zdecydowanie wiódł prym jeśli chodzi o przesiadywanie w kancelarii, choć akurat od pewnych kilku dni wydawał się dziwnie zabiegany. Riley oczywiście nie miała śmiałości pytać, co jest powodem niecodziennego opuszczenia biurka, bo ani nie miała takiego prawa, ani też śmiałości i było to zrozumiałe absolutnie dla każdego, kto choć raz miał tę przyjemność, by z panem Miles'em porozmawiać. tego dnia najwzyczajniej w świecie dokopała się do przedawnionych, wycofanych spraw drugiej strony i szukanie źródeł i opisu sytuacji tak mocno ją wciągnęło, że najpierw straciła poczucie czasu, a później rzeczywistości.
    Prawdopodobnie spałaby w najlepsze, a może obudziłaby ją jedna z pierwszych osób, które z rana przyszłyby do kancelarii, aby zacząć kolejny dzień. Choć była rozłożona na notatkach w nieco rozciągnietej pozie, to bez butów uciskających stopy i żakietu krępującego ruch ramion, gdy człowiek chce się przeciągnąć, ostatecznie spało jej się całkiem dobrze. Twardy blat biurka nie był zbyt wygodny, ale policzek podparty na dłoni i klatka piersiowa ułożona na parunastu stronach wcale, gdy przysnęła głebiej, już się nie odzywały bólem. Gdy w oddali jej zmysły wychwyciły pewną zmianę, pojawiły się dźwieki burzące idealną ciszę wygaszonego piętra, tylko sapneła przez sen, zaciskając palce na kartce pokrytej tuszem, której brzegi odrobine się pogieły pod naporem palców blondynki. Riley nie miała problemów z snem, a gdy już znalazła idealną pozycje, zasypiała rozkosznie słodko i budził ją dopiero głośny alarm budzika o poranku, o stałej wczesnej porze, do której już przywykła. Teraz więc potrzebowała czegoś mocniejszego niż jakiś szmer i równe stawiane kroki obok.
    Kiedy została sama i zaczęło się już ściemniać, poza zdjęciem butów, zsunięciem z ramion żakietu i przewieszenia go przez oparcie krzesła, wysuneła również z wysokiej spódnicy błekitną koszulę i rozpieła w niej dwa guziki od góry, by mieć wiekszą wygodę. Teraz więc, gdy leżała ułożona dość nietypowo, nic w jej ubraniu jej nie ciągneło, materiał nigdzie się nie napinał i może dlatego odpłyneła w objęcia morfeusza. A może zwyczajnie ostatnie dni dały jej się we znaki i po prostu była zbyt zmęczona, by się otrząsnąć, skończyć pracę o czasie i wrócić odpoczywać do mieszkania? Zdecydowanie nie powinien nikt z kancelarii jej takiej widzieć, a już szczególnie jej szef i gdzieś ta świadomość tliła się na dalekim horyzoncie świadomości, bo gdy Zayden się nad nią pochylił i obudził ją, zwracając się do niej bezpośrednio i dostatecznie głośno, natychmiast uniosła powieki i poderwała głowę do góry.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. - Oh... to pan... - zauważyła niemrawym tonem, nawet nie do końca chyba zdziwiona, bo najwidoczniej nikogo innego nie mogłaby się spodziewać ani w tej okolicy piętra, ani w szczególności o tej porze, choć ostatecznie orientacja czasowa w jej wykonaniu obecnie pewnie zawodziła mocno. Wstała z fotela, czy właściwiej byłoby powiedzieć, dźwignęła się niezdarnie, utrzymując w ostatniej chwili na nogach, gdy krzesło spod jej tyłka odjechało w tył. Riley w takiej sytuacji, zaspana i półprzytomna, również podparła dłonie o biurko dla równowagi i siłą rzeczy musiała pochylić się do przodu, a więc znów jak jakiś czas temu znalazła się niemal niezręcznie blisko bruneta. I chyba nawet nie do końca wiedziała, że on to on, bo trwała w lekkim półśnie.
      Gdy usłyszała Pani Gray , skrzywiła się lekko, westchneła ciężko i pokręciła głową. Chciałaby mu powiedzieć, że jest panną, a nie żadną starą babą, ale tylko mruknęła coś niewyraźnie pod nosem. Czy gdyby poprosiła, aby mówił jej po imieniu, bo ona chciałaby nazywać go również w ten sposób, to by już zaczął na nią krzyczeć? Bardzo by chciała wiedzieć, ale też bardzo by nie chciała, aby krzyczał. Opuściła powieki, jakby jeszcze zbyt senna i zmęczona, by nadal wpatrywać się w twarz Zaydena i opuściła głowę, bardziej pochylając się w jego stronę, aż jej czoło zetknęło się z męskim barkiem. Dobrze, że tu stał, inaczej wydawało się, że mogłaby po prostu polecieć na biurko i zasnąć ponownie. Na tę ostatnią myśl uśmiechneła się lekko i mruknęła z uznaniem, nabierając głeboko powietrza.
      - Ładnie pachniesz - wymamrotała cicho, jednak zrozumiale i odetchneła znów głeboko, a potem westchnęła słodko, lekko przechylając się w bok.

      Riley

      Usuń
  20. Riley nie miała problemów z porannym wstawaniem, a jednak gdy ktoś tak jak teraz pan Miles wyciągał ją z mocnych objęć Morfeusza o innej godzinie niż przywykła wstawać, ciężko jej było odnaleźć się szybciej, niż narobiłaby sobie kłopotów. I ta sytuacja jasno wskazywała, że potrzebowała chwili, aby odzyskać pojęcie gdzie jest i co się dzieje.
    - To nie to... - mrukneła wciąż zaspana, oddychając głeboko przez rozchylone miękkie wargi, jakby chciała na pewno dobrze zapoznać się z jego zapachem, nie tylko powąchać, ale i posmakować go wszystkimi możliwymi zmysłami. Zdecydowanie nie miała na myśli tylko żelu do kąpieli, a tę mieszanke drogich perfum, skóry i tego co stanowi jestestwo Zaydena Milesa. Nikt nie pachniał jak on i tu nie chodziło o niewyobrażalnie drogi aromat jakim się pryskał przy porannym szykowaniu do kolejnego dnia.
    Czując na ramionach silne dłonie, pozwoliła sobie opuścić powieki i westchnąć kolejny raz. Już nie musiała sie opierać o blat biurka, więc jej ciało rozluźniło się, dając wolne rękom. Wybitnie dobrze czuła się z tym, że ktoś ją wybudził i trzymał, a ostatecznie wcale nie spieła się na widok znajomej twarzy. I to było zdecydowanie zdumiewające, bo na tę konkretną twarz powinna zareagować zupełnie inaczej i natychmiast doprowadzić się do porządku, poprawiając ubranie i lekko rozwalone upięcie włosów, bo teraz jej kok przypominał luźne i nieuporządkowane podpięcie kosmyków, z którego i tak wiekszość pasm uciekła. Powoli uniosła głowę i zaspana zamrugała, patrząc na mężczyznę. Widziała go, wiedziała kim jest, a jednak to że jej dotykał i był ledwie krok od niej, wydawało się nierealne i chyba to sprawiło, że wciąż trwała w półśnie, nie reagując. Bo co musiałoby się stać, aby Zayden Miles tak sie do niej zbliżył i był wobec niej tak wyrozumiały? Wydawało sie to wręcz niemożliwe i Riley jeśli nadal wydawało jej sie, że częściowo śni, to tego się trzymała, bo był to jedyny logiczny argument wyjaśniający to, co miała przed oczami.
    - Nie jest pan dupkiem - zapewniła, uśmiechając się delikatnie i lekko wyprostowała plecy. - Nie zawsze i nie dla mnie - dodała, bo biorąc pod uwage jego reputacje, sposób bycia i to jak postrzegali go inni, był to zdecydowanie znaczący szczegół w jej wypowiedzi. Oczywiście nie dało się zapomnieć, że go zwyzywała, ale nie dlatego, że nie wiedziała w swój pierwszy dzień, kto jej ukradł windę i to cokolwiek by zmieniło. Dlatego, bo zasłużył, w tamtej chwili w ogóle nie wykazując dobrej maniery. Ostatecznie w ciągu ostatnich tygodni nie zachował się wobec niej niegrzecznie, a nawet więcej, pomógł jej w kilku sytuacjach i w jednej, w której całkowicie nie musiał.
    Opuściła jeszcze na krótki moment powieki i przystąpiła z nogi na nogę. Chciała się położyć. Chciała odpocząć i znów czuła, że ma strasznie zimne ręce. Obrzydliwie zimne, lodowate palce jak topielica. Nienawidziła tego.
    - Poradzę sobie z tym... z wszystkim sobie poradzę - zapewniła jeszcze niemrawo, bo przecież ostatnie tygodnie pokazały, że potrafi nadążyć za jego tempem. I dobrze im szła współpraca, nawet jeśli oboje w tym raczkowali a Riley każdego dnia uczyła się czegoś nowego. -To dobrze, że się panu podoba - wyszeptała, uśmiechając się ciepło w odpowiedzi na komplement o jej perfumach, zupełnie jakby specjalnie je wybrała tu do kancelarii.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Uniosła podbródek, znów powiodła spojrzeniem wyżej po jego rysach, gdy stanął bliżej, sięgneła jego oczu i jakby nagle bardziej świadomie pojęła, co jest grane. Uniosła dłonie, otwierając szerzej oczy przytomna i nabrała powietrza głośno przez nos, wyciągając przed siebie ręce w dziwnym geście obrony. Zatrzymała je na materiale białej koszulki na wysokości twardego brzucha mężczyzny, i może nawet bardziej zdumiała ją koszulka kosztem drogiego garnituru niż fakt, że stał przed nią jej szef.
      - Pan Miles... - jakby dopiero teraz łącząc głos, twarz i tożsamość, spojrzała na niego przytomniej, wciąż zaspana, a jednak świadoma i zacisnęła lekko palce, napierając opuszkami w materiał i mięśnie pod nim. - Co pan tu robi? - spytała wprost, nie odnajdując się zbyt dobrze w pozycji, w jakiej stał przed nią Zayden, bliżej niż zwykle i trzymał za ramiona. Nawet powoli ściągneła brwi, jakby miała mu za złe, że ją przyłapał.


      Riley

      Usuń
  21. Była tylko zaspana na litość boską, a nie pijana, więc podejrzenie, że mogłaby runąć niekontrolowanie, było bardzo niesprawiedliwym założeniem, że doprowadziła się do stanu który wymagałby nagany od przełożonego. Gdyby była pijana, oboje nie staliby naprzeciw siebie tak spokojnie i ona doskonale już to wiedziała, bo po alkoholu który pijała sporadycznie, a który szybko mącił jej zmysły, nabierały niebywałej odwagi i pokonywała śmiało wiele granic, których na co dzień nie odważyłaby się choćby delikatnie nagiąć. Zayden chyba dostrzegał, że młoda blondynka czasami trochę dłużej mu się przygląda, a zawsze wie, gdy jest w pobliżu? Miał swoje lata, uchodził za inteligentną bestie, więc może też rozumiał, albo podejrzewał, że może swoją asystentkę fascynować tak ogólnie? Nie tylko ona dla niego stanowiła zakazany owoc i wyzwanie, które mogło się wiązać z smakowaniem wielorakich przyjemności. Riley miała w sobie pasję, determinację, chęć do działania i gdy otrzymała pierwszą sprawe, którą mogła zająć się od początku i w większym zakresie, ten temat całkowicie ją pochłonął. Zapewne gdyby oboje wiedzieli, co dzieje się w ich myślach, doszłoby do burzliwej wymiany zdań, bo jeszcze w tym stanie senności, kobieta nie gryzłaby się w język.
    Bardzo uważała na to, jak odbierają ją ludzie, wpoił jej to ojciec, który od zawsze był w na świeczniku i musiał rozważnie stawiać każdy krok. Dzieki temu była również wyczulona na to, czy ktoś się jej przygląda, łatwo wyłapywała cudze spojrzenia, ukradkowe lub te śmielsze i uważała przezornie na to, jak wypada. Do Miles'a miała duży szacunek i znając jego reputację, nie wchodziła mu w drogę, by nie zadrzeć z kimś, kto mógł kolejny rok w kancelarii zamienić jej w istne piekło. Dbała o siebie, o dobrą atmosferę i korzystała z wielkiej szansy, aby się czegoś nauczyć. Wiedziała, że jeszcze niczym mu się nie naraziła, ale teraz, gdy świadomość powoli do niej wracała... cóż, zaczynała wątpić, czy jej szczęśliwe dni nie dobiegną końca.
    Kolory powoli zaczeły wracać na jej policzki i gdy padły pierwsze słowa zdradzające niezadowolenie bruneta, a przynajmniej do jej uszu i wiedzy takie dotarły, zacisneła mocniej palce na jego koszulce i usta w wąską kreskę. Jej spojrzenie z tego zaspanego i mętnego zmieniło wyraz na przytomne i ostrzejsze i Riley spojrzała w oczy Zaydenowi. Zdecydowanie wiele razy mierzyli się na spojrzenia, on przywykł do nawiązywania i utrzymywania ich w rozmowie, a ona nie płoszyła się, więc i teraz mógł wyczytać jak wielki mętlik zasiał w niej swoją obecnością i uwagami. Była przyjęta, bo obawiała sie konsekwencji, była zła, że ją przyłapał i dobitnie jej daje znać, że nie powinno jej tu być, miała też żal że nie widzi jej poświęcenia dla dobra sprawy i kancelarii. Czy nie powinien być zadowolony? Czy nie zasłużyła na pochwałę? Riley jeszcze nie miała do czynienia z pracodawcą, który szanuje zarówno swój czas jak i ten pracownika i chyba znów wychodził jej brak doświadczenia i młody wiek w rozumieniu tej kwestii.
    - Mógł pan zadzwonić do ochrony budynku... - zauważyła, opuszczając w końcu wzrok z jego twarzy w dół. Widząc, że nadal zimne palce naciskały mu na brzuch, rozprostowała je i cofnęła dłoń, obserwując kilka zagnieceń, jakie pozostawiła na tshircie Milesa. Koszulka jakoś do niego nie pasowała. Tak samo jak sprawdzanie osobiście, co się dzieje w nocy na piętrze jego firmy. Jego, zaznaczył to aż dwa razy, dobitnie i bezprecedensowo, aby nie zapomniała? Przecież to było niemożliwe, każdy tu wiedział, że jest tym większym i straszniejszym diabłem spółki!
    Westchneła krótko, jakby zniecierpliwiona i podniosła wzrok, znów patrząc mu w oczy. Tym razem miała zmarszczone brwi, próbując połączyć kropki.
    - Przyszedł pan z mieszkania? Z swojego cholernie wygodnego łóżka? - uniosła brew, trochę go przedrzeźniając, ale nie złośliwie. Musiała sama to powtórzyć, by dobrze zrozumieć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście nie wiedziała, gdzie mieszka pan Miles, ale ostatecznie to nie powinno jej interesować. Teraz jednak zaczęło, bo wychodziło na to, że ma widok na budynek i na tę strone, gdzie są ich biurka... Automatycznie spojrzała w stronę okien, z których widać było wieżowiec z apartamentami po drugiej stronie skrzyżowania i zagryzła wargę rozbawiona. To takie dziwne, pracować i mieszkać praktycznie w jednym miejscu.
      Riley nie kpiła z ludzi i nie dokuczała im, a już na pewno nie chciała zadzierać z Zaydenem. Coś w nim i jego podejściu do ludzi jednak kazało jej się odrobinę stawiać i buntować, aby nie wrzucił jej do worka z innymi i uznał, że może na nią krzyczeć, gdy najdzie go ochota. Chciała, aby również ją szanował i widział, ile starań wkłada w pracę. I żeby ją zaczął doceniać do cholery!
      - Panie Miles, moje łóżko jest w porządku - zapewniła ponuro, znów obracając się w jego stronę. - Nie planowałam się tak zasiedzieć, ale znalazłam dużo ciekawych informacji i po prostu tak samo wyszło...- zruszyła ramionami i sięgneła palcami do guzików, aby szybko chociaż to poprawić w swoim wyglądzie. - Prosze sobie iść - powiedziała jeszcze i rozbawiona próbowała opanować drżenie kącików, gdy zdała sobie sprawe, jak to brzmi. - Proszę wracać do domu, do łóżka i wypocząć, ja też już się będę zbierać, tylko uporządkuje biurko - poprawiła się szybko.
      Wymineła go i zaczeła pospiesznie zgarniać kartki z blatu, aby wrzucić je do szuflady. Nie było sensu teraz na nie patrzeć, straciłaby czas na układaniu ich w odpowiedniej kolejności, to mogło poczekać do jutra.
      - Miło by było usłyszeć, dziekuję za zaangażowanie, ale prosze pilnować bardziej wskazówek zegara, niż to że pan się nie wyśpi - mruknęła pod nosem, zerkając na niego przez ramię, bo i owszem, chciała aby zrozumiał, że czuła się dotknieta brakiem zrozumienia. - Przecież to nie tak, że pana ściągnełam specjalnie.
      Wrzuciła kartki w jedno miejsce do szafki pod biurkiem i kucneła, aby zgarnąć szpilki spod blatu i uciec od obstrzału spojrzeń Milesa. Tak na prawdę nawet nie miała ich teraz ochoty ubierać, najchętniej wezwałaby ubera i wróciła na boso, tylko w pończochach. Siegneła po buty i wstając, zahaczyła głową o kant blatu, aż jekneła od uderzenia i usiadła na piętach na wykładzinie. Zacisneła powieki i uniosła dłoń do uderzonego miejsca, masując skórą. Nie potykała sie, nie obijała o meble, nie była niezdarą. Niepotrzebnie pan Miles przyszedł, stresował ją.

      Riley

      Usuń
  22. Zdecydowanie nie spodziewała się tego, co nastąpiło. Przysnęła, straciła poczucie czasu, całkowicie pochłonęła ją praca i w tym nie widziała nic złego. Jej niedopatrzenie, ale nie było to nic, o co sądziła, można być wściekłym. Gdy Zayden zmienił ton i w jego spojrzeniu błysneła złość, patrzyła na niego chwilę z podłogi i mocniej zagryzła wargę, czując się tylko gorzej. Senność minęła jak reką odjął, pojawiła się obawa, czy będzie mieć dokąd wracać. Nie była zła na niego, ale na sytuację, nie potrafiła jednak z nim rozmawiać najwyraźniej i rozdrażniła go. A to było ostatnie, czego chciała! Ostatecznie jednak musiała przyznać, że dobrze się stało, że ją tu znalazł, bo gdyby rano zbudzili ją pierwsi pracownicy, byłaby w totalnym chaosie, a tego mógłby już pan Miles nie znieść tak dobrze, jak to nocne spotkanie. Bo poza tym jednym zwrotem w jego nastroju, nie czuła, aby był zły.
    Riley nie była rozkrzyczana i nie zwracała na siebie za bardzo uwagi, nie emanowała zmiennymi humorkami, ale była wrażliwa i wszystko przyjmowała bardzo do siebie. I tak samo jak martwiła się, że jej praca będzie oceniana surowo, tak również myślała o tym, czy Zayden w ogóle za nią przepada. Nie potrafiła tego oddzielić, nie umiała totalnie wyłączyć emocji, to wszystko było w niej zbyt głeboko. I na pewno nie czekała na pochwały, wiedziała, że na wszystko trzeba zasłużyć, nawet na naganę, a pracy się nie bała. Byli totalnie różni i całkiem inaczej postrzegali ten incydent, a kolejne polecenie Zaydena sprawiło, że aż zadrżała. Wywalił ją. Nie dosłownie, ale z kancelarii i Riley widząc jak wskazuje jej drzwi reką i wiedząc, że nie będzie czekał w nieskończoność, pospiesznie się podniosła, czując jak w gardle zaczyna jej rosnąć ciężka gula.
    Widziała już parokrotnie jak bezlitośnie obchodził się z ludźmi, jak w kilku ruchach blokował im drzwi, albo przesuwał nimi niczym pionkami. Względem niej nigdy jednak tak sie nie zachował i może to ją zgubiło, ta pewność, że jest bezpieczna i że w gruncie rzeczy dogadują się dobrze. Najwidoczniej... nie do końca. Pomyliła się, bo Zayden Miles nie był wyrozumiały dla nikogo.
    - Przepraszam pana - bąknęła tylko, łapiąc żakiet z oparcia krzesła, torbę i laptopa w locie i pospiesznie, wciąż z szpilkami w dłoni, podążyła w stronę wind. Wystraszył ją, a Riley nie była tak odważna jak udawała. I czuła skruchę, bo wiedziała, że zrobiła źle, tylko... była zdeterminowana i zadanie przysłoniło jej wszystko inne.
    Jego polecenie dosłownie wycisnęło z niej łzy. Zjeżdżając windą popłakała się, bo była wciąż tylko świeżo upieczoną studentką, która nie miała wiele doświadczeń zawodowych, a te trudne i nieprzyjemne dopiero zaczynała kolekcjonować. Dopiero uczyła się mierzyć z wyzwaniami zawodowymi i tym, co za sobą niosą. Złość szybko jej przeszła i zaczeła martwić się tym, czy na pewno się odnajdzie w współpracy z tak okrutnym i bezlitosnym człowiekiem. Z cholernym dupkiem!
    Nie podobała jej się praca z domu. Nie mogła się skupić, gdy psy co chwila wciskały jej nosy pod ramię, pod kolano, domagając się zabawy, spaceru, pieszczot, albo przekąski. Pracowała wolniej, ale starała się z pełną uwagą i bez pomyłek wywiązywać z wszystkiego, co zrzucił jej pan Miles. Brakowało jej kancelarii, segregatorów przy biurku, odgłosów żyjącego biura i nawet przeszklenia przez które było widać Zaydena. Minęło niewiele czasu, od jej zatrudnienia, ale przyzwyczaiła się do bycia tam, jedną z nich. Z czasem przyznała rację tej decyzji szefowi i może nawet doszukiwała się pewnej troski, bo wysyłając ją do domu zadbał o to, by na pewno nie robiła nadgodzin i troszkę odsapneła, ale wciąż... zbudował między nimi mur, którego wcześniej nie było. I Riley wiedziała, że pojawi się tu dystans, z którym może nawet nie będzie chciała walczyć, dla własnego dobra.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Notatki z nocy jakie zostawiła na biurku miała po części zapisane na laptopie, w ciągu kolejnych kilku dni więc była w stanie zebrać i wysłać część materiału do szefa. Czuła, że mogą znaleźć ciekawe haki na mężczyznę, który skrzywdził Caroline. Gdy minął weekend i mogła oficjalnie wrócić do kancelarii, ubrana w jasnoczerwony garnitur, aby dodać sobie tym strojem odwagi, weszła pewnie do budynku. Włosy zaczesała w gładki niski kucyk, założyła subtelne, drobne kolczyki, a pod żakiet dobrała czarną koszulę współgrająca kolorem z wysokimi szpilkami z firmową czerwoną podeszwą. Laptopa miała w eleganckiej skórzanej zgrabnej torbie, którą trzymała w dłoni, a którą zarzuciła na ramie, widząc że przy windach stoi jej przełożony. Przynajmniej sie nie spóźniła, choć spotkanie go tak wcześnie mogło znaczyć tylko tyle, że miał ręce pełne roboty.
      - Dzień dobry panie Miles - przywitała się grzecznie, stając obok i czekając aż przyjedzie jedna z ośmiu wind. Patrzyła prosto przed siebie, zaciskając szczupłe palce na pasku torby, bo nie wiedziała, co może usłyszeć.


      Riley

      Usuń
  23. Riley zdawała sobie sprawę, że Zaydena nie obchodzą odczucia innych, o ile nie wpływają na jego pracę, czy pracę kancelarii tak w ogóle. Nietrudno było zauważyć, że ta liczyła się w jego przypadku najbardziej i stanowiła priorytet. Blondynka nie miała absolutnie żadnych złudzeń, że jej pojawienie się w firmie cokolwiek zmieni, albo to że się dogadują i potrafią współpracować cokolwiek znaczy, bo dobrze wiedziała, że jeśli nawali, to jej szef w oka mgnieniu i bez mrugnięcia tym okiem, po prostu ją zwolni. Ona zwyczajnie... zwyczajnie chciała się liczyć, chciała być potrzebna i chciała się czuć docenianym i wartościowym pracownikiem. Chciała się wykazać, by zyskać w oczach Zaydena, a nie go rozzłościć.
    Ostatnie ich spotkanie nie powinno mieć miejsca. Ona nie powinna zostawać do nocy w kancelarii, a Zayden nie powinien alarmowany światłem przychodzić do biura. Oboje popełnili błąd i już bez sensu było szukać, kto zawinił bardziej. Riley podejrzewała że ona, ale o to się nie miała zamiaru kłócić. Zresztą żadna kłótnia z Miles'em nie wchodziła w grę przecież. Tak samo jak okazywanie emocji i eksponowanie nastrojów, bo zdążyła zauważyć, że go to drażni. Wracała więc z przymusowej pracy zdalnej z mocnym postanowieniem, by podobnych błędów jak ostatnio, więcej nie popełniać.
    Uśmiechnęła się delikatnie, gdy odpowiedział na powitanie i gestem wskazał, aby wsiadła do windy, gdy doczekali się takiej, która ich zawiezie na odpowiednie piętro. Tak podejrzewała, że z strony mężczyzny nie odczuje żadnej zmiany, był taki profesjonalny! Na dodatek wychodziło, że jednak windami mogą się czasami dzielić, a więc znalazła jeden błąd w jego ocenie i to sprawiło, że uśmiechnęła się odrobinę szerzej! Weszła do środka i oparła się o ścianę naprzeciw panelu, zerkając kątem oka na nienaganny ciemny garnitur Milesa, w którym prezentował sie jak zawsze elegancko i poważnie. Był bardzo przystojny, ciekawe czy zdawał sobie z tego sprawę, albo to jakoś wykorzystywał? Podłapała jego spojrzenie, zdając sobie sprawę, że on też się jej przygląda i uśmiechnęła serdecznie, nie uciekając oczami nigdzie. Lubiła gdy patrzył jej w oczy, nawet jeśli ją odrobinę peszył. Nie miała nic do ukrycia i z przyjemnością to spojrzenie przyjmowała.
    Zapewne czekało ją mnóstwo pracy, bo musiała nadrobić to, czego nie udało jej się zrealizować z domu, gdzie nie miała pod reką wielu dokumentów, a w mieszkaniu brakowało chociażby drukarki. Nastawiła sie już podczas weekendu na wzmożone tempo pracy i już miała zaproponować półgodzinne spotkanie, aby podsumowali priorytety na najbliższy tydzień, gdy windą szarpnęło i nagle wszystkie światła zgasły poza tym awaryjnym. Riley odruchowo złapała się poręczy umocowanej wdłuż ściany i spojrzała w górę w to małe światełko. To był błąd. Poczuła jak serce zaczyna przyspieszać i bić mocniej i w płucach zaczyna brakować jej powietrza. Ciemność. Zamrugała parokrotnie, rozchylając usta, by odetchnąć głeboko, ale jej oddech stał się płytki i szybki, twarz pobladła, a ramiona opadły. Piwnica. Nie słyszała Zaydena, ani jak rozmawia przez telefon z ochroną, ani jak zwraca się do niej. Cofnęła się kilka kroków, aż znalazła w rogu małej przestrzeni windy i zacisnęła dłoń na poręczy, patrząc na Milesa szeroko otwartymi oczami. Wilgoć i chłód. To nie była klaustrofobia, to nie był taki strach, który przychodzi i ma ustalony, stały, przewidywalny wyzwalacz. Tu nie było spustu, który mogłaby ominąć, nad którym mogłaby pracować, by go niwelować, racjonalizować i z czasem, z biegiem lat i terapii wyeliminować. Jeździła windą wielokrotnie, do kancelarii zawsze, bo nie widziała opcji aby pokonywać paredziesiąt pięter w szpilkach, a z kolei inne obuwie i inny strój jej nie odpowiadał. Dostała ataku paniki, bo to jedno światełko, ta drobna lampeczka awaryjna przeniosła ją prawie dwadzieścia lat wstecz do momentu, gdy została porwana jako sześciolatka i przetrzymywana cztery dni w piwnicy przez mężczyznę, który chciał dopaść jej ojca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. - Ja...- chciała powiedzieć, że brak jej tchu, że czuje się słabo, że boli ja w piersi od tego, jak mocno bije jej serce. Głos uwiązł jej w gardle. Zacisneła palce na poręczy i zadrżała, czując jak miekną jej nogi. Jeszcze chwila i osunie się w dół, ale może o i lepiej, jak sobie usiądzie.
      Potrząsneła głową, odrywając wzrok od światełka i upuściła torebke, niezdolna by trzymać pasek. Patrzyła na wysypane przedmioty, portfel, notes, jakiś długopis i nie była w stanie się ruszyć, by je pozbierać. Dłonie miała lodowate i drżące, cała drżała, oddychając głośno i płytko i raz po raz próbowała się uspokoić, próbowała się otrząsnąć. Wiedziała przecież, że nie jest w tamtej piwnicy i że nie jest uwięziona po to, by ktoś po nią przyszedł i skrzywdził.


      help!

      Usuń
  24. To nie zdarzało się często, właściwie Riley nie umiała przypomnieć sobie, kiedy ostatnim razem dostała ataku paniki. Od lat ich chyba nie miewała. Jednak teraz, w tym momencie wszystko wokół drastycznie zaczęło zanikać, zawężać się do tego malutkiego światełka w suficie windy i blondynka po prostu przestała oddychać, czując ból w klatce piersiowej z strachu, który ścisnął ją tak, jakby była ledwie pustą łupiną do rozgniecenia. Widziała przed oczami piwnicę, niewyraźne zarysy przedmiotów, mebli i sprzętów w strasznej ciemności, czuła chłód i wilgoć, a mała żarówka awaryjna w windzie do złudzenia przypominała światełko, jakie pamiętała z szpary w drzwiach, przez które tylko czasami wchodził ten straszny mężczyzna, który ją uprowadził, gdy była w wieku przedszkolnym. Starczyła chwila, aby całkiem straciła poczucie rzeczywistości i przeniosła się niemal dwadzieścia lat wstecz.
    - Nie... nie... - jeknęła wystraszona, uwięziona w pułapce własnego umysłu, kiedy Zayden podszedł do niej i złapał ją za ramiona. Natychmiast cała się spięła. Jej mięśnie stężały i może gdyby miała więcej siły i trzeźwości, a przede wszystkim, gdyby bardziej panowała nad sobą i swoim ciałem, możliwe że próbowałaby go odepchnąć, albo wyrwać się z jego rąk. W jej odbiorze był teraz kimś innym, kimś kogo nigdy nie chciała więcej spotkać. Kimś, kto chciał ją zranić.
    Kiedy objął ją i przytulił do siebie mocno, wczepiła zimne palce w jego ramię, wbijając paznokcie w materiał drogiej marynarki bezwiednie. Jego głos przebijał się do świadomości kobiety i w ślad za nim, nabrała głebokiego wdechu, a palące uczucie w płucach odrobinę zelżało, gdy ciało otrzymało tlen. Nie czuła nawet, nie wiedziała, że zaczeła płakać, gdy jej ramionami wstrząsnął bezgłośny, niemy szloch i drżała trzymana przez Zaydena. Strach tak mocno zacisnął się obręczą na jej gardle, że nie była w stanie wydusić słowa i siedziała sztywno przy mężczyźnie. Kiedy właściwie znalazła się na podłodze windy? Tego też nie wiedziała, ale w pewnym momencie zaczeła rejestrować wyraźniej swoje położenie wraz z kolejnym nabieranym oddechem. Jej policzki były mokre od spływających łez, które rozmazały tusz, zniszczyły makijaż i pobrudziły ubranie pana Milesa na szczęście nie jasną koszulę a poły garnituru. Z każdą kolejną minutą oddychała bardziej miarowo, równo, podążając za jego głosem. Uspokajający, cierpliwy i łagodny ton był jej przewodnikiem i z minuty na minute, Riley powracała do swoich zmysłów. Przestawała drżeć, a jej ciało, nagle strasznie zmęczone od nagłej paniki i napięcia w jakiem się znalazło, zaczynało się rozluźniać. Blondynka wciąż się bała, ale zdawała sobie sprawę z tego, że jest w windzie, a nie w piwnicy sprzed lat. Przestała płakać i wreszcie mogła przełknąć ślinę, choć czuła że nadal ma ściśniete gardło i nie jest w stanie się odezwać.
    Przez wiele lat od incydentu w dzieciństwie była pilnowana z wzmożoną uwagą, a jej ojciec zatrudniał nawet ochroniarzy dla rodziny. Te czasy jednak dawno minęły i dzisiaj Riley nie czuła się zagrożona. Ta sytuacja całkowicie ją zaskoczyła, tak samo jak to, co robił pan Miles. Bo nigdy nie spodziewała sie, że potrafi być tak łagodny, spokojny i zatroskany o kogoś innego.
    Oddychanie znów stawało się łatwiejsze, intuicyjne. Czuła przy sobie, jak ciało Zaydena pracuje, jej oddech dostosował się do jego, a palce które nerwowo w panice zaciskała na jego ramieniu, wbijając w materiał i ciało mężczyzny paznokcie, powoli się rozluźniły. Nie puściła go jednak, natomiast bardziej wtuliła się w szeroki tors, przy którym ją trzymał. Czuła się bezpiecznie, zupełnie tak jak mówił, jak zapewniał. Poddała się jego ruchom, przyjmowała objęcia i to jak trzymał i gładził ją po włosach, wyciszając jej stres i panikę, brała to wszystko, odzyskując kruchą równowagę. Delikatniejszą, niż sama sądziła. Spojrzała mu w oczy, kiedy dotknął jej podbródka i uniósł jej twarz, by sam móc w nią spojrzeć, a potem znów zadrżała, choć tym razem bynajmniej nie z powodu skojarzeń z traumą sprzed lat. Był tak blisko. Był tutaj. Z nią. Przy niej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Opuściła powieki, czując delikatne muśnięcie przy wargach. To było miłe, nawet bardziej niż powinno, a przecież nie powinno się w ogóle wydarzyć. Rozchyliła usta, gdy poczuła w tym samym miejscu kolejne muśnięcie, delikatniejsze i cieplejsze, a serce które chwilę temu galopowało w szaleńczym tempie przez stres, znów zabiło mocniej. Tyle że teraz się nie bała. Teraz nie była wystraszona tym, co miało miejsce dawno temu, a tym co działo się teraz i co zdarzyć się jeszcze może. Uniosła powoli dłoń, a jej palce przewędrowały z ramienia Miles'a po materiale ciemnej marynarki w górę i i gdy poczuła pod opuszkami ciepłą skórę nad kołnierzykiem jego koszuli, wtedy odetchneła głeboko już bez pomocy, znów czując ten charakterystyczny aromat perfum i ciała. Fascynował ją, pociągał i podobał jej się, dla niej było to jasne i zrozumiałe i była przekonana, że on również to dostrzega, szczególnie po incydencie z kurierem i poplamioną sukienką, kiedy w zaledwie kilka chwil, gdy pomagał jej w łazience, coś sie między nimi zmieniało.
      Riley nie była flirciarą, ani urodzoną kusicielką, a i doświadczeniem w relacjach z mężczyznami również szczególnie nie grzeszyła. Teraz z kolei bez zastanowienia zupełnie nad tym co robi, pochyliła się, całując Zaydena Milesa w usta. Był zbyt blisko. Pachniał zbyt dobrze. Był zbyt kuszący.



      Riley

      Usuń
  25. Riley miała szczerą nadzieję, że ktokolwiek poza jej przełożonym, który był wysoce spostrzegawczy i bystry, nie jest w stanie dostrzec, jak Zayden ją fascynuje. Nie chodziła za nim, nie szukała jego uwagi, nie starała się nawet specjalnie o kontakt z brunetem, robiła swoje, po prostu skupiała się na pracy, a kontakt utrzymywali z oczywistych względów. Czasami zerkała w jego kierunku nieco dłużej, czasem w rozmowach niespecjalnie wymieniali znaczące słowa, ale wciąż uważała, na to co robi i że wszystko robi tylko dlatego, aby sie orientować w trybie pracy mężczyzny i za nim nadążać. Był starszy od niej o dziesięć lat, miał ustawione życie i nie miała złudzeń, że go sobą zainteresuje. Zresztą ona przyszła do kancelarii pracować, a nie szukać męża, sponsora, czy kochanka, za bardzo była dumna, niezależna i chciała sama coś znaczącego osiągnąć. Nie szukała nikogo. A jednak podobnie jak pan Miles miała pewne przypuszczenia, że może dojść między nimi do niezręcznych sytuacji, gdy staną zbyt blisko siebie, bo czuła rosnące niekiedy między nimi napięcie. I podobnie jak on, nie umiała przewidzieć tego, co się wydarzy!
    Nie potrzebowała wiele, by znów zapomnieć o otaczającym ją świecie, choć tym razem zdecydowanie w sposób o wiele przyjemniejszy niż atak paniki. Musnęła jego wargi delikatnie i miękko, a gdy zamiast to przerwać Zayden odpowiedział tym samym, obejmując jej twarz, rozchyliła usta, chcąc więcej. Ułożyła dłoń na jego karku, ciesząc się ciepłem jego skóry na chłodnej dłoni, a drugą przesunęła po torsie Zaydena, wyczuwając jak mocno bije mu serce pod koszulą, gdy przyciągnał ją i zaczął całować zachłanniej. Boże, jak to możliwe, że tak nieprzejednany niczym skała człowiek miał w sobie aż tyle namiętności? Westchneła krótko, gdy pogłebił pieszczotę i lekko nacisneła palcami na jego pierś, tworząc charakterystyczne zagniecenia na materiale, gdy ich języki złączyły się w ognistym tangu. Riley zadrżała w tych męskich ramionach, w których nigdy nie powinna się znaleźć i udrobinę naparła do przodu, oddając z pasją każdy pocałunek, aż nie zaczęło brakować jej tchu, bo całkowicie pochłonęły ją usta Milesa, oszałamiające, działające na nią jak totalnie zgubne zaklęcie. Jej serce teraz galopowało z niezrównaną siłą, oddech stał się urywany i płytki, a z ust uciekały westchnienia przyjemności, ale nic nie było w stanie jej od Miles'a w tym momencie oderwać. Był cholernym dupkiem i całkowicie zawrócił jej w głowie, a ona absolutnie tego świadoma poddała mu się z czystą przyjemnością. Drgnęła, gdy w kieszeni marynarki zawibrował, a potem rozdzwonił się telefon Zaydena, ale póki on sam nie pozwolił jej sie odsunąć, wręcz przycisnął ją do siebie mocniej, całując ją zapalczywie i tak gorąco, aż czuła, że ten ogień zaczyna trawić ją od środka, łaskocząc bardzo znajomo w podbrzuszu; tak również Riley nie odsuwała się, nie przerywała tego, co się między nimi działo.
    Całowała go bez opamiętania, smakując z rosnącą namiętnością warg i języka, napawając się jego dotykiem, zapachem i bliskością. Było to nieodpowiednie, niepoprawne i absolutnie nie powinno się wydarzyć, ale działo się, a ona chciała, aby trwało dalej. Oboje wybuchli, przekraczając wszelkie stosowne granice i Riley czuła, że tak właśnie powinno być, bo skoro to było tak dobre, to nie mogło być niczym złym. Niskie pomruki, które docierały do jej uszu, sprawiały, że drobne dreszcze przebiegały jej po plecach. Podobało mu się! Musiało mu się podobać, trzymał ją tak mocno, jakby należała do niego od zawsze i chciała, aby tak już zostało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy telefon mężczyzny rozdzwonił się jednak ponownie i poczuła, jak w pewnym momencie pewnie obejmujące ją ramiona się cofają, niekontrolowanie jęknęła żałośnie, jakby już za nimi tęskniła. Jej usta zostały uwolnione i uniosła powieki, celując jasnozielonym spojrzeniem w twarz Zaydena. Nic nie rozumiała, czemu go już nie miała blisko? Dostrzegła tylko, że oczy mu płonęły i była pewna, że jej twarz również zdradza absolutnie wszystko, całą burzę jaka szaleje w jej wnętrzu. Była oszołomiona, podniecona i wciąż oddychała nierówno, wodząc oczami po jego twarzy w pewnym sensie zagubiona.
      Poczuła się dziwnie... pusta, gdy sięgnął po telefon w ostatniej chwili i cofneła dłonie, którymi mocno go obejmowała, przyciskając ramiona do siebie. Co ona powinna teraz zrobić? Co ona najlepszego wyrabiała?!


      Riley

      Usuń
  26. Riley chciała, aby moment który mieli dla siebie, trwał jeszcze choć odrobinę dłużej. Chciała całować Zaydena jeszcze choć kilka sekund, aby posmakować go na tyle, by móc zapamiętać na później fakture jego skóry, ciepło warg i ten smak, który już zawsze będzie kojarzyć z tą chwilą i tym, jak na nią działa. Potrafiła już wyłapać i powiązać z nim zapach, wiedziała dla przykładu czy chwilę przed nią przebywał w kuchni na pietrze kancelarii, albo przeszedł obok recepcji, bądź odwiedził pokój informatyków, bo ścieżka aromatów choć nie była przytłaczająca, niosła się za nim. I chciała teraz nauczyć się na pamięć jego smaku, aby móc go przywoływać w wyobraźni i móc czuć go, jednocześnie w istocie nie czując. Ta chwila zapomnienia to było pogwałcenie wszelkich kodeksów i regulaminów miejsca pracy, a ona nie żałowała niczego poza tym, że trwała tak krótko.
    Siedziała w rogu windy, oddychając głośno, z zarumienioną twarzą i wyraźnie zaróżowionymi od natarczywych i pełnych pasji pocałunków, gdy Zayden wstał i ewidentnie zirytowany odebrał telefon. Oczy jej błyszczały z podniecenia, patrzyła na niego z wyraźnym apetytem, a gdy zlizał jej smak z swojej dolnej wargi, zagryzła swoją, cicho wzdychając. Było jej mało, ale trwało to jeszcze ledwie chwile, bo zaraz słysząc, z kim rozmawia brunet, oprzytomniała. Usiadła prosto, wyciągając dłonie po torebke i rozsypane przedmioty, aby wszystko zebrać, a potem i siebie doprowadzić do porządku. Ogarnij się, Gray! Odebrała od niego długopis, zwracając tym razem szczególną uwagę, aby go nie dotknąć choćby przypadkowo i gdy już wszystko miała w torebce, wstała powoli, przytrzymując się uchwytu wmontowanego w ścianę. Miała miękkie kolana i wrażenie, że zaraz powrócą do niej zawroty głowy, choć teraz już sama nie wiedziała, czym mogłyby być spowodowane. Siegneła do torebki po niewielka kosmetyczkę, z której wyjeła składane niewielkie lusterko, aby się sobie przyjrzeć. O ile ubranie i włosy były w porządku, musiała jedynie wsunąć bardziej koszulę w dopasowane spodnie, o tyle makijaż powinna całkowicie odświeżyć. Potrzebowała do tego łazienki, światła i wiekszego lusterka, ale na razie jedynie zebrała resztki obsypanego i rozmazanego przez płacz tuszu chusteczką, wycierając również policzki, na których wcześniej nałożone kosmetyki spłynęły. Na Zaydena podniosła spojrzenie tylko raz, wyczuwając moment, gdy się jej przyglądał i może nawet dostrzegła, że chciał się odezwać, gdy windą znów szarpnęło.
    -Chryste!- jeknęła wystraszona, znów odruchowo łapiąc się poręczy, ale tym razem to nie awaria, a serwisant poruszył dźwigiem z odpowiednią mocą, aby ich uwolnić.- Dziękuję-uśmiechnęła się z niebywałą ulga, gdy drzwi się rozsunęły na losowym piętrze i z zewnątrz w jej stronę wysunęła się pomocna dłoń, którą natychmiast chwyciła i czym prędzej wysiadła. Wtedy też drugi raz skierowała spojrzenie na Zaydena, ale on nie dołączył już do niej ponownie, bo zdążył sobie zorganizować zadanie na najbliższy czas i gdy tym razem drzwi się przed nią zasuwały, patrzyła na niego, zastanawiając się, czy to co się wydarzyło, mogło go w jakikolwiek sposób poruszyć. Czy ktoś, kto całował tak namiętnie, w istocie mógł być kimś tak nieczułym i szorstkim?
    Bardzo potrzebowała tej dwugodzinnej nieobecności Zaydena, aby sie uspokoić. To co miało miejsce w windzie i to zarówno jej atak paniki, jak i to co zaszło między nimi, sprawiło, że nie mogła się skupić. Była trochę roztrzęsiona i oszołomiona. Gdy dotarła do biurka, zostawiła torebkę na krześle i z kilkoma drobnymi przedmiotami skierowała się do łazienki, aby poprawi swój wygląd. Spędziła tam nie więcej jak kwadrans, ale znów musiała policzyć oddechy, bo gdy została sama i zobaczyła swoje odbicie w lustrze, zebrało jej się na płacz i kilkanaście sekund walczyła z emocjami, które ją niemal chciały rozerwać od środka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Później nadrobiła kilka niedociągnięć z ostatniego tygodnia i zdążyła nawet wypić kawę z Alison, której paplanina pozwoliła blondynce nieco się rozluźnić i odciągnąć myśli od Zaydena i jego ust, ramion, głośno bijącego serca i gorącego oddechu, czy palącego wzroku. Właściwie kolejne dwie godziny, gdy go nie było w pobliżu, ot była jej nieustanna walka z tym, by o nim nie myśleć, a przynajmniej nie w kategoriach, w jakich myślała.
      Wiedziała, że będzie się czuła zmieszana i niekomfortowo w obecności Miles'a. Oddając pocałunki, wtulając się w niego, obejmując go i przyciagając do siebie, zdradziła się z wszystkim tak dobitnie, jak tylko było można i nie pozostawiła ani cienia wątpliwości, co do tego, jak o nim myśli. To nie była chwila słabości, Riley była na to zbyt uczciwa i porządna. Nie pogrywała z ludźmi, ani z własnymi emocjami. Wiedziała też, że sama nie powróci rozmową do tego, co miało miejsce, gdy utknęli w windzie, bo o ile mogłaby mu podziękować, a nawet chciała za pomoc w uspokojeniu sie, gdy strach dosłownie ściął ją z nóg, to i tak brzmiałoby to dziwnie i dwuznacznie, bo po tym jak ją objął i przytulił, pomagając odzyskać równy oddech, zaczął też w nastepnej kolejności całować ją tak mocno, aż znów ten oddech został zaburzony. Absolutnie też nie miała ochoty poruszać kwestii pocałunku, bo musiałaby przyznać, że tak samo jak namiętnie całował ją on, ona nie pozostawała mu dłużna. Ostatecznie doszła do wniosku, że najlepiej było w ogóle nie wracać do tematu i go po prostu unikać, a może nawet i unikać pana Milesa przez najbliższy czas.
      Gdy wrócił, zaskoczył ją przy biurku. Wyprostowała się, widząc jak zajmuje miejsce w swoim gabinecie i czym prędzej zebrała kilka potrzebnych do wydrukowania dokumentów, aby przejść się kawałek do kącika ksero i tam odetchnąć. Uciekła. Nie przygotowała się na jego nagły powrót i widząc go, poczuła jak serce zabiło jej szybciej. Była głupia i naiwna, wiedziała, że za bardzo się wszystkim przejmuje. Ostatnie dwie godziny starała się o nim nie myśleć, nie analizować zajścia w windzie, ale do diaska zapomniała sobie z kolei przemyśleć to, co zrobi, gdy on już pojawi się z powrotem w biurze i będzie obok, na widoku, niemal na wyciągnięcie ręki. Wątpliwości co do tego, że ich rytm pracy nie zostanie zaburzony nie miała, ale... co poza tym?
      Do biurka wróciła po chwili, odkładając na bok kilka ciepłych jeszcze od maszyny kartek. Były to spisane zeznania Caroline, które musiała uporządkować i podpiąć do nich materiały dowodowe na drugą stronę oraz kilka dokumentów do pozostałych spraw. I gdy Zayden stanął przy jej biurku, powiedział czego potrzebuje i czekał na odpowiedź, spojrzała na niego tak, jakby widziała go dziś pierwszy raz. Brwi odrobinę jej drgnęły ku górze, gdy zdała sobie sprawę, że najwidoczniej niepotrzebnie się martwiła, że będzie między nimi dziwne, bo jednak Miles był nieczuły i po prostu nic go nie ruszało, a w windzie skorzystał z chwili, jej słabości i chęci. Poczuła się z tym jeszcze bardziej głupio i ucieszył ją fakt, że poprawiając w łazience makijaż, dodała więcej pudru, bo przysłonił on teraz zarówno jej bladość, jak i rumieńce. Kiwneła lekko głową i spuściła wzrok z jego twarzy, patrząc po swoim biurku, bo akurat to, czego potrzebował wydrukowała już tydzień temu, musiała tylko sobie przypomnieć, gdzie odłożyła stronę dokumentu.
      - Zaraz panu przyniosę na biurko - zapewniła. - Ma być w osobnej teczce, czy koszulce do wpięcia z resztą dokumentów? -dopytała jeszcze, podnosząc się z fotela i patrząc po chwili w ciemne jak węgle oczy. Teraz wydawały się nie wyrażać nic. A w windzie wyrażały wszystko, jak węgiel tyle że rozżarzony i palący.

