NAGŁÓWEK/HTML1

L.A. Dreamers

INFORMACJE/HTML2

❤️‍🔥 Zachęcam do zapoznania się z postem i zapraszam do wspólnej zabawy!

❤️‍🔥 Marzyciele, Guardian Angel rozpocznie swoją fabularną funkcję w połowie maja, więc… Bądźcie czujni… 👁️

❤️‍🔥 Aby wejść na Group Chat, wystarczy zaakceptować otrzymane od Guardian Angel zaproszenie.

❤️‍🔥 Blog L.A. Dreamers został oficjalnie otwarty! Zapraszamy do zapisów ❤️

"Fill your heart with your dreams that will someday leap and soar into the sky."


Riley Gray
urodzona w środku lata 1999 • córka senatora i cenionej francuskiej chirurżki • paralegal w kancelari Walton & Miles • absolwentka NYU Law • wielbicielka dogtrekkingu i escape roomów
Jej skóra nie nosi przykrych śladów przeszłości mimo zwariowanego dzieciństwa; gładka, blada karnacja po mamie, często się rumieni, nierzadko ubiera w dreszcze. Uwielbia słońce, natychmiast łapie złoty odcień i drobne piegi, gdy tylko mija zima. Riley wiecznie marznie, trochę straszne jej listopadowe wieczory i styczniowe mrozy, psioczy na nie jakby za to jej płacili, ale nigdy nie są one tak niebezpieczne, by sięgnąć głębiej do jej duszy. Jest ufna i pełna wiary w jutrzejszy dzień, w ludzi i ich dobre intencje. Swoją pracę traktuje bardzo osobiście i angażuje się w pełni w każdy przypadek, porzucając biurko na rzecz biegania na niebotycznie wysokich szpilkach po biurze. Wybacza za pierwszym, drugim i kolejnym razem bez wahania. Jest szczera, czysta i wciąż odrobinę naiwna.
Jej oczy, wyraziste, jasne i soczyście zielone, spoglądają na świat z uwagą, ostrożnością i ciepłem. Złote plamki na tęczówce intrygują i zapraszają, odbijając wszystkie kolory tęczy z równą intensywnością. Riley chłonie otoczenie niczym gąbka, brak jej jednak konsekwencji w wytrwaniu przy jednej rzeczy, kiedy wszystko pociąga tak samo i może dlatego właśnie co miesiąc ma nowe hobby. Jest uparta i ciekawa świata, chciałaby w tydzień poznać wszystkie jego cuda. Kiedy w coś się angażuje, oddaje całą siebie i nie czuje niesprawiedliwości, gdy w zamian otrzymuje tyle co nic.
Jej dłonie choć delikatne chwytają życie pewnie, szukając szczęścia bez desperacji, niewymuszenie, ale wytrwale. Tej kobiecie nie brak odwagi, choć zawsze okraszona jest ona sporą dawką rozsądku. Nie jest chciwa, ani zachłanna, jak każdy ma jednak swoje słabości, wobec których jest niedorzecznie uległa (nowa para butów na przecenie!). Uchodzi za twardą sztukę, która na stanowisku asystenta prawnego prosperującego wyżej zasiadła nie przez przypadek i nie mija się to z prawdą, choć akurat jej zasadniczość jest mistrzowską grą, pozwalającą zachować twarz i zyskać szacunek, o który długo walczyła.
Jej usta, zawsze rozkosznie uśmiechnięte, znajdują dobre słowo dla każdego, choć przed ciętym upomnieniem, czy ripostą w odwecie na złośliwość nie ma szansy czmychnąć. Jest sprawiedliwa i wyrozumiała, nie wstydzi się przyznać do błędu. Ma tendencję do brania na siebie większej liczby obowiązków, niż zdolna jest im sprostać przez poczucie ogromnej odpowiedzialności. Za bardzo angażuje się w pracę, której powierzyła więcej siebie, niż powinna, a jej cierpliwość gdy się wyczerpie (o co naprawdę ciężko), ukazuje surowe oblicze.
Jej krok jest lekki, pełen gracji i swobody. Długie nogi niosą ją pewnie niezależnie od tego, jak wysokie szpilki nosi, a choć urodziła się w Francji i przebywała w niej do czwartego roku życia, nim z rodziną nie wrócili do ojcowskich Stanów, nie lubuje się w beretach i pasiastych golfach, w których tak chętnie fotografują się Europejki. Ma szafę wypchaną po brzegi, wręcz pękającą w szwach, kilka kosmetyczek z których się wylewa mnóstwo błyszczyków i mieszkanie, w którym samotnie odpoczywa, kiedy nie bawi się z przyjaciółmi w klubie, nie bierze udziałów w debatach wpływowego ojca, którym się nie chwali, albo nie odpręża w hotelowym kompleksie spa. Wędruje wszędzie z dwoma odratowanymi od nieszczęścia psami i śpi z głową pełną marzeń, którymi się nie dzieli.
I najważniejsze. Jej serce, które bije z mocą, jaka nawet ją samą zadziwia, za każdym potknięciem, zranieniem, rozczarowaniem, wydaje się coraz gorętsze. Ono walczy z rozumem, którym kobieta kieruje się w pracy i który chce rządzić zawsze. Ono sprawia, że Riley się nie zmienia mimo upływu lat i zawsze jest gotowa podjąć wyzwanie. To serce ma równy rytm, który niełatwo zaburzyć, ale któremu czegoś wciąż brak, choć ona nie jest pewna, czy gotowa jest zaryzykować kolejny raz tak, jak pięć lat temu, kiedy jej serce zostało rozerwane, a odpowiedzialność za to musiała wziąć na swoje barki. To serce jednak ma się dzisiaj dobrze i sprawia, że jutro wydaje się piękniejsze za każdym razem, gdy otwiera oczy.





co ma być, to będzie, cześć i czołem :)
karta pojawiała się już gdzieś kiedyś parokrotnie różnie przerabiana, wizerunku użycza Hermione Corfield. kod wyczarowała niezastąpiona smoła, a w tytule Michael Bassey Johnson
zapraszamy oczywiście do wątków i zabawy! ♥

53 komentarze:

  1. [Hej. :) Jaki uroczy promyczek z Riley stworzyłaś, której imię swoją drogą kojarzy mi się z bajką W głowie się nie mieści. ;D Mam nadzieję, że w Los Angeles nic złego jej nie spotka, bo aż szkoda taką uroczą pannę krzywdzić. Udanej zabawy życzę oraz samych ciekawych wątków! ^^]

    Xavier Callegaro

    OdpowiedzUsuń
  2. [Cześć! Wow, jak tu różowo! Aż poczułam ochotę na taką różową watę cukrową. :D Zgadzam się z komentarzem powyżej, Riley naprawdę jest urocza! A i sama karta bardzo ładnie się komponuję, zazdroszczę; jedyne, co ja umiem zrobić, to zmieniać czcionki w imieniu i nazwisku. :D Życzę wszystkiego dobrego, no i wspaniałej zabawy w Mieście Aniołów!]

    Phoebe Miller&Iselin Greenwood

    OdpowiedzUsuń
  3. [Jak patrzę na zdjęcie Riley (śliczne imię!) to mam wrażenie, że jest ona taka porcelanową laleczką. Śliczna jest i taka delikatna. Życzę wielu ciekawych wątków i powiązań dla tej uroczej istotki. Baw się dobrze wśród nas 😃]
    Isabella

    OdpowiedzUsuń
  4. [Cześć! Co za promyczek zawitał na blogu! Nie wiem, jak ona się uchowała taka ufna i pełna wiary w ludzi, tym bardziej pracując jako paralegal. Mam nadzieję, że nikt tej jej naiwności nie wykorzysta, bo szkoda tak pozytywnej, ciekawej świata dziewczyny. Jim tej jej ufności i wiary kompletnie nie rozumie, ale również ma nadzieję, że nic złego jej nie spotka.
    Baw się z nią dobrze! :)]

    Jim

    OdpowiedzUsuń
  5. Korzystając z kilkudziesięciu sekund czekania, zanim rząd samochodów ruszy w gęstszym korku, raz jeszcze rzucił okiem na artykuł w kalifornijskim Daily News, wyświetlonym na iPadzie, i westchnął ze wzgardą. Nie urodził się wczoraj, by naiwnie wierzyć, że prasa nie zauważy rozłamu w kancelarii Milesów, skoro byli jednymi z najbardziej rozpoznawalnych prawników na Zachodnim Wybrzeżu, a plotkarskie szmatławce żonglowały między sobą mniej lub bardziej prawdziwymi informacjami na ich temat, ale miał minimalną nadzieję, że kilka miesięcy to wystarczająca ilość czasu, by znudzić się tym nieustannie drążonym tematem. Tymczasem dzisiejszy artykuł znów mówił o tym, jak Zayden Miles, syn słynnego prawnika znanego z agresywnej obrony Harvey'a Weinsteina, stanie w obronie Scotta Petersona pod szyldem nowej spółki, założonej w styczniu z Edwardem Waltonem, na koniec zmuszając czytelnika do refleksji pytaniem: czy zbliża się koniec Miles & Co? Doprawdy, jakby szarego człowieka naprawdę obchodziło to, co stanie się z kancelarią, na której wsparcie nigdy nie będzie go stać. Ale takie artykuły wzbudzały zainteresowanie i ciekawość, ludzie mogli wylać wiadro pomyj w komentarzach, o ile były one dozwolone, ale przede wszystkim mieć pojęcie o tym, co dzieje się w wielkim świecie, do którego nie mają dostępu na co dzień. Szkoda tylko, że nie mieli przy okazji pojęcia, jak upierdliwi potrafią być dziennikarze, gdy węszą za dobrze sprzedającymi się informacjami. Zayden tolerował ich tylko do pewnego momentu, czyli kiedy nie przeginają ze swoją nachalnością i nie próbują, na przykład, dostać się na teren jego posesji w Pacific Palisades tylko po to, żeby zapytać, co sądzi o ostatnich wypowiedziach ojca. Dobrze, że z apartamentu w The Beaudry miał dwie minuty na piechotę do kancelarii, bo często nie musiał wsiadać nawet do auta i mógł przemykać między pracą a domem zupełnie niezauważony.
    Na kolejnym skrzyżowaniu, które zatrzymało ruch czerwonym światłem sygnalizatora, odłożył tablet i spojrzał kontrolnie za zegarek. Za kilka minut powinien być w kancelarii. Edward miał mu dziś do zakomunikowania coś ważnego i prosił, żeby przyjechał na konkretną godzinę i w odpowiednio dobrym nastroju. Starał się więc, mając na uwadze szczególnie drugą część tej prośby, bo była trudniejsza do spełnienia. Przeniósł wzrok za boczną szybę, gdy dostrzegł zbliżającą się w stronę drzwi jasnowłosą kobietę w kremowym żakiecie i uniósł brwi, kiedy pochyliła się i zaczęła poprawiać włosy, a po kilku sekundach poczęstowała go widokiem ciekawszym, niż uzębienie. Nie był to dekolt, z którego cokolwiek mogło się ulewać. Drobne, kształtne piersi schowane pod koszulą, prezentowały się elegancko i odpowiednio współgrały z filigranową sylwetką, podkreśloną dopasowanym ciuchem. Naprawdę rozkoszny widok. Nie sądził, że szyba Porsche Panamery może okazać się idealnym lustrem dla któregokolwiek przechodnia.
    Ledwie zdążył nacisnąć guzik, żeby opuścić szybę, kiedy w ramach pożegnania usłyszał krótkie miłego dnia. Odprowadził blondynkę spojrzeniem, gdy sprężystym krokiem przechodziła już przez pasy, i lekko pokręcił głową, wciąż temu nie dowierzając, a chwilę później ruszył wraz zresztą pojazdów, by dotrzeć na podziemny parking strzelistego drapacza chmur. Wewnątrz ominął stanowisko recepcji bez słowa i skierował się prosto do windy, która jakby czekała akurat właśnie na niego. Gdy wszedł, wcisnął guzik na dwudzieste pierwsze piętro i stanął swobodnie z dłońmi w kieszeniach spodni, czekając aż drzwi się zasuną.
    W ostatniej chwili zauważył tę kobietę znowu. Z początku nawet odrobinę żałował, że nie pośpieszył się z wyciągnięciem ręki i wciśnięciem przypadkowego guzika tylko po to, żeby wymusić na drzwiach ponowne rozsunięcie się, ale skoro nazwała go dupkiem, uznał, że jest mu wszystko jedno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dotarł na wskazane piętro, skinął głową w ramach powitania do ich recepcjonistki i skierował się bezpośrednio do Edwarda, który akurat rozmawiał z Robertem nieopodal przeszklonej sali konferencyjnej.
      — Zayden, świetnie, że już jesteś — Edward powitał go wyciągniętą ręką, na co ten uścisnął dłoń wspólnika, ignorując za to obecność jego młodszej kopii tuż obok. — Zaraz do ciebie przyjdę — oznajmił, zerkając na zegarek, kiedy Zayden ruszył już do swojego gabinetu, a potem spojrzał w stronę wejściowych drzwi, przez które wpadała właśnie panna Gray. A wpadała co najmniej tak, jakby spóźniła się dobre pół godziny, a nie niewinną minutę.
      — Dzień dobry, pani Gray. — Edward uśmiechnął się pogodnie i wyciągnął dłoń w jej kierunku. — Jak dzień? Dobrze panią widzieć — przyznał, bo zaczynał się w pewnym momencie zastanawiać, czy Riley pojawi się w kancelarii. Miała wprawdzie świadomość, że to nie jego asystentką prawną będzie, a jego wspólnika, ale nie miał pewności, czy ona w ogóle wiedziała, kto tym wspólnikiem jest. Obawiał się, że mogłaby zrezygnować, gdyby zaczytała się w plotkarskich artykułach, bo nie od dziś wiadomo, że żaden z Milesów nie zasłynął z bycia przyjemnym i taktownym. Aczkolwiek mogła też potraktować pracę u boku Zaydena jak wyzwanie, i na to liczył.
      W czasie, w którym Edward wymieniał krótkie formalności z Riley, Zayden przygotował dokumenty do pracy w swoim gabinecie, rozkładając część z nich na biurku. Rzucił krótkie proszę, gdy usłyszał pukanie do drzwi i podniósł spojrzenie, gdy jako pierwszy do środka wszedł Edward. Jego obojętny wyraz twarzy zmienił się machinalnie, gdy tuż za nim weszła ta kobieta. Siedząc w fotelu, przechylił głowę, analizując w myślach wydarzenia z ostatnich kilkudziesięciu minut, a w końcu uniósł brew pytająco, oczekując jakichś wyjaśnień, bo nie rozumiał, co to za dziwne najście i dlaczego ta kobieta od jakichś trzech kwadransów stale pojawia się w zasięgu jego wzroku.
      — Zayden, chciałem ci przedstawić naszą nową pracownicę — oznajmił Edward, spoglądając na Riley z uśmiechem. — Pani Gray będzie pracowała u nas na stanowisku asystenta prawnego. Będzie cię wspomagała w obowiązkach — wyjaśnił.
      Po jego słowach zapadły trzy długie sekundy bezwzględnej ciszy.
      — Czy to jakiś żart? — Zayden odezwał się wreszcie, patrząc na nich z dziwną miną. Położył splecione dłonie na blacie przed sobą. — Zacząłeś dobierać mi ludzi do pracy, Walton? Całkiem cię powaliło? — Skierował na niego spojrzenie ciemnych, niezadowolonych oczu.
      — Och, daj spokój, Zayden. Od czterech miesięcy siedzisz tu po godzinach, bo uparłeś się, że pozałatwiasz wszystko sam i nie masz na nic czasu. Ty jesteś mi potrzebny do innych spraw, rozumiesz? A Riley to zdolna pracownica i z powodzeniem zdejmie z ciebie część obowiązków — powiedział, układając dłonie na swoich biodrach.
      — Wspaniałomyślne z twojej strony — odparł, uśmiechając się wymuszenie. — Skoro zatrudniłeś zdolną pracownicę, możesz zastąpić nią swoją marną kopię, na pewno wszyscy dobrze na tym wyjdziemy — odpowiedział mu gorzko. Edwarda to jednak nie ruszało, zdawał sobie sprawę, że Robert ma beznadziejne stosunki z Zaydenem, bo wciąż popełnia błędy, których Miles nie toleruje. — Poza tym, powinieneś najpierw się upewnić, czy pani Gray zechce pracować dla kogoś, kogo uważa za dupka — dodał, przenosząc wzrok na Riley. W tym samym czasie spojrzał na nią również Edward, więc teraz obaj na nią patrzyli, tyle że Walton nie miał pojęcia, o co chodzi.

