NAGŁÓWEK/HTML1

L.A. Dreamers

INFORMACJE/HTML2

❤️‍🔥 Na blogu pojawiła się lista obecności!

❤️‍🔥 Kilka punktów regulaminu uległo zmianie (zaznaczenie kolorem), zapraszamy do zapoznania się z treścią!

❤️‍🔥 Zapraszamy do zapisów! 👁️

1. now I'm in exile seein' you out

marzec 2024

Nad Paryżem zaświecił księżyc w pełni. Jego jasna poświata wydobyła z mroku dziewczęcą sylwetkę, jej bladą twarz i zamyślone oczy. Stała na balkonie i wpatrywała się w przestrzeń. Wydawała się kompletnie obojętna na piękno tej nocy, na barwnie oświetlone miasto w dole, nawet na kłótnię, która rozgrywała się w mieszkaniu obok. Przez otwarte okno słychać było agresywne wyzwiska i brzdęk tłuczonego szkła, ale Una Blanchard była jakby głucha na wszystkie dźwięki dochodzące ze świata.
Niespokojnie biła się z myślami.
Dym z wiśniowej cygaretki poszybował w górę, ku gwiazdom. Nie otrząsnąwszy się z głębokiej zadumy strzepnęła popiół do popielniczki w kształcie liścia i wsunęła papierosa między wargi, zaciągając się mocno. Nikotyna krążąca w jej żyłach pozwalała jej myśleć nieco jaśniej. Na razie wiedziała jedno – to był koniec.
Zgasiła papierosa w popielniczce i zadrżała, wchodząc do środka. Marcowe noce wciąż były jeszcze lodowato zimne. Narzuciła sobie koc na ramiona, pustym spojrzeniem ogarniając salon, w którym panował rozgardiasz, włączony telewizor, kołdrę skłębioną na kanapie. W kuchni zrobiła sobie kubek mocnej herbaty i wróciła do salonu, potykając się o leżące na podłodze ubrania i klnąc pod nosem. W tamtej chwili czuła się, jakby miała czterdzieści lat, a nie osiemnaście; czuła się przytłoczona, zmęczona, obolała; czuła ciężar całego świata na swoich barkach. Życie smakowało jak popiół, szary i wstrętny.
To był koniec. Schowała twarz w dłoniach, marząc, by móc się teraz wypłakać. Jej oczy jednak pozostały suche.
Na stoliku stygła czarna herbata.

—•—

kwiecień 2023

– Zgubiła się panienka?
Niski, ciepły głos załaskotał ją w ucho i obudził w brzuchu chmarę motyli. Uwielbiała piękne głosy. Nie znosiła natrętów.
Zamaszyście uniosła głowę, zamierzając odwarknąć coś w stylu: nie jestem jakąś bezbronną lalą, okej?, ale napotkała przed sobą spojrzenie zatroskanych, jasnych oczu i zapomniała, co chciała powiedzieć. Gapiła się nieelegancko, jakby była całkowicie sparaliżowana, jakby wszystkie jej mięśnie odmówiły posłuszeństwa. Doprawdy, brakowało tylko, żeby dodatkowo otworzyła usta i stała jak kołek. Mężczyzna naprzeciwko uśmiechnął się jednak; był to miły uśmiech, sympatyczny, wręcz serdeczny. Na ten widok Unę opuściło to specyficzne napięcie i opanowała się wreszcie.
– Niezupełnie. Skąd taki wniosek? – spytała, unosząc lekko brodę, żeby pokazać mu, że jest pewną siebie kobietą, a nie jakąś trzpiotką.
– Prawdę mówiąc, szukałem pretekstu, żeby do panienki zagadać – wyznał, wciąż z tym samym uśmiechem i figlarnym błyskiem w oczach. Zakręciło się jej w głowie (boże, był naprawdę cholernie przystojny), ale nie zamierzała robić z siebie koncertowej idiotki tylko dlatego, że miała dopiero siedemnaście lat, a on na pewno przekroczył już trzydziestkę. To, że wyglądał jak anioł nie oznaczało jeszcze, że wszystkie młode dziewczyny będą mdlały na jego widok.
– Doprawdy? – uniosła lekko brwi, taksując go powoli wzrokiem z góry na dół i ignorując swoje serce, które trzepotało jak ptaszek w klatce. – A dlaczegóż to chciał pan ze mną rozmawiać?
– Henry – przedstawił się, wyciągając rękę. Ujął jej dłoń i pocałował wierzch, tak delikatnie, jakby nie chciał spłoszyć motyla. Una poczuła dreszcz biegnący wzdłuż karku.
– Una.
– Niezmiernie miło mi cię poznać, Uno. – Wymówił jej imię tak, jakby smakował jakąś wykwintną potrawę, a ona pomyślała, że jeszcze chwila, a serce wypadnie jej z piersi.