      Riley

      Usuń
  27. [Kiedy wszyscy chętni się już opublikują, wrzucę post fabularny o Unie, może odpowie chociaż na kilka pytań. :D Racja, dorosłość bywa strasznie przereklamowana! Ale mam nadzieję, że nie będzie aż tak źle…
    Dziękuję za powitanie! :D]

    Una Blanchard

    OdpowiedzUsuń
  28. Nie potrafiła absolutnie nic wyczytać z jego twarzy, jego oczy nie płonęły mu tak, jak w windzie, gdy czuła pod palcami jego ciało, na twarzy gorący oddech, a na swoich ustach natarczywe, głodne wargi. A jednak gdy stał tak przed nią, swobodny, poważny i chłodny, pełen profesjonalnego dystansu, nie pokazując nic w pokerowej twarzy, właściwie ani nie zdradzając spojrzeniem, ani postawą, że cokolwiek między nimi zaszło, wystarczyło kilka słów, by zrozumiała, że zapomnieć jej o incydencie w windzie wcale nie pozwoli. Jej ramiona drgneły, spojrzenie zdradziło niepewność i zmieszanie, gdy poprosił o dokumenty w sposób sugestywny, bezczelny i dwuznaczny. Zagryzła delikatnie dolną wargę, przyglądając mu się wręcz podejrzliwie i z pewną obawą o własny spokój przez kolejne miesiące pracy w kancelarii. Czy on teraz zamierzał ją torturować? Czy zamierzał wprawiać ją w zakłopotanie i pokazywać, że skoro uległa raz, to może zdarzyć się to znowu? Bo Riley wiedziała, że zdarzyć się może, skoro sama o tym myślała.
    Opuściła wzrok, delikatnie zamykając dłonie, ściskając je w pięści i skineła głową posłusznie. Oczywiście, że przyniesie mu te pieprzone dokumenty! Nie miała szans, by się przed nim schować, nie miała opcji, aby się z nim nie spotykać, mijać gdzieś na korytarzu i uciekać, skoro pracowali razem, skoro był jej bezpośrednim przełożonym. Ona po prostu... chciałaby jeszcze czegoś. Chciałaby takich momentów zapomnienia, chwil zgubienia i totalnego chaosu, jak w windzie. Chciałaby znów tak móc go pocałować i czuć, że żyje jak jeszcze kilka godzin temu i to odkrycie było niebywale zdumiewające, bo jak do tej pory nie zdawała sobie sprawy z tego, że jej pragnienia są tak śmiałe i tak konkretne. Zayden był przystojny, atrakcyjny nawet w swojej dupkowatości, do tego cholernie pociągający, ale jeszcze do niedawna nie wybiegała myślami i fantazjami o nim tak mocno do przodu. Dzisiejszy incydent w windzie wiele zmienił i zmiany te wydawały się nieodwracalne. Dwie godziny starań, aby się uspokoić i wymazać z głowy Milesa i smak jego ust, zapach skóry i ciepło bijące od ciała pieprzło o posadzkę z hukiem, gdy tak się do niej zwrócił, posyłając bezczelny uśmiech, a kiedy zawrócił do biurka, Riley odetchnęła głeboko. Znowu chyba zapomniała oddychać, gdy tak śledził ją intensywnym spojrzeniem, aż niemal czuła jak jego oczy niczym dłonie, wędrują po jej sylwetce dokładnie, z uwagą która rozpala. Czuła, że znalazła się w potrzasku własnych pragnień, wyobraźni, aluzji i niedopowiedzeń.
    Nie było mowy, by zachowywała się inaczej, by dała mu satysfakcję zdradzając się z tym, jak jej jest niezręcznie i by tym bardziej ktokolwiek inny to dostrzegł. Nie było takiej opcji. Riley wiedziała, że jeśli ma zostać tu przez rok, wypełnić kontrakt i osiągnąć swój cel, czyli zdobyć doświadczenie, nauczyć się zawodu i w ogóle czuć się zrealizowana zawodowo, musi się skupić. Po to tu przyszła i nie miała zamiaru spłoszona teraz się wycofywać, bo jakiś... jakiś dupek! ją pocałował. Było to cholernie trudne, bo trafiła na szefa, który był zbyt seksowny i całował idealnie niczym sam diabeł, a przy tym sprawiał, że kolana jej miękły. Nie chciała zawieźć sama siebie i pozwolić się omamić, ale to... to było coś, przed czym chyba nie umiała się bronić. Coś co budziło jej wrażliwość, łaskotało skryte pragnienia, wybudzało uczucia których, jak jej się wydawało, nie potrzebowała. I to wszystko było bardzo przerażające.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Była pewna, że dokument, o który prosił Zayden był na wierzchu. Pamietała niemal na pewno układ strony, a nawet charakterystyczny kolor znakowania przy dacie, bo przypominał bordowobrązowy odcień jednego z jej ulubionych błyszczyków. Zapewne gdyby była spokojna i skupiona jak powinna, szybko przypomniałaby sobie, że wsunęła kartkę do drugiej szuflady w swoim biurku w zeszłą środę, nim nie zastała jej noc, a potem trafiła na przymusową pracę zdalną. Teraz jednak nie była ani skupiona, a już tym bardziej daleko jej było do spokoju, bo miała wrażenie że twarz ją boli od spojrzenia, jakim obrzucił ją Miles. Nie sądziła, że interesuje go cokolwiek poza pracą, a teraz gdy odkryła, że może być coś jeszcze, co skupia na sobie jego uwagę, nie była już wcale pewna, czy to dobrze.
      - Proszę- po kilku długich minutach, które przeciągnęły się trochę za bardzo przez jej roztargnienie, weszła do gabinetu Miles'a, nie zamykając jednak drzwi. Zupełnie jakby miało jej to pomóc w szybkim wycofaniu się.
      Staneła naprzeciw niego, po drugiej stronie blatu i wyciągnęła rękę z kartką bez foliowej, czy jakiejkolwiek innej oprawy dzielnie patrząc mu w twarz. Jej jasna dłoń z zadbanymi jasnoróżowymi paznokciami opiłowanymi w kształt migdałów zatrzymała się przed nim i lekko zadrżała. Riley wiedziała, że nie zrobiła nic złego, a więc nie powinna uciekać. Oboje byli tak samo winni zajścia, jakie miało miejsce, o ile można było doszukiwać się winy w czymś tak przyjemnym jak chwila zapomnienia. Oboje powinni zatem czuć taki sam wstyd, taką samą skruchę, bądź taką samą niezręczność i Gray nie miała ochoty stawiać się w roli wystraszonej, poszkodowanej, czy zawstydzonej. Nie. Podobało jej się. Ona to wiedziała i on też to wiedział, nie było sensu udawać, że było na odwrót, czy że żałuje. Nie żałowała. Liczyła tylko na to, że Zayden nie będzie jej dręczył i specjalnie zawstydzał, ale sądząc po tym, jak bezczelnie sobie pogrywał słowami, nie była pewna, czy i w tej kwestii wykaże się taką wyrozumiałością, jak w wszystkich pozostałych do tej pory względem niej, a nie wykorzysta okazji. Trudno było ocenić, na co go stać, a dziś przekonała się, że jest totalnie nieprzewidywalny i przez to jeszcze groźniejszy, niż sie ludziom wydawało.
      - Zgodnie z życzeniem nagi papier - dodała spokojnie, wytrwale patrząc mu tym razem w twarz.
      Zdecydowanie nie powinna podejmować tej gry i pokazywać, że również potrafi dobierać odpowiednie słowo, dodając wypowiedzi ukrytego znaczenia. Zdecydowanie nie powinna flirtować z Zaydenem, ale wciąż... uważała, że nic złego nie robi. Zresztą już i tak to co się wydarzyło było dużo bardziej znaczące i pamiętliwe niż sugestie w ich rozmowach.
      - Czy coś jeszcze, panie Miles? - spytała grzecznie, ostatecznie pokorniejąc. Powoli odłożyła stronę, której szukał po jego stronie blatu i w końcu opuściła też spojrzenie, bo wyraz jego oczu mimo wszystko za bardzo przypominał jej o tym, jak inaczej potrafił na nią patrzeć.


      Riley

      Usuń
  29. [Cześć, czołem! Och, jak ja uwielbiam prawników - te wilki i lisy szczerzące do siebie kły, wydzierające sobie zdobycze siłą lub podstępem. Z przyjemnością czytałam zawiłości firmowe i sądowe w karcie. I też chętnie przeczytam opowiadanie Twojego pióra! Z mojej strony - myślę, że coś się pojawi, lubię dłuższe formy, więc czujcie się zaproszeni zawczasu do lektury!
    A jak w przyszłości będzie okazja do wątku - to jeśli Riley pojawi się kiedyś z płaczem u Chris, to starsza koleżanka z dziką przyjemnością utrudni Zaydenowi życie. Ściskamy i buziaczki! XOXO]

    Chris

    OdpowiedzUsuń
  30. [Jestem pewna, że kiedyś gdzieś coś pisałyśmy, zapewne nieraz, bo Twój nick kojarzę bardzo dobrze. Jeśli dobrze łączę wątki, spod mojego pióra powstało kilka pań, które zostały zainspirowane Twoimi powiązaniami. Nie przybyłam tu jednak, by rozwodzić się nad blogową historią, aczkolwiek pozachwycać Zaydenem. Nie wiem, czy to był celowy zamysł, czy wyszło tak zupełnie przypadkowo, aczkolwiek niesamowicie przypomina mi on jednego z głównych bohaterów serii naszej świetnej polskiej pisarki Oli Negrońskiej. Przez jakiś czas Zayden Williams był moją skrytą miłostką, więc nic dziwnego, że pan powyżej również skradł moje serce. Jeśli będziesz zainteresowana jakimś powiązaniem, z Nalą, możemy się spisać na mailu.
    Powodzonka w pisaniu!]

    Nalani

    OdpowiedzUsuń
  31. Riley nie wiedziała jeszcze, jakim tak na prawdę człowiekiem jest Zayden. Nie mogła powiedzieć że dobrze go zna, ba właściwie nie znała go praktycznie wcale, bo miała świadomość, że wszystko to co widzi w kancelarii to jego codzienne służbowe wydanie, a przecież ono nie stanowiło stu procent człowieka. Cóż... miała szczerą nadzieję, że tak nie jest, bo nie chciała wierzyć, że pan Miles to tak straszny człowiek, jak szepczą wokół ludzie. Nie smakowałby wtedy na pewno tak słodko, jak zapamiętała. Był szczery, nie znosił porażek i lenistwa, bezkompromisowo wyliczał cudze pomyłki i przeoczenia, a na scenie tworzonej przez salę rozpraw na pewno był bezlitosny i wymierzał przeciwnikowi celne ciosy. Ale ona dostrzegała również tę łagodniejszą stronę, potrafił docenić starania, widział je i był mimo wszystko cierpliwy. Riley była więcej jak pewna, że Zayden Miles to ktoś więcej niż prawniczy diabeł, przed którym należy uciekać.
    To co wydarzyło się w windzie to był moment, gdy oboje poluzowali swoje hamulce i pozwolili pragnieniom przejąć inicjatywę. Ta chwilowa utrata kontroli przez rozum i trzeźwą ocenę sytuacji nie kosztowała ich więcej jak kilka minut przyjemności i Riley wiedziała, że o ile sama nie wspomni o tym ani półsłówkiem, to możliwe, że Zayden dla niezaburzania własnego rytmu pracy i dnia, również do tego nie wróci. Nie miała złudzeń, że nie byłby w stanie dosadnie i konkretnie skomentować tego, do czego oboje się posuneli, ale przecież nie był raczej osobą, która samą siebie upomina, a może... może chciałby jednak do tego momentu wrócić? Może chciałby to nie tylko skomentować...?
    Jej spojrzenie zatrzymało się na dłuższą chwilę na jego ustach, gdy zakończył temat dokumentu i przy ostatniej sylabie słowa doskonale jego język uderzył o zęby, a ona pomyślała, że dobrze wie, co jeszcze tym językiem potrafi robić. Przypuszczenia i ocena bruneta były trafne, bo jedna chwila w windzie kosztowała ją o wiele więcej, niż zapomnienie swojej roli i miejsca w szeregu. Riley była emocjonalna i od kiedy z tej windy wyszła, nieustannie w głowie przewijała to, co zaszło i zastanawiała się, jak może to się odbić na niej w przyszłości. Jednak nie miała zamiaru obarczać się winą, bo nie tylko ona się zapomniała, a właściwie o ile pamięć jej nie myliła, to nie ona pierwsza wyszła poza szablon ich zawodowej relacji. Nie ona pierwsza go pocałowała, nawet jeśli w kolejnych krokach nie odmówiła i nie odepchneła mężczyzny, nie przerwała zainicjonowanej bliskości. Wystarczyło jej jednak to poczucie skrępowania za ich dwoje i to widać było gołym okiem, bo jej spojrzenie w jednej chwili dzielnie podtrzymujące jego, w nastepnej uciekało w bok spłoszone, zdradzając zawstydzenie.
    Zajeła miejsce w wskazanym fotelu i odchyliła się wygodnie na oparcie. Lekko ściągnęła brwi, próbując przypomnieć sobie, czy mieli dzisiaj coś do omówienia, ostatecznie jednak nie umiała w pamięci przywołać żadnego tematu, który mógłby być powodem jej zatrzymania w tym gabinecie. To ona miała poprosić o chwilę czasu, ale nie zdążyli się jeszcze dzisiaj złapać. Zdecydowanie nie spodziewała sie tego, co nastąpiło w kolejnych sekundach, bo aż rozszerzyła oczy i wpatrywała się w bruneta dłuższą chwile. Była zdumiona. To właśnie był ten moment, gdy Miles pokazywał swoje łagodniejsze oblicze i blondynka już całkiem nie była pewna, jaki on właściwie jest. Wiedziała już, jak smakuje, nadal jednak nie miała pojęcia jakim jest mężczyzną, ponieważ nieustannie ją zaskakiwał.
    -Ja... Ja nie chciałam, aby ktokolwiek wiedział- przyznała, odrywając plecy od fotela i pochylając sie nieco, przy czym ściszyła głos. Temat był osobisty i nie sądziła od kiedy przekroczyła próg kancelarii, by taki miał prawo tu wypłynąć. Szczególnie w tym gabinecie. Już przecież na początku otrzymała jasne wskazówki, że wszystko to, co nie jest związane z pracą ma załatwić i zostawić poza budynkiem a tu na miejscu, skupić sie na tym, za co jej płacą. A zdecydowanie nie płacili jej za to, że strach ją paraliżuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obrzuciła Zaydena jeszcze krótkim, może trochę bardziej podejrzliwym niż badawczym spojrzeniem i złączyła dłonie, układając je na udach. Nie chciała mu opowiadać, skąd sie jej to wzięło, bo właściwie nawet nie zapytał, ale czuła, że jest mu winna chociaż podstawowe nakreślenie sytuacji, aby zrozumiał, że nie jest to nic, co jej utrudni wypełnienie obowiązków. Bo podejrzewała, że tylko z tego powodu poruszał temat.
      -To się praktycznie nie zdarza -przyznała na wstępie, aby ani on, ani Edward nie musieli się obawiać, że nagle przy kliencie złapie ją atak paniki, zacznie mieć problemy z poruszeniem ciała, czy oddechem, a ostatecznie zepsuje wiarygodną i dobrą opinię firmie. Wpatrując się w ciemne wypastowane buty Milesa, ścisneła dłonie, pilnując się, aby nie zacząć skubać skórek, aby te nie zaczeły krwawić i wyglądać nieestetycznie. - Jako dziecko zostałam porwana, kilka dni spędziłam w zamknięciu, w piwnicy w której było całkowicie ciemno -powiedziała szybko, niemal tak, jakby chciała tylko to z siebie wyrzucić i już do tematu nie wracać. - Widać tam było tylko niewielkie światło przez szparę w drzwiach, to chyba... to chyba to światełko awaryjne w windzie wywołało panikę - podniosła na chwilę spojrzenie do twarzy Zaydena i pokiwała głową. - Już jest w porządku, czuję się dobrze - dodała. Odrobinę bolały ją mięśnie od paru chwil zastygnięcia w ogromnym napięciu, ale to nic, co by jej szczególnie przeszkadzało.
      Riley nie była skryta, ani nie była wycofana. Uśmiechnieta szła do przodu przez życie, odnajdywała się bardzo dobrze wśród ludzi, nie obawiała się, że Zayden zacznie inaczej ją traktować. Przynajmniej nie z powodu ataku. I już na pewno nie z powodu pocałunku, bo to... cóż, ostatecznie nie wpłyneło to na ich pracę, gdyż wtedy jej nie wykonywali. Chociaż czy gdyby nie dostała ataku paniki i byli uwięzieni w windzie, która chwilowo zawiodła z powodów technicznych, to do pocałunku w ogóle by doszło? Teraz gdy tak o tym pomyślała, sama nie wiedziała, co o tym sądzić.
      - Panie Miles... - podjeła po głębszym nabraniu powietrza i westchnięciu i ściągnęła łopatki, znów patrząc mu w twarz. Chciała go zapewnić, że to się nie powtórzy, ale nie mogła. Dzisiaj nie przewidziała, że cokolwiek się do niej zbliża, póki strach jej nie sparaliżował i nie ścisnął jej tak, że zapomniała o oddychaniu. Chciała przeprosić, ale nie musiała, a może i nie powinna, bo nie zrobiła tego specjalnie, nie miała na to wpływu. Chciała powiedzieć jeszcze dużo rzeczy, ale ostatecznie nie powiedziała nic więcej, bo nie były to kwestie, którymi powinna zarzucać swojego przełożonego. On nie chciał jej poznawać, a na pewno nie chciał wnikać w jej osobiste życie, nie jako przełożony i chyba też nie jako obcy człowiek i Riley doszła do wniosku, że jej wylewność nie jest tu potrzebna. Uśmiechnęła sie więc miękko, ciepło i łagodnie, wdzięczna za te kilka słów i zrozumienie. Wdzięczna za wsparcie, które gotów był jej okazać i poczucie przynależności do kancelarii, które jej tym samym dał, takie zapewnienie, że tutaj nic się jej nie stanie. Nie mógł jak widać nad wszystkim panować, ale sprawił, że poczuła się bezpieczniej.
      Rozluźniła napięte ramiona i usiadła na brzegu fotela, gotowa wstać i wyjść, choć póki nie dostanie sygnału, że to koniec rozmowy i może wracać do siebie, nie chciała się stąd ruszać. Teraz mimo wszystko dobrze się w tym fotelu czuła, zaskakująco swobodnie przy Zaydenie. Pomyślała nawet, że jego gabinet wcale nie jest w tym momencie pieczarą tygrysa.

      Usuń
    2. - Panie Miles -zaczeła jeszcze raz, bo jednak coś chciała powiedzieć i wybrała krótkie, proste słowo. - Dziekuję - uśmiechneła się szerzej, patrząc na niego z fascynacją i podziwem. Był niesamowity, potrafił zająć się i wygrać najtrudniejsze sprawy. Był nieugięty, zasadniczy, wytrwały i niebywale zorganizowany. A w tym wszystkim miała takie przeczucie, że pod skórą krył dużo więcej, o wiele więcej, niż się ludziom wydawało, bo tak na prawdę nie dopuszczał do siebie nikogo, a więc nikt go nie znał tak na prawdę. Z kolei Riley lubiła ludzi poznawać, lubiła wciskać się tam, gdzie nie dotarł nikt, choć nie przekraczała granic nieproszona. I tutaj wiedziała, że żadnej więcej prawdopodobnie nie przekroczy, chyba że Zayden sam wykona pierwszy krok, bo ona na pewno nie będzie tą stroną, która się wycofa. On... za bardzo ją przyciągał, wręcz magnetycznie i nieodparcie.
      Bardzo chciała, aby jeszcze kiedyś przekroczyli którąś z granic.


      Riley Gray

      Usuń
  32. Riley mimo tego co przeszła, wcale nie bała się żyć. Dzisiejszy atak paniki właściwie mocno ją zaskoczył, bo one sie już praktycznie nie zdarzały, a ostatni mógł mieć miejsce nawet parę lat temu. Nie odwiedzała nawet regularnie psychologa, a terapie dziecięcą dawno miała już przepracowaną. Po prostu nie wiedziała czemu akurat dzisiaj, w stresującej sytuacji, jakich miała wiele i właściwie z jakimi potrafiła sobie radzić, odezwały się dawne koszmary. Tu i teraz nie chciała jednak o tym myśleć, dlatego też poza krótkim nakreśleniem sytuacji, nie chciała też nic więcej o sobie opowiadać, bo tak na prawdę nie chodziło o zwierzenia. Ona nie chciała nagle szukać luki w grubym pancerzu Zaydena i stać się jego przyjaciółka, chciała aby zrozumiał i zaufał jej, jeśli chodzi o kontakt z klientem. Nie miała zamiaru zmarnować szansy, jaką Edward jej dał, podpisując z nią kontrakt i zapraszając ją do współpracy i nie miała też zamiary zaufać swojego bezpośredniego przełożonego. A może nawet to pokazałoby, że Riley potrafi rozmawiać z ich klientami nawet gdy przechodzą najtrudniejsze chwile w dotychczasowym życiu, jak ich nowa nieletnia klientka, bo blondynka również miała do przebrnięcia przez własne koszmary.
    Była mu wdzięczna za pomoc w windzie, jakkolwiek się to nie przeniosło poza zdrowe granice w relacji przałożony-podwładna. Była też wdzięczna za to, że teraz jej wysłuchał i nie był chwilowo tym draniem, przed którym trzeba mieć się na baczności. Pokazywał kolejny raz tę ludzką, łagodniejszą stronę i Riley na prawdę potrafiła to dostrzec i docenić, choć może nie do koca to rozumiała. On dostrzegał w jej gestach kontrasty, a ona widziała je w nim całym. Nie był twardy jak skała, musiał mieć słabości. Nie dopuszczał do siebie ludzi, a jednak rozumiał ich, potrafił wysłuchać, poświęcał właściwie swoją pracę i swój czas ludziom. Gdyby tak bardzo ich nienawidził, mógłby zostać kimś, kto zawodowo nie jest zmuszony do żadnych interakcji, a jednak tego nie zrobił, a wręcz o niektórych walczył zaciekle. On był... trudny do zrozumienia, niemal niemożliwy do rozgryzienia i ciekawił ją coraz bardziej. Nie tylko ciekawił, ale te dalsze uczucia i pragnienia pobudzały jej serce do szybszego rytmu i to było coś, nad czym zdecydowanie chciała potrafić zapanować.
    Już wstała z miejsca, gdy Zayden zajął miejsce za biurkiem. Rozumiała, że czas na rozmowę się skończył i oboje muszą wracać do pracy, ale ostatecznie przystaneła, odwzajemniając to spojrzenie, jakie otrzymała. Uśmiechnęła się delikatnie i powoli przesuneła spojrzeniem po męskiej twarzy do ramion i w dół, aż zawiesiła jasne tęczówki na dłoniach opartych już o blat, gotowych do dalszego działania. Nie uciekła spojrzeniem od tych ciemnych, intensywnych oczu, po prostu potrzebowała chwili, aby się zastanowić. Dlaczego wybrała ścieżkę prawa...? było kilka powodów, ale żaden nei wiązał się z jej dzieciństwem, a skoro pan Miles nie zadał pytania innego niż zamkniete i chyba wystarczająco dość zwierzeń już padło, Riley może odrobinę niegrzecznie postanowiła wyjątkowo nie przekraczać żadnej kolejnej granicy.
    - Nie, panie Miles - odezwała się tylko i uśmiechnęła szerzej, zupełnie jakby odmawianie mu i szansa na to, były nie tylko ekscytujące, ale i zabawne. Cóż... raczej w niewielu przypadkach mogłaby powiedzieć mu nie.
    Zupełnie jak się spodziewała, od kiedy wyszła z gabinetu Zaydena, powrót ich obojga do pracy nie przebiegł z żadnym utrudnieniem. Oboje zachowali profesjonalizm. Ona robiła swoje, próbując doścignąć swojego szefa i nadążyć za jego tempem, a on cierpliwie pozwalał jej na drobne potknięcia, bo wciąż się uczyła nie tylko pracy w kancelarii, ale przede wszystkim pracy z nim. Była uważna, staranna, dokładna i rzetelna, dbała o punktualność i dopięcie terminów i nie było jeszcze sytuacji, by musiała się wycofać, albo tłumaczyć z popełnianych błedów, bo jeszcze nie dostawała tak poważnych zadań, aby na prawdę zawalić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Zasady jakie na początku podyktował jej brunet były jasne, klarowne, zrozumiała i z dnia na dzień Riley wdrażała się i w swoje obowiązki, ale i w rytm życia piętra. Przykładała dużą uwagędo wypełnienia poleceń Zaydena i czasami tylko trochę bardziej się peszyła, gdy przy rozmowie dłużej wpatrywał sie w jej oczy, albo łapała go na spojrzeniu skupionym na jej ustach. Wydarzenia z windy nie uleciały z jej głowy, starała się jednak skupiać przede wszystkim na pracy, a czasem gdy Miles prezentował się wyjątkowo elegancko i nieziemsko dobrze (zdarzało się to niemal codziennie, a już szczególnie gdy ubierał się na czarno bo szedł do sądu) Riley niemal specjalnie i zarazem nieświadomie go unikała. I tak było pod koniec kolejnego tygodnia, gdy widząc za biurkiem siedzącego Zaydena z poważną miną, przearanżowała swój kalendarz i co chwila wrzucała sobie przypominajki o zadaniach, które dziwnych trafem odciągały ją od biurka.
      Riley była uczuciowa i wrażliwa, była też kimś, kto nie jest kochliwy i rozrzutny w obdarowywaniu uwagą i afektem. Zayden... cóż, oczarował ją, był inteligentny, piekielnie spostrzegawczy, a przy okazji przystojny i miał w sobie taki diabelski urok, który odbierał jej całkowicie pewność siebie, a przy okazji odrobinę ją złościł z tego samego faktu. Dodatkowo jego pewność siebie i umiejętność gry słowami kradły jej czasami zdrowy rozsądek i Riley obawiała sie, że pewnego razu najzwyczajniej się przed nim wygłupi. A poza tym że jej się podobał, do diaska bardzo, był jej bezpośrednim szefem i powinna kilka razy bardziej od innych pracowników firmy, mieć sie na baczności, aby mu nie podpaść. Gdy wracała więc do biurka, sprawdzając czy trzecia kopia dokumentów jaką dzisiaj wydrukowała, nie ma braku w stronach, omal nie staranowała Roberta. On co prawda wcale się tym faktem nie przejął, a gdy chwycił ją pewnie za nadgarstek, aby przytrzymać i wcale sie nie odsunął, gdy podniosła na niego spojrzenie, zapewniając, że wszystko w porządku i nie straci równowagi w szpilkach, doszła do pewnego wniosku... Może wcale ona nie jest taka niezdarna i roztargniona i to nie ona wpada na ludzi? Nie była gapą, nie była głuptasem i miała oczy dookoła głowy. Ostatnio parokrotnie miały miejsce takie sytuacje, ale tylko w korytarzu do drukarek, albo do toalet, albo przejściu bocznym do kuchni i tylko z Robertem. I to właściwie on wyrastał przed nią znienacka, a nie ona potykała sie o ludzi.
      - Możesz mnie już puścić - zapewniła wciąż serdecznie i z miłym uśmiechem, ale jej spojrzenie się zmieniło, zrobiło się twarde. Zupełnie jakby chciała zachować dobre relacje, ale też go upomnieć.


      Riley, która czasami umie nie być miła

      Usuń
  33. Obserwując już jakiś czas Zaydena, Riley upewniała się w dość przykrej opinii, że sama na adwokatke sie nie nadaje. Widziała jaki był wytrwały i skuteczny, widziała jak zaciekle stał po stronie, po której przyszło mu walczyć, obserwowała jak starannie szykował się do każdego starcia. Czasami ją przerażał tym, jaki był bezwzględny, jak dosadny i bezlitosny. Bezkompromisowy i wręcz okrutny, gdy nieustannie podcinał drugiej stronie nogi, zadając konsekwentnie jeden srogi cios za drugim, atakował zaciekle i chyba... chyba nawet to lubił. Wydawało się, że przeraża ludzi tym, jak pokonuje przeszkody na swojej drodze niemal w każdym procesie, podążając nieustannie tylko w jedną stronę - ku zwycięstwie. Riley brakowało determinacji, zdecydowania, a przede wszystkim siły charakteru, by być tak... zatwardziałą osobą. I o ile wcale jej to nie przeszkadzało, bo nie widziała się w roli kogoś, kto włada słowem i prawdą jak obusiecznym mieczem, o tyle patrząc na Zaydena czasami dosięgała ją pewna melancholia i refleksja. Wydawał się usatysfakcjonowany tym co robil, ale przy tym sprawiał wrażenie... samotnego. I ostatnio Riley im dłużej nad tym myślała i o Zaydenie w ogóle, tym bardziej chciała dowiedzieć się, co ten człowiek kryje za swoimi maskami.
    Ten dzień zapowiadał się niezwykle spokojnie. Gdy Zayden Miles przebywał poza kancelarią, pietro wydawało się oddychać głebiej, śmielej, a ludzie chyba nawet rozmawiali odrobinę głośniej. Riley obserwowała to wszystko z pewnym rozbawieniem, bo przecież jej szef wcale nie był potworem i chyba opowieści na jego temat za bardzo zaczynały przypominać nie tylko przestrogi, ale dziwne legendy. Nie był wcale takim draniem, za jakiego go mieli, a przynajmniej nie tylko nim był. Pracowała w takie dni odrobinę wolniej, może faktycznie sama była nieco mniej spieta, a na pewno nie sprawdzała tak uważnie, co dzieje się w gabinecie obok. Nauczyła się już dostosowywać swój rytm do tego, jaki wyznaczał Miles i choć nie zawsze łatwo było jej nadążyć to i tak robiła wszystko, by wywiązywać się z wszystkich zadań i terminów, jakie zadawał jej brunet.
    Nie lubiła, gdy ktoś nie dawał jej przestrzeni na własne zdanie. Nie miała zdecydowanej i silnej osobowości, ale była uparta do pewnego stopniu i wcale nie ta potulna i nieśmiała, jak wdawało się ludziom, gdy poznając ją widzieli łagodne rysy, ciepły uśmiech i śmiejące się oczy. Chciała mieć możliwość wyboru i wypowiedzenia się w każdej dziedzinie i sytuacji, mocno wierzyła w wolność szeroko rozumianą i gdy Robert przekroczył nie pierwszy raz jej granice przestrzeni osobistej, zacisneła dłoń mocniej w pięść i zmarszczyła brwi. Jeśli to miał być podryw, to zupełnie na nią nie działał, brak w tym było klasy i subtelności. Zresztą Robert nie interesował jej, nie w taki sposób i najwidoczniej jej uśmiech, krótkie rozmowy, serdeczność i uśmiech całkowicie nadinterpretował.
    - Przestań... Powinieneś chyba przejść na dietę -mruknęła, zniesmaczona jego słowami i aż się cała napięła, gdy Robert nieznacznie pochylił się w jej stronę. Nie miała problemów z ucinaniem takich zagrywek, ale tutaj wciąż była świeża, a dodatkowo ten mężczyzna był synem jednego z założycieli spółki i to znacznie komplikowało sytuację. Wiedziała, że lepiej nie robić sobie w Robercie wroga. O ile jej bezpośrednim przełożonym był człowiek bezwzględny, zasadniczy i nieznoszący Roberta, o tyle Edward pod wpływem syna również miał możliwość ją usunąć. I Riley czuła, że znalazła sie w potrzasku, zresztą ta pewność siebie i cwaniactwo młodego Waltona była w pewnym sensie tak samo irytująca i kazała jej uważać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Aż drgneła wyraźnie na dźwiek znajomego głosu. Nie spodziewała się dzisiaj w kancelarii Milesa! Obejrzała się przez ramię, mocniej wyrywając nadgarstek z palców Roberta i uniosła brwi, widząc że Zayden nie tylko jest tuż za nią i może nawet słyszał krótką wymianę dziwnych i niepoprawnych zdań, ale też ma na sobie garnitur. Cholernie czarny, czyli jeden z tych najniebezpieczniejszych dla niej. Spojrzała na Roberta kontrolnie, chcąc dostrzec w nim jakąkolwiek reakcję na zarzut napastowania, gdy został złapany i zmuszony do spojrzenia na Zaydena, a potem jeszcze bardziej zdziwiona, przeniosła szeroko otwarte oczy na swojego szefa. Nazwał ją piękną kobietą. Otwarcie, choć nie mogła tego raczej uznać za typowy komplement, gdy padł w otoczeniu tylu przekleństw, prawda? I nim się opamiętała, również zwróciła się w strone bruneta, uśmiechnęła kącikami ust, patrząc na twarz Zaydena, który niemal mordował spojrzeniem syna swojego wspólnika. To jak ostrzegał i przemycał niesubtelnie obietnice końca kariery Robertowi, nie było dla niej niczym zaskakującym, już sie tego nasłuchała tutaj nie raz. Nie usłyszała jednak od niego ani razu nic tak miłego jak to, że jest piękna kobietą. Właściwie to rzadko był dla ludzi miły, nie chwalił jej prawie wcale, ale o to nie zabiegała, za to teraz jej kobiece ego odrobinkę urosło.
      - Dziękuję - odezwała się i miała na myśli te interwencję przede wszystkim. Przez moment przesunęła spojrzeniem po jego sylwetce w dół, by przekonać się, że jak zawsze prezentował sie nienagannie, elegancko i diabelnie seksownie i może troszkę tylko nieświadomie po chwili spojrzała mu w twarz ponownie, odrobinę przechylając głowę, aż jedno z krótszych pasemek wysunęła się zza ucha i opadło na policzek. Ostatnio dostrzegła, że jego wzrok czasami zatrzymywał się na jej kosmykach, gdy tak się działo i jeszcze przed sobą tego nie przyznała, ale podobało jej sie, że Zayden Miles dostrzega tak wiele szczegółów, nawet jeśli dla niego samego są one nieznaczące. RIiley uważała, że nie potrafi flirtować, ale czuła i widziała, że ma w sobie pewien subtelny czar, który niektórym mężczyznom może się podobać. Była młoda i dopiero zbierała doświadczenie w nawiązywaniu i budowaniu relacji, więc jeszcze nie miała wprawy, natomiast ostatnio, a konkretnie od incydentu w windzie, miała ochotę tę część życia troszke bardziej zgłebić. Tutaj w kancelarii z jedną konkretną osobą. I niestety jej wybór okazał się najgorszym z możliwych.
      - Wraca pan z sądu, prawda...? - oceniła, dla niej było to oczywiste, ale może sam Zayden nie dostrzegł tej zbieżności, że gdy szykował się do ataku, ubierał się w ciemniejsze kolory, jakby dodawał sobie powagi i ciężaru. - Jadł pan już? - spytała, bo propozycja Roberta choć niedostatecznie kusząca i atrakcyjna by ją skusić i oczarować, przypomniała jej, że jednak zapominała jeść lunche od kiedy podjęła tu pracę. I teraz mogła zrobić sobie chwile przerwy, bo mimo wszystko z wiekszością zadań już się wyrobiła. Zaraz jednak coś w jej głowie zaskoczyło, wypuściła powietrze głośno i pokręciła głowa, aby zignorował jej pytanie. Na litość boską pakowała się w paszczę lwa!
      Spojrzała na to, co trzymała w drugiej dłoni i uniosła kartki, uciekając spojrzeniem z twarzy Zaydena w papier.
      - Mam wniosek do sądu, dostarczę go na koniec dnia - mrukneła zmieszana nie tylko własnymi słowami, ale kompilacją tychże i sytuacji sprzed chwili. Całkiem niezgrabnie to się ułożyło w jej odczuciu, aż jej policzki zaczeły nabierać bardziej różowego odcienia.


      Riley

      Usuń
  34. Riley bardzo dobrze się czuła, mając gdzieś w pobliżu pana Milesa, choć o wiele swobodniej to przyjmowała przed incydentem w windzie. To że czuwał nad jej pracą, było bardziej jak oczywiste, ona nigdy nie była w stanie niczym go zaskoczyć, wyprzedzić jego myśli, przygotować czegokolwiek nim o to poprosi; on z kolei zawsze wiedział, na jakim etapie wykonywania jego poleceń się znajduje w danej chwili. Wiedziała, że Zayden pracuje szybko, skrupulatnie, jest dokładny i dociekliwy, zawsze świetnie przygotowany i niełatwo go zaskoczyć i nawet się nie łudziła, że kiedykolwiek jej się uda, tylko... do diaska, chciałaby się wykazać. Chciała pokazać, że jest warta zaufania i dobrze trafili, zatrudniając ją. Jeśli zaś chodzi o pozostałe aspekty biurowego życia, to już tak bardzo się nie cieszyła z tego, jak czujny i spostrzegawczy jest brunet. I sytuacja z Robertem, która rozwijała się już któryś tydzień i chwilami ich spotkania przybierały dziwny, niezręczny i niewygodny wręcz charakter jak dzisiaj, jej nie odpowiadały, tak samo jak to że jej szef jest świadkiem tak nieprofesjonalnych zachowań. Ostatecznie nie chciała niczym podpaść, ani sie narazić, nawet jeśli była celem innej osoby, która narażała się nagminnie. Nie chciała, aby Zayden miał jej cokolwiek do zarzucenia, wiedziała jaki potrafi być bezpośredni i bezlitosny i nie miała zamiaru stać się nawet punktem bliskim jego celom. Był... bezlitosny i tak dobitnie i szorstko zwracał sie do ludzi, że czasami ją przerażał. Nie chciała, aby zwrócił się tak do niej. Nigdy.
    Nie widziała, aby utrzymywał serdeczne, czy koleżeńskie relacje z kimkolwiek poza Edwardem, z którym stworzył spółkę. Ludzie go unikali, schodzili mu z drogi, a nawet zdarzało się, że gdy nie musieli przejść obok jego gabinetu, to wręcz specjalnie wybierali dłuższą drogę do kuchni, czy toalet, by mu się nie pokazywać na oczy. Wyrobił sobie przerażającą renomę, ale przynajmniej miał spokój, a ona... troche oberwała rykoszetem przez to, bo nikt nawet nie chciał do niej podejść i zagaić, podpytać uprzejmie jak sie odnajduje w nowej roli i w nowej pracy, skoro jej biurko było na widoku Zaydena Milesa. Nie dziwiła się, że gdy Robert flirtuje z kilkoma kobietami w biurze, żadna nawet nie ma śmiałości spojrzeć na tego młodszego i gorszego diabła spółki, bo on roztaczał wokół siebie aurę nieprzystępności. Ostatnio nawet Riley zaczęła się zastanawiać, czy w ogóle pan Miles z kimś się spotyka, albo jest z kimś w stałej relacji... wydawało jej się to prawie niemożliwe, ale to dlatego, że nie pokazywał od siebie żadnego ciepła. To byłoby bardzo przykre, gdyby się okazało, że nie ma o niego kto zadbać, każdy przecież potrzebował troski. A jednak gdy oznajmił, że pójdzie z nią na obiad, całe jej zmieszanie i chwilowe zawstydzenie rozmyło się, rozpierzchło jak zdmuchniety dmuchawiec i blondynka rozjaśniła sie, posyłając szefowi szeroki uśmiech. Po irytacji na Roberta również nie było już ślady i wyglądało to niemal tak, jakby miała nawet zamiar chwycić Zaydena pod ramię i zaprowadzić do jakiejś swojej ulubionej knajpki.
    - Doskonale - oznajmiła całkiem zadowolona z takim dziwnym błyskiem w oku, niemal jakby to był jej plan od początku i starannie schowała kartki w foliową koszulkę od segregatora. - Odniosę to na biurko i spotkamy się przy windach? - spytała jeszcze, bo o ile ona miała zamiar wrócić prosto do biurka, tak wydawało jej się, że Zayden właściwie gdzieś szedł. Do głowy by jej nie przyszło, że od tak sobie spacerował, bo to było jej zdaniem totalnie nie w jego stylu!
    Zdecydowanie niegrzecznie byłoby przyznać, że ona nie jada lunchu i nie korzysta z swojej przerwy nie dlatego, że nie ma czasu, ale dlatego, że on jej tego czasu nie daje. Nie było sensu wypominać szefowi, że jest pracoholikiem i w konsekwencji reszta ludzi pod nim też musi taka być, prawda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Riley z uśmiechem zawróciła do biurka, kiedy ustalili że spotkają się za kilka minut w głównym holu obok wind i pospiesznie poszła zabrać torebkę i odłożyć dokumenty do zamykanej szuflady. Co prawda w głowie jej odrobinę dzwoniła alarmująca myśl, że znów znajdą się razem w zamknietej małej przestrzeni, jak ostatnio gdy oboje przekroczyli kilka zdrowych granic, ale przecież tymi windami jeździła cała masa ludzi i prawdopodobnie nie będą sami... A jeśli będą, oboje byli dorośli i nad sobą zapanują. Jeśli zechcą. Pytanie tylko, czy chcieli.
      Po chwili skierowała się do wind i uśmiechając się do Alice na recepcji, staneła obok Zaydena, patrząc na niego zaciekawiona. Był doprawdy interesującym i niezwykłym mężczyzną.
      - Odpowiem na pana wcześniejsze pytanie szczerze, w porządku? - odezwała sie, gdy winda zatrzymała się na ich kondygnacji. - Spytałam z czystej troski, oraz chciałam zaprosić pana na lunch, żeby nie pracował pan cały dzień głodny - wyjaśniła łagodnie i odwróciła wzrok od jego palących oczu, gdy drzwi się rozsuneły, a w windzie jak się okazało, było jeszcze kilka osób, więc Riley przecisneła się na tył, stając w samym rogu kabiny. Podniosła wzrok, widząc przed sobą Milesa i oparła dłoń dla równowagi o poręcz obok., zatrzymując swój wzrok na jego ustach. Windy w tych biurowcach miały w sobie coś nieodpartego najwidoczniej.


