NAGŁÓWEK/HTML1

L.A. Dreamers

INFORMACJE/HTML2

❤️‍🔥 Na blogu pojawiła się lista obecności!

❤️‍🔥 Kilka punktów regulaminu uległo zmianie (zaznaczenie kolorem), zapraszamy do zapoznania się z treścią!

❤️‍🔥 Zapraszamy do zapisów! 👁️

"Fill your heart with your dreams that will someday leap and soar into the sky."

Jej skóra nie nosi przykrych śladów przeszłości mimo zwariowanego dzieciństwa; gładka, blada karnacja po mamie, często się rumieni, nierzadko ubiera w dreszcze. Uwielbia słońce, natychmiast łapie złoty odcień i drobne piegi, gdy tylko mija zima. Riley wiecznie marznie, trochę straszne jej listopadowe wieczory i styczniowe mrozy, psioczy na nie jakby za to jej płacili, ale nigdy nie są one tak niebezpieczne, by sięgnąć głębiej do jej duszy. Jest ufna i pełna wiary w jutrzejszy dzień, w ludzi i ich dobre intencje. Swoją pracę traktuje bardzo osobiście i angażuje się w pełni w każdy przypadek, porzucając biurko na rzecz biegania na niebotycznie wysokich szpilkach po biurze. Wybacza za pierwszym, drugim i kolejnym razem bez wahania. Jest szczera, czysta i wciąż odrobinę naiwna.
Jej oczy, wyraziste, jasne isoczyście zielone, spoglądają na świat z uwagą, ostrożnością i ciepłem. Złote plamki na tęczówce intrygują i zapraszają, odbijając wszystkie kolory tęczy z równą intensywnością. Riley chłonie otoczenie niczym gąbka, brak jej jednak konsekwencji w wytrwaniu przy jednej rzeczy, kiedy wszystko pociąga tak samo i może dlatego właśnie co miesiąc ma nowe hobby. Jest uparta i ciekawa świata, chciałaby w tydzień poznać wszystkie jego cuda. Kiedy w coś się angażuje, oddaje całą siebie i nie czuje niesprawiedliwości, gdy w zamian otrzymuje tyle co nic.
Jej dłonie choć delikatne chwytają życie pewnie, szukając szczęścia bez desperacji, niewymuszenie, ale wytrwale. Tej kobiecie nie brak odwagi, choć zawsze okraszona jest ona sporą dawką rozsądku. Nie jest chciwa, ani zachłanna, jak każdy ma jednak swoje słabości, wobec których jest niedorzecznie uległa (nowa para butów na przecenie!). Uchodzi za twardą sztukę, która na stanowisku asystenta prawnego prosperującego wyżej zasiadła nie przez przypadek i nie mija się to z prawdą, choć akurat jej zasadniczość jest mistrzowską grą, pozwalającą zachować twarz i zyskać szacunek, o który długo walczyła.
Jej usta, zawsze rozkosznie uśmiechnięte, znajdują dobre słowo dla każdego, choć przed ciętym upomnieniem, czy ripostą w odwecie na złosliwość nie ma szansy czmychnąć. Jest sprawiedliwa i wyrozumiała, nie wstydzi się przyznać do błędu. Ma tendencję do brania na siebie większej liczby obowiązków, niż zdolna jest im sprostać przez poczucie ogromnej odpowiedzialności. Za bardzo angażuje się w pracę, której powierzyła więcej siebie, niż powinna, a jej cierpliwość gdy się wyczerpie (o co naprawdę ciężko), ukazuje surowe oblicze.
Jej krok jest lekki, pełen gracji i swobody. Długie nogi niosą ją pewnie niezależnie od tego, jak wysokie szpilki nosi, a choć urodziła się w Francji i przebywała w niej do czwartego roku życia, nim z rodziną nie wrócili do ojcowskich Stanów, nie lubuje się w beretach i pasiastych golfach, w których tak chętnie fotografują się Europejki. Ma szafę wypchaną po brzegi, wręcz pękającą w szwach, kilka kosmetyczek z których się wylewa mnóstwo błyszczyków i mieszkanie, w którym samotnie odpoczywa, kiedy nie bawi się z przyjaciółmi w klubie, nie bierze udziałów w debatach wpływowego ojca, którym się nie chwali, albo nie odpręża w hotelowym kompleksie spa. Śpi z dwoma odratowanymi od nieszczęścia psami i głową pełną marzeń, z którymi się nie dzieli.
I najważniejsze. Jej serce, które bije z mocą, jaka nawet ją samą zadziwia, za każdym potknięciem, zranieniem, rozczarowaniem, wydaje się coraz gorętsze. Ono walczy z rozumem, którym kobieta kieruje się w pracy i który chce rządzić zawsze. Ono sprawia, że Riley się nie zmienia mimo upływu lat i zawsze jest gotowa podjąć wyzwanie. To serce ma równy rytm, który niełatwo zaburzyć, ale któremu czegoś wciąż brak, choć ona nie jest pewna, czy gotowa jest zaryzykować kolejny raz tak, jak pięć lat temu, kiedy jej serce zostało rozerwane, a odpowiedzialność za to musiała wziąć na swoje barki. To serce jednak ma się dzisiaj dobrze i sprawia, że jutro wydaje się piekniejsze za każdym razem, gdy otwiera oczy.
Riley Gray
urodzona w środku lata 1999 • córka senatora i cenionej francuskiej chirurżki • paralegal w kancelari Walton & Miles • absolwentka NYU Law • wielbicielka dogtrekkingu i escape roomów
cześć i czołem :)
wizerunku użycza Hanna Schönberg.
kod wyczarowała niezastąpiona smoła, a w tytule Michael Bassey Johnson
zapraszamy oczywiście do wątków i zabawy! ♥

134 komentarze:

  1. [Hej. :) Jaki uroczy promyczek z Riley stworzyłaś, której imię swoją drogą kojarzy mi się z bajką W głowie się nie mieści. ;D Mam nadzieję, że w Los Angeles nic złego jej nie spotka, bo aż szkoda taką uroczą pannę krzywdzić. Udanej zabawy życzę oraz samych ciekawych wątków! ^^]

    Xavier Callegaro

    OdpowiedzUsuń
  2. [Cześć! Wow, jak tu różowo! Aż poczułam ochotę na taką różową watę cukrową. :D Zgadzam się z komentarzem powyżej, Riley naprawdę jest urocza! A i sama karta bardzo ładnie się komponuję, zazdroszczę; jedyne, co ja umiem zrobić, to zmieniać czcionki w imieniu i nazwisku. :D Życzę wszystkiego dobrego, no i wspaniałej zabawy w Mieście Aniołów!]

    Phoebe Miller&Iselin Greenwood

    OdpowiedzUsuń
  3. [Jak patrzę na zdjęcie Riley (śliczne imię!) to mam wrażenie, że jest ona taka porcelanową laleczką. Śliczna jest i taka delikatna. Życzę wielu ciekawych wątków i powiązań dla tej uroczej istotki. Baw się dobrze wśród nas 😃]
    Isabella

    OdpowiedzUsuń
  4. [Cześć! Co za promyczek zawitał na blogu! Nie wiem, jak ona się uchowała taka ufna i pełna wiary w ludzi, tym bardziej pracując jako paralegal. Mam nadzieję, że nikt tej jej naiwności nie wykorzysta, bo szkoda tak pozytywnej, ciekawej świata dziewczyny. Jim tej jej ufności i wiary kompletnie nie rozumie, ale również ma nadzieję, że nic złego jej nie spotka.
    Baw się z nią dobrze! :)]

    Jim

    OdpowiedzUsuń
  5. Korzystając z kilkudziesięciu sekund czekania, zanim rząd samochodów ruszy w gęstszym korku, raz jeszcze rzucił okiem na artykuł w kalifornijskim Daily News, wyświetlonym na iPadzie, i westchnął ze wzgardą. Nie urodził się wczoraj, by naiwnie wierzyć, że prasa nie zauważy rozłamu w kancelarii Milesów, skoro byli jednymi z najbardziej rozpoznawalnych prawników na Zachodnim Wybrzeżu, a plotkarskie szmatławce żonglowały między sobą mniej lub bardziej prawdziwymi informacjami na ich temat, ale miał minimalną nadzieję, że kilka miesięcy to wystarczająca ilość czasu, by znudzić się tym nieustannie drążonym tematem. Tymczasem dzisiejszy artykuł znów mówił o tym, jak Zayden Miles, syn słynnego prawnika znanego z agresywnej obrony Harvey'a Weinsteina, stanie w obronie Scotta Petersona pod szyldem nowej spółki, założonej w styczniu z Edwardem Waltonem, na koniec zmuszając czytelnika do refleksji pytaniem: czy zbliża się koniec Miles & Co? Doprawdy, jakby szarego człowieka naprawdę obchodziło to, co stanie się z kancelarią, na której wsparcie nigdy nie będzie go stać. Ale takie artykuły wzbudzały zainteresowanie i ciekawość, ludzie mogli wylać wiadro pomyj w komentarzach, o ile były one dozwolone, ale przede wszystkim mieć pojęcie o tym, co dzieje się w wielkim świecie, do którego nie mają dostępu na co dzień. Szkoda tylko, że nie mieli przy okazji pojęcia, jak upierdliwi potrafią być dziennikarze, gdy węszą za dobrze sprzedającymi się informacjami. Zayden tolerował ich tylko do pewnego momentu, czyli kiedy nie przeginają ze swoją nachalnością i nie próbują, na przykład, dostać się na teren jego posesji w Pacific Palisades tylko po to, żeby zapytać, co sądzi o ostatnich wypowiedziach ojca. Dobrze, że z apartamentu w The Beaudry miał dwie minuty na piechotę do kancelarii, bo często nie musiał wsiadać nawet do auta i mógł przemykać między pracą a domem zupełnie niezauważony.
    Na kolejnym skrzyżowaniu, które zatrzymało ruch czerwonym światłem sygnalizatora, odłożył tablet i spojrzał kontrolnie za zegarek. Za kilka minut powinien być w kancelarii. Edward miał mu dziś do zakomunikowania coś ważnego i prosił, żeby przyjechał na konkretną godzinę i w odpowiednio dobrym nastroju. Starał się więc, mając na uwadze szczególnie drugą część tej prośby, bo była trudniejsza do spełnienia. Przeniósł wzrok za boczną szybę, gdy dostrzegł zbliżającą się w stronę drzwi jasnowłosą kobietę w kremowym żakiecie i uniósł brwi, kiedy pochyliła się i zaczęła poprawiać włosy, a po kilku sekundach poczęstowała go widokiem ciekawszym, niż uzębienie. Nie był to dekolt, z którego cokolwiek mogło się ulewać. Drobne, kształtne piersi schowane pod koszulą, prezentowały się elegancko i odpowiednio współgrały z filigranową sylwetką, podkreśloną dopasowanym ciuchem. Naprawdę rozkoszny widok. Nie sądził, że szyba Porsche Panamery może okazać się idealnym lustrem dla któregokolwiek przechodnia.
    Ledwie zdążył nacisnąć guzik, żeby opuścić szybę, kiedy w ramach pożegnania usłyszał krótkie miłego dnia. Odprowadził blondynkę spojrzeniem, gdy sprężystym krokiem przechodziła już przez pasy, i lekko pokręcił głową, wciąż temu nie dowierzając, a chwilę później ruszył wraz zresztą pojazdów, by dotrzeć na podziemny parking strzelistego drapacza chmur. Wewnątrz ominął stanowisko recepcji bez słowa i skierował się prosto do windy, która jakby czekała akurat właśnie na niego. Gdy wszedł, wcisnął guzik na dwudzieste pierwsze piętro i stanął swobodnie z dłońmi w kieszeniach spodni, czekając aż drzwi się zasuną.
    W ostatniej chwili zauważył tę kobietę znowu. Z początku nawet odrobinę żałował, że nie pośpieszył się z wyciągnięciem ręki i wciśnięciem przypadkowego guzika tylko po to, żeby wymusić na drzwiach ponowne rozsunięcie się, ale skoro nazwała go dupkiem, uznał, że jest mu wszystko jedno.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dotarł na wskazane piętro, skinął głową w ramach powitania do ich recepcjonistki i skierował się bezpośrednio do Edwarda, który akurat rozmawiał z Robertem nieopodal przeszklonej sali konferencyjnej.
      — Zayden, świetnie, że już jesteś — Edward powitał go wyciągniętą ręką, na co ten uścisnął dłoń wspólnika, ignorując za to obecność jego młodszej kopii tuż obok. — Zaraz do ciebie przyjdę — oznajmił, zerkając na zegarek, kiedy Zayden ruszył już do swojego gabinetu, a potem spojrzał w stronę wejściowych drzwi, przez które wpadała właśnie panna Gray. A wpadała co najmniej tak, jakby spóźniła się dobre pół godziny, a nie niewinną minutę.
      — Dzień dobry, pani Gray. — Edward uśmiechnął się pogodnie i wyciągnął dłoń w jej kierunku. — Jak dzień? Dobrze panią widzieć — przyznał, bo zaczynał się w pewnym momencie zastanawiać, czy Riley pojawi się w kancelarii. Miała wprawdzie świadomość, że to nie jego asystentką prawną będzie, a jego wspólnika, ale nie miał pewności, czy ona w ogóle wiedziała, kto tym wspólnikiem jest. Obawiał się, że mogłaby zrezygnować, gdyby zaczytała się w plotkarskich artykułach, bo nie od dziś wiadomo, że żaden z Milesów nie zasłynął z bycia przyjemnym i taktownym. Aczkolwiek mogła też potraktować pracę u boku Zaydena jak wyzwanie, i na to liczył.
      W czasie, w którym Edward wymieniał krótkie formalności z Riley, Zayden przygotował dokumenty do pracy w swoim gabinecie, rozkładając część z nich na biurku. Rzucił krótkie proszę, gdy usłyszał pukanie do drzwi i podniósł spojrzenie, gdy jako pierwszy do środka wszedł Edward. Jego obojętny wyraz twarzy zmienił się machinalnie, gdy tuż za nim weszła ta kobieta. Siedząc w fotelu, przechylił głowę, analizując w myślach wydarzenia z ostatnich kilkudziesięciu minut, a w końcu uniósł brew pytająco, oczekując jakichś wyjaśnień, bo nie rozumiał, co to za dziwne najście i dlaczego ta kobieta od jakichś trzech kwadransów stale pojawia się w zasięgu jego wzroku.
      — Zayden, chciałem ci przedstawić naszą nową pracownicę — oznajmił Edward, spoglądając na Riley z uśmiechem. — Pani Gray będzie pracowała u nas na stanowisku asystenta prawnego. Będzie cię wspomagała w obowiązkach — wyjaśnił.
      Po jego słowach zapadły trzy długie sekundy bezwzględnej ciszy.
      — Czy to jakiś żart? — Zayden odezwał się wreszcie, patrząc na nich z dziwną miną. Położył splecione dłonie na blacie przed sobą. — Zacząłeś dobierać mi ludzi do pracy, Walton? Całkiem cię powaliło? — Skierował na niego spojrzenie ciemnych, niezadowolonych oczu.
      — Och, daj spokój, Zayden. Od czterech miesięcy siedzisz tu po godzinach, bo uparłeś się, że pozałatwiasz wszystko sam i nie masz na nic czasu. Ty jesteś mi potrzebny do innych spraw, rozumiesz? A Riley to zdolna pracownica i z powodzeniem zdejmie z ciebie część obowiązków — powiedział, układając dłonie na swoich biodrach.
      — Wspaniałomyślne z twojej strony — odparł, uśmiechając się wymuszenie. — Skoro zatrudniłeś zdolną pracownicę, możesz zastąpić nią swoją marną kopię, na pewno wszyscy dobrze na tym wyjdziemy — odpowiedział mu gorzko. Edwarda to jednak nie ruszało, zdawał sobie sprawę, że Robert ma beznadziejne stosunki z Zaydenem, bo wciąż popełnia błędy, których Miles nie toleruje. — Poza tym, powinieneś najpierw się upewnić, czy pani Gray zechce pracować dla kogoś, kogo uważa za dupka — dodał, przenosząc wzrok na Riley. W tym samym czasie spojrzał na nią również Edward, więc teraz obaj na nią patrzyli, tyle że Walton nie miał pojęcia, o co chodzi.

      Zayden Miles

      Usuń
  6. Uchodził w tym światku za człowieka wymagającego i absolutnie nieprzejednanego, chociaż to jego ojciec wyznaczał wszelkie standardy despotyczności, a Zaydenowi było do nich wbrew pozorom daleko. Nigdy zresztą nie chciał być taki, jak ojciec, a wręcz przeciwnie, natomiast to, że po części taki się stał, to było już kwestią tego, co działo się w ich prywatnym życiu za zamkniętymi na kilka spustów drzwiami, i tego, że cały czas ich do siebie porównywano. Łączyło ich przede wszystkim to, że obaj byli pewnymi siebie, zdolnymi prawnikami, gotowymi poruszyć niebo i ziemie dla prowadzonych przez siebie spraw, a fakt, że potrafili doskonale operować słowem i nie bali się obnażać ludzi z ich najgorszych sekretów, działał na ich korzyść. Dzieliło ich natomiast dążenie do sprawiedliwości, dlatego że starszy Miles nie miał skrupułów przed tym, by bronić w sądzie człowieka, który dokonał przestępstwa z premedytacją i uśmiechem na ustach, z kolei dla Zaydena etyka adwokacka miała istotne znaczenie i do tej pory jeszcze nigdy jej nie pogwałcił. W zasadzie, gdyby nie ta etyka, wcale nie musiałby zakładać spółki z Waltonem. Gdyby nie zasada, że adwokatowi nie wolno podejmować się prowadzenia sprawy przeciwko bliskiej jemu osobie, i że adwokat nie powinien podejmować się prowadzenia sprawy przeciwko osobie, z którą ma poważny zatarg osobisty, sam wystąpiłby przeciwko ojcu. Przy aktualnie panujących zasadach potrzebował jednak kogoś, kto zrobi to za niego, a nie mógł wybrać nikogo innego, niż Walton, bo nikt nie zrobiłby tego tak dobrze, jak on. Nikt inny nienawidził Rowana tak bardzo, jak Edward. Z początku podchodził do planu Zaydena bardzo nieufnie i musiało minąć kilka miesięcy, zanim zgodził się z nim w ogóle porozmawiać, nie wspominając już o założeniu spółki, ale ostatecznie dostrzegł w tym sporo sensu i możliwości. Razem mogli o wiele więcej, bo mieli wspólnego wroga, nawet jeśli jednemu nie przywróci to życia bliskiej osoby, a drugiemu pogrzebanej przed laty miłości.
    Zignorował dłoń, którą ku niemu wyciągnęła, mimo że najpierw na nią spojrzał i dobrze wiedział, czego oczekiwała. Powinna wiedzieć, kto pierwszy podaje rękę w sytuacji zawodowej. Pewna siebie, czy jednak arogancka? Spojrzał na Edwarda i pokręcił głową na jej słowa, a potem podniósł się z miejsca, zapiął guzik marynarki i wyszedł przed biurko, by stanąć przed Riley i popatrzeć na nią z góry. Ale z góry tylko dlatego, że był po prostu wyższy.
    — To nasze trzecie pierwsze spotkanie, pani Gray — poprawił ją bez pardonu. — Za pierwszym razem poprawiała pani dekolt w szybie mojego samochodu, za drugim nazwała mnie pani dupkiem w drodze do windy, a trzeci jest właśnie teraz, kiedy muszę pani powiedzieć, że nie będziemy się tutaj niczym dzielić — objaśnił i popatrzył śmiało w jej zielone oczy, nienachalnie podkreślone mascarą. Zastanawiał się, czy jej nazwisko w połączeniu z akcentem wschodniego wybrzeża to dobra interpretacja, że mogłaby być córką tamtejszego senatora, czy to jednak tylko zbieżność faktów. Walton na pewno nie zwrócił na to uwagi, jego średnio interesują takie koneksje.
    — Edwardzie, skoro zatrudniłeś tutaj nową panią paralegal, czyń dalsze honory. Oprowadź panią Gray po kancelarii, zaprowadź do działu zasobów, na szkolenie i przeprowadź przez całą resztę niezbędnych formalności — powiedział, przenosząc spojrzenie na Edwarda. — Zacznij od biurka Roberta, bo tam ją widzę, jeśli twój syn się nie ogarnie i nie przestanie pieprzyć kluczowych spraw — zaznaczył, na co Edward westchnął zrezygnowany, bo od kilku dni Zayden nie dawał spokoju Robertowi za to, że pomieszał dokumentację i wysłał ją nie tam, gdzie należało.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. On też się zdenerwował, bo za nim sąd przemielił papiery i je zwrócił, minęło trochę czasu i byli przez to w plecy, ale w przeciwieństwie do Zaydena, on przymykał oko na ludzkie błędy, jeśli nie były naprawdę rażące.
      Zayden wrócił spojrzeniem do Riley, uśmiechnął się do niej krótko, w sposób wystudiowany, a potem wskazał ręką drzwi, bo dokładnie tam powinna udać się teraz z Edwardem, jeżeli faktycznie miała tutaj pracować i to bez znaczenia, dla którego z nich. W tym czasie, w którym oni będą załatwiać te formalności, Zayden przeanalizuje jej dokumentację i zastanowi się, czy w ogóle jej potrzebuje. Edward był dobrej myśli, w końcu Zayden ani razu nie powiedział nie, a przecież tyle by wystarczyło, żeby ulokować ją na stanowisku innym, niż to podległe bezpośrednio właśnie jemu.

      Zayden Miles

      Usuń
  7. W normalnym przypadku prawdopodobnie kazałby Edwardowi wynosić się razem z zatrudnioną przez niego kobietą, ale prawda jest taka, że faktycznie miał na głowie sporo obowiązków, i że myślał już wcześniej o kimś takim, kto byłby w stanie wesprzeć go w codziennych zadaniach, zwłaszcza tych administracyjnych, ale mimo że to rozważał, ostatecznie nie poświęcił temu ani jednej chwili. Edward natomiast od dłuższego już czasu zapowiadał, że sam znajdzie mu na to stanowisko kogoś odpowiedniego i najwidoczniej postanowił zapowiedzi zrealizować, zobowiązując ich rocznym kontraktem i stawiając go w dodatku przed faktem dokonanym. To właśnie za ten fakt dokonany Zayden był na niego zły, bo generalnie to nic nie stało na przeszkodzie, żeby Edward znalazł mu odpowiednich kandydatów, ale to on, zgodnie z osobistymi preferencjami, powinien dokonać tego ostatecznego wyboru. Tymczasem nie miał zielonego pojęcia, jaki rodzaj człowieka wspólnik zwalił mu na głowę, ale miał szczerą nadzieję, że nie będzie przychodził wkurwiony każdego dnia do pracy, bo z jednej marnej kopii Waltona, nagle zrobią się dwie. Nie oceniał jej, bo niczego o niej nie wiedział, ale zdążył już sobie wyrobić to pierwsze wrażenie, które było wrażeniem mieszanym, zarówno pozytywnym jak i negatywnym. Zapunktowało to, że nie jest mizerotą, trzęsącą się w cieniu jak osika, ale niewykluczone, że będzie musiała zrozumieć, gdzie jest jest miejsce. Zayden miał swoje zasady i nienawidził, kiedy ktokolwiek je łamał, a nie należał do ludzi, którzy liczą się ze słowami, gdy ktoś nadepnie im na odcisk. Nie miał zresztą litości nawet dla swojego wspólnika, starszego notabene o dwadzieścia lat.
    Kiedy opuścili jego gabinet, Edward zapewnił Riley, że Zayden to dobry facet, nawet jeśli wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że to dupek do potęgi entej, a potem przedstawił ją kluczowym osobom w kancelarii i pozostawił w dziale HR, samemu wracając już do własnych spraw. W czasie, w którym ona zaznajamiała się z otoczeniem, tutejszymi standardami i całą resztą procedur, Zayden otrzymał już jej teczkę i trochę ją przestudiował. Suche fakty, zawarte na papierze, informowały o szczegółach kontraktu, jej ukończonych studiach i pierwszym doświadczeniu, jednak niewiele mówiły mu o tych istotniejszych dla niego kwestiach, czyli osobowości. I nie chodziło to, że musiał ją polubić, co po prostu chciał mieć świadomość, że będzie w stanie za nim nadążyć, i że udźwignie tę współpracę, gdy naprawdę zrobi się ciężko. Tak czy siak musieli porozmawiać, jeżeli to z nim Riley miała pracować, dlatego poprosił na recepcji, by dział HR skierował ją po wszystkim do jego gabinetu. A potem zorganizował sobie kawę i zajął się swoimi sprawami, bo musiał przejrzeć kilka pism i odpowiedzieć na e-maile. Miał jeszcze do pogadania z Edwardem, ale na to znajdzie specjalną okazję.
    Gdy po jakimś czasie usłyszał pukanie, zaprosił ją do środka, a kiedy zamknęła za sobą drzwi, wskazał ręką kanapę, na której mogła usiąść. Dopisał ostatnie dwa słowa na klawiaturze laptopa i zamknął jego ekran, przenosząc już stuprocentową uwagę na Riley. Popatrzył na sposób w jaki usiadła, taksując ją bacznym spojrzeniem. Ten kosmyk niesfornych blond włosów cały czas kładł się na jej policzku, ilekroć przechylała głowę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Jak podoba się pani kancelaria? — zapytał neutralnie, dobrze wiedząc, że nie powie mu nic negatywnego, ale może jednak znalazło się coś, na co zwróciła szczególną uwagę i co wyjątkowo jej się spodobało. To było ważne, na jakie aspekty ludzie zwracają uwagę, więc był po prostu ciekawy.
      Wstał za moment z fotela, obszedł biurko i zajął miejsce na kanapie naprzeciwko Riley. Oparł się wygodnie i położył rękę na podłokietniku, spojrzenie utrzymując w jej twarzy. Nie był w stanie przewidzieć, ile potrwa ta rozmowa, ale mógł poświęcić jej trochę czasu, bo uwinął się ze wszystkim, co miał zaplanowane na dzień dzisiejszy, więc nie gonił go żaden deadline.

      Zayden Miles

      Usuń
  8. [A Ty niezmiennie nie zawodzisz i dajesz nam promyczek słońca pod postacią ślicznej Pani (tylko halo-halo! gdzie podziały się rude włosy, jak u poprzedniczek?! XD). Bohaterka delikatna, pięknie opisana i na pewno wniesie sporo ciepła i pozytywnych emocji w życie innych. Niech otuli Zaydena swoim urokiem, bo ten powściągliwy dziad zdecydowanie potrzebuje odrobiny kobiecej energii. Wszystkiego dobrego i wszystkiego wątkowego!]

    Gabriel Blatt

    OdpowiedzUsuń
  9. Nie skomentował jej uwag głównie dlatego, że była tu od kilku godzin i nie miała pojęcia z jakimi klientami pracują, że nie są to szarzy ludzie z przedmieść bez oczekiwań, tylko ci którzy przychodzą tu z żądaniami i poproszenie o wodę to dla nich najmniejszy kłopot. Problemy szarych ludzi były ostatnimi, które chcieli rozwiązywać jako kancelaria, więc nie byli dostępni dla tego grona odbiorców. Brali wyłącznie sprawy, które dotyczyły wielkich nazwisk, grubych pieniędzy i ciężkich wyroków, i tylko czasami zdarzały się wyjątki od tej reguły, kiedy niesprawiedliwość szczypała w oczy i należało przywrócić ją do porządku. Nikt nie miał tutaj czasu na sprawy pokroju niespłaconej pożyczki za telewizor, kiedy w grę wchodziły batalie o roszczenia wspólników wielkich korporacji, sprawy o uchylenie uchwał, czy prawo własności przemysłowej. Nikt nie miał też czasu na docieranie do ludzi skrępowanych i nieśmiałych, bo żaden z nich nie jest psychologiem, żeby pieścić się z człowiekiem i dbać o czyjś komfort psychiczny. Pomijając już Zaydena, który z natury jest totalnie niewzruszony, nawet ten uprzejmy Edward nie miał w zwyczaju z nikim się cackać. Ich czas jest cenny, dlatego obsługują ludzi, którzy wiedzą, czego chcą i którzy przychodzą tylko po to, by swoje oczekiwania przedyskutować. Nowych klientów biorą już zresztą coraz mniej, ze względu na tych stałych, którzy potrzebują nieustannego wsparcia prawnego, a są na tyle wpływowi, że kontrakty z nimi mają wszelkie priorytety.
    Doceniał jednak to, że Riley podzieliła się swoimi uwagami, nawet jeśli cięte kwiaty nie znajdą się na stolikach, a główny hol nie dostąpi zaszczytu goszczenia dystrybutora z wodą. Porcelanowe filiżanki i szklanki ze szkła kryształowego, dostępne w części socjalnej, byłyby niepocieszone faktem, że wyparł je sprzęt na plastikowe kubki, podobnie jak złote zasady savoir vivre przyjmowania gości. Wszystko miało tutaj swój ustalony porządek i było zaprojektowane tak, by reprezentować luksus, adresowany do wąskich grup społecznych, natomiast dystrybutor z wodą to ostatnia rzecz, na którą spojrzy człowiek, liczący na wysoką jakość ekskluzywnych usług. Kancelaria to przecież nie biuro ubezpieczeń społecznych.
    Miał tylko nadzieję, że nie przyjdzie jej do głowy tego porządku zaburzać, już nie tylko w kwestii wizualnej, ale też w związku ze sposobem wykonywania obowiązków i dostosowywania się do procedur, obowiązujących w tej firmie. Nie została zatrudniona tutaj po to, żeby zmieniać prawo, a żeby je respektować, co oczywiście nie zmienia faktu, że jako pracownica zawsze mogła zgłosić swoje uwagi do odpowiedniego działu, bo ludzie tam urzędujący na pewno się nad nimi pochylą i dadzą na wokandę spraw do omówienia przy najbliższym zebraniu zarządu.
    — Z racji tego, że lista pani obowiązków, praw i przywilejów jest zawarta w kontrakcie, skupię się na szczegółach bezpośredniej współpracy ze mną — oznajmił, przechodząc do właściwego tematu. Nie widział sensu w powtarzaniu tego, co Riley sama na pewno wyczytała na umowie, zanim ją podpisała, zresztą na pewno miała świadomość, czym zajmuje się asystent prawny: że organizuje i utrzymuje porządek w aktach, dokumentach i rejestrach prawnych, że monitoruje wymogi związane z złożeniem dokumentów i dba o to, by cała niezbędna dokumentacja była wypełniona poprawnie i na czas, że wspiera prawnika w przygotowaniu się do procesów, organizując dowody, współpracując z świadkami, i że pomaga w opracowywaniu strategii procesowych. Że komunikuje się z klientami, prowadzi korespondencję i pomaga w przygotowywaniu dokumentów prawnych. To ona miała dbać o poprawne funkcjonowanie biura pod każdą jego nieobecność i sprawiać, by każdy klient został odpowiednio obsłużony, zanim dotrze do spotkania z nim twarzą w twarz. Niby nie wydawało się to trudne, a jednak nie było też wcale łatwe, gdy należało pracować pod oczekiwania wymagającego człowieka, który nie toleruje błędów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Pani stanowisko pracy znajduje się tam, za szybą. — Wskazał ręką przeszkloną ścianę, za którą znajdowała się nieduża przestrzeń robocza, do której można było dostać się albo przez gabinet Zaydena, albo bezpośrednio z holu. Wewnątrz znajdowało się biurko i niewielka ilość regałów, na których stały segregatory, a szybę zdobiły żaluzje, którymi w każdej chwili mogli się od siebie odciąć. — W tym gabinecie nie ma miejsca na żadne prywatne dylematy. Jeżeli zdradza panią facet, pies pani choruje, albo rodzina psuje krew: bierze pani tydzień urlopu, załatwia to tam, gdzie trzeba i nie przynosi osobistych problemów do pracy, bo nikogo one tutaj nie interesują — zaczął, utrzymując z Riley stały kontakt wzrokowy. — Ja pracuję w ciszy, więc na pogaduszki z koleżankami umawia się pani w części socjalnej, bo akurat ta szyba wcale nie jest tak dźwiękoszczelna, jak mogłoby się wydawać — zaznaczył. — Konkretne obowiązki będę zlecał pani raz w tygodniu, a częściej jedynie wtedy, gdy wypadnie jakaś kryzysowa sytuacja. Wszystkie dokumenty zawsze dostarcza pani do wskazanych instytucji osobiście. Nigdy nie podejmuje pani żadnych działań bez konsultacji ze mną, natomiast każda korespondencja zaadresowana do mnie, trafia bezpośrednio na moje biurko — wymienił klarownie. — I to, co najważniejsze: nie jestem dostępny dla nikogo — zaznaczył wyraźnie, gdyby kiedykolwiek przyszło jej do głowy umawiać ją z klientami na jakieś spotkania. Sam rozdysponowywał swoim czasem, więc każde potencjalne spotkanie musiało najpierw otrzymać jego akceptację, a dopiero później termin. — Poza tym, może pani przebywać tu po godzinach pracy, ale przede wszystkim ma być pani obecna w godzinach pracy, bo pokrywają się one z moimi, a w razie pilnych spraw może pani dzwonić do mnie służbowo o każdej porze dnia i nocy — powiedział. — Pytania? — Uniósł lekko brew. To oczywiste, że nie wszystko dało się omówić właśnie teraz, bo ta współpraca musiała się po prostu ułożyć, ale były to jedne z tych ważniejszych kwestii, na które na pewno będzie zwracał uwagę.

      Zayden Miles

      Usuń
  10. Na razie nie miał podstaw sądzić, że jest profesjonalna i rzetelna, bo nie miał okazji się o tym przekonać, tym bardziej, że każde z ich dotychczasowych spotkań nie miało zbyt wiele wspólnego z profesjonalizmem. A na słowo też jej nie uwierzy, bo zapewnienia to jedno, a czyny to drugie, więc pozostało tylko czekać i przekonać się na własnej skórze, czy Edward ma nosa do ludzi, czy raczej totalny jego brak. Ostatecznie mogło się również okazać, że Riley jest profesjonalna i dobrze radzi sobie w tym fachu, ale za to charakter ma nie do zniesienia – wtedy ta współpraca też nie będzie miała racji bytu, aczkolwiek nie wyglądało na to, by mogła irytować go swoją osobowością do takiego stopnia, że miałby potrzebę wywalić ją za drzwi. Bardziej razili go chaotyczni ludzie, niż pewni siebie, a tego chaosu na ten moment w Riley nie dostrzegał. Miał świadomość, że z początku nic nie będzie takie, jakie być powinno, bo kobieta musi wdrożyć się w nowe środowisko, dlatego zamierzał dać jej chwilę na zaadaptowanie się, ale ta chwila z pewnością nie będzie trwać wiecznie, bo jego cierpliwość ma swoje granice, choć trzeba przyznać, że są one znacznie szersze, niż granice wyrozumiałości. Poza tym, miała tu na miejscu Roberta, który piastował dokładnie to samo stanowisko, co ona, więc bez obaw mogła się z nim porozumiewać, jeżeli nie będzie czegoś do końca pewna. Chociaż wolał, żeby nie wierzyła ślepo we wszystko, co młody Walton robi, bo już kilkakrotnie udowodnił, że potrafi spieprzyć proste rzeczy i nie potrafi ich potem naprawić. Gdyby nie fakt, że to syn Edwarda, już dawno nie byłoby po nim śladu w tym miejscu.
    — Archiwizacją dokumentacji zajmują się inne osoby. Wszystkie teczki z aktami spraw są podpisane i posegregowane na te należące do mnie i te należące do Edwarda, więc nie ma problemu ze znalezieniem niczego — odpowiedział, zastanawiając się, skąd nagle wziął się w niej ten entuzjastyczny wyraz twarzy. Pracę dostała już wcześniej, bo Edward przyjął ją praktycznie z marszu, więc jej być albo nie być w tej kancelarii wcale nie zależało od tej rozmowy. Od tej rozmowy zależało już wyłącznie to, czyją podwładną w efekcie zostanie. — Wprowadzę cię w bieżące sprawy. Nie ma ich wiele — dodał, bo nie było nikogo innego, kto mógł to zrobić, skoro do tej pory zajmował się wszystkim osobiście. I generalnie wcale mu to nie przeszkadzało, pomijając fakt, że nie miał zbyt dużo wolnego czasu, a większość przerw na lunch poświęcał obowiązkom, ale mocno wadziło to Edwardowi, który przez zarobionego Zaydena bardzo często musiał procesować się sam. Teraz z pewnością się to zmieni, jeśli Riley zdejmie z jego barków część zawodowych obciążeń, związanych głównie z papierologią.
    — Jeśli będę chciał, żeby przynosiła mi pani kawę, zmienimy warunki kontraktu i pomyślimy o bardziej prywatnych zobowiązaniach — odparł, wcale nie maskując dwuznacznego tonu tej wypowiedzi, a wręcz przeciwnie – bezwstydny uśmiech tylko tę dwuznaczność spotęgował. Tak czy siak, oznaczało to, że Riley nie jest kimś od przynoszenia kawy. I powinna to zapamiętać, bo jej rola sprowadzała się tu do zupełnie innych rzeczy, więc ważne jest, by nie dała się w ten sposób tutaj wykorzystywać. Szczególnie takiemu Robertowi, który z początku może żerować na tym, że Riley jest tutaj nowa, więc prawdopodobnie będzie chętna zrobić wiele, by nikomu się nie narazić i zyskać sympatię współpracowników.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Gabinet czy sala konferencyjna, to zależy kto jest gościem — odpowiedział, podnosząc się zaraz z kanapy. — I ma pani pozwolenie, żeby wyjść bez komentarza — potwierdził jeszcze.
      Podszedł do swojego biurka, otworzył szufladę i zabrał ze środka jeden komplet kluczy do pomieszczenia, znajdującego się za szybą. Wracając do stolika, który znajdował się między kanapami, podrzucił klucze w dłoni, a potem położył je obok laptopa i komórki, które należały w tej chwili do Riley. Mogła zanieść tam swoje rzeczy i po prostu rozejrzeć się po wnętrzu, choć nie było tam zbyt wielu przedmiotów, oprócz dokumentacji, wyposażenia i przyborów biurowych różnego rodzaju, potrzebnych do pisania czy zaznaczania stron.

      Zayden Miles

      Usuń
  11. Biurowe przybory to ostatnia rzecz, o którą Riley powinna się martwić, bo nad tym wszystkim czuwa dział HR i osoba odpowiedzialna za zapotrzebowania, która co miesiąc zamawia odpowiednią ich ilość, więc tego nigdy nie zabrakło i nie zabraknie. A gdyby jednak zgubiła ostatnie opakowanie spinaczy, zawsze mogła je od kogoś pożyczyć, nawet od Zaydena, bo przecież ten ręki jej nie urwie, gdy wyciągnie ją po prośbie. Może nie był przykładem człowieka wielkodusznego i potrafił zmieszać człowieka z błotem bez cienia ogłady, ale nie robił afer o takie podstawowe rzeczy. Sam zresztą przyszedłby do niej po spinacze, gdyby kiedykolwiek mu ich zabrakło, bo nie widziałby żadnego sensu iść gdziekolwiek indziej, skoro u niej były na wyciągnięcie ręki. To nazywa się właśnie współpraca – wzajemne korzystanie ze swoich zasobów. Mieli współpracować, więc musieli przywyknąć do tego, żeby w granicach rozsądku dzielić się swoimi zapasami i Riley mogła to robić, o ile nie będzie równocześnie zawracać mu głowy zbyt często i zbyt mocno. Trzeba przyznać, że przynajmniej wiedział, kiedy kończyła pracę i wychodziła, bo jej pożegnanie odbiło się dźwięcznym echem w przeszklonej części gabinetu i dotarło do jego uszu aż nazbyt dobrze. Z dwojga złego wolał, że była taka ekspansywna w przejawianiu swych uczuć, bo mógł mieć przynajmniej pewność, że nie będzie miała oporów przed komunikowaniem się z współpracownikami oraz klientami. Skryta osoba też mogła poradzić sobie w dziedzinie prawa, ale z pewnością nie w takiej roli. I może Zayden nie był jeszcze w stanie wydać rzetelnej opinii, ale mógł przynajmniej stwierdzić, że Edward się postarał, bo osobowość to jedno, ale przychodzenie do kancelarii ze świadomością, że można nacieszyć oczy przyjemnym widokiem, to drugie. Zawsze dobrze jest upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, i to się Edwardowi akurat udało.
    Następny dzień zaczął się od wdrożenia Riley w aktualnie prowadzone sprawy, których mieli cztery. Dwie były gospodarcze, przy czym jedna dotyczyła podziału udziałów w korporacji, a druga wiązała się z obroną przedsiębiorcy w starciu z organem władzy publicznej i na wywalczaniu domniemania uczciwości przedsiębiorcy. W tych sprawach jej zadaniami było przede wszystkim dbanie o to, by dokumentacja przepływała sprawnie między ich kancelarią a przedsiębiorstwami, i żeby w razie potrzeby ze strony klientów, odpowiadała na ich e-maile. Następne dwie sprawy, to sprawy karne, przy czym sprawę Petersona na razie zostawił samemu sobie, bo ona była naprawdę obszerna i skomplikowana. Druga dotyczyła prowadzenia pojazdu mechanicznego w stanie nietrzeźwości lub pod wpływem środka odurzającego przez członka Krajowego Komitetu Partii Demokratycznej, już dwukrotnie skazanego prawomocnym wyrokiem za identyczne przewinienie. Groziła mu recydywa, zresztą już drugi raz Zayden wyciągał go z aresztu za kaucją, ale byli teraz na takim etapie sprawy, że walczyli o to, by skończyło się na grzywnie – i mieli to prawie w garści. Riley musiała uporządkować materiał dowodowy tak, by był on zwięzły, ale celny i czytelny dla sądu, a dodatkowo zredagować pismo obronne pana polityka.
    Na co dzień siedział w swoim gabinecie, przy biurku, pochłonięty sprawami i nie interesowało go otoczenie, dopóki ktoś nie zakłócił jego harmonii swoim towarzystwem. Ale przychodził do niego głównie Edward, bo obaj konsultowali się ze sobą w kwestii prowadzonych przez siebie spraw, choć Walton miał ich na głowie znacznie więcej, ale był specjalistą od prawa administracyjnego, więc to wszystko wyjaśniało. Kiedy miał minimum wolnej chwili, obserwował Riley podczas pracy, gdy krzątała się za biurkiem, albo skupiała spojrzenie na ekranie laptopa. Nie rozmawiali zbyt dużo, bo nie było takiej potrzeby przede wszystkim ze strony Zaydena, ale on cały czas miał na nią oko i doskonale wiedział w jakim punkcie swoich obowiązków się znajdowała.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W ciągu tych dwóch tygodni, Riley mogła się już przekonać, że Zayden nie oszczędza nikogo, a zwłaszcza Roberta, do którego przydomek marna kopia przyległ już na stałe, bo kiedy ten przyszedł do niego z jakąś sprawą, poczęstował go soczystym wypierdalaj i wskazał drzwi. Przez telefon też przeprowadził pewnego razu dość intensywną wymianę zdań, nie rozczulając się zbytnio przy nazywaniu kogoś pierdolonym idiotą. Kiedy intensywnie nad czymś myślał, z reguły szkicował, więc czasami siedział przy biurku, skupiony nad kartką papieru i tworzył coś niezobowiązującego, a potem miął papier w pięści i z odległości trafiał nim do kosza. Nie raz znikał z biura na dłużej, nie raz w ogóle nie pojawiał się w kancelarii, a czasami siedział do późna, nie wychodząc nawet z ostatnim pracownikiem. Był czasami zmęczony, ale zawsze wyglądał nienagannie, ubrany w dopasowaną koszulę, eleganckie spodnie i wypastowane buty.
      Gdy na horyzoncie pojawili się nowi klienci, którym jakiś facet zgwałcił córkę, zapoznał się z opowieścią strony i zgodził na spotkanie, które umówiła dla nich Riley. Wszyscy spotkali się w sali konferencyjnej, nie licząc dziewczyny, która była ofiarą. Zayden ponownie wysłuchał strony, zadając dość bezpardonowe pytania i nie zważając na to, że matka dziewczyny była zrozpaczona sytuacją.
      — Jest pani pewna, że córka nie miała wcześniej żadnych serdecznych stosunków z tym mężczyzną? — dopytał upijając łyk kawy. Wątpliwe, że facet przyjechał na obóz po syna, a przy okazji postanowił zmusić nastolatkę do seksu. Coś w tej opowieści się nie kleiło.
      — Co ma pan na myśli, panie Miles? Ona ma siedemnaście lat!
      — Czy nie uprawiała z nim seksu, to mam na myśli, droga pani — wyjaśnił bez ogródek, na co kobieta aż się wzdrygnęła i schowała twarz w dłoniach. — Zjawisko sugar baby jest w ostatnim czasie bardzo powszechne wśród młodzieży. Macie państwo dostęp do portali społecznościowych dziewczyny, do jej telefonu lub skrzynki e-mailowej? — zapytał, na co obaj państwo pokręcili głowami przecząco. — Jeżeli założymy sprawę, obnażymy obie strony ze wszystkich sekretów, dlatego chciałbym, żebyście porozmawiali państwo z córką, zanim cokolwiek z jej życia prywatnego ujrzy światło dzienne — wytłumaczył ze stoickim spokojem. — Jej współpraca będzie miała ogromne znaczenie w tej sprawie, więc z nią również będziemy musieli porozmawiać — zaznaczył, chociaż domyślał się, że dziewczyna prawdopodobnie nie chciała o niczym rozmawiać. Może jeszcze nawrzeszczała na rodziców za to, że zdecydowali się zasięgnąć porady prawnej. Postawienie komuś zarzutów to żaden problem. Trzeba je jeszcze obronić – i tu robią się schody.

