NAGŁÓWEK/HTML1

L.A. Dreamers

INFORMACJE/HTML2

❤️‍🔥 Porządki po liście obecności zrobione!

❤️‍🔥 Lista obecności dobiegła końca. Karty autorów, którzy się na nią nie wpisali, zostały przeniesione do archiwum. Autorzy mają czas do 7.09 na zgłoszenie chęci dalszego współtworzenia bloga, po tym czasie zostaną usunięci z grona autorów.

❤️‍🔥 Kilka punktów regulaminu uległo zmianie (zaznaczenie kolorem), zapraszamy do zapoznania się z treścią!

❤️‍🔥 Zapraszamy do zapisów! 👁️

Sky is the limit

NC

20 komentarzy:

  1. W przeciwieństwie do swoich rówieśników nie odliczała sekund do ostatniego dzwonka. Emory Forbes lubiła się uczyć, przesiadywanie w szkole wcale nie było dla brunetki karą, a raczej przyjemnym obowiązkiem. Nauka była dla dziewczyny często ucieczką od codzienności, w której brakowało żywszych i przyjemniejszych kolorów. Skąpana przez ostatnie lata była w odcieniach szarości, czerni. Potrafiła wskazać jedną osobę, która przez cały ten czas próbowała dodać do życia dziewczyny trochę koloru, ale prawda była taka, że nie ufała mu na tyle, aby wpuścić go do swojego życia. Odpychała od siebie każdego. Straciła przyjaciółki, z którymi kiedyś tworzyła zgraną paczkę, a teraz mijały się bez słowa na korytarzu i udawały, że ich szafki wcale nie znajdują się obok siebie. Emmy czuła się winna, ale tak było też lepiej i bezpieczniej. Nie planowała zresztą zostać w Los Angeles na zawsze. Właściwie to wraz z końcem wakacji i początkiem roku akademickiego zamierzała stąd wyjechać na drugi koniec kraju. Zamierzała złożyć podanie do kilku uniwersytetów. Zawieranie więc znajomości było bez sensu. Zostało zaledwie parę tygodni szkoły. Potem i tak nikt o sobie nie będzie już pamiętał. Przetrwała ostatnie trzy lata bez bliższych znajomych, to czym były ostatnie tygodnie? Colton uniemożliwiał jej wyprowadzkę już teraz, choć wystarczyłoby, aby podpisał głupi świstek papieru i mieliby się nawzajem z głowy. Ale on lubił kontrolę. Lubił wiedzieć, gdzie jest Emory, co robi i przede wszystkim; z kim. Jeśli wyjedzie ta kontrola się skończy. Po skończeniu osiemnastu lat miała dostać pieniądze po rodzicach, więc przynajmniej na początek nie będzie musiała się martwić o to za co zapłaci czynsz. Resztę jakoś wykombinuje.
    Pan Kennedy uparcie, pomimo końca lekcji i uczniów, którzy pakowali swoje rzeczy, dalej opowiadał o wojnie secesyjnej. I ku uciesze wszystkich nie zdecydował się zadać żadnej pracy domowej. Emory chyba była jedną z nielicznych osób, którym było zwyczajnie przykro z tego powodu. Nie, aby historia była jej ulubionym przedmiotem, ale praca domowa zawsze była dobrą wymówką, aby nie wychodzić z pokoju. Zakreśliła ołówkiem kilka zadań w podręczniku i dopiero wtedy zaczęła pakować rzeczy. Zawsze mogła udawać, że ma pracę domową. To był wyjątkowo luźny dzień. Wszyscy przygotowywali się do finałowych egzaminów, nauczyciele woleli cisnąć na zajęciach niż w domu, ale wszyscy i tak przede wszystkim żyli balem maturalnym. Emory o tym nie myślała, bo nie zamierzała się na niego wybrać. Co to za zabawa bawić się w swoim towarzystwie i oglądać pozostałych, dobranych w pary rówieśników? Chociaż skłamałaby, gdyby powiedziała, że nie ciekawiło jej, jak ten bal będzie wyglądał. Była na balu jesiennym po rozpoczęciu dziesiątej klasy, ale nie mógł się on raczej równać z balem maturalnym, o którym wszyscy mówili, gdy tylko rozpoczęli ostatni rok nauki. Emory wyszła z klasy jako ostatnia, jak zwykle nikt na nią nie czekał, nie odprowadzał i nie pytał, czy ma ochotę porobić coś po szkole. I było jej z tym dobrze. Przyzwyczaiła się do samotności, więc obecnie to już nie robiło na niej większego wrażenia.
    Słońce mocno parzyło z góry. Przez co miała ochotę ściągnąć sweter, ale powstrzymała się i podwinęła jedynie rękawy do łokci. Na więcej nie mogła sobie pozwolić.
    — Kurwa — warknęła pod nosem, kiedy zorientowała się, że przednie koło w rowerze jest pozbawione powietrza i brakuje zakrętki. Nieco w panice rozejrzała się po chodniku czy nie leży nigdzie, ale nie dostrzegła nigdzie małej, czarnej zakrętki. — Świetnie, po prostu świetnie.
    Zamknęła na moment oczy, wzięła głęboki wdech i powoli wypuściła powietrze przez nos. Musiała dojść do przystanku, nie wróci przecież pieszo. Zdecydowanie nie w taki sposób chciała kończyć swój dzień. Odeszła z rowerem na bok, kiedy pojawiło się przy niej więcej osób, niektóre zirytowane faktem, że Emory nadal nie zabrała swojego roweru i nie odsunęła się na bok. Ach, ta amerykańska gościnność.
    Nie mając większego wyboru zaczęła prowadzić rower i zmierzała w stronę najbliższego przystanku autobusowego.

    mały złośnik🤎

    OdpowiedzUsuń
  2. Emory nie była ślepa ani tym bardziej głucha na zaloty Willa. W dodatku była tylko młodą dziewczyną, w której hormony aż buzowały i prosiły się o to, aby ktoś je uporządkował. Znała takich typów, jak on i nie było większych szans na to, że byli zainteresowani czymś więcej. Raczej liczyło się dla nich tylko to, aby dziewczyna rozłożyła przed nimi nogi, a potem mogli lecieć do kolejnej panny. A Will takich miał na pęczki. Ciężko było nie zauważyć, jak dziewczyny się za nim oglądają, a już zwłaszcza te z drużyny cheeleaderek. Ciągnęło popularnych do popularnych, a z jakiegoś powodu biegał za nią. Może to był jakiś głupi zakład, może potrzebował podbić swoje ego, że wyrwie nawet kujonkę i tę dziwną laskę, która straciła rodziców i od tamtej pory stała się dzikusem. Chyba jako jedyny tak naprawdę zwracał na nią uwagę. Emory wiedziała, że nie jest brzydka, a właściwie to była bardzo ładna i gdyby tylko potrafiła to wykorzystałaby to na swoją korzyść. Ale tego nie robiła. Wygodniej było ukrywać się pod swetrami czy bluzami. Szkolny mundurek na szczęście pozwalał jej na to, aby ubierać się odpowiednio. Ale teraz, kiedy każdy cieszył się słońcem i upałami, ona grzała się w swetrze. Jeb się, Colton, to twoja wina. Gdyby tylko potrafiła mu się postawić, gdyby chociaż raz mu oddała być może to wszystko by się skończyło. Ale jeszcze parę miesięcy, jeszcze kilka tygodni i się uwolni.
    Najpierw usłyszała, a dopiero potem go zobaczyła. Spojrzała na Willa, potem na samochód, a ostatecznie na rower z flakiem. Naprawdę musiała mieć dziś takiego pecha? Akurat jeden dzień w tygodniu, kiedy Colton kończył pracę później i zamiast być w domu w przeciągu dwudziestu minut będzie się tłuc godzinę albo i dłużej autobusem.
    — A od kiedy to się martwisz tym kto i kiedy mdleje? — rzuciła. Nie chciała przyjmować od niego pomocy. Lubiła Willa, ale nie mógł tego wiedzieć. Nie pasowali nawet na znajomych, choć Emory wcale ze złej rodziny nie pochodziła to podjazdu do polityki nie mieli. Wyższa klasa średnia czy coś takiego. Bez znaczenia właściwie. Chodziła do prywatnej szkoły razem z bogatymi dzieciakami z Los Angeles, a choć nigdy nie narzekała na brak pieniędzy to w ostatnich latach czuła się jak największy odrzutek.
    Chciała mu się oprzeć i zamierzała to zrobić. Wolała iść na pieszo przez dwie godziny do domu niż się zgodzić na podwózkę. To niepotrzebnie tylko zaboli ich oboje, a po co mieli się krzywdzić nawzajem? Co prawda dalej była przekonana, że to wszystko jest dla żartu, aby potem śmiał się z kumplami czy kumpelami.
    — Teraz brzmisz jeszcze bardziej na seryjnego mordercę — odparła. Cóż, tych miała dość w swoim życiu. Wystarczyło jej w zupełności wydarzenie z przeszłości. — Poradzę sobie. Nie mam daleko — skłamała. Miała w cholerę daleko, ale Will tego nie musiał wiedzieć.
    Spojrzała na niego z cichym westchnięciem. Wyglądał jak szczeniak, który coś właśnie przeskrobał i liczył na przebaczenie. To nie było w porządku, że takie spojrzenie doprowadziło do palpitacji serca.
    — Jestem pewna, że Angelina będzie wdzięczna za podwózkę — dodała mając na myśli jedną z cheeleaderek. Kojarzyła, że zawsze siadała przed nim w ławce, podciągała spódniczkę wyżej i wypinała się niczym kotka w rui. — Nie musisz marnować na mnie czasu.

    Silna i niezależna, E.