      Riley 🤍

      Usuń
  35. Riley doskonale rozumiała politykę kancelarii i nie robiła nic, by działać wbrew niej. Właściwie sama również podzielała opinię, że jest to miejsce, które powinno prezentować wysoki profesjonalizm, a zresztą jak zaznaczył na samym początku jej pracy już w pierwszy dzień pan Miles, sprawy osobiste miały być załatwiane poza biurem. Tam pracowali, więc tylko praca powinna ich zajmować. Na piętrze, w budynku, w windach. Nie szukała okazji, aby zakolegować się z swoim szefem, a przynajmniej nie robiła tego celowo, zaproszenie na lunch wyszło spontanicznie, była po prostu troskliwa i raczej nie powinien mieć jej tego za złe. Zresztą była zdania, że takie totalne nie spoufalanie się z pracownikami też nie jest zbyt zdrowe, bo Zayden absolutnie nie budował żadnych więzi z swoimi ludźmi, a o atmosferę też należało dbać. Ludzie w większości zmieniali pracę z powodu niesatysfakcjonującego wynagrodzenia na równi z poczuciem braku przynależności do środowiska pracy. Jak ktoś odszedł z powodu pieniędzy, mógł wrócić po renegocjacjach, bo doceniał miejsce i współpracowników. Ale jeśli ktoś odchodził z powodu atmosfery, to żadne pieniądze nie były go w stanie zatrzymać.
    Nie potrafiła wyobrazić sobie Zaydena prywatnie. Nie umiała nawet w wyobraźni zobaczyć go jako człowieka bardziej wyluzowanego i serdecznego, a w czasie wolnym widziała go raz, jak przyłapał ją w kancelarii w nocy. Wtedy miał na sobie zamiast koszuli i krawata koszulke, ale to nic jej nie powiedziało. Był bezwzględny i zasadniczy i chyba taki po prostu był od zawsze, a zawód prawnika idealnie pod te cechy charakteru dobrał, wybierając ścieżkę zawodową. Riley jako empatyczna dusza, zaczynała się jednak zastanawiać nad jedną kwestią... czy on z premedytacją nie odtrąca ludzi, albo jest na nich obojętny na tyle, że nie utrzymuje żadnych ważniejszych i dłuższych przyjaźni...? Czy nie jest samotny? To były jej wyobrażenia i gdybania, a jednak zastanawiała się nad tym, bo od incydentu w windzie, pan Miles troszkę bardziej siedział jej w głowie. Ostatecznie i z smutkiem musiała przyznać, że nie wyglądał na kogoś, kto się przywiązuje i kto przejmuje się cudzym przywiązaniem. Był po prostu dupkiem.
    Uśmiechneła się z zrozumieniem, gdy zapewnił, że głodny nie pracuje. Cóż, to było właściwie do przewidzenia, był perfekcjonistą i mogła tylko podejrzewać, że skoro o cudze sprawy skrupulatnie dbał, nie pomijając żadnego z szczegółów, to we własnym interesie będzie jeszcze dokładniejszy. I bardzo dobrze, był szefem i świecił przykładem, szkoda tylko że ona jakoś nie nadążała, ani za pracą, ani za naśladowaniem dobrych praktyk.
    - Nie powiedziałam, że pracuję głodna, nigdy się nie poskarżyłam - zauważyła sprytnie. A gdy w końcu ruszyli w górę i przez chwilę ścisk w windzie był odrobinę większy, aby uniknąć przygniecenia, przesunęła sie pół kroku w stronę Zaydena, napierając plecami na jego ramię. Poczuła znajomą woń perfum i ciepłej skóry i odetchnęła głeboko, ściągając łopatki. Windy w tym budynku zdecydowanie jej nie sprzyjały.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wstyd było jej się przyznać, ale czasami ssało ją w żołądku, który oszukiwała kolejnymi szklankami wody, albo filiżanka kawy z mlekiem. Nie chodziło jednak tylko o to, że obowiązków ma za wiele, bo wyrabiała się jak dotąd z wszystkimi. Chodziło o Zaydena, aby go nie zawieść, nadążyć za nim i pokazać mu, że Edward nie popełnił błedu, dając jej szansę.
      - To nie tylko praca - przyznała, bo jednak to że omijała przerwy było trudne do pominięcia, skoro niekiedy siedziała jak przyklejona do biurka. - To pan - przyznała i znaczenie było na prawdę szerokie, a Zayden jako mądry facet, na pewno połączy odpowiednie fakty. Ona wciąż była nowa w kancelarii, wciąż musiała się wpasować. Zresztą nie była tym typem pracownika, który się awanturuje i za wszelką cenę walczy o wszystkie benefity, czy stara się o wygodne uchybienia, była na to zbyt dobrze wychowana. No i on... miał renomę nie bez powodu, szanowała go, ale też obawiała się mu podpaść.
      Gdy wysiedli z windy, docierając na ostatnie piętro, wyszła pierwsza za kilkoma osobami, które również opuszczały windę na tej kondygnacji. Przystaneła, aby zrównać krok z panem Milesem i rozejrzała się ciekawie. Jak dotąd ani razu nie była w innej części budynku niż ich kancelaria, ale wystrój tego piętra wskazywał, że było to wysoce eleganckie miejsce, może nawet takie na mniej oficjalne spotkania z niektórymi wspólnikami, czy klientami dla biznesmanów. Spojrzała na bruneta, aby wskazał jej kierunek, bo nie wiedziała, w którą stronę iść dalej.


      Riley 🤍

      Usuń
  36. Fotografia sama w sobie nie była jej największą pasją w życiu, nie miała też do tego niebywałego talentu, aczkolwiek nie zmieniało to tego, że uwielbiała chwytać ulotne chwile z codziennego życia za pomocą obiektywu. Choćby na przykładzie obrazów swojego dzieciństwa spędzonego na Hawajach, czy wspólnych chwil u boku matki mogła śmiało stwierdzić, że wspomnienia same w sobie bywały ulotne i z biegiem lat ich obraz w umyśle każdego człowieka po prostu się zacierał. Dzięki zdjęciom mogła wrócić do tych momentów, w pewnym sensie otwierały w jej umyśle odpowiednie drzwi, a gdy przez nie wyglądała, mogła znaleźć się dokładnie w takiej scenerii, której pragnęła. Patrząc na daną fotografię, była w stanie przywołać emocje, które jej wtedy towarzyszyły — dotyk słońca na jasnej skórze, perlisty dźwięk czyjegoś śmiechu czy rześki zapach mokrej trawy o poranku. Ze względu na swoje doświadczenia doceniała prozaiczne sceny codziennego życia i właśnie z tego powodu zalazła się na molo, ukrywając twarz za obiektywem swojego Nikona. Plaża była jednym z jej ulubionych miejsc, a tafla wody odbijająca promienie słoneczne, mewy próbujące chwycić pożywienie, surferzy dryfujący po wzburzonym oceanie w otoczeniu błękitnego nieba… To wszystko wręcz błagało ją o to, by spróbowała uchwycić ten idealny obraz.
    Należało jednak zaznaczyć, że Nalani należała do osób, które potrafiły całkowicie oddać się danemu zajęciu, rozproszyć przez pasję i zapomnieć o otaczającym ją świecie. Zamykała się w swojej własnej bańce, odcinając się od otoczenia, skupiając wyłącznie na tym co w danym momencie widziała przez soczewkę. Nie przeszkadzał jej wiatr targający jasne kosmyki włosów, które wymknęły się z warkocza, słońce ogrzewające jej ciało odziane w zwiewną sukienkę ozdobioną słonecznikami, czy gwar plaży. Właśnie dlatego w roztargnieniu i pośpiechu odłożyła swoją materiałową torbę z boku, przy krawędzi pomostu i oddaliła się dosłownie kawałek dalej, by ująć na zdjęciu ptaka, który akurat chwytał rybę. Dopiero głośny plusk przywrócił ją do rzeczywistości, a ona zerknęła przez ramię, by uświadomić sobie, że jej torby nie ma w miejscu, w którym tak nierozsądnie ją porzuciła.
    Podbiegła do krawędzi przeklinając cicho pod nosem na swój sposób i zerknęła w dół. Już miała sięgać do czarnego paska przewieszonego przez szyję, do którego przymocowany był jej aparat, gotowa wskoczyć tak jak stała do zimnej wody, aczkolwiek w tamtym momencie usłyszała kolejny plusk, tym razem znacznie głośniejszy. Z oniemieniem wypisanym na twarzy przyglądała się sylwetce mężczyzny, który najwyraźniej tego dnia miał zostać jej bohaterem i uratować jej torebkę, jak również samą Nalani przed taplaniem się w wodzie w pełnym ubraniu. Oderwała wzrok od tafli wody dopiero w momencie, w którym uświadomiła sobie, że zmierzał do brzegu i sama czym prędzej ruszyła w tamtym kierunku.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skupiała swój wzrok na mężczyźnie, który wyłaniał się z wody, co swoją drogą było naprawdę ciekawym widokiem. Prawie jednak potknęła się o własne nogi, gdy spod przymrużonych powiek przyjrzała się jego twarzy. Los Angeles było zamieszkiwane przez prawie cztery miliony osób, zatem szanse na to, iż na molo spotka akurat Zaydena Milesa były naprawdę niewielkie, nie wspominając o tym, że to akurat on będzie osobą, która uratuje jej własność przed zatonięciem. Na jej ustach powoli rozgaszczał się szeroki uśmiech, który musiała stłumić poprzez zagryzienie dolnej wargi, gdy jej umysł z prędkością światła próbował analizować całą zaistniałą sytuację. Miała niebywałą pamięć to twarzy, a jego z pewnością nie można było zapomnieć, nawet mimo upływu lat. Nie zdziwiłaby się, jednak gdyby on jej nie rozpoznał. Wszakże od ich ostatniego spotkania minęło wiele czasu, a ona z każdym kolejnym rokiem bardziej przypominała dorosłą kobietę, niż nastolatkę wkraczającą w dorosły świat. Nawet jej włosy teraz były o kilka odcieni jaśniejsze.
      — Sama torba była warta ratunku, ma dla mnie wartość sentymentalną. Dziękuję. — wyjaśniła z uśmiechem, przejmując od mężczyzny ociekającą wodą kupkę nieszczęścia. Jednakże jeśli postawiła ich ponowie na swojej drodze, może taki był jej cel?
      — Chociaż mniej zadziwiające byłoby, gdyby wynurzył się pan z wody w garniturze. — dodała z uśmiechem, tym samym wskazując na to, że go znała, w duchu zastanawiając się, czy i on ją poznał.

      Nalani

      Usuń
  37. Zdecydowanie współpracę między wspólnikami kancelarii można było podziwiać i to z niemałym zachwytem. Uzupełniali się doskonale i to na wielu polach, również w osobowości, bo Riley jak od pierwszej rozmowy z Edwardem - ta prowadzona była zdalnie z racji jej przebywania jeszcze w Nowym Jorku; zapałała do niego sympatią i otrzymała wiele ciepłych słów, tak w przypadku Zaydena nie było mowy nawet o serdecznym uśmiechu. Obaj byli wymagający i pracowici, obaj byli perfekcjonistami, ale to pan Miles przerażał ludzi zaciekłością i tym, jak bez oglądania się za siebie prze do przodu, nie bacząc na konsekwencje walcząc o to, co najlepsze dla klienta. Był młody, a uważano go za wyjadacza, który przebił sukcesy wielu starszych od niego prawników. I całe szczęście, że nie był zarozumiałym dupkiem jak Robert, bo wtedy zupełnie by był nie do wytrzymania. Zatem podział obowiązków wśród wspólników został bardzo dobrze dokonany, bo do ludzi zdecydowanie Edward nadawał się lepiej, miał cieplejszy wizerunek i łatwiej było się z nim dogadać, bo nawet jeśli jego wyrozumiałość i elastyczność nie były z gumy, był i tak bardziej przystępny.
    Patrzyła na Zaydena, wciąż delikatnie, pogodnie uśmiechnięta. Miała poważny wewnętrzny dysonans, gdy przebywała twarzą w twarz z tym mężczyzną. Wiedziała, że nie dręczy ludzi bez powodu, bo szkoda mu tracić czasu na gnębienie kogoś i marnowanie tym samym swojej energii i cennego czasu. Ale był twardy i przerażający. A z drugiej strony gdy zachodziła potrzeba, okazywał nawet rozsądne pokłady cierpliwości i pomagał nawet w najcudaczniejszych przypadkach - jak ten z jej sukienką. Zastanawiające było, czy on sam się czasami nie gubi w tych swoich paradoksach.
    Podobało jej się to, że wyszli. Razem. Powód tego wyjścia jednak z każdym krokiem zbliżającym ich do stolików, tracił na znaczeniu. Nawet jeśli chodziła głodna po biurze, nie miała zamiaru się przyznać do tej słabości, ponieważ bała się poprosić o zmianę. Zresztą, czy przyznanie, że ma za dużo obowiązków nie będzie oznaką słabości? Podobało jej się, że miała go za towarzysza, bo o ile w kancelarii potrafili się dogadać, a w ciągu ostatnich tygodni pokazała swoją wartość, uzupełniając jego wypowiedzi i dodając trochę od siebie przy klientach, gdy potrzebowali łagodniejszego traktowania, to chciała, aby lepiej poznali swoje charaktery. Chciała wiedzieć więcej, jakim jest człowiekiem, by lepiej im się pracowało wspólnie - tak sobie wmawiała oczywiście, a może nawet zrozumieć, dlaczego tak bardzo przyciąga jej wzrok i dlaczego ona wciąż nie może zapomnieć o tym pocałunku w windzie. Oczywiście ten temat nigdy nie powrócił i z jej perspektywy nigdy wrócić nie powinien, bo gdy tylko o tym myślała, jej policzki przybierały głebszy kolor, a spojrzenie uciekało z jego oczu niżej do tych warg, które... chciałaby posmakować znów. Riley jeszcze nie umiała tego przyznać, ale powoli zadurzała się w swoim szefie, który był twardy jak głaz i gdy tylko raz pozwolił sobie na przekroczenie granic, zaskoczył ją tym, jak jest namiętny i zaborczy w tym porywie uczuć. Wtedy też pokazał jej, jak wiele ognia w nim drzemie i jak doskonale nad sobą panuje, nie pokazując ani odrobiny tego przed światem. Kolejny paradoks i kolejna zagadka.
    Kiedy znaleźli się na górze i powitał ich kelner, posłała mu uprzejmy uśmiech. Dużo się uśmiechała tak w ogóle, nie miała problemu z nawiązywaniem kontaktu wzrokowego i poznawaniem ludzi, była miła, otwarta i ciepła w odbiorze. Stanowiła całkowite przeciwieństwo tego ostatniego w kontraście do Zaydena i teraz rzuciła jej sie to w oczy, gdy mijając kolejne stoliki, dostrzegła ich odbicie w lustrze - on ubrany na czarno z poważną miną i ona w kremowym garniturze, wyglądająca wręcz wesoło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydało jej się to tak zabawne, że spojrzała na pana Milesa z szerokim uśmiechem, lekko zagryzając dolną wargę, aby za bardzo jednak się do niego nie szczerzyć. Było tu na dodatek tak pięknie, że gdy szli do ich loży, rozglądała się dyskretnie wokół, a na miejscu podeszła do szyby i spojrzała na całą panoramę miasta z zachwytem. Była jak dziecko, zbyt łatwo sie ekscytowała, za szybko złościła, od razu wybaczała i dawała drugie ii kolejne szanse. Była czasami zbyt naiwna, ale zawsze szczera i ta cecha, łączyła ją z Zaydenem najbardziej.
      - Nigdy tu nie byłam - przyznała, patrząc uśmiechnieta na Zaydena przez ramię i znów obróciła się do okna. Przyłożyła dłoń do zimnej szyby i chwilę studiowała widok setki budynków, które z tej wysokości wydawały się mniejsze niż z domu, a niektóre wręcz malusieńkie! Było tu bajecznie, a wieczorem musiało być niemal magicznie, gdy niebo przybierało ciemne tony, a ulice i okna zalewały się ciepłym światłem.
      Nie musiała mówić, że bardzo jej się podoba to miejsce, widok, usytuowanie stolika. Mógł wyczytać to wszystko z jej błyszczących oczu i szerokiego uśmiechu i to jeszcze zanim zdjeła z ramion marynarkę, układając ją obok i zajmując miejsce przy brunecie. Spojrzała na menu i lekko zacisnela usta, gdy zorientowała się co to za menu. Jakim cudem ma uregulować rachunek, skoro nie ma pojęcia o cenach? Może powinni zaznaczyć, że nie jest to spotkanie biznesowe? Spojrzała na chwilę na pana Milesa, ale nic nie powiedziała, śledząc spojrzeniem pozycje w karcie.
      - Odbywa pan tu czasami spotkania? Czy to standardowy zapis przy najmie w tym budynku? - spytała ciekawa, czy Zayden tu przychodzi i czy specjalnie wykupili miejsce w loży dla kancelarii. Przewracając stronę, oparła się wygodniej, usiadła prosto. Był taki wybór różnych dań, że poczuła sie trochę przytłoczona. - Mógłby mi pan coś polecić? - poprosiła po chwili, odkładając kartę na blat i obracając twarz do Zaydena. - Co takiego jadł pan tutaj najlepszego?- uśmiechnęła się, ciekawa nie tylko polecenia dania, ale jego gustu kulinarnego. Wiedziała, że nie wchodzi w żadne koleżeńskie relacje, nie spoufala się z nikim w pracy, ale na litość boską, czy chociaż podczas lunchu nie mógł się rozluźnić? Liczyła na to na prawdę, bo jak inaczej można delektować się jedzeniem, jesli człowiek jest wiecznie czujny i w gotowości do ataku, taki napięty jak struna?
      Riley miała słabość do ryb i serów, dostrzegła kilka pozycji, ale obawiała się, że jeśli zje coś, co zostało przyrządzone inaczej niż przyzwyczaiła do tego swój delikatny żołądek, może poczuć się po takim sytym posiłku nie dość dobrze. Najbezpieczniej byłoby wziąć sałatkę, Cesar zawsze była niezawodna i uniwersalna, ale w takim miejscu aż grzech byłoby iść na łatwiznę.

      zachwycona Riley!

      Usuń
  38. Ze swego rodzaju rozbawieniem pozwoliła mu w spokoju świdrować swoją osobę wzrokiem, czekając na moment, aż wszystkie elementy układanki wskoczą na właściwe miejsce. W porównaniu z nim znajdowała się w obecnej chwili na wygranej pozycji z wielu względów. On przede wszystkim nie zmienił się aż tak drastycznie przez ostatnie lata, co nie przeszkadzało jej w tym, by pozwolić sobie na lustrowanie go wzrokiem, ponieważ niewątpliwie w tym momencie stanowił fascynujący widok – z ostrymi rysami, ciemnymi kosmykami, z których skapywały kropelki słonej wody sunące po jego skórze na tle popołudniowego słońca… Palce aż ją świerzbiły, by chwycić w dłonie aparat i uwiecznić tę chwilę, aczkolwiek podejrzewała, że on w swoim życiu miał już przesyt nachalnych obiektywów przed swoją twarzą. Zresztą to była kolejna rzecz, która dawała jej swego rodzaju przewagę; wszakże jej samej zdarzyło się parokrotnie wpisać jego imię w wyszukiwarkę, ulegając jednej z największych ludzkich słabości, jaką była ciekawość. W jej umyśle Zayden stanowił postać niemal nostalgiczną, pojawił się w jej życiu, gdy czuła się samotna i zagubiona, a jej młodzieńcze serce zapałało do niego naiwnym uczuciem. Teraz wracając myślami do emocji, które w niej wywołał, odczuwała nie tyle zażenowanie, ile po prostu rozbawienie i melancholię względem nastolatki, którą była.
    W jej wspomnieniach prezentował się jako elegancki i pewny siebie prawnik, który samą swoją postawą wzbudzał podziw, ale i czujność oraz pokorę. Jej ojciec odkąd sięgała pamięcią, współpracował z kancelarią Miles & Co, co zresztą zdarzało się bardzo często, zważając na fakt, iż prowadził ogromną wytwórnię muzyczną. Jednakże miała okazję odrobinę bliżej poznać Zaydena dopiero w momencie swojej choroby, a dokładniej rzecz ujmując – głównie z początków tej walki. Dopiero później ojciec przeniósł ją do prywatnej kliniki specjalizującej się w walce z nowotworami, po tym jak w poprzedniej placówce jedna z pielęgniarek przekazała prasie informację o obecności Nalani na oddziale. Tamten okres był dla Nalani trudny z naprawdę wielu względów, stanowiło to ogromne wyzwanie zwłaszcza dla starszego mężczyzny, który od śmierci matki dziewczynki, wychowywał córkę samotnie. Zdecydowanie nie potrzebował do tego wszystkiego medialnych sensacji. Co więcej, od najmłodszych lat starał się trzymać córkę z dala od błysku fleszy, chroniąc jej prywatność, by zapewnić jej jak najwięcej pozorów normalności podczas okresu dorastania. Z tych względów popadł w pewnego rodzaju paranoję w trakcie jej choroby, a informacja o tym, że pielęgniarka, a zatem osoba, co do której powinno się mieć pełne zaufanie, postanowiła najzwyczajniej w świecie sprzedać dane jego córki do taniego brukowca, doprowadziła go do szewskiej pasji i przedsięwzięcia środków mających na celu zapobiegnięcie podobnym sytuacjom w przyszłości.
    Nie miała mu za złe tego, iż chwilę zajęło mu połączenie jej obecnej wersji z dziewczyną, którą zapewne zapamiętał. Miała wiele czasu, by przepracować tamten okres w swoim życiu i pozostała jej po nim po prostu dozgonna wdzięczność. Mogła zatem śmiało przyznać, że wtedy prezentowała się mizernie, a ujęcie tego w ten sposób było naprawdę łagodnym wyrazem. Jej ciało chciała pożreć choroba, a ona musiała najzwyczajniej w świecie wlewać w siebie inną odmianę trucizny, która miała pokonać tego głównego potwora. W najgorszym stadium choroby wyglądała tak, jakby wystarczyło mrugnięcie, by rozpadła się na kawałki. Jej skóra była cienka jak papier, polinezyjski kolor skóry został zastąpiony poszarzałą plątaniną cienkich żył. Jej usta były ciągle przesuszone i popękane, ciało nikło w warstwach ubrań, które wcześniej były idealnie dopasowane. W pewnym momencie, przez krótką chwilę, nawet z jej oczu przestał bić – niegdyś zawsze obecny – blask nadziei. Jednak patrząc na nią obecnie, ciężko byłoby doszukać się jakichkolwiek podobieństw do tamtej walczącej o przetrwanie nastolatki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — W tamtym okresie nie miałam za bardzo czego uwieczniać, ale faktycznie muszę przyznać, że wartość fotografii poznałam wraz z wiekiem. — wyjaśniła z krzywym uśmiechem, opuszczając przez chwilę wzrok na aparat, by przesunąć po nim palcem z niemą czułością. Niewiele osób wiedziało o jej chorobie, aczkolwiek to nie sprawiało, iż miała jakiekolwiek problemy, by wspominać o tym okresie. Była z siebie dumna, a przede wszystkim niesamowicie wdzięczna za dar życia, jaki z nieznanych jej powodów, dostała od losu.
      — Jednak przez ostatnie lata jedna rzecz pozostała niezmienna. — odezwała się po chwili, sunąc wyzywającym spojrzeniem po jego sylwetce, aż wreszcie zatrzymała się na oczach, przez kilka sekund po prostu badając jego tęczówki. — Dalej nie znoszę określenia „panienka”. — wyjaśniła wreszcie z uśmiechem, posyłając mu przy tym mrugnięcie. Już jako dziecko błagała pracowników ojca, by nie zwracali się do niej w wyniosły sposób, aczkolwiek z wiekiem musiała poniekąd zaakceptować konwenanse wynikające ze świata, w którym przyszło jej żyć.

      Nalani

      Usuń
  39. W życiu człowieka wpływ na niego miało praktycznie wszystko, co go otacza i ciężko było przewidzieć kto lub co wywoła nowe emocje. Natknięcie się na przypadkową osobę w pociągu i wysłuchanie jej historii. Przeczytanie książki z rozdzierającym serce zakończeniem. Odsłuchanie piosenki, która sprawi, że puls przyśpieszy. Zatrzymanie się na chwilę w miejscu, by obejrzeć zachód słońca. Każdy taki moment mógł uczynić życie człowieka piękniejszym i bogatszym o kolejne wspomnienia. Nalani była przekonana o tym, że ludzie zbyt często przegapiają istotne momenty swojego życia, uznając je za choćby zbyt prozaiczne, błędnie biorąc za pewnik, że zdarzy im się setki podobnych chwil. Ona jednak w to nie wierzyła i uparcie trzymała się tego, że los od czasu do czasu rzucał ją do miejsc, których nie planowała odwiedzić, a które ostatecznie okazywały się na swój sposób istotne.
    Ponowne spotkanie Zaydena w takich okolicznościach sprawiło, że jej umysł na rzece wspomnień odnalazł wysepkę z jego imieniem, a do niej powróciło naprawdę wiele emocji. Jego osoba samą swoją obecnością wywołała w niej falę, która była mieszanką nostalgii i cienia sentymentalności. Była tam ckliwość przesłodzonego zauroczenia oraz z drugiej strony coś, co można było określić mianem przejmującego i bolesnego. Niewiele osób było przy niej w trakcie choroby, był to poniekąd jej wybór, jednak w dużej mierze podyktowany naleganiami ojca. Mimo to nie walczyła z tym i zaakceptowała środki ostrożności, które były brzemieniem życia, które wiedli. Sama zresztą nie chciała stać się sensacją i pożywką dla ludzi, którzy nawet jej nie znali. Z tych względów jej otoczenie w okresie choroby było niebywale hermetyczne, a jedną z osób, które przez pewien czas pojawiały się w jej świecie dosyć często był właśnie Zayden. Nie mogła dziwić się samej sobie, iż była nim zainteresowana, znacznie bardziej niż sprawą, którą dla nich prowadził, ponieważ gdyby to od niej zależało, żadna rozprawa przeciwko pielęgniarce nigdy by się nie odbyła. Część podziwu, który w niej wzbudzał, wynikała zapewne z aury siły i witalności, którą wokół siebie otaczał, podczas gdy ona w tamtym okresie czuła się tak, jakby na kolana miał ją powalić najlżejszy powiew wiatru. Ostatecznie to wszystko wpływało na fascynację, którą wzbudzał w niej nawet teraz. Była go po prostu ciekawa, a jeśli los postanowił dać jej okazję, zamierzała z niej korzystać, ponieważ nauczyła się ogrywać wszystkie karty, które dostawała w rozdaniu.
    Zmrużyła powieki, unosząc jeden kącik ust do góry, gdy ponownie zwrócił się do niej znienawidzonym przez nią określeniem, a gdy po chwili zrobił to kolejny raz, ewidentnie starając się wcisnąć w swoją wypowiedź maksymalną ilość tego wyrazu, po prostu odchyliła głowę i roześmiała się perliście. Mógł być prawnikiem, którego nazwisko przerażało wielu ludzi, aczkolwiek ona pamiętała mężczyznę, który zawsze odnosił się do niej delikatnie, a co więcej, wbrew cudzym założeniom, posiadał poczucie humoru. Te rzeczy najwyraźniej pozostały w nim niezmienne. W głębi siebie pragnęła jednak bardziej zbadać kontrast między mężczyzną, który stał przed nią, a tym, którego zapamiętała z młodości.
    Wreszcie postanowiła rozsunąć zamek torby i zajrzeć do środka. Jak zawsze panował tam istny bałagan, ponieważ zawsze pakowała się w pośpiechu i przerzucała rzeczy, często nawet nie zastanawiając się, po co zamierza je zabrać. Jej torba była zatem przepełniona pomadkami, kremami do rąk, błąkał się też filtr słoneczny, którego nawet nie użyła… Była tam masa – teraz już przemoczonych – rachunków ze stacji czy jakichś sklepików. Ona jednak skupiła się tylko na małej kieszonce, którą na szczęście pozostawiła zasuniętą i wyłowiła z niej klucze do samochodu. Telefon musiała zostawić w aucie, a przynajmniej tak zakładała, ponieważ zdarzało jej się to naprawdę często, w przeciwnym wypadku jakimś cudem wylądował po prostu na dnie oceanu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Wszystko, co istotne zostawiłam w samochodzie, ponieważ tak naprawdę nawet nie planowałam za bardzo tej dzisiejszej sesji. — wyjaśniła, przewieszając torbę przez ramię, postanawiając machnąć ręką na to, że mokry materiał moczył też jej sukienkę. Słońce świeciło na tyle mocno, by materiał niebawem wysechł, zresztą ona sama zdecydowanie potrzebowała choćby krztyny ochłodzenia. — Dzięki Tobie mogę się do niego dostać. — dodała z uśmiechem, zerkając na niego, a dla potwierdzenia swoich słów brzęknęła przy tym kluczami ozdobionymi w kilka zawieszek takich jak żółte słońce, mała srebrna nutka czy brelok z najbardziej żenującym tekstem, jaki udało jej się znaleźć na stacji benzynowej. Uwielbiała taki bezsensowne drobiazgi i kupowała ich zdecydowanie zbyt wiele.
      — Zayden naprawdę dziękuję i chciałabym się jakoś odwdzięczyć. — odezwała się po chwili, posyłając mu odrobinę poważniejsze spojrzenie, by pokazać, że naprawdę doceniała to co dla niej zrobił, mimo iż wcześniej nie wyraziła tego w dosadny sposób, ukazując mu od razu swoją bardziej frywolną osobowość.

      Nalani

      Usuń
  40. Te kilka minut pozwoliło jej na swobodne przyglądanie się panu Miles'owi. On skupiony na karcie, ona na nim. Riley nie była natarczywa, nie należała również do tych kobiet, które wiedziały jak uwieść faceta i absolutnie nie obawiały się stosować sztuczek. Flirt w jej wykonaniu był subtelny, smaczny, niewymuszony i drobny, ale nawet jeśli jej szef budził jej zainteresowanie, nie zwracała sie wobec niego w żaden nieodpowiedni sposób. Bo również miała wobec niego niezwykle wielki respekt i nawet, mogła się do tego przyznać, odrobinę się go obawiała. I przekroczyła granicę wraz z nim raz, co nie powinno się zdarzyć, a już na pewno nie mogło powtórzyć, czego była doskonale świadoma. Chciała popracować w kancelarii jeszcze choć chwile, nie uśmiechało jej się narażać, aby stracić pracę, poza tym... nie sądziła, by sama interesowała Zaydena. To co zrobił w windzie... wolała o tym nie myśleć, po prostu tego nie rozumiała i tak to miało pozostać. Za to doskonale te kilka minut pamiętała, bo smaku jego ust, zaborczych i spragnionych dłoni na jej twarzy, tego jak zcałowywał jej oddechy, zapomnieć nie potrafiła.
    Ostatecznie skusiła się na krewetki, bo półmisek owoców morza wydawał jej się zdecydowanie zbyt kosztowny. Gdyby byli tu na innych warunkach, prawdopodobnie czułaby się swobodniej, a wiedząc, że rachunek zostanie przesłany do kancelarii, była skrępowana i nieco zmieszana. Nie wiedziała do końca, jak się na to zapatruje jej szef i czy ma zamiar jej odliczyć ten lunch od wypłaty, czy był tak drobiazgowy i skrupulatny, ale nie wchodziła na ten temat. Nie znała zasad panujących w kancelarii, poza kancelaryjnym piętrem, ale z tego co zauważyła, inni pracownicy nie chwalili się takimi sytuacjami, w jakiej znalazła się ona z panem Miles'em, nikt jej nawet nie wspomniał o oficjalnym powitalnym lunchu dla nowo zatrudnionych osób, a ewentualnie tak to mogłaby potraktować. Wywnioskowała, że takie rzeczy sie po prostu nie dzieją. Nie pozwoliła mu jednak również jeść w ciszy, choć starała się nie być niegrzeczna. Był na prawde interesującym mężczyzną i gdy Riley opanowała swoje rumieńce i uspokoiła w miarę dudniące serce, potrafiła nawet spokojnie prowadzić rozmowe, choć ta przy obiedzie należała do lekkiego small talku. Opowiedziała kilka słów o swoich studiach i dodatkowej działalności, bo nie umiała usiedzieć w miejscu, a także o tym, że odratowała dwa psy i z nimi przeprowadzka do Los Angeles była trudniejsza, niż początkowo zakładała, choć Zayden o nic nie pytał. Ten czas dał jej jednak możliwość dostrzeżenia kilku drobnych szczegółów w brunecie, jak brak obrączki czy choćby śladu po niej na dłoni, ułożenie kilku kosmyków przy skroni z jednej strony przeciwne do reszty fryzury, rozchylanie się materiału na torsie przy jednych z guzików, gdy się bardziej prostował i jaśniejsze plamki na ciemnych tęczówkach. Gdy się rozstawali podziękowała jeszcze raz z uśmiechem za okazję wspólnego posiłku, a powróciwszy na ich piętro, udała się do swojego biurka, by zgarnąć papiery i przygotować wniosek do sądu. I do końca dnia jeszcze parokrotnie wspominała te drobne szczegóły i uznała, że dwa z trzech są co najmniej urocze.
    Riley była młoda, miała ledwie dwadzieścia pięć lat, ale potrafiła się odnaleźć w poważnym prawniczym świecie. Jej łagodność i ciepło, jakimi obdarowywała ludzi tylko pozornie nie pasowały do twardego prawa, bo potrafiła zaznaczyć i przestrzegać granic. Podobała jej się praca w kancelarii, każdego dnia czuła się odrobinę pewniej, choć wciąż pokornie przyjmowała wszystkie wskazówki, upomnienia i lekcje czy to od Zaydena, Edwarda który czasami zaglądał po kilka słów porady do gabinetu wspólnika i ją zaczepiał mijając biurko blondynki, czy kogokolwiek innego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Nie była wyniosła, zarozumiała, czy pyszna i zapewne gdyby popracowała na tym stanowisku kolejne pare albo i parenaście lat nic by się w tej kwestii nie zmieniło. Znała swoje miejsce, dostrzegała własne niedociągnięcia i wcale jej one nie bolały. Nie bała sie porażek, bo potrafiła sie na nich uczyć, starała się jednak starannie wywiązywać z każdego zadania, by nie narażać się temu czarniejszemu diabłu, który miał ją tuż pod nosem.
      Nie unikała już Zaydena, gdy po kilku dniach zdarzenie z Robertem do niej nie wróciło, a pocałunek w windzie wydawał się już tematem zapomnianym, więc poczuła się bezpieczniej. Robert zresztą chwilowo dał jej spokój, nie przychodził nawet namawiać ją na drugą, czy piątą kawę, unikając zapewne obrażony Miles'a, więc kolejny tydzień miała spokój. I bardzo się z tego powodu cieszyła, bo dostała do przygotowania tyle sprawozdań, że czuła sie odrobinę przytłoczona. Zauważyła, że jej szef mierzy cudze siły na własne zamiary i zdecydowanie nie ma litości, zarzucając człowieka robotą, ale nauczona już poprzednimi dniami, zbierała wszystkie siły i dawała z siebie tyle, ile mogła.
      Wciąż nie korzystała z przerw lunchowym, zakupiła za to mały blender do mieszkania i w pracy żywiła sie pożywnymi koktajlami, dzieki którym czuła się dobrze i w pełni sił. I coraz bardziej podobało jej sie usytuowanie jej biurka, bo Miles dość często skupiony na pracy nie zdawał sobie prawdopodobnie sprawy z tego, ile czasu w ciągu dnia Riley mu się przygląda.
      Tego dni byli umówieni z Zaydenem, po trzynastej mieli razem jechać do sądu. Ona miała dostarczyć sprawozdania końcowe z ostatniej wygranej rozprawy, a on... on miał swoje sprawy, w które nie została wtajemniczona. Chcąc się dostosować do tego, jak zawsze prezentował się brunet, ubrała czarną spódnicę, białą klasyczną koszulę i wysokie czarne szpilki, dobierając do tego dobrze skrojony wytaliowany żakiet również w tym kolorze i choć był on dla jej delikatnej urody zbyt ciężki i ją przytłaczał, nie zwróciła na to aż tak wielkiej uwagi. Zwykle preferowała jasne ubrania, ty razem jednak chciała się dostosować do przełożonego.
      - Czy potrzebuje pan czegoś, zanim wyjdziemy? - spytała, stając w progu gabinetu Zaydena, w momencie gdy zamknął laptopa i była pewna, że nie przeszkodzi mu w studiowaniu dokumentów, czy innej ważnej sprawie. Zaczesała uciekające zza uszu niesforne pasemko znów do tyłu i przytrzymała przy sobie teczkę, jaką miała dzisiaj dostarczyć, zawieszając na nim jasne zielone tęczówki.

      Riley

      Usuń
  41. Niezmienne od dziecka wierzyła całą sobą w to, że oczy były zwierciadłami duszy. Słowami każdy człowiek potrafił ukryć prawdę. Język miał moc, by smagać niczym bicz, zwodzić i naprowadzać na oddaloną od rzeczywistości ścieżkę. Kilka czułych zwrotów mogło odwrócić czyjąś uwagę, przyćmić szczerość. Wystarczyło być jedynie odrobinę przekonującym – umiejętność, którą można było bez trudu wyćwiczyć. Mimika twarzy? Tak wiele osób potrafiło w sekundę przybrać maskę wrogości bądź obojętności, za którą skrywało się prawdziwe uczucia. Jej matka zwykła powiadać, że każda kobieta powinna potrafić czytać z oczu i niewątpliwie jej rodzicielka potrafiła przejrzeć każdego jednym przeszywającym spojrzeniem. To była jej super moc, którą Nalani podziwiała już jako dziecko i wraz z czasem u samej siebie starała się pielęgnować tę cechę. Zayden na pierwszy rzut oka mógł wydawać się kimś wykutym z marmuru; po dziś dzień pamiętała, jak ukryta za balustradą obserwowała go podczas rozmów z jej ojcem. Chwilami zdawał się być niczym skała, mógł przerażać swoją chłodną postawą, a jednak ją jedynie fascynował, ponieważ już wtedy skupiała się głównie na jego tęczówkach. Brak ekspresji, który prezentował na pierwszy rzut oka, dla niej był czymś, czego musiał się najwyraźniej po prostu nauczyć. Nie rozumiała wtedy jego historii i nie znała jej również teraz, jednak wiedziała na pewno, że jego oczy przedstawiały znacznie więcej, niż chciałby pokazać całym sobą.
    Nalani dla odmiany była osobą niezwykle ekspresyjną i niewątpliwie zawdzięczała to przede wszystkim swojej matce, która co prawda zmarła, gdy jej córka była jeszcze dzieckiem, jednakże mimo wszystko zdołała wpoić w maleńką główkę wiele wspaniałych życiowych prawd. Jej ojciec dla kontrastu nie był tak wylewny i czuły, choć należało przyznać, że jej choroba bardziej ich do siebie zbliżyła – tak jakby dobitnie zdali sobie sprawę, że w życiu niczego nie można było brać za pewnik. Oczywiście, Pan Hendrix był człowiekiem pracy, poświęcił się swojej wytwórni i to zapewne nigdy nie miało się zmienić. Nala otaczana była zatem od dziecka opiekunkami, a przez ich dom przewijały się setki osób, których imion nie mogłaby spamiętać, gdyby nawet próbowała z całego serca. Zwykle był nadto wyniosły i chwilami przesadnie trzymał się konwenansów. Miał umysł, który ciągle pracował na pełnych obrotach i wszystko kalkulował. Jednakże bez cienia wątpliwości mogła stwierdzić, że kochał ją całym sobą i zawsze mogła na niego liczyć. Dlatego właśnie Nala miała świadomość, że w kwestiach rodzinnych miała wiele szczęścia, nawet jeśli każdego dnia wypełniała ją tęsknota za utraconą matką.
    Gdy zobaczyła, jak na jego usta wypływa wyraźniejszy uśmiech, jej kąciki również uniosły się wyżej, tak jakby uznając to za swój mały sukces. Nietrudno było się domyślić, że Zayden nie był osobą, która ciągle się śmiała, aczkolwiek trzeba było przyznać, że była to ogromna strata dla świata, ponieważ poważny Zayden był przystojny, jednak ten uśmiechnięty… Boże, była pewna, że nie należała do wyjątków z grupy płci pięknej, które przyprawiał o zawrót głowy. Jeden uśmiech wystarczył, by jego twarz się rozjaśniła, a oczy zabłysnęły specyficznym światłem. Nigdy nie miała w sobie myśli zmienienia świata, nie była bohaterką i miała świadomość tego, że jedna jaskółka wiosny nie czyni. Jednak wierzyła w to, że zawsze mogła zrobić więcej, a jeśli potrafiła sprawić, że Zayden częściej zacznie się uśmiechać, zamierzała to uczynić, ponieważ dokładnie to samo on kiedyś zrobił dla niej.
    — Dla mnie nie istnieje coś takiego jak „nigdy”. To słowo, z którym należy obchodzić się bardzo ostrożnie, Panie Miles. — stwierdziła z rozbawieniem, przyglądając mu się przy tym uważnie, tak jakby obawiała się stracić choćby sekundę z tego niecodziennego widoku.
    Gdyby była kimś innym, jego ostateczna wypowiedź mogłaby ją rozczarować bądź sprawić, że uśmiech na jej twarzy przygaśnie, aczkolwiek Nalani Hendrix nigdy nie poddawała się tak łatwo i była słownikowym przykładem uparciucha. Gdy miała w głowie jakiś plan, praktycznie niemożliwe było odwiedzenie jej od niego.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Ja zdecydowanie nie czułabym się z tym w porządku. — odparła, kręcąc przy tym przecząco głową i od razu z miejsca odrzucając jego próbę zakończenia tej rozmowy. Została nauczona, by spłacać swoje długi i potrafić się należycie odwdzięczyć, nawet jeśli w przypadku Zaydena chodziło też o coś zgoła innego.
      — Zatem obiad, deser czy kolacja? — zapytała, odgarniają z twarzy jasny kosmyk włosów. — Chyba że obawiasz się zaśmiecać swoją cielesną świątynię mięśni i wolisz, abym przygotowała Ci jakiś białkowy shake? — dodała z rozbawieniem, dłonią wskazując wzdłuż jego sylwetki. Niebywałe wszakże było, aby utrzymywał się w takim stanie tylko dzięki pływaniu, a praca w kancelarii raczej nie należała do gatunku tych sportowych.

      Usuń
  42. Całe jej skrępowanie wynikało z tego, że miała na uwadze, co wypada. Przy brunecie wychodziło na to, że wypada być cały czas poważnym, profesjonalnym, uważnym. Ona taka nie była, przynajmniej nie w takim stopniu jak on, za wiele w niej ekspresji i chęci pokazania, co czuje i myśli, dlatego tak się ciągle pilnowała. Choć może jednak mogła, albo i powinna bardziej swobodnie mu zdradzać czasami to, co siedzi jej w głowie, by zrozumiał jej krępację, a może i dzieki temu dostrzegłaby w jego twarzy coś więcej, niż tylko opanowanie. Wiele by dała, by dostrzec coś więcej, jak wtedy w windzie, gdy choć tego nie zobaczyła, to mocno poczuła. Nie chciała go na siłę zagadywać, zauważyła zresztą, że to ona mówi przez większość czasu, ale gdy zapadała cisza, była ona dla niej tak ciężka i przejmująca, że znów wspominała o jakiejś drobnostce. Nie czuła się przy Zaydenie swobodnie, co zresztą nie trudno było dostrzec, bo nie miała pojęcia, czy się nie wygłupia, albo chociaż go nie drażni. Co innego w biurze, gdzie już do niego przwykła, potrafiła dostosować swoja pracę do jego, ale tutaj... tutaj tak jak w windzie, byli sami, odgrodzeni od cudzych spojrzeń, a nawracające wspomnienie tego, jak przyjemnie było mieć go nawet o wiele bliżej, niż gdy siedział obok przy posiłku, nie pozwalało jej się zrelaksować. Riley bardzo przejmowała się tym, jak postrzega ją jej szef i nawet w chwilach jak ta, nie chciała go zawieść. Nie chciała zresztą zawieść samej siebie i starała się zachowywać po prostu porządnie. Nie była przecież kimś, kto się płoszy w towarzystwie osoby przystojnej i wpływowej, prawda...?
    To że pracowała bezpośrednio dla pana Milesa dawało jej szereg możliwości, by rozwijać się nie tylko na stanowisku, ale nabrać obycia. Obserwowała go i uważnie słuchała, jak zwraca się i o czym mówi przy klientach i współpracownikach. Nasłuchiwała jak dobiera słowa, jak buduje zdania i co mówi w pierwszej kolejności. Na próżno byłoby doszukiwać się delikatności z jego strony, ale był w tym jakiś jego dziwny urok. Cała jego twarda fasada była dla niej ujmująca i niezwykle pociągająca. Czasami wpatrywała się w niego odrobinę za długo, na czym łapała sie, gdy podłapywał jej spojrzenie, a wtedy odwracała wzrok spłoszona. Ich współpraca jednak przebiegała bez zakłóceń, a prawdę powiedziawszy Riley czasami żałowała, że jej szef zwraca się bezpośrednio do niej tak rzadko. Cieszyła sie, że wywiązuje się z swoich zadań tak dobrze, że nie musi jej zwracać uwagi i pilnować, a jednak gdyby czasami przeszedł obok jej biurka, by jej trochę przeszkodzić, wcale by sie nie pogniewała. Ba, byłaby wniebowzięta, że ją widzi, bo ile razy podnosiła głowę, on skupiony był w papierzyskach i nawet nie zdawała sobie sprawy, że mimo jej odczuć, Zayden doskonale wie, co robi i gdzie jest jego asystentka.
    Uniosła brew na taką odpowiedź, bo zdradzała one lekkie zniecierpliwienie, a tego w wykonaniu Zaydena nie miała jeszcze okazji widzieć. On parł do przodu bez zawahania, zwykle osiągając swoje obrane cele z taką łatwością, jakby życie pisało swoje scenariusze specjalnie pod niego i jego widzimisię. Uśmiechneła się za to kącikiem ust, pewna że z czymkolwiek nie wybiera się do sądu, dotrze do celu i skierowała za nim w stronę wind. Od kiedy zaczeła tu pracę, w budynku sądu była ledwie trzy razy, a jak się okazało, miała do niego z wynajmowanego mieszkania ledwie kilka minut drogi, choć mieszkała w bocznej, schowanej uliczce, gdzie nawet nie dochodziły do niej hałasy z zatłoczonej drogi. Trafiła z tym mieszkaniem po prostu idealnie i prawdopodobnie, gdyby Edward nie zdecydował się jej zatrudnić, poza pracą, właśnie tego miejsca by żałowała najbardziej w drugiej kolejności opuszczając Los Angeles.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kiedy na parkingu dotarli do samochodu Zaydena, zwolniła pół kroku, w momencie jak odblokował zamki. Już wcześniej wspomniał, o ich pierwszym spotkaniu, tamtego dnia nazwała go dupkiem i dzisiaj nawet nie było jej głupio z tego powodu, ale nie wracała już myślami do zdarzenia i nawet nie przypominała sobie auta, w którym się wtedy przeglądała. Spojrzała mu krótko w oczy, gdy otwierał jej drzwi i wsiadając przez ułamek sekundy znalazła się przed mężczyzną. Chyba nie przeprosiła go za to, że użyła bocznych szyb jego pojazdu jako lusterka... Ale też nie miała za co przepraszać, nie zrobiła nic, co naruszyłoby jego strefę komfortu, czy przestrzeń osobistą. Chyba. Z cichym dziekuję za dobre maniery, zniknęła na siedzeniu pasażera, zapinając zaraz starannie pasy tak, by nie pognieść jasnej koszuli. Obróciła twarz w jego stronę, chcąc przekonać się, czy za kierownicą również jest tak poważny i odchyliła się, opierając plecy wygodnie o fotel.
      - Czy ma pan jakiś parasol z sobą...? -spytała niepewnie po kilku minutach, gdy wyjechali na ulicę, a Riley dostrzegła, że niebo zaczyna się z jednej strony bardziej chmurzyć. To typowe oczywiście dla miejsc, które położone są przy brzegu, a jednak jeszcze się do tej zmiennej pogody nie przyzwyczaiła.
      W aucie nie czuła się tak skrępowana jak przy posiłku, ale jedno mocno zwróciło jej uwagę. Wnetrze samochodu pachniało bardzo charakterystycznie, bardzo męsko. Pasowało to do pana Milesa.