      Zayden Miles

      Usuń
  12. Jego zadaniem było przede wszystkim doprowadzenie sprawy do takiego finału, by był on najkorzystniejszy dla klienta. To był priorytet. Wygrywanie spraw było w zasadzie jedyną rzeczą jakiej oczekiwali od niego ludzie, kiedy się do niego zgłaszali, więc stawał na wysokości zadania i realizował swoje zapewnienia, dając im z reguły dokładnie to, na co liczyli, a czasami nawet wiele więcej niż mogli się spodziewać. Wykonywał konkretną robotę, bardzo często brodząc po łokcie w gęstym syfie, i do takiego działania potrzebował konkretnych informacji. Rozumiał tragedie ludzi i ofiar różnego rodzaju oprawców, albo tych oskarżonych niewinnie, których sądownictwo doszczętnie zawiodło, rozumiał ich cierpienie i gniew, ale sprawiedliwość lubi zwycięzców i choć słabszych też próbuje czasem pocieszyć, nie da się osiągnąć jej płaczem. W sądzie nikt nie będzie patrzył na to, czy ktoś cierpi, tam będą liczyły się konkretne argumenty i to one będą ważyły się na szali – nie ludzkie łzy. Wymiar sprawiedliwości to nie bajkowa kraina, tylko zderzenie ze ścianą, zwykle bardzo dotkliwe. Co mu więc po tym, że będzie empatyczny? Co mu po tym, że pogłaszcze klienta po głowie i obdarzy czułością, skoro nie dostanie informacji, która przeforsuje jego argumentację? Nie był człowiekiem od pocieszania ludzi, nie miał czasu obchodzić się z nimi jak z jajkiem. Był konkretny, chciał konkretów i w sposób konkretny działał. Jeżeli miał tym ludziom pomóc w jakikolwiek sposób, to będąc właśnie okrutnym, pewnym siebie i bezwzględnym prawnikiem, dokładnie tak, jak zarzuty, które zamierzali wysunąć drugiej stronie, bo jeżeli nie będą w stanie ich przepchnąć, to one odbiją się na nich ze zdwojoną siłą. Zayden nie walczy w ciemno, bardzo często analizuje sprawy długimi godzinami i przewiduje potencjalne ruchy przeciwnika, trochę jak w szachach, mierząc je z tymi, które sam posiada. Im więcej ich posiada, tym lepiej, dlatego oczekiwał konkretnych odpowiedzi, a nie emocjonalnej otoczki.
    Przeniósł wzrok na dłoń Riley, gdy dostrzegł, że zbliżyła ją do jego rękawa i popatrzył na nią dłużej, równocześnie słuchając toczącej się wymiany zdań. Miała zadbane dłonie, równo opiłowane paznokcie w stonowanym, nienachalnym kolorze, pasującym do jej dzisiejszej granatowej sukienki. Nie posiadała żadnej obrączki, ani pierścionka zaręczynowego, co zdążył dostrzec już wcześniej, i nosiła zegarek – tradycyjny a nie inteligentny, czyli dokładnie tak jak lubił. Granatowy kolor podkreślał jej jasną karnację i zielony kolor oczu. Zdecydowanie jej pasował, choć może nie zdawała sobie z tego sprawy.
    Nie poruszył swoją ręką, zostawiając ją dokładnie w takim samym położeniu i wrócił spojrzeniem do małżeństwa siedzącego po drugiej stronie stołu. W milczeniu kiwnął twierdząco głową na wyjaśnienia Riley, zgadzając się z jej słowami. Nie był przyzwyczajony do tak łagodnego tembru głosu, więc było to coś nowego. Coś co zasiewało spokój w otoczeniu. Nie dywagował nad tym, czy to dobre, czy złe, po prostu zauważył różnicę, nieznaczącą dla kogoś obcego, ale mocno znaczącą dla niego samego.
    Godzinna rozmowa przebiegła pomyślnie, ale Zayden od razu zaznaczył, że przy następnym spotkaniu chce rozmawiać również z ich córką, więc pracą domową rodziców było przekonanie młodej dziewczyny do współpracy. Po wszystkim podziękował krótko, opuścił salę konferencyjną i wrócił do swojego gabinetu, po drodze prosząc recepcję o sprzątniecie stołu z kubków i szklanek po gościach. Nie odpowiedział też na czyjeś powitanie, a skwitował je tylko skromnym uśmiechem, ledwie rysującym się na ustach.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy usiadł przy biurku, pobieżnie przejrzał korespondencję, z której część wrzucił prosto do niszczarki, a kiedy dostrzegł Riley stojącą za szybą, podniósł głowę i wbił w nią bliżej nieodgadnione, ale wciąż tak samo intensywne spojrzenie. A nagle wstał z fotela, wsunął dłonie do kieszeni spodni i wolnym krokiem podszedł do szyby, stając naprzeciwko Riley z niewzruszonym wyrazem twarzy. Patrzył jej prosto w oczy i trochę żałował, że przez dzielącą ich szybę nie był w stanie słyszeć jak szybko bije jej serce. Ale co jej przyszło nagle do głowy, by tak mu się przyglądać? Chwilowo zsunął wzrok na jej usta, odrobinę teraz rozchylone. Temu malinowemu odcieniowi wystarczył do podkreślenia tylko błyszczyk.
      Wrócił spojrzeniem do jej oczu i podniósł brew pytająco. Jeśli chciała go o coś zapytać, albo coś mu powiedzieć, to wystarczyło otworzyć drzwi, znajdujące się obok, i to zrobić. Chętnie się dowie, czy coś konkretnego chodzi jej teraz po głowie.

      Zayden Miles

      Usuń
  13. Do tej pory radził sobie bez towarzyszki, która na spotkaniach nadrabiałaby braki jego empatii, więc z pewnością radziłby sobie bez niej dalej. Asysta kogoś takiego nie była koniecznością, bez której nie mógł się obejść, ale nie miał nic przeciwko ocieplaniu swojego wizerunku w taki sposób. To dobrze, jeżeli był ktoś, kto potrafił w odpowiednim momencie pociągnąć temat spotkania, ale w przypadku Zaydena to wszystko też miało swoje granice, bo na poczet pieszczotliwości na pewno nie zmieni żadnych zasad, związanych z trybem swojej pracy i na pewno nie zgodzi się na świadczenie tutaj usług psychologicznych. Jeżeli ktoś chciał się wypłakać, to powinien znaleźć sobie deklarowane do tego miejsce. W tej kancelarii nikt nie miał czasu czekać na to, czy klient weźmie się w końcu w garść, czy jednak nie weźmie, bo na jego miejsce będzie kilku następnych, którzy dla odmiany wiedzą, czego oczekują. Oni nie są tutaj od rozwiązywania rodzinnych dylematów, czy problemów natury uczuciowej. Oni są po to, by walczyć o czyjeś być albo nie być i to dla takich perypetii poświęcają całych siebie.
    Ale to dobrze, że Riley potrafiła toczyć spokojne rozmowy i przebijać się przez ludzi będących w emocjonalnym potrzasku. Nie miał nic przeciwko temu, by wykorzystywała swoją serdeczną naturę do wyciągania odpowiednich informacji, ale z zasady nie poświęci nikomu więcej czasu, niż jest to konieczne, tylko dlatego, że ktoś nie potrafi oddzielić emocji od racjonalnych działań. Jeżeli ta rodzina, z którą przed momentem rozmawiali, potrzebowała pomocy, to Zayden był gotów im jej udzielić – dlatego też zgodził się na spotkanie – ale najpierw to oni sami muszą zrobić porządek w swoich sprawach rodzinnych i jednoznacznie określić, czy zgodnie idą na tę wojnę, którą zamierzali rozpętać potężnym pozwem, czy jednak nie idą. Bo nawet jeśli zarzuty można wycofać w każdej chwili, zemsta człowieka, przeciwko któremu wystąpią, może okazać się nieodwracalna i bolesna w skutkach.
    — Zobaczymy — skwitował jej słowa, a po chwili odwrócił się na pięcie i powrócił do swojego biurka. Jeżeli chodzi o rodzinę, to dał im szansę, więc teraz to już kwestia tego czy postanowią z niej skorzystać, a jeżeli chodzi o udział Riley w tej sprawie, to był więcej jak pewien, że zostanie do niej przydzielona. Zamierzał wziąć udział jeszcze w tym jednym spotkaniu z udziałem ich córki, żeby zorientować się w sytuacji i upewnić, że dziewczyna po kilku dniach nie wywinie im kota ogonem, a potem całą resztę, to znaczy zbieranie dowodów i rozmowy ze świadkami, zostawi do realizacji w dłoniach Riley. A jak już zbiorą komplet, wtedy złoży sprawę na policji i odpowiednio się do wszystkiego przygotuje.
    Z każdym kolejnym dniem coraz bardziej przyzwyczajał się do obecności Riley, urzędującej po drugiej stronie szyby, i już nawet jej głośniejsze pożegnania czy powitania nie wybijały go z pantałyku tak, jak na samym początku. Oczywiście, nadal nie nawiązywał z nią kontaktu, jeżeli nie musiał i doceniał to, że ona też starała się ograniczać do niego tylko wtedy, gdy czegoś potrzebowała. Nauczyli się funkcjonować we dwoje i nawet Edward pewnego razu zwrócił na to uwagę, gdy przyszedł do gabinetu Zaydena i zobaczył Riley swobodnie pracującą pod jego okiem. Cieszył go fakt, że dał kobiecie szansę, bo od początku uważał, że na nią zasługiwała, ale jeszcze bardziej zadowalało go to, że oboje znaleźli wspólny język na tyle, by realizować współpracę i wyciągać z niej korzyści. Riley wzięła sobie do serca wszystkie zasady, o których Zayden wspomniał jej podczas pierwszej rozmowy, bo nie zakłócała ciszy żadnymi pikantnymi ploteczkami, nie licząc nucenia popularnych kawałków od czasu do czasu, na co tylko raz Zayden postanowił zamknąć drzwi, gdy te były akurat otwarte.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Co prawda, zauważył, że Robert zaczął odwiedzać ją coraz częściej i że rozsiadał się na krzesełku obok biurka, kiedy ona przeglądała papiery, a potem zagadywał ją niezobowiązująco. Może nie był ekspertem od ludzkich zachowań, ale trochę ich w życiu przerobił i musiałby być naprawdę ślepy, żeby nie zauważyć, że Riley po prostu spodobała się Robertowi. Ale to nie oznaczało, że miał prawo swoją obecnością dysharmonizować jej pracę w godzinach, w których powinna skupiać się wyłącznie na obowiązkach.
      — Nie masz nic do roboty, Walton? — zapytał go, gdy pewnego razu wszedł do pomieszczenia Riley bez pukania, a Robert siedział na stołku i coś jej opowiadał. — To najwidoczniej nie jesteś tu nikomu do niczego potrzebny — zauważył, gromiąc go gniewnym spojrzeniem. — Wysłałbym cię do pomocy do personelu sprzątającego, ale jestem przekonany, że to też spierdolisz. Idź do ojca, niech da ci jakieś bezstratne dla fimry zajęcie. — Wymownie kiwnął głową w kierunku drzwi, a kiedy Robert wstał, bąkając coś pod nosem, Zayden posłał jeszcze Riley krótkie spojrzenie i wrócił do siebie. Zdawał sobie sprawę, że był dla niego wredny, ale ten facet działał mu po prostu na nerwy. A i tak starał się hamować ze względu na Edwarda.
      Kolejne spotkanie z rodziną również odbywało się w sali konferencyjnej. Tym razem na miejscu była obecna Caroline z rodzicami, aczkolwiek dziewczyna nie odzywała się wcale, jeśli nie padło w jej kierunku żadne pytanie, natomiast na te, które padły, odpowiadała naprawdę zdawkowo. Ewidentnie została zmuszona do tego, żeby pojawić się w kancelarii, ale właśnie czegoś takiego Zayden spodziewał się po ostatniej rozmowie, więc wcale go to nie zaskoczyło. Dziewczyna była zestresowana i rozumiał to. Została skrzywdzona, ale przekładała strach ponad krzywdę, bo strach bolał mniej. Przynajmniej na razie.
      — Jeżeli jesteście państwo pewni, zaczniemy od zgłoszenia sprawy na policję. Mężczyzna zostanie zatrzymany w areszcie do czasu wyjaśnienia sprawy. Policja zorganizuje nagrania z monitoringu i nakaz niezbędny do przeszukania osobistego mienia — wyjaśnił, siedząc wygodnie na krześle ze spojrzeniem utkwionym w Caroline, która toczyła w sobie jakąś wewnętrzną batalię.
      — Dobrze, panie Miles. — Matka dziewczyny pokiwała pośpiesznie głową, gotowa zgodzić się na wszystko, byleby ukrócić sobie tego spaceru przez piekło.
      — Caroline? — Zayden zwrócił się do dziewczyny, którą cały czas obserwował, ale ona nawet nie podniosła spojrzenia. Siedziała spięta i skubała skórki przy paznokciach, aż matka potrząsnęła ją za ramię i wytrąciła tym z równowagi. Dziewczyna raptownie zerwała się z krzesła, robiąc trochę hałasu, gdy mebel przesunął się po gładkim gresie podłogowym.
      — Mamo, chodźmy do domu, błagam! Ja nie chcę żadnej policji, żadnej sprawy, rozumiesz? Dlaczego tak się uparliście, mówiłam już wam, że to nie jest potrzebne! — wyrzuciła z siebie podniesionym tonem.
      — Caroline, rozmawiałyśmy przecież! — Kobieta spojrzała na nią, rozkładając bezradnie ręce. — Powiedziałaś, że boisz się tego mężczyzny! Dlaczego nagle zmieniłaś zdanie?
      — Nie chcę żadnej sprawy, ani żadnej rozmowy z adwokatami i z policją, on nic mi nie zrobił, wracam do domu — powtórzyła, splatając ramiona. Matka dziewczyny nie wytrzymała napięcia i zaczęła płakać z bezsilności, a Zayden bez mrugnięcia wskazał ręką drzwi.
      — Proszę bardzo, tam są drzwi — powiedział do Caroline, ale dziewczyna drgnęła zaskoczona, bo chyba nie spodziewała się tego, że zostanie ot tak wyrzucona. — Proponuję żebyś przeszła się schodami. Może dwadzieścia jeden pięter wystarczy ci do tego, żebyś zastanowiła się, czy zostałaś skrzywdzona, czy jednak tylko ci się pomyliło — powiedział, dalej wskazując ręką drzwi.
      — Nic mi się nie pomyliło! — Od razu warknęła w odpowiedzi, a wtedy Zayden opuścił rękę i wziął głębszy wdech. Oczywiście, że jej się nie pomyliło, doskonale o tym wiedział, ale teraz, skoro się do tego przyznała, to byli już krok do przodu. Wydarzyło się coś wbrew jej woli i to była podstawa do założenia odpowiedniej sprawy.

      Zayden Miles

      Usuń
  14. [A dziękuję pięknie za powitanie! Kompletnie mnie rozwalił ten idealny plan zbrodni na Timie, rzućmy go pod tramwaj, niech jedzie aż do zajezdni! Planuję, by w przyszłości Yuri w końcu zaznała życiowego spokoju, bo póki co tylko turbulencje… Naiwna dziewucha podejmuje tylko złe decyzje! Zdjęcie Riley pamietam z Plotkary, tym bardziej, bo ogromnie mi się ono spodobało, taka prześliczna, delikatna dziewczyna i pasuje do postaci. Chęci na wątek mam, ale głowie się, jak połączyć nasze panie. Yuri w mieście jest kompletnie nowa, więc musiałybyśmy znajomość zacząć od podstaw, ale to też jakiś punkt zaczepienia, bo pewnie samotność jej doskwiera. Myślę, że może odetchnąć, gdy Tim wyjeżdża z miasta w interesach, i wtedy nasze panie mogłyby się spotkać… może w SPA, które wyczytałam w karcie? Długi weekend odpoczynku, idealne miejsce, gdzie można z kimś porozmawiać, a myślę, że jeśli Yuri odnazłaby kogoś skorego do rozmowy, raczej nie pozwoliłaby mu aż tak łatwo odejść :D]

    OdpowiedzUsuń
  15. [O, super, bo ja chyba dopiero wieczorem będę miała czas, by na spokojnie siąść do komputera. Żadnych specjalnych życzeń nie mam, także czekam cierpliwie 🖤]

    OdpowiedzUsuń
  16. Nie licząc bezpośrednich, chłodnych uwag, które na ogół rzucał bez przejęcia, nie zdarzało mu się wybuchać niekontrolowaną złością, która niszczyłaby wszystko, co niefortunnie znalazło się na drodze. W jego usposobieniu chodziło właśnie o to, że on nie był ani agresywny ani nerwowy, ani nawet zbyt awanturniczy, ale był za to niewyobrażalnie cyniczny i pełen pogardy, co czasami było gorsze, niż gniew w jakimkolwiek wydaniu. Bo z gniewem można było sobie poradzić, można było go zignorować i łatwo o nim zapomnieć, natomiast uderzenia trafiające w najczulsze punkty ludzkiej świadomości, w które Zayden zawsze celował, mogły jeszcze przez długi czas odbijać się echem w ludzkiej głowie, czy nawet kłaść się cieniem na szarej codzienności. On nie potrzebował brudzić sobie rąk fizycznymi ciosami, ponieważ potrafił operować słowem w taki sposób, by wbić człowieka w podłogę, nie ruszając przy tym choćby małym palcem. I wiedział o tym każdy, kto chociaż raz mu podpadł, co oczywiście nie oznacza, że nie trafił nigdy na kogoś równego sobie. Ojca miał dla przykładu dwa razy gorszego, niż on sam, a musiał mierzyć się z nim przez całe dotychczasowe życie. To prawdopodobnie dlatego był teraz odporny na piekło, które sam potrafił zgotować komuś innemu.
    Nie czuł się zmęczony tym dłużącym się spotkaniem, co po prostu znudzony. I chyba pierwszy raz w pełni odczuwał wdzięczność za obecność asysty na spotkaniach, bo Riley miała przynajmniej werwę do tego, by wymuszać na Caroline zeznania i to ona ostatecznie w całości przejęła rolę przebijania się przez jej młodzieńczy bunt. On pozostał tylko przy rozwiewaniu wszelkich wątpliwości ze strony prawnej, jeżeli jej rodzina dopytywała akurat o procedury, czy o to, co w zasadzie może grozić facetowi, który ją wykorzystał. Oczywiście, cel był taki, żeby trafił za kratki, ale że przeciwnik nie był jakimś szarym Kowalskim spod Wallmartu, tylko człowiekiem biznesu, dobrze będzie, jeśli dostanie wyrok, zakaz zbliżania się i zapłaci sowite odszkodowanie. Niewykluczone jednak, że podczas sprawy wyjdą jeszcze inne kwiatki, które go pogrążą, więc odsiadki Zayden wcale nie wykluczał, ale równocześnie na tym etapie sprawy jej też nie gwarantował.
    Wydawałoby się nawet, że państwo opuszczali ich kancelarię trochę bardziej spokojni, niż poprzednio, ale była to zasługa Riley, która po prostu dbała o ich komfort psychiczny. Gdy wyszli, został jeszcze chwilę w konferencyjnej, żeby odebrać telefon od człowieka z organizacji Innocence Project, z którą współpracował, a kiedy skończył rozmawiać, odczytał wiadomość i wsunął telefon do wewnętrznej kieszeni marynarki. Chciał powiedzieć Riley, że od teraz będzie zajmowała się sprawą Caroline bezpośrednio, co oznaczało również to, że w razie potrzeby będzie spotykała się z nimi osobiście, bez niego, ale zdążyła już wyjść, a kiedy wyszła, w głównym holu natychmiast rozległ się huk uderzającego o podłogę kartonu, a także sylwetki, która bliskiego spotkania z podłogą również nie uniknęła.
    Zayden nie był jedynym, który wyszedł na hol, żeby zorientować się, co to za hałas. Recepcjonistki wychylały się z zza biurka zszokowane, a Edward, który wypadł ze swojego gabinetu, był już przy kurierze i podawał mu rękę, żeby mógł wstać, a przy okazji sprawdzić, czy poza obiciem sobie tyłka, niczego dodatkowo nie złamał. Trochę kulał na lewą nogę, ale zapewniał, że wszystko jest dobrze, i żeby w ogóle nie zawracać sobie nim głowy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Przeprosił też Riley, wyraźnie zestresowany tym zajściem i swoją nieuwagą. Że też mu się trafiło odwalić taką manianę akurat w kancelarii dwóch diabłów. Ewidentnie chciał się upewnić, że z Riley wszystko dobrze, czym prędzej stąd czmychnąć i zostać zapomnianym.
      — Wszystko w porządku, pani Gray? — Zayden zlustrował ją bacznym spojrzeniem, gdy podszedł bliżej i na tyle blisko, że mogła bez trudu poczuć jak pachnie kardamonowo-waniliowy Clive Christian No.1, którego używał. Oczywiście, nie dało się nie zauważyć plamy po kawie, która wylądowała na dekolcie jej białej sukienki, ale to był przecież najmniejszy problem, gdy mogła oberwać ciężkim kartonem i odnieść jakieś poważniejsze obrażenia. Ma kurier szczęście, że nie uszkodził mu asystentki, bo nie byłby w tej chwili dla niego tak wyrozumiały i gówno by go obchodziło, że wypadki się zdarzają.

      Zayden Miles

      Usuń
  17. Z racji tego, że był facetem, to oczywiście doceniał widok szpilek, które seksownie podkreślają kobiecą nogę, ale teraz, kiedy tak patrzył na stopę Riley, dochodził do wniosku, że to naprawdę niebezpieczne chodzić na co dzień w tak wysokich obcasach. Akurat w kancelarii mieli piękne, równe podłogi, ale wystarczyło wyjść na zewnątrz, by wsadzić tę szpilę pomiędzy kostkę brukową i przez przypadek i czystą nieuwagę, narazić się na dotkliwy uszczerbek na zdrowiu. Na pewno kobiety wiedziały, jak stawiać stopy, żeby w te szpary pomiędzy brukiem nie nadepnąć, ale to i tak wydawało się ryzykowne, zwłaszcza dla faceta, który poza zmysłowym widokiem dostrzega również niebezpieczeństwo wynikające z otoczenia. Zastanowił się nad tym wszystkim, przez kilka sekund wpatrując się w jej nogi, aż w końcu podniósł spojrzenie, przypominając sobie o tej plamie kawy, która burzyła ład i skład jej kreacji. Tak, to był większy problem, niż zastanawianie się nad tym, czy dobrze wyglądające obcasy są na pewno bezpieczne. Zarejestrował, że nie miała nic na przebranie, ale on też nie miał szafy pełnej kobiecych wdzianek – ba! Nie miał tu ani jednego kobiecego wdzianka, więc nie był w stanie poratować jej dosłownie niczym, co mogłaby założyć i swobodnie się w tym komuś pokazać. Najsensowniej byłoby wysłać ją do domu, ale musiała tam jakoś dotrzeć. Z plamą oczywiście mogła, ale byłoby dobrze, gdyby zdążyła chociaż wyschnąć, a tego też nie byli w stanie zrobić w minutę, bo w kancelarii nie było ani suszarki, ani farelki, w zasadzie nie było tu niczego na takie wypadki, bo one albo się nie zdarzały, skoro nikt o nich nie mówił, albo każdy miał tutaj coś zapobiegawczo na przebranie i z tej formy pomocy korzystał, gdy coś podobnego jednak się działo.
    Zayden spojrzał na kuriera, którzy ułożył przesyłki pod ścianą i przeprosił raz jeszcze z pokorą, a potem szybko oddalił się do drzwi i za nimi zniknął. Edward zacmokał pod nosem bezradnie, bo choć plama na sukience to nie koniec świata, sam nie wiedział, jak mógłby temu zaradzić. Teoretycznie wysłałby Roberta, żeby przywiózł jej jakiś ciuch, ale przecież obcy facet nie będzie łaził po jej mieszkaniu, więc nawet tego nie zaproponował. Najlepszym rozwiązaniem było teraz tylko to, żeby Riley pozwoliła sukience wyschnąć, a później któryś odwiezie ją do mieszkania i sprawa załatwiona.
    — W takim razie pójdę na spotkanie sam — oznajmił, w ogóle nie zawracając sobie głowy istotą spotkania, bo zawsze chodził na nie sam i było to dla niego normalne i oczywiste. Zresztą, to był tylko klient, a spotkanie zawsze można przełożyć, szczególnie, że nie jest to żadna nagląca sprawa, która nie cierpiałaby zwłoki.
    — Może pani pójść na chwilę do mojego gabinetu — powiedział, kiedy wszyscy się rozeszli do swoich obowiązków, i wskazał dłonią kierunek do siebie. Zabrał jeszcze tylko przesyłkę zaadresowaną na własne nazwisko i ruszył do gabinetu zaraz za Riley, myśląc nad jakimś sensownym rozwiązaniem, choćby i takim chwilowym. Gdy weszli do środka, zamknął drzwi za swoimi plecami, położył list na biurku i podszedł do szafy, w której schowane były przede wszystkim papierzyska różnej maści, ale miał tam powieszoną również koszulę, tak na zapas, gdyby kiedyś wydarzyło się coś niekontrolowanego z jego ciuchem.
    Zdjął ją z wieszaka, obejrzał krótko z kilku stron i podał Riley.
    — To jedyne sensowne rozwiązanie na ten moment — stwierdził. Chyba pierwszy raz w historii swojej kariery pożyczał komuś koszulę, ale, cóż – siła wyższa.

    Zayden Miles

    OdpowiedzUsuń
  18. Yuri obudziła się we wspaniałym humorze, bo gdy otworzyła oczy i z przyzwyczajenie przesunęła dłonią po pościeli, nie trafiła na nic — a to przypomniało jej, że przez następne kilka dni nikt nie będzie jej towarzyszyć… No, może poza wszystkimi tymi ludźmi, którzy kręcili się po domu, by spełniać każdą jej najgłupszą zachciankę. A od jakiegoś czasu głowiła się i trudziła, by stawiać im coraz wyższą poprzeczkę, które, co przyjmowała z nieukrywanym zawodem, wydawały się nie sprawiać im żadnego problemu. Więc kiedy zajadała się śniadaniem — bouyiourdi z chrupiącym chlebem — na tarasie, popijając mimozę, doszła do wniosku, że to smutne, iż ostatnio jej ulubioną rozrywką stały się jakieś wyimaginowane zawody z sztabem pomocy domowej.
    Próbowała już z nimi rozmawiać, ale oni ewidentnie nie chcieli rozmawiać z nią. Nie wiedziała dlaczego. Może obawiali się Tima — jak chyba wszyscy, którzy poznali jego prawdziwą naturę — albo po prostu za nią nie przepadali. Raz tylko wprosiła się z kolacją do części domu, w której pomieszkiwali, ale szybko i bardzo grzecznie, choć stanowczo, ją stamtąd wyprosili. Przecież nie wypadało.
    Przechadzała się po sypialni z kieliszkiem w jednej ręce, z telefonem w drugiej, starając się wyszukać w okolicy jakiegokolwiek miejsca, w których mogłaby zabić czas. Długa, biała, półprzezroczysta podomka obszyta koronką ciągnęła się za nią, gdy stukała obcasami po drewnianym parkiecie pokoju, bezmyślnie robiąc kółka.
    Godzinę później parkowała samochód pod wejściem do luksusowej kliniki SPA. Nie musiała nawet płacić, wystarczyło, że powiedziała, że jest umówiona na nazwisko Weisberger, a przemiłe panie zaprosiły ją do środka na jedno z siedzeń prywatnej poczekalni. Widziała, jak bardzo starały się ją zadowolić. Pytały trzy razy, czy naprawdę nie będzie miała nic przeciwko, jeśli zaproszą ją do gabinetu, w którym już ktoś przebywa, by nałożyć jej maseczkę. I choć próbowała ze wszystkich sił być dla nich uprzejma i nie wydawać się upierdliwym, bogatym potworem, za którą ją miały, nie przestawały pytać. Musiała sama otworzyć drzwi, by je przekonać, że to nic wielkiego.
    — Cześć — mruknęła niepewnie do blondynki siedzącej obok, gdy już sama usadowiła się wygodnie na fotelu. Badała jej wyraz twarzy przez chwilę, zanim zdecydowała się ponownie odezwać: — Jestem Yuri. — Nieznajoma wydawała się… bardzo sympatyczna, przynajmniej na pierwszy rzut oka. Nie żeby to miało jakieś znaczenie, bo przecież udało jej się poznać już wiele żmij w ciele piękności, ale życie ją niczego zdawało się nie uczyć. — Nie ma to jak ucieczka od szarej rzeczywistości i odrobina relaksu, co? — paplała głupio, starając się podtrzymać rozmowę.

    OdpowiedzUsuń
  19. Nigdy nie był człowiekiem powściągliwym w jakiejkolwiek dziedzinie życia, zwłaszcza w kontaktach z płcią przeciwna, ale te sprawy zawodowe zawsze miały dla niego odrobinę inne znaczenie i starał się za wszelką cenę nie zacieśniać kontaktów z podwładnymi bardziej, niż to konieczne. Rzadko zgadzał się nawet na wspólne wyjście na lunch, głównie ze względu na to, że miał trochę rozpoznawalną twarz, a w ostatnim czasie dziennikarze szukali go po mieście tylko po to, żeby odpowiedział im na jakieś durne komentarze i pytania, bo wszyscy byli ciekawi, co było powodem tego rozłamu w ich rodzinnej kancelarii i jak to możliwe, że Walton zgodził się z nim współpracować, skoro toczył wieloletnią batalię z jego ojcem. Wątpliwe, że kiedykolwiek poznają ten prawdziwy powód, ale przez to potrafili łazić i psuć krew nie tylko jemu, ale i Edwardowi, który był dość przeczulony na punkcie swojej prywatności i wściekał się, gdy ktoś przykładał mu dyktafon pod nos, a później zasypywał gradem pytań lub słów wyjętych z kontekstu. Zayden pozbywał się więc wszelkiego ryzyka i nie rozwijał znajomości służbowych w żaden szczególny sposób, i nieważne, że tym razem trafiła się kobieta, za którą nie dało się nie przesunąć dyskretnym wzrokiem. Tak, to wymagało dużych pokładów wewnętrznej dyscypliny, ale praca to praca, a zasady to zasady. Za patrzenie nic mu nie grozi. Tylko, że teraz Riley prosiła go o pomoc z zamkiem, a to oznaczało, że będzie musiał ją dotykać i wcale nie byłby z tego powodu zły, gdyby nie ten istotny fakt, że jest jej szefem, i że miał całą listę zasad związanych właśnie z tym faktem.
    — Chce pani, żebym panią rozebrał? Doprawdy? — Zapytał, patrząc na Riley z rozbawionym wyrazem twarzy, bo oczywiście nie prosiła go o to, żeby ją rozebrał, tylko żeby pomógł jej z rozpięciem zamka, ale rozpinanie zamka to jakaś składowa rozbierania, więc nie mógł przepuścić okazji do złapania Riley za słówko. Nie umknęło mu również to, jak ucieszyła się z podarowanego skrawka odzieży. Boże, czy on kiedykolwiek miał w sobie choć krztę takich zasobów entuzjazmu, jak ona? Czy potrafił kiedykolwiek cieszyć się z takich drobnostek? Zdecydowanie nigdy. I nawet nie znał zbyt wielu ludzi, którzy potrafili robić to w ten sposób.
    Zerknął na ten zamek, kiedy Riley zrezygnowana odwróciła się i zawróciła do drzwi, a potem westchnął ciężko i bez słowa skierował się najpierw do wyjścia z gabinetu, a później w stronę łazienek. Jak mogła się domyślić, była to jego niema zgoda na ten akt. Ale to jeden, jedyny wyjątek, kiedy zgodził się na coś takiego i miał nadzieję, że Riley będzie miała to na uwadze, i że zniesie tutaj jakiś zapasowy ciuch, gdyby do kancelarii znów wpadł jakiś zakręcony kurier i przypadkiem potrącił ją na korytarzu.
    Kiedy dotarli, otworzył drzwi do damskiej toalety i wpuścił Riley przodem, po czym zamknął je za nimi z lekkim trzaskiem. Łazienka nie była zbyt duża, ale taki metraż wystarczał, żeby załatwić swoje potrzeby. W środku znajdowała się toaleta, zlew, prysznic i wysokie lustro na ścianie do przeglądania się w nim, gdyby ktoś miał również potrzebę dbania przesadnie o swoją prezencję. Oczywiście były też ręczniki papierowe, mydło i inne przybory niezbędne do podstawowej higieny.
    Zatrzymał się tuż za plecami Riley, gdy zdjęła żakiet, i spojrzał na jej odbicie w lustrze. Podnosząc dłonie do jej karku, lekko przechylił głowę w bok, po czym musnął palcami skórę przy krawędzi sukienki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musiał złapać materiał tak, żeby ten drobny suwaczek w ogóle zechciał współpracować. A to nie były proste w obsłudze zamki – znał je, wiedział, że lubiły wcinać materiał w najmniej oczekiwanym momencie, dlatego musiał zrobić to starannie, żeby niczego nie uszkodzić. Bez słowa zaczął ciągnąć suwak w dół, obserwując swój ostrożny ruch i to, jak materiał sukienki luzuje się na jej sylwetce. Gdy dotarł do końca suwaka, który znajdował się na wysokości jej bioder, podniósł wzrok na jej odbicie w lustrze. Czy to aby na pewno dobrze, że założył sobie te służbowe zasady? Po co ci to, Zayden, no powiedz: po co?
      Zamek został rozpięty, ale on dalej stał tak blisko, jak do tej pory i wpatrywał się intensywnie w jej lustrzane odbicie. Przyglądał się zielonym oczom i delikatnie zarysowanej linii ust. Zerknął tez na wisiorek, który zdobił jej szyje, ale tylko chwilowo, tak w ramach nieśpiesznej wycieczki po tym, co oferowała jej aparycja.

      Zayden Miles

      Usuń
  20. Wycelował spojrzenie w jej oczy, kiedy się odwróciła i sprawiła, że ich twarze dzieliło od siebie tylko kilkanaście centymetrów dziwnie napiętej odległości. Pierwszy problem polegał na tym, że uwielbiał utrzymywać kontakt wzrokowy z rozmówcą, a i była to jego codzienność w pracy oraz w życiu prywatnym, więc nic nie stało na przeszkodzie, by wpatrywał się w nią teraz niewzruszenie i mierzył spojrzeniem bez końca. Tym bardziej, że rzadko spotykał oczy w kolorze wiosennej zieleni, więc była to miła odmiana, móc popatrzeć na coś wyjątkowego. Coś, co nie ucieka zbyt szybko, jakby w obawie, że spojrzy zbyt głęboko i dostrzeże w nich sekrety, których nigdy dojrzeć nie powinien. Ciekawe, ile tajemnic skrywała ta dusza w dwudziestopięcioletnim ciele, ile miała skaz, a ile blizn nieodgadnionych do tej pory przez nikogo. Może zgadłby nawet, że jej serce nie było wcale wolne od rys, ale zgadywanki nigdy go nie satysfakcjonowały, więc po prostu się tego dowie, choć nie teraz, bo od tego wpatrywania się w siebie bez przerwy, w końcu zdrętwiałyby im nogi.
    Intrygowała go jednak, ale ciężko powiedzieć, czy to dobrze w przypadku człowieka takiego jak on, bo drugi problem Zaydena Milesa polegał na tym, że on nie miał oporu z przekraczaniem granic, zarówno psychicznych, fizycznych, jak i moralnych, a ona właśnie znalazła się pod jego ostrzałem, prowokując do wciskania spustu. To dlatego stał przed nią bez cienia wstydu, wyprostowany i bezkompromisowy, a z jego postawy nie uleciała nawet kropla pewności siebie, nawet, gdy ktoś szarpnął kilkukrotnie za klamkę, żeby dostać się do środka. Co on zrobiłby z nią, gdyby nie była jego pracownicą? Dużo niemoralnych rzeczy, zdecydowanie.
    Miał świadomość, że teraz musi się trochę hamować, ale ta świadomość wcale nie przeszkodziła mu przed zbliżeniem się do Riley bardziej, przed oblizaniem dolnej wargi swawolnie i przed położeniem dłoni na zlewie po jej bokach tak, żeby zamknąć ją w swojej prywatnej klatce. Był już tak blisko, że ich nosy prawie o siebie wadziły, a plecom Riley brakowało wolnej przestrzeni przez ceramikę, o którą się opierały. Nie wyglądał na kogoś, kto żartuje, kto miałby zaraz uśmiechnąć się uroczo i przestać. Wyglądał poważnie, jak ktoś, kto w każdej chwili może wziąć sobie to, co chce, i tak samo poważnie wtargnął w jej przestrzeń osobistą. Na dodatek dobrze o tym wiedział, tylko że gówno go to obchodziło.
    — Będą pani do czegoś jeszcze potrzebne? — Zapytał z nonszalanckim uśmiechem, tuż przy jej policzku. Nie rezygnował z przyglądania się jej twarzy, z obserwowania oczu, ani nasłuchiwania oddechu, który chyba stracił miarowy rytm. Bo trzeci problem Zaydena Milesa polegał na tym, że nigdy nie zrobiłby niczego wbrew woli kobiety, ale potrafił przegiąć, byleby udowodnić tej drugiej stronie, że znajduje na przegranej pozycji i to niezależnie od starcia. Był więc blisko, może nawet za blisko, ale nie na tyle blisko, by mogła cokolwiek mu zarzucić. Ale pachniała doskonale i była piękna, z bliska jeszcze bardziej, teraz nie miał co do tego żadnych wątpliwości. Musiał zatem uważać, bo prawdopodobnie nie potrzebowałby wiele więcej, oprócz jej zgody, by skreślić listę wszystkich swoich zasad.
    Zabrał jedną rękę ze zlewu i wsunął ją do kieszeni swych spodni, dając jej tym samym szansę na wydostanie się z tej pozornej klatki. Ona cały czas miała na sobie zachlapaną sukienkę, a ktoś cały czas próbował dostać się do środka. Jeżeli jego dłonie nie były już jej potrzebne, zabierze je i wyjdzie, ale musiał usłyszeć odpowiedź. Tak niewiele wystarczyło, by pozbyć się jego ciężaru i odzyskać dostęp do powietrza. Tylko jedno, krótkie słowo. Nie.