    OdpowiedzUsuń
  3. Emmy szczerze mówiąc nie miała pojęcia dlaczego Will tak bardzo za nią biega. Co takiego w niej wydawało mu się interesujące, że koniecznie chciał poznać ją bliżej? Znali się właściwie całe życie, ale ich drogi nigdy tsk naprawdę się nie przecinały. Oboje mieli zupełnie inne potrzeby, inaczej wyglądały ich grupy znajomych. Tak na dobrą sprawę to nie mieli ze sobą dużo wspólnego. Po prostu chodzili do jednej szkoły, mieli razem kilka zajęć i Will zawsze wyrywał się pierwszy do bycia jej partnerem, gdy musieli zrobić jakieś grupowe zadanie. Nie mówiła tego głośno, ale pasowało jej to, że w klasie chciał z nią pracować. Nie musiała wtedy być tym wyrzutkiem, który nie ma z kim zrobić zadania i nauczyciel nie musiał jej szukać pary na siłę. Jednak to jeszcze nie znaczyło, że ich dwójka się zna, lubi czy coś więcej między nimi jest. Nie, dobra cofnąć. Emory lubiła Willa, choć starała się tego w żaden sposób nie okazywać.
    - Nie schlebiaj sobie już tak, to niezdrowe – rzuciła i przewróciła oczami. Nie dało się ukryć, że Will naprawdę zwracał na siebie uwagę. I to w kazdy możliwy sposób, a w szkole chyba każda dziewczyna się za nim oglądała. Emory również to robiła, ale w przeciwieństwie do innych dziewczyn, potrafiła to zgrabnie ukryć. Nie potrzebowała plotek w szkole, że robi maślane oczy do Willa. Tego samego, za którym szalała każda laska, który mógł mieć każdą. To było tylko niegroźne zauroczenie, które w końcu zniknie, kiedy opuści szkołę. Jeszcze parę tygodni. – Zawsze mogę zdjąć sweter, jak zrobi mi się za ciepło. Nie przegrzeje się.
    Co za kłamstwo. Wraz z czasem coraz lepiej wychodziło jej kłamanie. Teraz potrafiła robić to bez choćby mrugnięcia okiem. Cieszyła się, że potrafi kłamać. Przynajmniej oznaczało to, że mogła udawać przed nim, że jest jej zupełnie obojętny.
    – To trochę creepy, że wiesz, gdzie mieszkam.
    Nie przypominała sobie, aby zapraszała go kiedykolwiek do siebie. I nie zapraszała, ale w okolicy może mieszkali jego znajomi i będąc u nich widział, do którego domu wchodzi brunetka? Dobra, to nie było ważne. Zaczynały kończyć sir jej wymówki, aby go spławić. Powinna odwrócić się na piecie i go zostawić tu samego, ale coś czuła, że mógłby jechać przy niej nawet i dwa kilometry na godzinę. Bo taki uparty potrafił być.
    Westchnęła ciężko. Naprawdę biła się z myślami, ale ostatecznie musiała przyznać sama przed sobą, że nie chciała wracać autobusem. I nie chciała iść też pieszo. I chciała Willa. Ale tego nie zamierzała powiedzieć akurat na głos.
    – Nie mam o co być zazdrosna. Po prostu zauważam pewne rzeczy. I z pewnością ona ładniej by ci podziękowała za podwózkę – prychnęła. Coś, potrafiła wyobrazić sobie, co Angelina bylabybw stanie zrobić, aby Will ja przewiózł. I to nie autem. – Niech Ci będzie. Robię to dla klimatyzacji, nie myśl sobie za dużo – ostrzegła. Przymrużyła oczy spoglądając na chłopaka, który robił się coraz śmielszy.
    Przewróciła oczami, bo choć chłopak nie zdążył jeszcze nic zrobić, to ona już widziała ten uśmieszek na jego twarzy. Dokładnie ten sam, który bardzo lubiła, a do czego przyznać się nie mogła. To byłoby bez sensu, gdyby się przyznała.
    Bagażnik samochodu okazał się spory i na szczęście nie było problemu z tym, aby wsadzić do tyłu rower. Dalej nie wierzyła, że to robi. Miała wrażenie, że wszyscy na nich patrza, a jutro szkoła będzie huczała od plotek. Z cichym westchnieciem usiadła na miejscu pasażera, a plecak ustawiła między nogami. Dalej nie wierzyła, że w zasadzie się na to zgodziła. Co za idiotka. Trudno, przynajmniej będzie szybciej w domu.
    – Musisz mieć naprawdę nudne życie, skoro tak wolisz spędzać swoje popołudnie – stwierdziła nieco złośliwie. Spojrzała na chłopaka, co samo w sobie było błędem, ale zaraz uciekła wzrokiem na ulicę przed nimi.

    Złośnica🤎

    OdpowiedzUsuń
  4. [Prawie zignorowałam Twój komentarz! Tzn. w głowie już na niego odpowiedziałam, ale nie spisałam tego w komentarzu i omal bym Ci przez to nie odpisała.

    Co do kreacji to masz rację - życie Gabriela jest nieco skomplikowane, ale spokojna głowa, nie zamierzam go za bardzo przygwoździć do ziemi :D (chyba, że przypadek w wątku zadecyduje inaczej). Tak czy inaczej, jeśli masz pomysł, jak połączyć naszych chłopaków mimo różnicy wieku, to ja chętnie zamieniam się w słuch ♥ Przeczytałam też już jego KP i z jednej strony myślę sobie, że niezłe z niego ziółko, a z drugiej... nie taki diabeł straszny, jak go malują. Will wydaje się ciut rozpieszczony, ale na pewno serce leży mu po dobrej stronie.

    Może Will w sklepie poprosił go o kupno alkoholu (w USA sprzedają od 21 r. ż.) i tak się poznali? To jedyne, co przyszło mi na myśl. Gabriel mógł mieć pewne opory przed kupowaniem alko nieletniemu, ale ostatecznie mógł stwierdzić, że wygląda mu na takiego, który i tak ten alkohol jakoś sobie zdobędzie, więc ostatecznie Gabriel by mu to pewnie ułatwił.]

    Gabriel Blatt

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobrze wiedziała, że nie powinna była się zgadzać i z nim jechać. I chociaż miał rację, a spacer w upale i to w dodatku z flakiem w oponie wcale nie był dobrą opcję, to ciężko było się jej do tego przyznać. Przyzwyczaiła się do tego, że często ma rację i nie ugina się pod innymi, nie licząc jej starszego brata, ale Colton… Sytuacja z bratem była skomplikowana. Ciężko było się jej z nim kłócić. I nigdy tak naprawdę by z nim nie wygrała. Nie mogłaby z nim wygrać. Dlatego planowała wyjechać z Los Angeles w momencie, w którym tylko będzie miała możliwość. Byle do osiemnastych urodzin, prawda? Miała dostać wtedy czek z ubezpieczenia rodziców, spadek po nich i nigdy więcej już nie będzie musiała oglądać swojego brata. Nawet nie było jej szkoda. Czuła niemal smak wolności na języku. Studia daleko od niego, rozpoczęcie zupełnie nowego życia z daleka od człowieka, który nigdy jej nie lubił i miał do niej wieczne pretensje. Jeszcze chwila. Tyle da radę przecież wytrzymać.
    Willa nie dało się nie lubić. Faktycznie, nie wiedziała o nim zbyt wiele, ale to co zdążyła zaobserwować było wystarczające. Był charyzmatyczny, miał gadane i to z automatu sprawiało, że ludzie go lubili. Emmy wcale nie była żadnym wyjątkiem, ale zdawała sobie sprawę z tego, że polubienie go będzie miało konsekwencje, na które nie była gotowa. Nie bez powodu trzymała ludzi na dystans.
    — Nie wiesz o mnie więcej niż pozostali — odparła. Była bardzo prywatną osobą. W przeciwieństwie do niektórych rówieśników jej Instagram nie był kopalnią informacji. Wrzucała nudne zdjęcia zachodów słońca, kota sąsiadów, ładne ujęcia książek, które przeczytała. Ale to by było na tyle. Nie mówiła też dużo o sobie. Zresztą, kto chciałby tego słuchać? — Masz za duże ego, mówił to to ktoś już? — spytała. Był cholernie pewny siebie i tego, że na pewno by go polubiła. Dobra, znów miał rację, ale znów – Emory nie zamierzała się do niczego przyznać. Pozwoliła sobie na chwilę słabości, spędzenie czasu w jego towarzystwie, ale to tyle. Odwiezie ją do domu, a po odjechaniu spod domu pewnie zapomni o tym, że w ogóle spędził z nią czas. Miała nadzieję, że tak było. Will naprawdę powinien swoją uwagę skupić na kimś kto jej chciał i potrzebował. I na kimś kto go doceni w pełni. Ona do niego zwyczajnie nie pasowała. Była zbyt skąpana w mroku własnych doświadczeń, aby pasowała do niego.
    — Na pewno nie w taki sposób, jak ona. Przestań sobie wyobrażać nie wiadomo co. — Przewróciła oczami. Nie musiał zbyt dużo mówić, aby brunetka była w stanie domyślić się, jakie rzeczy chodzą mu po głowie. Nie była taka, nie wskakiwała na cudze penisy, gdy tylko miała na to ochotę czy w ramach jakiegoś głupiego podziękowania. Właściwie to wcale tego nie robiła, ale to nie było teraz jakoś szczególnie ważne. — Oczy na drogę, casanova.
    Była pewna, że nie chce spędzać czasu w domu. I chociaż teoretycznie powinna wrócić to z drugiej strony… Cholera, jej też się coś należało od życia. Może to coś od życia mógł dać jej Will. Szczerze wątpiła, że zaczepił ją, aby się zabawić czy zrobić z niej idiotkę. Prędzej sama by siebie ośmieszyła.
    Musiała zacisnąć usta, aby się nie roześmiać, chociaż to i tak nie zadziałało. Zaśmiała się po jego słowach o lodach, to było nawet urocze, kiedy się nieco zamieszał. Przynajmniej sobie wyjaśnili o jakie lody faktycznie mu chodziło.
    — Lubię miętowe z czekoladą. — Nie wszyscy byli fanami takiego połączenia, ale dla niej inne smaki mogły nie istnieć. Lubiła też karmelowe, ale skoro już proponował to chciała miętowe z kawałkami czekolady. — A innych nie lubisz? — Udzielał się jej humor Willa, co nie powinno w ogóle mieć miejsca. — W moim życiu dominuje szary kolor. Wątpię, że o takie wniesienie kolorów ci chodzi. Okej, chodźmy po te lody.