      Zayden Miles

      Usuń
  6. Uchodził w tym światku za człowieka wymagającego i absolutnie nieprzejednanego, chociaż to jego ojciec wyznaczał wszelkie standardy despotyczności, a Zaydenowi było do nich wbrew pozorom daleko. Nigdy zresztą nie chciał być taki, jak ojciec, a wręcz przeciwnie, natomiast to, że po części taki się stał, to było już kwestią tego, co działo się w ich prywatnym życiu za zamkniętymi na kilka spustów drzwiami, i tego, że cały czas ich do siebie porównywano. Łączyło ich przede wszystkim to, że obaj byli pewnymi siebie, zdolnymi prawnikami, gotowymi poruszyć niebo i ziemie dla prowadzonych przez siebie spraw, a fakt, że potrafili doskonale operować słowem i nie bali się obnażać ludzi z ich najgorszych sekretów, działał na ich korzyść. Dzieliło ich natomiast dążenie do sprawiedliwości, dlatego że starszy Miles nie miał skrupułów przed tym, by bronić w sądzie człowieka, który dokonał przestępstwa z premedytacją i uśmiechem na ustach, z kolei dla Zaydena etyka adwokacka miała istotne znaczenie i do tej pory jeszcze nigdy jej nie pogwałcił. W zasadzie, gdyby nie ta etyka, wcale nie musiałby zakładać spółki z Waltonem. Gdyby nie zasada, że adwokatowi nie wolno podejmować się prowadzenia sprawy przeciwko bliskiej jemu osobie, i że adwokat nie powinien podejmować się prowadzenia sprawy przeciwko osobie, z którą ma poważny zatarg osobisty, sam wystąpiłby przeciwko ojcu. Przy aktualnie panujących zasadach potrzebował jednak kogoś, kto zrobi to za niego, a nie mógł wybrać nikogo innego, niż Walton, bo nikt nie zrobiłby tego tak dobrze, jak on. Nikt inny nienawidził Rowana tak bardzo, jak Edward. Z początku podchodził do planu Zaydena bardzo nieufnie i musiało minąć kilka miesięcy, zanim zgodził się z nim w ogóle porozmawiać, nie wspominając już o założeniu spółki, ale ostatecznie dostrzegł w tym sporo sensu i możliwości. Razem mogli o wiele więcej, bo mieli wspólnego wroga, nawet jeśli jednemu nie przywróci to życia bliskiej osoby, a drugiemu pogrzebanej przed laty miłości.
    Zignorował dłoń, którą ku niemu wyciągnęła, mimo że najpierw na nią spojrzał i dobrze wiedział, czego oczekiwała. Powinna wiedzieć, kto pierwszy podaje rękę w sytuacji zawodowej. Pewna siebie, czy jednak arogancka? Spojrzał na Edwarda i pokręcił głową na jej słowa, a potem podniósł się z miejsca, zapiął guzik marynarki i wyszedł przed biurko, by stanąć przed Riley i popatrzeć na nią z góry. Ale z góry tylko dlatego, że był po prostu wyższy.
    — To nasze trzecie pierwsze spotkanie, pani Gray — poprawił ją bez pardonu. — Za pierwszym razem poprawiała pani dekolt w szybie mojego samochodu, za drugim nazwała mnie pani dupkiem w drodze do windy, a trzeci jest właśnie teraz, kiedy muszę pani powiedzieć, że nie będziemy się tutaj niczym dzielić — objaśnił i popatrzył śmiało w jej zielone oczy, nienachalnie podkreślone mascarą. Zastanawiał się, czy jej nazwisko w połączeniu z akcentem wschodniego wybrzeża to dobra interpretacja, że mogłaby być córką tamtejszego senatora, czy to jednak tylko zbieżność faktów. Walton na pewno nie zwrócił na to uwagi, jego średnio interesują takie koneksje.
    — Edwardzie, skoro zatrudniłeś tutaj nową panią paralegal, czyń dalsze honory. Oprowadź panią Gray po kancelarii, zaprowadź do działu zasobów, na szkolenie i przeprowadź przez całą resztę niezbędnych formalności — powiedział, przenosząc spojrzenie na Edwarda. — Zacznij od biurka Roberta, bo tam ją widzę, jeśli twój syn się nie ogarnie i nie przestanie pieprzyć kluczowych spraw — zaznaczył, na co Edward westchnął zrezygnowany, bo od kilku dni Zayden nie dawał spokoju Robertowi za to, że pomieszał dokumentację i wysłał ją nie tam, gdzie należało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. On też się zdenerwował, bo za nim sąd przemielił papiery i je zwrócił, minęło trochę czasu i byli przez to w plecy, ale w przeciwieństwie do Zaydena, on przymykał oko na ludzkie błędy, jeśli nie były naprawdę rażące.
      Zayden wrócił spojrzeniem do Riley, uśmiechnął się do niej krótko, w sposób wystudiowany, a potem wskazał ręką drzwi, bo dokładnie tam powinna udać się teraz z Edwardem, jeżeli faktycznie miała tutaj pracować i to bez znaczenia, dla którego z nich. W tym czasie, w którym oni będą załatwiać te formalności, Zayden przeanalizuje jej dokumentację i zastanowi się, czy w ogóle jej potrzebuje. Edward był dobrej myśli, w końcu Zayden ani razu nie powiedział nie, a przecież tyle by wystarczyło, żeby ulokować ją na stanowisku innym, niż to podległe bezpośrednio właśnie jemu.

      Zayden Miles

      Usuń
  7. W normalnym przypadku prawdopodobnie kazałby Edwardowi wynosić się razem z zatrudnioną przez niego kobietą, ale prawda jest taka, że faktycznie miał na głowie sporo obowiązków, i że myślał już wcześniej o kimś takim, kto byłby w stanie wesprzeć go w codziennych zadaniach, zwłaszcza tych administracyjnych, ale mimo że to rozważał, ostatecznie nie poświęcił temu ani jednej chwili. Edward natomiast od dłuższego już czasu zapowiadał, że sam znajdzie mu na to stanowisko kogoś odpowiedniego i najwidoczniej postanowił zapowiedzi zrealizować, zobowiązując ich rocznym kontraktem i stawiając go w dodatku przed faktem dokonanym. To właśnie za ten fakt dokonany Zayden był na niego zły, bo generalnie to nic nie stało na przeszkodzie, żeby Edward znalazł mu odpowiednich kandydatów, ale to on, zgodnie z osobistymi preferencjami, powinien dokonać tego ostatecznego wyboru. Tymczasem nie miał zielonego pojęcia, jaki rodzaj człowieka wspólnik zwalił mu na głowę, ale miał szczerą nadzieję, że nie będzie przychodził wkurwiony każdego dnia do pracy, bo z jednej marnej kopii Waltona, nagle zrobią się dwie. Nie oceniał jej, bo niczego o niej nie wiedział, ale zdążył już sobie wyrobić to pierwsze wrażenie, które było wrażeniem mieszanym, zarówno pozytywnym jak i negatywnym. Zapunktowało to, że nie jest mizerotą, trzęsącą się w cieniu jak osika, ale niewykluczone, że będzie musiała zrozumieć, gdzie jest jest miejsce. Zayden miał swoje zasady i nienawidził, kiedy ktokolwiek je łamał, a nie należał do ludzi, którzy liczą się ze słowami, gdy ktoś nadepnie im na odcisk. Nie miał zresztą litości nawet dla swojego wspólnika, starszego notabene o dwadzieścia lat.
    Kiedy opuścili jego gabinet, Edward zapewnił Riley, że Zayden to dobry facet, nawet jeśli wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że to dupek do potęgi entej, a potem przedstawił ją kluczowym osobom w kancelarii i pozostawił w dziale HR, samemu wracając już do własnych spraw. W czasie, w którym ona zaznajamiała się z otoczeniem, tutejszymi standardami i całą resztą procedur, Zayden otrzymał już jej teczkę i trochę ją przestudiował. Suche fakty, zawarte na papierze, informowały o szczegółach kontraktu, jej ukończonych studiach i pierwszym doświadczeniu, jednak niewiele mówiły mu o tych istotniejszych dla niego kwestiach, czyli osobowości. I nie chodziło to, że musiał ją polubić, co po prostu chciał mieć świadomość, że będzie w stanie za nim nadążyć, i że udźwignie tę współpracę, gdy naprawdę zrobi się ciężko. Tak czy siak musieli porozmawiać, jeżeli to z nim Riley miała pracować, dlatego poprosił na recepcji, by dział HR skierował ją po wszystkim do jego gabinetu. A potem zorganizował sobie kawę i zajął się swoimi sprawami, bo musiał przejrzeć kilka pism i odpowiedzieć na e-maile. Miał jeszcze do pogadania z Edwardem, ale na to znajdzie specjalną okazję.
    Gdy po jakimś czasie usłyszał pukanie, zaprosił ją do środka, a kiedy zamknęła za sobą drzwi, wskazał ręką kanapę, na której mogła usiąść. Dopisał ostatnie dwa słowa na klawiaturze laptopa i zamknął jego ekran, przenosząc już stuprocentową uwagę na Riley. Popatrzył na sposób w jaki usiadła, taksując ją bacznym spojrzeniem. Ten kosmyk niesfornych blond włosów cały czas kładł się na jej policzku, ilekroć przechylała głowę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Jak podoba się pani kancelaria? — zapytał neutralnie, dobrze wiedząc, że nie powie mu nic negatywnego, ale może jednak znalazło się coś, na co zwróciła szczególną uwagę i co wyjątkowo jej się spodobało. To było ważne, na jakie aspekty ludzie zwracają uwagę, więc był po prostu ciekawy.
      Wstał za moment z fotela, obszedł biurko i zajął miejsce na kanapie naprzeciwko Riley. Oparł się wygodnie i położył rękę na podłokietniku, spojrzenie utrzymując w jej twarzy. Nie był w stanie przewidzieć, ile potrwa ta rozmowa, ale mógł poświęcić jej trochę czasu, bo uwinął się ze wszystkim, co miał zaplanowane na dzień dzisiejszy, więc nie gonił go żaden deadline.

      Zayden Miles

      Usuń
  8. [A Ty niezmiennie nie zawodzisz i dajesz nam promyczek słońca pod postacią ślicznej Pani (tylko halo-halo! gdzie podziały się rude włosy, jak u poprzedniczek?! XD). Bohaterka delikatna, pięknie opisana i na pewno wniesie sporo ciepła i pozytywnych emocji w życie innych. Niech otuli Zaydena swoim urokiem, bo ten powściągliwy dziad zdecydowanie potrzebuje odrobiny kobiecej energii. Wszystkiego dobrego i wszystkiego wątkowego!]

    Gabriel Blatt

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie skomentował jej uwag głównie dlatego, że była tu od kilku godzin i nie miała pojęcia z jakimi klientami pracują, że nie są to szarzy ludzie z przedmieść bez oczekiwań, tylko ci którzy przychodzą tu z żądaniami i poproszenie o wodę to dla nich najmniejszy kłopot. Problemy szarych ludzi były ostatnimi, które chcieli rozwiązywać jako kancelaria, więc nie byli dostępni dla tego grona odbiorców. Brali wyłącznie sprawy, które dotyczyły wielkich nazwisk, grubych pieniędzy i ciężkich wyroków, i tylko czasami zdarzały się wyjątki od tej reguły, kiedy niesprawiedliwość szczypała w oczy i należało przywrócić ją do porządku. Nikt nie miał tutaj czasu na sprawy pokroju niespłaconej pożyczki za telewizor, kiedy w grę wchodziły batalie o roszczenia wspólników wielkich korporacji, sprawy o uchylenie uchwał, czy prawo własności przemysłowej. Nikt nie miał też czasu na docieranie do ludzi skrępowanych i nieśmiałych, bo żaden z nich nie jest psychologiem, żeby pieścić się z człowiekiem i dbać o czyjś komfort psychiczny. Pomijając już Zaydena, który z natury jest totalnie niewzruszony, nawet ten uprzejmy Edward nie miał w zwyczaju z nikim się cackać. Ich czas jest cenny, dlatego obsługują ludzi, którzy wiedzą, czego chcą i którzy przychodzą tylko po to, by swoje oczekiwania przedyskutować. Nowych klientów biorą już zresztą coraz mniej, ze względu na tych stałych, którzy potrzebują nieustannego wsparcia prawnego, a są na tyle wpływowi, że kontrakty z nimi mają wszelkie priorytety.
    Doceniał jednak to, że Riley podzieliła się swoimi uwagami, nawet jeśli cięte kwiaty nie znajdą się na stolikach, a główny hol nie dostąpi zaszczytu goszczenia dystrybutora z wodą. Porcelanowe filiżanki i szklanki ze szkła kryształowego, dostępne w części socjalnej, byłyby niepocieszone faktem, że wyparł je sprzęt na plastikowe kubki, podobnie jak złote zasady savoir vivre przyjmowania gości. Wszystko miało tutaj swój ustalony porządek i było zaprojektowane tak, by reprezentować luksus, adresowany do wąskich grup społecznych, natomiast dystrybutor z wodą to ostatnia rzecz, na którą spojrzy człowiek, liczący na wysoką jakość ekskluzywnych usług. Kancelaria to przecież nie biuro ubezpieczeń społecznych.
    Miał tylko nadzieję, że nie przyjdzie jej do głowy tego porządku zaburzać, już nie tylko w kwestii wizualnej, ale też w związku ze sposobem wykonywania obowiązków i dostosowywania się do procedur, obowiązujących w tej firmie. Nie została zatrudniona tutaj po to, żeby zmieniać prawo, a żeby je respektować, co oczywiście nie zmienia faktu, że jako pracownica zawsze mogła zgłosić swoje uwagi do odpowiedniego działu, bo ludzie tam urzędujący na pewno się nad nimi pochylą i dadzą na wokandę spraw do omówienia przy najbliższym zebraniu zarządu.
    — Z racji tego, że lista pani obowiązków, praw i przywilejów jest zawarta w kontrakcie, skupię się na szczegółach bezpośredniej współpracy ze mną — oznajmił, przechodząc do właściwego tematu. Nie widział sensu w powtarzaniu tego, co Riley sama na pewno wyczytała na umowie, zanim ją podpisała, zresztą na pewno miała świadomość, czym zajmuje się asystent prawny: że organizuje i utrzymuje porządek w aktach, dokumentach i rejestrach prawnych, że monitoruje wymogi związane z złożeniem dokumentów i dba o to, by cała niezbędna dokumentacja była wypełniona poprawnie i na czas, że wspiera prawnika w przygotowaniu się do procesów, organizując dowody, współpracując z świadkami, i że pomaga w opracowywaniu strategii procesowych. Że komunikuje się z klientami, prowadzi korespondencję i pomaga w przygotowywaniu dokumentów prawnych. To ona miała dbać o poprawne funkcjonowanie biura pod każdą jego nieobecność i sprawiać, by każdy klient został odpowiednio obsłużony, zanim dotrze do spotkania z nim twarzą w twarz. Niby nie wydawało się to trudne, a jednak nie było też wcale łatwe, gdy należało pracować pod oczekiwania wymagającego człowieka, który nie toleruje błędów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Pani stanowisko pracy znajduje się tam, za szybą. — Wskazał ręką przeszkloną ścianę, za którą znajdowała się nieduża przestrzeń robocza, do której można było dostać się albo przez gabinet Zaydena, albo bezpośrednio z holu. Wewnątrz znajdowało się biurko i niewielka ilość regałów, na których stały segregatory, a szybę zdobiły żaluzje, którymi w każdej chwili mogli się od siebie odciąć. — W tym gabinecie nie ma miejsca na żadne prywatne dylematy. Jeżeli zdradza panią facet, pies pani choruje, albo rodzina psuje krew: bierze pani tydzień urlopu, załatwia to tam, gdzie trzeba i nie przynosi osobistych problemów do pracy, bo nikogo one tutaj nie interesują — zaczął, utrzymując z Riley stały kontakt wzrokowy. — Ja pracuję w ciszy, więc na pogaduszki z koleżankami umawia się pani w części socjalnej, bo akurat ta szyba wcale nie jest tak dźwiękoszczelna, jak mogłoby się wydawać — zaznaczył. — Konkretne obowiązki będę zlecał pani raz w tygodniu, a częściej jedynie wtedy, gdy wypadnie jakaś kryzysowa sytuacja. Wszystkie dokumenty zawsze dostarcza pani do wskazanych instytucji osobiście. Nigdy nie podejmuje pani żadnych działań bez konsultacji ze mną, natomiast każda korespondencja zaadresowana do mnie, trafia bezpośrednio na moje biurko — wymienił klarownie. — I to, co najważniejsze: nie jestem dostępny dla nikogo — zaznaczył wyraźnie, gdyby kiedykolwiek przyszło jej do głowy umawiać ją z klientami na jakieś spotkania. Sam rozdysponowywał swoim czasem, więc każde potencjalne spotkanie musiało najpierw otrzymać jego akceptację, a dopiero później termin. — Poza tym, może pani przebywać tu po godzinach pracy, ale przede wszystkim ma być pani obecna w godzinach pracy, bo pokrywają się one z moimi, a w razie pilnych spraw może pani dzwonić do mnie służbowo o każdej porze dnia i nocy — powiedział. — Pytania? — Uniósł lekko brew. To oczywiste, że nie wszystko dało się omówić właśnie teraz, bo ta współpraca musiała się po prostu ułożyć, ale były to jedne z tych ważniejszych kwestii, na które na pewno będzie zwracał uwagę.

      Zayden Miles

      Usuń
  10. Na razie nie miał podstaw sądzić, że jest profesjonalna i rzetelna, bo nie miał okazji się o tym przekonać, tym bardziej, że każde z ich dotychczasowych spotkań nie miało zbyt wiele wspólnego z profesjonalizmem. A na słowo też jej nie uwierzy, bo zapewnienia to jedno, a czyny to drugie, więc pozostało tylko czekać i przekonać się na własnej skórze, czy Edward ma nosa do ludzi, czy raczej totalny jego brak. Ostatecznie mogło się również okazać, że Riley jest profesjonalna i dobrze radzi sobie w tym fachu, ale za to charakter ma nie do zniesienia – wtedy ta współpraca też nie będzie miała racji bytu, aczkolwiek nie wyglądało na to, by mogła irytować go swoją osobowością do takiego stopnia, że miałby potrzebę wywalić ją za drzwi. Bardziej razili go chaotyczni ludzie, niż pewni siebie, a tego chaosu na ten moment w Riley nie dostrzegał. Miał świadomość, że z początku nic nie będzie takie, jakie być powinno, bo kobieta musi wdrożyć się w nowe środowisko, dlatego zamierzał dać jej chwilę na zaadaptowanie się, ale ta chwila z pewnością nie będzie trwać wiecznie, bo jego cierpliwość ma swoje granice, choć trzeba przyznać, że są one znacznie szersze, niż granice wyrozumiałości. Poza tym, miała tu na miejscu Roberta, który piastował dokładnie to samo stanowisko, co ona, więc bez obaw mogła się z nim porozumiewać, jeżeli nie będzie czegoś do końca pewna. Chociaż wolał, żeby nie wierzyła ślepo we wszystko, co młody Walton robi, bo już kilkakrotnie udowodnił, że potrafi spieprzyć proste rzeczy i nie potrafi ich potem naprawić. Gdyby nie fakt, że to syn Edwarda, już dawno nie byłoby po nim śladu w tym miejscu.
    — Archiwizacją dokumentacji zajmują się inne osoby. Wszystkie teczki z aktami spraw są podpisane i posegregowane na te należące do mnie i te należące do Edwarda, więc nie ma problemu ze znalezieniem niczego — odpowiedział, zastanawiając się, skąd nagle wziął się w niej ten entuzjastyczny wyraz twarzy. Pracę dostała już wcześniej, bo Edward przyjął ją praktycznie z marszu, więc jej być albo nie być w tej kancelarii wcale nie zależało od tej rozmowy. Od tej rozmowy zależało już wyłącznie to, czyją podwładną w efekcie zostanie. — Wprowadzę cię w bieżące sprawy. Nie ma ich wiele — dodał, bo nie było nikogo innego, kto mógł to zrobić, skoro do tej pory zajmował się wszystkim osobiście. I generalnie wcale mu to nie przeszkadzało, pomijając fakt, że nie miał zbyt dużo wolnego czasu, a większość przerw na lunch poświęcał obowiązkom, ale mocno wadziło to Edwardowi, który przez zarobionego Zaydena bardzo często musiał procesować się sam. Teraz z pewnością się to zmieni, jeśli Riley zdejmie z jego barków część zawodowych obciążeń, związanych głównie z papierologią.
    — Jeśli będę chciał, żeby przynosiła mi pani kawę, zmienimy warunki kontraktu i pomyślimy o bardziej prywatnych zobowiązaniach — odparł, wcale nie maskując dwuznacznego tonu tej wypowiedzi, a wręcz przeciwnie – bezwstydny uśmiech tylko tę dwuznaczność spotęgował. Tak czy siak, oznaczało to, że Riley nie jest kimś od przynoszenia kawy. I powinna to zapamiętać, bo jej rola sprowadzała się tu do zupełnie innych rzeczy, więc ważne jest, by nie dała się w ten sposób tutaj wykorzystywać. Szczególnie takiemu Robertowi, który z początku może żerować na tym, że Riley jest tutaj nowa, więc prawdopodobnie będzie chętna zrobić wiele, by nikomu się nie narazić i zyskać sympatię współpracowników.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Gabinet czy sala konferencyjna, to zależy kto jest gościem — odpowiedział, podnosząc się zaraz z kanapy. — I ma pani pozwolenie, żeby wyjść bez komentarza — potwierdził jeszcze.
      Podszedł do swojego biurka, otworzył szufladę i zabrał ze środka jeden komplet kluczy do pomieszczenia, znajdującego się za szybą. Wracając do stolika, który znajdował się między kanapami, podrzucił klucze w dłoni, a potem położył je obok laptopa i komórki, które należały w tej chwili do Riley. Mogła zanieść tam swoje rzeczy i po prostu rozejrzeć się po wnętrzu, choć nie było tam zbyt wielu przedmiotów, oprócz dokumentacji, wyposażenia i przyborów biurowych różnego rodzaju, potrzebnych do pisania czy zaznaczania stron.

