NAGŁÓWEK/HTML1

L.A. Dreamers

INFORMACJE/HTML2

❤️‍🔥 Zachęcam do zapoznania się z postem i zapraszam do wspólnej zabawy!

❤️‍🔥 Marzyciele, Guardian Angel rozpocznie swoją fabularną funkcję w połowie maja, więc… Bądźcie czujni… 👁️

❤️‍🔥 Aby wejść na Group Chat, wystarczy zaakceptować otrzymane od Guardian Angel zaproszenie.

❤️‍🔥 Blog L.A. Dreamers został oficjalnie otwarty! Zapraszamy do zapisów ❤️

Sorry about the blood in your mouth. I wish it was mine.

trigger warnings: wspomniana przemoc fizyczna i seksualna, tortury, gore
He had green eyes,
so I wanted to sleep with him—
green eyes flecked with yellow, dried leaves on the surface of a pool—
You could drown in those eyes, I said.
jim harrington
james harrington — urodzony 25 listopada 2001 roku, w Clearfield, w stanie Pensylwania — pracownik call center — w L. A. od niemal pięciu lat — obecnie zamieszkuje niewielkie mieszkanie socjalne, które dzieli z trzema innymi osobami — na koncie długi medyczne, które ma marne szanse kiedykolwiek spłacić — z domu rodzinnego uciekł, kiedy miał siedemnaście lat — kontakt utrzymuje jedynie z siostrą — od tamtego czasu łapie się każdej pracy, jakiej może — niemal rok temu porwany i przetrzymywany przez jednego z pracowników baru, w którym dorabiał — w piwnicy spędził ponad dwa miesiące, czekając na śmierć — przez trzy tygodnie nie był jedynym przetrzymywanym; i to dzięki rodzinie Jeyne i jej partnerowi (bardzo porywczemu i lekkomyślnemu policjantowi) oboje zostali odnalezieni — na pamiątkę zostały mu blizny pokrywające większość pleców, ramion i nóg, połamane zęby, których nie ma za co naprawić, dwa brakujące palce u prawej dłoni i zniszczone biodro oraz kolano — chodzi o kulach i pomimo miesięcy rehabilitacji, szanse na to, że będzie kiedyś mógł normalnie się poruszać, są znikome
The fact of his pulse,
the way he pulled his body in, out of shyness or shame or a desire
not to disturb the air around him.
Everyone could see the way his muscles worked,
the way we look like animals,
his skin barely keeping him inside.
Człowieczeństwo, okazuje się, jest niezwykle kruche. Nie potrzeba wiele, by je zburzyć; wyrwać wszelkie cząstki ludzkiej natury, aż nie pozostanie nic prócz zwierzęcego instynktu przetrwania, targającego ciałem na wszystkie strony, byleby wyrwać się na wolność.
Jimowi wystarczył dzień — jeden dzień spędzony w tej przeklętej piwnicy, przykuty do ściany, z Tonym Meyersem obserwującym każdy jego ruch. Tony nie dotknął go tego pierwszego dnia; jedynie patrzył, i śmiał się, i patrzył znowu: Po co mi odmawiałeś, Jim? Zaopiekowałbym się tobą. Trzeba było zgodzić się za pierwszym razem, byłbym dla ciebie taki dobry... Będziemy się świetnie bawić, Jim, zobaczysz.
Tony nawet go nie dotknął — wystarczyło, że stał tam, w piwnicy pełnej noży, cęgów, sznurów i łańcuchów, pełnej metalu wyczyszczonego na błysk i duszącego zapachu detergentu, ponad którym unosił się zapach moczu, odchodów i zgnilizny. Nie musiał nic zrobić, by obudzić w Jimie pełną desperacji panikę — i drugiego dnia, kiedy Tony wrócił, z tym samym sadystycznym uśmiechem zdobiącym jego usta, jedyna myśl, jaka zamieszkała w głowie Jima, to: umrę tutaj. Umrę tutaj, a ten psychopata znajdzie sobie kolejną ofiarę. Ale drugiego dnia Tony go nie zabił. Lepiej by było, gdyby to zrobił; Jim nie musiałby wtedy przechodzić przez piekło, jakim były kolejne dwa miesiące.