    A może dwa?🍦

    OdpowiedzUsuń
  6. Nietrudno było się domyślić, że raczej miał zaplanowaną imprezę na dziś. Był w końcu piątek, pogoda dopisywała i zbliżał się koniec roku, więc zapewne już planował ogromną imprezę dla swoich znajomych, którzy zaproszą swoich znajomych, a znajomi znajomych kolejnych i w końcu wyjdzie z tego impreza na trzysta osób. Ot, takie małe licealne wesele. Więc tym bardziej nie rozumiała czemu woli nudzić się z nią. Emory na imprezy zapraszana nie była. Może na początku, kiedy była bardziej ciekawa towarzystwa i wpraszała się z koleżankami na imprezy, ale po śmierci rodziców wszystkich od siebie odcięła, co było poniekąd zrozumiałe. Żyła z traumą, której do tej pory nie przepracowała i nie miała ochoty na imprezy, ale ludzie też jakby… bali się jej towarzystwa? I tego, że może przyniesie im pecha i będąc w jej towarzystwie również ktoś ich zamorduje.
    — Bo są dobre, ale nie każdy jak widać ma dobry gust — odparła. Nie sądziła, że w piątkowe popołudnie będzie kłóciła się z nim o smak lodów. To było całkiem urocze, że tak wyraźnie zaznaczał swoje lodowe upodobania. — Zawsze mogę sobie pójść — dodała i wzruszyła ramionami. Wiedziała, że nie mówił poważnie, ale nie obraziłaby się, gdyby powiedział, że nie chce jednak spędzać z nią czasu. Chociaż to byłoby głupie, gdyby z niej zrezygnował przez lody. — Hej! — zaśmiała się, gdy zmierzwił jej włosy. Nie, aby przesadnie o nie dbała. Wygładziła je dłonią, aby nie sterczały na wszystkie strony. — Jest duże. Może powinno się trochę skurczyć, bo przesłania ci widok na codzienność — dodała odnosząc się do jego ego. Zajmowało ono naprawdę sporo miejsca, ale w dziwny sposób to do niego pasowało. Nawet bardzo. Bez tego nie byłby w końcu sobą. Chłopakiem, który zawsze dostaje to, czego chce i który niczym się nie przejmuje.
    — A nie przyszło ci do głowy, że nie każda hetero laska musi na ciebie lecieć? — Nie, oczywiście, że nie. W szkole chyba nie było takiej, która by się na niego nie gapiła. Widziała to na korytarzu, podczas meczy. Dosłownie na każdym kroku któraś oglądała się za nim lub za jego kumplem, który był z lekka przerażający i wszyscy schodzili mu z drogi. Nie kojarzyła, aby nawet kiedykolwiek z nim rozmawiała. I dobrze. To było zaskakujące, że się dogadywali, byli w końcu zupełnie różni. — Widzisz, jednak o mnie nie wiesz tak wiele, jak ci się wydaje. Mogę być lesbijką, która jeszcze nikomu o tym nie powiedziała. W końcu tyle czasu spędzam z dziewczynami w szatni po basenie… no wiesz, wspólne prysznice, często jesteśmy tam nagie. Może się w głowie człowiekowi pomieszać — dodała. Nie, Emory zdecydowanie lesbijką nie była. Czy gdyby była to właśnie gapiłaby się na jego usta? I myślała o nim częściej niż powinna?
    Musiało być niemal trzydzieści stopni. W sweterku robiło się jej nieco za gorąco, ale nie chciała go ściągać. Na lewym ramieniu miała trudny do wytłumaczenia siniak, który nie pojawił się przypadkiem i nie chciała, aby zadawał jakiekolwiek pytania. Wystarczyło, że dziewczyny z drużyny się dziwnie gapiły. Ale one akurat z nią rzadko rozmawiały, co najwyżej wymienią się uwagami między sobą.
    — Karmelowe to moje drugie ulubione — powiedziała. Po co mu w ogóle to mówiła? Jakby to jeszcze miało jakieś znaczenie. — I pistacjowe.
    Pozwoliła sobie przesunąć wzrokiem po jego wyrzeźbionej sylwetce, kiedy zdejmował koszulkę i akurat nie mógł widzieć, że się gapi, bo materiał zasłaniał mu oczy. Pamiętała, że miał sporo tatuaży, ale nie sądziła, że ma ich aż tak wiele. I że są takie ładne.
    — Och, powinnam teraz paść, bo zobaczyłam cię bez koszulki? Albo nie wiem, panikować? Will, nie jesteś pierwszym chłopakiem, którego widzę bez koszulki i na pewno nie jesteś ostatnim. Za bardzo sobie schlebiasz, znowu. Czy mam się zarumienić i odwrócić wzrok, bo zobaczyłam coś, czego nie powinnam?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Uniosła brew w oczekiwaniu na odpowiedź, jednocześnie przesunęła znów wzrokiem po jego torsie. Widywała go już tak po meczach, ale wtedy był z kumplami i dziewczynami, więc nawet, gdyby chciała to nie mogłaby się przyjrzeć z bliska.
      — Idź lepiej po te lody, bo jeszcze pomyślę, że masz wobec mnie niecne plany.

      To jak z tymi lodami?

      Usuń
  7. Czasami brakowało jej takiego zwykłego, nastoletniego życia. Koleżanek, z którymi obgadywałaby chłopaków, którzy się jej podobają, zaproszeń na imprezy, wyjść do wesołego miasteczka, łażenia bez celu po mieście. Tak po prostu chciała pobyć jeszcze nastolatką, a w pewien sposób zostało jej to odebrane. Sama po części do tego doprowadziła, bo zaakceptowała to, że musi być teraz sama. I nie potrafiła wyjść z tej bańki. Ciągle sobie powtarzała, że to się skończy, gdy wyjedzie z LA. Pozna nowych ludzi w miejscu, gdzie nikt nie będzie wiedział kim jest. Zacznie nowe życie. Z czystą kartką, na której nie będzie nawet grama skazy.
    — Wciąż twierdzę, że masz kiepski gust. — Emory wiedziała, że jest ładna i w zasadzie lubiła to, jak wygląda. Dzięki regularnym ćwiczeniom i pływaniu miała zgrabne, wyrzeźbione ciało, którego nie było wstyd pokazać na plaży, czego i tak nie robiła. Jedyny czas, kiedy miała na sobie strój kąpielowy to było podczas ćwiczeń czy zawodów. Jednak wygląd to w końcu nie wszystko. Emmy nie była dobrym wyborem i nie rozumiała, dlaczego Will się tak na nią uparł. — Ładna buzia to nie wszystko.
    Musiała mocno nad sobą panować, aby się nie zacząć cieszyć. Podobała mu się, on podobał się jej i co niby stało na przeszkodzie? Gdyby tylko mogła to pewnie uwiesiłaby mu się na szyi, aby przeżyć swoją wielką, nastoletnią miłość. Zapewne to by się skończyło wraz z końcem wakacji, ale miałaby chociaż miłe wspomnienia. Ale nie chciała mu tego robić. Wolała go od siebie odepchnąć, aby mógł skupić się na kimś innym. Zresztą, on pewnie też wyjedzie na studia i raz dwa o niej zapomni.
    — Naprawdę? Sądziłam, że największe co masz to swoje ego. Wątpię, aby coś mogło je pobić — odparła, nie mogąc się powstrzymać przed kolejnym złośliwym komentarzem. Chętnie by się przekonała co miałby jej do zaoferowania, ale nie mogła. Nie i już. To jedno wyjście to i tak za dużo. Pozwalała sobie na zbyt wiele w jego towarzystwie. Łatwo było się przy nim zapomnieć. Bez wysiłku sprawiał, że człowiek się rozluźniał, nie myślał za bardzo o problemach. Właśnie kogo takiego potrzebowała, ale nie mogła go wykorzystywać do tego, aby pomagał jej w problemach. — Jeśli musisz zadawać to pytanie, to znaczy, że wiele.
    Zazdrościła mu trochę tego swobodnego życia. Nie wiedziała co prawda, co dzieje się u niego w domu, czy jego rodzice są w porządku, ale zawsze sprawiał wrażenie takiego, którego nic nie rusza i który ma po prostu bardzo swobodne życie. Obserwując z boku ludzi można było im wiele zazdrościć. Był przystojny, pochodził i wychował się w dobrej rodzinie, która była majętna, dobre szkoły otwierały mu drogi do bardzo dobrej przyszłości i miał grono znajomych, o których niektórzy tylko mogli pomarzyć. Czego niby więcej można byłoby chcieć?
    Przystanęła na pomysł przejścia się. Ona również nie chciała rezygnować jeszcze ze wspólnego czasu. Nawet jeśli wiedziała, że nie powinna się była na to zgadzać, ale teraz rozsądek nie był w ogóle brany przez nią pod uwagę. Mogła sobie pozwolić na jeden, luźniejszy dzień.
    — Nie jesteś ciekaw, co się dzieje w damskiej szatni? Jak czasami musimy sobie pomóc z zapięciem od stanika albo z ramiączkiem… — ciągnęła dalej. Zupełnie na niego nie patrzyła, jedząc miętowe lody, które dla niej wziął. Były dobre i miał rację, znowu. Cholera, naprawdę musieli zejść na inny temat, bo nie chciała mu jej przyznawać. — Mówiłam ci, nie znasz mnie.
    Zmarszczyła w uroczy sposób nos, kiedy ubrudził jego czubek lodem. Nie przypominała sobie, aby w ostatnim czasie miała tak spokojne popołudnie. Starła palcem resztki słodkości z nosa, a palec następnie wsunęła między wargi. Specjalnie patrząc przy tym na Willa. Nie powinna, ale to było silniejsze od niej.
    — Ostatnim? Odważne plany. Jak zamierasz tego dokonać?