      Zayden Miles

      Usuń
  11. Biurowe przybory to ostatnia rzecz, o którą Riley powinna się martwić, bo nad tym wszystkim czuwa dział HR i osoba odpowiedzialna za zapotrzebowania, która co miesiąc zamawia odpowiednią ich ilość, więc tego nigdy nie zabrakło i nie zabraknie. A gdyby jednak zgubiła ostatnie opakowanie spinaczy, zawsze mogła je od kogoś pożyczyć, nawet od Zaydena, bo przecież ten ręki jej nie urwie, gdy wyciągnie ją po prośbie. Może nie był przykładem człowieka wielkodusznego i potrafił zmieszać człowieka z błotem bez cienia ogłady, ale nie robił afer o takie podstawowe rzeczy. Sam zresztą przyszedłby do niej po spinacze, gdyby kiedykolwiek mu ich zabrakło, bo nie widziałby żadnego sensu iść gdziekolwiek indziej, skoro u niej były na wyciągnięcie ręki. To nazywa się właśnie współpraca – wzajemne korzystanie ze swoich zasobów. Mieli współpracować, więc musieli przywyknąć do tego, żeby w granicach rozsądku dzielić się swoimi zapasami i Riley mogła to robić, o ile nie będzie równocześnie zawracać mu głowy zbyt często i zbyt mocno. Trzeba przyznać, że przynajmniej wiedział, kiedy kończyła pracę i wychodziła, bo jej pożegnanie odbiło się dźwięcznym echem w przeszklonej części gabinetu i dotarło do jego uszu aż nazbyt dobrze. Z dwojga złego wolał, że była taka ekspansywna w przejawianiu swych uczuć, bo mógł mieć przynajmniej pewność, że nie będzie miała oporów przed komunikowaniem się z współpracownikami oraz klientami. Skryta osoba też mogła poradzić sobie w dziedzinie prawa, ale z pewnością nie w takiej roli. I może Zayden nie był jeszcze w stanie wydać rzetelnej opinii, ale mógł przynajmniej stwierdzić, że Edward się postarał, bo osobowość to jedno, ale przychodzenie do kancelarii ze świadomością, że można nacieszyć oczy przyjemnym widokiem, to drugie. Zawsze dobrze jest upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, i to się Edwardowi akurat udało.
    Następny dzień zaczął się od wdrożenia Riley w aktualnie prowadzone sprawy, których mieli cztery. Dwie były gospodarcze, przy czym jedna dotyczyła podziału udziałów w korporacji, a druga wiązała się z obroną przedsiębiorcy w starciu z organem władzy publicznej i na wywalczaniu domniemania uczciwości przedsiębiorcy. W tych sprawach jej zadaniami było przede wszystkim dbanie o to, by dokumentacja przepływała sprawnie między ich kancelarią a przedsiębiorstwami, i żeby w razie potrzeby ze strony klientów, odpowiadała na ich e-maile. Następne dwie sprawy, to sprawy karne, przy czym sprawę Petersona na razie zostawił samemu sobie, bo ona była naprawdę obszerna i skomplikowana. Druga dotyczyła prowadzenia pojazdu mechanicznego w stanie nietrzeźwości lub pod wpływem środka odurzającego przez członka Krajowego Komitetu Partii Demokratycznej, już dwukrotnie skazanego prawomocnym wyrokiem za identyczne przewinienie. Groziła mu recydywa, zresztą już drugi raz Zayden wyciągał go z aresztu za kaucją, ale byli teraz na takim etapie sprawy, że walczyli o to, by skończyło się na grzywnie – i mieli to prawie w garści. Riley musiała uporządkować materiał dowodowy tak, by był on zwięzły, ale celny i czytelny dla sądu, a dodatkowo zredagować pismo obronne pana polityka.
    Na co dzień siedział w swoim gabinecie, przy biurku, pochłonięty sprawami i nie interesowało go otoczenie, dopóki ktoś nie zakłócił jego harmonii swoim towarzystwem. Ale przychodził do niego głównie Edward, bo obaj konsultowali się ze sobą w kwestii prowadzonych przez siebie spraw, choć Walton miał ich na głowie znacznie więcej, ale był specjalistą od prawa administracyjnego, więc to wszystko wyjaśniało. Kiedy miał minimum wolnej chwili, obserwował Riley podczas pracy, gdy krzątała się za biurkiem, albo skupiała spojrzenie na ekranie laptopa. Nie rozmawiali zbyt dużo, bo nie było takiej potrzeby przede wszystkim ze strony Zaydena, ale on cały czas miał na nią oko i doskonale wiedział w jakim punkcie swoich obowiązków się znajdowała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W ciągu tych dwóch tygodni, Riley mogła się już przekonać, że Zayden nie oszczędza nikogo, a zwłaszcza Roberta, do którego przydomek marna kopia przyległ już na stałe, bo kiedy ten przyszedł do niego z jakąś sprawą, poczęstował go soczystym wypierdalaj i wskazał drzwi. Przez telefon też przeprowadził pewnego razu dość intensywną wymianę zdań, nie rozczulając się zbytnio przy nazywaniu kogoś pierdolonym idiotą. Kiedy intensywnie nad czymś myślał, z reguły szkicował, więc czasami siedział przy biurku, skupiony nad kartką papieru i tworzył coś niezobowiązującego, a potem miął papier w pięści i z odległości trafiał nim do kosza. Nie raz znikał z biura na dłużej, nie raz w ogóle nie pojawiał się w kancelarii, a czasami siedział do późna, nie wychodząc nawet z ostatnim pracownikiem. Był czasami zmęczony, ale zawsze wyglądał nienagannie, ubrany w dopasowaną koszulę, eleganckie spodnie i wypastowane buty.
      Gdy na horyzoncie pojawili się nowi klienci, którym jakiś facet zgwałcił córkę, zapoznał się z opowieścią strony i zgodził na spotkanie, które umówiła dla nich Riley. Wszyscy spotkali się w sali konferencyjnej, nie licząc dziewczyny, która była ofiarą. Zayden ponownie wysłuchał strony, zadając dość bezpardonowe pytania i nie zważając na to, że matka dziewczyny była zrozpaczona sytuacją.
      — Jest pani pewna, że córka nie miała wcześniej żadnych serdecznych stosunków z tym mężczyzną? — dopytał upijając łyk kawy. Wątpliwe, że facet przyjechał na obóz po syna, a przy okazji postanowił zmusić nastolatkę do seksu. Coś w tej opowieści się nie kleiło.
      — Co ma pan na myśli, panie Miles? Ona ma siedemnaście lat!
      — Czy nie uprawiała z nim seksu, to mam na myśli, droga pani — wyjaśnił bez ogródek, na co kobieta aż się wzdrygnęła i schowała twarz w dłoniach. — Zjawisko sugar baby jest w ostatnim czasie bardzo powszechne wśród młodzieży. Macie państwo dostęp do portali społecznościowych dziewczyny, do jej telefonu lub skrzynki e-mailowej? — zapytał, na co obaj państwo pokręcili głowami przecząco. — Jeżeli założymy sprawę, obnażymy obie strony ze wszystkich sekretów, dlatego chciałbym, żebyście porozmawiali państwo z córką, zanim cokolwiek z jej życia prywatnego ujrzy światło dzienne — wytłumaczył ze stoickim spokojem. — Jej współpraca będzie miała ogromne znaczenie w tej sprawie, więc z nią również będziemy musieli porozmawiać — zaznaczył, chociaż domyślał się, że dziewczyna prawdopodobnie nie chciała o niczym rozmawiać. Może jeszcze nawrzeszczała na rodziców za to, że zdecydowali się zasięgnąć porady prawnej. Postawienie komuś zarzutów to żaden problem. Trzeba je jeszcze obronić – i tu robią się schody.

      Zayden Miles

      Usuń
  12. Jego zadaniem było przede wszystkim doprowadzenie sprawy do takiego finału, by był on najkorzystniejszy dla klienta. To był priorytet. Wygrywanie spraw było w zasadzie jedyną rzeczą jakiej oczekiwali od niego ludzie, kiedy się do niego zgłaszali, więc stawał na wysokości zadania i realizował swoje zapewnienia, dając im z reguły dokładnie to, na co liczyli, a czasami nawet wiele więcej niż mogli się spodziewać. Wykonywał konkretną robotę, bardzo często brodząc po łokcie w gęstym syfie, i do takiego działania potrzebował konkretnych informacji. Rozumiał tragedie ludzi i ofiar różnego rodzaju oprawców, albo tych oskarżonych niewinnie, których sądownictwo doszczętnie zawiodło, rozumiał ich cierpienie i gniew, ale sprawiedliwość lubi zwycięzców i choć słabszych też próbuje czasem pocieszyć, nie da się osiągnąć jej płaczem. W sądzie nikt nie będzie patrzył na to, czy ktoś cierpi, tam będą liczyły się konkretne argumenty i to one będą ważyły się na szali – nie ludzkie łzy. Wymiar sprawiedliwości to nie bajkowa kraina, tylko zderzenie ze ścianą, zwykle bardzo dotkliwe. Co mu więc po tym, że będzie empatyczny? Co mu po tym, że pogłaszcze klienta po głowie i obdarzy czułością, skoro nie dostanie informacji, która przeforsuje jego argumentację? Nie był człowiekiem od pocieszania ludzi, nie miał czasu obchodzić się z nimi jak z jajkiem. Był konkretny, chciał konkretów i w sposób konkretny działał. Jeżeli miał tym ludziom pomóc w jakikolwiek sposób, to będąc właśnie okrutnym, pewnym siebie i bezwzględnym prawnikiem, dokładnie tak, jak zarzuty, które zamierzali wysunąć drugiej stronie, bo jeżeli nie będą w stanie ich przepchnąć, to one odbiją się na nich ze zdwojoną siłą. Zayden nie walczy w ciemno, bardzo często analizuje sprawy długimi godzinami i przewiduje potencjalne ruchy przeciwnika, trochę jak w szachach, mierząc je z tymi, które sam posiada. Im więcej ich posiada, tym lepiej, dlatego oczekiwał konkretnych odpowiedzi, a nie emocjonalnej otoczki.
    Przeniósł wzrok na dłoń Riley, gdy dostrzegł, że zbliżyła ją do jego rękawa i popatrzył na nią dłużej, równocześnie słuchając toczącej się wymiany zdań. Miała zadbane dłonie, równo opiłowane paznokcie w stonowanym, nienachalnym kolorze, pasującym do jej dzisiejszej granatowej sukienki. Nie posiadała żadnej obrączki, ani pierścionka zaręczynowego, co zdążył dostrzec już wcześniej, i nosiła zegarek – tradycyjny a nie inteligentny, czyli dokładnie tak jak lubił. Granatowy kolor podkreślał jej jasną karnację i zielony kolor oczu. Zdecydowanie jej pasował, choć może nie zdawała sobie z tego sprawy.
    Nie poruszył swoją ręką, zostawiając ją dokładnie w takim samym położeniu i wrócił spojrzeniem do małżeństwa siedzącego po drugiej stronie stołu. W milczeniu kiwnął twierdząco głową na wyjaśnienia Riley, zgadzając się z jej słowami. Nie był przyzwyczajony do tak łagodnego tembru głosu, więc było to coś nowego. Coś co zasiewało spokój w otoczeniu. Nie dywagował nad tym, czy to dobre, czy złe, po prostu zauważył różnicę, nieznaczącą dla kogoś obcego, ale mocno znaczącą dla niego samego.
    Godzinna rozmowa przebiegła pomyślnie, ale Zayden od razu zaznaczył, że przy następnym spotkaniu chce rozmawiać również z ich córką, więc pracą domową rodziców było przekonanie młodej dziewczyny do współpracy. Po wszystkim podziękował krótko, opuścił salę konferencyjną i wrócił do swojego gabinetu, po drodze prosząc recepcję o sprzątniecie stołu z kubków i szklanek po gościach. Nie odpowiedział też na czyjeś powitanie, a skwitował je tylko skromnym uśmiechem, ledwie rysującym się na ustach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy usiadł przy biurku, pobieżnie przejrzał korespondencję, z której część wrzucił prosto do niszczarki, a kiedy dostrzegł Riley stojącą za szybą, podniósł głowę i wbił w nią bliżej nieodgadnione, ale wciąż tak samo intensywne spojrzenie. A nagle wstał z fotela, wsunął dłonie do kieszeni spodni i wolnym krokiem podszedł do szyby, stając naprzeciwko Riley z niewzruszonym wyrazem twarzy. Patrzył jej prosto w oczy i trochę żałował, że przez dzielącą ich szybę nie był w stanie słyszeć jak szybko bije jej serce. Ale co jej przyszło nagle do głowy, by tak mu się przyglądać? Chwilowo zsunął wzrok na jej usta, odrobinę teraz rozchylone. Temu malinowemu odcieniowi wystarczył do podkreślenia tylko błyszczyk.
      Wrócił spojrzeniem do jej oczu i podniósł brew pytająco. Jeśli chciała go o coś zapytać, albo coś mu powiedzieć, to wystarczyło otworzyć drzwi, znajdujące się obok, i to zrobić. Chętnie się dowie, czy coś konkretnego chodzi jej teraz po głowie.