James Harrington sprzed porwania był uparty, głośny, zadziorny — urodzony na dnie, całe życie spędził, wyczołgując się z bagna, w którym utknął jeszcze za dzieciaka. Z przemocowym ojcem i równie skłonnymi do agresji braćmi, Jim musiał wiedzieć, jak walczyć o swoje miejsce. Wszelkie wątpliwości ukrywał za zawadiackim uśmiechem i ostrym językiem, a ludzi trzymał na wyciągnięcie ręki, nie dopuszczając nikogo zbyt blisko i skrupulatnie budując wokół siebie mury. W towarzystwie żartował, flirtował, mącił — do domu wracał co rusz z inną osobą na ramieniu i obietnicą nieziemskiej nocy na ustach. Z życia czerpał garściami, bo miał po co żyć; miał plany, ambicje i pragnienia, i przede wszystkim — desperacką potrzebę przetrwania, za wszelką cenę, bez względu na koszt.
James Harrington sprzed porwania uwielbiał być w centrum uwagi — a obecnie na samą myśl o tym, że ludzie mogą na niego patrzeć, Jamesa przechodzi dreszcz. Zawsze był dumny ze swojego wyglądu — spędzał nieco za dużo czasu przed lustrem, zdaniem ojca; ale James zbyt mocno lubił otaczający go zachwyt i pożądanie, by przejmować się jego opiniami. I Jim wykorzystywał to, że natura obdarzyła go urodą — nie raz kończąc za rogiem baru, który odwiedził danej nocy, z dłońmi (czasem męskimi, czasem damskimi) zachłannie sięgającymi po każdy kawałek jego skóry. Dla Jamesa Harringtona sprzed porwania nie istniało nic lepszego niż namiętność, pociąg i fascynacja; ale gdyby Jim mógł, bez wahania porzuciłby całe swoje piękno w zamian za czystą kartę.
Tony mówił mu, że jest piękny. Dlatego chciał się z nim spotykać, Tony wyznał mu kiedyś, uważnie obserwując jego twarz i nożem wykrawając swoje imię na obojczyku Jima. Jesteś taki piękny, James, szeptał w złączenie barku i szyi ustami mokrymi od śliny i krwi; leniwie poruszał biodrami tak, jakby miał na to całą wieczność; tak niezwykle wolno, że kiedy w końcu wyrwał z ciała Jima orgazm, jedyne co zostało to ból, upokorzenie i: Żałuję, że nie jestem najbrzydszym skurwielem na świecie. Żałuję, że kiedykolwiek spojrzałeś w moim kierunku.
Tylko dlatego Tony nigdy nie sięgnął nożem do jego przyrodzenia — chociaż uwielbiał opowiadać o tym jednym razie, kiedy obciął swojej pierwszej ofierze penisa i rzucił psom na pożarcie. By dać im posmakować ludzkiego mięsa, przyznał ze śmiechem, z ręką w spodniach Jima. Bo nieważne, jak bardzo lubił torturować swoje ofiary, jedną rzecz lubił jeszcze bardziej — kiedy brał Jima, w kółko i w kółko, i doprowadzał go do orgazmu; kiedy ciało Jima zdradzało go w najbardziej paskudny sposób i drżało z przyjemności, pomimo że James nie chciał, że tonął w obrzydzeniu, upokorzeniu, nienawiści i strachu. Nie potrafił tego powstrzymać; i Tony śmiał się, dotykał go, używał tak, jak mu się podobało, ale nigdy nie ranił.
Jim był wyjątkowy, przynajmniej pod tym względem. W końcu widział, jak Tony włożył nóż między nogi Jeyne, kiedy ta opierała się za mocno; jej krzyki na zawsze miały nawiedzać jego sny. Kiedy Tony w końcu ją zostawił, wciąż przytomną i drżącą z przerażenia, Jim doczołgał się do niej, na tyle blisko, na ile pozwalały mu kajdany. Nie dotykali się, wciąż dzielił ich metr zimnej, betonowej podłogi; ale kiedy Jeyne spędziła noc płacząc, z krwią sączącą się spomiędzy ud, Jim leżał i słuchał, szeptem opowiadając jej głupie historie z dzieciństwa.