      Riley

      Usuń
  43. Słuchała jego wyjaśnienia w skupieniu, lekko przechylając głowę, poświęcając mu w tym momencie pełnie swojej uwagi. Lubiła słuchać opinii innych osób, poznawać ich światopogląd i sposób patrzenia na pewne rzeczy, ponieważ wychodziła z założenia, że każdy człowiek miał do powiedzenia coś interesującego, a także mogącego wpłynąć na jej ideologię w większy bądź mniejszy sposób. Nie szukała jednego autorytetu, za którym mogłaby ślepo podążać, ponieważ pragnęła zostać autonomiczną jednostką. Jednak to nie zmieniało faktu, iż lubiła poznawać podejście innych. Zgadzała się z nim niewątpliwie co do tego, że słowa należało ważyć ostrożnie. Miały moc, która potrafiła uzdrawiać, wznosić ponad chmury, ale też deptać z ziemią, spychać w ciemność, gdy ktoś nie był wystarczająco silny, by się z nimi zmierzyć. Tym bardziej doceniała ich wagę jako ghostwriter, podczas pisania utworów, które często wychodziły z głębi jej serca i opowiadały historię przeżyć, o których nie mówiło się wprost.
    Miała jednak też świadomość, że po świecie chodziło wiele osób, które nie były słowne, a obietnice były w ich wykonaniu pustymi wiązankami ulatującymi na wietrze. W obecnych czasach nie było to niczym nadzwyczajnym, bowiem honorowość i słowność wymierały niczym gatunki zwierząt znikającego z powierzchni ziemi na skutek procesów naturalnych lub tych wywołanych przez człowieka. Takich ludzi jak Zayden – ponieważ z jego odpowiedzi i obrazu, jaki miała w głowie, zakładała, że się do nich zaliczał – było coraz mniej i każdego z nich darzyła z tego względu szacunkiem. Sama zresztą była osobą słowną i starała się zważać na obietnice i przysięgi. Lepiej było już ich nie składać, jeśli wiedziało się, że istnieją spore szanse na niedotrzymanie przyrzeczenia.
    — Mogłabym się z tym zgodzić. — stwierdziła, ostatecznie posyłając mu przy tym rozbawiony uśmiech, choć jej oczy pozostawały poważne, wskazując na to, że tylko się z nim droczyła, co z kolei uwielbiała robić. Zwłaszcza w momencie, gdy wiedziała, że druga strona jest silnym i interesującym przeciwnikiem.
    Słuchała jego odpowiedzi w skupieniu, marszcząc brwi na wzmiankę o gali charytatywnej. Słyszała o niej, ponieważ raczej niemożliwe było, aby ktokolwiek kto obracał się, choćby okazjonalnie, w wyższych sferach nie natknął się na informacje dotyczące tego wydarzenia. Jej ojciec zresztą również miał się na niej pojawić, aczkolwiek sprawy służbowe zmusiły go do nagłego wyjazdu do San Francisco. Nalani z kolei nie przepadała za takimi wydarzeniami. Nie lubiła tego typu spędów, dla niej były sztuczne i przesadnie wymuskane. Każdy przecież doskonale wiedział, że niewielu gości na takich galach rzeczywiście było zainteresowanych pomocą charytatywną. Byli tam raczej dla koneksji i zwykłego zaznaczenia swojej obecności w świecie pieniędzy i interesów. Ostatecznie jednak zdawało jej się, że najistotniejsze było to, że na koniec dnia osoby bądź instytucje, które były głównym tematem danej gali, otrzymywały niezbędne im pieniądze, więc starała się nie krytykować tych imprez, bo miała świadomość, że cel uświęcał środki. Po prostu osobiście niezbyt często pojawiała się na takich wydarzeniach, a swoją pomoc przekazywała i ukierunkowywała w inny sposób.
    Jej uśmiech odrobinę zbladł, aczkolwiek po chwili zastanowienia po prostu pokiwała głową z błyskiem w oczach. Poprawiła swoją torbę na ramieniu i wzruszyła lekko ramionami, na znak, że niechętnie, ale musi jednak zaakceptować jego wybór i fakt, iż miał już swoje plany.
    — Musisz mi zatem uwierzyć na słowo, że byłby to najlepszy białkowy shake w Twoim życiu. — zapewniła, choć wcześniej zapewne musiałaby sprawdzić, czego potrzebowałaby do przygotowania tej nieapetycznie wyglądającej brei. Ludzie mogli zachwalać ich wartości odżywcze i zbawienny wpływ na ciało, dla niej jednak podobne trunki wyglądały niczym koktajle z dodatkiem błota i nieznanych substancji. Wolała podziękować…

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Nie będę zatem Pana zatrzymywać. Jednak jeszcze raz dziękuję, ogólnie za uratowanie mojej torby i miłą rozmowę. — odparła uprzejmie, ponieważ jakby nie było, ojciec nauczył ją manier, chociaż częściej przypominała faktycznie dziewczynę wychowaną na Hawajach, pląsającą pod słońcem wzdłuż morskiej bryzy, mimo iż większość życia spędziła przecież w Kalifornii. Genów najwyraźniej nie można było oszukać.
      — Do zobaczenia tu i tam, Zayden… — dodała z uśmiechem, posyłając mu mrugnięcie, po czym odwróciła się i szybkim krokiem ruszyła w przeciwną stronę, ponieważ zgodnie z jego słowami pozostało jej niewiele czasu, by wybrać kreację i uszykować się na wieczorną galę. Ten pomysł wpadł jej do głowy nagle i zapewne był nadto nieprzemyślany, ale niespodziewane decyzje były częścią jej codziennych realiów. Podejmowała ryzyko, ale miała też świadomość, że tylko takie życie było coś warte, ponieważ uparte trzymanie się wytartych i bezpiecznych ścieżek nigdy nie przynosiło jej satysfakcji. Pragnęła mieć wspomnienia, które trudno byłoby wymazać z pamięci i wiedziała, że w tym celu sama musiała je tworzyć, wykorzystując do tego każdą nadarzającą się okazję.

      Nalani

      Usuń
  44. Riley była pogodna i ekspresyjna, ale wyrażała siebie w sposób wyważony i nie przekraczała nieproszona cudzych granic. Była też empatyczna, taktowna i starannie dobierała słowa, by nie urazić osoby, w której towarzystwie przebywała. Zayden faktycznie roztaczał wokół siebie aurę dużej powagi i przez to, a także przez pryzmat zawodu w jaki szła, musiała być opanowana i profesjonalna, a więc troszke ograniczyć swoją naturalną wesołość. Do niczego absolutnie sie nie zmuszała, ale przy brunecie autentycznie była bardziej uważna, bo jego silna osobowość mocno na nią wpływała. Dodatkowo czuła wobec niego duży respekt, a wiedząc doskonale, jak bezlitośnie potrafi wytknąć błędy i nieuwagę, dawała z siebie wszystko, by mu nie podpaść. Ale wciąż, ie robiła nic wymuuszenie i wbrew sobie, a można by rzec, że pod czujnym okiem tak wymagającego szefa, po prostu bardziej się starała.
    Pochyliła się odrobine bardziej, wyglądając przez przednią szybę ku górze. Niebo było z jednej strony na prawdę burzowe, pochmurne i ciężkie, ale istniała jeszcze szansa, że wszystko przejdzie bokiem i ominie centrum, po którym sie poruszali. Ona zdecydowanie nie miała nic przeciwko wodzie, nawet bardzo lubiła spacerować w deszczu, czy nawet ulewie, jednak nie wtedy gdy miała na sobie wysokogatunkowy żakiet i skórzane szpilki. Do spacerów w czasie niepogody preferowała wygodne tenisówki i kurtkę z kapturem, nawet jeśli ta miałaby okazać się słabej jakości i przemoknąć zbyt szybko.
    - Trudno, może deszcz nas nie złapie - podsumowała, już wcale się tym tak mocno nie przejmując i znów oparła wygodnie plecy w fotelu, patrząc na kolorowy panel z mnóstwem funkcji. Nie była fanką motoryzacji, nie znała się na samochodach, a jednak ten pojazd był elegancki, wygodny i ładnie mruczał przy uruchomieniu. I pomyślała o czarnym kocie, który łasi się do nóg, by ostatecznie wskoczyć na kolana i zwinąć w mruczącą kulkę. Taki kot, a konkretniej puma, zdecydowanie przypominałby pana Milesa, tyle że on zamiast cudzych kolan w jej skojarzeniach wolałby raczej wysokie drzewo, gdzie nikt mu nie będzie zawracać głowy.
    Z tych oddalonych od rzeczywistości myśli i skojarzeń, wyrwał ją głos bruneta. Obróciła do niego twarz, unosząc brew w zdziwieniu na propozycję i uśmiechneła się ciepło, wędrując zielonymi tęczówkami spokojnie po jego rysach, od brody, do ust, przez nos, aż zatrzymała się na oczach. Kolejna mała uprzejmość, jaką do niej kierował, zdecydowanie przełamywała chłód, z jakim zwykle się w jego wydaniu mierzyła. U to były momenty, kiedy lubiła przebywać obok niego najbardziej, kiedy przekonywała sie, że wcale nie był żadnym potworem, głazem, czy tyranem, za jakiego opisywali go w mediach, czy jak plotkowali za jego plecami. Był twardy, ale najwidoczniej musiał taki być, lub po prostu życie go takim ukształtowało.
    - Tak - powiedziała miękko. - Bardzo chętnie - dodała dodając do tego jeszcze ciepły i szczery uśmiech. Był doprawdy intrygujący i w rzadkich momentach zaskakiwał ją drobnymi niekonsekwencjami tego bezlitosnego oblicza, akie zwykle pokazywał światu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przesuneła spojrzeniem po jego ramieniu i zatrzymała je na dłoni spoczywającej po jej stronie na podłokietniku. Odrobinę uniosła własną, tę po lewej, od strony kierowcy i studiowała chwilę jak bardzo różni się ich kolor dłoni. Nie sądziła, że Zayden lubi się opalać, ale biorąc pod uwagę że miał skórę ładnie smagniętą na złoty odcień, zapewne korzystał o po pracy z obecności słońca i spędzał dużo czasu na świeżym powietrzu. Pozazdrościła mu tego, nawet cicho westchneła, widząc jak bardzo jest blada, nawet wychodząc na godzinne spacery dzień w dzień z dwoma żarłocznymi psiakami.
      - Zadzwoni pan do mnie, kiedy skończy? - poprosiła, bo nie chciała się szwędać po sądzie, ani go szukać, a zapewne jej dostarczenie dokumentów może zająć krócej niż jego sprawy, które go ściągały do tamtego gmachu. - Będę na pana czekać w kawiarni - dodała po chwili namysłu, znów zerkając na niego z uśmiechem, bo przecież mogli się tam po prostu spotkać i nie wydzwaniać do siebie bez sensu. Najwyżej jedno poczeka na drugie, a skoro Zayden wyszedł z propozycją podwiezienia jej, nie miał chyba nic pilnego w planach na popołudnie i mógł jej poświęcić tę chwilę.


      Riley

      Usuń
  45. Nalani niezbyt często się stroiła, na co dzień nawet nie przykładała zbytniej uwagi do tego co akurat miała na sobie. Nie czuła potrzeby, by brylować na czerwonych dywanach i nie było w niej chęci skupiania całej atencji na sobie. Jej uwagę zazwyczaj pochłaniały inne sprawy, które nijak wiązały się z wyglądem. Jednakże zapewne jak prawie każda kobieta od czasu do czasu uwielbiała poczuć się jak księżniczka. Jej spontaniczny pomysł, by pojawić się na gali i zaskoczyć Zaydena swoją obecnością zdawał się idealną okazją ku temu, by z brzydkiego kaczątka na chwilę przeistoczyć się w majestatycznego łabędzia. Nie miała najmniejszego pojęcia jak mężczyzna zareaguje na jej widok, ani czy jej obecność zostanie dobrze odebrana, aczkolwiek postanowiła po prostu nie zaprzątać sobie tym głowy i płynąć z wiatrem. Ostatecznie najgorszy scenariusz prezentował się tak, iż skończy z kieliszkiem wina, przysłuchując się rozmową, które kompletnie jej nie interesowały. W każdym bądź razie przynajmniej udaje jej się skosztować dobrego jedzenia, które na takich imprezach zazwyczaj prezentowało się wyśmienicie.
    Na ten wieczór Nalia zdecydowała się sięgnąć po kreację, która dla niej miała również sentymentalne znacznie, co zdawało się idealnie pasować na to spotkanie, a przynajmniej odpowiadało idei, która powstała w jej umyśle podczas pożegnania z Zaydenem na plaży. Suknia ta została przedstawiona podczas wiosennej kolekcji jednego z libańskich projektantów mody, jakim był Ziad Nakad. Poznała jego twórczość podczas pierwszego wyjazdu krótko po tym, gdy dowiedziała się, że jej choroba przeszła w stan remisji; tamtego wieczoru zakochała się w jednej z klasycznych kreacji mężczyzny, którego twory kojarzyły się z bogatymi zdobieniami oraz ewidentnym czerpaniem inspiracji z przeróżnych kultur, architektury, natury czy sztuki. Dlatego na galę ostatecznie wybrała właśnie tę konkretną suknię. Miała ona delikatny, srebrzysty odcień z subtelnym, błękitnym tonem, co nadawało całości eterycznego wyglądu, zwłaszcza iż krańce sukni delikatnie ciemniały, tworząc na materiale swego rodzaju gradient. Wykonana była z przezroczystej tkaniny obszytej maleńkimi kryształkami, które pięknie odbijały światło, dodając kreacji blasku, przy każdym ruchu blondynki. Krój był asymetryczny z jednym ramieniem odsłoniętym, a drugim ozdobionym długim, zwiewnym rękawem, nadawało jej to nowoczesnego i nieco awangardowego charakteru, co niewątpliwie pasowało do osobowości Nalani. Suknia dodatkowo miała zaznaczoną talię, którą podkreśliła delikatnym paskiem. Dolna część była długa i lekko rozkloszowana, z delikatnym trenem, który w założeniu projektanta miał dodawać gracji i płynności w ruchu. Zmysłowości całej kreacji dodawało z kolei głębokie rozcięcie odsłaniające nogę i przyciągające uwagę do srebrnych szpilek.
    Zdecydowała się zrezygnować z biżuterii, uznając, iż kreacja sama w sobie posiada wystarczająco ozdobników i kolejne błyskotki byłyby zdecydowaną przesadą. Jej jasne kosmyki na tę okazję zostały z boku zaplecione w małe dobierane warkoczyki i przerzucone na jedno ramię. Sam makijaż również był niezwykle delikatny, gdyż Nalani nie należała do kobiet, które lubowały się w kosmetykach i zazwyczaj stawiała na naturalność lub tak jak tym razem – spory minimalizm. Co więcej, istotnym był także fakt, iż miała do dyspozycji niewiele czasu, który mogła spożytkować na przygotowanie, choć i tak wiedziała, że bez względu na pośpiech, pojawi się a gali ze sporym opóźnieniem, aczkolwiek w jej przypadku spóźnienia nie były już dla nikogo niczym zaskakującym.
    W dzielnicy Bel Air faktycznie zjawiła się sporo po czasie, dziękując kierowcy ojca, który zgodził się tego wieczoru zostać jej szoferem i bezpiecznie dostarczyć ją na miejsce. Gdy znalazła się w środku, jakimś cudem kilka osób zdołało ją rozpoznać, przez co jej pierwotny plan odnalezienia Zaydena musiał chwilę poczekać, a ona z kolei została wciągnięta w kilka rozmów, które skupiały się głównie na jej pracy w wytwórni czy poczynaniach nieobecnego na gali ojca.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oficjalna wersja była taka, że pojawiła się na imprezie charytatywnej w jego imieniu, jednak tej idei przeczył fakt, iż nieustannie rozglądała się za pewnym ciemnowłosym osobnikiem. Wreszcie udało jej się go dojrzeć, gdy wychodził na zewnątrz w towarzystwie mężczyzny, którego Nalani niestety nie znała.
      Postanowiła wstrzymać się zatem ze swoim planem i zdecydowała się wciągnąć w krótką dyskusję z jednym z menadżerów kolejnej wschodzącej gwiazdy sceny muzycznej, który był zainteresowany utworem stworzonym przez Nalani. Nim jednak zdążyli dojść do jakichkolwiek konkretów, blondynka zauważyła, że mężczyzna, z którym Zayden opuścił salę, wrócił do środka, więc grzecznie podziękowała za rozmowę i uznała, że przyszedł już czas, aby przywitać się z kimś innym. Przystanęła przy wyjściu na taras, przez chwilę przyglądając się sylwetce mężczyzny opierającego się o balustradę.
      — Dopiero ten widok zasługuje na upamiętnienie. — szepnęła pod nosem, na tyle cicho, iż dla nikogo poza nią nie było to słyszalne, zresztą ta uwaga była skierowana tylko i wyłącznie do niej samej. Wreszcie zdecydowała się ruszyć ze swojego miejsca, zastanawiając się jak teraz potoczy się ten wieczór. Co prawda nie dostrzegła, by Zayden pojawił się w towarzystwie jakieś partnerki, a ona sama również nie pragnęła odgrywać tej roli i wciskać się na to miejsce nieproszona. Jednakże była po prostu zainteresowana spędzeniem z nim czasu i najzwyczajniej w świecie była zaciekawiona jego osobą. Pomysł pojawienia się tutaj był spontaniczny, szalony i nieprzemyślany, aczkolwiek ona w całości taka była, więc nie należało się już nawet dziwić jej nagłym wybrykom.
      — Bawimy się w podglądaczy? Na to z pewnością jest paragraf. — rzuciła, gdy stanęła u jego boku, również przyglądając się instagramowej sesji zdjęciowej, która odbywała się na mostku.

      Nalani

      Usuń
  46. Nalani od dziecka była osobą, która wielokrotnie odstawała od tłumu z tych prostych względów, jakim był jej wygląd czy styl ubierania, ale również powodem takiego stanu rzeczy były wybory, których dokonywała, a niejednokrotnie także jej światopogląd, który odstawał od wyobrażenia dziewczyny dorastającej – jakby nie patrzeć – świecie show-biznesu. Najbardziej w oczy rzucało się to w jej latach dziecięcych, zwłaszcza w momencie, gdy przeprowadziła się z Hilo do Los Angeles. Była wtedy małą dziewczynką ze specyficzną urodą, dziwnym akcentem i sposobem wysławiania, a także typowym hawajskim podejściem do życia. Odstawała od reszty dzieci i musiało minąć kilka lat, nim zaczęły się u niej wykształcać typowo kalifornijskie naleciałości. Jednakże po spędzeniu większości swojego życia w Mieście Aniołów w dalszym ciągu często odstawała od reszty, ale z wiekiem nauczyła się akceptować swoją inność. Nie czuła potrzeby, by zmieniać się na siłę i dostosowywać do reszty. Nie była puzzlem, który musiał zmieścić się w wąskim polu, umiejscowić na tle innych kawałków układanki. Była tym elementem, który odstawał i przez większość czasu nie miał swojego konkretnego miejsca.
    Doskonale zatem zdawała sobie sprawę, że na gali w swojej dosyć niekonwencjonalnej sukni wyróżniała się na tle eleganckich i wymuskanych kobiet. Jej makijaż nie był tak perfekcyjny, jej włosy nie były dopracowane w takim stopniu, by ani jeden włosek nie odstawał, a jej kreacja, mimo iż także wyszła spod rąk znanego projektanta, nie była ostatnim krzykiem mody ani synonimem dostojności. Znała panujące w ich świecie konwenanse i sposób, w jaki ludzie nosili się na tego typu przyjęciach. Wiedziała także, czego od niej oczekiwano, aczkolwiek sęk w tym, iż nie chciała działać wbrew samej sobie, nawet jeśli odnosiło się to do tak prozaicznej rzeczy, jaką był sposób ubioru. Miała to szczęście, iż była akceptowana przez swojego ojca i kochana. Pan Hendrix mimo tego, że sam odziewał się w garnitury i samą swoją obecnością wzbudzał podziw i uznanie, nie oczekiwał od swojej jedynej córki, by podążała wytyczonymi ścieżkami. Gdy była nastolatką, zdarzały się momenty, gdy próbował bardziej nią kierować, aczkolwiek po tym, jak zachorowała, wiele rzeczy się zmieniło, także jego sposób patrzenia na przyszłość córki. Dzięki niemu i podejściu, jakie prezentował, Nalani mogła być po prostu sobą i nie czuła presji, iż musi komuś zaimponować. Kobiety na gali mogły rzucać w jej stronę wzgardliwe spojrzenia, kręcić głową z politowaniem czy też dyskredytować jej osobę, aczkolwiek takie zachowania nijak na nią nie wpływały. W tej sukni czuła się po prostu dobrze i przede wszystkim nie czuła się tak, jakby starała się na siłę kogoś udawać czy zadowalać publikę. Jedyną osobą, która na koniec każdego dnia mogła ją osądzać, była dziewczyna, która co noc patrzyła na nią z drugiej strony lustra, to właśnie jej opinia była najcenniejsza.
    Dlatego też była przekonana, iż dla części gości jej widok u boku Zaydena mógł być zadziwiający. Musieli bowiem tworzyć zaskakujący duet – ona była niczym niebo o poranku, ze swoimi jasnymi włosami, polinezyjską urodą, odziana w mieniącą się błękitną suknię, prezentująca sobą awangardowy styl bycia; on był jak nocne niebo podczas pełni księżyca, tajemniczy i dostojny, odziany w czarny garnitur, z ciemnymi włosami i ostrymi rysami twarzy wzbudzał zaciekawienie, aczkolwiek również ostrożność. Na pierwszy rzut oka byli ludźmi z dwóch różnych światów, ale nawet ta świadomość nie gasiła w niej zainteresowania jego osobą i chęci przekonania się jak zmieniło się jego życia, a także on sam na przestrzeni ostatnich lat.
    — Tylko dwa? Myślałam, że limit obejmuje przynajmniej trzy, mój błąd. — odparła z uśmiechem, wzruszając ramionami, gdy lustrowała go wzrokiem swoich zielonkawych tęczówek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miała świadomość, iż jej zachowanie mogło zostać odebrane jako natarczywe, aczkolwiek Zayden wyglądał jej na osobę, która miała w sobie na tyle pewności siebie, że gdyby faktycznie przeszkadzała mu jej obecność, najzwyczajniej w świecie, by jej o tym powiedział. Znała wartość życia, a także jak mało kto zdawała sobie sprawę z jego kruchości. Dlatego zawsze starała się wykorzystać każdą możliwość, którą dawał jej los. Jeśli czegoś pragnęła, starała się do tego dążyć, jeśli jakiś plan pojawił się w jej głowie, próbowała go realizować. Wiedziała, że zwlekanie i czekanie, aż wszechświat da jej kolejną szansę, było marnowaniem czasu. Już na plaży chciała mieć okazję, by porozmawiać z Zaydenem, jednakże on miał już plany. Ona z kolei wieczór miała wolny i choć nie planowała pojawienia się na tej gali charytatywnej, teraz wydawało jej się to dobrym pomysłem, a także idealną okazją, by spotkać się z mężczyzną, który uratował jej torbę przed utonięciem. Jej świat był szalony i spontaniczny, a jakaś część jej osobowości pragnęła na chwilę wciągnąć w ten wir Zaydena.
      Gdy kelner pojawił się u ich boku, posłała mu uprzejmy uśmiech, i pokręciła głową na znak, iż niczego nie potrzebuje. Zawsze stroniła od alkoholu i nawet na takich imprezach pozwalała sobie jedynie na lampkę wina albo kieliszek szampana, aczkolwiek w obecnej chwili nie miała ochoty na żadną z tych rzeczy.
      — Sama, można powiedzieć, że oficjalnie pojawiłam się tu w zastępstwie za ojca. — odparła, nie mogąc powstrzymać się od wywrócenia oczami na kolejną wzmiankę o „panience”. Mogła się domyślić wcześniej, iż jeśli sama wspomni o tym, że ten przydomek ją drażni, ktoś o charakterze Zaydena będzie skłonny to wykorzystać. Było to jednak na swój sposób zabawne.
      — A pan? Czy któraś z tych zaabsorbowanych modelek doznała zaszczytu bycia pana towarzyszką?— zapytała, odbijając piłeczkę, przy okazji unosząc podbródek w stronę kobiet, którym wcześniej się przyglądał. Nie byłaby wcale zdziwiona, gdyby jedna z nich była jego partnerką na dzisiejszy wieczór bądź ogólnie jego życiową wybranką. Wszakże nie śledziła jego życia medialnego na tyle, by zainteresować się tym, czy miał kogoś u swojego boku. Zdecydowanie któraś z piękności robiących sobie zdjęcia na zewnątrz idealnie prezentowałaby się w jego towarzystwie, bowiem w perfekcyjnym obrazu rzeczywiście widziała obok niego długonogą modelkę ze szlachetnymi rysami twarzy i wrodzoną elegancją.

      Nalani

      Usuń
  47. Czasami mówiła szybciej, niż zdołała przemyśleć własne słowa i propozycje i choć z reguły uważała to za zabawne, przy Zaydenie Miles'ie wolała się nie wygłupiać. On wydawał się zbyt poważny, by rozumieć jej promienność i wesołe usposobienie, a ona obawiała się go rozdrażnić i zostać ocenioną jako infantylna i niepoważna. Jak dotąd jednak jeszcze w wcale na nią nie naskoczył, nie warknął, nie był surowy, czy wredny, tak okrutny i bezlitosny jak potrafił być, więc jeszcze liczyła na to, że jego zapas dobroci do niej się nie wyczerpał i może nawet nie jest temu bliski. Dostrzegając skinienie i interpretując to jako znak, że po prostu znajdzie ją w kawiarni, albo zadzwoni, już nie kontynuowała tematu. Przecież to nie był tak ogromny gmach, by sie mieli tam zgubić!
    Gdy wysiedli i ruszyli aleją pośród zadbanej zieleni, Riley uśmiechnęła się promiennie, patrząc po równo przyciętych krzewach, rozłożystych drzewach i ozdobnych, sadzanych w zmyślny sposób, by tworzyły kolorową mozaikę, kwiatach. Znała ten parczek, przecież mieszkała niedaleko stąd i czasami biegała tutaj popołudniami, wyprowadzając psy. O tym jednak Zayden nie wiedział, więc mógł dostrzec jej uśmiech i pomyśleć, że jest kobietą, która zachwyca się nawet soczystą zielenią na liściach w mieście. Cokolwiek pomyślał, jemu również posłała ten uśmiech, gdy wykazał zainteresowanie i zapytał ją, czy jest tu sama. Oh prawdę powiedziawszy niemal odetchnęła z ulgą, kiedy się odezwał, bo sama miała wrażenie, że to ona ciągle go zagaduje i niemalże bliska jest go sobą zamęczyć! I patrzyła teraz na niego z błyskiem w oczach, zupełnie nie zwracając uwagi na tych ludzi, których mijali, niezależnie czy ktoś posyłał jej dłuższe spojrzenie pełne uwagi czy nie, bo jej skupiona była na brunecie.
    - Tak - przyznała krótko, gryząc się w język, przed dodaniem szczegółów. - A pan? - zwróciła się do niego z teoretycznie takim samym pytaniem, tyle że nie miała na myśli przyjaciół. I nie poczekała na lepszą okazje, tyle że w tym momencie chwilę na jego odpowiedź zakłócił rowerzysta, który jechał tak blisko blondynki, że ona w obawie o zderzenie z kierownicą, przysuneła się bliżej, odrobinę zwalniając i niejako pozwoliła Miles'owi się wyprzedzić. Obejrzała się w ślad za nieostrożną osobą, a potem okazało sie, że już wyszli z parczku.
    Riley przeprowadziła się do wynajetego mieszkania, w którym przebywała sama. Jak się okazało, miała tu jedną wieloletnią przyjaciółkę, którą znała jeszcze z szkoły gdy była dzieckiem, choć teraz już obie dorosłe kobiety utrzymywały kontakt głównie internetowy. Ale przebywała tu ledwie miesiąc, niecały, bo od kiedy zaczęła pracę w kancelarii i dopiero budowała sobie tu znajomości i w ogóle całe życie. Planów na kolejne lata jeszcze nie miała, płyneła z prądem, jak to się mówi, nawet nie wiedziała, czy i kiedy wróci do Nowego Jorku jeśli tu, wszystko ułoży się tak dobrze i ktoś lub coś stanie na jej drodze, by zatrzymać blondynkę właśnie w tym miejscu.
    Oczywiście nie dociekała, dlaczego pyta i skąd właśnie takie pytanie, ale zaznaczył przynajmniej, że jej słuchał podczas lunchu i to było na prawdę miłe z jego strony. W ogóle gdy przebywało się przy Zaydenie nieco dłużej, dostrzegało się, że wcale nie był taki zły... czasami. Bo z reguły był gorszy, niż mówili o nim w prasie! Ale gdy już okazywał jej swoją uwagę, nie miała żadnego wpływu na to, jak się czuła. A czuła się wtedy na prawdę wspaniale.
    - Do zobaczenia za chwilę - odezwała się pogodnie, gdy pokonali przejście do budynku i weszli już do gmachu sądu, aż musieli iść każde w swoją stronę, by dopiąć sprawy, jakie ich tu sprowadziły. Zayden potrzebował dostać się na wyższe piętro, a Riley odnieść wniosek i kilka załączników tylko na koniec korytarza pod odpowiednie drzwi.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ruszyła prosto przed siebie, tylko raz obracając sie, by spojrzeć w ślad za brunetem. Niepotrzebnie oczywiście, ale nie mogła się powstrzymać, by jeszcze raz za nim spojrzeć. I w momencie gdy przekonała sie, że skierował się do wind, a ona mogła obejrzeć tylko jego plecy, na zewnątrz rozległ się pierwszy grzmot i nad miastem lunęło.
      Dotarła do drzwi, za którymi miała zamknąć temat ostatniej sprawy Zaydena i przewidując że spędzi tam góra kwadrans, nim serdeczna pani po drugiej stronie biurka sprawdzi kompletność dokumentacji, nie sądziła, aby miał być z tym jakikolwiek problem. Jak się jednak okazało pojawił się drobny, bo Riley nie podpieła jednego z wskazanych w spisie wymaganych załączników! Jakaś drobnostka, totalnie nieistotna, bez której nie można było przyjąć całej dostarczonej teczki tak zepsuła jej humor, że wyszła z ściągniętymi brwiami, próbując sobie przypomnieć, gdzie zapodziała tę jedną kartkę. Była pewna, że drukowała załącznik. I że szła po niego do drukarki, aż... spotkała tam Roberta i wycofała się z powrotem, by uniknąć kolejnych niezręcznych sytuacji. I to było coś, czego nie powinna mówić Milesowi, bo ją zje żywcem, tego była pewna.
      Skierowała się do holu i stamtąd do niewielkiej kawiarni, by poczekać na przełożonego, a w międzyczasie rzuciła tylko okiem na okna, za którymi widać było ulice rozmyte przez gęsty deszcz.

      Riley

      Usuń
  48. Czy była skłonna nazwać Zaydena swoim pierwszym zauroczeniem? Na dobrą sprawę, gdy go poznała była prawdopodobnie zbyt młoda, by móc szczerze określić swoje emocje. Zwłaszcza w okresie choroby jej uczucia były splątane i zakrzywione przez nieustanne myśli o swojej bezsilności i przyszłości malującej się w ciemnych barwach. Starała się być swoim własnym słońcem, aczkolwiek problem tkwił w tym, iż przez większość czasu czuła się jak swój największy przeciwnik. Z tego powodu nie mogła z kamienną pewnością przyznać, że to tamten dojrzały prawnik skradł jako pierwszy kawałek jej młodzieńczego serca. Jednakże wszystkie uczucia, jakie wtedy przeżywała i które zapadły jej w pamięć wraz ze wspomnieniami jego osoby, jak najbardziej przypominały te związane z pierwszym zauroczeniem. Wszakże każda chwila spędzona w jego obecności, nawet jeśli często były to tylko krótkie momenty, zdawała się w jej umyśle wypełniona blaskiem. W tamtym okresie jej życia był intensywnością i siłą, wszystkim tym, czego jej po prostu brakowało, gdy walczyła o każdy kolejny dzień. Każde ich spotkanie nabierało dla niej wtedy szczególnego znaczenia i wyjątkowego uroku. Pielęgnowała nawet najmniejszy kontakt z jego osobą – czy to przypadkowe zetknięcie dłoni, czy niezobowiązującą wymianę zdań, wszystko to wywoływało w niej dreszcz emocji. Pierwsze zauroczenie było doświadczeniem, choć często ulotnym, to pozostawiającym trwały ślad w pamięci. Wracało się do niego z nostalgią, przypominając sobie jednocześnie o tych pokracznych motylach w brzuchu, niezdarnych próbach zaimponowania drugiej osobie. Pierwsze zauroczenie można było porównać do tego pierwszego promienia słońca, który pojawia się po długiej zimie i jest symbolem nadziei, świeżości i namiastki obietnicy. Wszystko to idealnie pasowało do jej wspomnień o ciemnowłosym mężczyźnie, który przed nią teraz stał, zatem może faktycznie był jej pierwszym zauroczeniem, choć ostatecznie nie chciała go tak klasyfikować ze względu na okoliczności, w jakich się poznali. Zresztą w tamtym okresie ona była dla niego tylko nieopieszałą dziewczyną, która dopiero miała wejść w świat dorosłości.
    Gdy przyglądała się mężczyźnie, który za sprawą jej drobnego żartu, przeniósł swoją chwilową uwagę na wspomniane kobiety starające się dobrać odpowiedni kadr do zdjęcia, dojrzała w jego mimice subtelną różnicę. Zdawał się być osobą, która swoje emocje i odczucia zachowywała dla siebie i patrząc na niego z boku, ciężko było go rozgryźć. Jednak jej minimalną przewagą było to, że w tym momencie pozostawała w pełni skupiona tylko i wyłącznie na nim. Dlatego też dostrzegła zmianę w jego spojrzeniu i musiała przyznać, że choć nie potrafiła sprecyzować konkretnie odczuwanych przez niego emocji, mogła z całą pewnością stwierdzić, iż w jej kierunku nigdy nie posłał takiego spojrzenia, a zatem uznała to za swój mały sukces. Mogła być uciążliwa i pojawiać się znienacka, a jednak po tym krótkim wydarzeniu była skłonna stwierdzić, że mu to dotychczas nie przeszkadzało i liczyła, że w najbliższej przyszłości taka postawa nie ulegnie zmianie.
    — Dla mnie? Poczułabym się zaszczycona, gdyby nie dwa istotne szczegóły. Nie wiedziałeś, że tu będę, zresztą, jeszcze kilka minut temu prawie oskarżyłeś mnie o stalking. — stwierdziła z rozbawieniem, przechylając lekko głowę na bok i samym wzrokiem rzucając mu wyzwanie, by zaprzeczył, czego zrobić przecież nie mógł. Zdecydowanie coraz bardziej lubiła wdawać się z nim w słowne dyskusje. Był inteligentny, a przy tym zabawny, przez co była ciekawa każdej jego kolejnej odpowiedzi. W łatwy sposób potrafił ją zaskoczyć i choć mógł wydawać się statyczny, nader poukładany, dla niej był frapujący.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słuchała jego wyjaśnień z uwagą, a w jej umyśle zaczął kiełkować kolejny pomysł. Po chwili jednak rozproszyła się przez jego uważne spojrzenie, którym ją lustrował, a choć nie należała do osób nieśmiałych, należało wziąć pod uwagę, iż spojrzenie mężczyzny, jakim był Zayden Miles, mogło przyprawić o zawstydzenie najwytrwalszych zawodników. Na chwilę zbłądziła wzrokiem ponownie na otaczający ich teren klubu, aż coś rzuciło jej się w oczy. W jej tęczówkach pojawił się specyficzny błysk, a kącik uniósł się ku górze, zachowała jednak swoje myśli dla siebie i ponownie zerknęła na ciemnowłosego.
      — Skoro już tu jesteśmy, skorzystajmy chociaż z jedzenia. Może to nie jest mój shake białkowy, ale postaram się znaleźć dla Ciebie odpowiedni zamiennik. — zaproponowała, odsuwając się od barierek, by zrobić krok w stronę wejścia do sali, zerkając przy tym na Zaydena z zaciekawieniem. Nie wiedziała, gdzie konkretnie dzisiaj poniosą ją nogi, aczkolwiek szczerze pragnęła, by zechciał spędzić ten czas z nią, pozwalając wciągnąć się na chwilę w jej świat, tym samym odsłaniając rąbka tajemnicy do swojego własnego królestwa, za którym skrywał się ktoś inny, niż wzbudzający strach prawnik znany zapewne w całej Kalifornii.

      Nalani

      Usuń
  49. Przebywanie z nim było jak kartkowanie żółtych stron starej księgi, której tekst był zamazany, a czytane zdania zdawały się zamglone. Każde słowo przypominało fragmenty historii, wskazywało na przeszłość, w której go poznała, aczkolwiek patrzyła na nie z przymrużeniem oka, wymuskując jedynie częściowe fragmenty. Czyniła tak dlatego, iż wiedziała o tym, że obraz jego osoby, jaki miała w tamtym czasie, mógł być na wiele różnych sposobów przekłamany. Obydwoje mogli być wtedy innymi ludźmi, ona zdecydowanie diametralnie zmieniła się na przestrzeni ostatnich lat.
    Pozostałe kartki pozostawały jednak puste, a jeśli szaleństwem była chęć zapełnienia ich nowymi słowami dotyczącymi osoby, która stała przed nią teraz, w takim razie mogła zostać okrzyknięta wariatką. W rzeczywistości jednak to szaleństwo było jedyną rzeczą, która trzymała ją przy zdrowych zmysłach i pozwalała jej przeżywać każdy kolejny dzień. Myśl o tym, że mogłaby napisać nowy rozdział, przestać żyć w cieniu dawnych wspomnień, jakie miała na temat jego osoby, była niczym powiew świeżego powietrza w dusznym pomieszczeniu.
    Spojrzała na niego, próbując dostrzec w jego twarzy te same rysy, które kiedyś znała, a raczej zdawało jej się, że wtedy jakkolwiek je rozumiała. Był jednak jak zagadka, której rozwiązanie wymagało czasu i cierpliwości. Każdy jego gest, każde słowo, które wypowiadał, były jak małe kawałki układanki, które musiała ze sobą połączyć, by zrozumieć, kim teraz był. Ona nie była już tamtą dziewczynką, która dźwigała na ramionach ciężar zbyt wielki, jak na jej wątłe ciało. Zayden, choć przypominał mężczyznę, którego znała, również mógł być kimś diametralnie innym. Czas wszakże nie oszczędzał nikogo. Zmieniał wszystkich, kształtując na nowo, jak rzeźbiarz pracujący nad swoim posągiem.
    Jedyną rzeczą, jakiej była pewna, było to, iż stojąc na progu nowego początku, zawsze miała przed sobą wiele niewiadomych, ale także nieskończone możliwości. I to właśnie ta niepewność sprawiała, że wszystko było jeszcze bardziej ekscytujące. Ich znajomość była właśnie czymś takim – wisiał nad nią ogromny znak zapytania, ale w oczach Nalani ten znak jednocześnie błyszczał przyciągającą ją aurą.
    Dlatego z tajemniczym uśmiechem na ustach lekkim krokiem wróciła do środka, czując za sobą obecność Zaydena i jednocześnie zastanawiając się, co myślał o całej tej sytuacji i o niej samej. Wydawał się znacznie bardziej statyczny niż ona, a jednak pozwolił jej na swój sposób pociągnąć się w jej kobiecy świat, gdzie rzeczy nie były planowane, a decyzje często zostawały podejmowane pod wpływem chwili.
    Podejrzewała, że ludzie zwracali na nich uwagę, a przynajmniej osoby, które kojarzyły ich dwójkę lub przynajmniej jedno z nich. Nie zależało jej na tym, by znajdować się w centrum uwagi, nigdy też o to nie prosiła. Jednakże była córką mężczyzny, który żył na świeczniku, a i sama swoim stylem bycia czy chociażby ubioru nie starała się zniknąć w tłumie. Była sobą i nieraz spotykała się z tym, że w świecie powagi i interesów odstawała od pozostałych. Podczas dziecięcych lat zdarzały się momenty, gdy jej to przeszkadzało. Z wiekiem jednak zaakceptowała swoją inność, nie nosiła jej jak zbroi, a jedynie niczym ozdobny kapelusz.
    Ruszyła w stronę szwedzkich stołów, które już wcześniej zwróciły jej uwagę. Tym razem skupiła się jednak również na tym, by dotrzeć do miejsca, gdzie tłoczyło się mniej osób. Uniosła głowę, gdy usłyszała jego pytanie, posyłając mu w odpowiedzi kolejny uśmiech. Przygryzła lekko wnętrze policzka, zastanawiając się nad odpowiedzią, gdy sunęła wzrokiem po przekąskach.
    — Myślę, że będziesz musiał przetestować kilka rzeczy. — stwierdziła, po czym sięgnęła w pierwszej kolejności po talerzyk z serwetkę, a następnie nałożyła na niego dwa ciasteczka krabowe, które wyglądem bardziej przypominały miniaturowe muffinki. Do tego dobrała nadziewane daktyle zawijane w bekon i dwie uroczo wyglądające tarteletki, których głównym składnikiem był twarożek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Pamiętaj, że musimy zostawić miejsce na deser. — zastrzegła, odwracając się w jego stronę z przekąskami, które wybrała. Co prawda mogła zaszaleć dalej, ale podeszła poważnie do zadania polegającego na wybraniu wysokobiałkowych produktów. Nie była dietetykiem, aczkolwiek pozostawała pod stałą kontrolą lekarza i starała się prowadzić zdrowy styl życia, dlatego częściej niżby chciała, wysłuchiwała o zbawiennych właściwościach odpowiednio zbilansowanych posiłków.