—•—

sierpień 2023

Okazał się być szarmancki i uroczy. Okazał się dobrym znajomym jej rodziny. Okazał się także żonaty i to było jak wbita w oko drzazga, drażniąca, nie pozwalająca o sobie zapomnieć. Gdyby chociaż mogła stwierdzić, że zataił przed nią ten fakt… lecz nie. Wiedziała od samego początku. A mimo to nie potrafiła powiedzieć sobie stop.
Ujął ją tym, jaki był ciepły, elegancki i – w przeciwieństwie do jej rówieśników – dojrzały, elokwentny, oczytany. Podobało jej się, że zabiega o nią facet, który mógł mieć każdą, facet o dobrej pozycji społecznej i fantastycznej sytuacji majątkowej. Czuła się tysiąc razy piękniejsza, kiedy obrzucał jej kreację pełnym uznania spojrzeniem, a w jego głosie brzmiała wyraźna duma, gdy przedstawiał ją swoim znajomym. Próżna część jej natury była zachwycona podziwem, jaki wyrażały ich twarze, zazdrością, niemal zawiścią, że mężczyzna w tym wieku może jeszcze znaleźć sobie tak młodą kochankę. Była jego klejnotem, piękną ozdobą dopełniającą całość. Jesteś taka śliczna, mówił jej, kiedy wieczorami leżeli w sypialni, ona w jego ramionach, oplatających ją jak winorośl. Rozwiodę się z żoną i będziesz tylko moja, powtarzał, jak gdyby to ona należała do kogoś jeszcze, prócz niego. Dreszcz podniecenia przebiegał jej po karku, chociaż starała się nie wierzyć w jego obietnice – ostatecznie, po co miałby to robić, rujnować swoją pozycję w świecie znanych i uwielbianych ludzi? A potem on całował ją tak namiętnie, że wszystkie jej myśli rozpływały się w niebycie i nie mogła ich sobie przypomnieć.