Jim wie, że jego życie już nigdy nie będzie normalne. Tony odebrał mu wszystko, na co Jim pracował przez lata: mieszkanie, które, chociaż ciasne, należało tylko do niego; pracę, którą lubił i w której się odnajdywał; chęć do życia i ambicje, które pchały go przez te wszystkie lata i zaprowadziły aż do L. A. Kiedy wstaje rano, z ciasnej kuchni witają go głosy współlokatorów; kiedy sięga po ustawione obok łóżka kule, trzy palce patrzą na niego i przywołują wszystkie najgorsze wspomnienia. Może gdyby od początku przestał się opierać, jego życie wyglądałoby inaczej; może wciąż mógłby chodzić, a ze snu nie wyrywałyby go wspomnienia bólu, kiedy Tony złapał go za dłoń i, kawałek po kawałku, obdarł ze skóry dwa jego palce, aż nie zostało nic prócz poszarpanego, zalanego krwią mięsa. Muszę mieć pewność, że więcej mi nie uciekniesz, powiedział Tony, i zdruzgotał mu kolano tak, aby kolejna ucieczka nie była możliwa. Może gdyby nie przeklęte psy Tony'ego, Jimowi udałoby się uciec i znaleźć pomoc; może Jeyne nigdy nie trafiłaby do piwnicy i nie musiała przechodzić przez horrory, jakie zgotował jej Tony.
Może, może, może... Jim sam nie wie, co jest gorsze: wspomnienia, czy myśli o tym, co mogłoby się wydarzyć, gdyby tylko podjął inne decyzje. Jedyne, co wie, to że żyje, że przetrwał, że Tony siedzi zamknięty za kratkami i nikogo więcej nie skrzywdzi, nie, dopóki Jim jeszcze dycha i ma coś do powiedzenia na ten temat.
Tony odebrał mu wszystko; i kiedy zapada zmrok, i cały świat pogrąża się w ciemności, Jim marzy o tym, by odebrać Tony'emu życie.
I wanted to take him home
and rough him up and get my hands inside him, drive my body into his
like a crash test car.
I wanted to be wanted and he was
very beautiful, kissed with his eyes closed, and only felt good while moving.
You could drown in those eyes, I said,
so it’s summer, so it’s suicide,
so we’re helpless in sleep and struggling at the bottom of the pool.
Kartę sponsorują Richard Siken i Hayden Christensen. Wszystkim, którzy dotrwali do końca, gratuluję i przepraszam za to powyżej. Jim sporo przeszedł, i gdybym chciała wszystko zawrzeć w karcie, to nigdy bym jej nie skończyła; więcej wyjawię dopiero w wątkach. Szukam dla niego znajomych twarzy sprzed porwania; Jim uwielbiał ludzi i imprezy, i wszędzie go było pełno. Mam nadzieję, że znajdą się jakieś dusze chętne na wątki, zapraszam! Kontakt do mnie: daphnebkitten@gmail.com

13 komentarzy:

  1. [Kocham godzinę publikacji karty! Poważnie, to mile widzieć, że nie tylko ja nie sypiam o nieludzkich porach xd
    Cześć, karta jest po prostu cudownie napisana, koncept postaci jest po prostu genialny i zdecydowanie będę śledzić losy Jima, bo, nie oszukujmy się, choć spotkała go tragedia, jest genialny. My autorzy chyba po prostu kochamy tak cholernie mocno skrzywdzone postacie (nie wiem w sumie, co bardziej kochamy - te skrzywdzone postacie czy je krzywdzić). W każdym razie, witamy na blogu! Życzę samych cudownych wątków i oczywiście świetnej zabawy!]

