NAGŁÓWEK/HTML1

L.A. Dreamers

INFORMACJE/HTML2

❤️‍🔥 Porządki po liście obecności zrobione!

❤️‍🔥 Lista obecności dobiegła końca. Karty autorów, którzy się na nią nie wpisali, zostały przeniesione do archiwum. Autorzy mają czas do 7.09 na zgłoszenie chęci dalszego współtworzenia bloga, po tym czasie zostaną usunięci z grona autorów.

❤️‍🔥 Kilka punktów regulaminu uległo zmianie (zaznaczenie kolorem), zapraszamy do zapoznania się z treścią!

❤️‍🔥 Zapraszamy do zapisów! 👁️

I gave you all my best me's, my endless empathy

'Cause I have spent too many nights on dirty bathroom floors
To find some peace and quiet right behind a wooden door
Elena Huntington
Elena Marjorie Huntington ☘ urodzona 21.07.2004 w Los Angeles ☘ Studentka dziennikarstwa na UCLA
Delikatny, nieśmiały uśmiech towarzyszy jej niemal każdego dnia. Obdarza nim baristkę, od której często kupuje latte z syropem różanym na chudym mleku. Spieszącego się biznesmena, który podczas gwałtownej rozmowy przez telefon potrąca ją ramieniem. Szepcze ciche przepraszam, jakby to była jej wina, że nie patrzy czy ktoś nie stoi mu na drodze, uśmiecha się i idzie dalej. Siedzącą w pociągu starszą kobietę, ale ta jednak nie odwzajemnia uśmiechu, a patrzy się z pogardą na nowe bezczelne pokolenie. Cieplej i nieco szczerzej uśmiecha się do psów, które mija na swojej drodze do uczelni czy pracy. Jeśli czuje się wystarczająco pewnie zagada do właściciela o imię i rasę, a przede wszystkim o zgodę na pogłaskanie czworonoga.
Jest cicha i nieśmiała, bo tak została wychowana. Nie pojawia się na żadnych imprezach, bo przykładnej katoliczce nie wypada. Nie pasuje do większości osób, które poznała, a one nie pasują do niej. Nie przeszkadza jej to, że rówieśnicy nie rozumieją dlaczego w wieku dwudziestu lat wciąż słucha się rodziców, wraca przed dwudziestą pierwszą do domu i nigdy nie pozwala zabrać się na imprezę. Czasami tylko nabijają się z tego, że nigdy nie miała chłopaka. Udaje, że wcale jej to nie rusza, a choć na ogół tak jest to czasami, gdy pojawia się kolejny kryzys marzy o tym, aby się zbuntować i zacząć robić te wszystkie zakazane rzeczy, przed którymi ostrzegali ją rodzice. Udaje, że nie przeszkadza jej samotność, a zacisze własnego pokoju i kościół dają jej szczęście.
Niedziela odkąd tylko pamięta była dniem dla rodziny. Regularnie punkt siódma rano zjawia się w katedrze świętego Patryka wraz z rodziną. Zawsze siadają w piątym rzędzie po prawej stronie, nigdy po lewej i nigdy w żadnym innym rzędzie. Popołudnie przeznaczone jest na rodzinny obiad i wspólne spędzenie czasu, a wieczory na nauki biblijne. Wolnego czasu nie ma za dużo, ale gdy nie musi uczyć się do kolejnych zajęć wybiera zawsze pieszczoty z Millie i długie spacery, które pozwalają jej oczyścić głowę.
I tylko czasami zastanawia się, jak wyglądałoby jej życie, gdyby on nadal w nim był. I'm the sweetest girl in town so why are you so mean?
***
Taylor Swift w tytule, Halsey i Lana Del Rey w karcie, a Sydney Sweeney na wizerunku. 

11 komentarzy:

  1. Nie znał jej wersji wydarzeń, a ta, która została mu kiedyś przedstawiona, ewidentnie wskazywała na jej winę i udział w ataku na jego osobę. Jej rodzina przedstawiła mu wystarczająco wiarygodne dowody, aby mógł uwierzyć, że go wykorzystała, a wszystko, co mu wtedy powiedziała, było jedynie elementem ich gry. Chodziło jedynie o to, aby jej brat mógł go wykorzystać, chciała się wraz z nim wzbogacić jego kosztem, szkoda tylko, że żadne z nich nie przewidziało, że to on koniec końców ich przechytrzy, pozostawiając ich rodzinę z niczym.
    - Wierz mi, wiele osób, które tutaj przychodzą, mają w dupie Boga. Zwłaszcza ci, którzy gorliwie modlą się w pierwszych ławkach, aby później, zaraz po wyjściu stąd, łamać nagminnie wszystkie przykazania – prychnął, nawiązując między innymi do tego, jak obłudny potrafił być jej ojciec czy brat. Ten, kto naprawdę miłował bliźniego, nigdy w życiu nie podniósłby na nikogo ręki, nie mówiąc już o praniu mózgu, jaki jej gotowali. Trudno, nie zamierzał być jej bohaterem, kiedyś zależało mu na tym, aby wyciągnąć ją z tego bagna, teraz było mu ono nawet na rękę. Przynajmniej tak starał sobie wmawiać, kiedy kolejny raz wariował od jej bliskości i unoszącego się w powietrzu zapachu perfum.
    - Ile masz lat? Jesteś już dorosła? Jeśli tak, chyba nie musisz przejmować się tym, co mówią inni? O ile nie jesteś dzieckiem, masz pełne prawo wyboru, zresztą, obecne czasy pokazują, że dzieci też całkiem nieźle potrafią same o sobie decydować – dodał, choć wiedział, że w jej przypadku nie było to możliwe. Miała zbyt niskie poczucie własnej wartości i za bardzo uzależniła się od rodziny, aby ot tak móc kazać im spierdalać i śmiało ruszyć swoją drogą. Jego rodzice także byli religijni, ale zawsze miał wybór, czy chciałby iść w tym kierunku, czy może wybrać coś zupełnie innego albo zostać ateistą. Jedyne na co go naciskali to wysokie stopnie, poza tym miał wolną rękę, za co był im zawsze bardzo wdzięczny.
    - A czujesz się bezpiecznie? Tu i teraz, jesteś bezpieczna? – zagadnął, bo skoro tak bardzo bała się zmian, musiało jej się podobać to, co działo się w jej gównianym domu. Nie twierdził, że była normalna, ale byłaby dziwna, gdyby czuła się bezpiecznie w rodzinie, która nie daje jej żadnego wsparcia. Inna bajka, że to był tak toksyczna relacja, że niczym ofiara przemocy czy członkini jakiejś sekty, za pewne nie dostrzegała, że nikogo tak naprawdę nie obchodzi ona i jej uczucia i powinna jak najszybciej stamtąd uciekać.
    - Ludzie nigdy nie zmieniają się bez przyczyny. Nie sądzisz, że w jego życiu wydarzyło się coś, co zmusiło go, aby postępował teraz tak, a nie inaczej? – mruknął, ukrywając przy tym swoje poirytowanie. Nie rozumiał, jakim cudem mogła się dziwić, że zniknął, skoro sama tego chciała i do tego doprowadziła. Myślał, że chociaż w pieprzonym konfesjonale i w anonimowej rozmowie będzie z nim szczera, ale najwyraźniej jej nienormalna rodzinka całkiem przeciągnęła ją na niewłaściwą stronę.

