NAGŁÓWEK/HTML1

L.A. Dreamers

INFORMACJE/HTML2

❤️‍🔥 Zasada trzech komentarzy wchodzi w życie! Guardian Angel zaprasza do witania nowych postaci!

❤️‍🔥 Aby wejść na Group Chat, wystarczy zaakceptować otrzymane od Guardian Angel zaproszenie.

❤️‍🔥 Zasada trzech komentarzy zacznie obowiązywać od momentu opublikowania kart postaci przez pięciu pierwszych autorów. Guardian Angel będzie trzymał rękę na pulsie 😇

❤️‍🔥 Blog L.A. Dreamers został oficjalnie otwarty! Zapraszamy do zapisów ❤️

I love you, it's ruining my life

Phoebe Miller
Phoebe Allison Miller —•— urodzona 25.09.2004 roku, matki-ćpunki właściwie nie pamięta, ojca najczęściej nie poznaje —•— przede wszystkim modelka, bo dzięki temu zrobi karierę; oprócz tego studentka literatury —•— ma brata bliźniaka i przybraną siostrę, dzięki której może kogoś obwiniać o popsute relacje rodzinne —•— nieduże, ciemne i przykre mieszkanie na poddaszu w okolicy Skid Row —•— ma puszystego czarnego jednookiego kota o imieniu Heath Ledger —•— nałogowo pali papierosy, chorobliwie skręty, obsesyjnie marzy, by cofnąć czas —•— powiązania&dramaty


Czarne ubrania skrywają krew, a uwidaczniają resztki proszku, migocące w powietrzu jak gwiezdny pył i umiejętnie przenoszący do gwiazd. Czarne ubrania zlewają się z czernią nocy i cieniem starych kamienic, pozwalają rozpłynąć się we mgle jak duch i nie spoglądać za siebie. Czerń jest przydatna, wygodna, praktyczna; na czerni nie widać plam ani odłamków roztrzaskanych marzeń. W cieniach można pochować wylane łzy i nieatrakcyjne emocje, w ciemnościach tylko kreska na szkle zdaje się lśnić hipnotyzująco, cienie potrafią połknąć człowieka w całości. Phoebe Miller kryje się w cieniach i od dawna już nie ogląda świata przed zmierzchem. Phoebe Miller pachnie zielskiem, pachnie wiśnią, pachnie wyrzutami sumienia. Wstyd pali ją w kark, a pogarda wypala inicjały na sercu. Poranne zjazdy i tak bolą mniej od wspomnień, a wspomnienia bolą mniej po kreskach, choć ostatecznie i tak wszystko sprowadza się do ucieczki przed cierpieniem, ucieczki przed rzeczywistością, ucieczki przed samą sobą. Żywi się czarną kawą i papierosami, nie potrafi o siebie zadbać i nie chce. Im jest smutniejsza, tym bardziej jej pragną, a im dłużej to trwa, tym mniej ją to wszystko obchodzi. Phoebe Miller chciałaby cofnąć czas i nie być sobą, cofnąć czas i wszystko naprawić, cofnąć czas i niczego nie popsuć. Phoebe Miller chciałaby cofnąć czas i nauczyć się przepraszać. I żeby przepraszam wystarczyło.

11 komentarzy:

  1. Cześć, siostrzyczko 🤭

    siostra

    OdpowiedzUsuń
  2. [Witam panią serdecznie. BĘDZIE DRAMAAAAAAAA]

    współlokator z macicy

    OdpowiedzUsuń
  3. [ Miłośnicy kotów łączmy się!
    Nie ma to jak porządnie zawiłe i skomplikowane rodzinne relacje i kawał ciężkich wspomnień, które nie dają spokoju... Nie mamy litości dla tych naszych postaci, ale pomimo planowanych dram oby się w życiu Phoebe ułożyło :D
    Baw się dobrze i oby wena nie opuszczała! ]

    Yongsun

    OdpowiedzUsuń
  4. [Obawiam się, że on rancza to na oczy nie widział. Winnice już prędzej. 😂 Z Xavierem poczekamy na siostrę cierpliwie, a Pheebs chętnie porwiemy do wątku z Emory. Myślę, że te babeczki się dogadają, ale na nią trzeba jeszcze trochę poczekać. 🖤]