    złośnica

    OdpowiedzUsuń
  8. Wiedziała, jak wyglądałoby jej popołudnie, gdyby pojechała prosto do domu. A raczej w jego okolicach, bo nie spieszyło się jej nigdy z powrotem. Czasami jechała do kawiarni, gdzie pracowała i tam odrabiała pracę domową, innym razem jechała do publicznej biblioteki, gdzie nikt jej nie przeszkadzał. To była naprawdę miła odmiana, która pozwalała jej na to, aby się trochę rozerwała i zapomniała na moment o swoim codziennym życiu, które nie było wcale interesujące ani ciekawe.
    Emory wcale święta nie była, choć na taką właśnie wyglądała. Miała szesnaście lat, kiedy pozwoliła, aby Lucas z równoległej klasy wsunął rękę pod jej spódniczkę. Tyle, że on sam chyba nie wiedział co ma robić, był tak zestresowany, że jego palce były wszędzie, ale nie tak, gdzie być powinny i oboje uznali, że to nie ma większego sensu. To jeszcze nie znaczyło, że nie eksperymentowała sama ze sobą i nie snuła fantazji, w których nikt inny, a Will odgrywał główną rolę. Tylko, że do tego również nie zamierzała mu się przyznać. Nawet, gdyby jej groził.
    — Czyli powinnam czuć się zaszczycona, że spędzasz ze mną czas? — zaśmiała się. Poniekąd tak właśnie było. Cieszyła się, że mogła z nim trochę spędzić czasu, bo pewnie to się po raz kolejny nie powtórzy. Miał raczej lepsze koleżanki, które były bardziej rozrywkowe i przyjemniejsze w obyciu.
    Brunetka nie zdążyła nawet zareagować, bo w tej samej chwili jego spodnie, razem z cholernymi bokserkami, były na pisaniu. Nie mogła się nie spojrzeć, trwało to zaledwie ułamek sekundy, ale było wystarczające. Dobra, może nie należała do świętych, ale to nawet i ją zaskoczyło. Jednocześnie to tak bardzo do niego pasowało, że było niemal śmieszne. Zacisnęła usta, spoglądając na chłopaka, który, jak gdyby nigdy nic rozpędził się w stronę wody. Biła się z myślami, nie wiedziała, czy powinna była do niego dołączyć czy nie. Z jednej strony się zwyczajnie bała, że to wszystko jest tylko po to, aby się z niej potem mógł pośmiać z kumplami. Że wyrwał tę laskę, do której nikt nie ma dostępu i która unika ludzi jak ognia, a jednocześnie nie chciała o nim w ten sposób myśleć. Will zawsze wydawał się jej być szczery. We wszystkim co robił.
    W pierwszej kolejności zsunęła z siebie trampki. Jeszcze przez parę minut chciała mu odmówić, ale odezwała się w niej ta Emory, która niegdyś byłaby tam jeszcze przed nim.
    — Czyli jestem tu tylko po to, aby się przed tobą rozebrać? — Upewniła się. Pokręciła głową i zdjęła sweterek. Cholernie licząc na to, że nie będzie zadawał żadnych pytań, a najlepiej, że nie zwróci na nic uwagi, bo skupi się na niej. Skoro tak bardzo mu się podobała, to niech się gapi na cycki albo na jej tyłek. Reszta nie powinna go interesować. Odpięła guziki od białej koszuli, którą miała wsuniętą za spódniczkę. Nie zamierzała się rozebrać całkiem. Została w bieliźnie. Potrzebowała chociaż trochę komfortu. Aż tak odważna, jak Will nie była.
    Kiedy tylko woda musnęła jej ciało cicho westchnęła. Nie pływała dawno w oceanie. Przyzwyczaiła się do wody w basenie, że zupełnie zapomniała, jak przyjemnie jest w oceanie. Woda wciąż była nieco chłodna, ale można było się do niej szybko przyzwyczaić. Będąc już nieco głębiej w wodzie skuliła się i zmoczyła do ramion.
    — Jakoś zawsze tam chodzisz wtedy, kiedy mnie nie ma — zauważyła. Poniekąd uciekała stamtąd, kiedy wiedziała, że się zbliżał. Słyszała od dziewczyn różne historie, plotki roznosiły się z prędkością światła po szkole. Chyba każdy wiedział, że Will lubił sobie poużywać.
    Zatrzymała się może niecały metr od chłopaka. I co teraz? Nie potrafiła w spontaniczne zagrywki, właściwie w nic takiego nie potrafiła. Była w relacjach sztywna. Teraz też dostrzegła, że wybór białej bielizny nie był najlepszy. Mokra bielizna prześwitywała, a brunetka czuła na sobie niemal palące spojrzenie chłopaka, od którego nie było żadnej ucieczki.

    💦🫧

    OdpowiedzUsuń
  9. Emory w ogóle nie brała pod uwagę tego, że ich wyjście może się w taki sposób skończyć. Sądziła, że przejdą się po plaży, zjedzą lody i odwiezie ją do domu. Tak naprawdę to było jedyne czego potrzebowała. Trochę spokoju w towarzystwie kogoś znajomego, kto ją szczerze lubił. Nie wiedziała tylko dlaczego. Co takiego w niej było, że już niemal cztery lata za nią biegał? Nie dawała mu szansy nawet na to, aby się lepiej poznali. Jako młodsza nastolatka nie chciała mieć z chłopakami nic wspólnego, a potem wydarzyło się to z jej rodzicami i od tamtej pory trzymała na dystans wszystkich. Jego zwłaszcza. A Will zdawał się być nieugięty i nic go nie mogło odstraszyć.
    Uśmiechnęła się pod nosem, kiedy zauważyła, jak się jej przygląda. No dalej, Will. Naciesz się tym widokiem. Nie zależało jej na tym, aby go drażnić specjalnie. Aż taka okrutna nie była, ale z drugiej strony chciała być podziwiania. Nikt inny przecież nie zwracał na nią uwagi. Nie s taki sposób, w jaki robił to Will.
    Cichy pomruk wydobył się spomiędzy ust brunetki, kiedy do niej podszedł. Czuła bijące od jego ciała ciepło, które nią zawładnęło momentalnie. Nie była pewna czy to nie od słońca. Nie, to nie słońce tak na nią działało. Rozchyliła delikatnie wargi, gdy jego usta musnęły jej rozgrzana skórę szyi. Przyjemny dreszcz przebiegł wzdłuż kręgosłupa dziewczyny. Nie powinna na niego tak reagować.
    - Podobno cierpliwość popłaca – wydusiła z siebie, nie mogąc się zupełnie skupić na niczym innym. Nawet, gdyby teraz wokół ich była setka ludzi to nie dostrzegłaby nikogo. Nie płoszył jej, choć może właśnie tak powinno być. Była jednak ciekawa, a przede wszystkim czuła... no właśnie, co? Podniecenie? Ciekawość? Jedno i drugie? Sama już nie wiedziała.
    Westchnęła zaskoczona, kiedy z łatwością ja podniósł. Oplotła go nogami w pasie, czując jednocześnie jego nabrzmiałego członka. To dopiero sprawiło, że nieco się speszyła. Wsunęła palce między jego mokre kosmyki włosów, za które delikatnie pociągnęła.
    - To o co ci chodzi? Jeśli nie o seks? – spytała. Bo szczerze nie potrafiła wyobrazić sobie, że mógłby widzieć w niej coś więcej. To wydawało się niemal niemożliwe. Nie była typem dziewczyny, za którą się oglądają. Jasne, była ładna, ale odpychała innych swoim charakterem. – Mam swoje powody, ale nie są związane z tobą – mruknęła, jednocześnie chciała uciąć ten temat. Prawdę mówiąc to, gdyby nie sytuacja w domu dopuściłaby go do siebie o wiele wcześniej.
    Poruszyła się niespokojnie, ocierając o chłopaka. Sama do końca nie wiedziała co robi, czy dobrze robi czy może jednak wyjdzie na totalna idiotkę.
    - Powiedz mi coś, czego nikt o tobie nie wie – poprosiła. Spojrzała mu w błyszczące oczy, które śmiało mogła porównać do szczenięcych oczu. Idealnie pasowały do jego charakteru i stylu bycia. Will często był niczym taki szczeniak, który ze wszystkimi się chce bawić i nie zwraca uwagi na panujące dookoła zasady.

    Wiele o nas nie wiesz💦🫧


    OdpowiedzUsuń
  10. Dla Emory popołudnia czy wieczory od dawna wyglądały dokładnie tak samo. Rzadko się zdarzało, aby robiła coś ekscytującego. Chciała pozwolić sobie na nieco więcej luzu, ale będąc tak naprawdę bez znajomych nie do końca potrafiła znaleźć sobie zajęcie. Często czuła, że nie jest chciana w towarzystwie, choć w przeszłości było zupełnie inaczej. Dawniej była duszą towarzystwa, uwielbiała otaczać się ludźmi i miała wielu przyjaciół, ale to wszystko się zmieniło wraz z kolejnymi wydarzeniami w jej życiu. Po pogrzebie rodziców zamknęła się w sobie, a Colton robił wszystko, aby nigdy nie odzyskała dawnej pewności siebie, uśmiechu i radości.
    — Takie odnoszę wrażenie — powiedziała szczerze. Nie wiedziała co w niej mogło być na tyle interesującego, że biegał za nią tyle czasu. Fakt, mógł mieć w końcu każdą dziewczynę i jeśli chciał zaliczyć to wcale nie musiał uganiać się za prymuską, która siedziała przez większość życia z nosem w książkach. Naprawdę to lubiła, przyswajanie materiału przychodziło jej z łatwością, więc dobre oceny też nie były problemem. Problemem było to, że nic innego, poza tym nie robiła. Obecnie i tak nie miała wyjścia. Ale liczyła, że na studiach wszystko się pozmienia. Przechyliła lekko głowę, przyglądając mu się nieco uważniej. Pierwszy raz znaleźli się tak blisko siebie, że mogła dostrzec plamki w jego oczach, parę piegów na nosie, które zapewne wyszły od słońca. — Czyli jednak chodzi o seks. Może nie jest to główny cel, ale jednak cel — zaśmiała się. Skłamałaby, gdyby powiedziała, że sama o tym nie myślała, ale nie mogłaby się równać z dziewczynami, z którymi był. Rozczarowałaby go. To na pewno. Nie wiedziała czego się po niej spodziewał, ale chyba można było się domyślić, że skoro nie ma do końca znajomych, to chłopaków również nie miała.
    Prawda była taka, że Will Hawley od bardzo dawna gościł w sercu Emory. Próbowała przekonać samą siebie, że to nie jest prawda, ale nie umiała się z tego otrząsnąć. Wolała go od siebie jednak odepchnąć, nie zagadywała, nie odpowiadała na jego zaczepki. Udawała, że nie zauważa jego obecności, kiedy siadał obok niej na zajęciach. Nawet go nie znała. Zauroczyła się wizją chłopaka, którego stworzyła na podstawie tego co widziała, ale jaki był w rzeczywistości? I chociaż rzadko słyszała o nim coś złego to przecież mógł się dobrze ukrywać. I zakochiwanie się w nim nie miało sensu. Oboje pewnie wyjadą z Los Angeles, będą na zupełnie innych uczelniach, a związki na odległość nigdy nie wychodziły. A już zwłaszcza nie w tym wieku, kiedy mógł pojawić się ktoś lepszy, ładniejszy, bardziej interesujący.
    Nie do końca wiedziała, jak powinna zareagować na to, co właśnie się między nimi działo. Biała bielizna niemal nic nie zakrywała, prześwitywała i mógł bez problemu dostrzec jej piersi, tyłek miała schowany pod wodą, ale on z kolei był zupełnie nagi i dobrze go pod sobą czuła. Cóż, nie w taki sposób planowała kończyć swoje piątkowe popołudnie. Z daleka pewnie wyglądali na uroczą parę, która korzysta z ciepłej pogody i słońca. Kto by się spodziewał, że ukryty po pas w wodzie Will jest tak naprawdę nagi, a oplatająca go nogami Emory szalej wewnątrz i bije się z własnymi myślami, zastanawiając czy nie popełni błędu, jeśli mu się odda.
    — Tak, planuję lepiej cię poznać, a potem szantażować tymi informacjami, abyś był posłuszny — mruknęła w odpowiedzi. Dalej bawiła się jego włosami, było w tym coś bardzo kojącego i uspokajającego. Cicho jęknęła, gdy mocniej wbił palce w jej pośladki, a jego usta znów muskały jej skórę. Pojawiły się nowe, nieznane do tej pory uczucia i przyjemny ścisk w podbrzuszu. Uniosła się nieco do góry, by po chwili opaść. Po raz kolejny się o niego otarła. — Ja sama. Nie pasuje do ciebie, Will. Dużo we mnie pokręconych i mrocznych rzeczy.
    Nie chciała mówić więcej. Bo i co miała powiedzieć? Hej, mój brat lubi mi przyłożyć, ale poza tym to nic więcej się nie dzieje? Tego wiedzieć nie musiał. Nie mógł tego wiedzieć.
    — Twoja kolej.