    w konfesjonale się nie kłamie ty bezbożniku

    OdpowiedzUsuń
  2. Odniósł wrażenie, że Elena jednak wie, że jej rodzina nie do końca funkcjonuje tak, jak powinna. Tym bardziej nie rozumiał więc, dlaczego się od nich nie odetnie i nie zacznie żyć własnym życiem. Jeśli potrzebowała do tego jakiegoś impulsu, gotów był zrobić wszystko, aby całkowicie odciąć ją od wpływów ojca i brata. I tak miał ich w garści, mógł nimi manipulować i zamierzał to wykorzystać. Zwłaszcza, że to i tak była część jego planu i zemście na nich wszystkich. Oni dostaną za swoje, a Elena oberwie najbardziej, jeśli się do niej zbliży, a później z impetem potraktuje ją tak, jak sobie na to zasłużyła. Zostanie jej obrońcą tylko po to, aby później zgotować jej jeszcze większe piekło, niż bywało w jej rodzinnym domu. Właśnie to zakładał jego idealny, budowany skrupulatnie od lat plan.
    - Najgorszymi? Co chcesz przez to powiedzieć? – rzucił, choć doskonale znał odpowiedź na to pytanie. Miał kilka razy do czynienia z jej rodzicami i bratem i zdecydowanie nie można było ich nazwać normalnymi ludźmi. Dla społeczeństwa pozornie idealni, a w środku zgnili bardziej niż niejeden psychopata i seryjny morderca. Jeśli Bóg jednak istniał naprawdę, ich częste modlitwy nie miały żadnego sensu, za pewne już czekała na nich zasłużona posada w odmętach piekła.
    - A czym twój dom różni się od innych domów? – dodał, choć i tutaj wiedział, co dziewczyna ma na myśli. Chciał, aby powiedziała to głośno, aby przyznała przed nim, a także przed samą sobą, że to, co dzieje się w jej domu, nie jest normalne i wie, że powinna stamtąd uciekać, najlepiej na drugi koniec świata. Zdążył ją poznać na tyle, aby być pewnym, że poradzi sobie w życiu, nie potrzebowała ich pomocy, ale jej mózg był już przez nich wyprany na tyle, że nie była w stanie w żaden sposób uwierzyć w siebie i własne możliwości. Kompletnie ją od siebie uzależnili, a on zamierzał utrzeć im nosa i im ją z premedytacją na zawsze odebrać. Zemsta jest słodka, a oni nie wiedzieli jeszcze, że to, co im zgotował, jest nawet gorsze niż ten ogień piekielny, który na nich czeka.
    - Czy jest coś, co sprawi, że poczujesz się bezpiecznej? Czy ja mogę zrobić coś, abyś czuła się przy mnie bezpiecznie? – uniósł pytająco brew, zaciekawiony tym, co odpowie na to pytanie. Chciał, aby przestała się bać, zarówno jego, jak i świata, nawet jeśli jej nienawidził, wciąż nie wyzbył się do końca ludzkich odruchów i kompletnie mięknął w jej towarzystwie. Nie powinno go to obchodzić, powinien się cieszyć i chełpić tym, jak krucha i bezbronna jest, dlaczego do cholery miał ochotę ją przytulić? Wierzył, że przez te kilka ostatnich dni na dobre przerobił sobie sprawy z nią związane i zamknął wszystkie pozytywne uczucia, jakie mógł do niej żywić, ale znów wystarczyło jedynie kilka chwil sam na sam z nią, aby uczucie wzięło górę nad rozumem i rozsądkiem.
    - A może jednak zrobiłaś coś, co tobie wydaje się niczym, a dla niego urosło do światowej rangi? Co, jeśli nie wiem, złamałaś mu serce i sprawiłaś, że stał się potworem nie tylko dla ciebie, ale i wszystkich innych osób w jego otoczeniu? – westchnął, cały czas oczekując, aż przyzna się w końcu do tego, co zrobiła i przestanie udawać, że jest niewinna.