    Margaret, Mercy, Ledger & Theo

    OdpowiedzUsuń
  2. [Hejka! Ja się zwykle nie witam, bo nie mam czasu na nowe wątki, ale przyznam, że obok Jima nie mogę przejść obojętnie. Ta karta totalnie skradła moje serce, I’m in love, chociaż sam Jim raczej nie jest zachwycony swoim losem 🥲 współczuję mu, ale życie byłoby nudne, gdybyśmy nie komplikowali trochę życia naszym postaciom, prawda?
    Jeśli nie przeszkadzają ci odpisy raz na milion lat, serdecznie zapraszam do swojej również dość mocno skrzywdzonej dziewuchy. A tymczasem baw się dobrze!]

    Luna, Jake, Caleb, ale głównie Violet

    OdpowiedzUsuń
  3. [Cześć. Przyznam, że wstrętnie podglądałam i jestem zachwycona, że nie tylko ja lubię dowalić swoim bohaterom (zresztą zbiegło się to z moją fazą na podcasty true crime, których Keith też słucha podczas operacji), chociaż historia Jima jest przerażająca. Mam zarys pomysłu na wątek z moim neurochirurgiem, więc jeśli macie chęci, to daj znać, a opiszę go szerzej.]/Keith Lessard

    OdpowiedzUsuń
  4. [Nareszcie mogę oficjalnie odpowiedzieć na piękne powitanie! Poza tym, co już Ci napisałam, dodam tyle, że bardzo mnie cieszy, że Tony trafił za kratki, bo inaczej bym czuła lekki niedosyt, że taki [cenzura] dalej nam chodzi w tym uniwersum po świecie. Wiem, że to dla Jima tylko częściowa ulga, ale jego oprawca na pewno nie ma w zamknięciu łatwego życia i jest to bez wątpienia choć minimalnie pokrzepiające. Bardzo liczę na możliwość czytania o tym, że Jim jednak odnajduje trochę (albo lepiej: dużo) szczęścia podczas stawania na nogi. Postaramy się dołożyć cegiełkę!]

    Val

    OdpowiedzUsuń
  5. [AŻ MAM CIARY.
    Cudownie. Znaczy dla Jima niezbyt, ale dla mnie - fanki true crime i kryminałów - już owszem. Czytam kartę już kolejny raz, podglądałam bezczelnie i zostałam totalnie oczarowana. Niesamowicie opisujesz i naprawdę chciałabym przeczytać więcej. Mam również ogromną ochotę zaprosić na wątek. Co prawda do postaci, której tu jeszcze nie ma, ale mam pewien zalążek pomysłu dla Jima i mojej Emory, więc gdyby Ci się spodobała ta panna, gdy już się ją skończę to zapraszam. <3 A tymczasem życzę udanej zabawy z nim, dużo miłości dla Jima i oby w życie się do niego w końcu uśmiechnęło. <3]

    Xavier Callegaro & Emory

    OdpowiedzUsuń
  6. [cześć, dziękuję za miłe słowa u Gray; wyszła mi taka pozytywna i życzyłabym sobie, żeby była też trochę zwariowana ta dziewczyna, bo dawno takim promyczkiem nie pisałam, ale tutaj... wow, widzę noc. dużo nocy i jest to tak drastyczny obraz, aż musiałam się otrząsnąć po przeczytaniu bardzo obrazowej karty.
    zdecydowanie Riley by chciała odczarować cały świat, gdyby wiedziała co Jim przeżył, co zniósł, co teraz każdego dnia dzierży na barkach. i chyba właśnie dlatego poszła w prawo i nadal jest wesoła, żeby trochę niektórym świat zmienić i żeby móc przeciw wszystkiemu doszukiwać się czegoś dobrego.
    udanej gry i wspaniałych wątków!]