    Zayden Miles

    OdpowiedzUsuń
  21. Potraktowałby ją jako całkiem przyjemne wyzwanie, aczkolwiek była pracownicą jego kancelarii, więc automatycznie nie mogła, albo przynajmniej nigdy nie powinna, znaleźć się na liście jego prywatnych celów. Zainteresowała go jednak, bo miała w sobie trochę znaczących kontrastów, które w normalnym przypadku mogłyby stać do siebie w opozycji, a tutaj nie kolidowały nawet w małym calu, tylko przeplatały się płynnie między sobą, tworząc tą małą mieszankę wybuchową. Była pewna siebie i zdeterminowana, ale z drugiej strony na tyle rozważna, by zatrzymać tę determinację w odpowiednim momencie. Nie wyglądała na rasową femme fatale, a może nawet unikała przelotnych i szybkich romansów, skoro nie zainteresował jej Robert, który miał do zaoferowania chociaż przystojną aparycję, ale posiadała naturalną zdolność do uwodzenia i demonstrowała ją przed nim właśnie teraz. Ale istotne było to, że mimo wszystko nie przekraczała granic. Nie ważne jak blisko niej się znalazł, jak mocno ją prowokował i dociskał, naginając przestrzeń osobistą właśnie po to, żeby zrobiła coś niemoralnego – ona nie spróbowała go nawet dotknąć. Nawet palcem nie musnęła materiału jego marynarki. I doceniał to, bo albo szanowała zasady wynikające z pracy i z ich zawodowej relacji, albo po prostu nie interesowała jej pierwsza lepsza okazja. A może i jedno i drugie? Na ten moment z pewnością mógł stwierdzić, że miała odpowiednio wyważony charakter, a to, że potrafiła flirtować z gracją, tylko dodawało mu smaczku.
    Gdy odpowiedziała, kącik jego ust drgnął, przywołując na twarz rubaszny wyraz. Czy powinien był spodziewać się innej odpowiedzi? Zdecydowanie nie. To było właśnie takie w stylu Riley: ta niewinna dwuznaczność, grzecznie przemycona między słowami. Możliwe, że po tych kilkunastu dniach współpracy, poznała go na tyle, żeby wiedzieć, że zapamięta te słowa i uczepi się ich przy odpowiedniej okazji. Gdyby odpowiedziała nie, sprawa byłaby prosta, a gra między nimi zostałaby zakończona, tymczasem zostawiła otwartą furtkę, zarządzając jedynie przerwę do kontynuowania jej w późniejszym terminie.
    — Doskonale — odparł bezwstydnie, jakby na to właśnie liczył, i popatrzył na Riley jeszcze kilka sekund, zastanawiając się, jak mogłyby smakować jej usta. A potem odsunął się i ruszył do wyjścia z łazienki, wychodząc z pomieszczenia bez słowa. Zlustrował chłodnym spojrzeniem kobietę, która szarpała za klamkę, a teraz uśmiechnięta patrzyła na niego z zaskoczeniem, i nie zawracając nią sobie głowy, powiedział tylko, że łazienka dalej jest zajęta, po czym odszedł.
    A później, standardowo, siedział spokojnie w swoim gabinecie przy biurku, sprawdzając postępy prac, w tym pismo obronne dla klienta z Krajowego Komitetu Partii Demokratycznej. Nie musiał niczego w nim poprawiać, więc je zaakceptował i przesłał do Riley wiadomość e-mailową odnośnie sprawy Caroline, którą będzie się zajmowała. Skupiony na zadaniach, nie zwracał uwagi na pomieszczenie, w którym urzędowała, więc nawet nie zarejestrował momentu, w którym się tam pojawiła. Tylko kiedy podniósł się z fotela, żeby sięgnąć z półki jeden z kodeksów, zerknął kontrolnie w kierunku szyby, ale zaraz wrócił na miejsce, otworzył tomiszcze na jednej z kilkuset stron i zaczął szukać niezbędnych dla siebie informacji, znów dając się pochłonąć się koncentracji. Raz siedział odchylony na fotelu, wpatrując się gdzieś przed siebie i intensywnie myśląc, a drugim razem, wciąż tak samo odchylony na krześle i zamyślony, skupiał wzrok na kartce papieru, na której szkicował niezobowiązujący art. Niestety nie posiadał ołówka w kolorze wiosennej zieleni, ale nie miało to znaczenia, skoro ten właściwy obraz cały czas utrzymywał się w jego pamięci.

    win win 😈

    OdpowiedzUsuń
  22. Te kilka tygodni wspólnej pracy w zupełności wystarczyło mu do tego, by mieć pewność, że Riley poradzi sobie z przygotowaniem materiału do rozprawy, więc przekazanie jej sprawy Caroline to była zaledwie kwestia napisania wiadomości mailowej. Nie zastanawiał się nad tym prawie wcale, bo miał świadomość, że Riley jest ambitna, skrupulatna i do tego gotowa do poświęceń, więc włoży całe w serce w przygotowanie wszystkiego i dopięcie na ostatni guzik, nawet jeśli na rzecz tej sprawy miałaby zrezygnować z czasu wolnego. Oczywiście, to nie oznaczało, że on pozostanie bierny i przyjdzie na gotowe – kiedy w następnych dniach Riley rozmawiała z rodziną i dowiadywała się czegoś o stronie, on odwiedził kolegę w jednostce policyjnej i poprosił o zorganizowanie nagrań z monitoringu, a także o dostęp do policyjnej bazy człowieka, przeciwko któremu mieli występować. I to wszystko poza światłem prawa, ale kto w tych czasach gra w stu procentach fair? Gdyby tak było, do więzień nigdy nie trafialiby niewinni ludzie, tymczasem takich przypadków jest całe mnóstwo. W tych czasach dobrze jest mieć pieniądze, albo znajomości, szczególnie jeśli ma się w planach zadzieranie z wymiarem prawa.
    Spędził więc trochę czasu poza kancelarią, bo nie wszystko było do załatwienia od ręki, ale kiedy siedział w fotelu w swoim gabinecie, w głównej mierze zajmował się sprawami, w których potrzebował go Edward. I tak sobie momentami myślał, czemu Walton nie ściągnął Riley na miejsce Roberta, skoro przy takim stopniu skomplikowania spraw, ona przydałaby mu się bardziej, niż jego marna kopia, ale doszedł w końcu do wniosku, że może nie był po prostu w stanie przepchnąć syna na jakieś gorsze stanowisko. Trzeba przyznać, że w roli ojca Edward sprawuje się bardzo dobrze, a przede wszystkim lojalnie i skoro obiecał synowi posadę we własnej kancelarii, jeżeli ten będzie uczył się na Stanfordzie, to obietnicy dotrzymał – już trudno, że kosztem samego siebie. Gdyby to jego ojciec był taki lojalny, dziś Zayden byłby naprawdę szczęśliwym człowiekiem i znajdowałby się w zgoła innym miejscu. Ale w życiu nie można mieć wszystkiego. Podobno.
    Przyniósł sobie do gabinetu zapasową koszulę, w ogóle nie przejmując się tym, że poprzednia do niego nie wróciła. Akurat tych od Garavaniego miał zawrotną ilość, poza tym nie przywiązywał większej wagi do tego rodzaju dóbr materialnych, nawet jeśli używaną koszulę Valentino dałoby się opchnąć na eBayu za jakieś pięćset dolarów. Może przypasowała jej do jakiejś stylówki, a może Riley nie miała czasu odebrać jej z pralni. Jeśli miałby obstawiać którąś z opcji to zdecydowanie tą drugą, bo Riley nosiła się bardzo elegancko i kobieco, więc wątpliwe, że chciałaby na co dzień paradować w męskiej koszuli. Zresztą, nie licząc dnia, w którym doszło do wypadku z kurierem, więcej jej w niej nie widział.
    Ostatnio nie zostawał w pracy po godzinach, więc mógł poświęcić czas na aktywności ruchowe, dlatego po wyjściu z kancelarii udał się na obiad, a później prosto na trening, który trwał do późnego wieczora. Kiedy wrócił do mieszkania, wziął dłuższy prysznic, chcąc rozluźnić mięśnie po dość męczącym wycisku, a potem przysiadł w salonie z laptopem, żeby sprawdzić, czy dotarły do niego jakieś nowe informacje od policyjnego kolegi. W pewnym momencie spojrzał w okno i zmarszczył brwi, zaskoczony widokiem światła, rozpalonego na piętrze kancelarii. Z apartamentu miał doskonały widok na budynek Wilshire Grand Center, bo mieszkał praktycznie naprzeciwko, i gdyby tak zaopatrzył się w porządną lornetkę, niewykluczone, że mógłby obserwować stąd pracę większości najemców. Przeszło mu przez myśl, żeby zadzwonić do ochrony i dowiedzieć się, w czym leży problem, ale zrezygnował z tego jeszcze za nim choćby spojrzał na telefon, bo gdyby coś się działo, dawno zostałby już poinformowany, a gdyby ktoś zapomniał wyłączyć światła, oni sami by się tym zajęli i wcale nie musieliby zawracać mu tym głowy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ktoś musiał zatem zostać po godzinach. I generalnie – okej, wszystko w porządku, praca po godzinach jest w ich kancelarii dozwolona, ale, na miłość boską, jest już grubo po północy! Niemożliwe, że znalazł się w tej kancelarii większy pracoholik od tych dwóch diabłów, którzy nią zarządzają.
      Pozbył się przepasanego na biodrach ręcznika na rzecz eleganckich spodni i białej koszulki, założył buty, wziął telefon oraz klucze i wyszedł z apartamentu, a później również z wieżowca. Wystarczyło, że przeszedł przed pasy na Siódmej Ulicy i był na miejscu. Dosłownie dwie minuty zajmowało mu dotarcie z mieszkania do kancelarii, i to bez względu na porę dnia czy korki.
      Zdarzało mu się późno wychodzić z biura, ale nie zdarzało się tak późno do niego przychodzić, więc jego obecność była zaskoczeniem dla osób, które pilnowały budynku w nocy i z czymś takim się nie spotkały. Panowie z ochrony przywitali się niepewnie, ale żaden z nich nie miał odwagi zapytać o powód tak późnej wizyty, i dobrze się składa, bo inaczej on musiałby dać im dobitnie do rozumienia, że to nie ich sprawa. Wszedł do windy, tej w której kiedyś został okrzyknięty dupkiem, a potem wjechał na odpowiednie piętro i od razu wszedł do biura kancelarii. Przywitała go cisza, nawet lampy nie brzęczały od długotrwałej pracy. Przeszedł więc głównym holem w stronę pomieszczeń i rozejrzał się krótko. Najpierw wszedł do gabinetu Edwarda, ale zastał tam tylko nieskazitelny porządek. Ruszył więc dalej, w drodze obrzucając krótkimi spojrzeniami sale konferencyjne i miejsca pracy innych pracowników, a kiedy dotarł do swojego gabinetu, wziął głębszy wdech i zaraz wypuścił to powietrze z westchnięciem. Już od samego wejścia dostrzegł Riley, znajdującą się przy biurku. Ciężko powiedzieć pracującą, bo siedziała i spokojnie oddychała, zupełnie tak jakby od kilku godzin spała tu sobie w najlepsze. Popatrzył na nią, zauważając, że przynajmniej pozbyła się butów i pozwoliła stopom odpocząć, a potem podszedł do biurka, stanął naprzeciwko i lekko pochylony, położył dłonie płasko na blacie. Przebiegł spojrzeniem po notatkach, które dotyczyły sprawy Caroline, po czym podniósł wzrok do jej twarzy, chcąc poobserwować spokój, który teraz się na niej malował.
      — To nie najlepsza pozycja do spania, pani Gray — odezwał się głośniej i na tyle głośno, by ją zbudzić i zaburzyć spokój na jej twarzy. — Nie wypłacimy się za te pani nadgodziny — stwierdził, gdy Riley otworzyła już oczy i zdała sobie sprawę, że ktoś na nią patrzy, i że ktoś do niej mówi. Był to niestety Zayden Miles we własnej osobie.

      Zayden Miles

      Usuń
  23. Nie miał wątpliwości, że skoro zasnęła w tracie pracy, tuż przed samym laptopem i stertą notatek, to znaczy, że jej organizm domagał się odpoczynku, i że wprowadził już pierwszy rodzaj buntu, jakim jest niekontrolowane zasypianie. A to oznacza, że powinna wziąć wolne i przeznaczyć ten czas na regenerację, i że jeśli nie zrobi tego dobrowolnie, obaj z Edwardem będą zmuszeni wydać jej polecenie wykonywania pracy zdalnej. I naprawdę nie będzie ich obchodzić to, czy Riley będzie z tego faktu zadowolona, czy też nie, bo ilość nadgodzin, którą w ostatnich dniach wypracowywała, biła wszystkie rekordy. Ostatecznie wolał, żeby przychodziła do pracy możliwie jak najbardziej wypoczęta, nawet jeśli miałoby dziać się to kosztem ilości wykonanych przez nią obowiązków, niż wycieńczona po zarwanej nocy. Nigdzie im się na ten moment nie śpieszyło – sprawy są w toku, nie gonią ich żadne terminy, a wszelkie procedury idą zgodnie z planem, więc nie ma potrzeby naginać doby i rezygnować z należytego odpoczynku. On sam, gdyby nie trwające obecnie odwiedziny w kancelarii, leżałby już w łóżku, kończył ostatnie strony rozdziału którejś książki i teleportował się do krainy snów, chcąc uzupełnić zapasy energii z przekonaniem, że następny dzień będzie równie intensywny. Starał się nie nadwyrężać, nawet jeśli nie zawsze było to możliwe w zawodzie, który wykonuje, i który wymaga od niego solidnych przygotowań. Ale pilnował się. Odpowiednia ilość snu i odpowiednie posiłki były kluczowe w zachowaniu produktywności i dobrego samopoczucia, a on doskonale o tym wiedział. Dlatego wcale nie był zadowolony z faktu, że Riley utknęła przy biurku i z trudem kontaktowała, zarobiona po pachy od samego rana. Doceniał jej poświęcenie, ale nie pochwalał tego, że parła do przodu kosztem samej siebie, bo kiedyś w przyszłości, jeżeli zdecyduje się na prawniczy zawód, będzie miała jeszcze całe mnóstwo okazji do spieprzenia sobie zdrowia, więc warto było zostawić je na późniejsze trudy bezsprzecznie obkupione stresem.
    Mimo, że miał ten obraz przed sobą, nadal ciężko było mu uwierzyć, że przyszedł do kancelarii o pierwszej w nocy, i że znalazł się ktoś, kto zarywał tutaj noc, ślęcząc nad jakąś sprawą, ale to się naprawdę działo. Był tutaj zarówno ciałem, jak i duchem, a Riley rzeczywiście spała na biurku z pełną swoboda, jakby to dębowe biurko było co najmniej poduszką z jedwabiu, a nie twardym blatem z pełną stertą przyborów, wbijających się w skórę bez cienia przyjemności. Ciekawe, czy przerwał jej jakiś ciekawy sen, czy tylko wyciągnął z otchłani nicości, w każdy razie, zauważył że chyba nie do końca się dobudziła, skoro bezwiednie oparła głowę o jego bark, korzystając z niego, jak z podpórki. Niby opierała się o blat, ale kto wie, czy te ramiona miały w ogóle świadomość, że właśnie przyszło im utrzymać jakieś pięćdziesięciokilogramowe ciało. To zdecydowanie wymagało rozważenia wysłania jej na pracę zdalną, i to najlepiej już od jutra. Nie miał wątpliwości.
    — Prawda? Dziesięć minut temu wyszedłem spod prysznica — odpowiedział znacząco. Przeszło mu przez myśl, żeby jej powiedzieć, że nie przypomina sobie sytuacji, w której zbliżyliby się do siebie na tyle, by zrezygnować z oficjalnych zwrotów, ale doszedł do wniosku, że może Riley sama nie zdawała sobie do końca sprawy z tego, że podjęła próbę przekształcenia granic tej relacji. W sytuacjach biznesowych etykieta nakazuje, by to szef zaproponował zwracanie się po imieniu swoim podwładnym, ale śpiąca Riley miała prawdopodobnie w głębokim poważaniu jakąkolwiek etykietę. Ale trzeba przyznać, że on też często miewał ją w poważaniu, i to nawet jak nie był śpiący.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Złapał Riley za ramiona i odsunął od siebie na tyle, na ile pozwalała mu przeszkoda w postaci biurka. Wystarczyło tylko trochę, żeby podniosła głowę i spojrzała na niego tym zaspanym wzrokiem spod przymkniętych powiek. Faktycznie, wyglądała dość swobodnie z tą wyciągnięta koszulą i rozpiętymi guzikami na dekolcie.
      — Pewnie nie zdaje sobie pani sprawy, że jest pierwsza w nocy, a ja przyszedłem tu tylko dlatego, że zaniepokoiły mnie włączone światła na piętrze mojej kancelarii — zaczął, śledząc spojrzeniem twarz Riley. — Nie miała jeszcze pani okazji współpracować ze mną, gdy jestem wybitnie niewyspany — zauważył, przechylając głowę w bok. Nie był zadowolony z tego faktu, ale dlaczego miałby być, skoro musiał przyjść tutaj o pierwszej w nocy. — Zatem, powinna mieć pani świadomość, że wtedy ze zwykłego dupka przeobrażam się w wybitnie pieprzonego dupka — wyjaśnił, przechodząc bokiem przy biurku, żeby jednak pozbyć się tej przeszkody w postaci blatu. Nie wierzył, że jej ramiona mają świadomość, że trzymają filigranowe ciało i wolał sam przejąć nad tym kontrolę, oczywiście dopóki Riley nie nabierze orientacji w terenie i w sytuacji, w której się znalazła. Trzymał ją dalej, tym razem oddalony tylko o krok, i liczył na to, że nie spróbuje się w sposób niekontrolowany pokładać.
      — Pani też ładnie pachnie — ocenił, odpowiadając częściowo na jej komplement. Był tak blisko, że znowu czuł jej charakterystyczne perfumy Givenchy Extravagance d'Amarige, pachnące nagietkiem, jaśminem i drzewem sandałowym. I mógł z przekonaniem stwierdzić, że naprawdę do niej pasują.

      Zayden Miles

      Usuń
  24. [Maly powrót do korzeni :) Alan rzeczywiście był wzorowany na tamtym Alanie od pamiętnego wątku z omdleniem w saunie heh
    Narazie nie mam przestrzeni na więcej wątków, ale jak coś się zmieni, to na pewno się odezwę. ]

    A.M

    OdpowiedzUsuń
  25. Traktował ją łagodniej niż resztę, bo nie miał na razie powodu czynić jej żadnych wymówek i stawiać pod pręgierzem, skoro nie wchodziła mu bez sensu w drogę i wykonywała swoją pracę dobrze, bez błędów, które tygodniami odbijałyby się echem. Nie irytowała go także jej obecność, bo Riley szanowała jego przestrzeń i nie pojawiała się w niej, jeśli nie musiała, a przestał już nawet zwracać uwagę na to, że nuciła pod nosem, gdy skupiała się nad obowiązkami – chociaż czasami zarażała go którąś z melodii i nie był w stanie wyrzucić jej z głowy do końca dnia – i przywykł do jej głośnych pożegnań, czy powitań, bo miał przynajmniej świadomość, że jest obecna w miejscu pracy, albo że właśnie je opuściła. Starała się nie tylko w kwestii zadań, ale również współpracy i był tym nawet trochę zaskoczony, bo już dawno nie spotkał kogoś tak dokładnego w swoich działaniach, kto przy okazji posiadałby również wyczucie i nie plątał się pod nogami. A on rzadko kiedy dawał się komuś we znaki tak dla zasady, z czystego skurwysyństwa, natomiast Riley na razie mu w żaden sposób nie podpadła, dlatego mogła cieszyć się jego cieplejszą stroną i faktem, że toleruje ją w swoim otoczeniu, i że nie ma ochoty jej zabić za każdym razem, gdy staje mu przed oczami. Nie był nawet jakoś szczególnie wściekły na to, że doprowadziła się do takiego stanu w kancelarii, bo nie zrobiła tego celowo, aczkolwiek to nie powinno mieć miejsca i to w tej kwestii zamierzał zwrócić jej uwagę, kiedy w pełni się wybudzi i zarejestruje jego obecność.
    Ale w tej chwili skupiał się na tym, by zadbać o jej równowagę w tym przedziwnym półświadomym stanie, w którym się znajdowała. Sprawę ułatwiał brak szpilek na jej stopach, bo te leżały akurat gdzieś pod biurkiem, a nawet jeśli podciągała się momentami na palcach, to i tak nie kołysała się niekontrolowanie na prawo i lewo, żeby tworzyć ryzyko wywrotki. Jakoś automatycznie zaczął się zastanawiać, jak wyglądałaby sytuacja, gdyby Riley była pijana i szybko doszedł do wniosku, że jej śmiałość na pewno nie skończyłaby się na zaciąganiu jego zapachem i chwaleniu go. Miał więc nadzieję, że nigdy nie dojdzie do tego, że znajdzie się z nią w takim położeniu, kiedy to procenty będą grały pierwsze skrzypce, bo miał przeczucie, że wcale nie czułby oporów przed wykorzystaniem tego stanu do własnych celów i wcale nie przeszkadzałyby mu wtedy jej zimne dłonie. Na ogół tego unikał, ale niewykluczone, że w tym konkretnym przypadku mógłby mieć małe trudności z utrzymaniem własnych pragnień na wodzy. Za bardzo lubił wyzwania, a Riley mogła być dla niego właśnie takim słodkim, nieuchwytnym na co dzień wyzwaniem.
    Dostrzegł moment, w którym w końcu zarejestrowała, co jest grane, bo jej oczy mimowolnie się rozszerzyły, a postawa nabrała obronnych akcentów. Zaczął więc cofać powoli dłonie, a potem położył je na swoich biodrach i popatrzył na Riley surowym wzrokiem. Doprawdy, jakby nie miał co ze sobą zrobić w środku nocy i przyszedł tutaj w odwiedzinki na kawkę lub herbatkę.
    — Przyszedłem sprawdzić komu, do cholery, przyszło do głowy zarywać noc w kancelarii i ślęczeć o pierwszej w nocy nad papierami — oznajmił, nie zostawiając złudzeń co do tego, że nie był z tego faktu zadowolony. I z tego, że Riley zarywała tu noc i z tego, że musiał tutaj przyjść i uszczknąć sobie z własnej nocy.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdyby miał świadomość, że ktoś planuje spędzić dobę nad papierami, nie musiałby zawracać sobie głowy włączonym światłem na ich piętrze, a w efekcie przychodzić tutaj, żeby sprawdzić co się dzieje. Gdyby wiedział, a sytuacja byłaby jednorazowa, ani trochę by się tym nie przejął. Ale Riley nikomu tego nie zgłaszała, bo być może sama nie przewidywała, że utknie w biurze dłużej, niż to konieczne.
      — Posiada pani w domu tak niewygodne łóżko, że woli pani spać tutaj, na tym? — Wskazał na zawalone przedmiotami biurko. — Bo moje jest dla przykładu cholernie wygodne, ale musiałem z niego zrezygnować, żeby przyjść i sprawdzić, co się wyprawia w środku nocy w mojej firmie — powiedział, oczekując chociaż minimalnych wyjaśnień, nawet jeśli sam mógł je sobie wykalkulować i dawno to zrobił.

      Zayden Miles

      Usuń
  26. Nie spodziewał się, że wejdzie z nim w jakąkolwiek polemikę i o ile tolerował to, że potrafiła się odezwać kiedy trzeba, tak teraz zamierzał dać jej do zrozumienia, że powinna znać swoje miejsce w szeregu, bo żadne stanowisko w tej firmie nie upoważniało jej do samowolki w jakimkolwiek aspekcie. I jeśli rzeczywiście do tej pory z nim nie zadarła, to teraz mogło się to bardzo szybko zmienić, tym bardziej, że on wcale nie dbał o to, czy Riley będzie darzyła go sympatią, czy nie, ani nawet czy w jakikolwiek sposób ją fascynował. Nie obchodziło go to na ten moment i nie wyglądało też na to, by w najbliższym czasie mogło zacząć go obchodzić. A jeśli zatrudniła się tu w przekonaniu, że będzie chwalona na każdym kroku, to trafiła w nieodpowiednie miejsce, bo tutaj wszyscy mieli świadomość wartości swojej pracy i nikt nie potrzebował słodzenia tylko dlatego, że poświęcał się czemuś bez opamiętania. Tymczasem ona była zła, że ją przyłapał – jak sama trafnie określiła to zajście przyłapaniem – a złość to ostatnie, co powinno znaleźć się na jej twarzy w takiej sytuacji, bo jeżeli ktokolwiek miał prawo być zły, to osoby, które będą musiały ją z tych nadgodzin rozliczyć. I jeśli chciała dalej pracować u jego boku, to musiała zaakceptować to, że będzie krzyczał na nią, kiedy najdzie go ochota, bo ta ochota nie nachodzi go bez przyczyny. Tak jak teraz, gdy przyczyną okazała się jej obecność w nocy w miejscu, które już dawno powinno być puste i zamknięte. A w zasadzie, nie trzymał jej przy sobie na siłę – mogła w każdej chwili zabrać manatki i odejść, jeżeli dotykał ją brak zrozumienia. Może minęła się z powołaniem, jeśli czekała, aż ktoś zacznie głaskać ją po głowie.
    — Podziękuję pani, jak będzie za co, gdy wywiąże się pani ze swoich obowiązków do końca — odpowiedział cierpko, patrząc na nią gniewnie. I nie było w jego oczach choćby grama rozbawienia, a raczej świadomość, że tym razem nie będzie starał się o zachowanie nawet odrobiny litości. Że potraktuje ją jak kolejną osobę, która nic dla niego nie znaczy i bez której mógłby się obejść.
    — A teraz, jeżeli ktoś ma stąd wyjść, to pani. Natychmiast. I nie chcę pani widzieć w kancelarii do końca tygodnia, inaczej załatwię pani wilczy bilet — rozkazał, gdy zaczęła układać manatki na swoim biurku, i wskazał ręką drzwi. I nawet go nie obchodziło, że chciała tu posprzątać. Miała wyjść teraz i zejść mu z oczu na kilka najbliższych dni, bo nie żartował z wilczym biletem, a był w stanie go zorganizować mając w zanadrzu tylko ten jeden argument, że była tu obecna w tych konkretnych godzinach. Wcale nie będzie przebierał w środkach, siląc się na wyrozumienie, a o ile wcześniej nie był wściekły, o tyle teraz nawet nie próbował tej wściekłości kryć. Jeżeli chciała sobie pogrywać, to na pewno nie z nim, bo on szybko sprowadzi ją na ziemię i udowodni, że swojego poziomu powinna szukać w osobie młodego Waltona.

    Zayden Miles

    OdpowiedzUsuń
  27. Trzeba przyznać, że Riley troszeczkę naciągnęła granice jego cierpliwości, ale to nie oznaczało, że do końca życia będzie żywił do niej urazę za tę wymianę zdań w środku nocy. Takie sytuacje nie dotykały go na tyle mocno, by rozpamiętywał je miesiącami, czy chodził przez nie nadąsany, bo nie był człowiekiem, który bierze do siebie każdą napiętą konfrontację, a to że Riley postanowiła się mu postawić, to była naprawdę drobnostka w porównaniu do sytuacji, w których obliczu stawał przez całe życie. I gdyby tak wpuszczał w siebie różne opinie, komentarze i uwagi, a potem przeżywał negatywne emocje z tym związane, już dawno skończyłby znerwicowany, zdeprecjonowany i przygnieciony ciężarem setek przekleństw, oszczerstw czy nawet gróźb, które tak na co dzień spływały po nim jak po kaczce. Potraktował ją bezwzględnie, ale takim był człowiekiem dla każdego. Nie pozwalał wejść sobie na głowę i nie miał skrupułów przed ściąganiem ludzi na ziemię w dość dobitny sposób, dlatego słynął z nieprzejednanej, często zdecydowanej i konsekwentnej natury, już nie tylko w prawniczym otoczeniu, ale w świecie tak w ogóle. Dla ludzi, którzy czepiali się go o jakieś sprawy bywał równie niemiły, co dla dziennikarskich hien, które próbowały forsować jego prywatność, i zawsze kazał im wszystkim wypierdalać, a w tej mniej wulgarnej wersji po prostu zejść czym prędzej z oczu. Ludzie czuli obawę przed konfrontacją z nim, a on z tego korzystał, bo to już w jakiejś części stawiało go na wygranej pozycji. Tak czy siak, pracę traktował priorytetowo, a w pracy nie ma miejsca na ciągnięcie długoterminowych niesnasek, dlatego gdy Riley wróci w następnym tygodniu do kancelarii, wszystko będzie dalej toczyć się swoim niezachwianym trybem. On wciąż, niezmiennie, będzie taki, jaki był do tej pory, czyli neutralny, a jeśli będzie miał do niej sprawę, to po prostu do niej pójdzie. Żadne dąsanie się, czy unikanie, nie wchodziło w jego przypadku w grę. Miał zbyt dużo poważnych spraw na głowie, żeby ubierać je dodatkowo w emocjonalną otoczkę.
    Spodziewał się, że nieobecność Riley zostanie szybko zauważona, więc był już przygotowany na dociekanie Edwarda, który ostatecznie stwierdził, że Zayden zrobił prawdopodobnie to, co uważał za słuszne i jemu w takim razie nic do tego. Ale trzeba przyznać, że wyraz ulgi był dostrzegalny w jego twarzy, gdy okazało się, że Zayden jednak jej nie zwolnił, a wysłał na pracę zdalną. Chociaż wysłał to raczej mało pasujące słowo do sposobu, w jaki to wtedy zrobił, ale liczył się fakt – Riley dalej była pełnoprawną pracownicą tego miejsca i to się nie zmieniło.
    W ciągu tych kilku dni zdołał dowiedzieć się wystarczająco dużo na temat mężczyzny, przeciwko któremu miał wystąpić w sprawie Caroline, włącznie z tym, że facet posiada pozwolenie na broń. Ale to go akurat ani trochę nie zaniepokoiło, bo on nie dość, że również posiada takie pozwolenie, to w dodatku jest posiadaczem broni i czasami nawet ją ze sobą nosi, korzystając z faktu, że federalny sąd apelacyjny zakazał egzekwowania w Kalifornii przepisów, które od nowego roku zakazywały noszenia broni palnej w większości miejsc publicznych. Nawet, jeśli nie było to jeszcze przyklepane ze względu na kolejne odwołanie kalifornijskiego gubernatora, wiedział, że zakaz jest niekonstytucyjny i że w efekcie lekką ręką się z tego wybroni.
    Poza tym przygotowywał się do sprawy polityka, który prowadził samochód w stanie nietrzeźwości, bo sąd wyznaczył już datę rozprawy i w nadchodzącym tygodniu na tym zamierzał się skupić. Dlatego w poniedziałek wszedł do wieżowca wcześniej, niż zwykle.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zerknął kontrolnie na zegarek, czekając, aż któraś z wind zjedzie na parter, a kiedy tuż obok pojawiła się Riley, skierował na nią spojrzenie i zlustrował mimochodem, bo czerwień była kolorem automatycznie rzucającym się w oczy. Elegancja dobrze współgrała z jej wypoczętą twarzą. Zdecydowanie wolał ją w tego typu wydaniach.
      — Dzień dobry, pani Gray — odpowiedział z podobną grzecznością, wracając zaraz wzrokiem do strzałeczki skierowanej grotem w dół, która świeciła się na małym ekranie. Gdy drzwi się rozsunęły, zaprosił Riley do środka gestem ręki, a potem wszedł za nią i wcisnął na panelu numerek piętra, na które kierowali się oboje. Wsunął dłonie do kieszeni spodni i stanął w lekkim rozkroku, w milczeniu przyglądając się Riley. W tej małej przestrzeni byli tylko we dwoje, więc nie musieli się gnieść, a mieli ten komfort, by zachować dystans pozwalający im swobodnie oddychać. Nie odzywał się, bo nie miał takiej potrzeby, a pewnym momencie dźwig szarpnął dziwnie, jakby napotkał po drodze jakąś przeszkodę, światło mrugnęło kilkukrotnie, a potem zgasło, i winda stanęła nagle pomiędzy dziewiątym, a dziesiątym piętrem. Wnętrze oświetlało tylko światło awaryjne, dające nieco nieprzyjemny, chłodny odcień.
      Zayden obrócił się w stronę panelu, rzuciwszy pod nosem jakieś ciche przekleństwo, po czym wcisnął przycisk otwierania drzwi. Nie przyniosło to jednak żadnego efektu. Naciskanie kilku innych przycisków, poza tym alarmowym, również nie.
      — Cholera jasna, nie mogła zaciąć się dopiero za kilka minut — skomentował do siebie i wyciągnął telefon z wewnętrznej kieszeni marynarki. Odszukał numer do ochrony i przyłożył urządzenie do ucha, a potem spojrzał na Riley, dostrzegając, że dziwnie pobladła. Gdy portier odebrał, od razu zapewnił Zaydena, że sygnał z alarmowego przycisku do nich dotarł, i że drugi kolega wzywa właśnie serwisantów, ale mogą być tutaj dopiero za godzinę, bo raz, że odległość, a dwa, że poranne korki. Podziękował krótko i się rozłączył, a potem znów popatrzył na Riley, bo na jej twarzy zaczynał pojawiać się dziwny niepokój.
      — Wszystko w porządku, pani Gray? — zapytał, marszcząc brwi. Schował telefon z powrotem do kieszeni, bo miał za mało baterii, żeby uruchomić latarkę i zapewnić więcej światła, a telefon może mu się jeszcze tutaj przydać.

      Zayden Miles

      Usuń
  28. To jest jego jego firma i mógł przychodzić tutaj niezależnie od pory dnia, choćby tylko po to, żeby zobaczyć czy wszystko gra, więc nie popełnił żadnego błędu. Błędem byłoby zbagatelizowanie sytuacji, która do tej pory nigdy się nie zdarzyła, a przecież nie jest prawnikiem ze zdolnością do jasnowidzenia i nie miał pojęcia, czy włączone światła oznaczają, że ktoś nieuprawniony grzebie po nocy w papierach, czy właśnie ich okrada. Wierzył, że ochrona jest na tyle czujna, że nie dopuściliby do żadnej z tych sytuacji, ale nie ufał im w stu procentach, tak jak zresztą nikomu, więc czuł się zobowiązany osobiście tę sytuację wyjaśnić. Miał do tego absolutne prawo, z kolei Riley miała obowiązek poinformować zespół, że zamierza siedzieć w biurze do późna, żeby nikt nie zachodził później w głowę, a tego nie zrobiła. Kłótnią strzeliłaby sobie w kolano, więc całe szczęście, że nie miała takiego zamiaru, i że zdołali rozejść się po tej krótkiej wymianie zdań, a później ochłonąć podczas niespełna tygodniowego dystansu. Teraz czekał ich nowy tydzień, nowe wyzwania i sprawy, więc należało zostawić w tyle to, co wydarzyło się tamtej nocy i przejść do porządku dziennego z faktem, że wciąż ze sobą współpracują.
    Nikt nie zakładał, że ta pieprzona winda trochę te plany dobrego nowego porządku pokrzyżuje, ale plusem było to, że zamierzała skraść im tylko godzinę z życia, a nie dwie, czy trzy. Zostali uwięzieni na tych kilku metrach kwadratowych i nie mieli żadnej alternatywy na to, żeby sytuację zmienić, bo w tych windach nie było żadnego magicznego włazu, jak na filmach akcji, którym mogliby przedostać się do szybu i samoistnie coś zdziałać. Musieli czekać, zdani na serwisantów, którzy wreszcie przyjdą tutaj z odsieczą i ich wypuszczą. I mogli tylko trwać w nadziei, że godzina im wystarczy.
    Uważnie przyglądał się Riley, której zachowanie trochę go zaniepokoiło, bo zaczynała tracić kontakt z otoczeniem, aż nagle wypuściła z dłoni torbę i praktycznie przestała oddychać. Nie wspominała, że na coś choruje, więc szybko to wykluczył, aczkolwiek wyglądało to na jakiś atak paniki, a te nie biorą się przecież znikąd. Pokonał dzielącą ich odległość, gdy Riley prawie się osunęła i złapał ją w ostatniej chwili, czując, że jej ciało całe się napięło, choć nie było skore do współpracy z jej świadomością, skoro nie mogła stać. Nie panikował, aczkolwiek miał na uwadze dość istotny fakt, że jeśli złapał ją właśnie zawał, to godzina bez pomocy daje marne szanse na przeżycie.
    Powoli sprowadził Riley ze sobą do parteru, bo wolał, żeby usiadła, albo chociaż kucała, jako że w tej pozycji będzie bezpieczniejsza. A potem ujął jej twarz w dłonie, żeby patrzyła na niego i łapała z nim kontakt cały czas, a tym samym nie pogrążała się w pułapce umysłu, która utworzyła się pod wpływem nagłego zdarzenia.
    — Pani Gray, musi pani oddychać — powiedział, patrząc na nią jeszcze chwilę, aż w końcu zamknął ją w swoich objęciach, przytulając jej głowę do własnego torsu.
    — Proszę zamknąć oczy i oddychać razem ze mną — poinstruował, gładząc kciukiem jej skroń, bo dłoń trzymał na jej głowie tak, jakby chronił ją przed spadającymi kamieniami. — Powoli, głęboko, cały czas — mówił, po czym brał głębszy wdech i wypuszczał go powoli, czekając aż Riley odnajdzie się w tym rytmie. Powtarzał te oddechy nieustannie, a pewnym momencie zaczął je na głos liczyć, żeby to właśnie na tym w stu procentach skupiła się Riley. — Jest pani tutaj całkowicie bezpieczna — zapewniał w międzyczasie tonem tak opanowanym, o jaki nikt by go w życiu nie podejrzewał.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zupełnie, jakby nie pierwszy raz udzielał komuś pomocy w trakcie ataku paniki. Ale nikt nie znał go tak dobrze, by wiedzieć, że to faktycznie nie pierwszy raz, że te pierwsze razy przeżył z siostrą już w dzieciństwie, zanim postanowiła odebrać sobie życie z broni ojca.
      Nie wiedział, ile minęło minut zanim poczuł, że ciało Riley przestaje drżeć i zaczyna się rozluźniać, a jej oddechy stają się już w jakiejś części kontrolowane. Nie ruszał się w swojej pozycji, wciąż trzymał ją zamkniętą we własnych objęciach i cały czas oddychał głęboko razem z nią, czekając aż Riley odzyska panowanie nad sobą do takiego stopnia, by zaciągać się tlenem bez jego asekuracji. Dopiero po jakimś czasie ostrożnie uniósł jej podbródek, żeby spojrzeć na jej twarz i skontrolować sytuację, bo nie był pewien, czy nie płakała, a kiedy to zrobił, ich usta znalazły się niebezpiecznie blisko siebie. Tak blisko, że aż poczuł lekki dreszcz na swojej skórze. Już wcześniej obawiał się, że może dojść między nimi do takiej ryzykownej bliskości, ale nie sądził, że stanie się to w takich okolicznościach. Ciężko było mu jednak odsunąć się tak po prostu, bez wyraźnego protestu z jej strony, dlatego śledząc spojrzeniem własny ruch, delikatnie musnął kciukiem kącik jej ust, a potem pochylił się o tych kilka dodatkowych milimetrów i w ten sam sposób musnął go również swoimi wargami. Nawet nie spostrzegł się, że kiedy ciało Riley się rozluźniło, jego własne dla odmiany się napięło, ale było to związane z tym, że ich twarze znalazły się tak blisko, że wystarczył jeden drobny ruch, by doszło do czegoś, czego może oboje w głębi duszy pragnęli, ale oboje będą prawdopodobnie żałować już za chwilę.

      Zayden Miles

      Usuń
  29. [Hej, dziękuję ślicznie za powitanie Emmy! Chociaż trochę po czasie przychodzę, ten maj leci mi tak szybko, że gdyby nie kalendarz to dalej żyłabym w przekonaniu, że jest jego początek, a nie prawie połowa...
    Trochę dramatów nie zaszkodzi, prawda? Tak jak osobiście nie miałabym ochoty przechodzić przez to co serwuję swoim bohaterom, tak niezwykle przyjemnie mi się o tym pisze. ^^ Ratunek dla Emory pewnie z czasem przyjdzie, chociaż ona nawet jakby miała podany na tacy to udawałaby, że go nie widzi. Ot, Zosia Samosia z niej, która nie chce litości obcych. 🥲
    Jeszcze raz dziękuję za powitanie tej panny! ^^]

    Emory

    OdpowiedzUsuń
  30. Przed momentem był zawiedziony tym, że winda zacięła się właśnie teraz, a nie dopiero za kilka minut, gdy byłby już poza nią, ale jednak zmienił zdanie. Jednak doszedł do wniosku, że całe szczęście, że zacięła właśnie teraz, bo mógł doświadczyć czegoś przyjemnego, nie licząc oczywiście ataku paniki, z którym mierzyła się Riley – tego mogłoby nie być wcale, nawet jeśli to właśnie to okazało się wypadową do sytuacji, która nastąpiła chwilę później. Chociaż to nie oznaczało, że czuł się źle z myślą, że ta bliskość narodziła się pomiędzy nimi z przykrego incydentu, bo nie planował tego. Co więcej, nawet przez myśl mu nie przeszło, że mogłoby wydarzyć się między nimi coś podobnego, bo dopiero co skończyli tygodniową separację od współpracy i nie zamienili ze sobą żadnego słowa, poza tym uprzejmym dzień dobry, rzuconym z czystej grzeczności na przywitanie. Mogłoby się wydawać, że po ich ostatniej wymianie zdań w środku nocy, kiedy kazał jej bezpardonowo wyjść, minie trochę więcej czasu, zanim zdołają wejść w swobodny kontakt, tymczasem pod wpływem zdarzenia i impulsu znaleźli się dużo bliżej, niż kiedykolwiek zakładali, że w najbliższej przyszłości będą. Bo kłamstwem byłoby stwierdzenie, że Zayden całkowicie wykluczał taką możliwość. Nie potrzebował wiele, żeby odrzucić na bok kodeks moralny i zbliżyć się do Riley, bo kusiła go od dłuższego czasu i miał tego świadomość, a im bliżej była, tym mniej miał oporów przed sforsowaniem granic. Przewidywał, że może do tego dość, szczególnie, że ona sama dawała mu do zrozumienia, że ją pociąga. Dlatego tym bardziej nie miał oporów przed sforsowaniem tych granic teraz, gdy trzymał ją w swoich objęciach tak blisko i tak mocno, jakby od zawsze należała wyłącznie do niego, a jeżeli wcześniej był w stanie wykrzesać z siebie resztki zdrowego rozsądku i ostatkiem sił zapewnić im stosowną odległość – w tej chwili, kiedy otrzymał od Riley nieme przyzwolenie, dla zdrowego rozsądku nie było już nawet jednej marnej szansy.
    Kiedy poczuł jej dłoń błądzącą na karku i usta zapraszające do siebie, złapał jej twarz pewniej i oddał pocałunek, najpierw poznawczy i lekki, a za chwilę drugi, głębszy, i trzeci upojny i namiętny, a w pewnym momencie może nawet oszałamiający, bo kiedy ich języki splotły się w tańcu, a w przestrzeni zabrakło miejsca na oddech, świat niemalże zawirował. Scałowywał z jej ust smak porannej kawy i mruczał cicho, z zadowoleniem, gdy słyszał jej drobne westchnięcia, które docierały do tych bardziej czułych miejsc i drażniły jego pożądanie, wystawiając silną wolę na próbę. Byli w cholernej windzie, która się zacięła i doprowadziła dziewczynę na skraj świadomości, ale całowali się, siedząc w kącie i nie zważając zupełnie na nic, nawet na dzwoniący w jego kieszeni telefon, który Zayden zignorował, i na którego nie pozwolił Riley zwrócić uwagi, bo gdy drgnęła na tą charakterystyczną melodyjkę, przeciągnął ich pocałunek dłużej i nie dał jej się odsunąć choćby odrobinę.
    Nie było sensu odbierać. Uwięziony w windzie i tak nie był w stanie niczego zdziałać, poza tym, ten dzwoniący ktoś może sobie poczekać, niezależnie od tego, kim jest. Ochrona wiedziała, co ma robić, serwisanci również, bo ich jedynym zadaniem było albo ruszyć to ustrojstwo, albo ściągnąć bezpiecznie na ziemię i dać im się z niego wydostać. A skoro na ten moment i tak nie przyda się światu, musiałby być naprawdę niezrównoważony, żeby odsunąć się od jej miękkich warg i przerwać tą pełną namiętności chwilę dla jakiegokolwiek telefonu. Nawet, jeśli tak wypadało. Nawet, jeśli właśnie obaliła się wieża zasad, którą sam stworzył.

    Zayden Miles

    OdpowiedzUsuń
  31. Rzeczywistość zawsze musiała ściągać człowieka na ziemię tak boleśnie i bezlitośnie, z hukiem długo odbijającym się echem we wnętrzu czaszki. Zawsze musiała robić to w najmniej odpowiednim momencie, jakby chciała udowodnić, że zatracenie się w chwili to tylko krótkotrwała nagroda, którą człowiek otrzymał za przetrwanie trudów szarej codzienności. Naprawdę rzadko irytował go dzwoniący telefon, ale w tej chwili miał ochotę wyjąć go z kieszeni i rzucić o ścianę i tak zepsutej windy, bo po prostu przeszkadzał mu w czymś szczególnym. I miał już zamiar zignorować go po raz drugi, ale tym razem dzwonił długo i na tyle długo, że prawdopodobnie pojawiła się jakaś sprawa, która nie była w stanie ścierpieć zwłoki. Odsunął się od jej słodkich ust z wymalowanym na twarzy niezadowoleniem i wyciągając telefon, przesunął językiem po swojej dolnej wardze, chcąc skosztować ostatniego wrażenia, które na niej pozostało po intensywnych pocałunkach. Westchnął z irytacją, gdy nadawcą połączenia okazał się Edward, a potem wypuścił z objęć sylwetkę Riley, podniósł się do pionu i odebrał telefon, już na wstępie pytając się wspólnika, co do cholery jest tak istotne, że dobija się do niego już drugi raz w przeciągu minuty. Słuchając odpowiedzi, spojrzał na Riley, gdy zaczęła zbierać swoje rzeczy i pochylił się po długopis, który leżał najdalej. Obejrzał go w palcach i wręczył właścicielce, a potem zaczął rozmawiać z Edwardem na temat niejawnego posiedzenia sądu, które odbyło się nagle i niespodziewanie, a dotyczyło strony, której bronił Walton. I zastanawiał się, czy Zayden nie uderzyłby z nim do sądu, dopóki sprawa nie jest przyklepana, ale ten powiedział mu w końcu, że utknął w windzie i ostatecznie Edward zdecydował się pojechać sam. Oczywiście, zanim podjął decyzję, najpierw musiał się upewnić, czy Zayden z tą windą nie żartuje i trochę mu podokuczać, co Zayden komentował gorzko i wywracał oczami.
    Panowie w końcu się rozłączyli, Zayden wsunął telefon do marynarki i spojrzał na Riley, która najwidoczniej próbowała zadbać o swoja prezencję i pozbyć się resztek rozmazanego makijażu. Rozchylił nawet usta, żeby coś powiedzieć, ale zanim zdążył wydobyć z siebie chociaż jedno słowo, windą szarpnęło nagle, a dźwig zjechał nieco w dół. Drzwi rozsunęły się po chwili na dziewiątym piętrze, a ich przywitał uśmiechnięty serwisant, starszy pan około siedemdziesiątki, i rzucił jakiś drętwy żart, który nie rozbawił chyba nikogo, ale przynajmniej przytrzymał dla nich drugą windę, tym razem w pełni sprawną. Zayden nie przesiadł się jednak, bo zadzwonił zaraz do Edwarda z pytaniem czy zdążył już wyjechać, a jeśli nie, to żeby poczekał, bo za minutę będzie na dole. Zostawił windę przesiadkową dla Riley, a sam ściągnął sobie kolejną i kiedy ona pojechała w górę, on dla odmiany w dół.
    W towarzystwie Edwarda wrócił do biura po niespełna dwóch godzinach. Panowie pogadali jeszcze chwilę w głównym holu, a potem rozeszli się do swoich gabinetów. Zayden miał sporo roboty, więc od razu przysiadł przy swoim biurku i zaczął przeglądać papiery na nadchodzącą sprawę sądową pana polityka, który uwielbia jeździć po pijaku po Kalifornii. Nie miał wydrukowanego jednego dokumentu, więc w pewnym momencie zerknął w kierunku stanowiska Riley, ale już jej tam nie widział. Jak wchodził, to siedziała jeszcze przed laptopem, ale teraz znajdował się przed nim pusty fotel.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zmarszczył brwi i podniósł się z miejsca, po czym wyszedł z gabinetu, żeby się za nią rozejrzeć. Generalnie mógł sobie wziąć z jej biurka to, czego potrzebował, ale nie chciał robić takiej samowolki i grzebać w jej dokumentach, bo sam nie życzyłby sobie takiego zachowania. Nie znalazł jej jednak, więc wrócił do gabinetu, a wtedy znów zobaczył Riley, siedzącą przy biurku. Wziął głębszy wdech, zastanawiając się, czy to tylko zbieg okoliczności, czy celowe unikanie go, a potem wszedł do jej przestrzeni roboczej i zatrzymał się przed biurkiem.
      — Brakuje mi jednego dokumentu do sprawy polityka — oznajmił, obserwując ją uważnie. Oczywiście, mówiąc o brakowaniu nie miał na myśli jakiegoś zaniechania ze strony Riley, co po prostu faktu, że nie posiadał go wydrukowanego. — Tego potwierdzającego sytuację materialną klienta. Jest mi to pani w stanie zorganizować?
      To było trochę popieprzone zwracać się do niej per pani, kiedy dwie godziny temu scałowywał oddechy z jej ust, ale znajdowali się w pracy i tutaj zamierzał trzymać się formalnych zwrotów, niezależnie od sytuacji prywatnej.