    Xavier

    OdpowiedzUsuń
  5. Wszystko układało się idealnie. Trudno było jej uwierzyć, że to nie jest przeciągający się sen. Powtarzała sobie przy tym, że całe piekło Przez które przeszła, w końcu się skończyło. Przetrwała, więc zasłużyła w końcu na odrobinę szczęścia i spokoju w swoim życiu. Tak właściwie, tego szczęścia w tym momencie miała dużo.
    Odcięcie się od rodziny było najlepszą decyzją, jaką mogła podjąć. Oczywiście, że była przerażona, gdy okazało się, że wszystkie środki z jej konta bankowego zostały wyczyszczone przez Evelyn. Była głupia, łudząc się, że jej plan związany z ucieczką do Szkocji mógł naprawdę wypalić. Czy żałowała? Przez długi czas tak, a później przyszedł tamten dzień, w którym Mallory wraz z Ianem postanowili zorganizować jej i im znajomemu randkę w ciemno. Kiedy zobaczyła w kawiarni Jacoba, pierw miała ochotę uciec. W końcu porzucił ją. Zostawił ją w najgorszym możliwym momencie, zostawił ją samą z tymi chorymi ludźmi, twierdząc przy bezczelnie, że to najlepsze co może dla nich zrobić. Gdyby nie Mal i Ian… możliwe, że nie zeszliby się ponownie.
    A teraz w końcu była szczęśliwa. Wszystko układało się po prostu… dobrze. I przede wszystkim spokojnie, bo dla Meg właśnie to było najważniejsze. Spokój. Po wszystkich tych latach, to spokój był istotny. I to, że przestała wierzyć w wiszącą nad nią klątwę. Jake wciąż żył, Jake był cały. Byli ze sobą, a nikomu nie stała się żadna krzywda. Czyli to, co wcześniej zostało wspomniane, spokój.
    Przez te miesiące swojej pełnoletności, nauczyła się całkiem dobrze gospodarować pieniędzmi, na tyle, że zaczęła nawet co nieco oszczędzać i tego dnia postanowiła odrobinę zaszaleć. Nie tęskniła za dawnym życiem, ale musiała przyznać, że swoboda wydawania dolarów na ubrania i kosmetyki była całkiem przyjemna. Teraz za każdym razem zastanawiała się czy coś było jej potrzebne, czy musiała to mieć, czy aby na pewno było ją na to stać. Dlatego po sklepach z ubraniami nie chodziła z taką swobodą jak wcześniej. Chciała jednak sprawić sobie coś nowego. Odrobina dodatkowej przyjemności nie była przecież niczym złym, zwłaszcza, jeżeli mogła przy tym kupić coś, co mogłoby się spodobać Jake’owi. O ile nie lubiła specjalnie się stroić, dla niego… lubiła, gdy patrzył na nią z tym błyskiem w oczach, więc tak, lubiła stroić się dla niego.
    Zakupy poszły jej całkiem sprawnie. Wiedziała w czym wygląda dobrze, więc nie musiała poświęcać na nie, niewiadomo jak dużo czasu. Trzymając w dłoni papierową torebkę, w której znajdowały się jej najświeższe zakupy, zmierzała do wyjścia, gdy poczuła, jak ktoś na nią wpada.
    — Nic nie szkodzi — odpowiedziała automatycznie, spoglądając na osobę, która ją szturchnęła. W jednej chwili tego pożałowała. Nim jeszcze na siebie wpadły, miała wrażenie, że kojarzy tę sylwetkę, ale dopiero, kiedy dziewczyna zsunęła okulary, miała pewność, co do jej tożsamości. W jednej chwili łagodny wyraz twarzy rudowłosej zmienił się w zniesmaczony grymas, gdy spoglądała oceniająca na Fibs — albo szkodzi… chociaż, widok, że się staczasz, jest nawet nieco pocieszający — burknęła, wciąż ją lustrując.