    Riley

    OdpowiedzUsuń
  7. [Super, już daję znać co tam mi się w głowie kroi.
    Keith jest łagodnie mówiąc niereformowalny i co jakiś czas wyskakuje z akcjami, które jego przełożoną doprowadzają na skraj załamania nerwowego. Jako że ma złote rączki i przynosi szpitalowi swoimi badaniami sporo zysków i zainteresowania, kara może być jedna - mianowicie zostaje usadzony na tyłku w darmowej przychodni przy szpitalu, czego nie cierpi, bo przynosi to mniej operacji. Teraz z różnych względów przyczyn do karygodnych zachowań będzie miał wiele, więc i w przychodni siedzieć będzie częściej. Pomysł z grubsza jest taki, że Jim przyjdzie do przychodni, bo się uderzy w głowę i będzie przekonany, że ma wstrząs mózgu. Sprawa okaże się bardziej skomplikowana i będzie wymagał operacji - upadek na przykład obudzi jakiś uraz i doprowadzi do jakichś nieprzyjemnych rzeczy w mózgu. Wątek będzie śmieszny, bo Lessard go porwie, żeby przeprowadzić zabieg samodzielnie i wyrwać się z przychodni (standardowo powinien go podesłać do dyżurującego neurochirurga). Będzie przy tym bezpośredni, mogą dyskutować o tym, że Jim nie ma pieniędzy i Keith stwierdzi, że zrobi tę operację pro bono, bo ma taką możliwość raz na kwartał i tak dalej. Później można to puścić w różnych kierunkach, ale pierwsze, co mi przyszło przez myśl, to, że kulawizna Jima wynikać będzie z uszkodzenia nerwu i Lessard zaproponuje naprawienie i tego, choć podejrzewam, że ułatwienie ex-porwanemu życia nie leży w Twoich zamiarach. Co myślisz?]/Keith Lessard

    OdpowiedzUsuń
  8. [Przyznam szczerze, że mimo ostrzeżenia nie spodziewałam się aż tak mocnego tekstu, który sprawił, że na sam koniec czytałam z zasłoniętymi ustami (nie przesadzam!). Jako oddana fanka kryminalistyki i kryminologii wielokrotnie pochłaniałam takie historie, aczkolwiek sadzę, że dotychczas nie spotkałam się z żadnym autorem na grupowcach, który potrafiłby oddać tak makabryczne przeżycia w tak wstrząsający i dobitny sposób.
    Domyślam się, że prowadzenie takiej postaci jest na swój sposób fascynującym doświadczeniem, lecz jednocześnie niezwykle trudnym. Nie mam do końca pomysłu jak połączyć naszych bohaterów, ale bardzo chciałabym móc przeciąć się z Tobą „piórem”.
    Życzę dużo wspaniałych wątków, wytrwałości i niekończących się pokładów weny <3 ]

    Keilani

    OdpowiedzUsuń
  9. [Jedna z piękniejszych kart, jakie miałam okazję zobaczyć, jestem pod wrażeniem, po prostu wow, gratuluję niesamowitego talentu. Nie jestem oryginalna, ale muszę się pozachwycać, jak moi przedmówcy, nie da się przejść obok tej postaci obojętnie. Bardzo smutna historia, mam ochotę go uściskać, choć wiem, że nic nie zagoi ran, jakie pozostały po tym wszystkim nie tylko na jego ciele, ale przede wszystkim psychice. Dobrze, że ten zwyrol trafił tam, gdzie jego miejsce, oby skończył jak najgorzej. Dziękuję bardzo za powitanie moich postaci <3 Jeśli miałabyś mimo wszystko ochotę na wątek, to Lou zgłasza się na kandydatkę, jako ta, która razem z nim imprezowała, zanim wydarzyło się to całe okropieństwo :<]