      Nalani

      Usuń
  50. Zayden zdecydowanie był człowiekiem niezwykle interesującym. Nie potrzebował otaczać się wieloma osobami i dobrze mu było z tym, że raczej nikt nie szukał w nim przyjaciela na siłę, to było oczywiste dla każdego, kto uważnie mu się przyjrzał, lub zwrócił na niego uwagę podczas choćby krótkiej wymiany zdań. Nie szukał uwagi, a tym bardziej nie zależało mu na poklasku i jednocześnie wydawał się obyty, budził w niej podziw tym jak zawsze nonszalancko się zachowywał i nawet w swojej gburowatości, gdy opieprzał ludzi, była jakaś galanteria. Bezwysiłkowo mógł zjednać, albo zniechęcić do siebie każdego i była pewna, że nawet nieszczególnie zwracał na to uwagę. A jednocześnie bił od niego taki magnetyzm, który samą Riley przyciągał. I to bardziej, niż powinien. I nie chodziło nawet o incydent w windzie, gdzie zbliżył się do niej tak, jak zbliżyć się nigdy nie powinien, a nawet gdyby do tego pocałunku nie doszło, ona czuła, że i tak wodziłaby za nim wzrokiem i chciała go poznać. Granice w jakich jednak powinna zamknąć swoją ciekawość ze względów na ich powiązanie zawodowe były dla niej zbyt ciasne i to już nie tylko ze względu na jej zainteresowanie brunetem. Ona po prostu była tak ciepła i serdeczna, że na prawdę chciała z wszystkimi żyć w zgodzie i wiedzieć o nich troszkę więcej, niż wiedziała na ten moment o panu Milesie. A przez to, że ją fascynował, o nim chciała wiedzieć jeszcze więcej, choć wiedziała doskonale, że w jego przypadku lepiej się nie wychylać. Tylko... zastanawiała się czasami, czy ona choć odrobinę go ciekawi? Czy on choć czasami, może rzadko, ale jednak od czasu do czasu, o niej pomyśli i o tym, jak smakowały jej usta? Bo ona o nim zapomnieć nie potrafiła.
    Gdy dotarła do kawiarni, zatrzymała się przy pierwszym stoliku, aby jeszcze raz zajrzeć do teczki, jaką nadal trzymała w dłoniach. Smukłe palce prześlizgnęły się strona po stronie i Riley nie mogła uwierzyć, że zmarnowała czas i przyjechała tutaj bez tego jednego dokumentu! I wiedziała, że to nie jest tylko wina jej nieuwagi, bo ona takich błędów nie popełniała, nie była gapą, nie bywała też roztrzepana! To była wina jej tchórzostwa i braku asertywności, była za miła i dlatego uciekła w drodze do drukarki, zamiast powiedzieć Robertowi wprost, żeby przestał się wobec niej zachowywać w ten zuchwały, żenujący i niesmaczny sposób. Tylko że... jeśli nie podpadnie Robertowi, to może nie podpadnie Edwardowi, a w konsekwencji i tak wydawało się, że nadzieje się na swojego bezpośredniego przełożonego, bo takie pomyłki nie były czymś, co można ukryć, jeśli będzie ich więcej. Na szczęście był to pierwszy raz i teraz Riley wiedziała, że każdy zestaw dokumentów do dostarczenia w sądzie, będzie sprawdzać trzy razy. I że następnym razem do drukarki dotrze choćby miała się narazić na niezręczne w jej odczuciu sytuacje z synem drugiego wspólnika, gdyż ten młodszy potrafił być dużo gorszy.
    Zastukała jasnymi paznokciami opiłowanymi w kształt migdałów i lekko drgnęła, podnosząc spojrzenie znad teczki na Zaydena. Nie spostrzegła, kiedy przyszedł. Zamknęła dokumenty i pokręciła głową.
    - Jutro muszę wrócić z dokumentami ponownie, zabrakło jednego załącznika - przyznała spokojnie, zatrzymując jasne tęczówki na tych o wiele ciemniejszych. - Byłam pewna, że znalazł się w teczce, jeszcze dzisiaj rano go drukowałam - zapewniła, lekko zagryzając wargę i czując na niej delikatny, truskawkowy błyszczyk, jeden z jej ulubionych na lato. Pocieszał ją fakt, że na prawdę nie gonił ich termin, tylko... czas, cenny czas uciekał i to ją gryzło. Miała nadzieję, że Zaydena nie tak bardzo i nie wyleje na nią pomyi surowych komentarzy. Gdyby znał powód, pewnie by tak było, ale nie sądziła, by ją zrozumiał. Nie był kobietą zależną od mężczyzn.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Odwróciła w końcu spojrzenie od przenikających ją niemalże na wskroś oczy Zaydena i spojrzała w stronę okna, widząc, że niebo jest coraz ciemniejsze, a chmury coraz niżej suną nad miastem. Dodała ciche Przepraszam, panie Miles i skierowała się wraz z mężczyzną do wyjścia, bo teraz już nic nie mogła zrobić. Ten dokument miała i na dodatek podpisany, więc była to już tylko kwestia dostarczenia go. Znowu.
      Droga do samochodu miała zająć kilkanaście minut. Tyle samo, a nawet mniej zająłby spacer do jej mieszkania, ale ostatecznie nie chciała jeszcze się żegnać. Chwila poza biurem w towarzystwie bruneta była zaskakująco wyjątkowa, bo Riley wiedziała, że nie będzie to częste. I skoro zaproponował podwózke, mogła poprosić o podrzucenie do kliniki weterynaryjnej, do której miała spory kawałek i tak odebrać zamówioną paczkę dla psiaków, bo choć nie było to nic pilnego, okazja sama się trafiła.
      - Nie musze jutro wychodzić dużo wcześniej, postaram się zdążyć przed zamknięciem sądu w drodze do domu - dodała, zerkając jeszcze na Zaydena, gdy przechodzili przez jezdnię i wchodzili na teren parku, który wcześniej pokonywali w odwrotnym kierunku.
      Cóż, ewidentnie starała się wywiązywać jak najlepiej z swoich obowiązków i jeszcze bardziej się starała, mu nie podpaść. Ale może starała się trochę za bardzo, bo w pewnej chwili skupiona na nim i jego reakcji, westchnęła w lekkim zdziwieniu i nawet iyrtacji, gdy z nieba zaczeły spadać na nich wielkie jak grochy ciężkie krople nieprzyjemnie chłodnego deszczu. A Riley nie lubiła zimna, szczególnie że dłonie miała wiecznie lodowate i to wcale jej się nie spodobało. Na szczęście korony drzew nieco ich osłoniły, ale gdy zrywały się krótkie, ale odczuwalne porywy wiatru, w pewnym momencie Riley objeła się ramionami i zagryzła wargę, przyspieszając znacznie. Zapowiadało się na ulewę, taką która nie przejdzie szybko i w ciągu dosłownie chwili zrobiło się szaro, a wokół ludzie zaczęli czmychać. Nie było sensu wracać do sądu, a pewnie i tak do auta dotrą przemoczeni, więc blondynka wyciągneła rękę, łapiąc Zaydena za dłoń.
      - Mieszkam niedaleko, chodźmy - rzuciła głośniej, by usłyszał ją w szumie deszczu. Nie nalegała, nie ciągneła go na siłę, czekała te kilka sekund na jego zgodę, by przebiec dwie ulice gdzieś, gdzie bedzie sucho, ciepło i na pewno bezpieczniej niż na zalanej ulicy. I wcale nie przejmowała się tym, że zanim dobiegną gdziekolwiek zapewne wszystko im przemoknie i żadne z nich już nie bedzie wyglądać tak reprezentacyjnie jak na co dzień.. Cóż, przynajmniej ona.


      Riley

      Usuń
  51. Puściła mimo uszu jego komentarz dotyczący tego, iż nie zgadzał się na rolę testera, w odpowiedzi posyłając mu jedynie rozbawione przelotne spojrzenie. Rzeczywiście się nie zgadzał, nie można było temu zaprzeczyć, aczkolwiek sam zaproponował, by wybrała dla nich coś zamiast białkowego shake’a, zatem Nala resztę interpretowała na swój własny sposób. On zaś jako prawnik prawdopodobnie mógłby oponować z jej logiką. Jednak na całe szczęście nie znajdowali się obecnie na sali sądowej, gdzie każdy jej argument zostałby rozłożony na czynniki pierwsze i poddany surowej analizie. W tej chwili byli tylko oni dwoje, w bardziej swobodnym kontekście, gdzie jej luźniejsze podejście mogło przeważyć. Z drugiej strony, znała go przynajmniej na tyle, by wiedzieć, że jeśli jego sprzeciw byłby naprawdę poważny, z pewnością wyraziłby go w bardziej stanowczy sposób. Jego poczucie humoru i skłonność do przekomarzania się sugerowały, że traktował całą sytuację raczej lekko. Dlatego też, z uśmiechem na twarzy, zdecydowała się kontynuować działania według własnego planu, przyjmując do wiadomości to, że ich znajomość odkąd ponownie się spotkali, była pełna takich małych starć, które nadawały wszystkiemu kolorytu i dynamiki. Nala była przekonana, że każda taka sytuacja pozwalała im się nawzajem poznawać, wprowadzając element gry i wzajemnego zrozumienia.
    Przyglądała mu się z zaciekawieniem, gdy obchodził stół kilkoma długimi krokami, najwyraźniej skupiony na jednej przystawce, a w tym przypadku konkretniej rzecz ujmując deserze, jakim były zachęcająco wyglądające truskawki w czekoladzie. Nie dało się ukryć błysku ekscytacji w jej oczach na widok tej konkretnej słodyczy. Nalani, mimo iż na pierwszy rzut oka idealnie wpasowywałyby się w osobę, która zaczynała od deseru, nie zawsze stosowała się do tej zasady. Kiedyś faktycznie tak było, wychodziła bowiem z założenia, iż najlepiej zaczynać posiłki od tych najprzyjemniejszych dla podniebienia smakołyków.
    Jednakże, z biegiem lat i licznych doświadczeń kulinarnych, Nalani zaczęła doceniać pełnię posiłku, zrozumiawszy, tym samym, że nie zawsze warto rozpoczynać od deseru. Smakowite przystawki, aromatyczne dania główne i wreszcie słodkie desery — wszystko to składało się na harmonijną całość, którą chciała delektować się w pełni, bez pośpiechu. Niekiedy zatem bardziej satysfakcjonujące zdawało jej się pozostawienie sobie przyjemności kosztowania słodyczy na koniec posiłku, jako swego rodzaju nagrodę za cierpliwość. Truskawki w czekoladzie przypominały jej o dawnych czasach, kiedy to beztrosko zaczynała każdy posiłek od deseru, nie przejmując się niczym innym, a teraz ich widok wzbudził w niej dawną namiętność do tego smakołyku. Wyobrażenie ich soczystość, połączona z intensywnym smakiem czekolady, sprawiała, że jej zmysły budziły się do życia.
    Patrząc na Zaydena, który sięgał po truskawkę, bez wahania wsuwając ją do ust, Nalani zastanawiała się, czy on rzeczywiście podziela jej dawną filozofię jedzenia deserów na początku. Czy może, tak jak ona, nauczył się czerpać przyjemność z oczekiwania na ten słodki moment? Jego skupienie na truskawkach w czekoladzie wydawało się jej niezwykle interesujące, a nawet na swój sposób rozczulające, wywołując tym samym specyficzny uśmiech na jej twarzy.
    Słysząc jego słowa, zdecydowała się chwilo odłożyć na stół talerzyk z przystawkami, które przed momentem wybrała i w kilku krokach zbliżyła się do Zaydena, błądząc wzrokiem od jego twarzy do słodkości, które jej proponował.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Doprawdy? — zapytała, wahając się przez chwilę, aczkolwiek była to jedynie poza, ponieważ jej oczy zdradzały, iż miała przemożną ochotę, by wgryźć się w owoc, który jej oferował. Ostatecznie zatem ostrożnie sięgnęła po patyczek, ujmując go szczupłymi palcami, po czym spoglądając mężczyźnie w oczy, wsunęła przysmak do ust. Czekolada była gładka i aksamitna, idealnie kontrastująca z chrupiącą truskawką. Słodki smak z nutką kwaskowatości rozkwitł na jej języku, rozpływając się po podniebieniu, a ona musiało powstrzymać westchnienie zadowolenia.
      Przesunęła koniuszkiem języka po wargach, na których ostał się smak słodyczy, po czym sięgnęła po kolejny patyczek spoczywający na talerzu. Przybliżyła owoc do ust Zaydena i uniosła zaczepnie brew, tak jakby kolejny raz rzucała mu wyzwanie, zastanawiając się, czy w towarzystwie innych ludzi, będzie bardziej się pilnował. Wiedziała, że otaczają ich goście gali, jednak nie zwracała na nich najmniejszej uwagi, zresztą beztroska nigdy nie była dla niej czymś, za co powinna być oceniana.

      Nalani

      Usuń
  52. Doskonale wiedziała, że wyrozumiałość i cierpliwość pana Miles'a to towary deficytowe i na prawdę potrzeba niewiele, aby mu podpaść. Wiedziała też, że był człowiekiem, który nie waha się dać reprymendy i pouczenia, bo sam był kimś, kto błędów niemal nie popełnia przez swój perfekcjonizm i profesjonalizm, a przez to był niezwykle surowy i wymagający. Nie była osobą niezdarną i niedbałą, w pracy wykazywała się wysokim poczuciem odpowiedzialności i obowiązku i starała się na prawdę rzetelnie, by dopiąć wszystko w każdym temacie, jaki jej przekazywał na ostatni guzik. Dzisiejsze przeoczenie było poniekąd winą jej obawy przed konfrontacją z Robertem niczym innym i nie powinno mieć miejsca. Nie chciała się narażać na niezręczność, ale też ostatecznie mogła narazić się swojemu szefowi i gdy spojrzał na nią tak, że nie wiedziała, czy spodziewać się komentarza, czy nie, zagryzła niepewnie wargę, lokując spojrzenie jasnych zielonych tęczówek w jego twarzy. Dzisiaj faktycznie zmarnowała czas, ale jutro już była pewna, że wszystko zostanie dostarczone i tym samym pan Miles nie musiał się już martwić. Na prawdę liczyła na to, że się tym nie martwił, bo jego zmartwienie, mogło się na niej odbić mocniej, niżby chciała. Miał krótki lont, a ona nie zamierzała przyczyniać się do jego podpalenia.
    Riley działała spontanicznie, chwytając Zaydena za dłoń, a jednak musiała przyznać, że przyjemnie ciepłe i pewne miał ręce, gdy objął jej palce i ruszył wraz z nią w stronę mieszkania. Uśmiechnęła się nawet bezwiednie kącikiem warg na tę myśl, chociaż absolutnie nie miała zamiaru go uwodzić, czy testować elastyczności jakichkolwiek dzielących ich granic. Właściwie nie miała żadnych niecnych celów poza tym, by uciec przed deszczem.
    Padało tak mocno, że nim dotarli do jej budynku, czuła jak ubranie przesiąknęło i przylgnęło do jej skóry. Ostatnie kilka metrów już przebiegła, a kostka w wysokich szpilkach nawet jej się nie zahybotała niepewnie. Byli oboje przemoczeni i Riley nie miała nawet zamiaru przejmować się oklapnietą fryzurą, czy rozmazanym makijażem, a była pewna, że tusz spłynął jej po policzkach wraz z kolejnymi ciężkimi kroplami, jakie spadły na jej twarz, rozbijając się na skórze. Otworzyła drzwi do bramy i skierowała się do windy, mieszkała w kilkupiętrowym zmodernizowanym budynku wciśniętym między wysokie biurowce i nowoczesne obiekty użytkowe. Boczna ulica za parkiem w okolicy sądu dawała ciszę i pozwalała na złapanie oddechu w aglomeracji, a to bardzo odpowiadało blondynce. Wcisnęła guzik na odpowiednie piętro i oparła się plecami o ścianę wnętrza, zgarniając z twarzy krótsze pasemka, które przylgnęły jej do mokrego czoła.
    - Nie pytał pan o to, gdzie mieszkam - zauważyła, lekko wzruszając ramieniem i uśmiechnęła się zaraz po propozycji. - To bardzo miłe - przyznała. I pomyślała też o tym, że jeśli ktokolwiek wątpił w to, że stać władczego i bezlitosnego pana Miles'a na uczynność, teraz dostałby po nosie! A ona mogła wymienić jeszcze kilka sytuacji, gdy okazał się łagodnością i dobrocią! - Chętnie będę z panem wracać, przy okazji drogi do sądu, dziękuję - dodała i spojrzała po sobie w dół, widząc że jasna koszula mokra prześwituje i spod niej widać delikatną pastelową bieliznę. Chwyciła przód ubrania i odciągnęła material od skóry w ślad za brunetem, a gdy dotarli na jej piętro, wskazała dłonią, że to czas aby wysiadali.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej mieszkanie było nieduże i utrzymane w stylu na wzór francuskich kamienic. Sufity były wysokie, okna rozległe i dzięki temu całe wnętrze przez większość dnia pozwalało cieszyć się naturalnym światłem. Układ był podłużny, wchodziło się do korytarza ciągnącego się przez niemal całe mieszkanie, po lewej była łazienka z dużym prysznicem , za nią przestrzenny salon z którego przechodziło się do kuchni, z niej do gabinetu, do którego można było przejść również od korytarza. Na końcu zaś po prawej stronie była jej sypialnia z balkonem z widokiem na ulicę od strony parku i to były ostatnie drzwi obok tych do gabinetu z korytarza. Gdy Riley otworzyła drzwi i zaprosiła gestem do środka bruneta, potem zamknęła je i oparła się o nie plecami. Sytuacja że jej szef znalazł się w jej mieszkaniu wydawała się tak absurdalna, niedorzeczna i niemal niemożliwa, że roześmiała się cicho, zaczesujac mokre włosy za ucho. Spojrzała roześmiana na Zaydena i zsunęła z ramion marynarkę, aby złapać mokry materiał nim spadnie na drewniany parkiet.
      - Nie znajdę dla pana garnituru do przebrania, ale może znajdę jakąś koszulkę - zaproponowała, bo w szafie miała kilka męskich ciuchów, w których zwyczajnie wygodnie było jej spać. - Łazienka jest tutaj, ręcznik znajdzie pan w szafce obok umywalki. Mogę pana ubrania wrzucić do suszarki - zaproponowała, chociaż miała wrażenie, że jego garderoba jest wysokiej jakości i takie traktowanie mogłoby bezdusznie zniszczyć jej elementy.
      Zagryzła na krótki moment policzek od środka i zatrzymała spojrzenie niżej, na mokrym materiale koszuli opinającym teraz jego ciało. Przesunęła językiem po dolnej wardze, zbierając z niej smak deszczu i spojrzała znów w oczy bruneta. Pomijając fakt, że pomyślała o czymś, o czym myśleć nie powinna i zrobiło jej się niezwykle gorąco, co równie zdradził rumieniec, to chciała aby nie było niezręcznie, ani dziwnie.
      - Napije się pan czegoś? - spytała ciszej, nagle dziwnie speszona jego obecnością. Jego charyzma była na prawdę onieśmielająca.


      Riley

      Usuń
  53. Riley nie sądziła, że adres jej mieszkania może mieć jakiekolwiek znaczenie w kwestii wypełniania obowiązków, ale faktycznie realizacja zadań związanych z odwiedzeniem sądu byłaby o niebo łatwiejsza, jeśli zlecane byłyby na sam koniec jej dnia pracy. Nie zaproponowała tego wcześniej, nie wyszła przed szereg, bo najzwyczajniej nie wychylała się i nie narażała na jakiekolwiek dodatkowe uwagi i starcia z szefem. Ona wiedziała, że pan Miles jest perfekcjonistą i wydawało jej sie, że praca to jego konik, że on nią wręcz żyje, że ta pochłania go bez reszty, dlatego nic nie bąkneła nawet pod nosem, gdy parokrotnie musiała w środku dnia wyjść do sądu, by dostarczyć dokumentu i wracała później do kancelarii, by pod koniec ośmiogodzinnego dnia dopełniania obowiązków znów pokonać tę samą trasę. Wciąż nie wiedziała, ile może powiedzieć, co zostanie docenione, a co sprawi, że narazi się na cięty komentarz i wciąż uważnie obserwowała Zaydena, ucząc się go ostrożnie.
    Mieszkanie było przyjemne, nie powalało metrażem, ale wydawało się dostatecznie wysokie i jasne, by nie mieć poczucia ciasnoty. Nie było zagracone, a z pozoru chaotycznie rozrzucone meble - każde w innym kolorze i z innego fasonu-w większość białe, w salonie kremowa kanapa i niebieski fotel, w kuchni szare krzesła i jedno czerwone, pasowały do siebie, tworząc charakterystyczny, stylowy wystrój. Wysokie okna wpuszczały światło niemal przez cały dzień, zadbane parkiety i nieszablonowe rozmieszczenie pomieszczeń, dodawały elegancji i świeżości. Dobrze się tu czuła. Miała swoje rzeczy poukładane w szafie w korytarzu naprzeciw łazienki i w komodach w sypialni, a że nigdy nie przepadała za przepychem, nie nazbierała też tylu rzeczy, żeby stworzyć chaos i bałagan. Ogłoszenie o wynajmie podesłała jej mama, której z kolei o okazji wynajmu podpowiedziała znajoma, a była to niezwykła okazja, bo takie miejsce w samym centrum nie powalało ceną. Riley nie mogła nie skorzystać! Sztukateria wisząca na ścianach i wyposażenie należało do właścicielki, zakochanej we francuskiej architekturze starszej pani, która większość roku spędzała w Europie z dziećmi i ostatecznie zostawiała swoje mieszkanie puste. Była to kobieta, którą ponad piętnaście lat temu mama Riley operowała, a teraz zbiegiem okoliczności i przez pocztę pantoflową panie znów złapały kontakt, choć tym razem całe szczęście nie z powodu choroby i problemów zdrowotnych. Młoda Gray im dłużej myślała o tej historii, tym bardziej przypuszczała, że to po prostu musiało tak się potoczyć - ona przenieść do LA, dostać pracę w kancelarii Zaydena i ostatecznie zamieszkać właśnie tutaj; nie wierzyła w przypadki, ale tu zbiegów okoliczności było tak dużo, że nie mogła ich zignorować.
    Wciąż z uśmiechem, przemoczona, ale pogodna, obserwowała jak brunet wiedzie wzrokiem po tej części mieszkania, jaką widzi z miejsca, w którym stał. Czy ją oceniał? Czy oceniał jej mieszkanie? Czy widział francuski akcent i wiedział, że to wiąże się niejako również z jej pochodzeniem? A może próbował ocenić na ile mieszkanie i ona do siebie pasują?! Nawet będąc w obcym miejscu w ogóle nie tracił ani pewności siebie, ani tej siły, jaką emanował i było to coś, co jej imponowało, co ją przyciągało i jednocześnie peszyło.
    - Oh... oczywiście, w porządku - skineła krótko głową, zdumiona unosząc brwi, gdy zaproponował, że zostanie w samych spodniach. Zdecydowanie on nie był zawstydzony tą sytuacją, a Riley powiodła spojrzeniem w ślad za dłońmi Zaydena, chwilę przypatrując się jak rozpina koszulę, a spod niej wygląda umięśnione ciało. I doskonale czuła na sobie jego spojrzenie, więc rumieniec na jej twarzy jedynie się pogłębił, lecz poza tym żadna uwaga nie padła z jej strony.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ta sytuacja była absurdalna, ale nie miała zamiaru się bronić przed okazją zobaczenia jak wygląda pan Miles bez ubrania, to chyba oczywiste! Nie oszukiwała samej siebie, a i miała świadomość, że brunet doskonale odbiera i odczytuje to, co go otacza, więc jej zainteresowanie nie było żadną zagadką. Bezwiednie tylko raz zagryzła dolną wargę, wracając skupionym spojrzeniem do jego twarzy, gdy wyciągnął koszulę w jej strone i ujeła materiał, muskając przy okazji palce bruneta i niech ją piorun strzeli, ale poczuła jak drobne iskierki przebiegły jej po dłoni.
      Odprowadziła go wzrokiem, gdy wszedł do łazienki i chwilę stała w korytarzu, trzymając w palcach mokry materiał jego białej koszuli. Suszarka również była w łazience, ustawiona z pralką w wnęce przed prysznicem, a nawet widząc niedomkniete drzwi chwilę czekała, niepewna czy ma wejść tam w ślad za Zaydenem. Ostatecznie dała mu chwilę, aby się osuszył, zostawiła swoje szpilki obok butów mężczyzny za drzwiami i skierowała do kuchni. Tam koszulę przewiesiła przez oparcie jednego z szarych krzeseł, nalała do dwóch wysokich szklanek zimnej wody i zawróciła z powrotem do łazienki, zgarniając ubranie aby wraz z swoimi wrzucić do suszarki. Zanim weszła zapukała, by dać znać o swojej obecności.
      - Czy jeszcze czegoś pan potrzebuje? - spytała, mijając go i podeszła do maszyny, by do bębna suszarki wrzucić jego koszulę. Odwróciła się w jego stronę, patrząc na starannie rozłożoną marynarkę i kucnęła, by wyprostować rękaw od swojej strony, by rzecz schła bez zagięć. Miała na sobie również przemoczone ubranie, ale zdecydowanie nie zamierzała, a na pewno nie powinna, zdejmować tak swobodnie ubrań przed swoim szefem. On mógł nie mieć hamulców, ale ona nie była taka jak on. Chociaż jakby nie patrzeć, brunet pierwszy widział większy skrawek jej skóry, nie odwrotnie i to on pewnego razu w kancelaryjnej łazience pomagał jej się rozebrać. Na to wspomnienie uśmiechneła się kącikiem ust i posłała mu pytające spojrzenie.
      Wyprostowała się, stając prosto i zaczesała opadające krótsze pasemko z policzka za ucho, ale to uparcie znów wracało w poprzednie miejsce, łaskocząc ją w twarz. Westchneła tylko zrezygnowana, bo nad mokrymi włosami nie miała już całkiem kontroli i usilnie pilnując sie, by nie lustrować odkrytej klatki i umięśnionego brzucha zbyt natarczywie, utrzymywała spojrzenie w twarzy Zaydena. Musiała się przebrać, ale nie mogła zdobyć się na słowa, by wyprosić gościa z łazienki, więc po prostu chwyciła za dół koszuli i wyciagneła ją powoli z spódnicy, która wyjątkowo mocno opinała się na jej udach, to był z jej strony taki subtelny sygnał, że się rozbierze, choć ostatecznie nie mogła mieć pewności, czy to robi panu Milesowi jakąkolwiek różnicę.


      Riley

      Usuń
  54. Gdzieś w odmętach jej świadomości pojawiła się myśl, iż ich zachowanie jakkolwiek niewinne by nie było, mogło mieć swoje konsekwencje w plotkarskich kręgach wyższych sfer. O ile Nalani od dziecka starała się żyć w cieniu, a jej kariera obecnie również nie skupiała na sobie przesadnej uwagi, o tyle sam Zayden był osobą, która wzbudzała zainteresowanie. Był znany w kręgach prawniczych, a choć ona sama nie interesowała się tym działem, wielokrotnie przelotnie słyszała jego nazwisko wyszeptywane przez różne osoby. Gazety również lubiły o nim wspominać, a jego reputacja jako kawalera do wzięcia dodawała mu popularności w Los Angeles, gdzie takie tytuły były na wagę złota. Ona z kolei była bardziej rozpoznawalna dzięki swojemu ojcu, mogło jej to kiedyś przeszkadzać, ale teraz wiedziała, że jest to coś na co nie miała większego wpływu. Pan Hendrix dbał o sferę prywatną i próbował oddzielać swoje życie biznesowe od domowego. Starał się zatem, by jego jedyna córka mogła mieć w miarę normalne dzieciństwo, nawet jeśli jednocześnie wychowywały ją w znacznej mierze opiekunki, uczęszczała do prywatnych szkół, a za kierownicą samochodu częściej widziała szofera niż własnego ojca. Nie chciał jednak, by Nalani mierzyła się z blaskiem fleszy i wszystkimi obciążeniami wiążącymi się z życiem na świeczniku. Próbował zatem od zawsze trzymać brukowców z daleka, co więcej zwykle nawet nie zabierał Nalani na takie wydarzenia jak dla przykładu gale charytatywna, ponieważ sam doskonale wiedział, że nawet na takich spotkaniach bardziej liczyła się chęć promocji niżeli pragnienie niesienia pomocy. Z wiekiem, a zwłaszcza na przestrzeni kilku ostatnich lat, Nala coraz więcej zaczęła udzielać się w wytwórni, a tym samym w pewnym stopniu zaczęła przenikać do świata show biznesu, starała się to robić jednak na własnych zasadach i dotychczas była jedynie cichym pomocnikiem — pomogła przy produkcji kilku utworów, wiele z nich napisała, ukrywając jednak swoje nazwisko. Nie pragnęła rozgłosu, a jej ojciec sam świetnie radził sobie z całą promocją wytwórni. Zresztą ona sama nie wiedziała czy w przyszłości będzie chciała przejąć ten biznes, raczej się na to nie zapatrywała. Jej ojciec również zdawał sobie z tego sprawę, co więcej miał przy sobie wspólników, którzy w przyszłości mogli świadomie i odpowiednio przejąć po nim wytwórnię, właściwie nią zarządzając.
    Jakkolwiek by nie było, nawet jeśli Nalani w pełni nie żyła w blasku świec, wciąż w pewnym stopniu była rozpoznawalna. Zresztą przy boku Zaydena na takiej gali nie można byłoby się skryć i pozostać niezauważonym, a ona też niespecjalnie się kryła. Miała zatem świadomość, że istnieje spore prawdopodobieństwo, iż plotki o ich spotkaniu na gali rozniosą się wśród kręgu obecnych tu osób, a także rozniosą dalej, możliwe, iż nawet dotrą do samego pana Hendrixa. Sęk w tym, że tym faktem Nalani również się nie przejmowała. Znała swojego ojca wystarczająco dobrze, by wiedzieć, że podobne plotki go nie interesowały i nie obchodziły. Pozwalał córce podejmować własne decyzje i zazwyczaj nie ingerował w jej wybory. Wątpiła zatem, by przesadnie komentował spotkanie jej i Zaydena, ufając jej osądom.
    Zayden jak na jej skromne oko był człowiekiem o dużych ambicjach i szerokich kontaktach, które poniekąd były przymusowe w zawodzie, który wykonywał. Jego charyzma i profesjonalizm sprawiały, że znajdował się w centrum uwagi, ponieważ ludzie lgnęli do takich osób, niczym ćmy do światła. Nawet gdyby próbował unikać blasku fleszy, media i tak go znajdowały. Był częstym gościem na okładkach magazynów prawniczych, a jego nazwisko kojarzono z sukcesem i prestiżem. Ta sława jednak miała swoją cenę. W jego życiu nie brakowało plotek i spekulacji, aczkolwiek Nalani znała ten świat i mimo tego, że od czasu do czasu pozwalała sobie prześledzić jakiś artykuł dotyczący jego osoby, wiedziała, że te teksty często nie miały nic wspólnego z rzeczywistością, a zatem starała się nie przykładać do nich większej wagi. Traktowała je jedynie jako pewien pobieżny wgląd do tego co się u niego działo.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszyła się z tego, że przypadkowo spotkali się na plaży, ponieważ tamten wypadek doprowadził do obecnej sytuacji — gdzie już nie tak spontanicznie wpadli na siebie na gali. Ignorowała zatem uwagę i szepty płynące od ludzi na sali, całkowicie skupiając się na mężczyźnie i rozmowie z nim. Poświęcała mu całą swoją uwagę i czuła podobne wibracje z jego strony, tak jakby rzeczywiście zamknęli się w swoim małym świecie i po prostu cieszyli ze swojego towarzystwa, całkowicie się nim zadowalając. Nalani faktycznie była osobą towarzyską, ale nie potrzebowała otaczać się wieloma osobami, by czuć się dobrze. Wystarczył jej jeden dobry kompan i zdawało jej się, iż obecnie udało jej się go znaleźć.
      Nalani uśmiechnęła się delikatnie, widząc, jak Zayden kosztuje truskawki z takim samym zadowoleniem, jak ona chwilę wcześniej, choć tym razem to ona go karmiła. Było coś niesamowicie intymnego w tej wymianie, która dla nich zdawała się być zupełnie naturalna, choć dla obserwujących mogła być czymś zgoła niezrozumiałym. Miała świadomość tego, że ich zachowanie mogło być obserwowane i źle odebrane, ale nie przejmowała się tym. Była również świadoma różnicy wieku między nimi, ale dla niej nigdy nie miało to większego znaczenia. Zarówno w relacji z nim, jak i z innymi osobami. Ludzie wokół mogli być zaskoczeni, zaciekawieni, a nawet zaniepokojeni, ale jej to nie obchodziło. Plotki były nieuniknione, ale Nalani była na nie gotowa. Znała Zaydena wystarczająco i wiedziała, że dla niego również to, co myślą inni, nie miało większego znaczenia. Chciała być po prostu sobą i liczyła na to, że on również czuje się w jej towarzystwie swobodnie. Dlatego Nalani po prostu uśmiechała się ciepło, a jej oczy błyszczały radością, gdy pozostawała nieświadoma lub po prostu celowo ignorowała otaczający ją świat show biznesu.
      Wzruszyła ramionami i wrzuciła do ust jeszcze jedną truskawkę, choć tym razem nie maczała jej w czekoladzie. Truskawki brzmiały zdecydowanie lepiej niżeli shake białkowy, nawet jeśli nie zawierały tyle samo walorów odżywczych. Jednakże grzeszki zwykły smakować lepiej niż te dobre dla ciała rzeczy, a przynajmniej było tak bardzo często.
      — Z naszej dwójki to ja bardziej starałam się dbać o nasze zdrowe odżywianie. — stwierdziła zaczepnie, nawiązując do tego, iż to Zayden zaproponował rozpoczęcie degustacji od deseru. Postanowiła zatem powrócić do swoich porzuconych wcześniej przystawek i sięgnęła po przyszykowany talerzyk. Złapała delikatnie między palce krabową przekąskę i wyciągnęła talerzyk w stronę mężczyzny.
      — Jaką tak właściwie miałeś sprawę do załatwienia? Chyba, że to tajemnica zawodowa, w takim razie uznajmy pytanie za niezadane. — rzuciła, przechylając głowę i przyglądając mu się przy tym ze szczerym zainteresowaniem.

      Nalani

      Usuń
  55. Nie podejrzewała, aby kiedykolwiek będzie mogła być świadkiem, że pan Miles się speszy, albo zawstydzi. On był pewny siebie, czasem zuchwały, często bezczelny, ale nigdy nie był niekulturalny. Miał wysoką klasę, obycie i nawet gdy przekraczał granice, nie robił tego tak do końca, on naginał je maksymalnie, aby dostrzec na ile pozwoli sobie druga strona, lub ile zniesie nim pęknie i ryzy, wstrzemięźliwość, cierpliwość w końcu puszczą w szwach ukazując to, co głebiej siedzi w człowieku. Bardzo interesującym doświadczeniem było przybywanie w pobliżu pana Miles'a, ale o ile w kancelarii odrobinę bardziej na niego uważała, tutaj w swoim własnym miejscu, tak jak przypuszczał, bardziej się rozluźniła. Tutaj nie była w pracy i mogła być bardziej swobodna, choć to nie znaczyło, że nagle pokaże się z zupełnie innej strony. Bo Riley była dobrze wychowana i wyważona w wyrażaniu siebie, a Zayden raczej się nie zaskoczy, obcując z nią jeszcze chwile, nim deszcz nie przestanie padać, albo choć odrobinę w tej ulewie nie zelżeje.
    Na co dzień łagodna, życzliwa i pogodna, nie przybierała masek do pracy. Poza kancelarią również bez trudu nawiązywała nowe znajomości, rozdawała uśmiechy i pozwalała poczuć, że jest po prostu grzeczną i pomocną osobą. Ale poza kancelarią nie musiała uważać i mieć się na baczności, unikać błedów pod czujnym okiem perfekcyjnego przełożonego, więc może ta zmienna pozwoli jej trochę swobodniej podejść do obecności pana Milesa. Szczególnie, że on w tym momencie był o wiele bardziej swobodny, niż kiedykolwiek pozwoli sobie być na ich piętrze biurowca! Nie miał koszuli, był przemoczony i patrzył na nią w taki sposób, na jaki zwykle sobie nie pozwalał, a ona znała to spojrzenie i lubiła uczucie drobniutkich dreszczy, jakie wywoływało na jej skórze.
    Riley nie była kusicielką, żadną femma fatale, ale jak każda młoda kobieta świadoma swojej urody i wdzięku, rozumiała, że są pewne aspekty jej aparycji czy też osobowości, które mogą przyciągać męskie spojrzenia i się mężczyznom podobać. Oczywiście lubiła uwagę i lubiła to uczucie łechcenia ego, kiedy otrzymywała komplement, czy inny wyraz adoracji i choć nie zabiegała o to szczególnie ani często, to potrafiła flirtować. Pan Miles wiedział już, że nie jest nachalna, a jej słowne zaczepki są subtelne, zaskakujące i w dobrym guście, bo nie brak im wyważenia jak i całej osobie blondynki. I teraz sam się wystawił na kolejną słowna grę, bo choć w momencie gdy podszedł do niej blisko, miała wrażenie, że w łazience zaczyna brakować powietrza, nie chciała, nie miała wręcz ochoty odsuwać sie, czy z pomieszczenia uciekać jak trusia mimo rumieńców na twarzy, aby zaczerpnąć oddechu. To nie o tlenie w tym momencie myślała, gdy jej szef stanął krok przed nią, zlustrował uważnie jej sylwetkę, zatrzymując ciemne oczy na wysunietej swobodnie koszuli i zadał pytanie, powracając już do jednej nietypowej sytuacji, jaką mieli jakiś czas temu.
    Zagryzła policzek od środka, trzymując spojrzenie w twarzy Zaydena, gdy stał tak przed nią. Odetchneła nieco głebiej i poczuła, jak bicie serca gubi równy rytm, przyspieszając. On doskonale wiedział co robi, nawet jeśli tylko się bawił i nie miał nic więcej na myśli poza sprowokowaniem jej, albo znów nagięciem jej granic. Ale ona nie była teraz w pracy i nie musiała być tak grzeczna, jak znał ją z poprzednich sytuacji i nawet jeśli to niepoprawna zabawa, chciała szarpnąć którąś z jego nitek, by przekonać sie, jak reaguje na odpowiedzi, na reakcje do swoich akcji.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Potrzebuję chwili, aby się zastanowić... - odezwała się nieco ściszonym, zduszonym głosem, który zdradzał, że wcale nie jest tak spokojna i swobodna, jak gra. Sięgneła palcami wzdłuż materiału koszuli, muskając opuszkami mokrą tkanine spod której prześwitywała koronka delikatnej bielizny i siegneła pierwszego guzika od góry, odsłaniając skórę na dekolcie, gładką i wilgotną po biegu w deszczu. - Bo skoro już pan tutaj jest i oferuje pomoc, niegrzecznie byłoby odmówić - dodała z niewinnym i paradoksalnie uroczym uśmiechem. Nie miała nic złego na myśli, robiła to co on, tyle że w całkiem innej formie, po swojemu. Też chciała poznać, gdzie kończą się jego granice.
      Postąpiła niewielki krok w jego stronę, niwelując ten mały dystans jaki został im do siebie i zadarła podbródek, dosiegając zielonymi tęczówkami tych ciemnych, hebanowych i nieodgadnionych. Co ona najlepszego wyrabiała? Czemu prowokowała i igrała z samym diabłem? Czy fascynował, ciekawił ją tak bardzo, że zapominała kim jest? Odpieła guzik na piersi i rozchyliła wargi, oddychając głebiej. Serce łomotało jej tak głośno, że była pewna, że on też je słyszy i zawahała się, dłoń jej drgnęła i Riley była pewna, że wcale go nie potrzebuje, ale... ale to wcale nie znaczyło, że poza potrzebą nie kryło i nie tliło się też coś innego, co dyktowało jej gesty i słowa, na które się odważyła.
      - Mam tu co prawda bardzo drobny zamek, być może odpowiedni dla pańskich dłoni, ale nie wiem... nie jestem pewna, czy to jest wystarczająco istotne, aby pana zajmować? - to pytanie już niemal wyszeptała, wpatrując się w niego intensywniej niż chwilę temu. Ona wiedziała co robi, jednocześnie zupełnie nie zdając sobie sprawy z wagi tej sytuacji. Riley była zbyt młoda i niedoświadczona, by rozumieć, jak bardzo igrała z ogniem.

      🤍

      Usuń
  56. [Bardzo dziękuję za miłe powitanie. :D Fakt, bliscy Marie byli zszokowani i raczej nie są zachwyceni jej nowo nabytą niezależnością, ale cóż, tak to już w życiu bywa, że najczęściej zaskakują nas ludzie, po których w ogóle się tego nie spodziewamy. Post fabularny, obiecuję, będzie, ale jeszcze nie wiem kiedy. :D Dziękuję raz jeszcze i wzajemnie. :)]

    Marjorie Crain

    OdpowiedzUsuń
  57. Riley nie musiała znać pana Milesa jakoś specjalnie długo, czy dobrze, by mieć tę pewność, jaką miała i dzisiaj, że jest człowiekiem zasadniczym. On po prostu na każdym polu pokazywał, że ma swoje zasady, mocno wyznaczone granice i zawsze wie, co do niego należy, czy czego się od niego oczekuje. To jak na to odpowiadał, to już były inne tematy. Domyślała się zatem, że są kwestie na które sobie pozwala tylko w wyjątkowych sytuacjach, takie granice które nagina często, ale i są rzeczy, do których nigdy nie brnie. Był profesjonalistą i była wręcz pewna, że wszystko co tyczy się kancelarii i tej strefy jego życia, jest uporządkowane i nie sposób nagiąć regulaminów czy tych oficjalnych, czy jego własnych. A jednak dzisiaj ona, jego pracownica, jego bezpośrednia podwładna, stała przed nim, gdy on był rozebrany, a na dodatek prawdopodobnie zaraz pomoże rozebrać się i jej. I czy to nie łamało całej wieży zasad, jakie powinny ich dotyczyć ze względu na współpracę? Czy nie burzyło jego porządku? Czy nie była jego zgubą, pokusą, rysą w gładkiej tafli nienagannego surowego oblicza? Bo on był jej kotwicą do wariactwa, niepoprawności i zarazem ostatnią deską łączącą ją z tym, co realne.
    Kuszenie losu w ich przypadku wywracało cały spokój Riley. Jej policzki płonęły, oczy błyszczały, pierś unosiła sie i opadała w przyspieszonym rytmie, usta miała rozchylone, a w środku czuła rosnące napięcie. Podniecenie i oczekiwanie szarpało jej duszą, a ona czuła się bardzo pogubiona. Pan Miles był starszy, poważny, wpływowy. Mógł się nią zabawić, mógł ją wykorzystać, a ona choć to wiedziała, w ogóle nie zwracała uwagi, jak wiele ich dzieli i że nie powinna w ogóle sie do niego zbliżać. Fascynował ją i pragnęła, aby był blisko. Bliżej niż kiedykolwiek. Pamietała smak jego ust, pamietała uczucie jego warg na swoich i chciała to powtórzyć. A teraz... co stało na przeszkodzie?
    Wstrzymała oddech, gdy przyciągnął ją do siebie i przylgneła do jego odkrytej klatki mokrą koszulą. Był cieplejszy, niż się spodziewała, poczuła jego temperaturę przez cienki prześwitujący od deszczu materiał. Odruchowo uniosła dłonie od guzików i oparła je o barki bruneta, zadzierając podbródek tak, by móc celować śmiało swoim spojrzeniem w ciemne tęczówki. Kącik ust jej zadrgał, podobało jej się to. Podobało jej się, że pierwszy wyciągnął po nią ręce i grał z nią dalej, idąc w zaparte ku niepoprawności, a może i kolejnej chwili zapomnienia.
    - Myślę, że... - podjeła cichutko, wciąż szeptem, choć w mieszkaniu byli sami. - ...że tylko pan może się tym zająć - przyznała, powoli poruszając biodrami, aż otarła się o niego brzuchem i powoli wspieła na palce, przesuwając wargami po jego szczęce i policzku do ucha. Uniosła się, niwelując dystans między ich ciałami i przylgneła drobnymi piersiami do mężczyzny, więc bez pochylania sie, mógł wyswobodzić ją z ubrania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Riley powiodła dłońmi po ramionach Zaydena, przesuwając je po ciepłej skórze wyżej i musneła go przy szyi, oddychając głeboko, gdy chłodne powietrze dosięgło jej odsłoniętych pośladków. Jeśli miałaby przytrzymać się ostatniego strzępu rozsądku, to właśnie tu, teraz, w tym momencie był na to odpowiedni czas, ostania jej szansa, by oprzytomnieć. Zayden miał jej pomóc zdjąć spódnicę, rozpiąć drobny zamek i tego dokonał... Tylko wcale nie chciała się odsuwać i gdy otoczył ją ramionami, poczuła się doskonale, aż jej własne również go objęły, niemo zdradzając pragnienia.
      Nie chciała, aby ten moment się teraz kończył, ale chciała wiedzieć, czy on te pragnienia i myśli, które w niej buzowały, odwzajemnia, więc podniosła spojrzenie, by dostrzec cokolwiek w jego twarzy.


      🤍

      Usuń
  58. Jednym z kluczowych aspektów, przez które nie wyobrażała sobie, by w przyszłości mogła przejąć firmę ojca był również fakt, iż nijak nie odnajdywała się w nawiązywaniu koneksji i zawieraniu kontaktów. Oczywiście lubiła poznawać nowych ludzi, odnajdywała się w towarzystwie i potrafiła zachować, wzbudzić zainteresowanie i kierować rozmową. Jednakże nigdy nie skupiała się na korzyściach, na interesach i tym, by utrzymywać blisko siebie konkretnych ludzi. Jej ojciec był w tym dobry i idealnie potrafił wcielać się w rolę biznesmena, podejmować trudne decyzje, zarządzać twardą ręką. Ona z kolei była zbyt wielkim lekkoduchem, przynajmniej w jej osobistej opinii. Jeśli mogła pochwalić się przydatnymi znajomościami to tylko dlatego, iż rzeczywiście trzymała się blisko z jakąś osobą, a nie była jej coś dłużna lub vice versa. To była ta sfera Los Angeles, w której Nalani zdecydowanie się nie odnajdywała. Wiedziała jednak, że w zawodzie Zaydena znajomości i koneksje były kluczowe i odgrywały ważną rolę podczas zdobywania informacji i wygrywania spraw na sali sądowej.
    Dlatego też nie była nawet zdziwiona powodem jego pojawienia się na gali. Wątpliwym wszakże wydawało jej się, by przybył tu dla czystej przyjemności, sama zresztą sama z siebie nie wybrałaby tego typu gali na spędzanie wolnego wieczoru. Na dobrą sprawę była tu dzisiaj tylko i wyłącznie ze względu na Zaydena i chęci zestawienia obrazu jego osoby z czasów obecnych z tą, którą miała w swoich wyobrażeniach. Nawet gdyby jej ojciec jednak nie wyjechał w sprawach służbowych i się tu pojawił istniały nikłe szanse na to, by mu towarzyszyła. Pewien prawnik jednak zdołał skusić ją wystarczająco, choć Nala wiedziała, że sama nie chce zostawać na tym wydarzeniu przesadnie długo, bo w jej głowie już majaczył plan, jak urozmaicić ten wieczór. Liczyła również na to, że Zayden zgodzi się jej towarzyszyć.
    — Dla mnie jest ciekawe, choć wiem, że nie możesz mi zdradzić zbyt wiele. Tajemnice służbowe mogłyby być interesujące, ale wyjawione nie byłyby już „tajemnicami”. — stwierdziła z uśmiechem, sięgając po jedną z przekąsek przyszykowanych na talerzyku, by uraczyć swoje podniebienie tym razem słonym daniem. Impreza sama w sobie mogła być nudna, ale należało oddać organizatorom, iż jedzenie było wyborne.
    Postanowiła również nie proponować swojej pomocy mężczyźnie, ponieważ podejrzewała, że udało mu się załatwić to, po co przyszedł. W przeciwnym razie prawdopodobnie nie stałby tu teraz i nie gawędził z nią tak swobodnie, gdyż zdawał się być człowiekiem misji, który dopełniłby swoich celów ponad wszystko. Nawet jeśli na drodze stanęłaby mu taka osoba jak Nalani.
    — Domyślam się, jak musiałeś mnie zapamiętać. — stwierdziła, a w jej oczach na chwilę zabłysnęła nostalgia, aczkolwiek zniknęła wraz z mrugnięciem jej zielonkawych tęczówek, zastąpiona przez standardową iskrę promienności.
    Nieczęsto wracała myślami do tamtych czasów, rzadko również rozmawiała o swojej chorobie, głównie przez fakt, iż niewiele osób wiedziało o tym, przez co przeszła i jaką walkę przetrwała. Zayden znajdował się w tej nielicznej grupie osób, które znały prawdę o prawdziwym powodzie jej wycofania się z życia publicznego te kilka lat temu i poniekąd czuła się przez to obnażona, a jednocześnie cieszył ją fakt, iż mężczyzna znał jej historię i nie rozczulał się nad nią. Nie potrzebowała łzawych spojrzeń czy litości, nawet w czasach choroby przyprawiało ją to o mdłości, ponieważ ona sama starała się nad sobą nie rozczulać.
    Musiałaby żyć jednak w wyparciu, gdyby całkowicie odcięła się od tego co ją spotkało, a tak wcale nie było. Wiedziała co ją dotknęło i choć nie myślała o tym każdego dnia, z tyłu głowy zawsze czaiło się przypomnienie o kruchości życia. Wspomnienia choroby i okresu walki z czasem zblakły, aczkolwiek nigdy nie zniknęły całkowicie. Były nieodzowną częścią jej jestestwa, poniekąd ukształtowały to, jaką osobą była dzisiaj – wdzięczną i doceniającą każdy dzień, starającą się wykrzesać jak najwięcej z nawet najmniej istotnych chwil z życia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Studiuję na Uniwersytecie Muzycznym, chyba można powiedzieć, że poszłam w ślady ojca. — dodała po chwili z lekkim rozbawieniem, ponieważ kiedyś mało kto zakładał, że Nalani rzeczywiście zdecyduje się na jakąś konkretną ścieżkę edukacji. Już jako dziecko przejawiała cechy wolnego ptaka pragnącego zostać bardziej obieżyświatem, niż kimś, kto zakotwiczy w jednym miejscu na dłużej. Życie jednak zweryfikowało jej plany, a choć teraz mogła śmiało podróżować i codziennie zmieniać miejsce zamieszkania, pragnęła zapewnić sobie również pewną stabilność. Jakaś jej część robiła to również dla ojca. Choroba ich do siebie zbliżyła, a on sam, choć nigdy nie powiedział tego wprost, a jedynie w zawoalowanych aluzjach, pragnął mieć jedyną córkę blisko siebie. Nie miała jeszcze pewności, co zrobi po skończeniu studiów i czy rzeczywiście zostanie częścią wytwórni, czy jednak ruszy w świat, jednak nie wybiegała aż tak daleko w przyszłość. Nie była osobą, która wyobrażała sobie samą siebie za dziesięć lat, bo wiedziała, że w jej przypadku nie wszystko może się spełnić. Dlatego przez większość czasu żyła chwilą i cieszyła się z tego, że w tym konkretnym momencie była po prostu szczęśliwa i spełniona. Na ten moment nie czuła w sobie silnej potrzeby poszukiwania czegoś nowego, dlatego osiadła w Los Angeles.