—•—

listopad 2023

– Co powiedziałeś Catherine?
Catherine to jego żona.
– Że za tobą szaleję – mruknął, nie przestając wodzić palcem po okolicach jej szyi, obojczykach i zagłębieniach pod nimi. – Że chcę być z tobą do końca świata.
– A tak naprawdę?
Przewrócił się na plecy i wbił wzrok w sufit. Ramię podłożył sobie pod głowę; leżąc w takiej pozycji, z jasnymi oczami utkwionymi w niewidocznym punkcie, przywodził jej na myśl antyczną rzeźbę, piękną i doskonałą. Nawet poirytowany, jak teraz, sprawiał wrażenie, jakby pochodził z całkiem innego świata. Poczuła nieodpartą ochotę, żeby go dotknąć, a to pragnienie paliło jej zakończenia nerwowe w dłoniach i palcach. Przytuliła się do jego boku, zwijając się w kłębek jak mały kociak. Kiedy nie poczuła obejmującego jej ramienia, zaskoczona uniosła wzrok.
Wciąż leżał w takiej samej pozycji, jakby w niej zastygł, i wciąż na nią nie patrzył. Poczuła, jak dezorientacja wkrada jej się do głowy, mieszając w doznaniach i wspomnieniach, aż sama nie była pewna, co się właściwie stało.
– Henry? – zagadnęła ostrożnie, pochylając się nad nim i zaglądając mu w twarz. Jej włosy muskały jego klatkę piersiową i ramiona, i nagle – tak nagle, że nawet nie zauważyła – trzymał je w garści, patrząc na nią z wściekłością. W jego oczach malowała się furia, aż pociemniały z gniewu. Una nigdy przedtem nie widziała go w takim stanie; po raz pierwszy doszła do wniosku, że Henry'ego naprawdę można się było bać. Odwróciła wzrok, udając, że wszystko jest w porządku, ale szybko wciągnął ją z powrotem do rzeczywistości, jednym szarpnięciem za włosy odchylając jej głowę w tył, poza krawędź łóżka. Była zszokowana, że wciąż, mimo wszystko, przypominał piękną rzeźbę. Teraz jednak gotową, by ją zabić.
– Naprawdę nie mogłabyś – wysyczał z twarzą tuż przy jej twarzy – darować sobie wtykania nosa w cudze sprawy?
Zadrżała, po części przez jego ton głosu, po części przez to, co mówił. Nigdy przedtem nie dawał jej do zrozumienia, że nie powinna pytać go o życie poza ich związkiem. Dlaczego więc teraz doprowadziło go to do takiej pasji?
– Przepraszam – szepnęła, dotykając jego zaciśniętej pięści na znak, żeby ją wypuścił. Czuła się przerażająco podatna na atak, kiedy trzymał ją w ten sposób. Zupełnie jakby był wampirem bawiącym się swoim ostatnim posiłkiem, zanim ostatecznie rozerwie go na strzępy.
– Co: przepraszam? – warknął, nie puszczając jej włosów.
– Ja nie…
– Zapamiętaj to sobie raz na zawsze: nie będziemy rozmawiać o Catherine. W tym świecie ona nie istnieje i to nie twoja sprawa, jaki kit jej ostatnio wcisnąłem. Zrozumiałaś?
Kiwnęła głową, mrugając szybko, żeby pozbyć się zgromadzonych pod powiekami łez.
– Grzeczna mała – zamruczał, rozluźniając uścisk na jej włosach, ale nie wypuszczając ich z garści. Drugą dłonią pogładził ją po twarzy tak delikatnie, jakby była kruchą figurką z porcelany. A ona poczuła, że z nerwów mogłaby zwymiotować wszystkie roztrzęsione wnętrzności. – Chodź do mnie – powiedział, puszczając jej włosy, a zamiast tego łapiąc jej rękę. – No chodź – powtórzył zniecierpliwiony, więc przełknęła wszystkie nieatrakcyjne emocje i poszła, bo niby co innego mogłaby zrobić?

—•—

styczeń 2024

To wszystko wydawało się kompletnie nierealne, jakby rzeczywistość zakrzywiała się w każdą stronę, odbijała wszechświat niczym w gabinecie luster. Nie była w stanie zrozumieć, jak mogła dać się tak oszukać, omamić, poddać się urokowi i czarodziejskim słowom. Miała wrażenie, że wpadła w pułapkę tak głęboką, że już nigdy nie zdoła się z niej wygrzebać.
– Halo, ziemia do Uny.
A ona nic. Jakby ciało przestało jej słuchać, zamienione na zawsze w kamień, i tylko myśli były żywe, gorące, szalejące pod powierzchnią.
– Kobieto. Popatrz na siebie – wyrwała ją z zamyślenia Effy, makijażystka, która od dwudziestu minut próbowała na przemian zatuszować siniaka na policzku i dowiedzieć się o co chodzi. – Zobacz, jak ty wyglądasz.
I podsunęła jej lusterko pod nos.
Zobaczyła zapadnięte policzki i ciemne cienie pod oczami, ale najtrudniejsze do rozpoznania były same oczy – dwie wielkie złociste plamy w bladej twarzy, ziejące przeraźliwą pustką, niczym kratery wulkanu. Dwie czarne dziury, w których znikało wszystko, co do tej pory miało jakiekolwiek znaczenie.
– Przecież jest w porządku – zbyła ją Una, uśmiechając się wymuszenie, chociaż ten widok wstrząsnął nią bardziej, niż miała ochotę przyznać. – Nie wiem, o co ci chodzi.
– A to? – spytała z kamienną miną, wskazując na jej policzek.
– Uderzyłam się – warknęła. – Mówiłam ci. Byłam pijana i się uderzyłam.
Zapadła cisza, gęsta od niewypowiedzianych słów.
– Słuchaj, Una – zaczęła Effy z wahaniem. – Może jedź do domu. Odpocznij, weź gorącą kąpiel. Cokolwiek.
– Przecież nic mi nie jest!
– Una. – Effy posłała jej poważne spojrzenie, bardziej poważne, niż kiedykolwiek. – Nie puszczę cię na zdjęcia z taką twarzą.
Zamarła, zszokowana tym oświadczeniem. Jakimś cudem dotąd nie brała tego pod uwagę, jak gdyby błoga nieświadomość ludzi wokół mogła trwać wiecznie, jakby ona sama otoczyła się bezpiecznym kokonem, w którym inni ją widzą, ale nie zauważają. Otworzyła usta, żeby powiedzieć cokolwiek – zaprotestować albo jakoś się wytłumaczyć – ale nie była w stanie wydusić z siebie ani jednego dźwięku.
– Więc o to chodzi? – szepnęła w końcu, głosem niepewnym i miękkim jak kisiel. – Zrywasz umowę, tak? Bo też miewam gorsze dni?
Furia wzbijała się powoli w jej sercu, wciąż jeszcze przygnieciona otępieniem, ale coraz bardziej żywa.
– Przestań, Una. To nie tak – zaprzeczyła Effy, patrząc na nią badawczo, ostrożnie, jakby mogła samym spojrzeniem zatrzymać zachodzący w niej rozpad. Tak patrzyli rodzice wypuszczając dzieci spod swoich skrzydeł.
– A jak? – warknęła, biorąc torebkę i czując, jak serce bije jej opętańczo. – A niby jak?
Trzasnęła drzwiami i już jej nie było.