      Zayden Miles

      Usuń
  13. Do tej pory radził sobie bez towarzyszki, która na spotkaniach nadrabiałaby braki jego empatii, więc z pewnością radziłby sobie bez niej dalej. Asysta kogoś takiego nie była koniecznością, bez której nie mógł się obejść, ale nie miał nic przeciwko ocieplaniu swojego wizerunku w taki sposób. To dobrze, jeżeli był ktoś, kto potrafił w odpowiednim momencie pociągnąć temat spotkania, ale w przypadku Zaydena to wszystko też miało swoje granice, bo na poczet pieszczotliwości na pewno nie zmieni żadnych zasad, związanych z trybem swojej pracy i na pewno nie zgodzi się na świadczenie tutaj usług psychologicznych. Jeżeli ktoś chciał się wypłakać, to powinien znaleźć sobie deklarowane do tego miejsce. W tej kancelarii nikt nie miał czasu czekać na to, czy klient weźmie się w końcu w garść, czy jednak nie weźmie, bo na jego miejsce będzie kilku następnych, którzy dla odmiany wiedzą, czego oczekują. Oni nie są tutaj od rozwiązywania rodzinnych dylematów, czy problemów natury uczuciowej. Oni są po to, by walczyć o czyjeś być albo nie być i to dla takich perypetii poświęcają całych siebie.
    Ale to dobrze, że Riley potrafiła toczyć spokojne rozmowy i przebijać się przez ludzi będących w emocjonalnym potrzasku. Nie miał nic przeciwko temu, by wykorzystywała swoją serdeczną naturę do wyciągania odpowiednich informacji, ale z zasady nie poświęci nikomu więcej czasu, niż jest to konieczne, tylko dlatego, że ktoś nie potrafi oddzielić emocji od racjonalnych działań. Jeżeli ta rodzina, z którą przed momentem rozmawiali, potrzebowała pomocy, to Zayden był gotów im jej udzielić – dlatego też zgodził się na spotkanie – ale najpierw to oni sami muszą zrobić porządek w swoich sprawach rodzinnych i jednoznacznie określić, czy zgodnie idą na tę wojnę, którą zamierzali rozpętać potężnym pozwem, czy jednak nie idą. Bo nawet jeśli zarzuty można wycofać w każdej chwili, zemsta człowieka, przeciwko któremu wystąpią, może okazać się nieodwracalna i bolesna w skutkach.
    — Zobaczymy — skwitował jej słowa, a po chwili odwrócił się na pięcie i powrócił do swojego biurka. Jeżeli chodzi o rodzinę, to dał im szansę, więc teraz to już kwestia tego czy postanowią z niej skorzystać, a jeżeli chodzi o udział Riley w tej sprawie, to był więcej jak pewien, że zostanie do niej przydzielona. Zamierzał wziąć udział jeszcze w tym jednym spotkaniu z udziałem ich córki, żeby zorientować się w sytuacji i upewnić, że dziewczyna po kilku dniach nie wywinie im kota ogonem, a potem całą resztę, to znaczy zbieranie dowodów i rozmowy ze świadkami, zostawi do realizacji w dłoniach Riley. A jak już zbiorą komplet, wtedy złoży sprawę na policji i odpowiednio się do wszystkiego przygotuje.
    Z każdym kolejnym dniem coraz bardziej przyzwyczajał się do obecności Riley, urzędującej po drugiej stronie szyby, i już nawet jej głośniejsze pożegnania czy powitania nie wybijały go z pantałyku tak, jak na samym początku. Oczywiście, nadal nie nawiązywał z nią kontaktu, jeżeli nie musiał i doceniał to, że ona też starała się ograniczać do niego tylko wtedy, gdy czegoś potrzebowała. Nauczyli się funkcjonować we dwoje i nawet Edward pewnego razu zwrócił na to uwagę, gdy przyszedł do gabinetu Zaydena i zobaczył Riley swobodnie pracującą pod jego okiem. Cieszył go fakt, że dał kobiecie szansę, bo od początku uważał, że na nią zasługiwała, ale jeszcze bardziej zadowalało go to, że oboje znaleźli wspólny język na tyle, by realizować współpracę i wyciągać z niej korzyści. Riley wzięła sobie do serca wszystkie zasady, o których Zayden wspomniał jej podczas pierwszej rozmowy, bo nie zakłócała ciszy żadnymi pikantnymi ploteczkami, nie licząc nucenia popularnych kawałków od czasu do czasu, na co tylko raz Zayden postanowił zamknąć drzwi, gdy te były akurat otwarte.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co prawda, zauważył, że Robert zaczął odwiedzać ją coraz częściej i że rozsiadał się na krzesełku obok biurka, kiedy ona przeglądała papiery, a potem zagadywał ją niezobowiązująco. Może nie był ekspertem od ludzkich zachowań, ale trochę ich w życiu przerobił i musiałby być naprawdę ślepy, żeby nie zauważyć, że Riley po prostu spodobała się Robertowi. Ale to nie oznaczało, że miał prawo swoją obecnością dysharmonizować jej pracę w godzinach, w których powinna skupiać się wyłącznie na obowiązkach.
      — Nie masz nic do roboty, Walton? — zapytał go, gdy pewnego razu wszedł do pomieszczenia Riley bez pukania, a Robert siedział na stołku i coś jej opowiadał. — To najwidoczniej nie jesteś tu nikomu do niczego potrzebny — zauważył, gromiąc go gniewnym spojrzeniem. — Wysłałbym cię do pomocy do personelu sprzątającego, ale jestem przekonany, że to też spierdolisz. Idź do ojca, niech da ci jakieś bezstratne dla fimry zajęcie. — Wymownie kiwnął głową w kierunku drzwi, a kiedy Robert wstał, bąkając coś pod nosem, Zayden posłał jeszcze Riley krótkie spojrzenie i wrócił do siebie. Zdawał sobie sprawę, że był dla niego wredny, ale ten facet działał mu po prostu na nerwy. A i tak starał się hamować ze względu na Edwarda.
      Kolejne spotkanie z rodziną również odbywało się w sali konferencyjnej. Tym razem na miejscu była obecna Caroline z rodzicami, aczkolwiek dziewczyna nie odzywała się wcale, jeśli nie padło w jej kierunku żadne pytanie, natomiast na te, które padły, odpowiadała naprawdę zdawkowo. Ewidentnie została zmuszona do tego, żeby pojawić się w kancelarii, ale właśnie czegoś takiego Zayden spodziewał się po ostatniej rozmowie, więc wcale go to nie zaskoczyło. Dziewczyna była zestresowana i rozumiał to. Została skrzywdzona, ale przekładała strach ponad krzywdę, bo strach bolał mniej. Przynajmniej na razie.
      — Jeżeli jesteście państwo pewni, zaczniemy od zgłoszenia sprawy na policję. Mężczyzna zostanie zatrzymany w areszcie do czasu wyjaśnienia sprawy. Policja zorganizuje nagrania z monitoringu i nakaz niezbędny do przeszukania osobistego mienia — wyjaśnił, siedząc wygodnie na krześle ze spojrzeniem utkwionym w Caroline, która toczyła w sobie jakąś wewnętrzną batalię.
      — Dobrze, panie Miles. — Matka dziewczyny pokiwała pośpiesznie głową, gotowa zgodzić się na wszystko, byleby ukrócić sobie tego spaceru przez piekło.
      — Caroline? — Zayden zwrócił się do dziewczyny, którą cały czas obserwował, ale ona nawet nie podniosła spojrzenia. Siedziała spięta i skubała skórki przy paznokciach, aż matka potrząsnęła ją za ramię i wytrąciła tym z równowagi. Dziewczyna raptownie zerwała się z krzesła, robiąc trochę hałasu, gdy mebel przesunął się po gładkim gresie podłogowym.
      — Mamo, chodźmy do domu, błagam! Ja nie chcę żadnej policji, żadnej sprawy, rozumiesz? Dlaczego tak się uparliście, mówiłam już wam, że to nie jest potrzebne! — wyrzuciła z siebie podniesionym tonem.
      — Caroline, rozmawiałyśmy przecież! — Kobieta spojrzała na nią, rozkładając bezradnie ręce. — Powiedziałaś, że boisz się tego mężczyzny! Dlaczego nagle zmieniłaś zdanie?
      — Nie chcę żadnej sprawy, ani żadnej rozmowy z adwokatami i z policją, on nic mi nie zrobił, wracam do domu — powtórzyła, splatając ramiona. Matka dziewczyny nie wytrzymała napięcia i zaczęła płakać z bezsilności, a Zayden bez mrugnięcia wskazał ręką drzwi.
      — Proszę bardzo, tam są drzwi — powiedział do Caroline, ale dziewczyna drgnęła zaskoczona, bo chyba nie spodziewała się tego, że zostanie ot tak wyrzucona. — Proponuję żebyś przeszła się schodami. Może dwadzieścia jeden pięter wystarczy ci do tego, żebyś zastanowiła się, czy zostałaś skrzywdzona, czy jednak tylko ci się pomyliło — powiedział, dalej wskazując ręką drzwi.
      — Nic mi się nie pomyliło! — Od razu warknęła w odpowiedzi, a wtedy Zayden opuścił rękę i wziął głębszy wdech. Oczywiście, że jej się nie pomyliło, doskonale o tym wiedział, ale teraz, skoro się do tego przyznała, to byli już krok do przodu. Wydarzyło się coś wbrew jej woli i to była podstawa do założenia odpowiedniej sprawy.

      Zayden Miles

      Usuń
  14. [A dziękuję pięknie za powitanie! Kompletnie mnie rozwalił ten idealny plan zbrodni na Timie, rzućmy go pod tramwaj, niech jedzie aż do zajezdni! Planuję, by w przyszłości Yuri w końcu zaznała życiowego spokoju, bo póki co tylko turbulencje… Naiwna dziewucha podejmuje tylko złe decyzje! Zdjęcie Riley pamietam z Plotkary, tym bardziej, bo ogromnie mi się ono spodobało, taka prześliczna, delikatna dziewczyna i pasuje do postaci. Chęci na wątek mam, ale głowie się, jak połączyć nasze panie. Yuri w mieście jest kompletnie nowa, więc musiałybyśmy znajomość zacząć od podstaw, ale to też jakiś punkt zaczepienia, bo pewnie samotność jej doskwiera. Myślę, że może odetchnąć, gdy Tim wyjeżdża z miasta w interesach, i wtedy nasze panie mogłyby się spotkać… może w SPA, które wyczytałam w karcie? Długi weekend odpoczynku, idealne miejsce, gdzie można z kimś porozmawiać, a myślę, że jeśli Yuri odnazłaby kogoś skorego do rozmowy, raczej nie pozwoliłaby mu aż tak łatwo odejść :D]

    OdpowiedzUsuń
  15. [O, super, bo ja chyba dopiero wieczorem będę miała czas, by na spokojnie siąść do komputera. Żadnych specjalnych życzeń nie mam, także czekam cierpliwie 🖤]

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie licząc bezpośrednich, chłodnych uwag, które na ogół rzucał bez przejęcia, nie zdarzało mu się wybuchać niekontrolowaną złością, która niszczyłaby wszystko, co niefortunnie znalazło się na drodze. W jego usposobieniu chodziło właśnie o to, że on nie był ani agresywny ani nerwowy, ani nawet zbyt awanturniczy, ale był za to niewyobrażalnie cyniczny i pełen pogardy, co czasami było gorsze, niż gniew w jakimkolwiek wydaniu. Bo z gniewem można było sobie poradzić, można było go zignorować i łatwo o nim zapomnieć, natomiast uderzenia trafiające w najczulsze punkty ludzkiej świadomości, w które Zayden zawsze celował, mogły jeszcze przez długi czas odbijać się echem w ludzkiej głowie, czy nawet kłaść się cieniem na szarej codzienności. On nie potrzebował brudzić sobie rąk fizycznymi ciosami, ponieważ potrafił operować słowem w taki sposób, by wbić człowieka w podłogę, nie ruszając przy tym choćby małym palcem. I wiedział o tym każdy, kto chociaż raz mu podpadł, co oczywiście nie oznacza, że nie trafił nigdy na kogoś równego sobie. Ojca miał dla przykładu dwa razy gorszego, niż on sam, a musiał mierzyć się z nim przez całe dotychczasowe życie. To prawdopodobnie dlatego był teraz odporny na piekło, które sam potrafił zgotować komuś innemu.
    Nie czuł się zmęczony tym dłużącym się spotkaniem, co po prostu znudzony. I chyba pierwszy raz w pełni odczuwał wdzięczność za obecność asysty na spotkaniach, bo Riley miała przynajmniej werwę do tego, by wymuszać na Caroline zeznania i to ona ostatecznie w całości przejęła rolę przebijania się przez jej młodzieńczy bunt. On pozostał tylko przy rozwiewaniu wszelkich wątpliwości ze strony prawnej, jeżeli jej rodzina dopytywała akurat o procedury, czy o to, co w zasadzie może grozić facetowi, który ją wykorzystał. Oczywiście, cel był taki, żeby trafił za kratki, ale że przeciwnik nie był jakimś szarym Kowalskim spod Wallmartu, tylko człowiekiem biznesu, dobrze będzie, jeśli dostanie wyrok, zakaz zbliżania się i zapłaci sowite odszkodowanie. Niewykluczone jednak, że podczas sprawy wyjdą jeszcze inne kwiatki, które go pogrążą, więc odsiadki Zayden wcale nie wykluczał, ale równocześnie na tym etapie sprawy jej też nie gwarantował.
    Wydawałoby się nawet, że państwo opuszczali ich kancelarię trochę bardziej spokojni, niż poprzednio, ale była to zasługa Riley, która po prostu dbała o ich komfort psychiczny. Gdy wyszli, został jeszcze chwilę w konferencyjnej, żeby odebrać telefon od człowieka z organizacji Innocence Project, z którą współpracował, a kiedy skończył rozmawiać, odczytał wiadomość i wsunął telefon do wewnętrznej kieszeni marynarki. Chciał powiedzieć Riley, że od teraz będzie zajmowała się sprawą Caroline bezpośrednio, co oznaczało również to, że w razie potrzeby będzie spotykała się z nimi osobiście, bez niego, ale zdążyła już wyjść, a kiedy wyszła, w głównym holu natychmiast rozległ się huk uderzającego o podłogę kartonu, a także sylwetki, która bliskiego spotkania z podłogą również nie uniknęła.
    Zayden nie był jedynym, który wyszedł na hol, żeby zorientować się, co to za hałas. Recepcjonistki wychylały się z zza biurka zszokowane, a Edward, który wypadł ze swojego gabinetu, był już przy kurierze i podawał mu rękę, żeby mógł wstać, a przy okazji sprawdzić, czy poza obiciem sobie tyłka, niczego dodatkowo nie złamał. Trochę kulał na lewą nogę, ale zapewniał, że wszystko jest dobrze, i żeby w ogóle nie zawracać sobie nim głowy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeprosił też Riley, wyraźnie zestresowany tym zajściem i swoją nieuwagą. Że też mu się trafiło odwalić taką manianę akurat w kancelarii dwóch diabłów. Ewidentnie chciał się upewnić, że z Riley wszystko dobrze, czym prędzej stąd czmychnąć i zostać zapomnianym.
      — Wszystko w porządku, pani Gray? — Zayden zlustrował ją bacznym spojrzeniem, gdy podszedł bliżej i na tyle blisko, że mogła bez trudu poczuć jak pachnie kardamonowo-waniliowy Clive Christian No.1, którego używał. Oczywiście, nie dało się nie zauważyć plamy po kawie, która wylądowała na dekolcie jej białej sukienki, ale to był przecież najmniejszy problem, gdy mogła oberwać ciężkim kartonem i odnieść jakieś poważniejsze obrażenia. Ma kurier szczęście, że nie uszkodził mu asystentki, bo nie byłby w tej chwili dla niego tak wyrozumiały i gówno by go obchodziło, że wypadki się zdarzają.

      Zayden Miles

      Usuń
  17. Z racji tego, że był facetem, to oczywiście doceniał widok szpilek, które seksownie podkreślają kobiecą nogę, ale teraz, kiedy tak patrzył na stopę Riley, dochodził do wniosku, że to naprawdę niebezpieczne chodzić na co dzień w tak wysokich obcasach. Akurat w kancelarii mieli piękne, równe podłogi, ale wystarczyło wyjść na zewnątrz, by wsadzić tę szpilę pomiędzy kostkę brukową i przez przypadek i czystą nieuwagę, narazić się na dotkliwy uszczerbek na zdrowiu. Na pewno kobiety wiedziały, jak stawiać stopy, żeby w te szpary pomiędzy brukiem nie nadepnąć, ale to i tak wydawało się ryzykowne, zwłaszcza dla faceta, który poza zmysłowym widokiem dostrzega również niebezpieczeństwo wynikające z otoczenia. Zastanowił się nad tym wszystkim, przez kilka sekund wpatrując się w jej nogi, aż w końcu podniósł spojrzenie, przypominając sobie o tej plamie kawy, która burzyła ład i skład jej kreacji. Tak, to był większy problem, niż zastanawianie się nad tym, czy dobrze wyglądające obcasy są na pewno bezpieczne. Zarejestrował, że nie miała nic na przebranie, ale on też nie miał szafy pełnej kobiecych wdzianek – ba! Nie miał tu ani jednego kobiecego wdzianka, więc nie był w stanie poratować jej dosłownie niczym, co mogłaby założyć i swobodnie się w tym komuś pokazać. Najsensowniej byłoby wysłać ją do domu, ale musiała tam jakoś dotrzeć. Z plamą oczywiście mogła, ale byłoby dobrze, gdyby zdążyła chociaż wyschnąć, a tego też nie byli w stanie zrobić w minutę, bo w kancelarii nie było ani suszarki, ani farelki, w zasadzie nie było tu niczego na takie wypadki, bo one albo się nie zdarzały, skoro nikt o nich nie mówił, albo każdy miał tutaj coś zapobiegawczo na przebranie i z tej formy pomocy korzystał, gdy coś podobnego jednak się działo.
    Zayden spojrzał na kuriera, którzy ułożył przesyłki pod ścianą i przeprosił raz jeszcze z pokorą, a potem szybko oddalił się do drzwi i za nimi zniknął. Edward zacmokał pod nosem bezradnie, bo choć plama na sukience to nie koniec świata, sam nie wiedział, jak mógłby temu zaradzić. Teoretycznie wysłałby Roberta, żeby przywiózł jej jakiś ciuch, ale przecież obcy facet nie będzie łaził po jej mieszkaniu, więc nawet tego nie zaproponował. Najlepszym rozwiązaniem było teraz tylko to, żeby Riley pozwoliła sukience wyschnąć, a później któryś odwiezie ją do mieszkania i sprawa załatwiona.
    — W takim razie pójdę na spotkanie sam — oznajmił, w ogóle nie zawracając sobie głowy istotą spotkania, bo zawsze chodził na nie sam i było to dla niego normalne i oczywiste. Zresztą, to był tylko klient, a spotkanie zawsze można przełożyć, szczególnie, że nie jest to żadna nagląca sprawa, która nie cierpiałaby zwłoki.
    — Może pani pójść na chwilę do mojego gabinetu — powiedział, kiedy wszyscy się rozeszli do swoich obowiązków, i wskazał dłonią kierunek do siebie. Zabrał jeszcze tylko przesyłkę zaadresowaną na własne nazwisko i ruszył do gabinetu zaraz za Riley, myśląc nad jakimś sensownym rozwiązaniem, choćby i takim chwilowym. Gdy weszli do środka, zamknął drzwi za swoimi plecami, położył list na biurku i podszedł do szafy, w której schowane były przede wszystkim papierzyska różnej maści, ale miał tam powieszoną również koszulę, tak na zapas, gdyby kiedyś wydarzyło się coś niekontrolowanego z jego ciuchem.
    Zdjął ją z wieszaka, obejrzał krótko z kilku stron i podał Riley.
    — To jedyne sensowne rozwiązanie na ten moment — stwierdził. Chyba pierwszy raz w historii swojej kariery pożyczał komuś koszulę, ale, cóż – siła wyższa.