    Louise, Will, Olivier

    OdpowiedzUsuń
  10. Parker był miły i miał penisa grubości nadgarstka. Cechy na tyle sprzyjające sytuacji, aby uczynić wieczór przyjemnym i nie zmuszać się do wstania z łóżka kwadrans po osiągnięciu orgazmu, bo nagle okazało się, że czajnik został na gazie. Na tyle jednak nieistotne, na dłuższą metę, żeby ostatecznie poczuć głębokie znużenie, gdy usilne doszukiwanie się czegoś więcej przynosiło wyłącznie rozczarowanie. Valentin wiedział więc, że musi to zakończyć. Zignorować umiarkowanie interesujące rozmowy i, przede wszystkim, bajeczny seks, gdy po wszystkim zauważał, że on patrzy na niego trochę zbyt długo i ze zbyt rozkojarzonym uśmiechem. Dotyka go trochę zbyt czule. Pisze do niego wiadomości na dzień dobry i proponuje, że przyniesie mu obiad, który sam ugotował. Spali ze sobą zaledwie kilkukrotnie i Parker uznał, przy ostatnim razie, że koniecznie muszą wybrać się w końcu na prawdziwą randkę, taką odbywającą się poza łóżkiem, bez zużywania trzech prezerwatyw. Była to myśl na tyle przerażająca, że nie potrafił o niej zapomnieć, wzdrygając się przy każdorazowym odtworzeniu tych myśli, myląc przyciski na konsoli jak kompletny amator z przypadku. Muzyka przypominała totalny jazgot. Właściciel klubu słusznie wyglądał jakby miał ochotę dorysować mu penisa lub charakterystyczny wąsik na plakatach wydrukowanych z nadzieją na ściągnięcie tłumów ludzi z całej Kalifornii.
    — Do kurwy nędzy!
    — Ja… no, ogarnę to. Potrzebuję się napić — odparł Val, uśmiechając się z wymuszoną swobodą, grymasem z góry skazanym na porażkę. — Jet lag!
    — Jesteś tu od miesiąca! Jaki jet lag trwa dłużej niż trzy doby! — zawołał Andy, jego aktualny szef. Echoplex był jego ukochanym dzieckiem, które wyciągnęło go z „rekreacyjnej kokainy”, więc nikt nie poddawał pod wątpliwość jego przywiązania do tego miejsca. — Zajebię się! Zajebię kogoś!
    — Na twoje szczęście jak coś spierdolisz, to ludzie pomyślą, że to po prostu europejski vibe. — Joy uśmiechnęła się i podała mu butelkę wody. Przyszła do pracy chwilę wcześniej, bo chciała osobiście sprawdzić stan barowych zapasów. Zdaniem Vala chodziło wyłącznie o to, że nie mogła znieść swojej współlokatorki i szukała każdej okazji do ucieczki. Zdążyli spić się i pogadać o tym już jego pierwszej nocy w Los Angeles. Wtedy też Parker postawił mu drinka.
    Och, gdyby tylko wiedział, że Amerykanie, w porównaniu do jego rodaków o duszy niezmąconej pragnieniem stabilizacji, szukają miłości zamiast przygód!
    Musiał wziąć się w garść.
    Muzyka nie była tylko jego pracą, była przede wszystkim stylem życia. Potrafił się wyłączyć, nie widzieć przed sobą niczego innego poza odpowiednimi pokrętłami i przyciskami, nie myśleć o niczym poza właściwym rytmem i jego osiągnięciem. Wszystko inne zostawało zepchnięte na dalszy plan, a synestezja dźwięków oraz emocji odcinała myślenie.
    Ostatnia próba, ta przed samym występem, dawała nadzieję, że Andy nie poczuje się zmuszony do powrotu do nałogu.
    Set poszedł fantastycznie.