      Zayden Miles

      Usuń
  32. Nie był w stanie tak rzeczowo przekalkulować tego incydentu w windzie, bo dotykał on wielu różnych płaszczyzn, a w tym równocześnie tego co chciał, co mógł, a co powinien. Te trzy płaszczyzny bardzo często nie potrafiły istnieć razem na polu zawodowym, bo się wykluczały. To co powinien prawie nigdy nie szło w parze z tym, co chciał, a to co mógł nie zawsze wklejało się w to, co powinien. Sprawę znacząco ułatwiałby fakt, gdyby stroną incydentu w windzie nie była jego asystentka prawna, bo wtedy w grę nie wchodziłyby żadne zasady, obowiązujące w sferze zawodowej i wszystko mogłoby hulać, pogrążone w szaleństwie i swobodzie, i dawno wyniosłoby ich na taki etap, gdzie tego rodzaju pocałunki dawno mieliby za sobą.
    Tymczasem łączyła ich współpraca przede wszystkim. Współpraca, w której powinni zachować należycie formalny stosunek, gdzie powinna panować czysta, niezbrukana żadnymi prywatnymi dysonansami atmosfera i gdzie nie mogło być żadnych emocjonalnych zadr. Wszystko to stało w opozycji do tego, czego on realnie chciał, a przez całą rozmowę, którą razem z Edwardem przeprowadzili w sądzie, nie chciał niczego więcej, oprócz ust tej jednej, konkretnej kobiety. Chciał więc czegoś, czego nie powinien i kogoś, kogo nie mógł chcieć z wielu oczywistych względów. Nie było łatwo przestać myśleć o chwili, w której namiętność wręcz się ulewała, skoro na wargach cały czas czuło się jej intensywność i słodycz, ale wiedział, że musi przynajmniej w jakiejś części ujarzmić zamieszanie w swojej głowie, jeżeli cokolwiek z tego należycie formalnego stosunku miało istnieć w rzeczywistości. A wcale nie miał pewności, że jeśli zobaczy Riley przy biurku, nie spojrzy na nią tak, jakby miał ochotę wziąć ją tu i teraz, bo jeżeli czegoś w głębi duszy chciał, to właśnie tego. Na szczęście, z jego twarzy nie dało się czytać, jak z książki, o ile nie starał się demonstrować swoich emocji w sposób ostentacyjny, więc z zachowaniem neutralności dalej nie będzie miał problemu. To, co działo się w jego głowie, było tam bezpieczne, przynajmniej na razie, dopóki znów nie zostanie z nią sam na sam w sytuacji, w której jedynym elementem, który da się pomiędzy nich wcisnąć, będzie płaska linijka. A niewykluczone, że spróbuje do takiej sytuacji doprowadzić, jeśli znów zechce poczuć smak jej ust, dostrzec błysk podniecenia w jej oczach, czy dowiedzieć się jak bardzo go pragnie. Może nawet podejmie wyzwanie, by poza pragnieniem zaczęła go również potrzebować i to bardziej niż pracy?
    Musiał jednak pamiętać, że zachowanie należycie formalnego stosunku jest teraz na pierwszym miejscu, dlatego stał przed jej biurkiem w swojej standardowej, niewzruszonej pozycji, obserwując ją z uwagą i opanowaniem, godnym rasowego pokerzysty. Choć kiedy wstała, a on mimowolnie zsunął spojrzenie do jej ust, musiał nabrać do płuc nieco więcej powietrza, a potem wypuścić je lekko i powtórzyć sobie w myślach, że to nie jest odpowiedni moment na branie tego, co mu się żywnie podoba. Jakie życie byłoby cudowne, gdyby mogliby tak po prostu wrócić do tego, co robili w windzie, zanim przerwał to telefon.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Będę zadowolony, jeśli przyniesie mi to pani bez koszulki — odparł po kilku sekundach, wróciwszy spojrzeniem do oczu Riley. Uśmiechnął się kącikiem ust w charakterystyczny dla siebie, swawolny sposób, bo przecież bez koszulki brzmiało teraz naprawdę dwuznacznie, po czym otaksował jej sylwetkę ostatnim spojrzeniem, odwrócił się i wyszedł, wracając tym samym do siebie. Niezmiennie bezczelny, tak samo szorstki.
      Usiadł wygodnie w swoim fotelu, wyprostował nogi i ułożył plecy na oparciu. Rzucił tylko krótkie spojrzenie na zegarek, szczerze ciekawy, ile potrwa dostarczenie mu tego dokumentu i jak długo Riley będzie zwlekała z wyjściem ze swojej dziupli, by mierzyć się z nim twarzą w twarz. Na pewno miała świadomość, że granice zostały przekroczone i że jest to kwestia nieodwracalna. A raz przekroczone granice będą kusić i bez wątpienia dadzą przekroczyć się ponownie.

      Zayden Miles

      Usuń
  33. [Cześć! Dziękuję za powitanie. :D Jak zniknie kolejka do publikacji, to wrzucę post fabularny o Unie, może trochę to rozjaśni jej przeszłość… choć raczej nie dla niej. :D Co poradzić, najwyraźniej wszyscy kochamy cierpieć.
    Dziękuję raz jeszcze i, oczywiście, z wzajemnością. :)]

    Una Blanchard

    OdpowiedzUsuń
  34. [Dobrze być z powrotem w blogosferze! :) Dziękuję za ciepłe słowo powitania!
    Boże, jaka ona słodka! Ale nie taka słodka-trzpiotka, tylko jak taki lukrowany pączulek, na którego masz dziką ochotę i tylko czekasz, aż kawa się zaparzy, znasz to uczucie?
    Ja myślę, że Chris z wielką chęcią będzie kawą do tego pączulka. Przyda jej się ktoś pozytywny w jej życiu, z taką siłą, której jej brakuje, którą udaje, że ma. Pięć lat różnicy to dużo-niedużo w kontekście szukania wspólnych powiązań, więc myślę, że najprościej będzie połączyć je przykładowo przez wieloletnią znajomość rodziców. Chodź tam do mnie na maila, to obgadamy!]

    Chris

    OdpowiedzUsuń
  35. Wykorzystywał okazje, gdy mógł złapać kogoś za słówko i nie miał oporów przed rzucaniem uwag, ale nie był zdolny do marnowania czasu na to, by kogoś dręczyć. Zbyt dużo spraw miał na swej głowie, a jego czas jest zbyt cenny, żeby marnotrawić go na potyczki, które nie przynoszą żadnych korzystniejszych zysków. Tym bardziej nie miał więc potrzeby gnębić Riley, czy uprzykrzać jej życia, bo jeśli ich praca miała przebiegać płynnie – a musiała – to mijało się to z jakimkolwiek celem. To, że zripostuje czasem jakieś jej zdanie, albo że wytknie na głos coś, co uzna za konieczne, to takie jego codzienne wydanie i leżąca w jego naturze niedyskretna szczerość, która bywa czasami dobitna do szpiku kości. Standardowe wydanie tej mniej słodkiej połówki jabłka, jeżeli by założyć, że tą drugą jest Edward, a oni razem stanowią słodko-gorzką całość. Gnębienie z jego strony byłoby tak nieprzyjemne i mocno odczuwalne, że bo jakimś czasie to ona sama, najpewniej w obawie o swoje zdrowie psychiczne, złożyłaby wypowiedzenie, zabrała manatki i pokazała mu środkowy palec na do widzenia, spluwając jeszcze pod nogi, zanim wymaszerowałaby stąd raz na zawsze. Za incydent w windzie musiałby również gnębić samego siebie, bo był jego inicjatorem, doprowadzając do chwili, w której Riley została pozbawiona przestrzeni osobistej, a robienie czegoś takiego samemu sobie nie było w jego przypadku ani trochę możliwe. Skorzystał ze sprzyjających okoliczności i zrobił coś, na co miał ochotę, dobrze wiedząc, że druga strona podzielała tę ochotę tak samo bardzo. A skoro oddali się pokusie z takim samym apetytem, to nie wydarzyło się nic złego, a co najwyżej niepoprawnego, biorąc pod uwagę ich relację zawodową. Zdarzyć się to nie powinno, ale przecież świat się wcale nie zawalił, gdy do tego doszło. Przynajmniej na razie.
    Zdawał sobie natomiast sprawę, że dla niej, jako kobiety uczuciowej, charakteryzującej się wrażliwością i przeżywaniem zdarzeń w ten wewnętrzny sposób, cała ta sytuacja mogła wiązać się przede wszystkim z niezręcznością. Że przyjemność zostanie wyparta przez poczucie winy i obawę o ewentualne konsekwencje, a także przez wkradający się ukradkiem wstyd. Riley miała zdrowy kręgosłup moralny i należała do tej nielicznej grupy szlachetnych osób, więc nie trzeba było główkować, by zrozumieć, że to zbliżenie uderzyło w nią z każdej możliwej strony. Miała jednak duże pokłady dumy w swoim sercu, dlatego Zayden dobrze wiedział, że nawet jeśli stoi przed nim i dzielnie patrzy mu w twarz, tak naprawdę w środku cała drży i robi wszystko, żeby nie rozpaść się na tysiąc kawałków. Nie zamierzał dokładać jej ciężaru, bo już pomijając fakt, że dręczenie ludzi to nie jego hobby, miał po prostu świadomość, że przybyło jej go wystarczająco dużo odkąd wyszła z windy, i że będzie potrzebowała sporo czasu, by się wszystkiego pozbyć.
    — Doskonale — odparł i pochylił się do biurka, by wziąć papier w dłoń i rzucić na niego okiem. — Tak, teraz proszę usiąść. — Śledząc wzrokiem zawartość dokumentu, wskazał dłonią fotel przy swoim biurku i poczekał aż Riley zajmie miejsce. Nie chciał, żeby stała, choć wcale nie dlatego, że zamierzał ją tu trzymać na rozmowie przez długi czas.
    Dokończył czytać po kilkunastu sekundach i odłożył papier na teczkę pana polityka, w której znajdowała się cała reszta niezbędnych do sprawy dokumentów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A potem wstał z fotela, obszedł nieśpiesznie biurko i zatrzymał się przed Riley. Przysiadł na blacie biurka, bokiem do fotela, na którym właśnie siedziała, skrzyżował nogi w kostkach i skupił na niej spojrzenie.
      — Nie wiedziałem, że cierpi pani na zespół lęku napadowego — przyznał, choć wątpliwe, żeby ktokolwiek wiedział, bo nikt nie wymagał od pracowników zwierzania się ze swoich przypadłości. — Mam nadzieję, że czuje się już pani lepiej. — Przesunął kontrolnym spojrzeniem po jej sylwetce. — Jeżeli będzie potrzebowała pani jakiejś pomocy, koniecznie proszę zgłosić się do któregoś z nas — zaznaczył, mając na myśli to, że gdyby coś podobnego złapało ją podczas pracy, ale i nie tylko to. Żaden z nich nie znał tak do końca sytuacji życiowej Riley, bo nikt nie wnikał w prywatne życie pracowników, ale stała się ona częścią ich kancelarii i mogła być pewna, że może liczyć na tych dwóch diabłów w każdej sytuacji, w której będą mogli ją wesprzeć.

      Zayden Miles

      Usuń
  36. [Dziękuję bardzo <3 Odpisuję z opóźnieniem, ponieważ życie ostatnio mnie nie oszczędza, aczkolwiek kartę Riley przeczytałam już dawno i niezmiennie mnie ona zachwyca, zarówno swoim wyglądem, jak i tekstem. Ona i Nala wydają się współgrającymi promyczkami słońca, które bardzo chciałabym jakoś połączyć, tylko jeszcze nie jestem pewna jak je zaczepić.] 

    Nalani 

    OdpowiedzUsuń
  37. Naprawdę myślała, że to pomoże. Że odczaruje rzeczywistość. Tymczasem genialny pomysł rozwodu nie zadziałał jak magiczna różdżka, rozwiązując wszystkie problemy, które miała sama ze sobą. Oczywiście, jej małżeństwo pozostawiło wiele ran i na pewnej płaszczyźnie ta decyzja z pewnością miała sens, ale nic nie zmieniło faktu, że Chris Bolt nadal nie potrafi oddychać. Nadal liczy na to, że ktoś wyszarpie ją za ramiona z głębokiej wody, nie wiedząc, że żeby się uwolnić, musi nauczyć się pływać. Chyba nikt za nią tego nie zrobi.
    Tymczasem lawiruje w codzienności, próbując się skupić na nowym materiale, chadzając na wernisaże innych artystów, bywając na przyjęciach charytatywnych, czy oddając się zupełnej codzienności jak dziś – szybkie zakupy z wiszącą u telefonu matką, nie potrafiącą zrozumieć jakim cudem jej córka wpadła na pomysł, że rozwód po półtora roku małżeństwa to pomysł w ogóle godny rozważania, a tym bardziej tak gwałtownej realizacji.
    Rachel Boltanski bierze sobie wobec tego za punkt honoru, aby na siłę uszczęśliwić swoją córkę. Wypełnić jej czas, zorganizować (w jej mniemaniu) zawalony świat, uporządkować (znów, jej zdaniem) bajzel w życiu. Nie przyjmuje do wiadomości, że życie Chris jest zawalone i nieuporządkowane na jej własne życzenie.
    – Pamiętasz Gray’ów, prawda? – Chris słyszy w smartfonie, przeglądając komplety bielizny. Uśmiecha się do siebie. Nie wie dlaczego właśnie przypomniało jej się powiedzenie, że gdy to jej bielizna do siebie pasuje, to ona zaciągnęła cię do łóżka. Kiwa głową, choć matka przecież tego nie widzi.
    – Co? A tak, pan senator i jego żona. Chyba ona cię operowała kiedyś, tak? – z łatwością wygrzebuje z pamięci informacje z odpowiedniej szuflady – Co u nich? – pyta, choć odpowiedź tak naprawdę średnio ją interesuje. Póki co, oczywiście.
    Matka zaczyna odgrzewać historie z ostatnich miesięcy czy lat. Chris już wie, że kryje się za tym jakaś prośba. Ta kobieta nigdy nie potrafiła załatwić czegoś wprost. Owijała w bawełnę i tworzyła grunt pod każdą sprawę, jaką do kogoś miała. Uważa, że działa dyplomatycznie. Christine jest z kolei zdania, że dobry dyplomata jest w stanie powiedzieć komuś wypierdalaj tak, żeby rozmówca z radością zaczął pakować manatki. Rachel nie jest dyplomatką, tak jej się tylko wydaje.
    Chris bierze jeszcze kilka rzeczy i zmierza do przymierzalni. Matka ją rozprasza. Zamiast powiedzieć wprost, o co chodzi, to płynnie przechodzi do córki Gray’ów. Chris pamięta Riley jeszcze z czasów dziecięcych i nastoletnich – słodka istota. Matka w końcu wypowiada swoją prośbę, a Chris odsłania zasłonę przymierzalni.
    Jej wzrok pada na kogoś, o kim podświadomie myśli właśnie „słodka istota”. Wzrok kobiety mimowolnie spływa po jasnej karnacji zaskoczonej dziewczyny. Całość trwa ułamki sekund, bo choć zdecydowanie jest na co patrzeć, to Chris nie bywa niegrzeczna. A przynajmniej nie przy przypadkowych spotkaniach w przymierzalni.
    – Przepraszam! – natychmiast zasłania zasłonę i odsuwa się. – Nie, mamo, nie do ciebie. Weszłam komuś do przymierzalni. Tak, zajmę się Riley Gray, jak przyjedzie. Tak, możesz nas umówić, jeśli będzie chciała się spotkać. Ja? Czy kiedykolwiek bywam niemiła? Proszę cię – mruczy pod nosem, niezadowolona ze słów, którymi matka strzela, jak z karabinu.
    Tym razem upewnia się, że nikogo nie ma za zasłonką i wchodzi do przymierzalni. Informuje matkę, że musi kończyć, wypowiada jeszcze kilka bezwiednych „tak, mamo” i w końcu ściąga koszulę, by upewnić się, że wybrała odpowiedni rozmiar biustonosza.

    Chris

    OdpowiedzUsuń
  38. Nie spodziewał się takiego przejawu szczerości z jej strony, choć nie dlatego, że go nie oczekiwał, co po prostu nie sądził, że Riley będzie w stanie zwierzyć się akurat jemu – osobie, która do tej pory nie wykazała się szczególnie przyjaznym stosunkiem już nie tylko wobec niej, a w zasadzie wobec nikogo, przez co wydawała się raczej słabym materiałem na odbiorcę osobistych sekretów. Był więc zaskoczony zarówno szczerością, jak i kalibrem wyznania, a pierwsze, co przyszło mu go głowy, gdy usłyszał ten ułamek historii z jej życia, to że nie wyglądała na kogoś, kogo mogło spotkać w przeszłości takie piekło – czy też piekło jakiekolwiek. Bardzo dużo się uśmiechała, posiadała ogromne pokłady energii, odpowiednią dawkę pewności siebie i świadomość własnej wartości, co akurat mogła wynieść z domu, skoro dorastała w rodzinie o dość wysokiej pozycji społecznej, ale nic nie wskazywało na to, żeby wciąż borykała się z demonami przeszłości. Była kontaktowa, potrafiła ufać ludziom i nawiązywać znajomości w naprawdę szybkim tempie, bez względu na fakt, że znajdowała się w całkowicie nowym otoczeniu, niewykluczone więc, że przez te wszystkie lata nauczyła się z tymi demonami żyć, albo że udało jej się pokonać większą ich część. Zdarzały się takie momenty, jak ten w windzie, kiedy wspomnienia przebijały się z siłą trudną do opanowania, ale na co dzień strach nie determinował jej działań i decyzji, i Zayden dobrze o tym wiedział. Nawet jeśli się bała, gorliwość nie pozwalała na to, by strach przejął nad nią kontrolę. Nic dziwnego, że tak dobrze poradziła sobie z tym atakiem paniki.
    Doceniał szczerość w każdej postaci, ale z reguły za nią nie dziękował, więc i tym razem przyjął ją tylko lekko kiwając głową, bez żadnego szczególnego słowa. Nie sądził, że Riley oczekiwała w tej chwili pocieszenia, zresztą, nie był kimś kto lubi wspinać się na wyżyny swojej empatii, a potem rzucać czcze słowa tylko po to, by coś powiedzieć i nie zostawić tematu bez odzewu, więc tego nie praktykował. Był ją w stanie wysłuchać i robił to właśnie teraz, siedząc na brzegu biurka w milczeniu i patrząc to na jej dłonie, to na twarz, by dostrzec gesty wynikające z mowy ciała. Tyle było w niej kontrastów, że aż zadziwiające, że one wszystkie mogą ze sobą współgrać w jednym i tym samym ciele, gdzie ambicja przeplata się płynnie z pokorą, gdzie delikatny urok uzupełnia pewną siebie elegancję, a szeroki uśmiech towarzyszy zdeterminowanemu spojrzeniu. Pomyśleć, że przy tym lekkim uporze była w stanie mu się całkowicie oddać, gdy ją całował, i że z taką łatwością przyszło jej wtedy obnażenie się ze swoich pragnień i chęci. Oczywiście, to akurat ze wzajemnością.
    Skinął głową na jej podziękowanie, a po chwili podniósł się z blatu i wrócił na swoje miejsce, zasiadając w fotelu za biurkiem. To było teoretyczne zakończenie rozmowy z jego strony, ale w pewnym momencie przyszło mu do głowy jedno pytanie, zrodzone z czystej ciekawości, więc kiedy Riley już wstała, gotowa wrócić do siebie, podniósł na nią spojrzenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Czy to między innymi ze względu na to wydarzenie zdecydowała się pani studiować prawo i iść w tym kierunku? — zapytał, utrzymując w niej spojrzenie jeszcze przez kilka sekund.
      Zawieranie przyjaźni to nie jego hobby, ale to nie oznacza, że nie miał czasem ochoty zgłębić kilku ciekawostek na czyjś temat. Riley zwierzyła mu się z traumatycznego przeżycia, czym nagięła kolejną granice tej służbowej znajomości, a on wiedziony kolejną pokusą, postanowił skorzystać z momentu i dopytać o coś, co w zasadzie nie powinno go interesować. Spodobało mu się to naginanie i przekraczanie granic w przypadku Riley do takiego stopnia, że zaczynał się powoli rozpędzać. Tylko kto wie, czy będzie w stanie zwolnic, gdy to wszystko rzeczywiście nabierze zawrotnego tempa.

      Zayden Miles

      Usuń
  39. O jednych zaciekle walczył, ale drugich zaciekle niszczył – wszystko zależało tak naprawdę od tego, po której stronie znajdował się dany człowiek, bo Zayden potrafił być zarówno przyzwoity, jak i okrutny, ale w każdej z tych wersji zawsze pozostawał tak samo bezwzględny i w stu procentach oddany. Do wszystkich spraw, które brał na swoje barki, podchodził z całkowitym zaangażowaniem, niezależnie czy chodziło o bronienie klienta, czy o atakowanie strony, choć trzeba przyznać, że jego osobiste preferencje najchętniej przemawiały za atakowaniem i tego typu sprawy lubił najbardziej. Nie był jednak wykolejonym psychopatą, zresztą, etyka adwokacka wymagała od niego poszanowania do wartości, jakie wiążą się z wykonywaniem zawodu adwokata i do tej pory zasad etyki nie złamał nawet raz. Naginał, zwłaszcza zakaz udzielania porad ułatwiających uniknięcia odpowiedzialności karnej, ale występując przed sądem niezmiennie trzymał się litery prawa. A to, że potrafił umiejętnie posługiwać się zbiorem praw, przeciągając paragrafy na swoją korzyść i wykorzystując je do swoich celów, to już inna sprawa – każdy adwokat mógł tak robić, o ile był wystarczająco zorientowany w aktach normatywnych i potrafił odpowiednio posługiwać się słowem mówionym. Poza tym, nie nienawidził ludzi. Zwyczajnie ludziom nie ufał i dla dobra własnej prywatności dystansował się od nich, natomiast bycie adwokatem to wciąż praca, w której nie ma miejsca na prywatne dysonanse, i którą zawsze będzie wykonywał z należytą starannością – czy kogoś polubi, czy nie polubi, czy będzie zmuszony o kogoś zawalczyć, czy kogoś zniszczyć.
    Krótka odpowiedź Riley zaspokoiła jego ciekawość dokładnie tak, jak powinna, więc nie pytając o nic więcej, zatopił dłonie w stercie papierzysk i wrócił do swoich zobowiązań, które w podobny sposób pochłaniały go każdego dnia. Musiał przygotować się do sprawy pana polityka, lubiącego jeździć po pijaku, więc na tym skupiał całą swoją uwagę, gdy siedział w gabinecie, bo poprzeczka była ustawiona już nieco wyżej, niż poprzednio, skoro facet dosłownie olał warunki sądu. Ale Zayden był spokojny, jak zawsze. Wertował kodeksy, zbierał argumenty, a dzień przed sprawą sądową standardowo był w kancelarii nieobecny, bo taką miał już zasadę, że w przeddzień rozprawy przygotowuje się w domu i nie rozprasza interesami kancelarii. Po rozprawie, w której udało się wynegocjować ich warunki, skontaktował się z Riley, głównie po to, żeby zlecić jej złożenie wniosku do sądu o doręczenie im wyroku z uzasadnieniem, a później pojawił się w kancelarii jeszcze na chwilę, żeby zobaczyć, jak się mają interesy i wymienić kilka słów z Edwardem. Ten śpieszył się jednak na spotkanie, więc wybył z kancelarii dość szybko, a Zayden, z dłońmi wciśniętymi w kieszenie eleganckich spodni, spacerował swobodnie po biurze, chcąc rzucić okiem na pracowników.
    Zatrzymał się w pewnym momencie, dostrzegając Riley i Roberta w nieco dziwnej sytuacji i zaczął przyglądać się temu zajściu z zastanowieniem. Docierały do niego pojedyncze zdania, bo stał kawałek dalej.
    — Pchniesz cholernie apetycznie, Riley. — Robert uśmiechał się do niej zachęcająco. — Zorganizowałbym dla nas kolacje u siebie, ale coś czuję, że stałabyś się moim daniem głównym, dlatego zarezerwowałem nam stolik w restauracji na dzisiejszy wieczór — oznajmił, prawdopodobnie stawiając Riley przed faktem dokonanym.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wyglądała bowiem na zaskoczoną oraz zirytowaną, i co do tego Zayden nie miał żadnych wątpliwości, a tak swoją drogą to stała w idealnej pozycji do tego, by tym cudownym czubkiem wysokiego buta kopnąć marną kopię prosto w krocze, ale wiedział, że Riley tego nie zrobi. Ma zdecydowanie dyplomatyczne podejście, zapewne po ojcu.
      Uśmiechnął się do siebie na tę myśl, po czym ruszył nieśpiesznym krokiem w ich stronę, bo on okazji do zgnojenia tego chłopaka nie odpuści.
      — Walton! — Odezwał się głośniej, gdy był już na tyle blisko, żeby ciężkim ruchem położyć swoją dłoń na ramieniu Roberta i ścisnąć go na tyle mocno, by się wyprostował w plecach i skierował przodem do niego. — Dlaczego, do kurwy nędzy, napastujesz moją asystentkę? — zapytał bez ogródek, wbijając spojrzenie w twarz Roberta, a oczy młodego Waltona rozszerzyły się w zaskoczeniu. — Jeżeli współpraca z pięknymi kobietami przychodzi ci z trudem, możesz zmienić miejsce pracy, ja chętnie ci w tym pomogę — powiedział ostrzegawczo. A zrobiłby to z czystą przyjemnością.
      — Zaprosiłem Riley na kolację, nic poza tym — odpowiedział Robert obronnym tonem, zerkając krótko w stronę Riley.
      Zayden natomiast uśmiechnął się ironicznie. Cudowne zaproszenie, rzeczywiście.
      — Doprawdy? Ale ty dzisiejszą kolację jesz w archiwum i każdą kolejną też — stwierdził. — Poukładasz od nowa stare papiery, może przynajmniej tego nie spieprzysz. A zaczynasz od teraz, od spraw o uporczywe nękanie — dodał i pchnął go w stronę korytarza, prowadzącego do wspomnianego archiwum. — To moje pierwsze i ostatnie ostrzeżenie — przestrzegł go jeszcze, ale Robert poprawił tylko materiał marynarki na ramieniu i odszedł bez komentarza. Zayden wsunął drugą rękę z powrotem do kieszeni spodni i przeniósł uwagę na Riley. Obrzucił ją tylko krótkim, kontrolnym spojrzeniem, zamierzając wrócić zaraz do kontynuowania swojego spaceru po biurze.

      Zayden Miles

      Usuń
  40. [Podoba mi się pomysł z internetową znajomością. Może na jakimś etapie ich edukacji, szkoły stworzyły program łączenia młodzieży z całego świata i dziewczyny wzięłyby udział w takim wyjeździe integracyjnym, na którym złapałyby świetny kontakt, który z kolei utrzymywałyby przez kolejne lata?
    Wychodziłoby na to, że obydwie kilka lat temu przeżyły trudniejszy okres, Nala dowiedziała się o chorobie, Riley miała złamane serce. Może wtedy ich kontakt, by się urwał i teraz spotkałyby się po latach, może w jakimś klubie i nadrabiałyby stracony czas? W ten sposób nasze bohaterki nie wiedziałyby o sobie wszystkiego i mogłyby na spokojnie poznać się w wątku.]

    Nalani

    OdpowiedzUsuń
  41. Obserwował otoczenie, bo lubił być zorientowany w tym, co dzieje się w przestrzeni, w której przyszło mu funkcjonować, a Riley była akurat częścią tego otoczenia, nic więc dziwnego, że znajdowała się na bezpośrednim celowniku. Oczywiście, nie śledził każdego jej roku i daleko mu do tego rodzaju obsesji, ale był na bieżąco z jej obowiązkami, wiedział na jakim etapie prac się znajdowała i czy w danym momencie była obecna w kancelarii, czy jednak gdzieś poza nią. Nie uszło jego uwadze również to, że Robert bardzo często pojawiał się w jej otoczeniu, bo był nią wyraźnie zainteresowany i to wcale nie w służbowym kontekście, i może nie przeszkadzałoby mu to aż tak bardzo, gdyby nie fakt, że Riley tego zainteresowania nie podzielała, a zachowanie Roberta destabilizowało jej skupienie w pracy. Niewykluczone, że była pierwszą kobietą, która odmówiła temu chłopakowi wspólnego wieczoru, z czym ten nie potrafił sobie poradzić, ale to przecież wcale nie upoważniało go do bycia namolnym półgłówkiem. Dobrze więc, że Zayden został świadkiem tego zajścia, bo miał przynajmniej pełny obraz sytuacji i odpowiednie rozeznanie w stosunkach ich dwójki, a nie zamierzał tolerować takich zachowań w miejscu pracy i miał głęboko gdzieś, że chodziło w tym przypadku o syna Edwarda. Jeżeli jedno ostrzeżenie nie przyniesie poprawy, wdroży inne środki zapobiegawcze, tym razem bardziej dotkliwe, ale już bez względu na to, na pewno poruszy temat z Edwardem przy najbliższej okazji, bo starszy Walton zapewne nie miał nawet pojęcia, że jego marna kopia obrała sobie za cel uwiedzenie pracownicy, którą tutaj zatrudnił. I szczerze wątpił, że ten chłopak odziedziczył po ojcu chociaż jedną sensowną cechę, bo gdyby nie to, że panowie mieli takie same oczy i ciemne włosy, Robert nie przypominałby Edwarda pod żadnym względem.
    Miał kontynuować spacer, ale drgnął tylko w miejscu, nieco zaskoczony pytaniami Riley i popatrzył na nią z lekko zmarszczonym czołem. Znów zdał sobie sprawę z nietuzinkowości jej osobowości, gdzie to, co chciała, toczyło bitwę z tym, co powinna, albo raczej czego nie powinna, bo tak nie wypadało choćby przez sam fakt, że znajdowali się na zgoła innych pozycjach zawodowych, a mimo to śmiałość brała górę i docierała do mety pierwsza, najpierw pojawiając się na języku, a później opuszczając go wraz ze słowami, których nie da się cofnąć nawet, jeśli bardzo by się tego chciało. Dawno nie spotkał kobiety, która czułaby się zawstydzona swoim własnym pytaniem, ale to może dlatego, że tego typu kobiety trzymały się od niego z daleka, bo po prostu się go bały, a w zasadzie bardziej bały się starcia z jego dominującym charakterem i szorstką osobowością.
    Nie był pewien, czy Riley obserwowała otoczenie z taką uwagą, jak on, ale jeśli to robiła, z pewnością zdążyła zauważyć, że nie wychodził na lunch z pracownikami, nie licząc oczywiście Edwarda, chociaż im też zdarzało się to rzadko, bo przez obowiązki nie zawsze byli w stanie zrobić sobie przerwę na posiłek w tym samym czasie.
    — Pyta pani z czystej troski, czy zaprasza mnie pani na lunch? — Zapytał bezpośrednio i zerknął chwilowo na kartki, które uniosła w dłoni, wspominając, że dostarczy je na koniec dnia. Była też trzecia opcja: że pytała z czystej troski i równocześnie zapraszała go na lunch.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A jeśli miał zignorować pytanie, to oczywiste, że tego nie zrobi, bo niedokończone sprawy to ostatnia rzecz, którą mógłby po sobie zostawić i to zdecydowanie nie w jego stylu. Skoro padło pytanie, musi paść odpowiedź.
      — Z zasady nie wychodzę na lunche w towarzystwie — oznajmił, gdyby Riley nie miała jeszcze tej świadomości. — Za to pani nie wychodzi na lunche, bo nie znajduje na nie czasu — zauważył i przechylił nieznacznie głowę w bok. — I dlatego zrobię dla pani wyjątek. Chociaż raz chciałbym mieć pewność, że nie pracuje pani głodna, bo o ile da się wyspać na papierach, o tyle nie da się zrobić z nich obiadu — powiedział, nawiązując do tego jednego razu, kiedy Riley zasnęła w kancelarii, ale chodziło mu głównie o to, że faktycznie nieczęsto korzystała z tej przerwy na lunch, a przecież restauracja znajduje się w tym samym budynku. I wcale nie trzeba iść do niej na piechotę, wystarczy podjechać tam windą. Tylko czy to dobry pomysł, żeby znów korzystali z tej samej windy w tym samym czasie, skoro ich pierwszy raz okazał się tak nieprzewidywalny?

      Zayden Miles

      Usuń
  42. Z pracownikami kancelarii nie utrzymywał żadnych relacji, ani tych serdecznych, ani tych nieserdecznych, bo od samego początku stawiał definitywną granicę między sobą, a podwładnymi i wszyscy zdążyli przejść z tym do porządku dziennego. Prywatnie nie był tutaj dostępny dla nikogo, a wynikało to z wielu różnych założeń, między innymi z potrzeby utrzymania służbowych stosunków w miejscu, które musiało odznaczać się profesjonalizmem i wysokim poziomem etyki zawodowej. Kancelaria to przecież nie bar, gdzie ludzie przychodzą pogawędzić przy kuflu piwa, a szefowie to nie kumple, którym można cokolwiek nawrzucać. Oczywiście, nie istniał żaden zakaz tworzenia w tym miejscu przyjaźni, czy nieprzyjaźni, ale zasada była prosta: to wszystko musi mieścić się w granicach prywatności i nie może mieć żadnego przełożenia na wizerunek kancelarii. Zayden i Edward z zasady nie spoufalali się z pracownikami, ani z klientami, bo tego wymagała od nich wspomniana etyka, ale żaden z nich nie wnikał w prywatne stosunki między pracownikami, dopóki nie miały one wpływu na obowiązki i były na tyle dyskretne, żeby nie razić w oczy na korytarzach. Ktoś się z kimś spotykał, ktoś miał z kimś romans, czy ktoś wszedł z kimś w konflikt – nie interesowało ich to, pod warunkiem, że nie miało to udziału w codziennym funkcjonowaniu kancelarii, czyli toczyło się gdzieś poza nią. A to, jak Robert zachował się w stosunku do Riley, było pogwałceniem wszystkich tych zasad – jeśli istniały między nimi jakieś nierozwiązane sprawy na gruncie prywatnym, ich obowiązkiem było załatwienie tych spraw po godzinach. Panowie szefowie nie przynoszą prywaty do pracy i od każdego oczekują dokładnie tego samego.
    Poza pracą sytuacja wyglądała już nieco inaczej, bo poza pracą Zayden miał gdzieś etykę i nie stawiał sobie prawie żadnych ograniczeń. Nie mógł pochwalić się szaloną gromadką przyjaciół, bo poza pracą wciąż jest tym samym bezwzględnym dupkiem, więc nikt nie plącze mu się dobrowolnie pod nogami, ale nie ma też manii zbieractwa i nie kolekcjonuje ludzi w swoim życiu. Tych szczególnych jest maleńka garstka, wystarczająca mu w stu procentach, a że z natury jest typem samotnika, to nawet lepiej, jeśli ktoś pojawia się w jego życiu i zostaje tylko na chwilę, a potem znika, nie zajmując więcej jego przestrzeni. To oczywiście nie oznacza, że powiedział definitywne nie przyjaźniom, czy związkom, ale nie dąży do tego za wszelką cenę i wcale nie patrzy na innych przez pryzmat nawiązywania tego typu relacji. Ludzie to przechodni towar w jego życiu. Zayden bardzo rzadko zaprasza kogoś do siebie tak na stałe.
    Skinął głową i wyszedł z kancelarii do holu windowego, żeby zaczekać na Riley. Nie sprecyzował tego, ale jedyną opcją, którą brał pod uwagę, były restauracje na szczycie wieżowca, bo był to bezpieczny teren wolny od dziennikarskich hien i innych osób tego pokroju, które w ostatnim czasie zdecydowały się mu naprzykrzyć. Co prawda, od ponad tygodnia miał spokój, ale nie zamierzał kusić losu i pojawiać się z kimkolwiek na salonach, dlatego gdy weszli do windy, wcisnął na panelu numer najwyższego piętra, by winda wywiozła ich na samą górę. Nie byli w środku sami, więc zanim dotrą, zrobią pewnie kilka kursów w dół, ale jemu się nie śpieszyło – przynajmniej na razie.
    — W takim razie dziękuję, ale może być pani spokojna, bo ja nigdy nie pracuję głodny — zapewnił w odpowiedzi, gdy stanęli już na skrawku wolnej podłogi w samym kącie windy, tuż obok siebie. Pracował dużo, dlatego odpowiednio o siebie dbał, a z cateringiem dietetycznym było to banalnie proste, bo w diecie pudełkowej miał wszystko to, czego potrzebował, żeby zdrowo się odżywiać. Nie brakowało mu ani zbilansowanych posiłków, ani ruchu, bo nawet jeśli zdarzyło mu się zostawać w kancelarii po godzinach, to nie tak często, żeby całkowicie zrezygnować z czasu wolnego, czy tym bardziej z jedzenia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wyobrażał sobie pracować z pustym żołądkiem, zresztą, wątpliwa sprawa, że byłby wtedy w stanie dobrze się na czymkolwiek skupić. W tej firmie każdy miał prawo do przerw, więc jeśli ktoś decydował się z nich nie korzystać, to wyłącznie z własnej woli.
      — A pani? Dlaczego pracuje pani głodna? — Zapytał, lokując spojrzenie w twarzy Riley i kładąc dłoń na poręczy za jej plecami. Ludzie przetasowywali się w windzie za każdym razem, gdy ta przystawała na wywołanym piętrze, więc raz robiło się luźniej, a raz ciaśniej, ale w końcu zaczęła kierować się ku górze. — Jeśli to ze względu na ilość obowiązków, wystarczy, że mi to pani zgłosi — oznajmił, nie widząc innego sensownego powodu rezygnowania z tych przerw. W tej chwili, po kilku tygodniach pracy, Riley miała już świadomość swojej mocy przerobowej; wiedziała ile obowiązków jest w stanie wykonać, a z iloma nie nadąża, dlatego nie było żadnego problemu, by odpowiednio zredukować ich ilość.

      Zayden Miles

      Usuń
  43. Na całe szczęście w tym ich prawniczym przybytku to Edward – jako ta słodsza połówka jabłka – dbał o odpowiednią atmosferę i całkowicie wyręczał go z tego zadania, a ponieważ był niezwykle serdecznym człowiekiem i skorym do pomocy, to sekcja zasobów ludzkich znajdowała się w całości pod jego pieczą. I w te sprawy Zayden mu się wcale nie wtrącał, podobnie jak Edward nie wtrącał się w sprawy, nad którymi czuwał Zayden, i które dotyczyły strategii biznesowej oraz kwestii związanych z wartościami korporacyjnymi, bo to właśnie na jego barkach spoczywał ciężar tego organizacyjnego zaplecza. Porozumiewali się między ze sobą we wszystkich kwestiach, bo prowadzili jedną firmę, więc nie było mowy o podejmowaniu decyzji bez jakiejkolwiek konsultacji, ale każdy z nich pilnował konkretnych sekcji, którymi podzielili się na początku. I tak jak Zayden czuwał nad tym, co dzieje się za kulisami, tak Edward pilnował sceny i ludzi grających na jej dechach, dlatego jeśli mowa o budowaniu jakichkolwiek więzi między pracownikami, to należało to właśnie do starszego wspólnika, który tak swoją drogą radził z tym sobie bardzo dobrze, skoro do tej pory nikt z kancelarii nie uciekł. Pracowało tu tylko kilkanaście osób i wszyscy mieli świadomość, że Zayden nie jest człowiekiem otwartym na firmowe przyjaźnie. Można było z nim porozmawiać, jeżeli miało się coś sensownego do powiedzenia, czy nawet przyjść poprosić go o pomoc, bo przecież nie zamykał się w gabinecie na wszystkie spusty, ale nie należało oczekiwać od niego niczego ponad zwykłą uprzejmość. Za to zawsze należało spodziewać się szczerości, bo z tego nigdy nie rezygnował, nawet jeśli miała być to szczerość z rodzaju tych idących w pięty.
    Rzeczywiście, Riley nigdy się nie poskarżyła na to, że pracuje głodna, dlatego on wcale nie upierał się przy swoim założeniu, bo to, że nie nie wychodziła na przerwy w pracy, wcale nie oznaczało, że zmuszała się do pracy na głodnego. Mogła, podobnie jak on, korzystać z diety pudełkowej, albo jeść na tyle pożywne śniadanie, żeby po kolejny posiłek sięgnąć dopiero po pracy, i Zayden brał to pod uwagę. To byłoby nawet pocieszające, bo wcale nie popierał urządzania głodówek na rzecz realizowania zawodowych obowiązków.
    Podniósł lekko brew, gdy Riley powiedziała, że to on jest częściowym powodem rezygnacji z przerw. Rozumiał, co miała na myśli, tylko problem polega na tym, że Riley pracuje bezpośrednio dla niego, więc tego powodu wyeliminować się nie da. Byłoby dla niej dobrze, gdyby znalazła jakiś złoty środek, bo w takim przypadku, jeżeli oczywiście nie zmieni miejsca pracy, to jeszcze przynajmniej przez kilka dobrych lat nie skorzysta ze swojej przerwy. Proponował redukcję obowiązków, ale już wyłącznie od niej będzie zależało, czy z tego skorzysta, czy nie. Do chodzenia na przerwy też nie mógł jej zmusić, bo za rękę jej przecież do kuchni nie zaprowadzi, chociaż... może nie za rękę, ale właśnie prowadził ją na lunch do tutejszej restauracji. Był to jednak wyjątek i tego Zayden zamierzał się trzymać.
    Gdy wyszli na hol siedemdziesiątego pierwszego piętra, wskazał dłonią kierunek do La Boucherie, która rzeczywiście była ekskluzywną restauracją, obsługującą niejedno biznesowe spotkanie, ale celem tego miejsca od początku byli wymagający goście. I nie dało się tego nie zauważyć już od samego wejścia, bo kadra pracownicza tej restauracji doskonale wiedziała, co robić.
    — Dzień dobry — powitał ich maitre d' czyli główny kelner, zakwaterowujący gości przy stołach. Najpierw skinął głową w kierunku Riley, a następnie zwrócił się do Zaydena. — Witamy, panie Miles, zapraszamy — zachęcił ich, wskazując dłonią kierunek do tutejszych Starlight Booths, do których zaczął ich od razu prowadzić. W tej sekcji VIP, bo właśnie tym były wspomniane Starlight Booths, kancelaria miała swój stolik, więc nawet w przypadku jakichś nagłych spotkań ich kancelaryjne recepcjonistki nie musiały się martwić, że nie załatwią nigdzie stolika.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy dotarli do loży z wygodnym siedziskiem, skąd rozpościerał się również piękny widok na miasto, i usiedli, kelner zostawił dwie karty z blind menu, w którym nie było rzecz jasna cen. Pomocnik kelnera, który pojawił się przy ich stoliku dosłownie za sekundę, postawił dwie szklanki i dwie butelki wody, a potem zniknął równie szybko, dając im czas na wybór dań. Oprócz owoców morza, które tutaj serwowano włącznie z kawiorem, restauracja to również steakhouse, oferujący świetne mięso, ale w menu nie zabrakło także dań wegańskich, sałatki Cezar, zup czy przystawek w postaci zapiekanych ziemniaków Yukon lub szparagów i kalafiora. Wybór był dość duży i na pewno każdy mógł znaleźć tutaj coś dla siebie.
      — Była już tu pani kiedyś? — Zapytał, rozpinając guzik marynarki. Co prawda, La Boucherie to dość wysoki standard na codzienne lunche, więc taniej wychodzi stołować się w restauracjach piętro niżej, ale warto było odwiedzić to miejsce chociaż raz, tym bardziej, że wyżej znajduje się całkiem przyjemny open-air bar Spire 73 z całą masą fikuśnych drinków w menu.