    czyżby? no nie wiem, nie dostaniesz rozgrzeszenia słonko

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie miał pojęcia w jakim kierunku potoczy się ta rozmowa, ale chciał się od niej dowiedzieć jak najwięcej, przy okazji zapewniając swobodną przestrzeń do tego, aby mogła się wygadać. Wiedział, że to jej dobrze zrobi, a przy okazji zamierzał pokazać jej, jak bezsensownie postępuje, godząc się na dalsze wykorzystywanie ze strony rodziny.
    - Mam wrażenie, że mówisz o kimś, kogo bardzo dobrze znasz. Czy w twojej rodzinie występuje podobny problem? To dlatego, tak jak mówiłaś wcześniej, nie masz nic do gadania i wszystko wygląda u ciebie inaczej? – chciał, aby w końcu powiedziała to głośno i przyznała przed samą sobą, że nie podoba jej się to bagno w którym tkwi. Porzucił na moment plany związane z zemstą, jego sumienie tym razem wygrało i jedyne na czym mu obecnie zależało to fakt, aby dziewczyna dokonała dziś przełomu. Zresztą, nawet jeśli działał dobrodusznie, to nadal z korzyścią dla niego, łatwiej będzie mu dzięki temu całkowicie odsunąć ją od rodziny, a co za tym idzie, utrzeć nosa jej bratu i rodzicom.
    - A Olivier? On nigdy nie był dla ciebie gwarancją bezpieczeństwa? A może teraz mimo wszystko mógłby nią być? – uniósł pytająco brew, wpatrując się przez kratkę w jej pełne wargi i podkreślony pod topem biust, dla którego niejeden mężczyzna za pewne stracił głowę. Była piękna, cholernie piękna i nie zasługiwała na to, aby być trzymaną na uwięzi, niczym jakaś pieprzona księżniczka w wieży.
    - Złamało ci serce? A nie było tym, czego właśnie chciałaś? Nie pragnęłaś, aby zniknął z twojego życia? – drążył temat, kompletnie nie rozumiejąc, o co w tym wszystkim chodzi. Nie miała podstaw, aby kłamać, nie wiedziała, że to on siedzi po drugiej stronie, poza tym całkiem szczerze wypowiadała się na temat swojej rodziny, nawet jeśli normalnie stanowiło to temat tabu i się tego wstydziła – Nie chciałabyś odkryć, dlaczego stał się takim potworem i kto za tym stoi? – westchnął, choć zdecydowanie nie powinien posuwać się w tej kwestii aż tak daleko. Nie wiedział, czy chce to wszystko usłyszeć, zwłaszcza, że teraz nic nie trzymało się kupy i stanowiło zlepek kompletnie sprzecznych wiadomości. Doprowadziła do tego, że wyjechał jak najdalej na studia, a teraz narzekała, że zniknął bez słowa, w co ona w ogóle grała? Nie miał już pewności, czy jest tak świetną aktorką, czy być może obydwoje padli ofiarą jej rodziny. Nie, to raczej niemożliwe, mieli przecież niezbite dowody jej winy i od lat żył w przekonaniu, że to na jej zlecenie został wtedy tak dotkliwie pobity i ledwo uszedł z życiem.

    coś mi mieszasz w głowie dziecinko

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeklinał w duchu, kiedy zorientował się, co takiego narobił. Stracił na moment czujność, nawet nie wiedział, że nie wspominała wcześniej o jego imieniu, cholera jasna, a tak dobrze szło. Nie chciał, aby stąd wybiegła i miała o nim jeszcze gorsze zdanie. To, co dzisiaj od niej usłyszał sprawiło, że zmiękło mu serce, nawet jeśli umysł wciąż był przesłoniony chęcią zemsty i nienawiścią.
    - Nie, nie odchodź, nie teraz – odsunął drzwiczki i zanim zdążyła się oddalić, chwycił ją za rękę tak, aby ją do siebie przyciągnąć i aby znalazła się na jego kolanach – Nie miałem złych zamiarów, chciałem cię naprawdę wysłuchać i ci pomóc – westchnął, przytrzymując ją na tyle mocno, aby nie było to dla niej bolesne, ale aby mimo wszystko mu nie uciekła i nie wyszła z tego przeklętego konfesjonału – Robiłem to tylko po to, abyś mogła przyznać przed samą sobą, że twoje życie w domu rodzinnym to totalne bagno – dodał, obdarzając ją współczującym spojrzeniem. Nie chciał z nią walczyć, wyłączyć chwilowo myślenie, dając dać do głosu sercu. Na rozum przyjdzie czas, nawet jeśli teraz jej pomoże, później może ją nadal zniszczyć, wystarczy, że na nowo go pokocha, a on złamie jej serce. Rozpieprzy je na kawałki tak samo, jak ona zniszczyła kiedyś jego.
    - Przepraszam za to, co ci zrobiłem. Nie jestem ostatnio sobą, stałem się złym człowiekiem, a ty pojawiłaś się w tym kościele tak nagle…- mruknął, obejmując ją przez cały czas pasie i rozchylając delikatnie jej nogi tak, aby mogła swobodnie go nimi objąć i zacząć utrzymywać z nim kontakt wzrokowy. Chciał, żeby wiedziała, że mówi szczerze i że nie musi się go obawiać – Jesteśmy w kościele, nie w mojej rezydencji, nie ja tutaj dyktuję zasady i nic ci nie zrobię, nie bój się mnie. Podobno kiedyś nawet ci na mnie zależało… – dodał, do tej pory nie potrafiąc zrozumieć, jakim cudem tak szybko zniknęła z jego życia i go oszukała. Wydawała się być taka szczera i niewinna w tym co robi i mówi, a za pewne jak zwykle była świetną aktorką, gotową znów go omamić, aby przynieść korzyści swojej rodzinie, zwłaszcza bratu. Trudno, musiał zmienić strategię, inaczej całkowicie go znienawidzi i jego plan w żaden sposób się nie powiedzie. Jeśli na złość robi ci ktoś, kim gardzisz, to nijak nie jest bolesne, wręcz przeciwnie, daje ci siłę i odwagę do działania. Dopiero jeśli zdepczę cię ktoś, na kim ci zależało, ba, kogo kochasz, wtedy boli najbardziej i być może na tym powinien teraz się skupić. Nastąpiła nagła zmiana planów i zamiast obrzydzić jej swoją osobę, musiał sprawić, aby na nowo go pokochała.

    przebacz mi moje grzechy o Pani!