—•—
luty 2024

Dźwięk dzwonka wyrwał ją z głębokiego snu, pierwszego takiego od bardzo dawna, pomiędzy tymi miesiącami, kiedy budził ją najlżejszy nawet szelest. Zamrugała nieprzytomnie i przewróciła się na drugi bok, pewna, że ten dzwonek jej się przyśnił, ale nie. Zadzwonił ponownie, melodyjny dźwięk odbijający się od ścian. Una zwlokła się z łóżka, mając wrażenie, że jej kości zamieniły się w galaretę; trudno było jej utrzymać się na nogach, a dłonie drżały tak, jakby miała potężnego kaca. Niechętnie otworzyła drzwi, zamierzając szybko pozbyć się natręta, ale widok osoby stojącej naprzeciwko szybko i skutecznie wybił ją z senności. Wiele razy wyobrażała sobie to spotkanie, choć raczej w wymiarze abstrakcyjnym; w tym momencie była w stanie myśleć jedynie o tym, że na żywo i z bliska wydaje się jeszcze piękniejsza.
Oto była. Catherine Chevalier. Gniewna, śmiertelnie poważna i zapierająca dech w piersiach.
Z wrażenia i zaskoczenia Una dosłownie zapomniała, jak się mówi. Gapiła się tylko na nią, tak jak dawno temu gapiła się na jej męża, tyle że teraz to spojrzenie było mieszanką strachu i osobliwego podziwu. Przyszło jej do głowy, że gdyby Catherine Chevalier zapragnęła rozdeptać ją jak robala, i tak miałaby powód do dumy, bo to była Catherine Chevalier. Henry nigdy nie wspominał, że ma tak olśniewającą żonę.
– Dzień dobry – przywitała się Catherine, mimo wszystko uprzejmie, choć w jej głosie pobrzmiewał chłód całej Arktyki. – Mogę wejść?
Una tylko kiwnęła głową i przesunęła się, wpuszczając panią Chevalier do środka. Nieważne, jak niegościnnie to wyglądało; po prostu nie była w stanie się odezwać.
– Ładnie mieszkasz – pochwaliła Catherine, taksując wzrokiem wszystko od podłogi aż do sufitu, także rozrzucone ubrania i skłębioną na kanapie kołdrę, wokół której leżało milion chusteczek. Una niemalże rzuciła się, by posprzątać, ale żona Henry'ego zaprotestowała. – Och, nie rób sobie kłopotu. Nie zabawię długo.
A jednak kręciła się po mieszkaniu, zamiast powiedzieć wprost, po co przyszła. Unie wydawało się, że dłużej już tego nie wytrzyma, że jej oszalałe serce zaraz wyskoczy na zewnątrz i wtopi się w podłogę, że nogi poniosą ją na balkon i każą zeskoczyć w dół.
– Ujmę to tak – odezwała się w końcu Catherine, splatając palce w swoich beżowych skórzanych rękawiczkach. – Nie zrobię ci nic gorszego tylko dlatego, że jesteś taka młoda i taka naiwna. Byle trzpiotka nabrałaby się na te sztuczki mojego męża – prychnęła. A potem wbiła w nią wzrok, jakby Una była myszą, a Catherine sokołem. – Wasz mały romansik niedługo wyjdzie na jaw. Henry będzie musiał się napracować, żebym nie zażądała rozwodu, i wierz mi, zrobi to. A ty w międzyczasie znikniesz. Wrócisz do tej swojej Ameryki, czy skąd się tu wzięłaś i nigdy, przenigdy nie będziemy już mieć ze sobą do czynienia.
Pani Chevalier uśmiechnęła się krzywo, zadowolona ze swojego planu, a Una nie zrobiła nic, żeby zaprotestować. Po prostu nie była w stanie. Nawet w dwie godziny po wyjściu Catherine Chevalier po prostu stała nieruchomo, patrząc niewidzącym spojrzeniem w przestrzeń i czuła się tak, jakby świat ją pożarł.