    Zayden Miles

    OdpowiedzUsuń
  18. Yuri obudziła się we wspaniałym humorze, bo gdy otworzyła oczy i z przyzwyczajenie przesunęła dłonią po pościeli, nie trafiła na nic — a to przypomniało jej, że przez następne kilka dni nikt nie będzie jej towarzyszyć… No, może poza wszystkimi tymi ludźmi, którzy kręcili się po domu, by spełniać każdą jej najgłupszą zachciankę. A od jakiegoś czasu głowiła się i trudziła, by stawiać im coraz wyższą poprzeczkę, które, co przyjmowała z nieukrywanym zawodem, wydawały się nie sprawiać im żadnego problemu. Więc kiedy zajadała się śniadaniem — bouyiourdi z chrupiącym chlebem — na tarasie, popijając mimozę, doszła do wniosku, że to smutne, iż ostatnio jej ulubioną rozrywką stały się jakieś wyimaginowane zawody z sztabem pomocy domowej.
    Próbowała już z nimi rozmawiać, ale oni ewidentnie nie chcieli rozmawiać z nią. Nie wiedziała dlaczego. Może obawiali się Tima — jak chyba wszyscy, którzy poznali jego prawdziwą naturę — albo po prostu za nią nie przepadali. Raz tylko wprosiła się z kolacją do części domu, w której pomieszkiwali, ale szybko i bardzo grzecznie, choć stanowczo, ją stamtąd wyprosili. Przecież nie wypadało.
    Przechadzała się po sypialni z kieliszkiem w jednej ręce, z telefonem w drugiej, starając się wyszukać w okolicy jakiegokolwiek miejsca, w których mogłaby zabić czas. Długa, biała, półprzezroczysta podomka obszyta koronką ciągnęła się za nią, gdy stukała obcasami po drewnianym parkiecie pokoju, bezmyślnie robiąc kółka.
    Godzinę później parkowała samochód pod wejściem do luksusowej kliniki SPA. Nie musiała nawet płacić, wystarczyło, że powiedziała, że jest umówiona na nazwisko Weisberger, a przemiłe panie zaprosiły ją do środka na jedno z siedzeń prywatnej poczekalni. Widziała, jak bardzo starały się ją zadowolić. Pytały trzy razy, czy naprawdę nie będzie miała nic przeciwko, jeśli zaproszą ją do gabinetu, w którym już ktoś przebywa, by nałożyć jej maseczkę. I choć próbowała ze wszystkich sił być dla nich uprzejma i nie wydawać się upierdliwym, bogatym potworem, za którą ją miały, nie przestawały pytać. Musiała sama otworzyć drzwi, by je przekonać, że to nic wielkiego.
    — Cześć — mruknęła niepewnie do blondynki siedzącej obok, gdy już sama usadowiła się wygodnie na fotelu. Badała jej wyraz twarzy przez chwilę, zanim zdecydowała się ponownie odezwać: — Jestem Yuri. — Nieznajoma wydawała się… bardzo sympatyczna, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Nie żeby to miało jakieś znaczenie, bo przecież udało jej się poznać już wiele żmij w ciele piękności, ale życie ją niczego zdawało się nie uczyć. — Nie ma to jak ucieczka od szarej rzeczywistości i odrobina relaksu, co? — paplała głupio, starając się podtrzymać rozmowę.

    OdpowiedzUsuń
  19. Nigdy nie był człowiekiem powściągliwym w jakiejkolwiek dziedzinie życia, zwłaszcza w kontaktach z płcią przeciwna, ale te sprawy zawodowe zawsze miały dla niego odrobinę inne znaczenie i starał się za wszelką cenę nie zacieśniać kontaktów z podwładnymi bardziej, niż to konieczne. Rzadko zgadzał się nawet na wspólne wyjście na lunch, głównie ze względu na to, że miał trochę rozpoznawalną twarz, a w ostatnim czasie dziennikarze szukali go po mieście tylko po to, żeby odpowiedział im na jakieś durne komentarze i pytania, bo wszyscy byli ciekawi, co było powodem tego rozłamu w ich rodzinnej kancelarii i jak to możliwe, że Walton zgodził się z nim współpracować, skoro toczył wieloletnią batalię z jego ojcem. Wątpliwe, że kiedykolwiek poznają ten prawdziwy powód, ale przez to potrafili łazić i psuć krew nie tylko jemu, ale i Edwardowi, który był dość przeczulony na punkcie swojej prywatności i wściekał się, gdy ktoś przykładał mu dyktafon pod nos, a później zasypywał gradem pytań lub słów wyjętych z kontekstu. Zayden pozbywał się więc wszelkiego ryzyka i nie rozwijał znajomości służbowych w żaden szczególny sposób, i nieważne, że tym razem trafiła się kobieta, za którą nie dało się nie przesunąć dyskretnym wzrokiem. Tak, to wymagało dużych pokładów wewnętrznej dyscypliny, ale praca to praca, a zasady to zasady. Za patrzenie nic mu nie grozi. Tylko, że teraz Riley prosiła go o pomoc z zamkiem, a to oznaczało, że będzie musiał ją dotykać i wcale nie byłby z tego powodu zły, gdyby nie ten istotny fakt, że jest jej szefem, i że miał całą listę zasad związanych właśnie z tym faktem.
    — Chce pani, żebym panią rozebrał? Doprawdy? — Zapytał, patrząc na Riley z rozbawionym wyrazem twarzy, bo oczywiście nie prosiła go o to, żeby ją rozebrał, tylko żeby pomógł jej z rozpięciem zamka, ale rozpinanie zamka to jakaś składowa rozbierania, więc nie mógł przepuścić okazji do złapania Riley za słówko. Nie umknęło mu również to, jak ucieszyła się z podarowanego skrawka odzieży. Boże, czy on kiedykolwiek miał w sobie choć krztę takich zasobów entuzjazmu, jak ona? Czy potrafił kiedykolwiek cieszyć się z takich drobnostek? Zdecydowanie nigdy. I nawet nie znał zbyt wielu ludzi, którzy potrafili robić to w ten sposób.
    Zerknął na ten zamek, kiedy Riley zrezygnowana odwróciła się i zawróciła do drzwi, a potem westchnął ciężko i bez słowa skierował się najpierw do wyjścia z gabinetu, a później w stronę łazienek. Jak mogła się domyślić, była to jego niema zgoda na ten akt. Ale to jeden, jedyny wyjątek, kiedy zgodził się na coś takiego i miał nadzieję, że Riley będzie miała to na uwadze, i że zniesie tutaj jakiś zapasowy ciuch, gdyby do kancelarii znów wpadł jakiś zakręcony kurier i przypadkiem potrącił ją na korytarzu.
    Kiedy dotarli, otworzył drzwi do damskiej toalety i wpuścił Riley przodem, po czym zamknął je za nimi z lekkim trzaskiem. Łazienka nie była zbyt duża, ale taki metraż wystarczał, żeby załatwić swoje potrzeby. W środku znajdowała się toaleta, zlew, prysznic i wysokie lustro na ścianie do przeglądania się w nim, gdyby ktoś miał również potrzebę dbania przesadnie o swoją prezencję. Oczywiście były też ręczniki papierowe, mydło i inne przybory niezbędne do podstawowej higieny.
    Zatrzymał się tuż za plecami Riley, gdy zdjęła żakiet, i spojrzał na jej odbicie w lustrze. Podnosząc dłonie do jej karku, lekko przechylił głowę w bok, po czym musnął palcami skórę przy krawędzi sukienki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musiał złapać materiał tak, żeby ten drobny suwaczek w ogóle zechciał współpracować. A to nie były proste w obsłudze zamki – znał je, wiedział, że lubiły wcinać materiał w najmniej oczekiwanym momencie, dlatego musiał zrobić to starannie, żeby niczego nie uszkodzić. Bez słowa zaczął ciągnąć suwak w dół, obserwując swój ostrożny ruch i to, jak materiał sukienki luzuje się na jej sylwetce. Gdy dotarł do końca suwaka, który znajdował się na wysokości jej bioder, podniósł wzrok na jej odbicie w lustrze. Czy to aby na pewno dobrze, że założył sobie te służbowe zasady? Po co ci to, Zayden, no powiedz: po co?
      Zamek został rozpięty, ale on dalej stał tak blisko, jak do tej pory i wpatrywał się intensywnie w jej lustrzane odbicie. Przyglądał się zielonym oczom i delikatnie zarysowanej linii ust. Zerknął tez na wisiorek, który zdobił jej szyje, ale tylko chwilowo, tak w ramach nieśpiesznej wycieczki po tym, co oferowała jej aparycja.

      Zayden Miles

      Usuń
  20. Wycelował spojrzenie w jej oczy, kiedy się odwróciła i sprawiła, że ich twarze dzieliło od siebie tylko kilkanaście centymetrów dziwnie napiętej odległości. Pierwszy problem polegał na tym, że uwielbiał utrzymywać kontakt wzrokowy z rozmówcą, a i była to jego codzienność w pracy oraz w życiu prywatnym, więc nic nie stało na przeszkodzie, by wpatrywał się w nią teraz niewzruszenie i mierzył spojrzeniem bez końca. Tym bardziej, że rzadko spotykał oczy w kolorze wiosennej zieleni, więc była to miła odmiana, móc popatrzeć na coś wyjątkowego. Coś, co nie ucieka zbyt szybko, jakby w obawie, że spojrzy zbyt głęboko i dostrzeże w nich sekrety, których nigdy dojrzeć nie powinien. Ciekawe, ile tajemnic skrywała ta dusza w dwudziestopięcioletnim ciele, ile miała skaz, a ile blizn nieodgadnionych do tej pory przez nikogo. Może zgadłby nawet, że jej serce nie było wcale wolne od rys, ale zgadywanki nigdy go nie satysfakcjonowały, więc po prostu się tego dowie, choć nie teraz, bo od tego wpatrywania się w siebie bez przerwy, w końcu zdrętwiałyby im nogi.
    Intrygowała go jednak, ale ciężko powiedzieć, czy to dobrze w przypadku człowieka takiego jak on, bo drugi problem Zaydena Milesa polegał na tym, że on nie miał oporu z przekraczaniem granic, zarówno psychicznych, fizycznych, jak i moralnych, a ona właśnie znalazła się pod jego ostrzałem, prowokując do wciskania spustu. To dlatego stał przed nią bez cienia wstydu, wyprostowany i bezkompromisowy, a z jego postawy nie uleciała nawet kropla pewności siebie, nawet, gdy ktoś szarpnął kilkukrotnie za klamkę, żeby dostać się do środka. Co on zrobiłby z nią, gdyby nie była jego pracownicą? Dużo niemoralnych rzeczy, zdecydowanie.
    Miał świadomość, że teraz musi się trochę hamować, ale ta świadomość wcale nie przeszkodziła mu przed zbliżeniem się do Riley bardziej, przed oblizaniem dolnej wargi swawolnie i przed położeniem dłoni na zlewie po jej bokach tak, żeby zamknąć ją w swojej prywatnej klatce. Był już tak blisko, że ich nosy prawie o siebie wadziły, a plecom Riley brakowało wolnej przestrzeni przez ceramikę, o którą się opierały. Nie wyglądał na kogoś, kto żartuje, kto miałby zaraz uśmiechnąć się uroczo i przestać. Wyglądał poważnie, jak ktoś, kto w każdej chwili może wziąć sobie to, co chce, i tak samo poważnie wtargnął w jej przestrzeń osobistą. Na dodatek dobrze o tym wiedział, tylko że gówno go to obchodziło.
    — Będą pani do czegoś jeszcze potrzebne? — Zapytał z nonszalanckim uśmiechem, tuż przy jej policzku. Nie rezygnował z przyglądania się jej twarzy, z obserwowania oczu, ani nasłuchiwania oddechu, który chyba stracił miarowy rytm. Bo trzeci problem Zaydena Milesa polegał na tym, że nigdy nie zrobiłby niczego wbrew woli kobiety, ale potrafił przegiąć, byleby udowodnić tej drugiej stronie, że znajduje na przegranej pozycji i to niezależnie od starcia. Był więc blisko, może nawet za blisko, ale nie na tyle blisko, by mogła cokolwiek mu zarzucić. Ale pachniała doskonale i była piękna, z bliska jeszcze bardziej, teraz nie miał co do tego żadnych wątpliwości. Musiał zatem uważać, bo prawdopodobnie nie potrzebowałby wiele więcej, oprócz jej zgody, by skreślić listę wszystkich swoich zasad.
    Zabrał jedną rękę ze zlewu i wsunął ją do kieszeni swych spodni, dając jej tym samym szansę na wydostanie się z tej pozornej klatki. Ona cały czas miała na sobie zachlapaną sukienkę, a ktoś cały czas próbował dostać się do środka. Jeżeli jego dłonie nie były już jej potrzebne, zabierze je i wyjdzie, ale musiał usłyszeć odpowiedź. Tak niewiele wystarczyło, by pozbyć się jego ciężaru i odzyskać dostęp do powietrza. Tylko jedno, krótkie słowo. Nie.

    Zayden Miles

    OdpowiedzUsuń
  21. Potraktowałby ją jako całkiem przyjemne wyzwanie, aczkolwiek była pracownicą jego kancelarii, więc automatycznie nie mogła, albo przynajmniej nigdy nie powinna, znaleźć się na liście jego prywatnych celów. Zainteresowała go jednak, bo miała w sobie trochę znaczących kontrastów, które w normalnym przypadku mogłyby stać do siebie w opozycji, a tutaj nie kolidowały nawet w małym calu, tylko przeplatały się płynnie między sobą, tworząc tą małą mieszankę wybuchową. Była pewna siebie i zdeterminowana, ale z drugiej strony na tyle rozważna, by zatrzymać tę determinację w odpowiednim momencie. Nie wyglądała na rasową femme fatale, a może nawet unikała przelotnych i szybkich romansów, skoro nie zainteresował jej Robert, który miał do zaoferowania chociaż przystojną aparycję, ale posiadała naturalną zdolność do uwodzenia i demonstrowała ją przed nim właśnie teraz. Ale istotne było to, że mimo wszystko nie przekraczała granic. Nie ważne jak blisko niej się znalazł, jak mocno ją prowokował i dociskał, naginając przestrzeń osobistą właśnie po to, żeby zrobiła coś niemoralnego – ona nie spróbowała go nawet dotknąć. Nawet palcem nie musnęła materiału jego marynarki. I doceniał to, bo albo szanowała zasady wynikające z pracy i z ich zawodowej relacji, albo po prostu nie interesowała jej pierwsza lepsza okazja. A może i jedno i drugie? Na ten moment z pewnością mógł stwierdzić, że miała odpowiednio wyważony charakter, a to, że potrafiła flirtować z gracją, tylko dodawało mu smaczku.
    Gdy odpowiedziała, kącik jego ust drgnął, przywołując na twarz rubaszny wyraz. Czy powinien był spodziewać się innej odpowiedzi? Zdecydowanie nie. To było właśnie takie w stylu Riley: ta niewinna dwuznaczność, grzecznie przemycona między słowami. Możliwe, że po tych kilkunastu dniach współpracy, poznała go na tyle, żeby wiedzieć, że zapamięta te słowa i uczepi się ich przy odpowiedniej okazji. Gdyby odpowiedziała nie, sprawa byłaby prosta, a gra między nimi zostałaby zakończona, tymczasem zostawiła otwartą furtkę, zarządzając jedynie przerwę do kontynuowania jej w późniejszym terminie.
    — Doskonale — odparł bezwstydnie, jakby na to właśnie liczył, i popatrzył na Riley jeszcze kilka sekund, zastanawiając się, jak mogłyby smakować jej usta. A potem odsunął się i ruszył do wyjścia z łazienki, wychodząc z pomieszczenia bez słowa. Zlustrował chłodnym spojrzeniem kobietę, która szarpała za klamkę, a teraz uśmiechnięta patrzyła na niego z zaskoczeniem, i nie zawracając nią sobie głowy, powiedział tylko, że łazienka dalej jest zajęta, po czym odszedł.
    A później, standardowo, siedział spokojnie w swoim gabinecie przy biurku, sprawdzając postępy prac, w tym pismo obronne dla klienta z Krajowego Komitetu Partii Demokratycznej. Nie musiał niczego w nim poprawiać, więc je zaakceptował i przesłał do Riley wiadomość e-mailową odnośnie sprawy Caroline, którą będzie się zajmowała. Skupiony na zadaniach, nie zwracał uwagi na pomieszczenie, w którym urzędowała, więc nawet nie zarejestrował momentu, w którym się tam pojawiła. Tylko kiedy podniósł się z fotela, żeby sięgnąć z półki jeden z kodeksów, zerknął kontrolnie w kierunku szyby, ale zaraz wrócił na miejsce, otworzył tomiszcze na jednej z kilkuset stron i zaczął szukać niezbędnych dla siebie informacji, znów dając się pochłonąć się koncentracji. Raz siedział odchylony na fotelu, wpatrując się gdzieś przed siebie i intensywnie myśląc, a drugim razem, wciąż tak samo odchylony na krześle i zamyślony, skupiał wzrok na kartce papieru, na której szkicował niezobowiązujący art. Niestety nie posiadał ołówka w kolorze wiosennej zieleni, ale nie miało to znaczenia, skoro ten właściwy obraz cały czas utrzymywał się w jego pamięci.