      Nalani

      Usuń
  59. Tak łatwo było ulec tej chwili... Tak swobodnie i zwyczajnie, łatwo było się do niego przytulić, objąć go i badać jego skórę! Zupełnie jakby się go nie bała, jakby nie uważała na niego, jak na najgorszego diabła! Tak łatwo było poddać się jego dotykowi, utonąć w bliskości i popłynąć z nurtem dyktowanym przez rosnące pragnienia. Riley czuła, jak jej ciało mięknie w ramionach pana Milesa, a pod skórą budzi się żar, czuła pulsowanie w podbrzuszu i mocne uderzenia serca i był to pierwszy raz, gdy otwarcie i śmiało zdradziła się z swoimi słabościami, bardzo bezpośrednio pokazując, jak go pragnie. Wiedziała, że jej szef domyśla się, a może wręcz już wie, że Riley jest nim zafascynowana. Ona tak samo wiedziała, że podoba mu się jej aparycja. To nie zmieniało ich ról w kancelarii i tego, na jakich zasadach muszą z sobą współpracować. Była naiwna i wrażliwa, ale nie była głupia i wiedziała, że nawet gdyby teraz ulegli chwili, jutro między nimi nic by się nie zmieniło. Nie wierzyła w bajki, nie oczekiwała cudów, nie miała złudnych nadziei, że nagle Zayden zmieni się o sto osiemdziesiąt stopni i zacznie okazywać jej jakieś ciepłe afekty. Otóż nie... ona tylko ulegała chwili. Ale faktycznie w przeciwieństwie do niego, nie myślała o konsekwencjach, skupiała się tylko na tym, co było i co miała przy sobie.
    Kiedy otoczył ją ramionami, przestała się wahać i zastanawiać, co powinna zrobić i jak wybrnąć z tej sytuacji. Całe zmieszanie prysnęło, bo przecież nie miała się czego bać, wiedziała co robi, zapraszając mężczyznę do siebie. Przysuneła się do niego instynktownie, tak samo ułożyła na nim delikatne, jasne dłonie i uniosła sie, muskając jego szczękę i policzek ciepłymi wargami, gdy ją przyciągnął do siebie i nagle byli bliżej, niż kiedykolwiek. Nie prowokowała go, nie kusiła w krzywdzący i nachalny sposób, po prostu poddała się mu, ulegając wzajemnemu przyciąganiu. Czuła się w mieszkaniu pewniej i zapewne dlatego do tego wszystkiego doszło, bo nawet w windzie, to pan Miles sam pierwszy rozpoczął ich namiętne pocałunki i bynajmniej nie mogła wtedy wyglądać bardziej pociągająco niż w tej chwili.
    Czuła, jak brunet reaguje na jej zaczepki, jak nabiera głebszego wdechu i lekko napina barki, by utrzymać samokontrolę. Wstarczyło by znów wspiąć się nieznacznie na palce do góry i już mogłaby dosięgnąć jego ust! Uśmiechneła się kącikami ust w niewinnym wyrazie, bo zupełnie nie sprawiło jej to przyjemności i nie dało satysfakcji, podbijając samoocenę. To wydało jej się wręcz urocze, choć zwykle ta swoista zasadniczość pana Milesa, ją odrobinę przerażała. Westchneła cicho, czując jak materiał spódnicy osuwa się wzdłuż jej smukłych nóg, by wylądować cicho na kafelkach łazienkowej posadzki. Powoli wróciła na pięty i chwytając jego spojrzenie w swoje, prześledziła wyraz oczu mężczyzny, wyłapując w nich żywe iskierki zdradzające chyba poruszenie. Jej gesty były śmiałe, ale nie chodziło jej o nic innego jak o... pocałunek! Oh tak pragneła znów poczuć go na ustach. Cóż, to dopiero była naiwność z jej strony i przekonałaby sie o tym dość szybko, gdyby tylko poznała myśli pana Milesa, bo te wybiegły zdecydowanie o wiele, wiele dalej.
    Zsunęła dłonie z jego barków na tors, przykładając chłodne palce do torsu bruneta i pokręciła lekko głową. Zdecydowanie źle ją oceniał, polegając na niewinnej aparycji, nie doceniał jej i może mogła go jeszcze czasami zaskoczyć. Tak jak dziś.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. - Jest całkiem miękkie, ale silne - wyznała, bo nie była to żadna tajemnica i Zayden nie musiał się wcale nad tym zastanawiać. Chyba nie rozumieli tego do końca tak samo. Riley wciąż tkwiła w bieżącym momencie, w tej jednej chwili, nie wybiegając w przyszłość. Ona w ogóle nie brała pod uwagę, że mogłaby przespać się z szefem, albo nawiązać z nim jakikolwiek romans! Był nieosiągalny, zakazany dla niej, tylko... tylko tak cholernie kuszący i interesujący.
      Opuściła spojrzenie do swoich dłoni których blada skóra odcinała się na smagniętej słońcem bruneta i lekko zgieła palce, badając opuszkami fakturę jego ciała. Nawet to, jak różnią się pod tym względem było ciekawe. Stanowili swoje totalne przeciwieństwa, a jednak... nie odpychało jej to. Wręcz przeciwnie.
      - To bardzo silne serce, panie Miles - zapewniła rzeczowo, znów zaglądając mu w oczy. Jeśli się nad czymś wahał, to nie mogła mu pomóc w podjęciu decyzji, bo nie wiedziała o wątpliwościach. Miał rozterki moralne? Toż to byłoby dopiero zadziwiające. Ostatecznie nie robili nic złego. On nie robił nic złego, pomógł jej uporać się z mokrym ubraniem, a ona... ona się tylko na nim oparła, dla równowagi. Nadal jednak tkwili objęci, ale to zupełnie jej nie przeszkadzało, mogłaby tak stać jeszcze choć kilka chwil. Było to bardzo przyjemne.


      🤍

      Usuń
  60. Nalani miała specyficzne podejście do życia obecnego, jak również do tego, co miało się wydarzyć w przyszłości. Urodziła się jako optymistka i marzycielka o lekkim sercu, które co prawda ze względu na chorobę zostało zahartowane, wciąż pozostawało swawolne niczym kolorowy motyl. Od zawsze widziała szklankę do połowy pełną, przeszkody postrzegała jako wyzwania, a nie przeciwności. Na ciemnym niebie dostrzegała bezkresny wszechświat, w ledwie dostrzegalnych gwiazdach widziała przebłyski wyjątkowości. Jej matka przelała na nią sposób, w jaki sama żyła – w blasku światła, świecie, w którym sięgało się po dobro, szukało magicznej iskry, która sprawiała, że czas się zatrzymywał. Nalani, tak jak jej rodzicielka, była niczym słońce.
    Jednakże w całej swej radości i delikatności widziała też realia wszechświata, a wraz z tym swoje osobiste granice. Gdyby świat był idealnym miejscem, zapewne już by jej nie było w Los Angeles, gdyż po ukończeniu szkoły średniej ruszyłaby w świat ze swoim aparatem, decydując się na wędrowniczy tryb życia do czasu znalezienia miejsca, w którym postanowiłaby ostatecznie osiąść. Ten plan jednak został zaburzony przez chorobę i okres walki, który jednocześnie wydłużył, chociażby jej edukację. Przez to na przestrzeni lat powstała w niej pewna stabilność, a w jej umyśle zagościł większy racjonalizm. Zdecydowała się zdobyć dyplom uczelni wyższej i spróbować swoich sił w wytwórni muzycznej, w czym zresztą się odnalazła. Mogła pomagać artystom w kreowaniu muzyki, urzeczywistniać ich wizje. Podczas pisania tekstów mogła przelewać na papier swoje marzenia, lęki, wątpliwości, uniesienia, pozwalając jednocześnie, by ktoś inny wlał życie w słowa, które tworzyła. Naprawdę lubiła to robić i mogła śmiało stwierdzić, iż jak na swoje dotychczasowe doświadczenie była w tym wszystkim naprawdę dobra. Zapewne wpływ na to miał fakt, iż wychowywała się w otoczeniu muzyków, dorastając, spędzała godziny w studiu nagraniowym wraz z ojcem, podglądając innych utalentowanych dźwiękowców, popatrując ich sztuczki i chłonąc wiedzę, którą posiadali. Nie można jej było jednak odmówić tego, iż poświęciła się nauce i zdobywaniu praktyki, by nikt nie mógł jej zarzucić, iż cały swój sukces zawdzięczała wpływowemu ojcu, choć i takie komentarze się pojawiały, aczkolwiek nauczyła się nie zwracać na nie zbytniej uwagi, gdyż sama wiedziała ile jej praca jest warta.
    Mimo tego wszystkiego szczerze musiała przyznać, że jeśli myślała uparcie o przyszłości, nie widziała siebie pracującej na stałe w wytwórni. Jej ojciec mógł pragnąć, by jego córka stała się częścią imperium, które zbudował. Ona jednak pragnęła przede wszystkim przeżywać i doświadczać nowych rzeczy, przynajmniej dopóki to wewnętrzne pragnienie smakowania nowości wreszcie nie zostałoby zaspokojone. Jej przyszłość nie była tak klarowna jak w przypadku innych ludzi. Wszakże w dalszym ciągu znajdowała się w stadium remisji choroby i wszystko zawsze mogło się zmienić. Jednak to nie sprawiało, że przestawała żyć i oczekiwała najgorszego. Znała swoje limity, ale wierzyła też w to, że miała przed sobą czas wystarczający, by poznać świat i odkryć w nim samą siebie. Jakaś jej część od zawsze wiedziała, że po zdobyciu dyplomu ruszy w świat, choćby po to, by móc sfotografować najpiękniejsze zakątki kuli ziemskiej na swój własny sposób. Druga jednak trzymała te myśli w ryzach i nie wypowiadała ich głośno, po prostu ciesząc się chwilą obecną.
    — Myślę, że zarówno ja, jak i mój ojciec wiemy, że w przyszłości nie stanę u jego boku, a z pewnością nie przejmę sterów w wytwórni. To jego dziecko, nie moje, a ja nie mam w sobie smykałki lidera. — wyjaśniła zgodnie z prawdą, wzruszając lekko ramionami. — Jednak lubię tworzyć muzykę, to wyzwalające i daje satysfakcję, nie chciałabym z tego rezygnować, aczkolwiek jest jeszcze wiele innych rzeczy, których chciałabym doświadczyć. — dodała, postanawiając nie kontynuować tej myśli, przynajmniej nie teraz.

    OdpowiedzUsuń
  61. Uznała, że będzie to dobry moment, by grzecznie zniknąć z imprezy. Obydwoje się na niej pojawili, zostali wystarczająco długo, by zostać zauważonymi, nawet jeśli jej wyjście w tym momencie byłoby nietaktowne, nie przejmowała się tym specjalnie. W gruncie rzeczy miało jej tu nawet nie być, a Zayden załatwił już to, czego potrzebował, nic ich tu dłużej nie trzymało. Z tą myślą skupiła chwilowo wzrok na barmanie, który uwijał się przy robieniu drinków, dla tych gości, którzy zażyczyli sobie czegoś innego niżeli szampan rozdawany przez kelnerów.
    — Co powiesz na spacer po ogrodzie? — zapytała z uśmiechem, wracając wzrokiem do mężczyzny. Nie wiedziała, czy miał jakieś jeszcze plany na dzisiejszą noc, mógł również chcieć wrócić do domu wcześniej, by wypocząć przed dniem jutrzejszym. Nie chciała go zatem do niczego zmuszać, choć w głębi liczyła, że Zayden postanowi zaryzykować i spędzi z nią jeszcze trochę czasu.

    Nalani

    OdpowiedzUsuń
  62. Riley oczywiście wiedziała, że nie ma prawa zachowywać się wobec Pana Milesa tak, jak doszło do tego chwilę temu. I w windzie. I w łazience. Wiedziała również, że on także nie ma prawa zachowywać się wobec niej w taki sposób. To było nieodpowiednie, niedopuszczalne, absolutnie niepoprawne. A jednak doszło między nimi do kilku napiętych bliskości i blondynka nie żałowała ani jednego z tych momentów. Jej szef był mężczyzną przystojnym, pełnym charyzmy i pasji, na pewno podobał się i fascynował wiele kobiet, a młoda Gray wcale nie czuła, nie wyobrażała sobie, że jest wyjątkiem. To po prostu się działo, ta chemia między nimi, a przecież żadne nie doprowadzało do zbliżeń naumyślnie. Chyba... Nie czuła się osaczona, miała również nadzieję, że pan Miles nie czuje z jej strony żadnej presji, bo jej tam nie było! Riley nie planowała żadnych zaczepek, a była wręcz zdania, że w pracy zachowuje się porządnie i profesjonalnie.
    Zayden odrobinę przeceniał jej pewność siebie i umiejętność uwodzenia. Blondynka była młoda, świadoma swojego ciała, urody i wartości, ale do wprawnej kusicielki jeszcze wiele jej brakowało. Zresztą, prawdopodobnie przez jej łagodny charakter, wcale nią nie zostanie. Przy brunecie poczuła się nieco pewniej i swobodniej, odpowiadała na jego gesty, zareagowała na bliskość, wiedziona co prawda własnymi pragnieniami, ale wciąż nie wydawało się to zbyt nachalne. Nie robiła nic bardziej zdrożnego niż mężczyzna. Jednak ostatecznie chyba się trochę zapędziła. Bo gdy zsunęła spojrzenie w dół na jego usta i przygryzła własne, a pan Miles cofnął dłonie i ją wyminął, drgnęła, czując się... Dziwnie. Troszkę zbita z tropu, zaskoczona i może nawet odrobinę rozczarowana. Przełknęła ślinę, oddychając zaraz głęboko i obróciła się za mężczyzną. Stała teraz w samej koszuli narzuconej na bieliznę i choć wiedziała, że ten krok był najlepszym, jaki Zayden mógł w tej chwili wykonać, poczuła pustkę. Mógł zrobić tak wiele, a wybrał zdrowy rozsadek za nich dwoje. Było jej miło w jego ramionach, ale to powinno być dla niej już pierwszym wielkim czerwonym znakiem ostrzegawczym. Był jej przełożonym i w tych okolicznościach granice były klarowne i jasno wyznaczone. Powinna trzymać dystans, albo szukać innej pracy, bo to że zacznie ja gryźć i męczyć ta fascynacja, było łatwe do przewidzenia. I chyba dla obojga z nich.
    - Panie Miles... - zwróciła się do bruneta, wychodząc z materiału spódnicy, który upadł u jej stóp i podeszła do niego w kilku drobnych krokach. Przytrzymała materiał koszuli z przodu, aby nie odsłaniać już nic więcej i wyciągnęła dłoń, sięgając klamki do drzwi łazienki. - Kuchnia jest po prawej stronie jak łazienka, kolejno za salonem, proszę się czuć swobodnie, na stole czeka woda - poinformowała spokojnie, choć w środku drżała, a serce waliło jej jak młot. I ostatni raz spojrzała mu w oczy z taką śmiałością, ciekawością i fascynacją, a wiedziała że jej własne błyszczą od tego, co czuje i co się w niej kotłuje. Otworzyla mu drzwi, by zaraz je za nim zamknąć, gdy mężczyzna wyjdzie i przekręcić zamek od środka.
    Riley była uczciwa, uczuciowa i wrażliwa. Nie miała nigdy niepoprawnego romansu i nawet żadnego nie planowała. Uległa chwili, ale nie widziała w tym żadnego wielkiego zła, skoro w windzie pan Miles również jej uległ, a nawet posunął się o krok dalej, całując ją. Podobało jej się, ta jego chwila słabości i kolejne pełne namiętności. Czuła się wtedy wolna, choć następnie przyszły wyrzuty sumienia. Czy to nie był paradoks? Ostatecznie chciała to powtórzyć, chciała go znów posmakować, tyle że teraz dochodziła do wniosku, że on wcale tego nie chce. I najwidoczniej uległ chwili raz, ale może źle to zinterpretowała, bo może to był jego sposób, aby jej pomóc wyjść z ataku paniki. I bardzo możliwe, że wszystkiemu dopisała zbyt wiele znaczeń i dodała do tego szczyptę emocji, jakich wcale nie było... W końcu pan Miles był człowiekiem czynu, człowiekiem rzeczowym i na pewno nie w głowie mu żadne spoufalania z kimkolwiek. I ona nie była kimś szczególnym, by go kusić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. - No pięknie, Riley ... Szukasz kłopotów - burknęła później do siebie , patrząc w swoje odbicie w lustrze i widząc jak w otwartej księdze, co się w niej toczy. Jej twarz a szczególnie oczy, zdradzały wszystko.
      Osuszyła się ręcznikiem, podpieła część włosów do tyłu i ubrała miękki, wygodny komplet.


      Zmyła resztki makijażu i musnęła tylko usta ulubionym błyszczykiem i wyszła do pana Miles'a po chwili. Twarz dalej zdobiły jej głębokie rumieńce, ale to chyba akurat nie było zdumiewające, skoro chwilę wcześniej rozbierał ją jeden z najbardziej bezpośrednich i też bezczelnych mężczyzn, jakiego spotkała w życiu. Oj zdecydowanie Zayden był wyjątkowy.


      Riley

      Usuń
  63. Mimo wszelkiej niepoprawności, nie doszło między nimi ani razu do niczego złego, nie zaszli za daleko, a sama Riley nie uważała, aby musieli z czymkolwiek poprzestawać. Była na etapie dużej ciekawości i fascynacji, wciąż poznawała pana Milesa i to przede wszystkim jako swojego szefa, dlatego też w ocenie sytuacji nie wychodziła nigdzie dalej. Może to ogromna naiwność z jej strony, ale nie zapędzała się w żadne przewidywania, dokąd mogłyby ich zaprowadzić takie ryzykowne zachowania i wywoływanie iskier, tylko by zaspokoić fascynację. Nie sądziła po prostu, aby granice cierpliwości i wstrzemięźliwości jej szefa kiedykolwiek miałyby popekać w szwach i nie utrzymać go w ryzach. I tym bardziej wiedziała, że ona sama nigdy ani go nie sprowokuje do takiego stopnia, ani nie postąpi sama tak, by przekroczyć niewidzialne, a jednak wyraźne granice. Wierzyła, że nawet jeśli znów zbliżą się do cieniutkiej granicy ryzyka, oboje wycofają się tak samo opanowani jak do tej pory, nawet jeśli serce w takich momentach biło jej zdecydowanie zbyt szybko, a i oddech przyspieszał, gdy krew zaczynała buzować w żyłach i wyobraźnia szalała.
    Riley była młoda, drobna, zgrabna, wiedziała, że ma aparycję na której przyjemnie zawiesić mężczyznom oko i ładną buzię. Nie była próżna, ani sztucznie skromna, po prostu świadoma siebie i tego, czym obdarzyła ją natura. Była jednak również skromna i rzetelna i bardziej ceniła intelekt, niż urodę, wierząc w idee, a nie to co przemija zbyt łatwo i szybko. Zatrudniając się w kancelarii i w ogóle podążając drogą prawa, która była trudna i czasami niezwykle wyboista, zderzała się z ścianami raz po raz, napotykała trudności i przeszkody, których pokonanie chwilami wydawało się wręcz niemożliwe. Była pracowita i uparta, choć nie brakowało jej kultury i dobrego wychowania, wiedziała, kiedy należy ustąpić i nie brneła po trupach do celu. Liczyła, że jej przełożony to doceni, czy to pan Miles, czy kiedyś ktoś następny w przyszłości i to, jak wygląda, nie będzie miało znaczenia. Nie była jednak głupia, wiedziała, że musi udowodnić swoją wartość i na zaufanie zasłużyć niezależnie od twarzy, rozmiaru żakietu, czy nawet nazwiska których się nie chwaliła, bo to jak się prezentuje, dodaje jej punktów, ale nie w tej sferze, w jakiej powinno. Tutaj, w dziwnej i pełnej iskier relacji z brunetem, chwilami się gubiła, czy to jednak dobrze, czy źle, bo gdy te iskry leciały, podobało jej się to i chwilami sądziła, że jedno nie przeczy wcale drugiemu.
    Uwaga i zainteresowanie pana Milesa, nie zawsze wydawały jej sie komplementem. Był zbyt czujny, uważny i wydawał się podobny do drapieżnika, który zawsze znajdzie okazję do ataku, a długie obserwacje pozwalają mu po prostu poznać zdobycz. Czasami czuła się tak, jakby na nią polował, jakby miała zostać jego ofiarą. Nawet teraz, gdy zmierzył ją uważnie, lekko przycisneła do siebie ramiona, utrzymując jednak prosto postawę i pochwyciła jego wzrok, podchodząc bliżej. Nie była najdzielniejsza, ale do tchórza było jej zdecydowanie dalej. W tej delikatnej urodzie było sporo siły charakteru. Sięgnęła szklanki i przysiadła na krześle obok czerwonego, zostawiając przestrzeń dla gościa. Oparła stopę o brzeg siedziska i objeła ramionami kolano, unosząc brew zaskoczona pytaniem. Uśmiechneła się pogodnie i odchyliła plecy w tył, upijając większy łyk, dla schłodzenia gardła.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Nie tutaj - przyznała od razu, ale potrzebowała chwili, aby się zastanowić. Odchyliła się w tył, patrząc przez ramię w tył na przejście do salonu, a potem zaczesała krótsze kosmyki znad czoła w tył, choć te uparcie uciekały zza ucha i znów łaskotały ją po czole, a więc ponownie przesuneła palcami po jasnych kosmykach, by nad nimi zapanować. - Nie przebywam w mieszkaniu za często, ale chyba sypialnia wygrywa, w końcu w niej śpię kilka godzin co noc - oceniła w końcu, patrząc znów na mężczyzna i skoro już stał przed nią w półnegliżu, wcale niedyskretnie i może odrobinę niekontrolowanie przesuneła głodnym spojrzeniem po jego ciele. Tak jawnie głodnym, że gdyby miał jakiekolwiek jeszcze wątpliwości, czy Riley świadomie go zaczepia, wyparowałyby na pewno w tym momencie.
      Uśmiechneła się zaraz jednak niewinnie, bez żadnych splatanych myśli i wniosków po tym, czym nacieszyły się jej ocz i upiła jeszcze jeden łyk, ciekawa podobnej kwestii.
      - A pan? Gdzie pan u siebie w mieszkaniu najczęściej przebywa? - spytała tak po prostu, swobodnie i lekko, przechylając się lekko w jedną stronę. Wyobrażała sobie, że w mieszkaniu Zaydena jest ciemna sypialnia, duża i chłodna łazienka i choć nie potrafiła wyobrazić sobie, jak wyglądałaby jego kuchnia, to była niemal pewna, że jest tam gabinet, może nawet bardzo podobny do tego w biurowcu na dwudziestym pierwszym piętrze. I tam, w tym gabinecie, czuła, że może być jego ulubione miejsce. - Gdzie pan przebywa najczęściej poza kancelarią? - dodała jeszcze kolejne pytanie, korzystając z okazji, że atmosfera była mniej formalna niż zwykle i miała ogromną nadzieję, że brunet jej za to nie zgani. Bo to może pierwsza i ostatnia taka okazja!
      Riley 🤍

      Usuń
  64. Riley nie do końca świadomie wysyłała mu pewne sygnały. Całkiem jednak świadomie uśmiechała się wesoło, patrzyła na niego z żywym zainteresowaniem i ogólnie była go ciekawa, tak po prostu, bez podtekstów. Był charyzmatyczny, intrygujący, przystojny i piekielnie inteligentny, tworzył mieszankę człowieka sukcesu, a ona czuła, że nie tylko może się wiele od niego nauczyć, ale dzięki tej znajomości i pracy pod jego złotymi skrzydłami, sama osiągnie wiele. To że niekiedy nie była tylko jego asystentką, a kobietą, której podoba sie to, co widzi, to przecież nic złego. Wciąż nie pociągneła za takie sznurki, aby zrujnować ich relację i współpracę i może nawet nie była w stanie tego zrobić, bo chyba nawet do końca nie wiedziała jak. Pan Miles doskonale trzymał się wyznaczanych samemu sobie granic, a jeśli je przekraczał, to tylko wedle własnego uznania i ku własnej przyjemności. To zresztą łatwo i szybko wyłapała, przebywając w jego towarzystwie - on wyznaczał zasady gry i jej tempo na każdym polu.
    Nie sądziła, że jest pod czujną analizą bruneta, ale nie byłoby to wcale niczym zaskakującym. To właśnie było w jego stylu - obserwować i zapamietywać, a kiedyś to wykorzystać. Przypominał jej sprytnego węża, który oplata się wokół ofiary i z początku jest pieszczotliwy, badając możliwie jak największy obszar, do którego może sięgnąć, by ostatecznie zadać cios precyzyjnie, błyskawicznie i bezlitośnie. Było w nim coś, co kazało jej uważać i pewnie dlatego w kancelarii pracowała na najwyższych obrotach, mając oczy dookoła głowy, tyle że Riley nie chciała nieustannie mieć się na baczności. Szczególnie że teraz była w swoim mieszkaniu, w którym wracała odpoczywać. Lubiła ufać ludziom, lubiła w nich wierzyć i może zbyt swobodnie czuła się teraz przy Zaydenie, ale nie uważała go za żadne zagrożenie. To również mógł być błąd, bo nie poprzestał być jej szefem, nawet jeśli siedział przed nią rozebrany i byli z dala od kancelarii, a jej otwartość mogła mu zdradzić coś, co nie spodoba mu się w ich dalszej współpracy. Dla Riley po prostu praca nie była życiem, a pan Miles potworem.
    Uśmiechnęła się, słysząc własne słowa z jego ust i zaraz uśmiechnęła się szeroko, gdy wspomniał o plaży. Usiadła prosto, opuszczając nogi na podłogę i uniosła szklankę do ust, upijając większy łyk zimnej wody.
    - Mam w planach wybrać się na tę plażę - przyznała z ożywieniem wesoło, nawet myśląc sobie, że być może spotkają się kiedyś tam przypadkiem! Byłoby to może za wiele spotkań z panem Milesem, ale na pewno kolejne, niezobowiązujące i poza biurem mogłoby być ciekawe. Zresztą każde spotkanie z nim takie było i każde Riley zapamiętywała, nawet jeśli ewidentnie zdradzało to jej zauroczenie starszym mężczyzną. - Pływa pan w oceanie? - zagadnęła jeszcze, próbując zgadnąć, co tam ściąga poważnego człowieka w garniturze. Cóż... tam na pewno garnituru nie nosi, a więc musiało być to coś wyjątkowego, bo chwilami wydawało się, że Zayden i krawat do siebie przyrosły!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przechyliła lekko głowę, czując jak gęste włosy łaskoczą ją po plecach, przesuwając się wraz z tym ruchem ku ramieniu, gdy przyglądała się z uśmiechem swobodzie Zaydena. Nigdy w kancelarii i na żadnym spotkaniu tak się nie rozsiadał. Zwykle był poważny i miał minę, z której nie dało się nic wyczytać. Teraz co prawda jego mimika również była opanowana, ale męska postawa zdradzała więcej i miała też wrażenie, że oczy mu przemówiły! Był na prawdę ciekawym człowiekiem. I pięknym w tej swojej zbroi, to pewne.
      - Nie mogę...? - powtórzyła za nim trochę zaskoczona takim pytaniem i zaśmiała się krótko, przysłaniając usta. Usiadła podobnie jak on, głebiej osadzając ciało na krześle i oparła plecy, zakładając jedną nogę na drugą. - Raczej nie chcę, jest tyle do zobaczenia i spróbowania, a nikt mnie do niczego nie zmusza - sprostowała wesoło, lekko poruszając stopą w powietrzu. - Mam dwa większe psy, uwielbiam z nimi biegać. W ogóle bardzo lubię biegać, spacerować, zwiedzać, oglądać, wie Pan? - posłała mu kolejny pogodny uśmiech, choć właściwie nie przestawała się uśmiechać, a teraz jeszcze wyraźnie się ożywiła. Chyba nie było niczym dziwnym, ile ma energii i chęci do życia, nie była mimozą i nawet w pracy od razu dała się poznać od tej żywiołowej strony. - Teraz te potwory są u sąsiadki, ma na parterze ogromne mieszkanie, chyba połączone z dwóch większych od tego i kawałek terenu przy budynku należy do niej, więc to błogosławieństwo, bo gdy mnie nie ma, nie duszą się na miejscu - wyjaśniła, bo chwilowo byli sami i zaraz upiła kolejny łyk wody dla zwilżenia gardła. - Nie mieszkam tu długo, tyle czasu ile pracuję u Pana, więc nie znam miasta. Codziennie biegam po okolicy, zataczam z psami coraz większe kręgi i poznaję teren - wzruszyła ramionami, bo ją to ekscytowało i cieszyło, ale rozumiała, że nie jest to niczym wybitnym, ani niezwykłym. -

      Riley 🤍

      Usuń
  65. Riley zwykle nie miała problemów z granicami, a jednak... pan Miles bardzo mocno nadwyrężał te, które znała. Nie chodziło tylko o to, że sam je naginał, a czasami wręcz zmuszał ją, by dostrzegła w nim kogoś innego, kogoś więcej poza szefem; co zresztą nie było wcale trudne, gdy miało się taką charyzmę, aparycję i pociągający intelekt. On poruszał w niej głeboko ukryte struny, a Riley nigdy nie spotkała takiego mężczyzny jak on. Może trzeba by było zacząć od tego, że w ogóle nie znała wielu mężczyzn, jej rówieśnicy dopiero się nimi stawali, a do tej pory miała kontakt raczej z chłopakami. I sama, wrażliwa, ale bystra, nie pchała się w niestosowne relacje i układy, a jej dotychczasowe związki to były mniej niż bardziej poważne i nawet złamane serce sprzed kilku lat, nie było czymś, co ją wprowadziło w wielki dół... nadwyrężyło zaufanie w ludzi i jej skłonność do wiary w nich owszem, ale wiele też nauczyło. Pan Miles... cóż, był z innej kategorii wagowej, a wobec niego czuła się po prostu bezbronna.
    Jej spojrzenia, gesty i czasami słowne zaczepki nie miały na celu uwodzenia go. Chyba już doskonale zdawał sobie sprawy, że Riley nie jest rasową femme fatale, ona po prostu... była go ciekawa. Interesował ją, podobał się jej i ją pociągał. Odbywało się to na wielu płaszczyznach i w wielu sferach, ale mógł być pewien, że blondynka nie zrobi nic, co wpłynie na ich współpracę. Na to była zbyt dobrze wychowana i zbyt go szanowała, nawet jeśli też troszkę się go obawiała jako przełożonego.
    Tak na dobrą sprawę niewiele o nim wiedziała. Nie szukała w sieci co prawda żadnych informacji na jego temat, ale już wcześniej kojarzyła jego znane nazwisko. Kojarzyła je również z artykułów o jego ojcu, ale nie wściubiała nosa dalej i nie chciała czytać żadnych artykułów o samym Zaydenie. Chciała poznać jego, bo wiedziała, ile zmyślonych historyjek może go otaczać i że w mediach więcej jest właśnie fantazji, niż faktów. Sama miała to szczęście, że jej ojciec nie był szczególnie łasy na uwagę reporterów i żyli względnie spokojnie jak na rodzinę zaangażowaną w politykę i to mama Riley była paradoksalnie częściej łapana przez pismaków i wyszukiwana w internecie niż senator Gray. Nie ufała temu, co jest w gazetach i stronach internetowych, sama parokrotnie też została wplątana w jakieś niesprawiedliwe i niesłuszne plotki, a młody Miles jak już zdążyła zauważyć, nawet gdy występował w takowych, one i tak niewiele o nim zdradzały. Riley chciała poznać prawdziwego i autentycznego Zaydena, chociaż oczywiście nie łudziła się, że mężczyzna odkryje się przed nią na tyle, by na prawdę była w stanie się do niego zbliżyć. Od początku widziała, że jest skryty i nieufny, a wręcz że nie lubi ludzi i zwróconej na siebie uwagi, więc również z szacunku nie była wścibska ani nachalna. Ale i tak... przyciągał ją do siebie i tego nie potrafiła zmienić.
    - Oh... to stąd opalenizna - skomentowała od razu, kojarząc fakty i obrzuciła jeszcze raz pobieżnie jasnymi oczyma jego ramiona uważnym, oceniającym spojrzeniem. Był nie tylko opalony, ale ładnie zbudowany i miał przyjemnie zarysowane mięśnie, deska, żagiel i woda a także plaża w tej kombinacji wiele więc jej wyjaśniły. Zdecydowanie nie był typowym sztywniakiem w garniturze, który całe dnie spędza tylko i wyłącznie przy biurku. I było to totalnie miłe i pasujące do niego odkrycie! Zayen Miles był po prostu kimś, ko w jej oczach mógł się sprawdzić w wielu dziedzinach i nie zdziwiłaby sie, gdyby również w innych sportach odnosił takie sukcesy jak na sali sądowej. - Nigdy nie pływałam na desce z żaglem, tylko na supach - przyznała, upijając kolejny łyk chłodnej wody. - Boję się fal, ocean jest piękny, ale siła wody przerażająca - uśmiechneła się delikatnie, z pewnym rozmarzeniem i melancholią, patrząc na twarz Zaydena. Boże... był taki inny, gdy był zrelaksowany, taki... niemal ciepły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Riley widziała głównie mężczyznę w kancelarii. Tam był twardy, bezlitosny, zasadniczy. Nie pobłażał nikomu, ale sam wobec siebie był równie wymagający. Zupełnie jakby musztrował się od nowa codziennie, by być najlepszym. Czasami ją to przerażało, jakby... nie umiał być dobry sam dla siebie. Gdy wspomniał o desce, gdy odpłynęli od tematów służbowych, wcale nie opuścił gardy, ale troszkę jakby zmiękł w odbiorze. Była pewna, że gdy się szeroko uśmiecha, albo głośno śmieje, albo gdy przebywa z bliskimi osobami, którym ufa, jest po prostu piękny i wtedy dopiero widać, ile ma w sobie serca. Bo to że je ma, była pewna, każdy miał serce i w to wierzyła.
      Riley nie była pustą gadułą. Mówiła dużo, ale miała w sobie tyle ciepła, kolorów i emocji, że na prawdę trudno było nie podzielić się tym wszystkim z inymi. Była jednak grzeczna, kulturalna i wcale nie tak krzykliwa w odbiorze, jak się wydawało, więc nawet nie przeszkadzała skrytym i introwertycznym duszom. Po prostu, trudno było jej nie polubić, była serdeczna i pogodna.
      - Odwiedzić szlaki Kanionu Temescal i Topanga, zapisuję - uniosła dłoń i dotknęła palcem skroni, zupełnie jakby faktycznie wciskała jakiś magiczny guzik, który pozwoli jej zapamietać polecenie bajecznych miejsc przez Zaydena. - Czy tam też pan czasem bywa, czy woda to pana żywioł? - spytała szczerze zainteresowana tym, skąd takie od pana Milesa, czy z własnych doświadczeń, czy od znajomych.
      Riley dopiero odnajdywała się w mieście, więc okolica była dla niej równie obca jak samo Los Angeles. Zacznie jednak najpewniej od plaży i to już niedługo, aby przebiec się, albo przespacerować z psami popołudniu, lub bliżej wieczora któregoś dnia po pracy. Nie lubiła tylko siedzieć w domu, choć czasami doceniała spokojny wieczór z książką.


      Riley 🤍

      Usuń
  66. [Cześć! :) Dziękuję za powitanie Lili na blogu!
    Muszę Ci powiedzieć, że tworzysz wyjątkowo intrygujących Panów, zarówno tu i na NYC. Chętnie powątkuję, jeśli masz chęci, pomysł zawsze się jakiś znajdzie. Może są sąsiadami i jej młodsza siostra przyprawia go o ból głowy? Albo Lilianna będzie potrzebowała prawnika? Zakładam, że on jest wyjątkowo dobry w swoim fachu! W razie czego zapraszam na burzę mózgów :D]

    lilianna swan

    OdpowiedzUsuń
  67. Nie uwierzyłaby, gdyby powiedział, że nie zna kobiety drugiej jak ona. Riley nie była nikim nadprzeciętnym, nie uważała się za wyjątkową, ani oryginalną, a nie oszukujmy się- znała na prawdę ogrom ludzi dzięki łatwości nawiązywania kontaktów. Była otwarta i serdeczna, w ogóle nie miała problemów z rozpoczęciem rozmowy, czy nawet znajomości. Jej łagodność i wrażliwość pieknie z sobą współgrały i miały szansę się rozwinąć dzieki wyrozumiałym i mądrym rodzicom, którym zawdzięczała dobre wychowanie. Jej ciekawość świata i odwaga, by szukać własnych celów i by wybaczać za każdym razem, gdy ktoś ją zawiedzie albo skrzywdzi, dopełniały jej wyrozumiałości i empatii. Nigdy nie była strofowana, w jej domu nie było krzyku, za to szacunek do ludzi i ich pracy wpajano jej od małego i to dzisiaj bardzo doceniała. Wychowywała się w domu, gdzie rodziców często nie było, miała nianie, ale państwo Gray świadomie kiedy tylko mogli, poświęcali jej swój czas. Doznała ogromnej miłości i zaufania, a swoboda jaką jej dano, pozwoliła jej wyrosnąć na spostrzegawczą, wyrozumiałą i błyskotliwą osobę. Miała też w sobie troszkę humoru, uporu i zadziorności, lubiła zaczepiać, była wesoła, żartowała i to co odkrywała w sobie przy panu Milesie, to ogromne serce bardzo otwarte i bardzo ciekawe, pragnące odczuwać, poznawać i doznawać. Riley była jak otwarta księga i wcale się tego nie wstydziła, ale wiedziała też, że łatwo niektórzy zapragną to wykorzystać.
    Nie miała takiego doświadczenia w relacjach damsko-męskich jak Zayden, to pewne ze względu nie tylko na wiek ale i rodzaj różnorakich relacji i układów. Była skromna i ceniła sobie szczerość, ale w związkach jakiekolwiek by one nie były, stawiała na prostotę. Nie miała też czasu poznawać mężczyzn pod względem potencjalnego partnerstwa, czy czegokolwiek innego, bo rodzice choć dawali jej wiele wolności, ufali jej i byli wymagający, a Riley pilna. Dlatego skupiała się w szkole i na studiach na nauce, a teraz w pracy, choć dzisiaj robiła to dla samej siebie a nie dla nich. I gdy przebywała z panem Miles'em, widziała jak wiele nie wie i jak bardzo czuje się po prostu zagubiona w tym, czego pragnie - co zdradzały jej oczy, co może - co badały jej gesty, a co powinna - do tego przywoływał ją rozsądek. Przynajmniej dwie z tych kategorii były pod znakiem zapytania, a Riley wiedziała tylko co jest poprawne, tyle że nie rozumiała, czemu gryzie się z resztą.
    - Myśli pan, że mógłby za mną nadążyć? - uniosła zaczepnie jedną brew i zaraz roześmiała się, dając znać, że to żart. Ooh oczywiście widząc mięśnie w sylwetce pana Milesa, nie wątpiła, że problemów z dogonieniem jej by nie miał, za to ona i owszem mogłaby zostać w tyle. Co weekend praktycznie wybierała sie na jakieś wycieczki z psami i cały dzień była na nogach, ale większość takich długich tras pokonywała w tempie marszowym, a biegi zostawiała na poranne wypady do parku o świcie.
    Zagryzła lekko dolną wargę, patrząc jak Zayden się pochyla w jej stronę i sama usiadła prosto, odrobinę poważniejąc. Te jego ciemne oczy, tak czujne, bacznie obserwujący każdy krok i każdy ruch przyciągały ją każdorazowo intensywnie, bardzo jej się podobały i gdy w pracy kazały jej uważać i być skupioną, tak poza biurem kancelarii budziły inne odczucia. Właśnie takie, których nie powinna mieć .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - To musi być naprawdę piekny widok - przyznała łagodnie, na ten moment mogąc sobie jedynie wyobrazić to, o czym wspomniał Zayden. - Chciałabym kiedyś móc to zobaczyć tak, jak pan - dodała i wcale nie miała na myśli pchania mu się do sypialni, choć zrozumiała, jak mogło to zabrzmieć po tym, jak słowa opuściły jej usta i wybrzmiały między nimi.
      Zdecydowanie zbyt łatwo dochodziło między nimi do dwuznaczności i gier słownych i Riley nie pierwszy raz to dostrzegała, choć częściej panowała nad tym co mówi i robi, a nie zaskakiwała samej siebie, jak w tym przypadku. I znów przygryzła wargę, odrobinę mocniej, aż za mocno, bo poczuła jak zęby wbijają się w miękką tkankę niemal ją raniąc. Odetchneła głebiej i upiła łyk wody, odwracając wzrok speszona. Wolała się nie tłumaczyć, nie prostować tych słów, bo znając pana Milesa i tak wyłapał ich dwuznaczność i nie będzie się wahał tego wykorzystać, akurat w tej kwestii bywał momentami nieznośny. Poczuła lekkie szczypanie na wardze, co znaczyło że naruszyła skórę, ale jej skrępowanie na szczęście nie urosło jeszcze do zbyt dużych rozmiarów, bo nie miała nic złego na myśli i tego się trzymała.
      - Pana koszula... - mruknęła nagle, wciskając mu w dłonie swoją szklankę, gdy poderwała się, słysząc z łazienki ciche pikanie świadczące o tym, że suszarka skończyła mielić ich ubrania. Skierowała się prosto do łazienki i mógł poza jej zgrabnym tyłkiem zobaczyć, jak wachluje się zawstydzona dłonią, aby ostudzić palące kolejny raz policzki.