    Dark and twisted

    OdpowiedzUsuń
  11. Brunetka sama była zaskoczona tym, na jak wiele mu pozwalała. Nie była święta, nie należała do wstydliwych dziewczyn, które od razu się rumienią na widok chłopaka czy przed nimi uciekają, jeśli zwrócą na nie uwagę. Emmy była wycofana, ale miała ku temu swoje powodu. Jak miałaby mu wytłumaczyć pewne rzeczy, które działy się w jej życiu?
    — Nie zauważyłam, aby ci to przeszkadzało — odparła. Była tak na tym skupiona, że zupełnie nie zwracała uwagi na to, czy mu z tym dobrze. Miał jednak takie przyjemne, miękkie i sypkie włosy. Teraz nieco popsuła mu fryzurę, ale wyglądał o wiele lepiej w nieco rozczochranych niż tak idealnie ułożonych. Nie kojarzyła, aby kiedykolwiek miał je idealnie ułożone. — To nie jest taki głupi pomysł. Może i stworzę takiego klona. Podrasuję go, dodam to i tamto, może parę centymetrów tu i tam — mruknęła drażniąc się z chłopakiem. Centymetrów mu z pewnością wystarczy, zarówno we wzroście jak i w innej części ciała, która zdążyła zrobić na niej wrażenie i którą cały czas czuła pod pośladkami. Zaczynało kręcić się jej w głowie od targających nią emocji; tego było wszystkiego za dużo, o wiele za dużo, a jednocześnie ciągle było jej tak mało. Chciała zrobić z nim tak wiele rzeczy, tak bardzo chciała mu na więcej pozwolić. Bała się tylko tego, co będzie później. Co, jeśli uzna, że jednak nie była warta zachodu? Obiecała sobie, że nikogo do siebie nie dopuści, a teraz znajdowała się w cholernym oceanie z Willem, któremu bez sprzeciwu dałaby się tu i teraz przelecieć. O dziwo w głowie nawet nie słyszała głosu swojego brata, który by powtarzał, że jest do niczego, że się nie nadaje do najprostszych rzeczy. Zupełnie jakby ktoś wcisnął magiczny przycisk, który wyciszył Coltona na dobre. Przynajmniej do czasu, aż nie wróci do domu, gdzie będzie na nią pewnie czekał. Zależy jeszcze w jakim będzie humorze, jak znów coś go zirytowało to mogła liczyć na spędzenie nocy z zimnym okładem, aby zniwelować ból.
    — Wciąż mi nie odpowiedziałeś na pytanie — zauważyła. Naprawdę chciała wiedzieć, dlaczego wybrał akurat ją. Co w niej było, co go tak do niej przyciągało? Nie chodziło o seks, a nie miał okazji jej lepiej poznać. Nie wiedział w końcu o niej zbyt wiele. Nie dopuściła go do siebie na tyle, aby poznał mroczne i pokręcone strony brunetki. Co takiego tak bardzo mu w niej imponowało, że się nie poddawał przez tyle czasu? — Dlaczego ja, Will? Nigdy się nie przyjaźniliśmy. Zawsze byłeś w grupie swoich znajomych, ja swoich.
    Przymknęła na moment oczy, rozkoszując się dotykiem chłopaka. Dopiero teraz tak naprawdę mogła zwrócić uwagę na jego silne dłonie, które bezwstydnie wędrowały po jej ciele na równi z ustami. I złapała się na myśli, że chciałaby je poczuć wszędzie. Nie tylko na szyi czy ramionach.
    — Będziesz posłuszny, może nie dziś, nie jutro, ale kiedyś będziesz — mruknęła mu do ucha, gdy się przybliżyła. Złapała między zęby płatek jego ucha, a po kolejnych słowach cicho się zaśmiała. — I co zamierzasz zrobić? Dasz mi klapsa, jak niegrzecznej dziewczynce? — Ostatnie słowo przeciągnęła, Will w tym samym czasie wsunął dłoń za materiał od bielizny. Nie spodziewała się, przez co zadrżała. Jednak nie ze strachu. Mruknęła cicho, kiedy jego usta znalazły się na jej. Takie miękkie, przyjemne. I pocałunek, który trwał zdecydowanie za krótko.
    — Potrafię o siebie zadbać, Will. Nikt nie musi tego za mnie robić. — Kłamstwo. Kłamstwo. Kłamstwo. Kąciki jej ust lekko się uniosły, kiedy wyznał jej swój sekret. — Dziewczyny lecą na Taylor, to nie powinna być tajemnica.
    Ułożyła dłoń na jego policzku i spojrzała mu w oczy. Nie chciała nic więcej mówić, nad niczym się zastanawiać. Chciała dać się ponieść chwili i temu, że byli tylko we dwoję. Will mógł być jej tajemnicą. Kolejny pocałunek wyszedł od niej. Na początku niepewnie musnęła jego usta, jednak po chwili pieszczota stała się bardziej pewna. Zsunęła dłoń z jego policzka na tors, paznokciami niepewnie przesunęła po jego podbrzuszu.
    Jego kolej.

    to co z tą karą?😏

    OdpowiedzUsuń
  12. — Podobno taka moja uroda — odparła. Widziała, że jego centymetry mają się dobrze i wcale nie musiał jej niczego udowadniać, chociaż coraz bardziej miała na to ochotę. Była tylko w końcu nastolatką, w której buzowała masa hormonów, których nie umiała do końca opanować. Nie miała z kim o takich rzeczach porozmawiać. Kto miałby nauczyć ją, jak sobie z tym radzić, kiedy nie miała tak naprawdę nikogo? Musiała robić wszystko sama. Obecnie chciała go coraz bardziej, jednak jedyne co jej przeszkadzało to to, że znajdowali się na widoku. I nie była pewna, czy właśnie tu powinna przeżyć pierwszy raz. — Właśnie czuję, że mają się dobrze — mruknęła nerwowo. Nie dostrzegła drżenia własnej dłoni, gdy palcami musnęła jego miękką skórę. Była odważna, ale głównie w słowach. Powoli zaczynała tracić grunt pod nogami i wcale nie dlatego, że wciąż oplatała go nogami w pasie, jak gdyby nigdy nic. Zdusiła w sobie kolejny jęk, gdy poczuła palce Willa w sobie. Nie, nie powinna do tego była dopuszczać. Potem tylko będzie im trudniej się pożegnać. Jednocześnie nie umiała i nie chciała się od niego odsuwać.
    Przekraczała dziś cholernie wiele granic. Takich, których nigdy wcześniej nie przekraczała. Przykre wspomnienia związane z Lucasem i nieumiejętnymi palcami poszły w odstawkę. Zadrżała pod wpływem kolejnych pieszczot, którymi obdarzał ją Will. Zaskoczył ją, nieco tym odważnym gestem przeraził, a jednocześnie zachęcał do tego, aby sięgnęła po więcej. I chciała sięgnąć po więcej. Chciała go całego, ale jednocześnie tak cholernie się bała, że nie była już pewna niczego. Odchyliła głowę do tyłu, a z pełnych warg brunetki wyciekł przeciągły jęk. Zupełnie nie zwracała uwagi na otoczenie, na to czy ktoś jest w pobliżu czy też nie. To było bez znaczenia w tej chwili. Jej uwaga poświęcona była Willowi, który wkroczył na jej terytorium. Zbliżył się za bardzo, pozwoliła mu na to, aby się do niej zbliżył. Robiła z nim rzeczy, których nigdy nie powinna z nim robić i było jej z tym cholernie dobrze.
    Oddychała ciężko, nieco oszołomiona tym, co właśnie się wydarzyło. Westchnęła, gdy zderzyła się z twardym torsem chłopaka, na którym ułożyła dłonie, jakby chciała go od siebie odsunąć, ale nic takiego nie miało miejsca. Cała drżała, bijąc się z myślami. Popsuł jej wszystkie plany. Wepchnął się do jej życia, a ona nie potrafiła go wykopać. Nie umiała mu odmawiać pomocy, bo sądziła, że odwiezie ją tylko do domu, ale zabrał ją na cholerne lody. A potem znaleźli się w oceanie. Niszczył ją. Odebrał resztki zdrowego rozsądku.
    — Nie tutaj — powiedziała w końcu, a właściwie ledwo z siebie wydusiła. Wydarzyło się i tak wiele, a więcej nie musiało. Szczególnie, że pogoda zapewne przyciągnie sporo ludzi na plażę. — Masz dużo miejsca w aucie. Albo zabierz mnie w miejsce, gdzie nie zabrałeś żadnej innej panny. Skoro tyle się nabiegałeś… niech to chociaż będzie wyjątkowe — mruknęła sunąc palcem po jego torsie.
    Emory Forbes właśnie robiła coś, czego robić nie planowała jeszcze przez bardzo długi czas, a właściwie to seks z Willem nigdy miał nie wyjść poza jej fantazje. Te trzymała tylko dla siebie. Do dziś ani razu nie okazała mu zainteresowania, nie pokazała mu, że mógłby na coś liczyć. Był tylko kolegą z klasy, a dziś… Dziś już sama nie wiedziała kim jest.
    — Potem pomyślimy nad torturami i twoim posłuszeństwem — dodała i odsunęła się od chłopaka. Zrobiła najpierw jeden, potem drugi i trzeci krok do tyłu. Naciągnęła również ramiączko od stanika na jego poprzednie miejsce. Przygryzła delikatnie dolną wargę, gdy miała na niego dobry widok. — Może dodałabym centymetr… lub dwa — dodała nie potrafiąc powstrzymać się od złośliwości.

    no nie wiem, nie wiem...