    rudzielec

    OdpowiedzUsuń
  6. Zacisnęła wargi w wąską linię, mierząc wciąż surowym spojrzeniem dziewczynę. W zasadzie tyle by wystarczyło. Nie musiała nic więcej mówić czy czekać na jakąś jej reakcję. Im mniej kontaktu z przeszłością, tym lepiej. Tak sobie przez cały czas powtarzała. Jedynym elementem z wtedy, jakiego chciała w swoim życiu był Jake. Nic więcej nie było jej potrzebne, nic ani nikt.
    Mogła więc ruszyć. Zignorować całkowicie osobę Phoebe i po prostu wyjść ze sklepu, zapomnieć, że ją widziała, że wymieniły te nic nieznaczące słowa. Wyrzucić z pamięci te spotkanie. Nie wspominać przy tym nic Jake’owi, żeby niepotrzebnie go nie denerwować. Po co i on miałby zaprzątać sobie głowę tym, że jednak mimo wielkości LA, Fibs kręciła się w miejscach, w których im też zdarzało się bywać…
    Z jakiegoś powodu jednak się nie ruszyła. Wpatrywała się tylko w dziewczynę, zastanawiając się nad tym, dlaczego w ogóle jej słucha. Po co jej to. Po co robiła to samej sobie.
    — Faktycznie szkoda — prychnęła, wywracając teatralnie oczami dookoła. Wciąż się przy tym zastanawiając, po co w ogóle wchodzi z nią w dyskusję. Zacisnęła mocniej palce na papierowych uszach torby i już miała się zmusić do odwrócenia się na pięcie i opuszczenia wreszcie sklepu, kiedy usłyszała nagle taką zmianę w brzmieniu głosu dziewczyny. I padające z jej ust imię.
    — Czy co Jake? — Niemal wysyczała, mierząc ją nieprzychylnym spojrzeniem. Z jakiegoś powodu nie podobało jej się to, że w ogóle śmiała pomyśleć o swoim bracie. Jakby samo to sprawiało, że jakimś cudem Jacob wyczuje jej obecność. Myśl, że mogliby się spotkać, nie podobała jej się. Wiedziała, jak ważni dla siebie byli, jak był gotów zrezygnować z niej, dla swojej bliźniaczki. Jak w zasadzie to zrobił, kiedy wyrzucił ją ze swojego pokoju tamtej nocy, ich pierwszej wspólnej nocy, wykopał ją, bo jak się czuje Fibs, jakby Mackenzie kiedykolwiek to interesowało…
    — Jedyną osobą, którą trzeba przed tobą chronić jest właśnie Jake — warknęła — zniszczyłaś mu życie swoim ćpaniem — wytknęła — może twój przeżarty narkotykami mózg tego nie pamięta, ale przez ciebie musiał zrezygnować z grania. Chociaż tyle, że było to dla niego cholernie ważne, pamiętasz, co? — Spytała, żałując, że nie trzyma w rękach czegoś większego niż siatka, bo zaciskała palce na tyle mocno, że wbijała sobie paznokcie w wewnętrzną część dłoni — więc nawet nie waż się choćby o nim myśleć.