      Riley 🤍

      Usuń
  68. [Jego bezwzględność będzie niewątpliwą zaletą! ^^ Teraz w sumie przyszło mi do głowy, że dyrektor teatru w którym pracuję Lily mógłby molestować aktorki, do niej też próbował się przystawiać, ale boleśnie się to dla niego zakończyło. Mimo że Lila jest tam gwiazdą i to ona ściąga widzów to próbowałby ją różnymi środkami stamtąd wyrzucić, a gdy by się nie udało to uprzykrzyć jej życie. Oko za oko, więc dziewczyna nie pozostałaby obojętna na te zaczepki. Poszłaby do Milesa z pragnienia zemsty, podszytej płaszczykiem sprawiedliwości. Mogłaby mu nie mówić, że ona też prawie była jedną z jego ofiar i że mężczyzna próbuje wywalić ją na bruk. To mogłoby wyjść na jaw w trakcie sprawy... co czyni wątek jeszcze ciekawszym!
    Co o tym sądzisz?]

    lilianna swan

    OdpowiedzUsuń
  69. [Nie no, Lilianna nie jest niepoważna i nie przyjdzie do adwokata mówiąc, że chce się zemścić. XD Raczej klarownie przedstawi mu całą sytuację plus ewentualne dowody. Po prostu zatai swoją prawdziwą motywację? i to że sama była poniekąd jego ofiarą. Raczej wykorzysta swoją wiedzę o koleżankach: aktorkach, dublerkach i statystach. To, że on chciał jej zrobić to samo będzie takim impulsem by coś z tym zrobić.
    Kurczę, myślę, że jak odpowiednio poprowadzimy wątek to może wyjść z tego super historia. Z drugiej strony trochę boję się starcia tych charakterów. Ale w końcu będą po tej samej stronie, więc może nie będzie źle. :D]

    lilianna swan

    OdpowiedzUsuń
  70. [Racja, choć jak ścierają się takie twarde osobowości to często iskrzy. Zobaczymy jak będzie w ich przypadku! Myślę, że możemy zacząć od pierwszego spotkania w jego kancelarii. Tylko, czy oni mieliby się znać wcześniej? Przykładowo z widzenia? W sumie on może ją kojarzyć, bo jest znaną aktorką i jej twarz często jest na jakichś plakatach promujących spektakl czy w jakichś artykułach. Ale zastanawiam się czy mieliby się znać, na przykład z sąsiedztwa. Czy to będzie ich takie totalnie pierwsze spotkania? Chyba lepiej, żeby byli dla siebie totalnie obcy, bo gdyby ją znał to chyba tak średnio mógłby ją reprezentować w sądzie.
    Będę wdzięczna za początek <3]

    lilianna swan

    OdpowiedzUsuń
  71. Po panu Miles'ie w ogóle nic nie było widać i domyślić się, jakim jest człowiekiem prywatnie, było sztuką praktycznie niemożliwą. Swojej prywatności strzegł jak lew, a Riley niejednokrotnie widząc, jak traktuje zimno i bezlitośnie ludzi, nie próbowała na siłę go poznawać mimo ogromnej ciekawości i fascynacji. Czasami gdy miał paskudny humor, bała się nawet do niego podejść, by zapytać o drobnostkę. W kancelarii był szorstki i ostry jak krawędź zbitego szkła, czasami wręcz przerażający a jej ciepłe i łagodne usposobienie nie miało szans, by się przez to przebić. Dzisiaj po raz pierwszy widziała jego uśmiech i po raz pierwszy pozwoliła sobie na otwarty gest w jego stronę, ale i tak... wiedziała, że więcej ich różni, niż łączy i jedna rozmowa, jedna chwila niczego nie zmieniała. Na próżno było z jej strony domyślać się, jak wygląda jego dom i jakie ma relacje z bliskimi, to były strefy do których podejrzewała, nie ma wglądu nikt nieproszony, a i tych, których do siebie Zayden dopuszcza jest ledwie garstka. Był tak skryty, zamknięty i nieprzejednany, że odbijała się od niego wielokrotnie jak woda o skałę przy urwisku, a przecież poruszali się przede wszystkim w strefie zawodowej. Jak więc okrutny musiał być dla kogoś, kto chciał być przy nim i blisko?
    Znów w odruchu chciała przygryźć wargę, ale poczuła pieczenie i szybko sie opamiętała. Weszła do łazienki, praktycznie uciekając przed swoim gościem co było niegrzeczne, jak i wciśnięcie mu w ręce własnej szklanki. Cóż... nie była to większa krzywda i na pewno Zayden to jakoś zniesie, sądząc po jego mięśniach uniesie dwa szkła bez problemu. Zawstydziła się przy nim nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz, miała tylko nadzieję, że to nie będzie dla niego żadna pożywka. Przeszła nad marynarką, nie ruszając jej, by jeszcze choć chwilę doschła i staneła przy bębnie suszarki. W łazience było nieco chłodniej i mogła ostudzić policzki. Wyjeła najpierw swoje rzeczy i odłożyła je na regał stojący obok, a następnie chwyciła w dłonie koszulę pana Miles'a i obróciła się w jego stronę akurat w momencie, gdy wszedł za nią. Po co? W sekundę łazienka znów wydawała jej się za mała.
    Obejrzała materiał, sprawdzając czy są gdzieś paskudne zagniecenia uniemożliwiające mu swobodnie wyjście do ludzi w takim wydaniu. Chciała przeciągnąć moment, gdy znów na niego spojrzy, bo wciąż nie mogła uwierzyć, że palneła taki komentarz, taka gafę. Na litość boską nie była idiotką, nie była niepoważna, czemu akurat przy szefie musiała się zapominać? Podniosła w końcu jasne spojrzenie koloru wiosennej trawy na Zaydena, słysząc jego komentarz i czując jego bliskość, gdy stanął tuż przed nią. Co miała mu powiedzieć? Że to jego wina? Że przez niego nie mogła się skupić i co chwila się wygłupiała? Nie mogła, przyznałaby się do własnej słabości, a to nie wchodziło w grę. Zachowywała chociażby pozory opanowania.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. - Jest pan bardzo spostrzegawczy - powiedziała zamiast tego i uniosła podbródek, widząc jak przygląda się jej ustom. Ona też spojrzała na jego wargi, ale chyba z zupełnie innego powodu.
      Rozłożyła materiał w dłoniach, chcąc pomóc mu zarzucić koszulę na ramiona i tym sposobem znów uciec od tych świdrujących i ciemnych jak więgielki tęczówek, które błyszczały tak, jakby Zayden wiedział więcej, niż się zwykle człowiekowi wydaje. Był doprawdy fascynującą osobą, ale Riley obawiała się, że to akurat dla niej wcale nie jest dobre, gdy tak wrażliwa i podatna tej fascynacji ulegała.
      Kiedy założył koszulę, w odruchu, jak to zwykle czyniła w domu, gdy była młodsza i rodzinnie szykowali się na wystąpienia ojca, chciała sięgnąć guzików, by pomóc mu je pozapinać i jeszcze chciała wygładzić plisę na torsie. Uniosła nawet dłonie, ale zastygła w bezruchu, zdając sobie sprawę, że poczuła się zbyt swobodnie i nie pomyślała nawet, że zaraz przez jej kroki zatarła by się między nimi granica służbowej relacji i dystans. Opuściła więc powoli dłonie i uśmiechneła się z skruchą, opuszczając również wzrok z jego twarzy, by wbić go w nadal jeszcze odsłonięty umięśnione brzuch i klatkę. I stała tak przed nim, bo łazienka była wąska i nie chciała się na siłę przeciskać obok Zaydena, a zresztą teraz nie czuła, by musiała uciekać.

      Riley 🤍

      Usuń
  72. Gdyby tylko miała choć blade pojęcie o tym, jak przeszkadzają i są niewygodne dla pana Miles'a jej ekspresja, jej gesty i mimika, które zdradzają to, o czym nie chciała głośno przyznać, starałaby się mu częściej znikać z oczu, bo w to że byłaby w stanie nad sobą zapanować i tymi nieświadomymi odruchami, nie wierzyła. Gdyby wiedziała, że nie chce o niej myśleć w sposób, który już się zadział, unikałaby go tak, jak już parokrotnie robiła w cięższe dni w kancelarii czy to po pocałunku w windzie, czy po powrocie z przymusowego urlopu, na który ją wysłał po złapaniu na nocowaniu w biurze. Miała wgląd do jego kalendarza, sama ustawiała mu część spotkań, więc mogłaby się przyłożyć, by być niewidzialną. Ale póki jej tego nie zasygnalizuje, nie będzie mu niczego ułatwiać i oboje będą musieli znosić swoje towarzystwo i towarzyszącą mu ochotę.
    Jej ciało mówiło głośniej od jej słów. Miała bogatą ekspresją i była emocjonalna i faktycznie ktoś taki jak pan Miles, bez trudu mógł ją rozszyfrować. Bardzo możliwe, że powinna bardziej panować nad mimiką, że powinna być opanowana i spokojna w pracy i nie tylko przed klientami, ale przed przełożonym również, ale problem polegał na tym, że Riley w swoich emocjach była bardzo swobodna i w tym tkwił jej urok. Taka już była, nie chciała się zmieniać na siłę, nie chciała się dostosowywać i dusić w sztywnych ramach, które z czasem zaczną uwierać, a przez to wszystko co robi, przestanie ją cieszyć. Przekonała sie, że duszenie w sobie czegokolwiek tylko z czasem mierzi i męczy człowieka, a ona miała wyczucie, była kulturalna i uprzejma i nigdy jej charakter nikomu nie wyrządził krzywdy. Nie zamierzała się zmieniać, choć może powinna być bardziej uważna na to, jak odbiera ją jej najbliższe otoczenie. Bo na przykład po panu Miles'ie nic nie dało się wyczytać, nie wiedziała, ile już o niej wie, a i sam był jak mur, stabilny, stały, niewzruszony. Umiała tylko zauważyć czasami, gdy zaczyna sie irytować, bo wtedy jego spojrzenie zmieniało wyraz na twarde i nieprzejednane, ale były to subtelne zmiany, gdyż on sam był zawsze jak czarna strona nie zdatna do odczytu dla nieproszonych oczu. Riley się nie łudziła, że Zayden jest człowiekiem, którego łatwo poznać, a jej dzisiejsze próby i tak były drobne i subtelne, by nie drażnić tygrysa, który drzemał w prawniku.
    Gesty kierowane do Zaydena nie były tylko uprzejmością i ona wiedziała, że również mężczyzna to dostrzega. Była momentami naiwna, ale wcale nie głupia. Gdy obrócił się, by pomogła mu wsunąć koszulę, mogła bezczelnie i bezpiecznie od jego czujnego wzroku zlustrować jego mocne plecy. Miała wrażenie, że Miles wie o niej dużo więcej, niż odwrotnie, czuła sie niesprawiedliwie osadzona na drugim miejscu w bilansie tej znajomości, ale nie widziała żadnego sposobu, by to zmienić. Musneła opuszkami skórę przy jego szyi, układając materiał na silnych barkach i gdy znów w kolejnej chwili się opamietała, a Zayden patrzył na nią znów badawczo, odetchneła powoli głebiej. Na prawdę miała wrażenie, że w tej łazience robi się piekielnie gorąco.
    Zapomniała się. To najlepsze określenie dla tego co robi i gdzie wędrują jej myśli równie często, gdy przebywa zbyt długo i zbyt blisko swojego szefa. Nachodziło ją wtedy kilka różnych ochot i pewne nierealne wyobrażenia. I najgorsze było to, że choć pan Miles nie był tak otwarty i łatwy do odczytania jak ona, blondynka wiedziała, że jej ciekawość jest odwzajemniona. I to było bardzo zgubne, a mężczyzna dla niej niebezpieczny. Już pomijając to, że był również nieobliczalny i nigdy nie wiedziała, czego może się po nim spodziewać, najzwyczajniej w świecie jej się podobał, miał w sobie magnetyzm który ją pociągał, a Riley nie dostrzegając ile ryzyka się z tym wiąże poza skandalem w kancelarii, brneła dalej w te poplątane macki wyobrażeń, niejasności, ciekawości i emocji. Nie do końca zdawała sobie chyba sprawę, że jakiekolwiek relacje z Zaydenem Miles'em mogą być jak bagno, które wciągnie i może wessać bezlitośnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak do tej pory zdrowego rozsądku jej nie brakowało, a jednak gdy poczuła przy twarzy muśnięcie i dłoń bruneta, poddała się delikatnym gestom i uniosła podbródek. Znowu ulegając chwili. Nie czuła, że drży, gdy zieleń zderzyła się z głebią jego tęczówek, ale wstrzymała oddech, kiedy dotknął jej ust. Takie chwile, subtelny dotyk, cisza i uwaga, jaką otrzymywała od bruneta były oszałamiające, zupełnie inne od doświadczeń z mężczyznami jakie miała dotychczas. Czy on widział, jak na niego patrzyła, jaka była ufna? Czy zdawał sobie sprawę, jak łatwo mógłby ją omamić i złamać, gdyby tylko wystarczająco silną miał na to ochotę? Riley by dla niego przepadła i nie musiałby się nawet mocno starać, bo była wrażliwa i miała wielkie, otwarte serce. Silne co prawda, powiedziała mu to, ale nie na tyle, by nie ulec czemuś obiecującemu czułość i ciepło.
      Opuściła powieki, poddała się mu i rozchyliła wargi, czując go tak blisko, gdy pochylił się i ją pocałował. Incydent w windzie był jedynie początkiem, obietnicą, rozbudził pragnienie. Wtedy to był moment zapomnienia i prawdziwej pasji, która rozbłysła między nimi znienacka, zupełnie niespodziewanie. Całował ją wtedy pożądliwie i namiętnie, niespokojnie i gorąco, wprawiając ją w oszołomienie i pobudzając tak, że potrzebowała reszty dnia, aby sie uspokoić. Dzisiaj, ten pocałunek był spokojny i kojący, ale gasił głeboko zakorzenioną tęsknotę. Czy to w ogóle możliwe, by już za nim zatęskniła, za smakiem, którego przecież jeszcze nie zdążyła się nauczyć i za uczuciem, gdy pozornie go miała przez ułamek sekundy? Riley zadrżała, tym razem wyraźnie i odchyliła głowę, oddając pocałunek czule, z namysłem i wielką ostrożnością smakując warg Zaydena. Uniosła dłonie i oparła je na jego torsie, powoli przesuwając opuszkami w kierunku ramion, by w końcu objąć mężczyznę i przycisnąć drobne piersi do jego ciała, gdy dodatkowo wspięła się na palce. Chciała go mieć blisko.

      Riley 🤍

      Usuń
  73. Ostatnio też to zrobił. Też pocałował ją tak, że cały świat zatańczył jej pod powiekami, a Riley poddała się chwili i temu mężczyźnie bez opamiętania. Wtedy ugasił jej atak paniki, zdławił strach, który osaczył ją i niemal zmiażdżył, a teraz... teraz to Zayden powoli miażdżył ją, zcałowywując z jej warg oddechy i ciche westchnienie ulgi, które zdradziło, jak długo blondynka czekała na to, aż pan Miles w końcu się złamie. Nie była ślepa, widziała jego spojrzenia, świadoma była tego, kiedy i ile uwagi jej poświęca i nawet jeśli nie było tu mowy o uwodzeniu, czy jakimkolwiek romansie, wieża zasad, jakie wytoczył przeciwko każdemu jej szef, w tym momencie kolejny raz została obalona. I nie czuła się winna. Była zachwycona, choć nie miało to żadnego powiązania z niezdrową satysfakcją i poczuciem zwycięstwa, że ona - niepozorna i drobna kobieta, złamała poważnego i wpływowego prawnika, przed którym drżał czasami nawet cały sąd. Nie, cieszyła się, bo znów mogli spotkać się w tym punkcie, za którym musieli oboje tęsknić, była tego pewna po sposobie w jaki zaraz ujął jej twarz w dłonie, przyciagając do siebie jeszcze bliżej. Gdyby nie tęsknił, nie smakowałby tak dobrze i nie całowałby jej tak zachłannie, jakby musiał się nią nacieszyć na zapas. Może do nastepnego chwili, gdy ochota będzie zbyt silna i mur zasad znów runie.
    Dobrze, że z ich dwójki Zayden był bardziej czujny i nie zapominał o tym, jak może się skończyć ciągnięcie tej zabawy. Riley w ogóle nie patrzyła w przyszłość, ulegała chwili i przeżywała każdą całą sobą, to na tym się skupiając. A teraz skupiała sie na panu Milesie, bo gdy poczuła, że ma całą jego uwagę, przechyliła głowę, łącząc ich języki w namiętnym szaleństwie z cichym jękiem. Oddech miała coraz płytszy, nierówny, ciało lgneło do mężczyzny głodne doznań i przyjemności. Odbierała jego gorące pocałunki, chłonąc je jak gąbka, jakby były stworzone specjalnie dla niej, przesuwała dłomi po odkrytej skórze męskiego ciała po torsie i brzuchu, aż objeła go za szyję i z kolejnym jękiem, gdy niemal zapłonęły jej płuca z braku tchu, pocałowała go mocniej, oddając mu tyle samo ognia, jakim on częstował jej wargi. To był moment, gdy już nie tylko ulegała tym wielu ochotom, które nie powinny pojawić sie między nimi; to był już moment, gdy zaczynała sie w nich zatracać. Miał w sobie pasję, która mogła ją zmieść z powierzchni, był jak fala oceanu, mogąca z ogromną siłą ją zatopić, ale Riley zaskakująco dobrze się na tej fali odnalazła i płyneła dalej już razem z nim. Każdy jej dotyk, każdy zmieszany z jego oddech, kolejne pocałunki i ciche westchnienia aż wołały o więcej. Traciła kontrolę, powoli oddawała się szaleństwu, nie mogąc powiedzieć dość. I kiedy nagle zabrakło jej ust do całowania, mrukneła niezadowolona, otwierając szeroko oczy, bo do tej pory miała opuszczone powieki.
    Odetchneła głeboko, rozchylając rozgrzane, rozpalone i na pewno teraz czerwone od pocałunków wargi. Oddychała szybko i płytko, czując wibracje i pobudzenie w całym ciele. Czuła już pulsowanie w dole brzucha, a jej piersi rysowały się wyraźnie pod cienką bluzką, wołając o więcej. Dobrze jednak, że Zayden ją trzymał, bo potrzebowała się o coś oprzeć i on mógł poczuć jak opiera o niego ciało, polegając na tym mocnym uścisku. Odchyliła nawet głowę w tył i gdy usłyszała o zwolnieniu, lekko pokręciła głową. Boże, nie! Nie mogła stracić pracy! Dlaczego tak mówił?! Drgnęła nawet wystraszona tymi pierwszymi słowami, ale trzymał ją z taką siłą, że na prawdę nie mogła mu się wywinąć, ani wyrwać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I potem usłyszała słowa, które sprawiły, że zamiast przerażenia, zamiast zawstydzenia, czy chociażby skruchy, poczuła coś trudnego do zidentyfikowania. Wstrzymała oddech, zastygając w miejscu. Może... może się przesłyszała? Tylko dlaczego tak jej się to spodobało? Uśmiechneła się, zwiesiła głowę, byleby ukryć to, jak jej usta rozciągnęły się szeroko w reakcji na wszystko, co wypowiedział przy jej uchu, zaczepiając jeszcze płatek gorącym, niespokojnym oddechem pamiętającym pocałunki sprzed paru sekund. Chciał jej, pragnął tak samo, jak ona jego i to... to nie mogło być niczym złym! Riley nie wiedziała co czuje, jej myśli gnały w takim pędzie, że trudno było jej uchwycić chociaż jedną, ale to co zrobił właśnie pan Miles to było tak typowe dla niego i potrafiła już to rozpoznać. Zawsze tak działał, nie pozostawiał miejsca na wątpliwości i pokazywał swoją dominację i pewność, ale wtedy zwykle stała gdzieś na uboczu i z pewną ostrożnością mu się przyglądała, czując obawę na myśl, że mogłaby stanąć kiedyś z nim w sytuacji, gdy tak zwróci się właśnie do niej. Teraz nie czuła żadnej obawy. Czuła wiele, ale strach to ostatnie, czym mogłoby to być.
      Nie odezwała się już słowem, za to odetchneła za jego poleceniem. Faktycznie dłuższą chwilę wstrzymywała powietrze, słuchając go z najwyższą uwagą i próbując się opanować. Gdy uwolnił jej ciało z objęć, cofając ramiona, przyłożyła do siebie nadgarstki, zakrywając unoszące sie i opadające dalej w przyspieszonym oddechu piersi. Pokiwała głową, przyjmując jego podziękowania za pomoc z koszulą i zapewnienie dachu nad głową w czasie ulewy w ciszy. Chciała znów zagryźć wargę, ale miała ją już zranioną i suchą od natarczywych, mocnych pieszczot, więc tylko przesunęła po niej językiem, zbierając jeszcze wspomnienie smaku Zaydena. Obróciła się w jego strone powoli i przesuneła spojrzeniem po koszuli, którą zapinał, na moment zatrzymując wzrok na jego oczach, które błyszczały tak intensywnie, jasno, jak gwiazdy na nocnym niebie. Takiego spojrzenia u niego jeszcze nie widziała, ale było piękne. I niepokojące. Uniosła dłoń, odgarniając zbłąkane pasemko znad oczu i spojrzała na jego dłonie, dopinające ostatnie guziki z cichym westchnięciem. To była chwila i już znikała i choć wiedziała, że tak właśnie powinno być, a wręcz nigdy sie nie wydarzyć, nie mogła ukryć jak wielki mętlik to w niej zasiało.
      - Dobrze, panie Miles - skinęła znów głową, łapiąc jako tako kruchą równowagę i wyprostowała się, ściągając łopatki. Opuściła ramiona i spojrzała na niego już śmielej, bo przecież nie miała czego się wstydzić, ani za co przepraszać. Oboje popełnili błąd, oboje ulegli sobie nawzajem i pragnieniom, które ich ku sobie ściągały i... tyle. Nie mogła się oszukiwać, wiedziała, na czym stoi i na pewno nie była kimś, przez kogo pan Miles będzie miał utrudnione życie. Nie chciała mu zresztą niczego utrudniać, bo nie chciała, aby ją zwolnił, tylko to było tak piekielnie ciężkie się opanować! Oboje byli winni i z tego powodu, Riley nie miała zamiaru się chować.
      Gdy została sama w mieszkaniu, a za jej gościem zamknęły się drzwi, staneła w oknie, odprowadzając go wzrokiem nim nie zniknął za budynkiem, kierując się do parku i tamtędy pewnie do auta. A potem wypiła na raz dużą szklankę zimnej wody, aby nieco się ochłodzić i wróciła powoli do rzeczywistości, która wydawała się nienaruszona przez ten skrawek szaleństwa, w który dała mu się porwać.
      - Jesteś w LA? - spytała po dwóch dniach zdumiona do telefonu, gdy praca jej szła bez zakłóceń, a szef nie rozpraszał jej zza szklanej szyby. Dziękowała w duchu, że pracował w tym czasie gdzie indziej, wcale niełatwo jej było się ogarnąć i zapomnieć o tym, co miało między nimi miejsce. Zapominać właściwie nie chciała, tylko musiała to sobie uporządkować.

      Usuń

    2. Kancelaria działała jak wcześniej i dopiero gdy Riley poczuła się pewna, że nikt o niczym nie wie i nikt nie traktuje i nie patrzy na nią inaczej, przestała tak nieufnie i czujnie obchodzić się do reszty pracowników. Nawet Robert stwierdził, że zachowuje się dziwnie! A teraz, chwilę przed tym jak miała wyjść z biura już do domu, stała w jednej z sal konferencyjnych i rozmawiała z ojcem. Myślała zbyt często o panu Miles'ie, a w międzyczasie zapomniała o reszcie świata.
      - Pamietałam... - przyznała cicho, czując się winna, że właściwie gdzieś jej umknęło tak ważne wydarzenie dla taty i aż zagryzła już zagojoną od ostatniego razu dolną wargę. - Oczywiście, że z tobą pójde!- zapewniła Richarda Gray'a, bo przecież od tygodni planowała mu towarzyszyć na jubileuszu kalifornijskiej adwokatury, a miała nawet w swojej szafie niebywale wytworną suknię na ten wieczór z wszystkimi dodatkami!
      Jak się okazało, właśnie tego potrzebowała, aby się otrząsnąć i nie myśleć o pocałunku i o mężczyźnie, który w ogóle nie powinien pojawić się w jej myślach w ten specyficzny, niepoprawny zważywszy na ich relację sposób. Skupiła się na sobie. Zjadła po pracy z tatą późny obiad i wyszykowała się na niebywale uroczyste wyjście jako osoba towarzysząca senatorowi, gdyż jej mama była na medycznej konferencji w Europie, a Riley nawet jako absolwentka prawa, nie otrzymała zaproszenia na ta wytworne i elitarne przedsięwzięcie jakim był jubileusz organizowany w Hummingbird Nest Ranch.
      Na tak wyjątkowy wieczór wybrała również wyjątkową kreację z finezyjnym głebokim dekoltem ozdobionym drobnymi perłami, za to prostą w kroju z lejącego jedwabiu, który podkreślał jej figure i płynął z każdym krokiem blondynki. Wybrała nieśmiertelną, klasyczną czerń, dobrała do tego małą torebkę na długim łańcuszku i wysokie szpilki z paskiem oplatającym jej szczupłe kostki. Włosy upieła w eleganckiego koka, z biżuterii pokusiła sie jedynie o gładki krótki łańcuszek i bransoletkę oraz drobne, błyszczące kolczyki. Wyglądała elegancko, wytwornie i pięknie. Makijaż rozświetlił jej cerę, podkreśliła oczy maskarą i delikatną kreską i gdy niebo przybierało różowe tony przy zbliżającym się zachodzie słońca, zajechała z ojcem wynajętą limuzyną pod ranczo, które słyneło z organizacji wielkich ekskluzywnych wydarzeń i przyjęć różnej maści. To nie był do końca jej świat, ale jako córka znanego i aktywnego polityka, nie była na takim wieczorze pierwszy raz, chronili jednak zawsze swoją prywatność i nie byli zbyt medialni. I teraz też nie czekali, aż aparaty zebranych fotoreporterów ich uchwycą, ruszyli spokojnie w stronę wejścia, a Riley już u bram posiadłości, gdy mijali je i wyjrzała przez osunięte szyby w aucie na światła w oddali rozstawione w ogrodzie, wiedziała, że będzie tu pięknie, wręcz bajecznie. Ciekawa była, co ją czeka tego wieczoru w takiej posiadłości, jak ona w ogóle prezentuje się na żywo, bo z tego co widziała z zdjęć w sieci, była pewna, że wyjdą oczarowani. Nie czuła niepewności, a gdy ujeła ramię ojca, wysiadając z limuzyny i spojrzała na niego, poczuła spokój. Ten wysoki niemal na metr dziewięćdziesiąt opanowany i spokojny człowiek zawsze potrafił sprawić, że czuła się bezpiecznie.


      Riley 🤍

      Usuń
  74. [W sumie to dobry pomysł, że może później wyjść, że mieszkają tak blisko siebie. :D]

    Lilianna od zawsze czuła antypatię do dyrektora teatru. Właściwie już pierwszego dnia, kiedy się tu pojawiła kobieca intuicja podpowiadała jej, że coś z nim jest nie tak. Tylko wtedy nie potrafiła stwierdzić co. Dopiero z czasem dostrzegła podteksty w jego słowach, łapanie w nieprzyzwoity sposób młodych dziewcząt czy chowanie się po kątach teatru z ofiarami. Zastanawiała się czemu dzięki Bogu! ją to ominęło, czy bardziej dlatego, że bliżej jej było do trzydziestki niż dwudziestki, czy ze względu na jej chłodne obycie i raczej zdystansowane podejście do ludzi (przynajmniej do większości), czy istniało inne wyjaśnienie. Po kilku miesiącach Lila jednak przekonała się, że wcale nie była wyjątkowa. Była jak każda inna dziewczyna, na której Vincent Blackwood wyładowywał swoje seksualne frustracje i jak każda inna miała zostać jego ofiarą. Ale Lily nie mogła na to pozwolić. Nie mogła zostać seksualną zabawką swojego szefa. Nie należała do biernych, które pozwalają na krzywdę, bo boją się odmówić. Więc gdy jego próby molestowania spotkały się z jej gwałtowną odmową, gdy próbował naruszyć jej ciało, które było świątynią, jej wspaniałym narzędziem pracy, ciało, któremu była wdzięczna, że tak daleko zaszła, które szanowała i kochała; wymierzyła mu siarczysty policzek, a czerwony ślad na jego twarzy był ostrzeżeniem by nie próbował znowu. Cała sytuacja mocno wryła się w jej pamięć, pamiętała wszystko — szok wymalowany na jego twarzy, ciszę, która zawisła pomiędzy nimi, jego ciężkie kroki gdy odchodził, zostawiając ją w tym zawieszeniu, dzień, a był to cholerny poniedziałek i godzinę, trzynastą pięć. I gdyby na tym się zakończyło to najprawdopodobniej Lila nic by z tym nie zrobiła. Średnio bowiem miała czas i ochotę biegać po prawnikach i sądzić się o sprawiedliwość, która w jej mniemaniu nie istniała, a przynajmniej nie sama z siebie. Świat był okrutny i jeśli ktoś pragnął sprawiedliwości, to musiał ją sobie wyszarpać. Męskie ego było jednak wyjątkowo kruche i tak jak Vincent więcej nie próbował naruszyć jej nietykalności cielesnej, tak próbował uprzykrzyć jej życie na każdy inny możliwy sposób. Sabotował jej pracę, jej wysiłek i talent. To było najgorsze w co mógł uderzyć i doskonale zdawał sobie z tego sprawę. Lilianna była zafiksowana na punkcie swojej pracy, stanowiła ona dla niej prawdziwą żywą pasję i uzależnienie. On zaś próbował zabić w niej całą pasję. To stanowiło dla niej motywację, aby zrzucić go ze stołka i pokazać, że nie był królem świata. Zemsta? Być może, choć nie do końca… Bardziej obrona własnych interesów.
    Wilshire Grand Center. 29 piętro. To właśnie tu padł jej wybór na prestiżową kancelarię Miles & Co, a jej prawnikiem miał być sam syn współzałożyciela — Zayden Rowan Miles. Długo szukała odpowiedniej osoby, z licznymi sukcesami na koncie, profesjonalnej i skutecznej aż do bólu i była pewna, że trafiła na idealnego kandydata. Była w jego biurze piętnaście minut przed umówionym spotkaniem. Nienawidziła się spóźniać i zawsze wolała być wcześniej, niezależnie czy umawiała się z kimś prywatnie, czy chodziło o sprawy biznesowe. Punktualność była podstawą i oznaką szacunku do drugiej osoby i jej czasu.
    Przekroczyła próg jego gabinetu ubrana w czarną, krótką sukienkę z długim rękawem i dekoltem w kształcie litery V, na niebotycznie wysokich, czarnych szpilkach. Miała delikatny makijaż i rozpuszczone ciemne włosy, które spływały na jej szczupłe ramiona i plecy, sięgając niemal do linii pośladków.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Dzień dobry — przywitała się od razu kierując swój wzrok na Zaydena, przekroczyła jego gabinet w akompaniamencie stukotu obcasów co jako jedyne było słyszalne wśród idealnej ciszy — Lilianna Swan. — przedstawiła się, wysuwając ku niemu chłodną, zadbaną dłoń. Zaraz usiadła naprzeciw niego, na fotelu obok kładąc swoją czarną klasyczną torebkę Chanel.
      — Sprawa nie dotyczy stricte mnie, a bardziej miejsca mojej pracy. Nasz dyrektor… — przerwała na chwilę, jej ton był wyjątkowo spokojny — Molestuje aktorki, młode, niedoświadczone, takie, które nie są mu w stanie odmówić, nęcone wizją szybkiej kariery. Nastolatki, które boją się powiedzieć nie. Statystki, które boją się stracić pracę. Dublerki, które uciekają na jego widok. — dręczyłby nawet sprzątaczki, gdyby były młode i piękne, dodała w myślach. Powiedzenie czegoś takiego byłoby jednak niestosowne. — Czy jest Pan w stanie mi pomóc w tej sprawie? — zapytała krótko i rzeczowo.

      lilianna swan

      Usuń
  75. Riley ruszyła za ojcem, wokół rozglądając się z ogromnym zaciekawieniem i uwagą. Wiedziała, że wszystko tutaj będzie niebywale bogate, eleganckie, wytworne. Spodziewała się wieńców z żywych kwiatów, pachnących girland, eleganckiego i stonowanego oświetlenie w ogrodzie, błyszczącej zastawy, nawet orkiestry grającej na żywo. Wiedziała, że wydarzenie będzie mieć rozmach, ale to, jak pięknie, z smakiem i wykwintnie wszystko urządzono przekraczało jej najśmielsze oczekiwania. Przystanęła przy wejściu na szeroki hol, jednym uchem słuchając, jak jej ojciec potwierdza przybycie z osobą towarzyszącą. Spojrzała na sobie, upewniając się, że suknia leży tak jak powinna razem z całą resztą i wyciągneła szyję, nie mogąc się doczekać, aż dojdą do ogrodu i stolika, przy którym mieli zasiąść. Richard Gray był człowiekiem uważnym, rozsądnym i cierpliwym i z rozbawieniem zerkał na córkę, widząc jej ożywienie, które starała się maskować pod słodkim uśmiechem. Charakteryzował go spokój, pozbawiony jednak chłodu i umiejętność kalkulacji strategii własnych działań, które gdy z pozoru wydawały się nie przynosić mu korzyści i wzrostu poparcia, owocowały długofalowo. Należał do polityków nieprzekupnych i tak samo twardo stających przy swoich przekonaniach, jak i elastycznych, gdy w sporze dostrzegał własne błędy. Był świadomy, że życie jakie wybrał porzucając karierę adwokacką, wystawia go i całą jego rodzinę na publikę, ale nie szukał rozgłosu i dbał o prywatność, a także bezpieczeństwo bliskich i swoje. Riley była do niego podoba nie tylko pod względem urody w jasnym wiosennym kanonie, ona była pod wieloma względami odbiciem Richarda w młodości. Była jak od kiedyś ciekawa świata, chętna sięgać i smakować go bez granic, ale z rozsądkiem, nie wchodząc nikomu w życie. Była jak on tolerancyjna i wyrozumiała, łagodna z reguły, choć również gotowa ostro postawić granice, gdy druga strona zbyt mocno nadepnie jej na odcisk. Była jego jedynaczką i oczkiem w głowie, całe szczęście nie osaczył jej i z małżonką dumnie stwierdzał dziś, że wychowali pannę Gray na dobrego, porządnego człowieka.
    - Wiedziałem, że ci się spodoba - podszepnął do córki z uśmiechem, gdy kroczyli dalej do arkad, później ku schodom, a następnie ich oczom ukazał się widok w dole na patio ogrodowe , gdzie rozstawiono stoły, podest do przemów i w którym miał się odbyć cały dzisiejszy event. Riley nie dociekała, dlaczego ojciec dostał zaproszenie, skoro nie wykonywał od lat zawodu, wiedziała przecież, że senator musi pokazywać się na różnych przyjęciach, kolanach i jubileuszach, dbać o znajomości w rozmaitych kręgach. Nie pytała, za to cieszyła się, że mogła tu dzisiaj być. Jej oczy błyszczały z zachwytu, a ona sama czuła, jak serce w piersi po prostu śpiewa oczarowane. Gdyby mogła, chciałaby zamieszkać gdzieś, gdzie miałaby taki widok każdego dnia!
    Zostali usadzeni przy stoliku obok fontanny, z widokiem na wprost podestu. Obok nich usiadł wysoki starszy mężczyzna - jeden z bardziej surowych i doświadczonych kalifornijskich sędziów wraz z małżonką, a także prokurator z żoną i dwóch prawników , których twarze nic zupełnie Riley nie mówiły. Poza jedną, wyglądającą znajomo, ale to nazwisko i tę twarz znała nie z tej bezpośrednio znajomości. Naprzeciw niej siedział nikt inny jak starszy Miles, ojciec jej szefa i była tego pewna, a utwierdziła się w przekonaniu dopiero, gdy Richard przedstawił jej osoby, z którymi mieli wieczorem dzielić miejsce. Skineła głową Rowanowi, czując lekkie spięcie, bo bardzo możliwe, że w takim razie również Zayden się tu pojawi... Mógł się pojawić, prawda? Rozejrzała się dyskretnie po ludziach z tlącą się pod skórą nadzieją, wypatrując drugiej takiej ciemnej czupryny, ale gości było zbyt wielu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jej ojciec wydawał się znać większość nazwisk i rozpoznał parę osób, opowiadając jej kto idzie zająć swoje miejsca i ich mija, pozdrawiając skinieniem. Wątpiła, by była w stanie na raz zapamiętać tyle nazwisk, ale wiedziała też, że cokolwiek tu dzisiaj ojca nie sprowadziło, dbał w tej chwili również o nią, pomagając jej nawiązać obiecujące znajomości. Nie była tylko pewna, czy to jest dobry czas, bo w świecie prawa ledwie raczkowała.
      Rozglądała się wciąż ciekawa zebranych gości i miejsca, chłonąc piękno aranżacji wieczoru zachwycona. Podobało jej sie, jak wszystko cudownie wygląda i dobrze się czuła, odpowiadało jej, że nie zwraca na siebie uwagi nawet jeśli towarzyszy osobie ściągającej ją bardzo. Otwarcie wieczoru było profesjonalne, uroczyste, ale na szczęście nie pompatyczne i nie nudne. Biła brawo, gdy po przemowie po kolejne odznaczenia i nagrody ktoś wychodził do przodu, a kiedy wezwano Edwarda i Zaydena, poruszyła się na krześle i pochyliła do ojca, wspominając, że to właśnie w ich kancelarii i z nimi dwoma współpracuje. Oczywiście Richard to wszystko wiedział, ale wysłuchał córki, poklepując ją rozbawiony po dłoni. Czasami nie zachowywała się jak dorosła paralegal, która szła przez życie śmiało i odważnie mierząc się z wyzwaniami; wciąż widział, jak wiele córka w sobie ma naiwnej i czystej radości i czasami martwiło go to bardziej, a w inne dni mniej. Dzisiaj nie martwiło wcale, gdy patrzył jak wyciąga szyję wodząc wzrokiem za swoimi współpracownikami i przełożonymi.
      - Musisz być dumny z syna, ma imponujące osiągnięcia - skomentował Richard do starszego Milesa, a po uroczystym otwarciu wdał się w krótką niezobowiązującą rozmowę z nim i z prokuratorem. Riley w tym czasie uprzejmie słuchała, nie wtrącając się raczej, ale gdy przyszedł czas na bankiet i mniej oficjalne świętowanie z radością wstała od stołu, aby przejść sie, przemieszać z ludźmi i dalej cieszyć zaproszeniem na wydarzenie. Było tu tak pięknie, że na prawdę szkoda było siedzieć cały wieczór przy jednym stole!
      Ujeła ojca pod ramię i skierowała się do kolejnego stolika, by pan Gray mógł odświeżyć kontakty, bo wiedziała, że tak wypada. I wcale nie miała mu tego za złe! Wszyscy byli wystrojeni, prezentowali się elegancko i naprawdę cudownie, a poruszane kwestie nie dotyczyły tylko rozgrywanych spraw i sądu. Riley nawet sama gdy troszkę się rozluźniła, uprzejmie zagadywała inne towarzyszące panie, komplementując ich błyszczące suknie, czy biżuterię. Wiedziała, co można, a czego nie wypada mówić, więc ojciec nie musiał jej pilnować, ani się za nią wstydzić.
      - Zatańczymy dzisiaj? - podsuneła w pewnym momencie Richardowi, zerkając w kierunku sceny, gdzie rozstawieni muzycy wygrywali piękne melodie. Nikt oczywiście jeszcze nie tańczył, ale nie była to rzecz niemożliwa, czy wykluczona na dzisiejszym jubileuszu, bo i niewielki parkiet po drugiej stronie patio przygotowali organizatorzy. I wtedy zawołał ich znajomy głos i tego spotkania Riley ustrzec się nie mogła.
      Przywitała się z Edwardem, a potem zatrzymała spojrzenie na Zaydenie, posyłając mu delikatny uśmiech na powitanie. Prezentował się obłędnie, aż odetchneła głębiej i uśmiechnęła szerzej wprost urzeczona tym, jak się dziś przygotował na ten wieczór. Garnitur pasował idealnie, a jego oryginalna faktura podbijała wrodzony szyk mężczyzny. Jego wzrok, którym również zlustrował ją od stóp do głów, wcale nie umknął blondynce i odruchowo sięgneła do cienkiego ramiączka, aby upewnić się, że suknia choć odważnie wycięta na dekolcie, niczego zbyt nie odsłania. Nie, wszystko była na swoim miejscu, całe szczęście! Wiedziała co ubiera na ten wieczór i nie miała zamiaru ani przepraszać, ani się chować za to, jak dzisiaj wygląda! Ale to jak popatrzył na nią młody Miles, sprawiło, że poczuła delikatne mrowienie na karku. Zacisneła mocniej wargi, pilnując się, by nie zagryźć tej dolnej, skoro brunet już dobrze ją znał i wiedział, jak ją odczytać.

      Usuń
    2. - Gratuluję panom nagród! Wspaniałe wystąpienie, panie Walton - dodała, odwracając speszona oczy od Zaydena. Patrzył na nią intensywnie, jakby dawał jej coś do zrozumienia, a ona nie chciała teraz szukać żadnych mniej, lub bardziej ukrytych znaczeń. Była tu z ojcem, na litość boską i nie powinna zatapiać się w tych bezdennych, ciemnych jak noc oczach. Zbyt łatwo ją rozpraszały, zbyt łatwo przypominały o wspomnieniach i pragnieniach, które sprawiały, że ulegała chwilom i mężczyźnie, który powinien trzymać się od niej z daleka i vice versa.
      Richard przywitał się z dawnym przyjacielem odwzajemniając jego entuzjazm. Uścisnął dłoń synowi Rowana i z uznaniem musiał przyznać, że ten nie tylko przypomina ojca, ale ma wielkie szansę go prześcignąć w karierze.
      - Świetnie cię widzieć, dobrze się trzymasz, Edwardzie! To właśnie Rowan, dopilnował, abym dostał zaproszenie na dzisiejszy jubileusz, a chwilowo mam luźniejszy grafik, więc korzystam - przyznał, uśmiechając się szeroko, bo choć wiedział o niechęci Edwarda do drugiego pana, nie ingerował w tę relację i sam żadnej nienawiści nie czuł, choć wiedział, na jak wiele może sobie pozwolić z zaufaniem i przyjaznym stosunkiem. - Wasza kancelaria na prawdę zdobywa wielkie uznanie. Jest o was szumnie, mam wrażenie, że nawet w Nowym Jorku słychać aplauz - pochwalił. - Gratuluję ostatniego wyroku, trzynaście lat to nie byle co - skinął Zaydenowi. - Czytałem trochę o Twoich sprawach, to imponujące jak mierzysz się z wyzwaniami - pochwalił, czując na ramieniu nieco mocniejszy nacisk palców córki. Nie zwrócił na to uwagi, uznając, że pewnie się peszy przed przełożonym.
      Gdy senator wdał się w rozmowę, nadrabiając pobieżnie kilka ostatnich lat z Edwardem, Riley spojrzała ponownie na Milesa. Ściągnęła lekko brwi, jakby gryzła się w język, by nie zapytać, dlaczego patrzy na nią właśnie w ten sposób i po chwili połączyła kropki. Spuściła wzrok i mocniej przytrzymała się ramienia ojca. Nie chciała, aby jej nazwisko znaczyło więcej, niż ona sama, jej wiedza i umiejętności. Nie korzystała z koneksji, aby dostać pracę i wierzyła, że Edward nie dlatego wybrał właśnie ją na stanowisko paralegal. Przeszła proces rekrutacyjny jak każdy inny kandydat! W obliczu jednak tego spotkania i ewidentnie dobrej znajomości Waltona z senatorem wyglądało to jednak inaczej. Podejrzewała już, co tam się kołacze w głowie jej szefa i było to jej zdaniem niesłuszne. Zagryzła wargę i stremowana sięgneła dłonią wysoko, w odruchu zaczesując pasemko, które w utrwalonej fryzurze wcale sie nie uwolniło z upięcia, musneła więc tylko gładką skórę policzka, nim znów nie staneła prosto, patrząc w oczy Zaydenowi. Tym razem śmiało, bo nie uważała, że zrobiła coś złego, a przypadki się zdarzały, nawet takie, które wydawały się wręcz niemożliwe.
      - Jak się panu podoba wieczór, panie Miles? - zagadnęła uprzejmie, spokojnie, ale czując się dotknięta chociażby domysłem, że mógłby pomyśleć o jej obecności w kancelarii jako o wykorzystywaniu znajomości. Przecież udowodniła już swoją wartość, harowała ostatnie tygodnie jak szalona, aby go zadowolić, czy to nie było wystarczające?