    OdpowiedzUsuń
  13. Sama sobie się dziwiła, na jak wiele mu dziś pozwoliła. Tak naprawdę po raz pierwszy spędziła z nim więcej czasu niż to było konieczne. Unikała go w szkole, choć i tak przyczepiał się głównie podczas zajęć, na których zdarzało mu się częściej niż rzadziej siadać obok niej. Czasami może na przerwach, ale większość czasu spędzał raczej ze swoimi kumplami i dziewczynami, którym na sam jego widok robiło się mokro. Czasami zabawnie było obserwować, jak trzepotały rzęsami, podciągały spódniczki do góry, a to wszystko po to, aby Will na nie zwrócił uwagę. Nie przyznawała się do tego, ale zazdrościła im takiej swobody. Takiego podejścia do życia, jakby nic nie miało większego znaczenia.
    — Może i nieodpowiednie, ale lepsze niż publiczna plaża — odparła z uśmiechem. Nie zaprotestowała, kiedy wziął ją na ręce. Ponownie objęła go za szyję i pokusiła się nawet o muśnięcie delikatnie jego ust. Nie podejrzewała, że to piątkowe popołudnie będzie tak interesujące.
    Emory nie wiedziała co w nią obecnie wstąpiło. Nie poznawała samej siebie. Jeszcze wczoraj robiła wszystko, aby unikać Willa, a dziś… Dziś wydarzyło się bardzo wiele i zapowiadało się na to, że wydarzy się jeszcze więcej. Była nieco przerażona tym do czego dopuściła, a jednocześnie podekscytowana i nie zamierzała z tego tak szybko rezygnować. To były w końcu tylko wygłupy, zapomną o tym prędko, ruszą do przodu i znajdą sobie inne obiekty zainteresowania. Przynajmniej tak myślała, że gdy już będzie ją miał to poszuka sobie innej zdobyczy. Co nie zmieniało faktu, że również go chciała i od długiego czasu chowała w sobie te uczucia. Bała się wyjawić prawdę, bo ta prowadziłaby do kolejnych rozmów, kolejnych wyznań, a na to brunetka nie była ani trochę gotowa, Cicho jęknęła, kiedy tym razem to on ją pocałował. Wczoraj, gdyby ktoś jej powiedział o tym, że w taki sposób będzie spędzała czas, to nie uwierzyłaby w żadne słowo.
    — Mówiłam ci, że mnie nie znasz — odpowiedziała. Puściła mu oczko i schyliła się po swoje rzeczy. Sprawnie wciągnęła na siebie spódniczkę oraz bluzkę, której nie zapięła do końca. W ręce wzięła trampki, których nie chciała wkładać na stopy pokryte piaskiem. — Potrafię być cierpliwa, Will. I nie zniechęcam się łatwo. Właściwie… to już jesteś posłuszny. Taki grzeczny chłopiec — dodała. Zlustrowała go wzrokiem i zatrzymała swoje spojrzenie na jego jasnych, przyjemnych oczach.
    Tak naprawdę to sama nie wiedziała czego od niego chce i czy właściwie dobrze postępuje. Trochę wodziła go za nos, nieświadomie składała obietnice, których wypełnić nie będzie mogła. Ciągle sobie jednak powtarzała, że skoro oboje siebie chcą, a wakacje są tuż za rogiem i krótka zabawa im nie zaszkodzi, to nic złego się nie stanie. Przecież to nie tak, że po tym jednym dniu będą ze sobą na zawsze i nic ich nie rozłączy. Było zbyt wiele rzeczy, które stały jej na drodze do tego, aby mogła zbudować związek czy nawet o nim myśleć.
    — Chociażby tym, że biegasz za mną od czterech lat i się nie poddajesz — odparła. To właściwie była jedna z wielu rzeczy. Sam przyznał, że gdyby chodziło mu tylko o seks to nie poświęciłby jej aż tyle czasu. Nie czuła się lepsza od tych dziewczyn, ale po prostu wiedziała, że ma do zaoferowania nieco więcej. Kojarzyła mniej więcej ich oceny, słyszała, jak się wypowiadają na zajęciach i pod względem akademickim nie mogły się z nią nawet równać. — Ale jeśli niczym się nie różnicę to chyba możesz mnie odwieźć do domu. Znalazłbyś sobie szybko zastępstwo — dodała i wzruszyła ramionami. Tego była akurat pewna, gdyby go odesłała z kwitkiem to zapewne miałby wybrany już numer do jakiejś koleżanki, która na wspólną zabawę byłaby chętna.

    Emmy🤎

    OdpowiedzUsuń
  14. Traktowała ten dzień jako oderwanie się od rzeczywistości. Zasmakowanie czegoś nowego, czegoś co do tej pory jedynie obserwowała z daleka. Nie wiedziała co przyniesie przyszłość, była pewna tylko tego, że cokolwiek między nimi jest – nie przetrwa. Nie chciała dawać mu fałszywej nadziei, że może być inaczej. Will też musiał być świadom tego, że wraz z końcem roku wszystko się pozmienia. Pójdą do różnych szkół, znajdą nowych znajomych i jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, który Emory stworzyła w swojej głowie to najpewniej już się nie spotkają. Poniekąd uciekała też trochę od niego. Ciężko było jej znieść zaloty, jego chodzenie za nią i próby poznania się z nią. Miała wiele powodów, aby go odtrącać, a teraz popełniła ogromny błąd, że pozwoliła sobie na zbliżenie się do niego.
    — Czy muszę się czegoś bać? — Spytała. Niejako wcale się nie mylił, ale to nie był czas ani tym bardziej miejsce, aby mu o tym opowiadała. Właściwie to nikomu o swoim codziennym życiu nie mówiła. Szkołę traktowała jako miejsce, w którym nie musi mieć żadnych znajomych. Miała jedynie tam przyjść, pouczyć się, zdobyć więcej wiedzy i wyjść. I tak pięć dni w tygodniu, zaliczając w weekendy treningi. — Naprawdę? Nie zauważyłam. — Oczywiście, że zauważyła. Wiedziała jaką miał w szkole opinię i z kim się zdawał. Raczej schodziła z drogi jego kumplom. Nawet nie dlatego, że się bała, bo po tym co przeszła i przechodziła każdego dnia mało co i mało kto wzbudzał w niej strach. To po prostu nie było jej towarzystwo, nie zależało jej na tym, aby znaleźć się w ich kółeczku wzajemnej adoracji. Nie potrzebowała ich uwagi, aby czuć się dobrze. Natomiast wiele dziewczyn i chłopaków próbowało się wbić do ich kręgów, czasami nawet się ośmieszali robiąc idiotyczne rzeczy tylko po to, aby zwrócili na nich uwagę i uznali, że może warto z nimi zamienić parę słów, zjeść lunch w ich towarzystwie czy przyjść na jedną z imprez, które organizowali.
    Wskoczyła na miejsce pasażera, gdzie dotarło do niej po co właściwie jadą. Spięła się na krótki moment, rozważając po raz kolejny wszystkie za, milion przeciw i mało brakowało, a wyszłaby z samochodu. Nie wiedziała skąd wzięła się w niej chęć ucieczki. Zawsze uciekała. W tym jednym była dobra. Wyciszyła jednak te głowy w głowie. Chciała go. Nie od dziś czy wczoraj, od dawna tłumiła w sobie uczucia, które dziś powoli wychodziły na wierzch. Cokolwiek miało się wydarzyć później, po powrocie do domu nie było ważne. Zniesie to. Tak samo, jak znosiła każde upokorzenie, pchnięcie, warknięcie przez ostatnie lata.
    — Zawsze zauważałam, Will — powiedziała. Chyba mogła sobie pozwolić na to, aby być z nim szczerą w paru kwestiach. — Po prostu… wydaje mi się, że tak jest lepiej — dodała. Trzymanie go na dystans dopiero teraz będzie wyzwaniem, a zdążyła się już przekonać, że brunet tak łatwo nie odpuszcza. — Jakbyś był taki, jak Caleb to straciłbyś cały swój urok. Znaczy, jest przystojny i takie tam, ale… nie ma tego co ty — dodała. Wbiła wzrok w swoje kolana. Nie znała Caleba i właściwie nie przypominała sobie, aby kiedykolwiek z nim rozmawiała. Wystarczyło jej to, co widziała i słyszała. Will był jak wesoły szczeniak, któremu nic nie popsuje humoru.
    — Jeśli jeszcze nie zauważyłeś, to nie mam komu o tym powiedzieć — odpowiedziała. Drgnęła lekko słysząc tę groźbę. Wzięła głębszy wdech, powoli wypuszczając powietrze i przywołała na twarz uśmiech, nieco przygaszony. — Zastanowię się, może w domu napiszę do TMZ z ploteczką, gdzie mogą znaleźć ukrytą rezydencję Hawley’ów. Podobno nieźle płacą za takie smaczki.