      Usuń
  44. Restauracja miała swój specyficzny klimat, bo trącała luksusem zwykle niedostępnym dla przeciętnego człowieka, a żeby zjeść w tym miejscu, należało zarezerwować stolik dużo wcześniej, dlatego że jakość miała dla nich większe znaczenie, niż ilość. I z tą zasadą Zayden się utożsamiał, bo w ich kancelarii działało to dokładnie tak samo – oni też nie obsługiwali ludzi przychodzących do biura z ulicy. Pomijając jednak zasady, serwowano tutaj naprawdę smaczne jedzenie, a na talerzach tworzono poniekąd sztukę i to właśnie za to należało chwalić tę restaurację, nawet jeśli nie było to jedzenie na każdą kieszeń, czy też nie każdy mógł po prostu pozwolić sobie na taki wydatek i zapłacić za jedno danie tyle, co za obiad dla wielodzietnej rodziny. Zayden też nie gościł tutaj jakoś szalenie często, bo swoją dietę miał dokładnie rozpisaną przez prywatny katering, ale zdarzało mu się odbywać spotkania w tej restauracji, więc miał okazję spróbować niektórych dań, tym bardziej, że porcje były małe, więc zamówienie nigdy nie składało się z jednej pozycji, a z kilku. I na dobrą sprawę mógł polecić wszystko, bo każde z tych dań zasługiwało na zainteresowanie i każdego warto było spróbować. Tutejszy szef kuchni, nagrodzony jakiś czas temu gwiazdką Michelin, tworzył rozpływające się w ustach cuda, dlatego każda z pozycji w karcie cieszyła podniebienie i kwestią indywidualną było wybranie czegoś dla siebie.
    — Odbywam tu spotkania, ale nie z klientami, czyli stronami w postępowaniu, a jedynie z kontrahentami. Opłacamy ten stolik, dlatego mamy tu wieczną rezerwację — odpowiedział, lustrując wzrokiem kartę, w której dania zmieniały się co jakiś czas, zależnie od pór roku.
    Nigdy nie wychodził na miasto na spotkania z klientami, bo od tego miał kancelarię i sale konferencyjne odpowiednio pod te spotkania przygotowane. Jeżeli spotykał się na mieście, to wyłącznie z potencjalnymi partnerami i kontrahentami, z którymi mógł nawiązać jakąś sensowną współpracę biznesową, bo takie warunki odpowiadały nawiązywaniu umów partnerskich, a nie dyskutowaniu o prawnych, często prywatnych problemach i omawianiu ewentualnej strategii obrony. Na mieście mógł porozmawiać sobie z marketingowcem lub człowiekiem od reklamy, albo z przedstawicielem handlowym, który miał dla ich kancelarii dobrą ofertę, którą warto było rozważyć. W przypadku klientów ważne było zachowanie intymnej atmosfery, a taką zapewniały właśnie ich kancelaryjne pomieszczenia. Ale stolik w tej restauracji nie był opłacany tak do końca na marne, bo pomijając spotkania, które zdarzały się nieczęsto, Edward przychodził tutaj regularnie na soczyste steki, więc korzystał z tej usługi z zadowoleniem.
    — Serwują tu świetne owoce morza — przyznał bez zastanowienia, bo to wieżę owoców morza zamawiał tutaj najczęściej. Zresztą, nie tylko tutaj. Ogólnie przepadał za owocami morza, więc była to stała pozycja w jego osobistym menu, niezależnie od miejsca, w którym się znajdował. — Ale wyborne jest także to warzywne ragout i stek tomahawk z australijskiego wagyu — dodał, studiując listę jeszcze przez chwilę. Znał to menu, może nie jak własną kieszeń, ale na tyle dobrze, by wiedzieć, co zamówić i zbyt długo nad tym nie gdybać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może poleciłby jej jedno konkretne danie, ale nie miał pojęcia jak prezentowały się jej kulinarne upodobania: czy była wegetarianką, weganką, czy pasowało jej wszystko, bo nigdy nie wybrzydza. To ich pierwszy wspólny posiłek, więc nie miał wiedzy i z tego też powodu wymienił kilka pozycji, po jednej z każdej opcji, czyli z mięsem, bez mięsa i owoce morza, które nie trafiały do każdego, a często były oddzielnym rodzajem posiłku.
      Odłożył kartę na bok i spojrzał na Riley, dając jej czas na zastanowienie się. Nigdzie mu się nie śpieszyło, bo nie pozostało mu zbyt wiele zobowiązań w harmonogramie dnia, z kolei te, które istniały, nie były związane z pracą, więc go nie nagliły. Był świeżo po wygranej sprawie sądowej, więc mógł się zrelaksować w ten swój specyficzny sposób.

      Zayden Miles

      Usuń
  45. Dla każdego dziecko nagła przeprowadzka i zmiana środowiska jest naprawdę drastycznym trzęsieniem w ich kruchym, dopiero co kształtującym się światopoglądzie. Nalani w tamtym okresie błąkała się w burzy niejednoznacznych emocji, ponieważ z jednej strony pragnęła być bliżej ojca, z drugiej jednak kochała swoje życie na Hawajach i przerażała ją perspektywa porzucenia wszystkiego, co znała. Jednak ostateczna decyzja należała do jej rodziców i z wielu względów, które sama Nala pojęła dopiero z wiekiem, wraz z matką przeniosła się do Kalifornii, wprowadzając się do posiadłości ojca w Los Angeles. Był to dla niej niezwykle trudny okres, ponieważ musiała pogodzić się z utratą dotychczasowych przyjaciół, odnaleźć się w mieście, które diametralnie różniło się od świata, w którym dorastała, a także mimo młodego wieku powoli zacząć rozumieć fakt, iż jej rodzicielka poważnie choruje. Dla kogoś takiego jak ona program poznawania ze sobą młodzieży z całego świata był idealną ideą. Na początku liczyła, że uda jej się złamać kontakt z osobami, które poznała podczas lat spędzonych na Hawajach, co poniekąd się stało, aczkolwiek to nie z nimi nawiązała jedną z najistotniejszych relacji.
    Szczerą i trwałą więź udało jej się zacieśnić jedynie z Riley i ciężko było stwierdzić, dlaczego tak się stało. Od samego początku po prostu złapały ze sobą wspólny język, ich historie zdawać się mogły inne, a jednak odnajdywały w sobie podobne emocje i potrafiły je w sobie nawzajem koić. Wraz z biegiem czasu ich tematy, tak jak i one same, zaczęły się zmieniać i ewoluować, a ich wiadomości stawały się dojrzalsze. W idealnym świecie pisałyby do siebie codziennie, wieczory spędzając na rozmowach telefonicznych. Jednak codzienność nie była bajką, a utrzymywanie relacji internetowej nie było tak proste, jak mogłoby się pierwotnie zdawać. Wszakże obydwie prowadziły zupełnie oddzielne życia, miały swoich znajomych, a także problemy, o których najzwyczajniej w świecie nie zawsze chciały rozmawiać. Jednak ich relacja, z większymi bądź mniejszymi przerwami trwała od lat, choć Nalani szczerze musiała przyznać, że podczas okresu swojej choroby, oddaliła się od Riley. Zdawało jej się, że jej internetowa przyjaciółka sama zmagała się w tamtym okresie z pewnymi problemami i żadna z nich nie chciała przenosić swoich bolączek do internetu, co z kolei sprawiło, iż ich wiadomości stawały się znacznie bardziej pobieżne.
    Jednak nie zmieniało to faktu, iż od czasu do czasu wymieniały się wiadomościami, czasami odpowiadały sobie na relacje i po prostu zaznaczały swoją obecność w życiu tej drugiej. Dlatego nie była zdziwiona, że wieczorem, gdy szykowała się do wyjścia, otrzymała wiadomość od blondynki. Od paru tygodni ich kontakt był znacznie mniejszy, obie zapewne były pochłonięte prywatnymi sprawami, ale w ich relacji tak już było – mogły nie pisać ze sobą tygodniami, a później nagle przegadać cały dzień. To była sinusoida, aczkolwiek Nalani nigdy to nie przeszkadzało. W ostatecznym rozrachunku obydwie były w stanie wysłuchać siebie nawzajem niezależnie od dnia i godziny, jeśli zachodziła taka potrzeba.

    Od: Nala
    Do: Riley

    „Wypij za moje zdrowie, bo ja też mam taki plan! I pamiętaj, czasem lepiej najpierw uderzać kolanem, a później zadawać pytania ♥”

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wysłała wiadomość, dodając na koniec przybliżone zdjęcie swojej uśmiechniętej twarzy ze szczoteczką maskary przy oku, ponieważ była właśnie w trakcie tuszowania rzęs.
      Jakąś godzinę później znajdowała się już w klubie, który na całe szczęście nie był aż tak zatłoczony, zapewne ze względu na to ich ochrona prowadziła drastyczną selekcję Tego wieczoru przybyła tu na zaproszenie swojego przyjaciela, który tej nocy miał spełniać się za konsolą. Musiała jednak opuścić na chwilę lokal, ponieważ Matt poprosił, by wprowadziła do klubu jego dziewczynę, tak by nie musiała stać w nieskończenie długiej kolejce. Wyszła zatem na zewnątrz, bez trudu wyłapując wzrokiem na początku wężyka złożonego ze zniecierpliwionych ludzi niebieską czuprynę Niny. Wyjaśniła ochroniarzowi sytuację, ignorując przy tym komentarze niektórych ludzi, którym zdecydowanie nie podobało się czyjeś wchodzenie bez kolejki. Cóż, ona też nie przepadała za wykorzystywaniem koneksji, aczkolwiek z biegiem lat nauczyła się, że Los Angeles czasami było dżunglą, w której należało nauczyć się żyć.
      Już miała odwrócić się i wejść do środka po krótkiej rozmowie z ochroniarzem, gdy jej uwagę przykuła czerwona sukienka. Szarpnęła gwałtownie głową, a w jej tęczówkach zabłysnęło niedowierzanie.
      — Riley! — krzyknęła podekscytowana, po czym biegiem ruszyła w stronę dziewczyny, praktycznie od razu rzucając się jej na szyję. — Nie miałam pojęcia, że jesteś w mieście! — rzuciła w jej szyję, by wreszcie się od niej oderwać, w dalszym ciągu próbując okiełznać zaskoczenie jej widokiem.

      Nalani

      Usuń
  46. Gdy tylko złożyli zamówienie na krewetki i ogon kanadyjskiego homara bez skorupy, bo właśnie na tę wersję zdecydował się Zayden, od razu wręczył kelnerowi czarną kartę kredytową, żeby otworzyć jeden rachunek i poprosił o sommeliera, który z precyzją dobrał do ich posiłków odpowiedni rodzaj wina, po czym uzupełnił nim kieliszki z kryształowego szkła. Może wypadało zapytać Riley, jak w ogóle zapatruje się na alkohol do jedzenia, ale ostatecznie doszedł do wniosku, że jeżeli nie będzie miała ochoty na wino, to po prostu nie sięgnie po kieliszek. I tak wyglądała na nieco skrępowaną, a przy jego niewzruszonej swobodzie wręcz bardzo, dlatego nie tworzył dodatkowych bodźców, które mogłyby pogłębić jej zmieszanie. Gdyby wiedział, że gdybała nad tym, czy lunch zostanie odliczony od jej wypłaty, na pewno nie byłby w stanie powstrzymać rozbawienia i skomentował to jakąś pełną niedowierzania puentą, a potem, oczywiście, wyprowadziłby ją z błędu, bo niczego nie zamierzał jej odliczać. W życiu nie wpadłby na taki pomysł, szczególnie, że ten lunch, tak jak wiele innych, zostanie wliczony w koszty i nikt na tym nie ucierpi. Zresztą, nawet gdyby nie mógł tego wrzucić w koszty, to bez mrugnięcia okiem zapłaciłby za obiad z własnej kieszeni i wcale tego nie roztrząsał. Jakby przejmował się kosztami, licząc każdego wydanego dolara, zabrałby ją do jakiegoś baru mlecznego, a nie do ekskluzywnej knajpy z ceniącym się szefem kuchni. Nic też dziwnego, że inni pracownicy nie chwalili się takimi sytuacjami, bo takie sytuacje nie miały po prostu miejsca. Riley była jego pierwszą asystentką prawną, której był bezpośrednim przełożonym, i która pracowała z nim praktycznie ramię w ramię, więc w jej przypadku będzie pojawiać się całe mnóstwo wyjątków choćby ze względu na tą ścisłą współpracę. Nie należało wrzucać jej do wora z całą resztą pracowników kancelarii, bo ona i tak pracowała na innych zasadach. Pracowała dla niego. A to już samo z siebie było jednym wielkim wyjątkiem.
    Wysłuchał tych kilku ciekawostek z jej życia, o dodatkowej działalności i przygarniętych psach, ale sam nie odzywał się zbyt często. Więcej przytakiwał, niż mówił i dopiero przy temacie studiów zdradził tylko, których uczelni jest absolwentem, chociaż to nie była jakaś szczególna informacja, bo tych dyplomów mógł mieć dostęp każdy zainteresowany człowiek. Kiedy skończyli jeść posiłek, pożegnali się krótko i powrócili do własnych spraw, a Zayden do kancelarii tego dnia już nie zaglądał, bo nie miał po co, więc skupił się na prywatnych przyjemnościach. Wietrzne popołudnia sprzyjały falom, więc sięgał po deskę z żaglem i surfował, a wieczory urozmaicał sobie kończeniem któregoś z własnych obrazów, stanowiących ołówkowe szkice. W posiadłości w Pacific Palisades miał świetne warunki do uprawiania tej sztuki. I wielu innych sztuk również.
    W kancelarii tempo pracy nie uległo zmianie, chociaż miał na uwadze ich ostatnią wymianę zdań i zwracał uwagę na to, ile obowiązków zlecał Riley. Nie zmniejszył tej ilości, bo ostatecznie nie zgłosiła, że tego potrzebuje, ale starał się nie dokładać niczego więcej, a ilekroć zerkał w stronę jej stanowiska, zawsze widział ją skupioną, więc był przekonany, że ma co robić. Z tego też względu nie zaglądał do niej zbyt często, ale raz zajął jej nieco dłuższą chwilę, żeby dogadać szczegóły wyprawy do sądu. Doszedł do wniosku, że skoro Riley miała udać się ze sprawozdaniami, a on miał sprawę do załatwienia u dyrektora sądu, praktycznym rozwiązaniem będzie pojechać we dwoje i właśnie to jej wtedy zaoferował. Ustalili godzinę, a następnego dnia o trzynastej zbierali się już do wyjścia.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wstając z fotela, zamknął ekran laptopa, sięgnął po marynarkę czarnego garnituru, którą wsunął od razu na ramiona, a kiedy Riley pojawiła się w progu, zgarnął telefon komórkowy i kluczyki do auta. Zmierzając w jej stronę, zlustrował spojrzeniem jej sylwetkę i strój, który założyła, ale nic nie powiedział. Był ciemniejszy, niż zwykle, więc wyglądała w nim dojrzalej, ale i poważniej. Choć nadal tak dobrze, jak we wszystkich innych, w których już ją widział.
      — Cierpliwości — odpowiedział, wychodząc z gabinetu. Szkopuł tkwił w tym, że jechał właśnie na spotkanie z dyrektorem sądu, z którym wcale nie był umówiony. A to oznaczało, że będzie musiał sforsować obstawę w postaci pań asystentek, które będą tarasować mu drogę i rugać go za to, że przychodzi jak sobie chce. I miał to generalnie gdzieś, ale wiedział, że straci na tym trochę cennego czasu, bo dyrektor sądu ostatecznie i tak go przyjmie. Jak zawsze.
      W windzie nie było ścisku, ale nie byli też sami. Większość ludzi kierowała się na parter, a skoro winda nie musiała zatrzymywać się co piętro, na podziemny parking zjechali dość szybko. Jego samochód stał na jednym z miejsc oznaczonych białą kopertą, ale nie sądził, że musiał wskazywać palcem, bo Riley doskonale wiedziała, który z nich należy do niego. Miała okazję przetestować jego szyby, a konkretnie to sprawdzić, czy mogą pełnić też funkcję luster.
      Otworzył drzwi od strony pasażera, tym gestem zapraszając Riley do środka. Popatrzył na nią, gdy wsiadała, a wysokie szpilki czarnego obuwia podkreślały jej smukłe nogi, schowane częściowo pod materiałem spódnicy. Kiedy zobaczył ją praz pierwszy, gdy przeglądała się w jego szybie, nie przypuszczał, że kiedykolwiek będzie gościł ją na siedzeniu obok. Jak widać, los bywa przewrotny.

      Zayden Miles

      Usuń
  47. To było dość ciekawe zjawisko, że ludzie uważali, że należy zachowywać przy nim powagę, kiedy on tak naprawdę nigdy nikomu czegoś takiego w sposób bezpośredni nie narzucił. Najwidoczniej rozsiewał wokół siebie taką aurę, że ludzie czuli się zobowiązani ubierać maskę dostojności i z góry zakładać, że coś wypada, a czegoś nie wypada. Schlebiało mu, jeśli ktoś starał się być taki, jak on, ale naprawdę nie oczekiwał od ludzi przewracania własnego życia do góry nogami tylko po to, żeby upodobnili się właśnie do niego. I należało to zrozumieć, zaakceptować, ale też przyzwyczaić się do jego osoby, bo on wcale nie grał człowieka poważnego i uważnego – on po prostu taki jest, bo został tak wychowany, bo właśnie takie, a nie inne wartości przekazała mu rodzina w okresie dorastania. Jedni wynoszą z domu radość, inni powagę, on należał do tej drugiej grupy i nie było w tym żadnej głębszej filozofii. A na to, że ktoś czuł się przy nim niekomfortowo, nie miał zbyt wielkiego wpływu, zresztą, niewiele go to obchodziło. Jeśli ktoś czuje się przy nim niekomfortowo, może wcale nie kręcić się w jego towarzystwie, przecież nikogo nie trzyma przy sobie na siłę. Prawda jest też taka, że Zayden nie miał najmniejszego problemu z mówieniem wprost o tym, co mu się nie podoba – albo podoba – więc gdyby kiedykolwiek uznał zachowanie Riley za niestosowne, to w mniej lub bardziej oględny sposób zwróciłby jej uwagę. A jak na razie ich współpraca przebiegała bezproblemowo i bezbłędnie, a do tego zręcznie. I pozostało mu tylko wierzyć, że Riley była w tym wszystkim sobą, i że nie dusiła się pod jakąś niewygodną maską w obawie o to, że jeśli pokaże prawdziwą twarz, to komuś podpadnie.
    Zamknął za nią drzwi, a potem zasiadł na skórzanym siedzeniu za kierownicą i uruchomił silnik samochodu. Sięgnął do ekranu dotykowego, gdy powitał ich obrazem różnorakich funkcji. Klimatyzacja wewnątrz była strefowa, więc swój nawiew ustawił na dziewiętnaście stopni, a nawiew pasażera obok na standardowe dwadzieścia jeden, a potem włączył mapę, żeby zorientować się co do natężenia ruchu, bo od tego zależał wybór trasy. Do sądu nie było jakoś szalenie daleko, bo znajdowali się w centrum, ale stanie w korkach nie należało do przyjemnych, więc jeśli można było je ominąć, to warto było to zrobić choćby kosztem dodatkowych kilometrów.
    Automatycznie zerknął w niebo, gdy wyjechali z podziemnego parkingu, a Riley zapytała czy ma przy sobie parasol. Zapowiadali deszcze, ale jakoś się tym nie przejął, pewnie dlatego, że nie jest z cukru i się nie rozpuści, a nie planował kilometrowych spacerów po mieście. Z drugiej strony, był z wodą mocno oswojony, więc nic się nie stanie, jeśli deszcz trochę go zmoczy. Oczywiście, wolał być suchy, zwłaszcza w garniturze, więc jeśli się rozpada, przeczeka w gmachu sądu, a jeśli ulewa złapie ich w drodze na parking, to będą myśleć na gorąco, co z tym fantem zrobić. Co prawda, w tym dużym zielonym parku, który dzieli sąd i parking, na pewno nie będzie gdzie się ukryć przed ulewą, ale niepowiedziane, że trafią akurat w samo epicentrum deszczowej chmury. Co będzie – to się okaże.
    — Nie — odparł krótko, dochodząc do wniosku, że mógłby wozić ze sobą parasol, ale do tej pory jakoś nie był mu potrzebny. Parkował w garażu podziemnym, a jeśli przebywał w apartamencie, to miał dwie minuty spacerem do kancelarii, więc szanse na zmoknięcie zawsze były w jego przypadku małe.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeśli miał jakąś sprawę w sądzie, zwykle parkował auto w miejscu uprzywilejowanym, bardzo blisko gmachu, więc to też wykluczało zmoknięcie, a tak poza tym, w tym mieście nie padało znowu jakoś szalenie często. W końcu jest tutaj tylko średnio trzydzieści pięć dni deszczowych w roku.
      — Nie powinno mi się zejść jakoś długo u dyrektora, więc jeżeli będzie pani chciała, to mogę panią podrzucić gdzieś w drodze powrotnej — zaproponował, kładąc łokieć swobodnie na podłokietniku, a drugą dłoń na szczycie kierownicy. Zerknął chwilowo na Riley, bo może miała jakieś plany i podwózka będzie jej na rękę, po czym powrócił uwagą za przednią szybę. Ostatecznie może będzie chciała wrócić do kancelarii, chociaż był przekonany, że wykonała swoją dzisiejszą pracę, nie licząc tego ostatniego punktu, jakim była nadchodząca wizyta w sądzie, więc reszta jej dzisiejszego czasu, to czas wolny. Prawdopodobnie.

      Zayden Miles

      Usuń
  48. Z jednej strony była kompletnie zaskoczona informacją, że Riley od miesiąca mieszka już w Los Angeles i nie pisnęła o tym nawet słówkiem, z drugiej jednak strony była w stanie to zrozumieć i poniekąd mogła również obwiniać o to samą siebie. Wszakże przez ostatnie tygodnie ich kontakt był znacznie mniejszy, obie miały swoje życie i najwyraźniej abstynencja jej przyjaciółki była związana z jej przeprowadzką do nowego miasta. Nalani z kolei w ostatnim czasie miała niesamowicie dużo pracy na studiach, a także w wytwórni ojca, w którą angażowała się coraz bardziej. Zgodziła się wspomóc jedną artystkę w pracy przy nowym albumie i było to jak dotąd największe przedsięwzięcie muzyczne Nalani, mimo iż miała już na swoim koncie stworzenie kilku tekstów, które stały się niejakimi hitami w stacjach radiowych, choć nikt nie wiedział, że to akurat ona jest ich autorką. Jednakże nie uważała tego wszystkiego za wystarczające powody, by zaniedbać swoją relację z Riley, a tak właśnie się czuła. Co prawda często zdarzały im się przerwy w wymienianiu wiadomości, aczkolwiek teraz czuła się tak, jakby przegapiła naprawdę ważny etap w jej życiu, na dodatek taki, w którym byłaby w stanie wiele jej pomóc.
    Nalani jednak nie należała osób, które zbyt długo roztrząsały swoje błędy. Porażki i potknięcia starała się łykać niczym gorzką pigułkę, traktując je jako lekcję na przyszłość. Życie było zbyt krótkie, by zamykać się w żałości i rozpamiętywaniu. Wolała się poprawiać, każdego dnia stając się lepszą wersją siebie. Dlatego z miejsca postanowiła przed samą sobą, że zrobi wszystko, co w jej mocy, aby Riley poczuła się w Los Angeles tak dobrze jak w domu. Sama zresztą kiedyś przeżyła diametralną zmianę w życiu i potrafiła się postawić na miejscu przyjaciółki.
    — Ja za to się dziwię, że spotykamy się dopiero teraz. To miasto to przecież dziura. — stwierdziła z rozbawieniem, posyłając dziewczynie mrugnięcie, gdy odsuwała się o pół kroku, by móc spokojnie jej się przyjrzeć.
    — Wyglądasz jeszcze lepiej niż na zdjęciu. Seksownie i uroczo, zabójcze połączenie. — dodała, po czym zaraz pokręciła głową i ponownie ją objęła, wciąż nie mogąc uwierzyć, że dziewczyna naprawdę tu była. Musiała się powstrzymywać, by nie piszczeć jej do ucha i nie zacząć przy tym podskakiwać z powodu ekscytacji, jaka ją teraz rozpierała. Mogłoby się wydawać, że przeniesienie relacji prowadzonej przez tyle lat przez internet będzie dla niej niekomfortowe, aczkolwiek było wręcz przeciwnie. Czuła się tak, jakby spędziła z Riley całe swoje życie i poniekąd tak było, mimo iż dzieliły je tysiące kilometrów.
    — Mamy dużo do nadrobienia, chodź! — oznajmiła ostatecznie, chwytając dziewczynę za rękę i ciągnąc ją w stronę ochroniarza, nie zważając na kolejkę i osoby, które pomrukiwały w ich kierunku. Przez większość życia nie wykorzystywała tego, kim był jej ojciec i jakie znajomości skrywał w rękawie. Nie czuła potrzeby używania nazwiska, by coś zdobyć, aczkolwiek w takim wypadku jak wejście bez kolejki do klubu… Cóż, wtedy nie miała skrupułów. Miała także świadomość, iż bycie córką swojego ojca wiązało się z wieloma minusami, dlatego od czasu do czasu mogła skorzystać również z plusów. Zresztą, nawet gdyby ochroniarz nie wiedział, kim był jej ojciec, tego wieczoru przyszła tu na zaproszenie swojego przyjaciela, a jednocześnie jednego z najlepszych dj’ów na zachodnim wybrzeżu. Mogła wprowadzić jedną czy dwie osoby poza kolejką. Los Angeles było brutalnym światem, niczym dżungla i trzeba było nauczyć się w nim żyć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na całe szczęście ochroniarz wpuścił je bez problemu, choć nie dało się przeoczyć tego, jak ostentacyjnie wywrócił oczami, ale poza ponurym mruknięciem, nie odezwał się słowem, gdy wciągała Riley do klubu. We dwójkę musiały tworzyć ciekawą kombinację, ponieważ mimo tego, iż obydwie miały jasne włosy, w kwestiach urody nie mogły się różnić bardziej. Riley ze swoimi delikatnymi rysami, jasną cerą i czerwoną sukienką wyglądała niczym kwintesencja elegancji. Nalani z kolei ze swoją ciemniejszą karnacją i egzotycznymi rysami odziedziczonymi po matce, ubrana w srebrny komplet składający się z gorsetowego topu i spodni z wysokim stanem, zdawała się być poniekąd eklektyczna. W połączeniu stanowiły interesujący widok.
      Zamiast ciągnąć dziewczynę do baru, skierowała się do schodów z boku sali, które prowadziły na wyższe półpiętro, na którym znajdowało się parę loży, a podchodząc do szklanych barierek, można było przyglądać się tańczącym na dole gościom klubu. Jeden ze stolików został zarezerwowany dla jej przyjaciela, który już zaczął wywijać za konsolą na dole, jego dziewczyny i reszty znajomych, w tym także Nalani, a teraz również i Riley. Dużym plusem tych miejsc było również to, iż co jakiś czas przechadzała się tędy kelnerka, zbierając zamówienia, dzięki czemu nie musiały przeciskać się do baru i czekać w kolejce. Tak, Nala zdecydowanie na imprezach unikała wystawania za czymkolwiek, ponieważ ten czas wolała spożytkować, chociażby na taniec.

      Nalani

      Usuń
  49. Skinął głową w odpowiedzi na jej pytanie o zatelefonowanie, czy też ewentualne spotkanie w kawiarni, bo jeśli tam zamierzała na niego zaczekać, to równie dobrze mogli złapać się bez dzwonienia. W tym przypadku, jeśli nie musiał szukać jej w ciemno, było mu to obojętne, więc ostateczną formę wybierze, gdy skończy rozmowę z dyrektorem sądu i opuści gmach, bo niewykluczone, że zajmie mu to tak mało czasu, że Riley nie zdąży do tej kawiarni w ogóle dojść. Niby jej zadaniem było przekazanie teczki i dokumentów znajdujących się w jej środku, ale on też szedł tylko po odpowiedź, a po części także po zgodę. Jeden z sędziów orzekł kilka dni temu w sprawie Scotta Petersona, że dopuści jeden element z listy zebranych dowodów, który powinien zostać poddany nowym badaniom DNA – to podczas oficjalnej rozprawy. Nieoficjalnie organizacja Innocence Project, w której Zayden działa, przedstawi tych elementów więcej i nawet jeśli nie zostaną one oficjalnie uwzględnione w trakcie rozprawy, chciał sprawić, żeby sędzia orzekający miał je na uwadze, gdy będzie przyklepywał kolejny byle jaki wyrok. Szedł więc do dyrektora sądu tylko po to, by dostać ostateczne zielone światło, żeby któryś z członków organizacji pojawił się w sądzie i pod ladą przekazał te zbadane dowody na jego biurko.
    Na parking dojechali po dwudziestu minutach jazdy, a po kilku kolejnych udało mu się dostrzec wolne miejsce i wcisnąć tam samochód. Ciemne chmury mocno skumulowały się na niebie, więc szanse na to, że deszcz nie spadnie, malały z każdą kolejną sekundą, ale Zayden nie przejmował się tym jakoś szczególnie. Najważniejsze, że byli już w drodze do sądu, przemierzając park kilkuminutowym spacerem, wzdłuż rozłożystych po bokach chodnika krzewów i ozdobnych drzewek. Był to taki typowy skwer z kilkoma alejkami, prowadzącymi między innymi do budynków sądu, i z ławeczkami schowanymi w cieniu drzew, na których można było sobie przysiąść, żeby pozachwycać się równo przyciętym żywopłotem, czy po prostu odpocząć. Nie pierwszy raz Zayden tędy szedł, bo nie zawsze mógł zaparkować samochód bezpośrednio przy sądzie, dlatego wiedział już, która z tych alejek jest najkrótsza.
    Nie śpieszyło mu się, więc starał się dostosować tempo do tego, którym szła Riley, mając na uwadze fakt, że jej stopy zdobiły w tej chwili wysokie szpilki. I wcale nie dziwił go fakt, że wzrok mijanych mężczyzn automatycznie lądował na jej sylwetce, z naciskiem na okolicę jej nóg wysmuklonych przed eleganckie obuwie, skoro wyglądały estetycznie i emanowały wdziękiem.
    — Jest pani w tym mieście sama? Nie licząc psów, oczywiście. — Zapytał, zerkając na Riley w pewnym momencie, bo trochę go ten szczegół zainteresował.
    Nie przypominał sobie, żeby wspomniała podczas lunchu, na który poszli kilka dni temu, że dzieli z kimś mieszkanie, albo że w ogóle ma w mieście kogoś szczególnie bliskiego. Nigdy też nie zauważył, żeby ktoś odbierał ją z kancelarii, czy żeby ktokolwiek kiedykolwiek pojawił się w jej towarzystwie chociaż na chwilę, z pominięciem Roberta rzecz jasna, więc wnioskował, że była tutaj sama.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może nie zupełnie sama, ale chyba nie miała nikogo szczególnego. Przynajmniej na razie, bo nie wątpił, że z takimi pokładami radości szybko znajdzie tutaj odpowiednich przyjaciół, o ile oczywiście da się komuś poznać. Zastanawiał się też, czy wiązała z tym miastem przyszłość i czy przeprowadziła się na przeciwległy brzeg Ameryki w zamyśle na stałe, a nie na kilka konkretnych lat, ale na razie o to nie zapytał, zostawiając to na lepszą okazję, jeśli taka się pojawi. Budynek sądu wyłaniał się już zza drzew, więc na głębszą rozmowę i tak nie ma w tej chwili czasu, w dodatku zaraz lunie deszcz, więc spaceru też nie ma co przeciągać.

      Zayden Miles

      Usuń
  50. Odpowiedział krótkie nie, gdy odbiła piłeczkę, bo nie był tutaj sam, i to ani trochę, przede wszystkim dlatego, że urodził się w tym mieście i nigdy go nie opuścił, tak, jak cała jego rodzina na kilka pokoleń wstecz. Ciężko powiedzieć, że miał tutaj rodziców, bo oni byli mu w tej chwili obcy i obojętni, ale miał dużą ilość kuzynów, gdzie z częścią z nich utrzymywał kontakt, miał również znajomych dalszych i bliższych, nawet jeśli nie uczestniczyli oni w jego życiu regularnie. Nie czuł się samotny ani trochę, momentami wręcz przeciwnie – przytłaczała go ilość osób, którą zna, bo czasami, kiedy pojawiał się na jakimś wydarzeniu, zdarzało się, że nie miał spokoju od ciągłego zagadywania i sztampowych, grzecznościowych rozmów. Między innymi z tego powodu chodził na nie rzadko, zwłaszcza, jeżeli nie były to kameralne przedsięwzięcia, tylko przyjęcia wielkiego kalibru. Co innego, gdy był prelegentem jakiejś konferencji, bo wtedy był nastawiony na omawianie konkretnego tematu, przynajmniej przez większą część wydarzenia, nie licząc tych przerw kiedy znów bombardowano go pytaniami, często niezwiązanymi z życiem zawodowym. Nie był człowiekiem zbyt towarzyskim, ale posiadał w telefonie całe mnóstwo kontaktów, na które mógł liczyć, i które nie odmówiłyby niezobowiązującego spotkania, gdyby tylko zadzwonił. To, że był samotnikiem nie oznaczało, że jest samotny, albo że brakuje mu w życiu ludzi, z którymi mógłby spotkać się na mieście. Byli bowiem tacy, którzy lubili go takim, jakim jest, ze wszystkimi jego wadami i zaletami, w dodatku akceptując to, że z reguły więcej go w towarzystwie nie ma, niż jest. I że potrafi być okropnym dupkiem, ograniczającym skrupuły do minimum.
    Zaraz po tym, gdy rozdzielili się w sądzie, a on dotarł windą na górę i przekroczył próg biura, panie asystentki z oburzeniem skomentowały jego nieproszoną obecność. Po kilku minutach zbędnej gadki, w której one upierały się, że dyrektor sądu jest zajęty, a on zapewniał je, że nie na tyle, by go nie przyjąć na krótką rozmowę, jedna z pań wreszcie zniknęła w gabinecie dyrektora, by po chwili wyjść i z poirytowaniem zaprosić go do środka, bo jednak pan dyrektor znalazł chwilę. Gdyby nie wiedział, że ją znajdzie, wcale by tu nie przyszedł, bo marnowanie czasu na słowne przepychanki z asystentkami to ostatnia rzecz, na którą chciał przeznaczać swoją energię. Rozumiał, że broniły dostępu do tak ważnego organu administracji publicznej, ale nie był tu pierwszy raz, na miłość boską, w dodatku bez zapowiedzi, a mimo to za każdym razem przechodzą przez tą samą, pozbawioną sensu gadkę, która kończy się spełnieniem jego żądania.
    Z dyrektorem rozmawiał lekko ponad piętnaście minut, bo to co mieli do ustalenia było krótkie, więc nawet nie usiadł w zaproponowanym przez mężczyznę fotelu. Dogadali dzień i godzinę przekazania dodatkowej dokumentacji do sprawy Petersona, wymienili się krótkimi uprzejmościami, a potem Zayden opuścił biuro z ostentacyjnym do zobaczenia, rzuconym w stronę pań asystentek i zszedł na dół, nie czekając już na windę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od razu skierował się w stronę kawiarni, zakładając, że Riley uwinęła się szybciej, skoro nie było jej przy stanowisku referenta, a kiedy ją dostrzegł, podszedł bliżej.
      — Wszystko załatwione? — Upewnił się, przystając obok. — Jeśli tak, to możemy wracać — oznajmił, bo nie miał tu już nic więcej do zrobienia, więc mógł podrzucić Riley w jakieś wskazane miejsce, tak jak proponował, i zająć się swoimi sprawami. Tym bardziej, że właśnie przestało padać, przynajmniej na chwilę, więc mogli przejść przez park bez moknięcia. Chmury dalej kłębiły się na niebie, dlatego to okienko pogodowe było zapewne tylko chwilą, albo krótką przerwą przed prawdziwym oberwaniem chmury, które miało nadejść.

      Zayden Miles

      Usuń
  51. Popatrzył na Riley z bliżej nieodgadnionym wyrazem twarzy, skinął lekko głową na jej przeprosiny i bez słowa ruszył do wyjścia z budynku. Zmarnowała swój czas i co do tego nie było wątpliwości, skoro pojawiła się tutaj i nic nie załatwiła, ale to był jej czas, w dodatku to, że go zmarnowała, nie wpływało na pracę, bo nie był to ostateczny termin złożenia dokumentów, więc to niedopatrzenie w żaden sposób nie uderzało w jego interes czy dyscyplinę. I dlatego tego nie skomentował. W innym przypadku bez skrępowania zwróciłby jej uwagę, bo był święcie przekonany, a i na własnej skórze doświadczony, że skompletowanie dokumentów to nie jest żadna trudność, która wymagałaby jakichś kosmicznych kompetencji – wystarczy odrobina skupienia, żeby zebrać wszystko w całość, a potem zamknąć w teczce czy skoroszycie. Nie było jednak powodu do dawania jej srogiej reprymendy tu i teraz, bo Riley nie robiła takich błędów nagminnie, a to, że dziś przyjechała tutaj bez załącznika, wcale nie odbije się na sprawie, zwłaszcza, że z powodzeniem załatwi wszystko jutro. Nie czuł też potrzeby besztać jej dla zasady, bo nie byłoby to sprawiedliwie. Jedno niedopatrzenie nie sprawia przecież, że na to zasługuje. Wystarczy, że następnego dnia będzie musiała znów poświęcić swój czas po pracy, żeby dotrzeć tutaj i ponownie przejść przez procedurę składania dokumentów. Oczywiście, to nie oznacza, że cała ta sytuacja jest mu obojętna, bo to wciąż było zaniechanie związane z jej zawodowymi obowiązkami, ale nie była to sytuacja na tyle rażąca, by podniosła poziom jego złości i podpaliła krótki lont, na którym iskra doprowadziłaby do niekontrolowanego wybuchu. To po prostu mieściło się jeszcze w granicach jego wyrozumiałości.
    Gdy wyszli z budynku, zerknął krótko w niebo i gęste chmury, które ciążyły nad ich głowami. Wokół pociemniało, wiatr wezbrał na sile, a przechodnie przyśpieszyli kroku z nadzieją, że zdążą skryć się przed oberwaniem chmury i ulewą.
    Pierwsze krople skapywały ciężko na bruk, kiedy przechodził z Riley przez jezdnię. Zdawał sobie sprawę, że szanse na uniknięcie ulewy są bliskie zeru, ale nie było w pobliżu żadnego miejsca, w którym mogliby przeczekać, dlatego śpieszyli przez park prosto do samochodu, licząc na to, że deszcz obejdzie się z nimi łagodnie. Nie byli nawet w połowie drogi, gdy z nieba lunęło, a spadające co rusz krople, targane porywami wiatru, zaczęły się rozpędzać i rozbijać o ich ciuchy oraz skórę. Deszcz był ciepły, ale nie był to żaden plus, bo Zayden wcale nie czuł się zadowolony, że jego marynarka zaczyna przemakać do ostatniej suchej nitki. Lubił wodę, ale nie wtedy, gdy ma na sobie tyle materiału, który w dodatku tak chętnie przyklei się do jego ciała.
    Spojrzał na swoją dłoń, gdy poczuł, jak Riley chwyta go z sugestią zmiany kierunku i ruszył za nią, jeszcze chwilę trzymając ją za rękę, bo pierwsza kałuża, którą mieli do pokonania, wymagała dużo większego kroku, a obcasy Riley niekoniecznie mogły polubić się z takimi wygibasami na ulicy. W drodze wypuścił jej dłoń z uścisku, zdjął marynarkę i przerzucił sobie nad głowę, trzymając w ten sposób mokry materiał tylko po to, by deszcz nie smagał go tak bardzo w twarz. Już dawno nie padało w tym mieście tak intensywnie, by w ciągu kilku minut, spędzonych na deszczu, wyglądać zupełnie tak, jakby zostało się wrzuconym do basenu. Deszcz się przyda, z pewnością, szkoda tylko, że to akurat im trafiło się znalezienie w samym jego epicentrum.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Gdy dotarli do odpowiedniego budynku, a Riley zaczęła otwierać drzwi do klatki schodowej, opuścił marynarkę i strzepał z niej wodę. Zaczesał mokre kosmyki włosów do tyłu i popatrzył po sobie, odciągając mokry materiał koszuli od brzucha.
      — Nie spodziewałem się, że mieszka pani tak blisko sądu — stwierdził po przekroczeniu progu. Nie musiał już mówić głośniej, żeby przebić się przez szum deszczu. — Czasami jeżdżę tutaj po pracy, mogę panią zabierać — zaproponował niezobowiązująco, ale był przekonany, że nie raz zdarza się tak, że wychodzą z kancelarii w tym samym czasie i w tym samym czasie podążają w tym samym kierunku, tyle że w osobnych pojazdach. Tak na przyszłość nie miał nic przeciwko, żeby zabierać Riley ze sobą, o ile będzie jechał właśnie do tego sądu, a ona prosto do swojego mieszkania.

      Zayden Miles

      Usuń
  52. Nie pytał o miejsce zamieszkania, bo ta informacja nie była mu do niczego potrzebna, a nie był też jakoś szczególnie tą kwestią zainteresowany, ale nie spodziewał się, że Riley mogłaby mieszkać rzut beretem od sądu i ta okoliczność trochę go po prostu zaskoczyła. A skoro miał już świadomość, będzie starał się zlecać jej obowiązki tak, żeby sprawy związane z tym konkretnym sądem mogła załatwić dopiero bezpośrednio przed powrotem do mieszkania, coby zaoszczędzić czas w ciągu dnia i nie pokonywać kilkukrotnie tych samych tras. Był zwolennikiem ułatwiania sobie życia w codziennych obowiązkach, a skoro da się załatwić kilka rzeczy za sprawą jednego transportu, nie widział najmniejszego sensu w powielaniu tych tras. Oczywiście, to wszystko wciąż będzie zależało od Riley i wcale nie zamierzał wtrącać się w jej sposoby wykonywania obowiązków, bo te sposoby są mu obojętne dopóki każdy jeden jest zrealizowany bezbłędnie i na czas, ale chciał udogodnić tyle, ile się dało, zwłaszcza jeśli dotyczyło to spraw do załatwienia gdzieś poza kancelarią. A ponieważ dowiedział się, tak przy okazji ulewy, że mieszkanie Riley sąsiaduje niemalże z budynkiem sądu, będzie o tym pamiętał w trakcie wyznaczania zadań i postara się rozłożyć kolejność obowiązków tak, żeby nie musiała pokonywać drogi powrotnej do mieszkania więcej niż raz.
    Rozejrzał się nienachalnie po wnętrzu mieszkania, gdy wszedł do środka a Riley zamknęła za nimi drzwi. W oczy od razu rzuciły mu się wysokie sufity, duże okna porte-fenetre i jasne ściany pokryte sztukaterią, które przemycały sporo paryskiego szyku do tego estetycznego wystroju. Starał się nie oceniać ludzi po tym, jak mieszkają, ale miał świadomość, że prezencja wnętrz potrafi bardzo dużo o człowieku powiedzieć, a w tym konkretnym przypadku panował dokładnie taki sam porządek, jakim na co dzień wykazywała się Riley. Ona była uporządkowana, jasna i ciepła, z delikatnym francuskim akcentem okraszającym całość, i jej mieszkanie również takie było. Nie sądził więc, że wybrała je z braku laku, a dlatego, że w jakimś sensie odzwierciedlało jej osobiste wnętrze, i że współgrało z jej osobowością. A niewymuszona elegancja i brak przepychu były zdecydowanie częścią tego skrawka osobowości Riley, który do tej pory udało mu się poznać.
    Skinął lekko głową, rzucając krótkie spojrzenie na drzwi do łazienki, i zsunął buty ze stóp, żeby nie zostawiać za sobą mokrych śladów. Nie zakładał, że Riley będzie miała na stanie męski garnitur, chociaż z oczywistych względów nie powinno go dziwić, jeśli byłoby odwrotnie, bo raczej problemu z przyciąganiem płci przeciwnej nie miała, ale nie liczył na to, że zechce zestroić go w jakąś swoją koszulkę. Może i jakoś by to założył, ale musiałby być naprawdę speszony i stremowany, żeby siedzieć w mieszkaniu w damskim T-shircie i udawać, że jest zajebiście. W jego wydaniu to było po prostu niemożliwe.
    Z uśmiechem pokręcił więc głową, mając dla siebie lepsze rozwiązanie, szczególnie, że pojawiła się możliwość wysuszenia koszuli w miarę szybkim tempie.
    — Zostanę w samych spodniach, jeśli nie ma pani nic przeciwko — powiedział. — Marynarka może poczekać, ale koszulę chętnie wysuszę — dodał i przyglądając się Riley przez chwilę, zaczął rozpinać guziki koszuli. Jeżeli sytuacja, że znalazł się w jej mieszkaniu była absurdalna, to sytuacja, że będzie siedział tutaj z gołą klatą powinna uchodzić za anomalię, ale oboje są przecież ludźmi i musieliby być naprawdę szaleni, żeby czekać aż deszcz przestanie padać, a ciuchy wyschną na nich.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Riley raczej się nie zgorszy na widok nagiej klatki piersiowej, z kolei on na pewno się nie zawstydzi, jeśli będzie musiał wystawić ją na widok jej oczu. Wystawia ją w zasadzie codziennie, kiedy idzie surfować, i to na widok dziesiątek par różnorakich oczu, więc to, że musi się tutaj rozebrać, nie wprawiało go nawet w najmniejsze skrępowanie.
      Gdy odpiął guziki, zdjął z siebie bawełniany materiał i podał koszulę Riley, żeby mogła wrzucić ją do suszarki.
      — Do picia wystarczy woda, dziękuję — odpowiedział jeszcze, a potem przeszedł do łazienki, nie zamykając za sobą drzwi. Wziął tylko ręcznik ze wskazanego przez Riley miejsca i otarł nim ciało z resztek wody, a potem rozłożył go na podłodze i na nim rozłożył marynarkę, żeby schła w tej pozycji zanim nie trafi do odpowiedniej pralni.