    OdpowiedzUsuń
  5. Właściwie nie miała planów na ten wieczór, chyba, że za plan można uznać schowanie się pod kołdrą przy włączonym telewizorze i palenie skrętów jeden po drugim. Chciała uciec, uciec przed światem, przed ludźmi, przed samą sobą. Życie, które niegdyś tak ją pociągało, teraz było jak wyrwa w ziemi, z której nie sposób się wydostać. O dziwo, jej zmęczenie było odbierane przez fotografów w bardzo pozytywny sposób – najwidoczniej depresyjne zdjęcia sprzedawały się najlepiej. Phoebe z kolei czuła się tak, jakby usilnie przygotowywała się do roli w jakimś horrorze. Była sama. Sama, sama, samotna bardziej niż kiedykolwiek przedtem. Nie chciała o tym myśleć; błędne koło w postaci prochów sprowadziło ją tutaj, a teraz pomagało odsuwać od siebie wspomnienia. Czasem marzyła, żeby przedawkować albo zrobić jakąś inną głupotę. Była ciekawa, czy to w jakiś sposób ściągnęłoby jej brata. Ale mimo wysiłków umysłowych, gdzieś z tyłu głowy ciągle miała odpowiedź: Nie. Nie przyszedłby jej odwiedzić ani się z nią zobaczyć. Nienawidził jej prawie tak mocno, jak ona nienawidziła siebie.
    Była głupia i zorientowała się za późno, w momencie, w którym raczej nie dało się już nic odbudować z tamtej relacji. Zostały same zgliszcza. Jednak nie potrafiła zdusić tego płomyczka nadziei, który gdzieś tam się tlił – słaby, niemal niewidoczny, ale mimo wszystko obecny. Nie potrafiła tego zrobić. A może po prostu nie chciała.
    I kiedy dostała to zaproszenie na imprezę, poważnie rozważała, czy go nie olać.
    Adam był jej kumplem, jednym z nielicznych, z którymi utrzymywała jako-taki kontakt, choć ich znajomość polegała raczej na wspólnym upijaniu się, niż okazywaniu sobie wsparcia. Był taki moment, krótki i nic nieznaczący, kiedy ze sobą chodzili, ale dla obojga okazało się to zbyt niezręczne, wręcz: dziwaczne. Ale wciąż zapraszał ją na imprezy i ufała mu na tyle, że mogła zasnąć na jego łóżku w samych majtkach, bez obaw, że stanie się jej coś złego. Niejeden raz spędzili ze sobą noc, w różnych stopniach bliskości. Nie była w nim zakochana i nie darzyła go równie silnym uczuciem, co swojego brata, ale śmiało mogła powiedzieć, że Adam był kimś w rodzaju jej przyjaciela.
    — Siemasz — przywitał ją, kiedy tradycyjnie weszła do przedpokoju bez pukania.
    — Cześć.
    Wręczyła mu reklamówkę pełną różnego rodzaju alkoholi i skierowała kroki do kuchni, z zamiarem znalezienia sobie jakiejś szklanki. Adam poszedł za nią, wyłożył butelki na stół i oparł się biodrami o blat.
    — Więc jak?
    — Co: jak? — spytała z irytacją, patrząc na niego przenikliwie. Nadal przetrząsała kuchenne szafki w poszukiwaniu czegoś, w czym można byłoby zrobić sobie drinka.
    — Jak tam. U ciebie. Ciężki dzień? — W jego głosie pobrzmiewała ironia. — Kiepsko wyglądasz, mała.
    — Dzięki. Kiepsko się czuję. Przełożymy tę rozmowę na kiedy indziej? Daj mi alkoholu, dobry człowieku.
    Wypiła duszkiem całą szklankę czegoś, co było mocne i rozlewało się w przełyku przyjemnym ciepłem, a potem usiadła przy stole zastawionym shotami, przy którym chyba rozgrywała się jakaś gra. Drgnęła, kiedy usłyszała głos, głos znajomy, lecz jednocześnie niespodziewany.
    — Boże. Cześć — wyrzuciła z siebie. — Co ty tu robisz?
    Kiedyś było między nimi inaczej, ale minione lata zatarły już tamte uczucia. Patrzyły na siebie tak, jakby widziały się pierwszy raz w życiu i Phoebe ścisnęło się serce z żalu, że po raz kolejny straciła kogoś, kto był dla niej ważny.