    win win 😈

    OdpowiedzUsuń
  22. Te kilka tygodni wspólnej pracy w zupełności wystarczyło mu do tego, by mieć pewność, że Riley poradzi sobie z przygotowaniem materiału do rozprawy, więc przekazanie jej sprawy Caroline to była zaledwie kwestia napisania wiadomości mailowej. Nie zastanawiał się nad tym prawie wcale, bo miał świadomość, że Riley jest ambitna, skrupulatna i do tego gotowa do poświęceń, więc włoży całe w serce w przygotowanie wszystkiego i dopięcie na ostatni guzik, nawet jeśli na rzecz tej sprawy miałaby zrezygnować z czasu wolnego. Oczywiście, to nie oznaczało, że on pozostanie bierny i przyjdzie na gotowe – kiedy w następnych dniach Riley rozmawiała z rodziną i dowiadywała się czegoś o stronie, on odwiedził kolegę w jednostce policyjnej i poprosił o zorganizowanie nagrań z monitoringu, a także o dostęp do policyjnej bazy człowieka, przeciwko któremu mieli występować. I to wszystko poza światłem prawa, ale kto w tych czasach gra w stu procentach fair? Gdyby tak było, do więzień nigdy nie trafialiby niewinni ludzie, tymczasem takich przypadków jest całe mnóstwo. W tych czasach dobrze jest mieć pieniądze, albo znajomości, szczególnie jeśli ma się w planach zadzieranie z wymiarem prawa.
    Spędził więc trochę czasu poza kancelarią, bo nie wszystko było do załatwienia od ręki, ale kiedy siedział w fotelu w swoim gabinecie, w głównej mierze zajmował się sprawami, w których potrzebował go Edward. I tak sobie momentami myślał, czemu Walton nie ściągnął Riley na miejsce Roberta, skoro przy takim stopniu skomplikowania spraw, ona przydałaby mu się bardziej, niż jego marna kopia, ale doszedł w końcu do wniosku, że może nie był po prostu w stanie przepchnąć syna na jakieś gorsze stanowisko. Trzeba przyznać, że w roli ojca Edward sprawuje się bardzo dobrze, a przede wszystkim lojalnie i skoro obiecał synowi posadę we własnej kancelarii, jeżeli ten będzie uczył się na Stanfordzie, to obietnicy dotrzymał – już trudno, że kosztem samego siebie. Gdyby to jego ojciec był taki lojalny, dziś Zayden byłby naprawdę szczęśliwym człowiekiem i znajdowałby się w zgoła innym miejscu. Ale w życiu nie można mieć wszystkiego. Podobno.
    Przyniósł sobie do gabinetu zapasową koszulę, w ogóle nie przejmując się tym, że poprzednia do niego nie wróciła. Akurat tych od Garavaniego miał zawrotną ilość, poza tym nie przywiązywał większej wagi do tego rodzaju dóbr materialnych, nawet jeśli używaną koszulę Valentino dałoby się opchnąć na eBayu za jakieś pięćset dolarów. Może przypasowała jej do jakiejś stylówki, a może Riley nie miała czasu odebrać jej z pralni. Jeśli miałby obstawiać którąś z opcji to zdecydowanie tą drugą, bo Riley nosiła się bardzo elegancko i kobieco, więc wątpliwe, że chciałaby na co dzień paradować w męskiej koszuli. Zresztą, nie licząc dnia, w którym doszło do wypadku z kurierem, więcej jej w niej nie widział.
    Ostatnio nie zostawał w pracy po godzinach, więc mógł poświęcić czas na aktywności ruchowe, dlatego po wyjściu z kancelarii udał się na obiad, a później prosto na trening, który trwał do późnego wieczora. Kiedy wrócił do mieszkania, wziął dłuższy prysznic, chcąc rozluźnić mięśnie po dość męczącym wycisku, a potem przysiadł w salonie z laptopem, żeby sprawdzić, czy dotarły do niego jakieś nowe informacje od policyjnego kolegi. W pewnym momencie spojrzał w okno i zmarszczył brwi, zaskoczony widokiem światła, rozpalonego na piętrze kancelarii. Z apartamentu miał doskonały widok na budynek Wilshire Grand Center, bo mieszkał praktycznie naprzeciwko, i gdyby tak zaopatrzył się w porządną lornetkę, niewykluczone, że mógłby obserwować stąd pracę większości najemców. Przeszło mu przez myśl, żeby zadzwonić do ochrony i dowiedzieć się, w czym leży problem, ale zrezygnował z tego jeszcze za nim choćby spojrzał na telefon, bo gdyby coś się działo, dawno zostałby już poinformowany, a gdyby ktoś zapomniał wyłączyć światła, oni sami by się tym zajęli i wcale nie musieliby zawracać mu tym głowy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ktoś musiał zatem zostać po godzinach. I generalnie – okej, wszystko w porządku, praca po godzinach jest w ich kancelarii dozwolona, ale, na miłość boską, jest już grubo po północy! Niemożliwe, że znalazł się w tej kancelarii większy pracoholik od tych dwóch diabłów, którzy nią zarządzają.
      Pozbył się przepasanego na biodrach ręcznika na rzecz eleganckich spodni i białej koszulki, założył buty, wziął telefon oraz klucze i wyszedł z apartamentu, a później również z wieżowca. Wystarczyło, że przeszedł przed pasy na Siódmej Ulicy i był na miejscu. Dosłownie dwie minuty zajmowało mu dotarcie z mieszkania do kancelarii, i to bez względu na porę dnia czy korki.
      Zdarzało mu się późno wychodzić z biura, ale nie zdarzało się tak późno do niego przychodzić, więc jego obecność była zaskoczeniem dla osób, które pilnowały budynku w nocy i z czymś takim się nie spotkały. Panowie z ochrony przywitali się niepewnie, ale żaden z nich nie miał odwagi zapytać o powód tak późnej wizyty, i dobrze się składa, bo inaczej on musiałby dać im dobitnie do rozumienia, że to nie ich sprawa. Wszedł do windy, tej w której kiedyś został okrzyknięty dupkiem, a potem wjechał na odpowiednie piętro i od razu wszedł do biura kancelarii. Przywitała go cisza, nawet lampy nie brzęczały od długotrwałej pracy. Przeszedł więc głównym holem w stronę pomieszczeń i rozejrzał się krótko. Najpierw wszedł do gabinetu Edwarda, ale zastał tam tylko nieskazitelny porządek. Ruszył więc dalej, w drodze obrzucając krótkimi spojrzeniami sale konferencyjne i miejsca pracy innych pracowników, a kiedy dotarł do swojego gabinetu, wziął głębszy wdech i zaraz wypuścił to powietrze z westchnięciem. Już od samego wejścia dostrzegł Riley, znajdującą się przy biurku. Ciężko powiedzieć pracującą, bo siedziała i spokojnie oddychała, zupełnie tak jakby od kilku godzin spała tu sobie w najlepsze. Popatrzył na nią, zauważając, że przynajmniej pozbyła się butów i pozwoliła stopom odpocząć, a potem podszedł do biurka, stanął naprzeciwko i lekko pochylony, położył dłonie płasko na blacie. Przebiegł spojrzeniem po notatkach, które dotyczyły sprawy Caroline, po czym podniósł wzrok do jej twarzy, chcąc poobserwować spokój, który teraz się na niej malował.
      — To nie najlepsza pozycja do spania, pani Gray — odezwał się głośniej i na tyle głośno, by ją zbudzić i zaburzyć spokój na jej twarzy. — Nie wypłacimy się za te pani nadgodziny — stwierdził, gdy Riley otworzyła już oczy i zdała sobie sprawę, że ktoś na nią patrzy, i że ktoś do niej mówi. Był to niestety Zayden Miles we własnej osobie.

      Zayden Miles

      Usuń
  23. Nie miał wątpliwości, że skoro zasnęła w tracie pracy, tuż przed samym laptopem i stertą notatek, to znaczy, że jej organizm domagał się odpoczynku, i że wprowadził już pierwszy rodzaj buntu, jakim jest niekontrolowane zasypianie. A to oznacza, że powinna wziąć wolne i przeznaczyć ten czas na regenerację, i że jeśli nie zrobi tego dobrowolnie, obaj z Edwardem będą zmuszeni wydać jej polecenie wykonywania pracy zdalnej. I naprawdę nie będzie ich obchodzić to, czy Riley będzie z tego faktu zadowolona, czy też nie, bo ilość nadgodzin, którą w ostatnich dniach wypracowywała, biła wszystkie rekordy. Ostatecznie wolał, żeby przychodziła do pracy możliwie jak najbardziej wypoczęta, nawet jeśli miałoby dziać się to kosztem ilości wykonanych przez nią obowiązków, niż wycieńczona po zarwanej nocy. Nigdzie im się na ten moment nie śpieszyło – sprawy są w toku, nie gonią ich żadne terminy, a wszelkie procedury idą zgodnie z planem, więc nie ma potrzeby naginać doby i rezygnować z należytego odpoczynku. On sam, gdyby nie trwające obecnie odwiedziny w kancelarii, leżałby już w łóżku, kończył ostatnie strony rozdziału którejś książki i teleportował się do krainy snów, chcąc uzupełnić zapasy energii z przekonaniem, że następny dzień będzie równie intensywny. Starał się nie nadwyrężać, nawet jeśli nie zawsze było to możliwe w zawodzie, który wykonuje, i który wymaga od niego solidnych przygotowań. Ale pilnował się. Odpowiednia ilość snu i odpowiednie posiłki były kluczowe w zachowaniu produktywności i dobrego samopoczucia, a on doskonale o tym wiedział. Dlatego wcale nie był zadowolony z faktu, że Riley utknęła przy biurku i z trudem kontaktowała, zarobiona po pachy od samego rana. Doceniał jej poświęcenie, ale nie pochwalał tego, że parła do przodu kosztem samej siebie, bo kiedyś w przyszłości, jeżeli zdecyduje się na prawniczy zawód, będzie miała jeszcze całe mnóstwo okazji do spieprzenia sobie zdrowia, więc warto było zostawić je na późniejsze trudy bezsprzecznie obkupione stresem.
    Mimo, że miał ten obraz przed sobą, nadal ciężko było mu uwierzyć, że przyszedł do kancelarii o pierwszej w nocy, i że znalazł się ktoś, kto zarywał tutaj noc, ślęcząc nad jakąś sprawą, ale to się naprawdę działo. Był tutaj zarówno ciałem, jak i duchem, a Riley rzeczywiście spała na biurku z pełną swoboda, jakby to dębowe biurko było co najmniej poduszką z jedwabiu, a nie twardym blatem z pełną stertą przyborów, wbijających się w skórę bez cienia przyjemności. Ciekawe, czy przerwał jej jakiś ciekawy sen, czy tylko wyciągnął z otchłani nicości, w każdy razie, zauważył że chyba nie do końca się dobudziła, skoro bezwiednie oparła głowę o jego bark, korzystając z niego, jak z podpórki. Niby opierała się o blat, ale kto wie, czy te ramiona miały w ogóle świadomość, że właśnie przyszło im utrzymać jakieś pięćdziesięciokilogramowe ciało. To zdecydowanie wymagało rozważenia wysłania jej na pracę zdalną, i to najlepiej już od jutra. Nie miał wątpliwości.
    — Prawda? Dziesięć minut temu wyszedłem spod prysznica — odpowiedział znacząco. Przeszło mu przez myśl, żeby jej powiedzieć, że nie przypomina sobie sytuacji, w której zbliżyliby się do siebie na tyle, by zrezygnować z oficjalnych zwrotów, ale doszedł do wniosku, że może Riley sama nie zdawała sobie do końca sprawy z tego, że podjęła próbę przekształcenia granic tej relacji. W sytuacjach biznesowych etykieta nakazuje, by to szef zaproponował zwracanie się po imieniu swoim podwładnym, ale śpiąca Riley miała prawdopodobnie w głębokim poważaniu jakąkolwiek etykietę. Ale trzeba przyznać, że on też często miewał ją w poważaniu, i to nawet jak nie był śpiący.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Złapał Riley za ramiona i odsunął od siebie na tyle, na ile pozwalała mu przeszkoda w postaci biurka. Wystarczyło tylko trochę, żeby podniosła głowę i spojrzała na niego tym zaspanym wzrokiem spod przymkniętych powiek. Faktycznie, wyglądała dość swobodnie z tą wyciągnięta koszulą i rozpiętymi guzikami na dekolcie.
      — Pewnie nie zdaje sobie pani sprawy, że jest pierwsza w nocy, a ja przyszedłem tu tylko dlatego, że zaniepokoiły mnie włączone światła na piętrze mojej kancelarii — zaczął, śledząc spojrzeniem twarz Riley. — Nie miała jeszcze pani okazji współpracować ze mną, gdy jestem wybitnie niewyspany — zauważył, przechylając głowę w bok. Nie był zadowolony z tego faktu, ale dlaczego miałby być, skoro musiał przyjść tutaj o pierwszej w nocy. — Zatem, powinna mieć pani świadomość, że wtedy ze zwykłego dupka przeobrażam się w wybitnie pieprzonego dupka — wyjaśnił, przechodząc bokiem przy biurku, żeby jednak pozbyć się tej przeszkody w postaci blatu. Nie wierzył, że jej ramiona mają świadomość, że trzymają filigranowe ciało i wolał sam przejąć nad tym kontrolę, oczywiście dopóki Riley nie nabierze orientacji w terenie i w sytuacji, w której się znalazła. Trzymał ją dalej, tym razem oddalony tylko o krok, i liczył na to, że nie spróbuje się w sposób niekontrolowany pokładać.
      — Pani też ładnie pachnie — ocenił, odpowiadając częściowo na jej komplement. Był tak blisko, że znowu czuł jej charakterystyczne perfumy Givenchy Extravagance d'Amarige, pachnące nagietkiem, jaśminem i drzewem sandałowym. I mógł z przekonaniem stwierdzić, że naprawdę do niej pasują.

      Zayden Miles

      Usuń
  24. [Maly powrót do korzeni :) Alan rzeczywiście był wzorowany na tamtym Alanie od pamiętnego wątku z omdleniem w saunie heh
    Narazie nie mam przestrzeni na więcej wątków, ale jak coś się zmieni, to na pewno się odezwę. ]

    A.M

    OdpowiedzUsuń
  25. Traktował ją łagodniej niż resztę, bo nie miał na razie powodu czynić jej żadnych wymówek i stawiać pod pręgierzem, skoro nie wchodziła mu bez sensu w drogę i wykonywała swoją pracę dobrze, bez błędów, które tygodniami odbijałyby się echem. Nie irytowała go także jej obecność, bo Riley szanowała jego przestrzeń i nie pojawiała się w niej, jeśli nie musiała, a przestał już nawet zwracać uwagę na to, że nuciła pod nosem, gdy skupiała się nad obowiązkami – chociaż czasami zarażała go którąś z melodii i nie był w stanie wyrzucić jej z głowy do końca dnia – i przywykł do jej głośnych pożegnań, czy powitań, bo miał przynajmniej świadomość, że jest obecna w miejscu pracy, albo że właśnie je opuściła. Starała się nie tylko w kwestii zadań, ale również współpracy i był tym nawet trochę zaskoczony, bo już dawno nie spotkał kogoś tak dokładnego w swoich działaniach, kto przy okazji posiadałby również wyczucie i nie plątał się pod nogami. A on rzadko kiedy dawał się komuś we znaki tak dla zasady, z czystego skurwysyństwa, natomiast Riley na razie mu w żaden sposób nie podpadła, dlatego mogła cieszyć się jego cieplejszą stroną i faktem, że toleruje ją w swoim otoczeniu, i że nie ma ochoty jej zabić za każdym razem, gdy staje mu przed oczami. Nie był nawet jakoś szczególnie wściekły na to, że doprowadziła się do takiego stanu w kancelarii, bo nie zrobiła tego celowo, aczkolwiek to nie powinno mieć miejsca i to w tej kwestii zamierzał zwrócić jej uwagę, kiedy w pełni się wybudzi i zarejestruje jego obecność.
    Ale w tej chwili skupiał się na tym, by zadbać o jej równowagę w tym przedziwnym półświadomym stanie, w którym się znajdowała. Sprawę ułatwiał brak szpilek na jej stopach, bo te leżały akurat gdzieś pod biurkiem, a nawet jeśli podciągała się momentami na palcach, to i tak nie kołysała się niekontrolowanie na prawo i lewo, żeby tworzyć ryzyko wywrotki. Jakoś automatycznie zaczął się zastanawiać, jak wyglądałaby sytuacja, gdyby Riley była pijana i szybko doszedł do wniosku, że jej śmiałość na pewno nie skończyłaby się na zaciąganiu jego zapachem i chwaleniu go. Miał więc nadzieję, że nigdy nie dojdzie do tego, że znajdzie się z nią w takim położeniu, kiedy to procenty będą grały pierwsze skrzypce, bo miał przeczucie, że wcale nie czułby oporów przed wykorzystaniem tego stanu do własnych celów i wcale nie przeszkadzałyby mu wtedy jej zimne dłonie. Na ogół tego unikał, ale niewykluczone, że w tym konkretnym przypadku mógłby mieć małe trudności z utrzymaniem własnych pragnień na wodzy. Za bardzo lubił wyzwania, a Riley mogła być dla niego właśnie takim słodkim, nieuchwytnym na co dzień wyzwaniem.
    Dostrzegł moment, w którym w końcu zarejestrowała, co jest grane, bo jej oczy mimowolnie się rozszerzyły, a postawa nabrała obronnych akcentów. Zaczął więc cofać powoli dłonie, a potem położył je na swoich biodrach i popatrzył na Riley surowym wzrokiem. Doprawdy, jakby nie miał co ze sobą zrobić w środku nocy i przyszedł tutaj w odwiedzinki na kawkę lub herbatkę.
    — Przyszedłem sprawdzić komu, do cholery, przyszło do głowy zarywać noc w kancelarii i ślęczeć o pierwszej w nocy nad papierami — oznajmił, nie zostawiając złudzeń co do tego, że nie był z tego faktu zadowolony. I z tego, że Riley zarywała tu noc i z tego, że musiał tutaj przyjść i uszczknąć sobie z własnej nocy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby miał świadomość, że ktoś planuje spędzić dobę nad papierami, nie musiałby zawracać sobie głowy włączonym światłem na ich piętrze, a w efekcie przychodzić tutaj, żeby sprawdzić co się dzieje. Gdyby wiedział, a sytuacja byłaby jednorazowa, ani trochę by się tym nie przejął. Ale Riley nikomu tego nie zgłaszała, bo być może sama nie przewidywała, że utknie w biurze dłużej, niż to konieczne.
      — Posiada pani w domu tak niewygodne łóżko, że woli pani spać tutaj, na tym? — Wskazał na zawalone przedmiotami biurko. — Bo moje jest dla przykładu cholernie wygodne, ale musiałem z niego zrezygnować, żeby przyjść i sprawdzić, co się wyprawia w środku nocy w mojej firmie — powiedział, oczekując chociaż minimalnych wyjaśnień, nawet jeśli sam mógł je sobie wykalkulować i dawno to zrobił.

