follow your soul
♚
The King
Jest tronem doświadczeń i koroną rosnących w nim potrzeb
Utkaną w nitach umysłu chęcią kontroli i twórczego doznania. Szałem myśli. Prądem tworzenia, gdy pochylony nad rzeźbą, nie daje się ujarzmić.♞
The Knight
Jest skocznym gońcem, zerwaną za życia uzdą hedonizmu
Palącą potrzebą bliskości i pieczęcią dotyku, z wolna stemplującą cudze ciała. Pozostawioną na widoku pamiątką gorących pocałunków i upojnych nocy.♜
The Rook
Jest niezdobytą do dzis warownią, łatą ciszy w wyrwie duszy
Murem milczenia. Dziedzińcem traum i sekretów, obwarowanych przez żart. Posągiem cudzego pragnienia, pękniętym tylko w brzegach, niezauważalnie.♟
The Pawn
Jest niewolnikiem sztuki, pionierem prowokacji żądnym sławy
Artystą targanym na morzu emocji na własne życzenie wrzuconym w huragan skandalu. Krzykiem desperacji. Spłyconą z czasem moralnością, szukającą uwagi.
[Przewidujesz nagrody za pierwszy komentarz?]
OdpowiedzUsuńDo ludzi zawsze miał stosunek ambiwalentny, dzieląc ich na trzy kategorie: tych, których przyrównać można do naczyń (a zatem pustych, takich, którym należy nadać przeznaczenie, najczęściej ograniczonych), tych, których stawia się na równi z instrumentami (zachwycających złożonością, aczkolwiek co dłoń i wolę wybrzmiewających inaczej) oraz tych, którzy dają się poznać jako autonomiczne dzieła sztuki, konkretnością formy dumnie piętrzące się ponad cudze oczekiwania; otwarte na interpretację, a jednak umykające zamknięciu w ściśle określonych ramach.
Angel Alvarez — zdaniem Ezequiela — to człowiek-dzieło, nawet jeśli jego osobliwość ukazuje mu się (póki co) tylko powierzchownie.
Nie myśli wiele, naciskając klamkę, ponieważ prowadzi go jasno określona motywacja. Wie, jak chce zakończyć ten dzień i wie, jak do tego doprowadzić, choć w tej kwestii gotów jest improwizować, nagiąć się i odpowiednio dostroić. Wie (a przynajmniej kipi nadzieją) że mu się to opłaci.
Potrzebuje chwili, żeby wchłonąć atmosferę kotłującą w pomieszczeniu. Powietrze nabrzmiałe jest od emocji, których nie potrafi oddzielić jedna od drugiej, a mimo to wyraźnie odczuwa na sobie ich gęstość. Nie dziwią go zatem pełne rezerwy słowa rzucone w eter, obronnością układające się w swoisty mur. Myśli, że będzie musiał się po nim wdrapać, ale wtedy Alvarez naciska znów, zbijając cząsteczki tlenu w masę tak twardą, że można by ciąć ją nożem. Wbrew temu dobrowolnie pokonuje dzielącą ich odległość paru kroków, zatrzymując się blisko, na wyciągniecie ramienia i Ezequiel zastanawia się, czy może stać za tym jakaś intencja — bardziej lub mniej świadoma.
Powiesz coś?
Teraz rozumie, tak mu się wydaje. W oczach artysty widzi iskrzące na krawędziach tęczówek napięcie i domyśla się, że to presja ostatnich dni domaga się ujścia, on natomiast wie, jak odpowiednio spożytkować takie uniesienie. Jest gotów zapewnić mu wyładowanie; wie nawet, w jaki sposób. Przeczuwa, że oboje mogliby na tym skorzystać.
Jest hipokrytą. Bez oporów sięga do niego dłonią, z łatwością naruszając granice, mimo że swoje stawia szeroko.
— A co chciałbyś ode mnie usłyszeć? — Pyta i jest w tym zaprzeczeniu tyle grzechu czekającego na odkrycie, że słowa te pobrzmiewają ukrytą obietnicą.
Obietnicą, którą wyciągnąć na wierzch może tylko i wyłącznie pragnienie, na które trzeba się otworzyć.
Milknie, celowo rozciągając sekundy w minuty, kiedy długie palce ujmują zlepiony gipsem kosmyk włosów przy czole, przecierając go między opuszkami, a potem wplątuje go w burzę loków. Nie pozwala jednak na odpowiedź, w uniesieniu klatki piersiowej wychwytuje nadchodzące słowa i zatrzymuje je na języku, mrucząc prawie że spolegliwie:
— Pomyślałem, że przyda Ci się odprężyć.
Miękkość jego słów nie spaja się jednak ani z felernym błyskiem w ciemnych ślepiach, ani z połowicznym uśmiechem, brzydko rozciągającym bliznę w kąciku ust. Opuszcza powieki i patrzy na niego spod wachlarzy niedorzecznie długich rzęs, jedynie na moment błądząc spojrzeniem w pobliże wstęgi warg. Czarna toń naświetla się ciepłą strugą wieczornego słońca wpadającego do studia przez obszerne okno i nabiera głębi, gdy podnosi znów wzrok do jego oczu.
— Mam rację?
Nieznacznie przechyla głowę, a poskręcane kudły opadają mu przy tym na czoło, wzmagając unoszącą się nad jego karkiem woń wiatru, sosny i popiołu.
EZEQUIEL F. RODRIGUEZ
[Hej, hej, posłałam Ci wiadomość na maila. :) Muszę też dodać, że bardzo podobają mi się kody w karcie, bardzo estetycznie wykonana, jestem zachwycona! Wszystki3 Twoje karty zawsze są tak ładnie wykonane, minimalistyczne i ze smakiem. Ucz mnie, mistrzu ;D
OdpowiedzUsuńBaw się dobrze z tym hedonistą! :D]
Itan de Hüi
[Aaah, widzę, że ostatnio wena dopisuje i można Cię oglądać troszkę więcej! ❤️ Cudownie! Zachwycam się zawsze tym, jak pięknie dobierasz treść do wizerunku, a potem okraszasz całość przyjemnym kodem. Chyba tak było od zawsze, że mocno podziwiam Twoją wyobraźnię i warsztat! I to już niezależnie, czy zieje charyzmą i chamstwem, czy wrażliwością.
OdpowiedzUsuńBędę podglądać! Baw się dobrze!]
Riley
Cóż mogę powiedzieć... Zaciągnięciu na wątek z całą pewnością nie będę się opierać. ;) Grywam wątki męsko-męskie i generalnie nie mam z nimi problemu, chociaż wszystko zależy od okoliczności. Chętnie dowiem się nieco więcej na temat tego, co wpadło Ci do głowy, a wtedy na pewno będę mogła lepiej się określić. Co do kontaktów z obcymi, Jesse zwykle dostosowuje się do sytuacji oraz osoby, więc nie ma jakiegoś utartego czy odgórnie narzuconego schematu działania. Jest pod tym względem bardzo plastyczny i ciężko mi na ten moment powiedzieć gdzie stawia granice, bo też sama muszę go jeszcze wyczuć. ;)
OdpowiedzUsuń— Jesse