    Fibs

    OdpowiedzUsuń
  6. Była zaskoczona. Naprawdę nigdy nie spodziewała się spotkać dawnej przyjaciółki w żadnym z takich miejsc, ale już prędzej spodziewałaby się jej w jakimś klubie, niż na domówce u Adama, który był… cóż. Po prostu nie wydawał się kimś, z kim akurat Elena mogłaby utrzymywać kontakt. Pochodzili z kompletnie różnych środowisk i Fibs nie mogła przestać się zastanawiać, jakim cudem w ogóle się poznali.
    — Phoebe — mruknęła, rozglądając się po pokoju pełnym ludzi, po czym przeniosła wzrok na nieznajomą dziewczynę i uśmiechnęła się lekko, uprzejmie, z dystansem. — Znamy się… ze szkoły. Ale dawno się nie widziałyśmy.
    Nie zamierzała nikomu się zwierzać z tego, jak potoczyła się ich przyjaźń, chociaż nieraz wyrzuty sumienia kłuły ją prosto w serce. Wiedziała, że do podtrzymywania relacji potrzeba obu stron, ale mimo wszystko czasami wyrzucała sobie, że mogła zrobić więcej, postarać się bardziej. W dodatku gryzło ją, że ona sama miała wsparcie w bracie, że zawsze byli razem, natomiast Lena… Prawdę mówiąc trochę się martwiła, że zostawiła ją samą. Ale teraz miała koleżankę, w dodatku koleżankę, która była wesoła i otwarta. Fibs pomyślała, że naprawdę jej się to przyda. A potem, że los bywa naprawdę przewrotny, i że role się odwróciły, i omal nie roześmiała się gorzko. Czy to była kara za wszystkie popełnione błędy?
    — U mnie? Właściwie po staremu… Rozkręcam karierę w modelingu. A ty? Studiujesz, pracujesz?
    Wypiła shota duszkiem, ponownie czując rozkoszne ciepło w przełyku. Boże, naprawdę potrzebowała wyrwać się z mieszkania, które na dobre przesiąknęło już smutkiem i potwornym poczuciem winy.
    Prychnęła cichym śmiechem, bo widok dawnej przyjaciółki z kieliszkiem alkoholu był czymś, czego nie spodziewała się nigdy doczekać.
    — Właśnie, tego się nie wącha, tylko wypija. O tak — zademonstrowała, splatając ręce za plecami i ostrożnie łapiąc kieliszek w zęby. Przechyliła głowę do tyłu, wypijając całą zawartość i odstawiła szklane naczynie na stół. Uśmiechnęła się, kiedy Adam zaczął bić jej brawo i dała mu znak, żeby do nich podszedł. Szepnęła mu coś na ucho. Chłopak usiadł obok i przyjrzał się każdej z dziewczyn po kolei.
    — Witam piękne panie — rzucił w końcu flirciarskim tonem, obejmujc ramieniem Phoebe, która siedziała najbliżej. — Zagrajmy w grę. Kto pierwszy powie nie, wypija jednego shota. — Zwrócił się do Fibs, patrząc na nią złośliwie. — Fibs, skarbie — zamruczał. — Zdejmij tę koszulkę.
    — Chyba śnisz — parsknęła, żartobliwie uderzając go pięścią w ramię. — Nie — dodała wyzywająco i wypiła shota, który stał najbliżej.
    Adam przewrócił oczami, ale wciąż się uśmiechał. Pokręcił głową, jakby chciał powiedzieć coś w stylu co ja mam z tą kobietą, ale ostatecznie nie odezwał się ani słowem.
    — W takim razie może nasza grzeczna blondyneczka. Nazywasz się Elena? — upewnił się. — Pocałujcie się z koleżanką. Albo pijcie — powiedział, stukając palcami o stół i patrząc wyczekująco.

    będzie się działo 😈

    OdpowiedzUsuń
  7. Uśmiechnęła się lekko pod nosem, przypominając sobie szkolne czasy i porównując to, jak bardzo różniły się wtedy, a jak różniły się teraz. Wydawało się, że chociaż czas popędził naprzód, zmieniając wiele elementów codzienności — kiedy tak siedziały przy stole zastawionym alkoholem, wszystko było jak dawniej.
    — No dawaj — zaśmiała się, rozbawiona, bo Elena podchodziła do swojego shota jak pies do jeża. — Słuchaj, to jest tak: nic nie pachnie tak ohydnie, nic nie smakuje tak wstrętnie, ale jednocześnie nic cię bardziej nie wyluzuje.
    Właściwie było to trochę kłamstwo, ale nie chciała, żeby koleżanka padła trupem z przerażenia, gdyby Fibs opowiedziała jej swoje przygody z używkami. Doskonale wiedziała, z czego wynika ta niewinność, i w którym momencie może być groźna, ale póki co — nie czuła potrzeby wrzucania dziewczyny na aż tak głęboką wodę. Wyobraziła sobie minę Eleny na wieść, jak imprezują modelki po pokazach i stłumiła uśmiech. Brak takiej wiedzy jeszcze nikomu nie zaszkodził.
    Gdzieś w głębi serca czuła lekkie ukłucie zazdrości, prawie niewyczuwalne, że ona od dawna nie jest tak czystym człowiekiem, niezniszczonym przez brutalność świata i kariery, w której zwycięstwo wymaga ofiar. Za nic w świecie nie chciałaby zamienić się z Leną na rodziców — co to, to nie — ale czasami marzyła sobie, że w innym życiu ktoś zadbał o nią do tego stopnia, by nie miała pojęcia, czym jest przemoc i co potrafią narkotyki.
    — O, właśnie. Popij sokiem, wtedy nie czuć smaku — podchwyciła, otrząsając się z rozmyślań. Dziś zamierzała po prostu dobrze się bawić, nie myśląc o zniszczonych marzeniach czy pełnych nienawiści braciach. Jake'a tu nie było. Nie mogła sprawić, że jej wybaczy, ani się bardziej pogrążyć.
    Prychnęła ironicznym śmiechem i popukała się w głowę, patrząc na Adama z politowaniem, choć tak właściwie była ciekawa, jak Lena z tego wybrnie. Podejrzewała, że wreszcie wypije tego nieszczęsnego shota, ale dziewczyna ją zaskoczyła. Ze zdumienia otworzyła szerzej oczy, na ułamek sekundy przed samym pocałunkiem; potem po prostu zacisnęła swoje dłonie na przedramionach koleżanki i odwzajemniła pocałunek. Podniecone okrzyki innych uczestników imprezy wibrowały jej jeszcze w uszach, kiedy już się od siebie odsuwały. Ale żeby za szybko o nich nie zapomniano, przesunęła jeszcze językiem po wargach dziewczyny i uśmiechnęła się łobuzersko. Jej oczy błyszczały w ciemnościach.
    Roześmiała się głośno, kiedy Elena dała zadanie Adamowi, chociaż przewidywała, jak to się skończy.
    — Tu wszyscy są moimi ulubionymi kolegami! — stwierdził Adam, tańcząc raz przy tym, raz przy innym chłopaku, jakby od urodzenia nie robił nic innego. Fibs słyszała tłum skandujący jego imię i zachwycone okrzyki dziewczyn. W końcu Adam wrócił do stołu, mrugnął do Eleny i wypił shota.
    — Boże, gdzie się tego nauczyłeś? — spytała Phoebe ze śmiechem.
    — Dużo trenuję — odparł, żartobliwie napinając mięśnie ramion. Wypił kolejny kieliszek i mlasnął głośno, oblizując się. — Dobra, zatem podnieśmy poziom. Masz — położył przed Leną skręta. — Zapal albo wypij shota.
    — Daj jej spokój, Adam — zaprotestowała Fibs, marszcząc brwi. Szybkim ruchem złapała skręta w dwa palce i zaczęła się wygłupiać, uciekając przed goniącym ją chłopakiem i wymahując jointem jakby to była flaga. — Ja będę to palić! — oznajmiła. — Wymyśl coś innego.
    Adam przewrócił oczami, ale wciąż się uśmiechał.
    — Dobra. W takim razie opowiedz nam o najlepszym, najbardziej zajebistym seksie w twoim życiu, ale takim absolutnie dojebanym. Bez wykrętów. Albo pij — dodał z krzywym uśmieszkiem.