—•—

marzec 2024

To był koniec.
Wypchana walizka ciążyła jej w dłoni znacznie bardziej, niż zwykle. Lotnisko wydawało się wyjątkowo zatłoczone, ludzie wyjątkowo głośni, a ona wyjątkowo mała i nieporadna. Usiadła na pierwszej lepszej ławce i ukryła twarz w dłoniach. przełykając łzy. To był koniec. Nigdy już nie będzie modelką, bo nigdy nie uwolni się od wspomnień, a te wspomnienia będą ją gryźć i zdzierać z niej skórę, aż w końcu nic nie zostanie, krwawy ochłap i kości. Boże, jakie to było straszne – mieć osiemnaście lat i całe życie za sobą.
– Przepraszam…
Gwałtownie poderwała głowę, z jakimś niejasnym uczuciem zauważając tuż obok parę ciemnych oczu o wyraźnie zatroskanym spojrzeniu.
– Zgubiła się panienka?
Una otworzyła usta w niemym wyrazie zdumienia i, ku swojemu własnemu zaskoczeniu, powiedziała:
– Tak. – Nie wiem gdzie jestem. Nie wiem kim jestem. – Tak.

3 komentarze:

  1. [Chciałabym powiedzieć, że nie witałyśmy się jeszcze oficjalnie, ale nie dam się tutaj żadnym konwenansom powstrzymać. Opowiadanie dotyka w palący sposób, wierci paluchem w umyśle, snując historię, którą kiedyś miałam sama nieprzyjemność usłyszeć od swojej przyjaciółki. Cieszę się, że autorzy rozwijają i przybliżają historie swoich postaci, poruszając w ten sposób tematy niezwykle ważne.
    Dzięki Twoim słowom czułam wszystko, co czuła Una. Chciałam Ci pogratulować i trzymam mocno kciuki za to, żebym jeszcze mogła coś Twojego autorstwa przeczytać. To był naprawdę solidny kawałek pięknej, bolesnej lektury.]

    Chris

    OdpowiedzUsuń
  2. 🧁 - babeczka za pierwszy post fabularny!
    A przechodząc do rzeczy to strasznie szkoda zrobiło mi się Uny, a poza tym tak cudownie piszesz, że chcę więcej i więcej. Czytając niemal czułam się tak, jakbym była na miejscu Twojej bohaterki i przeszły mnie ciary. 🥶
    Kiedy kolejny post? Kto nakopie Henry'emu do tyłka? Liczę, że karma jeszcze do niego wróci, a jeśli nie to myślę, że znajdzie się taki jeden, który by mu chętnie przyłożył. ;)
    PS - tytuł🥹🩶

    OdpowiedzUsuń
  3. Czekam na rozwój sytuacji! Spróbuj tylko nie kontynuować to i na Unę naślę Rudą 🙊 nie umiem w konstruktywne komentarze, więc napiszę tylko, że bardzo mi się podobał post i naprawdę przyjemnie się całość czytało. W ogóle, przyjemnie czyta się Twoje literackie twory, więc oby więcej! 🫶

    OdpowiedzUsuń