      Zayden Miles

      Usuń
  53. Był pewny siebie i nie rozstawał się z tą cechą również będąc u kogoś w gościach, ale to nie oznacza, że nie miał za grosz kultury, albo że zapominał o dobrych manierach. Pozostawał sobą niezależnie od otoczenia, jednak szanował cudzą przestrzeń i obowiązujące w niej zasady, bo tego samego oczekiwał we własnej przestrzeni – pomijając już fakt, że w swojej własnej rzadko miewał gości. Poszanowanie prywatności było dla niego istotne i respektował tę zasadę, ale nie był człowiekiem, który w obcym miejscu zachowuje się jak trusia, bo nie miał powodów czuć się niezręcznie skoro został zaproszony, a później wpuszczony do czyjegoś świata. Riley, co prawda, zaoferowała jedynie schronienie przed ulewą, jednak z drugiej strony, gdyby zależało jej na zachowaniu prywatności dla siebie to wcale nie pomyślałaby o złożeniu takiej propozycji. Nie musiała zapraszać go do mieszkania, ale zrobiła to, bo miała taka ochotę, on z kolei nie miał nic przeciwko wyschnięciu i poczekaniu w bardziej dogodnym miejscu, niż samochód. Przy okazji mógł zobaczyć jak Riley mieszka i poznać ją z tej trochę innej, bardziej prywatnej strony, nawet jeśli nie sądził, że poza kancelarią mogłaby okazać się zgoła innym charakterem. Tym razem znajdowali się jednak na jej terenie i sam ten fakt mógł sprawić, że będzie czuła się swobodniej i pewniej. Tutaj to do niej należy ostatnie słowo.
    Nie łudził się, że marynarka będzie zdatna do założenia, gdy przestanie lać, ale wolał, żeby schła w takim ułożeniu, które jej nie zniekształci, dlatego zdecydował się rozłożyć ją na ręczniku. Koszuli wrzuconej do suszarki mu nie szkoda, bo tych ma znacznie więcej, niż marynarek, a pozbycie się zagnieceń na jej materiale, po takim przemieleniu w bębnie, nie będzie wyzwaniem pochłaniającym zdecydowanie zbyt dużą ilość czasu. Parownica bez trudu sobie z tym poradzi. Najważniejsze więc, żeby koszula wyschła, dała się założyć i dotarła z nim do którejś garderoby, nie ważne w jakim stanie wizualnym, bo to i tak nie miało znaczenia, skoro w planach miał bezpośredni powrót do domu.
    Przeniósł spojrzenie na Riley, gdy weszła do łazienki i wyprostował się, obserwując, jak wrzuca koszulę do bębna, a później poprawia rękaw jego marynarki, rozłożonej na podłodze. Gdyby powiedział jej, czego jeszcze tak realnie potrzebuje w swoim życiu, zarumieniłaby się dużo bardziej, niż kiedykolwiek wcześniej. A może nawet nie ośmieliłaby się już więcej o to zapytać. Dlatego nieśpiesznie powiódł wzrokiem po jej sylwetce, milcząc i zastanawiając się w międzyczasie, co takiego mógłby jeszcze potrzebować, tyle że w tej danej chwili i sytuacji, związanej z przeczekaniem w jej mieszkaniu, ale nie miał żadnych życzeń, oprócz szklanki z wodą i wysuszenia koszuli. Oczywiście, to mogło ulec zmianie. Życie bywa nieprzewidywalne, zresztą, on sam taki bywa nawet dla samego siebie.
    — Myślę, że mam wszystko, czego potrzebuję — stwierdził, nie próbując ukrywać dwuznacznego brzmienia tych słów, ale w zasadzie to tak – w tym mieszkaniu znajdowało się wszystko, czego mógł potrzebować teraz lub za chwilę, zależnie od chęci czy potrzeby. To, że mówił to tak, jakby miał na myśli również samą Riley, wcale nie było przypadkowe, choć nie miał żadnych niecnych zamiarów wobec niej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dał jednak kilka kroków w jej stronę, skracając odległość między nimi i spojrzał chwilowo na koszulę wyciągniętą zza spódnicy. Domyślał się, że ona najchętniej też pozbyłaby się przemoczonych ciuchów, tyle że może niekoniecznie teraz, w jego towarzystwie, ale jakoś tak nie pasowało mu wyjść z pomieszczenia, nie zostawiając po sobie choćby namiastki niezręczności, albo szybciej bijącego serca.
      — A czy pani czegoś potrzebuje? — Odbił piłeczkę, unosząc nieco brew. Nawiązywał do sytuacji, kiedy był jej potrzebny do rozpięcia zamka sukienki, a Riley zwróciła uwagę na jego sprawne dłonie. Teraz z pewnością poradzi sobie sama, skoro koszula guziki ma z przodu, a do zamka spódnicy da się sięgnąć bez większego trudu, ale nie zaszkodziło się upewnić. Przy tak opinającym się, mokrym materiale wcale mogło nie pójść jak z płatka.

      Zayden Miles

      Usuń
  54. Był bardziej swobodny, bo w życiu prywatnym obowiązywały go zupełnie inne zasady, niż w kancelarii. W życiu prywatnym tych zasad było przede wszystkim mniej, w niektórych dziedzinach nie było ich wcale, a jakaś ich część była też bardzo elastyczna i dostosowana bezpośrednio do sytuacji. Jego prywatna wersja też niewiele różniła się od tej służbowej, bo on także nie miał potrzeby zakładać masek, ale w pracy respektował swoje postanowienia, natomiast w życiu osobistym tych postanowień starał się nawet nie tworzyć. Traktował ludzi zupełnie inaczej, gdy łączyły go z nimi jakieś zobowiązania, najczęściej na gruncie zawodowym, i zupełnie inaczej traktował niezobowiązujące relacje na gruncie prywatnym. A problem z Riley polegał na tym, że ona, jako jego pracownica, stała pośrodku tego wszystkiego. Częściowo podlegała postanowieniom zawodowym, w których skład wchodził między innymi brak zażyłości z podwładnymi, a częściowo podlegała nigdy niestworzonym postanowieniom prywatnym, a więc niezobowiązaniu. W tej chwili nie obchodziłoby go naprawdę nic – zrobiłby to, na co miał ochotę, a trzeba przyznać, że patrząc na nią, miał ochotę na wiele, aczkolwiek sprawę utrudniał ten istotny fakt, że łączy ich praca, która w jego żelaznym postanowieniu wyklucza poufałość. I to, co chciał, wykluczało się z tym, co mógł, czy co powinien. Nie bez przyczyny nigdy nie zacieśniał relacji z pracownikami, dla większości będąc człowiekiem niedostępnym, ale ta zasada chroniła każdą ze stron. Praca w kancelarii bez wątpienia byłaby piekłem dla każdej osoby, która miałaby z nim prywatne dysonanse i ostatecznie mogłaby okazać się po prostu niemożliwa.
    Spodziewał się, że Riley wyjdzie naprzeciw tej słownej zaczepce. W pewien sposób nawet mu na tym zależało, bo cały czas ją poznawał, a to była pierwsza taka sytuacja poza miejscem pracy, kiedy mógł wybadać granice jej śmiałości i nie mieć za plecami całego biura, pełnego pracowników, którzy ochoczo zainteresują się każdym nietypowym zajściem. Był teraz w miejscu, gdzie kancelaryjne zasady nie obowiązują, więc automatycznie zwiększało się też pole do popisu w przypadku słownych, czy niesłownych gierek. Oczywiście, cały czas zamierzał mieć na uwadze, że Riley jest jego pracownicą, i że w związku z tym musi się trochę pilnować, o ile naprawdę zależy mu na utrzymaniu porządku między nimi, ale od kuszenia losu lista zasad przecież się nie zawali. A takim kuszeniem losu można określić to, co wydarzyło się między nimi w windzie, gdy ta odmówiła współpracy i zatrzymała się na jednym z półpięter wieżowca. Chociaż prawda jest taka, że intensywność tamtego pocałunku była już raczej takim stąpaniem na granicy zawalenia wspomnianej listy zasad, więc powtórzenie się czegoś takiego może być naprawdę ryzykowne.
    Gdy Riley zmniejszyła dystans między nimi o ten mały kroczek, przechylił głowę nieco w bok, nie zdejmując wzroku z jej oczu i twarzy. Zrobił to dopiero, gdy odpięła guzik na piersiach, bo zsunął wtedy spojrzenie do jej dłoni, obserwując ich ruch i został w tym miejscu na kilka kolejnych sekund, kiedy zza materiału koszuli wychyliła się bielizna z koronką, a za nią ładne kształty. Pogrywała z nim, wiedział o tym, ale musi się bardziej postarać, jeśli chce dotrzeć do jego granic.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powrócił spojrzeniem do jej oczu, w których dostrzegł te charakterystyczne, wyzywające iskierki, a na wyszeptane przez nią pytanie, kącik jego ust drgnął w krótkim uśmieszku. Potem położył dłoń w jej talii i bagatelizując fakt, że ich ciała otrą się o siebie, przyciągnął ją jeszcze bliżej, by z tego miejsca móc swobodnie sięgnąć rękoma do drobnego zamka przy spódnicy. I nie ważne, że musiał objąć ją ramionami, by złapać suwaczek, znajdujący się na wysokości jej lędźwi.
      — Myśli pani, że warto byłoby zająć tym kogoś innego? — zapytał, lokując spojrzenie w jej oczach, chociaż musiał znów przechylić odrobinę głowę, bo między nimi było już tylko kilka centymetrów przerwy. W międzyczasie złapał opięty materiał spódnicy tak, by bez trudu zsunąć go w dół.

      Zayden Miles

      Usuń
  55. Oddanie się chwili zapomnienia to nie jest żaden problem, bo oboje są wolnymi ludźmi i mają prawo zrobić razem to, na co tylko najdzie ich ochota – komplikacje zaczynają się jednak później, już po wszystkim, kiedy trzeba wrócić na ziemię i zderzyć się z brutalną rzeczywistością. A brutalną, bo dokładnie taka ona jest po wszystkim w wydaniu Zaydena. Nie ma co liczyć ani na uroczy poranek ze wspólnym śniadaniem, ani na szczególne traktowanie, czy zainteresowanie tak w ogóle, bo dla niego seks nie przekłada się na uczucia – one wcale nie muszą istnieć, by z powodzeniem cieszyć się czyimś ciałem. Nie wykluczał, że miłość to taki dodatkowy bodziec, który wzmacnia siłę tego aktu i cieszenie się nim, ale osobiście go nie potrzebował, dlatego nie zawracał nim sobie głowy. Był jednak świadomy, że druga strona może patrzeć na to z zupełnie innej perspektywy, a co za tym idzie, mniej lub bardziej świadomie wystawić się na cierpienie. Gdyby skorzystał z tej sytuacji i odpowiedział na zachęcające gesty Riley, z pewnością przeżyliby niezapomniane chwile boskiej i upojnej przyjemności. Znaleźliby się w innym świecie, kosztując swych ciał i wzajemnie doprowadzając do szaleństwa. Trwaliby w ekstazie, nie chcąc tego kończyć i marząc o zatrzymaniu czasu, a potem chłonęliby każdą sekundę spełnienia, wijąc się w pościeli i głośno wzdychając. Wreszcie przyszedłby poranek, a za nim spotkanie w pracy i zderzenie z rzeczywistością, w której Zaydena wcale nie obchodzi to, co wydarzyło się minionego wieczora. Nie wraca do tego, nie roztrząsa, traktując ją tak, jak wcześniej, bez szczególnych względów, czy choćby szczypty przywileju, który zdradzałby, że jest kimś więcej. Czy Riley byłaby w stanie to przetrwać? Może w tej chwili, gdy pragnienia przejmowały ster, była w stanie, bo nie myślała o konsekwencjach – on na ogół też nigdy się nimi nie przejmował, bo nie uprawiał seksu z koleżankami z pracy, a w innych przypadkach było mu wszystko jedno. Jego intencje zawsze były klarowne i jasne, a nie miał wpływu na nadzieje, które rosły w sercach kobiet, gdy w jego towarzystwie szczytowały. Ale w przypadku Riley sytuacja była zgoła inna, głównie z tego względu, że oni musieli razem współpracować, a istniało ogromne prawdopodobieństwo, że seks zaburzy tę współpracę, rozwalając całą dotychczasową harmonię, którą wspólnymi siłami wypracowali. Nie znał jej na tyle dobrze, by mieć pewność, że dla niej to też nie miałoby znaczenia, ale miał świadomość, że jest tak uczuciowa, że nie pozostanie to dla niej obojętne, tylko zapisze się w jej podświadomości i będzie mieć przełożenie na jej zachowanie. Jeśli się w nim zakocha, będzie najbardziej nieszczęśliwą kobietą na świecie. Jeśli go znienawidzi, będzie najbardziej nieszczęśliwą paralegal na świecie. Trwanie pośrodku było najbezpieczniejsze, seks natomiast na pewno nie pomoże w utrzymaniu tej środkowej pozycji.
    Westchnął więc, biorąc nieco głębszy wdech, bo nie mógł zrobić tego, na co miał ochotę, dopóki nie będzie miał pewności, że Riley nie rozpadnie się na kawałki, gdy spędzi z nim upojną noc, a później zderzy się z jego standardową wersją następnego dnia. Normalnie nie dbałby o to, ale w tym konkretnym przypadku ważniejsza była dla niego współpraca, niż chwila przyjemności, bo na taką chwilę zawsze mógł się załapać z kimś innym – w przeciwieństwie do współpracy. Wiedział, że Riley go pragnie i czuł to, bo sposób w jaki ocierała się o niego był cholernie wymowny.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pobudzała go tymi gestami, kusiła i zachęcała, ale miał na tyle dużo wewnętrznej samodyscypliny, by słuchać najpierw rozumu, a dopiero później głosów innych części ciała, więc nie dał się tak szybko jej omamić. Chociaż cholernie ciekawiło go, na co byłoby ją stać, gdyby wylądowali na łóżku czy pod prysznicem, ewentualnie w każdym innym miejscu, w którym dałoby się swobodnie poruszać. Jej pewność siebie na pewno byłaby atutem, dodającym takim zbliżeniom smaczku. Może powinien ją zwolnić? Wtedy wszystko stanie się prostsze!
      Wypuścił suwak z palców kiedy rozpiął spódnicę i cofnął dłonie, łapiąc ją sylwetkę Riley w talii. Stali naprawdę blisko siebie, zupełnie tak, jak znaleźli się wtedy w windzie. Docierał do niego zapach jej perfum, czuł jej chłodne dłonie na swoim ciele i niewidzialny ślad po jej wargach na szczęce.
      — Zastanawiam się, panno Gray, na ile twarde jest pani serce — powiedział po chwili, gdy ona podniosła na niego spojrzenie. Dla niego ten moment też mógłby się nie kończyć, niezależnie od finału, tylko że on miał na uwadze, że w końcu do tego dojdzie. Wreszcie skończą, a wtedy przyjdzie im spojrzeć sobie w twarz i zderzyć z brutalną rzeczywistością.

      Zayden Miles

      Usuń
  56. Jeśli kusiła go w ten sposób tylko dlatego, że zależało jej na pocałunku, to ciekawe, jak to kuszenie wyglądałoby, gdyby chciała czegoś więcej. Wiedziała, co robić, żeby uwieść faceta, dając siebie kawałek po kawałku, więc bez wątpienia miała w tym odpowiednie doświadczenie, ale jakkolwiek kończyły się dla niej tego typu zagrywki, czy tylko na pocałunkach czy na czymś więcej – dla niego byłaby w tej chwili tylko ciałem, z którego można skorzystać. A w jego przypadku pocałunki, jeżeli mają miejsce, to zwykle w ramach gry wstępnej i tak też potraktowałby ich dzisiejsze zajście, gdyby do niego doszło. Na pewno nie rozbierał jej tylko po to, żeby przypomnieć sobie jak smakują jej usta, bo to mógł zrobić w każdej chwili i zakładał, że Riley również nie potrzebuje do tego rozbieranek. A przynajmniej tak mu się wydawało.
    Niezależnie jednak od tego, o czym każde z nich myślało, brnąc w tę grę, tu i tak nic nie miało prawa się wydarzyć. Zayden starał się trzymać swoich postanowień, a przyznać trzeba, że do tej pory nie zdarzyło się, by którakolwiek ze współpracownic zabrnęła z nim tak daleko, jak Riley, i z tego też powodu przy niej musiał pilnować się bardziej. Po raz drugi udowodnił sam sobie, że przy niej wystarczy czasami tylko jeden bodziec, by sprawy przybrały taki obrót, żeby ich ciała dzieliło zaledwie kilka centymetrów, a rozsądek ustępował miejsca innym potrzebom. Miałby to wszystko gdzieś, gdyby nie łączyło ich miejsce pracy, albo gdyby chociaż w tym miejscu pracy Riley nie podlegała bezpośrednio jemu. Nie spoufalał się ze współpracownikami i nie chciał tego zmieniać, bo zależało mu na tym, by rozdzielać życie zawodowe od prywatnego. Zależało mu na tym, by jedno nigdy nie miało bezpośredniego wpływu na to drugie, a doskonale wiedział, że sypianie z pracownicami zatrze te granice. Niewiele znał takich kobiet, dla których fizyczna bliskość nie miałaby przełożenia na sferę emocjonalną i nie sądził, że Riley do nich należy. Bo czy nie czułaby się źle, spędzając z nim upojną noc, a za jakiś czas widząc go z inną? Jeśli jej serce nie było twarde, to czy było na tyle silne, by zaakceptować fakt, że dla Zaydena te pocałunki nie miałyby żadnego szczególnego znaczenia? Po wszystkim wciąż zmuszona byłaby widywać go codziennie, przyjmować jego polecenia i poświęcać się pracy właśnie dla niego – dla tego niewzruszonego dupka, którym on z pewnością by pozostał.
    — Tak? To świetnie — odparł, cały czas utrzymując swoje spojrzenie w jej twarzy. Nie było w tych słowach entuzjazmu, bo nie zamierzał z tego faktu skorzystać. Po prostu przyjął to do wiadomości tak, jak większość odpowiedzi.
    — Przetestuję je może kiedyś — dodał i uniósł usta w krótkim uśmieszku, a potem, zabierając dłonie z talii Riley, wyminął jej sylwetkę i skierował się do wyjścia z łazienki. To nie była ani groźba ani zapowiedź jakichś czynów w nadchodzącej przyszłości. Nie wykluczał jedynie takiej możliwości, choć nie bez przyczyny nie sprecyzował w jakiej formie miałby się odbyć ten test, jeżeli w ogóle miałoby do niego dość. W ich gierkach nic nie jest sprecyzowane – to dlatego są takie kuszące.

    Zayden Miles

    OdpowiedzUsuń
  57. On również niczego nie żałował. Nie mógłby, skoro w świadomy sposób badał granice i doprowadzał do sytuacji, w których pojawiały się między nimi iskry. Do tej pory to z jego inicjatywy dochodziło do niepoprawnych scen i doskonale o tym wiedział; nie czuł się też z tego powodu źle. Riley go ciekawiła, czasami na tyle mocno, że ulegał swoim pokusom, choć z tyłu głowy wciąż miał na uwadze fakt, że w tej znajomości obowiązują pewne zasady i to spychało te pokusy ostatecznie gdzieś dalej. Nie zdziwiłby się jednak, gdyby któregoś razu zignorował czerwoną lampeczkę ostrzegawczą i dał się ponieść fantazji właśnie w jej towarzystwie, szczególnie, że Riley również tego chciała. Jej aprobata działa na niekorzyść wszelkim zasadom, a przecież ani razu nie spróbowała go zatrzymać a wręcz przeciwnie – dobrze wiedziała, co robić, żeby kontynuował i realizował swoje pobudki. I to czyniło ich relację ryzykowną, choć wciąż nie na tyle ryzykowną, by dojść do wniosku, że należy trzymać się od siebie z daleka. Z jednej strony to, że pracowali razem było plusem, bo służbowe zasady chroniły ich przed zrobieniem czegoś niepoprawnego, ale z drugiej było minusem, bo przebywanie w swoim towarzystwie nie pozwalało tym wszystkim pokusom słabnąć. A w jego przypadku to nie było wcale łatwe – trzymać się tego, czego trzymać się powinno, a odpuścić sobie to, czego się chce. Może należało zapytać się Roberta, dlaczego zatrudnił mu właśnie taką asystentkę spośród tych wszystkich mniej urodziwych i zupełnie innych? Może wydawało mu się, że ich przeciwne charaktery nie będą się przyciągać w żaden intymny sposób, albo w ogóle pominął tę kwestię, gdy przeprowadzał z Riley rozmowę rekrutacyjną i nie myślał o tym, że mogłyby pojawić się między nimi tego rodzaju iskry. W dobry wzrok kolegi po fachu Zayden nie wątpił, zresztą, tu nawet ślepemu nie umknęłoby piękno Riley, bo ona cała składała się z niego, a nie wyłącznie jej ładna buzia i zgrabne ciało.
    Zatrzymał się przy drzwiach i ulokował spojrzenie w twarzy Riley, gdy znów zbliżyła się o kilka kroków. Zlustrował ją krótkim spojrzeniem, dostrzegając, jak ciągnie materiał koszuli, by ukryć swoje wdzięki, a potem podniósł wzrok do jej oczu. Szukała kłopotów, zdecydowanie. Ale on też od samego początku nie był święty. Gdyby tu został, to na pewno nie zakończyłoby się na samych pocałunkach. Był przekonany, że zrobiliby coś totalnie niepoprawnego, a po wszystkim nie byliby w stanie funkcjonować w swoim towarzystwie jak normalni, niespoufaleni współpracownicy.
    — Dziękuję — odpowiedział, wychodząc z łazienki i słysząc za sobą przekręcający się w drzwiach zamek. Rozejrzał się krótko i ruszył we wskazanym przez Riley kierunku, najpierw zaglądając na chwilę do salonu, tak czysto kontrolnie, a potem do kuchni, w której już pozostał. Namierzył spojrzeniem dwie szklanki, wziął więc jedną i upił większy łyk. Popatrzył na meble, zastanawiając się chwilę nad zestawieniem kolorystycznym, zwłaszcza nad tym jednym czerwonym krzesłem, a w końcu z szklanką w dłoni podszedł do okna, żeby rzucić okiem na widok. Wolną rękę wsunął do kieszeni spodni i popijając wodę, obserwował otoczenie kamienicy aż do momentu, gdy usłyszał kroki nadchodzącej Riley.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Odwrócił się wtedy i znów mimowolnie zlustrował jej sylwetkę. Nie miała dla niego litości, ani trochę. Ale, jak to mówią, ładnemu we wszystkim ładnie. Tu przynajmniej nie było suwaka, z którym mógłby jej pomóc, chociaż... guziki przecież też bywają nieskore do współpracy.
      — W którym pomieszczeniu spędza pani najwięcej czasu? — zapytał i nie spuszczając z niej spojrzenia, przyłożył szklankę do ust, by wziąć łyk wody. Celował w salon lub w sypialnię. Potrafił wyobrazić ją sobie siedzącą z książką w fotelu, albo leżącą w łóżku, za to jakoś niekoniecznie pasowała mu ona do kuchennych pasji. I wcale nie dlatego, że miał ją za jakąś księżniczkę, czy damę, która nie jest w stanie przyszykować sobie kolacji. Po prostu bardziej pasowała mu do wieczorów spędzanych na relaksie z książką w dłoni, niż na brudzeniu naczyń i robieniu tu kuchennych rewolucji. Mógł się oczywiście mylić. Nadal byli dla siebie jedną wielką niewiadomą.

      Zayden Miles

      Usuń
  58. Hej, cześć, Ciebie również miło widzieć! Lubię utwierdzać się w przekonaniu, że inne blogowe dinozaury gdzieś się tam jeszcze kręcą. ^^ Myślę, że uprzykrzanie życia postaciom stało się już moją wizytówką i tak, nie mam w planach w planach odpuścić Ezequielowi ani trochę (wątek z Itan de Hui mówi sam za siebie...), więc z pewnością będzie co czytać. Dzięki za miłe powitanie, niech wena będzie z Tobą! ♥

    EZEQUIEL F. RODRIGUEZ

    OdpowiedzUsuń
  59. Przechylił głowę w bok i zmrużył nieco powieki, dostrzegając to wymowne spojrzenie, którym Riley pochłonęła jego sylwetkę, a potem zwieńczyła je niewinnym uśmiechem, jakby rzeczywiście nie miała wpływu na to, co robią jej oczy. Był jednak przekonany, że w pewnych momentach doskonale wiedziała w jaki sposób na niego patrzy, ale starał się nie zakładać, że to jakieś nieme znaki, przesyłane mniej lub bardziej dyskretnie, a zwykły zdrowy odruch. Patrzenie na niego sprawiało jej przyjemność – rozumiał to, bo czerpał dokładnie te same korzyści, kiedy ją obserwował, a musiałby skłamać samemu sobie, że podczas obserwacji nie miewał ochoty przenieść tej przyjemności do namacalnej rzeczywistości. Zaczepiała go świadomie, ale on też nie pozostawał dłużny kiedy naginał granice, zbliżając się do niej, i bezwstydnie kusił swoimi zagrywkami. Wcale nie musiał przecież rozpinać jej spódnicy w taki sposób – nie musiał rozpinać jej w ogóle, bo Riley świetnie poradziłaby sobie bez dodatkowej pary rąk, ale pokusa znalezienia się z nią w niepoprawnej sytuacji była silniejsza. Zwłaszcza, że znajdowali się poza kancelarią, byli po godzinach pracy, więc mogli spuścić nieco ze służbowego tonu i sprawdzić się w otoczeniu, które nie narzucało tak żelaznych zasad. Gdyby nie ulewa, pewnie nie znaleźliby się w tym miejscu, a przynajmniej nie teraz i nie dziś, dlatego warto było wykorzystać okazję, skoro już się nadarzyła. Zresztą i tak musiał poczekać, aż suszarka przemieli jego koszulę a potem wypluje w pełni suchą i zdatną do założenia.
    Zarejestrował jej odpowiedź, wyłapując dwa istotne szczegóły: że skoro nie przebywa w mieszkaniu za często, ale śpi tutaj co noc, to prawdopodobnie ma jakieś hobby i z nikim regularnie się nie spotyka, przynajmniej na razie i odkąd mieszka w Los Angeles. Potwierdzał to fakt, że jakiś czas temu mówiła mu, że nikogo bliskiego w tym mieście nie ma.
    — Nie przebywam w mieszkaniu za często — odpowiedział, korzystając częściowo z jej słów, po czym upił łyk wody i sięgnął po krzesło, które przysunął sobie jednym ruchem tak, żeby usiąść naprzeciwko Riley, a bokiem do stołu. Na tych słowach mógłby w zasadzie poprzestać i pewnie tak by się stało, gdyby nie zabezpieczyła się drugim pytaniem, na które nie mógł odpowiedzieć już w taki nijaki sposób. Z drugiej strony nie chciał zostawiać jej z odpowiedzią, która niczego szczególnego nie zdradzi, skoro otworzyła przed nim drzwi do mieszkania i w jakiś sposób też do swojego świata. Wypadało uchylić chociaż rąbka.
    — W mieszkaniu zazwyczaj nocuję, jeśli nie opłaca mi się wrócić do posiadłości w Pacific Palisades. To właśnie tam spędzam najwięcej czasu poza kancelarią: albo na swoim patio albo na Will Rogers State Beach — kontynuował więc, wygodnie rozsiadając się na krześle. Plecy ułożył na oparciu, a prawą łydkę swobodnie na lewym kolanie i jeszcze dłoń ze szklanką oparł na udzie, żeby nie trzymać jej ciągle w powietrzu. Przyglądał się cały czas Riley, dochodząc w międzyczasie do wniosku, że w białym kolorze wygląda naprawdę delikatnie. I wciąż cholernie dobrze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — W takim razie, co takiego szczególnego zajmuje pani czas, że nie może pani przebywać tutaj za często? — Pociągnął temat, rzucając krótkie spojrzenie na wnętrze kuchni. Na pewno nie chodziło o to, że jej się tutaj nie podoba, ale wprowadziła się, bo musiała, bo nie było innej opcji. W mieście było całe mnóstwo innych mieszkań do wynajęcia, więc wybór był ogromny, a przebierać można do woli w wielu kategoriach, czy to pod względem jakości, ceny, metrażu, czy lokalizacji. Jeśli nie może przebywać tutaj za często, to nie dlatego, że nie pasuje jej klimat mieszkania i tego Zayden był pewien. Praca w kancelarii zajmowała jej czas, ale gdyby nie nadgodziny, których nikt jej przecież nie narzucał, wciąż miałaby wolną połowę dnia na to, by zaszyć się w mieszkaniu, więc to chyba też nie był jedyny powód, który trzymał ją gdzieś poza tym przytulnym, estetycznym gniazdkiem.

      Zayden Miles

      Usuń
  60. Trzymał się granic między innymi także dlatego, że nie miał pewności na ile Riley jest świadoma swoich gestów i znaków, a ile z nich wynika z niekontrolowanych odruchów ciała – czy wodziła go na pokuszenie z zamiarem, bo chciała spróbować go z tej innej strony, czy to jego interpretacja co niektórych jej ruchów była błędna. Mógł być dupkiem do potęgi, w dodatku bezczelnym i zawziętym, ale nie traktował kobiet przedmiotowo, szanując wolę każdej z osobna, nawet jeśli zdarzało się, że balansował na granicy przyzwoitości i dobrego smaku. Już pomijając fakt, że z Riley łączy go relacja zawodowa, doskonale wiedział, że ma do czynienia z młodą kobietą i wolał nie zapisywać się w jej dwudziestopięcioletnim życiorysie jako tego rodzaju trauma. Byłoby mu wszystko jedno, gdyby miał świadomość, że więcej jej nie zobaczy, ale na ten moment widuje ją pięć dni w tygodniu przez dobre sześć, siedem godzin, bo w biurze dzielą ich przecież tylko szklane drzwi. I nic nie wskazuje, że miałoby to ulec zmianie w najbliższej przyszłości
    Rozmowa była bezpieczniejszym gruntem, bo można było ją w stu procentach kontrolować, a przy okazji zyskać jakieś ciekawe informacje, dopełniające całość czyjejś osoby. Co prawda, Zayden rzadko dawał się komukolwiek poznać. Sprawnie żonglował odpowiedziami, ale nie dzielił się niczym, co nie zostało już powiedziane kiedyś gdzieś na głos i co nie należałoby zarazem do informacji ogólnodostępnych. Ludzie mieli pojęcie o tym, z jakiego domu pochodzi i czym zajmuje się na co dzień. Kojarzyli go z niektórymi znanymi twarzami, których godności niejednokrotnie bronił przed sądem, i zdawali sobie sprawę, w których gałęziach prawa się specjalizuje. Nie byli w stanie powiedzieć praktycznie nic na temat jego życia prywatnego, ale spora ich część wiedziała jakie ma hobby, bo to, że dawał się porwać oceanicznym falom, nie było żadną tajemnicą. Ci, którzy wiedzieli gdzie go szukać, często z tej wiedzy korzystali, łapiąc go na plaży stanowej Rogersa w trakcie golden hour, bo z reguły tuż przed zachodem słońca kończył zabawę i zwijał swoje manatki. Żadną tajemnicą nie było również to, gdzie mieszka, na szczęście śmiałków, którym przyszły do głowy odwiedziny bez zapowiedzi, było naprawdę niewielu.
    — Zdarza się, że tak, jeśli nie utrzymam żagla i spadnę z deski — odpowiedział, a kącik jego ust drgnął nieznacznie ku górze. Nie chodził na plażę, żeby popluskać się w oceanie, ale pływanie w nim, jakby nie patrzeć, było nieodłącznym elementem windsurfingu. Starał się wprawdzie z tej deski nie spadać, ale zależnie od rodzaju uprawianego windsurfingu, były przypadki, kiedy bezpieczniejszym rozwiązaniem dla zdrowia i życia było wypuszczenie żagla z rąk i znalezienie się w wodzie.
    Jego oszczędność w słowach była zdecydowanie książkowym kontrastem dla wylewności, którą cechowała się Riley, bo podczas gdy on uraczył ją zaledwie dwoma zdaniami, ona zdążyła opowiedzieć mu już nawet o tym, jak mieszka jej sąsiadka, o której istnieniu nie miał pojęcia. Ale dobrze wiedzieć, że znaleźli się w jej otoczeniu ludzie, z którymi udało się złapać dobry kontakt w tak krótkim czasie. Zastanawiał się już wcześniej, zanim wszedł do tego mieszkania, czy zastanie wewnątrz jej czworonożnych towarzyszy, a potem, gdy po drugiej stronie drzwi zastała ich tylko cisza, założył, że musiała przekazać je komuś pod opiekę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Jeżeli lubi pani bieganie i spacerowanie, a jeszcze nie miała pani okazji, to zdecydowanie warto odwiedzić szlaki Kanionu Temescal i Topanga — podpowiedział, choć bez szczególnego entuzjazmu, ale to dlatego, że był już pięknem tych rejonów przesycony. Najpierw dorastał w Bel Air, gdzie na jednym z zamkniętych osiedli znajduje się posiadłość jego rodziny, a potem sam zamieszkał tuż obok, w Pacific Palisades, mając rzut beretem do wspomnianych szlaków. Widział je każdego odkąd się urodził, nic więc dziwnego, że stały się częścią codzienności, aczkolwiek nadal uważał, że są wyjątkowe i warte odwiedzenia, nawet jeśli w niektórych miejscach trzeba uważać na papugi.

      Zayden Miles

      Usuń
  61. Było to dość ciekawe i może nawet trochę niewiarygodne zjawisko, ale on też nie spotkał nigdy kobiety takiej jak Riley. Kobiety składającej się z wielu kontrastów, czasami dziwnie skrajnych, której nie wywalił za drzwi po pierwszej dobie bezpośredniej współpracy, mimo że ta nazwała go dupkiem jeszcze zanim ich współpraca w ogóle się rozpoczęła. Riley była inna. Większość kobiet, które pojawiały się w jego towarzystwie, miały proste, czarno-białe charaktery; z reguły wiedziały, czego chcą i dzieliły się swoimi pragnieniami bez szemrania, doskonale zdając sobie sprawę, że i tak nie mogą liczyć na więcej, niż chwila zainteresowania. Były co prawda piękne, jakby wyrwane z okładki czasopisma o modzie, ale nie miały w sobie niczego, czym mogłyby zapisać się w jego pamięci na dłużej. Pociągały go fizycznie, ale nie psychicznie i dlatego były tylko chwilą, jedną z wielu, której nie potrzebował nigdy powtarzać.
    Z Riley sytuacja wyglądała inaczej. Ona ciekawiła go do takiego stopnia, że docierał do granicy własnych postanowień i trzymał się jej ostatkami sił, z drugiej strony rozważając pieprznięcie ich głęboko w kąt. Przeczuwał, że może dojść do momentu, w którym rzeczywiście to zrobi, a Riley chętnie go w tym wspomoże, ale najpierw musiał trochę ją poznać i zaznajomić się z jej osobowością. I to też było zjawiskiem niewiarygodnym, bo zwykle miał gdzieś wnikanie w osobowość kobiet, które miał przy sobie na chwilę. Nie obchodziło go jakie one są – najważniejsze by okazały się dobre w tym, co go interesuje, a potem zniknęły z jego przestrzeni. Riley zniknąć z jego przestrzeni nie mogła, skoro obowiązywała ich umowa zawodowa, poza tym, była dobrym pracownikiem i odpowiadało mu, że wspiera go wielu formalnościach. Wolałby nie rezygnować z tej współpracy, z kolei o współpracy z dodatkiem nigdy dotąd nie myślał. Ale może warto byłoby tak zgrzeszyć?
    Przechylił głowę w bok i zmarszczył lekko brwi, gdy Riley obrzuciła go niedyskretnym spojrzeniem. To był właśnie jeden z przykładów na kontrasty, które w sobie miała. Z jednej strony brzmiała tak delikatnie i niewinnie, kiedy mówiła, a z drugiej rzucała mu takie spojrzenie, że miał ochotę sięgnąć do jej krzesła i całą do siebie przyciągnąć. Nie zastanawiał się, co pomyślała sobie, gdy tak wymownie otaksowała spojrzeniem jego tors, ale wyraz jej twarzy zdradzał, że nie było to nic negatywnego. Doszła do jakichś wniosków, być może trafnych.
    — Czyżby zapatrywała się pani na wspólne bieganie, że tak pani dopytuje? — Uniósł lekko brew i zmienił nieco pozycję. Opuścił stopy na podłogę, łokcie oparł o kolana i trzymając w dłoniach szklankę, pochylił się w stronę Riley, nie zdejmując z niej uważnego spojrzenia. Zdarzało mu się uprawiać jogging w tym miejscu, więc nie była to opcja, którą należało wykluczyć.
    — Zdecydowanie woda, co nie zmienia faktu, że w parku Topanga bywam cały czas. A najlepszy widok mam z sypialni — oznajmił jeszcze w odpowiedzi na jej pytanie. I wcale nie naginał faktów, bo widok na park stanowy Topanga rozciągał się z większości pomieszczeń w jego domu i nie tylko w domu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Z patio też dało się dostrzec pagórzaste tereny, rozciągające się w oddali, albo ocean zlewający się linią horyzontu. Tak się składa, że mieszka na ulicy, która graniczy niemalże bezpośrednio ze wspomnianym parkiem i każdego dnia budzi się z widokiem na ten kanion. Podejrzewał, że Riley byłaby w stanie docenić piękno tych widoków, gdyby tylko znalazła się za jedną z tych szerokich szyb. Miała w sobie wielkie pokłady wrażliwości. A jego wyobraźnia nie powinna generować wizji, które mieszczą się w dziale zakazanych. Niedobry mózg, bardzo niedobry.

      Zayden Miles

      Usuń
  62. [Cześć! :) Chciałam stworzyć ją jako taką chłodną i zdystansowaną co do ludzi, ale całkowicie oddanej swojej pasji, wręcz zafiksowanej na punkcie aktorstwa i sztuki. Mam nadzieję że mi to wyszło. Chociaż troszkę.
    Wow, co za karta! Riley naprawdę zachwyca. Co prawda nie mam za bardzo pomysłu jak można by połączyć nasze panie, ale gdyby Tobie coś wpadło do głowy to zapraszam! Dziękuję ślicznie za powitanie. ^^]

    lilianna swan

    OdpowiedzUsuń
  63. Nie musiał znać jej na wylot, by wiedzieć, że została wychowana w domu, w którym nikt nie skąpił jej miłości i ciepła, bo tego po prostu nie dało się przeoczyć. Zdradzała to jej beztroska wiara w drugiego człowieka, a także niezliczone pokłady dobra, którymi chciała dzielić się z ludźmi. Nie od dziś wiadomo, że to na jakiego człowieka wyrośnie się w przyszłości, jest w dużej mierze zależne od wychowania i wartości wniesionych z domu. Riley miała dobre serce – może nawet zbyt dobre na te podłe czasy – bo zadbali o to jej rodzice i bliscy, przy których dorastała. Nigdy nie musiała spełniać wygórowanych ambicji rodziców i walczyć o to, by stać się dla nich kimś cennym. Wzorowała się na poprawnych relacjach, pełnych szlachetnych uczuć. Miała prawdziwy dom, a w nim ludzi ze złotym sercem, którzy byli gotowi sięgnąć dla niej gwiazdkę z nieba. Dla odmiany w domu Zaydena nie było miejsca na okazywanie jakiegokolwiek wsparcia emocjonalnego, bo jego rodzina od pokoleń praktykowała zimny chów, święcie przekonana, że brak czułości, wysokie wymagania, perfekcjonizm i częste stosowanie kar to jedyna słuszna metoda wychowania. W końcu młodzi musieli wyjść na ludzi, więc rozpieszczanie ich czułostkami było niedopuszczalne. Pozornie można było im zazdrościć wszystkiego, bo z zewnątrz każdy chciał być na ich miejscu, ciesząc się uznaniem i poszanowaniem, ale prawda jest taka, że w domu, w którym dorastał, nie było serca nawet z kamienia. Człowiek więcej ciepła zazna w kostnicy, niż w posiadłości rodzinnej Milesów. Jedynym plusem w całej tej wychowawczej porażce był fakt, że jego rodzina zadbała o to, by zawsze wierzył w siebie i dzielnie szedł po swoje. Nie mogło być zresztą inaczej, skoro musiał iść ich śladami, a musiał, bo przecież nie zdążył się jeszcze dobrze urodzić i wydostać na światło dzienne, a już miał rozplanowane życie we wszystkich wariantach prawniczej kariery.
    Byli naprawdę różni, nie tylko pod względem charakterów, ale także rodzin, poglądów i podejścia do życia. Mimo to potrafili współpracować i nie zrobić sobie żadnej krzywdy, nawet jeśli bywały momenty, które dałoby się podciągnąć pod krzywdę psychiczną. Większość osób na jej miejscu zrezygnowałoby z pracy pod bezpośrednią dyktaturą Zaydena już po pierwszym bardziej napiętym starciu, albo po zorientowaniu się jak ten facet traktuje ludzi, ale Riley była uparta, a przy okazji zdeterminowana, natomiast wypuszczenie szansy z rąk tylko dlatego, że ktoś potrafi być dupkiem, nie było w jej stylu. I Zayden naprawdę to doceniał. Szczerość nic nie kosztuje, ale gdy jej nie docenisz drogo zapłacisz za błędy. Riley zdawała się ją doceniać, nawet jeśli bolała.
    Wyraz jego twarzy nieco się zmienił, gdy ta dwuznaczność dotarła do jego uszu, ale nie skomentował jej, bo zaraz musiał przejąć drugą szklankę, którą Riley nagle mu wcisnęła, i to go powstrzymało. Dopił wodę ze swojej, a potem odstawił obie na stół, który znajdował się przecież tuż obok. Wstał z krzesła, wsunął je na miejsce i podążył do łazienki, w której wcześniej zostawił jeszcze swoją marynarkę. Ta część garderoby na pewno nie wyschła, skoro leżała sobie na podłodze, ale nie zamierzał jej zakładać. Najważniejsza była koszula, bo chociaż mógł przejść się do samochodu nagi od pasa w górę, wolał nie rzucać się w oczy, a bez koszuli byłby pewnie świetnym magnesem dla nieodpowiednich par oczu. Po ulewie chodniki zapewne znów pełne są przechodniów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Może powinien był poczekać, aż Riley przyniesie tę koszulę, zamiast iść do łazienki za nią, ale kazała mu czuć się tutaj swobodnie. Tak więc się czuł i z taką też swobodą przekroczył próg pomieszczenia, na wstępie od razu zabierając z podłogi marynarkę. Przeniósł potem uwagę na Riley, która wyciągnęła z bębna lnianą koszulę od Garavaniego, i podszedł do niej, żeby odebrać swoją rzecz. W zasadzie to materiał wcale nie wyglądał tak, jakby właśnie przeżuł go pies, więc niewykluczone, że w drodze do domu wskoczy jeszcze do sklepu.
      — Zawsze to pani robi, kiedy czuje się pani zawstydzona — zauważył, zsuwając znaczące spojrzenie na jej usta. Znów stanął blisko, może nawet zbyt blisko, ale chciał przyjrzeć się jej dolnej wardze, którą tak często zdarza się jej przygryzać. Tym razem zrobiła to na tyle mocno, że widniał na niej lekki ślad.