    zobaczymy, kto wygra

    OdpowiedzUsuń
  8. Phoebe usiadła z powrotem przy stole, złapała leżącą na blacie zapalniczkę i podpaliła jointa, zaciągając się mocno. Przekazała go Lexie, zwinnie unikając czającego się Adama, który podjął próbę wepchnięcia się w kolejkę po skręta i uderzyła go pięścią w ramię.
    — Ty sobie jeszcze poczekasz — stwierdziła, uśmiechając się krzywo, po czym wyciągnęła długie nogi przed siebie i oparła je na kolanach chłopaka. Adam w odpowiedzi strząsnął ją z siebie, złapał leżącą najbliżej poduszkę i trzepnął nią Fibs w głowę. Dziewczyna osunęła się na podłogę, dusząc się od śmiechu, a kiedy Adam pochylił się nad nią, znienacka ugryzła go w przedramię.
    — Ała, cholero jedna — syknął, masując sobie bolące miejsce i odsuwając się na bezpieczną odległość. — Ciebie wilki wychowały?
    Ale ciągle się uśmiechał, ciągle się śmiał i ona też poczuła, że mogłaby się śmiać, śmiać, i śmiać, aż do samego końca świata. Otarła wierzchem dłoni załzawione oczy i przyjrzała się twarzom ludzi, którzy byli świadkami ich małej walki. Wydawało się, że nikt nie zwrócił na nich szczególnej uwagi, tylko dziewczyny przypatrywały im się jakby rozbawione.
    Przejęła jointa, który wędrował właśnie do Adama i bezczelnie dmuchnęła mu dymem prosto w twarz. Chłopak przewrócił oczami, stanowczo zabierając skręta spomiędzy jej palców i zaciągnął się z miną absolutnej błogości.
    Phoebe zagwizdała i zaczęła wiwatować, kiedy Lena wypiła kieliszek alkoholu, a reszta uczestników imprezy ochoczo się przyłączyła. Nie interesowała ich przyczyna, ważne było, że mogli sobie dopingująco pokrzyczeć i wznosić gratulacyjne okrzyki, nawet jeżeli nie mieli pojęcia czego gratulują ani komu.
    — Ej, one wcale nie smakują lepiej. Po prostu mniej cię to już obchodzi — wzruszyła ramionami i zaśmiała się, bo przecież była to najprawdziwsza wersja prawdy, jaką mogła jej zaserwować.
    — To może się popiszesz, co, Fibs? — Adam uśmiechnął się złośliwie, podając jej skręta. — Teraz chyba twoja kolej. Nie jest ci za gorąco? Może jednak pozbędziesz się tej koszulki? Chłopcom na pewno byłoby bardzo miło — dodał drwiąco, ale w przyjaznym tonie.
    — Weź, spierdalaj — pouczyła go, wypijając kieliszek duszkiem i oblizując wargi, jakby piła najsłodszy napój na świecie. — A teraz zadanie dla ciebie. Dwa w jednym, spodoba ci się — uśmiechnęła się kątem ust. — Pójdziesz przynieść z kuchni więcej alkoholu, ale przez całą drogę w tą i z powrotem będziesz mnie niósł na plecach, co ty na to?
    Nie odpowiedział, po prostu łapiąc ją w pasie i przerzucając sobie przez ramię, jakby była szmacianą lalką. W kuchni wyciągnął z zamrażarki dwie flaszki schłodzonej wódki, wziął kilka paczek chipsów i kilka paczek orzeszków, i skierował się z powrotem do salonu, z Fobs wiszącą mu wciąż na plecach. Odstawił ją na podłogę z większą delikatnością, niż się spodziewała, a przekąski rzucił w tłum, pomiędzy ludzi. Wódkę zaś postawił na stole i rozlał do czterech kieliszków.
    — Ale i tak się napiję — stwierdził wesoło, przełknął alkohol i głośno westchnął. — Dobra, koleżanko, wybierz sobie jakiegoś ochotnika i zrób fajny striptiz. Albo namów kogoś, żeby zrobił to dla ciebie. Albo pij — zmrużył oczy i uśmiechnął się złośliwie, wpatrując się w Elenę, nieco rozbawiony faktem, że taka grzeczna dziewczynka znalazła się na jego imprezie, a także skłonny wybadać granice tej grzeczności.