    Trafił mu się tłum, który świetnie reagował nie tylko na te jego utwory, które większość osób kojarzyła z social mediów, ale też tworzone dla zabawy remiksy, czy jego własne, mniej znane kawałki. Bawił się znakomicie. W powietrzu unosił się zapach zioła, potu oraz lubrykantu, co od razu skojarzyło mu się z wonią najlepszych, najbardziej szalonych klubów, które miał okazję odwiedzać na całym świecie. Był gotów wziąć pod uwagę, że mógł ocenić Los Angeles źle, nie dając miastu szansy na pokochanie go. Źle zaczął. To nie byłby pierwszy raz. Nawet nie zorientował się, gdy kolejny z zapowiedzianych na dziś DJ’ów stał już przy podeście z wyraźnie zniecierpliwionym wyrazem twarzy i stopami rwącymi się do wejścia na górę. Valentin uniósł ręce, niemal przepraszająco, pogłębiając jednak arogancki uśmiech, gdy publika wydała z siebie niezadowolone pomruki w odpowiedzi na jego zniknięcie. Wciąż poklepał kolegę po fachu po plecach i ruszył wgłąb tańczących, nie dając się jednak nikomu zatrzymać.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę, naprawdę mocno potrzebował sobie zapalić, wyciągając z obcisłych, skórzanych spodni paczkę zmiętych Marlboro. Był tutaj za krótko, żeby przerzucić się na vape’y o smaku winogrona z truskawką, przynajmniej tak powtarzała mu Joy, trochę jako przestrogę, aby nie stracił swojej autentyczności. Nie podejrzewał, aby to, co wsadzał do ust, rzeczywiście miało szansę go zmienić. Już to sobie udowodnił, i przy jednorazowych papierosach w każdym smaku i przy Parkerze.
      Wyciągnął telefon, żeby pod wpływem chwilowej odwagi wysłać mu smsa, a później dojrzale zablokować jego numer, ale zamieszanie przy wejściu skutecznie powstrzymało go od zrobienia czegokolwiek poza wypuszczeniem dymu z płuc. Odprowadził wzrokiem dwóch chłopaków, jednego wyraźnie niezadowolonego z obecności drugiego. Wydawało mu się, że widział ich wcześniej w tłumie, blisko siebie, z podobnie skrajnie spolaryzowaną sympatią. Zgasił papierosa czubkiem skórzanego buta na niewielkim obcasie i ruszył do środka, pchnięty przede wszystkim ciekawością, trochę mniej irytującą przypadłością posiadania kontroli nad sytuacją. Ta przecież wcale go nie dotyczyła. A jednak nie umiał się powstrzymać. Idealnie w czas.
      — O kurwa! — wrzasnęła Joy na widok krwi tryskającej z nosa. Tłum rozstąpił się na niewielkiej przestrzeni, jednak większość tańczących nawet nie zauważyła zamieszania, pogrążona w transie lub zbyt naćpana, aby zwrócić na to uwagę. — Zawołaj ochronę!
      — Obejdzie się — mruknął Valentin, ściągając okulary przeciwsłoneczne i wsuwając je za opuszczony kołnierzyk koszulki. — Bo już nigdy cię tu nie zobaczymy, racja? I nie będziesz naprzykrzał się chłopakom, którzy nie mają ochoty nawet z tobą porozmawiać, a co dopiero dać ci się zaciągnąć do łóżka? Trochę żałosne, brawo. A teraz wypierdalaj zanim zmienię zdanie.
      Chłopaczek, bo nie mógł mieć więcej niż dwudziestu trzech lat, zamrugał kilkukrotnie i ostatecznie zwlókł się z posadzki w stronę wyjścia, prawie biegiem. Istniała bardzo niewielka szansa, że Valentin chociażby spróbował go uderzyć, ale ze swoimi metr dziewięćdziesiąt pięć, tatuażami sięgającymi karku i wschodnioeuropejskim akcentem potrafił sprawiać wrażenie, które okazjonalnie się przydawało. Na przykład teraz. Nie był jeszcze pewien dlaczego, ale nie chciał narobić chłopakowi z krwawiącym nosem problemów, a tym skończyłoby się wezwanie ochroniarza. Wyciągnął dłoń w jego stronę.
      — Chodź. Załatwię ci trochę lodu i… um, colę? Jezu, ile ty masz w ogóle lat?

      Val

      Usuń
  11. [Super, cieszę się. Moja wiedza medyczna ogranicza się do tej z seriali i jak trzeba to zrobię jakiś research, ale ogólnie być, jak piszesz.
    Jesteście skłonni nam zacząć?]/Lessard

    OdpowiedzUsuń