      Zayden Miles

      Usuń
  64. Co do tego, że jest spostrzegawczy, miała całkowitą rację. Trzeba jednak przyznać, że choć umiejętność szybkiego dostrzegania szczegółów i zależności jest cholernie przydatna nie tylko w adwokackim fachu, bo i w życiu, są takie momenty, w których wolałby być ślepy. Kiedy wolałby nie zauważać tych wszystkich gestów, sygnałów, znaków i cech, które sprawiają, że ma ochotę zrobić coś niemoralnego, w dodatku z osobą, o której nigdy nie powinien myśleć w taki pikantny sposób. Miał świadomość, że Riley jest nim zafascynowana, właśnie dlatego, że jest spostrzegawczy, i że przez tą spostrzegawczość był w stanie rozszyfrować mowę jej ciała, a potem dopasować ją do poszczególnych stanów. Przygryzanie wargi najczęściej było związane z poczuciem onieśmielenia. Oczy błyszczały jej zawsze, gdy czegoś pragnęła. Podłapywała czyjeś spojrzenie, gdy czuła się pewnie, a uciekała nim, kiedy czuła się speszona – wtedy też jej głos robił się bardziej cichy. Gdy coś jej się podobało, zagryzała policzek od środka, a jeśli czuła się odrobinę poddenerwowana, zaczesywała za ucho zbłąkany kosmyk włosów. Może to szaleństwo, że wiedział o niej aż tyle, mimo że nie byli przecież zbyt blisko, skoro łączyła ich tylko praca i nic poza tym, ale obserwował ją odkąd zajęła biurko po drugiej stronie okna i w ten dyskretny sposób poznawał. Riley eksponowała emocje, nawet jeśli nie szczególnie wybuchowo, i dzieliła się nimi zupełnie mimowolnie. To było wpisane w jej naturę, dlatego ktoś, kto był w stanie ją obserwować i dokonywać analizy, miał możliwość poznać ją bez zadawania pytań. Zayden z tej możliwości korzystał od samego początku.
    Pozwolił sobie pomóc z założeniem koszuli, mimo że dałby radę w pojedynkę, a gdyby Riley nie wycofała się tak szybko z tego, co zamierzała zrobić w następnej kolejności, pozwoliłby także zapiąć sobie guziki. Był po prostu ciekawy, dokąd zaprowadzi ją swoboda. Zapomniała się na ułamek chwili, dając ponieść się ochocie, a później zdrowy rozsądek przywołał ją do porządku, grożąc palcem i wskazując na granice, których nie powinna przekraczać. To dobrze, że potrafiła opamiętać się w odpowiedniej chwili. Może nie da mu się zranić, jeśli to on da się ponieść ochocie i nie po drodze będzie mu z opamiętaniem.
    Nie odzywał się przez tą krótką chwilę, ale cały czas utrzymywał spojrzenie w Riley i w końcu podniósł dłoń, choć wcale nie do guzików koszuli, które należało pozapinać. Podniósł ją do twarzy Riley, przesunął wierzchem wskazującego palca po jej policzku, a potem złapał podbródek i zadarł ku górze, by spojrzała na niego i nie uciekała wzrokiem. Uwielbiał utrzymywać kontakt wzrokowy i chciał to robić właśnie w tej chwili, szczególnie, że Riley ma niezwykłe oczy – unikatowe i głębokie, piękne i pełne emocji, w których niepewność miesza się z pragnieniem, a fascynacja ze świadomością, że dzieje się coś, co wedle poprawności dziać się nie powinno.
    Położył kciuk na jej dolnej wardze, skupił na niej swe spojrzenie i musnął to miejsce, które wcześniej przygryzła. Maleńki ślad, który zrobiła zębami, znikał szybko; nie będzie pamiętała o nim następnego dnia, a w kolejnych zrobi nowe.
    Za moment nachylił się do jej ust i zabierając kciuk z jej dolnej wargi, złożył na niej pocałunek. Był leniwy. Lekki. Kojący. Był odpowiedzią na to, jak Riley patrzyła przed chwilą na jego usta, a patrzyła tak, jakby naprawdę za nimi zatęskniła.

    Zayden Miles

    OdpowiedzUsuń
  65. I właśnie dlatego starał się zachowywać wszelki dystans – bo Riley gotowa była dla niego przepaść, a on naprawdę byłby w stanie ją złamać. Naprawdę byłby w stanie sponiewierać jej dobre, czułe serce, ponieważ jego własne nie liczyło się z takimi uczuciami. Dopóki jej fascynacja jego osobą kręci się wokół chęci poznania i dobrej zabawy, dopóki nie zapragnie go tak inaczej, jak pragnie się kogoś, do kogo żywi się głębsze uczucia, wszystko jest pod kontrolą, a ona jest bezpieczna. Bo nie chciałby jej skrzywdzić, choć doskonale wiedział, że potrafiłby to zrobić. To, że została zatrudniona w jego kancelarii i pracowała dla niego, a on miał swoje zasady i postanowienia, to było jak niewidzialny mur stojący na granicach, których nie powinni przekraczać. Nie był to jednak mur ze stali. Wbrew pozorom był to kruchy mur, a może zwykła atrapa, co zresztą dało się zauważyć chociażby teraz, kiedy znów znaleźli się w położeniu, od którego powinni być dalecy. Łatwo było go obejść, wystarczyło poddać się mocniejszemu pragnieniu zrobienia i zdobycia czegoś, by bez trudu wdrapać się na sam szczyt, a potem z niego zeskoczyć i złapać to, na co miało się ochotę.
    Oczywiście, że nie powinien był tego robić. Doskonale wiedział, że nie powinien zbliżać się do Riley w ten sposób, że nie powinien dotykać jej ust, nie wspominając już o składaniu na nich pocałunków, ale w tej chwili naprawdę przestało obchodzić go to, czego nie powinien. Ważniejsze stało się to, co chciał i czego równocześnie chciała Riley, a wiedział, że chciała właśnie tego. Chciała poczuć jego zapach, smak i ciepło bijące od skóry. Chciała znów zatracić się w jego bliskości, choć na chwilę, na ten ułamek sekundy, by rzeczywistość beztrosko rozpłynęła się gdzieś za plecami. Zaprosiła go do siebie, rozchylając lekko wargi, przyciągając do ciała i unosząc aż na placach, żeby wtopić się w tę pieszczotę całą sobą, a on odpowiedział, wsuwając palce w jej włosy i bez zawahania wdzierając się językiem między jej wargi. Niedbale rzucił marynarkę na najbliższą półkę, by móc złapać twarz Riley obiema dłońmi i scałowywać z jej ust ciche westchnienia.
    Świadomość, że znajdowali się w tej chwili daleko poza kancelarią, działała pobudzająco. Jego pocałunki nabierały na intensywności, stawały się mocniejsze, gwałtowniejsze i coraz bardziej upajające, jakby każdy kolejny miał doprowadzić ich do szaleństwa. W którymś momencie, gdzieś pomiędzy pomrukiem zadowolenia, a sekundą na zaczerpnięcie odrobiny powietrza, jedna z jego dłoni zsunęła się w dół po plecach Riley i zatrzymała w jej talii, a druga opadła na jej szyję, na której jego palce oplotły się gładko. Rejestrował każdy jej dotyk i dochodził do przekonania, że jeśli nie przestaną teraz, później już na pewno nie będą w stanie. Musieli się opamiętać, nie ważne jak cholernie przyjemne było to, co właśnie robili. Jak elektryzujące okazywały się pocałunki, gdy bezwstydnie przesuwał językiem po jej wargach i łapał zębami tą dolną. Musieli się opamiętać. On jest jej szefem, a ona jego pracownicą. Filar z tymi wszystkim postanowieniami chwiał się już niebezpiecznie i naprawdę niewiele brakowało, by zatrząsł się w posadach i całkowicie przewartościował. To nie mogło się wydarzyć. Nie teraz.
    Nagle złapał Riley za dłonie i oderwał się od jej ust, a potem gwałtownie obrócił ją do siebie plecami i przyciągnął tak, że zderzyła się z jego klatką piersiową. Oddech miał płytszy, a usta całkowicie rozpalone. Trzymał ją mocno, więc nie była w stanie wykonać teraz żadnego ruchu, nawet się odsunąć. Dostrzegał jej unoszącą się i opadającą klatkę piersiową i czuł to lekkie drżenie, w które ubierało się jej ciało, gdy na nią oddziaływał. Podobało mu się to.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Powinienem panią zwolnić — stwierdził, gdy jego usta znalazły się nieopodal jej skroni. Głos miał niski, nieco zachrypnięty, ale wciąż tak samo pewny i stanowczy. — Zasada jest taka, że nie dotykam swoich pracownic — wyjaśnił, uprzedzając gonitwę myśli, która mogła narodzić się w głowie Riley po pierwszym stwierdzeniu. — A problem jest taki, że panią mam ochotę dotykać cały czas, i że wolałbym się nie powstrzymywać — kontynuował, nie mając skrupułów przed zaznaczeniem jeszcze jednej kwestii. — Myślę, że podziela pani ten problem, prawda, panno Gray?
      Na pewno zdążyła się o tym przekonać, jeśli nie wcześniej, to właśnie teraz w trakcie pocałunków, bo wcale nie krył się z tym, że miał ochotę zrobić z nią coś naprawdę przyjemnego. Ale dopiero myśli wypowiedziane na głos zabrzmiały tak dosadnie, żeby nie pozostawić choćby krzty miejsca na wątpliwości. Wykładanie kawy na ławę to jego specjalność, nawet w sytuacjach takich, jak ta.
      — Proszę oddychać. — Uniósł kącik ust, zdając sobie sprawę, że były momenty, w których Riley wstrzymywała oddech. Większość kobiet, które znał, robiła to, gdy mówił wprost o czymś, co normalnie wypadałoby poruszyć bardziej taktownie i mniej bezwzględnie.
      Poluzował uścisk swych dłoni i wypuścił Riley, sięgając w zamian po marynarkę, której połowa zwisała nieładnie z półki, walcząc z ziemskim przyciąganiem. Założył ją na ramiona i zaczął zapinać koszulę.
      — Dziękuję za wysuszenie koszuli — powiedział jeszcze, dając jej równocześnie znać, że zaraz zamierza opuścić to mieszkanie. — I za możliwość przeczekania ulewy. Nie będzie mnie przez najbliższe dwa dni w kancelarii, ale gdyby działo się coś pilnego, proszę dzwonić — oznajmił, dopinając guziki na mankietach. Poprawił całość ruchem ramion, by materiał lepiej się ułożył i spojrzał na Riley. Zbliżał się jubileusz kalifornijskiej adwokatury, a tak poza tym musiał przygotować się do najbliższej rozprawy. Może uda im się ochłonąć i zebrać do porządku. Albo znów zatęsknić.

      Zayden Miles

      Usuń
  66. Podniósł spojrzenie na kierowcę, gdy usłyszał, jak salwa włoskich przekleństw nagle wymsknęła mu się z ust, po czym odłożył na bok zaczęty jakiś czas temu szkic i wychylił się nieznacznie na tylnym siedzeniu, żeby dojrzeć co działo się przed bramą wjazdową do Hummingbird Nest Ranch i co tak siarczyście komentował siedzący za kierownicą Enzo. Rój fotoreporterów pałętał się przy bramie pomiędzy zjeżdżającymi do obiektu samochodami, nie bacząc na to, jak ich długie statywy od mikrofonów uderzają o karoserie aut wartych dziesiątki tysięcy dolarów. Co prawda, ten czarny Maybah w S klasie, którym Enzo właśnie kierował, nie należy do niego, ale to nie zmienia faktu, że facet czuł się za ten samochód odpowiedzialny, a jego włoski, wybuchowy temperament nie znosił takich nieprzewidywanych sytuacji. Ale nie trzeba było być jasnowidzem, żeby wiedzieć, że taki jubileusz to doskonała pożywka dla dziennikarskich hien, zwłaszcza w ostatnim czasie, w którym na światło dzienne wypłynęło tyle chamskich korupcji w miejskim ratuszu. To raczej ich nieobecność tutaj, gdzie zebrała się elita kalifornijskich prawników, byłaby zastanawiająca, więc można przyjąć, że wszystko jest jak należy. Enzo wściekał się dalej, wymachując groźnie ręką, a Zayden siedział w pełni opanowany, leniwie zerkając na sznur fotoreporterów, którzy nie byli w stanie go dostrzec dzięki ciemnym szybom. Inaczej pewnie nie dali by mu żyć, w końcu dopiero co wsadził do pierdla byłego radnego miasta i to na całe trzynaście lat, a nikt nie zdążył pociągnąć go jeszcze za język i uzyskać obszerniejszego komentarza w tej sprawie. Zresztą, on i tak nie zamierzał im go dać, wystarczy, że na ten temat wypowiadał się sędzia federalny, który z pełną satysfakcją przyklepał wszystkie zarzuty wysunięte wobec Huizara.
    Za bramą, której pilnowała grupa uzbrojonych ochroniarzy, było już zupełnie spokojnie. Dało się wysiąść z auta bez strzelających wokół fleszy i bez potykania się o reporterski sprzęt. Nim Zayden zamknął za sobą samochodowe drzwi, podziękował krotko kierowcy, a potem zapiął guzik marynarki żakardowego smokingu od Toma Forda, który miał na sobie, i rzucając poznawcze spojrzenie otoczeniu, ruszył do wnętrza obiektu, przez który trzeba było przejść, żeby dostać się do ogrodu. W progu natychmiast został przywitany przez obsługę lokalu, w tym miłego mężczyznę w dobrze skrojonym stroju, z którym sprawnie załatwił wszystkie formalności. W tej części budynku, dostępnej dla gości, znajdował się przestrzenny hol, korytarz prowadzący do toalet oraz schody, którymi można było dostać się na piętro, gdzie znajdowały się pokoje hotelowe. Z holu wychodziło się na krużganek z zadbanymi arkadami, a stamtąd po schodach schodziło bezpośrednio do ogrodu i na przestrzenny taras, dziś zastawiony okrągłymi stołami z dekoracjami w kolorze królewskiego błękitu, który odpowiadał Adwokaturze Stanowej Kalifornii. Zatrzymał się chwilę na szczycie schodów, żeby popatrzeć na wszystko z góry i dostrzec wśród gości pierwsze znajome twarze, a kiedy namierzył Edwarda, rozmawiającego z prokuratorem, wsunął dłoń do kieszeni eleganckich spodni i zszedł powoli, wtapiając się w ten rosnący coraz bardziej tłum. Minął jego marną kopię, bezczelnie ignorując wyciągniętą w swoją stronę dłoń, co Robert skomentował cichym prychnięciem, i dołączył do rozmowy ze wspólnikiem, w międzyczasie witając się z kolegami po fachu, którzy pojawiali się na tarasie.
    Kiedy goście zebrali się tłumnie, a ludzi było zaproszonych ze sto pięćdziesiąt, organizatorzy pojawili się na scenie i rozpoczęli oficjalne przywitanie. Większa część gości zasiadła przy stołach, w tym Zayden oraz Waltonowie, którzy dzielili stół z prokuratorem i dwojgiem sędziów przybyłych w towarzystwie żon.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Najpierw podziękowano wszystkim za przybycie, później podsumowano kolejny rok, wracając wspomnieniami do tych ważniejszych wydarzeń, bo ludzie cyklicznie zmieniali się na stanowiskach. A to ktoś odszedł na zasłużoną emeryturę, a to kogoś awansowano; co niektórzy nie byli już obecni wśród żywych i ich również wspomniano. Organizatorzy starali się jednak nie przynudzać, dlatego sprawnie przeszli do części z wręczeniem nagród w wielu różnych kategoriach, które ufundowane zostały przez California Lawyers Association. Jako pierwsze rozdane zostały Nagrody Arandy, którą otrzymali trzej sędziowie, znani już dobrze na arenie prawniczej, a w następnej kolejności kilkoro prawników otrzymało nagrodę za wybitne osiągnięcia w zakresie zaangażowania obywatelskiego. Zayden zdążył na chwilę się wyłączyć, gdy skupił uwagę na swoim telefonie komórkowym, więc kiedy wyczytano jego nazwisko w kategorii Excellence Award in Practice, a po chwili nazwisko Edwarda w kategorii Excellence Award in Service, obaj spojrzeli po sobie zdumieni. Nie mieli pojęcia, że byli w ogóle nominowani do którejkolwiek nagrody, więc chwilę to trwało zanim zatrybili, że trzeba wstać, pójść na ten podest i coś powiedzieć do mikrofonu. Nie byli ani trochę przygotowani, a że to Edward był lepszy w takich przemówieniach, ostatecznie podziękował za nich oboje. I jeszcze odpowiedział jakiś głupi dowcip, który rozśmieszył większą część uczestników jubileuszu.
      W końcu zakończono oficjalną część spotkania i zaproszono wszystkich do celebrowania kolejnej rocznicy. Organizatorzy pozostawili scenę dla grajków, którzy zaczęli od klimatycznej nuty, robiącej na razie za nienachalne tło. Kelnerzy pojawili się pomiędzy stolikami, serwując różnorakie napoje i przekąski, ale także dania na ciepło, które można było wybrać ze specjalnie przygotowanej na ten dzień karty. Zayden poprosił o szklankę Chivas Royal Salute, rozcieńczonego odrobinę z mineralną wodą, a Edward od razu podłączył się do tego zamówienia, a gdy obaj otrzymali swoje porcje, przybili mały toast za wręczone im dziś niespodzianki. Skosztowali jeszcze przekąsek, a gdy w pewnym momencie podszedł do nich ktoś znajomy, wstali od stołu i wdali się w rozmowy.
      Goście zaczęli mieszać się między sobą, wypełniając otwartą przestrzeń rozmowami, żartami i zapachami cholernie drogich perfum. Kobiety miały na sobie piękne kreacje i błyszcząca biżuterię, a panowie klasyczne garnitury i smokingi w odcieniach czerni i granatu. Pozornie wszyscy prezentowali się idealnie, ale każdy wiedział, komu może powiedzieć trzy słowa więcej, a z kim lepiej nie wchodzić w żadne przyjacielskie stosunki.
      — Proszę bardzo, kogo moje oczy widzą — Edward odezwał się w pewnym momencie, odchodząc nieco w bok z uśmiechem tak szerokim, jakby spotkał właśnie wieloletniego przyjaciela. — Richard Gray. Kupę lat!

      Usuń
    2. Zayden obrócił się automatycznie w ich stronę, a kiedy jego spojrzenie spoczęło najpierw na mężczyźnie, a następnie na towarzyszącej mu panience, spiął nieco łopatki. Riley Gray. Jakim do cholery cudem znalazła się właśnie tutaj? Zlustrował ją przenikliwym spojrzeniem, bez pośpiechu przesuwając nim po całej sylwetce od twarzy aż po same stopy, podkreślone wysoką szpilką. W klasycznej czerni, która dobrze podkreślała linię talii, wyglądała jak milion dolarów. Chryste! Miliard dolarów, a nie milion! Zaraz spojrzał znów na mężczyznę, z którym Edward wymieniał uprzejmości i nieznacznie zmrużył powieki. Nie musiał pytać – Richard Gray, senator Nowego Jorku, był jej ojcem, a Riley była do niego naprawdę podobna, choć usta i wzrost musiała odziedziczyć najprawdopodobniej po mamie. Wszystko wskazywało na to, że Edward dobrze znał pana Gray'a, czy to więc przypadek, że w ich kancelarii zatrudnił jego córkę? Gdyby tylko Zayden wierzył w przypadki, przyjąłby to za pewnik, ale przecież nie urodził się wczoraj. Znajomości ułatwiają życie, a ręka rękę myje.
      — Richard, poznaj proszę mojego wspólnika: Zayden Miles, syn Rowana Milesa. — Edward z uśmiechem wskazał na Zaydena, a potem przywitał się z Riley. Panowie wymienili krótki, acz pewny uścisk rąk.
      — To co cię sprowadza do Kalifornii? No nie mów, że przyjechałeś tylko na ten jubileusz — ciągnął Edward po chwili, zwracając się do Richarda. Spojrzenie Zaydena znów spoczęło na Riley. Nie odzywał się, ale patrząc na nią tak intensywnie, dawał jej do zrozumienia, że połapał się w tych faktach. I że trochę zaczynał powątpiewać w to, że wzięła się w ich otoczeniu znikąd, ale o tym porozmawia już z Edwardem. Nie teraz i nie tutaj.

      Zayden Miles

      Usuń
  67. Posiadanie znajomości i korzystanie z nich to całkowicie normalna sprawa, nawet jeśli wciąż wypierana przez społeczeństwo i uznawana za przejaw braku uczciwości, ale niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nigdy nie posiłkował się w życiu kontaktami. Ludzie robią to cały czas, mimo że uważają to za niegrzeczne kombinatorstwo. Zayden też posiłkował się wsparciem ludzi, których znał i którzy byli w stanie wesprzeć go w jakiejś sprawie, zresztą, obraca się w takim środowisku, w którym bez znajomości często nie da się w ogóle zaistnieć, dlatego wcale go to nie raziło i nie gorszyło. Bez względu na to, czy Edward zatrudnił Riley w ich kancelarii, bo wiedział kto jest jej ojcem, czy dlatego, że urzekła go jej determinacja i chęć do pracy – potrzebowali jej, wykonywała swoje obowiązki jak należy i nie było choćby najmniejszego powodu, by żałować zatrudnienia jej. Riley natomiast nie miała wpływu na to, co motywowało Edwarda do tego, żeby wybrać akurat ją. Należało w stu procentach wykluczyć, że powołała się na ojca, bo to nie było w jej stylu i Zayden doskonale o tym wiedział, poza tym, zupełnie inne prawo obowiązywało Nowy Jork, a zupełnie inne Kalifornię. Ale już pomijając fakt, że znajomości zdałyby się na nic, bo Riley musiałaby zdać kalifornijskie egzaminy, by móc wykonywać zawód prawnika w tej jurysdykcji – do tej pory słówkiem nie pisnęła, że jest córką człowieka piastującego stołek w Senacie Stanów Zjednoczonych. Sama chciała zapracować na swój sukces, nie interesowało jej wybijanie się na plecach ojca i Zayden nie miał co do tego wątpliwości. Patrząc na jednak na to, jak Edward dogadywał się z Richardem, pewne podejrzenia nasuwały się same, dlatego to ze wspólnikiem chciał sobie wyjaśnić kilka szczegółów, które ostrzegawczo błysnęły mu z tyłu głowy.
    Skupił uwagę na senatorze, gdy ten wspomniał imię jego ojca. Coś mimochodem zmieniło się w jego twarzy i na pewno nie był to przejaw zadowolenia, a raczej nieufności, która w nim wzrosła. Nie bratał się z ludźmi, którzy robią interesy z Rowanem, a wręcz przeciwnie – bratał się z tymi, którzy występują przeciwko niemu, a tutaj ewidentnie istniało jakieś powiązanie i musiało być naprawdę dobre, skoro Rowan postarał się o zaproszenie i ściągnął tutaj człowieka z drugiego końca Ameryki. Może ojciec miał do senatora interes, a może panowie byli przyjaciółmi, w każdym razie było to dla Zaydena dość zaskakujące. I trochę niepokoiła go wizja współpracowania z osobą bezpośrednio powiązaną z kimś, kto przyjaźni się lub robi interesy z jego najgorszym wrogiem, ale na razie nie roztrząsał tych myśli i nie analizował ich zbyt głęboko. Edwardowi to najwidoczniej nie przeszkadzało, a znajdował się przecież w takim samym położeniu – miał przyjacielskie stosunki z Richardem, który to z kolei przyjaźni się z Rowanem, znienawidzonym przez niego lata świetlne temu. Niewykluczone jednak, że Richard pozostawał w konflikcie panów neutralny. I daj boże, żeby tak było! W innym wypadku Zayden nie mógłby pracować z córką przyjaciela swojego największego wroga, przeciwko któremu zamierza w przyszłości oficjalnie wystąpić, a wcale nie chciał tego stanu rzeczy zmieniać. Praca z Riley mu odpowiada, a nie zdarza się często, by chciał pracować ramię w ramię z kimkolwiek innym, niż z samym sobą. Naprawdę udało mu się do tego przyzwyczaić – aż trudno w to uwierzyć! – ale drugi raz na pewno nie będzie już próbował.
    Podziękował krótko za wyrazy uznania i skinął nieznacznie głową. Jeżeli senator śledził jego poczynania, to Rowan tym bardziej skupia na tym swoją uwagę, a ponieważ jest obecny wśród gości, bo jego sylwetkę Zayden zdążył już wyłapać, gdy siedział przy stole, na pewno nie omieszka go przyszpilić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Znajdzie na to odpowiedni moment, gdy bankiet bardziej się rozkręci, ale Zayden nie będzie mu niczego utrudniał. Dobrze wiedział, że posadzony na trzynaście lat Huzair nie jest ojcu obojętny, i że wkurwił się jak mało kto, gdy sędzia przyklepał ten wyrok. Będzie odwet, choć ciężko przewidzieć jak silny i w jakiej formie.
      Wsunął dłonie do kieszeni spodni i powrócił wzrokiem do Riley, gdy usłyszał pytanie. Mógł wrócić uwagą do przyjemniejszego widoku, skoro panowie rozgadali się między sobą na tematy, z którymi nie był w żaden sposób związany.
      — Zaskakujący — odparł krótko. Oczywiście, na jego twarzy nie było nawet cienia zaskoczenia. Nawiązywał po prostu do tych kilku szczegółów, które dopiero co wypłynęły na światło dzienne.
      — Zobaczymy, co ciekawego jeszcze przyniesie — dodał, tym razem brzmiąc bardziej wymownie. — A pani jak się podoba? — odpił piłeczkę, nawet nieco zaciekawiony odpowiedzią. Nie był pewien, czy Riley często towarzyszy ojcu na takich wydarzeniach i czy klimat takich przyjęć jest jej dobrze znany, dlatego jej opinia go ciekawiła. Ale trzeba przyznać, że miejsce, w którym zorganizowano dzisiejszy jubileusz, jest naprawdę piękne: ulokowane u podnóża gór Santa Susana i Santa Monica, ze świetnym widokiem na ich wierzchołki i naprawdę zadbanym ogrodem.

      Zayden Miles

      Usuń
  68. Przebywanie w takich miejscach nigdy nie sprawiało mu przyjemności, było jednak wpisane w prestiż zawodu, który wykonywał, więc czasami musiał się pojawić, bo czasami tak po prostu wypadało. Omijanie szerokim łukiem spędów tego rodzaju pewnie wykluczyłoby go z hermetycznej, prawniczej społeczności, a wbrew pozorom była mu ona potrzebna, jeśli nie prywatnie to oczywiście w sprawach biznesowych, które załatwia się znacznie lepiej, gdy trzeba uścisnąć dłoń znajomemu, a nie komuś kogo widzi się pierwszy raz na oczy. Ale do takich bankietów zawsze podchodził z rezerwą. Drażniły go te wymuszone uśmiechy na twarzach co niektórych ludzi, których przecież dobrze znał, również z tego, że potrafią robić dobrą minę do złej gry. Wyłapanie kwestii, które trącają fałszem, nie stanowiło już dla niego najmniejszego problemu, chociaż nie było powodu do radości, gdy najwięcej tego fałszu dotyczyło ludzi przynależących do społeczności. Dlatego, gdy rozeszli się z tej czteroosobowej grupki, wyłowieni z tłumu gości przez innych znajomych, Zayden nie angażował się zbytnio w pogawędki, zbywając większość pytań krótkimi odpowiedziami, z których nie dało się wyciągnąć więcej. Edward dosiadł się do stolika kolegów po fachu ze studiów, a ponieważ byli to koledzy i koleżanki, z którymi miał wiele szalonych wspomnień, przy tym stoliku zrobiło się w pewnym momencie nieco głośniej, nie tylko od rozmów z rodzaju a pamiętasz jak...?, ale i śmiechów. Ktoś miał stare zdjęcia na telefonie, więc oglądali je wspólnie, próbując rozszyfrować kto był kim te kilkadziesiąt lat temu.
    Kelnerzy uwijali się pomiędzy stolikami, brzęcząc szklankami i butelkami alkoholu, który rozlewał się po kieliszkach znacznie chętniej, a muzykanci w końcu postawili na nieco żwawszą nutę, podświadomie zachęcając gości do dobrej zabawy. Zayden znów skusił się na szklaneczkę szkockiej, a w oczekiwaniu na alkohol rozejrzał się najpierw za Riley, która rozmawiała akurat z jakąś młodą prawniczką, która wykształcenie również otrzymała w spadku po rodzinie, a później za ojcem, który obserwował go jawnie, mimo że stał i rozmawiał z Charlim Keese – swoim kumplem i dawnym partnerem Girardiego. Panowie patrzyli na siebie przez kilka długich sekund, kiedy ich oczy się spotkały, ale stali po przeciwnych stronach patio, więc gdy ludzie przemieszali się pomiędzy nimi, natychmiast stracili się z oczu. A potem Zayden odebrał od kelnera szklankę ze szkocką i przeszedł się spokojnie pomiędzy stolikami, zatrzymując się czasami na dłuższą chwilę, gdy ktoś go zaczepił, stuknął się w ramach toastu i wciągnął do rozmowy. Miał świadomość, że Rowan tylko czeka na okazję, by go złapać, ale musi się bardziej postarać. Wchodzenie w paszczę lwa traktował jako dobre wyzwanie, ale temu chciał zgrać trochę na nerwach.
    Zawrócił później do stolika, rezygnując z tego pomysłu, gdy zauważył kręcącego się tam Roberta. Przystanął kawałek dalej, a uważny wzrok utkwił w sylwetce Riley, bo miał wrażenie, że zmierza do stolika, przy którym nie siedzi. Sytuację wykorzystał Robert, który oderwał się właśnie od słonych przekąsek i wyszedł Riley naprzeciw, z tym swoim irytującym uśmieszkiem, który często doprowadza go do szału. Poprawił marynarkę i wyprostował się dostojnie, jakby to mogło cokolwiek zmienić w jego marnej posturze. Marna kopia z marną posturą.
    Obserwując sytuację z tej niedużej odległości, wsunął dłoń do kieszeni spodni i upił łyk alkoholu. Mało brakowało, a miałby deja vu, bo przecież podobne zajście miało już miejsce w kancelarii, tyle że wtedy nie mógł popijać alkoholu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Riley! Przepięknie wyglądasz, aż ciężko oderwać wzrok — skomplementował ją, odważnie tarasując ciałem drogę. — Jeszcze nie mieliśmy okazji zamienić dziś słowa. Wieczór jest piękny, a ty idealnie tutaj pasujesz. — Uśmiechał się i chłonął spojrzeniem sylwetkę Riley, aż mu oczy zabłyszczały z ekscytacji. Albo z możliwości, które rozkwitły w jego głowie, podlane gorącą wyobraźnią. — Zatańczmy — powiedział, łapiąc ją za dłoń. Znów zabrakło kluczowego pytania o zgodę, o to czy ma w ogóle ochotę. Facet realizował swoje widzimisię co najmniej tak, jakby żadna kobieta nie była w stanie mu się oprzeć. Może do tej pory tak było, cholera wie, ale trafił w końcu na taką, która w przypływie chęci mogłaby kopnąć go w jaja.
      — Walton! — Zayden odezwał się głośniej, by ściągnąć jego uwagę. Wskazał dwoma palcami na swoje oczy, a później wycelował nimi w Roberta, dając mu jednoznaczny znak, że go obserwuje. Raz już go przecież ostrzegał, a drugiego razu nie będzie. Poleci ze stołka, jeśli znów przegnie i narazi się pannie Gray, więc dla własnego dobra powinien się wycofać.
      — Jego tylko brakowało — Robert wywrócił oczami. — To co, Riley? — Tym razem zapytał, wciąż licząc na to, że uda mu się porwać ją na parkiet.
      Zayden zbliżył szklankę do ust i pociągnął kolejny łyk alkoholu. Tym razem jego spojrzenie spoczęło na Riley, po części dlatego, że był ciekawy jej odpowiedzi, a po części dlatego, że wyglądała odrobinę niemrawo, jakby przytłoczył ją natłok bodźców. Byłoby lepiej, gdyby na chwilę usiadła, ale przecież nikt jej nie zabroni rzucić się teraz w pląsy na parkiecie. Robert chętnie sytuację wykorzysta, by legalnie obmacać jej sylwetkę i spróbować namieszać jej w głowie.

      Zayden Miles

      Usuń
  69. Na ogół nie wnikał w takie sprawy, bo one wcale go nie interesowały, stąd też nie był nawet pewien jakie stosunki mają ze sobą pracownicy. Dopóki wszyscy pracują jak trzeba, a po kancelarii nie krążą żadne pogłoski o mobbingu i relacje pracowników wydają się dobre, albo co najmniej neutralne – całkowicie mu to wystarcza. Robertowi musiał przyglądać się jednak uważniej, bo ten ledwo odrósł od ziemi w dziedzinie prawa, a już zgubił po drodze dobre maniery i zaczął nadużywać swojej pozycji, na którą nie miał nawet okazji porządnie zapracować. Bycie synem wspólnika wcale nie sprawia, że świat powinien klęknąć mu do stóp. Zayden zamierzał dać mu to do zrozumienia na swój własny sposób, szczególnie, że Edward był za tym, żeby nauczyć młodego pokory; oczywiście w granicach moralności. Pomijając jednak sprawy zawodowe, Robert powinien zachować przynajmniej szczyptę szacunku w stosunku do kobiet i nie wymuszać na nich żadnych czynności, a tak przede wszystkim to wypadałoby mu przestać zgrywać gieroja i zrozumieć, że nie każda kobieta ma ochotę zabawiać się w jego gierki. Zayden co prawda nie był doskonałym przykładem w relacjach damsko-męskich, żeby komukolwiek mentorować, ale traktował poważnie każde nie i dbał o to, by nie robić niczego wbrew drugiej stronie. Z kolei głównym problemem Roberta jest to, że on nie rozumie większości nie. To właśnie ten problem Zayden zamierzał naprostować – po swojemu, choć w granicach obiecanej moralności, i na pewno skutecznie. Bycie bezwzględnym bez wątpienia ułatwi mu ten proces.
    Obserwował niezadowolenie malujące się na twarzy Roberta, gdy Riley grzecznie odmówiła. Szybko przeobraziło się ono w coś na kształt determinacji, która błysnęła mu w oczach, jakby nie potraktował tej odmowy tak do końca poważnie. Niewykluczone, że traktował ją jak dobre wyzwanie, a każda jej odmowa potęgowała chęć zdobycia jej, ale tym razem przynajmniej pokiwał lekko głową, westchnął ciężko i wycofał się z pomysłu.
    — Cóż, następnym razem — zapowiedział Robert, obrzucając Riley jeszcze jednym łakomym spojrzeniem, a potem zerknął krótko na Zaydena i odszedł poprawiając guzik swojej marynarki. Nie odwracał się już za siebie, za to Zayden odprowadził go nieco dłuższym spojrzeniem, które zdradzało, że facet ma szczęście, że tym razem podjął dobrą decyzję. I to aż zaskakujące, patrząc na to, że do tej pory podejmował z reguły decyzje złe. Może zaczynał powoli się uczyć, albo po prostu wolał nie zachodzić Zaydenowi głębiej za skórę, zwłaszcza tutaj, wśród tylu znanych i ważnych osobistości.
    Zayden wrócił uwagą do Riley i zbliżył się do stolika. Wziął łyk alkoholu, a potem odstawił szklankę na blat przy którym nikt na ten moment nie siedział. Nie dało się jednak pomylić miejsc, bo każde było podpisane winietką, w dodatku stoły miały swoje numery, żeby goście nie musieli szukać tych, przy których powinni siedzieć.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Riley na pewno miała tego świadomość, zresztą, siedziała z ojcem w bardzo charakterystycznym miejscu, bo tuż przy fontannie. Nic jednak nie szkodzi, że teraz znalazła się akurat tutaj – przy stoliku dwóch diabłów.
      Spojrzawszy na dłoń, którą Riley trzymała na oparciu, uśmiechnął się lekko i zachęcająco wskazał dłonią krzesło, o które się podpierała.
      — Śmiało, może pani usiąść i odpocząć, to akurat moje krzesło na dzień dzisiejszy — oznajmił. Kelnerzy na bieżąco wymieniali talerzyki i sztućce na czyste, więc jeżeli Riley miała ochotę coś przekąsić, mogła skorzystać z tego, który znajdował się przed nią. Zayden był już najedzony, więc na razie na pewno z niego nie skorzysta. A jeśli mu się zachce, bez problemu poprosi kelnera o drugi.

      Zayden Miles

      Usuń
  70. Usiadł na krześle obok, skoro Edward go w tej chwili nie zajmował, rozpiął guzik marynarki i powiódł leniwym spojrzeniem po otoczeniu. Gdyby miał być całkowicie szczery, musiałby powiedzieć, że na takich wydarzeniach bywa zdecydowanie za często. Prawie zawsze dla zasady, albo z jakiegoś konkretnego powodu, natomiast bardzo rzadko z własnych chęci. I wcale nie chodziło o to, że czuł się niekomfortowo w wytwornym klimacie, bo chyba nawet nie mógłby się tak czuć, skoro to na jego tle wiódł życie od samego początku i w całości zdążył już tym galowym akcentem przesiąknąć. Chodziło tylko i wyłącznie o to, że nie miał potrzeby jednoczyć się z towarzystwem, które tworzy układy i układziki, a na takich spędach chętnie pije sobie z dzióbków. Akurat dzisiejsze wydarzenie było jubileuszem, więc istota celebracji skupiała się na uczczeniu kolejnej rocznicy powstania Kalifornijskiej Adwokatury, ale to nie zmienia faktu, że na takie gale przychodzą najczęściej te osoby, które chcą się pokazać, złapać konkretne kontakty, albo mają do załatwienia jakiś interes. Tutaj nie da się przyjść tak dla fanu, chyba, że ktoś naprawdę czerpie przyjemność z prowadzenia wielkopańskich rozmów i z bawienia się w dostojeństwie, które zazwyczaj bywa przesadnie napompowane i sztuczne. Może gdyby nie to, że Zayden obracał się w tym środowisku od zawsze, bo już od dnia, w którym się narodził, fascynowałaby go elitarność, niedostępność i wysoka klasa takich przyjęć. Jakby nie patrzeć, przewija się tutaj mnóstwo cenionych i znanych ze swoich dokonań osób, z którymi warto zamienić kilka słów, czy uścisnąć dłoń, z kolei możliwość uczestniczenia w takim przedsięwzięciu jest czasami jednorazową nagrodą od losu, która nie trafia się każdemu. Ale tych walorów Zayden nie potrafił już docenić. One też od zawsze były częścią jego życia, więc nie wywoływały już takiego podziwu i nie były celem, do którego chce się dążyć. W jego oczach brylowanie z towarzyską śmietanką nie stanowi nawet namiastki prestiżu. To zwykłe kumoterstwo.
    — Częściej niż bym chciał — odparł krótko, tym jednym zdaniem podsumowując wszystko, o czym pomyślał. Spojrzenie zatrzymał na twarzy Riley i prześledził jej profil, korzystając z tego, że miała upięte włosy i doskonale wyeksponowaną twarz, szyję i dekolt. Wyglądała oszałamiająco, szczególnie w tym ciepłym świetle bijącym od wiszących nad głowami lampeczek, i nic dziwnego, że Robert nie potrafił oprzeć się pokusie uwiedzenia jej, albo chociaż nacieszenia się jej bliskością w tańcu. Chciał ją mieć – to zdrowy, męski odruch, który nie upoważnia go jednak do przekraczania granic.
    Sięgnął po kulkę białego winogrona i wrzucił sobie do ust.
    — Dla większości taki wystrój to codzienność. Szybciej zwrócą uwagę na jego brak, niż na to ile pracy w niego włożono — stwierdził po chwili, nie próbując nawet tego stanu rzeczy koloryzować. Taka jest prawda: tutejsi goście przyzwyczajeni są do luksusu i pięknych wystrojów i dla nich jest to w zasadzie oczywiste, że gdy odwiedzają jakieś miejsca, to zawsze są one zadbane i pięknie udekorowane. — Kiedyś już tutaj byłem — odpowiedział zaraz na kolejne pytanie, nie wracając jednak tak daleko w przeszłość, bo było to ze dwanaście lat temu. A dziś nie miał okazji się tam przejść. Jeszcze.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zmarszczył nieco czoło, gdy Riley wspomniała o wyjeździe integracyjnym, bo całkiem prawdopodobne, że ona sama wiedziała już na ten temat więcej, niż on. Nie zajmował się takimi sprawami i nie miał pojęcia, czy wybrano już jakąś lokalizację i czy w ogóle padły jakiekolwiek propozycje, ale chyba musiały, skoro wspomniała o ranczu. Tak szczerze mówiąc, to mało obchodził go ten wyjazd, bo nie był nawet pewien czy na niego pojedzie, a jeśli pojedzie, to też dla zasady, a nie dla fanu. Tego nie musiał jednak tłumaczyć, bo każdy w kancelarii wiedział, jak wygląda integracja w wydaniu Zaydena. Bardziej jej nie ma, niż jest.
      — Jeśli chodzi o wyjazd, to nie jestem na bieżąco. Edward będzie wiedział zdecydowanie więcej. — odpowiedział. — Alisal Ranch stało się ostatnio popularne, więc jeśli mowa o ranczach, to niewykluczone, że właśnie o tym — dodał, po czym uśmiechnął się lekko. — Ale jeśli ma pani jakieś propozycje, to warto się podzielić.