    just enjoy the show

    OdpowiedzUsuń
  9. Dał jej chwilę, aby mogła się wyciszyć i wykrzyczeć mu w twarz wszystko, co o nim myśli. Miał nadzieję, że nikt nie będzie kręcił się po okolicy, nie potrzebował problemów z policją, a szarpiąca się z nim kobieta, mogła później źle rzutować na jego reputację. Przytrzymał jej ręce, kiedy zaczęła uderzać nimi o jego klatkę piersiową i spokojnie spojrzał jej w oczy. Nie chciał, aby przez niego płakała, nie zamierzał też wyzwolić w niej aż takich pokładów złości, ale widocznie obydwoje tego potrzebowali, aby móc w końcu szczerze porozmawiać.
    - Nie zostawiłem cię, to ty nie chciałaś mnie znać i mnie wystawiłaś, czekałem na ciebie w umówionym miejscu, a ty nigdy się tam nie pojawiłaś. Mieliśmy razem uciec w cholerę, zostawić za sobą ten syf, nawet gdybyśmy mieli kraść po sklepach jedzenie, a ty miałaś to wszystko kurwa gdzieś – warknął, przypominając sobie, jakiego idiotę zrobił z siebie, kiedy czekał na nią na ‘ich kawałku plaży’, skąd mieli razem uciec w nieznane, nawet jeśli byli tylko naiwnymi nastolatkami bez grosza przy duszy. Nawet po tym, jak został pobity, dał temu szanse i się nie poddał, a ona, mimo zapewnień, jakie przedstawiła w swoim liście, kompletnie się na niego wypięła. Nie miał pojęcia, że i to było częścią gry jej rodziny, a żadne słowo, jakie tam padło, nigdy nie było napisane przez nią.
    - Zawsze miałem i mam wobec ciebie dobre zamiary i nawet po tym, co zrobiłaś mi ty i twoja popieprzona rodzinka, zawsze staram się być obok, aby ci pomóc – westchnął ciężko, puszczając jej ręce i dając tym samym szansę na ucieczkę. Wiedział, że miewa problemy z kontrolowaniem emocji, nie chciał, aby jego ucisk zrobił się z każdą chwilą mocniejszy, nie mógł jej skrzywdzić, nawet, jeśli tak bardzo jej nienawidził.
    - Nic mi nie zrobiłaś? Zniszczyłaś moje życie. Sprawiłaś, że już nigdy nie byłem tym samym człowiekiem, nawet jeśli to wszystko to tylko przeszłość i jakieś durne, szczenięce uczucia. Ty i twoja rodzina stworzyliście potwora, ale mam jeszcze na tyle godności, aby dziś po prostu dać ci spokój. Idź sobie, jeśli chcesz – uniósł do góry ręce w geście poddania, choć aż roiło go od środka, aby przysunąć się do niej bliżej i otrzeć zaschnięte na policzkach łzy. Nadal używała tych perfum, które przywoływały falę gwałtownych wspomnień i budziły w nim narastające podniecenie, nawet jeśli starał się z tym walczyć.

    wybacz mi bo zgrzeszyłem i chcę grzeszyć nadal

    OdpowiedzUsuń
  10. To, o czym mówiła, kompletnie nie trzymało się kupy i było totalnie bez sensu. Otworzył się przed nią, powiedział o tym, co go boli i jak bardzo go skrzywdziła, a ona miała czelność zwalić winę na niego, wymyślając teraz jakieś bajki na poczekaniu. Żałował, że dał się ponieść chwili i okazał słabość, złamał daną sobie kiedyś obietnicę i tak, jak mógł przypuszczać, gorzko tego właśnie pożałował.
    - Uciekłem? Ja przed tobą uciekłem? Dobre kurwa sobie, to ty zniszczyłaś mi życie! – uderzył pięścią o drewniane oparcie krzesła, a odgłos jego przyspieszonego oddechu wypełniał pogrążone w ciszy wnętrze. Przysiągł sobie, że zniszczy życie jej i jej rodziny, a tymczasem to ona znów miała nad nim przewagę. Wystarczyło tylko kilkanaście minut w towarzystwie tej przeklętej dziewczyny, a wszystko na czym pracował od lat, legło w gruzach niczym domek z kart – Zostawiłem cię, bo na to zasłużyłaś – dodał, ściskając nerwowo dłoń w pięść. Potraktowała go niczym śmiecia, nie zjawiła się o umówionej porze w umówionym miejscu, a on czekał na nią przez kilka godzin, niczym porzucony przez właścicieli szczeniak. Gotów był postawić wszystko na jedną kartę, chciał zaryzykować dla niej swoją karierę i szansę na stypendium. Zostałby teraz z niczym, gdyby faktycznie z myślą o niej zrezygnował ze wszystkich swoich planów.
    - Tak, dokładnie po to wróciłem, bo zasługujesz na najgorsze – wycedził, patrząc jej prosto w oczy. Wszelkie pozytywne uczucia i wyznania, na jakie przed chwilą sobie pozwolił, odeszły właśnie w niepamięć, ustępując miejsca na gniew, który kumulował się w nim od lat i który pchał go w kierunku zemsty – Myślałem, że jesteś inna, że to, co nas łączyło, cokolwiek dla nas znaczy, ale nie, ty jesteś po prostu tak samo pojebana, jak cała twoja rodzina – dodał, powstrzymując się przed tym, aby nie zrzucić jej z kolan, albo nie wytargać jej z tego przeklętego konfesjonału za włosy. Był głupi i naiwny, znów zachował się jak dzieciak, któremu złamała wtedy serce – Tak, dokładnie po to wróciłem i gwarantuję ci, że już spokojnie nie zaśniesz. Codziennie będziesz szła spać z myślą o mnie i będziesz budzić się, myśląc o mnie i o tym, jak bardzo cię nienawidzę – wyszeptał jej do ucha, starając się przy okazji uspokoić nierówny oddech. Planował dać sobie spokój, usunąć się w cień, ale po tym, co dziś od niej usłyszał, zamierzał pokazać jej, gdzie jej miejsce. Nie był już chłopcem do bicia, nie da się też więcej wykorzystać i nie pozwoli na to, aby ktokolwiek, a zwłaszcza ona, nadal nim perfekcyjnie manipulował. Zapłaci za swoje kłamstwa szybciej, niż się tego spodziewała. Nie był już tym słabym, naiwnym Olivierem, stał się potężnym miliarderem, który dostaje to, czego chce i kiedy chce. Pozostało jej tylko żałować, że przez swoje kłamstwa i to, jak potraktowała go kiedyś i dziś, boleśnie się o tym przekona.