      Zayden Miles

      Usuń
  26. Nie spodziewał się, że wejdzie z nim w jakąkolwiek polemikę i o ile tolerował to, że potrafiła się odezwać kiedy trzeba, tak teraz zamierzał dać jej do zrozumienia, że powinna znać swoje miejsce w szeregu, bo żadne stanowisko w tej firmie nie upoważniało jej do samowolki w jakimkolwiek aspekcie. I jeśli rzeczywiście do tej pory z nim nie zadarła, to teraz mogło się to bardzo szybko zmienić, tym bardziej, że on wcale nie dbał o to, czy Riley będzie darzyła go sympatią, czy nie, ani nawet czy w jakikolwiek sposób ją fascynował. Nie obchodziło go to na ten moment i nie wyglądało też na to, by w najbliższym czasie mogło zacząć go obchodzić. A jeśli zatrudniła się tu w przekonaniu, że będzie chwalona na każdym kroku, to trafiła w nieodpowiednie miejsce, bo tutaj wszyscy mieli świadomość wartości swojej pracy i nikt nie potrzebował słodzenia tylko dlatego, że poświęcał się czemuś bez opamiętania. Tymczasem ona była zła, że ją przyłapał – jak sama trafnie określiła to zajście przyłapaniem – a złość to ostatnie, co powinno znaleźć się na jej twarzy w takiej sytuacji, bo jeżeli ktokolwiek miał prawo być zły, to osoby, które będą musiały ją z tych nadgodzin rozliczyć. I jeśli chciała dalej pracować u jego boku, to musiała zaakceptować to, że będzie krzyczał na nią, kiedy najdzie go ochota, bo ta ochota nie nachodzi go bez przyczyny. Tak jak teraz, gdy przyczyną okazała się jej obecność w nocy w miejscu, które już dawno powinno być puste i zamknięte. A w zasadzie, nie trzymał jej przy sobie na siłę – mogła w każdej chwili zabrać manatki i odejść, jeżeli dotykał ją brak zrozumienia. Może minęła się z powołaniem, jeśli czekała, aż ktoś zacznie głaskać ją po głowie.
    — Podziękuję pani, jak będzie za co, gdy wywiąże się pani ze swoich obowiązków do końca — odpowiedział cierpko, patrząc na nią gniewnie. I nie było w jego oczach choćby grama rozbawienia, a raczej świadomość, że tym razem nie będzie starał się o zachowanie nawet odrobiny litości. Że potraktuje ją jak kolejną osobę, która nic dla niego nie znaczy i bez której mógłby się obejść.
    — A teraz, jeżeli ktoś ma stąd wyjść, to pani. Natychmiast. I nie chcę pani widzieć w kancelarii do końca tygodnia, inaczej załatwię pani wilczy bilet — rozkazał, gdy zaczęła układać manatki na swoim biurku, i wskazał ręką drzwi. I nawet go nie obchodziło, że chciała tu posprzątać. Miała wyjść teraz i zejść mu z oczu na kilka najbliższych dni, bo nie żartował z wilczym biletem, a był w stanie go zorganizować mając w zanadrzu tylko ten jeden argument, że była tu obecna w tych konkretnych godzinach. Wcale nie będzie przebierał w środkach, siląc się na wyrozumienie, a o ile wcześniej nie był wściekły, o tyle teraz nawet nie próbował tej wściekłości kryć. Jeżeli chciała sobie pogrywać, to na pewno nie z nim, bo on szybko sprowadzi ją na ziemię i udowodni, że swojego poziomu powinna szukać w osobie młodego Waltona.

    Zayden Miles

    OdpowiedzUsuń
  27. Trzeba przyznać, że Riley troszeczkę naciągnęła granice jego cierpliwości, ale to nie oznaczało, że do końca życia będzie żywił do niej urazę za tę wymianę zdań w środku nocy. Takie sytuacje nie dotykały go na tyle mocno, by rozpamiętywał je miesiącami, czy chodził przez nie nadąsany, bo nie był człowiekiem, który bierze do siebie każdą napiętą konfrontację, a to że Riley postanowiła się mu postawić, to była naprawdę drobnostka w porównaniu do sytuacji, w których obliczu stawał przez całe życie. I gdyby tak wpuszczał w siebie różne opinie, komentarze i uwagi, a potem przeżywał negatywne emocje z tym związane, już dawno skończyłby znerwicowany, zdeprecjonowany i przygnieciony ciężarem setek przekleństw, oszczerstw czy nawet gróźb, które tak na co dzień spływały po nim jak po kaczce. Potraktował ją bezwzględnie, ale takim był człowiekiem dla każdego. Nie pozwalał wejść sobie na głowę i nie miał skrupułów przed ściąganiem ludzi na ziemię w dość dobitny sposób, dlatego słynął z nieprzejednanej, często zdecydowanej i konsekwentnej natury, już nie tylko w prawniczym otoczeniu, ale w świecie tak w ogóle. Dla ludzi, którzy czepiali się go o jakieś sprawy bywał równie niemiły, co dla dziennikarskich hien, które próbowały forsować jego prywatność, i zawsze kazał im wszystkim wypierdalać, a w tej mniej wulgarnej wersji po prostu zejść czym prędzej z oczu. Ludzie czuli obawę przed konfrontacją z nim, a on z tego korzystał, bo to już w jakiejś części stawiało go na wygranej pozycji. Tak czy siak, pracę traktował priorytetowo, a w pracy nie ma miejsca na ciągnięcie długoterminowych niesnasek, dlatego gdy Riley wróci w następnym tygodniu do kancelarii, wszystko będzie dalej toczyć się swoim niezachwianym trybem. On wciąż, niezmiennie, będzie taki, jaki był do tej pory, czyli neutralny, a jeśli będzie miał do niej sprawę, to po prostu do niej pójdzie. Żadne dąsanie się, czy unikanie, nie wchodziło w jego przypadku w grę. Miał zbyt dużo poważnych spraw na głowie, żeby ubierać je dodatkowo w emocjonalną otoczkę.
    Spodziewał się, że nieobecność Riley zostanie szybko zauważona, więc był już przygotowany na dociekanie Edwarda, który ostatecznie stwierdził, że Zayden zrobił prawdopodobnie to, co uważał za słuszne i jemu w takim razie nic do tego. Ale trzeba przyznać, że wyraz ulgi był dostrzegalny w jego twarzy, gdy okazało się, że Zayden jednak jej nie zwolnił, a wysłał na pracę zdalną. Chociaż wysłał to raczej mało pasujące słowo do sposobu, w jaki to wtedy zrobił, ale liczył się fakt – Riley dalej była pełnoprawną pracownicą tego miejsca i to się nie zmieniło.
    W ciągu tych kilku dni zdołał dowiedzieć się wystarczająco dużo na temat mężczyzny, przeciwko któremu miał wystąpić w sprawie Caroline, włącznie z tym, że facet posiada pozwolenie na broń. Ale to go akurat ani trochę nie zaniepokoiło, bo on nie dość, że również posiada takie pozwolenie, to w dodatku jest posiadaczem broni i czasami nawet ją ze sobą nosi, korzystając z faktu, że federalny sąd apelacyjny zakazał egzekwowania w Kalifornii przepisów, które od nowego roku zakazywały noszenia broni palnej w większości miejsc publicznych. Nawet, jeśli nie było to jeszcze przyklepane ze względu na kolejne odwołanie kalifornijskiego gubernatora, wiedział, że zakaz jest niekonstytucyjny i że w efekcie lekką ręką się z tego wybroni.
    Poza tym przygotowywał się do sprawy polityka, który prowadził samochód w stanie nietrzeźwości, bo sąd wyznaczył już datę rozprawy i w nadchodzącym tygodniu na tym zamierzał się skupić. Dlatego w poniedziałek wszedł do wieżowca wcześniej, niż zwykle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zerknął kontrolnie na zegarek, czekając, aż któraś z wind zjedzie na parter, a kiedy tuż obok pojawiła się Riley, skierował na nią spojrzenie i zlustrował mimochodem, bo czerwień była kolorem automatycznie rzucającym się w oczy. Elegancja dobrze współgrała z jej wypoczętą twarzą. Zdecydowanie wolał ją w tego typu wydaniach.
      — Dzień dobry, pani Gray — odpowiedział z podobną grzecznością, wracając zaraz wzrokiem do strzałeczki skierowanej grotem w dół, która świeciła się na małym ekranie. Gdy drzwi się rozsunęły, zaprosił Riley do środka gestem ręki, a potem wszedł za nią i wcisnął na panelu numerek piętra, na które kierowali się oboje. Wsunął dłonie do kieszeni spodni i stanął w lekkim rozkroku, w milczeniu przyglądając się Riley. W tej małej przestrzeni byli tylko we dwoje, więc nie musieli się gnieść, a mieli ten komfort, by zachować dystans pozwalający im swobodnie oddychać. Nie odzywał się, bo nie miał takiej potrzeby, a pewnym momencie dźwig szarpnął dziwnie, jakby napotkał po drodze jakąś przeszkodę, światło mrugnęło kilkukrotnie, a potem zgasło, i winda stanęła nagle pomiędzy dziewiątym, a dziesiątym piętrem. Wnętrze oświetlało tylko światło awaryjne, dające nieco nieprzyjemny, chłodny odcień.
      Zayden obrócił się w stronę panelu, rzuciwszy pod nosem jakieś ciche przekleństwo, po czym wcisnął przycisk otwierania drzwi. Nie przyniosło to jednak żadnego efektu. Naciskanie kilku innych przycisków, poza tym alarmowym, również nie.
      — Cholera jasna, nie mogła zaciąć się dopiero za kilka minut — skomentował do siebie i wyciągnął telefon z wewnętrznej kieszeni marynarki. Odszukał numer do ochrony i przyłożył urządzenie do ucha, a potem spojrzał na Riley, dostrzegając, że dziwnie pobladła. Gdy portier odebrał, od razu zapewnił Zaydena, że sygnał z alarmowego przycisku do nich dotarł, i że drugi kolega wzywa właśnie serwisantów, ale mogą być tutaj dopiero za godzinę, bo raz, że odległość, a dwa, że poranne korki. Podziękował krótko i się rozłączył, a potem znów popatrzył na Riley, bo na jej twarzy zaczynał pojawiać się dziwny niepokój.
      — Wszystko w porządku, pani Gray? — zapytał, marszcząc brwi. Schował telefon z powrotem do kieszeni, bo miał za mało baterii, żeby uruchomić latarkę i zapewnić więcej światła, a telefon może mu się jeszcze tutaj przydać.

      Zayden Miles

      Usuń
  28. To jest jego jego firma i mógł przychodzić tutaj niezależnie od pory dnia, choćby tylko po to, żeby zobaczyć czy wszystko gra, więc nie popełnił żadnego błędu. Błędem byłoby zbagatelizowanie sytuacji, która do tej pory nigdy się nie zdarzyła, a przecież nie jest prawnikiem ze zdolnością do jasnowidzenia i nie miał pojęcia, czy włączone światła oznaczają, że ktoś nieuprawniony grzebie po nocy w papierach, czy właśnie ich okrada. Wierzył, że ochrona jest na tyle czujna, że nie dopuściliby do żadnej z tych sytuacji, ale nie ufał im w stu procentach, tak jak zresztą nikomu, więc czuł się zobowiązany osobiście tę sytuację wyjaśnić. Miał do tego absolutne prawo, z kolei Riley miała obowiązek poinformować zespół, że zamierza siedzieć w biurze do późna, żeby nikt nie zachodził później w głowę, a tego nie zrobiła. Kłótnią strzeliłaby sobie w kolano, więc całe szczęście, że nie miała takiego zamiaru, i że zdołali rozejść się po tej krótkiej wymianie zdań, a później ochłonąć podczas niespełna tygodniowego dystansu. Teraz czekał ich nowy tydzień, nowe wyzwania i sprawy, więc należało zostawić w tyle to, co wydarzyło się tamtej nocy i przejść do porządku dziennego z faktem, że wciąż ze sobą współpracują.
    Nikt nie zakładał, że ta pieprzona winda trochę te plany dobrego nowego porządku pokrzyżuje, ale plusem było to, że zamierzała skraść im tylko godzinę z życia, a nie dwie, czy trzy. Zostali uwięzieni na tych kilku metrach kwadratowych i nie mieli żadnej alternatywy na to, żeby sytuację zmienić, bo w tych windach nie było żadnego magicznego włazu, jak na filmach akcji, którym mogliby przedostać się do szybu i samoistnie coś zdziałać. Musieli czekać, zdani na serwisantów, którzy wreszcie przyjdą tutaj z odsieczą i ich wypuszczą. I mogli tylko trwać w nadziei, że godzina im wystarczy.
    Uważnie przyglądał się Riley, której zachowanie trochę go zaniepokoiło, bo zaczynała tracić kontakt z otoczeniem, aż nagle wypuściła z dłoni torbę i praktycznie przestała oddychać. Nie wspominała, że na coś choruje, więc szybko to wykluczył, aczkolwiek wyglądało to na jakiś atak paniki, a te nie biorą się przecież znikąd. Pokonał dzielącą ich odległość, gdy Riley prawie się osunęła i złapał ją w ostatniej chwili, czując, że jej ciało całe się napięło, choć nie było skore do współpracy z jej świadomością, skoro nie mogła stać. Nie panikował, aczkolwiek miał na uwadze dość istotny fakt, że jeśli złapał ją właśnie zawał, to godzina bez pomocy daje marne szanse na przeżycie.
    Powoli sprowadził Riley ze sobą do parteru, bo wolał, żeby usiadła, albo chociaż kucała, jako że w tej pozycji będzie bezpieczniejsza. A potem ujął jej twarz w dłonie, żeby patrzyła na niego i łapała z nim kontakt cały czas, a tym samym nie pogrążała się w pułapce umysłu, która utworzyła się pod wpływem nagłego zdarzenia.
    — Pani Gray, musi pani oddychać — powiedział, patrząc na nią jeszcze chwilę, aż w końcu zamknął ją w swoich objęciach, przytulając jej głowę do własnego torsu.
    — Proszę zamknąć oczy i oddychać razem ze mną — poinstruował, gładząc kciukiem jej skroń, bo dłoń trzymał na jej głowie tak, jakby chronił ją przed spadającymi kamieniami. — Powoli, głęboko, cały czas — mówił, po czym brał głębszy wdech i wypuszczał go powoli, czekając aż Riley odnajdzie się w tym rytmie. Powtarzał te oddechy nieustannie, a pewnym momencie zaczął je na głos liczyć, żeby to właśnie na tym w stu procentach skupiła się Riley. — Jest pani tutaj całkowicie bezpieczna — zapewniał w międzyczasie tonem tak opanowanym, o jaki nikt by go w życiu nie podejrzewał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zupełnie, jakby nie pierwszy raz udzielał komuś pomocy w trakcie ataku paniki. Ale nikt nie znał go tak dobrze, by wiedzieć, że to faktycznie nie pierwszy raz, że te pierwsze razy przeżył z siostrą już w dzieciństwie, zanim postanowiła odebrać sobie życie z broni ojca.
      Nie wiedział, ile minęło minut zanim poczuł, że ciało Riley przestaje drżeć i zaczyna się rozluźniać, a jej oddechy stają się już w jakiejś części kontrolowane. Nie ruszał się w swojej pozycji, wciąż trzymał ją zamkniętą we własnych objęciach i cały czas oddychał głęboko razem z nią, czekając aż Riley odzyska panowanie nad sobą do takiego stopnia, by zaciągać się tlenem bez jego asekuracji. Dopiero po jakimś czasie ostrożnie uniósł jej podbródek, żeby spojrzeć na jej twarz i skontrolować sytuację, bo nie był pewien, czy nie płakała, a kiedy to zrobił, ich usta znalazły się niebezpiecznie blisko siebie. Tak blisko, że aż poczuł lekki dreszcz na swojej skórze. Już wcześniej obawiał się, że może dojść między nimi do takiej ryzykownej bliskości, ale nie sądził, że stanie się to w takich okolicznościach. Ciężko było mu jednak odsunąć się tak po prostu, bez wyraźnego protestu z jej strony, dlatego śledząc spojrzeniem własny ruch, delikatnie musnął kciukiem kącik jej ust, a potem pochylił się o tych kilka dodatkowych milimetrów i w ten sam sposób musnął go również swoimi wargami. Nawet nie spostrzegł się, że kiedy ciało Riley się rozluźniło, jego własne dla odmiany się napięło, ale było to związane z tym, że ich twarze znalazły się tak blisko, że wystarczył jeden drobny ruch, by doszło do czegoś, czego może oboje w głębi duszy pragnęli, ale oboje będą prawdopodobnie żałować już za chwilę.

      Zayden Miles

      Usuń
  29. [Hej, dziękuję ślicznie za powitanie Emmy! Chociaż trochę po czasie przychodzę, ten maj leci mi tak szybko, że gdyby nie kalendarz to dalej żyłabym w przekonaniu, że jest jego początek, a nie prawie połowa...
    Trochę dramatów nie zaszkodzi, prawda? Tak jak osobiście nie miałabym ochoty przechodzić przez to co serwuję swoim bohaterom, tak niezwykle przyjemnie mi się o tym pisze. ^^ Ratunek dla Emory pewnie z czasem przyjdzie, chociaż ona nawet jakby miała podany na tacy to udawałaby, że go nie widzi. Ot, Zosia Samosia z niej, która nie chce litości obcych. 🥲
    Jeszcze raz dziękuję za powitanie tej panny! ^^]

    Emory

    OdpowiedzUsuń
  30. Przed momentem był zawiedziony tym, że winda zacięła się właśnie teraz, a nie dopiero za kilka minut, gdy byłby już poza nią, ale jednak zmienił zdanie. Jednak doszedł do wniosku, że całe szczęście, że zacięła właśnie teraz, bo mógł doświadczyć czegoś przyjemnego, nie licząc oczywiście ataku paniki, z którym mierzyła się Riley – tego mogłoby nie być wcale, nawet jeśli to właśnie to okazało się wypadową do sytuacji, która nastąpiła chwilę później. Chociaż to nie oznaczało, że czuł się źle z myślą, że ta bliskość narodziła się pomiędzy nimi z przykrego incydentu, bo nie planował tego. Co więcej, nawet przez myśl mu nie przeszło, że mogłoby wydarzyć się między nimi coś podobnego, bo dopiero co skończyli tygodniową separację od współpracy i nie zamienili ze sobą żadnego słowa, poza tym uprzejmym dzień dobry, rzuconym z czystej grzeczności na przywitanie. Mogłoby się wydawać, że po ich ostatniej wymianie zdań w środku nocy, kiedy kazał jej bezpardonowo wyjść, minie trochę więcej czasu, zanim zdołają wejść w swobodny kontakt, tymczasem pod wpływem zdarzenia i impulsu znaleźli się dużo bliżej, niż kiedykolwiek zakładali, że w najbliższej przyszłości będą. Bo kłamstwem byłoby stwierdzenie, że Zayden całkowicie wykluczał taką możliwość. Nie potrzebował wiele, żeby odrzucić na bok kodeks moralny i zbliżyć się do Riley, bo kusiła go od dłuższego czasu i miał tego świadomość, a im bliżej była, tym mniej miał oporów przed sforsowaniem granic. Przewidywał, że może do tego dość, szczególnie, że ona sama dawała mu do zrozumienia, że ją pociąga. Dlatego tym bardziej nie miał oporów przed sforsowaniem tych granic teraz, gdy trzymał ją w swoich objęciach tak blisko i tak mocno, jakby od zawsze należała wyłącznie do niego, a jeżeli wcześniej był w stanie wykrzesać z siebie resztki zdrowego rozsądku i ostatkiem sił zapewnić im stosowną odległość – w tej chwili, kiedy otrzymał od Riley nieme przyzwolenie, dla zdrowego rozsądku nie było już nawet jednej marnej szansy.
    Kiedy poczuł jej dłoń błądzącą na karku i usta zapraszające do siebie, złapał jej twarz pewniej i oddał pocałunek, najpierw poznawczy i lekki, a za chwilę drugi, głębszy, i trzeci upojny i namiętny, a w pewnym momencie może nawet oszałamiający, bo kiedy ich języki splotły się w tańcu, a w przestrzeni zabrakło miejsca na oddech, świat niemalże zawirował. Scałowywał z jej ust smak porannej kawy i mruczał cicho, z zadowoleniem, gdy słyszał jej drobne westchnięcia, które docierały do tych bardziej czułych miejsc i drażniły jego pożądanie, wystawiając silną wolę na próbę. Byli w cholernej windzie, która się zacięła i doprowadziła dziewczynę na skraj świadomości, ale całowali się, siedząc w kącie i nie zważając zupełnie na nic, nawet na dzwoniący w jego kieszeni telefon, który Zayden zignorował, i na którego nie pozwolił Riley zwrócić uwagi, bo gdy drgnęła na tą charakterystyczną melodyjkę, przeciągnął ich pocałunek dłużej i nie dał jej się odsunąć choćby odrobinę.
    Nie było sensu odbierać. Uwięziony w windzie i tak nie był w stanie niczego zdziałać, poza tym, ten dzwoniący ktoś może sobie poczekać, niezależnie od tego, kim jest. Ochrona wiedziała, co ma robić, serwisanci również, bo ich jedynym zadaniem było albo ruszyć to ustrojstwo, albo ściągnąć bezpiecznie na ziemię i dać im się z niego wydostać. A skoro na ten moment i tak nie przyda się światu, musiałby być naprawdę niezrównoważony, żeby odsunąć się od jej miękkich warg i przerwać tą pełną namiętności chwilę dla jakiegokolwiek telefonu. Nawet, jeśli tak wypadało. Nawet, jeśli właśnie obaliła się wieża zasad, którą sam stworzył.