    obrończyni

    OdpowiedzUsuń
  7. Wywróciła kolejny raz teatralnie oczami, gdy Fibs ją zbyła. Może lepiej. Sterczenie i wdawanie się z nią w dyskusje nie powinno być tym, na czym z chęcią marnowałaby swój czas.
    Stała tam jednak, jakby jej nogi zostały przytwierdzone do podłoża. Jakby rozmowa musiała trwać, nie mogąc zostać zakończoną przed wyrzuceniem z siebie żali, złości czy czegokolwiek innego.
    — Oh, Fibs — zaśmiała się odrobinę za głośno, ale musiała przyznać, że słowa dziewczyny ją szczerze rozbawiły. Z jednej strony. Meg nie chciała być jego siostrą. Zdecydowanie nie chciała nią być. Dużo bardziej podobała się jej ich obecna relacja. Z drugiej strony słowa panny Miller były jak pstryczek w nos, bo Meg wiedziała, że pewnych relacji człowiek nie jest w stanie wyrzucić z pamięci. Nienawidziła swojej matki, ale nie było dnia, aby o niej nie myślała. Choćby przez krótką chwilę. Podejrzewała, że Jake mógł równie często myśleć o swojej siostrze. Zwłaszcza, że nim się wszystko między nimi posypało, byli ze sobą blisko. Tak blisko, że Margaret nie mogła tego znieść. Zazdrościła Pheobe tego, że mogła być ciągle koło Jake’a i nie chodziło wcale o tę fizyczną bliskość. Bo to ona, Margaret Mackenzie chciała być pierwszą, o której pomyśli, do której pójdzie, gdy będzie chciał się z kimś podzielić swoim szczęściem czy smutkiem. — Naprawdę myślisz, że po pierwsze, chciałabym być jego siostrą? Po drugie, wybierał? Musiał kogoś wybierać? Boże, dziewczyno, sama to spierdoliłaś. Sama się wykreśliłaś. A wystarczyło go zrozumieć, nas zrozumieć. I po prostu… być przy nim, wiesz? Zamiast pozwolić na całe to gówno — starała się nie dać po sobie poznać, jak bardzo to przeżywała. To, co działo się w domu, gdy Jake już go opuścił było piekłem. Prawdziwym, paskudnym piekłem, przez które, sama nie wiedziała jakim cudem przetrwała. Chyba tylko myśl o tym, że w końcu opuści ten dom, to miasto, ten kraj sprawiała, że nie zdecydowała się zrobić niczego głupiego. Zorientowanie się, że na jej koncie nie ma ani centa było niczym policzek na koniec kłótni. Bolało, ale chyba nie do końca była zdziwiona, jakby się spodziewała.
    Teraz czuła się jakby wygrała. Teraz mogłaby odejść z poczuciem triumfu. Ale tak się nie stało, bo dotarł do niej sens słów padających z ust jej rozmówczyni.
    O ile wcześniej była w stanie zapanować nad emocjami, tak teraz, gdy dotarło do niej, że Fibs spotkała się z Jake’m. Spotkali się, a on nic jej o tym nie wspomniał. Nawet słówkiem. Nie zająknął się. Mogłaby skłamać. Mogłaby powiedzieć, że Jacob przedstawił to inaczej, ale złość i dezorientacja, które w jednej chwili zapanowały sprawiły, że jedynie rozchyliła usta i wpatrywała się w Pheobe z niedowierzeniem. Chciała coś powiedzieć. Rozchyliła nawet usta, ale tuż po chwili je zamknęła. Za dużo czasu spędziła z dala od elity, zapomniała już, jak to jest mieć odpowiedź na wszystko, jak to jest być wredną suką, która każdego potrafi zmieszać z błotem. Zwłaszcza kogoś takiego, jak Fibs. Kogoś, kto był jedynie przybłędą.
    — Szkoda, że nie widzi cię teraz. Na pewno byłby zachwycony widokiem twojej skacowanej twarzy — w ostateczności jedynie tyle mogła z siebie wydusić.