    stworzyłaś potwora, będziesz cierpieć

    OdpowiedzUsuń
  11. Żałował i to bardzo, ale nie mógł zrobić nic, aby ją przy sobie zatrzymać. Nie chciał przyciągnąć uwagi ludzi, którzy mogli znaleźć się w kościele, poza tym nigdy nie posunąłby się do sytuacji w której zmusiłby do czegoś kobietę, nawet jeśli gniew i nienawiść do niej wypełniały go od środka. Westchnął ciężko, obserwując, jak dziewczyna wybiega z pomieszczenia. Chciał z nią w końcu normalnie porozmawiać, dojść jakoś do porozumienia, ale każdy kontakt z nią budził tak silne uczucia, że nie był w stanie w ogóle nad sobą zapanować. Kopnął wściekły w drzwiczki konfesjonału, wychodząc szybkim krokiem z tego pieprzonego miejsca. Nienawidził kościołów, a ten zdecydowanie będzie kolejnym na jego liście do spalenia. Nie było jej w zasięgu jego wzroku, najwyraźniej gdzieś się schowała, albo szybko odjechała, czując do niego obrazę i wstręt. Tak, zdecydowanie te uczucia malowały się na jej twarzy, kiedy zostawiła go samego w wypełnionym ciszą budynku sakralnym. Jeśli ten na górze naprawdę by istniał, tak, jak ona w to głęboko wierzyła, nigdy nie dopuściłby do ich rozstania. Wiedział, że jej serce także jest złamane, deklarowała, że też mu na niej zależało, tym bardziej nie potrafił więc zrozumieć, co takiego wydarzyło się, że go wtedy zostawiła. Wsiadł do samochodu, zaciskając dłonie na kierownicy i biorąc kilka głębokich oddechów. Odkąd ta kobieta znów pojawiła się w jego życiu, coraz częściej tracił nad sobą kontrolę, zdecydowanie miała na niego cholernie zły wpływ. Posiedział jeszcze kilka minut w samochodzie, a kiedy jego dłonie przestały w końcu drżeć ze złości, ruszył w stronę swojej posiadłości, przeklinając w duchu dzień w którym poznał przeklętą Elenę. Musiał na jakiś czas ją sobie odpuścić, wszystko dokładnie zaplanować i uderzyć ze zdwojoną siłą wtedy, kiedy najmniej będzie się tego spodziewać. Życie nauczyło go, że działanie pod wpływem emocji to najgorsze, co można sobie zrobić, musiał nieco przeczekać ten burzliwy okres, zanim na dobre pogrąży wszystkie plany dotyczące zemsty na rodzinie Huntington. Doskonale znał każdy ich słaby punkt, ale chcąc zrobić to efektywnie, sam musiał nie mieć żadnych swoich słabości, a tą aktualnie niewątpliwie nadal stanowiła Elena.


    Te kilka tygodnie dobrze mu zrobiło, uporządkował swoje sprawy, częściej niż zwykle spotykał się ze swoim terapeutą i przede wszystkim unikał Eleny jak ognia. Nie zjawiła się w miejscach, gdzie potencjalnie mógłby ją spotkać, nie śledził jej mediów społecznościowych i w ogóle nie poruszał jej tematu. Wybierając się na dzisiejszą imprezę charytatywną nijak nie przypuszczał, że będzie ona powiązana z lokalną społecznością kościelną. Zgodził się, bo zawsze lubił pomagać innym, zwłaszcza dzieciom z domu dziecka, a ich właśnie dotyczyło dzisiejsze wydarzenie. Nie sprawdzał żadnych szczegółów, miał wolny wieczór, potwierdził więc swoją obecność, przy okazji dodając temu wydarzeniu nieco rozgłosu. Wykonał co prawda wcześniej przelew na stosowną sumę, ale zdawał sobie sprawę, że w tym wypadku, najcenniejsza jest po prostu obecność drugiego człowieka. Chciał im pokazać, że sam całkiem niedawno jeszcze nie miał nic, a teraz jest na szczycie, wydając dziennie sumy rzędu milionów dolarów. Zjawił się na miejscu i zgodnie z wytycznymi organizatora, skierował swoje kroki w stronę namiotu, gdzie miały zaraz pojawić się na poczęstunku dzieci.
    - Melduję swoją obecność i gotowość do pracy – uśmiechnął się, podwijając rękawy koszuli, kiedy podszedł od tyłu do kobiety, która jego jedyna znajdowała się w namiocie przydzielonym do kwestii związanej z posiłkami – Kucharz ze mnie marny, ale mogę rozstawić stoły, ewentualnie domówić dodatkowy catering… – dodał i zamarł, widząc znajomą twarz, kiedy Elena odwróciła się w jego stronę. Zdecydowanie nie tak sobie wyobrażał ten wieczór, nie powinno jej tutaj być, ale nie mógł się wycofać i zawieść kilkudziesięciu dzieciaków, którzy czekali tutaj dziś głównie na niego.

    ale imprezka

    OdpowiedzUsuń