NAGŁÓWEK/HTML1

L.A. Dreamers

INFORMACJE/HTML2

❤️‍🔥 Zachęcam do zapoznania się z postem i zapraszam do wspólnej zabawy!

❤️‍🔥 Marzyciele, Guardian Angel rozpocznie swoją fabularną funkcję w połowie maja, więc… Bądźcie czujni… 👁️

❤️‍🔥 Aby wejść na Group Chat, wystarczy zaakceptować otrzymane od Guardian Angel zaproszenie.

❤️‍🔥 Blog L.A. Dreamers został oficjalnie otwarty! Zapraszamy do zapisów ❤️

I'll worship like a dog at the shrine of your lies

Lubię skomplikowane powiązania. Kontakt: rudy.chochlik@gmail.com
Samuel Jenkins 38 lat fotograf gwiazd wykładowca na OTIS COLLEGE OF ART AND DESIGN nieszczęśliwie żonaty

Młodszy brat, który poczuł powołanie i został księdzem. Zadłużona siostra kleptomanka, która ma irytujący nawyk obracania wszystkiego w obsceniczny żart. Żona, która desperacko pragnie zostać matką (nadal pozostaje nieświadoma tego, że poddał się wazektomii dekadę temu). Pręgowany, bury kot o imieniu Salami, który nienawidzi go z wzajemnością. Ta sama obskurna kawiarnia, w której od czasu studiów raczy się tanią, niesmaczną kawą. Matka chora na Alzheimera, która przebywa w hospicjum i prawie nigdy go nie rozpoznaje. Ojciec podróżuje po Bahamach z dwadzieścia lat młodszą od niego kochanką, która kiedyś była sekretarką w jego biurze rachunkowym.
Ze względu na zobowiązania zawodowe rzadko przebywa we własnym domu, za co żona regularnie suszy mu głowę. Chętnie wyjeżdża na zagraniczne zlecenia i spędza na uczelni więcej czasu, niż powinien, angażując się jako opiekun fotograficznego koła studenckiego i promotor. Na co dzień prowadzi zajęcia głównie z dziedziny fotografii użytkowej i reklamowej. W wolnych chwilach czyta poezję, odwiedza galerie sztuki w poszukiwaniu inspiracji i szuka najlepszej restauracji w Los Angeles, serwującej krwiste steki (przejście na wegetarianizm to kolejne kłamstwo, którym karmi żonę).

NC

5 komentarzy:

  1. [Pełny obłudy, to tak intrygujące. Najgorzej właśnie, gdy popadamy w cykl dopisywania kolejnych kłamstw do swojej persony. Bardzo przykra historia, która na długo zapadnie mi w pamięć. Twoja karta przemówiła do mnie i nie mogę doczekać się twoich wątków, które będę uważnie śledzić.]

    ->Aang.

    OdpowiedzUsuń
  2. [cześć! proszę powiedzieć, jak to robić, aby było ładnie, treściwie, zwięźle i interesująco? przyjemnie napisana karta, intrygujący bohater. zazdroszczę mocno estetyki.
    nie ma on łatwego i przyjemnego życia. wydaje się zgaszony, ale na pewno (chcę w to wierzyć) coś się jeszcze w nim tli! może miałabyś ochotę na spotkanie go z Riley, albo jakieś powiązanie sprzed paru lat? :)
    udanej gry!]