    jeszcze wam dowalimy 😘

    OdpowiedzUsuń
  8. — To wytłumacz mi, co tak cholernie ci przeszkadza we mnie, co? — Spytała odrobinę za bardzo emocjonalnie. Powinna była utrzymać tę nic nie wyrażającą minę, ewentualnie tę, która jasno mówiła o tym, jak bardzo gardzi stojącą przed nią dziewczyną.
    Nie chodziło o odkrywanie siebie, nie zależało jej na Pheobe w żaden, najmniejszy sposób. Była dla niej po prostu… nikim ważnym. Cala niechęć jaką do niej żywiła rozpoczęła się tak po prostu, dla zasady. Jakby naprawdę ją interesowało z kim wiąże się matka czy ten ktoś ma dzieci i co z tego wyniknie… kiedy okazało się, że ma dwójkę dzieciaków, Margaret postanowiła, że dla zasady nie będzie ich lubiła. To miało sens, dla niej. Później Fibs pokazała swoją prawdziwą twarz, a Margaret miała mnóstwo powodów ku temu, by dziewczyny zwyczajnie nie lubić.
    Ponownie się zaśmiała.
    — Masz talent do rozbawiania mnie — stwierdziła, z nieschodzącym z twarzy uśmieszkiem — nie lubię cię, tak po prostu i nie ma to nic wspólnego z Jake’m — powiedziała, patrząc prosto w oczy dziewczyny. Nie była to do końca prawda, bo Jacob był dość mocno w to zamieszany, ale jednocześnie, jej relacje z nim nie miały żadnego wpływu na to co czuła do dziewczyny. Owszem, to, że byli blisko strasznie ją wkurzało, ale to była jedna z pozycji na długiej liście. Samo zachowanie Fibs było wystarczającym powodem — nie pomyślałaś nigdy o tym, że może, gdybyś nie była taką suką, to nie miałabym żadnego powodu do czekania na to, aż znikniesz?
    Pozwoliła, aby te słowa wybrzmiały, aby blondynka miała chwilę na ich przemyślenie. Tylko po co? Nie podejrzewała, aby miały na nią w jakikolwiek sposób wpłynąć. Zresztą, nawet jeżeli, to i tak było za późno na wymazanie krzywd. Spędziły ze sobą niby tylko dwa lata, a Margaret miała wrażenie, że poza matką, Fibs jest drugą osobą na całym świecie, której szczerze nienawidziła.
    — Oh, po prostu się wypchaj — burknęła cicho pod nosem, bo fakt, że bliźniacy się spotkali, a ona nie miała o tym pojęcia sprawiał, że nie miała nawet siły na próby dowalenia dziewczynie. To nie miało najmniejszego sensu.
    Nie słyszała. Wstrzymała oddech, próbując nasłuchiwać o co dokładnie jej chodziło, a kiedy strzał się powtórzył, krzyki pozostałych klientów wybrzmiały jakoś tak głośniej, Meg poczuła jak z jej twarzy odpływa krew. Przełknęła ślinę, spoglądając to na Pheobe, to za nią, jakby chcąc ocenić, co dokładnie się tam dzieje.
    — Pójdziecie grzecznie w głąb sklepu, wyciągniecie z torebek wszystkie wartościowe przedmioty, a następnie położycie się na podłodze — męski głos wybrzmiał tuż za nią, a przez jej ciało przeszedł dreszcz — jak wszyscy będą posłuszni, to nikomu nic się nie stanie — dodał, jednocześnie wyraźnie pokazując Pheobe, że on, tak samo jak jego wspólnik, miał w dłoni broń.