    Emmy🤎

    OdpowiedzUsuń
  15. Miała ochotę zmienić zdanie. Powiedzieć mu, aby jednak odwiózł ją do domu, że to nie ma sensu i najlepiej będzie, aby poszukał sobie kogoś innego, kto nie będzie tak spięty i tak niedostępny. Dawała mu tym dniem nadzieję na coś, co nie ma przyszłości. Nie wiedziała co prawda, co dokładnie Will sobie myśli i jakie ma plany, o ile w ogóle jakieś dla nich miał, ale była pewna tego, że żadne z nich na dłuższą metę nie będą miały sensu. Nie potrafiła mu tego jednak wytłumaczyć w taki sposób, który jednocześnie nie zdradziłby mu zbyt wiele. Pewne rzeczy wolała zatrzymać tylko dla siebie. Nie umiała rozmawiać z ludźmi, a zdradzenie takich rzeczy wiązało się z konsekwencjami, na które nie była gotowa.
    — Naprawdę? Wcześniej nie było tu żadnej Angeliny, Blaire, Kasey, Claire… — mruczała. Tak, dobrze wiedziała, jak nazywają się dziewczyny, z którymi był. I owszem, przeszkadzało jej to, ale nie chciała się do tego przyznać. Nie oceniała go, był młody i nabuzowany hormonami, a w dodatku przystojny, miał gadane i dziewczyny na to leciały. Wykorzystywał swoje atuty i nikogo przy tym nie krzywdził. Z tego co widziała nie wchodził w związki, a raczej niezobowiązująco zabawiał się z dziewczynami, a jeśli te miały potem złamane serca to tak naprawdę to była ich wina, że się zaangażowały. Cała szkoła wiedziała, jaki Will jest i jakie ma podejście do życia. Tworzenie nierealnych scenariuszy z jego udziałem było bezsensowne. Co nie znaczyło, że Forbes tego nie robiła. Bo robiła i zdecydowanie za często to robiła, ale trzymała się jeszcze jakoś rzeczywistości i nie pozwalała się porwać tym myślom na dłużej niż kilkadziesiąt minut.
    Wysiadła z samochodu i rozejrzała się dookoła. Ciężko byłoby się wydostać z tego miejsca niezauważonym. Kręcili się tu ochroniarze, miejsce otaczał wysoki mur, przeróżne krzewy oraz drzewa. Rodzina Hawley ceniła sobie prywatność, a to miejsce wyraźnie na to wskazywało.
    — A jak sobie to wyobrażasz, Will? Kończymy szkołę za kilkanaście tygodni, a potem każde pójdzie w inną stronę. Nie ma sensu przywiązywać się do ludzi, którzy i tak odejdą z twojego życia.
    Żyła tym przekonaniem od jakiegoś już czasu. Cały czas powtarzała sobie, że tak właśnie będzie, a po wyjechaniu z Los Angeles każda osoba, z którą miała mniejszy lub większy kontakt o niej zapomni. Teraz już i tak nie miała zbytnio znajomych. Ot, parę osób z drużyny, ale nie były raczej przyjaciółkami, które chodzą razem na zakupy czy kawkę po szkole. Rozmawiała z nimi w trakcie zajęć i na przerwach, ale nie spoufalały się sobie. Emory Forbes nie spoufalała się z nikim. Utrzymywała, że preferuje swoje towarzystwo, a ludzie wcale jej potrzebni nie są.
    — Jakbyś nie zauważył to nie mam znajomych — powiedziała i wzruszyła ramionami. Było tak na jej własne życzenie. Odsunęła się od wszystkich, a potem ciężko było wrócić do towarzystwa. Zaakceptowała więc fakt, że raczej przyjaciół w szkole średniej nie znajdzie. — Ludzie nie za bardzo mają ochotę na twoje towarzystwo, kiedy jesteś świadkiem morderstwa swoich rodziców, Will. A tym bardziej nie chcą cię znać, kiedy krążą plotki, że jesteś w to zamieszany. Więc przestałam o nie prosić. Książki i woda nie oceniają, a nastolatki już owszem.
    Śledztwo co prawda wykluczyło Emory z tego, że mogłaby odpowiadać za to w jakikolwiek sposób, ale ludzie lubili plotkować, a jedna z większych teorii dotyczyła właśnie jej. W końcu, jakim cudem ona jedyna przeżyła, choć sprawca wiedział, że jest w domu? Jakim cudem jej nie odnalazł i z pewnością musiała być w to zamieszana.
    Uniosła wzrok, kiedy założył jej kosmyk włosów za ucho i delikatnie się uśmiechnęła. Nie powinno jej tu być, nie powinna była się tak zbliżać, a jednak ciężko było się jej trzymać od niego z daleka. Stanęła na palcach i delikatnie musnęła jego wargi.
    — Chcę zobaczyć dom — dodała, chcąc jednocześnie uciąć ten temat. — A potem twój pokój.

    Którędy do pokoju?🤎

    OdpowiedzUsuń
  16. Oboje byli uparci, ale coś jej podpowiadało, że Will jest jeszcze bardziej uparty niż ona. Nie odpuszczał łatwo, a już na pewno nie, jeśli chodziło o nią. Zaczęło się, kiedy oboje mieli po czternaście lat, a teraz będąc już po lub chwilę przed osiemnastymi urodzinami dalej było tak samo. Patrzył na nią podobnie, jego zauroczenie nie malało, a Emory naprawdę nie wiedziała skąd się brało. Ani dlaczego akurat musiało trafić na nią. W końcu nie była wcale taka wyjątkowa. Nie pozwoliła mu na to, aby ją poznał i dowiedział się, jaka jest naprawdę, więc co takiego mu się w niej podobało?
    — Jestem dobrą obserwatorką. A poza tym, dziewczyny dużo mówią. Zwłaszcza wtedy, kiedy myślą, że nikt ich nie słucha lub nie jest zainteresowany plotkami — odparła. Szatnia była skarbnicą plotek, a zresztą on sam również niespecjalnie ukrywał się z tym z kim jest. Po prawdzie nieco jej to przeszkadzało, czuła małe ukłucia zazdrości, że to nie jest ona, ale nie robiła w tym kierunku niczego. Aż do dziś. Cały czas się karciła za to, na jak wiele sobie pozwoliła. Jednocześnie była już zmęczona tym uciekaniem przed nim i udawaniem niezainteresowanej. Nikt jej w końcu nie zabraniał spotykać się z chłopakami, jedynie ona sama. Colton nie mógł w żaden sposób jej tego zabronić, a gdyby to zrobił to wątpiła, że Will by się przejął jakimś głupim zakazem. Na co dzień byli sobie z bratem obojętni, nie licząc tych dni, kiedy wiecznie mu coś nie pasowało, a Emory z młodszej siostry stawała się workiem treningowym. Ostatnie dni były jednak spokojne, nie wchodzili sobie w drogę, udawali, że te drugie nie istnieje i to jej całkiem odpowiadało. Nie potrzebowała jego uwagi, aby jakoś przetrwać dzień. Dawała sobie świetnie radę bez niego.
    Nie musiał mówić jej tego na głos, bo wiedziała, że się go nie pozbędzie. I tak naprawdę nie chciała się go pozbywać. Lubiła jego obecność, lubiła to, że tak o nią zabiegał i nie dbał o plotki, o to, że jest taka niedostępna. Był zdeterminowany i to od bardzo długiego czasu. Trochę nawet mu zazdrościła tego, że jest tak uparty i zrobi wszystko, aby dotrzeć do celu. Nawet jeśli miałoby mu to zająć kilka lat. Jej również się zdarzało być upartą, ale w porównaniu z nim nie miała nawet szans zbliżyć się do mety w tym pojedynku.
    — Podziwiam twój upór, Will. To naprawdę jest… coś — powiedziała. Posłała mu lekki uśmiech, nim upiła parę łyków lemoniady. Była przyjemnie chłodna oraz orzeźwiająca. Odetchnęła nieco głębiej, obserwując rozcierającą się przed nimi plażę oraz ocean. Mogłaby się do takiego widoku przyzwyczaić na co dzień. Nie mogła narzekać na swój dom, był duży i przestronny, miała dostęp do basenu i wielu innych urządzeń, które ułatwiały codzienne życie. — Myślę realistycznie. Mamy osiemnaście lat, a przed nami całe życie. Poznamy nowych ludzi, zapomnimy o tym co było w liceum. Tak działa życie. — Wzruszyła lekko ramionami. Zdarzało się, że ludzie są z jedną osobą całe życie. Poznali i zakochali się w liceum, a potem zostali już do końca razem, ale Emmy wątpiła, że jest jedną z tych osób. Nie mogła go też ograniczać. Zasługiwał na kogoś kto bardziej do niego będzie pasował.
    Odetchnęła głębiej, kiedy objął ją od tyłu i automatycznie wtuliła się w niego. Objęła dłońmi jego przedramiona, a na pocałunek lekko się uśmiechnęła. Chociaż jakaś część brunetki chciała zdradzić mu prawdę to wiedziała, że nie może tego zrobić. Nie chciała mu o tym mówić.
    — Tak po prostu wyszło, Will — powiedziała. Na początku się odsunęła od ludzi, a potem ciężko było już do towarzystwa wrócić i przyjęła na siebie to, że została sama. Zmarszczyła czoło i odwróciła się w jego ramionach twarzą do chłopaka. — Jako osoba towarzysząca?
    Była nieco zaskoczona i już miała odmawiać, kiedy zdała sobie sprawę z tego, że nie chce tego robić. Nie chciała mu mówić nie i znów zawieźć. A jeśli nie ona, to pójdzie z kimś innym.
    — Twoim koleżankom się to może nie spodobać — mruknęła — ale tak, pójdę.

    Emmy🤎

    OdpowiedzUsuń
  17. Emory wolała udawać, że nic do Willa nie czuje. W zasadzie to nie wiedziała co do niego czuje, bo tak naprawdę nie miała okazji, aby lepiej go poznać. Znała te jego część, która wystawiał na pokaz. To co widziała w szkole różniło się od tego, co Will pokazywał jej teraz. Zupełnie jakby zrzucił z siebie maskę, która nosił na co dzień lub właśnie założył teraz taką, która będzie idealnie pasować do wymagań brunetki. Tych właściwie nie miała żadnych specjalnych wymagań. Chyba naprawdę musiała uwierzyć w to, że Will nie chce tylko zrobić sobie z niej zabawki. Zresztą, sama pozwoliła mu dziś na naprawdę wiele i zamierzała iść o krok dalej, jeśli żadne z nich się nie wycofać. A raczej jeśli to ona się nie wycofa. Z ich dwójki to Will miał bogate życie towarzyskie i pierwsze razy za sobą. Emory w tej kwestii odstawała, ale każda cząsteczka jej ciała wręcz mrowiła na sama myśl o tym, że Will ma jej dotykać. Jej brak doświadczenia najwyraźniej też nie robił mu większej różnicy. Ba, pewnie nawet wewnątrz się cieszył, że będzie miał okazję być tym pierwszym i być może nawet jedynym.
    - Młodość bywa naiwna, Will. Ale nie będę Ci psuła dłużej wyobrażeń o niej, chciałabym, żeby było tak, jak mówisz. – Powiedziała. Miała swoją prawdę, której się trzymała i uważała, że tak właśnie będzie. Pochodzili z dwóch różnych światów. Jego rodzina była pełna, nikt się nad nim nie znęcał, nie ubliżał każdego dnia. Miał wszystko na wyciągnięcie ręki, a choć Forbes pochodziła z dobrej rodziny, a rodzice zostawili po sobie ogromny spadek to tak naprawdę nie miała nic, o ile nie wybłagała tego u brata.
    Idąc na górę przyglądała się wszystkiemu dokładnie. Była zachwycona tym miejscem, jej ducha artystyczna wręcz żyła dla takich miejsc. Pamiętała, że chciała iść w stronę architektury, ale życie zmusiło ją do czegoś innego. Miała właściwie wiele planów na siebie, a te zmieniły się z dnia na dzień. Teraz ważne było dla niej coś innego.
    - Pięknie tu jest – powiedziała, gdy znaleźli się już na górze. Pieniądze nie robiły na niej wrażenia, rodzice również je mieli i wydawali na nią i na brata chory sumy, zabierali na drogie wakacje za granicę, urodziny w Disneylandzie, ogromny dom z basenem, tego było naprawdę wiele I Emory nie należała do przeciętnych dzieciaków. Ba, sama szkoła w sobie kosztowała grube tysiące każdego miesiąca. Nikt przeciętny, nawet ze stypendium, nie mógłby na luzie sobie pozwolić na miejsce w prywatnej szkole.
    Zaśmiała się cicho na jego kolejne zapewniania, że nie zabrał tu żadnej innej. Nie miała powodu, aby sądzić, że kłamał. Zwłaszcza, że Will tak naprawdę był z nią szczery od samego początku. Od lat powtarzał czego od niej chce, a ona mu tego nie dawała. Do dziś.
    - Chyba jest mi po prostu ciężko w to uwierzyć. Sam zresztą wiesz, że nie jestem typem dziewczyny, z którą się spędza czas. Ja unikam ludzi, ludzie unikają mnie. Przywykłam już do tego i ciężko cokolwiek zmienić, kiedy ludzie widzą w tobie zagrożenie.
    Wzruszyła lekko ramionami. Nieraz docierały do niej słowa innych rodziców, aby trzymali się od niej z daleka, bo skoro raz była tak blisko śmierci to może sprowadzić ją również na innych. Nie miała sił z tym walczyć. Nauczyła się żyć w samotności i nie chciała tego już też zmieniać. Nie tak do końca.
    Westchnęła bezgłośnie, kiedy tak uparcie spoglądała jej w oczy. Miała ochotę mu o wszystkim opowiedzieć, a jednocześnie wiedziała, że nie może. Był impulsywny i zbyt wiele mogło się wydarzyć, a żadne z nich nie potrzebowało kolejnych problemów.
    - Ty teraz jesteś obecny, czy to nie wystarczy? – Spytała. Uniosła delikatnie kąciki ust, a dłonie przyłożyła do torsu bruneta. Teraz jeszcze wyraźniej czuła, że te wszystkie treningi mu się naprawdę opłaciły. – Cieszmy się chwila, Will. Na resztę, jeszcze, może kiedyś przyjdzie czas.
    Wspięła się na palcach, a jedną dłoń przeniosła na kart bruneta. Musnęła delikatnie jego usta, jakby na zachętę i poniekąd licząc na to, że zdąży zapomnieć o jakichkolwiek dodatkowych pytaniach, które mógł dla niej mieć.