    Riley Gray

    OdpowiedzUsuń
  3. [Bardzo ciekawy pan wyszedł, mimo że historia smutna. Jeśli pojawi się chęć (albo pomysł?) na wątek to zapraszamy.]/Elijah

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie operował wyuczonymi posunięciami, a tylko instynktowo dokonanymi decyzjami, z którymi wiązało się, między innymi, niepodobne do dawnego siebie wstanie stanowczo za wcześnie.
    Ciepłe jeszcze zwieńczenie sierpniowych tortur malowało mu się na twarzy zmarszczonymi w irytacji brwiami, gdy tak samo po korytarzach uczelni manewrował pośród tłumów w okularach słonecznych. Specyficzny zapach spoconych studentów drażnił nozdrza jego zmarszczonego nosa, jakby stanowczo żałował decyzji o powrocie na uniwersytet w dowolnej formie. I może tak było, może gnębiła go perspektywa gnicia w jednym punkcie życia, może przez tę przerwę zaczął wyobrażać sobie coś lepszego, na co mógłby poświęcić swój czas.
    Myśli te prysły w tej samej sekundzie, w której między ludźmi mignęła mu spamiętana naciskiem palców sylwetka.
    Zaaferowany wymyślonym, filmowym scenariuszem swojego nadchodzącego rytmu funkcjonowania, stał jeszcze przez chwilę na samym środku trasy ku auli, walcząc z uporczywym bezdechem. Niedorzeczny ścisk w gardle przełknął i cierpliwie wgapiał się w zegarek na nadgarstku przez następne zajęcia. Jenkins nie prowadził swoich wcześniej, a Angelo już i tak torrentował filmy chłopakowi, który zamienił się z nim grupą, żeby sam mógł rozprawić się z poetyckim i fotograficznym zamiłowaniem w trybie natychmiastowym.
    Nasiąknął satysfakcją, spostrzegłszy klarowne zakłopotanie wykładowcy. Przez znaczną część zajęć śledził jego ruchy, kręcąc okularami w jednej ręce. Nie silił się na większe pozory, choć ostatkami nieskurwysyństwa angażował się w rozważania przypisanego mu przez los partnera. Decydowanie się na trafny temat nie należało do jego obecnych zainteresowań, bo zdawał sobie sprawę, że nieważne, co by wybrał, znał Jenkinsa jak własną kieszeń i doskonale wiedział, jaki punkt nacisnąć, żeby otrzymać przynajmniej jakąś reakcję. I tyle wystarczało.
    Zaaferowany zadaniem Ben machał mu dłonią przed oczami pod koniec zajęć, gdy znowu zagapił się na smukłe palce Jenkinsa, które ten zaciskał na filigranowym kubku. Przywodziły mu na myśl wszystkie te scenariusze, o jakich terapeuta zabronił mu w ogóle pamiętać.
    – Co tam? – zwrócił się do Bena z niewinnym uśmiechem.
    – Temat ci pasuje? Zamierzasz w ogóle wziąć w tym jakiś udział czy co? – pytał zdenerwowany drugi chłopak.
    Angelo machnął ręką, jakby wcale nie zrobił nic złego.
    – Wierzę w twoją wizję – zbył go znowu, ale przypadkiem nawiązali kontakt wzrokowy, co dosyć go zakłopotało. – Nie no, sorry, rok mnie tu nie było i jakoś nie mogę się skupić. Poprawię się, serio.
    Ben nie wydawał się przekonany, ale po wymownym westchnięciu zabrał siebie, swoją wizję i swój pesymizm. Oddał ich kartkę wykładowcy i nie dało się po nim wcale poznać, że cokolwiek poszło nie tak.
    Przyzwany niczym do konfesjonału Angelo pozbierał swoje rzeczy i wsunął okulary za kołnierz luźnej, białej koszuli. Walczył z wewnętrzną potrzebą wciśnięcia drżących dłoni do kieszeni.
    – Dzień dobry, proszę pana – zagaił niewinnym tonem, z czym kolidowało intensywne spojrzenie, analizujące z bliska, jakie zmiany w aparycji drugiego mężczyzny go ominęły. – Jak wakacje? Jakiś wyjazd się trafił?
    Co prawda ani trochę go to nie obchodziło, i tak już znał odpowiedzi, niemniej od czegoś należało zacząć. Musiał ogarnąć czy stosunek Jenkinsa do niego uległ wielkiej transformacji. Czy cofnęli się do czasów całowania się w zamkniętym na klucz gabinecie, czy trwali w upozorowanej wstrzemięźliwości?
    Pochylił się nad biurkiem, zajmując więcej przestrzeni w oczach Jenkinsa.
    – Bardzo lubiłem te zajęcia, więc nie mogłem się powstrzymać przed zapisaniem się znowu.