      Riley 🤍

      Usuń
  76. Riley wiedziała, jak ludzie traktują jej ojca i jak patrzą na jej matkę, równie sławną osobę, lecz nie w polityce a świecie medycyny. Miała znanych i wpływowych rodziców, ale z wpojonym poszanowaniem do pracy i jej wartości, nie chciała polegać tym, co oni sami wypracowali. Wiele drzwi otwierało nazwisko Gray i w na prawdę różnych miejscach na świecie, jednak młoda kobieta wolała polegać na własnej wiedzy, umiejętnościach i świeżo zdobytym wykształceniu. Chciała sama wyrobić sobie własną markę, zasłużyć na uznanie i szacunek i wierząc, że stać ją na zdobycie wszystkiego, co mogła sobie wymarzyć, parła do przodu nie wspominając o rodzinie i swoich kontaktach. Pracowała sama na siebie z dużą dozą zarówno śmiałośc i ostrożności. Nie uważała, by musiała posiłkować się nazwiskiem z domu i nawet dzisiaj, teraz na jubileuszu wierzyła, że Edward nie kierował się znajomością z Richardem, wybierając ją na asystentkę dla Zaydena.
    Zerknęła na ojca, gdy zwrócił się do Miles'a i uśmiechnęła delikatnie, słysząc jego uprzejmy nieco wystudiowany ton. Trochę tak, jakby cały czas starał się nie popełnić gafy i nikogo nie urazić i wydawało jej się, że jest to na prawdę urocze. Nie słyszała wcześniej, by wspominał o tym, że obserwuje poczynania młodego prawnika. Właściwie nie wiedziała też, że zna Edwarda i jak się okazało także ojca Zaydena, ale nie o wszystkim z nią musiał rozmawiać, a tutaj znał na prawdę więcej niż tylko te dwie osoby. Richard miał wiele znajomości, wiele kontaktów, ale nie był kimś kto pociąga za sznurki dla własnych korzyści. Sam senator również bardzo ostrożnie dobierał sobie najbliższych przyjaciół i był dość uważny, by nie pozwalać obcym na wplątywanie go w podejrzane układy i pociąganie za sznurki bez jego zgody. Był rozsądny, szczery i sprawiedliwy, nawet żona czasami mu dokuczała, nie dowierzając że odnosi sukcesy w polityce, gdzie niekiedy wielkie zagrania są nieczyste.
    Uciekła spojrzeniem w bok, gdy Zayden dał jej krótką odpowiedź. Nie było po nim widać zaskoczenia, ale chyba nigdy nie widziała tego wyrazu w jego twarzy. Może dziś... gdy ją dostrzegł, ale był to ułamek sekundy i nie była pewna, czy na pewno pokazał po sobie zdziwienie, czy tylko chciała, aby tak było. Nie wiedziała do końca, co dzieje się w jego głowie, a i pewnie nie spyta go wprost, nie mieli tak swobodnej relacji i nadal ją głównie onieśmielał w pracy. Ta odpowiedź nie brzmiała jednak wcale pogodnie i domyślała się, że powiązanie jej nazwiska z senatorem nie było czymś, czego się spodziewał, a może nawet i odebrał pozytywnie. Dla niej to nie znaczyło nic ponad to, że pochodzi z dobrego domu i ma stabilne środowisko aby się kształcić i odnieść sukces i chciałaby, aby tylko tak to nowe odkrycie ocenił. Kolejne dość wymowne słowa troszkę zgasiły tę nadzieję. Spojrzała na niego znowu, pozwalając oczom pobładzić po jego twarzy nieco dłużej, jakby jeszcze czegoś w niej szukała i troszkę stresowo zamkneła dłonie, pocierając kciukami bok palców wskazujących. Peszył ją, zwyczajnie i bezwysiłkowo.
    - Ranczo jest cudowne, tu jest na prawdę przepięknie - przyznała z uśmiechem, który całkowicie rozjaśnił i zmiękczył jej rysy w sekundę. Była oczarowana, nie dało się tego ukryć, a właściwie oczy nieustannie jej błyszczały, gdy rozglądała się wokół. Błyszczały równie intensywnie, gdy patrzyła na Zaydena, który prezentował się dzisiaj wyjątkowo elegancko, wytwornie i przystojnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Obróciła się odrobinę, wyswobadzając dłoń spod ramienia ojca i powiodła spojrzeniem po oświetleniu przypiętym do kwiecistych girlandów otaczających patio, na którym ustawiono stoły. Richard zajęty rozmową z Edwardem, tylko rzucił jej krótkie spojrzenie i kontynuował. Riley czuła się jak w bajce, jeszcze nie zaczęło się ściemniać, wciąż mieli jasne niebo nad głowami, ale to wszystko wyglądało po prostu zjawiskowo. A wiedziała, że będzie tylko lepiej, gdy zapadnie wieczór. Nie czuła się tu jak ryba w wodzie, taka ilość gości była ciut przytłaczająca, a i większość osób to były poważne i wpływowe persony, z którymi nie miała wiele do czynienia i nawet nie była pewna, jakie wypada podejmować z nimi tematy. Towarzyszyła ojcu i była dziś tylko ozdobą, uśmiechając się uprzejmie i nie ingerując w rozmowy, ale nie miała nic przeciwko temu, nie musiała grać pierwszych skrzypiec i ściągać na siebie uwagi, choć w sukni jaką wybrała, było to praktycznie niemożliwe.
      - Widziałam opinie o tym miejscu, pozwoliłam sobie też przejrzeć kilka artykułów i obejrzeć galerię zdjęć z głównej strony, gdzie się promują, a i tak to co mam przed oczami, jest imponujące - dodała, obracając się już w stronę Zaydena i wcale nieprzypadkowo jej słowa mogły pasować nie tyle do Hummingbird Nest Ranch, co do jego osoby. A może i tak właśnie było, może przed podjęciem pracy pod jego nadzorem, sprawdziła go, by wiedzieć, z kim może mieć do czynienia. Tuż przed tym jak nazwała go dupkiem rzecz jasna.
      Nie dodała nic więcej, a mogłaby wspomnieć, że nieczęsto bywa na tak poważnych przyjęciach. Nie musiała mu się jednak tłumaczyć, on nie spytał, poza tym nie uważała, by były to kwestie istotne i interesujące pana Miles'a, choć chętnie przemyciła by mu jakieś informacje o sobie. Wciąż chciała go poznać i chciała, aby on poznał ją. Aby tego chciał jak i ona. Zanim jednak mogli zagłebić się w dyskusje i znów złapać za słówka, jej ojciec dostrzegł w oddali kolejną znajomą osobę, która już ruszyła w ich stronę. Riley zaczynała myśleć, że wieczór i czas przewidziany na jubileusz, to będzie za mało na odświeżenie wszystkich tutejszych kontaktów. Padła więc luźna propozycja z strony Richarda, że chętnie odwiedzi kancelarię i na własne oczy zobaczy, jak Walton z wspólnikiem się urządzili, po czym blondynka posłała wesołe spojrzenie swojemu szefowi i wsunęła dłoń pod ramię taty, aby się oddalić do kolejnych gości. I była bardzo dzielna, bo obróciła się za Zaydenem tylko jeden raz, zerkając przez ramię dyskretnie, by jeszcze raz spod długich rzęs zlustrować jego sylwetkę w wyjątkowo dobrze skrojonym i ciekawym garniturze. Chryste... on to robił specjalnie! Wyglądał cholernie dobrze. Cholernie.
      Kilka rozmów później, skierowała się w stronę stolika, pozwalając ojcu brylować chwilę w samotności. Potrzebowała napić się wody i może zjeść jakąś przekąskę, bo poczuła że robi jej się chwilowo odrobinę słabiej. Całkiem przypadkowo stopy poprowadziły ją od strony, gdzie umiejscowiono jej znajomych panów, ale tego nie mogła wiedzieć, bo już całkowicie straciła rachubę, kto gdzie siedzi. Wiedziała tylko tyle, że jej stolik jest blisko fontanny.

      Riley 🤍

      Usuń
  77. Riley nie pierwszy raz towarzyszyła na podobnej wykwintnej uroczystości, nigdy jednak nie angażowała się w nie na tyle, by podobnie jak Miles ocenić, czy je lubi. Dobrze się na nich czuła, ale może właśnie dlatego, że była tylko towarzyszem, i nie kierowano ku niej tyle uwagi, ile zwykle otrzymywał Zayden. Nie musiała uważać tak jak on, nie musiała też liczyć się z tym, jak bardzo analizowany będzie każdy jej krok, gest, czy każda wypowiedź. Takie jubileusze, gale i inne eventy, na które zapraszano jej rodziców były zwykle urządzane z niezwykłą starannością i zawsze bardzo mocno robiło to na niej wrażenie. Doceniała wysiłek organizatorów, chłonąc spojrzeniem wyrażającym zachwyt praktycznie każdorazowo: kwiaty, ustawienie stołów, organizację przebiegu takich wydarzeń, dobranie muzyków i tła jakie tworzą, a nawet wprawę obsługi, bo niekiedy kelnerzy wirowali między gośćmi z taką gracją, jakby tańczyli. To nie były banalne imprezy, a wszystko zawsze wydawało się zgrane i dopięte na ostatni guzik. Jeśli zaś chodzi o gości, to przywykła, że ludzie są różni i zachowuję się różnie. Z domu wyniosła przekonanie, że szczerość i ciężka praca to coś, czego nie należy się wstydzić, a jednocześnie wpojono jej pewną ostrożność, bo przecież fałsz i obłuda spotykane są na każdym kroku. I Riley właśnie taka była, mimo całej swojej serdeczności do świata, otwarta była do pewnych granic i pozornie ufna. Wierzyła w ludzi i doszukiwała się w nich dobrych, jasnych stron, ale dostęp do jej prywatności i tego, co skrywa jej głowa a także serce, nie były wcale na wyciągnięcie ręki. Umiała zaangażować się w rozmowę, śmiało nawet mówiła o sobie, ale nie były to szczegóły tak osobiste, by na prawdę można było łatwo ją poznać. Do tego potrzebowano czasu i dobrej obserwacji, a propos tego, to ostatnio przekonała się, że niektórym osobom wystarczy tego czasu niewiele, bo obserwatorami są wybitnymi. Dzisiaj cieszyła się pięknym wieczorem, okazją do założenia eleganckiej sukni i możliwością spędzenia tego czasu z tatą, ale na tym jej przemyślenia się kończyły. Nie wdawała się w zbyt głebokie dyskusje, zresztą to pan Gray zbierał uwagę, więc blondynka mogła po prostu odpocząć i troszkę się tu odprężyć, wypijając kolejną lampkę wina.
    Niebo zmieniało powoli kolor, szarzejąc i ciemniejąc, a zachodzące słońce zaczęło przybierać bardziej ognistą i intensywną barwę, malując coraz bardziej nasycony pomarańczowym światłem tę stronę rancza, na której zorganizowano event. Białe obrusy i koszule panów odrobinę zaczeły przypominać żółtawe i piękny efekt światła golden hour objął patio. Riley czuła na plecach ciepło zachodzącego słońca i słysząc jak przez nieco żywyszą i swobodniejszą muzykę, przebija się stukot jej obcasów, zatrzymała się nagle, gdy jak spod ziemi wyrósł przed nią Robert. Szła zamyślona i najwidoczniej nie dostrzegła podchodzącego mężczyzny.
    - Dziękuję, Robercie, ty też prezentujesz się dzisiaj wyjątkowo elegancko - odpowiedziała uprzejmością i uśmiechem na jego komplement. Wszyscy tego wieczoru wyglądali pięknie i młody Walton nie odbiegał od reszty. Mimo pewnej nachalności, nie czuła do mężczyzny niechęci, być może jeszcze było tu kluczowym słowem, bo zdarzały sie momenty, coraz częściej niestety, że irytował ją i sprawiał, że czuła się jak w potrzasku. Męczył ją i sprawiał, że jego zainteresowania wpędzało ją w skrępowanie, które było przecież totalnie niepotrzebne, gdyby facet zarejestrował, że ona jego atencji nie odwzajemnia, jest tylko miła. Był zbyt pewny siebie, pyszny i zarozumiały, nie dostrzegał innych, nie widział właściwie wiele poza czubkiem własnego nosa i niestety pozycja jego ojca wiele mu ułatwiała. Riley czasami współczuła Edwardowi, bo był przecież takim wspaniałym człowiekiem, a trafiła mu się taki syn... I miano, jakim określał go pan Miles pasowało tutaj idealnie. Marna kopia...

    OdpowiedzUsuń
  78. Brew jej drgnęła i spojrzenie przesunęło się z twarzy do dłoni mężczyzny, gdy dotknął jej i nie padło pytanie. Zacisnęła nieco mocniej usta i odetchneła głebiej niezadowolona, chwytając co prawda dłoń Roberta, ale obróciła ją tak, że wyszedł z tego uścisk, formalny na powitanie, bądź pożegnanie, którego w tym momencie sobie w duchu życzyła. I drgnęła nagle, słysząc za sobą tak dobrze znajomy głos. Było tu tyle ludzi, że już od dłuższego czasu nie mogła wypatrzyć Zaydena w tłumie, ani innej znajomej twarzy i nie sądziła, że jeszcze na siebie wpadną. Nie w ten sposób bynajmniej. Nie musiała sie obracać, a jednak pokusa by spojrzeć na pana Miles'a i przekonać się, jak daleko stoi, była dostatecznie silna; uległa jej. Obrzuciła jego sylwetkę ciekawym spojrzeniem, znów rejestrując jak wytworny i genialnie skrojony ma dziś garnitur i jak cholernie dobrze się prezentuje i lekko skinęła mu w podziękowaniu za ten ratunek. Znów.
    - Nie dzisiaj Robercie, muszę chwilę odpocząć, to intensywny wieczór - odmówiła nadal grzecznie i wypuściła jego dłoń, wyswobadzając własne palce.
    Poczuła się oblepiana jego spojrzeniem w taki nieodpowiedni, nieelegancki sposób, więc zrobiła krok w tył odsuwając się od mężczyzny, po czym oparła dłoń o jedno z krzeseł przy którym został usadzony na ten jubileusz z ojcem i jego wspólnikiem. Miała w planie wrócić do swojego stolika i usiąść na przydzielonym jej dzisiaj miejscu, potrzebowała jednak chwili. Korzystając z okazji, że obok mijał ich kelner, chwyciła szklankę wody. Przytknęła ją do ust i upiła większy łyk, opuszczając powieki. Powinna coś zjeść, czuła jak w żołądku jej burczy. Problem polegał na tym, że nie chciała już odchodzić i oddalać się od towarzystwa, przy którym wieczór byłby ciekawszy i chodziło oczywiście o stojącego kilka metrów dalej bruneta. Nie potrafiła tylko dosadnie przekazać Robertowi, że na prawdę nie o jego towarzystwo chodzi.


    Riley 🤍

    OdpowiedzUsuń
  79. [O kurczę, wybacz mi to przeoczenie! Ostatnio jestem trochę zakręcona. D:]

    Patrzyła na niego, uważnie analizowała w głowie mowę jego ciała i ze spokojem słuchała słów wypływających prosto z jego ust. Zayden Miles —wydawał się być profesjonalistą w każdym calu. Wszystko u niego ze sobą perfekcyjnie współgrało, a co więcej nie obiecywał jej gruszek na wierzbie, co niewątpliwie stanowiło dla niej zaletę. Nawet gdyby miałby odesłać ją z kwitkiem, to zdecydowanie wolała język prawdy i twarde fakty.
    Lilianna nie znała się na prawie. Nie było to coś czym się interesowała i nigdy nie zagłębiała się w ten temat. Wiedziała mniej więcej, ile lat grozi za dane przestępstwo, znała jakieś podstawowe zwroty/pojęcia i to wszystko. Nie wiedziała więc, że do skazania gwałciciela potrzebna jest zgoda ofiary i jej zeznania, co nieco utrudniało sprawę. A co, gdy ofiara nie chciała zeznawać? Gdyby nie chciała ujawniać swojej tożsamości? Lila westchnęła cicho, zastanawiając się czy jej znajome z pracy będą chciały zeznawać. Czy uda jej się je przekonać, czy może będą się bały z powodu pracy, a może samego dyrektora i jego zemsty? Tego, że skrzywdzi je jeszcze dotkliwiej? Mimowolnie przegryzła swoją dolną wargę.
    — Czyli mówi Pan, że musimy mieć zeznania tych dziewczyn… — powiedziała bardziej do siebie niż do niego, właściwie powtarzając jego słowa. — Jeśli jestem w posiadaniu materiału dowodowego w postaci zdjęć czy filmików, to wszystko na nic, jeśli kobiety, których wizerunek jest przedstawiony nie będą chciały zeznawać przeciwko Vincentowi… — mruknęła cicho. —
    Dobrze, rozumiem. — kiwnęła lekko głową. — Gdyby czysto hipotetycznie… kilka ofiar złożyło zeznania, to jaka kara mu grozi? — zapytała, a jej zielone, miętowe oczy patrzyły na niego przenikliwie. — Nie, nie byłam jego ofiarą. Jestem jedynie świadkiem — kiedy zapytał o nią skłamała, gładko, miękko, bez jakiegokolwiek zająknięcia, patrząc mu przy tym prosto w oczy. Nie wiedziała dokładnie co skłoniło ją do kłamstwa, czy była to duma, która nie pozwalała jej przyznać, czy była to obawa, że posądzą ją o kłamstwo i chęć zemsty, czy po prostu nie chciała ryzykować swojej kariery, stawiając się na świeczniku sprawy, która z pewnością będzie głośna. To ostatnie czyniło z niej straszną hipokrytkę, bo jednocześnie wymagała tego od innych dziewczyn, ale na razie nie chciała o tym myśleć. Postawiła sobie za zadanie przekonanie tych kobiet, aby zgodziły się zeznawać i może wspólnymi siłami udałoby się im udupić tego gnoja. Gdy Lila miała jakiś cel przed oczami to była skłonna dążyć do niego nawet po trupach. Zawsze była skuteczna. Ale teraz… Teraz chodziło o wolę innych osób, a nad tym, niezależnie jak bardzo by chciała, nie miała kontroli.
    — Jestem ciekawa, często miał Pan takie sprawy? — zagaiła, chciała lepiej poznać go i jego karierę, prawo, w którym się specjalizuje. Wiedziała, że nawet jeśli teraz jej nie pomoże to warto będzie zachować jego wizytówkę na przyszłość. Tak na wszelki wypadek…

    lilianna swan

    OdpowiedzUsuń
  80. Riley nie była pozbawiona złudzeń, wiedziała, że jeśli gierki Roberta pójdą dalej, a on sam wciąż usilnie będzie się do niej zalecał w ten swój zawadiacki, zarozumiały i pyszałkowaty sposób, zostanie z tym sama. I będzie skrępowana, trochę wystraszona i niepewna o swój los w kancelarii gdy za mocno się postawi i odmówi, ale nie będzie mogła się do nikogo zwrócić po pomoc. Robert był synem wspólnika i mocno zaznaczał, jak jest ważny, nie wahał się korzystać z swojej pozycji i choć irytował ludzi, nikt nie zwracał mu uwagi. Zayden był jedynym, który ustawiał go do pionu i obydwaj wyraźnie za sobą nie przepadali, ale to wszystko. Oczywiście zostawał jeszcze dział HR, ale blondynka wątpiła, by jej jedno zażalenie cokolwiek zmieniło, zapewne też nie byłaby pierwsza, ale Robert sie upomnieniami nie przejmował. Musiała po prostu to znieść.
    Podobnie jak pan Miles odprowadziła wzrokiem odchodzącego Roberta. Był na prawdę nieznośny jako współpracownik, który nie szanuje i nie dostrzega cudzych granic, ale poza tym nie miała mu nic do zarzucenia. Nie wiedziała jak sprawdza się w pracy, bo się głównie mijali, ale i z tego co słyszała, nie był orłem. Odwróciła się za moment do Zaydena, kiedy zaproponował, aby usiadła na jego miejscu i odpoczęła i przechyliła głowę, lekko mrużąc oczy, by dostrzec o czyje krzesło oparła dłoń. Cofnęła ją, widząc winietkę z fantazyjnie nakreślonym nazwiskiem swojego szefa, ale nie uciekła, a faktycznie przyjęła z uśmiechem to zaproszenie. Potrzebowała odetchnąć, to był intensywny wieczór i nawet jeśli nie tańczyła do upadłego, nie biegała jak szalona, to w pewnym momencie wszystkie rozmowy wydawały jej się podobne i nużące. Jej ojciec przywykł do takich uroczystości, miał już wystudiowane pytania i odpowiedzi, wiedział o czym i z kim może porozmawiać, kogo zaczepić, a kogo pozdrowić z oddali skinieniem i uśmiechem, ona z kolei idąc krok w krok za nim czuła się po prostu przytłoczona.
    - Często pan bywa na tak wytwornych przedsięwzięciach? - spytała grzecznie, kiedy już zajęła miejsce na wskazanym krześle. Uniosła szklankę do ust i upiła kolejny łyk wody, ta na szczęście była chłodna i przyjemnie koiła.
    Na usta cisnęło jej się jeszcze kilka pytań. Czy on dzisiaj będzie tańczył? Riley to bardzo lubiła, pewnie zatańczy z tatą, a łatwo było wyobrazić sobie Zaydena w ruchach pełnych gracji na parkiecie. Dlaczego nie siedział z ojcem, to by było kolejne pytanie. Oraz to, czy tożsamość jej ojca jakoś mu przeszkadza. Miała pewne wrażenie, że dzisiaj mężczyzna nie bawi się zbyt dobrze, wydawał się odrobinę napięty, a na pewno nie peszył go tłum, tego mogła być pewna nawet bardziej niż w stu procentach. Teraz gdy przyglądała mu się otwarcie i z uwagą, dostrzegała bardziej to napięcie.
    Spojrzała na piekny stół, odwracając wzrok, gdy ciemne oczy Zaydena wydawały jej się już zbyt przenikliwie wdzierać w jej duszę. To że sięgnie po jakąkolwiek przekąskę tutaj było wątpliwe, planowała raczej niedługo wrócić na swoje miejsce i może coś zjeść. Spojrzała po zebranych, goście się przemieszali kolejny raz, ojca całkiem straciła z oczu, a gdzieś dalej śmignął jej Edward. Było tu pięknie, ale momentami wydawało się tak wystudiowanie... To była formalna uroczystość, mniej i bardziej oficjalna część wciąż pozostawała oficjalna. Brakowało jej tutaj takiej szczerej i spontanicznej radości w tych ludziach. Może faktycznie ojciec miał rację, że nie pasuje do światka prawa.
    - Nikt nawet nie widzi, co to za miejsce i ile pracy tu włożono - zauważyła z cichym westchnieniem, żałując starań organizatorów, które będą chwalone tylko dzięki dobrym ujęciom fotografów. - Widział pan ogród za parkietem z patio? - zagadnęła znów, zerkając na Zaydena.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy tylko o tym wspomniała, oczy jej rozbłysły i naszła ją ochota, aby wymknąć się na chwilę i zejść schodkami wyłożonymi kolorowymi płytkami w dół do ogrodu, w którym posadzono wielkie aloesy, piękne plumerie i malwy o delikatnych płatkach. Oczywiście, że tego nie zrobi, bo to nie wypada i nie naraziłaby ojca na niepochlebne komentarze. Może po prostu kiedyś sama się tu wybierze na zwiedzenie okolicy i samego rancza.
      - Słyszałam u nas w recepcji, że niedługo zorganizowany będzie wyjazd integracyjny na ranczu, ale chyba nie o tym mówiono? - dopytała jeszcze, przypominając sobie nagle rozmowę Alison z innym pracownikiem kancelarii. Była pewna, że zna odpowiedź na to pytanie, ale jednak przyjazd mniej oficjalny w takie miejsce byłby zupełnie inny, niż dzisiejszy wieczór i to byłoby na pewno kolejne niesamowite przeżycie. Zdecydowanie była oczarowana tym miejscem, może nawet bardziej niż chwilowo samym Zaydenem, choć patrzyła na niego z uśmiechem, rejestrując jak i on dzisiejszego wieczoru prezentował się świetnie. Cholernie dobrze.

      Riley

      Usuń
  81. Riley nie pasowała do tego świata i pokazywała do bardzo jasno chociażby ta rozmowa. Patrzyła na coś zupełnie innego niż Zayden, potrafiła docenić coś, o czym on i większość gości zupełnie by nie pomyślała, dostrzegała starania, wysiłek i wiele godzin żmudnej pracy, które jak sam stwierdził pan Miles, na nikim nie robiły wrażenia. I było jej na prawdę dość przykro z tego powodu, bo sama to wszystko doceniała i podziwiała. Czy ci wszyscy zebrani goście, to były bufony tak zadufani w sobie? Na prawdę nie chciała w to wierzyć. Był to jubileusz adwokatury, przedstawiciele prawa powinni stać na straży sprawiedliwości i jej zdaniem właśnie widzieć to, jak wiele może wnieść zwykły, szary człowiek. Przecież często wielkie sprawy wygrywał, albo przegrywał ktoś, komu jedno zeznanie przewracało życie do góry nogami. Słuchała odpowiedzi Zaydena i zaciskała usta niezadowolona. Jej ojciec taki nie był. Ona też taka nie była. I sądziła, że pan Miles również taki nie jest, zatem całkiem nie pasowały jej te słowa w jego ustach i choć sam nie przyznał, że należy do grupy, której prędzej będzie brak luksusu przeszkadzać, niż go doceni, to wyglądał w tej chwili tak, jakby sam siebie już zaklasyfikował do konkretnego rozdziału w tej opowieści. A ona widziała go inaczej.
    Usiadła bokiem, kierując jasne wiosennozielone tęczówki na twarz bruneta. Pięknie dobrany garnitur, koszula i spinki podkreślały to, jaki był charyzmatyczny, jak wnikliwe miał spojrzenie i jak bezpardonowo sięgał po to, co mu się podoba. Projekt jego dzisiejszego stroju na pewno wyszedł pod nieprzypadkowej dłoni, ale Riley nie zagłebiała się w modę na tyle, bo rozpoznać wzór na materiale, albo potrafić zgadnąć jaki projektant dzisiaj ozdobił Zaydena. Niezaprzeczalnie jednak było bardzo przyjemnie na niego popatrzeć, nawet przyjemniej niż zwykle.
    - Gdyby miał pan dzisiaj przestrzeń na krótki spacer i przejście się do ogrodu, chętnie go zobaczę - powiedziała po prostu, choć zdawała sobie sprawę, jak niepoprawnie zabrzmiało to w jej ustach. Trudno, robili i mówili gorsze rzeczy a Riley po dwóch lampkach szampana dzisiaj już na prawdę była o wiele bardziej wyluzowana niż zwykle. Posłała nawet swojemu szefowi tak uroczy, promienny uśmiech, jakby ostatkiem silnej woli trzymała się samą w tym krześle na miejscu.
    Swoją drogą nie chciała chodzić sama po terenie rancza. Już pomijając samego Roberta, który już parokrotnie posyłał jej uwodzicielskie spojrzenia, na które nie była specjalnie czuła, po prostu wiedziała, że lepiej nie zaglądać nigdzie na własną rękę. Skoro Zayden już tu kiedyś był, może miał lepsze pojęcie o rozkładzie wszystkiego, co mieściło się w tym miejscu. Tak wyglądał zresztą na kogoś doskonale zorientowanego w każdej sytuacji i jeśli byłaby taka możliwość, Riley z chęcią by na nim polegała także i dzisiaj. Jej ojciec był zajęty i pewnie zajety będzie do końca wieczoru, zatem mogła pozwolić sobie na więcej swobody, bo i tak nikt nie znał jej na tyle, by ją zaczepić. Ona się tu pokazała przy boku ojca, ale sama po prostu jeszcze niewiele znaczyła.
    Przechyliła lekko głowę na bok, uśmieechnieta przyglądając się Zaydenowi, gdy ten spojrzał po gościach. Chyba jego oczy coś, albo kogoś wyłapały, bo nagle mina mu stężała i miała ochotę złapać go za rękę, by może rzucić żartem i rozweselić. Może nawet pocałować, co jak tylko wpadło jej do głowy, sprawiło że policzki oblał delikatny odcień rumieńca i Riley zagryzła policzek od środka speszona samą sobą. Parokrotnie widziała go uśmiechnietego i na prawdę musiała przyznać, że woli go właśnie takiego, niż jego spiętą, biurową, służbową wersję.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. - Dobrze panu w granacie - przyznała, odkładając pustą szklankę po wodzie na blat. - Jest pan prawie tak samo poważny jak w czerni, którą wybiera pan na końcowe rozprawy - dodała. Ona też już co nieco o nim wiedziała, choć może nie była tak doskonałym obserwatorem jak młody Miles.
      Odchyliła się wygodnie na oparcie i wygładziła delikatny jedwab na udach. Spojrzała po patio, ale nie było szans aby wspomnianego Edwarda wypatrzyła w takim tłumie.
      - Myślę, że nikt by się nie zgodził na to, co mogłabym zaproponować - stwierdziła z rozbawieniem i obróciła się znów do Zaydena. - To mogłoby być troszkę zbyt szalone na naszą kancelarię - wzruszyła ramieniem, wcale nie chcąc drążyć tematu i dopytywać Zaydena, a zresztą i jego wspólnika pewnie nie będzie o nic pytać, miała wobec nich naprawdę wieki respekt i znała swoje miejsce. Nie chciała i wiedziała, że nie powinna zawracać im tych zapracowanych głów. - Czy pan też pojedzie? - spytała z nadzieją i wcale nie starała się z tym kryć, gdy wielkie, zielone oczy spozierały na niego zupełnie tak, jakby go prosiła o coś więcej.


      Riley 🤍

      Usuń
  82. Riley nie była w stanie pojąć tego, jak można z lekkością przyjmować cudzą pracę i jej efekty tak, jakby po prostu były czymś, co się należy i co jest oczywiste. Może była zbyt wrażliwa, a może zwracała uwagę na zbyt wiele szczegółów, ale zarówno dzisiaj jak i każdego dnia w kancelarii po prostu widziała, co dzieje się wokół i domyślała sie, ile osób za tym stoi. Tu zapewne pracował na ranczu przez ostatnie dni do ostatniej godziny gmach kucharzy, ogrodników, organizatorów, a i do końca trwania jubileuszu kręcili się kelnerzy, grali muzycy i z boku co chwila ktoś rejestrował porządek na patio. Za to u nich w kancelarii nigdy nie brakowało świeżych, ciętych i eleganckich kwiatów, w kuchni zawsze były świeże ziarna w ekspresie i zapas mleka oraz czyste naczynia i Gray doskonale rozumiała, że przyjemne otoczenie nie bierze się od tak. Tutaj była zachwycona, oczarowana i wcale nie ukrywała tego, jak wielkie wrażenie robi na niej uroczystość. W kancelarii choć nie wzdychała, to doceniała i tak każdego dnia to, że pracuje w miejscu o które ktoś dba i dalej dbać chce.
    Nie widziała nic złego w tym, by zaproszenie na spacer skierować do Zaydena. Mimo całego napięcia i namiętności, jaka chwilami między nimi wybuchała, nie miała nic zdrożnego na myśli, poza tym wiedziała doskonale, że jest człowiekiem przede wszystkim profesjonalnym i nie zrobi niczego, co mogłoby jemu, czy jej zaszkodzić w tak ważnym towarzystwie. Dodatkowo nie miała chwilowo nikogo, z kim mogłaby swobodnie porozmawiać i wyjść z taką propozycją, bo jej ojciec wsiąknął gdzieś totalnie wśród gości i wiedziała, że nie powinna go odciągać od tych rozmów. Nie chciała zresztą zawracać Richardowi głowy, a Zayden ... był dobrym towarzystwem, nawet jeśli chwilami rozmowy z nim były wyjątkowo trudne, albo onieśmielające.
    Uśmiechneła się szeroko i pewna wesołość błysnęła w jej zielonych oczach, gdy brunet bardzo słusznie zauważył, że go obserwuje. Rzuciła krótkie spojrzenie Zaydenowi i wyłapując uśmiech na jego twarzy, sama uśmiechneła się jeszcze promienniej. Na prawdę chciałaby, aby częściej miał tak pogodny wyraz twarzy! Pokiwała nawet głową z cichym śmiechem, przyznając mu rację, no bo nie było sensu udawać, że na niego nie patrzy i w ogóle się tego nie wstydziła. Za to na wyjaśnienie kolorów spinek, jakie zwykle dobierał do czarnego garnituru, spojrzała na jego ręce, chcąc dostrzec jakie wybrał na dzisiaj. Pierwszy raz powiedział jej coś o sobie bez pytania i był to szczegół, który mógł jej się przydać w codziennej pracy. Już co prawda troszkę o nim wiedziała, ale nie były to rzeczy dotyczące kancelarii a jego prywatnego życia, choć i to, że cokolwiek zdradził, było dla niej na prawdę niespodziewane. Bo pan Miles był człowiekiem niezwykle skrytym i niedostepnym, a Riley nie miała śmiałości by przebijać sie przez ten jego mur. Zresztą było w nim też wiele nut, które kazały jej chwilami uciekać, pilnować się i z nim nie zadzierać, więc tym bardziej wolała nie drażnić tego drapieżnika. Obawiała się, że gdy jest rozgniewany, to stać go było na rzeczy, jakich nie umiała sobie nawet wyobrazić i to było straszne. Było w nim wiele determinacji, złości i takiego chłodu, który nie sprzyjał poznaniu go. A jednak nie cofała się i nawet dzisiaj, próbowała łagodnie dostrzec, co ma jeszcze do zaoferowania, bo była pewna, że jest w nim jakaś nieodkryta głebia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Podobało jej się to spojrzenie, jakim ją częstował. Podobało jej się, że na nią patrzy i cieszyła się z wyboru sukni jaką dziś ubrała. Miała przez chwilę wątpliwości, czy fantazyjne ale odważne wycięcie dekoltu to odpowiednia kreacja na tak eleganckie przyjęcie, ale nie prezentowała się w żaden sposób wyuzdanie, zatem tym bardziej trafiła w okazję. Miała lustro w domu, wiedziała jak wygląda i wiedziała, że jest takim typem kobiety, która może się podobać. Ale uroda przemijała, była nietrwała i niewiele znaczyła w jej piramidzie wartości, nie polegała więc na niej i nie korzystała z przywilejów jakie mogłaby mieć, gdyby tylko chciała po nie siegnąć korzystając z uroków jakimi została obdarzona z natury. Zatem kończyło się na karmieniu swojej próżności i łapaniu spojrzeń, na których jej zależało.
      - Panie Miles... - zaczęła powoli, przeciagając ostatnią głoskę i przechyliła głowę na bok, zerkając na niego z ukosa z uśmiechem. - Teraz to pan mnie obserwuje - zauważyła i obróciła się w jego stronę, poważniejąc.
      Wyjazd integracyjny bez Zaydena byłby dla niej na prawdę dziwny. Miał to być event firmowy, jak słyszała na recepcji, angażowali się wszyscy pracownicy i działowi hr bardzo na tym zależało, szczególnie że zazwyczaj absolutnie każdy miał swój skrawek pracy i później z tych puzzli budowali wspólne sukcesy, ale rzadko kiedy ludzie w ich biurze pracowali nad czymś razem. I pierwszą myślą Riley było, że zobaczy pana Milesa w luźniejszym wydaniu, może nawet ponownie w prostej koszulce, a nie pod krawatem. Drugą myslą dopiero było, że lepiej pozna pozostałe osoby i choć powinno ją to zmartwić, po tych wnioskach nie mogła przestać się do samej siebie uśmiechać.
      - Tak - powiedziała szczerze i bez wahania, już bez wygłupów, żartów i wesołości. - Bardzo bym chciała, aby pan pojechał - powtórzyła pełnym zdaniem z przekonaniem i pochyliła się w jego stronę, aby sięgnąć do misy z owocami na stole i po chwili wsunąć do ust jedno białe winogrono. Usiadła prosto i tylko na sekundę zsuneła spojrzenie niżej do jego ust.
      Riley byla pełna sprzeczności. Miała w sobie wiele odwagi i kreatywności, ale jednocześnie gdy dochodziła do cudzych granic, szanowała je i nie forsowała. Chwilami wrażliwa wahała się przy podjęciu decyzji i skupiała na odbiorze tego, co ją otacza, tworząc logiczny rachunek zysków i strat, a innym razem z głośnym śmiechem czerpała z życia garściami i rzucała się w wir spontaniczności. Była dobrze wychowaną, wykształconą młodą kobietą, pochodziła z dobrego domu i była ułożona, ale nie brakowało jej wyobraźni i ochoty na eksperymenty. Chciała żyć, chciała czuć, że żyje. Wniosek Zaydena był słuszny, już taką miała naturę i nie było tam nic więcej.


      Riley 🤍

      Usuń
  83. Bardzo mocno była świadoma dziś uwagi, jaką poświęcał jej Zayden. Było to szczególne i inne od momentów, gdy patrzył na nią w kancelarii, bo tutaj dziś nabierał większej swobody i choć okazja była jak najbardziej formalna, porzucał swoją zawodową sztywność. Tego wieczoru nie był jej szefem. Uśmiechnął się więcej niż raz, zdradził jej szczegół o spinkach, który pozwoli jej w przyszłości lepiej odgadywać i rozpoznawać jego nastroje i ku jej zdziwieniu, wcale nie zostawił jej samej na rzecz pogawędki z kimś z branży, choć tego się spodziewała. Właśnie to ją zaskakiwało, że w różnych okolicznościach, Zayden potrafił być jednocześnie taki zawsze pewny siebie, wręcz przytłaczać swoją silną osobowością, a zarazem traktować ludzi inaczej niż zwykle, łagodniej. Zachowywał dziś wobec niej dużą uprzejmość i galanterię, a jednocześnie był wyraźnie bardziej zainteresowany. Być może był to wynik jej dzisiejszej kreacji, głęboko wyciętej sukni na dekolcie, wyraźniejszego makijażu i starannie dobranych wieczorowych perfum i mocniejszej nucie bazowej. Być może jednak zupełnie się nie przejmował otoczeniem i pozwolił sobie okazać jej więcej uwagi... Schlebiało jej to. Podobało jej się. I intrygowało. Nie miała wątpliwości, że w kancelarii będzie jak zawsze zdystansowany k profesjonalny w każdym calu, ale dziś byli poza biurem a ona ... Ona ulegała atmosferze i również pozwalała sobie na więcej spojrzeń i swobodniejszy język.
    Odruchowo sięgnęła do policzka, chcąc zaczesać krótszy kosmyk włosów za ucho, lecz znów jej palce tylko musnęły policzek zarumieniony na głęboki róż zamiast uoietych w kok pasm, gdy padł ten bezpośredni komplement. Speszył ją, ale sprawił też przyjemność. Dotarło do niej, że pan Miles obserwuje ją nie tylko teraz i dziś, ale zwraca na nią więcej uwagi każdego dnia, czego się nie spodziewała. I w duchu pogratulowała sobie schludności, bo do pracy nigdy nie przychodziła nieelegancko ubrana, chociaż dopasowane kompletami żakiety, gładkie upięcia i subtelna biżuteria bardziej dodawały jej powagi i nie widać było jak jest radosną, młodą i chcącą żyć dziewczyną. A miała w sobie ogromne pokłady energii i wyobraźni, gotowości by smakować życie i czerpać z niego garściami. To nie pasowało do rozsądnego stanowiska, jakie objęła, ale praca nie była całym jej życiem.
    - A który kolor jest pana ulubionym? - spytała, zerkając na niego nieco zalotnie spod wytuszowanych długich rzęs. Nie uciekła speszona, zamykając temat, a chyba wypity szampan i bąbelki dodały jej śmiałości, że teraz próbowała ciągnąć go za język! Cóż, już nie pierwszy raz prowadzili takie zaczepne dialogi, łapiąc się za słówka, choć nie mieli wielu okazji, by na prawdę się w ten sposób z sobą pobawić. Riley pewnie w innych okolicznościach w ogóle nie pociągnęłaby tej kwestii, ale póki była to tylko rozmowa, a atmosfera sprzyjała, mogła posunąć się jeszcze ociupinę dalej. Przecież to nic nie znaczy, to nie tak jak w jej mieszkaniu, jak w windzie i jak wiele więcej razy w jej głowie!
    Odetchnęła nagle głębiej, unosząc podbródek jakby powietrze stało się zbyt ciężkie. Zbyt gorące. Zayden potrafił być czarujący, ale widziała już wielokrotnie jak traktował podle ludzi i nie miała wątpliwości, że jest po prostu doskonałym manipulatorem. Był gnojkiem i draniem i nie powinna przekraczać żadnych granic. Tylko czy to już na to nie za późno?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi

    1. Wieczór mijał na prawdę zdumiewająco przyjemnie. Nie brakowało jej towarzystwa ojca, a Richard zadowolony z spotkania wielu znajomych twarzy, był zajęty. Riley nie podejrzewała, że tak się ten jubileusz potoczy, ale póki nie dokuczała jej samotność i nuda, a szczególnie dopisywało jej bardzo przyjemne towarzystwo, nie chciała wracać do swojego stolika. Zaproszenie na krótki spacer, to kolejna niespodzianka i zaskoczenie z strony pana Milesa dziś, ale natychmiast uśmiechnęła się szeroko i podniosła z krzesła. Odetchnęła znów głębiej, gdy poczuła elegancką woń jego perfum i lekko zacisnęła usta, zatapiając swoje spojrzenie w jego. Czy wcześniej tak bardzo zwracała uwagę na te wszystkie szczegóły, które go dotyczyły? Czy to nie postępowało zbyt szybko? Czy to nie było nierozsądne?
      - Bardzo chętnie, panie Miles - skinęła głową, zerkając jeszcze raz na jego ręce, bo nie była pewna czy nie poda jej ramienia. Cóż... Gdyby znali się lepiej, gdyby nie byli dla siebie tylko przełożonym i podwładną, a ona czuła się przy nim swobodniej, bardzo możliwe że sama chwyciła by go pod ramię zupełnie niezobowiązująco. Riley była serdeczna i ciepła, jeśli wiedziała, że nie ma barier z drugą osobą, nabierała w kontakcie więcej pewności siebie. Tutaj nie mogło być o tym mowy, mimo że wiele barier już przekroczyli i to więcej niż raz.
      Wyszła w stronę Zaydena, zerkając tylko raz w kierunku, gdzie prawdopodobnie był jej ojciec, jednak nie dostrzegła senatora. Gotowa za to na zwiedzanie, obróciła się w stronę bruneta i uśmiechnęła znów promiennie podekscytowana. On chyba nie zdawał sobie sprawy, że na prawdę tą propozycją ją uszczęśliwił, bo pannie Gray niewiele było potrzeba do realizacji jej maleńkich marzeń.


      Słodka R. 🤍

      Usuń
  84. Nie zawodził jej, potrafił dobrać słowa tak, że brzmiały zarazem jak groźba i obietnica. Pewna wesołość i zadowolenie rozjaśniły jej spojrzenie. Przyjęła tę odpowiedź jako zapewnienie, że jeszcze kiedyś wrócą do tematu. Tym razem tylko ton głosu i łagodniejszy wyraz oczu zdradzał jej, że nie musi uważać. Zayden był trudny do poznania, niemal niemożliwy do rozgryzienia, podczas gdy odczytywał innych z łatwością i cholernie w tym wszystkim pociągający. Ta niebezpieczna mieszanka skutecznie niekiedy rozpraszała Riley, która równie mocno chciała się do niego zbliżyć i trzymać z daleka. Właściwie jednego mocno pragnęła, a drugie było tym, co słuszne. Brakowało jej obycia z mężczyznami i doświadczenia - szczególnie z tak wprawionymi w boju na sali sądowej i zapewne z kobietami, by znalazła kruchą równowagę i wiedziała, jak to wszystko ograć, by stracić najmniej. Niestety stracić mogła głównie ona i mocno się przy tym poobijać, wiedziała o tym. Relacja w ich przypadku podwładna - przełożony mocno chwiała się w posadach poprawności, szczególnie gdy zostawali sami, ale wiedziała, że oboje są temu tak samo winni. Zayden mógł być okrutny, mógł być dupkiem, ale na pewno nie był głupi i wiedział co robi, a jak na razie mimo kilku chwil zapomnienia, nie zrobił jeszcze nic, co by ją upokorzyło, czy sprawiło przykrość. Wręcz przeciwnie, dostarczał jej przyjemnych doznań, ale może właśnie to było gorsze, bo nie czekała już tylko na kolejne pocałunki, a na to gdy spojrzy na nią w swój wyjątkowy sposób, aż dreszcze oblecą całe jej ciało. Apetyt rósł w miarę jedzenia i choć nie widziała tego w jego oczach, czuła, że oboje grali na prawdę wzorowo, trzymając się pozorów. Może tylko chciała , by tak było, nie miała już pojęcia. I Riley była zdumiona, że tyle się w niej burzyło i tyle zmieniało przez tego mężczyznę, który jednocześnie potrafił sprawić, że bała się spóźnić minutę do pracy i nie chciała z niej wychodzić, póki był obok. On był nią zaintrygowany? Cóż... To miłe. Ona z kolei zaczynała wariować. To było niesprawiedliwe.
    Uśmiechnęła się do tej plątaniny myśli, jaka zakotwiczyła się w niej, gdy obchodzili patio. Mieszał jej w głowie. Odchyliła delikatnie głowę w tył, oddychając głębiej, gdy schodzili kilkoma stopniami do ogrodu. Wyczuwała delikatną woń kwiatów, było tu też nieco chłodniej, z dala od gości, gorących dań kolacji i lamp. Powietrze było czyste. Wieczór należał do wciąż bardzo ciepłych, noc miała być równie przyjemna lecz już nie gorąca, ale zanim nadejdą jesienne wrześniowe chłodniejsze dni, minie jeszcze trochę.
    - Na czym się pan nie zna? - spytała szczerze zaintrygowana i zaskoczona, gdy nazwał poprawnie drobne kwiaty, które żywą pomarańczową barwą płatków ożywiały brzegi ścieżek wyłożonych dużymi kamiennymi płytami, od których wyraźnym dźwiękiem teraz odbijały się jej szpilki z każdym stawianym krokiem. Kwiaty! Zayden Miles znał kwiaty, to było coś o co poszłaby w zakładzie w przeciwnym kierunku. Wiedziała, że niewiele o nim wie, teraz jednak była skłonna stwierdzić, że wie tylko tyle, jak smakują jego usta i jak pachnie. Na jedno i drugie odpowiedź była ta sama - cholernie dobrze.
    Poprawiła cieniutkie ramiączko sukienki, które zsunęło się bliżej krawędzi ramienia, grożąc zsunięciem i w tym momencie i ona usłyszała twardo wypowiedziane imię. Oh prawie zapomniała, ile tu przybyło dzisiaj gości! W ogrodach było cicho, spokojnie, a choć już zaczynało robić się szarawo i słońce chyliło ku zachodowi, gwar rozmów i muzyka docierała niżej przytłumione, pozwalając trochę się odciąć. Posłała miły uśmiech ojcu Zaydena, przecież dziś siedzieli przy jednym stole i zostali sobie przedstawieni, ale ten zbladł, gdy wyczuła ciężką atmosferę. Mężczyzna spojrzał na nią przelotnie, jakby jej nie dostrzegł, ale jednocześnie ze względu na jej obecność, nie szarpnął synem.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ściągnęła lekko brwi, przenosząc wzrok na bruneta. Młodszy Miles wyglądał jakby patrzył na coś obrzydliwego, a starszy jakby trzymał się szczególnie mocno opanowania. Bardzo nieswojo było patrzeć na tych dwoje, a biorąc pod uwagę własne doświadczenia i relacje z ojcem, założyła że zwyczajnie są pokłóceni. Bo czy można gardzić, albo nienawidzić rodziny? Ich spojrzenia były tak wrogie i momentalnie powietrze stało się tak ciężkie, aż się wzdrygnęła.
      - Oczywiście, poczekam proszę pana - skinęła nieznacznie, nie mając w tym momencie pojęcia co się dzieje, ani śmiałości powiedzieć więcej. Nie zmienił tego nawet jego uśmiech.
      Nastawienie i nastrój Zaydena w jej odczuciu się zmieniły na takie, których nie lubiła, bo gdy był tak wrogo nastawiony, zwykle schodziła mu z drogi, ustępując nawet wtedy, gdy szedł na spotkanie albo z niego po terenie kancelarii tym samym przejściem. To wtedy zwykle gdy ktoś wchodził mu w paradę, kończył marnie miażdżony surowym upomnieniem, albo ciętą ripostą. Riley wolała się nie narażać. To był najgorszy z możliwych oblicz szefa, jakie widziała do tej pory.
      Cofnęła się o krok, jakby chciała dać przestrzeń mężczyznom do załatwienia swoich spraw i posyłając jedno spojrzenie Zaydenowi, jakby chciała się upewnić, że wszystko jest na pewno w porządku, skierowała się powoli kilka kroków w kierunku, który razem wcześniej obrali. Ona poczeka, on porozmawia z ojcem i pójdą na spacer. Tak miało być... Zaczynała w to wątpić, gdy oglądając się przez ramię, widziała jak napięci się oddalali. Miała złe przeczucia.


      Riley

      Usuń