    i bardzo dobrze

    OdpowiedzUsuń
  9. — Czyli każdą dziewczynę Jake’a na poważnie traktowałabyś w ten sposób? — Spytała, mrużąc powieki — tak bardzo cię boli, że on może kochać kogoś poza tobą, tak? Czy boli cię to, że kocha mnie? Bo wiesz, to całkiem ciekawe, czy za każdym razem zachowywałabyś się w ten sposób. Za każdym razem stawiałabyś siebie, nie patrząc na niego, na jego uczucia, jego szczęście? — Pytała o to wszystko, bo przecież to nie było tak, że Jacob porzucił Pheobe dla Meg. Przez długi czas odpychał rudą, właśnie przez swoją siostrę. Chyba, że Fibs nie miała o tym pojęcia… z chęcią by ją uświadomiła, ale z drugiej strony musiałaby przyznać, że Jake początkowo ją odrzucił.
    Minęło już tyle czasu, a ona nadal pamiętała jego lodowaty ton głosu i mrożące krew w żyłach spojrzenie, tuż po tym, kiedy dziewczyna ich przyłapała. Późniejszą rozmowę, gdy informował ją, że jego bliźniaczka zniknęła (jakby Meg miało to w jakikolwiek sposób interesować) i wiele innych sytuacji, gdy stawiał Fibs na pierwszym miejscu… tylko właśnie, mówiąc jej o tym wszystkim, bała się, że nabrałaby za dużej pewności, że Jake mógłby jej wybaczyć ot tak, że starałaby się bardziej, że… on w końcu by to zrobił, w końcu by jej wszystko wybaczył, a później znowu postawiłby Pheobe na pierwszym miejscu, kolejny raz pozbywając się rudowłosej.
    Przymknęła powieki. Widziała po reakcji blondynki, że człowiek, który stał za nią musiał mówić poważnie. Wyglądać poważnie, sprawiać wrażenie, że to nie był głupi żart, który miał kogoś rozbawić. Stała wciąż jak porażona, nie mogąc zmusić się do zrobienia nawet kroku.
    — Powiedziałem, kurwa, wyciągaj kosztowności i na ziemię, grzecznie, jak twoja koleżanka — warknął, przykładając na krótką chwilę broń do jej pleców, chcąc dać pewność rudowłosej, że to nie są żarty — chyba nie chcesz mieć nikogo na sumieniu — dodał, rechocząc się przy tym.
    Ruszyła w końcu dłonią, sięgając do torebki i wyciągając wszystko, co mogło być dla nich wartościowe. Kiedyś miała znacznie więcej rzeczy, których mogłaby się pozbyć bez przejmowania się tym, bo po chwili ruszyłaby do sklepu po nowe. Drżały jej dłonie, kiedy wyciągała portfel, telefon i w zasadzie tyle. Nie miała nic więcej.
    Postawiła na podłodze papierową torbę z zakupami i dołączyła do Fibs, bardzo powoli kładąc się obok niej, choć w bezpiecznej odległości. Słyszała tę jej paplaninę, ale wciąż była za bardzo przerażona tym, że ten facet przytknął broń do jej pleców. Coś jej podpowiadało, że gdyby w końcu się nie ruszyła, nie zastanawiałby się dwa razy przed wystrzałem.
    — Możesz przeczołgać się w inne miejsce — syknęła — w zasadzie to twoja wina, wiesz? Gdybyś patrzyła jak chodzisz, już dawno by mnie tu nie było — wyszeptała gorączkowo, przenosząc spojrzenie na bandytów.
    — A niby dlaczego mam ciebie ratować? — Prychnęła — zamierzam grzecznie czekać, aż nas puszczą albo policja nas uratuje. Nie będę ryzykować swojego życia. Jeszcze dla ciebie — powiedziała, ale jednocześnie myślała jednak o tym, jak się stąd wydostać. Były w miejscu, w którym naprawdę miały blisko do wyjścia. Mężczyźni byli skupieni na przodzie i zbieraniu łupu od pozostałych klientów… Gdyby tak bezszelestnie się przemieściły, miałyby szansę.
    — Mówiłem, kurwa, że macie być grzeczni — krzyk jednego z nich rozbrzmiewał, dopóki nie padł strzał, którego hałas został zakłócony głośnym, przeraźliwym, przepełnionym bólem krzykiem. A gdy ten wybrzmiał, zapanowała całkowita cisza. Tak przeraźliwa, tak ciężka cisza.
    — Kurwa — przeklął drugi. Meg nie wiedziała, co dokładnie się dzieje, bo nie odważyła się podnieść spojrzenia.
    — Kurwa, kurwa, kurwa!
    — Ty, ściągaj pasek i zwiąż mu ramię.
    Słyszała tylko głosy, zamieszanie i próbowała sobie wyobrazić, co się tam działo, nie chcąc tam patrzeć.

    doczekacie się 🥰

    OdpowiedzUsuń
  10. [Hej, dzieki za powitanie ;) jak wspomniałaś o różu i wacie cukrowej, to sama nabrałam ochoty!
    Twoje panienki mają w sobie pewien mrok, który leniwie i konsekwentnie za nimi sunie, bardzo ciekawie wykreowane kreacje. Tobie również życzę weny i udanej zabawy ;)]