    OdpowiedzUsuń
  5. Teatralne zastanowienie zmarszczyło brwi Angelo, który wcale nie miał czego roztrząsać. Plany się zmieniały, plany ulegały nurtowi niekończących się zaskoczeń, a dawna miłość nadal zaskakiwała go powszednimi pomysłami. Zamierzał tylko trochę pognębić Jenkinsa, pojawiając się tu, czasem tam, nieopodal, z początku gdzieś na dystans. Do zajęć w studio minęłoby dostatecznie czasu, aby zasiał to ziarno niepewności, aby podsycił niemoralne swędzenie i dołożył swego do otępiającego ciężaru na karku.
    Zapukał spętanymi pierścionkami palcami w biurko wykładowcy.
    – No nie wiem, może mówiłem – podważył słowa Jenkinsa sugestywnym tonem. Niespełna chwilę później wyszczerzył się i wyprostował. – Albo nie mówiłem.
    Wzruszywszy ramionami, zdecydował się na zawieszenie wątpliwości w powietrzu. Czy brzmiał jak wielki manipulant? Prawdopodobnie, ale mniej niż zazwyczaj, bo kątem oka spostrzegał zamierzchłą słabość starszego mężczyzny, dzięki której Angelo mógł pozwolić sobie na wiele, włącznie z nieprzywykłymi do nowej roli potknięciami.
    – Pewnie. Zawsze chętnie z tobą rozmawiam… – zgodził się. – Sam – dodał na koniec, skinąwszy głową w kierunku, jaki obierali zazwyczaj w przeszłości w ramach takich wyskoków.
    Wrócił na studia świadomy konwenansów uniwersyteckich, przez co trzymał się od Jenkinsa dalej, niż robił to rok temu. Z wielkim trudem, ponieważ w głowie krzyczał na samego siebie, na niego, na Boga i na świętą trójcę, że w ogóle musiał się tym przejmować. Nie mógł jednak spłoszyć swojej ofiary, w co z jednej strony wątpił, że miałoby się wydarzyć, skoro taki wpływ zdążył już wywrzeć, a z drugiej przewidywał paranoidalnie. Przysiągł sobie zdrową cierpliwość, tyle że właśnie i tak ją naruszał, pałętając się z Samem po kampusie w stronę wydziałowego baru, całkiem zaaferowany prostotą przywrócenia rzeczy do pierwotnego, właściwego stanu.
    – Trzeba się czasem rozerwać – tłumaczył, choć wiadomo było, że nawiązywał, chociaż częściowo, do czegoś innego, niż do swoich przeżyć. – Trochę zejść z oczekiwań i wyjść z domu, gdzie nikt tobie nie siedzi nad głową.
    Leżała w tym jakaś prawda. Systemowe wymagania wbiły go w ziemię wraz z kategorycznym odrzuceniem, a tkwienie w tym pozbawionym balansu układzie spychało go coraz głębiej w oplecioną żalem nicość. Chciał wyspowiadać się Jenkinsowi ze wszystkiego, z grzechów i cudów, ale nie zostało w nim wiele zaufania czy wiary. Dopóki utrzymywał choćby pozorną kontrolę nad tym, jak się prezentował, wszystkie części obrazu samoistnie wkładały się w odpowiednie puste przestrzenie.
    – Zresztą miałem czas dorobić coś do portfolio, powyjeżdżać, porandkować – skłamał. Uważnie przyjrzał się reakcji Jenkinsa, niby mimowolnie akurat się do niego odwracając. – Nie, że się za bardzo udało…

    OdpowiedzUsuń