    Emmy🤎🧡🤎

    OdpowiedzUsuń
  18. Po śmierci rodziców było naprawdę wiele osób, które chciały pomóc. Jej dawne przyjaciółki często przychodziły, same i z rodzicami, choć nie wiedziały jak mogłyby dziewczynie pomóc. Emory nie odepchnęłaby nikogo, gdyby nie sytuacja w jakiej się znalazła. Doskonale pamiętała, kiedy uderzył ją po raz pierwszy i jak paskudne wyrzuty sumienia miała. Przepraszał ją długo, obiecywał, że to się nigdy już nie powtórzy, a potem się powtórzyło. Znowu, znowu, znowu i znowu. I tak minęły trzy lata, a Emory dalej w tym trwała i nie potrafiła się wyrwać z tej relacji. Mieszkali razem, unikać go w nieskończoność nie mogła i prawda była taka, że nie wiedziała czy wyprowadzka cokolwiek zmieni.
    Ona i Will mieli zupełnie inne doświadczenia z czasów nastoletnich. Jego były wypełnione imprezami, radością j dobrymi wspomnieniami, kiedy Emory szukała mocniejszych korektorów, unikała wchodzenia w bliższe relacje i ciągle martwiła się tym czy nie dostanie któregoś razu w twarz. Co właściwie już się wydarzyło w przeszłości, ale nie chodziła wtedy do szkoły i mogła chować się w pokoju. Nie chciała za bardzo też o tym myśleć. Miała przy sobie teraz Willa i to na nim chciała się skupić. Bo czuła, że ta chwila może się już więcej nie powtórzyć.
    - Nie chodzi mi o mnie, a raczej o to co może się wydarzyć przeze mnie – poprawiła się. Wzruszyła lekko ramionami, bo nie było sensu tego tłumaczyć. Colton również bywał nieprzewidywalny i nawet nie chciała myśleć co mogłoby się wydarzyć, gdyby dowiedział się o tym, gdzie jest i co takiego robi. Nie chciała już dłużej o tym myśleć, więc postanowiła oddzielić się od tych myśli gruba kreska. Przynajmniej na te parę godzin, które spędzi z Willem chciałaby zapomnieć o problemach w domu. – Nie mówmy już o tym, dobrze? Może innym razem, może nigdy, ale nie dziś.
    Dobrze wiedziała, że nie powie mu prawdy. Będzie krążyła wokół tematu, ale nigdy nie powie mu w pełni co takiego się dzieje w domu. To była jej tajemnica, której nie chciała nikomu zdradzić. Bo wierzyła, że ten problem zniknie w momencie, w którym Emory opuści Los Angeles.
    Wiedziała, że nie zamierzał marnować czasu i bardzo się z tego powodu cieszyła. Mieli teraz jedyna okazję na milion tak naprawdę, bo nigdy nie było wiadomo, jak będzie wyglądał następny dzień i czy nadal oboje będą siebie tak samo mocno chcieli, jak obecnie. Emory przesunęła dłońmi po jego torsie, delikatnie drżąc, kiedy Will pozbywał się po kolei części jej garderoby. Napięła mięśnie, mając ochotę się wycofać, ale zgasiła w sobie te myśli.
    - Tchórzysz, Will? – mruknęła w odpowiedzi przeczesując palcami jego włosy. Nie ukrywała, że jej doświadczenie było słabe i jeśli tylko jemu to nie przeszkadzało, to nie zamierzała przerwać. – Nie pozwoliłabym ci na to, gdybym nie była.
    Uśmiechnęła się, a palcami delikatnie musnęła jego policzek. Była trochę zdenerwowana, ale to chyba było normalne. Zresztą, przy nim zawsze się delikatnie denerwowała, choć starała się udawać, że wcale tak nie jest.
    Zdjęła z niego koszulkę, która odrzuciła na bok nie interesując się nią zbyt długo. Opuszkami palców musnęła tatuaże na jego obojczykach. Wcześniej nie miała okazji, aby oglądać je z tak blisko. Dłonią zsunęła w dół, po torsie i umięśnionym brzuchu. Wyczerpujące treningi mu się opłaciły.
    - Poprowadź mnie. Powiedz co mam robić.

    Emmy🤎

    OdpowiedzUsuń
  19. Stresowała się. Oczywiście, że się stresowała i chwilowo miała multum myśli w głowie. Czy będzie na tyle dobrze, aby nie chciał jej stąd wyrzucić po chwili? Czy spodoba mu się w takim wydaniu? Co, jeśli zrobi coś nie tak? Co, jeśli jego poprzednie były lepsze? Chciałaby powiedzieć, że nie przejmuje się zupełnie tym, co było w przeszłości, ale prawda była taka, że bardzo się przejmowała. Nie rozpoznawała samej siebie, jakby była zupełnie kimś innym. Pierwszy raz od dawna pozwoliła sobie na to, żeby wyluzować. Robiła rzeczy, których nigdy przedtem nie robiła i na które sobie nie pozwalała. To wszystko było nowe i czuła się niepewnie, a jednocześnie było tak bardzo ekscytujące, że nie chciała przerywać nawet na krótką chwilę. Bardzo chciała odtrącić od siebie upierdliwe myśli, które zdawały się nigdy jej nie opuszczać. Przynajmniej na teraz, na jakiś czas, chciałaby zapomnieć o wszystkim. Aby liczyła się tylko ta chwila między nią oraz Willem.
    Cicho westchnęła, kiedy ułożył ją na łóżku. Była w zasadzie niczym szmaciana lalka, z którą można było zrobić niemalże wszystko. Nie chciała leżeć bezczynnie, ale zwyczajnie nie wiedziała co robić. Nie tak do końca, bo chociaż nie była zupełnie nieświadoma to teoria, a praktyka to dwie odrębne rzeczy. Wiedziała czego się spodziewać, ale nie wiedziała co ma robić.
    Zacisnęła usta słysząc jego pytanie i pokręciła przecząco głową. Nie wstrzymywała się z tym specjalnie, choć mogło się zdawać, że Emory jest pruderyjną dziewczyną, ale nie o to chodziło. Miała pewne zasady i nie chciała tego robić z pierwszym lepszym chłopakiem, w dodatku z takim, który jeszcze nie wiedziałby do końca co robić. Zależało jej na tym, aby mieć z nim jakąś relację, a nie dało się ukryć, że z Willem miała. Odpychała go od siebie przez długi czas, sama teraz nie wierzyła, że go do siebie dopuściła.
    — Jestem gotowa — odpowiedziała, co miało być jednoznaczne z tym, że chce tego wszystkiego. Doceniała to, jakie miał do niej podejście, Nawet jeśli miało się to wszystko później okazać czymś zupełnie innym, to o to nie dbała. Nie w tej chwili. Miała prawo do tego, aby pozwolić sobie na trochę rozluźnienia.
    Mimo, że pewna część brunetki chciała uciec to ją wyciszyła. Zawsze starała się być rozsądna, robić wszystko zgodnie ze sobą i nie, teraz absolutnie do niczego się nie przymuszała. Chciała tego, dokładnie tak samo, jak chciała tego na plaży. Nic się nie zmieniło.
    Uśmiechnęła się rozbawiona, kiedy przyznał, że teraz należy do niego. Sposób w jaki to wypowiedział był przyjemny, a jej ta myśl się spodobała. Do tej pory nie myślała, że myśl o należeniu do kogokolwiek mogłaby być przyjemna, a ta była i nie mogła się zasadzie doczekać tego, co będzie z nimi dalej, jak się ta znajomość potoczy, gdy tutaj będzie już po wszystkim, a oni wrócą do szkoły, do codziennego życia.
    Wiedziała czego mogłaby się spodziewać, przedsmak miała już na plaży, a jednak teraz miała wrażenie, że wszystko jest znacznie bardziej intensywniejsze. Każdy oddech, który czuła na skórze, każde muśnięcie warg. Palce automatycznie wsunęła w gęste, ciemne włosy Willa. Ciężko było brunetce nawet opisać to, co się z nią w tej chwili działo. Była tym przytłoczona, ale jednocześnie było tak cudownie dobrze. Nie była święta, sama potrafiła również sobie ulżyć i mogła powiedzieć z pełną świadomością, że było o wiele lepiej niż gdy zabawiała się sama ze sobą.

    Emmy

    OdpowiedzUsuń