    Riley

    OdpowiedzUsuń
  11. Jego kolejne nowe życie nie było idealne, ale z ręką na sercu mógł przyznać, że znacznie lepsze od obu poprzednich. Wprawdzie nie był zawodowym futbolistą, niepełnosprawna ręka skutecznie zabiła jego karierę, ale po pewnym czasie doszedł do wniosku, że chyba dobrze się stało. Oczywiście nie w kwestii ręki, dwa palce stały się niemal całkowicie bezużyteczne w wyniku uszkodzenia nerwu i wciąż miał lekki problem nawet z pisaniem, ale w kwestii przyszłości… Nigdy nie przyznałby się do tego na głos, ale cieszył się, że nie wyszło ze sportem. Dzięki temu zaczął realizować się w czymś innym i musiał przyznać, że fotografia zaczęła być jego prawdziwą pasją. Jeszcze nie zarabiał na niej kokosów, jedynie tyle, ile zaproponował mu uniwerek za uwiecznianie wszelkiego rodzaju wydarzeń związanych z uczelnią, ale staż, który miał zacząć mógł nieco poprawić sytuację. Nie martwił się pieniędzmi, miał trochę oszczędności, ale zawsze byłoby lepiej ich nie ruszać.
    Kolejną sprawą była Margo. Układało im się naprawdę świetnie. No, pomijając jeden incydent, po którym w ich mieszkaniu pojawił się kot, ale oprócz tego było idealnie. Bez rodziców, bez Phoebe nie miał kto spieprzyć ich relacji. Żyli sobie beztrosko, nie wracając myślami do wspomnień i tak było dobrze.
    A przynajmniej o tym nie rozmawiali, bo dla Jake’a nie było dnia, żeby nie myślał o Phoebe. Z jednej strony nie powinien za nią tęsknić. Zraniła go. Chciał jej pomóc, pragnął wyciągnąć ją z tego całego bagna, w które się wpakowała, żeby nie skończyła jak ich matka Kath, a ona odwdzięczyła mu się w taki sposób. Ale tęsknił. Przez osiemnaście lat swojego życia byli praktycznie nierozłączni. Nie raz i nie dwa spali w jednym łóżku, podjadali sobie z talerzy, kończyli wzajemnie wypowiadane zdania… Byli podręcznikowymi bliźniętami, aż nagle, dosłownie z minuty na minutę przestali nimi być.
    Jednak wbrew wszystkiemu nie chciał się z nią kontaktować. Wiedział, że nie wyjdzie z tego nic dobrego tak długo, jak Fibs nie zmądrzeje. Zakładał, że wówczas sama go znajdzie, bo zrozumie, że nigdy nie przestaną być rodzeństwem, ale skoro wciąż nic takiego się nie stało…
    Po prostu żył dalej bez niej. I całkiem nieźle mu szło.
    Dziś miał zacząć wyczekiwany staż. Oczywiście miał być tylko pieprzonym chłopcem na posyłki, ale obserwowanie fotografa Vanity Fair podczas pracy było tego warte. Zresztą kontrakt gwarantował Jake’owi kilka sesji wykonanych samodzielnie na zaliczenie stażu, więc to nie tak, że miał zostać zupełnie bez niczego.
    W każdym razie z domu wychodził totalnie podjarany i nawet się uśmiechał, co zdarzało mu się ostatnio bardzo rzadko względem obcych ludzi. Szybko wprowadzono go w nowe obowiązki, których w zasadzie nie było wiele, więc miał czas na kręcenie się po planie. Modelki i modele zmieniali się jak w kalejdoskopie, a Jake nawet nie zapamiętywał ich twarzy.
    Póki nie ujrzał tej, którą oglądał codziennie od urodzenia. To było jak oglądanie filmu w zwolnionym tempie, klatka po klatce. W jednej chwili odprowadzał wzrokiem jakąś asystentkę, a w następnej patrzył w jasne oczy swojej siostry. To kolejny raz, kiedy los stroił sobie z niego żarty i choć przypadkowa kawa z Margo ostatecznie wyszła mu na rękę, tak pracowanie z Phoebe po prawie roku bez żadnego kontaktu…
    — Kurwa, ja pierdolę — wymamrotał do siebie. Chciał odwrócić się i wyjść, ale nie mógł zmusić się nawet do oderwania wzroku, a co dopiero poruszenia ciałem.

    maciczny współlokator

    OdpowiedzUsuń