    Zayden Miles

    OdpowiedzUsuń
  31. Rzeczywistość zawsze musiała ściągać człowieka na ziemię tak boleśnie i bezlitośnie, z hukiem długo odbijającym się echem we wnętrzu czaszki. Zawsze musiała robić to w najmniej odpowiednim momencie, jakby chciała udowodnić, że zatracenie się w chwili to tylko krótkotrwała nagroda, którą człowiek otrzymał za przetrwanie trudów szarej codzienności. Naprawdę rzadko irytował go dzwoniący telefon, ale w tej chwili miał ochotę wyjąć go z kieszeni i rzucić o ścianę i tak zepsutej windy, bo po prostu przeszkadzał mu w czymś szczególnym. I miał już zamiar zignorować go po raz drugi, ale tym razem dzwonił długo i na tyle długo, że prawdopodobnie pojawiła się jakaś sprawa, która nie była w stanie ścierpieć zwłoki. Odsunął się od jej słodkich ust z wymalowanym na twarzy niezadowoleniem i wyciągając telefon, przesunął językiem po swojej dolnej wardze, chcąc skosztować ostatniego wrażenia, które na niej pozostało po intensywnych pocałunkach. Westchnął z irytacją, gdy nadawcą połączenia okazał się Edward, a potem wypuścił z objęć sylwetkę Riley, podniósł się do pionu i odebrał telefon, już na wstępie pytając się wspólnika, co do cholery jest tak istotne, że dobija się do niego już drugi raz w przeciągu minuty. Słuchając odpowiedzi, spojrzał na Riley, gdy zaczęła zbierać swoje rzeczy i pochylił się po długopis, który leżał najdalej. Obejrzał go w palcach i wręczył właścicielce, a potem zaczął rozmawiać z Edwardem na temat niejawnego posiedzenia sądu, które odbyło się nagle i niespodziewanie, a dotyczyło strony, której bronił Walton. I zastanawiał się, czy Zayden nie uderzyłby z nim do sądu, dopóki sprawa nie jest przyklepana, ale ten powiedział mu w końcu, że utknął w windzie i ostatecznie Edward zdecydował się pojechać sam. Oczywiście, zanim podjął decyzję, najpierw musiał się upewnić, czy Zayden z tą windą nie żartuje i trochę mu podokuczać, co Zayden komentował gorzko i wywracał oczami.
    Panowie w końcu się rozłączyli, Zayden wsunął telefon do marynarki i spojrzał na Riley, która najwidoczniej próbowała zadbać o swoja prezencję i pozbyć się resztek rozmazanego makijażu. Rozchylił nawet usta, żeby coś powiedzieć, ale zanim zdążył wydobyć z siebie chociaż jedno słowo, windą szarpnęło nagle, a dźwig zjechał nieco w dół. Drzwi rozsunęły się po chwili na dziewiątym piętrze, a ich przywitał uśmiechnięty serwisant, starszy pan około siedemdziesiątki, i rzucił jakiś drętwy żart, który nie rozbawił chyba nikogo, ale przynajmniej przytrzymał dla nich drugą windę, tym razem w pełni sprawną. Zayden nie przesiadł się jednak, bo zadzwonił zaraz do Edwarda z pytaniem czy zdążył już wyjechać, a jeśli nie, to żeby poczekał, bo za minutę będzie na dole. Zostawił windę przesiadkową dla Riley, a sam ściągnął sobie kolejną i kiedy ona pojechała w górę, on dla odmiany w dół.
    W towarzystwie Edwarda wrócił do biura po niespełna dwóch godzinach. Panowie pogadali jeszcze chwilę w głównym holu, a potem rozeszli się do swoich gabinetów. Zayden miał sporo roboty, więc od razu przysiadł przy swoim biurku i zaczął przeglądać papiery na nadchodzącą sprawę sądową pana polityka, który uwielbia jeździć po pijaku po Kalifornii. Nie miał wydrukowanego jednego dokumentu, więc w pewnym momencie zerknął w kierunku stanowiska Riley, ale już jej tam nie widział. Jak wchodził, to siedziała jeszcze przed laptopem, ale teraz znajdował się przed nim pusty fotel.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zmarszczył brwi i podniósł się z miejsca, po czym wyszedł z gabinetu, żeby się za nią rozejrzeć. Generalnie mógł sobie wziąć z jej biurka to, czego potrzebował, ale nie chciał robić takiej samowolki i grzebać w jej dokumentach, bo sam nie życzyłby sobie takiego zachowania. Nie znalazł jej jednak, więc wrócił do gabinetu, a wtedy znów zobaczył Riley, siedzącą przy biurku. Wziął głębszy wdech, zastanawiając się, czy to tylko zbieg okoliczności, czy celowe unikanie go, a potem wszedł do jej przestrzeni roboczej i zatrzymał się przed biurkiem.
      — Brakuje mi jednego dokumentu do sprawy polityka — oznajmił, obserwując ją uważnie. Oczywiście, mówiąc o brakowaniu nie miał na myśli jakiegoś zaniechania ze strony Riley, co po prostu faktu, że nie posiadał go wydrukowanego. — Tego potwierdzającego sytuację materialną klienta. Jest mi to pani w stanie zorganizować?
      To było trochę popieprzone zwracać się do niej per pani, kiedy dwie godziny temu scałowywał oddechy z jej ust, ale znajdowali się w pracy i tutaj zamierzał trzymać się formalnych zwrotów, niezależnie od sytuacji prywatnej.

      Zayden Miles

      Usuń
  32. Nie był w stanie tak rzeczowo przekalkulować tego incydentu w windzie, bo dotykał on wielu różnych płaszczyzn, a w tym równocześnie tego co chciał, co mógł, a co powinien. Te trzy płaszczyzny bardzo często nie potrafiły istnieć razem na polu zawodowym, bo się wykluczały. To co powinien prawie nigdy nie szło w parze z tym, co chciał, a to co mógł nie zawsze wklejało się w to, co powinien. Sprawę znacząco ułatwiałby fakt, gdyby stroną incydentu w windzie nie była jego asystentka prawna, bo wtedy w grę nie wchodziłyby żadne zasady, obowiązujące w sferze zawodowej i wszystko mogłoby hulać, pogrążone w szaleństwie i swobodzie, i dawno wyniosłoby ich na taki etap, gdzie tego rodzaju pocałunki dawno mieliby za sobą.
    Tymczasem łączyła ich współpraca przede wszystkim. Współpraca, w której powinni zachować należycie formalny stosunek, gdzie powinna panować czysta, niezbrukana żadnymi prywatnymi dysonansami atmosfera i gdzie nie mogło być żadnych emocjonalnych zadr. Wszystko to stało w opozycji do tego, czego on realnie chciał, a przez całą rozmowę, którą razem z Edwardem przeprowadzili w sądzie, nie chciał niczego więcej, oprócz ust tej jednej, konkretnej kobiety. Chciał więc czegoś, czego nie powinien i kogoś, kogo nie mógł chcieć z wielu oczywistych względów. Nie było łatwo przestać myśleć o chwili, w której namiętność wręcz się ulewała, skoro na wargach cały czas czuło się jej intensywność i słodycz, ale wiedział, że musi przynajmniej w jakiejś części ujarzmić zamieszanie w swojej głowie, jeżeli cokolwiek z tego należycie formalnego stosunku miało istnieć w rzeczywistości. A wcale nie miał pewności, że jeśli zobaczy Riley przy biurku, nie spojrzy na nią tak, jakby miał ochotę wziąć ją tu i teraz, bo jeżeli czegoś w głębi duszy chciał, to właśnie tego. Na szczęście, z jego twarzy nie dało się czytać, jak z książki, o ile nie starał się demonstrować swoich emocji w sposób ostentacyjny, więc z zachowaniem neutralności dalej nie będzie miał problemu. To, co działo się w jego głowie, było tam bezpieczne, przynajmniej na razie, dopóki znów nie zostanie z nią sam na sam w sytuacji, w której jedynym elementem, który da się pomiędzy nich wcisnąć, będzie płaska linijka. A niewykluczone, że spróbuje do takiej sytuacji doprowadzić, jeśli znów zechce poczuć smak jej ust, dostrzec błysk podniecenia w jej oczach, czy dowiedzieć się jak bardzo go pragnie. Może nawet podejmie wyzwanie, by poza pragnieniem zaczęła go również potrzebować i to bardziej niż pracy?
    Musiał jednak pamiętać, że zachowanie należycie formalnego stosunku jest teraz na pierwszym miejscu, dlatego stał przed jej biurkiem w swojej standardowej, niewzruszonej pozycji, obserwując ją z uwagą i opanowaniem, godnym rasowego pokerzysty. Choć kiedy wstała, a on mimowolnie zsunął spojrzenie do jej ust, musiał nabrać do płuc nieco więcej powietrza, a potem wypuścić je lekko i powtórzyć sobie w myślach, że to nie jest odpowiedni moment na branie tego, co mu się żywnie podoba. Jakie życie byłoby cudowne, gdyby mogliby tak po prostu wrócić do tego, co robili w windzie, zanim przerwał to telefon.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Będę zadowolony, jeśli przyniesie mi to pani bez koszulki — odparł po kilku sekundach, wróciwszy spojrzeniem do oczu Riley. Uśmiechnął się kącikiem ust w charakterystyczny dla siebie, swawolny sposób, bo przecież bez koszulki brzmiało teraz naprawdę dwuznacznie, po czym otaksował jej sylwetkę ostatnim spojrzeniem, odwrócił się i wyszedł, wracając tym samym do siebie. Niezmiennie bezczelny, tak samo szorstki.
      Usiadł wygodnie w swoim fotelu, wyprostował nogi i ułożył plecy na oparciu. Rzucił tylko krótkie spojrzenie na zegarek, szczerze ciekawy, ile potrwa dostarczenie mu tego dokumentu i jak długo Riley będzie zwlekała z wyjściem ze swojej dziupli, by mierzyć się z nim twarzą w twarz. Na pewno miała świadomość, że granice zostały przekroczone i że jest to kwestia nieodwracalna. A raz przekroczone granice będą kusić i bez wątpienia dadzą przekroczyć się ponownie.

      Zayden Miles

      Usuń
  33. [Cześć! Dziękuję za powitanie. :D Jak zniknie kolejka do publikacji, to wrzucę post fabularny o Unie, może trochę to rozjaśni jej przeszłość… choć raczej nie dla niej. :D Co poradzić, najwyraźniej wszyscy kochamy cierpieć.
    Dziękuję raz jeszcze i, oczywiście, z wzajemnością. :)]

    Una Blanchard

    OdpowiedzUsuń
  34. [Dobrze być z powrotem w blogosferze! :) Dziękuję za ciepłe słowo powitania!
    Boże, jaka ona słodka! Ale nie taka słodka-trzpiotka, tylko jak taki lukrowany pączulek, na którego masz dziką ochotę i tylko czekasz, aż kawa się zaparzy, znasz to uczucie?
    Ja myślę, że Chris z wielką chęcią będzie kawą do tego pączulka. Przyda jej się ktoś pozytywny w jej życiu, z taką siłą, której jej brakuje, którą udaje, że ma. Pięć lat różnicy to dużo-niedużo w kontekście szukania wspólnych powiązań, więc myślę, że najprościej będzie połączyć je przykładowo przez wieloletnią znajomość rodziców. Chodź tam do mnie na maila, to obgadamy!]

    Chris

    OdpowiedzUsuń
  35. Wykorzystywał okazje, gdy mógł złapać kogoś za słówko i nie miał oporów przed rzucaniem uwag, ale nie był zdolny do marnowania czasu na to, by kogoś dręczyć. Zbyt dużo spraw miał na swej głowie, a jego czas jest zbyt cenny, żeby marnotrawić go na potyczki, które nie przynoszą żadnych korzystniejszych zysków. Tym bardziej nie miał więc potrzeby gnębić Riley, czy uprzykrzać jej życia, bo jeśli ich praca miała przebiegać płynnie – a musiała – to mijało się to z jakimkolwiek celem. To, że zripostuje czasem jakieś jej zdanie, albo że wytknie na głos coś, co uzna za konieczne, to takie jego codzienne wydanie i leżąca w jego naturze niedyskretna szczerość, która bywa czasami dobitna do szpiku kości. Standardowe wydanie tej mniej słodkiej połówki jabłka, jeżeli by założyć, że tą drugą jest Edward, a oni razem stanowią słodko-gorzką całość. Gnębienie z jego strony byłoby tak nieprzyjemne i mocno odczuwalne, że bo jakimś czasie to ona sama, najpewniej w obawie o swoje zdrowie psychiczne, złożyłaby wypowiedzenie, zabrała manatki i pokazała mu środkowy palec na do widzenia, spluwając jeszcze pod nogi, zanim wymaszerowałaby stąd raz na zawsze. Za incydent w windzie musiałby również gnębić samego siebie, bo był jego inicjatorem, doprowadzając do chwili, w której Riley została pozbawiona przestrzeni osobistej, a robienie czegoś takiego samemu sobie nie było w jego przypadku ani trochę możliwe. Skorzystał ze sprzyjających okoliczności i zrobił coś, na co miał ochotę, dobrze wiedząc, że druga strona podzielała tę ochotę tak samo bardzo. A skoro oddali się pokusie z takim samym apetytem, to nie wydarzyło się nic złego, a co najwyżej niepoprawnego, biorąc pod uwagę ich relację zawodową. Zdarzyć się to nie powinno, ale przecież świat się wcale nie zawalił, gdy do tego doszło. Przynajmniej na razie.
    Zdawał sobie natomiast sprawę, że dla niej, jako kobiety uczuciowej, charakteryzującej się wrażliwością i przeżywaniem zdarzeń w ten wewnętrzny sposób, cała ta sytuacja mogła wiązać się przede wszystkim z niezręcznością. Że przyjemność zostanie wyparta przez poczucie winy i obawę o ewentualne konsekwencje, a także przez wkradający się ukradkiem wstyd. Riley miała zdrowy kręgosłup moralny i należała do tej nielicznej grupy szlachetnych osób, więc nie trzeba było główkować, by zrozumieć, że to zbliżenie uderzyło w nią z każdej możliwej strony. Miała jednak duże pokłady dumy w swoim sercu, dlatego Zayden dobrze wiedział, że nawet jeśli stoi przed nim i dzielnie patrzy mu w twarz, tak naprawdę w środku cała drży i robi wszystko, żeby nie rozpaść się na tysiąc kawałków. Nie zamierzał dokładać jej ciężaru, bo już pomijając fakt, że dręczenie ludzi to nie jego hobby, miał po prostu świadomość, że przybyło jej go wystarczająco dużo odkąd wyszła z windy, i że będzie potrzebowała sporo czasu, by się wszystkiego pozbyć.
    — Doskonale — odparł i pochylił się do biurka, by wziąć papier w dłoń i rzucić na niego okiem. — Tak, teraz proszę usiąść. — Śledząc wzrokiem zawartość dokumentu, wskazał dłonią fotel przy swoim biurku i poczekał aż Riley zajmie miejsce. Nie chciał, żeby stała, choć wcale nie dlatego, że zamierzał ją tu trzymać na rozmowie przez długi czas.
    Dokończył czytać po kilkunastu sekundach i odłożył papier na teczkę pana polityka, w której znajdowała się cała reszta niezbędnych do sprawy dokumentów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A potem wstał z fotela, obszedł nieśpiesznie biurko i zatrzymał się przed Riley. Przysiadł na blacie biurka, bokiem do fotela, na którym właśnie siedziała, skrzyżował nogi w kostkach i skupił na niej spojrzenie.
      — Nie wiedziałem, że cierpi pani na zespół lęku napadowego — przyznał, choć wątpliwe, żeby ktokolwiek wiedział, bo nikt nie wymagał od pracowników zwierzania się ze swoich przypadłości. — Mam nadzieję, że czuje się już pani lepiej. — Przesunął kontrolnym spojrzeniem po jej sylwetce. — Jeżeli będzie potrzebowała pani jakiejś pomocy, koniecznie proszę zgłosić się do któregoś z nas — zaznaczył, mając na myśli to, że gdyby coś podobnego złapało ją podczas pracy, ale i nie tylko to. Żaden z nich nie znał tak do końca sytuacji życiowej Riley, bo nikt nie wnikał w prywatne życie pracowników, ale stała się ona częścią ich kancelarii i mogła być pewna, że może liczyć na tych dwóch diabłów w każdej sytuacji, w której będą mogli ją wesprzeć.

      Zayden Miles

      Usuń