      Zayden Miles

      Usuń
  71. Potrafił docenić czyjąś pracę, natomiast to, że nie poświęcał przesadnej uwagi dekoracjom wcale nie było równoznaczne z tym, że nie zauważa ilości pracy włożonej w przygotowanie tego wszystkiego. Każdy ma jednak różny gust i różne upodobania – dla jednych to surowe wnętrza są kwintesencją piękna, a dla drugich te po brzegi wypełnione pierdółkami. Jedni uwielbiają polne kwiaty, inni uważają je za brzydkie chwasty. Nie da się dogodzić wszystkim w jednakowym stopniu, dlatego wystrój i dekoracje zawsze będą kwestią sporną, ale już pomijając sprawy upodobań – ktoś poświęcił dużo czasu, by każda z dekoracji cieszyła oko i jest to niezaprzeczalny fakt. Tyle, że ten ktoś na pewno został już za to doceniony. Na pewno otrzymał odpowiednią ocenę ze strony organizatorów, którzy jako zamawiający musieli określić czy są z tej realizacji zadowoleni czy nie, i na pewno przyjął za to dokładnie taką sumę pieniędzy, jaką sobie zażyczył jeszcze przed rozpoczęciem prac. Nikt nie zrobił tego ani za zwykłe dziękuję, ani za słowa uznania; na tym interesie raczej każda ze stron wyszła zadowolona i doceniona, i co do tego Zayden nie miał wątpliwości. A to, że był przyzwyczajony, że na takich imprezach dekoracje zawsze prezentują się nienagannie, to już inna sprawa. Człowiek przyzwyczaja się do rzeczy, które w pewnym stopniu są częścią jego codzienności.
    Zaskoczyła go propozycja spaceru do ogrodu, chociaż nie na tyle, by wymalowało się ono na jego twarzy. Sama propozycja brzmiała niezobowiązująco, a bardziej zaskakujące było to, że Riley nie miała jeszcze okazji przejść się po obiekcie, by zobaczyć jak prezentuje się z innej strony. Ogrody nie znajdowały się przecież za zamkniętą bramą, więc nie musiała się włamywać, żeby je obejrzeć, ale może nie czuła się tutaj na tyle swobodnie, by w pojedynkę kręcić się po kątach. Zaskakujące mogło być również to, że miała ochotę na spacer akurat z nim, ale z drugiej strony wydawało się to zrozumiałe. Obcują ze sobą nieustannie w pracy, więc w sporej części sobie ufają, a nawet jeśli nie jest to słodka przyjaźń, w tej znajomości nie brakuje wzajemnej sympatii. Inaczej nie siedzieliby tutaj, nie rozmawiali i nie posyłali sobie mniej lub bardziej wyraźnych uśmiechów.
    — Obserwuje mnie pani — stwierdził, marszcząc nieco czoło, a w kąciku jego ust zamajaczył rozbawiony uśmiech. Nie był ślepy i doskonale o tym wiedział; sam przecież też prowadził swoje obserwacje, a z Riley niejednokrotnie złapali się spojrzeniami w nieoczekiwanym momencie, gdy ich obserwacje przypadkiem wzajemnie się nałożyły. — Kiedy bronię, zakładam jasne spinki na guziki, a kiedy oskarżam, zakładam ciemne — dodał, bo może do tej pory nie zwróciła na to uwagi, a teraz jako jedyna w kancelarii będzie miała tego świadomość.
    Zlustrował jej sylwetkę kolejnym spojrzeniem, korzystając z tego, że odchyliła się na krześle i na chwilę uciekła spojrzeniem w stronę patio. Teraz miała na sobie czarną sukienkę, w której wyglądała olśniewająco, ale jej również dobrze było w granacie, który tak swoją drogą miała na sobie w trakcie spotkania z rodziną Caroline. I tej w białej sukience, którą zaplamiła podczas zderzenia z kurierem. W jasnoczerwonym garniturze też prezentowała się świetnie, szczególnie po kilkudniowej nieobecności, którą za karę sam jej sprezentował. Riley zawsze wygląda tak, że z trudem można oprzeć się jej urokowi, ale jest po prostu piękna i nie podlega to żadnej dyskusji. Co najwyżej można temu przyklasnąć.
    Popatrzył jej w oczy, gdy odwróciła się i nawiązała do wyjazdu integracyjnego. Jeszcze nie rozgryzł od czego to zależy, że czasami ma odwagę dzielić się swoimi myślami wprost, a czasami ma przed tym obawy, ale miał już świadomość, że jest osobą o wielu kontrastach, więc uznał, że taka jej natura.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Kto nie ryzykuje, ten przegrywa dwa razy. Składając propozycję nic pani przecież nie traci — powiedział, choć nie zamierzał jej namawiać, bo brak propozycji na pewno nie wpłynie na organizację wyjazdu, skoro jakieś miejsca zostały już wstępnie wytypowane. Niewykluczone jednak, że jej propozycja może okazać się tak dobra, że cała reszta pójdzie w odstawkę, dlatego zachęcał, żeby podzieliła się pomysłami. Jeśli nie z nim, to z Edwardem, albo chociaż z ludźmi z odpowiedniego działu, którzy podczas zebrania wezmą pod uwagę wszystkie propozycje i możliwości. Dla niego miejsce docelowe nie miało w zasadzie żadnego znaczenia, więc było mu to całkowicie obojętne, a zresztą nie angażował się zbytnio w organizację tego wyjazdu, bo nie integrował się z ludźmi z pracy bardziej, niż to konieczne i na takim wyjeździe – o ile oczywiście pojedzie – na pewno nie ulegnie to zmianie. Nie byłoby mu smutno, gdyby wyjazd wcale się nie odbył, i nie jest radosny z tego powodu, że ktoś w ogóle wyszedł z taką inicjatywą. Po prostu na ten moment niewiele go ten wyjazd obchodzi, bo teraz i tak nie jest w stanie przewidzieć, czy będzie jego uczestnikiem.
      — Chciałaby pani, żebym pojechał? — zapytał, wciąż utrzymując spojrzenie w zielonych oczach Riley, które błyszczały od światełek, rozwieszonych nad ich głowami. Kto wie, może od tej odpowiedzi będzie zależała jego decyzja, może jedno jej słowo wystarczy, by szala się przechyliła. Może zgodzi się specjalnie dla niej.

      Zayden Miles

      Usuń
  72. Cześć! Rany, obawiam się, że Jesse nie jest nawet w połowie tak tajemniczy, jak może się wydawać i mam nadzieję, że przez to nikogo nie rozczaruje... Niemniej chętnie oddam go na wątek i zweryfikuję to założenie w praktyce. ;) Riley wydaje się być bardzo ciepłą i pozytywną postacią, do tego stopnia, że mogłaby wręcz uchodzić za pozorne przeciwieństwo Blythe'a i ciekawi mnie, jak poradziłby sobie w zetknięciu z kimś tak promiennym i serdecznym. Rzeczywiście ciężko jest znaleźć jakiś konkretny pomysł do gry, ale może właśnie powinnyśmy w takiej sytuacji postawić na jakiś oklepany motyw? Wyczytałam gdzieś w karcie, że Riley imprezuje z przyjaciółmi, więc dlaczego nie wrzucić ich do jakiegoś baru? Na pewno pomogłoby, gdyby był to bar z bilardem, ale niczego nie narzucam, bo w ostateczności zwykły klub też się nada... Może to był pomysł jednego z jej znajomych, który zasugerował, że ciekawie będzie się pokręcić w jakiejś mniej bezpiecznej okolicy? Może pod wpływem chwili przyjęła czyjeś wyzwanie i sięgnęła po kij? Ostatecznie miejscówka przecież wcale nie musi jej się podobać. W którą stronę nie pójdziemy, na pewno uda nam się coś rozegrać, daj tylko znać co bardziej ci odpowiada. ;)

    — Jesse

    OdpowiedzUsuń
  73. Super! W takim razie czekam... ;)

    — Jesse

    OdpowiedzUsuń
  74. Gdy spojrzenie Riley wylądowało na jego nadgarstku, sam chwilowo przeniósł tam wzrok, skupiając go na spince, która zdobiła dziś guzik przy mankiecie. Zasada jest taka, że spinki powinno dobierać się do koloru koperty zegarka, a tak się składa, że jego zegarek ma dziś srebrną kopertę. Spinki były więc prostokątne, o srebrnej ramie i zamkniętym w niej granatowym sodalicie, który pasował do żakardowego smokingu. W tych dwóch kategoriach, o których wspomniał przed momentem, one zaliczyłyby się do spinek jasnych, ale tego dnia nie zakładał ich z taką myślą. Dziś miały być po prostu elementem pasującym do całokształtu kreacji. Pochwalał jednak czujność Riley, bo chyba spostrzegła się, że na podstawie spinek mogła dowiedzieć się z jakim nastawieniem tutaj przyszedł. Wiadomo, że jeśli oskarża to będzie bezwzględnym gnojkiem, a jeśli broni… wciąż będzie gnojkiem, ale z nieco większymi pokładami kurtuazji. Dziś był po prostu sobą, takim jak zawsze, chociaż ewidentnie nie nastawionym pozytywnie do wydarzeń takich, jak to, ale był przecież grzeczny, nikogo jeszcze nie zwyzywał, a te mniej skromne uwagi trzymał dla siebie – przynajmniej na razie.
    Obserwował ją teraz, to prawda, i wcale nie próbował się z tym kryć. Obserwacje z bliska były o wiele ciekawsze, bo dało się zauważyć szczegóły, które dopełniały całości, nawet jeśli mowa tylko o drobnych zmarszczkach mimicznych, pojawiających się przy każdym uśmiechu, czy o unoszącej się brwi w oczekiwaniu na odpowiedź. Każdy z tych akcentów składa się na piękny obraz jej osoby, a im więcej takich detali udaje mu się odkryć, tym pełniejszy ten obraz się staje. Poza tym, przyglądanie się Riley to przyjemne doznanie, szczególnie, gdy można przyglądać się tak otwarcie.
    — Obserwuję i dochodzę do wniosku, że nie ma takiego koloru, w którym nie wyglądałaby pani zjawiskowo — przyznał, a może po prostu stwierdził oczywisty fakt. Był to co prawda cholernie bezpośredni komplement, subtelnie trącający o flirt, ale dlaczego miałby unikać tego rodzaju miłych słów, skoro Riley przed chwilą uraczyła go dokładnie tym samym. Zresztą, wcale nie przesadzał, bo niezależnie od koloru, ona zawsze wygląda elegancko, schludnie i kobieco, a często również dojrzalej, niż mógłby wskazywać na to rzeczywisty wiek.
    Przesunął spojrzeniem po jej twarzy, nie odzywając się dłuższą chwilę. Dlaczego? Dlaczego tak bardzo chciała, żeby wziął udział w wyjeździe integracyjnym? Nie słynie z bycia koleżeńskim, co udowodnił już nie jeden raz, a mimo to Riley chciała, żeby się pojawił i naprawdę nie żartowała. Nie żeby było mu przykro, bo to po prostu normalne, że trzyma ludzi z pracy na dystans i raczej każdy zdążył się już do tego przyzwyczaić, ale Riley była prawdopodobnie jedyną osobą, której zależało na jego obecności w taki nietypowy sposób. Nikomu nie przyszłoby do głowy zastanawiać się, czy weźmie udział w wyjeździe integracyjnym, a co dopiero tego chcieć, tymczasem Riley znów była inna. I zaczynała coraz mocniej go intrygować.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na ten moment nie potrafił powiedzieć, czy wybierze się na wyjazd, dlatego zostawił temat bez odpowiedzi. Ale już samo to można było uznać za dobry znak, bo jeśli nie padło klarowne nie, to oznacza, że nie skreślił integracji tak definitywnie. Jest nadzieja, że zaszczyci wszystkich swoją obecnością, jeśli tylko dopisze mu czas.
      — Skoro dziś jesteśmy tutaj, a pani miała ochotę zobaczyć tutejsze ogrody, co powie pani na krótki spacer? — Zaproponował i również wyciągnął rękę do kiści winogron, po czym zerwał kulkę i wrzucił sobie do ust. Słodki smak przyjemnie połaskotał jego podniebienie, chociaż nie tak przyjemnie, jak kilka dni temu łaskotały go usta, które miał teraz przed sobą.

      Zayden Miles

      Usuń
  75.    Napiera ramieniem na drzwi i wślizguje się do baru tylnym wejściem, zwykle dostępnym jedynie dla obsługi. Znajoma, rockowa melodia wita go już od progu i mimowolnie próbuje przypisać ją do konkretnego zespołu. Three Days Grace? Nie… Przysłuchuje się uważniej aż w końcu niedbały, kobiecy wokal naprowadza go na poprawną odpowiedź. The Pretty Reckless, zdecydowanie. Nie jest może wielkim znawcą, ale jako stały bywalec jest na tyle osłuchany z playlistą, że potrafi z pewną dokładnością zweryfikować klasyczny repertuar.
       Nie dociera nawet do stolika, kiedy czyjeś ramię obejmuje gwałtownie jego kark i nagina go nieznacznie ku podłodze, ciągnąc w głąb pomieszczenia. Napina mięśnie w odruchu bezwarunkowym, gotów stawić bardziej zdecydowany opór, ale widok znajomej gęby w porę powstrzymuje go przed działaniem.
       — Stary, ale masz wyczucie! Potrzebujemy trzeciego do partyjki — informuje go Austin, wreszcie zwalniając niewygodny uścisk.
       Blythe unosi dłoń i z westchnieniem rozmasowuje piekącą podstawę czaszki. Próbuje nie okazywać nerwowego rozdrażnienia, wywołanego zaskoczeniem, podczas gdy adrenalina przetacza się przez jego żyły.
       — Nie było mnie może pięć minut — cedzi przez zaciśnięte zęby, rzucając kumplowi poirytowane spojrzenie. Ten jednak niespecjalnie się tym przejmuje, zamiast tego wciska mu w ręce drewniany kij i wskazuje skinieniem głowy drugą stronę lokalu.
       Jesse podąża spojrzeniem w tamtym kierunku i mruży oczy, gdy dostrzega trzy nieznajome dziewczyny ściśnięte w małej loży. Przygląda się im przez moment, ocenia wygląd i panującą między nimi atmosferę, a wreszcie nieznacznie unosi brwi i prycha, bo przynajmniej jedna wygląda tak, jakby znalazła się tu przez pomyłkę.
       — Ta od prawej to panna Camerona — zdradza Austin, wyraźnie podekscytowany.
       — Aha. I niby gdzie wyrwał taką laskę? — pyta, nie szczędząc przy tym sceptycyzmu. Dziewczyny nie wyglądają na tutejsze, a o ile mu wiadomo, Cam niemal każdą wolną chwilę spędza za barem albo w domu, ze schorowaną matką.
       — W internecie.
       Musiał się przesłyszeć. Odrywa wzrok od kobiecego tria i skupia uwagę na towarzyszącym mu kumplu, całkowicie pewien, że znajdzie na opalonej facjacie jakieś znamiona żartu. Nie dostrzega ich jednak, Austin musi mówić poważnie.
       — W internecie — powtarza z niedowierzaniem, gdy zbliżają się do obleczonego zielenią stołu, gdzie wspomniany barman przygotowuje zestaw bil. Nim udaje mu się zapanować nad odruchem, Jesse wspiera podstawę kija na posadzce i parska śmiechem.
       Jego ramiona drżą niekontrolowanie, a twarz rozpogadza się w najszczerszym rozbawieniu, odejmując mu tym wizualnie przynajmniej kilka lat. Cameron musiał słyszeć ich wymianę zdań, bo posyła mu karcące spojrzenie, a jego usta układają się w zdanie, którego nie sposób odczytać inaczej, jak tylko nie bądź fiutem, Blythe.
       Jesse niewiele może na to poradzić. Sytuacja jest absurdalna, ale zgodnie z sugestią próbuje doprowadzić się do porządku, bo nieznajome już zmierzają w ich stronę. Pośpiesznie chwyta krawędź koszulki i przeciera nią wilgotne oczy. Kiedy dziewczyny docierają do stołu, wciąż jeszcze wykrzywia wargi, ubawiony, ale przynajmniej jest w stanie wykrztusić coś więcej, niż tylko głośne “japierdole”. Idąc w ślady pozostałych, rzuca krótkie powitanie i ledwo unika łokcia, który Austin próbuje wpakować mu między żebra, gdy przepycha się do przodu.
       Palant.
       — Co powiecie na rundkę Snookera, drogie panie? — zagaduje, szczerząc się jak głupi do sera, a Jesse zaciska zęby, by ponownie się nie roześmiać.
       Gentleman, my ass, przemyka mu przez myśl, ale nie komentuje zachowania kumpla. Przyjacielska solidarność zmusza go do milczenia, podczas gdy Cameron bierze na siebie odpowiedzialność za przedstawienie ich nowym koleżankom.


    [ Cóż, Jesse też ma ubaw, więc mam nadzieję, że jakoś się dogadają. ;) Gdyby coś było nie tak, daj mi znać! ]

    — Jesse

    OdpowiedzUsuń
  76.    Może się przemieszamy? Skupia intensywnie zielone spojrzenie na dziewczynie, która wychodzi z propozycją. W przeciwieństwie do Alice, którą aura niezachwianej pewności siebie naturalnie stawia w roli przywódczyni grupy, blondynka sprawia wrażenie najbardziej ostrożnej i świadomej otoczenia. Jej przykuwająca uwagę aparycja kłóci się jednak ze stonowanym charakterem i Jesse nie jest pewien czego powinien się po niej spodziewać. Dlatego gdy Riley z wolna obchodzi stół i zatrzymuje się u jego boku, mimowolnie zachowuje czujność, nawet jeśli jego wyluzowana postawa wskazuje na coś zgoła przeciwnego.
       — Taki właśnie jest plan — oznajmia Austin, posyłając jej najszerszy, najbardziej uroczy uśmiech, na jaki go stać. Grymas ten ujawnia dołeczek w jego prawym policzku i rząd równych, białych zębów.
       Jesse wznosi oczy ku sufitowi w wyrazie jawnej dezaprobaty, nie poczuwając się jednak do odpowiedzialności, aby ostrzec koleżankę, by nie dała się nabrać na te pozory przyzwoitości, zarezerwowane dla pięknych kobiet oraz ich podejrzliwych matek. Kącik jego ust drży jednak, bo w tym samym czasie Taylor Momsen zdaje się wtórować jego myślom: Oh, lord, heaven knows we belong way down below.
       — Snooker różni się od standardowego bilarda, a skoro gramy towarzysko, trochę uprościmy zasady — informuje Cameron, unosząc trójkąt, w którym wcześniej ułożył piętnaście czerwonych bil. Jeszcze zanim kończy mówić, sprawdza czy na pewno poprawnie postawił pozostałe sześć kolorowych kul: żółtą, zieloną, brązową, niebieską, różową i czarną. Biała pozostaje w jego dłoni, gdy spogląda wyczekująco na Blythe’a. — Wyjaśnij.
       Jesse kiwa głową na zgodę i wskazuje na czerwoną piramidę u szczytu stołu.
       — Bile w snookerze mają różną wartość punktową. Ustalamy liczbę partii, a na koniec sumujemy wynik żeby ustalić zwycięzcę — mówi w ramach wstępu, zerkając kolejno na każdą z dziewczyn. — Zaczynamy od rozbicia białą bilą tych czerwonych, później gra ogranicza się od wbijania na zmianę czerwonych i kolorowych kul, przy czym przed wbiciem kolorowej zawsze trzeba ją wybrać na głos — kontynuuje, starając się przedstawić wszystko jak najprościej. — Póki na stole są jakieś czerwone bile, po wbiciu kolorowych do łuzy, te zawsze wracają na stół. Kiedy czerwone się kończą, trzeba wbijać kolorowe według rosnącej wartości punktowej. Partia kończy się po wbiciu czarnej.
       — To może się wydawać skomplikowane, ale pozostałe stoły są zajęte — wtrąca przepraszająco Austin — więc nie mamy wyjścia.
       Mogą oczywiście zignorować różnicę w rozmiarze stołu i zastąpić bile do snookera tymi zwykłymi, ale nie wspomina o tym, bo jest ciekaw jak dziewczyny zareagują na nowe wyzwanie. Daje im nawet moment na przetrawienie informacji zanim wraca do tłumaczenia.
       — Czerwone są warte jeden punkt. Żółta dwa, zielona trzy, brązowa cztery, niebieska pięć, różowa sześć i czarna siedem — oznajmia, wskazując kolejno na kolorowe kule. Uznaje za logiczne, że w trakcie rozgrywki będą musieli o tym przypominać, bo o ile dziewczyny nie cieszą się pamięcią doskonałą, natłok informacji może się okazać za duży. — Damy sobie spokój z faulami, więc tura zawodnika przepada w chwili, kiedy nie trafi wybraną bilą do łuzy albo przypadkiem trafi inną — podsumowuje.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1.    — Zwykle gramy dla przyjemności albo na kasę, chcemy się o coś założyć? — podsuwa Cameron i zerka na Alice z figlarnym błyskiem w oku. Jak na tak krótką znajomość chyba całkiem nieźle się dogadują.
         Jesse wzrusza niedbale ramionami, bo jest mu w zasadzie wszystko jedno. Przenosi spojrzenie na Riley i unosi brwi, czekając na jej decyzję.
         — Zaczynajcie, możemy ustalać w trakcie — decyduje Austin, a Cam układa białą bilę w sekcji D na zielonym blacie, po czym pochyla się i pewnym uderzeniem posyła ją w kierunku piramidy. Czerwone kule turlają się we wszystkich kierunkach.
         — Coś do picia? — kieruje pytanie do Riley, kiedy przeciwna drużyna zajęta jest rozgrywką, a Austin sięga po pilot i uruchamia elektroniczną tablicę punktową, zawieszoną nad stołem.

      — Jesse

      Usuń
  77. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  78.    Nie wie jeszcze z czym wiąże się spotkanie tamtej dwójki; nie ma pojęcia jaki dystans pokonała Alice ani ile właściwie trwa ich znajomość, więc może się jedynie domyślać, że dla pozostałych dziewczyn ta sytuacja wydaje się równie dziwaczna. Albo nie. Być może wszystkie mają w zwyczaju tak beztrosko spotykać się z poznanymi w internecie facetami. Być może nocne wizyty w mniej bezpiecznych dzielnicach dostarczają im upragnionego dreszczyku emocji. Być może tak właśnie spędzają teraz czas wolny nowobogackie księżniczki. Nie żeby jakoś specjalnie go to obchodziło, jest natomiast ciekaw czy uśmiechałyby się tak samo pogodnie, gdyby znały statystyki policyjne z ostatnich kilku miesięcy dotyczące tej okolicy…
       Przyłapuje się na złorzeczeniu i krzywi się nieznacznie. Nie przyznaje tego głośno, ale martwi go przede wszystkim potencjalne zauroczenie Camerona. To dobry facet, a Jesse przekonał się już wielokrotnie, że można na nim polegać, tyle że ma już na głowie wystarczająco problemów i nie potrzeba mu na dokładkę złamanego serca. Z drugiej jednak strony nie ma absolutnie żadnego prawa decydować o tym, co może być dla niego dobre, więc koniec końców trzyma gębę na kłódkę. Nie ma też przecież pewności na jakim etapie zakończy się ta przygoda i nie powinien przejmować się na zapas…
       — Nie wiem jak wy, ale ja obstaję za jedną partią — deklaruje Austin, przeskakując między ustawieniami na wyświetlaczu.
       — Odważnie, biorąc pod uwagę jaki jesteś w tym beznadziejny — prycha Jesse, zerkając na kumpla z politowaniem. Przytyk spływa po nim jednak jak po kaczce, a uśmiech nie znika z jego twarzy, kiedy obraca ku niemu blond czuprynę.
       — Każdy ma jakieś wady — odpowiada, jakby właśnie fatalne umiejętności gry w bilard były jego największą przywarą. Nie są, ale nowo poznane dziewczyny nie muszą o tym wiedzieć, prawda? To by było jednak na tyle z ich grupowej przewagi.
       — Więc pojedyncza partia — podtrzymuje Cameron ze śmiechem, a kiedy odbita przez niego czerwona bila wpada do łuzy, typuje niebieską.
       Jesse ostrożnie opiera kij o pobliskie krzesło i kieruje się w stronę baru, by zgodnie z pierwotnym planem zaserwować im coś do picia. Wślizguje się za kontuar, jakby był jednym z pracowników, a obecny tam drugi barman jedynie kiwa mu zdawkowo głową, przyznając mu tym samym nieme przyzwolenie.
       — Kiedy tylko uda nam się zgadać — odpowiada na pytanie, oceniająco przesuwając wzrokiem po zastawionych szklanymi pojemnikami półkach. Po chwili namysłu wyciąga trzy butelki piwa (w tym jedno bezalkoholowe) i ustawia je na blacie. Zaraz potem sięga po otwieracz i skupia uwagę na towarzyszącej mu blondynce. — Na co masz ochotę? — pyta, choć asortyment nie jest zbyt szeroki. — Jeśli nie jesteś szczególnie wybredna, Peter może przygotować ci jakiś prosty drink — dodaje, wskazując na nieszczęśnika po drugiej stronie wąskiego przejścia.
       Jeszcze zanim otrzymuje odpowiedź, zerka na pozostałą część towarzystwa.
       — Co dla twoich koleżanek?

    — Jesse

    OdpowiedzUsuń
  79.    Zajęty otwieraniem butelek, nie dostrzega uważnego spojrzenia, którym zaszczyca go Riley, ale wyczuwa je instynktownie. Po chwili zadumy stwierdza jednak, że wcale mu ono nie przeszkadza i nie unosi wzroku znad blatu, póki faktycznie nie musi, dając dziewczynie czas, by mogła ocenić go według własnych standardów. Jest ciekaw do jakich doszła wniosków, ale nie pyta. Zamiast tego wzrusza nieznacznie ramionami na wzmiankę o smaku piwa.
       — To żadna zbrodnia — kwituje słowa drobnym, niesięgającym oczu uśmiechem i pochyla się, by wrzucić kapsle do ukrytego pod barem kosza na śmieci.
       Wysłuchuje zamówienia, od razu sięgając po kolejne piwo prosto z lodówki. Nie pyta o markę, bo nie sądzi, by w połączeniu z sokiem miało to szczególne znaczenie. Podnosi jedną z wysokich szklanek, a potem drugą, o połowę mniejszą i przeciera je pośpiesznie nim ponownie skupia uwagę na kobiecie. Marszczy brwi, dostrzegając jej speszenie i odstawiwszy szkło na bok, opiera dłonie na krawędzi kontuaru.
       — Droga pani, to jest bar, a ty jesteś klientką — podkreśla i pochyla się ku niej, aż oba obojczyki rysują się wyraźnie tuż pod napięta skórą u podstawy jego szyi. Zrównuje się z nią twarzą i łypie z rozbawieniem spod ciemnych kosmyków, opadających luźno na czoło. — Nie musisz być taka nieśmiała, składając zamówienie — dodaje, bo kiedy mówił o wybredności, miał na myśli raczej jakieś cukierkowe, kolorowe zapchajdziury podawane zwykle w barach koktajlowych.
       — Woda gazowana czy sprite? — dopytuje zaraz i cofa się, aby zdjąć butelkę ciemnego rumu z jednej z wyższych półek.
       Mniej więcej w tej samej chwili zjawia się Peter, gotów przejąć stery, ale Jesse tylko kręci głową, bo skoro już tu jest, może mu przecież pomóc.
       — Zajmę się piwem z sokiem i cuba libre — deklaruje, przewieszając sobie przez ramię czystą ścierkę. — Możesz załatwić mojito — proponuje, skupiając się na krojeniu limonek. Porusza się naturalnie, jakby robił to już milion razy wcześniej i być może tak właśnie było.
       Kilka minut później rozkłada na tacy korkowe podkładki, a na nich trzy butelki piwa i dwie szklanki z gotowymi drinkami. Zerka najpierw na Petera, który kończy zamówienie, a potem przenosi spojrzenie na stół, gdzie Sue pochyla się nad krawędzią mebla, z determinacją na twarzy oceniając zbiór czerwonych bil pośrodku.
       — Niedługo nasza kolej — informuje i opuszcza bar, aby zatrzymać się obok Riley. Przygląda się jej z góry, nieco może krytycznie, a w końcu sięga do czarnej, rozpinanej koszuli z krótkim rękawem i ściąga ją pośpiesznie. — Trzymaj. — Wyciąga okrycie w jej kierunku.
       Koszula jest oczywiście za duża i mogłaby śmiało robić za drugą sukienkę, ale jeśli blondynka ją zapnie i przewiąże, powinna skutecznie zasłonić dekolt, który stanie się problemem, gdy będzie zmuszona pochylić się nad stołem. Materiał jest też na tyle lekki i przewiewny, że nie powinna się zgrzać, chociaż o tym będzie mogła się przekonać tylko, jeśli przyjmie pomocną dłoń. Wcześniej nie dał tego po sobie poznać, ale jej skrępowanie nie umknęło jego uwadze.
       — Miłej zabawy. — Głos Petera przerywa jego rozmyślenia. Jesse kiwa głową w podzięce, gdy barman kładzie ostatnią szklankę na tacy i sam unosi ją ostrożnie, by zaraz skierować się w stronę pozostałej grupy.


    — Jesse

    OdpowiedzUsuń
  80.    Nie uważa jej za wścibską. To przecież nie tak, że bombarduje go pytaniami, nad którymi musiałby się poważniej zastanowić. Ot, prowadzą zwykłą, niezobowiązującą rozmowę.
       — Nie — odpowiada krótko. Za krótko, więc zaraz dodaje: — Zdarzało mi się kiedyś dorabiać tu jako barman.
       Zresztą nie tylko w tym jednym, konkretnym barze. Jesse imał się naprawdę przeróżnych zajęć, nie chcąc korzystać z pieniędzy oferowanych przez rodziców. Wystarczyło już, że zmuszony był u nich mieszkać i przysparzał im niepotrzebnych zmartwień.
       — Nie rób sobie wielkich nadziei, Austin naprawdę jest do dupy — oznajmia, zerkając znacząco na tablicę wyników, która potwierdza jego słowa.
       Drużynie Camerona udało się już zdobyć łącznie czternaście punktów, podczas gdy cyferka po ich stronie wskazuje skromną trójkę. Nie jest to oczywiście żadna wielka tragedia, Jesse nie wydaje się być przejęty wynikiem, chociaż kiedy zbliżają się do stołu, tura Sue wciąż trwa, więc przewaga przeciwnego teamu może się ostatecznie okazać jeszcze większa.
       — Nie jest — zgadza się, bo zsuwające się co jakiś czas ramiączko jeszcze o niczym nie świadczy, ale bilard wymaga czasem przybierania naprawdę wymagającej pozy, a po reakcji dziewczyny wywnioskował, że wolałaby raczej nie świecić przed nimi cyckami. — Nie zrozum mnie źle, raczej nikt tutaj nie miałby nic przeciwko małemu pokazowi, ale nie wyglądasz… — urywa na moment, bo nie chce zabrzmieć jak dupek. — Na jedną z tych lasek.
       Tych, którym nie przeszkadza odrobina nagości w towarzystwie obcych typów. Tych, które wykorzystałyby to w charakterze flirtu i nawet by się przy tym nie zarumieniły. Jesse kręci gwałtownie głową, bo myślenie o półnagich kobietach raczej nie jest teraz wskazane i z całą pewnością nie sprzyja platonicznemu charakterowi ich znajomości. Powstrzymuje się przed ponownym zerknięciem na Riley, bo wie, że w tej chwili jego spojrzenie powędrowałoby zdecydowanie zbyt nisko, by można to było zaliczyć w granice przyzwoitości.
       Odkłada tacę na pobliski stolik i sięga po wcześniej porzucony kij. W tej samej chwili różowa bila wybrana przez Sue chybia, a że stoi akurat najbliżej, wyciąga ją z łuzy i odkłada na stół. Austin z nietęgą miną zmienia wynik z czternastu, na dwadzieścia punktów dla drużyny Camerona i zerka podejrzliwie na Sue. Widok ten jest na tyle zabawny, że Jesse uśmiecha się mimowolnie.
       — Na razie stanęło na opłaceniu rachunku, ale zastanawiamy się nad indywidualną karą dla każdego w drużynie przegranych — informuje Cameron, spod uniesionych brwi zerkając na nową koszulę Riley.
       Jesse wzrusza nieznacznie ramionami, zbywając nieme pytanie kumpla, bo nie widzi powodu, dla którego miałby się tłumaczyć. Zgodnie z jego wcześniejszą prośbą, nie był fiutem, to chyba powinno wystarczyć.
       — Austin powinien pokazać dziewczynom tatuaż — proponuje zamiast tego, z miną niewiniątka sięgając po swoją butelkę bezalkoholowego trunku. Nie musi nawet widzieć twarzy blondyna, aby wiedzieć, że gdyby stał dostatecznie blisko, zarobiłby bolesnego kuksańca.
       — Spierdalaj, ty zdrajco — syczy Austin, ale zaraz potem wzdycha z rezygnacją, a uśmiech powraca na jego twarz. — Nasza kolej — dodaje, a Jesse odnajduje spojrzeniem Riley.
       Marszczy czoło, przez chwilę wyraźnie się nad czymś zastanawiając, po czym odkłada butelkę i podchodzi do stojaka na kije, skąd przynosi drugi, nieco krótszy, który wręcza dziewczynie.
       — Z tym powinno pójść łatwiej — tłumaczy, bo rozstaw jej ramion i wzrost są generalnie o wiele mniejsze i mogłaby mieć trudności ze swobodnym uderzeniem, gdyby pożyczył jej swój.

    — Jesse

    OdpowiedzUsuń
  81.    Ty grasz najlepiej? Przez moment kusi go, aby udawać skromnego. Mógłby zwyczajnie zaprzeczyć albo wymigać się od odpowiedzi jakimś żartem, który odwróciłby uwagę od tej kwestii, ale z jakiegoś powodu zwykłe kłamstwo czy nawet półprawda nie chcą przejść mu przez gardło. Jest wewnętrznie rozdarty, więc posyła jej tylko niejednoznaczny uśmiech, który może być tak samo potwierdzeniem, jak zaprzeczeniem, w zależności od interpretacji.
       Prawda jest taka, że tutaj, w tym podrzędnym barze na obrzeżach dzielnicy nikt nigdy nie stanowił dla niego szczególnego wyzwania, bo poziom gry - jak i większość stałych klientów - nie należy do najwyższych. Jesse dobrze się tu bawi w towarzystwie kumpli i wykorzystuje spędzony nad stołem czas na powtarzanie podstaw, ale ani Cameron, ani Austin, ani żaden z ich pozostałych znajomków nigdy nie miał okazji zobaczyć go w prawdziwej akcji.
       — Czerwona — potwierdza, gdy dziewczyna przymierza się do swojej tury. Sam także zerka na zielony blat i pospiesznie analizuje ułożenie bil, przeliczając w myślach jakie mają szanse. Na ten moment tak naprawdę ciężko to ocenić, bo zarówno on, Riley, jak i Alice nie zakończyli jeszcze kolejki, a pozostało osiem czerwonych kul do wbicia.
       — Pewnie nie tak bardzo, jak Cam — rechocze Austin, bezwstydnie puszczając partnerce Camerona zalotne oczko. Jesse nie potrafi ocenić czy robi to tylko dla zabawy, czy też ma na celu sprowokowanie barmana, ale nie daje potencjalnej potyczce szansy na eskalację: wręcza blondynowi butelkę piwa i wciska się do przodu, przysłaniając go przed wzrokiem drugiego kumpla.
       — Jeśli przegramy, dam temu idiocie poprowadzić camaro. Jedna rundka wokół osiedla — proponuje, z bólem serca sam sobie podkładając świnię. Wie, że dywersja odnosi skutek, kiedy Austin gdzieś za jego plecami krztusi się alkoholem, a Cam kwituje jego słowa głośnym gwizdnięciem.
       — O stary — wzdycha ze współczuciem, ale zaraz kiwa głową, uznając to najwyraźniej za odpowiednią karę.
       Uderzenie zwraca ich uwagę na rozgrywkę. Jesse obserwuje, jak czerwona bila toczy się ospale po stole, a w końcu wpada do łuzy. Niewiele jednak brakuje, by zatrzymała się tuż przed nią, więc podchodzi do Riley i nachyla się nad jej ramieniem.
       — Całkiem nieźle — oznajmia, bo jak na kogoś, kto uprzedził ich, że nie radzi sobie z bilardem najlepiej, mimo wszystko zdobyła punkt. — Następnym razem trochę bardziej usztywnij nadgarstek. Dłoń musi być stabilna żeby kij nie zmienił kierunku. Jeśli bila ma dłuższą drogę do przebycia, uderzenie powinno być solidne — kontynuuje. Pozwala sobie naruszyć jej przestrzeń osobistą, gdy obejmuje jej dłoń i dociska drobne palce do podstawy drewnianego kija. — Mocno i pewnie — podkreśla, wskazując na kulę na wprost, zaraz za białą. — Zielona, celuj w środek — podpowiada i odsuwa się na bok, by Riley mogła wykonać ruch.
       Udaje jej się posłać rozgrywającą cue ball w odpowiednim kierunku, ale kiedy uderza w zieloną, ta rozpędza się gwałtownie i zamiast wpaść prosto do dolnej łuzy, odbija się od narożnika i… ostatecznie wpada do otworu na przeciwko.
       Jesse opiera kij na podłodze, mruga w zaskoczeniu, po czym zanosi się autentycznym śmiechem. Reszta towarzystwa idzie w jego ślady, bo jest to całkiem niezły pokaz szczęścia początkującego.
       — No cóż, chyba jednak nie potrzebujesz pomocy — stwierdza i podchwytuje spojrzenie blondynki, z chłopięcym uśmiechem wciąż wymalowanym na ustach.
       — Ha, widzicie? Mamy w drużynie całkiem niezłą zawodniczkę — dodaje Austin, z wyraźną dumą wskazując na Riley. — Może zanim ograsz cały stół, wymyślisz kary dla tych przegrańców? — proponuje, błyskając zębami w akcie rozbawienia.
       Co prawda ich zawrotne siedem punktów to wciąż za mało, aby odrobić straty, ale dobra atmosfera z całą pewnością sprzyja żartom. Plus kto lepiej, jak nie przyjaciółka najlepiej dobierze zadania dla Sue i Alice?

    — Jesse

    OdpowiedzUsuń
  82. Od samego początku znajdowała się na jego celowniku, ale obserwacje prowadził dyskretnie. Wiedział o niej dużo, choć na pewno nie wszystko, ale znał już jej przyzwyczajenia i nawyki związane z pracą. Znał już jej gesty i mowę ciała, dobrze wiedząc, kiedy czuje się pewnie, a kiedy to onieśmielenie rozgrywa pierwsze skrzypce w jej zachowaniu. Nie wykorzystywał tego przeciwko niej. Po prostu ją poznawał, bo w pewien sposób go intrygowała.
    — Może kiedyś pani powiem — odpowiedział, pozostawiając kwestię ulubionego koloru w tajemnicy. Już pomijając fakt, że to i tak był ciężki wybór, zdecydować się na ten jeden jedyny, to jeszcze nie widział jej w każdym, żeby tak z pełnym przekonaniem się zdecydować. Ale do tej pory to w bieli podobała mu się najbardziej. Biel to jasność, prawda i przejrzystość, i odzwierciedlała dokładnie to, co Riley nosiła w sercu.
    Znalazłby tu całe mnóstwo osób chętnych do rozmowy, gdyby tylko chciał, ale w tym prawniczym światku nie było na ten moment nikogo, kto interesowałby go swoją obecnością. Te znajome twarze w dużym stopniu już mu się przejadły, poza tym Edward doskonale radził sobie z reprezentowaniem tutaj ich kancelarii i w tym zakresie nie potrzebował wspólnika do pomocy. Teraz, gdy w grę wszedł już alkohol, cały wieczór zrobił się mniej oficjalny. Ludzie rozmawiali często na prywatne tematy, a w te Zayden nie chciał się zagłębiać w towarzystwie, w którym każdy z tych prawników może być w przyszłości jego potencjalnym przeciwnikiem. Spacer był dobrym rozwiązaniem, szczególnie, że w ogrodach będzie można na chwilę odetchnąć od gwaru rozmów i głośnych śmiechów, a także zejść z oczu tym, którzy starają się niezauważenie im przyglądać, choć to staranie wcale im nie wychodzi.
    Ruszyli więc swobodnym spacerem w stronę ogrodów z każdym krokiem oddalając się od grona świętującego jubileusz. Muzyka brzmiała tu coraz ciszej, a brukowany chodniczek prowadził ich w coraz to gęstsze krzewy i szersze połacie trawy, ukazując w oddali piaszczyste zbocza kalifornijskich pagórków.
    — Ogród bez pozłotek kalifornijskich to nie ogród — stwierdził, wskazując krótko na pomarańczowe maczki, które rosły blisko brukowanego chodniczka, którym szli. Można było zobaczyć je w większościach ogrodów w tym rejonie, bo prezentowały się ładnie, a nie wymagały szczególnej opieki. Faktem jest tylko to, że ich barwne kielichy kwiatowe pozostają otwarte jedynie w czasie słonecznej pogody, a zamykają się w dni pochmurne i nocą. Z racji tego, że dziś pogoda była słoneczna, maczki były otwarte szeroko i dopiero szykowały się do zwinięcia płatków.
    Wsunął dłonie do kieszeni spodni, przyglądając się Riley, która z zainteresowaniem doglądała tutejszych roślin. Pasowałby do niej dom z ogromne. Jakoś łatwo było wyobrazić ją sobie wśród bujnych, pachnących kwiatów.
    — Zayden — rozległo się nagle gdzieś za jego plecami. Ciężka dłoń ojca spoczęła na jego ramieniu, zaciskając na nim swoje palce.
    Zayden odwrócił się nieśpiesznie i wymierzył chłodne spojrzenie w twarz Rowana, a potem uśmiechnął się z odrobiną ironii. Jakby spotkał kogoś, kogo darzy wyjątkową pogardą. I tak też właśnie było.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. — Już myślałem, że się nie doczekam — rzucił i podniósł brew pytająco. Rowan spojrzał na Riley, po czym wrócił uwagą do Zaydena i kiwnął głową w przeciwnym kierunku.
      — Chodź na stronę — powiedział burkliwie, nie czekając na odpowiedź, ale też nie przyjmując jakiekolwiek odmowy.
      Zayden westchnął i obrócił się do Riley, która była na tyle blisko, by słyszeć ich krótką wymianę zdań i wyłapać nastroje.
      — Proszę wybaczyć, panno Gray. Jeżeli pani poczeka, będziemy za chwilę kontynuować — zapewnił, bo znał ojca i wiedział, że rozmowa z nim nie będzie długa. Może być co najwyżej intensywna.

      Zayden Miles

      Usuń
  83.    Zaskoczony tym gestem, z początku jedynie zerka na wyciągniętą w jego kierunku rękę. W końcu jednak entuzjazm Riley udziela się i jemu, więc wspiera cielsko na kiju i wychyla się do przodu, sięgając dłoni dziewczyny z charakterystycznym klaśnięciem. Niesprecyzowany uśmiech błąka się po jego ustach, gdy podnosi swoją butelkę i pociąga niespiesznie łyk piwa.
       Kiedy padają kolejne propozycje kar, zerka z zaciekawieniem na pozostałe koleżanki. Najwyraźniej są tak samo zadowolone z zakładu, jak on i Austin, ale w ogólnym rozrachunku nikt głośno nie protestuje, więc dobra zabawa dla wszystkich jest chyba warta drobnego zachodu…
       Cameron odstawia zieloną bilę na stół i wraca na miejsce, pozwalając blondynce swobodnie kontynuować rozgrywkę. Siedem czerwonych kul wciąż pozostaje w grze. Sześć, odlicza, kiedy kolejne uderzenie Riley znów okazuje się wystarczająco celne.
       — Jesteście za dobre jak na początkujące — komentuje Austin, przeskakując wzrokiem między nią i Sue, chociaż po jego minie łatwo wywnioskować, że nie mówi tego z prawdziwym wyrzutem. Droczy się tylko, po czym marszczy czoło, najwyraźniej o czymś sobie przypominając. Skupia uwagę na barmanie i opiera szkło na krawędzi stołu, podczas gdy trybiki w jego głowie pracują nad czymś zawzięcie. — Jeśli przegracie, następnym razem musisz zagrać i zaśpiewać dla Alice coś od Taylor Swift — mówi w końcu, z przebiegłym uśmiechem obserwując, jak twarz Camerona nieco blednie.
       Brwi Jessego wędrują do góry. Tego się nie spodziewał i w duchu gratuluje Austinowi pomysłu. Cam, jako wierny miłośnik klasycznego rocka zwykle wzdryga się na samą myśl o czymś, co choćby ociera się o country, pop czy indie, nie wspominając już nawet o tym, że po gitarę sięga wyłącznie w zaciszu własnego domu.
       — To ustalone — podsumowuje i wraca spojrzeniem do Riley.
       Kolejna bila, brązowa, wpada do łuzy i szczęście opuszcza ją dopiero przy czerwonej.
       — Dobra robota — chwali ją szczerze i podchodzi, aby odłożyć brązową kulę na stół. Austin zmienia wynik na tablicy, teraz jest dwadzieścia do dwunastu, co prezentuje się już znacznie lepiej.
       Jesse podaje Riley szklankę z drinkiem i szturcha ją lekko, kiwnięciem wskazując na Alice i Camerona. Oboje pochylają się teraz nad stołem, a wolna przestrzeń między nimi znika niemal zupełnie, gdy barman - inaczej niż on wcześniej - bardzo dokładnie instruuje dziewczynę jak powinna grać. Udaje im się wbić wspólnie pierwszą, czerwoną bilę.
       — Chyba dobrze się bawią — zauważa z rozbawieniem, bo nie da się nie zauważyć, że tamtą dwójkę zdecydowanie do siebie ciągnie. Może faktycznie niepotrzebnie się martwił…

    — Jesse

    OdpowiedzUsuń